Równiny Andurii[Równiny] Proza życia codziennego, chciałoby się rzec...

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Meira
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meira »

        Meirę ogromnie ucieszył fakt, iż nie uraziła dziewczyny swoimi pytaniami. W końcu oznaczało to, że rozmowa się nie urwie i będzie mogła popytać ją o znacznie więcej. Odpowiedź Tayi pobudziła bowiem ciekawość młodej wiedźmy, chodź i nieco ją speszyła.
        - To wyjaśniałoby wiele rzeczy, chociaż... gdyby nie to, kim jestem, nie uwierzyłabym w to, co właśnie usłyszałam – odpowiedziała jej, uśmiechając się przyjaźnie, ale zaraz opuściła głowę ze zrezygnowaniem. - Czuje się jak dziecko... czemu zawsze muszę być tą najmłodszą? – mruknęła zrezygnowana, bardziej do siebie niż do swojej rozmówczyni, a później zachichotała, uznając to najwyraźniej za nieco zabawne.

        Pomimo burczenia, jakie wydał z siebie jej brzuch, gdy Meira zebrała się do zadania kolejnego pytania, przerwał jej krzyk. O całkiem znajomym tonie, można by powiedzieć. Dziewczyna przekrzywiła nieco głowę, zastanawiając się cóż mogło tak zdenerwować Emireya. Oczywiście wyczuła już wcześniej obecność dwóch innych postaci i nawet skojarzyła ich aury. Jeśli się nie myliła, to osoby te kręciły się po okolicy, w której poznała upadłego i jego przybraną córkę już wcześniej. Jednak byli to zwykli ludzie i nie zainteresowali jej tak, jak to zrobiła dwójka podróżników z traktu. Tak też, póki nie zawitali na jej małe wzgórze, nie zamierzała sama się do nich zbliżać, uznając, że jeśli będą mieć sprawę do niej, to sami przybędą. Jednak najwyraźniej to nie jej poszukiwali na tamtych terenach. Starszy mężczyzna, który wypadł z kuchni, był wściekły i Meira to czuła, ale wiedziała, że bardziej niż na swego rozmówcę, jest zły na siebie samego. Nie mogła się jednak nad tym dłużej zastanowić, gdyż Taya została potrącona i młoda wiedźma zachwiała się razem z nią, niechcący opierając się o młodzika, który wymijał je zaraz za swym przełożonym. Z ciekawości co do celu ich szwendania się po poniekąd jej ziemi, postanowiła zaryzykować, otwierając się na wizje dotyczące młodego mężczyzny. Wtedy też młodzieniec zmarszczył brwi i potrząsnął głową, jakby coś mu się przewidziało, po czym, gdy tylko młódka wydawała się już stać stabilnie, niepewnie skinął im głową i podążył pośpiesznie śladem wściekłego starca. Wszystko trwało zaledwie króciutką chwilę, ale Meira została w bezruchu nieco dłużej, trochę pobladła. Zaraz jednak uśmiechnęła się ponownie, gdy usłyszała Emireya i zrozumiała, co właśnie wyprawia jej gadzi przyjaciel.
        - A to niewdzięczny łasuch! - zażartowała, uśmiechając się w stronę upadłego, jak gdyby nigdy nic. W duchu już jednak przygotowywała się na wspomnianą przez Tayę reprymendę. Smoczek wystawił łeb zza głowy Emireya i zaskrzeczał z zadowolenia, po czym zeskoczył, chwilę później zajmując to samo miejsce u boku Meiry, która z czułością pstryknęła go w niewielki pysk. - Jeszcze trochę, a będziesz tak tłusty, że nawet nie podskoczysz...

        Meira zaczekała chwilę, aż mężczyzna zwróci na nie uwagę i gdy tylko poczuła, że tak się stało, gdyż jego emocje znowu zawrzały, wyprzedziła go, odzywając się jako pierwsza. Była przy tym wyraźnie skruszona, pomimo zapewnień młodej smoczycy, że wcale nie musi się tym wszystkim tak bardzo przejmować.
        - Przepraszam, to moja wina, że to się tak potoczyło. Zatrzymałam was w podróży na... tydzień – zawahała się. - Chce się jakoś odwdzięczyć za opiekę... Nie wiem co prawda jak, ale jeśli kogoś lub czegoś poszukujecie, mogę dać wam jakąś wskazówkę. Wieśniacy zwykle omijają moje wzgórze, ale tych, którzy szukają odpowiedzi, często tam witam... - Zacisnęła usta w cienką linię, czekając na jego odpowiedź i wciąż trzymając dłoń na brzuchu. Po tym wszystkim nie miała śmiałości, by prosić jeszcze o coś do jedzenia. Jednocześnie Taya mogła odczuć, że Meira coraz bardziej polegała na jej podtrzymywaniu, bądź co bądź była jeszcze osłabiona po długim śnie, a więc nawet taki krótki spacer był męczący.
        - Um... czy któreś z was mogłoby mi wyjaśnić, co się właściwie wydarzyło tamtego dnia? Gdzie dokładnie jesteśmy? - zwróciła się do nich obojga, brzmiąc znacznie bardziej nieśmiało. Mimo że czuła, jak nogi powoli znów odmawiają jej posłuszeństwa, wciąż próbowała grać twardą. Ciężko jej było znieść myśl, iż miałaby być zależną od drugiej osoby, nie móc się nigdzie bez kogoś ruszyć. - Czego chciała tamta dwójka?
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Pierzasty wydawał się bardzo zaskoczony. Obecność młódki przypomniała mu o zachowaniu mieszkańców wioski, niektórzy nawet chcieli ją spalić na stosie. Wrzały w nim emocje, bo nie rozumiał jak można pożądać śmierci nieprzytomnej istoty. To było poniżające i haniebne.
„Wiedźma, huh…” - lustrował ją wzrokiem, jakby szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. Kobieta jednak go wyprzedziła, najwidoczniej chcąc się jakoś odwdzięczyć.
- Oddasz mi się parę razy w nocy i nic więcej robić nie musisz – ton jego głosu był poważny i ciężko było odróżnić czy sobie właśnie żartował, czy tego właśnie chciał od niej.
Wewnętrznie czuł swojego rodzaju satysfakcję, bo wiedział, że jest jeszcze niewinna, a może nawet bardziej, co do tego nie był jednak pewny. Pozwolił jej przez dłuższą chwilę bić się z tą myślą. Smoczyca wywróciła oczami, a jej skupiony na nim wzrok był niczym gorejące igły. Zaśmiał się, przerywając ciszę i obserwując dokładnie wyraz twarzy Meiry, reakcję na to całe zajście. Taya zaś nadęła policzki
- Hmpf – wydała z siebie dziwny dźwięk i obróciła się do ojca bokiem.
- Nikt nie jest tu winny. Stało się i tyle. Nikt tego się nie spodziewał. Ani my, ani ty, ani inni. Zapomnijmy o tym, nie lubię rozdrapywać przeszłych zdarzeń – skwitował krótko, skupiając się ponownie na przyrządzaniu strawy, aby napełnić im brzuchy.
Wrzucił pokrojone w kostkę mięsiwo do kociołka, w którym już od dłuższego czasu bulgotała głośno woda. Zaraz po nim do wody wrzucił miseczkę wypełnioną różnymi ziołami i przyprawami, które albo posiadał, albo też zdobył umiejętnie od opornych wieśniaków. Co do ostatniego, nikt nie chciał pomagać wiedźmie. Zostali napiętnowani jako jej pomocnicy, ale nie robiło to na nim wrażenia. Pomagał i ratował kogo chciał. Mieszając zawartość kociołka zmrużył oczy. Przyjemny zapach wypełnił pomieszczenie, pobudzając apetyt nie tylko jemu. Jednak przed jedzeniem chciał coś naprostować.
- Jesteś jednak w małym błędzie mimo wszystko. Nigdy nie robię niczego bezinteresownie. Nie wiem jak mnie widzisz, ale nie jestem dobrym. Nie jestem niczyim aniołem stróżem – jego słowa były chłodne niczym zimna stal, która chciała sięgnąć swego celu.
- Pomogłem tobie, bo wzbudziłaś we mnie zainteresowanie. Byłaś coś warta, aby poświęcić mój czas. Zrobiłem to dla własnej satysfakcji, zadowolenia. Pamiętaj, że mogłem ciebie zabić lub zbezcześcić wedle własnego uznania. Nie miej do mnie dziwnych oczekiwań lub iż jesteś coś mi winna. Taki po prostu miałem kaprys. – Patrzył w kociołek, głęboko wzdychając. Taya się nic nie odezwała, chociaż powinna. Dobrze wiedziała do czego zmierza ojciec. Meira z charakteru i z wyglądu przypominała matkę Tayi. Spuściła głowę, czując iż ojciec próbuje po prostu odepchnąć młodą kobietę na bok. Zawsze zgadzała się ze wszystkim co mówił i nie sprzeciwiała mu się. Jednak teraz nie mogła na to pozwolić.
- Ona to nie moja matka! - krzyknęła ze łzami w oczach, nie przepuszczając przez myśl, aby rozstać się teraz z młódką. Potrzebowała takich znajomości, żyła na tyle długo, aby też coś chcieć od życia. Zapadła niezręczna cisza, kiedy to pierzasty przestał mieszać i patrzył się na Tayę w totalnym szoku. To był pierwszy raz jak podniosła na niego głos, sprzeciwiła mu się otwarcie. Wiedział jedno, musiał wyglądać strasznie głupio.
- Strawa jest gotowa, częstujcie się… ja muszę się przewietrzyć – wymamrotał niewyraźnie, czując jak robi się bledszy niż zazwyczaj i opuścił prędko domostwo. Świadczył o tym wyraźny dźwięk zamykania drzwi.
W pomieszczeniu została tylko rozklejająca się Taya, która próbowała zatrzymać potok łez, przecierając co chwilę oczy, jak i młódka ze smoczkiem. Młoda smoczyca pomogła kobiecie usiąść mimo swojego żałosnego stanu. Zauważyła w końcu jej trudności ze staniem, a nie było to miejsce na zgrywanie teraz twardej.
- Przepraszam, ojciec to kiepski dżentelmen mimo królewskiego pochodzenia – westchnęła ciężko, przecierając zmęczone od płaczu oczu. Przez przypadek również zdradzając rąbek tajemnicy, sama najwidoczniej nie zdając sobie z tego sprawy.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Emma z godziny na godzinę zwalniała tempo marszu. Co ją do diabła podkusiło, żeby zapuszczać się wgłąb lądu? Przez chwilę podróżowała wzdłuż rzeki, a później dała się namówić na podwózkę wozem. Chociaż przemierzyła niepomiernie większą odległość, to znalazła się daleko od rzeki, a od dawna też nie widziała żadnego jeziora. Skrzywiła się nieco, wspominając rozbawione spojrzenie starego woźnicy, gdy mościła się w swojej sukni na wozie z sianem. Warknęła wtedy na niego wściekle - sama potrafiła dostrzec komizm sytuacji. Ale co miała zrobić, uciekała z zamku w popłochu, jakoś nie było czasu pakować toreb. Szpilki dawno już zdjęła i trzymając je za paski bujała nimi w rytm kroków.

Równina była irytująco… równa. Nigdzie nawet większej nierówności, nawet na małych odległościach. Nie chodziło jej o doliny ani wzgórza, lecz o chociaż jedną dziurę w ziemi! Chociaż w sumie, nawet gdyby znalazła jakąś lisią norę i napełniła ją wodą, to jej nie wystarczy. Potrzebowała więcej. A i z samą wodą może być problem. Jakiś czas temu próbowała ją przywołać, lecz nic się nie wydarzyło, nie licząc drobnej rosy, która pojawiła się na trawie. Syrena była zbyt daleko od jakiegoś zbiornika wodnego, a jeszcze nie opanowała żywiołu tak dobrze, by móc wykorzystać wszystkie elementy otoczenia do wyciągnięcia z nich wilgoci.

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy kolejna jej próba stworzenia małego wiru na dłoni zakończyła się w końcu powodzeniem. Dziewczyna jakby uzyskała nowe siły, przyspieszyła kroku i podskakując na zmianę na obu nogach założyła z powrotem szpilki. Westchnęła z ulgą, gdy w końcu dostrzegła w oddali jeziorko. Nie było wielkie, a tym samym na pewno niezbyt głębokie, ale na tą chwilę wystarczało jej w zupełności. Do brzegu niemal podbiegła, po czym weszła do wody, a następnie opadła na nią z ogromną ulgą, niczym w ramiona ukochanego, którego nigdy nie miała.

Gdy tylko tafla wody zamknęła się nad nią, szczupłe nogi zamieniły się w długi ogon, który plusnął głośno i radośnie. Buty i sukienka zniknęły, pozostawiając dziewczynę nagą od pasa w górę. Syrena popłynęła aż do samego dna, czując jak skrzela za jej uszami otwierają się szerzej, filtrując chłodną wodę. Zakręciła się kilkukrotnie wokół własnej osi, czerpiąc radość z kąpieli, nawet w tak niewielkim jeziorku. Gdy wynurzyła się na powierzchnię na jego środku, mogła z łatwością dostrzec źdźbła trawy na każdym z jej brzegów. Z jednej strony do wody wkraczał też stary, chociaż dość urokliwy, drewniany pomost.

Zanurzyła się znów, płynąc wolno pod wodą i rozluźniając spięte mięśnie. Nie myślała zupełnie o dalszej podróży. Nie wiedziała sama gdzie zmierza, dlatego każdy przystanek był na wagę złota, dając jej pretekst do przerwania marszu. Chociaż serce gnało ją ku morzu, ku ojcu, który poszukiwał jej bez wytchnienia, nogi prowadziły w przeciwnym kierunku. Teraz to jednak nieważne. Liczy się tu i teraz, ona i woda! Śmiejąc się na głos wyskoczyła nad powierzchnię sadzawki, zawisając nad jej powierzchnią na chwilę, po czym opadła z powrotem, nurkując.

Kłopoty musnęły ją delikatnie po policzku, po czym przesunęły się po jej szyi i ramionach, oplatając jej plecy. Emma w nerwowym odruchu szarpnęła się, okręcając kilka razy wokół własnej osi, by zobaczyć co takiego krępuje jej ruchy. Po chwili już przeklinała własną głupotę, gdy rybacka sieć zaplątała się w jej płetwę i oplotła ciało. Dziewczyna wywarkując przekleństwa pod nosem szarpała się z liną, lecz ta tylko coraz bardziej owijała się wokół niej, gdy Emma machała ogonem.

- To są chyba jakieś jaja – mruknęła i z trudem podpłynęła do pomostu. Wynurzyła się przy nim i oparła na ramionach o deski, by chociaż na chwilę przestać trzaskać ogonem na boki, gdyż w ten sposób tylko pogarszała swoją sytuację. Od czubka głowy po płetwę była pokryta siecią, która oplotła ją ciasno i ciągnęła na dno. Utonąć nie utonie, ale miotanie się w mule na dnie, cała w sieci, też się specjalnie nie uśmiechało. Przerwała na chwilę próby wyplątania się z tej przeklętej rybackiej pułapki i oparła głowę na rękach, a włosy zasypały jej twarz. Szlag by to.. Podniosła w końcu głowę i trzymając się pomostu wydostała się z trudem na brzeg. Usiadła bokiem na piasku, nadal mając ogon. Nie chciała się przemieniać, gdyż mogłoby się to wiązać z jeszcze większym utknięciem w tej rybackiej pułapce. Poza tym nie chciała zniszczyć sobie sukni. Wypchnęła ręce przed siebie, zaciskając palce na okach sieci, szukając jakiegoś jej końca. Po chwili jednak elastyczne wici przylgnęły ponownie do niej, a dziewczyna jęknęła z rezygnacją.
Awatar użytkownika
Meira
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meira »

        Na twarzy Meiry odmalowywała się pewna determinacja, przez którą co jakiś czas przebijała się odrobina niepewności. Emocje jej rozmówcy ciągle się zmieniały i nie miała pewności, czy zechce jej o wszystkim opowiedzieć. Mimo wszystko wytrwale stała i czekała, aż Emirey się odezwie. Nie mogła się jednak spodziewać tego, jak będą brzmieć jego pierwsze słowa. Zamrugała kilkakrotnie, po czym otworzyła usta, zamknęła je i ponownie otworzyła.
        - W, w nocy? - wymamrotała niedowierzająco i nagle jej twarz zapłonęła czerwienią. Zacisnęła w końcu usta i zmieszana klepnęła się po policzku, próbując sobie wmówić, że się przesłyszała. Smoczek wydał z siebie odgłos zdziwienia, spoglądając to w stronę mężczyzny, to na Meirę. Ta z kolei, gdy zebrała się w sobie by zaprotestować, usłyszała odgłos dezaprobaty ze strony Tayi i zaraz odezwał się jej rozmówca, odbierając jej okazję do zwerbalizowania myśli na temat jego propozycji.

        - Chodzi właśnie o to, że ja powinnam była się tego spodziewać... - odburknęła mu pod nosem, ale bardzo cicho, tak, że pewnie tylko stojąca bliżej Taya była w stanie to usłyszeć. Była zła na siebie, że pozwoliła na to, by stało się coś takiego. Zachowała się niezwykle lekkomyślnie i nie tylko ona na tym ucierpiała. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy upadły nie miał na myśli czegoś więcej, gdy wspomniał o rozdrapywaniu przeszłych zdarzeń. W końcu usłyszała, że żył już bardzo długo. Zaciekawiło ją, jak to jest, wiedzieć, że ma się przed sobą setki lat do przeżycia, czy to nie nużyło? Tak naprawdę teraz, po raz pierwszy miała okazję się o to zapytać, ale postanowiła, że jeszcze zaczeka, bo na jednym pytaniu z pewnością by się nie skończyło. Ciekawiło ją też, jak będzie smakowało jedzenie przyrządzone przez kogoś, kto tyle przeżył. Ciekawe, czy można mieć kilkaset lat i wciąż nie umieć czegoś upichcić? Takie zagwozdki mogły wydawać się trywialne, ale Meira starała się poradzić sobie z całą tą sytuacją najlepiej jak tylko umiała, a takie gdybanie z odniesieniem do znajomych, ludzkich spraw znacząco jej jednak w tym pomagało. Drgnęła, słysząc jego następne słowa. Sprawiły, że na jej twarzy odmalował się smutek, choć wcale nie dlatego, że ją zraniły. Z jakiegoś powodu próbował na siłę ustawić się w pozycji tego złego. Brzmiał tak, jak gdyby zrobił coś złego, za co wciąż się obwiniał i nie potrafił sobie wybaczyć. Meira potrafiła jednak dostrzec i wyczuć więcej. Gdyby odkryła w nim prawdziwą niechęć, odeszłaby zapewne sama, ale teraz nie zamierzała się przejmować. Prawdą było, że mógł postąpić w inny sposób, ale liczyło się to, jakiego wyboru dokonał. Młódka nadęła policzki, by zaraz wydać z siebie protest i wyrzucić wszystkie te myśli. Znów jednak ją wyprzedzono, wprowadzając zamieszanie w jej głowie.

        „Mat...ka?”, powtórzyła w myślach za Tayą, odwracając głowę w jej stronę z nieukrywanym zdziwieniem. Zupełnie nie wiedziała, co dziewczyna miała na myśli, jak to odnieść do rozmowy. Zmarszczyła brwi, niepewnie kierując ślepe spojrzenie na ziemię, jak jej się wydawało. Z jakiegoś powodu poczuła się teraz strasznie głupio. Miała ochotę wyjść i zostawić dwójkę ze sobą, by sobie co nieco wyjaśnili. Mattan trącił ją łbem, jakby sprawdzając, czy wszystko jest z nią w porządku. Czuł, że dziewczyna chciałaby się wycofać, ale nie do końca rozumiał te wszystkie skomplikowane relacje dwunogów, więc jedynie próbował ją pocieszyć na swój sposób, delikatnie ocierając się o jej policzek. Mina Meiry złagodniała pod naporem stworzonka, które dodawało jej odwagi.
        - P-poczekaj – zająknęła się, gdy Emirey je wyminął, ale najwyraźniej nie miał zamiaru się zatrzymywać. Zapewne spróbowałaby go zatrzymać, gdyby nie jej zmęczone ciało, które odmawiało posłuszeństwa. Westchnęła ze zrezygnowaniem. Znów zawaliła. Kiedy Taya podprowadziła ją do stołu, przy którym usiadły, poczuła się tylko gorzej. Słyszała odgłosy, które wskazywały na to, że dziewczyna płacze i Meira czuła, że w pewnym sensie jest to jej wina.
        - Nie przepraszaj, nie mam mu nic za złe... Wszystko w porządku? Wiesz, powiedziałaś matka, a mogłabym być pewnie twoim dzieckiem – odpowiedziała jej. - Wybacz, to nie było zabawne. Nie wiem, jak mam się zachować, to wszystko jest trochę dziw... skomplikowane. Może po prostu zjedzmy?

        Meira poczekała chwilę, aż Taya poda jej przygotowaną przez Emireya strawę. Dawno nie miała w ustach mięsa i jej ślinianki pracowały już od jakiegoś czasu jak szalone. Kiedy jedzenia znalazło się przed nią, przez chwilę jakby próbowała się powstrzymywać, ale później sięgnęła po nie ręką. I tak też dalej jadła, z każdym kolejnym kęsem uzmysławiając sobie, jak bardzo była głodna i coraz mniej przejmując się tym, co sobie w tej chwili myśli Taya. Musiała przyznać, że było to smaczne, choć ona zapewne wszystko, co miałoby w sobie nieco mięsiwa, nazwałaby przepysznym. Co jakiś czas Mattan dostawał parę kęsów, które pochłaniał równie łapczywie co Meira. Dziewczyna w międzyczasie wbrew pozorom nie myślała jedynie o jedzeniu, a o wszystkim tym, co wydarzyło się od jej przebudzenia.
        - Hej... - odezwała się nagle. - Gdybyś wiedziała, że komuś grozi niebezpieczeństwo, co byś zrobiła? - Przez chwilę wyglądała tak, jakby wpatrywała się w trzymany przez siebie kawałek strawy, choć w istocie miała przed oczami zupełnie inne obrazy. Zaraz jednak jakby się ocknęła i ze zmieszaniem obróciła w stronę Tayi. - Nie musisz odpowiadać, to głupie... Może opowiedz coś o was? Powiedziałaś tyle ciekawych rzeczy... Czuje się trochę zagubiona w tym wszystkim. To znaczy, o ile chcesz! Pewnie Emirey byłby zły, jeśli powiedziałabyś zbyt wiele, co?
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Taya siedziała przy stole tuż obok Meiry w milczeniu, powoli wsuwając soczyste kawałki mięsa do ust. Apetyt miała kiepski przez niedawną sprzeczkę, ale była głodna. Widok posilającej się obok dziewczyny również wzmagał jej głód. Miała totalny mętlik w głowie, czując się jak po sporej ilość alkoholu. Nic do niczego nie pasowało, a wręcz się rozsypywało. Próbując przestać się skupiać na negatywnych aspektach sytuacji, skupiła się bardziej na posiłku. W gruncie rzeczy o pustym żołądku nic nie wychodzi, dlatego przez moment udawało się jej nawet zapomnieć o tej całej sytuacji. Jednak podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że to tylko chwilowa ucieczka od skomplikowanej rzeczywistości, która ją otaczała.

Pierwsza milczenie przerwała ludzka kobieta, która wyraźnie była zainteresowana ich dwójką. Spojrzenie smoczycy wędrowało między talerzem ze strawą, a jej osobą przez dłuższy moment. Nie wiedziała jak postąpić w tej sytuacji, ale uznała, że najlepiej wyjaśnić wszystko od zera.
- Myślę, że nie zrozumiałaś, co miałam na myśli – wymamrotała cicho pod nosem, bo temat matki był dla niej dosyć gorzki i smutny. – Dla mojego przybranego ojca, wyglądasz jak jego kochanka, a moja matka. Mojej matki nie ma na tym świecie, od kiedy żyję – ostatnią część wypowiedzi celowo zagmatwała. Nie okłamała Meiry, nie chciała. Jednak bała się przyznać ledwo poznanej osobie, że jest wraz z Emireyem z innego świata, gdzie bogowie kroczyli w sporych ilościach po ziemi.

- Czułam to w jego spojrzeniu, od kiedy pierwszy raz ciebie zobaczył. Zainteresowanie, o którym mówił, brało się głównie z tego, jak uderzająco podobne jesteście. Z wyglądu i charakteru. Myślę, że w żadnym innym wypadku nie narażałby życia, aby stanąć w twojej obronie. Wydaje mi się, że to było na poziomie podświadomości. Nie chciał stracić "ciebie" raz jeszcze, mimo że zdawał sobie, iż ty i ona to dwie różne osoby, ale jednak. Inaczej zostawiłby cię na pastwę losu. – Wzięła głębszy oddech, aby rozluźnić się. - Czasem sama nie wiem co mam o nim myśleć. Czasem jest niesamowicie ciepły i kochający, a wnet chłodny, wyrachowany, wyzuty z wszelkich uczuć. – Nadęła policzki, najwidoczniej zirytowana tym faktem. Biorąc pod uwagę sytuację, ciężko było powiedzieć, że żyła już aż tyle lat, bo zachowywała się jak zwykła młódka.

- Emirey zabijając nie czuje nic. Tak jak ty nic nie czujesz, załatwiając codzienne potrzeby. Dla niego to coś normalnego, naturalnego. Wyobraź sobie żyć setki lat, gdzie większość życia zabijasz i zabijasz. To jak balansowanie między zdrowym rozsądkiem a szaleństwem. Emirey cierpi też na dziwną chorobę. Gdy raz coś zobaczy, nie może tego zapomnieć. Jakbyś ty się czuła, pamiętając każdą walkę, każdy rozlew krwi, gwałcone kobiety, ciała martwych dzieci i twarze tych, których zabiłaś. Ile wytrzymałabyś, nie tracąc zdrowych zmysłów? - Nie było w jej głosie pretensji albo obwiniania młódki. Chciała jej pokazać, że ojciec nie jest kimś, kogo można poznać po paru dniach z nim. Nawet dla niej, po tylu latach, wciąż był wielką tajemnicą.

Gdy Meira się skupiała na tym całym wywodzie, jaki wypowiedziała, Taya powoli odsunęła krzesło i skierowała się za siedzisko młódki. Bez ostrzeżenia przewiesiła się jej przez ramiona, najwidoczniej wybijając ją z rytmu, bo opuściła strawę znowu do miski. Smoczek był równie zmieszany od dłuższego czasu, ale nie czuł negatywnych intencji, więc tylko przekręcił pytająco łeb, spoglądając na scenę rozgrywającą mu się przed ślepiami. Młoda smoczyca w ludzkiej postaci zaśmiała się cicho, obejmując ją ramionami.
- Twoja obecność jest strasznie komfortowa, wiesz? - skwitowała krótko swoje zachowanie, czując się usprawiedliwiona. Zamknęła oczy.
- Coś tobie mówi „Znamię Wygnańca”? Pamiętasz coś, zanim straciłaś przytomność? - Zanurzyła się całkowicie w przyjemnych uczuciach, jakie towarzyszyły jej takowej bliskości z tą ledwo poznaną młódką. Może tego potrzebowała. Kontaktu z kimś innym niż ten głupi, uparty ojciec z perwersyjnym spojrzeniem.

Erremir kichnął i przeszły mu ciarki po plecach, gdy wznosił się jak wielki ptak w powietrzu. „Czemu mam wrażenie, że ktoś o mnie dużo mówi”, pomyślał, kiedy znowu zebrało mu się na porządne kichnięcie. Minął jakiś kwadrans, od kiedy opuścił domostwo, bo był po prostu zmieszany. Potrzebował chwili z dala od dwóch młódek, aby poukładać elementy układanki w głowie. Czasem nawet on, taka sędziwa istota, potrzebował spokoju. Nie był w końcu całkiem inny od nich. Miał po prostu więcej doświadczenia i dużo widział. Nic więcej.

Trwał w takim stanie dosyć długo, szybując na skrzydłach tuż nad koronami drzew bez większego celu. Do rzeczywistości przywołał go dopiero niewielki ruch, który zauważył z dosyć sporej wysokości, przelatując tuż nad niewielkim jeziorkiem z mostkiem. Z reguły taka mała rzecz nie zainteresowałaby go, ale w danej chwili był gotów odwieźć swoje myśli czymkolwiek od przyziemnych trosk.
Bez większych opóźnień zanurkował, składając czarna skrzydła bliżej ciała. Muskający wiatr był przyjemny i nie dziwiło go, że wiele istot chciało latać. Dawało to niezwykłe uczucie wolności. Bez większego powodu zrobił po drodze parę korkociągów, aby w końcu zniżyć się do poziomu pod koronami drzew. Zwolnił i z gracją wylądował na ziemi, nie wzbijając w powietrze ani odrobiny kurzu. Wyprostował skrzydła, rozwijając je. Rzadko mógł tak swobodnie z nich korzystać, więc dzisiaj postanowił się nie ograniczać do ukrywania ich magią.
Promienie słońca odbijały się od piór niczym od smolistych kryształów. Rozejrzał się po okolicy, nie zauważając żadnego ruchu. Powoli i bez pośpiechu złożył skrzydła za plecami. Dopiero wędrując wzrokiem bliżej brzegu, zauważył, że ktoś miał dzisiaj niezłe branie. Uwięziona w rybackiej sieci była syrena. Istota, która raczej była niezwykłą rzadkością tak głęboko na lądzie. Nie była to pierwsza jego konfrontacja z syreną, parę kiedyś się zdarzyło. Od połowy pasa w górę kobiety, a w dół rybi ogon. Miało to swój tajemniczy urok.

Wolnymi, zdecydowanymi krokami zbliżył się bez słowa do nieznajomej, dokładnie się przyglądając. Mogłoby się wydawać, że bezczelnie sobie patrzy na jej piersi i korzysta z okazji, ale prawda była całkiem inna. Oceniał sieć, szukając miejsca, które mógłby rozerwać. Nie chciał zrobić uwięzionej osobie krzywdy. Biorąc pod uwagę jego siłę, mógłby przez przypadek tego dokonać.
Ukucnął obok niej po stronie przeciwnej do jeziora, wsuwając palce pod siatkę. Był pewien, że kobieta to źle zrozumie, bo była na tyle niefortunnie ułożona, że jej kobiece atuty wchodziły mu w drogę. Wzruszył ramionami, nie robiąc sobie nic z tego, że ocierał dłoniami przez chwilę o wyżej wymienione atuty nieznajomej. Zanim ona zdążyła w jakikolwiek sposób zaprotestować, napiął mięśnie i rozerwał sieć bez żadnego wysiłku. Wyglądało to tak, jakby odpychał irytującą, pajęczą sieć bez żądnego wysiłku.
- Większość takich jeziorek w głębi lądu jest pełna sieci rybackich. Uważaj następnym razem, gdzie zażywasz swoich wodnych kąpieli. Inni mogliby mieć inne intencje. – Miał obojętny wyraz twarzy oraz ton głosu. Nie rozumiał, co syrena tutaj robiła. Trapiło go to, ale najwidoczniej miała swoje powody.
Głęboko w myślach zastanawiał się nad sytuacją, która zaszła w domostwie „Byłem za oschły? Czemu musi być do niej tak podobna? Zrządzenie losu, ych”.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Jak można być tak głupią syreną? Oto jest pytanie godne ballad i poematów. Jak podlotka normalnie, głupsza niż zwykła szprotka. Gdyby nie ostatki dumy, błąkające się gdzieś po umyśle i wizualizujące efekty większości jej głupich pomysłów, zaczęłaby walić głową w piasek. Borykanie się z siecią było o tyle irytujące, że nie tylko nie dawało żadnych rezultatów, ale też sprawiało, że Emma wyglądała naprawdę jak jakaś ryba, która utknęła w sieci. A z tym przezwiskiem walczyła całe życie.

- Uch, przysięgam, pierwszy rybak, jakie dorwę, kończy na dnie tego jeziorka – mruczała do siebie dla poprawy humoru i ponownie podjęła walkę z siecią.

Być może dlatego nie zauważyła przybyłego tak szybko, jak powinna. Wówczas, być może, te resztki godności, które chowała w środku na dnie, nie zostałyby zdeptane na drobny pył. Chociaż z drugiej strony udało jej się także przeoczyć jawne taksowanie wzrokiem jej osoby. Podniosła wzrok, oraz krzyk, dopiero, gdy zobaczyła przy sobie czyjeś dłonie. A właściwie na sobie. I to nie byle gdzie.

- Gdzie z łapami! – wrzasnęła w panice, próbując odsunąć się po piasku, lecz sieć skutecznie trzymała ją w miejscu. Tylko przewrócenia się i pokrycia ogonem teraz jej brakowało do pełni rozpaczy, więc zaniechała ucieczki.

Dopiero, gdy umięśnione (ciężko było nie zauważyć) ręce rozerwały więżącą ją sieć, zrzuciła z siebie resztki lin i przybrała nogi, na powrót okrywając się suknią. Wolność! Zerwała się na równe nogi i, plącząc się jeszcze nieco w leżącej na piasku sieci, cofnęła się kawałek, podnosząc spojrzenie na swojego wybawiciela alias podglądaczo-macacza.

No i szczęka jej opadła, razem z całą butnością. Człowiek to nie był, więc nici z pomiatania nim wedle własnego uznania. Niestety. Zmrużyła lekko oczy jednocześnie przyglądając mu się, jak i otwierając się na otaczającą go aurę. Niezwykle silna, sprawiła wręcz, że syrena znów cofnęła się o krok, tym razem z ostrożności. Upadły. Ale jakiś... inny. Nie umiała więcej stwierdzić. Z wyglądu niczego sobie, może gdyby nie zaczął znajomości od smyrania jej tam, gdzie się na dzień dobry z pewnością nie powinno, może spojrzałaby na niego całkiem przychylnym okiem. Teraz jednak była zmęczona, upokorzona i przytłoczona mocą jego aury, więc zacisnęła zęby i usta, fizycznie hamując ewentualne pyskówki, jakie mogłyby się z nich wydobyć. Skinęła głową na jego słowa.

- Dziękuję za pomoc – powiedziała nagle niezwykle uprzejmie i dygnęła opuszczając spojrzenie. – I przepraszam za moje wcześniejsze... hm... słowa.

Chociaż jej postawa okazywała uległość, jej głos brzmiał tak, jakby mógł zamrozić na amen stado smoków solarnych. Również, gdy podniosła wzrok, nie było w nim widać tej grzeczności, którą okazywała, ale też nie zdradzał nic więcej.

Upadły anioł. Pewnie w ten sposób zaszedł ją niepostrzeżenie. Podleciał, gdy ona szamotała się z siecią i była tym zbyt zaabsorbowana, by w ogóle orientować się we własnym otoczeniu. No trudno, zdarza się, z pewnością uda jej się zapomnieć o tym upokarzającym momencie jej życia za jakieś milion lat. Teraz jednak, na lądzie, wybawiona z tarapatów, nagle zorientowała się, że nie wie, gdzie ma dalej iść. Nie chciała spędzać kolejnej nocy pod gołym niebem. Jakieś wilki straszyły wyciem w oddali, a ilość robactwa znacznie przekraczała dopuszczalną normę. Wcale nie była jakaś specjalnie delikatna, po prostu okazjonalnie lubiła spać w łóżku, to chyba nie są wysokie wymagania? Spojrzała znów na mężczyznę, zastanawiając się skąd się wziął. Lecieć mógł od dawna, ale też może jest gdzieś niedaleko jakaś cywilizacja? Rozluźniła się nieco, orientując się, że ostatecznie obcy mężczyzna żadnej krzywdy wyrządzić jej nie chce, a ona chyba trochę zaczynała dramatyzować. Przymknęła oczy i przeczesała włosy dłonią, odruchowo układając je na boku.

- Przepraszam. - Ehh, znowu przepraszała... - Skorzystam jeszcze z twojej pomocy, jeśli pozwolisz. Chyba się zgubiłam. Mógłbyś wskazać mi drogę do najbliższej osady? Naprawdę, jakiejkolwiek.
Awatar użytkownika
Meira
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meira »

        Meirze zrobiło się teraz kompletnie głupio. Nie potrafiła trzymać języka za zębami zbyt długo, ale że zwykle nie musiała, zazwyczaj jej to nie przeszkadzało. Tym razem jednak była w sytuacji, w której miała wrażenie, że cały czas mówi rzeczy niewłaściwe. Chciała obrócić wszystko w jakiś żart, sprawić, żeby atmosfera nie była taka ponura, ale jej nie wyszło. Zapewne dlatego, że zbyt często tego nie robiła.
        - Och... - wymsknęło jej się, kiedy Taya zaczęła mówić o tym, jak bardzo Meira przypomina jej matkę. Przy słowie „kochanka” niemalże nadęła policzki, chcąc zamaskować zmieszanie, jakie wywołało wspomnienie niedawnej propozycji Emireya. Następnym razem będzie baczniej zwracała uwagę na to, co mówi. Tak, żeby nikt nie mógł wymyślać sobie niedorzecznych propozycji. Powstrzymała się jednak przed takim zachowaniem, żeby tylko Taya nie pomyślała sobie, że nie bierze jej na poważnie. To była ostatnia rzecz, jakiej teraz chciała, obrazić swoją rozmówczynię w taki sposób. W pewnym momencie chciała się odezwać, zakomunikować jej, że słucha, że poniekąd rozumie, jak Taya się czuje. W końcu sama tez wychowywała się bez matki, choć być może nie odczuwała jej braku tak, jak dziewczyna. Kiedyś, do pewnego punktu w jej życiu, posiadała przecież rodzinę, która starała się wynagrodzić jej brak rodzicielki. Meira nie chciała jednak rozmyślać nad swoimi problemami i troskami, które zaczęły wypływać na wierzch. Wolała skupić się na tym, o czym mówi Taya, toteż nie przerywała jej, nie chcąc się zagłębiać w tematy, które przynosiły ze sobą niechciane myśli.

        „Żywi, czy martwi, zawsze podążamy za widmem naszych wspomnień, hm...”, skwitowała w myślach, gdy smoczyca mówiła dalej. Biorąc kolejne kęsy, czasem odwracając się w stronę Tayi, zastanawiała się, czy powinna brnąć w to dalej, czy sama tego chce. Im więcej wiedziała o przybyszach, tym bardziej ciekawska była i wiedziała, że im więcej czasu z nimi spędzi, tym trudniej później będzie jej się z nimi rozstać. Większość znajomości, które zawierała, nie trwało dłużej niż dzień, czy dwa. Tu tymczasem spędziła już tydzień pod ich opieką, a teraz jakby wchodziła w ich prywatne sprawy, mając na sobie wyjątkowo brudne trzewiki. Trochę ją jednak smuciło to, w jaki sposób Taya spoglądała na swego ojca. Wydawało się, że są do siebie podobne, ale widać diametralnie różniły się od siebie, jeśli chodziło o pewne sprawy. Dla Meiry fakt, iż ktoś nie odczuwał przyjemności z zabijania, już stawiał tę osobę w pozytywnym świetle. Młódka uśmiechnęła się jedynie wyjątkowo smutno słysząc pytanie Tayi, bardziej jednak do siebie niźli do niej. Nie chciała mówić, że rozumie, bo tak nie było. Sama mogła pochwalić się pamięcią, której zazdrościłoby jej wielu uczonych, pamiętała każdą wizję, każda aurę, nawet te, o których chciałaby zapomnieć. Nie mogła mieć jednak pojęcia, jak to było pamiętać setki lat, mogła sobie jedynie to wyobrażać, co i tak było już sukcesem. Drobną oznaką zrozumienia. Nie miała również zamiaru wspominać o miejscu, w którym żyła, a które siłą rzeczy nieco wypaczyło też jej postrzeganie. Nawet jeśli nigdy nikogo nie pozbawiła życia, jej dłonie pozostawały splamione przez grzechy przodków, o czym świadczyła klątwa, na nowo odradzająca się w kolejnych pokoleniach jej rodu. Cmentarzysko, które miała na co dzień pod nogami, również nie dawało o sobie zapomnieć i od czasu do czasu jakaś dusza wiedziona nienawiścią do tego co żywe pojawiała się na jej wzgórzu, a Meira zmuszona była wyjść jej naprzeciw.

        Meira kompletnie odpłynęła w swych rozmyślaniach, chcąc wziąć kolejny kęs. Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że Taya wstała i kieruje się w jej stronę, a kiedy ta opadła na jej ramiona, dziewczyna niemalże podskoczyła. Jedzenie wylądowało z powrotem na miejscu, z którego je uniosła, a młódka zamrugała ślepiami parę razy, zastanawiając się nad tym, co też właściwie właśnie się wyrabia. Dawno nikt jej nie przytulał i zdążyła się zupełnie odzwyczaić od takiego kontaktu fizycznego. Co prawda kiedy był z nią jeszcze jej ojciec, uwielbiała takie czułości, prababka jednak zwykle dawała jej jakiegoś kuksańca, którego sama odczuwała i z czego Meira doskonale zdawała sobie sprawę. Dziewczyna uznała, że odtrącenie Tayi byłoby niegrzeczne, toteż nieśmiało pozostała na swoim miejscu, pozwalając jej na tę odrobinę bliskości.
        - M-miło mi to słyszeć? Tak sadzę? - odpowiedziała cicho speszona, nie wiedząc jak zareagować na wypowiedziane przez Tayę słowa. Był to pierwszy raz, kiedy ktoś tak swobodnie je wypowiedział. Nie, pierwszy raz, kiedy w ogóle je usłyszała.
        - Och – zdziwiła się jej następnym pytaniem, unosząc nieco głowę do góry, jakby chciała na nią spojrzeć. - „Znamię wygnańca”? Nie, nie wydaje mi się. Pamiętam całkiem sporo, ale nie do końca jestem pewna, co mi się przywidziało, a co miało miejsce tak naprawdę? - Zamyśliła się chwilowo, a jej twarz przyozdobił nader zabawny grymas. Wyglądała zupełnie tak, jakby dąsała się na sklepienie niewielkiej izdebki, w której przesiadywały. W końcu jednak przytaknęła sobie energicznie i odezwała się ponownie.
        - Pamiętam, że Emirey się pojawił, ale... - zawahała się. - Był inny, pamiętam, że to coś na jego ręce było wyjątkowo nieprzyjemne... Czy to to, o czym mówiłaś? To znamię? Został wygna... – Ugryzła się w język, nim skończyła ostatnie z pytań. Znów pchała nos w nieswoje sprawy. Wyobrażała sobie reakcje prababki i jej reprymendy, gdy po raz kolejny zachowała się wobec gościa niewłaściwie. - Nie wiem jak wyglądało ani czym jest. Pierwszy raz odebrałam taką emanację, zupełnie jakby kazała mi się trzymać od niego z daleka, a później... - przerwała, nieco się nadymając i tylko nieznaczne rumieńce mogły zdradzić, o czym myślała w tej chwili. Nie miała jednak zamiaru tych myśli zdradzać. No bo co, jeśli tylko jej się to wszystko wydawało? To, że leciał z nią w ramionach... Równie dobrze mogli z nią jechać na koniu, a jej półprzytomny umysł wyobrażał sobie zbyt wiele, próbując złagodzić wszystkie te nieprzyjemne doznania. I jeśli tak było, to co pomyślałaby sobie Taya, gdyby jej o tym opowiedziała? Zwłaszcza po tym, jak wyszło, że niby jest podobna do matki smoczycy? Jak mogłaby jej wtedy spojrzeć w oczy? W takich momentach Meira jednak dziękowała za swą ślepotę. Przynajmniej nie musiała oglądać, jaka sama się pogrąża i tonie we własnym wstydzie.
        - Później... chyba straciłam przytomność. Więc? O co chodzi z tym znamieniem? - Spróbowała skierować uwagę z powrotem w stronę zaczętego przez Tayę tematu. Jedzenie sprawiło, że odzyskała trochę sił i widać było, że ma w sobie znacznie więcej energii niż wcześniej. Pseudosmok tymczasem cichaczem ulotnił się z pomieszczenia, postanawiając najwyraźniej wyłożyć się gdzieś na jakimś nagrzanym miejscu, by złapać ostatnie promienie słońca po sytym posiłku.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Otoczenie sporej ilości drzew i bliskość wody koiły delikatnie zmęczone istnienie jakim był. Odciął się od rzeczywistości na krótki moment, percepcją całkowicie pochłaniając chwilę. Szelest i szum wody zawsze były wyjątkowe dla niego, jak ciche szepty pełne wsparcia i otuchy. Mimowolnie uśmiechnął się. „Ludzie chyba nazywają to starością, huh. Czyżbym w końcu szukał ukojenia? Zakończenia tej pielgrzymki…” Na twarzy pierzastego nie było widać żadnych zmarszczek. Na ludzkie standardy byłby mężczyzną koło trzydziestki. W kwiecie wieku, gdzie wręcz powinien tryskać pełnią życia i się cieszyć. Tymczasem za tą maską młodego mężczyzny kryła się istota z ponad tysiącem lat w swoim życiorysie, świadomych lat. Nie wiedział, ile lat spędził po wygnaniu w dziwnym wymiarze. Przestał zdawać sobie sprawę z poczucia czasu, kiedy minął następny tysiąc w tym przeklętym więzieniu. Wpół świadomie, wpół jeszcze zanurzony w jawie, spojrzał na nieznajomą proszącą o pomoc.
- Zgubiła się? - Nie skierował tego do niej, ale bardziej do siebie, głośno myśląc.
Na jej szczęście, nie usłyszał niczego, co mówiła wcześniej. Był przewrażliwiony na zachowanie osób z dużym ego. Sytuacja nabrałaby wtedy bardzo nieprzyjemnego obrotu.
- Przepraszaj ile chcesz, ale nie jestem zobligowany tobie pomóc, bo zrobiłem to raz z powodu kaprysu – skwitował brutalnie, nie okazując ani krzty współczucia czy wyrozumiałości dla niej.
- Jesteś sama sobie winna. Czy sytuacja z siecią, czy własnemu zagubieniu… Miałem bardziej pozytywne wrażenie o syrenach – dodał, robiąc niewielki grymas niezadowolenia.
- Jesteś skazą na honorze własnej rasy. – Ostatnie słowa nie różniły się ani trochę od mocnego uderzenia dłonią po policzku, jak i pewnie zapiekły równie mocno, ale w sposób niefizyczny.
Ostatecznie podniósł się z pozycji kucznej do wyprostowanej, powoli rozprostowując skrzydła. Ochota na opuszczenia tego miejsca wzrosła wraz z tą prostą prośbą syreny.

Wiatr zaświszczał i wszystko przez chwilę się zatrzymało. Kamień wielkości pięści uderzył upadłego w twarz, gdy ten już miał zamiar się wznosić. Zaskoczony niespodziewaną falą bólu, odczuł, jak ciepła osoka spływa mu po twarzy. Kamień rozciął mu prawą brew i skaleczył sporą część nosa jak i czoła. Zamknął powiekę, pozwalając krwi swobodnie wędrować po twarzy. Obecna na niej rozcięcie wypełniło się szkarłatem niczym koryto suchej rzeki wodą.
Obrócił się w stronę właściciela kamienia. Stała tam dwójka młodych chłopców. Jeden starszy, a drugi młodszy, oboje pełni odwagi i dziecięcej naiwności. Zmrużył oczy. Działo się to od dawna, ale nie chciał martwić córki, ani poznanej młódki. Sytuacja w wiosce była napięta i nie sprzyjała im, ale pozwalał na takie traktowanie tylko z powodu stanu Meiry. Potrzebowała odpoczynku.
- Wynoś się, demonie, z naszej wioski. Starszyzna mówiła, aby wytrzymać, ale ojciec ma rację. Sprowadzisz na wioskę nieszczęście. To przez ciebie atakują nas bandyci, sprowadzasz nieszczęście, potworze! - krzyknął starszy z dwójki, podnoszą ponownie kamień i rzucił.
Kamień ponownie był skierowany w twarz upadłego, który na rzucanie obelgami tego typu, poczuł chęć nauczenia tej dwójki pokory. Złapał pędzący kamień bez wysiłku i wyprostował rękę. Z lekko szalonym uśmiechem zacisnął palce i dłoń na twardym kamieniu, zamieniając go w pył, który został rozwiany przez wiatr. Zignorował na chwilę syrenę i szybkim krokami ruszył w stronę dzieci.
Chłopcy najwidoczniej niespodziewający się jakiekolwiek reakcji od "potwora" poczęli szukać drogi ucieczki. Jednak tylko się poprzewracali o sporej wielkości korzenie drzew, których było tutaj pełno. Gdy znalazł się nad wystraszonymi dzieciakami, powoli skierował dłoń do odpowiedzialnego za stan jego twarzy.


Taye można śmiało nazwać młódką w smoczych standardach, ale mimo wszystko żyła dłużej niż Meira. Cichy głos dziewczyny był pełen niepewności i zakłopotania. Czuła się trochę winna, że ją tak bez ostrzeżenia podeszła, ale w końcu nie miała złych intencji. Jednak nic nie powiedziała, bo uznała, iż byłoby niegrzecznie tak wciskać się w to, jak ona się czuje. Do tego sama nie czuła, aby jakoś wymagała, by odpuściła. Uznała to za milczącą zgodę, a tym pozostała w delikatniej bliskości z młódką. Potarła się policzkiem o jej policzek jak kot, cicho się śmiejąc.
- Przepraszam – powiedziała cicho, zawstydzona tym, jak się zachowała. Była dosyć swawolna i działała prędzej niż jej myśli.
Mimowolnie obserwowała profil dziewczyny, która zadawała pytania. Momentami ciężko było jej powiedzieć czy była ona ślepa, czy też tylko udawała. Tylko mętność jej oczu dawała pewność, ale mimo wszystko czuła, jakby Meira wiedziała, gdzie ma skierować głowę. Czasem nawet zbyt perfekcyjnie jak na kogoś pozbawionego wzroku.
- Mhm, o tym właśnie mówiłam. Znamię, które nie da się usunąć. To piętno, którego nawet nie usunie ewentualna reinkarnacja lub zmiana ciała. Jego dusza jest naznaczona tym swoistym znamieniem. – Pokręciła lekko głową, jakby próbując odrzucić nagłą reakcję rozmówczyni, gdy zaczynała pewne słowo. – Masz rację, został wygnany. Na bardzo długo. – Nie skonkretyzowała, w jaki sposób i na czym polegało wygnanie. Czuła, iż musiałby to mówić sam Erremir, aby uszanować jego osobę.
W wypowiedź był wmieszany lekki śmiech, wywołany grymasami na twarzy Meiry, które towarzyszyły jej od dłuższego momentu. Po chwili uznała to za nader nieodpowiednie i się uspokoiła.
- Dziwię się, iż nie poczułaś szybciej. Nawet dla mnie po tylu latach, aura tego znamienia jest wstrętna. Bardzo zimna, przesiąknięta zapachem śmierci. – Wzdrygnęła się i odruchowo zacisnęła lekko palce na ubraniu Meiry, jak sobie przypomniała uczucie, jakie jej towarzyszyły zawsze w konfrontacji z tym znamieniem. Za każdym razem czuła się jak zwierzę, któremu instynkt mówi, iż powinna uciekać. Jakby samo znamię robiło z właściciela wyrzutka, a przynajmniej się starało.
- To naprawdę dziwne, zwłaszcza z tego, co mówili ci ludzcy mężczyźni – stwierdziła, robiąc zamyślaną minę. – Wziął cię w ramiona i wzniósł się w powietrze. Musiałaś być nieprzytomna, że lepiej tego nie pamiętasz. Ojciec w ogóle nie myśli o tym, jak to działa na innych. On do tego się przyzwyczaił, musisz mu wybaczyć – westchnęła przepraszająco, nic sobie nie robiąc z tego, co powiedziała. W końcu co mogła Meira poradzić w tej sytuacji?
Kiwnęła głową ze zrozumieniem, wszystko się wyjaśniło.
- To wiele tłumaczy w takim razie, jeżeli straciłaś przytomność.

Nie wiedziała, ile może Meirze powiedzieć o znamieniu, dlatego wybrała opcję z najmniejszą ilością tłumaczenia i pozwalającą przetestować reakcję dziewczyny.
- To kara za przelanie krwi bogów – odpowiedziała tajemniczym głosem, lekko przesiąkniętym smutkiem i żalem. Wątpiła, aby dziewczyna w to uwierzyła. To było ciężkie do pojęcia dla przeciętnego umysłu.
Widząc apetyt mętnookiej, serdecznie się uśmiechnęła, szybko dusząc w sobie poprzednie czarniejsze odczucia. Czuła się lepiej z myślą, iż powoli wraca ona do siebie. Nie, czuła się dziwnie szczęśliwa. Gdy zrozumiała to, zarumieniła się porządnie. Przyłapała się na gorącym uczynku, że ponownie za szybko się przywiązała. Nie było w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż ciągle podróżowała.
Ostatnio edytowane przez Erremir 7 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Na słowa Upadłego Emma zdębiała. Dosłownie zjeżyła się cała, zaciskając dłonie w piąstki i obnażając zęby, które w tej postaci były jednak równiutkie i nie straszyły specjalnie. Po raz kolejny została potraktowana w ten sposób i, och, naprawdę działało jej to na nerwy. Furia niemal uniosła ją nad ziemią, gdy syrena doskoczyła do Upadłego i zamachnęła się dłonią, wymierzając mu siarczysty policzek. Trzasnęło jak z bicza, a Emma dopiero wtedy nieco zdziwiła się, że mężczyzna się nie bronił. Sądząc po mocy jego aury mógł ją złamać jak patyk, a jednak pozwolił się uderzyć, chociaż ją i tak bolało to zapewne bardziej niż jego. Nie miało to jednak znaczenia, cios był podświadomym odruchem kobiety, którą tak obrażono. Tak samo nie miało znaczenia, iż zachowywała się, jak człowiek szukający kłopotów.

- Matka cię manier nie uczyła? – syknęła do niego. – Jak nie masz kobiecie nic miłego do powiedzenia, to trzymaj język za zębami.

Powoli dochodziła do siebie, zła, że dała się tak upokorzyć, a co gorsza tak zdenerwować. Nadal jednak nie umiała zachować zimnej krwi, gdy traktowano ją jak podnóżek. Wówczas naprawdę traciła cierpliwość, co było widać po tym jak lekkomyślnie się teraz zachowywała. W końcu nie miała najmniejszej szansy w ewentualnym starciu z mężczyzną, jednak gdy ktoś trącał jej czułą strunę, nie miało to najmniejszego znaczenia. A Upadły właśnie zagrał na jej nerwach, jakkolwiek obojętnie by do tego nie podchodził.

Chciała jeszcze coś odpyskować, ale mężczyzna w tym momencie rozłożył skrzydła. Zamknęła się momentalnie, przyglądając nietypowej części ciała. Na pewno by się do tego nie przyznała, ale pierwszy raz widziała anioła z tak bliska. Gdyby nie okoliczności, na pewno próbowałaby podejść i dotknąć piór, sprawdzić jakie są w dotyku i jak mocne są same skrzydła. Splotła dłonie przed sobą, jakby obawiała się, że nieświadomie i tak będzie próbowała, a nie miała najmniejszego zamiaru okazać zachwytu przed tym prostakiem. Skrzydła jednak były takie piękne, błyszczące. Zadowolona, że na nią nie patrzy, oglądała je sobie niespiesznie.

Cofnęła się odruchowo jednak, gdy w twarz uderzył go kamień, a z zaskoczenia parsknęła cichym śmiechem. Było to jednak bardzo nie na miejscu, nawet jeśli chodzi o tego chama, więc szybko zacisnęła usta, przybierając z wysiłkiem obojętny wyraz twarzy. Potoczyła wzrokiem za jego spojrzeniem i dostrzegła dwóch ludzkich dzieciaków, którzy najwyraźniej również nie darzyli upadłego sympatią. Po tym co usłyszała na swój temat, Emma nie dziwiła im się zbytnio, jednak rozważała czy w tych swoich małych główkach nie mają nawet szczątkowych ilości mózgu, czy po prostu życie im niemiłe. Z zaciekawieniem obserwowała jak Upadły popisowo kruszy na pył kolejny z rzuconych kamieni, po czym przeniosła wzrok na chłopców, by sprawdzić, czy zaczęli już uciekać. Najwyraźniej do ich ptasich móżdżków powoli docierała powaga sytuacji, gdy Anioł ruszył w ich kierunku. Uciekali jednak dość nieporadnie, krzycząc i popychając się nawzajem, co skończyło się tym, że obaj runęli jak dłudzy. Emma westchnęła patrząc jak mężczyzna pochyla się nad chłopakami. Nie poświęciłaby ich życiu nawet jednej myśli, gdyby nie to, że ich oprawca zalazł jej za skórę.

Syrena nie była głupia ani nic z tych rzeczy. Była kobietą, którą ktoś porządnie... zdenerwował. I nawet jeśli mogło się to dla niej nie najlepiej skończyć, nie miała zamiaru dać tak sobą pomiatać. Nie była egocentryczką, uznała jednak, po zachowaniu mężczyzny, że żadna z niego dobra duszyczka i nie ma co się ograniczać. Poza tym, co mogła mu zrobić? Najwyżej uprzykrzyć nieco chwilę. Uśmiechnęła się ładnie do swoich myśli i uniosła dłonie. Woda z jeziorka posłusznie uformowała się w wir, który rosnąc zmierzał do dziewczyny i unosił się przed nią posłusznie, czyniąc tyle samo hałasu ile mały strumyk. Upadły był najwyraźniej dość zaabsorbowany swoimi nowymi ofiarkami, a syrenę olał w zupełności, gdyż nowe źródło dźwięku najwyraźniej go nie zaniepokoiło, gdyż nawet się nie odwrócił.

Emma przechyliła głowę, wymierzając, po czym wykonała rękoma gest, jakby ciskała przed siebie czymś ciężkim. W istocie był to jej „mały wir”, który na ten moment miał jakieś trzy sążnie wysokości. Woda pochyliła się i runęła w stronę Upadłego, rozbijając się o niego z siłą, która odrzuciła go na pobliskie drzewo. Syrena pisnęła zaskoczona i zaśmiała się jak mała dziewczynka, klaszcząc w dłonie. Chłopcy czym prędzej zabrali nogi za pas, uciekając z krzykiem, a Emma zrobiła dwa ostrożne kroki przed siebie, przyglądając się zniszczeniom. Woda po uderzeniu rozlała się na boki, mocząc wszystko w okolicy, łącznie z Upadłym, który na pewno nie będzie zadowolony ze swojej fryzury. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu, splotła ręce na piersi wyraźnie z siebie zadowolona. Czy właśnie nastawiła potężnego Upadłego przeciwko sobie? Pewnie tak. Zaczęła bójkę, którą można porównać do bójki kociaka z lwem? Możliwe. Obchodziło ją to w tej chwili? Niespecjalnie. Satysfakcja była w tej chwili wystarczająca.
Awatar użytkownika
Meira
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meira »

        Meira tolerowała obejmowanie Tayi, ale gdy ta potarła policzkiem o jej własny, dziewczyna spięła się nieco bardziej. Smoczyca najwyraźniej musiała to poczuć, bo zaraz przeprosiła. Młódka, nawet jeżeli taka pozycja sprawiała, że czuła się nieco zagubiona, nie miała powodów, by ją odrzucać. Postanowiła więc wytrzymać dłużej i nie odrzucać Tayi, skoro sprawiała jej tym przyjemność. Poza tym ta druga najwidoczniej postanowiła jej coś wyjaśnić i Meira nie chciała, by jej zakłopotanie przerwało tę interesującą rozmowę. Nie chciała zmuszać jej do mówienia o rzeczach, o których wspominać nie chciała, ale wszystko, co usłyszała, przyjmowała z ogromną ekscytacją i dozą sceptycyzmu. O ile było to ciekawe, to ciągle przypominało jej o tym, że spotkała dwie doprawdy nietypowe postacie. Wciąż nie do końca potrafiła rozgryźć, czym wyróżniały się ich aury na tle innych, ale to, że byli wyjątkowi, dostrzegła jeszcze za nim w ogóle wymienili z nią pierwsze słowa.

        Taya potwierdziła, że Emirey został wygnany, ale nawet Meira uznała, że nie ma sensu pytać o to dalej w tej chwili. Tak naprawdę wolałaby, żeby to sam zainteresowany opowiadał o takich rzeczach, ale jak widać, nie zapowiadało się, by taka rozmowa miała nastąpić zbyt szybko, toteż dziewczyna zadowalała się ciekawostkami podawanymi na tacy przez Tayę. Jej rozmówczyni mogła natomiast zabawiać ją jakimikolwiek innymi opowieściami z podróży i to młódce też wystarczyłoby w zupełności. Wierzyła, że żyjąc tyle czasu nawet Taya musiała mieć jakieś inne równie ciekawe anegdoty z życia, którymi mogłaby się podzielić. Mimo tego skoro już zaczęły rozmowę na temat tego dziwacznego znamienia, Meira nie miała ochoty jej przerywać, chcąc mimo wszystko dowiedzieć się czegokolwiek.
        - Tak naprawdę, to poczułam, ale wcześniej nie była tak intensywna – odpowiedziała jej, przykrywając swoją dłonią jej zaciśnięte na materiale palce. Miała nadzieje, że ten gest choć trochę pokrzepi Tayę, doda jej otuchy. - Szczerze mówiąc, na co dzień ignoruję mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy, ale w tamtym momencie... Doskonale rozumiem, o jakim chłodzie mówisz. To było bardzo przytłaczające uczucie, raczej prędko go nie zapomnę. - Uśmiechnęła się cierpko, obracając głowę nieco w jej stronę. Meira zauważyła jeszcze jedną rzecz odnośnie owego znamienia. Nie dało się go przeoczyć i każda wyczulona na magiczne emanacje istota, kiedy Emirey się pojawiał, musiała odbierać je podobnie jak młódka. Meirą wzdrygnęło na myśl o tych wszystkich nieprzyjemnych odczuciach, które towarzyszyły jej w tamtym momencie, a które z pewnością pozostaną jej jeszcze na długo w pamięci. Zaraz jednak została wybita z toru swych myśli, gdy Taya przyznała, iż dziewczyna naprawdę opuściła trakt w ramionach upadłego. Twarz wiedźmy oblała się krwistoczerwonym rumieńcem, a usta ściągnęły w wąską kreskę. Meira prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę o to, by nie pisnąć ze wstydu i nie zakryć lica dłońmi. Próbowała zachować zimną krew, nie chcąc zdradzać swojego zakłopotania. Ostatnim razem na rękach nosił ją jej ojciec, ale to... to był obcy mężczyzna! Całe szczęście Taya nie wydawała się tym faktem przejęta i Meira w duchu odetchnęła z ulgą. Tak dziwnie jeszcze się w życiu nie czuła ani tak głupio.

        - B-bogów? - zająknęła się, mimowolnie powtarzając ostatnie wypowiedziane przez Tayę słowo. Przez dłuższą chwilę milczała i gdyby nie to, co się wcześniej wydarzyło, zapewne uznałaby, że właśnie sobie z niej żartuje. Nie wydawało jej się jednak, by dziewczyna miała właśnie taki zamiar. Rozmawiały przecież całkiem poważnie i tak też Meira chciała podejść do nowego problemu. Z tym że nie wiedziała, od której strony powinna to bydlę zajść. Widać było, że intensywnie rozmyśla nad odpowiedzią, której chce udzielić i że ma wyraźny kłopot ze znalezieniem odpowiednich słów.
        - Przepraszam, ale... to mnie przerasta – przyznała w końcu dość cicho, wstydząc się swojej odpowiedzi. - Bogów przecież nie można zbić. To znaczy nie w takim dosłownym sensie, ach, to skomplikowane. Wiesz, kiedy zginiesz, to tak naprawdę umiera tylko twoje ciało? Po tym można trafić w różne miejsca albo ugrzęznąć tu... W każdym razie to chyba jedyny sposób, żeby spotkać to, co ludzie nazywają bogami. Oni tak po prostu sobie tu nie spacerują, nie po tym planie! Nie wiem, ile lat musiałabym spędzić, ślęcząc nad magią, żeby chociaż pomyśleć o dostaniu się tam, to niemożliwe... Och, paplam bez końca! Nie zrozumiałam cię, prawda? To była przenośnia, nie? - zakończyła z nadzieją na to, że Taya wyjaśni jej tę trudną metaforę, której użyła. Potraktowanie tych słów tak dosłownie, jak zrobiła to przed chwilą, było niedorzeczne. Choć przecież nie miała do czynienia z ludźmi, a więc co tak naprawdę mogła wiedzieć?

        Po raz kolejny w życiu poczuła się dziwnie malutka, trochę jak jakaś maleńka mrówka, która żyje sobie rutynowo i żadne wielkie stworzenie się nią nie przejmuje. Nagle zachciała zmienić tor rozmowy, odejść od tego, co nieznane i wrócić na bezpieczne, znajome tereny. Zorientowawszy się, że z jedzenia, które przed sobą miała, właściwie nic nie zostało, Meira postanowiła wstać. Starała się zrobić to na tyle ostrożnie, by nie zaskoczyć Tayi, tak żeby ta zdążyła się odsunąć. Skoro dała radę zjeść swoją porcję, musiały już trochę tu siedzieć. Zresztą nie ruszała się zbytnio i nogi zaczęły ponownie drętwieć. Nie miała zamiaru siedzieć bezczynnie po tygodniu spania. Nie wiedziała co prawda, na ile może sobie pozwolić, ale miała wrażenie, że jeśli teraz sobie odpuści, to może nigdy nie odzyska pełnej sprawności, a tego zdecydowanie nie chciała. Obróciła się przodem do Tayi, podpierając się o stół dla pewności, że nie opadnie zaraz na podłogę.
        - Możemy się przejść? Chociaż trochę, proszę – rzuciła błagalnie w stronę swojej rozmówczyni, starając się, by swoim uśmiechem zamaskować zakłopotanie. Znów złapała się na tym, że próbuje uniknąć czegoś, co ją przerasta. Znów ucieka, jak to określał jej brat. Poczuła się przez to gorzej i uśmiech spełzł z jej ust, które ponownie zacisnęły się mocno, by w końcu wypuścić z siebie ze świstem powietrze. Meira odezwała się ponownie, acz z wyraźnym wahaniem. – Wyjaśnisz mi po drodze?
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Głupio również było młodej smoczycy. W przeszłości znalazłaby się sytuacja, w której spotkała się z podobną reakcją, gdy zapytała przybranego ojca o niekomfortowe znamię. Naturalny odruch na herezję o zabijaniu bogów. Sprzeczność z krążącymi po tym świecie prawdami, która wydawała się bardzo kiepskim żartem. Młodsza wersja Tayi nie potrafiła przyjąć tych słów, wierząc w całkiem inną prawdę.
Łuskowata opuściła głowę, czując jak ogarnia ją wstyd i ciężkie zakłopotanie. Nie miała prawa mieszać tej młodej, ludzkiej kobiety w świat, który zaprzeczał ludzkiemu. Zachowała się lekkomyślnie, ale zdążyła obdarzyć Meirę sympatią. Błahy powód, nawet bardzo. Jednak nie dla Tayi. Sprzeczne wyniki logicznego myślenia i uczuć zderzyły się, wypełniając głowę smoczycy narastającym bólem. Oparła się dosyć gwałtownie o stół jedną ręką, chwiejąc się niebezpiecznie. Ilość informacji, jaką teraz przetwarzała trochę ją przerastała i doprowadziła na skraj mentalnej wytrzymałości. Pokręciła słabo głową na słowa towarzyszki rozmowy.
- Nie przepraszaj, to bardzo ciężki temat do zrozumienia. Zwłaszcza dla istoty z krótkim żywotem. Nie wiem na co liczyłam, yhh – stwierdziła z przepraszającym tonem, w którym było odczuwalne iż czuła się winna jej zakłopotaniu.
Im więcej słyszała w odpowiedzi na stwierdzenie o bogach, tym bardziej popadała w lekką rozpacz. Zrobiła naprawdę źle, nawet jeżeli było to spowodowane ciekawością drugiej osoby, mogła grzecznie odmówić. Wtedy nigdy nie byłoby tak ciężkiej i niezręcznej atmosfery. Taya przestała odpowiadać na jakiekolwiek wypowiedzi koleżanki, czując że ją przerasta w tym momencie danie logicznej odpowiedzi. Nie posiadała za sobą tak bogatych doświadczeń jak jej upadły ojciec, który wszystko potrafił składnie ubrać słowa, aby każdy zrozumiał. Wpędziła się w błędne koło, gdzie próbowała coś wytłumaczyć, ale nie potrafiła ubrać tego sensownie w słowa.
Nie mogąc znieść burzliwych emocji, które ją wypełniały, przerwała ciszę.
- Masz rację, wiesz? Ja również po dziś dzień nie mogę uwierzyć w to, ale im dłużej podróżuje z moim upadłym ojcem… zdałam sobie sprawę. Boję się odejść od komfortowego myślenia o bogach i codziennej prawdy jaka ich otacza. Przerasta mnie ten temat tak samo jak ciebie – mówiła wszystko, nie starając się uciekać wzrokiem od 'spojrzenia' Meiry. – I tak, możemy się przejść – zaśmiała się, próbując rozluźnić napiętą atmosferę. Zignorowała ostatnie zdanie dziewczyny, myśląc jak rozsądnie odpowiedzieć. Nie chciała bardziej namieszać.

Pomogła młódce oprzeć się o jej ramię. Małymi, ostrożnymi krokami opuściły pachnące strawą, kurzem i starym drewnem domostwo. Taya zachowała większą ostrożność przy wysokim progu, ale dziewczyna sobie poradziła bez większych problemów, tylko na chwilę lekko tracąc równowagę. Radziła sobie i tak lepiej niż przewidywał jej lekarz, o ile tak mogła nazwać Emireya. Sama oczywiście wiedziała, że dużo zależy od mentalności i chęci życia osoby przy leczeniu. Uśmiechnęła się szerzej i wybyły głębiej w wioskę wolnymi krokami.
- Twoją ciekawość jest w stanie zaspokoić tylko on – wymamrotała cicho, ale wystarczająco, aby dotarło to do młodej kobiety. – Przepraszam, ale sama nie do końca w to wierzę, jednak ojciec nigdy mnie nie okłamał. Wierzę mu, ale to strasznie ciężkie, gdy mowa o takich tematach. Jeżeli chcesz wiedzieć, zostaje tobie otwarta konfrontacja z nim.

Taya rozejrzała się ostrożnie wokół, czując na sobie i Meirze sporą ilość spojrzeń. Erremir za wiele jej nie mówił o sytuacji w wiosce, więc nie była wtajemniczona. Nie były to spojrzenia ciekawości, ale spojrzenia niechęci i pełne negatywnych emocji. Smoczyca poczuła się dosyć speszona, bo nie wiedziała czym one sobie zasłużyły na takie spojrzenia. Nawet dzieci wytykały placami i coś szeptały koło siebie. Niektórzy reagowali strachem, schodząc im z drogi. Im głębiej wychodziły w wioskę, tym wyraźniejsze stawało się to zachowanie.
- Um, może przejdźmy się bliżej lasku. W wiosce trudno o spokój, a ty go dużo potrzebujesz – próbowała ukryć swoje obawy pod spokojnymi słowami, zmieniając kierunek ich spaceru w stronę pobliskiej ścieżki, która prowadziła między drzewa. Instynkt podpowiadał jej, że tak będzie bezpieczniej.
Mały gadzi przyjaciel Meiry się odnalazł się, wyskakując z pobliskich krzaków. Jako zwierzę czuł chyba najlepiej panującą atmosferę, krążąc koło dwójki niczym strażnik i rozglądając się co jakiś czas po okolicy.

Upadły za długo żył spokojnym życiem, częściowo zaniedbując swoje talenty bitewne. Uderzenie wiru wody było na tyle silne, że nie mógł złapać oddechu. Ciało po drodze jeszcze wylądowało na szerokim, starym pniu, który nie uległ sile ukrytej za akcją młodej syreny. Cały przemoczony i w potarganych ubraniach, mężczyzna osunął się na ziemię. Normalna osoba straciłaby przytomność i miałaby połamane żebra, ale ciężko było zaliczyć tego osobnika do normalnych. „Cholera, opuściłem na chwilę gardę i masz, co chciałeś głupcze. Gdyby była potężniejsza niż jest, skończyłoby się to źle”, mocno skrytykował sam siebie, że pozwolił sobie na ignorancję i obrócił się plecami do osoby, którą niedawno znieważył. Z pomocą drzewa, o które oparł się dłonią, udało mu się w końcu wstać. Nerwy w całym ciele jeszcze były w szoku po wcześniejszym, więc nie starał się zbytnio nadwyrężać, ale to nie było końcem problemów. Pierzasty spanikował i krzyknął bez sensu w stronę nieznajomej.
- Przestań! - Głos był donośny, zatrzymując zimne ostrze na gardle dziewczyny. Z płytkiego nacięcia, gdzie metal zetknął się ze skórą, spłynęła krew.
- Zaatakowała mojego najemcę. Kto mnie opłaci, jeżeli będziesz martwy? – Za syreną stała ubrana w czerń zakapturzona postać. Głos należał do kobiety, był chłodny i wyzuty z uczuć. Nieznajoma przybliżyła się od ucha syreny, oblizując sztylet z jej krwi.
- Drgniesz, zanim skończę rozmawiać z Wygnańcem, a będzie to twoja ostatnia rzecz, jaką zrobisz w życiu – zagroziła cichym głosem.
- Co tu robisz? To jeszcze nie czas, abyś ze mną się skontaktowała.
Kobieta rzuciła buntownicze spojrzenie na mężczyznę
- Grubas i młodzik prowadzą tutaj swoją armię. Jesteś oskarżony o maskarę jakieś wioski, której winna jest tutejsza grupa bandytów. Zostałeś napiętnowany jako ich lider – zaśmiała się tajemniczo, do tego stopnia, że ciężko było powiedzieć czy była szalona.
- Plus ptaszki w wiosce… nie są bezpieczne. – Wyraźny, melodyjny głos sprawił sporą reakcję i pierzastego.
- Ludzie. Wiedziałem, że to wiąże się z kłopotami. – W głębi ducha nie spodziewał się ani trochę tak szybkiej zemsty ze strony tych dwóch. – Ile mamy czasu? - Podniósł wzrok z poziomu trawy, poszukując spojrzenie zakapturzonej kobiety.
- W najgorszym wypadku dzień, mają kiepską organizację. – Wzruszyła ramionami i powróciła wzrokiem na syrenę. – Co mam z nią zrobić?
Erremir był pewny, że jak zignoruje pytanie, ona dokona samosądu. Czuł się zakłopotany, bo syrena zalazła mu za skórę, ale nie do tego stopnia, aby chciał ją zabić.
- Zostaw ją, młoda i naiwna. Też taka byłaś. – Słysząc ostatnią część zdania, kobieta dosłownie zniknęła zza syrena i pojawiła się za chwiejącym się upadłym.
Sytuacja ze śmiertelnie poważniej, zamieniła się w dziwną. Zakapturzona persona uwiesiła się u jego szyję i ucałowała go w policzek.
- Pamiętasz o nas, prawda?
- Pamiętam. – Upadły zmrużył oczy i westchnął ciężko. – Wracaj do reszty, spróbujcie spowolnić tych głupich ludzi. Najlepiej bez ofiar, rozlew krwi nie jest tu potrzebny.
- Dobrze, ojcze – cichy chichot i po nieznajomej ślad zaginął.
„Teleportacja, zaskoczyła nawet mnie. Co ja wychowałem albo stworzyłem? Ech”. Zmierzwił włosy na głowie, orientując się, że o kimś zapomniał.
- Syrenka, cała jesteś? - Nie ruszył się z miejsca, bo jeszcze wracał do siebie, więc została mu tylko się zapytać.
W głowie miał totalny chaos, spowodowany słowami, które jeszcze powoli do niego docierały.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

Syrena ze spokojnym rozbawieniem obserwowała jak Upadły zbiera się na nogi. Chociaż powoli zaczynało docierać do niej, w jakie kłopoty się mogła tym wybrykiem wpakować, nadal nie traciła rezonu. Nie spodziewała się jednak głośnego okrzyku Czarnego. Co ma przestać? Przecież ona już nic nie robi... oj!

Sztylet przy szyi wyprostował syrenkę jeszcze bardziej niż zwykle, a ona sama skrzywiła się z niezadowoleniem. Był tu ktoś jeszcze? Chłodny kobiecy głos nic jej nie mówił, ale jej słowa szybko wyjaśniły, dlaczego obrała sobie dziewczynę za cel. Emma zignorowała ostrzeżenie kobiety i otarła strużkę krwi z dekoltu, nim ta pobrudziłaby jej suknię. Za to przecież ją nie zabije. Natomiast, gdy kątem oka dostrzegła, że napastniczka oblizuje sztylet z jej krwi skrzywiła się z wyraźnym obrzydzeniem. "Wariatka. Wariatka, jak nic. Oni tu wszyscy są nienormalni! Krew zlizywać, ble"!

Później pozostało jej jedynie przysłuchiwanie się dziwnej rozmowie Obcej z Czarnym, po której dość łatwo było załapać łączące ich relacje. W wiosce zrobiło się niebezpiecznie, a został tam chyba ktoś ważny dla Czarnego. Jacyś ludzie idą na niego? No nic dziwnego, jeśli dla wszystkich jest taki uprzejmy jak dla niej i tych małych knypków. Chociaż z drugiej strony – ludzie! Ugh... Syrena zastanawiała się przez chwilę, jak bardzo jej się oberwie w tym konflikcie jako postronnej ofierze. Nie martwiła się tym na razie, z łatwością mogła udawać człowieka, niewielu ludzi umie odczytywać aury. Chyba, że skrzydlaty ją wsypie. To byłoby niefortunne, doprawdy.

Wkurzyła się znów dopiero, gdy zaczęto rozważać na głos jej los. No co oni mieli za tupet! Młoda i naiwna?! Przecież on jej w ogóle nie znał. Zaraz jednak sytuacja znów się zmieniła. Kobieta zniknęła zza syreny i doskoczyła do Upadłego. Emma otarła dłonią płytkie rozcięcie, niechcący rozmazując nieco krew na szyi. Uniosła brew zdziwiona, patrząc jak jej niedawna oprawczyni uwiesza się na skrzydlatym i go całuje. "Co tu się wyrabia? Wariaci. Wszędzie wariaci".

- Zatrzymać masę ludzi, bez rozlewu krwi, pf, dobre... – mruknęła pod nosem komentując, nie licząc się specjalnie z tym, czy ktoś ją usłyszy czy nie. Ludzka tłuszcza była nie do zatrzymania. Pędzili jak głupie owce ścigane przez drapieżnika, niszcząc wszystko na swojej drodze. Ludzie byli tacy bezmyślni... Emma była świadkiem, jak w pewnym mieście wybuchła nagle panika na rynku i ludzie uciekając dosłownie tratowali się nawzajem. Wzdrygnęła się na to wspomnienie.

Och, wspaniale, to była jego córka. Jaka szczęśliwa, powalona doszczętnie rodzinka, uroczo. Drgnęła lekko, zaskoczona teleportacją, jak również zdziwieniem Upadłego. Co, on nie wie, co jego dziecko potrafi? Ojciec roku, bijemy brawo.

- Mogłabym cię zapytać o to samo – odparła jedynie wymijająco na jego pytanie, widząc jak zbiera się jeszcze do kupy. Wydawał się silniejszy na pierwszy rzut oka. Teraz jednak najwyraźniej informacje, które usłyszał znaczyły dla niego o wiele więcej niż dla niej.

- O jakich ludziach ona mówiła? Lepiej się stąd wynieść? – pozwoliła sobie na pytania, mimo iż wcześniej mężczyzna okazał się wyjątkowym gburem. Darowała sobie wymachiwanie rękami i robienie afery o to, że ktoś jej sztylet do szyi przystawił. Nie był to pierwszy raz, a nawet skrzeli jej nie podrażniła, więc nie było tak źle. Nadal jednak nie podobało jej się, że dała się tak podejść. Chociaż sądząc, po tym jak kobieta się teleportowała stąd, mogła się w ten sam sposób tutaj pojawić, co chociaż trochę tłumaczyłoby Emmę.

Co do dalszego kierunku jej podróży... cholera, może być ciężko. Najwyraźniej będzie zmuszona ominąć tę wioskę i ruszyć do następnej. Nawet jeśli normalnie sprawiłaby tylko małe zamieszanie swoim pojawieniem się, to w świetle tego co usłyszała, wieśniacy będą wrogo nastawieni do każdej nowej osoby. A ona niestety się wyróżniała. Od biedy mogłaby zgrywać księżniczkę, ale znów – okoliczności nie były sprzyjające. Lepiej trafić do większego miasta. Tylko jak?

***


Nigdy nie podróżowała przez portal ani nie teleportowała się. Właściwie nieznane były jej inne formy przemieszczania poza pływaniem i zwykłą podróżą, czy to pieszą, konną lub wozem. Chociaż magia ją fascynowała, starała się unikać potężniejszych jej źródeł, głównie ze strachu przed nieznanym. Teraz jednak nikt jej o zdanie nie pytał, a ona nie zdążyła nawet zareagować, gdy ziemia pod nią rozwarła się nagle. Nie było to jednak powolne pęknięcie, lecz zupełny zanik gruntu, zamienionego nagle w ziejącą czarną dziurę. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy świat zniknął jej z oczu.

Ciąg dalszy: Emma
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Sytuacja zaskakiwała coraz bardziej. Syrena zniknęła, gdy tylko na chwilę obrócił się do niej plecami. Nie przywiązał się specjalnie do obcej mu osoby, ale niesmak pozostał iż stało się to bez żadnego słowa pożegnania. Nie miał również czasu, aby rozdrabniać się nad takim drobiaszczkiem. Nadchodzący oddział pod komendą starego, upartego dowódcy sprawiało w nim teraz konflikt i sporo presji. Jeżeli się przeciwstawi to wieść prędko się rozejdzie niczym błyskawica. Złe wydarzenia zawsze przemieszczały się o wiele szybciej niż dobre. Doświadczenie życiowe podpowiadało jego osobie iż stoi przed ważną decyzją. Nie pierwszą i pewnie nie ostatnią. Ostatecznie wybrał lepszą i cięższą drogą.
Gdy tylko udało mu się spotkać z Meirą oraz Tayą, pożegnał się z nimi gwałtownie i obiecał, że jak przyjdzie czas to wróci po nie. Im dalej były od niego tym były bezpieczniejsze. Możliwe, że zachował się bardzo zimno i nieczule, ale nie: prawda była taka, iż właśnie taki był. Tak przynajmniej siebie oskarżał, czując wyraźnie mocne brzemię spowodowane tą decyzją. Był pewny, że jeszcze długo będzie pamiętał oczy przybranej córki po usłyszeniu szokującej wiadomości. Meira zachowała się spokojniej, ale również odczuł w jej zachowaniu zmianę. Nie przedłużając, odleciał w kierunku, który nie był oczywisty nawet dla niego. Nigdy nie pomyślałby, że przywiąże się w jakikolwiek sposób do ludzkiej młódki.
- Niech ciebie diabli wezmą - zaśmiał się ze szczerym uśmiechem, starając się nie patrzeć za siebie. Wiedział, że jak to zrobi, nigdy nie będzie w stanie ich opuścić i wszystko przepadnie.



Ciąg dalszy: ~Erremir
~Meira, Taya (domek Meiry - brak tematu, więc w praktyce nigdzie)
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości