Równiny Andurii[Trakt] Rzecz o poecie i szlachetnym smoku

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

[Trakt] Rzecz o poecie i szlachetnym smoku

Post autor: Lasota »

Poprzednia przygoda



Od dłuższego czasu trwała niebezpieczna cisza.
To znaczy, rzecz jasna, nie w zupełności; w trawie niemal bez ustanku brzmiały cykady, pobudzone przez zapadający zmierzch, kępy krzewów w asyście niskich drzew szumiały, gdy tylko poruszył nimi wiatr, łopotały skrzydła przelatujących co jakiś czas ptaków. Ziemia szurała pod podeszwami dwójki pieszych wędrowców. Butelki wina przytroczone do pasa obijały się o siebie z cichym stukotem, a worek pełen kupionych szybko i bez wyraźnego celu rzeczy dostarczał co i raz to dziwniejszych odgłosów. A mimo to, zdawało się, że jest naprawdę cicho. I właśnie ta cisza powinna zaniepokoić każdego, kto choć trochę znał Lasotę.
Bard szedł teraz z miną wyrażającą tak silne skupienie, jakby jego duch już dawno oddzielił się od ciała i wisiał teraz gdzieś wysoko, najpewniej w całkiem innej rzeczywistości. Sprawiał nawet wrażenie, jakby w ogóle nie wiedział, że wciąż idzie. Raz czy dwa potknął się o wybój i nawet nie zaklął. Wzrok miał prawie całkiem nieobecny, czasem tylko liczył coś na palcach albo poruszał wargami, mrucząc bezgłośnie całe sekwencje słów, po czym od razu kręcił krótko głową, aż furkotało piórko przyczepione do jego beretu. Trwało to naprawdę długo, nim wreszcie oprzytomniał. A gdy już to zrobił, całe dotychczasowe milczenie jakby go zabolało, bo natychmiast zaczął wyrzucać z siebie słowa.
– Nie mogę! – zawołał, podnosząc dłonie w dramatycznym geście. Tą, która wcześniej służyła mu do liczenia, teraz strząsnął. – To jakiś koszmar! Ja jestem tu, a świątobliwa rzeka nieskończonej inspiracji przepływa tam, tuż pod moim nosem. Widzę ją, wyczuwam mistyczne wibracje jej wód, już prawie nachylam się, by kąpiel w niej pozwoliła mi doświadczyć poetycki łask... gdy wtem TRACH! – Zderzył gwałtownie zaciśnięte pięści. – I nic! I nie doświadczam żadnych łask, ni chu-chu! A żeby to...
I gestem pogroził tej rzece, którą tylko on widział, choć był to gest nie pozbawiony pewnej niepewności. W końcu niedobrze byłoby obrazić zwykle tak łaskawe duchy natchnienia, gdy widocznie już się z jakiegoś powodu gniewały.
Nagle Lasota rozejrzał się naookoło, jakby dopiero do niego dotarło gdzie się właściwie znajduje i jaka jest pora dnia. To widocznie pozwoliło mu trochę ochłonąć. Zerknął na idącą obok Nardani, ale gdy już chciał coś jeszcze powiedzieć, butelki przytroczone do jego pasa znowu o siebie stuknęły, podzwaniając kusząco.
– Wiem – oznajmił więc poważnie. – Muszę się napić. Tylko popatrz, Nardani, czyż to nie jest perfekcyjne miejsce na postój?
Jego szeroki gest absolutnie nie dodał uroku ani wysokiej trawie po obu stronach drogi, ani wyschniętemu krzakowi dzikiej róży, który akurat mijali. Tak rozległe równiny zwykle miały to do siebie, że wyglądały na beznadziejne miejsce do ucinania sobie przerw. Mimo to Lasota wyglądał na pewnego swojej decyzji.
– Kilka chwil odpoczynku, może jakaś drzemka... Miły moment w malinowym chruśniaku. No, czy to nie brzmi zachęcająco? Podzielę się z tobą tym, co kupiłem do jedzenia. Całą noc chyba nie będziemy szli?
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Smokołaczka i bard w zasadzie od samej bramy Valladonu przemierzali szlak w ciszy, niczym pielgrzymi czy kapłani. Milczenie zazwyczaj tryskającego energią i nieustannie trajkoczącego Lasoty, było co najmniej niepokojące, chociaż mogo być spowodowana tym, co cisza u dziewczyny. Minęło niedużo czasu, ledwie parę godzin, podczas których Nardani doprowadzała się do porządku. Musiała ochłonąć po rozmowie pod bramą, po której emocje wręcz wylewały się z niej potokami, tworząc wybuchową mieszankę radości, smutku i żalu. Ostatecznie jakoś udało się jej otrząsnąć i przejść do rzeczywistości, czekając z niecierpliwością, aż przypieczętuje swój spokój snem, który należał się dwójce podróżników niewątpliwie. Mają za sobą dzień pełen wrażeń, z całą gamą aktywności takich jak ucieczki po ciemnych uliczkach czy potyczki z miejskimi strażnikami.
        Okazało się jednak, że po Lasocie cały dzisiejszy dzień spłynął widocznie jak po kaczce. Jego obchodziły rymy, które chcąc czy nie chcąc, nie wychodziły mu na tyle, że postanowił swoją wezbraną frustrację wyładować dość głośno. Nardani zareagowała tylko kręcąc głową z rozbawieniem, słuchając jak to "rzeka inspiracji przepływa przed nosem barda, a on nie może z niej zaczerpnąć". Dopiero po chwili zdał sobie prawdopodobnie sprawę z tego gdzie jest, jaka jest pora dnia, a wielkimi krokami zbliżała się właśnie noc, która sprawia co najmniej niekorzystne warunki dla dalszej podróży. Stwierdził więc, że trzeba się zatrzymać, a idealne miejsce na postój jest tutaj, wśród wysokiej trawy oraz krzewów i tylko iście żelazna i niezłomna wola powstrzymała Nardani przed parsknięciem śmiechem.
        - Mhm, perfekcyjne, niczym z bajki - rzuciła dziewczyna ironicznie, choć bard miał rację w jednym. Gdzieś trzeba było się zatrzymać. Na horyzoncie jednak żadnego takiego miejsca nie było, bądź z powodu zmierzchu po prostu nie dało się go zobaczyć. W związku z tym, by nie spać w krzakach, Nardani wykonała parę gestów palcami, szepcząc coś pod nosem, a spory kawał trawy momentalnie zapalił się, spopielił i zaraz potem zgasił, pozostawiając równy teren, idealny do rozbicia obozu. - Nie jestem miłośniczką malinowych chruśniaków, ale co powiesz na spaloną równinkę? Też powinna dać sobie radę. Całą noc na pewno nie będziemy szli, przyda się dłuższy sen. Na razie przysiądźmy, zaraz spróbujemy rozpalić jakieś ognisko.
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

Kilka chwil wpatrywał się w Nardani wzrokiem sugerującym, że niewątpliwie oczekuje jakiejś pochwały w stylu „Doskonale, Lasota, co za genialny pomysł!”. Szykował już sobie nawet odpowiedź („Ależ daj spokój, droga ma przyjaciółko, dostrzegłem jeno potrzebę i ją wyraziłem, każdy by tak zrobił, ale nie przeczę, że w moim wykonaniu wypadła wyjątkowo zgrabnie i śmiało, możesz mnie podziwiać ile zechcesz”)… lecz niczego takiego się nie doczekał. Zamiast tego droga jego przyjaciółka posłużyła się magią, drugi już raz dzisiaj wprawiając barda w szczególne połączenie zaciekawienia z zaskoczeniem. Gdy w jego szeroko otwartych oczach odbiły się płomienie, zdołał nawet uśmiechnąć się pod nosem. No, to w końcu było inspirujące. Nikt nigdy nie powiedział, że w rzece natchnienia musi płynąć akurat woda…
- Cóż - orzekł, gdy już było po wszystkim. - Z ogniskiem na pewno nie będzie problemu! Niesłychane to jest, Nardani, jakie ty potrafisz robić cuda… Zamek Czarodziejek, warto zapamiętać...
Mamrocząc jeszcze coś tylko do siebie, zrobił pewny krok na spaloną ziemię, wciąż przyjemnie ciepłą od ledwie co wygasłego żaru, a potem już bez zastanowienia usiadł sobie tam, gdzie jeszcze chwilę temu wyrastał jakiś zmarniały krzew. Ze skupieniem odpiął od pasa to, co przeszkadzało w siedzeniu - w tym wypadku były to wyłącznie trzy butelki wina - i zaraz skrzyżował nogi dla wygody. Jedna buteleczka natychmiast poszła w ruch.
- Napijesz się? - zagadnął wesoło, gdy już wypił swoje. - Nic innego nie mam, ale ten truneczek, prawdę mówiąc, wcale nie jest zły! Mam jeszcze coś do jedzenia. Zobaczmy…
I zainteresował się workiem wyniesionym z Valladonu, przez chwilę grzebiąc w nim z wyraźną uciechą. Całkiem, jakby sam już nie pamiętał, na co dokładnie wydał dziś pół sakwy złota. W końcu udało mu się wydobyć na powierzchnię wszystko, co nadawało się do jedzenia, a więc parę brzoskwini, zamkniętą woskiem maleńką beczułkę jakichś rybek w soli, pół kręgu koziego sera i trochę suszonych grzybów, chociaż te ostatnie były teraz absolutnie nieprzydatne. Lasota jednak nie wyglądał na zmartwionego.
- No, jeszcze trochę i byłaby z tego nie najgorsza uczta! - zauważył pogodnie, natychmiast odłamując sobie kawał sera. - Częstuj się śmiało. O taaak, już czuję napływ sił witalnych. Prawie jak w domu. Znaczy no, gdybym miał jakiś konkretny dom… A ty, Nardani? Masz jakiś dom? Ponoć w dzisiejszych czasach to wcale nie takie oczywiste pytanie…
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Nie wiadomo, czy to wzmianka o winie, czy widok magicznych płomieni, ale coś w końcu odblokowało mechanizm Lasoty i zaczął normalnie trajkotać, jak to miał w zwyczaju. I znów, mimo że ta magia była mu już znajoma, popadł w zachwyt nad tym, co udało się zrobić Nardani. A dla niej była to zwykła czynność, niewiele różna od przebiegnięcia się chwilę wzdłuż szlaku czy zejścia po schodach, bo wywoływała podobne zmęczenie. Ot spalenie małego kwadratu trawy, w dodatku suchej.
        - Nie jest to takie trudne, jakim je widzisz - odparła bardowi, również siadając na jeszcze cieplutkiej, wypalonej ziemi. - Drobnych magicznych sztuczek byłbyś się w stanie sam nauczyć. Wystarczy sprawna ręka, skupienie i trochę energii magicznej. Teraz akurat trzeba było słownej inkantacji, w tym przypadku w smoczym.
        Lasota, jak tylko usiadł, pochwycił swój trunek, czy raczej "inspirację", szybko go kończąc. A potem swoimi słowami uderzył w punkt. No tak, jedzenie... Nardani od poranku w Valladonie nic nie jadła ani nie piła. Momentalnie zaczął jej burczeć brzuch, jakby dopiero teraz się odblokował, wcześniej podtrzymywany tylko determinacją i adrenaliną.
        - I oto przyszedł wybawca, Imperator Trzynastozgłoskowca z Valladonu - powiedziała z uśmiechem, chwytając butelkę wina i jedną z brzoskwiń. - Dziękuję ci, umieram z głodu. I z pragnienia. A o jakość się nie martw, i tak nigdy nie przywykłam do dobrych trunków.
        Wzięła już gryza brzoskwini, napawając się jej słodyczą, gdy bard postanowił ją zrównoważyć odrobiną goryczki, a mianowicie pytaniem o dom. Nie było to już jednak tak ciężkie dla Nardani, jak rozmowa pod bramą, więc odrzekła normalnie, choć co prawda niezbyt optymistycznie.
        - Tak jak pewnie i ty, cały czas w locie. Od dzieciństwa byłam na "wygnaniu", można by to tak określić. Rodzice mnie nie polubili, zresztą trudno im się dziwić, tak to jest z ludźmi. Cieszą się z dziecka jak z daru, dopóki nie jest, dajmy na to chociażby mój przypadek, nieślubną córeczką księżniczki.
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

Chociaż zwrot „wybawca, Imperator Trzynastozgłoskowca” mile polechtał jego ego, Lasota nie objawił tego w żaden sposób dosadniejszy od szerokiego uśmiechu pod nosem. Prawdę mówiąc, minęło już sporo czasu, od kiedy występował przed kimś po raz ostatni – a przecież nawet wówczas mało kto silił się na tak wyszukane pochwały. A oto, proszę bardzo – Nardani nie bała się tytułować go w tak uprzejmy sposób, chociaż wcale nie słyszała jeszcze ani jego poezji, ani muzyki. To należało naprawić. W końcu nie można było dopuścić, by dzieweczka rzucała słowa na wiatr, musiała ich być pewna! Ale że głodne usta nie tykają fletu ani nie deklamują ballad ot tak, musiała jeszcze trochę poczekać. Rozmowa była na ten moment dobrym zabijaczem czasu.
Nawet, jeśli i taka zwykła pogawędka miała zaraz przynieść całkiem niespodziewane informacje. Lasota mało nie zakrztusił się jedzeniem, tak szybko chciał wyrazić swoje zdumienie.
– Nieślubną córeczką księżniczki? – powtórzył z zapałem. Chwilkę zastanowił się, czy aby na pewno Nardani już mu o tym nie wspominała, ale chyba raczej by pamiętał. Poruszył się niespokojnie. – Moja droga, niejeden mistrz-literat oddałby wiele za możliwość sporządzenia twojej biografii! Co za historia… Ale wiesz, co ci powiem? Niewiele różnimy się w tej kwestii. Wyrzutkowie. Bez swojego kąta. Krążący po świecie, ale nigdzie nie zagrzewający miejsca na dłużej. Ja, powiem ci, nie wiem, co to się porobiło na przykład z moimi rodzicami. Nawet nie chcę wiedzieć. Doskonale sobie bez nich radzę, ty, jak widzę, również, nie mamy się więc czym przejmować! Świat jest szalony. Ważka.
Połyskliwy owad rzeczywiście przeleciał bardowi tuż przed nosem, więc ten na chwilę się w niego zagapił. Ważka skierowała jego wzrok w stronę, z której tu przyszli.
– Nawet mój Valladon – mruknął posępnie, biorąc do ręki brzoskwinię i zaczynając obracać ją w palcach. – Nawet Valladon staje na głowie. Ciągle się biją. Szczęściarz ze mnie, że to akurat na ciebie tam trafiłem, Nardani. Może z początku byłaś nieco szorstka w obyciu, może to ta arystokratyczna krew… Ale teraz…
Zerknął w jej stronę z szelmowskim uśmieszkiem i poruszył znacząco brwiami, wyrażając w ten sposób trochę więcej, niż za pomocą jakichkolwiek słów. Zaraz jednak chrząknął i wgryzł się w owoc, całkiem skupiając na nim uwagę.
– Czas na ognisko – dodał tylko po chwili. – Potem ci coś zagram. Kołysankę może?
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Na wzmiankę o byciu nieślubną córką księżniczki, Lasocie mało brakowało do zadławienia się swoim jedzeniem. Zaskoczony był tak wielce, że wniosek mógł być tylko jeden, zapomniał. A przecież jeszcze dziś, wśród ciemnych uliczek Valladonu, mówiła mu, że jest bękartem z królewskiej rodziny, rzuciła nawet nazwę rodu, i to wszystko nie ot tak sobie. Bard sam pytał, powinien więc też i słuchać. Dopiero teraz jednak zaczął się zachwycać, jakby za drugim razem do niego w końcu dotarło. Przez chwilę, z entuzjazmem, jak to Lasota, zaczął wykrzykiwać coś o biografii, że to fascynująca historia...
        - Opowieści o bękartach nie są zazwyczaj jakoś specjalnie interesujące ani bohaterskie. - Pokręciła głową z lekkim uśmiechem rozbawienia. - Nie wiem, czy mistrz-literat miałby z czego tą biografię pisać. Ot księżniczka zwiała z domu, ktoś ją wykorzystał w krzakach, no i pech się zdarzył, że dziecko się jej poczęło. W dodatku smocze. Nadaje się co najwyżej na komedię o głupocie szlachciców. Jeśli już o czymś pisać, to o dalszych wydarzeniach z mojego życiorysu, choć też nie są zbyt intrygujące. Ale jeśli bardzo chcesz, mogę ci opowiedzieć o trzynastu latach wykładów w Zamku Czarodziejek. - Uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
        Nagle, przed oczami dwójki podróżników mignęła ważka, wydając charakterystyczny dźwięk podczas lotu w stronę Valladonu, miejsca z którego oboje przyszli i oboje raczej nie mają zamiaru wracać.
        - W Valladonie zawsze się bili - odpowiedziała bardowi, prostując jego wypowiedź. - Od zawsze. Nie było tego może widać, zwłaszcza z twojej perspektywy, ale obie strony zawsze gryzły się ze sobą, niczym psy ze wścieklizną. A dziś było to dosłownie: pole bitwy. Mamy szczęście, że wyszliśmy stamtąd bez większych problemów.
        Mimikę barda dziewczyna zignorowała, skupiając się na innej, trochę ważniejszej rzeczy. W istocie już zmierzchało, słońce chowało się za horyzontem, a choć do zimy daleko, to mimo wszystko chłód smagał ich ciała, co przypominało o konieczności rozbicia konkretniejszego obozu. Jak to Lasota słusznie zauważył, czas na ognisko. Nardani, choć była smokołaczką, to nawet dla niej przeziębienie nie było obce, wolała się więc przed nim uchronić. W okolicy nie było zbyt dużo drzew, zarówno w pobliżu, jak i w oddali dominowała wysoka trawa. Dziewczyna dojrzała jednak niedaleko dorodny krzew, z którego można by skorzystać jako opału. Wykonała parę gestów prawą ręką, szepcąc pod nosem, a krzak wyleciał z ziemi razem z korzeniami, jakby go coś gwałtownie wyrwało, po czym z siłą, której żaden oszczepnik by się nie powstydził, przyleciał do Nardani, zatrzymując się w jej ręce. Ona wyciągnęła miecz, tnąc parę razy... I zrobione! W minutę dosłownie, jeśli nie mniej, palenisko było gotowe, a za pstryknięciem palców zapłonęło, dając podróżnikom ciepło.
        - Mówisz i masz. A teraz pochwal się, co ty tam ciekawego umiesz.
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

– Zawsze się bili – powtórzył cicho za Nardani, nim zacisnął usta w wąską linię i przez chwilę wpatrywał się tylko w jej twarz. Może i była w tym racja. Bitki na ulicach pewnie nie tak łatwo zauważyć, przebywając w mieście tylko raz na jakiś czas, a i podczas tych pobytów więcej czasu przepędzając w karczemnych salach, aniżeli gdziekolwiek indziej. Gdy myślał o Valladonie, widział raczej swoje recitale dla skromnej (choć zwykle bardzo rozzuchwalonej) gawiedzi, bajeczne zabawy pod drewnianymi stropami, roześmiane kobiety i wychylane odważnie dzbany wina lub miejscowych nalewek, a poza tym tych brzuchatych kupców z ich barwnymi towarami i dzieciaki ganiające się po rynsztokach. A może po części po prostu chciał widzieć tylko takie obrazy? Może raz czy dwa dotarło do niego coś niepokojącego: w Valladonie łatwo było dostać w pysk. Ale żeby zaraz jakieś bardziej krwawe potyczki... E, nigdy nie słuchał plotek tego typu. Nie umilały one podróży.
Z zamyślenia wyrwał barda dopiero impet, z jakim w jego okolicy pojawił się zaraz wyrwany z ziemi krzew. Gdyby był jednym z tych nowoczesnych, radykalnych obrońców przyrody, których nieprzychylnie łączono zwykle z mrocznymi rytuałami, to być może skomentowałby jakoś fakt postępującego niszczenia tego miłego kawałka równiny... ale po pierwsze był tylko wędrownym poetą niezwiązanym bliżej z żadnym ugrupowaniem, a po drugie zbyt zainteresował go sposób, w jaki Nardani kilkoma zaledwie ruchami zamieniła martwy krzew w żywe ognisko. Aż miło było popatrzeć, jak płomień z taką łatwością bucha spomiędzy ciętych gałęzi, wysyłając rozkoszną falę ciepła. Lasota nie potrafił powstrzymać cichego pomruku. Wychylił się do przodu, tak że pomarańczowe światło nadało jego uśmiechowi nieco teatralnego podkreślenia i rozpaliło jego spojrzenie dwoma drżącymi ognikami. Ogrzał krótko dłonie, potarł je, a gdy spojrzał znowu na Nardani, przypominał nieco kuglarza obiecującego swojej widowni nadzwyczajną, mrożącą krew w żyłach opowieść przy ognisku.
– Możesz się położyć – rzekł niemal uroczyście. – Dla wygody. Spójrz w niebo, podąż wzrokiem za uciekającymi ku gwiazdom iskrami... i słuchaj.
Gdy mówił, jednym miękkim ruchem wydobył z pokrowca swój flet - długi, smukły instrument z brzozowego drewna, niewiele może zdobiony, ale za to zdający się posiadać o wiele więcej otworów niż powinien. Przez chwilę słychać było tylko trzaskanie ognia, odgłosy zwierząt i szelest pojedynczych drzewek. A potem bard przytknął poprzecznie flet do warg i do innych dźwięków dołączyła muzyka, i to z taką łatwością, jakby od zawsze była częścią natury otaczającej spoczywających wędrowców.
Nie od razu był to utwór wesoły. Zaczynał go długi, ponury ton, który w końcu spadał, drżał, aby ponownie wrócić do swej ciężkiej jednolitości. Dopiero potem działo się więcej. Melodia zdawała się naśladować nocne ptaki, pohukiwania sów i nawet bzyczenie owadów, a dalej wznosiła się do góry i gwałtownie gasła, tak jak płonące biało iskry z wypalających się drew. Im większej intensywności nabierała, tym bardziej była złożone. Wreszcie brzmiało to tak, jakby bard potrafił zagrać kilka dźwięków jednocześnie. A grał jak w transie: jego palce z niebywałą wprawą biegały po instrumencie, praktycznie nie dawał po sobie znać, że musi nabierać oddechu, oczy mu jaśniały. To co grał, w jakiś dziwny sposób zamykało w dźwiękach całą istotę samej nocy: jej mrok i przebłyski światła, gwiazdy i księżyc, spokój i każdy najmniejszy szelest przyrody. Nie było w tym nic więcej poza czystą muzyką, ale działała ona prawie jak magia i niewątpliwie łatwo usypiała. Zwłaszcza, że w końcu nie urywała się gwałtownie, ale stopniowo cichła i łagodniała, jak zmrok uciekający przed świtem.
Tak więc gdy flet przestał grać, wszystko dookoła zdawało się jeszcze kontynuować jego muzykę.
Lasota zamrugał, opuścił instrument... A potem łyknął zdrowo wina z butelki.
– To mi wyszło – przyznał cicho. – Prawda, Nardani? Nardani...?
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Miło było popatrzeć na barda, któremu czary jeszcze nie miały okazji zbrzydnąć i wciąż zachwycał się on zaklęciami rzucanymi przez smokołaczkę. Dla niej było to normalne, swoisty chleb powszedni. Korzystała z magii codziennie, ułatwiając sobie wszelkie czynności życiowe. Lasota z kolei miał pewnie zdanie o magach wyrobione na podstawie pomniejszych czarodziejskich kuglarzy albo stereotypowych starych dziadów z brodami i różdżkami. Dla niego było to coś nowego, atrakcja wcale nie mniejsza od chociażby podróży przez nieznane ziemie. Znów niemal opadła mu szczęka, gdy w mniej niż parę chwil palenisko dla nich było gotowe. A wraz z nim warunki do tego, żeby bard w końcu popisał się swoimi umiejętnościami. Chwalił się on, jakim to grajkiem nie jest, ale Nardani jeszcze nie miała okazji posłuchać, jak faktycznie wychodzi mu granie na flecie. No cóż, poetą był niezgorszym. Czemuż z muzyką miałoby być inaczej?
        Zgodnie z zaleceniem Lasoty, położyła się... I była to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu. Inaczej uderzyłaby z impetem o twardą ziemię, przewracając się pod wrażeniem melodii. Wiersze wierszami, ale kto by pomyślał, że ten głupiutki bard będzie w stanie ją na tyle oczarować swoją muzyką? Absolutnie nie kłamał, gdy mówił, że jest w tym dobry. Zaczynając od ponurych dźwięków, przeszedł do takich, o których Nardani nigdy by nie pomyślała, że mogą wyjść z fletu. Brzmiały jednocześnie tak znajomo i tak obco... Z jednej strony odgłosy przyrody, z drugiej tak ujmujące i hipnotyzujące, że wydawały się nadnaturalne, nieziemskie. A im dłużej bard grał, tym bardziej zachwycał. W końcu, powoli zaczął zwalniać, coraz bardziej ściszać flet, lecz nawet po zakończeniu utworu, łąka sprawiała wrażenie, jakby nadal powtarzała tą piękną melodię, nie chcąc się z nią rozstać.
        Nardani już zdążyła raz zatkać barda, jednak zrobiła to nie swoimi umiejętnościami, choć i do tego było blisko, ale swoją butnością. Wypunktowała jego wady, przez co zaniemówił na chwilę, zanim wyszli oni z Valladonu. Tym razem to smokołaczka nie była w stanie wycisnąć z siebie żadnego słowa, spytana o opinię. Przez niedługi czas nadal leżała na ziemi, podświadomie oczekując dalszej części muzyki. Gdy ta jednak się nie pojawiła, a do Nardani doszło w końcu pytanie, odpowiedziała.
        - To... To jest nie do opisania, Lasota. Jesteś zdecydowanie lepszym muzykiem niż poetą - rzekła z uśmiechem, mimo sytuacji nie odpuszczając sobie lekkiego przytyku w jego stronę. - Mógłbyś tak grać cały czas. Choć nie jestem pewna, czy to nie sen, gdyż jeszcze nie słyszałam, żeby człowiek był w stanie tak grać.
        Ta chwila rozbudziła w niej potrzebę na jeszcze więcej muzyki. Nie chciała jednak angażować do tego barda, żeby nie zamęczyć takiego wirtuoza. Zdała sobie szybko sprawę, że dawno nie śpiewała...
        - Zainspirowałeś mnie Lasota... Dawno nie używałam mojego głosu. Pozwolisz, że też się popiszę muzycznie? Nie jestem co prawda taką mistrzynią jak ty... Ale pierwszy raz od dawna poczułam potrzebę śpiewać.
        I zaczęła swą balladę w smoczym języku, którego słowa były bardowi nieznane. Nie to jednak było ważne. Pieśń mimo to sprawiała wrażenie bliskiej sercu, przeszywającej ciepłem. Nie było tam żadnych niesamowitych dźwięków. Tylko przyjemny, czysty i melodyjny głos Nardani, śpiewający w melancholijnym tonie. Piękny w swojej prostocie, poruszający, sprawiał wątpliwości czy naprawdę jest on prawdziwy, czy też wpływała na niego magia, co przecież także mogło być możliwe.
        Choć smokołaczka wykonywała tą piosenkę wiele razy, nigdy wcześniej jej tak dobrze nie wyszła. Czyżby bard tak niesamowicie inspirował ludzi? Możliwe, lecz teraz nie miała czasu się na tym skupiać. Śpiewała zapamiętany, dobrze sobie znany tekst, wczuwając się w niego całym umysłem i ciałem.

Fhir a' bhàta, na hóro eile
Fhir a' bhàta, na hóro eile
Fhir a' bhàta, na hóro eile
Mo shoraidh slàn leat 's gach àit' an téid thu

'S tric mi sealltainn on chnoc as àirde
Dh'fheuch am faic mi fear a' bhàta
An tig thu 'n-diugh na 'n tig thu màireach
'S mar tig thu idir gur truagh a ta mi

Tha mo chridhe-sa briste brùite
'S tric na deòir a ruith o m' shùilean
An tig thu nochd na 'm bi mo dhùil riut
Na 'n dùin mi 'n doras le osna thùrsaich?
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

Przez moment był naprawdę pewny, że przypadkiem udało mu się uśpić Nardani swoją grą, ale zaraz usłyszał jej głos i to wrażenie minęło. Zastąpiło je z kolei jakieś nowe, podejrzane uczucie, które nie dało się od razu nazwać. No bo co to właściwie było - czyż bard nie został właśnie skomplementowany w sposób, o jakim od dawna mógł tylko pomarzyć? To było coś nowego. Nie byle wręczenie sakiewki i burknięcie "dobra robota" ze strony kolejnego właściciela karczmy, ale prawdziwe, szczere słowa uznania wypowiedziane przez kogoś, kogo właściwie on sam mógł już nazwać ni mniej ni więcej, jak tylko przyjacielem. Widocznie dlatego aż tak się zmieszał i najpierw zrobił tylko głupią minę, upodabniającą w tym świetle jego twarz do jakiegoś krzywo uśmiechniętego gargulca. Nie mógł nawet dobrze machnąć na to ręką, bo trzymał ciągle flet w jednej i butelkę wina w drugiej. Właściwie było to naprawdę niespotykane. Mistrz sztuk poetycko-muzycznych nie kłaniał się, nie robił min, nie nasłuchiwał teatralnie zawołań na bis. Bo i między przyjaciółmi coś takiego nigdy nie jest potrzebne.
Zamiast tego w jakimś dziwnym, zadowolonym milczeniu odczekał chwilę, nabrał znowu wina w usta, a wreszcie niepomiernie ucieszył się ze zmiany tematu. Od ich wspólnego opuszczenia Valladonu, zdaje się, musiała zajść w poecie chociaż jedna drobna zmiana.
– Śpiewasz? – dopytał radośnie i zaraz roześmiał się po staremu. Cóż, może ta zmiana miała zasięg jedynie okresowy. – Ha! A więc słucham, słucham. To dobra noc na to. Dobra atmosfera...
I już nic nie mówił, tylko wychylił się nieco do tyłu, przytulił butelkę do piersi i rzeczywiście zaczął po prostu słuchać, patrząc spod przymrużonych powiek gdzieś ponad ogniskiem. A słuchać, wbrew pozorom, naprawdę potrafił, zwłaszcza gdy szło o muzykę. W jednym musiał mieć rację - to była noc sprzyjająca podobnym przedsięwzięciom. Śpiew Nardani w jakiś sposób trafiał dokładnie w sedno każdą zgłoską i przypisanym jej dźwiękiem, tak że nie było nawet ważne, co znaczą wszystkie te słowa. Sama melodia miała o wiele więcej znaczenia, a i tak konkretne wczucie śpiewającej robiło swoje.
Gdyby ktoś obserwował teraz tę scenę z oddali, mogłoby mu się to wydać naprawdę niespotykane. Oto przy jednym ognisku siedziała wojownicza dama, śpiewająca dumnie i czysto, oraz jakiś kolorowy grajek, z głupią twarzą zastygłą w wyrazie absolutnego zadumania. Niby tak sobie różni, a jakby dzielili teraz duszę.
A przynajmniej tak odbierał to Lasota. Wrażenie nowe, ale miłe.
Gdy Nardani skończyła, chwilę jeszcze milczał. Wreszcie zwrócił twarz w jej stronę, uśmiechnął się łagodnie i pokiwał głową.
– Pięknie. Od serca, co? – zgadł cicho. Butelka stała już gdzieś na boku, a flet spoczywał w pokrowcu.
– Chyba już późno. Może połóż się, a ja obejmę pierwszą wartę. Nie jestem jeszcze taki zmęczony, spokojnie. Tutaj – popukał się w skroń – naprawdę wiele się teraz dzieje. Aha, no i... Dziękuję ci. Tak. Że podzieliłaś się ze mną tym wszystkim, to znaczy tą pieśnią. Uch, co za noc!
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Nardani śpiewała smoczą pieśń całym sercem, z prawdziwymi emocjami i zaangażowaniem. Wczuła się na tyle, że gdy nastąpił koniec słów, siedziała jeszcze chwilę w zadumie i żałowała, że ta ballada nie ma już więcej zwrotek. Poczuła nostalgię, wszak tak dawno nie śpiewała, zwłaszcza po smoczemu. Od czasów, gdy wstąpiła do wywrotówki, zdarzało jej się wydać dźwięki tylko, gdy akurat w obozie, przy ognisku, rozbrzmiewała pieśń przeciwko monarchii, krzepiąca serca rewolucjonistów. A ta pieśń, o łódkarzu? Zdaje się, że ostatnio rozbrzmiała... dziesięć lat temu. Cud, że pamiętała słowa.
        Bard nie silił się na skomplikowane słowa. Nie okazał nadmiernego zachwytu. Po prostu pochwalił dziewczynę, krótko, lecz satysfakcjonująco. I to Nardani dziś wystarczyło. Zwłaszcza, że choć jej towarzysz był niepozorny, to jednak jeśli chodzi o muzykę, to on był tutaj mistrzem, wirtuozem.
        - Dziękuję. - Odwzajemniła jego uśmiech. - Choć daleko mi pewnie do twojego kunsztu.
        Po kolejnych słowach Lasoty, jak na zawołanie dopadło ją zmęczenie. No tak... Dookoła już było ciemno. Bieganie po całym Valladonie, rzucanie zaklęciami na lewo i prawo oraz kilkugodzinny marsz były zdecydowanie męczące. Nardani najchętniej by się położyła, choć nie była do końca pewna, czy to dobry pomysł zostawiać barda na pierwszej warcie. Niby nic im nie groziło... Ale zmęczony i niewyszkolony, mógłby przypadkiem przerazić się jakimś dzikiem przebiegającym przez krzaki, albo z drugiej strony, nie zauważyć podbiegającego wilka. Albo i też przysnąć. Mimo to, jej chęć snu była silniejsza.
        - Tutaj ci się dzieje? - Spojrzała z udawanym zdziwieniem na Lasotę, dotykając palcem wskazującym skroni. - Tego to jeszcze po karczmach nie grali. - Roześmiała się, a potem z lekkim uśmiechem rozłożyła się na ziemi, podkładając sobie pod głowę jeden z opróżnionych tobołków, zwinięty w kulę. Zanim zasnęła jak dziecko, rzuciła tylko na odchodne. - Dobranoc...
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

- Nie takie rzeczy grali po karczmach - poprawił Lasota z całkowitą powagą, jakby przytaczał jeden z powszechnie znanych faktów, a na Nardani spojrzał z powrotem dopiero po upływie kilku kolejnych chwil. Gdzieś znad pobliskich drzew poderwało się do lotu coś, co mogło być świstunką, ale wcale nie musiało. Sam ten fakt wydał się bardowi dosyć poetycki, tak że odpowiedział na życzenie dobrej nocy dopiero w chwili, kiedy jego towarzyszka już dawno ułożyła się do snu. Jego „dobranoc” zabrzmiało nieco odlegle. Równie odległe zdawało się w tej chwili całe zło świata i wszelkie niebezpieczeństwo.
Lasota wstał, przeszedł kawałek tam i z powrotem, okrążył ognisko. Zbadał kąty padania cieni i drżenie płomieni (chociaż na te nie mógł patrzeć tak długo, jak by chciał), przez chwilę gapił się w odblaski grające w szkle butelki postawionej na ziemi. Dotarło do niego, że słowo „zostanę” bardzo sympatycznie rymuje się ze „złamane”, oraz że dwadzieścia jeden to wcale nie nazbyt duża liczba sylab na jeden wers, jeżeli tylko dobrze się to rozplanuje. Ostatecznie każda melodia jest dobra, jeśli pisać ją w nocy. Dodatkowo pomogło w tym wszystkim siedzenie na chłodnej ziemi w okolicy gorącego ogniska, a więc niejako przebywanie na granicy żywiołów. Na granicy światów prawie.
Rzeka weny ledwie wyrabiała w meandrach.
Czasu musiało minąć sporo, bo kiedy to, co miało być wykonane zostało wykonane, ognisko już niemal całkowicie wygasło, a jego światło zostało zastąpione przez postępującą łunę różowiącą horyzont. Dopiero wtedy Lasota wstał, strząsnął rosę z butów, rozejrzał się tak, jakby widział otaczające go miejsce po raz pierwszy w życiu, a potem mruknął coś do siebie i dopiero podszedł do Nardani. Z nieprzystojnym uśmiechem opadł z powrotem na ziemię obok niej, kładąc się tak, że miał twarz na wysokości jej uśpionej twarzy. W niebezpiecznie bliskiej, co należy podkreślić, odległości. Odgarnął sobie z policzka niesforny kosmyk mysich włosów i dopiero zadziałał.
- Budzimy się, królewno - zamruczał łagodnie. Gdyby ktoś nie widział całej reszty, mógłby pomyśleć, że oto głos kochanka, który budzi swoją damę serca po słodko spędzonej nocy. - Pozwoliłem ci pospać trochę dłużej, ale czas już wstawać. Bez obaw, noc była spokojna. No juuuż, nie śpimy, robi się już widno!
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Sen smoczycy był rozkoszny, beztroski i spokojny. Można by wręcz powiedzieć, że zbyt spokojny. Choć nie zdawała sobie sprawy z tego podczas spoczynku, to jednak spała za długo. Znaczyłoby to, że albo poeta nie za bardzo może spać, albo, co bardziej prawdopodobne, niekompetentny drań przysnął. Trzeba by go w takim razie nauczyć stać na warcie. Zaczęła sobie to jednak uświadamiać dopiero budząc się, przywrócona do życia delikatnym mrukiem zasłyszanym koło ucha. Z początku wydawało się jej, że to jakiś kot przybłąkał się i zaczął dziewczynie mruczeć nad głową i święcie przekonana o tym Nardani, jeszcze nie do końca kontaktująca, przeciągnęła się leniwie. A potem otworzyła oczy... I zobaczyła Lasotę. Naprzeciwko siebie. Z twarzą blisko jej twarzy. Niebezpiecznie blisko. Przez chwilę zastanawiała się, czy to może przypadkiem nadal sen, ale kontynuujący swoje mruczenie bard nie pozwalał na nawet cień wątpliwości. Zerwała się niesamowicie szybko, jakby jakiegoś diabła zobaczyła, ale gdy już stała, ekspresja na jej twarzy w mgnieniu oka przerodziła się z wystraszenia w gniew.
        - Co ty sobie do cholery myślisz? - ryknęła na niego. - Pieprzony lowelasie karczmienny od siedmiu boleści! Co to niby miało być? Jak chcesz kogoś zauroczyć grą na flecie i sobie pochędożyć to trafiłeś pod zły adres. Trzeba było zostać w zasranym Valladonie! - Patrzyła na niego z nienawiścią w oczach. Lubiła tego głupiutkiego barda, ale, jak zresztą było słychać, zdecydowanie nie spodobał się jej "romantyczny" sposób pobudki. Podczas wrzeszczenia przeszło jej przez myśl, że może źle zinterpretowała zachowanie Lasoty? Może nie to miał na myśli? Cóż jednak, słowo się rzekło. Bard już został skrzyczany. A smoczyca nie miała w zwyczaju odpuszczać.
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

Lasota chyba zdecydowanie nie spodziewał się tego, że jego przecież wyjątkowo uprzejme słowa na pobudkę wywołają tak gwałtowną reakcję. Gdyby się tego spodziewał, siedziałby pewnie kilka stóp dalej, a już na pewno przyjąłby bezpieczniejszą pozycję - gdy tak bowiem leżał sobie na boku, na kształt kochanka z idyllicznej opowiastki wierszem, siła wybuchu idącego od Nardani nie pozwoliła mu zachować równowagi. Natychmiast wylądował na plecach, w pozycji cokolwiek żałosnej i z niemożliwie zaskoczonym wyrazem twarzy. W ostatniej chwili chyba zdążył przytrzymać na głowie swój beret, bo w przeciwnym razie straciłby nie tylko honor, ale i nakrycie głowy, a to mogłoby być trochę za dużo na jeden raz. Nieszczególnie zmieniając swoje ułożenie (co z kolei nadało mu dziwnie kształtu żuka przewróconego na plecy) zdołał jednak nie zasłonić się ani rękami, ani nogami. Więcej - kiedy tylko fala nienawiści spływająca ku niemu z góry zaczęła odrobinę przygasać, z gracją linoskoczka poderwał się na równe nogi i założył ręce na piersi.
- Wypraszam sobie! - zawołał przede wszystkim, choć to było chyba skutkiem tylko i wyłącznie pewnych zasad obowiązujących podczas kłótni. Chociaż to wcale nie musiała być kłótnia. - Lowelasa karczmiennego jeszcze zrozumiem, droga moja panno, ale żeby zaraz próbować wepchnąć mi… mi w ręce wepchnąć tak niegodziwy czyn, jak nieodpłatna pochędóżka z byle kim, to jest… Ale właściwie to i ty byle kim nie jesteś, w tym rzecz, więc to tym bardziej! Oburzające. Nie dość, że pozwoliłem ci przekimać całą noc w spokoju, to jeszcze awantury mi się robi z rana, też mi coś, też…
Wyglądało na to, że Lasota sam ostatecznie trochę zagubił się w tym, co chciał wyrazić, bo wreszcie tylko nabrał powietrza, odetchnął głęboko i przeszedł kawałek tam i z powrotem, jakby musiał pozbierać myśli. Zrobiło się dziwnie cicho. Kiedy to zauważył, popatrzył uważnie dookoła i takim tonem, jakby zupełnie nie było całego zajścia sprzed kilku chwil, oświadczył:
- Napisałem coś w nocy. Znaczy nie napisałem, ale ułożyłem. Na… odchodne.
Ostatnie słowo jakby ciężko przeszło mu przez gardło, ale potem nawet się uśmiechnął.
- Będziesz więc musiała przygotować się na deklamację przez ten odcinek drogi, który pozostał nam do wspólnego przebycia. Ha, na zawsze, jak sądzę, zapamiętasz ten poranek i tę pobudkę, księżniczko!
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Bard, z początku dość zabawnie przewrócony, zerwał się szybko na nogi. I zaraz potem wielce oburzył się na zarzuty, odpierając je swoim wołaniem o tym, jak to on sobie wyprasza i że wszystko było tylko niewinną pobudką. W końcu jednak sam się zaciął, gubiąc w swoich zeznaniach i nastała niezręczna cisza. Nardani westchnęła i pokręciła głową. Oczywisty był teraz fakt, że Lasota tego nie przemyślał. Bard, jak to miał w bardzim zwyczaju, najpierw zrobił, a potem pomyślał. O ile pomyślał.
        - To się naucz ludzi budzić, Lasota - odburknęła dziewczyna, już teraz łagodniej. - Może i trochę za ostro cię potraktowałam, ale cholera, pomyśl jak to wyglądało z mojej perspektywy.
        I faktycznie, wyglądało to z jej oczu dość nieciekawie. Smokołaczka nie chciała już jednak drążyć sprawy dzisiejszego wybudzenia. Wolała przejść do innego tematu i może nie wybijać barda z rytmu aż tak, jak przy poranku.
        - No właśnie, zastanawiałam się, czemu udało mi się przespać całą noc. Nie powinieneś przypadkiem zmrużyć oka? Choć na chwilę? Poprzedni dzień był naprawdę męczący - odparła już normalnie, nie zostawiając ani nutki oskarżycielskiego tonu sprzed jeszcze paru minut. A potem, gdy zaczął reklamować swój nowy utwór liryczny, zwinnie pominęła temat, przypominając sobie o ważniejszej sprawie. - A właśnie, droga. Musimy porozmawiać o drodze, Lasota. Nie wiem czy będziesz miał okazję mi jeszcze opowiedzieć ten wiersz na szlaku...
        Przerwała, z uwagi na dość nieciekawy dobór słów. Nie to miała na myśli. Chwilę zastanawiała się, czy się nie poprawić i nie sprostować, ale... niech to wszystko diabli. Niech się biedny bard jeszcze dodatkowo przestraszy trochę. Za ten poranny numer mu się należało. Dopiero gdy ten wyraził swoją reakcję, Nardani uśmiechnęła się lekko i poprawiła.
        - Nie, nie, spokojnie, nie odlatuję w siną dal. Ale zamiast tego mam dla ciebie propozycję. Co ty na to... Gdybyśmy mogli się teleportować? Już teraz, stąd. Do dowolnego miasta w Alaranii. Powiedz mi gdzie zmierzasz. Wypoczęłam już, bo o ile wczoraj zakatowałabym się takim zaklęciem, dziś jestem w stanie to zrobić. Kosztem innych czarów. - Zamilkła na chwilę i spojrzała na Lasotę. - To jak?
Awatar użytkownika
Lasota
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard
Kontakt:

Post autor: Lasota »

Chociaż już chwilę temu Lasota stał się odrobinę niezadowolony na myśl o porzuceniu tak przecież dobrej kompanki gdzieś po drodze i ruszenie dalej całkiem samu, to wraz z niejednoznacznym stwierdzeniem Nardani nachmurzył się jakby jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że nie od razu dowiedział się, w czym rzecz, a on nigdy nie lubił czekać. W takich momentach zwłaszcza. Może to dlatego jego mina przeszła od chmurnego grymasu do czegoś na kształt niecierpliwego zdumienia, a w końcu podkreślił to jeszcze bardziej energicznym ruchem dłoni mówiącym „nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, łuskowana dzierlatko”. Ostatecznie nie udało mu się powstrzymać odetchnięcia z ulgą.
- Byłem gotów pomyśleć, że już zaraz rozwiniesz skrzydła i tyle cię będę widział! - nie wytrzymał, zakładając ręce na piersi i postarał się nawet przyjąć przy tym minę absolutnie oburzoną takim obrotem spraw, ale nie udało mi się utrzymać jej zbyt długo. Zaraz bowiem dotarł do niego sens usłyszanych słów, a dokładniej jednego, najważniejszego słowa: teleportacja. Aż dziwne, jak bardzo jedno słowo potrafiło zmienić postawę barda z napuszonego fircyka do zaniepokojonego dorsza. Co najmniej.
- To brzmi… cóż, radykalnie! - rzekł w pierwszej chwili, ale zaraz zrobił krok tam i z powrotem, potarł podbródek w zamyśleniu i nawet jakoś zdołał się uśmiechnąć. - Ale… ha, niech mnie. Spróbujmy! Ufam ci w końcu, tak? No tak! Teleportacja, to będzie kolejne przeżycie. Moi przyszli biografowie będą potrzebowali całego mnóstwa papieru, nie uważasz? Ale najpierw… tak! Najpierw posłuchasz, co ułożyłem, moja słodka Nardani. Ma tytuł „Rzecz o poecie i szlachetnym smoku”! Spodoba ci się.
I nie było za bardzo ucieczki. Zanim Nardani mogła chociaż pomyśleć nad argumentami przeciw deklamowaniu teraz poezji, Lasota przyjął już dumną postawę i czystym, mocnym głosem rozpoczął:

Gdzie ścielą się gładko równiny Andurii i gdzie z traw Valladon wyrasta
Spotkało się przedziwnym losu zrządzeniem wędrowców trzech śród murów miasta.
Odmienny z nich każdy charakter przedstawiał i różnym zawodem się trudził:
Dostojny poeta, dumna bojowniczka i skryty człek, co leczył ludzi.
Niegodny to czas był na takie spotkania; nadeszło widmo mizeroty.
Rynsztoki spływały krwią tych uciskanych: to trwało powstanie chołoty.
"Mi w smak to" rzekł medyk "tu mam znajomości i pośród wzburzonych zostanę."
Lecz bard i pannica ruszyli wraz w drogę. Losy trzech zostały złamane.
Przedziwna to była, rzec trzeba, z nich para: szli razem, choć tak sobie różni.
Poeta był piękny i słynny dla świat, dla panny zaś - głupi i próżny.
Lecz dłużnym jej nie był, bo poznał sekrety, od których śmiałkom włos się jeży:
Że panna wyroków ma tyle na karku, że gnić winna w więziennej wieży.
Lecz wspólny ich szlak był, nie mieli wyboru, poznali się więc mimo wszystko
I nim mrok ich zastał, wspólnymi siłami wzniecili przyjaźni ognisko.
Trzaskały płomienie, szły iskry ku gwiazdom, a słowa ich mknęły w ciemnicę.
Nadeszła wszak pannie walecznej odwaga, by wyrzec skryte tajemnice.
Nie zrazu poeta to objął rozumem, co słyszał nad jasnym ogniskiem.
Wszak panna nie panną być miała, jak rzekła, lecz ogniem ziejącym smoczyskiem.
Gdy pojął jednakoż i myśl tę przyswoił, przemówił swym głosem rycerza:
"Nie ważne, ma miła, że ziejesz ty ogniem i łuski masz zamiast pancerza.
Bo tym, co cię sławi i będzie sławiło, jest honor twój, miecz i odwaga,
A tego, by lud cię szanował i wielbił - zwyczajna szlachetność wymaga".
Poruszył tym serce smoczej wojowniczki bard, który z mądrości swej słynął
I na nich oboje, jak razem siedzieli, niezwykły natenczas czar spłynął.
Wydało się bowiem, że w księgach spisano, że ci sobie są przeznaczeni,
A kiedy zarządzi coś los lub bogowie, to człek tego nigdy nie zmieni.
"Och, biada!", wyrzecze znienacka dzieweczka i dłonie przyciśnie do serca -
"Tyś dzielny jest, mądry! Kto rzecze inaczej, ten hultaj jest i sprzeniewierca!"
Nie przeczył poeta, lecz hojnie zezwolił, by zadość uczynić wieczności.
I tam też, przy ogniu, przyznali się razem do wielkiej wzajemnej miłości.
A mówią legendy, że miłość nie gaśnie, i mówią zupełnie rzetelnie -
Na zawsze już byli uczuciem związani. Kochali się odtąd śmiertelnie!
A kto wciąż nie wierzy, niech słucha uważnie i w niebo się wpatrzy po zmroku:
Tam ujrzeć mu będzie boskiego poetę, gdy leci na pięknym swym smoku...


Ciąg dalszy: Lasota
Awatar użytkownika
Nardani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nardani »

        Reakcja Lasoty była taka, jakiej oczekiwała: przejście od wzburzenia i strachu, do zdumienia. Niech się trochę biedak wystraszy. A w końcu, gdy już się otrząsnął, bez wahania zgodził się na teleportację... Ale z jednym haczykiem. Koniecznie chciał wyrecytować swój wiersz i nawet nie czekał na odpowiedź. Nardani chciałaby może i jeszcze coś powiedzieć, ale zanim zdążyła otworzyć usta, Lasota począł deklamować. I mówił swój piękny wiersz kojącym głosem, a Nardani pozostało się tylko uśmiechnąć... Do czasu. Później bard już odpłynął zupełnie, a wyraz twarzy smoczycy diametralnie się zmienił, na nieszczególnie przyjazny. Zastanawiała się, czy naprawdę żyje w tym samym świecie co jej towarzysz. I słuchając dalszych wersów, nie do końca wiedziała jak się zachować. Stała w rozkroku między roześmianiem się z nadmiaru absurdu, a uwolnieniem swojego iście smoczego gniewu.
        - Mhm, to chyba po mnie ta znajomość właśnie spłynęła... - odburknęła, wybierając jednak tą drugą opcję. Czyżby poeta się zakochał? Może. Ale Nardani ta wizja nie przypadała zbytnio do gustu, a wyrecytowana w tak narcystyczny i bezpośredni sposób tylko ją zdenerwowała. - Prędzej się nauczysz z rzyci ziać ogniem, niż końcówka wiersza dojdzie do skutku - zakończyła, wzdychając, po czym już normalnym tonem dodała. - Skończ waść, wstydu oszczędź. Daj rękę, wynosimy się stąd. Przeniesiemy się do moich kontaktów w innym mieście. Dla ciebie to chyba obojętne, gdzie będziesz, prawda? Chciałeś tylko podróżować.
        Chwyciła barda swoją dłonią za przedramię i zaczęła recytować pod nosem swoją inkantację. Z każdym kolejnym smoczym słowem coraz więcej energii przepływało przez jej żyły, aż w końcu zaklęcie dopełniło się... Następnie nadszedł przeszywający ból. Potem Nardani utraciła grunt pod nogami... Potem był trzask...

        Po utracie świadomości w końcu się przebudziła... Nosem poczuła smród nieczystości, a na twarzy zimno kostki brukowej. A Lasoty już w okolicy nie było...
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości