Równiny Andurii[Ochrona karawany] W podróży do Leonii

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Whirrun
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

[Ochrona karawany] W podróży do Leonii

Post autor: Whirrun »

Gdy tylko słońce pojawiło się na niebie, obaj nowo poznani towarzysze opuścili miasto, razem z ochranianą przez siebie karawaną. Cała grupa liczyła ponad dwadzieścia osób i składała się z kilku wojowników zatrudnionych w tym samym celu co krasnolud i minotaur, było też kilku kupców i kilkunastu zwykłych robotników zajmujących się końmi, powożeniem i tym podobnymi sprawami. Whirrun nie przepadając za jazdą konną, usadowił się na jednym z trzech wozów, tuż obok woźnicy, wyjął z kieszeni portek fajkę, którą miał ze sobą jeszcze w rodzinnych stronach. Kilka dłuższych chwil spędził na rozmyślaniu, puszczając raz na jakiś czas kółko z dymu. "Jak dojedziemy na miejsce, przydałoby się wykombinować co mam robić po tej robocie. Nie będę przecie całe życie się szlajał z jednego końca świata na drugi. Dostane którego dnia strzałę w żyć, a wtedy będzie już za późno. Bo kto weźmie do roboty krasnoluda z dziurawą dupą? Hmmm no nic, na razie nie będę sobie tym zawracał łepetyny i skupię się na zleceniu. Głupio by przecie było jakby kogo ubili bo ja się zamyśliłem..." Z wewnętrznego monologu, wyrwały krasnoluda odgłosy kopyt dające się słyszeć przed nimi. Nikt nie był raczej zaniepokojony, bo żaden rozumny człowiek nie atakowałby ich na tak otwartym terenie i to w dzień. Występowało jednak zawsze pewne zaciekawienie, spowodowane nużącą i monotonną podróżą. Uczestnicy karawany ujrzeli w końcu pojedynczego jeźdźca, który jechał w drugą niż oni stronę. Lecz zaskoczył wszystkich tym, że gdy zrównał się z nimi, poinformował iż on sam został wysłany z okolicznego miasteczka, aby ich uprzedzić o grupie zbirów, która w okolicznych lasach grasuje na przejeżdżających tędy podróżnych.
- A jak duża jest ta grupa? - spytał Whirrun zaciekawiony wieściami. Przybysz spojrzał na niego dość dziwnie, trochę jakby z pogardą, po chwili jednak udzielił odpowiedzi.
- Nie jesteśmy w stanie dokładnie powiedzieć, gdyż jak dotąd nie przeżyła żadna ofiara ich napadów. Wiemy jedynie, że najczęściej atakowali oni o zmierzchu kiedy ludzie zajęci byli przygotowywaniem miejsca na spędzenie nocy. W każdym bądź razie mogę pozostać z wami skoro i tak jadę w tym samym kierunku.
Kupiec zarządzający karawaną chwilę przetrawiał informacje i myślał na propozycją, a po chwili stwierdził, że przez jeden dzień nie zaszkodzi im jedna para rąk u boku, która w razie czego może im pomóc. Mężczyzna dołączył więc do nich i zaczął rozmowę z jednym z ochroniarzy. Wszyscy patrzyli na niego z ciekawością przez kilka następnych chwil, jednak to też im się znudziło więc każdy wrócił do swoich poprzednich zajęć.
Awatar użytkownika
Inultus
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianie-Minotaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inultus »

Wiadomym jest, że pusta i bezpieczna droga wcale nie zwiastuje, iż pozostanie taką do końca. Często bywa wręcz odwrotnie - gdy jest zbyt cicho i zbyt spokojnie, już za moment może wydarzyć się sporo nieprzewidzianych komplikacji. Zdawał sobie sprawę z tej starej zasady Inultus. Jechał on na samym przodzie, dosiadając swego ogromnego, bojowego rumaka, gdyż zwykły koń miał problemy z podróżowaniem z nim na grzbiecie. Przeciętnego człowieka przerazić może to połączenie, gdyż samo konisko w kłębie miało niecałe 7 stóp wzrostu, a dodając do tego rogatego Inutlusa na grzbiecie, mamy do czynienia ze zjawiskiem dość nietuzinkowym i z pewnością przy pierwszym kontakcie budzącym grozę u wielu osób. Może dlatego właśnie to minotaur został mianowany dowódcą obrony tejże karawany, może dlatego, że miał jakieś w tym doświadczenie, a może powód był jeszcze inny - Inultus w to nie wnikał. Planował wykonać swoją robotę najlepiej jak potrafił, i jeszcze lepiej odebrać swoje wynagrodzenie. Właśnie z tej pierwszej z dwóch wymienionych chęci wynikał niepokój i ostrożność naturianina. Odkąd wyruszyli, spotkali tylko kilku zagubionych podróżnych i jedną, malutką, złożoną z zaledwie jednego wozu i kilku osób - a raczej spodziewał się większego zagęszczenia na tym szlaku handlowym. No cóż, czas pokaże - uznał.

Wzbudził w minotaurze ciekawość jeździec, który nadciągnął z naprzeciwka, a to dlatego, iż nie przejechał dalej, tak jak jego poprzednicy, lecz zatrzymał się i przekazał nam informację o możliwym ataku bandytów. Inultus pokiwał głową, słysząc odpowiedź na krasnoludzkie pytanie o liczebność zagrażającej im grupy. Zmarszczył lekko brwi w reakcji na dołączenie jeźdźca do ich karawany, jednakże decyzja ta została podjęta bezpośrednio przez jego pracodawcę, także nie miał zamiaru w nią ingerować czy wychodzić zbytnio przed szereg.
I tak oto ruszyli dalej, nieco ostrożniejsi i wzbogaceni o jednego kompana. Zaciekawienie po chwili opadło, podróż zaczęła się dłużyć identycznie jak przed przybyciem nieznajomego. W końcu zaczął zapadać zmrok - nadszedł czas przygotować się do odpoczynku, jako że nikomu nie było spieszno podróżować w nocy. Pamiętając o ostrzeżeniu nieznajomego jeźdźca, na czas rozpalania ognisk oraz spożywania kolacji każdy rozglądał się nerwowo. Po kilku godzinach spokoju zaniepokojenie opadło, każdy uznał, że skoro dotychczas nie zaatakowali, a nie mieli w zwyczaju atakować o tak późnej porze, to im się powiodło i nie będą niepokojeni.
Towarzysze podróży pogawędzili jeszcze z godzinę, po czym poszli spać, wystawiwszy na wartę dwie osoby - Inlutusa, który sam się zgłosił na pierwszą wartę, oraz jednego z zatrudnionych przez kupca wojów. Ten początkowo chciał usiąść w głębi obozu, przy ognisku i w dodatku wraz z Inultusem, minotaur jednak w kilku szorstkich słowach wybił mu ten pomysł z głowy i pokazał, gdzie ten ma się udać, aby wzajemnie nie rozpraszali się rozmową.
W niewygodnej pozycji naturianin siedział w pewnej odległości od obozowiska, nasłuchując odgłosów lasu. Przejął się nieco informacją o grupie bandytów, nie chciał być przez nich zaskoczony. Wprawdzie ich karawana składała się z samych wprawnych wojów, nie należy jednak lekceważyć tego przeciwnika, zwłaszcza, że niewiadomym było, z jaką liczbą rozbójników mają do czynienia, jak są wyszkoleni oraz jakim dysponują sprzętem.
Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem. Księżyc przesuwał się po nieboskłonie, pokazując upływ czasu. W pewnym momencie Inultus zauważył, że przysypia, i traci czujność. Zerwał się gniewnie na nogi. Uznał, że skoro już wstał, przejdzie się kawałek do pobliskiego zagajnika za potrzebą. Także i on uznał, że chyba póki co są bezpieczni, a jeśli nie, to drugi wartownik zdąży zaalarmować grupę. Naturianin już po chwili kroczył pośród drzew, delektując się ciszą. Spędził tam chwilę, wyszukując odpowiedniego miejsca, uwinął się raz dwa i wracał do obozowiska. Zastał tam makabryczny widok.
Wśród ludzi leżących wokół kilku ognisk krążyli zbóje, podrzynając po kolei gardła towarzyszom naturianina. Po prawej stronie obozu dostrzegł trupa wartownika. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, Inultus huknął najgłośniej jak potrafił:
- ATAKUJĄ! - W tym samym momencie dobył Thorusa i ruszył do ataku. Jednocześnie z jego krzykiem spomiędzy wysokich traw, które ich otaczały wypadło kilkanaście postaci, błyskawicznie otaczając karawanę. Wdaliśmy się w nierówną walkę - liczebność była po stronie przeciwników, ponadto towarzysze Inultusa byli zaspani i zdezorientowani. Minotaur wpadł z impetem w największą grupę bandytów, wirując i zadając kolejne ciosy. Pierwszego zaatakował od góry młotem, miażdżąc mu czaszkę. Płynnie przeszedł do następnego, uderzając go łokciem w twarz i dokładając drugi cios - uderzenie bokiem młota w twarz. Odbił Thorusem miecz następnego, złamał mu nogę w kolanie kopnięciem i dobił przeciwnika potężnym lewym sierpowym w szczękę. Następny przeciwnik wspiął się na wóz, zapewne aby zniwelować nieco przewagę wzrostu Inultusa. Naturianin nie przejął się tym jednak i po kilku krokach sprintem nadział po prostu zbira na swoje rogi, po czym wyrzucił go w powietrze. Odwrócił się gwałtownie, szukając kolejnego przeciwnika. Wokół niego po takim pokazie siły zrobiło się nieco puściej, Inultus wykorzystał jednak tę sytuację aby pomóc swym kolegom wyjść z opresji. Szala zwycięstwa zaczęła się przechylać w stronę wojowników broniących karawany - widać było braki w uzbrojeniu i wyszkoleniu atakujących.
Awatar użytkownika
Whirrun
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Whirrun »

Whirrun obudził się w samym środku walki. Potrzebował zaledwie kilka sekund na zorientowanie się w sytuacji. Złapał jedną ręką za swój topór, a drugą za hełm, po czym w biegu założył nakrycie głowy, chwycił rękojeść broni obiema dłońmi i z rykiem ruszył na przeciwników. Tylko teraz, kto jest kto, do cholery!? Przecież ja nie znam nawet ludzi z którymi jechałem... Inultus!! Będę się trzymał jego i atakował kogo i on zaatakuje! Mijając jeden z wozów, ktoś na niego skoczył, tak, że obaj polecieli na ziemię. Przez chwilę tarzali się szarpiąc, okładając łokciami, pięściami i kolanami. Jednak krasnolud dzięki doświadczeniu i masie wylądował w końcu na napastniku, przydusił go ramieniem i przyłożył nóż do żeber, który udało mu się w międzyczasie wyciągnąć zza pasa.
- Odpuść albo sprawdzę na tobie jak ostry jest ten nóż! - Mężczyzna wierzgnął kilka razy, jednak gdy Whirrun przycisnął mocniej ostrze jakikolwiek ruch ustał. - Tak lepiej, a teraz wstawaj. Tylko powoli.
Nagle wypadł przed nimi kupiec dowodzący karawaną. Miał kilka ran ciętych, jednak niezbyt poważnych, sądząc po sprawności, z jaką się poruszał. Stanął jak wryty widząc krasnoluda trzymającego nóż przy gardle mężczyzny. Przez sekundę im się przyglądał po czym zbulwersowanym głosem krzyknął:
- Czemu do jasnej cholery przytknąłeś ostrze do gardła naszego stajennego?! Zgłupiałeś doszczętnie?! Bandytów byś tłukł psi synu!
Gdy tylko opuścił dłonie z otwartą ze zdziwienia gębą, kupiec znowu gdzieś zniknął. Spojrzał przepraszająco na stajennego, jednak to on klepnął mnie rozbawiony w ramię i skoczył między wozy.
Totalnie zdezorientowany krasnolud w końcu wypatrzył minotaura i biegiem, prawie, że skacząc znalazł się zaraz przy nim. Przewaga jaką mieli bandyci dzięki zaskoczeniu, szybko się zmniejszyła, a razem z kilkoma trupami położonymi przez dwóch kompanów zniknęła całkowicie. Dwóch czy trzech rabusiów zbiegło do lasu, reszta była martwa lub na tyle ranna, że nie dała rady się ruszyć. Niestety uczestników karawany było teraz też o połowę mniej. Do tego dochodziło kilku uszkodzonych pracowników i jeden wóz z rozwalonym kołem. Zapowiadało się na to, że do celu wszyscy mieli dotrzeć o wiele później, niż mieli w planach.
Awatar użytkownika
Inultus
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianie-Minotaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inultus »

Karawanie nie udało się zbyt długo podróżować bez przeszkód. Pierwszą napotkali już pierwszego dnia, zaś bezpośrednie skutki tejże przeszkody, którą dalej pozwolę sobie nazywać grupą bandytów, minotaur i reszta załogi odczuli dość nieprzyjemnie. I o ile przeprowadzenie koniecznych napraw nie było nazbyt trudne, bardziej liczyły się tu straty w czasie. Nie uczestniczyli co prawda w wyścigu, jednakże mieli wyznaczony termin na dotarcie do Nandan - Theru i warto byłoby się go trzymać.
Tak więc, po opatrzeniu wszystkich rannych wojowników oraz dokonaniu niezbędnych napraw, karawana ruszyła przed siebie. Inultus ponownie podróżował na samym przodzie, prowadząc niejako całą kolumnę. Już wkrótce dotarli do mostu, przechodzącego nad Rzeką Motyli.
Nie zatrzymali się tam, by popatrzeć na wielką rzekę, lecz ruszyli dalej - gdyż jak już było wspomniane, nie mieli czasu, by zatrzymać się i beztrosko podziwiać masy wody, iskrzące się w blasku słońca.
W końcu dzień się skończył, a zleceniodawca i Inultus zarządzili postój. Nauczony przykrym doświadczeniem, minotaur zarządził poszerzoną liczbę wart. Także i tej nocy objął pierwszy posterunek. Po kilku kwadransach, gdy jego warta była w połowie, podszedł i usiadł koło krasnoluda, który także jako pierwszy pełnił wartę, nadal wpatrując się w mrok.
- Skąd przybywasz, Whirrunie? - zadał pytanie, chcąc zabić nudę. Profesjonalizm profesjonalizmem, jednakże nawet takiemu wojownikowi czas może się dłużyć, a tym razem starannie wyselekcjonował miejsce postoju tak, aby zasadzić się na nich i pozostać zbyt długo niezauważonym było prawie niemożliwością - dlatego uznał, że krótka pogawędka dla zabicia czasu nie zagrozi im zbytnio.
Awatar użytkownika
Whirrun
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Whirrun »

Whirrun siedział na ustroniu, gdyż był nauczony wieloma doświadczeniami, że będąc przy źródle światła - w tym wypadku ognisku - ciężej jest dostrzec zbliżające się niebezpieczeństwo. Przez ponad dwieście pięćdziesiąt lat chyba każdy wiedziałby jak się zachowywać w różnych sytuacjach, ucząc się na wszelakich błędach, wpadkach i niespodziankach, jakie przygotowuje dla nas życie na każdym kroku. Krasnolud wpatrywał się w gwiazdy, które zaprowadziłyby go do ojczystej ziemi, pobratymców i świata mu znanego i przewidywalnego. Tu gdzie się obecnie znajdował, panował chaos, często działo się coś, czego nijak nie dałoby się przewidzieć.
- Skąd przybywasz, Whirrunie? - powiedział Inultus, wytrącając go z rozmyślań. Chwilę panowała cisza, podczas której nord zastanawiał się nad odpowiedzią. Niby nie wymagała ona dość wiele wysiłku, ani czasu na znalezienie odpowiednich słów, jednak chciał on przedstawić mu nie tylko kawałek ziemi, pasma gór i lasy. Chodziło też o tą wyjątkową cechę sprawiającą, że chciał on tam wrócić - choćby na chwilę, na dzień - mimo iż nawet w głowie nie umiał jej nazwać.
- Widzisz te gwiazdy, tam nad tym pagórkiem na północy? - spytał Whirrun wskazując palcem. Zerknął na towarzysza upewniając się, czy obaj patrzą w tym samym kierunku. - Kilka z nich układa się w gwiazdozbiór, który my - krasnoludy - zwiemy oszustem, gdyż łatwo go pomylić z innym i nie raz zdarzało się, że wędrowcy gubili drogę, kierując się nie tym drogowskazem co trzeba. W każdym bądź razie, jakbyś szedł pieszo w tym kierunku miesiąc, znalazłbyś się w krainie najpiękniejszej biżuterii, najwspanialszych zbroi i broni, najdzielniejszych wojowników i najzacniejszego alkoholu. Kumulacja wszystkich tych rzeczy jest, można powiedzieć, sednem czy kwintesencją mojej ojczyzny. Lecz, żeby wiedzieć o co mi dokładnie chodzi, trzeba się tam najpierw znaleźć. Może kiedyś tam wrócę, o ile będę miał taką możliwość. - Zapadła cisza, podczas której jeden próbował sobie zapewne wyobrazić ową wspaniałą krainę lub zastanawiał się czy jego rozmówca jest aż tak głupi, myśląc, że ktokolwiek w coś takiego uwierzy. Drugi zaś, dumał już na inny temat. - Zaraz sobie dalej pogadamy, tylko muszę spytać naszego pryncypała o jedną rzecz.
Wstając z kupki mchu jaki sobie nazbierał, Whirrun otrzepał tyłek, klepnął minotaura po ramieniu i ruszył w stronę największego namiotu w obozie. Po ostatnim napadzie liczba uczestników karawany zmalała prawie o połowę. Część zginęła w walce, kilku ciężko rannych odesłano do najbliższej miejscowości, aby ich opatrzyć, no i oczywiście znalazło się kilku dezerterów, którzy uznali, że ich życie jest więcej warte niż wypłata i po prostu się ulotnili. Stanął pod "kwaterą główną" i chrząknął dosadnie. Kilka sekund bez odpowiedzi było jeszcze normalne, jednak gdy krasnolud zajrzał do środka ujrzał coś co zbiło go na moment z pantałyku. Zazwyczaj dostojny i eminentny, teraz leżał półnagi, częściowo na łóżku, częściowo na podłodze. Cały był utytłany w - najprawdopodobniej - swoim wymiocinach, przez co nawet Whirrun skrzywił się z obrzydzeniem.
- Co tu się do cholery stało? - Pytanie było skierowane bardziej do samego siebie niż kogokolwiek.
Awatar użytkownika
Inultus
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianie-Minotaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inultus »

Minotaur westchnął ciężko. Tak to już często bywało, że jeśli coś pójdzie źle, to potem, niczym lawina, walą się kolejne elementy otoczenia. Tym razem nie wiedzieć czemu zostali ukarani brakiem dowódcy. Tak jakby stracenie połowy oddziału nie było wystarczającym utrudnieniem.
Początkowo Inultus nie wiedział o co chodzi, można rzec, iż nie wierzył własnym oczom. Siedział przy ognisku, czekając na powrót krasnoluda, gdy podbiegł do niego jeden z tymczasowych podwładnych informując go o stanie rzeczy. Minotaur w kilku susach znalazł się przed największym namiotem. Tam został uraczony widokiem, jaki wcześniej ujrzało kilku ludzi z jego oddziału, przede wszystkim jednak Whirrun. To on podczas krótkiej rozmowy uświadomił naturianina, że pierwszy napotkał truposza, oraz że nikt z obecnych go nie ruszał. No cóż. Zarzygany, w dziwnej, powykręcanej pozie, kubek z rozlaną kawą obok... wszystko wskazuje na to, iż nasz zleceniodawca został otruty. Inultus wybrał dwóch ludzi, którzy mieli zająć się ciałem, sam zaś rozpoczął przesłuchanie.



- Dziwna sprawa - zaczął rozmowę Minotaur, dosiadając się bez pytania do ogniska, przy którym zasiadał Whirrun wraz z zacnym kufelkiem piwa. - Jak to przy skrytobójstwie, nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Ponoć. - dodał. - Aczkolwiek jest jeden istotny fakt. Na tyle istotny, iż w zasadzie chyba zagadka jest rozwiązana. Dwójka moich ludzi, którzy wartę przy ognisku najbliższemu namiotowi pryncypała, jak żeś go określił, pełnili, twierdzi, że widziała jakiegoś zakaputrzonego człeka, co to kręcił się wkoło. Rzecz jasna, ci dwaj szukają już szczęścia na własną rękę, bo partaczy mi pod komendą nie potrzeba - zakończył swą przemowę wyjaśniającą. Dobył bukłaka z wodą, napił się porządny chaust i odłożył skórzaną butlę. Spojrzał badawczo na krasnoluda, ciekaw, co ten ma do powiedzenia.
Awatar użytkownika
Whirrun
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Nord
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Whirrun »

Po śmierci kupca było kilka opcji do rozważenia. Pierwsza zakładała, że wszyscy podzielą się ładunkiem wedle funkcji pełnionej w karawanie. Jednak po chwili znalazł się rozsądny stajenny, który stwierdził, iż nie uda im się sprzedać nielegalnie pozyskanego towaru. Whirrun, będąc nieco zorientowanym w środowisku handlarzy większego kalibru, postanowił zabrać głos.
- Ludzie jest jedna opcja, która powinna wszystkich zadowolić. Powinniśmy zawiadomić rodzinę albo partnerów nieboszczka o tym co się stało i na czym stoimy. Potrzebny będzie ochotnik, który konno uda się z powrotem do Valladonu, a tymczasem tak czy siak musimy dotrzeć do miasta. Poczekamy tam i zobaczymy jaka będzie odpowiedź.
Nie mając lepszego pomysłu wszyscy zgodnie przytaknęli, że krasnolud dobrze prawi. Dość szybko znalazł się chętny do dostarczenia wiadomości. Niestety cała reszta musiała poczekać do wschodu słońca, bo tak dużą grupą było niewygodnie i niebezpiecznie podróżować. Tak więc ludzie porozchodzili się na swoje wcześniejsze miejsca. I tak siedząc przy ognisku Inultus nawiązał rozmowę z Whirrunem.
- Z tego co mówisz wynika, że nasz zabójca musi być zawodowcem. Byle oprycha z nożem nie wysyła się na takie szychy. Wiemy też, że używa zatrutego ostrza, najprawdopodobniej sztyletu, bo łatwiej go ukryć. - Minotaur słuchał uważnie, ale jego mina wyglądała, jak gdyby próbował się domyślić do czego zmierza jego rozmówca. - Przyszła mi do łba myśl, że moglibyśmy dopaść gnoja i zyskać tym wdzięczność rodziny kupca. Może sypnęliby nam trochę złota. Jednak podejrzewam, że zajęłoby to sporo czasu i wysiłku. Mówię ci to, gdyż sam nie mam szans na znalezienie go i potrzebowałbym pomocy równie doświadczonego wojownika jak ja. Nie musisz podejmować decyzji od razu, mamy trochę czasu zanim zjawi się ktoś po odbiór towaru. Tak więc na razie ja udam się spać, a ty przemyśl moją propozycję.
Z tymi słowy krasnolud po prostu zostawił towarzysza przy ognisku. Oczywiście miał nadzieję, że ten się zgodzi, bo za taki czyn nagroda mogłaby być naprawdę spora.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości