Shari[Okolice Shari] Zapach żelaza

Shari jest jedynym królestwem rządzonym od pokoleń wyłącznie przez kobiety. Jego potęga tkwi w rozległych terenach rolniczych na zachodzie. Dzięki dobremu gospodarowaniu żyznych ziem, Shari ciągle przeżywa rozkwit ekonomiczny. Do tej pory królowe stawiały główny nacisk na gospodarkę, jednak obecna królowa zajmuje się również kwestią militarną królestwa - rozpoczęła rozbudowę muru obronnego wokół miasta i fosy wokół dworu. Rozpoczęto również ulepszanie armii, stawiając nie tylko na jej liczebność, ale na poszerzenie jej specjalizacji.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

- Od naszego odejścia lub, jakby nie patrzeć, wygnania nie zdarza się to zbyt często - zaczął Roderick Gemelli, zerkając przez ramię w stronę łowców. - Głównie dlatego, że nikt nie podejmuje się tak po prostu zlecenia na wampira, a nawet jeśli znajdzie się śmiałek, to szybko rezygnuje, kiedy mu powiedzą, że cele są dwa.
Następnie oba wampiry uśmiechnęły się do siebie i popatrzyły na Caraxa, który co chwila odwracał się w stronę ich niedoszłych, nieprzytomnych oprawców.
- Ludzie zawsze widzą w nas zagrożenie. Boją się naszej natury, w końcu pijemy krew. Coś, dzięki czemu żyjecie nam napełnia brzuchy. I mówię to poważnie. Wasz życiodajny płyn wzmacnia nasze ciała, zaspokaja głód i przedłuża życie, ale umiemy bez niego żyć. Znamy wiele wampirów, które przerzuciły się na zwierzęta.
- Jednego masz po mojej lewej - dodał Fryderyk. - Mój brat nie pije już z ludzi. Ja się pod tym nie podpisuję, ale spokojnie... Ciebie oszczędzę - zażartował błyskając kłami.
Mimo wszystko chłopak ich trochę intrygował. W końcu ktoś kto przybył z łowcami, a w czasie starcia nie kiwnął nawet palcem tylko po to by poznać prawdę. Nie lada trzeba mieć nerwy. Jednak jego postawa szlachcica zbyt raziła w oczy i wampiry nie wiedziały, czy Carax tylko zgrywa wojownika, czy po prostu nosi się tak dla zmylenia uwagi.
- By zostać łowcą wampirów - powiedział w końcu Roderick, chowając upierścienioną dłoń do kieszeni fraka. - Zakon wymaga dużej siły fizycznej, zręczności i małego mózgu, by krwiopijca nie namieszał mu w głowie. Ich przygotowania są czysto teoretyczne. Wampiry różnią się od siebie dosłownie wszystkim. Nie łatwo nas zabić, trudniej z nami żyć, najtrudniej sklasyfikować. Wielu rycerzy porywa się na nas ze stalą, bo srebro jest drogie.
- Raz, a porządnie - podsumował czarny bliźniak, wyciągając spod koszuli naszyjnik i obracając go w palcach. - Dziękujemy, ale to nie oni byli żałośni, tylko my lepsi. Zrobili wszystko podręcznikowo: otoczyli nas z wyciągniętą bronią, skrócili dystans. Zabrakło tylko pokory. Jeśli widzisz, że twarz człowieka, do którego zbliżasz się z klingą jest spokojna to nie wmawiaj sobie, że jesteś w lepszej sytuacji. Nigdy nie wiesz, co ten drugi planuje.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax zaśmiał się nie patrząc na swych rozmówców - czyżby właśnie wytknęli mu tchórzostwo? Niespecjalnie go to ruszyło. Został wprowadzony w błąd i miał prawo zmienić zdanie gdy poznał prawdę. Czy od walki odwiodła go jednak przynależność rasowa przeciwników… niekoniecznie. Nie było jednak sensu jątrzyć ten temat.
        Fechtmistrz nie ukrywał swej fascynacji, gdy wampiry poruszyły kwestię własnej natury. Podobał mu się ten temat. Przypomnieli mu z czym igra, jak może skończyć się to, że tak pochopnie opowiedział się po ich stronie i po prostu podróżuje w ich towarzystwie, choć tak naprawdę wystarczyłaby chwila nieuwagi, by skończył jako ich posiłek. Teoretycznie Fryderyk powiedział, że go nie tknie, ale czy mógł mu wierzyć? Coś mu mówiło, że tak, bez dwóch zdań, lecz jednocześnie jakiś pierwotny instynkt prosił, by jednak szermierz był ostrożny. A Carax nigdy nie słuchał takiego stękania. Roześmiał się więc w głos, gdy czarnowłosy wampir posłał mu uśmiech, w którym złowieszczo błysnęły jego kły.
        - Dziękuję za łaskę - odpowiedział, swe słowa popierając niedbałym ukłonem. - Nurtuje mnie jednak, Rodericku, dlaczego nie posilasz się ludzką krwią... To kwestia ideologii czy po prostu nie odpowiadają ci jej walory? - dopytywał jakby rozmawiał z abstynentem, który odmawia sobie alkoholu a nie polowania na ludzi.

        - Walka już na poziomie emocji - zgodził się z pewną satysfakcją fechtmistrz. - Lubię tę metodę. Jest subtelna i skuteczna, daje przewagę bez naruszania zasad pojedynku i oskarżenie o niehonorowe postępowanie. Nic nie dekoncentruje tak przeciwnika jak spokój czy wręcz uśmiech… Ale to może być tylko poza - zauważył Carax. - Jak w hazardzie: ten kto lepiej udaje, wygrywa, zmusza przeciwnika do ustąpienia, chociaż tak naprawdę ma w ręce same słabe karty.
        Jorge doskonale wiedział co mówi - w końcu w życiu spróbował już niemalże wszystkiego co zakazane, więc i gra o pieniądze nie była mu obca. Pamiętał ile stracił nim nauczył się jak ważne jest przywdzianie odpowiedniej maski. Zabawne, gdyż to Kostadinow wpoił mu tę naukę - oczywiście na okoliczność przyszłych pojedynków, gdzie spokój okazywał się być czasami orężem mocniejszym od stali. Carax jednak jak zawsze przeinaczył wyłożoną mu filozofię, w hazardzie faktycznie zachowując spokój, lecz w walce zastąpił go silnym poczuciem wyższości nad przeciwnikiem.
        - Lecz pamiętam spojrzenie twoich pięknych oczu sprzed chwili - zwrócił się po chwili do białowłosego bliźniaka. - Faktycznie to twój spokój kazał mi myśleć, że to pchnięcie nie ma większego sensu. To i zachowanie twego brata. - Carax spojrzał wymownie na Fryderyka. - Który stał przy twym boku niby nie grożąc otwarcie, dając mi jednak wyraźnie do zrozumienia, że gdy tylko wykonam nie taki ruch, skończę z przegryzionym gardłem. Imponuje mi wasza więź - przyznał, mając w pamięci swój kiepski kontakt z własnym bratem.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

Podróżowanie z Caraxem wydało się bliźniakom póki co najlepszą opcją - nie był wrogo nastawiony do ich rasy, a i też powstrzymywał się od docinków czy wszelkich prowokacji. Jednak jego zainteresowanie wydało się im podejrzanie. W końcu ludzie woleli ich unikać, a badaniem zajmowali się tylko szaleńcy, którzy czekali na odpowiedni moment. Najlepiej taki, w którym wampir leży przykuty do łóżka srebrnym łańcuchem lub jest martwy, a co za tym idzie nieszkodliwy.
Idąc ramię w ramię, bracia Gemelli prawie w ogóle się nie odzywały, choć z ich min można było wyczytać, że nurtują ich jakieś sprawy. Dodatkowo zdarzało im się uśmiechnąć lub spojrzeć na siebie krzywo, co wskazywało na nić porozumienia. Tę ich bezsłowną wymianę zdań przerwały dopiero pytania Caraxa, zadawane z takim entuzjazmem, jakby nie mógł się doczekać kiedy ich otworzy i przebada.
- Ludzka krew jest pyszna - odpowiedział Roderick. - I nigdy nie przestałbym jej pić ze względu na ideologię i moralność. Wampiry mają inne zasady moralne. Niemniej odzwyczaiłem się po incydencie w Valladonie, za co łowcy próbują nas złapać i zabić. Szczególnie zabić.
Przez cały czas zastanawiał się, czy nie powiedzieć mu prawdy. W końcu i tak nie polepszyłoby to jego sytuacji, a w oczach mieszkańców jest uważany za bezmyślną bestię. No może nie wśród studentów, których opuścił wraz z bratem-bliźniakiem.
- Kiedy podpadliśmy czarodziejowi - powiedział po chwili. - Czarami wprowadził mnie w amok, podczas którego napiłem się z nieletniej dziewczyny. Co gorsza mojej uczennicy. Jeśli chodzi o czyn, bez trudu by się go wyparł, a nie jestem człowiekiem szukającym zemsty. Dziewczynie nic się nie stało i jeżeli nie straciła zapału to za rok lub dwa ukończy Akademię ze wzorową oceną. Była najlepsza z weterynarii.
- Emocje to silna karta przetargowa - dodał Fryderyk. - Patrzenie w oczy przeciwnikowi, gdy ten umiera lub przed samą walką to rarytas. Tylko wtedy wiesz, że walczysz z równym. Ktoś kto ucieka wzrokiem jest słaby i czegoś się boi. A wtedy można to wykorzystać.
Roderick popatrzył na brata i uniósł pytająco brew. Dobrze wiedział, że nawiązuje on do bitwy kiedy wypchnięto ich na pierwszy szereg i dano włócznię. Nikt nie przypuszczał, że dadzą radę. Byli za szybcy dla przeciwnika i trudni do zabicia. Tylko dlatego ich regiment zdołał wytrzymać. Bez ich zaparcia, wszyscy zginęliby pod kopytami. Później obaj rozluźnili się i spojrzeli na Caraxa wymownie.
- Taką więź mają tylko bliźniacy - zaczął Roderick, uśmiechając się na fragment o pięknych oczach. Słowa szermierza mu schlebiały, ale wampir nie należał do tego pokroju, by wszczynać kłótnię. Tolerował wszystko i wszystkich. Dlatego na razie pozostał bierny. - U nas jest to oczywiście rozwinięte. Wampiry rzadko mają więcej niż jedno dziecko. Cudem jest dwójka, a niemożliwym jest posiadanie bliźniaków. Jak widać są wyjątki od reguły. Nasza więź jest naturalna. Potrafimy przewidzieć swoje ruchy...
- I wypowiadane słowa - dokończył Fryderyk. - Dodatkowo czytamy w myślach. Jest to łatwe, jeśli ma się do czynienia z człowiekiem. U nas to po prostu otwarty tunel, który łączy nasze mózgi. Nie musimy być blisko, by wiedzieć coś o drugim.
- Załóżmy, że Fryderyka zamknął w lochu na jednym końcu miasta, mnie na drugim. Wystarczy minuta koncentracji, by złapać połączenie i rozmawiać ze sobą. Wasze bliźniaki umieją co najwyżej wyczuwać emocje między sobą, my potrafimy dużo więcej.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge nie starał się nawet powstrzymać śmiechu, gdy usłyszał rozbrajające wyznanie Rodericka. “Ludzka krew jest pyszna” - zupełnie jakby mówił nawet nie o niezbędnym do życia pożywieniu, a o ciastkach. Ciekawe w sumie czy wampiry mają tak wyczulony smak, by preferować krew konkretnych osób? Nie… To pytanie byłoby chyba już stanowczo nie na miejscu. Fechtmistrz zaraz się zreflektował i gestem poprosił, by Gemelli kontynuował. Wywodu słuchał lekko podnosząc brew, jakby te informacje stanowiły dla niego pewne zaskoczenie.
        - O… - Carax tym krótkim pomrukiem dał wyraz swym emocjom. Sposób, w jaki zdecydowano się oczernić Rodericka był bardzo przemyślany, dedykowany można by rzec. Ktokolwiek się na nich uwziął miał łeb na karku. Ciekawa była przy tym informacja o tym, że ugryzienie wampira niekoniecznie musi być śmiertelne - Jorge o tym nie wiedział, czy też może precyzyjniej: nigdy się nad tym nie zastanawiał. Za pewnik przyjął, że jak wampir posila się na śmiertelniku, to wysysa go do sucha. Dobrze wiedzieć… Ciekawe w sumie jakie to uczucie, gdy ktoś ci się wgryza w szyję…

        - Hm… Nie zgodzę się. Nie do końca - zastrzegł Carax w odpowiedzi na słowa Fryderyka o patrzeniu w oczy. Mówił takim tonem jakby go specjalnie zaczepiał. - Może to kwestia rasy, ale obserwowanie śmierci mnie nie bawi. W ogóle zabijanie. Nie bym nie miał krwi na rękach, lecz nie znajduję w tym niczego przyjemnego. Chyba wolę wyraz upokorzenia po tym, gdy kogoś rozbroję i powalę - przyznał. Kto znał Caraxa, ten widział jak lubił on swego czasu bawić się z ludźmi Scozzy, którzy nadal próbowali wymusić na nim… W zasadzie już nie wiadomo co. Z początku może faktycznie chodziło o zmuszenie do go przeprosin tamtej fechtmistrzyni, lecz teraz był to już chyba odruch bezwarunkowy albo też rozpaczliwa próba zmazania skazy na ich honorze. Tyle razy ponosili już jednak porażkę, że ich trud można było uznać za daremny - tylko się ośmieszali. Jorge zaś kpił z nich w żywe oczy, gdy samym spojrzeniem prowokował ich do nieprzemyślanego ataku, a potem miał tę przyjemność, by powiedzieć “touché” i podać rękę leżącemu na bruku przeciwnikowi. Nie czerpał już jednak z tego takiej satysfakcji jak jeszcze kilkanaście starć temu, bo jak wiadomo bez ryzyka walka nie ma sensu.
        Jorge dostrzegł uśmiech na twarzy Rodericka, ale jeszcze nie wiązał z nim szczególnych nadziei - wyglądało to raczej na odruch niż jakąś bardziej świadomą reakcję. Wampir nie łypnął jednak na niego z niezadowoleniem, więc nie mógł być szczególnie uprzedzony - tyle dobrego. Zawsze przyjemnie jest móc z kimś poflirtować w drodze.
        - Tak, zauważyłem… - zgodził się szermierz na wzmiankę o przewidywaniu ruchów i słów. - Robi wrażenie, zwłaszcza w walce. I naprawdę nie wymaga to od was żadnej praktyki, żadnych ćwiczeń? - drążył szermierz, zainteresowany technicznym aspektem tej współpracy.
        - W sumie jedna kwestia nie daje mi spokoju… - zagaił. - Ścigają was łowcy - rozumiem, że to z polecenia władz Valladonu? A ci, którzy was oczerniali - sądzicie, że usatysfakcjonuje ich wasza tułaczka? Nie będą chcieli zaszkodzić wam bardziej albo wręcz się was pozbyć? Valladończycy mają do siebie to, że długo chowają urazę. Sam mam z tym pewne doświadczenia - zakpił.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

- To nie kwestia rasy - zaczął Fryderyk. - Tylko wieku. Inaczej patrzy na śmierć ośmioletnie dziecko, a inaczej mężczyzna u schyłku życia. Nie ważne jakiej jesteś rasy skoro czas i tak cię dopadnie. Dla ciebie sto lat to zdecydowanie za mało, by spełnić wszystkie marzenia. Żyjesz najlepiej jak umiesz, by na koniec powiedzieć "było warto". Spójrz teraz na elfy, dla nich sto lat nic nie znaczy, ale śmierci boją się jak inni, bo mają bardzo dużo czasu, by się uzależnić od siebie. Takie rozstanie jest najgorsze.
- To samo smoki - dodał Roderick, podwijając rękaw i wydrapując na swoim ramieniu długą linię. - Ich życie to wielka półprosta. Nikt nie wie kiedy umrą, więc inaczej patrzą na śmierć. To samo właśnie tyczy się zabijania. Kiedy żyjesz krótko, spojrzenie swojej ofiarze w oczy to coś, co wywiera ogromny wpływ na twoje życie. Kiedy zaś żyjesz długo...
- Staje się to rutyną.
Następnie bliźniaki wskazały na wyrastającą przed nimi ścianę lasu, której podnóże tonęło w cieniu. Idealne miejsce na krótki postój. Bez słów skierowali tam swoje kroki, a następnie usiedli pod wielkim drzewem, by przeczekać najgorszy upał.
- Nie musimy trenować - wyjaśnił Roderick. - Wystarczy, że potrafimy walczyć, a reszta przychodzi naturalnie. To dzięki tej więzi. Wyobraź sobie, że stoisz naprzeciwko przeciwnika i starasz się przewidzieć ruch, a w czasie kiedy ty myślisz twoje ręce bez ingerencji mózgu to wykonują. Tak jest z nami. Odczytujemy dosłownie wszystko, co siedzi pod czaszką. Jeśli mój brat pomyśli, że najpierw eliminujemy łowcę po prawej, ja eliminuję łowcę po prawej i jednocześnie mówię mu o wrogu z tyłu, a on załatwia tego z przodu, bym ja pozbył się tego z tyłu, gdyż zawsze trzeba być krok do przodu. Tym sposobem zabijamy trzech, a nie dwóch. Wiem, że to zawiłe, ale inaczej nie umiem ci tego wytłumaczyć.
- Najlepiej będzie kiedy podczas kolejnej burdy będziesz nas znowu obserwować - wtrącił z szyderczym uśmieszkiem czarny wampir i przymykając oczy, wydał z siebie krótki pomruk.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Słowa braci nie przekonały Caraxa, widać to było po jego minie - lekko przechylona głowa, uniesione brwi, spojrzenie wyrażające sceptycyzm. Grzecznie wysłuchał jednak tej mówionej na dwa głosy przemowy nim pokręcił zdecydowanie głową i wyraził swoją opinię.
        - Nie przemawia to do mnie - oświadczył. - Czym innym jest patrzenie na śmierć, która jest naturalną koleją rzeczy, na starca, którego do grobu położyła choroba jego wieku, który można powiedzieć, że przeżył swoje życie. Jakiej ono było jakości i czy on sam był z niego zadowolony to oczywiście kwestia w tym momencie zaniedbywalna. Niemniej wtedy patrzy się łatwo na to, jak wydaje on z siebie ostatnie tchnienie. Gdy jednak ma się przed sobą młodą istotę, czy nawet powiedzmy taką w kwiecie wieku, której żywot kończy się gwałtownie, niezgodnie z naturalnym cyklem... Na coś takiego nie uodpornisz się tylko przez to, że masz setki lat na karku. To siedzi głębiej, w osobistych przekonaniach. W przeciwnym razie każdy długowieczny z czasem stawałby się psychopatycznym mordercą albo socjopatą – podsumował Carax. Nie chodziło mu o to, by nazwać braci psychopatami, gdyż jasne było dla niego to, że jako naturalni drapieżnicy inaczej postrzegali oni pewne kwestie. On może i żył krótko, był jednak święcie przekonany, że nawet gdyby darowano mu setki lat, dalej wzbraniałby się przed zabijaniem i czerpaniem z tego przyjemności. To kwestia szacunku: nie sztuką jest niszczyć.
        Carax milczącym skinieniem głowy zgodził się na krótki postój. Gdy już znaleźli się w cieniu rozpiął swój płaszcz i rozchylił jego poły, lecz nie zdjął go z siebie, nie usiadł też nigdzie nie trawie, a jedynie oparł się pośladkami o jedno z drzew.
        - Słońce? - upewnił się spoglądając na wampiry i od niechcenia kiwając ręką w stronę nieba. - Czyli jednak jesteście na nie wrażliwi. Powiem szczerze, po tym jak swobodnie do tej pory poruszaliście się po otwartej przestrzeni byłem skłonny uznać, że wasza wrażliwość na światło dnia jest mitem.
        Jorge wysupłał skrzętnie schowany pod koszulą lodowy płatek róży i trzymając go w stulonych palcach przytknął go do warg. Jego wieczny chłód dawał pewną ulgę w tak upalne dni. Co innego zimą, lecz nawet mimo tego dyskomfortu fechtmistrz nigdy nie pomyślałby o pozbyciu się tej pamiątki.
        Po uwadze Fryderyka Carax natychmiast odjął wisiorek od ust i roześmiał się. Podniósł wzrok na wampira i przez moment czujnie mu się przyglądał, słuchając jego gardłowego mruczenia, które brzmiało jak pomruk czającego się na zwierzynę dzikiego kota.
        - Kpij do woli – powiedział w końcu. - Nie jestem tchórzem i w pełni zasłużyłem na swój tytuł fechtmistrza. To, że wtedy nie kiwnąłem palcem... Miałem uzasadnione podejrzenia, że mi się to nie opłaca - oświadczył lakonicznie. W którymś momencie jego ręka może drgnęła, by rzucić Fryderykowi wyzwanie, ale zapanował nad sobą.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

- To już twoja sprawa, co do ciebie przemawia, a co nie - podsumował dyplomatycznie Roderick, rozpinając guziki fraka i podwijając rękawy koszuli. - Dla nas śmierć to nic wielkiego. Dużo jej już doświadczyliśmy i może na jakiś czas nie potrzeba nam jej więcej oglądać.
- Chociaż kto wie, co przyniesie jutro - dodał Fryderyk, rzucając bratu troskliwe spojrzenie, a następnie przestępując z nogi na nogę ruszył do lasu na mały spacer. Odgłos łamanych przez niego gałązek jeszcze przez kilka minut odbijał się echem wśród drzew.
- Zaraz wróci - wyjaśnił biały wampir, biorąc kilka głębszych wdechów i przeczesując palcami włosy, oparł głowę o pień. - A co do słońca, to nie każdy wampir jest na nie odporny. Zależy to od czystości krwi. Ja i Fryderyk jesteśmy wampirami z wysokiego rodu, ale nasza odporność jest słabsza niż naszych tysiącletnich pobratymców, a dziś jest wyjątkowo gorąco i w dodatku nie ma chmur czy wiatru. Osłabnięcia są w takich wypadkach normalnością - dodał, blednąc wyraźniej, co w połączeniu z jego jasną karnacją nadało mu albinowskiego wyglądu. - Nie ma się czym przejmować, zaraz dojdę do siebie.
Następnie odwrócił głowę i skierował wzrok na ścieżkę, którą poszedł jego bliźniak, skupiając całą uwagę na jednym z punktów przed sobą.
- Jestem - powiedział czarny wampir, zachodząc z drugiej strony i podając bratu wiewiórkę, zasłonił go, by mógł się pożywić. - Na kilka godzin ci wystarczy, ale musisz poważnie zastanowić się nad powrotem do dawnej diety.
- Zapomnij - mruknął Roderick, odrzucając w krzaki wysuszonego, rudawego zwierzaka. - Prędzej napiję się swojej własnej.
Później podniósł się z ziemi, otrzepał ubranie i doprowadził się do porządku, poprawiając włosy, frak i rękawy.
- Ale dziękuję ci za troskę o mnie.
- Nic nie mów, bo się rozkleję - odparł z rozbawieniem czarny wampir i wskazał zacieniony szlak wśród drzew, którym mogli wznowić podróż.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge zaczynał chyba powoli przyzwyczajać się do tego, że nieumarli bliźniacy nie kłopotali się czasami, by zwerbalizować swoje zamiary - po prostu robili to, co uznali w danej chwili za stosowne. Może między sobą wiedzieli co czynią dzięki tej swojej mentalnej więzi, a może nie.
        Szermierz odprowadził Fryderyka kawałeczek wzrokiem, a gdy Roderick wyjaśnił, że ten za chwilę wróci, Carax mruknął tylko cicho “yhm”. Zaplótł ręce na piersi i jeszcze ostatni raz zerknął za drugim bliźniakiem, nim w końcu zdecydował się usiąść - zdawało mu się, że teraz ten postój potrwa chwilę dłużej. Czujnie spoglądał w stronę Rodericka. Nie przez to, że bał się ataku z jego strony, raczej przez to, że wampir wyglądał jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Gemelli najwyraźniej uchwycił to spojrzenie i pojął co oznacza, bo spróbował uspokoić szermierza. Była to zbędna uprzejmość, bo Jorge jakoś podświadomie czuł, że to nic poważnego, ale docenił tłumaczenie.
        Fryderyk wrócił dużo szybciej, niż fechtmistrz by przypuszczał, lecz jego zdobycz poniekąd tłumaczyła dlaczego nie zabawił w lesie dłużej - wszelkiej maści gryzoni było w okolicy zatrzęsienie, a o tej porze większość z nich spała, złapanie ich było więc dziecinnie proste, zwłaszcza gdy łowca był szybki i doświadczony. Carax nie skomentował więc tego słowem, a widząc, że czarnowłosy bliźniak zasłania swego brata, śmiertelnik kulturalnie obrócił wzrok, chociaż może trochę korciło go by na to spojrzeć. Do jego uszu dotarła wzmianka o powrocie do dawnej diety i natychmiastowa, choć zdawało się, że niezbyt stanowcza, odpowiedź Rodericka. Carax sam przed sobą musiał przyznać, że chyba była mu ona w tym momencie obojętna - jakoś wierzył, że bez względu na wynik raczej nie padnie ofiarą bliźniaków. A nawet jeśli, to cóż poradzić - sam się na nich wpakował.
        Poruszenie sprawiło, że Jorge ponownie spojrzał na braci Gemelli. Gdy oni zaczęli zbierać się do drogi, on również to uczynił, żałując trochę, że zdecydował się wcześniej usiąść na ziemi. Gdyby wiedział, że nie zabawią tu długo, to wolały postać, nie ubrudziłby sobie przynajmniej ubrania… Ignorując złe myśli fechtmistrz otrzepał spodnie i koszulę, po czym schował lodowy płatek róży z powrotem pod koszulę, skrzętnie skrywając również łańcuszek. Podążył za braćmi, zachowując na jakiś czas milczenie - chociaż miał jeszcze wiele pytań, wstrzymał się z ich zadawaniem by nie wyjść na nachalnego. Miał okazję, by pomyśleć, poukładać sobie wszystko w głowie… W pewnym momencie poczuł jednak ból podobny do początkowego stadium migreny, którego doświadczył już wcześniej tego samego dnia, gdy Fryderyk spróbował na nim rozmowy telepatycznej. Jego myśli rozsypały się, jakby były wykonane z mokrego piasku. Zrobiło mu się duszno, słabo - machinalnie sięgnął do kołnierzyka, by go poluzować, plątały mu się jednak palce. Zupełnie jakby to nie było jego ciało.
        - Czekajcie - odezwał się w końcu. Był przekonany, że to przez to słońce. Może i jemu za mocno przygrzało w głowę i teraz czuł tego skutki, byłoby to dziwne, gdyż nigdy wcześniej tego nie doświadczył, ale nie tak zupełnie niemożliwe.
        Czuł się jednak coraz gorzej i to nie jedynie w fizycznym, ale również psychicznym aspekcie. Ciemniało mu przed oczami, a jego ciało poruszało się jakby to ktoś ciągnął za sznurki, a on był jedynie marionetką. Złapał się na tym, że sięgał do broni, chociaż wcale nie miał takiego zamiaru, czuł jednak jakiś zewnętrzny przymus. Cofnął rękę, kosztowało go to jednak wiele silnej woli.
        - Odsuńcie się! - zwrócił się do braci, bo obawiał się, że w końcu nie będzie już nad sobą panował. Dla nich wyglądał jakby był pijany, plątały mu się nogi, a rękami co chwilę sięgał do szabli i zaraz je cofał. Oczy miał szkliste, a ich spojrzenie było nieobecne.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

Odpoczynek w cieniu i posiłek były tym, czego biały wampir potrzebował. Upalne dni były dla dzieci nocy prawdziwym utrapieniem, a nawet najgorszą formą tortur, podczas której osobniki ich rasy myślą tylko o jedzeniu. Taka pogoda wzmaga w końcu apetyt. Niekiedy prowadzi też do śmierci, dlatego wampiry tak kochają chłodne noce. Czują się wtedy panami życia.
Marsz przez las okazał się tak samo dobrym pomysłem, który przywrócił Roderickowi nieco koloru. Wampir szedł teraz o wiele żwawiej, ramię w ramię ze swoim bliźniakiem, który co jakiś czas wypluwał z ust żute źdźbło trawy i schylał się po kolejne. Chłodny wiatr spomiędzy konarów miło muskał twarze całej trójki, przynosił swego rodzaju ukojenie w podróży, a wszędobylska cisza pozwalała zebrać myśli.
Pierwsze zakotłowały się wokół ich nowego towarzysza podróży, Jorge, który wydawał się zaciekawiony całą tą dziwną sprawą. W końcu odmówił pomocy łowcom, by wysłuchać krwiopijców, a następnie do nich przystał, jakby nic się nie stało. W ich oczach był dość przemądrzały i pewny swego, mówił jak osoba z wyższych sfer i chciał za wszelką cenę zakończyć rozmowę z argumentami po swojej stronie. Miało to swoje plusy, choć bliźniaki były w tej sprawie obojętne. Inny rozmówca na pewno drążyłby temat. Oni woleli tego unikać.
Później na myśl przyszedł im Valladon i opuszczona Akademia.
"Może rzeczywiście Jorge ma rację, że niepotrzebnie odpuściliśmy. Mogliśmy zostać i pozbyć się swoich problemów raz na zawsze. W końcu co to dla nas. W razie niebezpieczeństwa wiele nie moglibyśmy stracić."
- Teraz już na to trochę za późno - odpowiedział mu na głos Fryderyk. - Ale wrócimy tam. Za sto, może dwieście lat - dodał z łobuzerskim uśmiechem, po którym oba wampiry uśmiechnęły się do siebie zagadkowo.
Ich dobry humor przerwał w końcu Jorge, który zaczął się słaniać na nogach i ledwo utrzymywał równowagę. Jedną ręką podpierał drzewo, drugą łapał za rękojeść szabli. Był jak w amoku.
- Co ci jest? - zapytał bezpiecznie Fryderyk, podwijając rękawy płaszcza i zerkając pytająco na brata. - Migrena? Udar? Halucynacje? Zawroty głowy?
- Lepiej usiądź - polecił mu Roderick. Widząc jednak, że szermierz nie panuje nad własnymi odruchami, wampir doskoczył do niego i obalił go na trawę, dbając o to, by broń znalazła się poza jego zasięgiem.
- Rozszerzone źrenice - powiedział po chwili, wykonując pierwsze badania. Jako wampir widział, słyszał i czuł lepiej niż ludzcy lekarze, a z kropli krwi mężczyzny dostałby od niego wszystkie potrzebne informacje. Musiał jednak polegać na sposobach nieinwazyjnych. - Serce wali jak szalone, ale to nie zawał. Tętno przyśpieszone, zerowa reakcja na bodźce.
- Zapaść?
- Raczej trans. Jakby coś go miało zamiar opętać. Nikt z migreną nie chwyta za broń w pierwszej kolejności.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge nie odpowiedział na żadne zadane mu pytanie, zdawało się, że wręcz ich nie usłyszał, bo nawet nie zaszczycił Gemelliego spojrzeniem. Chociaż zdawało się, że cały czas dąży do tego, by dobyć broni i zaatakować braci, Roderick nie musiał nawet korzystać ze swej nadludzkiej siły ani szybkości - gdy dopadł do Caraxa i go powalił, zrobił to tak łatwo jakby fechtmistrz był już nieprzytomny. Niemrawo miotał się i walczył, chociaż raczej sam ze sobą niż z wampirem, który przytrzymywał go przy ziemi. Jego oczy co chwilę uciekały pod powieki, oddychał przez otwarte usta. Później szarpnął się gwałtownie i zupełnie jakby uznał, że to już nie ma sensu, rozluźnił się. Przytomnym spojrzeniem rozejrzał się pośpiesznie wokoło, a gdy dostrzegł nad sobą twarz Rodericka uśmiechnął się. Nie był to jednak uśmiech sympatyczny ani przepraszający, a raczej diaboliczny, okropny. Szermierz nigdy nie uśmiechał się ładnie, gdyż na jego twarzy tworzyły się głębokie bruzdy, a górna warga podchodziła wysoko odsłaniając dziąsła, lecz tym razem w jego grymasie było coś jeszcze, co wywoływało dreszcz niepokoju. Jakieś niczym nie uzasadnione podejrzenie, że to wcale nie on znajduje się po drugiej stronie źrenic.
        Fechtmistrz jeszcze raz rozejrzał się po okolicy, tym razem jednak znacznie bardziej świadomie, nie szukając niczego wzrokiem a raczej jakby starał się dokładnie określić gdzie jest. Później przeniósł wzrok na Fryderyka i dokładnie mu się przyjrzał nim zaszczycił spojrzeniem jego brata. Wtedy rzucił się gwałtownie, znowu próbując chwycić za broń, lecz nagle, dosłownie w połowie gestu, zwiotczał i bezwładnie legł na ziemi. Przytomność odzyskał trzynaście uderzeń serca później.

        Tak jak wcześniej gwałtownie Carax stracił świadomość, tak teraz gwałtownie ją odzyskał. Nie do końca pamiętał co było bodźcem, lecz na pewno wydarzyło się coś, co go zmotywowało do podjęcia wcześniejszych starań w odzyskaniu władzy nad ciałem. Tym razem się udało - patrzył na okolicę swoimi oczami i z pewnym zaskoczeniem spostrzegł, że leży na ziemi, a wampiry pochylają się nad nim jak nad eksponatem w gablocie.
        - Ych… Co narobiłem? - zapytał. - O szlag, moja głowa… - jęknął, gdyż dopiero teraz ból uderzył w niego z całą swoją mocą. Nie była to migrena, nie były to też dolegliwości jak przy kacu… Zupełnie jakby ktoś wbił mu nóż prosto w mózg. Fechtmistrz objął głowę dłońmi i zacisnął powieki, przetoczył się na bok jakby to miało mu przynieść jakąkolwiek ulgę. Spomiędzy palców łypnął na bliźniaków i z pewną ulgą spostrzegł, że chyba się na nich nie rzucił, chociaż pod wpływem tych dziwnych omamów nieustannie sięgał po broń. Tyle dobrego. Teraz mógł się skupić na tym, by przezwyciężyć ból i jakoś pozbierać do kupy wszystkie myśli, które kołatały się w jego rozchwianym umyśle.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

Ataki szermierza były nagłe i chaotyczne, a on sam zdawał się nie panować nad ciałem i umysłem. Jego głowa ciągle podrygiwała jak przy padaczce i w pewnym momencie Roderick chciał mu wsadzić patyk w zęby, by mężczyzna nie przegryzł sobie języka. Szybko jednak porzucił ten pomysł, widząc jak człowiek rzuca się w drgawkach, by następnie opaść bezwładnie na ziemię. Fryderyk wykorzystał to od razu i przytknął nos do jego szyi, by wyczuć cokolwiek, co da byłym lekarzom odpowiedź.
- Tętnice nie są zatkane - powiedział powoli. - To nie atak serca. Swoją drogą, rokowania są dobre i zejdzie na zawał w wieku dziewięćdziesięciu lat, ale nie mów mu o tym.
Chcąc powstrzymać się od uśmiechu, Roderick szturchnął brata w łokieć, a następnie chwycił Caraxa za dłoń, widząc, że ten odzyskuje świadomość. Pomógł mu wstać i wstępnie otrzepać ubranie, lecz zaraz odsunął go na wyciągnięcie ramion i popatrzył w oczy.
- Nic nie pamiętasz? - zapytał, przeklinając się w duchu, że nie wzięli podczas ucieczki żadnych narzędzi i swoich medycznych toreb z czasów służby wojskowej. - Zataczałeś się jak pijany, chwytałeś za broń, nawet krzyczałeś byśmy się nie zbliżali, jakbyś doskonale wiedział, że możesz zrobić komuś krzywdę, nie przypuszczając, że stoi przed tobą ktoś kogo ciężko uszkodzić.
- Dodatkowo dostałeś ataku jak chory na padaczkę - dokończył wyjaśnienia czarny wampir, podając mu miecz. - Jesteś na coś chory? Może pomożemy.
Następnie wampiry posadziły go pod drzewem i zajęły miejsca naprzeciwko, opierając się o pnie dwóch innych. Rozmawiali między sobą wykorzystując umiejętność czytania w myślach, nie chcąc martwić towarzysza swoimi, w większości pewnie błędnymi, hipotezami.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Carax bez cienia wahania przyjął pomocną dłoń Rodericka - nadal był trochę oszołomiony po nagłej utracie przytomności, a ból głowy wcale nie ułatwiał tak gwałtownej zmiany pozycji, wsparcie więc było bardzo pożądane. Bez cienia oporu pozwolił, by wampir otrzepał mu ramiona, a potem odsunął go od siebie jak szmacianą kukiełkę. Nie uciekał wzrokiem, lecz spojrzenie jego niebieskich oczu było trochę nieobecne. W odpowiedzi na zadane pytanie po prostu przymknął powieki i pokręcił głową, czego zaraz pożałował, gdyż ruch ten nasilił jedynie ból.
        - Dziękuję - mruknął, odbierając broń od Fryderyka. Machinalnymi, ale nadal bardzo zgrabnymi ruchami wsunął ostrze do pochwy. Gdy już jednak prowadzili go na bok, by usiadł pod drzewem, w Caraxie odezwało się głęboko zakorzenione poczucie godności, przez co momentalnie się wyprostował i starał się iść o własnych siłach. Usiadł asekurując się nieco o pień. Dopiero w tym momencie skupił się na najistotniejszym pytaniu zadanym na Fryderyka. Przez moment zdawał się być zaskoczony takimi podejrzeniami.
        - Nie - odpowiedział w końcu z pewnym wahaniem. - Nic mi w każdym razie o tym nie wiadomo, do tej pory nic mi nie dolegało.
        Carax westchnął z wyraźną irytacją i zamilkł. Myślał co mogło mu się stać i dlaczego ten dziwny atak nastąpił tak nagle. Szło mu o tyle łatwiej, że ból głowy zaczynał mu powoli odpuszczać.
        - To było uczucie jakbym zażył sulth - zaczął nagle mówić, przywołując nazwę znanego narkotyku w postaci proszku, który wciągało się do nosa. - Najpierw zrobiło mi się duszno, zawęziło mi się pole widzenia, a potem coraz trudniej było mi zachować świadomość. I potem nastąpił ten gwałtowny przeskok, jakby… nie wiem. Jakby coś mnie wyrwało z ciała. Nawet po ciosie nie traci się tak gwałtownie przytomności. Tylko nie miałem wizji takich jak po sulth, po prostu zrobiło się najpierw czerwono a później ciemno. I odczuwałem taki dziwny niepokój, do tej pory mi od tego serce kołacze. A po przebudzeniu strasznie bolała mnie głowa, to też mi nie pasuje… Brałem kiedyś sulth - wyjaśnił jakby nie czuł z tego powodu żadnego wstydu. Jego opis doznań po zażyciu narkotyku był zresztą na tyle precyzyjny, że można było mieć pewność, że nie zmyśla. To jednak nie był jeszcze koniec jego wypowiedzi. - Ale to było… z dziesięć lat temu? Od tamtej pory jestem czysty. Chleję, ale nie ćpam. Zresztą, nawet gdyby miały to być objawy zażycia narkotyku, musiałbym go wziąć przy was. Bez sensu - parsknął.
        Carax nie okazywał tego po sobie, lecz zaniepokoiła go ta utrata przytomności. Gdyby istniał ku niej jakiś sensowny powód, pewnie by go to nie obeszło, był jednak trzeźwy, wypoczęty, a choroby nie łapały go już od bardzo dawna.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

- Hmm - zastanowił się Roderick, naprzemiennie zerkając to na brata, to na Caraxa i na swój pierścień z wygrawerowanym imieniem Fryderyk. Kilka razy obrócił go na palcu w głębokiej zadumie, a następnie czytając w myślach, poprosił drugiego wampira o wyjęcie wisiorka w kształcie pentagramu i pomachanie nim szermierzowi przed twarzą.
- Oczy na wisior - powiedział w końcu, zachodząc z drugiej strony. Obserwował jak jedno oko mężczyzny podąża za przedmiotem, odkrywając przed nim fragmenty białka i żyłek, którymi usiany był organ.
- Masz przekrwione oczy, tak jakbyś był alergikiem. Dlatego niedowidziałeś. Mózg masz nieuszkodzony, serce w porządku. Skoro rzuciłeś to wykluczam atak odwykowy. Zwykle następuje, gdy zapalony ćpun raz odmówi sobie narkotyku i przyzwyczajony organizm postanowi się zbuntować. Dziesięć lat to długo by to rzucić, choć nawet nie powinieneś tego brać, ale nie jesteśmy od tego by pouczać.
- Dobre, dobre - wtrącił Fryderyk, chowając naszyjnik pod płaszcz. - A wtedy gdy student przeprowadzał eksperyment z narkotykami? Sam mu podałeś dawki, które wpłyną na wampira i robiłeś za królika doświadczalnego. Pouczałeś go ostro.
- Wszystko dla dobra nauki - zaśmiał się Roderick, lecz zaraz spoważniał i popatrzył na Jorge ze współczuciem. - Nie znam przyczyny twojego ataku, ale nie sądzę, żeby szybko powrócił.
Następnie bliźniaki zajęły się rozstawieniem małego obozu, nie zwracając chwilowo uwagi na siedzącego pod drzewem szermierza. Woleli nie włączać go przez pewien czas do działania, a nawet gdyby protestował, no cóż... nie miał jak protestować. Wampiry nie zamierzały się już nigdzie ruszyć, co otwarcie zademonstrowały rozpalając ognisko i zasiadając przy nim, plecami do siebie. Bracia nie bali się zasadzek czy niespodziewanych gości, lecz wygodniej im było widzieć wszystko co znajduje się dookoła niż zaprzęgać do roboty inne zmysły. Zwłaszcza, że biały wampir wciąż zbierał siły po upale.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge słysząc pomruk Rodericka spodziewał się, że zaraz z jego ust padnie jakiś werdykt, patrzył więc na niego z olbrzymią uwagą i czekał. Nie doczekał się jednak żadnych słów przed tym, nim podszedł do niego Fryderyk, błyskając mu przed oczami naszyjnikiem. Carax odruchowo powiódł wzrokiem za pentagramem i już miał przenieść spojrzenie na braci by zapytać o co chodzi, wtedy jednak padła komenda, by skupił się na gwieździe. Fechtmistrz usłuchał, choć raz wzrok uciekł mu na obserwującego go Rodericka. Wampir miał popielate rzęsy, które wyglądały jak srebrna koronka na tle jego czarnych oczu - dopiero z bliska było to widać. ”Ładne”, ocenił momentalnie szermierz, nim wrócił do śledzenia wzrokiem naszyjnika.
        Diagnoza nie wywołała już takiego entuzjazmu fechtmistrza, ale też go w gruncie rzeczy nie zezłościła. Najważniejsze organy miał sprawne i to się liczyło, a czy z tą utratą przytomności wiązały się jakieś dalsze konsekwencje - tego dowie się dopiero gdy ponownie tego doświadczy. Może nawet nigdy. Przy jego trybie życia bardziej prawdopodobne było, że zginie przeszyty mieczem albo z rozprutym gardłem, ale raczej nie powali go choroba. Za to umoralniająca uwaga na temat tego, że w ogóle nigdy nie powinien sięgać po narkotyki szczerze go rozbawiła. Roześmiał się, odchylając głowę do tyłu. Już miał coś powiedzieć, gdy Fryderyk zdecydował się wyciągnąć wstydliwą anegdotkę z przeszłości swego bliźniaka. Caraxowi aż się oczy zaświeciły gdy to usłyszał.
        - I jak było? - zapytał lekkim tonem, w którym nie było cienia kpiny, a wręcz może odrobina uznania, jakby cieszyło go, że Roderick nie jest taki do końca święty. - Dla niektórych doznań warto było podjąć ryzyko? - zapytał, mając w pamięci własne doświadczenia. Kto wie, może brałby do tej pory, gdyby nie przykry wypadek z przeszłości. W końcu uwielbiał to, jak narkotyki mieszały mu w głowie.
        Bracia bez słowa wyjaśnienia zaczęli przygotowywać się, by zostać w tym miejscu na noc. Carax patrzył na nich z lekkim zaskoczeniem i nawet trochę zmieszaniem - czuł się, jakby to z jego przyczyny zdecydowali się nie iść dalej. Nie protestował jednak - nadal doskwierała mu głowa i wcale nie był pewny, czy dowlókłby się do jakiejś cywilizacji. Wstał jednak i przez moment zastanawiał się, czy nie pomóc bliźniakom… Jednak i z tego zrezygnował.
        - Muszę się przejść - usprawiedliwił się, po czym po prostu ruszył spacerowym krokiem między drzewa. Jedną rękę wspierał na koszu szabli, a palcami drugiej uciskał nasadę nosa, gdyż przynosiło mu to pewną krótkotrwałą ulgę. Uszedł spory kawałek od miejsca, gdzie rozłożyli się bliźniacy, nim zerknął w ich stronę przez ramię, po czym przystanął. Wyciągnął przed siebie ręce i spojrzał na dłonie. Drżały, ale minimalnie. Proste ćwiczenie na koordynację, polegające na naprzemiennym dotykaniu kciuka pozostałymi palcami również mu wyszło. Szybkość sprawdził prostą sztuczką z łapaniem leżącej na wierzchu dłoni monety… Co mu wyszło, lecz nie tak dobrze, jak by tego oczekiwał - jego ruch był gwałtowny, trochę wręcz rozpaczliwy, brakowało mu pewności. Nie wiedział, czy może się usprawiedliwić zmęczeniem i bólem głowy. Jeszcze raz przyjrzał się swoim dłoniom, po czym parsknął z irytacją i skierował kroki z powrotem. Przystanął kawałeczek od nich i oparł się nonszalancko ramieniem o drzewo, krzyżując ręce na piersi i nogi w kostkach.
        - Zamierzacie spać? - upewnił się.
Awatar użytkownika
Gemelli
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gemelli »

- Warto było je podjąć - odpowiedział mu Roderick, lekko zadzierając głowę, by podziwiać pomarańczową łunę zachodzącego słońca między gęsta siatką listowia. - Chociaż narkotyk nie zadział na mnie tak jak zadziałałby na ciebie. Zacznijmy od tego, że dawka normalna dla wampira jest trzykrotnie większa od śmiertelnej dawki dla człowieka. Nasze serca biją wolniej, a wyczucie pulsu graniczy z cudem. Narkotyk krążył we mnie tydzień, co u was ludzi trwa dzień lub dwa, ale wasze serca pracują na wysokich obrotach. Przez ten czas moje zmysły działały w stanie najwyższej gotowości. Mogłem usłyszeć lecącego motyla z odległości kilku staj albo policzyć płatki śniegu podczas śnieżycy, które spadają na cztery stopy przed moimi oczami. Refleks zwiększył się u mnie dwukrotnie, a zdolność myślenia trzy...
- Chodzi o to - dokończył Fryderyk, zerkając na szermierza przez ramię. - Że nasz organizm narkotyki odbiera jako wspomagacz. Jakbyś wypił bardzo słodką herbatę po przebudzeniu. Ponadto jesteśmy odporni na ich skutki uboczne, a wampirza regeneracja szybko sobie radzi z czymś takim jak nowotworzenie, czy marskość wątroby. Jesteśmy jak koło młyńskie podczas pracy, z tą różnicą, że do działania potrzeba nam krwi, a nie wody. Nic nas nie ruszy.

Następnie oba wampiry przeciągnęły się leniwie i przymknęły powieki, poddając się objęciom Morfeusza. Dla kogoś nieprzyzwyczajonego mogłoby to wyglądać dziwnie - dwaj bracia śpiący w pozycji siedzącej, oparci o swoje plecy. Na szczęście bliźniacy Gemelli nie przejmowali się zdaniem innych. Nawet nie zwrócili uwagi, gdy Carax ich opuścił ani też nie wzmagali ostrożności. Trwali tak jeden obok drugiego, ogrzewani wesoło trzaskającymi z ogniska płomieniami.

- Wampiry nigdy nie śpią - zażartował Fryderyk, nie unosząc powiek i rzucając w stronę szermierza szyszką, uśmiechnął się pod nosem, gdy ta trafiła go w pierś. - My zapadamy w letarg.
- Jeśli ty odczuwasz zmęczenie, prześpij się - dodał Roderick, wskazując mężczyźnie miejsce po drugiej stronie ogniska. - Jeśli nie, możemy porozmawiać. Do świtu jeszcze sporo czasu, a słońce jeszcze nie zaszło.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Oberwanie szyszką zirytowało Caraxa. Nie przez sam fakt, że ktoś nią w niego rzucił, lecz przez to, że nie zdążył jej złapać, chociaż przecież wyciągnął przed siebie rękę. Był za wolny, chociaż rzut nie był aż tak mocny, by na przykład wywołać ból. Powinien móc ją złapać.
        Szyszka trzasnęła sucho, gdy Jorge nastąpił na nią obcasem. Ten akt zniszczenia nie poprawił jednak szermierzowi humoru, zresztą nawet nie taki był jego plan. Po prostu postąpił kilka kroków do przodu, by wyjść poza linię drzew i zbliżyć się do ogniska. Obszedł je, by nie siedzieć tuż obok braci Gemelli i jednocześnie nie musieć patrzeć na nich ponad linią ognia. Nim usiadł, oczyścił ziemię z jakiś pojedynczych gałązek i kolejnych szyszek. Chociaż niektórzy by się tego po nim spodziewali, nie rzucił żadną z nich we Fryderyka w ramach odwetu. Pomyślał, że to dość ironiczne - drapieżnik, który zawsze czuwa, proponuje hipotetycznej ofierze by ta sobie przy nim spokojnie zasnęła. Poddanie się temu to jak proszenie się o kłopoty. Nie, by sama podróż z wampirami była czymś bezpiecznym…
        - Jeśli nie zamierzacie o północy ruszyć dalej, nie ma sensu kłaść się spać przed zachodem słońca - wyraził na głos swoje zdanie. Mimo to położył się na plecach, ale nie zamknął oczu. Patrzył na poruszające się na tle wieczornego nieba liście, mrużąc przy tym lekko powieki. Przetrawiał wcześniejsze słowa braci: o tym, jak szybko ich organizm oczyszczał się spod działania narkotyków, jak trudno było ich zranić, jak nie potrzebowali snu. "Chodzące ideały", parsknął w duchu, "Silni, szybcy, inteligentni. I nie płacą za to żadnej ceny. Nawet ta wrażliwość na słońce nie stanowi dla nich wielkiej przeszkody, w przeciwnym razie nie poradziliby sobie w tamtej walce, a po niej tak naprawdę tylko Roderick wygląda na trochę zmęczonego, ale to pewnie przez to, że wypił po niej znacznie mniej krwi niż brat... Ciekawe czy..."
        - Umiecie czarować? - zapytał na głos fechtmistrz. - Bo chyba tylko tego wam brakuje do kompletu. Wydaje mi się, że nie władacie magią ofensywną, bo wtedy użylibyście jej na łowcach, ale może coś z dziedziny życia? Medykom to by pasowało - wyraził na głos swoje przypuszczenia. Teoretycznie i leczenie magią mógł wykluczyć, bo raptem chwilę wcześniej diagnozowali go na podstawie wywiadu i powierzchownych, najzupełniej klasycznych badań, lecz nie wiedział co robili gdy był nieprzytomny. Mogliby zresztą używać zaklęć jedynie do leczenia... Ale to musiał już usłyszeć od nich.
Zablokowany

Wróć do „Shari”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości