Równiny Andurii[Las nieopodal Gór Druidów] Niepamięć

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

[Las nieopodal Gór Druidów] Niepamięć

Post autor: Malthael »

Od momentu spotkania z pragnącymi zemsty aniołami, zarówno w trakcie jego drogi na dół, jak i na ziemi, gdzie wylądował po tym, jak rozbroili go w powietrzu i uszkodzili mu skrzydła, minęły jakieś trzy dni. Malthael w tym czasie odzyskał przytomność dwa razy. Za pierwszym stało się to wyłącznie na krótką chwilę, w której zdążył podnieść się na kolana i spojrzeć przed siebie. Później znowu przywitała go ciemność. Ponownie otworzył oczy następnego dnia, a sądząc po tym, że nie było jasno, to stało się to albo wieczorem, albo w dzień, tylko że słońce było zasłaniane przez chmury. Tym razem udało mu się być przytomnym przez jakieś kilka minut, w ich trakcie zdążył rozejrzeć się wokół siebie i stwierdzić, że ma mokre plecy i siedzi na środku czerwonej kałuży. Nie wiedział gdzie się znajduje, co tu robi, nawet zapomniał, kim jest, dlatego ze zdziwieniem odkrył, że z jego pleców wyrastają skrzydła, które też są mokre. Jego oczy ponownie zamknęły się, nie pozwalając mu na kontynuowanie domysłów na swój temat. Niedługo po tym jego skrzydła opadły nieco, co mogło wyglądać, jakby chciał się nimi okryć, jednak nie do końca mu się to udało.

Las nie był duży, jednak drzewa rosnące wokół polany skutecznie ją ukrywały. Dzięki temu przez te kilka dni nie zdarzyło się, żeby ktoś go zauważył i postanowił sprawdzić czy żyje, obrabować lub zrobić z nim coś innego. Ostatecznie, jeśli osobnik taki byłby naprawdę niedobry, mógłby go dobić i zabrać mu wszystko, co miał na sobie i co leżało w jego pobliżu, bo nie było możliwości, żeby nie należało to do niego. Miecz o ciemnym ostrzu tkwił wbity w ziemię kilka kroków za ciałem wysokiego i umięśnionego mężczyzny, które spoczywało w sporej kałuży zaschniętej już krwi. Zdobioną pochwę już trudniej zobaczyć, gdyż zawisła ona na gałęzi jednego z drzew, które otaczały niewielką polanę. Obserwator mógł zobaczyć, że nieprzytomny od pasa w górę jest nagi, dlatego na jego plecach widać ślady po deszczowej wodzie, która musiała tamtędy niedawno spływać i, najpewniej, zmyła też krew z ciała mężczyzny. Mogłoby wydawać się, że jest to ciało rosłego człowieka, jednak wystarczy przyjrzeć się nieco lepiej, aby zauważyć duże, czarne skrzydła, w liczbie dwóch, które wystawały z jego pleców. Na jego lewej ręce, konkretniej na ramieniu i barku widać też wzór złożony z linii, który wygląda jak znamię, bynajmniej nie powstałe drogą naturalną. W dodatku linie, które je tworzyły wydawały się świecić kolorem bladej czerwieni. Wystarczyłoby też podejść bliżej, odwrócić go na bok i przyjrzeć się klatce piersiowej, aby zobaczyć, że porusza się ona miarowo, co oznaczało, że skrzydlaty osobnik żyje, jednak jest nieprzytomny. Patrząc na ilość krwi, łatwo było przyznać, że musi być poważnie ranny. Mimo tego, ciężko było dostrzec na jego ciele obrażenia, poza kilkoma ranami, które nie wydawały się aż tak groźne. Ciało upadłego przystąpiło do regeneracji ran już w trakcie tego, jak był on bity już na ziemi, jednak prawdziwą pracę nad stanem zdrowia Malthaela rozpoczęło dopiero po tym, jak aniołowie odlecieli i zostawili go na pastwę losu. Najpierw rozpoczęło regenerację uszkodzeń ciała, które najbardziej zagrażały życiu upadłego, były to głównie uszkodzenia wewnętrzne, jednak potrzebny był czas na to, żeby wyleczyć je całkowicie lub w stopniu umożliwiającym normalne funkcjonowanie.

Długi miecz wystający z trawiastego podłoże za jego plecami zwrócony był rękojeścią w stronę piekielnego tak, że można było odnieść wrażenie, iż broń przygląda się swojemu właścicielowi przez klejnot ze skazą umiejscowiony właśnie w rękojeści i dość dobrze imitujący oko. Broń spadła razem z nim i była związana magicznie z wojownikiem, który ją dzierży na tyle, że ona także zmieniła się, zupełnie jakby chciała przystosować się do nowej przynależności rasowej właściciela. Ostrze wyraźnie pociemniało, a sam miecz stracił niebiańską moc na rzecz innej, bardziej mrocznej, którą Malthael będzie musiał odkryć.
Na naprawdę krótką chwilę otworzył oczy raz jeszcze, spróbował się też poruszyć, jednak poskutkowało to tym, że jego bok zalała fala bólu, a rana znajdująca się tam została otwarta, przez co strumień krwi ponownie zabarwił rdzawoczerwoną trawę, a także dołączył do kałuży, która i tak zgromadziła się już wokół sylwetki upadłego anioła. Spróbował wstać. Udało mu się, jednak zrobił kilka kroków, tym samym wychodząc z czerwonej plamy stworzonej przez jego krew, i upadł ponownie. Rana krwawiła nadal, chociaż cały czas czuł, że jego ciała ciągle się regeneruje. Najpierw padł na kolana, a później poleciał do przodu i wylądował na boku, będąc już w pozycji leżącej. Znowu stracił przytomność, tym razem nawet nie zdążył zastanowić się nad tym, ile czasu minie, zanim będzie mógł przejść więcej niż kilka kroków i, jak długo odzyskuje siły w tym miejscu...
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Portal otworzył się kilka stóp nad polaną, wyrzucając z siebie cicho upadłą i znikając, nim ta zdążyła nawet spaść na ziemię. A spadła z dość wysoka, po czym przeturlała się kawałek po upadku i zatrzymała po drugiej stronie polany, od nieprzytomnego mężczyzny, którego jeszcze nie dostrzegła.

- Na Prasmoka, co to było? – jęknęła i podniosła się powoli na kolana, a później do pozycji stojącej, odgarniając z twarzy rozpuszczone włosy. Potoczyła zdezorientowanym wzrokiem wokół własnych nóg, szukając rzemienia, którym miała zawsze spięte włosy, a który zniknął gdzieś podczas podróży w ten dość nietypowy sposób. W końcu się poddała i rozejrzała się po nieco szerszym obszarze, w poszukiwaniu swojej torby. Zobaczyła ją kawałek dalej i podeszła, by znaleźć w niej nowy rzemień, jednak gdy podnosiła swój ekwipunek, coś kazało jej podnieść jeszcze bardziej wzrok i odwrócić się. Powoli założyła torbę na ramię, po czym oparła dłoń na sztylecie i odwróciła się, przeczesując wzrokiem polanę.

Chociaż miała wrażenie, że nie jest tu sama, jej intuicja myliła się bardzo nieznacznie. Przebywająca tutaj jeszcze jedna osoba była nieprzytomna, a przynajmniej tak wyglądało to z daleka. Avellana nie wahała się ani chwili, opuszczając dłoń z broni i ruszając szybkim krokiem w stronę leżącej postaci. Gdy w końcu do niej dotarła, zatrzymała się gwałtownie, analizując widok, który zastała, a który opowiadał jej krótką historię. Najpierw spojrzała na miejsce, gdzie trawa była zryta do ziemi. Dalsze uszkodzenia murawy, po czym potężna plama krwi, co do tego nie było wątpliwości. Kilka kroków spokoju, mniejsza już ilość krwi, a kawałek dalej mężczyzna leżący na boku, tyłem do niej, dzięki czemu widziała potężne, czarne skrzydła. Leżały bezwładnie na trawie, po części przesiąkniętej krwią, która skleiła pióra w nieładne strąki. Kawałek dalej w ziemię wbity był aż po połowę klingi piękny miecz, nawet ona potrafiła to docenić, chociaż nigdy nie miała żadnego w rękach. Chyba... w każdym razie miała zamiar zająć się bronią później. W końcu i tak jest poza zasięgiem nieprzytomnego mężczyzny, więc na razie jej nie zagraża.

Avellana zadarła głowę, patrząc w bezchmurne niebo i pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy była taka, że dotychczas traktowała Upadek anioła, jako pojęcie metaforyczne. Teraz jednak widziała na własne oczy, że mężczyzna przed nią musiał nieźle wyrżnąć w glebę i nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że początkowym miejscem spadania było właśnie niebo.

Wszystkie te rozmyślania zajęły jej może kilka uderzeń serca, po których nastąpiła odruchowa mobilizacja umysłu w połączeniu ze sprawnym działaniem. Obeszła mężczyznę dookoła, oceniając obrażenia i uklęknęła przy jego piersi, zsuwając z ramienia torbę i kładąc ją obok. Zmarszczyła delikatnie brwi, sunąc dłonią nad ranami, jakby oceniając je, jednak nie chcąc jeszcze narażać ich na dotyk. Dotarła bowiem do czegoś dziwnego na jego ramieniu. Wychyliła się lekko, obserwując znamię sięgające aż do barku i przechyliła lekko głowę zaciekawiona. Nie dało się zaprzeczyć, że dziwne symbole pulsowały światłem, a ona zupełnie nie wiedziała, co z tym zrobić. W końcu jednak ilość krwi odwróciła jej uwagę, chociaż jej spojrzenie nadal uciekało czasem do nietypowego znamienia. Ostrożnie, jednak z niemałym wysiłkiem przewróciła go na plecy, mając nadzieję, że nie połamie mu od tego skrzydeł. To by dopiero było niezręczne. Dziewczyna potoczyła wzrokiem po zakrwawionej, to prawda, ale umięśnionej sylwetce mężczyzny i całkiem przystojnej twarzy.

- Nie mogłeś mi spaść z nieba w jednym kawałku? – mruknęła pod nosem, uśmiechając się krótko, po czym potrząsnęła lekko głową, wracając myślami do chwili obecnej.

Zupełnie nie na rękę był jej brak w okolicy strumyka lub rzeki, skąd mogłaby wziąć wodę do obmycia ran. W końcu jednak postanowiła wykorzystać własną, z manierki. Normalnie nie poświęciłaby jej tak, ale widziała, że mężczyzna musi tu leżeć i krwawić już kilka dni, gdyż tyle miały siniaki na jego ciele. Niektóre plamy krwi zdążyły już zakrzepnąć, a inne wciąż sączyły się posoką, utrudniając jej zobaczenie czegokolwiek. Wyjęła kawałek tkaniny z torby, którym owijała zawsze swój ceramiczny moździerz dla ochrony, i namoczyła go wodą z manierki. Ostrożnie zaczęła przemywać pierś i boki mężczyzny wodą, szukając wzrokiem otwartych ran. Zerkała czasem kontrolnie w stronę jego twarzy, sprawdzając czy się nie budzi, gdyż mógłby być w szoku i zaatakować ją odruchowo. Najpoważniejsza wydawała się rana na boku i to nią miała zamiar zająć się najpierw, ale zapamiętała też kilka ran na piersi, na wypadek gdyby miała je znów przysłonić krew.

Przysiadła na piętach i pospiesznie zaczęła wyciągać niezbędne jej rzeczy z torby. Cieszyła się, że opuściła miasto tak dobrze zaopatrzona, a jej ekwipunek nie uległ zniszczeniu podczas podróży portalem. Teraz zanurzyła się we własnych mechanicznych ruchach, powtarzając te same gesty, których uczyła ją Bona. Dłonie sprawnie obrywały kwiaty i liście ziół, które później mielone były w moździerzu na zieloną papkę. Mamrotała do siebie pod nosem, na zmianę powtarzając dawkowanie ziół i nienaturalnych specyfików, które zakupiła w mieście, i klnąc na wszystkich wokoło, gdy niezwiązane włosy przeszkadzały jej w pracy. W końcu zdenerwowała się, zamotała je jakoś w kok, który bez rzemienia był niezbyt trwały, ale na razie musiał starczyć, po czym wróciła do pracy. Dolała trochę wody nadając mazi idealnie papkowatą konsystencję i podniosła wzrok na pierś mężczyzny.

- Co jest do cholery?! – Podniosła się na kolanach, oparła dłonie na klatce mężczyzny i pochyliła się nad nią tak bardzo, że wyglądała, jakby chciała położyć tam głowę.

Mniejsze rany zasklepiały się na jej oczach. Krew zostawała na skórze, a ona gołym okiem obserwowała, jak skóra sama ściąga się na ranie i zasklepia, nie pozostawiając po sobie nawet blizny. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ma otwarte ze zdziwienia usta i zamknęła je czym prędzej, przełykając ślinę. Przejechała dłonią w miejscu, gdzie przed chwilą widziała ranę, jakby szukała podstępu

- Człowieku, aniele, jeny cokolwiek… to jak ty wyglądałeś na początku? – zapytała, wpatrując się w twarz nieprzytomnego mężczyzny.

Przetarła wierzchem przedramienia oczy, usiłując dojść ze sobą do ładu po tym małym szoku i zerknęła z nadzieją na ranny bok bruneta. Ten jednak nadal ział otwartą raną.

- Ożeż ty, dobra, to będzie piekło jak diabli – mruknęła pod nosem i pochylając się nad mężczyzną, nałożyła ostrożnie mazi na ranę, wypełniając ją zupełnie. Szybko też przykryła ją wilgotnym materiałem i przycisnęła ostrożnie, by dokleić tkaninę do jego ciała. Przesunęła się bliżej jego piersi i zaczęła nakładać specyfik na mniejsze rany, jednak na tyle poważne, że nie zasklepiały się same, co nadal nieco wytrącało ją z równowagi, a wzrok uciekał do magicznie gojącej się skóry. Co ona by dała, żeby to zabutelkować!
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Upadły anioł był nieprzytomny, jednak jego skrzydła zdążyły zniknąć chwilę przed tym, jak Avellana obróciła go na plecy. Wyglądało to tak, jakby jego ciało albo nawet same skrzydła wyczuły to, że anioł położy się właśnie na plecach i że muszą zniknąć, bo inaczej coś im się stanie. To, że znajdowała się na nich krew i zlepiała ze sobą niektóre pióra, nie było żadną przeszkodą. Zresztą, gdy ponownie pojawią się na plecach piekielnego, będą wyglądać zupełnie inaczej, jakby zostały dokładnie umyte i odświeżone, nie będzie na nich śladu po wcześniejszych przejściach, tym samym wrócą też do pełni sił. Skrzydła były ważne dla kogoś, kto ma je od małego i często na nich polega, nie tylko podczas szybkiego przemieszczania się, bo także w trakcie walk.
Wydawało mu się, czy właśnie usłyszał kobiecy głos? Chciał otworzyć oczy, jednak nie czuł w sobie żadnej siły, nawet niewielkiej jej ilości, której potrzebowałby do podniesienia powiek i spojrzenia na świat oczami koloru ciemnej stali. Rozejrzałby się, ocenił sytuację i dowiedział, czy ma omamy słuchowe, czy rzeczywiście na polanę zawędrował ktoś, kto zdecydował się coś z nim zrobić. Najgorsze było to, że nie wiedział, kim jest, gdzie jest i skąd się tu wziął, nawet próby przypomnienia sobie tego spełzły na niczym i pozostawiały go z niewiedzą. Znowu usłyszał głos, był pewien, że należy do tej samej kobiety. Nadal tu była, przynajmniej tak mu się wydawało, więc może nie zamierzała go dobić i zabrać wszystkiego, co znalazłaby przy nim i w pobliżu jego ciała.

Człowieku? Aniele? Słyszał jej głos jakby wyraźniej, czy to oznaczało, że niedługo odzyska przytomność albo przynajmniej nieco siły do tego, żeby otworzyć oczy i, może, nawet usta? Nie wiedział i jednocześnie chciał poznać odpowiedzi na pytania, które mu zadaje, mimo że wydawało jej się, iż nadal jest nieprzytomny. Wiedział już, że ma skrzydła, chociaż teraz czuł, że leży na plecach. Czuł też, że jego skrzydła nadal tam są, tylko że w postaci, w której nic im nie grozi, inaczej, gdyby nie znikły, najpewniej zostałyby uszkodzone. Może rzeczywiście był aniołem? W takim razie, dlaczego był tutaj, ranny? Nie powinien przypadkiem być tam wyżej, w Niebie, razem z innymi aniołami? Był też poturbowany, cały czas o tym wiedział i czuł to, poza tym jego ciało nieustannie regenerowało się i to także wyczuwał. Pamiętał przebłyski z momentów, w których udało mu się otworzyć oczy i przypomniał sobie, że otaczają go drzewa, a on sam leży na trawie.
Co będzie piekło...? Możliwe, że miał do wypowiedzenia jeszcze jakieś myśli, jednak poczuł falę bólu przechodzącą przez całe ciało. Jej źródłem był bok, czyli miejsce, w którym znajdowała się aktualnie otwarta rana. Upadły momentalnie otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Zacisnął zęby, tłumiąc krzyk bólu, jego szczęka wyraźnie zarysowała się, jeszcze bardziej uwydatniając i tak już wyraźne kości policzkowe. Przeniósł zaskoczony i zaciekawiony wzrok na kobietę. Rzeczywiście tu była albo była halucynacją wzrokową, bardzo realną halucynacją. Powoli podniósł drżącą dłoń i dotknął nią twarzy nieznajomej. Poczuł gładką skórę jej oblicza pod opuszkami palców.
        - Jesteś... prawdziwa — stwierdził to słabo, jednak pokusił się o to, żeby spojrzeć w jej oczy. Jego ręka po chwili powędrowała w dół i ponownie dotknęła trawy porastającej polanę. Rozejrzał się wokół siebie, jeszcze raz patrząc na otaczające go drzewa i krzewy.
        - Gdzie ja jestem...? — zapytał. Wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak przypomniał sobie, że jest dość słaby i nie może mówić za wiele.
        - Czy my się znamy...? Kim ja jestem...? — zadał kolejne pytania, chociaż wydawało mu się, że nieznajoma może nie znać odpowiedzi na to drugie.
        - Dlaczego... nic... nie pamiętam...? — słowa te wypowiedział cicho, niemalże szeptem, dlatego mogłoby się wydawać, że to pytanie bardziej skierował do siebie niż do niej. Po chwili znowu wrócił do pozycji leżącej, stało się to nagle i wbrew jego woli, najwidoczniej ciało Malthaela uznało, że dłużej nie wytrzyma w tej pozycji i o wiele lepiej będzie, jeśli ten się położy. Jego oczy nadal było otwarte, co oznaczało, że był przytomny.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Może gdyby nie była tak zaabsorbowana jego ranami, zauważyłaby subtelne znaki wskazujące na to, że mężczyzna się przebudza. Delikatne zmarszczenie się brwi, ruch gałek ocznych pod powiekami czy poruszenie się warg. Avellana jednak, chociaż starała się to w miarę kontrolować, była zupełnie pogrążona w pracy, opatrując jego rany i przebudzenie się bruneta zauważyła dopiero, gdy materiał nad którym pracowała, jego klatka piersiowa, zaczął się podnosić. I to nie od oddychania. Cofnęła się gwałtownie, przysiadając na piętach i z wyraźnym zmartwieniem obserwując grymas bólu malujący się na jego twarzy. Taaak, to paskudztwo piekło niesamowicie, wiedziała o tym, ale za to było naprawdę skuteczne!

- Wybacz – mruknęła, jednak on jakby dopiero ją zauważył, rozglądając się zdezorientowany.

Odruchowo spojrzała tam gdzie mężczyzna, a gdy powróciła wzrokiem do jego oczu, jego ręka była już przy jej twarzy. Zareagowała zanim zdążyła się zastanowić i w tym samym momencie, w którym opuszki jego palców dotknęły jej policzka, ostrze jej sztyletu zatrzymało się na jego szyi, z odpowiednio ostrzegawczym naciskiem, jednak nie raniącym jeszcze skóry. Uniosła brwi na jego jakże konstruktywne spostrzeżenie i powoli opuściła sztylet, gdy jego wzrok znów odpłynął gdzieś w dal, a dłoń musnęła trawę.

- No tak, jestem.. – burknęła, przyglądając mu się podejrzliwie, a słysząc jego następne pytania najpierw otworzyła szeroko oczy, a później zsunęła się z własnych pięt i usiadła bokiem na trawie. Amnezja. Kto by pomyślał… Jej umysł odruchowo cofnął się kilka lat wstecz, kiedy ona obudziła się w obcym domu i łóżku, zadając dokładnie te same pytania. Teraz, gdy przyglądała się mężczyźnie, jej oblicze wyraźnie złagodniało, a sztylet został schowany na miejsce. I tak zdąży do niego sięgnąć w razie czego.

Gdy mężczyzna opadł na plecy, pochyliła się nad nim szybko i ulżyło jej dopiero, gdy okazało się, że jednak jest przytomny. Przysiadła znów i westchnęła, przeczesując dłonią włosy, które rozsypały się posłusznie na plecach.

- Niestety nie wiem, gdzie się znajdujemy, również trafiłam tu przez przypadek – odpowiedziała szczerze. Mówiła dość powoli, by nadążał za jej słowami, gdyż założyła, że jego myśli mogą być jeszcze chaotyczne i może nie przyjmować wszystkiego od razu.

- Nie wiem kim jesteś, napotkałam cię na swojej drodze przypadkiem i opatrzyłam. – Wskazała na posmarowane maścią rany. – Wiem jedynie, że jesteś aniołem. Albo upadłym aniołem. W sumie możesz też być tym człowiekiem ze skrzydłami, co nie jest aniołem… nie pamiętam jak oni się nazywali – zaczęła głośno myśleć, po czym zdała sobie z tego sprawę i machnęła ręką.

- W każdym razie masz skrzydła, gratuluję. Nic nie pamiętasz pewnie dlatego, że ostro przywaliłeś w ziemię – stwierdziła wprost i na potwierdzenie swoich słów wskazała miejsce na polanie, gdzie podejrzewała, że wylądował. Na razie nie zwracała jego uwagi na miecz, po co mu przypominać, że może być uzbrojony.

Sięgnęła do swojej manierki i potrząsnęła nią delikatnie, sprawdzając czy w środku jest jeszcze woda. Płyn zachlupotał cichutko, a ona kiwnęła głową z zadowoleniem i podała pojemnik mężczyźnie.

- Napij się. Leżysz tu kilka dni, musisz być odwodniony – stwierdziła, zanim dotarło do niej, że w sumie nie wie, czy u aniołów organizm działa dokładnie tak samo. Czy mogą się odwodnić? Będzie musiała to sprawdzić.

- Mam na imię Avellana.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Powiódł wzrokiem za ostrzem sztyletu, który przystawiła mu do szyi. Wystarczyłby jeden ruch, żeby podcięła mu gardło. Ciekawe, czy jego śmierć z wykrwawienia trwałaby dłużej, skoro jego ciało od razu przystąpiłoby do regeneracji tej rany. Podejrzewał, że właśnie tak by było, jednak istniała też możliwość, że udałoby się wyleczyć ranę do takiego stopnia, że mogłoby udać mu się uniknąć śmierci z jej powodu. To wszystko były tylko domysły, a upadły nie miał zamiaru tego sprawdzać, wolał tego nie robić.
Jego oczy powędrowały niżej, na ostrze sztyletu, a nie na klatkę piersiową nieznajomej. Przyjrzał się broni, jej ostrzu, rękojeści i stwierdził, że jest bardzo ładnie wykonany, całkiem możliwe, że robiony na czyjeś zamówienie. Poza tym, czuł coś w rodzaju aury bijącej od sztyletu, dzięki temu mógł też stwierdzić, iż jest on magiczny. Tylko skąd to wiedział? Musiał po prostu umieć rozpoznawać magiczne przedmiotu i magię w nich zawartą. Wydawało mu się, że zna się także na broni, skoro szybko stwierdził, że broń mogłaby być zrobiona na czyjeś specjalne zamówienie, a kowal, który ją stworzył, musiał być naprawdę dobry w tym, co robił.
         – Przepraszam… Musiałem się upewnić – odezwał się po chwili, zanim jeszcze jego ciało zdecydowało się zmienić pozycję z powrotem na leżącą.
         – Wiesz, wcześniej słyszałem twój głos i wydawało mi się, że tylko go sobie wyobrażam, a tak naprawdę obok mnie nikogo nie ma. Gdy otworzyłem oczy i cię zobaczyłem… na początku myślałem, że mam też omamy wzrokowe. Ten śmiały gest z mojej strony upewnił mnie w tym, że ty i twój głos jesteście prawdziwi – dopowiedział. Chyba na poważnie odzyskiwał siły, bo udawało mu się już wypowiadać więcej niż jedno zdania bez przerywania sobie i łapania oddechu lub króciutkiego odpoczynku.

         – Chyba będziemy musieli się tego dowiedzieć, jak już będę mógł ustać i normalnie chodzić – odparł. Przypomniał sobie sytuację z dzisiaj, gdy obudził się, wstał, przeszedł kilka kroków i znowu upadł, a po chwili raz jeszcze stracił przytomność.
Zastanowił się dłuższą chwilę nad jej słowami, coś mówiło mu, że na pewno nie jest tym „człowiekiem ze skrzydłami”, o którym wspomniała. Musiał być aniołem albo upadłym aniołem. Spróbował przypomnieć sobie czy wie, jakie są różnice między aniołami, a ich upadłymi odpowiednikami. Nie odzywał się przez jakiś czas, a jego zamglony wzrok tylko pogłębiał wrażenie, że znowu gdzieś odpłynął.
         – Przywaliłem w ziemię? To może oznaczać, że upadłem… Upadłe anioły uciekają z Planów. Jeśli jestem upadłym aniołem i byłem w trakcie opuszczania Planów, musiało stać się coś, co sprawiło, że uderzyłem w ziemię… – mówił to, a jego wzrok ponownie stał się bardziej żywy, nawet spojrzał na Avellanę.
         – Widziałaś moje skrzydła? Jakiego są koloru? – zapytał nagle i głośniej niż chciał to zrobić. Najwidoczniej coś sobie przypomniał, może coś ważnego. Według niego było to właśnie takiego, bo w jego pamięci pojawiła się informacja, że anioły światłości mają białe skrzydła, a gdy taki osobnik stanie się upadłym, jego skrzydła ciemnieją.

Spojrzał w miejsce, które wskazała. Nie mógł nie zauważyć miecza do połowy wbitego w ziemię.
         – Ta broń chyba należy do mnie… – powiedział niepewnie, wskazując w stronę miecza. On chyba też musiał spaść, skoro był wbity niemalże na środku polany. Malthael aktualnie nie miał w sobie wystarczającej siły, aby wstać, podejść do broni i ją wyciągnąć. Poza tym nie musiał tego robić, w końcu kobieta nie była dla niego zagrożeniem.
Ponownie usiadł i przyjął od niej manierkę z wodą. Podziękował jej kiwnięciem głowy. Dopiero teraz zaczął czuć suchość w gardle i na ustach. Napił się, po chwili poczuł, jak woda przepływa przez jego gardło.
         – A ja… – odparł i nie dokończył, zdał sobie sprawę, że nie pamięta swojego imienia. Spróbował je sobie przypomnieć, tak jak zrobił to wcześniej, z informacjami na temat aniołów i upadłych aniołów. Może tym razem też się uda. Znowu nie odzywał się przez dłuższą chwilę. W końcu w jego głowie pojawiło się jedno imię. Malthael. Czy właśnie tak miał na imię? Tak mu się wydawało, jednak z imieniem przyszła też myśl, że może lepiej będzie podać jej jakieś nieprawdziwe. Dlaczego chciał ukrywać swoją tożsamość? Obawiał się, że ktoś go rozpozna i będzie miał przez to poważne kłopoty? Może tak było.
         – Ma… Magnus – powiedział w końcu. Było to imię, które jako pierwsze przyszło mu do głowy. Postanowił posłuchać wewnętrznego głosu i nie podawać jej swojego prawdziwego imienia. Była mu nieznajomą osobą, nie ufał jej, więc może tak będzie lepiej. Może ich drogi połączyły się na krótko i zaraz rozdzielą się ponownie. Jeśli tak nie będzie i jej zaufa, może wtedy wyjawi jej swoje prawdziwe imię.
        - Tak. Mam na imię Magnus – potwierdził. Wcześniej musiało mu się ono spodobać, skoro przypomniał je sobie jako drugie. Może posługiwał się nim już wcześniej, w podobnych sytuacjach? Nie wykluczał takiej możliwości.

Dopiero teraz postanowił jej się lepiej przyjrzeć. Brązowe włosy wydawały się długie, a jej skóra była lekko opalona, kolorem podobna do jego. Jej oczy także miały kolor brązowy. Nie mógł przyjrzeć się jej sylwetce w całości, bo przed chwilą znowu położył się na trawie, jednak wydawało mu się, że jest smukła. Wydawała mu się naprawdę ładną kobietą. Teraz mógł też przyjrzeć się jej ubraniu, które stanowiła lekka i zwiewna suknia. Jej materiał wydawał się cienki. Mal zauważył też, że głęboki dekolt odsłania pewną część jej piersi, chociaż spoglądał tam naprawdę krótką chwilę. Podświadomie czuł, że gapienie się na kobiece piersi nie jest dobrze odbierane, dlatego nie miał zamiaru tego robić.
         – Ale ty jesteś ładna… Ja to mam szczęście… – powiedział do niej i nawet uśmiechnął się miło. Po chwili ponownie odpłynął w ciemność, co było dość dziwne, patrząc na to, że powoli odzyskiwał siły, a nie je tracił.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

- Coś jeszcze cię boli? Czujesz jakieś urazy? – dopytywała się, patrząc na niego przenikliwie. Podejrzewała, że i tak nadal jest w szoku, więc może podać jej błędne informacje, lecz warto było spróbować. Poza tym nadal intrygowało ją niezmiernie to, w jaki sposób goiły się jego rany. Bała się wręcz za każdym razem, gdy otwierała usta, że padnie z nich pytanie o te właśnie magiczne właściwości. Czy to była magia? A może jego krew? Wówczas można byłoby nią leczyć. Oczywiście nie byłaby takim przerażającym świrem, wieszającym ludzi za nogi pod sufitem i spuszczającym z nich krew do buteleczek. Jeny, co też jej do głowy przychodzi... Po prostu raz na jakiś czas tacy aniołowie na przykład mogliby honorowo taką krew oddawać najbardziej potrzebującym. Będzie musiała wybadać, na jakiej zasadzie to dokładnie działa.

Gdy już upewniła się, że życiu mężczyzny nie zagraża żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, a jego rany są opatrzone, rozluźniła się wyraźnie i wydawała się nawet nieco rozbawiona jego konsternacją. Nie miała zamiaru go wyśmiewać, ale po prostu doceniała ironię sytuacji, obserwując jak sama musiała się zachowywać, gdy ją znaleziono. Chociaż pewnie była bardziej przestraszona, ale mężczyźni już to do siebie mają, że nie okazują strachu, nawet jeśli go odczuwają. Jakaś ich samcza właściwość. Co do kwestii ich lokalizacji wzruszyła niedbale ramionami. Było jej doprawdy wszystko jedno, gdzie się znajduje, nie zmierzała w żadne konkretne miejsce. Chociaż oczywiście szkoda byłoby nadrabiać drogi w kierunku, z którego przybyła. Zużyła jednak dużo ziela na tego faceta i w sumie mogłaby uzupełnić zapasy w jakimś mieście. Jak się okazało, warto było również zaopatrzyć się w jakieś szmatki, gdyż nie zawsze będzie miała ze sobą przypadkowe fragmenty materiału, a zasklepianie ran liśćmi jest takie prymitywne!

Na pytanie mężczyzny wróciła do niego myślami i wręcz dała się zaskoczyć. W końcu nie zauważyła nawet kiedy te skrzydła zniknęły. Pamiętała, że wyrastały z jego pleców, czarne i potężne, a później już zapomniała o nich, gdy zajęła się ranami. Teraz rzeczywiście plecy mężczyzny były idealnie gładkie. Skrzydła musiały jakoś się schować, gdy przewracała go na wznak.

- Były czarne – odparła i dopiero do niej dotarł sens własnych słów. Może i nie znała się specjalnie na niuansach rasowych, jednak jeśli istniały anioły i upadłe anioły, to czarne skrzydła miały raczej te drugie. Spojrzała bystro na mężczyznę, ciekawa jego reakcji na tę informację, jednak jej wzrok zaraz zjechał na jego bark. Znamię przestało błyszczeć, a przynajmniej tak jej się zdawało, że wcześniej biła od niego jakaś poświata.

Uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na anioła z lekko uniesioną brwią, gdy się przedstawił. A właściwie, gdy wydukał swoje imię, dość nieporadnie wymyślając je na poczekaniu. Nie miała mu tego za złe. Nie znał jej, może miał swoje powody, by ukrywać to kim jest, zwłaszcza jeśli faktycznie był upadłym. Jej imię z kolei nie było tajemnicą. Po pierwsze od jego zdradzenia świat się nie zawali, a po drugie i tak nie było ono jej własne, w końcu nadała jej je hrabina. Ale przypadło dziewczynie do gustu, było całkiem zgrabne.

- Niech będzie Magnus – zgodziła się, a zaraz zaśmiała wesoło, słysząc jego następne słowa. Opuściła skromnie głowę, a włosy przysypały jej twarz. Dawno nie słyszała komplementu powiedzianego wprost i to tak kulturalnie. Przez chwilę patrzyła w trawę, jakby szukając tam odpowiedzi, a gdy ponownie spojrzała na anioła, ten znów miał zamknięte oczy. Pochyliła się zaraz nad nim.

- No co ty, nie odpływaj znowu – mruknęła i po chwili wahania poklepała go delikatnie po policzku. Zrobiłaby to mocniej, ale wolała nie ryzykować, że mężczyzna się odmachnie w odpowiedzi. Zerknęła też odruchowo na jego miecz. Na razie postara się, by był poza jego zasięgiem. Facet sprawiał raczej niegroźne wrażenie, ale kto go tam wie. Od uderzenia w głowę nie tylko amnezji można dostać. Może zamienił się w psychopatę i pokroi ją na kawałki.

- Avell, dziecko, odstaw te ziółka – mruknęła do siebie i znów klepnęła anioła w policzek, tym razem nieco mocniej.

- Magnus!
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

         – Najgroźniejsza aktualnie jest ta rana na boku. Poza tym… chyba mam siniaki na całym ciele. Plecy, brzuch, klatka piersiowa, ręce, nogi... – odpowiedział. Gdyby miał więcej siły, podniósłby dłoń w górę i na palcach wyliczał miejsca, w których odczuwa mniejszy lub większy ból. Dziwiło go trochę to, że zdolności regeneracyjne jego ciała nie zajęły się jeszcze raną na boku, a ogólnie zajmowały się całym ciałem i leczyły drobniejsze rany, także zabierając się za siniaki rozsiane na jego skórze.
Jej chyba nie zależało na tym, żeby ustalić, gdzie się znajdują. Jemu najbardziej chodziło o to, żeby później móc dostać się do jakiegoś miasta lub wioski, a do tego przydałoby się wiedzieć, gdzie są. Co prawda on z racji tego, że prawie niczego nie pamięta, okazałby się mało pomocny w ustaleniu tego, gdzie znajduje się najbliższa cywilizacja, jednak może ona mogłaby to zrobić. Przypomniał sobie też, że górna część jego ubrania musiała ulec uszkodzeniu, gdyż był nagi od pasa w górę. Dotarcie do miasta mogłoby równać się temu, że zaopatrzyłby się w jakąś koszulę i, ewentualnie, skórzaną kurtkę lub kamizelkę, jednak po chwili przypomniał sobie, że przecież nie ma żadnych pieniędzy. Może ona mogłaby mu ich trochę pożyczyć, żeby nie musiał cały czas paradować z gołą klatką piersiową. Na pewno wielu paniom by to nie przeszkadzało, jednak on wolałby mieć na sobie jakieś ubranie. Gdyby udzieliła mu pożyczki, na pewno zwróciłby jej te pieniądze, tylko najpierw musiałby je zarobić.

         – Czarne? Cóż, wychodzi na to, że jestem upadłym aniołem – odparł spokojnie, jakby w ogóle nie przejął się tym faktem. W jego głowie zaczęły kłębić się pytania na temat tego, co musiało się stać, że zdecydował się na opuszczenie Planów i tym samym stanie się upadłym. Może, po jakimś czasie, w końcu sobie to przypomni.
Przypomniał sobie swoje imię, jednak przedstawił się fałszywym i szybko zaczęło wydawać mu się, że Avell jakoś wyczuła, iż kłamie i Magnus nie jest jego prawdziwym mianem. Z drugiej strony, chyba, nie miała mu za złe tego, że nie podał jej swojego prawdziwego imienia. To dobrze… Jednak spodziewał się, że po jakimś czasie w końcu zapyta go o nie, o ile będą podróżować ze sobą dostatecznie długo. Może wtedy będzie jej już ufał na tyle, że bez problemu je wyjawi. Czas pokaże.
Usłyszał jej śmiech krótką chwilę przed tym, jak ciemność objęła go raz jeszcze, niczym kochanka, która nie chce wypuścić z łóżka partnera i zatrzymuje go w nim jak najdłużej. Szkoda, że nie widział jej reakcji na komplement, którym ją uraczył. Jeśli kobieta spojrzałaby na ranę boku po tym, jak upadły odpłynął, zobaczyłaby, że zaczyna się ona goić, wypychając na zewnątrz to, co do niej wcześniej włożyła.

Jedno uderzenie, ledwo wyczuwalne. Drugie, już nieco mocniejsza. Trzecie nie było potrzebne, gdyż głośny dźwięk towarzyszący powietrzu wciąganemu przez nos oznajmił, że anioł odzyskał przytomność. Otwarte oczy tylko to potwierdziły.
         – Nie spodziewałem się tego… – powiedział po chwili i podniósł się do pozycji siedzącej.
         – O, moje ciało w końcu zajęło się raną na brzuchu – dodał, przenosząc wzrok na miejsce, o którym mówił. Po prostu czuł, jak regeneracja powoli zajmuje się tą konkretną raną.
         – Przed tym odpłynięciem naprawdę powiedziałem ci, że jesteś bardzo ładna? – zapytał. Naprawdę o to zapytał, najwidoczniej nie był pewien tego, co działo się krótką chwilę przed utratą przytomności.
         – Jeśli tak… to dobrze – dodał szybko, zanim Avell zdążyła zacząć jakąkolwiek odpowiedź na jego słowa. Ponownie rozejrzał się, jego spojrzenie na dłuższą chwilę zatrzymało się na mieczu nadal tkwiącym w ziemi.
         – Miecz… to może oznaczać, że byłem wojownikiem. Pewnie umiem nim walczyć… Tylko muszę sobie to przypomnieć – powiedział to tak, jakby mówił do siebie, a nie do kobiety siedzącej obok niego, chociaż powiedział to normalnym głosem, a nie przyciszonym albo szeptem. Nagle przeniósł wzrok na nią i spojrzał jej w oczy.
         – Doszliśmy do tego, że jestem upadłym aniołem. A ty? Kim jesteś? – zapytał całkiem poważnie. Cóż mógł powiedzieć, ona wiedziała, jakiej rasy jest przedstawicielem, więc on chciał wiedzieć, do jakiej rasy należy Avellana.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Słuchała go, gdy monotonnym głosem wymieniał swoje obrażenia. Na siniaki machnęła ręką, same zejdą w swoim czasie. Nie miała też zamiaru roztkliwiać się nad mężczyzną, a jedynie powstrzymać go od przejścia na tamten świat. Nie była sanitariuszką by z troską układać chłodne kompresy na czołach mężczyzn z śmiertelną chorobą zwaną przeziębieniem. Rana na boku jednak faktycznie mogła prowadzić do poważnych powikłań, zwłaszcza jeśli nie zostanie opatrzona. Avellana zajrzała ostrożnie pod materiał, z satysfakcją obserwując że krwawienie powoli ustaje, a sama rana nie jest już zaogniona. Była to oczywiście zasługa jej ziół, lecz także pewnej dodatkowej pomocy, której nie była świadoma. Mimowolnie bowiem, chcąc uleczyć mężczyznę, poświęcała część swojej energii na to, by w magiczny sposób przyspieszyć gojenie się rany. Proces był jednak na tyle powolny, by nie wzbudzić jej podejrzeń, jednak zdecydowanie pomagał.

Gdy w końcu się ocknął, odetchnęła z wyraźną ulgą i usiadła znów na trawie, nawet nie przepraszając za delikatne policzki. W końcu działała raczej na jego korzyść. Zbyt częsta utrata przytomności nie była dobrym znakiem i lepiej dla niego by tego unikał. Gdy zwrócił jej uwagę na własną regenerację otworzyła szerzej oczy i znów zajrzała pod opatrunek. Maść została dosłownie wypchnięta z rany, która zasklepiła się, pozostawiając po sobie jedynie czystą skórę. Dziewczyna zacisnęła usta, czując mieszaninę uczuć. Do jasnej cholery, to po co marnowała na niego swoje zioła? Najwyraźniej i tak nie miał zamiaru zjechać z tego świata. Ale w sumie skąd mogła to wiedzieć? Chciała pomóc, nie zdawała sobie sprawy, że być może i tak to zrobiła własną magią życia. Z drugiej strony była jeszcze bardziej zaintrygowana tajemniczymi właściwościami mężczyzny i aż korciło ją, by wypytać go o wszystko. Widziała jednak, że jest zbyt skołowany, by teraz robić jej wykład z zasad regeneracji u upadłych, więc postanowiła odłożyć to na później. Jako że słońce chyliło się ku zachodowi, najwyraźniej będą musieli spędzić tutaj noc.

Na jego pytanie o własny komplement spojrzała na niego, dając się zaskoczyć, lecz on zaraz kontynuował, nie dając jej dojść do słowa. Może nawet lepiej, bo nie miała nic do powiedzenia. Była zbyt skromna, by dyskutować na ten temat, więc jedynie uśmiechnęła się lekko, słysząc jak nieco plączą mu się słowa.

- Wydaje mi się, że uderzyłeś się też mocno w głowę. Zdecydowanie przyda ci się odpoczynek. Poza tym i tak już zmierzcha, nie ma sensu szukać drogi po ciemku. Możemy tutaj przenocować.

Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i przez chwilę przyglądała się jego mieczowi. Zaraz jednak spojrzała na niego ostrzegawczo.

- Możliwe, że jesteś wojownikiem – przytaknęła, jednak jej ton sugerował, że jeszcze nie skończyła. – Nie myśl sobie jednak, że ja jestem bezbronna. Pomogłam ci, bo mam dobre intencje. Ufam, że ty również nie będziesz szukał zwady. Ale jeśli jednak wpadnie ci do głowy jakiś głupi pomysł to ostrzegam, że nie jestem tak bezbronna, na jaką wyglądam – zakończyła z miłym uśmiechem, jednak spojrzenie miała stalowe, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że mówi poważnie. Nie miała powodów, by podejrzewać go o podstęp, jednak zawsze ceniła sobie jasne stawianie sprawy. Jak się na początku ustali zasady, to później nie będzie porozumień.

Zaczęła pakować pozostałe elementy swojego ekwipunku, które wyrzuciła z torby w poszukiwaniu ziół. Na jego pytanie nie podniosła wzroku tylko znów uśmiechnęła się lekko i wzruszyła szczupłymi ramionami.

- Człowiekiem – odpowiedziała prosto. – Kim innym mogłabym być?
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Przyglądał się, jak rana na jego boku powoli zasklepia się za sprawą regeneracji. Zobaczył też, że proces ten powoduje wypchnięcie z rany tego, co wcześniej musiała tam włożyć Avellana, pewnie była to jakaś mieszanka ziół czy coś, co miało przyspieszyć wyleczenie rany.
         – Przepraszam... Pewnie teraz myślisz sobie, że niepotrzebnie używałaś tej mazi na mojej ranie, skoro ta teraz goi się sama, w dodatku wypychając stamtąd twój specyfik – odezwał się po chwili.
         – Gdybym miał przy sobie jakieś pieniądze, zapłaciłbym ci równowartość składników, które musiałaś zużyć na przygotowanie tej mazi... Jako, że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy, czymkolwiek by one nie były, nie będę mógł tego zrobić, jednak w końcu będę mógł je jakoś zarobić, wtedy postaram się o to, żeby ci je oddać – dodał. Nie przeszkadzało mu to, że tak odległe obietnice mogą nawet dotyczyć czasu, w którym nie będą już razem podróżować. Najwyżej wtedy spróbuje ją odnaleźć i przekazać pieniądze. Oczywiście, zawsze istniała możliwość, że Avellana nie zgodzi się na jego propozycję, przez co nie będzie musiał regulować długu, ponieważ go nie będzie.

         – Nie wiem, nie pamiętam mojego upadku – odpowiedział, gdy powiedziała, że najpewniej uderzył się w głowę w momencie, w którym zderzył się z ziemią.
         – Nie byłaby to pierwsza noc spędzona przeze mnie na tej polanie – dodał po chwili. Pamiętał, że odzyskiwał przytomność już wcześniej, poza tym ona też wspomniała, że musi leżeć tu kilka dni, co najmniej. Jednak teraz było inaczej, dlatego, że jego ciało zregenerowało się na tyle, że może być przytomny i, w dodatku, nie jest jedyną osobą przebywającą na tym skrawku terenu.
         – Jestem tego świadom. Nie musisz mi grozić – odparł. Nawet gdyby mógł wstać i wyciągnąć miecz, na pewno nie zaatakowałby jej, gdyż już wcześniej stwierdził, że nie ma wobec niego złych intencji. Pierwszym i najważniejszym argumentem przemawiającym za tym było to, że mu pomogła i z nim rozmawia. Wiele osób, gdyby go znalazło, po prostu zabrałoby wszystko, co uznaliby za cenne i ruszyli dalej, nawet nie sprawdzając czy żyje, czy może jest wyłącznie ciałem, które życie już opuściło.
         – Na pewno nie nosisz sztyletów ot tak, więc musisz umieć nimi walczyć. Nie wiem jak dobrze, jednak wątpię w to, żeby dało się to określić słowem „przeciętnie”. Przeczucie mi mówi, że w walce nimi radzisz sobie naprawdę dobrze – powiedział do niej. Jego głos brzmiał tak, jakby mówiła to osoba, która naprawdę zna się na ocenie innych, jeśli chodzi o umiejętności związane z walką. Wyglądało na to, że podświadomie znowu coś sobie przypomniał, jednak nie było to szczególnie ważne, bo istniały istotniejsze informacje, z których pojawienia się byłby bardziej zadowolony. Jedną z nich na pewno była przyczyna jego upadku. Nie zawsze mógł mieć na to wpływ, więc napływ wiadomości może być spontaniczny i mogą pojawiać się one w dowolnej ilości i w dowolnym momencie.
         – Nie powiem ci jak dobrze ja opanowałem walkę tym mieczem, gdyż zwyczajnie tego nie pamiętam… jak wielu rzeczy zresztą – odparł. Wyraźnie zaczynało przeszkadzać mu to, że w wyniku upadku i wydarzeń z nim związanych stracił pamięć. Nie wiedział, co konkretnie na to wpłynęło, bo przecież tego nie pamiętał. Przy okazji nabierał coraz większej pewności, że miecz należy do niego. Ewentualnie broń mogłaby tu zostać pozostawiona przez kogoś innego, jednak wydawało mu się to mało prawdopodobne.

         – Nie wiem… Nie wiem, jakie stworzenia zamieszkuję tę krainę, której nazwy nadal nie mogę sobie przypomnieć – powiedział po chwili. Jakby nie było, przyjął, że Avellana jest człowiekiem. Przecież nie mógł temu zaprzeczyć w żaden sposób, nie miał dowodów, które mogłyby mu to potwierdzić.
Spojrzał na kobietę i uważnie jej się przyjrzał, wzrokiem przesuwając po jej ubraniu, które stanowiła lekka suknia. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś i nie do końca był pewien, czy chce coś powiedzieć.
         – Emm… Nie myślałaś nad tym, żeby zmienić strój, w którym chodzisz? Noce często są zimniejsze niż dni, w końcu w nocy nie świeci słońce… nie jest ci wtedy zimno w tej sukni? - zapytał i wyglądało na to, że to pytanie jest całkiem poważne. Zdawał sobie też sprawę z tego, że aktualnie nie ma na sobie połowy ubrań i spędził tu, najpewniej, kilka nocy, które też mogły być zimne.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami, gdy z ogromną powagą tłumaczył możliwe sposoby na wynagrodzenie jej za wykorzystane składniki. Jego twarz była nieprzenikniona, lecz słowa zdawały się szczere, tym bardziej więc nie wypadało się z tego śmiać, nawet jeśli bawił ją nieco swoim surowym podejściem. Słuchała, grzecznie mu nie przerywając, po czym pokręciła jedynie głową.

- Nie przejmuj się tym, to drobiazg – powiedziała, rzeczywiście mając to na myśli. Jasne, było jej szkoda składników, jednak znajdzie ich więcej. Nie były to żadne niepowtarzalne substancje, których zdobycie przysparzałoby większych problemów, chociaż i takie przy sobie miała. Avellana nie miała w zwyczaju zbyt długo rozwodzić się nad błahostkami, więc niemal od razu uznała temat ziół za zamknięty. Słysząc jednak, że zrozumiał i wziął sobie do serca jej aluzję, zaśmiała się wesoło.

- Oj tam zaraz grozić... – mruknęła, puszczając do niego oko.

Gdy mężczyzna rozpoczął kolejną analizę, ona oparła się na rękach za sobą i przyglądała mu się, jednocześnie słuchając co mówi. Jego „przeczucie” było całkiem dobre, lecz oprócz tego, że ostrzegła go przed pochopnymi decyzjami, nie miała zamiaru zdradzać mu poziomu swoich umiejętności. Wolała zachować swoją przewagę nad przeciwnikiem, która wynikała z tego, że jako kobieta zawsze była w walce nieco niedoceniana, co często gubiło jej wrogów.

Co do jego umiejętności... Avellana mimowolnie potoczyła spojrzeniem po umięśnionej klatce piersiowej, brzuchu i ramionach upadłego i pozwoliła sobie na stwierdzenie, że raczej umie walczyć. Sam miecz wyglądał na pioruńsko ciężki i dziewczyna miała wątpliwości, czy w ogóle wyciągnęłaby go z ziemi, gdyż był wbity niemal do połowy swojej długości. Miała jednak nadzieję, że nie dojdzie między nimi do udowadniania sobie wzajemnie własnej biegłości w walce. Może i była naiwna, ale intuicja mówiła jej, że anioł nie ma w stosunku do niej złych zamiarów i może czuć się w miarę bezpiecznie.

- Alarania – powiedziała nagle. – Ta kraina nazywa się Alarania – wyjaśniła, dochodząc do wniosku, że warto by wyjaśnić dokładniej co miała na myśli. Doskonale pamiętała własną bezsilność i dezorientację, gdy się ocknęła i nie pamiętała nic ze swojego życia.

- Wiesz, parę lat temu ocknęłam się dokładnie tak jak ty, bez żadnych wcześniejszych wspomnień z mojego życia – przyznała, uznając, że opowiedzenie tej krótkiej historii w żaden sposób jej nie narazi, a może nieco ułatwić upadłemu pogodzenie się ze swoją sytuacją.

- Znaleziono mnie nieprzytomną w środku lasu, zupełnie jak ja ciebie teraz. Z tym, że było to już dobre kilka lat temu, a moja pamięć nadal nie powróciła. Nie chcę cię straszyć, po prostu informuję, żebyś wiedział, czego możesz się spodziewać – dodała szybko.

- Również posiadałam masę umiejętności, w których byłam niezwykle biegła, a jednocześnie nie byłam w stanie przypomnieć sobie własnego imienia. Co prowadzi w sumie do następnej kwestii. Przedstawiłam się imieniem, które zostało mi nadane przez osobę, która się mną opiekowała. Nie znam innego, więc w sumie nie można powiedzieć, że cię okłamałam – uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego. Nadal wydawało jej się to nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności, że właśnie ona spotkała kogoś, kto tak jak ona stracił pamięć. Sprawiło to, że znów odgrzebała stare rany i zaczęła się zastanawiać kim jest i skąd się wzięła.

Z zamyślenia wyrwała ją o dziwo cisza, która zapadła pomiędzy nimi, a gdy spojrzała na Magnusa, dostrzegła jak przesuwa wzrokiem po jej ciele. Chrząknęła znacząco, a gdy usłyszała jego pytanie parsknęła śmiechem, który urwał się szybko, pozostawiając po sobie tylko wygięte w rozbawieniu usta, gdy zorientowała się, że on nie żartuje.

- Strażnik przyzwoitości, co? Nie, nie jest mi zimno. W regionie, w którym aktualnie się znajdujemy nawet noce są niezwykle upalne. Ale wiesz, jeśli uważasz mój strój za niezbyt skromny zawsze możesz na mnie nie patrzeć – powiedziała, wciąż się uśmiechając.

- Co do pogody, przekonasz się sam. Chyba że... chyba że wyrzuciło mnie dalej niż myślę – mruknęła bardziej do siebie, rozglądając się znów po polanie, a na końcu zerkając w niebo, na którym ukazywały się powoli pierwsze gwiazdy. Nie wiedziała właściwie gdzie wypluł ją ten portal. Nadal jednak było bardzo ciepło, a powietrze było ciężkie, nieprzerywane najlżejszym podmuchem. Avell nie miała nigdy nic przeciwko spaniu pod gołym niebem, jednak zazwyczaj nie było to aż tak dosłowne. Zazwyczaj zdążyła rozpalić jakieś ognisko, albo zbudować chociaż prowizoryczny szałas. Często też udawało jej się dołączyć do innych podróżujących i wtedy mogła liczyć nawet na namiot. Teraz jednak siedziała na trawie pod gwieździstym już niebem na środku polany z obcym facetem z zanikiem pamięci.

- Hm... chyba powinniśmy przygotować sobie jakiś nocleg – zaproponowała, spoglądając na Magnusa.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Brał pod uwagę możliwość, że Avellana jednak powie mu, że nie będzie musiał oddawać jej pieniędzy za składniki, które na niego zużyła. Dlatego też nie zdziwiło go, gdy usłyszał, iż nie będzie musiał kłopotać się ze spłatą długu. W sumie, może to i dobrze, bo gdyby nie udało mu się znaleźć żadnej pracy, a ich drogi rozeszłyby się, później musiałby zająć się poszukiwaniami kobiety, oczywiście, gdy udałoby mu się już zarobić pieniądze.
         – Dobrze... – odpowiedział po chwili, dając znać, że przyjął sobie do wiadomości, iż nie będzie musiał zajmować sobie głowy tym, aby jak najszybciej znaleźć sobie zajęcie, które sprawi, że w jego kieszeni wyląduje trochę monet. Z drugiej strony, taka praca mogłaby mu się jednak przydać, patrząc na to, że nie ma przy sobie niczego oprócz miecza, a jego nie miał najmniejszego zamiaru sprzedawać. Doszedł do konkretnego wniosku: skoro był wojownikiem i umiał walczyć konkretnym rodzajem oręża, powinno udać mu się zarobić właśnie w ten sposób. Może zaoferuje komuś swoje usługi czy coś… ale to były plany na później, bo aktualnie musiał zregenerować wszystkie rany i odzyskać siły, a także przypomnieć sobie wszystko to, czego zapomniał w wyniku upadku.

Zrozumiałym było, że nie chce mu zdradzić tego, jak dobrze walczy, w końcu mogła nie być pewna jego intencji i mogła cały czas brać pod uwagę to, że jednak ją zaatakuje i będą musieli walczyć. Chociaż wydawało mu się, że jego stwierdzenia były dobre, bo gdyby było inaczej, zawsze mogłaby zaprzeczyć… niekoniecznie słowami.
Czuł na sobie jej wzrok, wiedział, że mu się przygląda. Najbardziej prawdopodobną przyczyną tego było to, że mogła chcieć ocenić jego sprawność bojową, z drugiej strony mogła też chcieć sobie po prostu popatrzeć, jednak wtedy, chyba, nie robiłaby tego tak jawnie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
         – Alarania… Nazwa wydaje mi się znajoma – powiedział po chwili. Jeśli nazwa tej krainy nie była mu obca, musiało to oznaczać, że wcześniej bywał w niej dość regularnie, a nawet jeśli nie, zawsze mógł tu być kilka razy, a przedtem zaczerpnąć informacji na jej temat, dlatego ją kojarzył.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, gdy usłyszał, że kilka lat temu znalazła się w podobnych okolicznościach, co on teraz. Nie było widać po nim, że przejął się informacją o tym, że jego pamięć może nie wrócić. Coś mówiło mu, że nie powinien brać takiej możliwości pod uwagę, a te kilka rzeczy, które sobie przypomniał, były dobrymi argumentami, żeby posłuchać głosu, który mu to podpowiadał.
         – Wiesz… Przypomniałem sobie już kilka rzeczy. Wiem, że to mało i wiele nadal nie pamiętam, jednak wydaje mi się, że po jakimś czasie pamięć wróci mi w pełni – odezwał się, nadal na nią spoglądając, chociaż ciekawość już znikła z jego oczu i zastąpił ją spokój.
         – Tak, to prawda… – zgodził się z nią i nie powiedział nic więcej, chociaż Avell mogło wydawać się, że chciał to zrobić. Malthael przerwał specjalnie, bo już chciał powiedzieć, że on przypomniał sobie swoje imię, jednak przedstawił jej się fałszywym. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nie powinien tego mówić, więc jedynie zgodził się z nią w kwestii, którą poruszyła.

Zdawał sobie sprawę z tego, że jego pytanie może nie brzmieć poważnie, więc nie zdziwił się, gdy usłyszał jej śmiech. Głos kobiety był miły dla ucha, ze śmiechem było podobnie, więc upadły po chwili też się uśmiechał, mimo że taki wyraz twarzy utrzymał się u niego tylko przez chwilę.
         – Oj tam, strażnik przyzwoitości od razu. Nie przeszkadza mi twój strój pod względem wyglądu, a pod względem praktycznym i niskich temperatur. Wiesz, nie zamierzam próbować przekonywać cię do tego, żebyś zmieniła go na coś innego, po prostu chciałem poznać twoją odpowiedź na tamto pytanie – wytłumaczył się krótko po słowach kobiety. Zdawał sobie sprawę, że część jego wypowiedzi, konkretnie ta, w której przyznał, że nie przeszkadza mu jej lekka suknia, mogła zabrzmieć niewłaściwie.

         – Myślę, że to dobry pomysł, chociaż nie wiem, czy będę szczególnie przydatny – powiedział, raz jeszcze rozglądając się wokół. Polanę otaczało dużo drzew i krzewów, a to oznaczało też, że powinno udać się zebrać wystarczającą liczbę suchego drewna na ognisko. Miał nadzieję, że Avellana ma przy sobie coś, czym może stworzyć ogień. Oczywiście, musieli też znaleźć coś, co posłuży za rozpałkę.
         – Spróbuję wstać, rana na boku już mi nie doskwiera, więc może jednak przydam się do czegoś – oznajmił. Po chwili podjął próbę podniesienia się, ostrożnie i powoli. Gdy już ustał na nogach, najpierw zakręciło mu się w głowie, jednak nie upadł ponownie. Stał nadal. W końcu obraz przed jego oczami przestał kołysać się na boki.
         – Dobra… Możemy zacząć zbierać drewno – powiedział do niej tonem głosu, z którego biła pewność siebie. Zdawał sobie sprawę z tego, że przez jakiś czas będzie poruszał się bez górnej części odzieży, a aktualnie gałęzie mogą pokaleczyć jego klatkę piersiową i plecy, jednak właściwości regeneracyjne jego ciała będą leczyć te drobne obrażenia od razu. Upadły anioł ruszył w stronę najbliższych zarośli, po chwili przekraczając linię drzew oddzielającą polanę od niewielkiego lasu, który ją otaczał.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Przyglądała mu się uważnie, gdy mówił. Nie znała go i właściwie wszystkie jego gesty i mimika mogły być szczere, jednak z przyzwyczajenia wolała je rejestrować, na ewentualny późniejszy użytek. Skinęła lekko głową, gdy powiedział, że zaczyna już teraz przypominać sobie pewne rzeczy.

- Skoro tak, to raczej nie grozi ci to co mi się przytrafiło – stwierdziła obojętnym tonem. Ani mu tego nie zazdrościła, ani jakoś się specjalnie nie cieszyła. Chociaż nie mogła powiedzieć, że nie przeszkadzało jej to, że nie pamięta niemal całego swojego życia, to po prostu zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Zostało jej nadane nowe imię, niektóre umiejętności pozostały, inne zdobyła na nowo, a nie wiedziała nawet jakie utraciła. Z drugiej jednak strony podświadomie czuła jakąś pustkę, która nie dawała jej spokoju i Avell była przekonana, że nie chodzi tu o jej prawdziwe imię czy wiedzę na temat własnych ulubionych potraw. Czegoś jej po prostu brakowało, a ze względu na to, że sama nie wiedziała czego i wiedziała, jakby to zabrzmiało, gdyby mówiła to na głos, po prostu starała się o tym nie myśleć. Liczyła po prostu, że pewnego dnia albo obudzi się nagle z idealnie uzupełnionymi wszystkimi lukami w pamięci, albo chociaż znajdzie sposób na żmudne ich wypełnianie. Nie było jednak sensu udawać, że wszystko jest w porządku. Czegoś szukała, a co to było? Okaże się, jak już to znajdzie.

Widząc jego uśmiech dotarło do niej jak bardzo ten przyjemny grymas na ludzkich twarzach jest zaraźliwy i sama znów wygięła kąciki ust ku górze.

- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć, troszkę się nabijałam – przyznała się wesoło, po czym wstała i otrzepała suknię z resztek trawy, zarzucając sobie potem torbę na ramię.

Spojrzała ponownie na mężczyznę akurat w momencie, gdy się zachwiał i podeszła do niego szybko, przytrzymując go lekko pod ramię. To był zupełnie podświadomy odruch, bo gdyby anioł miał zwalić się na ziemię to i tak by go nie podtrzymała, tylko pewnie wywaliła się razem z nim. Teraz jednak Magnus szybko odzyskał równowagę, a Avellana zaraz później puściła go i cofnęła się o krok, zerkając na niego z powątpiewaniem.

- Taak, wiesz, bez obrazy, wyglądasz na niezwykle silnego faceta, nie będę zaprzeczać, ale może odpuść sobie teraz, co? Ja nazbieram trochę chrustu, poradzę sobie. Usiądź i odpocznij, jak rozpalimy ogień to zrobię ci jeszcze napar wzmacniający i powiesz mi trochę o tej twojej regeneracji tajemniczej. – Łypnęła na niego z lekkim uśmiechem. – Tak, widziałam jak się sam uleczasz i chcę wiedzieć jakim cudem, będę cię męczyć tak długo, aż mi nie powiesz, więc już lepiej pracuj nad odpowiedzią – zakończyła wywód z szerszym uśmiechem, po czym nie czekając na jego odpowiedź skierowała się w stronę granicy lasu.

Nie miała zamiaru rozbijać się ani na środku polany ani w samym lesie, ale właśnie taka jego granica była idealna. Zrzuciła torbę z ramienia pod jednym z wyższych drzew i zostawiła ją pod jego pniem. Ziemia nie była tu już tak mocno zarośnięta trawą, więc łatwo będzie zrobić miejsce na palenisko, ale to już zostawiła Magnusowi. Nie przejmując się zupełnie nagimi ramionami i odsłoniętymi częściowo nogami wkroczyła w gęsty las w poszukiwaniu chrustu.

Nie musiała oddalać się specjalnie daleko. W momencie przekroczenia linii drzew zaczynał się bór tak gęsty, że ciężko było o jakąkolwiek ścieżkę nie prowadzącą na przełaj przez krzaki. Avellana bardzo szybko wróciła więc z naręczem mniejszych i większych gałęzi, które chociaż lekkie, zajmowały dużo miejsca i musiała obejmować je dwoma rękoma. Odłożyła chrust przy miejscu, które wybrała na odpowiednie na nocleg i spojrzała, czy jej towarzysz zdążył już przyszykować miejsce na palenisko.

Przez chwilę zastanawiała się również nad własnym podejściem do jego osoby. W końcu jak gdyby nigdy nic przeszła do porządku dziennego nad nietypowymi okolicznościami ich spotkania oraz faktem, że jest jej zupełnie obcy, a ona nie widzi problemu w spędzeniu z nim nocy w jednym obozie. Po pierwsze znalazła go nieprzytomnego, całego we krwi i wyraźnych śladach po poważnej potyczce. Czyli miał z kimś na pieńku, co oznaczało, że ona również mogła wpakować się w kłopoty. Ten argument szybko zbiła. Zawsze pomagała ludziom, których spotykała na swojej drodze, a którzy byli w jakiś sposób potrzebujący. O przeszłość pytała często, bo jest ciekawska z natury, lecz nie oceniała. Wyjdzie w praniu. Po drugie był facetem. Niestety te parę lat na dworze hrabiny sprawiło, że zaznajomiła się z pewnymi krzywdzącymi dla tej płci stereotypami, chociaż sama nigdy nie tolerowała instytucji przyzwoitki, uważając ją za przeżytek. Starała się nie być zbyt zarozumiała, ale uważała, że ze swoimi sztyletami jest całkiem bezpieczna, nawet jeśli pozwoli sobie zasnąć przy obcym. Po trzecie mógłby ewentualnie spróbować ją okraść, ale właściwie nie ma z czego, więc na tą kwestię też szybko machnęła ręką.

Generalnie schemat był prosty. Prawdopodobnie ktoś inny na jej miejscu miałby pewnie obiekcje co do nowego towarzysza, być może nawet do podróży, jednak ona w tej chwili nie zaprzątała sobie tym myśli. Co ma być to będzie. Facet nie zrobił nic, żeby traktować go z podejrzliwością, wręcz przeciwnie, był ranny i w potrzebie. Dziewczyna wstawiła kubek na prowizoryczne palenisko, wlała tam resztę wody z bukłaka i wsypała trochę ziółek ze swoich zapasów, mieszając różne razem i mrucząc coś do siebie pod nosem. Szybko zdała jednak sobie sprawę z tego, że może wyglądać trochę wiedźmowato, więc spojrzała kontrolnie na mężczyznę i umilkła, zamykając swoją torbę.

- No to jak to jest z tą regeneracją? – zapytała, siadając na trawie i opierając się na ręce.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

        – Tak… Też tak sądzę – odpowiedział po chwili. Później zaczął zastanawiać się nawet czy istniałby jakiś sposób, rytuał lub cokolwiek, co mogłoby pomóc Avellanie odzyskać utracone wspomnienia, o ile byłoby to w ogóle możliwe. Dość szybko stwierdził, że na pewno musiałoby się to odbyć przy angażowaniu w to magii… A może ona sama została wystawiona na działanie jakiegoś zaklęcia czy czegoś podobnego, co miało sprawić, że w jej umyśle powstałaby „blokada” albo, co brzmi lepiej, „ściana”, za którą ukryte byłyby wspomnienia z życia, którego nie pamięta. Postanowił, że później zapyta ją o to, czy kiedyś próbowała znaleźć sposób na odzyskanie tego, czego nie pamiętała.

         – Może i tak, jednak wolałem to zrobić – powiedział to, gdy niewielki uśmiech nadal zajmował miejsce na jego twarzy i nie został stamtąd zepchnięty przez coś innego. Właśnie przez to zdanie miało łagodniejszy wydźwięk, niż miałoby wtedy, gdyby powiedział je ze swoją „standardową” miną.
W myślach uznał, że Avell niepotrzebnie do niego podeszła, gdy zachwiał się krótką chwilę po tym, jak wstał i spróbował ustać na nogach. Głównym powodem, dlaczego tak uważał, było to, że gdyby jednak stracił równowagę, ona upadłaby na trawę razem z nim, bo zwyczajnie pociągnąłby ją w dół razem ze sobą. Co prawda, prawdopodobnie, wylądowałaby na nim i najpewniej nie przeszkadzałoby mu to, jednak ostatecznie, wolał się nie wywrócić i dlatego uwziął się i udało mu się utrzymać równowagę.
         – Nie – zaprzeczył krótko. Nie oznaczało to oczywiście, że ten jeden wyraz to wszystko, co ma teraz do powiedzenia.
         – Odpocząłem już i, jak widzisz, jestem w stanie ustać na nogach. Zbierając gałęzie na ognisko, przy okazji, przejdę się i rozprostuję nogi – dodał, co mógł w sumie też zrobić od razu po tym, jak powiedział jej stanowcze „nie”.
         – Tylko, że zdajesz sobie sprawę z tego, że niewiele pamiętam, prawda? Nie powiem ci, jak dokładnie działają zdolności regeneracyjne mojego ciała. Znaczy… jakoś podświadomie to wiem, jednak możliwe, że w mojej odpowiedzi nie będzie za wiele informacji – uprzedził ją. Do tematu wrócą niedługo, bo najpierw muszą zająć się zabraniem materiałów na ognisko i rozpaleniem go.

Przez dłuższą chwilę mógł pobyć sam i przemyśleć swoje położenie. Cóż… prędzej czy później i tak, w końcu, ocknąłby się i zrozumiał, że nic nie pamięta. Wtedy byłby sam, tymczasem jakiś portal wyrzucił tutaj kobietę, która nie miała wobec niego złych zamiarów. Wydawało mu się, że gdyby takie miała, nie zajęłaby się nim. Oczywiście, zawsze mogła wszystko udawać i pokazać swą prawdziwą naturę w momencie, w którym uśpi jego czujność, jednak Malthaelowi taka możliwość wydała się najmniej prawdopodobna. Zresztą… jego czujności chyba nie dało się uśpić, bo sam spostrzegł, że, gdy jego siły zaczęły wracać, on stał się bardziej świadom swojego położenia i przez to cały czas miał się na baczności, jakby obawiał się, że w każdym momencie może go ktoś zaatakować. Ciekawe dlaczego? Na pewno w jego życiu musiało stać się coś, co sprawiło, że zachowywał się właśnie tak, jednak upadły nie pamiętał tego wydarzenia lub serii wydarzeń.
Były anioł światłości chodził więc po niewielkim lesie i zbierał drewno na ognisko, przy którym niedługo usiądzie razem z osobą, którą poznał dzisiaj. Poczuł, jak gałęzie drzew i krzewów ranią go kilkukrotnie w klatkę piersiową, jednak rany powstałe w wyniku tych obrażeń goiły się niemalże od razu. Nazbierał sporo drewna. Wrócił na polanę i odłożył je w wyznaczone miejsce. Wyglądało na to, że musi zająć się stworzeniem miejsca na ognisko. Złapał jedną z grubszych gałęzi i wykopał nią niewielki dół, wokół którego wyorał też okrąg ziemi. Całość zajęła mu chwilę, a anioł miał wrażenie, że działa zupełnie instynktownie. Na sam koniec wrzucił chrust do dołka, który wykopał. Reszta, czyli rozpalenie ogniska, została dla Avellany, gdyż on nie miał przy sobie nic, co mogłoby wzniecić ogień.

Usiadł po jednej stronie ogniska, tak żeby siedzieć naprzeciw niej. W sumie, dobrze, że zabrali się za to wszystko wcześniej, a nie teraz, bo zaczęło robić się ciemno i zimno. Noc, chyba, zapowiadała się na zimną… oby nie padało. W milczeniu przyglądał się temu, co robi kobieta.
         – No tak, mieliśmy do tego wrócić, jak już zajmiemy się ogniskiem – odezwał się krótko po tym, jak pytanie padło z jej ust.
         – Wydaje mi się, że moje ciało ma tę zdolność od zawsze, czyli możliwe, że regenerację posiadałem już jako anioł. Nie wiem, czy działała tak samo jak ta teraźniejsza, czy może była wolniejsza albo jeszcze szybsza. Nie kontroluję tej zdolności… moje ciało zdaje się wiedzieć, jaki uraz wyleczyć najpierw, a jaki zostawić na później, bo nie zagraża on tak bardzo mojemu życiu. Wydaje mi się, że jest to jakaś magiczna właściwość mojej krwi, jednak działa ona tak wyłącznie w moim ciele… a to oznacza, że jakby podać ją komuś innemu, nie będzie już miała takich właściwości – odpowiedział, najlepiej jak umiał. Miał wrażenie, że gdyby pamiętał wszystko o sobie, mógłby powiedzieć jej więcej na ten temat.

         – Chciałbym powiedzieć ci więcej… – dodał tylko, chociaż brzmiało to jakby przerwał mówienie w środku zdania. Rzeczywiście tak było, bo Malthael nagle złapał się za głowę i zacisnął zęby, żeby stłumić krzyk bólu. Gdy podniósł wzrok na Avellanę, jego źrenice, które powinny być czarne, miały kolor fioletu. Sam anioł zdawał się patrzeć gdzieś za nią, a nie na nią.
Coś dziwnego stało się z jego wzrokiem. Niby nadal widział normalnie, jednak wokół towarzyszki dostrzegł dziwną poświatę, jakby jakąś aurę czy coś. W dodatku zobaczył, że z jej pleców wyrastają szare skrzydła. Nie mogła ich nagle przyzwać, a gdyby ich nie ukrywała, przecież już wcześniej by je zobaczył. Poza tym… ludzie nie mają skrzydeł, a to musiało oznaczać, że dziewczyna nie jest tym, za kogo się podaje, przynajmniej w przypadku jej rasy. A może… może ona tego nie pamięta? Nie pamięta, że ma skrzydła? Mal dostrzegł fragment miecza i wokół broni także dostrzegł dziwną poświatę, jednak ona wydawała się inna niż ta otaczająca ciało Avellany. Upadły zamrugał szybko, a jego źrenice wróciły do normalności. Ponownie złapał się za głowę.
         – Ty… masz skrzydła… Są szare. Przed chwilą je widziałem. Widziałem, jak wyrastają z twoich pleców… – powiedział do niej, spoglądając prosto w jej oczy. Nie kłamał, co mogła usłyszeć w jego szczerym tonie głosu, a także zobaczyć w oczach.
         – Nie wiem, co się stało, ale przez chwilę widziałem dziwną poświatę wokół ciebie i tego miecza wbitego w ziemię… No i te skrzydła… – dodał po chwili, już z opuszczoną głową. Dziwnie się czuł, jakby przed chwilą naraził swoje ciało na wysiłek fizyczny skutkujący odczuwaniem wyczerpania.
         – Co się ze mną dzieje…? – zapytał, jednak brzmiało to tak, jakby kierował to pytanie do samego siebie. Nadal miał opuszczoną głowę i trzymał się za nią rękoma.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Avellana w milczeniu słuchała opowieści Magnusa. W tym czasie wyjęła z torby mały komplet krzesiwa, mechanicznymi ruchami zaczęła nimi o siebie uderzać i już po chwili z kamieni strzeliły iskry. Kilka z nich spadło na ziemię, gasnąc zaraz, lecz kilka wylądowało na kupce suchej trawy i liści, które dziewczyna poupychała między chrustem. Podpałka zajęła się szybko, obejmując powoli gałęzie i już po chwili między nowymi znajomymi trzaskał cichutko ogień. Avell poprawiła kubek na palenisku, by nie spalił się za bardzo i przeniosła spojrzenie na Magnusa.

Wbrew temu, przed czym wcześniej ją ostrzegał, jego odpowiedź wydała się dziewczynie dość obszerna, chociaż bynajmniej nie satysfakcjonująca. Aczkolwiek akurat ją ciężko było zadowolić, jeśli chodzi o ilość informacji, zawsze jej było mało. Czasem kiwała lekko głową, jakby zgadzała się z opisanymi przez niego cechami, a czasem przekrzywiała delikatnie głowę, jak gdyby uważała inaczej, lecz nie chciała mu przerywać. Pasował jej schemat, że jako anioł miał większe zdolności regeneracji, natomiast nie była pewna co do tego, że organizm sam wiedział, co uleczyć najpierw. Z jednej strony taka deskrypcja tej cechy zdawała się na miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że anioł mógł czasem ulec wypadkowi podczas bitwy i stracić przytomność, nie kontrolując wówczas swojej zdolności. Z drugiej jednak strony dokładnie to miało miejsce dzisiaj, w przypadku Magnusa, a mimo to widziała, że jego organizm zajął się najpierw bardziej powierzchownymi ranami, a dopiero później zabrał się do ziejącej dziury w boku. Możliwości były więc dwie. Albo ciało leczyło się na chybił trafił, albo na początku miało siły jedynie na drobniejsze rany. Będzie to jeszcze musiała poddać analizie.

Co do tego, czy właściwość ta działa tylko na niego... zerknęła na niego uważnie, zastanawiając się, czy było to dobrze zakamuflowane ostrzeżenie, czy też była po prostu nieco przewrażliwiona. W końcu nie mógł wiedzieć, że oceniała jego zdolności regeneracyjne pod kątem ich odtworzenia. Tak więc możliwe, że była to informacja, którą przechowywała jego podświadomość niezależnie od chwilowej lub długotrwałej utraty pamięci.

Avellana miała przez chwilę spuszczony wzrok na ognisko, gdy słuchała Magnusa, i podniosła spojrzenie dopiero, gdy urwał zdanie w pół słowa. Widząc, jak jego twarz wykrzywia się w grymasie bólu, odruchowo pochyliła się w jego stronę, wyciągając do niego rękę, lecz nie zdążyła się odezwać, gdy upadły podniósł na nią spojrzenie, a ona cofnęła się nagle. Fioletowe oczy anioła zdawały się przeszywać ją na wylot, a ona chociaż chciała mu jakoś pomóc, nie mogła się przemóc, by podejść bliżej, a jej dłoń odruchowo powędrowała w stronę uda i przypasanego doń sztyletu. Widziała, jak jej się przygląda, jakby pierwszy raz ją zobaczył, i nie podobało jej się ani to przeszywające spojrzenie, ani nietypowe zachowanie, a już na pewno nie ta zmiana koloru tęczówek. Dostrzegła również, że jego wzrok sięgnął ku broni wciąż wbitej w ziemię i oparła dłoń na swoim sztylecie. Gdy anioł znów zamrugał, jego oczy ponownie zyskały swój dawny czarny kolor, lecz Avellana nie rozluźniła się wcale. Nie wiedziała zupełnie, co się przed chwilą stało i dopóki się nie dowie, będzie prawdopodobnie wciąż w trybie bojowym. Tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie usłyszała słów jakie padły z jego ust.

- Słucham? – mruknęła, mając wrażenie, że się przesłyszała. Jednak, gdy anioł kontynuował, westchnęła i zdjęła rękę ze sztyletu, przyglądając się mężczyźnie z wyraźną troską.

- Nie mam skrzydeł – powiedziała powoli, jakby tłumaczyła coś dziecku, mimo że wcale nie chciała zabrzmieć protekcjonalnie.

- Masz omamy. Właściwie nie powinno mnie to dziwić, musiałeś porządnie oberwać w głowę. Coś takiego nie może przejść bez echa, nawet jeśli posiadasz magiczne zdolności regeneracji – uśmiechnęła się do niego słabo i przysunęła się ostrożnie, jakby nie chcąc go spłoszyć. Może i był wielkim facetem, ale w tej chwili zdawał się jej na tyle bezradny, że niemal pogłaskała go po głowie. Powstrzymała się jednak, zakładając, że może to zostać źle odebrane. Zamiast tego przyglądała się chwilę jego włosom, splecionym na sposób, którego jeszcze nie widziała, po czym sięgnęła ostrożnie po kubek z parującym naparem, podając go Magnusowi.

- Masz, napij się, będzie ci lepiej. Obiecuję – dodała już z uśmiechem i podsunęła mu napój.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Obserwował ją, gdy opowiadał o swojej regeneracji. Wiedział, że go słucha, bo widział mimikę jej twarzy i gesty, które wykonywała. Upadły anioł był niemalże pewien tego, że jego odpowiedź byłaby dłuższa i bardziej satysfakcjonująca, gdyby nie stracił pamięci. Co prawda powoli przypominał sobie różne rzeczy, jednak działo się to dość chaotycznie, nawet on sam nie potrafiłby przewidzieć, kiedy mniej więcej pojawi się kolejne wspomnienie. Oczywiście, wcześniej udało mu się wywołać to, że przypomniał sobie swoje imię, a także różnicę między aniołami światłości, a ich upadłymi pobratymcami, jednak nie mogło to działać przez cały czas. Co więcej, Malthael podejrzewał, że miał szczęście, gdy skupił się na przypomnieniu sobie czegoś i to rzeczywiście zadziałało. Nie miał argumentów, które by to poparły, jednak właśnie tak mu się wydawało, tak podpowiadało mu przeczucie.
Gdy już skończył mówić, zdał sobie sprawę, że dzisiaj zdarzyło się coś, co mogłoby zaprzeczyć pewnej części tego, co powiedział. Chodzi o sytuację, w której jego ciało najpierw zregenerowało drobniejsze rany, a dopiero później zajęło się tą większą na boku. Większa, pojedyncza rana była groźniejsza, bo, dodatkowo krwawiła, więc jego ciało powinno najpierw zająć się nią. Może tylko wydawało mu się, że rany regenerują się wedle jakiegoś wzorca czy coś… a tak naprawdę działo się to całkowicie losowo. Nie chciał się ranić, żeby sprawdzić swoją teorię, jednak w tym samym czasie przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Postanowił, że jeśli zostanie ranny w walce lub w inny sposób, spróbuje pomyśleć o konkretnej ranie i sprawdzić, czy uda mu się przekierować zdolności regeneracyjne na uraz, o którym pomyślał. Zdawał sobie sprawę, że to może się nie udać, jednak i tak postanowił, że spróbuje.

Potem stało się coś dziwnego. Zaczął widzieć rzeczy, których normalnie nie widział i nie miał pojęcia, co mogło wywołać taką… zmianę w jego postrzeganiu. Znaczy, był pewien, że za takim czymś stoi magia. Magia, którą na pewno miał w sobie. Jednak nie widział, co spowodowało, że w jakiś sposób dostała się ona do jego oczu i sprawiła, że zaczął dostrzegać magiczne rzeczy. To wszystko trwało zaledwie chwilę, jednak wydawało mu się, że „magiczny wzrok” utrzymywał się o wiele dłużej.
         – Masz. Widziałem je – odparł stanowczo. Był pewien tego, co mówi. Zresztą, dało się to usłyszeć w tonie jego głosu.
         – To, że normalnie ich nie widać, nie znaczy, że ich tam nie ma… Wiem, co widziałem – dodał, nadal mówiąc stanowczym głosem. Nie chciał, żeby pomyślała, że to, co mówi, może mieć związek z jego stanem zdrowia, który i tak się poprawiał. Niestety, Avellana pomyślała tak, jak nie chciał, żeby pomyślała. Usłyszał to w słowach, które padły z jej ust.
         – To nie były omamy – odpowiedział. Widział jej uśmiech, jednak jego usta pozostały na swoim miejscu i nie wykrzywiły się w górę.

Przyjął od niej naczynie z wywarem, który przygotowała. Kiwnął tylko głową. Najpierw powąchał go, dopiero później napił się ostrożnie, nie tylko dlatego, że napój był dość gorący.
         – Może twoje skrzydła zostały w jakiś sposób ukryte, a to, że straciłaś wcześniej pamięć, sprawiło, że nie pamiętasz tego, że nadal tam są, tylko że niewidoczne? Przez możesz nie pamiętać też, dlaczego ktoś sprawił, że są one ukryte… – powiedział, krótką chwilę po tym, jak przestał pić. Był przekonany o tym, że Avellana ma skrzydła, w końcu je widział. Ciekawe, czy istniał sposób, żeby ona mogła spojrzeć jego oczami, gdy przestawione są one na „magiczne widzenie”? Wtedy, może, zobaczyłaby, że z jej pleców także wyrastają skrzydła i nie jest ona człowiekiem, a także uwierzyłaby w to, co mówi. Znowu pojawiło się znajome mu już przeczucie, jednak tym razem podpowiadało, że nie istnieje taki sposób. Mal postanowił w to nie wierzyć, bo może ktoś go zna, a to, że on mógł go nie znaleźć albo o nim nie pamiętać, nie oznacza, że odszukanie go spełznie na niczym.
         – Pewnie i tak nadal mi nie wierzysz… Nie mam pewności, czy w tej kwestii, kiedykolwiek mi uwierzysz, jednak ja wiem, co widziałem i wiem, że nie jesteś człowiekiem, mimo że tak ci się wydaje – powiedział, patrząc jej w oczy. Jego głos znowu był stanowczy. Może przynajmniej zrozumie, że to, o czym mówi, nie było omamami wzrokowymi i naprawdę to widział.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Milczała przez dłuższą chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć i jedynie przyglądając się mężczyźnie skonsternowana.

- Magnus, nie zrozum mnie źle, nie chciałam cię urazić. Ale sam chyba rozumiesz... wiem jakiej jestem rasy.

Potarła czoło w zamyśleniu próbując znaleźć odpowiednie słowa na to, co chce powiedzieć. O dziwo, najprostsze rzeczy zawsze tłumaczy się najtrudniej. Oczywiście, była ogromna część jej życia, której nie znała i prawdopodobnie posiadała nawet jakieś umiejętności, o których teraz nie wie, a nie miała okazji ich spróbować, by dowiedzieć się, że jednak sobie z nimi radzi. Jednak rasa? To tak jakby nie wiedziała jakiej jest płci. Słyszała w jego głosie, jak święcie jest przekonany o tym co widział, ale ona chyba też miała coś do powiedzenia prawda? Zwłaszcza, gdy ktoś usiłował wmówić jej, że ma skrzydła. Przecież to śmieszne… Widziała jednak, że poczuł się urażony jej reakcją, więc tym razem zachowała powagę i postanowiła odwołać się do racjonalnych argumentów.

- Zobacz. – Odwróciła się do niego lekko plecami i sięgnęła za siebie rękoma na ukos, jedną od góry, drugą od dołu, tak że splotła je razem między łopatkami, po czym pomachała nimi trochę. Czuła się nieco głupio, ale sytuację należało wyjaśnić.

- Przecież nawet gdybym miała skrzydła, a byłyby niewidoczne, to chyba nie mogłabym tak zrobić prawda? Twoje wyrastają z pleców, przecież czułabym gdybym miała tam coś takiego.

Zerknęła na niego i powróciła do swojej normalnej pozycji. Nie dodała, że miała okazję obejrzeć sobie jego skrzydła i że absolutnie fascynowała ją ich anatomia. Matko, przecież gdyby zapytała, czy może je sobie podotykać wziąłby ją za jakąś nawiedzoną. Może kiedyś będzie okazja. A jeśli nie to koniecznie musi znaleźć anioła! W końcu były ogromne, a teraz ich nie było wcale widać. Zdała sobie jednocześnie sprawę, że w myślach obaliła własny argument, bo przecież, gdy przewracała upadłego na plecy, skrzydła się schowały do tego stopnia, że w ogóle zniknęły. Na pewno jej to wytknie. Ale w takim razie jak działają? Magicznie przyczepione, jak na klej? Czy Powiązane z kręgosłupem, albo łopatkami? Teraz, gdy jej ciekawość została rozbudzona, bardzo ciężko będzie jej przejść nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza, że skrzydła mężczyzny w ogóle teraz zniknęły. Ech. Miała chyba teraz minę jak dziecko, któremu powiedziano, że nie zasłużyło na prezent. Czas wrócić do kwestii bieżących. O, na przykład jej rasy.

- Takie rzeczy jak to, czy jest się człowiekiem, czy aniołem chyba się wie, prawda? Może i straciłam pamięć, ale wymazany z umysłu mam jedynie swój nastoletni okres. Przez ostatnie kilka lat nie wydarzyło się nic, co wzbudziłoby moją wątpliwość – powiedziała, patrząc w ziemię.

Nie do końca było to prawdą. Zastanawiała się bowiem, czy to normalne u ludzi, że potrafią czasem sprawić, że coś się dzieje. Nie nazwałaby tego magią, w końcu nie umiała tym władać na życzenie. Ale czasami udało jej się... coś zrobić. Przypomniała sobie jak wiele razy jej zioła leczyły choroby, z którymi nie mogły poradzić sobie inne zielarki, zarzekając się jednak, że stosowały dokładnie ten sam specyfik. Avellana wówczas zazwyczaj wzruszała ramionami i zwalała „winę” na dawkowanie, ale wiedziała, że chodzi o coś więcej. Czuła energię, która wtedy z niej opadała, powodując nagłe zmęczenie u dziewczyny, a widoczną poprawę zdrowia u pacjenta. Nie wiedziała jednak, czy powinna zdradzać takie informacje nowo poznanej osobie, zwłaszcza że nie wiedziała na ile popularne w tej krainie jest posługiwanie się magią.

Uśmiech na jej twarz przywołało znów dopiero podejrzliwe spojrzenie, jakie Magnus posłał w kierunku naparu.

- Nie otruję cię przecież, po co bym cię wcześniej opatrywała? Nie żeby to się w ogóle przydało. – Wzruszyła ramionami i z zadowoleniem spostrzegła, że jednak się skusił na ziółka. I dobrze. Szybko pójdzie spać.

Złapała jeden z kijków leżących na stosiku opału, i trąciła nim płonące drewno, sprawiając że ognisko wypluło z siebie snop iskier, które wzleciały zaraz w powietrze. Śledziła je chwilę wzrokiem, po czym drgnęła wystraszona, gdy w lesie za nią coś zaszeleściło mocno. Po chwili jednak z koron drzew wzbił się zabłąkany nietoperz, odlatując gdzieś zaraz, a ona uśmiechnęła się pod nosem na własną reakcję.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości