Teravis[Biały Ogród] Jak nie ulec pokusie

Miasto Teravis położone w środkowej części Równiny Magenar otoczone jest zewsząd grubym murem, z pomarańczowej cegły. Jako, że z każdej strony narażone jest na najazdy posiada tylko jedną bramę wjazdową strzeżoną dzień i noc przez dziesiątki strażników.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Grelia
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Alchemik , Rzemieślnik
Kontakt:

[Biały Ogród] Jak nie ulec pokusie

Post autor: Grelia »

Grelia pojawiła się w Teravis nie bez powodu. Roald Holger zatwierdził w swym napiętym grafiku miesiąc wakacji na nowym dworku jaki wybudował w owym królestwie. Choć wakacje to było za dużo powiedziane – ograniczył obowiązki skupiając się na interesach w Teravis, a przy okazji chciał dopieścić „Taillis”, co w letnim słońcu faktycznie nadawało przyjemnych skojarzeń, bowiem słowo to oznaczało „zagajnik”. Służąca nie mogła narzekać na nadmiar pracy, ale że z reguły nie mogła na nic narzekać, to wcale nie sprawiło jej to większej różnicy. Poza tym chyba wolała prace w ogrodzie czy prace alchemiczne, niż przebywanie w towarzystwie bogatych ludzi.
Teraz jednak nie przebywali na terenie dworu, a w ogrodzie jaki zaprojektował mag dla miasta. Park naprawdę zapierał dech w piersi. Mieszkańcy przechodzili obok niego ze świetlistymi oczami - rękami maga stworzono naprawdę magiczne miejsce, lecz nie było ono dostępne dla zwykłych ludzi, a jedynie tych wyżej urodzonych. Ogród ten otaczały wysokie krzewy, ale ci bardziej śmiali chętnie zaglądali przez wszelkie wejścia by jeszcze raz poczuć zapach kwiatów. Wszystko ograniczało się do tonacji zieleni i bieli. Pełne pęki białych róż przeplatały się z niespotykanymi w tej barwie azaliami. Krzewy lilaka pospolitego czy hortensji licznie obejmowały ławeczki i dróżki, a także okrągłą fontannę, na której brzegu można było przysiąść. Roald postarał się o najwyższe standardy, park wielokrotnie przecinany był przez szerokie strumyki, a idąc za ich dźwiękami można było dojść do niewielkiego wodospadu. Atrakcja dla tych, którzy chcieliby pobyć sam na sam z krajobrazem. Główne zdarzenia miały miejsce na osypanym kamyczkami placu, gdzie rozłożone były szklane stoły i siedzenia, a dla tych bardziej wygodnych rozkładane drewniane krzesła wyłożone poduszkami czy też kocami. Na noc pracownicy ogrodu chowali wszelkie kosztowności, a straż nie była tu obca. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Wszyscy arystokraci byli zachwyceni.
Dziś nastąpiło oficjalne otwarcie ogrodu. Goście powoli się schodzili, panie kryły się pod ozdobnymi parasolkami, obwieszone tyloma świecidełkami ile dałoby rady odbić się w strumieniu wody. Panowie zaś byli niebywale dostojni, ze szkiełkami na oku albo z laseczką pod pachą, przeczesywali po raz kolejny zacnie zapuszczonego wąsa. Skrzypce rozbrzmiały w łagodnej tonacji, zaraz dołączyła także harfa oraz wiolonczela. Goście chichotali trzymając szklane kieliszki oczekując powitania.
Grelia głaskała właśnie wierzchnią kamizelkę Roalda, a potem jeszcze poprawiła fikuśną koszulę z falbankami pod szyją oraz muszkę. Gdy mag stwierdził, że jest już gotowy, służąca sięgnęła czerwonej poduszki, na której leżała para białych rękawiczek. Nic do niej nie mówił. Dla niego wystarczyło, że raz jej powiedział co jest do zrobienia i ma być zrobione. Grelia pilnowała wrzątku, przetarła wszystkie filiżanki, talerzyki, obwiązała ramy krzeseł białymi kwiatami i wstążkami. O kuchnię i słodkości nie musiała się martwić, Roald zatrudnił kucharki z miasta, aby jakoś zaangażować mieszkańców, a przy okazji rozpuścić plotki o stworzonym miejscu idealnym.
Pan spojrzał tylko krótko i surowo na Grelię, a ona delikatnie ściągnęła brwi, jakby chciał jej mimo wszystko przypomnieć o nadanych obowiązkach. Był to niezwykle krótki komunikat, nikt nie zwrócił uwagi na ich mimiczną wymianę zdań. Następnie Roald stanął w tłumie ogłaszając wielkie otwarcie.
- Zgodzicie się państwo, że miejsce jest to wyjątkowe – uśmiechnął się przyjaźnie Holger. - Stworzone zostało dla ludzi wyjątkowych, stąd też jest ono dostępne tylko dla wybranych rodzin w Teravis.
Tak rozpoczął swoją mowę. Później goście mogli wysłuchać pochwał na temat królestwa, miejscowych ludzi, ale Roald bardzo skupił się na pochlebstwie obecnych tu zebranych.
Grelia stała z boku. Nie przebywała ani z pracownikami z miasta, ani z arystokracją. Jak zawsze była tą wyjątkową, należącą wyłącznie do swego pana. Nie mogła być ubrana w biel, szczególnie nie po wywołanym skandalu, o którym już nikt nie mówił, ale wielu pamiętało, więc Roald wybrał dla niej zieloną, zadziwiająco lekką suknię. Krótki rękawek przedłużony był siateczką bluszczu aż do łokci, to było dla Grelii szokujące. Pan Holger chyba faktycznie poczuł wakacje. Dekolt miała wycięty w serek, niezbyt głęboki i dodatkowo zasklepiony podobnym wzorem bluszczu. W talii rozpoczynała się dwuwarstwowa spódnica – pod spodem znajdował się gładki materiał, zaś na wierzchu koronka utrzymująca się w tematycznych wzorach. Grelia wyglądała ładnie. Ładniej niż zazwyczaj, a co najważniejsze – nie było jej tak potwornie gorąco. Nawet maskę zakrywającą ładniejszą połowę twarzy miała ozdobioną wzorami kwiatów. To było całkiem przyjemne uczucie, pasować w jakikolwiek sposób chociaż do ogrodu.
Roald skończył przemowę i zaprosił gości do stolików. Cała śmietanka towarzyska wcale się nie spieszyła, jak zawsze, ale to dodawało kilka minut do organizacji. Grelia zbliżyła się do pracowników ogrodu, doglądała ciasta na talerzykach: czy jest równo ukrojone, odpowiednio ułożone. Wcześniej przeglądała również przepisy kuchmistrzów, teraz patrzyła czy aby koreczki i kanapeczki mają wszystko, czego zażyczył sobie jej pan. Ona zwracała uwagę na najmniejsze szczegóły, co mocno irytowało pracowników z Teravis. Służąca wyminęła kocioł z wrzątkiem, właśnie dostrzegła jak winogrono zsuwa się z tacy.
- Woda się zagotowała – rzuciła do pobliskiego kucharza, a sama poprawiała owoce.
- Za to panoszenie przydałoby się ją nim oblać – burknął kucharz do pomocnika kuchni.
Grelia pochylała się ku owocom i tylko ściągnęła brwi. „I tak przez kolejny miesiąc”, mruknęła zirytowana w myślach, po czym skierowała się ku tacom i filiżankom. Jeszcze raz policzyła czy nie brakuje choćby jednego kubeczka. Wszystko się zgadzało. Mogła dołączyć do bandy nadętych buców by posłuchać ich zachwytów na temat Roalda Holgera oraz ogrodu. Służąca stanęła jak zawsze u boku swego pana, po jego lewej stronie tak, aby było widać jej maskę. Spuściła wzrok i dopóki nikt jej nie poprosił, nie ruszyła się choćby o jeden palec, sztywno utrzymując obraną postawę.
Awatar użytkownika
Katniss
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Zabójca , Mag
Kontakt:

Post autor: Katniss »

Kat jeździła od miasta do miasta, a miała tak mało informacji. Za mało. Nigdzie nikt nie wiedział nic o ludziach, którzy zabili jej ukochaną. Mimo to pokusa nie rezygnowała. Znała ich rysopisy, więc w końcu musieli się znaleźć. A zemsta... Zemsta była jedynym celem jej życia. Przynajmniej póki co. Musiała ich zabić, zamordować z zimną krwią ich i ich rodziny. Torturować, gnębić na ich oczach ich ukochanych, a na koniec poderżnąć im gardło. Musiała to zrobić. Musiała. Inaczej nie zaznałaby spokoju. Jej dusza była udręczona. Owszem, była potępiona na wieczność, ale to co czuła w głębi to okrutny żar, który palił ją od środka. Spalała się każdego dnia, każdej nocy, w każdej godzinie. Nie widziała innej możliwości ukojenia tego pożaru jak tylko zabicie tych, którzy zabrali jej ukochaną. Megan już nie było i miała nigdy do niej nie wrócić. Równie dobrze mogli zabić ją, bo w jej wnętrzu znajdowało się także pogorzelisko. Nie dało się tego opisać prostymi słowami.

Na przyjęcie w ogrodzie wkręciła się przypadkiem. Przyjechała do Teravisu do "przyjaciół". Znała pewną młodą parkę elfów, z którymi zetknęła się dawno temu jeszcze kiedy prowadziła intensywne życie towarzyskie. Liren i Astorn mieli swoją posiadłość w mieście, byli bogaci. To ich rodzice wybudowali im ten dom. Nie wnikała jak to dokładnie się stało, że mieli taki majątek - mało ją to obchodziło. Przyjaźniła się z nimi tylko dlatego, że kiedyś, na jakimś balu zwróciła uwagę na nią. Na piękną elfkę o niebieskich oczach. Nie miała z nią romansu, o nie, ale dziewczyna po prostu jej się podobała. Poza tym nie miała pusto w głowie jak większość arystokracji. Umiała grać na skrzypcach, pisała wiersze, była oczytana, znała się na alchemii i zielarstwie. Zaciekawiła Katniss. Po prostu.

Ale wracając do sytuacji. Kat była w Teravisie u swoich przyjaciół. Dostali oni zaproszenie na przyjątko w nowym, prywatnym ogrodzie, ale nie zamierzali tam pójść, mieli na głowie jakieś inne przyjęcie, czy bal, coś na co woleli pójść niż na otwarcie ogrodu. Tak więc oddali Kat zaproszenie na podwieczorek w plenerze. Postanowiła pójść, bo dlaczego nie. A nóż znajdzie tam jakieś informacje, a jeśli nie po prostu pozna nowych ludzi, a każda znajomość mogła przybliżyć ją do prawdy. Ktoś mógł coś wiedzieć, komuś coś mogło obić się o uszy. A nie... wróć... o tym już była mowa.

W głowie Katniss kłębiło się wiele myśli, ale to było jeszcze wtedy, kiedy znajdowała się w dworze swoich przyjaciół. W momencie, kiedy przekraczała próg ogrodu, jej umysł był spokojny. Ubrana była tak jak wszyscy. Na owym przyjęciu obowiązywała pewna zasada, ubrania miał być w jasnych kolorach. Oczywiście podstawą była biel, ale można było założyć też pudrowy róż, leciutki fiolet, jasny błękit. Ale żadnych żółci, czerni, pomarańczu, czerwieni, czy ciemnego fioletu albo kolorów indygo. Całe towarzystwo miało być ubrane na jasno. Katniss nie wyróżniała się. Miała na sobie białą sukienkę z koronkowym, a właściwie gipiurowym dołem i piękny, biały gorset ozdobiony kamieniami. Spod gorsetu wyłaniała się bluzeczka z lekkiego tiulu z dużym dekoltem. Krótkie rękawki opadały na ramiona. Włosy miała spięte tylko w części i upięte w malutki koczek z tyłu głowy, reszta loków była rozpuszczona i spadała kaskadami na jej plecy i ramiona. Miała piękne, brązowe pukle, ciemniejsze u góry i rozjaśniające się ku dołowi. Była olśniewająco piękna, a mimo to nałożyła makijaż. Podkreśliła rzęsy, namalowała czarne kreski pod oczami i umalowała usta na malinowy kolor. Na szyi miała wisior w kształcie serca z różowym turmalinem. Na palcach pierścionki. Na uszach podobne naszyjnikowi kolczyki. Innymi słowy, nie wyróżniała się pośród arystokracji.

Weszła do ogrodów powabnym krokiem. Przez kilka chwil przechadzała się alejkami, aż w końcu dotarła na główny plac spotkania. Od razu zauważyła dziewczynę w zielonej sukni. Służący ubrani byli na szaro albo brązowo, mieli tylko jasne fartuchy. Goście na jasno. Tylko jedna, jedyna osoba miała na sobie zielone ubranie. Rudowłosa dziewczyna stojąco niedaleko organizatora. Była bardzo intrygująca, zwłaszcza za sprawą swojej twarzy. Była poparzona po jednej stronie, a na drugiej miała maskę. To było widać nawet z daleka. Kat powoli przechadzała się pomiędzy zgromadzonymi, tak by znaleźć się w miarę blisko przemawiającego lorda. Nie to, że chciała słyszeć co pieprzy ten paniczyk, raczej była zainteresowana dziewczyną. W końcu udało jej się stanąć w miarę blisko, ale ona zniknęła gdzieś w tłumie zajmując się organizacją przyjęcia. Chcąc nie chcąc Katniss wysłuchała przemówienia do końca, choć niewiele z niego wychwyciła. Ot, pieprzenie głupot. Kiedy wreszcie skończył się ten festiwal opowieści na temat ogrodu, Kat lekkim krokiem udała się w stronę stolików.
Awatar użytkownika
Grelia
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Alchemik , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Grelia »

        Grelia powoli odsuwała się od swego pana na rzecz gości. Przybyli prosili ją o różne przysługi, raczej rozsądne i typowe dla arystokracji: a to muzyka za głośno, a to ciasto się kończy... aż do momentu, gdy nie przywołała ją pani Fiderman. Służąca doskonale znała tę kobietę. Chyba od zawsze była to dobra znajoma pana Holgera, choć starsza od niego to zdecydowanie miała podobne poglądy. Lubiła dzielić się swoją opinią z przyjacielem, nawet jeżeli była ona niepochlebna. Byli wobec siebie bardzo szczerzy, ale to najwidoczniej im pasowało. Wyrażali opinie tylko w prywatności. Czasem przy Grelii, ale te większe tajemnice omijały nawet ją. Sama zaś wiedźma przeczuwała, jakimi słowami może posługiwać się arystokratka, gdy mówiono o jej pobycie w posiadłości. Raczej nie lubiła Grelii, ale była to niechęć odwzajemniona.
        Wraz z panią Fiderman stała młoda dziewczyna. Urodziwa, o blond włosach i jasnych oczach. Szczupła, z łagodnymi kształtami i niewielkim biuście. Wszystko „podrasował” gorset oraz zakręcone włosy ozdobione drogimi spinkami. Miała przepiękną, wysadzaną kryształami suknię z delikatnie bufiastymi rękawami oraz długimi, koronkowymi rękawiczkami. Nie prezentowała się przesadnie. Łagodnie, jak na blondynkę przystało. Jednak pani Fiderman wyglądała przy niej zdecydowanie bardziej surowo niż na co dzień. Mocno upięte, ciemnobrązowe włosy, blada cera, wyraźne kości policzkowe... Zdecydowanie wyższa od blondynki oraz Grelii. Postawna i chuda, niecodziennie można było ujrzeć ją w jasnych barwach, a już szczególnie w bieli. Ubrana należycie, bez szaleństw, bez kokardek. Oczywiście musiały wystąpić jakieś asymetryczne wycięcia, aby nie przypominała służącej. Wyróżniała się z tłumu prostą suknią sięgającą aż do ziemi i drogocennym, wielorzędowym naszyjnikiem.
        Grelia zbliżyła się do dwójki kobiet i pochyliła w delikatnym ukłonie. Gdy pani Fiderman potwierdziła jej obecność skinięciem głowy, wówczas służąca spojrzała na twarze zaproszonych.
        - Słucham, pani Fiderman? - Grelia zwróciła się bezpośrednio do starszej, jako że tylko jej nazwisko znała.
        - Witaj, Grelio – odpowiedziała swym twardym głosem bogaczka. - To jest Paige de Eternoof. Córka Darena de Eternoof z dworu Koginstan, który znajduje się w Yandil. Młoda, pełna ambicji dziewczyna z talentem do komponowania przepięknych utworów, między innymi, a może i w szczególności, na harfie.
        - Jakże mi miło poznać tak wyjątkową osobę. „Rozwijamy się podczas komponentów idealnych osobowości” - zacytowała Grelia, ale służąca zaraz przepraszająco spuściła wzrok pod krytycznym spojrzeniem Paige.
        - Chcielibyśmy dostąpić zaszczytu i usłyszeć, jak panienka porusza serca naszych gości swym utworem – dodała służąca przyzwyczajona do przesadnych uprzejmości.
        - Och, jeżeli pan Holger zdecyduje się na taki gest to z przyjemnością skorzystam – odpowiedziała Paige promiennym uśmiechem. Jej zęby były małe, ale białe, a usta wąskie w barwie dojrzewających malin.
        - Oczywiście – przytaknęła Grelia. - W czym mogłabym pomóc? - skierowała się ku sednu. Nie chciała przebywać w obecności pani Fiderman. Nie widziała ku temu potrzeby.
        - Czy mogłabyś podać nam ciasto, to z białym puchem na wierzchu?
        Grelia spojrzała na obie kobiety nieco zdezorientowana, po czym skierowała wzrok w kierunku, w którym pokazywała pani Fiderman. Stolik był kilka kroków od nich, mogły równie dobrze podejść same i nałożyć kawałek kuszącej słodkości.
        - Nie chcemy ubrudzić kremowych rękawiczek panienki Paige – poinformowała z fałszywym uśmiechem starsza kobieta.
        - Tak, oczywiście – odpowiedziała po chwili Grelia.
        Rudowłosa zbliżyła się do białego stolika. Przy każdym z nich, u boku, znajdowała się srebrna taca, aby Grelia w każdej chwili mogła podać gościom wskazany smakołyk, jednak to zdziwiło służącą. Tylko na początku. Takie zachowania były dla Fiderman po prostu typowe.
        Grelia sięgnęła drogocennej tacy. Ułożyła na stoliku dw, najbardziej zadbane talerzyki z wytłoczonymi kwiatami mieniące się złotą barwą.
        - Dlaczego pan Holger trzyma takiego potwora u swego boku? - szepnęła niemalże zszokowana Paige.
        - Dziecko, jeszcze tyle rzeczy nie rozumiesz. Najwierniejszy pies, gdy mu życie uratujesz – skomentowała doświadczona przez życie arystokratka.
        - Jeszcze śmie rzucać cytatami tak dostojnych artystów – wzburzyła się blondynka.
        - Chciała zabłysnąć. Myśli, że jak usłyszy kilka cytatów niebywale płodnych poetów to od razu zjadła wszystkie rozumy – odpowiedziała sucho Fiderman.
        Grelia poczuła szpilę w sercu. „Najwierniejszy pies...”, syknęła w myślach zaciskając palce na drobnym widelczyku. Zaraz się wyprostowała i odsunęła, gdy do stołu zbliżył się arystokrata. Mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie. Służąca miała obowiązek zwolnić pierwszeństwa gościom, tak nakazał pan Holger. Stanęła więc z boku i rozejrzała się po gościach. Musiała tym jednym okiem ogarnąć całe towarzystwo, które nie mogło zamarudzić choćby jeden raz. Jej obojętne spojrzenie zatrzymało się jednak na pewnym punkcie. Na kobiecie, która w pierwszej chwili wywołała niemalże panikę w Grelii. Dziewczyna szybko opanowała emocje. To nie była Florence, ale... Te włosy - piękne, kręcone, mieniące się tysiącami refleksów brązu w promieniach słońca... Świetlista i promienna skóra, z pewnością niebywale miękka i gładka, bez najmniejszego zadrapania, przykuwała uwagę wielu mężczyzn. Siedziała przy stoliku, w przepięknej i drogiej sukni, która spływała w dół i zakrywała zgrabne krzesełko. Wyglądała niczym anioł, szczególnie, że w tle połyskiwała woda, a fontanna nagle zagłuszyła wszystkie panujące wokół dźwięki. Usta Grelii delikatnie się rozchyliły, oniemiała na ten widok. Nie spodziewała się taj olśniewającego krajobrazu podczas otwarcia Białego Ogrodu. Zapomniała nawet o ważnej funkcji, jakim było oddychanie.
        Rudowłosa służąca opuściła głowę, gdy zorientowała się, że kobieta się jej przygląda. Wiedźma nie skierowała oka na panią Fiderman, wiedziała, że ta ją obserwuje. Zamiast tego, w akcie paniki, choć ze zdecydowaniem, dziewczyna wykorzystała kwitnące drzewo wiśni tuż nad jej głową, gdy mężczyzna w końcu oddalił się od stolika. Sięgnęła po dwa białe kwiatki i obróciła się tyłem do nieznajomej. Wyciągnęła przed siebie dłonie zatrzymując się na krótką chwilę. „Nie powtarzaj tego błędu”, powiedziała uspokajająco w myślach Grelia i faktycznie jej to pomogło. Ze zwyczajnością do jakiej przywykła, ułożyła ciasto na talerzykach. Oba kawałki ozdobiła kwiatami, po czym zbliżyła się do arystokratek z ukłonem prezentując posiłek na srebrnej tacy. Grelia wyprostowała się dopiero wtedy, gdy poczuła, że ciężar talerzyków spoczął w rękach dwóch kobiet.
        - Jakże pięknie je ozdobiłaś – pochwaliła pani Fiderman.
        - Dla wyjątkowych gości i z nadzieją, że będę mogła usłyszeć cudowny utwór spod rąk panienki Eternoof. - Uśmiechnęła się życzliwie służąca, która najwidoczniej podkarmiła ego arystokratek.
        Służka otrzymała pozwolenie na oddalenie się od dwóch kobiet. Grelia dopiero w części dla pracowników oparła się o stół. Dlaczego tak potwornie drżą jej ręce? Nie rozumiała tego. Nie wiedziała kim jest ta kobieta, ale planowała omijać ją szerokim łukiem. Nie chciała psuć jej tego słonecznego i pięknego dnia wśród kwitnących kwiatów własnym obliczem. Nie zasłużyła na taki widok, a ona sama... nie zasłużyła na takie poniżenie. Te grube, kręcone włosy przypomniały jej o Florence i o tym, czego nie powinna robić, a już szczególnie jaka kara ją za to czeka. Grelia zbliżyła dłonie do twarzy, lecz w ostatniej chwili przypomniała sobie, by nie robić tego w towarzystwie, to by mogło obrzydzić ludziom posiłek. Kucharze, kucharki i pomocnicy na pewno będą skorzy do plotkowania. Dziewczyna sięgnęła materiałowej chusteczki i delikatnie przykładała ją do twarzy, aby zetrzeć pot. Była w stanie zedrzeć maskę by otrzeć kilka zdradliwych łez, ale nie mogła. Grelia nabrała głębszych wdechów nakładając na talerz pomarańcze. Przypominały słońce, smakowały słodko... Mogłaby do nich przyrównać te cudowną nieznajomą, zapewne tak się jej kosztowało – z przyjemnością, lecz Grelia była gorzka jak grejpfrut i brzydka jak grzyb. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie pobłażliwie machając głową. O czym ona myśli? Co za absurd. Ma wykonywać swoje obowiązki, a nie się zastanawiać nad gośćmi, jacy są. Miała znać ich potrzeby, zaspokoić je... W tym zakresie nie znajdowało się zachwycanie. Grelia jednak wiedziała, że trudno jej będzie obsłużyć tę arystokratkę. Jeśli sama jej nie przywoła to w pewnym momencie będzie po prostu musiała do niej podejść, choćby z grzeczności. Grelia doskonale wiedziała, że nie może narazić się Holgerowi, w żaden sposób. Żaden! Tylko... odłoży to na kiedy indziej...
Awatar użytkownika
Katniss
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Zabójca , Mag
Kontakt:

Post autor: Katniss »

Katniss ostatnio nie lubiła takich przyjątek. Denerwowało ją czcze gadanie, trzymanie się sztywnej etykiety, ten cały blichtr i sztuczność, ale... Właśnie, ale miała słabość do tego by pięknie wyglądać, do tego by się stroić i czuć lepszą od innych. W jej sercu kotłowały się sprzeczności. Z jednej strony miała ochotę napić się w karczmie zimnego piwa w jakimś przyjaznym towarzystwie, z drugiej patrzenie z góry na innych arystokratów i wprawianie ich w zakłopotanie swoją urodą też miało swój urok. Choć ostatnio znacznie częściej przebywała wśród towarzystwa, to jakoś nie do końca przywykła do trywialnych rozmów. Siedząc tak zastanawiała się czemu w ogóle tu przyszła. Czy naprawdę wśród tych snobów może znaleźć jakieś informację dotyczące jej sprawy? Z drugiej strony wychodziła z założenia, że jeśli odpowiednio pokierować rozmową, można wyciągnąć informację z każdego. A im więcej ludzi, tym więcej informacji.

Siedziała z dłońmi złożonymi na kolanach i obserwowała otoczenie, od czasu do czasu wracając wzrokiem do dziewczyny w masce. Zastanawiało ją czemu ją nosi, przecież z daleka było widać bliznę na jej twarzy. Czyżby pod maską skrywała coś gorszego? Nie miała oka, tylko samą dziurę po nim? Katniss starała się sobie wyobrazić jak źle musi wyglądać tamta połowa jej twarzy, skoro ją zakrywała. Frapowało ją też pytanie co taki ktoś jak ona robi wśród towarzystwa. Ci, którzy byli inni, brzydcy, oszpeceni, niespełna rozumu trzymani byli z dala od arystokracji. Co więc robiła tutaj ta dziewczyna? Czyżby była córką jakieś bogatej hrabiny? Dlaczego więc miała strój inny niż wszyscy?

Na Katniss oszpecona twarz nie robiła wrażenia. Nie brzydziła jej, nie przerażała, a jedynie zastanawiała. Widziała już oszpecone kobiety w swoim życiu - przeważnie takie rzeczy były winą mężczyzn. Kiedy była jeszcze człowiekiem i mieszkała w burdelu jedną z dziwek pocięto nożem. Nikogo tam nie było stać na prawdziwego medyka, a już tym bardziej na takiego z magią, który mógłby to wyleczyć. Dziewczyna wyglądała tragicznie, ale Kat bardziej przejmowała się jej bólem niż wyglądem. Pamiętała, że już wtedy nienawidziła mężczyzn. Dziewczyna, której to zrobiono wkrótce potem się powiesiła. Nie mogła być już dziwką, a nie znała innego życia. Zapewne z braku perspektyw, z bólu i rozpaczy targnęła się na własne życie. Cóż...

Pokusa wróciła myślami do sytuacji obecnej. Musiała przyznać, że ogród, który zaaranżowano, był powalający. Piękny do bólu. Lubiła naturę, woda zawsze ją uspokajała. Kwitnące kwiaty poprawiały jej nastrój. Szumiące liście sprawiały, że czuła się jakoś bezpieczniej. W końcu jednak miała dość siedzenia i śledzenia wzrokiem tych wszystkich arystokratów. Wstała i zaczęła przechadzać się po wysypanych kamyczkami alejkach. Miała białe pantofle na niskim obcasie, kamyczki zgrzytały nieprzyjemnie pod naciskiem jej stóp. Obeszła cały ogród, zaglądając w różne jego zakamarki i podziwiając kunszt wykonania parceli. W końcu wróciła na główny plac. Chciała usiąść przy stoliku, przy którym siedziała wcześniej. Szła właśnie w jego stronę, kiedy nagle się potknęła. Zapewne przewróciłaby się jak długa, uderzając twarzą prosto w ziemię, na szczęście, zupełnie znikąd, tuż przy niej pojawił się "rycerz na białym koniu". Ktoś chwycił ją i podtrzymał na tyle mocno, że w mgnieniu oka wróciła do pozycji stojącej. Zaskoczona spojrzała na swojego wybawiciela i natychmiast go rozpoznała. Toż to nikt inny jak gospodarz tego przyjęcia. Nie dała po sobie poznać, że jest w wielkim szoku. Uśmiechnęła się zalotnie poprawiając włosy.
- Ach, dziękuję, nie wiem co by się stało gdyby nie pan - powiedziała i od razu pomyślała, że od takiego gadania chce jej się rzygać, ale ciągnęła dalej. - Miło mi poznać. Lady Katniss Arvia - przedstawiła się podając dłoń do ucałowania, celowo dodała sobie tytuł i nazwisko, z którego była znana w towarzystwie. Swojego prawdziwego używała... Właściwie nie używała, tylko Megan je znała.
- Przyjaciółka lady Lirien i lorda Astrona an Yornów. Niestety przyjaciele nie mogli przyjść, jestem tu w ich imieniu. I muszę przyznać, że przyjęcie jest niesamowite. Ten, kto projektował ten ogród, musi być wielkim artystą - szczebiotała, choć miała wrażenie, że zaraz puści bąka tęczą.
Awatar użytkownika
Grelia
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Mag , Alchemik , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Grelia »

        Chwyt gospodarza był łagodny, nieprzesadny, choć na tyle silny i stabilny by utrzymać kobietę na nogach. Mężczyzna spojrzał na nią nieco zaniepokojony, od razu wymsknęło mu się z ust troskliwe „Czy nic się panience nie stało?”, ale szybko otrzymał pozytywną wiadomość. Uśmiechnął się więc nieznacznie, a gdy podała swój tytuł, zerknął na nią uważniej. To jedno spojrzenie, choć krótkie, było przez niego podkreślone, o kilka znaczących sekund za długie.
        - Miło mi poznać – powiedział pochylając się i całując dłoń Katniss. - Markiz Roald Holger – przedstawił się wolno prostując sylwetkę.
        - Chciałbym powiedzieć, że jest mi przykro z powodu ich nieobecności, aczkolwiek żałowałbym tych słów – wyznał nie odrywając wzroku od lady i zdradzając na twarzy delikatny uśmiech. Tajemniczą atmosferę przerwało jego mruknięcie. Markiz zwrócił się do niej bokiem i zaprosił gestem ręki do spaceru.
        - Dziękuję za komplement – dodał, gdy Katniss postanowiła przyjąć zaproszenie gospodarza. - Zainwestowałem w ten ogród nie tylko pieniądze, śmiem przyznać, że przede wszystkim czas. Nie żałuję. Nigdy nie żałuję – powiedział pewnym siebie głosem gładząc palcami pobliski kwiat.
        - Ogrody... - zamyślił się na chwilę. - Nie, kwiaty – zdecydował się. - Są czyste i klarowne, również te piękne. Uzbrojone w kolce nie ranią, o ile wiesz jak do nich podejść. Nie oszukają. Ich wymagania są jasne i czytelne. Potrzebują tylko wody, słońca lub cienia. To ich jedyne życzenia i jedynie człowiek sprowadza na nie śmierć, jednak spełniając wymienione warunki nigdy nie zdradzą. Nie są fałszywe, jak niektóre komplementy... - Głos Roalda zawisł w powietrzu. - Doskonale zdaję sobie sprawę, że pewni goście przyszli tu dla interesu, a nie dla „głupich kwiatów”. - Markiz uśmiechnął się pogodnie, po czym zbliżając się do stolika odsunął ozdobne krzesełko zapraszając towarzyszkę do stołu.
        - Ale mi to nie przeszkadza – kontynuował dosiadając się do stolika. - Grzechem byłoby nie wspomnieć o pewnej służącej, która z równie wielkim zapałem uczestniczyła w konstruowaniu tego dzieła. Uwielbia rośliny. Gdy zaczynała u mnie pracę powiedziała, że marzy jej się ogród białych kwiatów... - Roald wyglądał na zamyślonego, jakby wracał wspomnieniami do tamtej chwili.
        - Proszę wybaczyć. Jestem nietaktowny, aczkolwiek mogę rozmawiać o ogrodach godzinami – zaśmiał się cicho.
        - Hmmm... Może zechciałabyś ją poznać? - zaproponował choć nie czekał na odpowiedź. Niemalże od razu uniósł dłoń, a oczy arystokraty badawczo rozejrzały się po ogrodzie.
        - Lady Arvio, masz jakieś szczególne życzenia? Herbata, ciasto? Polecałbym Cesarską Perłę, biała herbata z jaśminem. Wyśmienita w smaku, a nazwa jak najbardziej adekwatna do wizerunku moich gości – mruknął nie odrywając od niej spojrzenia.
        - Nigdy wcześniej o lady nie słyszałem. Mam nadzieję, że cudownie spędza panienka czas w Teravis. To słoneczne i przyjazne miasto.

        Gdy Grelia ponownie pojawiła się wśród gości, od razu została poproszona o obsługę. Nie widziała więc jak Roald siada do stolika wraz z przepiękną arystokratką. Pochłonięta całkowicie gośćmi dopiero po dłuższym czasie zaczęła poszukiwać swego pana chcąc skontrolować efektywność swojej pracy. Służąca systematycznie upewniała się co do humoru Holgera, a jego dyskretne sygnały, znane tylko im dwojgu, informowały ją o tym czy jest z niej zadowolony czy też nie. Serce służki stanęło w miejscy, gdy tylko dostrzegła ten przepiękny a zarazem przerażający obraz – kobiety, przy której miękły jej kolana oraz pana, który zdzieli ją wielokrotnie batem za takie zachowanie. Zakazany owoc pod ochroną Roalda. Istne piekło.
        Dziewczyna pojawiła się przy ich stoliku bardzo poprawnie. Wlepiła spojrzenie w Holgera nie chcąc urazić czy też zniesmaczyć, albo i inne cuda niewidy, obecną towarzyszkę markiza. Jej krok był cichuteńki, niski obcas trzewików nie uderzały z echem o dróżkę. Rudowłosa ukłoniła się w stronę Katniss, ale nic nie powiedziała. Roald był zadowolony.
        - Grelio... - zaczął mężczyzna obejmując przyjaźnie przedramię służącej i delikatnie pochylając się w jej stronę.
        - Mamy dzisiaj wyjątkowego gościa. Lady Katniss Arvia – przedstawił Roald i dopiero w tym momencie Grelia spojrzała na kobietę. Dłoń arystokraty zsunęła się z jej przedramienia, poczuła ulgę.
        - Bardzo miło mi poznać – przyznała. - Pan Holger chyba nie miał jeszcze okazji poznać lady – zauważyła.
        Oczywiście, że zapamiętałaby Katniss. Takich osób się nie zapomina. Niełatwo jest wymazać z pamięci kogoś tak urodziwego. Wyjątkowego. Tajemniczego i...
        - W czym mogę zaoferować swoją pomoc? - spytała pośpiesznie Grelia łapiąc się na swoim milczeniu.
        - Lady Arvia pochwaliła Taillis.
        - Miło to słyszeć.
        - Zdradziłem lady, że również ty maczałaś w tym palce... - powiedział nisko Roald, jakby zdradził wstydliwą tajemnicę. Grelia drgnęła zaskoczona i spojrzała na markiza krótko. Na twarzy służącej pojawił się blady rumieniec.
        - Ach... - zająknęła się wracając spojrzeniem na Katniss, która sprawiła, że nogi służącej zaczęły lekko dygotać. Onieśmielona spuściła wzrok szukając w sobie odwagi by się odezwać.
        W życiu Grelii były takie momenty, gdy doceniała obecność Roalda. Nastąpiło to właśnie teraz. Całkowicie zagubiona w sytuacji najpewniej odeszłaby od stolika, gdyby tylko to był jakiś bar albo inne, mniej zobowiązujące miejsce. Pod batem arystokraty musiała wydusić z siebie jakiekolwiek zdanie.
        - Cóż... Pan Holger mnie zdradził – uśmiechnęła się szczątkowo. - To ogromna przyjemność pracować w obecności kwiatów... Ogród pasuje do Teravis. Może mogłabym umilić ten czas lady jeszcze bardziej, może smakołykiem albo herbatą?
        - Myślę, że możesz nas już zostawić - poinformował Roald odsyłając rudowłosą służącą do reszty pracowników.
        Grelia przytaknęła oddalając się od stolika. Reszta dnia upłynęła miło, radośnie i elegancko dla wszystkich gości. Nawet Grelia nie mogła narzekać, szczególnie odetchnęła ulgą, gdy przedstawiona lady zniknęła w ciągu dnia najwidoczniej mając na głowie inne obowiązki.

[Ciąg dalszy nastąpi]
Zablokowany

Wróć do „Teravis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość