Równiny Andurii[Las pomiędzy Shari a Valladonem] Spijając krew i łzy...

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

[Las pomiędzy Shari a Valladonem] Spijając krew i łzy...

Post autor: Elestren »

        Słońce leniwie wstawało ponad horyzont, obwieszczając wszem i wobec nowy, letni poranek. Małe zwierzęta gramoliły się właśnie do wyjść swoich norek, by mogły paść na ich twarze promienie światła. Drapieżniki pierzchały zmęczone do legowisk, a nad lasem rozlegały się wesołe poćwierkiwania...

        Wtem, nagle, jakby wyrastając spod ziemi, rozległ się dziki tętent kopyt, przerywając spokój lasu. Pomiędzy drzewami, po utartej, gruntowej ścieżce, cwałem pędził kasztanowy ogier, mimo wyczerpania nieustannie prąc do przodu, jakby właśnie przed samą śmiercią uciekał. Na jego grzbiecie, drobna młódka, odziana nietypowo w męski surkot, nosząca buty kawaleryjskie i gdyby nie błysk żelaza na jej głowie, zdałaby się ona li tylko jeźdźcem na przedzie jakiegoś pocztu. Za nią jednak mknęło kilku innych, odzianych w pancerze i próbujących za dziewczyną nadążyć, dzierżąc oręż w dłoniach. Można było nabrać wątpliwości, czy jadą oni w jednej drużynie z dziewką, a wszystko stało się jasne, gdy powietrze między nimi przecięła strzała. Choć chybiona, była niewątpliwie przeznaczona dla dziewczyny lub jej dzielnego rumaka, mknącego jak bełt. Jeden z pocztowych szył z łuku jak szalony, próbując choć musnąć grotem uciekającą młódkę, zanim zniknie im ona z oczu, a niewątpliwie do tego dążył pościg, gdyż jaki by cud się nie stał, uzbrojeni kawalerzyści nie mieli szans prześcignąć lekko odzianej dziewki i jej silnego ogiera.
        Ponad korony drzew unosiły się zdezorientowane stada ptaków, na boki pierzchały wystraszone zwierzęta, gdy jeźdźcy przejeżdżali przez las, nie zważając na czyniony przez nich hałas. Dziewczyna skutecznie unikała strzał, rumak powoli zdawał się gubić pościg. Lecz gdy już mieli zakręcić i zejść z oczu zbrojnych choć na małą chwilę, jeźdźczynię sięgnął żelazny grot, wbijając się głęboko w lewe ramię. Przeszywający ból sprawił, że zaczęło brakować jej sił, a z rany ciekła krew. Choć pod czarnym surkotem nie było widać posoki, po dłoni, którą trzymała teraz bezwładnie, spływał szkarłatny strumyk, który z palców kapał drobnymi kroplami na grunt.
        Kilka minut jazdy później przed oczami dziewki zaczął zapadać mrok, umysł odmawiał posłuszeństwa, jakby urywając świadomość, a w końcu kompletnie ją zamroczyło i w efekcie spadła ona z konia. Szczęśliwie nie na drogę, lecz przechyliła się na bok i sturlała się ze ścieżki w las, który w tym konkretnym miejscu znajdował się niżej niż trakt, przechodząc w dolinę, którą płynął strumień. Przekoziołkowała po skarpie i wpadła do owego niewielkiego strumyka, który po kilku momentach zabarwił się na czerwono, opływając zakrwawioną dłoń nieprzytomnej dziewczyny. Koń natomiast, odczuwając brak ciężaru, pomimo wyczerpania zdobył się na trochę więcej energii i ostatecznie uciekł zbrojnym jeźdźcom, którzy nie zdołali ujrzeć więcej rumaka, a tym bardziej nie zauważyli, że nie ma on już nikogo na grzbiecie.

        - Pani. - Przed tronem klęknął zbrojny, który wcześniej, jako jeździec, dzierżył łuk. - Uciekła nam...
        - Jak to do cholery uciekła? - wrzasnęła Morvoren. - Wysłałam waszą drużynę, żebyście mi ją upolowali! Nie potraficie zabić nawet jednej, małej dziewczyny! Głupcy! Idioci! Banda imbecyli!
        - Jeśli mogę spytać, pani, dlaczego tak bardzo chcecie jej martwej? Przeto to wasza rodzona córka. Nie można jej po prostu przypro...
        - Nie można! - Znów rozległ się wrzask. - Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo to zdrajczyni! Nie mogłam ufać mojemu mężowi, nie mogę ufać wam, nie mogę ufać nawet mojej rodzonej córce, krwi z mojej krwi! Każdy czyha na moją władzę i mój status! Elestren pewnie ma już zaplanowaną rewoltę i będzie chciała przejąć tron! Nie można jej na to pozwolić... Zrozumiałeś?
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel westchnęła głęboko, będąc zmuszoną po raz kolejny odpowiadać na to samo pytanie. Próba wtajemniczenia Talbira w skomplikowane zależności w stosunkach międzypaństwowych, niuanse polityki, delikatne zasady obowiązującej etykiety, walkę o władze, spiski, intrygi i wzajemne konszachty jakimi zwykli posługiwać się przedstawiciele wysokich rodów, okazała się drogą przez mękę. Zapatrzony w siebie, trzeci syn lorda Lawendowej Doliny zachowywał się tak jakby w całej tej rozgrywce interesowało go tylko jedno.
        - Tak, księżniczka Elestren jest bardzo ładna – potwierdziła Bryza, mając nadzieję, iż kolejnym zapewnieniem faktu, co do którego nie miała żadnej pewności, jako że nigdy nie widziała nikogo z rodu Melwynnów, uda jej się rozwiać wszelkie wątpliwości młodzieńca.
        - To już słyszałem giermku. Teraz oczekuję bardziej obrazowego naświetlenia sprawy – prychnął Talbir, nie przestając ćwiczyć szermierczych wypadów i pozorowanych cięć zadawanych wyimaginowanemu przeciwnikowi. – Musze wiedzieć czy ona jest… no na przykład czy nie jest taka jak ty. Znaczy się czy ma pełniejsze kształty.
        Czarodziejka przygryzła się w język, aby nie wyrzucić z siebie potoku słów, którego mogłaby później żałować. Sprowadzenie jej do roli giermka irytowało Bryzę w znacznie większym stopniu niż wypominanie jej niedostatków figury. Oczywiście jej obecny zwierzchnik nie omieszkał dobitnym gestem podkreślić o jakie kobiece atrybuty mu chodzi. Awel miała nadzieję, że przy owej symbolice, chłopak przynajmniej skaleczy się swoim rapierem, jednak nic takiego nie nastąpiło.
        - Jest bardzo piękna, mądra…
        - Mądra to bardzo źle – wtrącił arystokrata. – Takie kobiety są zwykle roszczeniowe, nadąsane, aroganckie i oziębłe.
        Bryza niemal wypaliła, że w takim razie para niedoszłych małżonków będzie do siebie idealnie pasować. Na szczęście w porę zdążyła spuścić głowę, ukrywając rozbawienie. Miała pomysł jak na powrót skupić uwagę Talbira na rzeczach naprawdę istotnych. Ich czwórka zmierzała obecnie do Shari, aby uczestniczyć w pokazowym turnieju szermierczym, w czasie którego dzielny lord miał zyskać okazję by zaimponować przyszłej wybrance. Przy dwójce starszych braci, młody Talbir nie miał większych perspektyw na dziedziczenie tytułu ojca, dlatego też łatwo dał się namówić na inną drogę awansu w społecznej hierarchii. A przynajmniej Awel tak myślała. Do czasu gdy szlachcic kazał jej wcisnąć na głowę przyduży hełm i robić za swojego giermka.
        - Jestem pewna, że otrzymała stosowne wychowanie. A co najważniejsze lubi przypatrywać się pojedynkom – odpowiedziała Bryza.
        - Szkoda tylko, że nie będzie tam godnych mnie przeciwników. Rycerze Shari to nieudacznicy. Poruszają się jakby im nogi spętano powrozem. – Talbir wyrażał pewność siebie, typową dla młodych szermierzy, którzy nie mieli jeszcze okazji by dostać od kogoś porządnego lania. Do tej pory chłopak ćwiczył głównie ze sługami swojego ojca, a ci ostatni najwyraźniej nie mieli odwagi by okazać się od niego lepszymi.
        - Też tak myślę, Panie. Pamiętaj jednak, że jest to dla nas zbyt ważny punkt planu, abyśmy mogli pozostawić go przypadkowi – podkreśliła czarodziejka. - Dlatego właśnie wprowadzimy pewien chaos w trakcie losowania, tak aby to Ubuk i Szklisty byli twoimi przeciwnikami. Rozumiesz prawda?
        Niestety Talbir był już myślami przy zupełnie innym temacie.
        - Skończyłaś wyszywać mój nowy herb?
        - Panie? Czy ty w ogóle słuchasz co mówię? Ja nie umiem szyć. Poza tym nie uważam, aby odcinanie się od dokonań twojego ojca było dobrym pomysłem. To poważany człowiek. Nie wspominając o tym, iż samozwańcze podszywanie pod inne rody, to przestępstwo. – Przekonany o swoim, Talbir zawczasu nakazał Awel, aby chorągiew z kwiatem lawendy zamienić na taką z głową węża. Stwór koniecznie miał mieć otwartą paszczę i wielkie zęby jadowe.
        - Pokaż – rozkazał.
        Bryza cisnęła w młodzieńca kawałkiem materiału, nad którym bezskutecznie raniła sobie palce.
        - To ma być wąż w pozie bojowej? Przypomina raczej takiego, któremu ktoś nadepnął na ogon. Przestępstwem powinna być twoja niezdarność.
        Jak na zawołanie, na polanę gdzie rozłożyła się grupa Talbira, wjechała właśnie trójka zbrojnych, przystrojonych w tuniki z herbem Melwynnów na piersi. Surowe, posępne twarze jeźdźców i dłonie oparte na rękojeści mieczy od razu zwiastowały kłopoty. Zaskoczony szlachcic natychmiast oddał Awel przygotowywany przez nią sztandar, a czarodziejka ukryła go za plecami.
        - Uszanowanie dzielnym obrońcom Shari. Możemy w czymś pomóc? – Z uśmiechem na twarzy, Talbir powitał nowoprzybyłych.
        - Szukamy dziewczyny…
        - Co za zbieg okoliczności. To zupełnie tak samo jak ja.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Elf szedł traktem w stronę zamku Sinsear. Mógłby wynająć konia albo nawet zakupić takiego wierzchowca, jednak wolał przebyć tę odległość pieszo, bo i tak znajdował się niedaleko, gdy w jego rękach wylądował list od samej królowej Morvoren. Jej mąż był jedną z niewielu osób, u której Calathal miał dług wdzięczności, który zresztą był głównym powodem jego podróży do zamku. Miał pomóc w znalezieniu i zwalczeniu zdrajców. Całkiem możliwe, że wzięli pod uwagę jego umiejętności związane z łukiem, a także to, że jest w miarę dobrym tropicielem. Cóż, mógł na to przystać tym bardziej, że nie będzie robił tego za darmo, bo w liście wspomniana była też nagroda, która go czeka, gdy sprawa zostanie rozwiązana pomyślnie. Aktualnie i tak szukał sobie jakiegoś źródła zarobku, kolejnej pracy dla kogoś z jego umiejętnościami… tymczasem to zlecenie znalazło jego, w dodatku nie było ono byle jakie.
Zatrzymał się nagle, gdy dostrzegł zaschniętą krew na drodze. Akurat ubita ziemia traktu była dość jasna, więc łatwo było zauważyć na niej coś, co miało kolor ciemnego szkarłatu. Przeczucie od razu podpowiedziało mu, że coś może być tu nie tak i powinien pójść śladem krwi. Posłuchał i już po chwili szedł zgarbiony, wypatrując tropu na ziemi. W końcu ślad skręcił w zarośla i dopiero tam krew była w stanie ciekłym – to oznaczało, że był coraz bliżej tego, co krwawiło. Jego przeczucie znowu się odezwało i tym razem podpowiadało mu, że ranny jest ktoś, a nie coś. Calathal, w razie czego, jedną z dłoni położył na rękojeści sztyletu. Nie chciał wpaść w zasadzkę i być wtedy bezbronnym.

Nie szukał długo, bo zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym skręcił w zarośla, znalazł ciało młodej dziewczyny. Podszedł do niej ostrożnie i powoli przewrócił ją na plecy. Była nieprzytomna, jednak to nie oznaczało, że nie żyła – sprawdził jej tętno, przykładając palce do tętnicy szyjnej. Wyczuł je, chociaż było słabsze niż u normalnej osoby. Chyba dobrze, że żyła prawda? Elf przyjrzał się jej, bo odniósł wrażenie, że chyba może ją znać… jednak nic nie przychodziło mu do głowy, chociaż to, że znalazł ją niedaleko zamku Sinsear, nie mogło być przypadkiem.
         – Teraz może warto będzie zająć się jej lewym ramieniem – powiedział cicho sam do siebie. Czasami tak miał, gdy akurat w pobliżu nie było nikogo, do kogo mógłby coś powiedzieć. Przez myśl przeszło mu nawet to, że może to być córka Leona, jednak ją ostatnio widział… parę lat temu. W tym czasie mogła się zmienić, co najpewniej się stało. W każdym razie, nawet jeśli to nie była ona, zawsze mógł być to ktoś ważny… ktoś, kogo warto będzie zabrać z powrotem do zamku. Dlatego też wyciągnął sztylet i wykorzystał go do ucięcia fragmentu rękawa tuż nad raną i strzałą. Resztę zostawił. Zanim zabrał się za wyciąganie ciała obcego sterczącego z ramienia, z torby wyciągnął czysty bandaż i maść przyspieszającą gojenie się ran, a także łagodzącą ból. Jeszcze zanim pociągnął za strzałę, sprawdził, czy nie przeszła na wylot – tak nie było. Dlatego też jedną dłonią przytrzymał ramię, a drugą pociągnął strzałę w górę. Oczywiście, rana zaczęła krwawić, jednak Calathal najpierw upewnił się, że nie ma w niej ciała obcego – szybki rzut oka na strzałę wystarczył, żeby upewnić się, że tak nie było i wyszła ona w całości. Odrzucił ją na bok, ucinając kawałek bandażu, żeby wytrzeć nim krew. Następnie zaaplikował maść i owinął ramię „pacjentki” bandażem. Upewnił się, że konstrukcja się trzyma, a krew przez nią nie przesiąknie i dopiero wtedy spakował rzeczy z powrotem do torby. Niestety nie miał przy sobie niczego o intensywnym zapachu, więc pozostało mu poczekać na to, aż dziewczyna sama się ocknie, co, chyba, miało stać się niedługo.

Siedział naprzeciw niej i bacznie ją obserwował, chcąc od razu wyłapać moment, w którym otworzy oczy, jednak pozostałe zmysły Calathala były otwarte na okolicę, żeby w porę ostrzec go przed niebezpieczeństwem.
         – To wszystko jest dziwnie podejrzane… Przeczucie podpowiada mi, że jesteś córką Leona, jednak nie wiem, czy mu ufać. Myli się, czy może nie? - odezwał się chwilę po tym, jak otworzyła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Musiał mieć pewność, że dotrą do niego jego słowa i, może, coś mu odpowie.
         – Zająłem się strzałą i raną. Nie wykrwawisz się, jednak na zamku pewnie ktoś zajmie się tym lepiej… I tak zmierzałem właśnie tam, więc mogę cię tam zabrać – dopowiedział. Coś mu tu nie pasowało, jednak jeszcze nie wiedział, co to może być.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Przewodzący drobną chorągwią jeździec, słusznej postury mąż o czarnych włosach sięgających do ramion i tego samego koloru brodzie, spojrzał na Talbira na tyle krzywo, na ile tylko umiał, słysząc jego odpowiedź. Skąd on się do cholery urwał? Jakiś głupi pachoł z grupą popleczników jeździ po samym środku terytorium Melwynnów, szukając dziewczyny, dobre sobie. Normalnie by takiego przepędzili, ale po pierwsze, jakby na to nie patrzeć, więcej ich było liczbą, a po drugie, straciliby cenny czas, który mają na wykonanie rozkazu księżnej Morvoren. Zbrojny więc westchnął tylko i odrzekł, nie zwracając uwagi na swojego "rozmówcę".
        - Jestem Ivar, wysłannik z ramienia rodu Melwynn. Jako że na ich terytorium przebywacie, winni mi jesteście wyjaśnienia, dokąd i w jakim celu wasza kompania zmierza. Ale, pomijając na chwilę rzeczy ważne i zajmując się tymi o jeszcze większej wadze... - Jeździec sięgnął do juków swojego konia, wydobywając z nich pergamin, który rozwinął, ukazując go podróżnym. Widniał na nim rysunek twarzy młodej dziewczyny. - Szukamy niebezpiecznej rewolucjonistki, która uciekła nie tak dawno w te lasy. Jej miano to Elestren, a za przyprowadzenie jej, żywej lub martwej, na zamek w Sinsear, przewidywana jest pokaźna nagroda finansowa - oznajmił monotonnym, znudzonym głosem, jakby nie bardzo go to wszystko obchodziło. - Czy napotkaliście ją może na swoim szlaku?

        Dziewczyna powoli otwierała oczy, przebudzając się. Jej wzrok był rozmazany, a na plecach momentalnie poczuła zimno i wilgoć, efekt leżenia przez jakiś czas w leśnym strumieniu. Odruchowo podparła się obiema rękami by wstać, lecz skończyło się to niepowodzeniem ze względu na wyczerpanie, a co więcej, przeszywającym bólem w lewym ramieniu. No tak, przecież tam trafili ją strzałą... Zdołała ledwie usiąść, gdy z naprzeciwka usłyszała głos.
        Tuż obok niej, twarzą w twarz, siedział białowłosy elf, odziany w ciemny pancerz i wpatrujący się w dziewczynę. Na początku wzdrygnęła się z przestrachem na widok nieznajomego, lecz po chwili domyśliła się co się stało, dotykając swojego lewego ramienia. Choć nadal sprawiało ból, przestrzelone niedawno przez zbrojnych, to jednak nie był tak intensywny jak mógłby być. W dodatku został nałożony świeży bandaż i pewnie tylko przez to dziewczynie udało się nie wykrwawić. Musiała być to czyjaś zasługa, a kto inny w środku dziczy mógł udzielić jej pomocy medycznej?
        - Córką Leona? - Nie dane było jej w spokoju podziękować, gdyż od razu jej wybawca zaczął wypytywać. I faktycznie, gdyby się elfowi bliżej przyjrzeć, skądś go kojarzyła. Nie była w stanie sobie przypomnieć skąd, lecz ta twarz, białe włosy, wydawały się znajome. - Tak, córką Leona Melwynna, jeśli o to ci chodzi - odparła, lekko skonfundowana samym pytaniem.
        Po chwili nieznajomy rozwiał wątpliwości, niestety nie dotyczące znajomości, ale tego, kto ją tak faktycznie opatrzył.
        - Pomogłeś mi - odpowiedziała, uśmiechając się lekko do elfa. - Dziękuję ci, gyfaill - rzekła, kończąc na znak pokoju w języku elfickim, tytułując go "przyjacielem".
        Zastanawiała się jednak ciągle, skąd zna tę twarz... Nieraz widywała elfickie chorągwie. Ale żaden z okolicznych elfów, czy to z Szepczącego Lasu, czy to z Lasu Driad, nie posiadał tak bladej cery ani takiego koloru włosów. Wyglądało na to, że był lodową odmianą, choć w szoku przeszło jej nawet przez myśl, że to może stróżujący anioł, który dla niepoznaki przyjął twarz zwykłej, ziemskiej rasy. Jednak, zamiast zadręczać się pytaniami, w końcu postanowiła zapytać.
        - Jestem Elestren Tiernan Melwynn, córka Leona, to prawda. Jednak kim ty jesteś, nieznajomy? Znam cię skądś, choć nie mogę przypomnieć sobie twojego miana. Czy rozwiejesz moje wątpliwości?
Ostatnio edytowane przez Elestren 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Nie zrażony chłodną reakcją Ivara, Talbir skłonił się dworsko przed żołnierzem, szeroko wymachując przy tym rękoma, zapominając iż w jednej dłoni wciąż trzymał swoją broń. Chłopak miał w sobie irytujący styl bycia, a przesadne tytuły jakimi zwykł określać swojego rozmówcę, wystawiały dowódcę gwardii na dodatkową próbę nerwów. Awel pomyślała, iż równie dobrze potomek lorda Lawendowej Doliny mógłby kłuć przybysza swoim rapierem i sprawdzać jak długo Ivarowi uda się zachować spokój.
        - To dla nas zaszczyt poznać tak dostojnego możnowładcę, mój kapitanie. Jam jest Talbir, zwany też Jadowym Kolcem. Niestety w kwestii poszukiwań nie jesteśmy w stanie pomóc, jako że nikogo takiego nie widzieliśmy. Byłbym jednak zobowiązany gdyby Mężne Ramię Sprawiedliwości Rodu Melwynnów zechciało przekazać mi jeden z pergaminów z podobizną tejże awanturniczki. Tak się składa, iż przybyłem tu zyskać miano bohatera, a ujęcie zbrodniarza liczę sobie jako dobry początek na owej drodze – jednym ciągiem wyrecytował szlachcic.
        Szczęściem Talbira do obowiązków napotkanych żołnierzy należało również rozwieszanie listów gończych po okolicy, dzięki czemu Ivar mógł spełnić owa prośbę, ignorując przy tym cały bełkot arystokraty.
        Tymczasem Awel starała się nie włączać do dyskusji. Zastanawiała ją zbieżność imion, jednak po namyśle czarodziejka doszła do wniosku, iż prawdopodobnie na cześć księżniczki większość matek w Shari nazywała w ten sposób swoje pociechy. Chociaż sama Elestren raczej nie była tym faktem zadowolona. Zwłaszcza w sytuacji, gdy którejś z takich dziewczyn uda się okryć niesławą.
        - Jedna zbuntowana dziewczyna, a wy od razu nazywacie to rewoltą? Troszkę słabo – nie wytrzymała Bryza, rzucając uszczypliwy komentarz. Czarodziejka podejrzewała że mają do czynienia z jakaś wieśniaczką, która dopuściła się kradzieży, a cała ta gadka jest zdecydowanie ponad miarę.
        - Rebelię należy stłumić w zarodku, zanim ta rozleje się na cały kraj – poważnie odpowiedział Ivar.
        - Mi to raczej wygląda na próbę gaszenia wosku, zanim ten zdąży stać się świecą – podsumowała Awel.
        - Twoja prywatna opinia mnie nie obchodzi. Poza tym na waszym miejscu nie obnosiłby się tutaj z podobnymi stwierdzeniami – zakończył rozmowę żołnierz, dając swoim podkomendnym znak by ruszali kontynuować poszukiwania.
        Bryza zdążyła jeszcze podsłuchać krótkiej wymiany zdań pomiędzy wojskowymi, mówiącymi coś o konieczności sprowadzenia psów i o tym że ranna nie ma szans zbiec daleko.
        - Jadowy Kolec? – skrzywiła się czarodziejka, gdy tylko żołnierze zniknęli im z oczu.
        - Niezłe, prawda? – z uśmiechem na twarzy odpowiedział Talbir, na co dziewczyna mogła jedynie wzruszyć ramionami. – A teraz czas zabrać się do pracy.
        - Znaczy się że co?
        - Znajdziemy te krnąbrne babsko i potulnie odprowadzimy je do zamku Sinsear, zagarniając przy tym należną chwałę i nagrodę – wyjaśnił szlachcic.
        - Ale w jaki sposób? Nikt z nas nie zna się na tropieniu zbiegów. Zresztą nawet nie mamy od czego zacząć. Nie znamy tutejszych lasów, czy miejsc, w których można by się ukryć, miejscowi nam nie ufają, a z listu gończego, który dostałeś, można wywnioskować jedynie tyle, iż miejscowy kopista był ostatnimi czasy bardzo zapracowany. Ta twarz pasuje zapewne do co drugiej dziewczyny w Shari. Jak mamy rozpoznać właściwą Elestren?
        - Mówiłaś, że jesteś doradcą? Tak? Więc zamiast tylko piętrzyć problemy, wykaż się wreszcie czymś pożytecznym – zauważył Talbir.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Siedział naprzeciw niej ze skrzyżowanymi nogami i wyprostowanymi plecami. Na kolanach elfa spoczywał łuk, jednak kołczan nadal znajdował się na plecach. Mogłoby to poddawać wątpliwości to, czy dałby radę sięgnąć po strzałę i wystrzelić ją, gdyby musiał to zrobić. Z drugiej strony zawsze mógł wbić pocisk w ziemię i szybko po niego sięgnąć albo nawet położyć jeden lub kilka obok siebie, jednak on tego nie zrobił. Gdyby nie był pewien co do szybkości swoich ruchów i reakcji, kołczan na pewno wylądowały tuż obok jego uda. Cóż… nie wszyscy musieli to postrzegać właśnie w ten sposób, ale Calathal widział to właśnie tak i wiedział, że ma rację – w końcu znał swoje możliwości i wiedział, ile umie.
Wyostrzone zmysły nie wychwyciły żadnego niebezpieczeństwa, gdy oczy zauważyły, że ranna dziewczyna odzyskuje przytomność. Pytania poczekały, bo elf musiał mieć pewność, że zostanie wysłuchany.
         – Znałem twojego ojca… Kiedyś uratował mi życie – odparł elf po chwili. Na początku nie był pewien, czy chce jej o tym mówić, bo taka informacja zawsze mogłaby zostać wykorzystana przeciwko niemu. Z drugiej strony, nic nie wspomniał o tym, że miał u niego dług wdzięczności, którego jeszcze nie spłacił. Podejrzewał, że jeśli dziewczyna naprawdę jest córką Leona, to może wiedzieć o tym, co między nimi zaszło.
         – Tak… i wydaje mi się, że stało się tak tylko dlatego, że rozpoznałem w tobie osobę podobną do córki Leona – odpowiedział jej zgodnie z prawdą. Zrozumiał, jak go nazwała, w końcu znał mowę elfów, jednak, według niego, na ten tytuł należało sobie zapracować. Przemyślenia te zostawił dla siebie, co robił dość często, gdy przeczuwał, że ktoś może się z nim nie zgodzić. To było proste unikanie dyskusji, do których przeprowadzania nie był chętny.
         – Calathal Maldragheil – przedstawił jej się, może skojarzy jego imię i połączy to z tym, że zna jej ojca. Pamiętał córkę Leona, jednak ostatnio widział ją dobre parę lat temu, a wtedy była dzieckiem.
         – W każdym razie… Dostałem list od królowej, w którym poprosiła mnie o pomoc w wytropieniu i pozbyciu się jakichś zdrajców. Może powiesz mi coś więcej na ten temat? - odezwał się znów. Każda informacja może okazać się pomocna, a Calathal miał zamiar wykorzystać możliwość zdobycia jednej lub kilku. Elestren z tego, co pamiętał, była córką królowej, więc może wiedzieć coś na temat tego, o co został poproszony w liście.
         – Dobrze by też było wiedzieć, dlaczego znalazłem cię nieprzytomną ze strzałą sterczącą z lewego ramienia – zaproponował po chwili.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Elf siedział naprzeciw niej, sprawiając wrażenie niezwykle skupionego na otoczeniu. Wyglądał, jakby nie przejmował się nawet ranną dziewczyną, choć wiedziała ona, że to tylko pozory. Ta rasa miała o wiele bardziej wyostrzone zmysły niż ludzie, a jej wybawiciel po prostu nie zdawał sobie sprawy jeszcze z sytuacji, jaka panuje na włościach Melwynnów. Nie wiedział co ustrzeliło dziewczynę, był więc gotowy na to, by przy najmniejszym szeleście zerwać się i w mgnieniu oka zareagować. Tak samo, jak to robili elficcy łowcy, których Elestren było dane kilkukrotnie oglądać. Jednocześnie młoda księżna miała wrażenie, że ten elf nie był tu bez przyczyny. Sam fakt, że znał jej ojca, a ona skądś kojarzyła jego twarz był dowodem na to, że to nie zwykły zbieg okoliczności.
        Wkrótce wszelkie wątpliwości się rozwiały. Gdy tylko elf powiedział, że został uratowany przez jej ojca, nie potrzeba było więcej wyjaśnień. Pamiętała doskonale, może nie samego najemnika, ale sytuację owszem. Było to niespełna kilka lat temu, sześć, czy może siedem, gdy agresja Maurii znów przybierała na sile. Zarówno wojska Ekradonu, jak i przymierza elfów z Szepczącego Lasu poprowadziły dziesiątki bitew przeciwko armiom śmierci ze stolicy nekromancji, okupione stratami, lecz niezbędne, by zapewnić pokój południowym krainom. Przed walką jednak wielu uciekło, a wraz z nimi leśne komando elfów z Danae, dowodzone przez niejakiego Yordeè. Choć z rasy wzniosłej, byli oni ledwie garstką degeneratów, która szukała miejsca prowadzonego przez słabych ludzi, aby ściągać z nich daniny, polować na karawany i żyć do końca życia do góry brzuchem. Jakież było ich zdziwienie, gdy na włościach Melwynnów, w rzekomo słabym królestwie Shari, powitała ich szarża kawalerii. Trwało to miesiącami, straty nie były małe, ale w końcu wszystkich kryjących się w lesie wojsko Leona wyłapało i po dziś dzień ich truchła wiszą na drzewie, na granicy księstwa, przy trakcie do Valladonu.
        - Wiem! Już pamiętam - odrzekła Elestren. - Pamiętam cię. To ty wpadłeś w pułapkę łowców Yordeè. I z niej wyciągnął cię mój ojciec. Miałeś paskudne rany... Ale elf to elf, jesteście praktycznie niezatapialni. Nie potrafię przypomnieć sobie tylko twojego imienia. Calanthir? Calenthus? - Szybko została jednak przez lodowego poprawiona. - No tak, Calathal. Nie jest to dobry czas na odwiedziny, ale skoro już jesteś, powiedz. Co cię sprowadza z powrotem na nasze włości?
        Dziewczyna zadała pytanie, a gdy usłyszała odpowiedź, pożałowała po stokroć. Kolejny łowca wysłany, by ją zgładzić. Co prawda ten jeszcze nie wiedział, kto był jego celem, ale co się stanie gdy dziewczyna nic mu nie powie? Została wyraźnie zapytana. Czy domyśli się, że to ona jest celem? A nawet jeśli nie, czy rzuci się na nią albo przestrzeli na wylot kolejną strzałą, gdy powie mu kto tak naprawdę jest tym rzekomym "zdrajcą"? Czego by nie zrobić, każda opcja była zła... Elestren przełknęła ślinę i postanowiła zebrać się na odwagę. Jeżeli zginie, to chociaż z honorem.
        - List od księżnej Morvoren... - Westchnęła, tym razem podpierając się tylko prawą ręką i wstając na nogi, a potem łapiąc za głowicę swojego miecza, aby móc go szybko dobyć. Choć elf niewątpliwie był szybszy, chciała mieć możliwość chociażby obrony, zanim ten miałby ją zarżnąć niczym dzika w lesie. - Wiedziałam, że jej wojsko działa szybko. Ale nie, że na tyle szybko, by tak prędko wezwała ciebie. Mam nadzieję, że nie znajdę w tobie wroga, a zamiast tego rozejdziemy się w przyjaźni. Czy mogę chociaż na taką łaskę liczyć, elv iâ? - Zdystansowała się momentalnie od wcześniejszego przyjacielskiego tonu, tym razem nazywając go po elficku po prostu, lodowym elfem. - Zdrajca, którego szuka Morvoren, to ja. A wcześniej był to mój ojciec, którego kości obgryzły już gończe psy. Oboje z tego samego rodu i tak samo niewinni, a jednak pożądani martwi. Morvoren oszalała, krótko mówiąc, i wraz ze swoim nowym doradcą chce usunąć każdego, kto mógłby jej potencjalnie zagrażać. Zdołała mi już uśmiercić oboje rodziców... Teraz nie mam już ojca ani matki - ostatnie zdanie wyrzuciła z siebie ze smutkiem w głosie, wbijając spojrzenie swoich oczu w elfa i czekając na jego reakcję. Znała jego miano i wygląd, a nie charakter. Musiała być gotowa na każdą reakcję.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel nie zamierzała łatwo się poddawać. Cóż z tego, iż biorąc pod uwagę powierzone jej zadanie, prawdopodobnie była tu najmniej kompetentną osobą w królestwie, zupełnie nie nadającą się do tropienia zbiegów w leśnych ostępach? Talbir nie mógł gorzej trafić, ponieważ jego doradczyni nie umiała funkcjonować na łonie natury, a jej przetrwanie w takim miejscu było możliwe tak długo, jak liczne były wyniesione z miasta zapasy żywności. Dla czarodziejki liczył się fakt, że umiała planować i przewidywać sytuacje na kilka kroków do przodu. Ów rozsądek podpowiadał Bryzie, że uganianie się za rebeliantką po krzakach nie ma sensu. Las był zbyt dużym obszarem by w ogóle rozważać prawdopodobieństwo spotkania w nim Elestren, zwłaszcza w sytuacji gdy ta ostatnia wcale nie miała na taki kontakt ochoty. Awel postanowiła skupić się na tym co może zrobić dziewczyna, gdy już poczuje się względnie bezpieczna. W tej sytuacji bez znaczenia było czy buntowniczka planuje jakiś przewrót, czy po prostu spróbuje uciec ścigającym ją żołnierzom. Wcześniej czy później, Elestern będzie musiała poszukać pomocy, a idąc dalej tym tropem, skoro Ivar szukał jej w tej okolicy, to najprawdopodobniej pochodziła z którejś z pobliskich wiosek.
        - Popytamy miejscowych, pokazując im list gończy. Być może ktoś rozpozna tą Elestern, będzie w stanie wskazać nam skąd pochodzi i w ogóle co to za ziółko. Z kolei ta wiedza pozwoli nam przewidzieć jej następny ruch – zaproponowała czarodziejka.
        Talbirowi ów plan wyraźnie się nie spodobał. Szlachcic spodziewał się czegoś dużo bardziej efektownego. A przy tym szybciej prowadzącego do celu. Jasno dał Bryzie do zrozumienia, iż nie zamierza uganiać się za wieśniakami i prosić biedoty o pomoc. W ogóle nie w smak było mu zniżanie się do poziomu prostego ludu. Szczęściem Awel, czarodziejka nie musiała wystawiać cierpliwości młodego szermierza na wielką próbę, ponieważ już pierwsza napotkana osoba, starsza zielarka szukając w lesie materiałów do prowadzonej przez siebie działalności, rozpoznała dziewczynę z portretu. Gorzej z tym, iż to co usłyszała od kobiety, zamiast rozwiać wątpliwości, tylko zaciemniło pogląd jaki Bryza miała sprawę.
        - Oczywiście, że poznaję. Toć to nasza przyszła władczyni, księżniczka Elestren. Oby Prasmok dał jej długi żywot i wiele córek. Niestety kochana nie potrafię czytać, wiec nie jestem w stanie powiedzieć ci co to za znaczki są pod tym obrazem – wyjaśniła staruszka.
        Nic tu nie miało sensu. Awel usiłowała zrozumieć dlaczego monarchini miałaby uznać swoją córkę za zdrajczynię? Elestrern nie miała powodu by występować przeciw matce, jako że tron i tak jej się należał, a wątpliwe by zaryzykowała tak dużo tylko po to, aby spróbować dorwać się do władzy nieco wcześniej. Pozostawało więc inne rozwiązanie ale i to szybko zostało obalone przez uprzejmą staruszkę.
        - Czy ród Melwynnów nadal sprawuje rządy w Shari? Może jest ktoś kto chciałby zdetronizować obecną rodzinę królewską i zająć jej miejsce? – dociekała Bryza.
        - Dziecko, jak możesz wygadywać takie bzdury – zdziwiła się zielarka. – Królowa Morvoren zawsze cieszyła się szacunkiem nas wszystkich, a jej córka zapowiada się na jeszcze lepszą władczynię. Oby Prasmok uchronił ją przed zapędami wszelkiej maści niegodziwców. I dał jej wiele córek.
        Awel doszła do wniosku, że w tej sytuacji może być tylko jedno racjonalne wyjaśnienia. Jej Elestren musiała być złodziejką, która prawdopodobnie przypominała z wyglądu prawdziwą księżniczkę, a przy tym często korzystała z daru jakim obdarzyła ją natura, wykorzystując cudzą pozycję do własnych niecnych planów. Troska o reputacje przyszłej monarchini tłumaczyłaby list gończy i zapał z jakim strażnicy zabrali się za poszukiwanie zbiega.
        Chcąc zweryfikować swoje przypuszczenia wystarczyło tylko, aby Bryza i Talbir dotarli na turniej i sprawdzili czy prawdziwa Elestern rzeczywiście zasiądzie na widowni.
        - Jeszcze tylko jedno, byłaby pani tak łaskawa, aby powiedzieć mi czy księżniczka zawsze bierze udział w zawodach?
        - Co roku. I zwykle dekoruje zwycięzcę. Nikt w mieście nie chce tego przegapić, ponieważ tak rzadko mamy okazję podziwiać urodę naszej wspaniałej Elestren. Oby Prasmok obdarzył ją swoja mądrością, pozwalając sprawiedliwie piastować tytuł…
        - Tak wiem, dziękuje bardzo – wtrąciła czarodziejka chcąc zakończyć dyskusje.
        - … i wiele córek – przypomniała staruszka.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Dziewczyna przypomniała go sobie, gdy wspomniał o jej ojcu i tym, że człowiek ten wtedy uratował mu życie. Wyglądało na to, że była ona tym, za kogo się podawała, jednak Calathal nadal nie miał co do tego pewności. Nauczył się, że nie powinno się komuś ufać, jeżeli nie jest się pewnym, iż osoba ta nie kłamie w sprawie, w której chce się jej zaufać. Oczywiście, to wszystko zachował wyłącznie dla siebie i nie miał zamiaru wypowiadać tego na głos.
         – Tak… Dałem się im złapać, jakbym był jakimś nowicjuszem, który nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw podróży. Z drugiej strony, wtedy też nie wiedziałem, co działo się na tych terenach i nie byłem gotowy na taką pułapkę – odpowiedział, jakby tłumaczył się sam przed sobą. Brak informacji może doprowadzić do nieciekawych sytuacji i, jak widać na jego przykładzie, w niektórych wypadkach nawet do otarcia się o śmierć. Wiedział, że nie wyglądał na kogoś, kto nie dałby rady się obronić, jednak skuteczność pułapki polega na zaskoczeniu – właśnie wtedy stało się coś takiego. Później było już za późno na walkę, bo zanim zorientował się w sytuacji, był już niezdolny do atakowania i na pewno nie pokonałby grupy, która go złapała. Wcześniej te wspomnienia leżały gdzieś w jego umyśle i nie dawały o sobie znać, jednak teraz pokazały się i Calathal przypomniał sobie to, co stało się dobre kilka lat temu. Miała rację, jeśli chodzi o to, że Leon wyciągnął go z tej pułapki. Nie pomyliła się też, gdy wspomniała o jego ranach. W takim razie musiała też wiedzieć, że mógłby nie przeżyć, gdyby nie Leon… który najpewniej powiedział jej też o długu wdzięczności. Właściwie, może to być dobry sposób na sprawdzenie jej.

         – Nie zrobiłaś nic, co czyniłoby z ciebie mojego wroga – odpowiedział jej zgodnie z prawdą. Widział, że dziewczyna szykuje się do ewentualnej walki z nim, jednak on nadal siedział na ziemi i nawet nie spróbował sięgnąć po strzałę. To, chyba, dość jasno wskazywało, iż nie miał najmniejszego zamiaru z nią walczyć.
         – Nie przyjąłem zlecenia od księżnej Morvoren, bo stałoby się to dopiero wtedy, gdy spotkałbym się z nią w zamku – dodał, jakby chciał potwierdzić to, że naprawdę nie będzie walczył z dziewczyną. Możliwe, że sytuacja byłaby inna, gdyby właśnie szukał zdrajców, jednak tak nie było, a Calathal nie musiał brać pod uwagę tego, iż stoi po jednej ze stron.
         – Mam do ciebie pytanie, które może zdecydować o tym, co zrobię… Może nie wyda ci się ono ważne czy coś, jednak dla mnie będzie ono testem tego, czy będę mógł ci zaufać – oświadczył jej. Nic nie wskazywało na to, że żartuje albo próbuje odwrócić jej uwagę, aby za chwilę zaatakować.
         – Najpierw usiądź. Chcę patrzeć ci w oczy, gdy będziesz odpowiadała – dodał po chwili. Miał nadzieję, iż dziewczyna wie, że ma to na celu sprawdzanie, czy próbuje kłamać wyłącznie po to, żeby on sam postąpił tak, aby ona przeżyła. Trzeba dobrze nad sobą panować, aby kłamstwo nie było widoczne w oczach. Poza tym, jeśli będzie unikała jego wzroku… to także będzie oznaczać, że dziewczyna, prawdopodobnie, kłamie.
         – Ojciec powiedział ci o tym, co powiedziałem mu, gdy mnie uratował? Wydaje mi się, że musiał to zrobić niedługo przed śmiercią… Zwłaszcza, że nigdy nie powiadomił mnie o tym, że chciałby to egzekwować – odparł w końcu. Prawdziwa córka Leona powinna wiedzieć o co chodzi. Calathal przyglądał się teraz dziewczynie uważniej niż wcześniej, prawie cały czas patrząc jej w oczy, oczekując odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Elestren poczuła nagle niewyobrażalną ulgę. W przeciwieństwie do elfa, który nie był zbyt optymistycznie nastawiony i wyglądał, jakby był w ciągłej gotowości, księżna powoli się rozluźniała. Nie groziło już jej praktycznie nic... Przynajmniej przez jakiś czas. Słowa najemnika, który oznajmił, iż nie ma interesu w zabijaniu jej, zrzuciły z niej ogromny ciężar. Wszak o ile miała szanse z żołnierzami matki, niewielkie choć zawsze jakieś, to walka przeciwko elfickiemu łowcy mogłaby się bardzo szybko skończyć.
        - Dziękuję. - Skinęła po pokojowej deklaracji Calathala. - Dobrze jest napotkać najemnika, któremu bycie honorowym nie jest obce, bo takich w świecie niewielu. A co więcej, jest bardziej honorowy od niektórych rycerzy. Na przykład sharijskich... - Dokończyła, mając na względzie głównie zbrojnych jej matki.
        Wzdrygnęła się jednak, gdy łowca dopowiedział swoje "ale". Elestren za szybko opuściła gardę. Była już zmęczona ciągłym uciekaniem, chciała w końcu odpocząć chociaż chwilę. Elf jednak nie zadecydował ostatecznie co chce zrobić z księżną, a zamiast tego miał zamiar jeszcze ją przetestować, choć już jakiś czas mógł być pewien co do jej tożsamości. W jej oczach wydał się w tym momencie co najmniej paranoikiem. Choć o komandzie Yordeè niektórzy w Shari faktycznie słyszeli, to o uratowanym elfie pewnie nikt specjalny. Oprócz samej Elestren, Leona i Morvoren... Garnizon zamkowy, może jakieś służki, nikt więcej. Kim niby więc miała być? Podszywającą się służącą? Dobre sobie. Lecz jak lekceważąco by na to nie patrzyła, to jednak Calathal był potencjalnym sojusznikiem w starciu z matką. Może nie wiernym zbrojnym, który będzie jej bronił nawet ceną swojego życia, ale chociaż osobą, która pozostanie obojętna, a to już był pewien sukces. Nie okazała elfowi ani krzty swojego lekkiego zażenowania i zgodnie z jego prośbą usiadła naprzeciw niego, wysłuchując jakież to ma pytanie. Wykonała wszystkie jego polecenia, świdrując elfa wzrokiem, tak jak on świdrował ją. Patrzyli sobie nawzajem w oczy, a gdy pytanie padło. No cóż... Nie mogło być chyba bardziej banalne.
        - Jeśli chodzi ci o to, że mimo stanowczych odmów mojego ojca, złożyłeś mu przysięgę, to tak, opowiadał. I to nie raz. Dług wdzięczności, czyż nie? - odpowiedziała, po czym znów wstała na równe nogi. - Domyśliłam się, że to z tego powodu chciałeś pomóc mojej matce. Teraz pozostaje jednak pytanie, czy nadal zamierzasz pomóc komuś, kto zabił osobę, wobec której miałeś dług? Nie miałoby to chyba większego sensu, prawda? Więc...
        Nagle rozmowę przerwało końskie pomlaskiwanie i dźwięk kopyt uderzających o ziemię, raz po raz łamiących gałązki zalegające na leśnym runie. Calathal niewątpliwie zareagował, Elestren też nie pozostała obojętna i od razu dobyła miecza, będąc przygotowana na atak. Co prawda słychać było tylko jednego rumaka, więc był to w najgorszym wypadku jakiś zagubiony posłaniec Morvoren. Ale nie znaczy to, że posłaniec nie jest zagrożeniem. Uważnie obserwowała stronę, z której dochodzą dźwięki, aż w końcu ich oczom ukazał się...
        - Bhàta! - zawołała wesoło dziewczyna, chowając miecz i podbiegając do jej kasztanowego rumaka. Ten, również wyraźnie ucieszony, że znalazł swoją właścicielkę, zarżał na jej widok. Złapała za wodze prawą ręką i podprowadziła konia bliżej elfa, uspokajając go. - Fałszywy alarm, to mój wierzchowiec. Wracając jednak do tematu. - Momentalnie przeszła do poważnego, władczego tonu. Mówiła szybko, gdyż faktycznie, im dłużej będą tu zalegać, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś ją w końcu znajdzie. Nawet w środku lasu. - Pomaganie mojej matce w obecnym stanie nie ma większego sensu. Ale jeżeli przyszedłeś spłacić dług wobec mojego ojca, możesz pomóc mi. Nie powinniśmy tolerować takiej tyranii na książęcym tronie Sinsear. I wiem, że gdy pojawi się faktyczny opór, alternatywa, niewielu zostanie po stronie Morvoren... Lecz żeby alternatywa faktycznie powstała, potrzebowałabym czyjejś pomocy. Mogę liczyć na ciebie, elv iâ?
        - A jeśli nawet nie chcesz mi pomagać. Czy mógłbyś chociaż mnie wspomóc... Przy siadaniu na konia? - spytała nieśmiało, trochę zawstydzona. - Dziwnie się o to prosi kogoś nie do końca znajomego, ale nie dam rady z moją ręką. A muszę się stąd ruszyć i pojechać do okolicznych wiosek. Jeżeli ktoś w księstwie mógłby się za mną wstawić od ręki, to właśnie prosty lud. Im Morvoren ciąży już od jakiegoś czasu.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Dalsze śledztwo w sprawie rzekomej rebeliantki tylko pogłębiało chaos w głowie czarodziejki. Mieszkańcy pobliskiej wioski w większości potwierdzili informację jakich udzieliła wcześniej zielarka. Co prawda okazało się, iż Morvoren wcale nie była królową, a jedynie księżną panującą na zamku Sinsear, a rzekome uwielbienie jakim darzył ją prosty lud, przypominało raczej strach i maskowanie prawdziwych emocji w obawie przed gniewem władczyni. Awel musiała przyznać, że miejscowi robili to z dużą pompą, jako iż na niemal każdym kroku podkreślali jaka to mądra i wyrozumiała jest ich księżna. Bryza nie wykluczała również możliwości, iż wszechobecne pochlebstwa co do polityki Morvoen, stanowiły element masowego spisku. Jeśli wszyscy mieszkańcy królestwa zaczną kadzić swojej władczyni, ta wcześniej czy później powinna się od tego udusić.
        Tymczasem w samej wiosce panowała ogólna konsternacja. Początkowo chłopi zdawali się nie reagować na rozwieszanie wszędzie listy gończe z podobizną Elestren. Jednak gdy wreszcie znalazł się wśród nich ktoś, kto potrafił rozszyfrować szlaczki pod portretem, prosty lud nagle zrozumiał, że sterty pergaminów przybijanych po słupach, płotach i gospodach, nie są kolejnym podstępem panującej dynastii, mającym na celu sprawić by jej członkini cały czas patrzyła poddanym na ręce. Ludzie zebrali się na placu, głośno domagając się wyjaśnień. Fakt ten był Bryzie niezwykle na rękę, ponieważ ona sama również chętnie dowiedziałaby się dlaczego jedyna córka miałaby występować przeciwko matce.
        Tłum zawrzał jeszcze bardziej gdy herold ogłosił, iż księżna Elstren została uznana zdrajczynią korony i oskarżona o działalność na szkodę królestwa. Ludzie zaczęli krzyczeć domagając się konkretów, a wśród licznych przekleństw, słowo „pierdoły” okazało się być tym najdelikatniejszym i jednocześnie jedynym, które dało się zapisać w miejscowych kronikach. Ostatecznie mężczyzna odczytujący ogłoszenie w obawie przed eskalacją gniewu i możliwością tego iż tłum go zwyczajnie zlinczuje, przyznał, iż Elestern została oskarżona o zamordowanie jakiegoś sir Leona.
        Awel nie miała pojęcia kim był wspomniany wcześniej osobnik. Zdecydowała się jak najszybciej odwiedzić pobliską bibliotekę i nadrobić braki wiedzy co do historii rodu Melwynnów. Ów jegomość musiał być kimś ważnym ponieważ ogólne oburzenie zabranych niemal natychmiast przeszło w niedowierzanie. Chłopi zaczęli sprzeczać się z sobą co do swoich przypuszczeń, jedni spuszczali głowy, inni nie kryli łez. Padły też oskarżenia o kłamstwo. Punktem zapalnym okazała się jednak informacja mówiąca o tym, że w związku z obecnymi wydarzeniami, turniej zostaje odwołany. Zaczęły się głośne protesty, ponieważ same walki stanowiły nie tylko sportowa atrakcję, będąc doskonałą okazją dla handlu i rozwoju lokalnej działalności.
        - Więcej się chyba nie dowiemy. Zaraz dojdzie tu do rękoczynów – powiedziała czarodziejka wracając do coraz bardziej zniecierpliwionego Talbira. – Może gdyby udało nam się porozmawiać z tym heroldem na osobności, to…
        - Dlaczego miałbym dłużej słuchać twoich rad? – przerwał jej szlachcic. – Przez ciebie dałem się namówić na głupią wyprawę, udział w turnieju, którego nie będzie i rzekome małżeństwo z wyjętą spod prawa panną. Takie, które nie doprowadzi mnie dalej niż pod katowski topór. Zwalniam cię.
        - Ależ panie. Proszę, daj mi szanse do wieczora. Obiecuję, że znajdę tą Elstren. Będziesz mógł odebrać obiecaną nagrodę, a poza tym jeśli nie ona to ktoś przecież musi dziedziczyć tytuł Pani Sinsear. Chyba nie muszę dodawać, że może to być tylko kobieta – błagała czarodziejka.
        - Tracę tu tylko czas.
        - Jeśli zawiodę sprzedasz mnie jako niewolnika, co przynajmniej zrekompensuje poniesione przez ciebie straty – bez zastanowienia odpowiedziała Bryza. Była bez ruena przy duszy i nie wyobrażała sobie jak miałaby sama przetrwać w obcym królestwie.
        - No więc? Cóż to za plan? – zgodził się Talbir.
        - Zauważyłam, że żołnierzy przeszukali tylko kilka chat. W tym medyka, zielarki, oberżę gdzie zatrzymał się wędrowny uzdrowiciel oraz stragan handlarza ziołami. Wnioskuję z tego, iż nasza ofiara może być ranna. Poza tym wbrew temu co mówią, miejscowi wcale nie pałają miłością do Morvoren więc jeżeli Elstren jest w pobliżu i potrzebuje pomocy, najpewniej zgłosi się do któregoś z nich. Nie będzie to łatwe, ale zakładam, że skoro tyle już dokonała, da radę przechytrzyć strażników, a ty mój panie okażesz się najsprytniejszym z nich wszystkich – oświadczyła Awel, mając nadzieję karmić w ten sposób ego swojego zwierzchnika.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Uśmiechnął się zupełnie tak, jakby usłyszał jakiś dowcip, który był zabawny, jednak nie na tyle, żeby zaczął się śmiać. Jednak ten wyraz twarzy został szybko zastąpiony przez neutralny.
         – Nie przesadzajmy… Po prostu teraz nie stoję po żadnej ze stron konfliktu i właśnie dlatego teraz nie walczymy – odparł po chwili. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby był w trakcie poszukiwań zdrajców, o których w liście wspomniała Morvoren. Wtedy, w zależności od tego, czy zdrajcy mieliby być schwytani, czy wystarczyłyby ciała, albo zabiłby ją od razu, albo prowizorycznie opatrzył ranę i od razu zaniósł do zamku, ogłuszając dziewczynę, jeśli w trakcie drogi obudziłaby się i próbowała uciec. Teraz, w zależności od tej całej rozmowy, sytuacja może się zmienić i skończy się na tym, że Calathal pomoże córce Leona.
Elf uśmiechnął się tak, że było to ledwo zauważalne, do wspomnień związanych z ojcem dziewczyny. Wyglądało na to, że rzeczywiście była jego córką.
         – Musiał to trochę przesadzić, gdy ci o tym mówił, bo nie przypominam sobie żadnych „stanowczych odmów” - powiedział do niej, a uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy do jego uszu dotarły kolejne słowa, który wypowiedziała Elestren. Co prawda, już wcześniej rozważał możliwość pomocy jej, a nie osobie, która sprowadziła go na ten obszar Alaranii. Teraz zastanawiał się nad tym kolejny raz, jednak teraz wziął pod uwagę to, że Elestren rzeczywiście jest córką mężczyzny, który kilka lat temu uratował mu życie.

Już chciał odpowiadać, gdy do jego uszu dobiegł odgłos końskich kopyt i poruszających się zarośli. Dźwięk był coraz bliżej, więc łatwo było zorientować się, iż jego źródło zbliża się do miejsca, w którym się znajdowali. Calathal podniósł się nagle i błyskawicznie sięgnął po strzałę, którą nałożył na cięciwę. Przygotował się do strzału - w końcu nie wiedział co lub kto za chwilę może wynurzyć się z zarośli. Gotowość do walki osiągnął naprawdę szybko, co mogło budzić podziw, jeśli ktoś wiedział, na co zwracać uwagę. Okazało się, że był to fałszywy alarm, bo, owszem, dotarł do nich wierzchowiec, jednak należał on do Elestren. Elf ściągnął strzałę z cięciwy i schował ją do kołczanu.
         – Wolałem być gotowy do walki – odparł, przy okazji tłumacząc się ze swojego zachowania. Później dziewczyna dokończyła propozycję, a on znowu poświęcił chwilę na zastanowienie się nad tym.
         – Nie jestem materialistą, jednak muszę mieć za co kupić sobie pożywienie i inne potrzebne rzeczy, więc liczę na jakieś wynagrodzenie, gdy już pomogę ci przejąć tron Sinsear… Bo właśnie to chcesz zrobić, prawda? - odezwał się znów. Co prawda nie powiedział wprost, że jej pomoże, jednak bardzo łatwo można było domyślić się tego ze słów, które właśnie padły.
Prośba, która padła po chwili sprawiła, iż Calathal zaśmiał się lekko i krótko, co na swój sposób było też miłe dla ucha, bo był on posiadaczem przyjemnego, męskiego głosu. Szybko opanował się i spojrzał na dziewczynę.
         – Tak, pewnie. Nie ma problemu – odparł i pomógł jej wsiąść na wierzchowca.
         – W takim razie… Może powiesz mi, jaki masz plan, jeśli jakiś masz? - zapytał, zanim wyruszyli, a później wysłuchał jej odpowiedzi.
         – A… i możesz jechać szybciej, jeśli chcesz. Mną się nie martw, bo powinienem nadążyć. Chyba, że masz tam miejsce dla jeszcze jednej osoby – odezwał się, zerkając na dziewczynę. Miał wytrzymałe ciało i był bardzo szybki, więc powinien nadążyć za koniem, jednak na pewno nie prześcignąłbym go, gdyby zwierze biegło z pełną prędkością.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Pierwsza odpowiedź Calathala jeszcze bardziej uspokoiła dziewczynę. Potwierdzała, że to nie uknuty fortel czy spisek, a faktyczny honor najemnika uchronił ją przed rychłą śmiercią. Zresztą, choć elf próbował nie pokazywać po sobie sentymentów, to jednak sam fakt że przybył tutaj, na daleki wschód Alaranii, tylko po to, żeby dopełnić długu wdzięczności dla męża władczyni z niewielkiego księstwa, świadczył o tym, że jednak to wszystko coś dla niego znaczyło. Jeśli więc Elestren dobrze go rozgryzła, to nie ma opcji, żeby Calathal wsparł jej matkę. Zwłaszcza, że chwilę temu przeszła jego mały "test". I faktycznie, nie minęło dużo czasu i gdy młoda księżna zaproponowała elfowi współpracę... No cóż, wprost się nie zgodził. Dziewczyna zaczęła się przyzwyczajać, że najemnik wielu rzeczy nie mówi wprost. Mimo wszystko, z jego słów i tonu słychać było, że zaakceptował propozycję.
        - Jeżeli w sali tronowej zabraknie portretu Morvoren, a jej truchło zawiśnie na dębie przy trakcie, obsypię cię złotem jak tylko będzie się dało. Zapłata to akurat ostatnia rzecz, o którą musiałbyś się martwić. Na pewno trudniej będzie włożyć tyle pracy, ile potrzeba do przejęcia tronu. Ale po twym tonie wnioskuję, że nie będzie to zbyt duży problem, .
        Calathal przypieczętował ostatecznie ich współpracę, gdy pomógł Elestren wejść na konia. Ramię, choć opatrzone, nadal sprawiało młodej księżnej niemały problem, toteż wejście na Bhàtę było sporym wyzwaniem. Elf wyciągnął ręce, by ją podsadzić, a dziewczyna położyła na nich kolano i została wypchnięta w górę ze znaczną, stanowczą siłą. Na tyle, by od razu wlecieć na konia z impetem. Chwilę zajęło jej ustabilizowanie się w siodle, a gdy już się usadowiła, odparła elfowi.
        - Mój ogier jest na tyle silny, że uniesie nas oboje bez problemu. Gdybyś był moich gabarytów, to może nawet i trzecią osobę wziąłby na grzbiet. Nie krępuj się i wsiadaj. - Poczekała chwilę na reakcję Calathala, a później niezależnie od tego, czy wsiadł na konia, czy też zdecydował się na marsz, rozwiała z chęcią jego kolejne wątpliwości. - Jedziemy do Caerwys, dużej wsi przy gościńcu. Musimy puścić wieść po prowincji, że żyję i mam się dobrze. Ludzie prawdopodobnie żyją w świadomości, że leżę gdzieś martwa, albo że trzeba mnie złapać za zdradę. Nie możemy do tego dopuścić. Jeśli już tam dojedziemy i się wybronimy, to reszta powinna pójść sama. Terror, który wprowadza Morvoren, jest coraz mniej znośny dla prostych ludzi. Miałeś do czynienia kiedyś z dyktatem, który był tak surowy i okrutny, że nawet ludzie, którzy go wprowadzali, próbowali się od niego odcinać? To samo mamy w Sinsear. Morvoren wynajęła dodatkową ilość żołdaków, chociaż lepszym określeniem byłyby pewnie bandyci albo brudasy z rynsztoku, by przeciwdziałać zdradom i wywrotówce. Dodatkowo część wojsk nie jest przychylna rządzącej księżnej, przez co trzeba było zaciągnąć jeszcze więcej wojska, by za większe pieniądze pilnowali tych praworządnych. Przez to muszą ściągać więcej podatków z okolicznych wsi. A to z kolei powoduje kolejne koszty, bo trzeba opłacić wojsko, które ma zamiar przeciwdziałać rewoltom i zbierać pieniądze. W skrócie, koszty utrzymania despotyzmu są ogromne i tylko bat trzyma go w ryzach. Dlatego tak ważnym jest, byśmy pojawili się na miejscu.

        Rzemieślnik właśnie przysnął na tyłach swojego domu, na ulubionym bujanym krześle. Nieustanna praca wykańczała go na dobre, wszakże pracował dzień i noc, by zapewnić byt swojej rodzinie przy wysokim podatku nałożonym przez księżną. Nie było dobrze, mimo tego, że rzemieślnik był niezgorzej wyedukowany, bo przecież czytaty i piśmienny w wiosce to nie byle kto, uważacie.
        Jednak długo spać nie było mu dane, gdyż obudził go tętent kopyt nadchodzący od strony dzikich polan i wąskich, wydeptanych ścieżek, w dystansie od głównego traktu. Mężczyzna zerwał się, a gdy zobaczył kto przed nim stoi, była to przeto Elestren Tiernan Melwynn w całej okazałości, z początku nie dowierzał. Ta jednak rzekła do niego.
        - Zwołaj ludzi. Żołnierzy również, gdyż mają swoją powinność wobec mnie. Zbierz ich wszystkich na plac, powiedz, że wróciła księżna Elestren i potrzebuje pomocy w związku z oszczerstwami z ust matki. Każdy miecz, kosa, cep, nóż myśliwski, wszystkie z nich się przydadzą.
        Rzemieślnik kiwnął głową nerwowo i ruszył przed siebie, w głąb osady...
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Dalsze sondowanie nastrojów społecznych nie przynosiło wymiernego efektu. Nie licząc tego, iż do wieczora Awel była kompletnie pijana. Czarodziejka uznała, że warto posiedzieć w gospodzie i posłuchać co ciekawego mają do powiedzenia chłopi. Ponieważ bunt Elestren był najświeższą wiadomością z wielkiego świata, toteż przez jakiś czas był on głównym tematem rozmów. Aby nie wzbudzać podejrzeń i być tą co tylko się gapi, Bryza zamówiła sobie kufel piwa i rozsiadła się w karczmie. A potem jeszcze jeden. I następny. I kilka kolejnych. Ostatecznie dotarła do takiego stanu, iż nie potrafiłaby kojarzyć faktów, nawet wówczas gdyby młoda księżna przysiadła się do jej stolika. Talbir również poszedł w jej ślady, z tym że poza alkoholem, oddał się również innym rozrywkom, a ponieważ był bogaty, miejscowe panienki same ciągnęły go do komnat na górze.
        Zresztą sam temat rebelii szybko zszedł na drugi plan, gdy zaczęto zastanawiać się nad nadchodzącą zimą, cenami żywności, podatkami, czy wątpliwą cnotą żony jakiegoś Hubarta. Miejscowi niespecjalnie zamierzali angażować się w spór i ryzykować zdrowie tylko po to, aby jednego tyrana zamienić na kolejnego. Zwłaszcza jeśli ten nowy miał identyczne nazwisko. Za to gdy jeszcze była w miarę świadoma, Bryza dowiedziała się kilku istotnych rzeczy. Na przykład tego, że księżna Morvoren swego czasu rozwiązała kilka oddziałów wojska, nie będąc pewną lojalności swoich ludzi. Awel uznała ten ruch za głupi, ponieważ żołnierze to żołnierze. Muszą dla kogoś walczyć, jako że w ten sposób zarabiają na życie. A skoro nie dla obecnej władzy, to dlaczegożby nie dla tej przyszłej.
        Równie ważnym, a być może nawet ważniejszym, czarodziejce wydała się informacja o niejakim Kalastranie. Miejscowym magu, który doradzał władczyni. Bryza była przekonana, iż skądś kojarzy to imię, chociaż nadmiar piwa póki co nie pozwolił jej połączyć go z konkretną twarzą i stojącymi za nią czynami. Osobiste doświadczenie pozwalało jej stwierdzić, że jeszcze żaden monarcha dobrze nie wyszedł na słuchaniu rad czarodziejów.
        Kluczową wieścią była zaś ta, która dotarła do gospody późnym wieczorem. Elestren zbierała swoich popleczników w Caerwys, prosząc o wsparcie wszystkich tych, którym na sercu leży wymierzenie sprawiedliwości.
        - Na Prasmoka, kobieto, kto ci podsuwa takie pomysły? – nie dowierzała Awel. Nad puszczoną w życie plotką nie dało się już zapanować. Oczywiście musiała ona również dotrzeć do tych, którzy swoją wierność zaprzysięgli Morvoren, a którzy zapewne gromadzą teraz swoje siły by zdusić bunt w zarodku. Nieszczęsna wioska niechybnie miała stać się pierwszym polem walk. I nie wykluczone, że również ostatnim. Równie dobrze Elestern mogła zawołać „wszyscy, którzy chcą za mnie głupio zginąć, zapraszam do Caerwys.” Oby to chociaż była pułapka.
        - Zbieraj się, bezużyteczny leniu. Nasza zguba postanowiła sama się znaleźć – oznajmił Talbir, lekko się przy tym zataczając. - Dzieli nas od niej kilka godzin drogi, ale jeśli będziemy mieli szczęście, dotrzemy tam jako jedni z pierwszych.
        - Panie, to nierozsądne stawać po stronie przegranej sprawy – podpowiedziała czarodziejka.
        - A kto twierdzi, że ruszamy tam z pomocą? Zamierzam uprowadzić tą Elestern i rzucić ją pod nogi księżnej na zamku Sinsear.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Nie był na siebie zły dlatego, że przyjął propozycję Elestren, a nie udał się od razu do zamku, żeby porozmawiać z Morvoren i przyjąć jej zlecenie. Dowiedział się, że maczała ona place w śmierci człowieka, na którego dług powołała się w liście, a teraz spotkał córkę tego mężczyzny. Wydawało mu się, że lepiej będzie pomóc jej, a nie Morvoren, dlatego też zgodził się do niej przyłączyć. Właściwie, nawet ta nagroda nie grała głównej roli, chociaż Cal i tak nie chciał robić tego wszystkiego za darmo, bo poświęci na to swój czas i, może, rueny także, jeśli będzie musiał wynająć pokój w karczmie, zjeść coś albo, może, przekupić kogoś. W tym czasie mógłby robić coś innego, co także sprawiłoby, że pieniądze wpadłyby do jego mieszka, więc wolał na tym wszystkim zyskać coś, za co później będzie mógł zakupić potrzebne rzeczy. Najpewniej zużyje też strzały, które także będzie musiał kupić. Co prawda niektóre da się wyciągnąć z ciała i będą nadawały się do ponownego użycia, jednak była to zdecydowana mniejszość z tych, które elf wystrzeli z łuku.
Dobrze, że jego propozycja jazdy na jednym wierzchowcu spotkała się z, raczej, pozytywnym odbiorem, bo Elestren powiedziała, żeby wskakiwał na grzbiet jej ogiera. Calathal nie marnował czasu i od razu wskoczył na konia, co odbyło się w jednym płynnym ruchu. Długouchy miał mało doświadczenia z jazdą konną, jednak elfia zwinność pozwalała mu na wykonywanie ruchów, przez które mógł sprawić wrażenie osoby znającej się na jeździe konnej.
         – Miej też na uwadze, że wieści o tym, że żyjesz i przebywasz w tej wsi, dotrą także do Morvoren i pewnie wyśle tam jakąś część swoich ludzi, żeby sprawdzili to i, ewentualnie, zabili cię albo sprowadzili do zamku – odparł, gdy już jechali w stronę miejsca, o którym wspomniała Elestren.
         – Myślisz, że część wojska, które zwolniła Morvoren, nadal znajduje się gdzieś w okolicy i dołączyłoby do ciebie, gdyby dotarło do nich to, że przebywasz w Caerwys? - zapytał po chwili. Wydawało mu się, że usłyszy odpowiedź twierdzącą. Właściwie był pewien, że właśnie na nią było większe prawdopodobieństwo, bo wydawało mu się to bardziej logiczne. Żołnierze muszą przecież za coś żyć i tak dalej, więc mogliby przystać do dziewczyny, która później na pewno wynagrodziłaby ich za to.

W końcu dotarli do wioski, a stopy Calathala przywitały ziemię z dziwną tęsknotą. Cóż, elf nie przywykł do jazdy konnej, bo częściej poruszał się pieszo, czasami nawet przebywając daną odległość truchtem lub jakimiś skrótami przez las czy inne miejsca, którymi nie prowadził trakt, jednak dzięki nim można było szybciej dotrzeć do celu. Oczywiście, najpierw trzeba było je znać, żeby nie zgubić się lub nie wpaść w niebezpieczeństwo. Dlatego też on sam nie korzystał z takich, o których tylko wiedział, że są, ale nie znał całej drogi, którą przed nim otwierają.
Gdy Elestren przekazywała wieści rzemieślnikowi, Cal stał za nią i tylko przyglądał się mężczyźnie, a także otoczeniu. Przez to mógł sprawiać wrażenie jakiegoś strażnika, który kroczy za dziewczyną i broni ją przed różnorakimi niebezpieczeństwami.
         – Czyli teraz idziemy na ten plac i czekamy, aż zjawi się ktoś, kto nie boi się przeciwstawić Morvoren? - zapytał, głównie dla pewności.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Zgodnie z oczekiwaniami, koń bez problemu wziął na swój grzbiet drugiego jeźdźca. Ciężar nie zrobił na nim jakiegoś specjalnego wrażenia, więc pogoniony przez Elestren ruszył razem z dwójką pasażerów kłusem w stronę wioski, lawirując pomiędzy drzewami. Trzymanie się szlaków było zbyt niebezpieczne. Prędzej czy później napotkaliby jakiś patrol. Natomiast w głębi lasu wojsko raczej nie szukało. Elestren była ranna, to znaczyło, że musi udać się do medyka, maga bądź znachora. Czyli, nie uwzględniając oczywiście łutu szczęścia, który ją napotkał, do którejś z wiosek. A tam by już ją złapali. Jeżeli nigdzie by się Elestren nie pojawiła, to znaczyłoby że zbiegła ostatecznie albo się wykrwawiła. W obu przypadkach, byłoby to już dla Morvoren nieistotne.
        - No cóż, a o co innego miałoby chodzić? - odpowiedziała na pytanie Calathala. - Nikt się do nas nie przyłączy, jeżeli nie zobaczy szans na zwycięstwo. A uwierz mi, że w tym momencie tylko marzyciele je zobaczą... Oczywiście nie siedząc w mojej głowie. W Caerwys wątpię, by zaciągnął się do nas ktoś więcej niż pies z kulawą nogą. Ale wieść rozniesie się jak świeże bułeczki. Chorągiew konnicy przybędzie zanim się obejrzysz. I właśnie o to nam chodzi. Wparują na trakt jak owieczki na rzeź, nadzieją się na wilcze doły, polecą strzały. A wtedy może niektóre serca odzyskają wiarę.
        - Teraz? Może niektórzy - odrzekła, rozwiewając kolejne wątpliwości elfa. - Choć poza nielicznymi, raczej będą się trzymać na dystans. Tak samo jak chłopi. Zwolnione wojsko, które miało gdzie pójść, już pewnie wyszło z księstwa. Inni nie mają gdzie się podziać, oni prawdopodobnie tułają się po lasach jako banici. Jeśli natomiast usłyszą o sukcesie, może ci pojedynczy, lojalni bądź przywiązani do mojego rodu, przymaszerują do nas.

        Nie trzeba było długo czekać, by ludność Caerwys tłumnie zebrała się na placu, oczekując nadejścia młodej księżnej. Przychylni, czy nieprzychylni, każdy kto mógł wyjść z chaty, zjawił się i czekał na słowa rewolucjonistki. Chociażby, żeby zobaczyć, jak coś dzieje się w osadzie, bo ludność wiejska z peryferii nie miała zbyt dużo form rozrywki, z których mogłaby skorzystać. Większość więc przyszła tylko dla zabicia czasu i znalezienia tematu, o którym może poplotkować.
        - To oni czekają na nas - szepnęła do Calathala, wchodząc na plac i przepychając się na jego środek. W jej stronę kierował się wzrok każdego, kto czekał na jej przemówienie. Niektórzy patrzyli z nienawiścią, innym było już wszystko jedno. Uśmiechów i radości było mało. Mimo to jednak, młoda księżna weszła na drewnianą skrzynię, która, wcześniej przyciągnięta przez rzemieślnika, spełniała rolę podestu, z którego miała przemawiać.
        - Ludu Caerwys! - zaczęła wzniośle, donośnym głosem. - Żywiciele Księstwa Sinsear i Królestwa Shari! Drugi rok już, żyje się wam z dnia na dzień coraz gorzej. Poborcy podatkowi zabierają więcej z każdą następną wizytą. Jeśli nie ma jak zapłacić w plonach, zabierają dobytek, zwierzęta, narzędzia. Gdy się ktoś z was postawi, nasyłają bandytów. Nie było tak kiedyś! Kiedyś płaciliście przyzwoite sumy, zostawało wam tyle, ile pozwalało na godne życie każdego z was! Ale Morvoren zniosła wasze prawo do godności, tak jak też i wiele innych. Ledwie parę dni temu zniosła prawo mojego ojca do życia i zleciła zatopienie sztyletu w jego sercu! Czy naprawdę myślicie, że osoba, która dba w ten sposób o rodzinę, zadba o was? Prędzej czy później was zarżnie lub zmusi do katorżniczej pracy. Ale wtedy już będzie za późno, żeby się postawić. Możecie teraz pójść za mną, za tą, która obwołaną zdrajczynią, bo jej ojciec został zamordowany! Możecie wziąć kosy, sierpy i noże i pomaszerować w imię swojej wolności!
        - I skąd pewność, że ci można ufać? - ryknął jeden z zebranych, wyraźnie nieprzekonany do pomysłu Elestren. - Szlachecka krew, psia mać, wszyscy jesteście tacy sami. Jak nas potrzeba, to naobiecujecie! Ale jak już nas nie potrzeba, to wtedy wszystko w diabły. Myśmy są pierwsi do umierania, ostatni do wynagradzania, ot co!
        - Tak, bo wyjątkowo dobrze ci się żyje przez ostatnie parę lat, kmiocie - krzyknął wysoki, barczysty blondyn w brązowej, zadbanej tunice. - Wiem, że nie umiesz liczyć, po twojej mordzie bym cię o to nie posądził. Ale chyba zauważyłeś, że Morvoren zabiera ci teraz jeszcze więcej niż kiedyś.
        - Dokładnie! - Rozległ się głos z naprzeciwka. - A przeto nie tak dawno podatki były znośne. Ja i moje przodki na roli tutaj siedzą od czterech pokoleń, a tylko moje głoduje. Teraz nam bandyty wyrywają z rąk to, co chcą.
        - No tak! - zaczął kolejny z tłumu. - Ale jak wy chceta bronić nas przed księżną Morvoren? Przeto my chłopi, niewielu obitych w boju. Co najwyżej tylko który po mordzie dostał przy karczmie, daleko temu do prawdziwej walki. Zabiją nas jak tylko się napatoczymy!
        - Prawda ci to, prawda - rzucił jeszcze następny. - A nawet jak w walce nie zabiją, to przyjadą potem do naszej osady i spalą. W cholerę z taką rewoltą!
        Liczne głosy rozbrzmiały, plac zagrzmiał. Chłopi przekrzykiwali się, niektórzy się przepychali, inni zgodnie coś skandowali, choć nie można było dosłyszeć co dokładnie. W zasadzie po paru minutach nikt już nie zwracał uwagi na Elestren, stojącą na skrzyni. Wszyscy byli zajęci sobą i ewentualną "wymianą zdań". Poleciało w jej stronę tylko kilka podgniłych owoców, które i tak nie trafiły. Jeśli ktokolwiek chciał jej zrobić coś poważniejszego, prawdopodobnie odstraszył go elf, towarzyszący księżnej niczym ochroniarz. W końcu, mimo że plac wytwarzał hałas niczym wulkan, głosy ludzi powoli cichły. Co bardziej sfrustrowani wracali do domów, następnie znudzeni również. Potem niezadowoleni, zawiedzeni. Elestren stała do końca, aż w końcu kobiet na horyzoncie nie było, a mężów zostało dwóch. Przyklękneli oni przed swoją księżną, a ta rzekła do nich.
        - Taka determinacja ma wartość większą niż złoto. Powstańcie i swe miana przedstawcie.
        - Ja jestem Ulrich, wasza wysokość. - Wstał i zbliżył się do niej mężczyzna z wcześniej, z brązową tuniką, który bronił jej podczas dyskusji. Teraz można było mu się bardziej przyjrzeć. Na oko miał co najmniej czterdzieści wiosen na karku, lekki, powoli siwiejący zarost był u niego bardzo dobrze widoczny, a głowa była specjalnie wygolona na łyso, by nie przejawiać objawów starzenia. - Zielarz w Caerwys. U księcia Leona mam dług, wszakże uratował mnie kiedyś, przed tymi elfami, co tu po lasach biegały. Nigdy nie miałem okazji go spłacić. A teraz w końcu mam, choć nie jestem wolny od wątpliwości. Bo widzisz, pani, żołnierze opowiadają, że tyś swojego ojca zabiła. Ja w to nie wierzę. Nie wierzę też, że panny matka to zrobiła, bo choć władczyni z niej szalona, to nie posądzałbym jej o takie zatracenie zmysłów. Ale, jeżeli dzieje się tak, jak się dzieje, nie możemy pozostać obojętni, jak wieśniacy. Trzeba w obliczu wojny wybrać albo dobro, albo mniejsze zło. Czyli, w tym przypadku, rewoltę.
        - A ja - wystąpił drugi, z wyraźną bojaźnią w głosie. - Ja... Doran. Doran mnie zwą. Nie wiem, czy podejmuję dobrą decyzję. Wszak mogą... Mogą nas przecież z łatwością zabić. Prawda? - Przełknął ślinę. - Mimo to, matka moja wisi na drzewie przy granicy. Ukradła z wozu poborcy bochen chleba, coby mieć na czym zimę przeżyć. Nie chcę, żeby komuś jeszcze się to zdarzyło... Pamiętałem, że wy, Melwynni, macie dobro w sercu, i choć nasza władczyni od roku temu zaprzecza, to liczę na to, że panience dobroć nieobca. Poza tym, na pewno panienka ma jakiś plan, prawda?
        - Cieszę się, że mogę was powitać, Ulrichu i Doranie. - Kiwnęła głową z uśmiechem. Szczerym. Nie spodziewała się, że aż dwie osoby będą chciały jej pomóc. Dwa pierwsze narzędzia oporu, oprócz Calathala oczywiście. - Plan jest prosty. Bierzcie za szpadle i ruszamy w las. Musimy znaleźć kije, naostrzyć i wykopać dół na trakcie. Robimy wilcze doły dla konnicy. No, raz raz!
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości