Równiny Andurii[Równiny Andurii] Ile kosztuje śmierć

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

[Równiny Andurii] Ile kosztuje śmierć

Post autor: Laimëhín »

Przez ciemny korytarz, oświetlony jedynie migotliwym światłem sporadycznie wstawionych w uchwyty pochodni, przemknął bezszelestnie cień. Pojawiał się jedynie gdy musiał przejść obok jedynego źródła światła w wąskim korytarzu i momentalnie po tym znikał w zalegającym wszędzie mroku. Był już dość głęboko, żeby nie dochodziło tu światło dnia aczkolwiek, gdy się tu dostawał zapadał zmrok, a trochę czasu już minęło, więc i tu, i tam na górze panowała ciemność. Ciemność, która była w zasadzie jego domeną, jako zabójcy i jako człowieka błąkającego się bez celu, no właśnie do czasu. Do czasu, gdy w jego ręce wpadł ten niezwykły przedmiot będący w stanie kontrolować tak nieuchwytny element naszego życia jakim jest czas. Przedmiot za pomocą którego, miał nadzieję, odwrócić bieg wydarzeń. To przez niego tutaj teraz był, to przez jego tajemnicę odnalazł to miejsce i wdarł się do niego, by wydrzeć mu jego sekretną wiedzę. Liczył na to, że w tych księgach, manuskryptach czy starych grymuarach znajdzie coś, co pozwoli mu na wykorzystanie pełni możliwości artefaktu, który posiadł. Parę razy się już zawiódł tracąc czas na wertowaniu rozpadających się stronic, nie znajdując nawet wzmianki o czymkolwiek. Jedyne miejsce, w którym z pewnością jest upragniona przez niego wiedza, leży poza jego zasięgiem. Poza tym nikomu nie chce wyjawić czym dysponuje, gdyż każdy kto by się dowiedział z pewnością zechciałby mu to odebrać. Dlatego przemierza wszystkie krainy i poszukuje tego na własną rękę. Teraz prześlizguje się po wilgotnych korytarzach prowadzących coraz niżej do ukrytych, według zdobytych przez niego informacji, głęboko pod zamkiem wielkich sal wypełnionych po brzegi starymi pergaminami, tomiszczami i innymi źródłami wiedzy. Powątpiewał w ogrom ksiąg i wielkość tego podziemnego kompleksu, lecz nie odrzucał możliwości jego istnienia a także znalezienia tam czegoś, co by choć wskazało gdzie szukać, wszak sam zamek swoje już liczył. W końcu doszedł do małych acz silnie umocnionych drzwi, lekko je pchnął, a one uchyliły się ze zgrzytem nienaoliwionych zawiasów. Wszedł do podłużnego i dość szerokiego pomieszczenia, po środku wzdłuż niego sklepienie podpierały kamienne kolumny, na których to z jednej, to z drugiej strony przytwierdzone były oświetlające wszystko pochodnie. Po obu krawędziach, naprzeciwko siebie, ziały półmrokiem zakratowane cele, w których pozamykani byli ludzie, zwierzęta i jakieś hybrydy. Większość była już tak zmarnowana i wyzuta z wszelkiej nadziei, że nawet już nie podchodzili do krat zobaczyć kto przyszedł. Zrobił to jednak strażnik, który wbrew przekonaniom niektórych nie był takim co by siedział na stołeczku i drzemał a był czujny, i podszedł do źródła dźwięku, ale nie zdążył podnieść jakiegokolwiek alarmu, bo leżał za chwilę na posadzce dławiąc się własną krwią. Laimëhín stał nad nim chwilę i zaraz odpiął mu klucze od pasa. Skierował się w stronę klatek i począł je wszystkie po kolei otwierać. Być może to z dobroci serca, Laimowi serce ścisnęło na widok tych biednych ludzi, albo otwierał te klatki, by ich wpuścić i zaprowadzić chaos na górze ucieczką więźniów. Nie wyglądali na zbrodniarzy. Kim więc byli? Nie zastawiał się nad tym długo, ponieważ tuż po otworzeniu jednej z cel wilkołak w niej zamknięty rzucił się w porywie szaleństwa na swojego wybawiciela, myląc go z oprawcą, lecz nie przewidział tego co w chwili zetknięcia z nim się stanie. Zabójca chwycił go za wyciągnięte w jego stronę ramiona przechylając się razem z jego impetem do tyłu, kładąc się tym samym na plecach i podnosząc nogi. Jego stopa uderzyła od spodu w brzuch agresora, podnosząc go lekko nie zatrzymując jednak. Ciało zmiennokształtnego uderzyło solidnie o kamienną kolumnę i upadło na podłogę. Gdy ten w szale się zerwał jego łeb podniósł się w kierunku celi, lecz tam już nikogo nie było. W mgnieniu oka obok niego zmaterializował się jednak jakiś cień i zaraz rozległ się trzask, to pękł kręg i tuż po nim również przytłumione uderzenie o ziemię oddzielonej od ciała głowy. Chowając po chwili miecz obrócił się i ruszył znów przed siebie, zmierzając do znajdujących się po drugiej stronie sali drzwi. Zignorował już resztę zamkniętych w celach biedaków, choć jedna sylwetka przyglądająca mu się przez kraty sprawiła, że zwolnił na chwilę i spojrzał w jej stronę. Otrząsnął się jednak, przypominając sobie o głównym celu wizyty w podziemiach tego zamku i ruszył znów żywo przed siebie.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

Przed tym

        Kiedy się obudziła była strasznie obolała i kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała co się stało, gdzie jest, jak się tu znalazła i jak długo "spała". Pamiętała jedynie jak z Zilem siedziała w jednej z valladońskich oberży i raczyła się postawionym jej przez jakiegoś najemnika alkoholem i poczęstunkiem. Późniejszy flirt, kłótnia z niedźwiedziem i to co zaszło po znalezieniu go całkowicie zatarło się w jej pamięci, albo raczej wypadło z głowy lisicy, gdy otrzymała dwa ciosy w tył głowy. Zamroczona skrzywiła się lekko i spróbowała przeciągnąć, jednakże nie było to możliwe. Po ruszeniu się rozległ się brzęk łańcucha, a ona spojrzała w stronę jego źródła. Była przykuta do ściany w jakiejś ciemnej, cuchnącej wilgocią celi, w której jedynym źródłem światła było to wpadające do środka przez wyłożoną prętami ścianę.

        Od kogoś zza ściany dowiedziała się, że w tym miejscu przyszła na świat, a sprawujący tutaj władzę czarodzieje tworzą z lisołaki z ludzi, by móc je sprzedawać na targu niewolników jako egzotyczne okazy lub by tylko im usługiwały. Yve się to nie spodobało i chciała wierzyć w to, że zamknięta za ścianą staruszka po prostu postradała zmysły... Ale było zbyt wiele dowodów na to, by w nie wierzyć słowom starszej kobiety. Lisica zmarszczyła z niezadowoleniem swój nosek i zaczęła się szarpać raz po raz z łańcuchami, robiąc tym jedynie sporo hałasu i nic poza tym. Na swoje nieszczęście ściągnęła tym tylko uwagę jakiegoś przechadzającego się na zewnątrz czarodzieje, który z paskudnym uśmiechem na twarzy podszedł do drzwi celi przyjrzeć się zmiennokształtnej.
        - Miło, że postanowiłaś się w końcu obudzić, Obiekcie 8.0.2. W samą porę, zaraz twoja kolej - powiedział spokojnie, a jej przeszły po plecach ciarki. Wiedziała, że nie polubi tego gościa, bez względu na to jakby wyglądał czy nie wiadomo jak dużo by jej zapłacił. Dostrzegła za jego plecami przejeżdżający stół, albo łóżko na kółkach i przywiązanego do niego lisołaka, który... no cóż, którego widok nie napawał dziewczyny optymizmem. Nie pozwoliła przerażeniu zawładnąć swoim ciałem i szarpnęła się mocno, czując jak żelazne okowy zaczynają obcierać i nieprzyjemnie się wbijać w jej delikatne nadgarstki.
        - Żebyś się czasem nie przeliczył, dupku - zawarczała, skupiając się by zawładnąć jego umysłem i uwolnić się z tego burdelu. Niestety nie była w stanie dostać się do jego głowy i jej zaklęcie odbiło się jak od ściany, co dla niej samej było niezwykle wyczerpujące i bolesne. Nim ponownie straciła przytomność, usłyszała jego paskudny śmiech i przygłuszone słowa:
        - Tęskniłem za tobą...

        Gdy ponownie otworzyła oczy w ogóle nic się nie zmieniło ani w otoczeniu, ani u niej samej. Dalej była w celi, dalej ją wszystko bolało i nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Jedyną różnicą był smagający jej ciało chłód, choć wydawał się dziwnie przytłumiony. Zamrugała kilka razy, chcąc się do końca wybudzić i zerknęła w dół na siebie, otwierając ze zdumienia szeroko oczy i swój pysk... No właśnie, pysk. Nie przejęła się aż tak bardzo tym, że była praktycznie w samej bieliźnie, ale największym zaskoczeniem było dla niej znajdowanie się w hybrydziej formie. Nie była w stanie pojąć kiedy się zmieniła i jak skoro cały czas była nieprzytomna, choć zaraz zaczęła się domyślać, że pewnie dali jej jakiś specyfik wywołujący przemianę.
        - Co za chędożona banda zboczonych popaprańców - mruknęła wściekle pod nosem i zaczęła cicho warczeć, zmuszając się, mimo potwornego bólu głowy, do uruchomienia swoich szarych komórek na najwyższym poziomie by jakoś się stąd wydostać. W planowaniu nie pomagały jednak jęki i obłąkańczy bełkot dochodzący z innych cel oraz stłumione, ledwo słyszalne krzyki wypełniające podziemia. A im dłużej nie była w stanie nic wymyślić, tym bardziej się irytowała, podsycając jedynie swój gniew.

        Już miała wydrzeć się na całe gardło, żeby wszyscy się zamknęli bo ona zaraz tu oszaleje, gdy nagle usłyszała jak ktoś wchodzi do lochów przez ciężkie, nienaoliwione drzwi. Zerknęła w stronę wejścia do celi i nie spuszczała wzroku z przechodzącego obok niej strażnika, który... Na posterunek już nie wrócił. Po jakiejś chwili doszły jej uszu odgłosy otwieranych "pokoi" innych i tylko sporadyczne wyrazy wdzięczności i okrzyki radości. Słyszała jak w jeszcze nie uwolnionych pojawiła się nadzieja na ucieczkę z tego okropnego miejsca, niektórzy licytowali się o pierwszeństwo i pospieszali, by to ich najpierw uwolnił z jakiś zmyślnych powodów, przez co w kilku osobowych celach wybuchły bójki. Ona jedynie prychnęła z pogardą i odwróciła spojrzenie od wejścia do celi. Miała swoją dumę i nawet odrobinę nie pokaże, że już nie może się doczekać wyjścia stąd. Może to Zil przyszedł ją uratować, choć spóźnił się z ratunkiem? Oczywiście nie to, żeby miała nadzieję, ale tyle dla niego zrobiła, że cymbał mógłby się jej odwdzięczyć.

        Zaraz jak się okazało ona i większa część tutejszych więźniów nie miała na co liczyć, gdyż jeden z wypuszczonych, chyba jedyny tu wilkołak, który już dawno postradał zmysły, rzucił się na otwierającego cele intruza. Co prawda nie było to najrozsądniejszym posunięciem, bo po kilku uderzeniach serca jego głowa opadła na ziemię kilka kroków od reszty ciała, a "wybawiciel" stracił chęci na wypuszczenie innych, co wywołało jeszcze większe poruszenie i poleciały w stronę obcego wszelakie wyrazy oburzenia.
        - Phi... Żałosny smarkacz, na którego wystarczy tylko zawarczeć by zlał się w gacie... - prychnęła z pogardą do siebie pod nosem, myśląc, że to kolejny złodziejaszek zwabiony tu plotkami o wyimaginowanym bogactwie, który tylko przy okazji uwolnił kilku tutejszych więźniów. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy zobaczyła zatrzymujący się w dali zarys postaci, którego spojrzenie padało na nią. - Oj poczekaj gnojku, niech no tylko się uwolnię... zapłacisz za to, że mnie zignorowałeś - zawarczała cicho, obserwując jak zaraz znika w mroku.

        Miała mało czasu a musiała się poważnie zastanowić i skupić. ]Czuła, że kilku ze strachu zostało w swojej celi i użyła całej swojej siły by to wykorzystać. Przejęła kontrolę nad jednym i zaczęła kręcić się w okolicy miejsca gdzie rozgorzała najpierw jedna walka, po tym druga w poszukiwaniu dodatkowej pary kluczy, albo tego, który został skradziony, w nadziei, że nieznajomy "altruista" upuścił go podczas bójki z wilkiem. Już miała się poddać, gdy dostrzegła żelazny przedmiot odstający z zamku celi lykantropa i od razu go zabrała, po chwili otwierając celę, w której ona sama się znajdowała i uwalniając przy pomocy "pożyczonego" ciała swoje ręce z okowów. Rozproszyła swoje zaklęcie, gdy już była wolna, a jakiś zabiedzony dzieciak padł nieprzytomny na ziemię, po tym jak uwolniła od siebie jego umysł.
        - Najwyższa pora się stąd wynosić... Wilgoć w ogóle nie służy moim włosom - przeczesała pazurami dłuższe futro na czubku, z tyłu swojej głowy oraz delikatnie na karku, co faktycznie przypominało włosy, a po chwili przybierając całkowicie lisią formę, w zwinnych susach podążyła za zapachem kmiotka, który miał czelność ją zostawić. Choć oczywiście jak widać nie potrzebowała jego pomocy, bo sama mogła się uwolnić, ale przez niego straciła tylko siły, a przecież mógł po dobroci, przez przypadek, od niechcenia otworzyć jej celę i uwolnić jej dłonie. Ot tak by jej cela była otwarta, bo tak. Nie przez to by ją uratować... Kogo ona chciała oszukać? Rozszarpie go na strzępy!
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Laimëhín »

Kolejne drzwi, kolejny korytarz. Pokrętne tunele czasami prowadzą do tych samych pomieszczeń, w których jest jeszcze więcej drzwi. Laim miał nadzieję, że wybiera te właściwe, nie chciał tracić niepotrzebnie czasu na kluczenie po tym "labiryncie". Nie zajęło to dużo czasu, lecz na tyle sporo, by uważać go za stracony, gdy stanął wreszcie przed potężnymi, okutymi, nieruszoną przez niszczycielską rdzę, stalą i wyposażonymi w dość nietypowy zamek drzwiami. Bez wątpienia za nimi coś było i nie były to wcale kolejne korytarze. Za nimi mógł być ten zbiór wiedzy. Pociągnąwszy za klamkę, zdumiał się Laim, gdyż okazały się one otwarte, choć już po chwili minęło ustępując miejsca logicznemu wyjaśnieniu. Możliwe, że czarodzieje tak pewni siebie nie przypuszczali, że ktokolwiek będzie w stanie wedrzeć się do zamku, a co dopiero dostać się tak głęboko pod jego fundamenty. Nie byłoby to dziwne, szczególnie w przypadku tych co uważają się za nietykalnych panów, namiestników pradawnej mocy. Pycha jednak zgubiła już niejednego człowieka, choć ludzie wcale nie mają monopolu na opłakane skutki przypadłości "cywilizowanych" ras. Czy to wybitny wojownik czy to złotousty mówca skrócił swój żywot przez zlekceważenie strony przeciwnej, czy podyktowane ich manią wielkości pozwolenie sobie na odejście od zasad.

Otworzył je powoli starając się nie wywołać niepotrzebnego dźwięku, który mógł sprowadzić na niego kolejnego strażnika, tym razem bardziej niebezpiecznego i co za tym idzie zwiększającego ryzyko niepowodzenia całej tej wyprawy, a na to sobie pozwolić nie mógł. Zwłaszcza, że wydał na nią dość sporą sumę pieniędzy w postaci składników do wywarów czy informacji o całym miejscu. Były to również jego ostatnie pieniądze, także tym bardziej nie mógł dopuścić do jej niepowodzenia. Tym razem jednak drzwi okazały się w lepszym stanie, całkiem zadbane, chodziły gładko w zawiasach. Uchylił je więc, wśliznął się do środka i zamknął je za sobą. Znalazł się na wykutym w litej skale występie, od którego po obu stronach schodzą w dół dość niskie schody. Podszedł parę kroków do topornie wykonanej balustrady i jego oczom wreszcie ukazała się wielka sala. Nie była ona oczywiście tak olbrzymia jak to opisywali ci rzekomi szczęśliwcy, którzy ją odnaleźli, ale nadal robiła wrażenie. Strop sali w kształcie kwadratu z lekkimi absydami w każdej ze ścian podtrzymywały cztery masywne kolumny. Wypełniona była równie wielkimi regałami wykonanymi z ciemnego drewna, lecz w przeciwieństwie do niej były starannie dopracowane i były niemal dziełem sztuki. Między regałami światło dawały magiczne lampiony, unoszące się na wysokości 16 stóp. Teraz były one jakby uśpione, więc dawały słaby błękitny blask. Na misternie wykonanych półkach leżało mnóstwo książek, papierów i pergaminów, porządek burzyło jednak to, że one były nie tylko na półkach, ale leżały wszędzie, pozostawione na taboretach, stopniach starej drabiny czy na podłodze. To ostatnie zabolało Laimëhìna schodzącego już po schodach w dół, jak można tak traktować książki, źródła tak wartościowego zasobu jakim jest wiedza. Jego zamiłowanie do nauki i podnoszenia poziomu umiejętności zostało mu przekazane w genach po matce, która była górskim elfem. Znane są one z tego, że gromadzą gargantuiczną wręcz ilość wiedzy, co umyka Laimowi najprawdopodobniej ze względu, że nie jest potomkiem czystej krwi, ani nie był wychowany przez zamkniętą społeczność tej rasy. Gdy był już na dole podniósł pierwszą lepszą książkę, otwierając ją i próbując przeczytać zapisany w niej tekst. Chwilę później jednak coś zakłóciło martwą ciszę panującą w wielkiej komnacie, ledwie dosłyszalny szczęk zamka od drzwi, który nie umknął zwiedzającemu bibliotekę zabójcy przez jego niezwykłe czuły słuch. Ktoś tutaj wszedł. "Byłem śledzony? Przecież nikt mnie nie widział..." Nie zastanawiając się długo rozpłynął się w powietrzu, a po nim pozostała smuga ciemnego dymu, która zniknęła równie szybko, co się pojawiła.

Wszystko znowu zamarło, jedyne poruszenie można było dostrzec na balkonie. W ukryciu wypatrywał tego, który pojawił się w sali. Po schodach chowając się za balustradą zmierzała jakaś postać. Jej częściowo odkryte ciało kontrastowało z panującą wszędzie czernią. U dołu zatrzymała się na chwilę dziwnie się zachowując. Zaczęła kręcić głową i pochylać ją, i unosić, jakby węszyła. Zdziwienie minęło, gdy przypominał sobie o mijanych wcześniej celach, w których gdzieniegdzie zamknięte były okazy zmiennokształtnych. Ruszyła jednak po chwili bezruchu w którąś z uliczek, a Laim za nią. Gdy postać, za którą podążał zabójca krążyła pomiędzy wielkimi regałami ten przemieszczał się ponad nią bezszelestnie, śledząc i badając jej zachowanie. Gdy podczas przechodzenia między kolejnymi działami na skraju tuż pod nim przyległa do półki, chcąc zerknąć czy za nią ktoś nie stoi, zdecydował że jest to najlepszy moment. Splótł wokół siebie energetyczną tarczę, która w momencie stworzenia lekko zalśniła, po czym poblask znikł, i zniknął.

Kobieta trzymając pochodnię w ręce powoli wychylała się zza regału, gdy nagle, w dosłownie ułamku sekundy, tuż przed nią zmaterializował się, w eksplozji ciemnej energii, ubrany na czarno mężczyzna. W prawej ręce trzymał dziwny miecz w drugiej zaś nic. Poruszył się, lecz nie jak by się mogło wydawać prawą ręką, lecz tą, w której nic nie miał, chwytając zaskoczoną ofiarę za gardło, podnosząc i przyciskając ją do ściany z książek. Między jego pojawieniem się a ruchem, nie można było uświadczyć nawet chwili przerwy, ba! Wręcz nie można było uchwycić chwili, kiedy to została przyszpilona do regału. Spojrzała w ledwo widoczne oczy łowcy i nie dostrzegła w nich... nic!
- Po co tu przyszłaś?! - rzucił szeptem, było to jakby warknięcie. - Życie ci nie miłe? Czy tak ci już przeżarli umysł, że poszłaś złą drogą?
Po chwili ciszy przypomniał sobie o zaciśniętym gardle, puścił ją, a ta upadła na ziemię próbując złapać oddech.
- Wynoś się stąd! - syknął, chowając miecz i odwracając się na pięcie. Ruszył przed siebie, zastanawiając się gdzie tu może znaleźć archiwum. Nie zlekceważył jednak jej obecności tutaj i pozostał czujny.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Szukanie go było niemiłosiernie męczące, nawet jeśli podążała tylko za jego zapachem i jedynym jej wysiłkiem było szybsze przebieranie łapkami. Normalnie by odpuściła, bo po co tracić czas na kolejnego dupka... Jednakże temu przydałoby się trochę dobrego wychowania. Bo jakim prawem wypuścił kilkoro innych, a nie ją! Ta zniewaga krwi wymaga! Szczególnie, że Yve już i bez tego była wściekła i sfrustrowana, była niewiadomo gdzie, nie wiadomo jak długo i nie wiadomo czemu... Choć to już jej kilka razy uświadamiano, ale mimo wszystko! Musiała się na kimś wyładować, a ten pachołek po prostu spadł jej z nieba w tych trudnych chwilach.
        Przyspieszyła znacząco i już po chwili go dostrzegła, stojącego przed jakimiś masywnymi drzwiami, które zaraz postanowił otworzyć. "A jednak chędożony złodziej, wiedziałam!" - pomyślała i stawiając ostrożnie kroki, by jej pazurki nie stukały za głośno w kamienną posadzkę, zaczęła zmniejszać odległość do pomieszczenia, w którym intruz przed chwilą zniknął. Przylgnęła rudym bokiem do ściany przy drzwiach i się rozejrzała czujnie po korytarzu, odczekała chwilę i stanęła na nogi przybierając ludzką formę. Zadrżała lekko gdy jej praktycznie nagie ciało smagnął chłodny wiatr z głębi ciemnego korytarza. Nie wróżyło to niczego dobrego, ktoś zszedł do podziemi, a przeciąg ją o tym poinformował. Sięgnęła pochodnię nad swoją głową i ją zgasiła, ocierając jej koniec o ścianę, by pozbyć się zdradzającego jej pozycję żaru, po czym na paluszkach postanowiła przekroczyć te ogromne drzwi.

        Po wejściu do pomieszczenia szczerze nie była zaskoczona zastaniem potężnej komnaty praktycznie całkowicie opanowanej przez różnego rodzaju źródła wiedzy od pojedynczych, zwykłych świstów, po rozsypujące się, wiekowe grymuary. Skrzywiła się nieprzyjemnie widząc ten wszechobecny chaos i czując mdlącą woń wilgoci przemieszanej z gnijącymi stronicami. A podobno czarodzieje bardzo sobie cenili i dbali o swoje biblioteki. Otrząsnęła się szybko przypominając sobie o celu swojej wizyty tutaj i nieco przykucnęła zaczynając się skradać i podążać za zapachem. Zdziwieniem dla niej ogromnym było, że trop w pewnym momencie się urwał, ale zrzuciła winę na zmęczenie, gdyż po chwili delikatny podmuch wiatru kolejnego przeciągu przywiódł do niej zapach, który jej się zgubił. Rozejrzała się i pociągała lekko powietrze z każdej strony, aż w końcu ruszyła dalej w jedną z regałowych alejek, trzymając mocno w dłoni pochodnię. W końcu musiała się czymś obronić w razie ataku. Już bardzo tęskniła za swoimi dwiema ślicznotkami, ale niestety wątpiła w ich odzyskanie. No cóż, najwyżej tydzień popracuje, może trochę to ona zabawi się klientami i będzie mogła znów cieszyć się swoim ekwipunkiem. Najciężej będzie jej z zestawem małego truciciela, ale ona nie da rady?

        Klucząc bibliotecznymi alejkami rozglądała się raz po raz, czy czasem jej węch jej nie oszukuje i czy może w pobliżu nie ma tego, którego szukała. Z każdą chwilą jednak zaczynała nabierać coraz więcej podejrzeń. Dziwnym jej się wydawało, że niby go czuje, ale nigdzie go nie ma, a przecież krążyła już dłuższą chwilę. Do tego jeszcze miała wrażenie jakby ktoś ją obserwował od dłuższej chwili. To właśnie dlatego postanowiła w pewnym momencie przylgnąć do jednego z regałów i uważniej się przyjrzeć otoczeniu, a jeśli to nie wyjdzie spróbować magią sięgnąć czyjegoś umysłu, o ile rzeczywiście ktoś z nią w tej komnacie był. Niestety zaraz się okazało, że nie jest tu sama, a ona popełniła ogromny błąd.

        Jęknęła żałośnie czując odbierający jej dech uścisk na swoim gardle i chciała oderwać od siebie trzymającą jej dłoń, chwytając ją swoimi i drapiąc, ale niestety nie należała do najsilniejszych, nawet we własnej rasie, a do tego była osłabiona przebywaniem w tym miejscu i tym co jej robili, a czego nie była świadoma przez usypiacze, albo zaklęcia. Z całych sił daremnie próbowała zaczerpnąć powietrza, albo chociaż palcami oprzeć się na stałym gruncie. Przez szok jak szybko to się stało i jej utratę czujności oraz duszenie nie była w stanie choćby zawarczeć, czy zmarszczyć nosa w wyrazie niezadowolenia. Jej ruda kita zamiatała nerwowo końcówką podłogę, a dziewczyna powoli zaczynała mieć mroczki przed oczami, w uszach coraz bardziej szumiało. Ostatkiem sił spróbowała wziąć się w garść i go kopnąć najmocniej jak tylko by mogła, lecz jej plan został przez niego udaremniony. Puścił ją, ale Yve nie zamierzała się z tego cieszyć i mu dziękować.
        - Za kogo ty się uważasz padalcu żeby tak damę traktować! - zawarczała wściekle, nie starając się w przeciwieństwie do niego zachować ciszy. Nie przejmowała się tym, że mogliby ją teraz złapać ci, do których to wszystko należało, bo skoro do tej pory żyła, nie zależało im na jej śmierci, a ta za to najpewniej spotkałaby tego złodzieja... nawet jeśli jeszcze nic nie ukradł. O, włamywacza! - Hej! Mówi się do ciebie dupku! - syknęła, idąc szybko za nim. Widziała, że nie jest głupi i nie brak mu sprytu, dlatego zamiast bezpośrednio się na niego rzucić, wyprzedziła go jakby to ona chciała prowadzić i błyskawicznie się odwróciła, naskakując na niego i razem obalając się na ziemię. Siadła na nim okrakiem i chwyciła za materiał jego ubrania pod gardłem. - Jak śmiesz mnie ignorować i mi rozkazywać nędzna łachudro..? I do tego jeszcze miałeś czelność mnie zostawić w tamtej celi... Jesteś żałosny! Z resztą aż szkoda gadać... Zniechęciłeś się przez jakiegoś pchlarza, nosz kawał dżentelmena i herosa z ciebie. Doprawdy, królestwo na twoją cześć! A może z nimi współpracujesz, co, chędożony, zboczony sadysto?! Nie gap się na mnie, za to się słono płaci i...! - przerwała, zadzierając głowę, gdy po komnacie rozległ się już nie taki cichy odgłos otwieranych drzwi.
        Zaklęła pod nosem i się rozejrzała w poszukiwaniu czegoś czym mogłaby go związać i zostawić tym czarodziejom na pożarcie. Niestety nie było już na to czasu, warknęła na niego raz jeszcze i puściła, przybierając lisią formę i umykając zwinnie w którąś z alejek. Z tego co słyszała z jednej strony ktoś tylko wszedł i chyba jeszcze nie wiedział o ich obecności tutaj. To była nielicha szansa do wykorzystania, szczególnie, że doskonale czuła przeciąg, a to znaczyło drugie wyjście, albo chociaż lepsza kryjówka, w której stronę się puściła, uważając, by poruszać się bezszelestnie i nie zostać zauważoną przez gospodarza.
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Laimëhín »

Wydawało mu się, że to w zupełności wystarczy, żeby się jej pozbyć. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał jej wyrzuty i zaraz wybiegła przed niego. Czego ona od niego chce? Czy nie rozumie, że jej życie może się zakończyć po jednym niewłaściwym ruchu? Chyba nie bardzo jej na nim zależy, skoro się tak naraża, albo próbuje coś tym osiągnąć. Szczerze to nie rozumiał czasem ludzi i ich zachowań, wynikało to z tak rzadkiego obcowania z nimi, no i tego, że zabijał ich miast się rozwodzić nad ich pobudkami. Tym razem jednak ciekawość wzięła górę i gdy tamta wyskoczyła przed nim dał się obalić. Nie miała przy sobie nic, więc było o tyle bezpieczniej, ale nawet jakby chciała się do czegoś więcej posunąć, nim by się obejrzała leżałaby ze skręconym karkiem, poderżniętym gardłem albo przebita mieczem. Znał już tyle sposobów uśmiercania wszystkiego co żyje, że można by z tego napisać parę książek. Zdecydowanie nieświadoma zagrożenia zaczęła go wyzywać i krzyczeć na niego. Nie bardzo go obchodziło co ona o nim myślała, poza tym kto powiedział, że on im pomagał przez bycie szlachetnym bohaterem? Do końca pozostał niewzruszony, odpowiadając jedynie pustym spojrzeniem. Wiązankę przerwał głośny stuk otwieranych drzwi, ktoś wszedł, kobieta podniosła głowę wyraźnie niezadowolona tym faktem.
- Brawo – skomentował krótko jej dokonanie jakim było sprowadzenie tutaj pogoni. Czmychnęła szybko schodząc z Laima, zamieniła się w lisa i zniknęła w którejś z alejek. Światło latarni rozbłysło oświetlając skąpane dotąd w półmroku uliczki i regały, ukazując w pełnej krasie mnogość zebranych tutaj dzieł. Ktokolwiek przybył musiał umieć korzystać z magii, bez odpowiednich umiejętności magicznych nie byłby w stanie uaktywnić lampionów. Ten już stanowił dużo większe zagrożenie, niż roznegliżowana awanturnica, dlatego z nim musi uporać się dużo prędzej, zanim go tu wyczuje albo co gorsza on weszcznie alarm. Nie potrzebował tutaj więcej magów. A ten samą swoją obecnością skutecznie uniemożliwiał Laimowi spokojne poszukiwanie upragnionej wiedzy. Wstał i otrzepał się z kurzu, po czym podszedł do półki i zaczął się wspinać. Nie chciał używać teraz zbyt dużo magii, gdyż ta mogłaby być wykryta przez nowo przybyłego i powiadomić go o intruzie, a zależało mu na jak najdłuższym pozostaniu w ukryciu. Gdyby mógł jeszcze wiedzieć gdzie podziała się lisica. Wolałby ją pozostawić przy życiu, ale jeśli tamten ją odnajdzie zanim on go zlikwiduje będzie miał o wiele trudniejsze zadanie, gdyż ta może mu zdradzić obecność zabójcy. Z tego powodu jeśli ją znajdzie pierwszą będzie się jej musiał pozbyć, oby tak nie było.

Przeskakiwał z regału na regał, rozglądał się za celem lecz niepokoiło go, że nie było czarodzieja w pobliżu wejścia. Przeskoczył jeszcze parę półek, gdy nagle usłyszał grzmot i krzyk rozchodzący się po całej sali. Kątem oka wyłapał też błysk w okolicy jednej z wysokich absyd, w tamtą też stronę się udał. Gdy już był blisko, słyszał wyraźnie wykrzykiwane bluzgi i upewniło go to co do dwóch rzeczy: pierwsza, że była to ta lisica i najpewniej złapał ją przybyły pradawny i drugie co ważniejsze, wspomniany nie wiedział jeszcze o jego obecności. Gdy Laim znalazł się na ostatnim regale, jego oczom ukazał się pulpit z wielkim tomiszczem, a wokół niego w półkolu ustawione pod ścianami wnęki w ścianie parę kamiennych stołów zawalonych najróżniejszą aparaturą i oczywiście księgami. Absyda tworzyła z wielkimi regałami koło, wyglądało to jak mała arena, na której wyryto pewne znaki. Możliwe, że było to miejsce, w którym łatwiej manipulowało się magią. W nim właśnie znajdował się mag wraz ze złapaną. Powoli opuszczał on ramiona, a wraz z nimi kobieta upadała coraz to niżej na podłogę aż w końcu przygniotło ją to całkowicie. Próbowała się temu opierać, a także widocznie parła naprzód by dorwać jej oprawcę, lecz ten tylko zaśmiał się szyderczo i wyklął ją.
- Myślisz, że możesz mi coś zrobić, suko? Jesteś tylko nędznym, słabym pomiotem. Zamiast się opierać ulegnij, a darujesz sobie tych męczarni, jakie oferujemy nieposłusznym! – wypowiedział szorstkim głosem odbijającym się echem od zimnych ścian biblioteki. W pewnym momencie złapał się za głowę, jakby ta go silnie zabolała, nie był widocznie świadom jej zdolności. Lisica wykorzystała jego skupienie na swojej mocy, by wedrzeć się mu do umysłu, lecz ten szybko używając kolejnego zaklęcia, rzucił nią o ścianę. Kobieta z jękiem uderzyła o krawędź wnęki, przy której się to wszystko odbywało, z wściekłości uniósł ją do góry i zaczął miażdżyć jej płuca.
- Zabiję cię! – wykrzyczał z szałem.

"Wystarczy", pomyślał Laim i przeniósł się tuż za nic nie spodziewającego się czarodzieja. Podszedł i przykładając mu nóż pod gardło, chwycił za ramię.
- Trochę cię poniosło – szepnął. – Puść ją.
- Chędożył cię pies! – zacharczał pochwycony. Laim zaczął powoli podcinać skórę, aż poleciała stróżka ciepłej krwi.
- Dobra! Dobra! – zajęczał struchlały i opuścił lisicę posłusznie na ziemię.
- Inni też tu są czy sam jeden zszedłeś na dół? – zapytał zabójca, poruszając lekko sztyletem w górę i w dół.
- Ja! Ja sam! Zszedłem poszukać zbiegów z klatek! Błagam nie zabijaj mnie! – kwilił nie tak dawno pewny siebie mag. – Wyprowadzę cię stąd bezpiecznie jeśli mnie oszczędzisz!
Nie był tym zbytnio zainteresowany i już miał zadawać następne pytanie, gdy kobieta zaraz po podniesieniu się i otrząśnięciu, rzuciła się w ich stronę żądna krwi. Czarodziej tym przerażony krzyknął, lecz jego krzyk został w połowie urwany przez ruch Laima, który poderżnął mu gardło. Krew z tętnicy chlusnęła, obryzgując lisicę. Laimëhín odrzucił ciało, kopiąc je prosto w pędzącą na niego niedoszłą ofiarę skutecznie ją zatrzymując. Razem z ciałem upadła na zimną posadzkę jeszcze bardziej brudząc się szkarłatną cieczą.
- Przemyśl swój następny ruch, bo inaczej skończysz jak on – rzucił, gdy udało jej się w końcu zrzucić z siebie martwe ciało. – Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Pomóż mi a ja pomogę tobie. Co Ty na to?
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Słysząc jego komentarz powstrzymała się przed rzuceniem mu kąśliwej uwagi na temat tego, że to przez niego całe to zamieszanie, jednakże na kłótnie i debaty odnośnie czyja to była wina będzie czas później. Obecnie mieli ważniejsze sprawy na głowie. Nie zważając już na nic odskoczyła od elfa i lądując przemieniona w lisa czmychnęła ile sił w łapkach w jedną z regałowych uliczek. Musiało tu być jakieś inne wyjście, dała by sobie za to ogon uciąć, przecież przeciągu nie może być w pomieszczeniu z tylko jednym wejściem... Prawda? Na zastanawianie się to również nie była odpowiednia chwila, dlatego jeszcze bardziej przyspieszyła i już niemal była u celu... Znaczy byłaby, gdyby droga ucieczki nie okazała się tylko podstępną sztuczką.

        Zaskoczona tym faktem lisica przysiadła i dusząc szybko od sprintu sprzed chwili, wpatrywała się tępo w ścianę, gdzie jeszcze przed chwilą były dębowe drzwi. Niestety za długo zwlekała, a uświadomiła to sobie słysząc nasilające się za sobą kroki. Odwróciła pyszczek w tamtą stronę i z niepokojem położyła po sobie uszy. Otrząsnęła się jednak szybko ze strachu i stanęła twardo na szeroko rozstawionych łapkach jeżąc groźnie sierść i warcząc dziko przez wyszczerzone zęby, co wyglądało dość groteskowo u lisa. Skoczyła w stronę maga, chcąc go zaskoczyć swoją przemianą w człowieka w locie i wykorzystać jego rozkojarzenie by mu zdzielić, jednakże ten w tym samym czasie zebrał w sobie energię, pobierając jej część z niedalekiego miejsca, które było jego prawdziwym źródłem, przy czym rozległ się głośny grzmot, a po tym pochwycił zmiennokształtną w jedno ze swoich zaklęć i przygwoździł do ziemi. Żałosny krzyk wyrwał się z jej piersi, ale to ani na moment nie złamało bojowego nastawienia Yve, która ze wszystkich sił chciała rozszarpać pradawnego na strzępy.
        - Jesteś już trupem eunuchu! - zawarczała wściekle, starając się oprzeć jego zaklęciu, lecz to było zaskakująco trudne. Przecież dobrze widziała, że dopiero się wszystkiego uczył, a mimo to z jakiegoś powodu zdawał się być silniejszy od niej. To było nie do przyjęcia i musiała coś na to poradzić, bo nie chciała znów kisić się w cuchnącej wilgocią i pełnej szczurów celi.
        - Zważaj na słowa łazęgo! Mogę być kurtyzaną, ale na sukę się nigdy nie zgodzę! - W jej oczach płonęła żywa furia.
        Odetchnęła głęboko i sama posłała w jego stronę swoje własne zaklęcie, lecz to... ledwie go musnęło i zaraz się rozproszyło. Lisica była w ciężkim szoku, jednakże nie miała zamiaru się tak łatwo poddać. Niestety jak się można spodziewać, jej upór nie spodobał się uczniakowi, który to postanowił ukarać ją za udzielenie złej odpowiedzi. Czarodziej miotnął nią o ścianę, a przez silne uderzenie zmiennokształtnej wydarł się z gardła zduszony jęk wraz z oddechem, który jej na moment odebrano. W sumie... nie na moment, bo zaraz uderzyła o sklepienie i to właśnie tam obecnie była miażdżona. Nie musiała minąć długa chwila, by dziewczyna zaczęła z sobą walczyć o zachowanie świadomości, przez co była w stanie widzieć co się dzieje w dole, a tam... znikąd pojawił się ON. Lisica w zdumieniu otworzyła szerzej oczy i kilka razy zamrugała, czy to czasem nie omamy wzrokowe spowodowane obrażeniami i niedotlenieniem mózgu.

        Po kolejnych kilku uderzeniach serca zaczęła opadać wolno w stronę ziemi aż całkowicie już z rozproszonym zaklęciem na niej nie leżała. To był najlepszy moment na kontratak, jednakże i tym razem parszywy złodziejaszek postanowił pozbawić ją całej zabawy i jeszcze nawet jej przeszkodzić. Nie przejmując się zasychającą na swoim ciele - i to jeszcze nie z jej winy - krwią uczniaka, skierowała cały swój gniew na nieznajomego, gotowa uraczyć go kolejnym kazaniem. I tym razem elf postanowił udaremnić jej plany i kopnął w jej stronę zwłoki z poderżniętym gardłem, przed którymi nie zdążyła uskoczyć, a które uderzyły w nią i przewróciły przygniatając szczupłą dziewczynę swoim ciężarem. Jej wściekłość była przez to jeszcze większa, ale zatrzymała się w bezpiecznej odległości od uzbrojonego nieznajomego i wpatrywała się w niego wilkiem. Prychnęła z pogardą na jego słowa i przewróciła oczami.
        - Ja nikogo nie potrzebuję, za to ty potrzebujesz mnie, gnojku - burknęła i splunęła na bok, po czym odwróciła się na pięcie i z dumnie podniesioną głową i delikatnie falującą rudą kitą skierowała się do wyjścia, by uciec z tego miejsca. Tym razem była niemal bardziej niż pewna że jej się to uda.
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Laimëhín »

Stał spokojnie, gotów w każdej chwili wykonać precyzyjne cięcie. Czekał na odpowiedź lecz ta, gdy w końcu nadeszła, wcale nie była taką jakiej oczekiwał. Nawet jeśli nie bała się go po tym co już widziała mogłaby być chociaż bardziej wdzięczna za dwukrotne uratowanie skóry. Ona jest chyba szalona, szczególnie myśląc że uda jej się teraz stąd wydostać od tak. Trochę więcej się po niej spodziewał ale cóż. Jest dla niego nikim, czemu miałby się nią przejmować. I już miał ruszyć w stronę piedestału gdy przypomniał sobie dlaczego ona jest istotna. Wiedziała o jego obecności tutaj. Nie byłoby to problemem gdyby nie to że utrudni mu to okrutnie opuszczenie tego miejsca. Nie wiedział ilu dokładnie przebywa tu magów ani jaką potęgą oni dysponują ale nagromadzenie się ich tutaj, będzie dla niego niezwykle problematyczne. Głównie dlatego że to oni będą wtedy polować na niego.
Westchnął ciężko i zniknął w kłębie czarnego dymu.

Kobieta już była niedaleko schodów gdy tuż przed nią pojawił się Laim zagradzając jej drogę. Nie było może wąsko ale stanął tak, że jak by go próbowała obejść i tak by ją dosięgnął. Spod kaptura spoglądały na nią jego ciemne oczy.
- Stój! Musisz tu jeszcze zostać. Jeśli się nie zgodzisz, nie wyjdziesz stąd... wcale. - rzucił oczekując że tym razem się podda i nie będzie zmuszony do zneutralizowania tego zagrożenia.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        - Oj starzejesz się kochana, starzejesz - mruknęła do siebie idąc w stronę wyjścia z biblioteki i westchnęła ciężko.
        Przez tego cholernego maga była jeszcze bardziej obolała i zmęczona, a poobijany zadek jasno dawał do zrozumienia, że wydostanie się stąd zajmie jej więcej czasu i energii niż się wydaje. Do tego jeszcze ten złodziej od siedmiu boleści... Moment... Złodzieje tak się ruszają? Pokręciła głową odrzucając od siebie tę myśl, nie miała czasu na pierdoły, a szczerze mówiąc tamten facet mógłby być dla niej równie dobrze pomywaczem. Nie miało to żadnego znaczenia. Najważniejsze by dał jej święty spokój i nie przeszkadzał. Może nawet postawi mu piwo na jego koszt jak się kiedyś spotkają gdzieś w Alaranii, o ile kretyn w jednym kawałku stąd wyjdzie. Wyszczerzyła się złośliwie i zachichotała z rozbawieniem.

        Już prawie dochodziła do schodów w szampańskim nastroju, gdy nagle się przed nią zmaterializował. Było to o tyle niespodziewane, że Yve zastygając w pół kroku straciła równowagę i upadła na posadzkę tłukąc swój delikatny tyłeczek.
        - Ej! - zawarczała na niego i podniosłą się jak oparzona by stanąć z nim twarzą w twarz, pusząc przy tym w gniewie swoją rudą kitę. - Za kogo ty się uważasz koleś? Nie jesteś moją matką żeby mi rozkazywać! Jeśli chcę wyjść to wychodzę, a taki podrzędny rabuś może mi co najwyżej buty wypucować! Poza tym co to za maniery?! Nie zagradza się damie drogi, tylko się jej ustępuje i jeszcze otwiera szeroko drzwi! Gdzie cię chowali cepie?! W oborze ze świniami?! - wrzeszczała na niego. Toż to zaczynało przechodzić ludzkie pojęcie, nie dość, że ona niemal goła, samotna i niewinna, to jeszcze jakiś lachociąg śmiał jej rozkazywać! Bezczelność!
        - Ustalmy sobie coś matole, bo wydaje mi się, że nie do końca wszystko rozumiesz... Ja nie potrzebuję ciebie, chyba że do rozczesywania mi ogona i oddawania wszelkiego rodzaju czci, za to ty potrzebujesz mnie, bo: pierwsze primo nie wyjdziesz stąd żywy, drugie primo w ogóle stąd nie wyjdziesz. Poza tym... - zamilkła nagle. Alleluja, Piekło zamarzło! Powiodła wzrokiem po całej jego sylwetce i się zamyśliła. "Z tym ciołkiem nie ma co dyskutować, bo i tak nic nie zrozumie... A może by tak...?" - pomyślała i zaraz się wyszczerzyła podstępnie pod nosem. To musiało się udać! Uśmiechnęła się do niego niewinnie i splotła potulnie dłonie za plecami, powabnie zbliżyła się do niego i okrążyła stając za nim po jego prawicy, a od lewej lekko go obejmując swoim ogonkiem. Jedną dłonią opierała się o jego ramię a drugą położyła mu na piersi.
        - Ah wybacz mi mościwy panie moją arogancję i zaślepienie, jak mogłam odrzucić propozycję pomocy ze strony takiego mężczyzny. Przyjmij zatem moje najszczersze przeprosiny i moją zgodę na twoją propozycję - wymruczała kusząco.
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Laimëhín »

Wstała i... znowu zaczęła się na niego wydzierać. Kompletnie nie pojmował jej zachowania. Była w beznadziejnej sytuacji i tylko ją sobie pogarszała. Co z nią jest? Stał zastanawiając się czy nie jest przypadkiem chora psychicznie i nie jest świadoma swojej sytuacji. Już stracił nadzieję na bezproblemowe rozwiązanie sytuacji i miał chwytać za ostrze, gdy nagle kobieta umilkła. Po chwili jej twarz przybrała dziwny wyraz, a ręce splotły z tyłu. Spokojnym krokiem podchodziła kołysząc biodrami i zaczęła obchodzić go dookoła. Śledził ją wzrokiem, gdy w końcu przylgnęła do niego, mówiąc teraz miękkim głosem i słodko go przepraszając. Jej dłoń oparła się na jego piersi ocierając o noże zaczepione do pasa na klatce piersiowej. Spotykał się już nie raz z takim zachowaniem przebywając w karczmie czy mijając zamtuz i już był pewien co do profesji jaką wykonywała zanim ją tu ściągnięto. Wiedział jak takie spotkania się czasem kończyły. Doceniał piękno, którym obdarowała ją natura, lecz jedynie przez pryzmat sztuki i jednocześnie czuł wobec niej odrazę, jak może ona w taki sposób to piękno bezcześcić. Nie to mu jednak było teraz w głowie, było to nieistotne w tym momencie.

Laim rozluźnił chwyt na rękojeści. Jego prawa dłoń podniosła się i spoczęła na jej dłoni, a druga zaś na ramieniu tuż pod barkiem. To była chwila kiedy zacisnął obie, wyprostował jej ramię wykręcając je i obracając się przy tym. Nogą zbił jej kolano szybciej i bezboleśnie odprowadził jej ciało w dół na podłogę. Stanął nad nią trzymając dalej jej rękę, jedną dłonią chwycił za kark, a kolanem przycisnął jej klatkę. Pochylił się nad jej uchem i obwieścił:
- To chyba Ty czegoś tu nie rozumiesz i to już ostatni raz kiedy jestem wyrozumiały - powiedział cicho, po czym kontynuował. - Mało co mnie obchodzi co o mnie myślisz, mało mnie obchodzi za kogo ty się uważasz, i sprostujmy, jesteś tu na mojej łasce i to Ty nie wyjdziesz stąd żywa beze mnie. Nie mam czasu na jakieś gierki. Jeśli jeszcze raz spróbujesz zrobić coś nie po mojej myśli gwarantuję ci, że nie skończy się to dla ciebie dobrze, a o śmierć będziesz błagała. Więcej nie powtórzę więc radzę się zastosować.
Jego zimny głos rozbrzmiewał w jej uszach, odbijał się od kamiennej podłogi powodując jeszcze większą głębię. Odpuścił w końcu i podniósł się.
- I trochę więcej szacunku dla kogoś, kto dał możliwość ucieczki - powiedział, po czym odwrócił się i ruszył. - Ty masz się zająć pilnowaniem czy ktoś nie wchodzi, ja idę się za czymś rozejrzeć - rzucił jeszcze przez ramię do leżącej.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Dostrzegając moment, w którym rozluźniał chwyt na rękojeści, Yve uśmiechnęła się pod nosem tryumfalnie, że elf połknął haczyk. To dobrze, bardzo dobrze. Wszystko teraz powinno pójść jak z płatka, tylko... Zerknęła na niego podejrzliwie, gdy ją dotknął i niestety nie zdążyła się zorientować jak i kiedy tak właściwie znalazła się pod nim za ziemi. Normalnie uznałaby to za ostrą grę wstępną i jego frustrację seksualną oraz desperację - nie byłoby to dla niej zdziwieniem, skoro mężczyzna miał za ruena dobrego wychowania, a co za tym idzie na pewno żadna go nie chciała. Myliła się jednakże do jego braku kultury, gdyż nieznajomy zaraz postanowił jej łaskawie zademonstrować w jak wielkim była błędzie co do jego zamiarów i kwestii niezbyt udanego pożycia.
        Jęknęła z bólu i niezadowolenia obecnym obrotem sytuacji. Może źle go oceniła? Może to jakiś psychopata, z którym nie powinna sobie tak beztrosko pogrywać jak to miała w zwyczaju ze wszystkimi innymi mężczyznami? Miała przekichane i to jedno wiedziała na pewno. Z trudem łapiąc oddech przez przygniataną klatkę piersiową, tłumiła w sobie narastający gniew i ze wszystkich sił próbowała nieznajomego od siebie odrzucić, ale co mogła szczuplutka, niewinna lisiczka w starciu z takim niewychowanym troglodytą? No niewiele, jedynie wyglądać uroczo i czekać aż zrobi z niej jeszcze bardziej uroczy dywanik przed kominek. Wszystko bardzo źle wyglądało, więc póki co musiała się mu podporządkować. Nie będzie to dla zbyt przyjemne, a szczególnie łatwe, ale przynajmniej nie skończy jak tamten czarodziej, a gdy tylko się stąd wydostanie, będzie mogła z czystym sumieniem kopnąć go w to rozdęte przez jego ego dupsko i uciec jak najdalej od tego psychola. I to się nazywał dobry plan!

        Ugryzła się w język żeby mu czegoś nie odwarknąć "w podzięce" i nie splunąć w twarz każąc mu się chędożyć, za to jakoś nie miała kontroli nad swoimi oczami, którymi przewróciła pogardliwie i tylko czekała, aż on z niej zejdzie. Acz... rezygnacja z odgryzienia się też nie zdała próby czasu.
        - Skończyłeś? Bo wiesz posadzka jest zimna, a ty jesteś ciężki - mruknęła od niechcenia, starając się stwarzać pozory tego, że to co się właśnie stało w ogóle nie nie przeraziło, ani nic. - Nie powiem przyjemnie mi się leży i w ogóle, ale... Chyba miałeś coś do zrobienia, bo wątpię byś urządził sobie po prostu wycieczkę krajoznawczą, a im szybciej się tym zajmiesz, tym szybciej stąd uciekne...iemy - dodała i odetchnęła z niemałą ulgą jak zaraz ją puścił.
        Wstając z ziemi nic mu już nie odpowiedziała tylko pokazała język jak się odwrócił i miała pewność, że jej nie zauważy, po czym podeszła do drzwi i nasłuchiwała czy nikt nie nadchodzi. Póki co było czysto. Nudno, ale czysto... przynajmniej w przenośni, bo nieco sprzątania by się przydało w tym chlewie. Uśmiechnęła się pod nosem z rozbawieniem. "Ten knur pasuje tu jak ulał" - pomyślała, odzyskując dobry humor.
Awatar użytkownika
Laimëhín
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Włóczęga , Zabójca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Laimëhín »

- Nikt cię nie nauczył, że kiedy ci coś grozi to się nie pyskuje? No chyba, że jesteś niespełna rozumu...
rzucił jeszcze tuż przed odejściem. Odwrócił się i ruszył. Po chwili zniknął w uliczce pomiędzy wielkimi półkami. Teraz już spokojniej mógł się im wszystkim przyjrzeć. Ale zaraz, musiał jeszcze wrócić do tej absydy, tamten tom, wydawał mu się interesujący, być może jest to spis albo przynajmniej jakiś przewodnik po komnacie. Nawet jeśli, to jest świadom, że w tym bałaganie nie wszystko znajdzie na właściwym ich miejscu. Mimo to wrócił i zaczął przeglądać, nie takie stare jak reszta książek, stronice. Dział pierwszy, dział trzeci... taumaturgia kryptoklasyczna, to brzmi ciekawie. Ale to nie teraz... Lúmë, tak! Kiedyś słyszał to słowo, w pierwotnych językach jedno ze znaczeń to właśnie był "czas". Teraz gdzie to jest? Gdy tylko rozszyfrował ostanie słowa, ruszył szybko w stronę, gdzie miał być rzekomy dział z częścią, w której miał znaleźć upragnioną wiedzę. Gdy tylko minął róg potężnej szafy, zamarł błyskawicznie. Ktoś stał przy wejściu do jednej z uliczek. Czyżby zabójca, pod wpływem roztargnienia i pragnienia jak najszybszego opuszczenia podziemi z poszukiwanymi informacjami, dał się zaskoczyć? Rozpłynął się w powietrzu, by w ukryciu badać dalszy bieg wydarzeń.

Nic się jednak nie stało. Cisza i bezruch. Postać pozostała tam gdzie ją dostrzegł. Nie zauważył jej wcześniej, czy ona pojawiła się tam niedawno czy była tu od początku? Nie zachowywała się jednak normalnie. Laim spróbował zbliżyć się do niej jak najbardziej, by móc określić czym ona w ogóle jest. Gdy już był dosyć blisko zauważył, że nie jest to człowiek, ani nie wygląda jak nic co żyje, mimo iż ma humanoidalny kształt. Najbliżej temu do golema, ale nie jest on wykonany z typowych materiałów jak kamień czy lód. Raczej wygląda na gęsto splecione korzenie. Osobliwy widok, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział i w miarę skracania dystansu odczuwał dziwny niepokój, a także jakby słabł. Przystanął więc, by się uspokoić i zebrać myśli. Nie chciał pełnić błędu, a z czymś takim jeszcze nigdy się nie spotkał.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        - Jak coś ci nie pasuje, mogę pomóc... nieco utemperować twoją pewność siebie - prychnęła od niechcenia, zerkając co jakiś czas przez niewielką szparę lekko otwartych drzwi czy nikt się w ich stronę nie zbliża.
        Jej kita falowała radośnie to w lewo to w prawo przed wypiętym tyłeczkiem lisicy. Nie miała na celu już go uwodzić... Szczerze po tym jak ją potraktował nie miała zamiaru dać mu chociaż ogona do wyczesania, czy pazurków do spiłowania. Coraz mniej zaczynała lubić elfią rasę, mając ich za zadufanych w sobie lalusiów, którzy nie potrafią nic innego niż zachwycać się własnym jestestwem i rządzić innymi, wywyższać się. Jak dobrze, że ona była lisołaczką, mogła czuć się wolna od takiego buractwa. Nic innego w końcu nie mogła na to poradzić.

        Wykonywane zadanie bardzo szybko zaczęło ją nudzić i dziewczyna nie była w stanie powstrzymać się od ziewania. Próbowała się rozbudzić na chyba wszystkie znane jej sposoby, jednakże nic to nie dawało i raz po raz zaczęła jej głowa opadać, po czym od razu na moment wracała do rzeczywistości. Nie mogła jednak tak dłużej i jakby nigdy nic opuściła swój posterunek, zmierzając w stronę tego pawiana, który starał się jej wmówić, że gdyby nie on, lisica byłaby dalej zamknięta, albo w ogóle zabita. Jeszcze czego! Przecież sama sobie poradziła, a on nawet palcem nie kiwnął...!
        - Może ci pomóc? - zaproponowała, przyglądając się jego poczynaniom, a po kilku uderzeniach serca zawiesiła spojrzenie na dziwacznej, gałęziowej istocie. Również się do niej zbliżyła i ostrożnie obejrzała. Nie podobała jej się obecność tego czegoś. - Wydaje mi się, czy wcześniej tego tu nie było? - Przekrzywiła pytająco głowę, nie odrywając wzroku od gałęziowego monstrum. Nawet przez chwilę jednak nie pomyślała o tym by to coś dotknąć. Wiedziała, że to by się bardzo źle skończyło.
        - Wygląda jakby był obecnie nieaktywny i z tego co czuję taki też jest... ale lepiej jak się pospieszysz, to, że tu jest nie wróży niczego dobrego. - Spojrzała w stronę towarzysza i w kilku podskokach się od gałęźniaka cofnęła, po czym się rozejrzała po bibliotece. - Wynośmy się stąd... - mruknęła cicho.
        Nagle poczuła delikatny podmuch wiatru, najpewniej przeciąg, przez co jeszcze bardziej skupiła się na badaniu otoczenia aż w końcu znalazła. Klapa tuż pod stopami golema! to była jej jedyna szansa na pozbycie się irytującej kuli u nogi w postaci, według niej, zakochanego w sobie elfa, przez którego ego nie było w tej komnacie miejsca dla biednej, niewinnej lisiczki. Czas na jej słodką zemstę.
        Yve użyła magii by przejąć kontrolę nad gałęźniakiem i zmusić go do zejścia z klapy. Cóż... pomysł był dobry i się udał choć magiczny strażnik aktywował się przez to na dobre i właśnie zamierzał rozprawić się z ognistowłosą. Ta jednak szybko zmieniła się w lisicę, zastygła przy drewnianej klapie i odskoczyła gdy golem w nią uderzył, otwierając tym samym zmiennokształtnej drogę ucieczki. Nikt nie musiał jej wcale mówić, że może skorzystać z awaryjnego wyjścia - Yve zrobiła to niemalże instynktownie i bez większej świadomości.

Ciąg Dalszy: Yve
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości