W odróżnieniu od Crewila, Iru uwielbiała spędzać czas wśród rówieśników. Czuwanie nad chłopakiem szamanka podzieliła na warty, a gdy rola ta akurat przypadała Skoczkowi, dziewczyna miała czas, aby poznawać miasto widziane oczyma młodocianych łobuzów. Dzieciaki chętnie pokazywały jej tajemnice Teravis, a w zamian za to Iru czasem uczestniczyła w ich spektakularnych akcjach. Na przykład tych związanych z polowaniem na słodkie bułki. Szamanka miała cichy i lekki krok, doskonałą koordynację ruchową, pozwalającą jej wspinać się na dachy budynków, a także niezwykłą umiejętność rozkładania ciężaru swojego ciała, w taki sposób, że potrafiła przejść po starych dachówkach, nie krusząc ani sztuki. Była przy tym niezwykle silna, co idealnie wpasowywało się w plan zdobycia przysmaków piekarni. Kluczem do sukcesu w tej próbie okazywało się doskonałe wyczucie czasu, a jej głównym etapem było wejście na dach i spuszczenie małej przez komin, tak aby mogła wykraść wypieki prosto z rusztu. Rzecz jasna dla bezpieczeństwa najpierw do liny przywiązywało się mysz, opuszczało gryzonia na dół, a następnie sprawdzało czy ten aby się nie przypalił czy też udusił. Dopiero wówczas do akcji wkraczała najmniejsza z bandy. Jednocześnie para chłopaków zajmowała się tak zwaną dywersją, na przykład tarzając się w smole i strasząc eleganckie damy przed piekarnią.
Dzięki temu Iru wiedziała, że piegus, gruby i mysz, tak naprawdę nazywają się „szmiertelne bządło”, „goszki” i „ciepła łapa”. Iru szczególnie polubiła tą ostatnią. Mała dziewczynka uczesana w warkocze, była wyjątkowo dzielna, pomysłowa i sprytna, a co równie ważne, jej pomysły zazwyczaj były dużo prostsze w interpretacji niż zawiłe koncepcje Crewila. Bo z tej ostatniej szamanka zrozumiała tylko jedno słowo. Ucieczka. Nareszcie. Najwyraźniej bohaterski czyn Świszczącego Kotła obudził w ludziach pragnienie wolności. Crewil zapragnął wydostać się z szponów bestii, a dziewczyna była gotowa zrobić wszystko by pomóc mu dokonać tego wielkiego czynu.
- Kamienny Ślimak nie podda się łatwo – powiedziała uroczyście. - Wszędzie ma swoje oczy, a wszystkie one obserwują tych, który marzą o wydostaniu się z jego trzewi. Teraz zaś, gdy Świszczący Kocioł wybił mu zęby, tym bardziej wzmógł swoją czujność, ponieważ zrozumiał, że ludzie potrafią oprzeć się jego woli. Ale bez obaw. Szamanka wyprowadzi nas stąd, w taki sposób że nikt tego nie zauważy. Wiem wszystko o duchach a co za tym idzie wiem tez jak sprawić abyśmy rozpłynęli się w powietrzu. Widziałam też jak żylaste ramię potwora wciąga różne rzeczy na jego grzbiet, co podsunęło mi myśl, że sami również możemy skorzystać z tej metody. Ostatecznie droga przez pysk bestii nie jest jedyną, którą można wydostać się z jego żołądka.
Obserwując minę Crewila, łatwo można było się zorientować, że w chwili obecnej Iru i wynalazca zdawali się myśleć w zupełnie innych kategoriach. Na szczęście nawet bujna wyobraźnia chłopaka nie działała tak sprawnie, by podsunąć mu do głowy obraz Skoczka, którego szamanka zamierzała opuścić na linach z wysokości murów, tylko po to by chwilę później ta samą drogą przemycić Crewila i Pyłka. Za to pomysł, aby przemalować całą drużynę łobuzów spodobał się wszystkim. No, prawie wszystkim nie licząc upartego Szmiertelne Bządło.
- To dobrze, że chcesz upamiętnić wyczyn Świszczącego Kotła. Jego duch będzie ci wdzięczny – uznała Iru widząc jak Crewil mocuje na głowie dziewczynki resztki z dzielnego golema. Szamanka nie wiedziała co to ma dać, za to doskonale czuła powagę jaką niosły z sobą wszelkiej maści rytuały pogrzebowe, a szczegół w postaci tego, iż nieboszczyk był jedynie z drewna i metalu, w żaden sposób nie odbierał powagi temu wydarzeniu. Fakt, iż Goszkiego przebrano za koński zadek, dziewczyna dyskretnie postanowiła przemilczeć. Była tu obca wiec powinna szanować tradycje miejscowych. Dlatego też z powagą rysowała wzory na twarzach dzieciaków.
Gdy wszystko było już gotowe, Crewil dał znak, aby każda z grup ruszyła w swoją stronę. Chłopak upierał się, aby przed wielką ucieczką po raz ostatni zajrzeć do jego chaty, a szamanka uznała, że powinna pozwolić mu na takie pożegnanie. Poza tym pozorowany powrót do warsztatu mógł okazać się sprytnym manewrem mającym osłabić czujność bestii.
Nieoczekiwanie okazało się, że chata chłopaka nie jest pusta.
- Wejdźcie proszę. Czekając na was postanowiłem się nieco rozgościć – powiedział mężczyzna, który z zainteresowaniem studiował pergaminy porozrzucane po całej pracowni. – Tak jak się domyślałem, ten błazen Feline nie stanowił dla pana wyzwania, panie Rudhof. Co zresztą bardzo mnie cieszy, ponieważ to co zamierzam zaproponować przeznaczone jest tylko dla wybranych uszu.
Iru próbowała przypomnieć sobie kim jest ów człowiek. Wiedziała, że miejscowi nazywają go Lordem Protektorem, chociaż znaczenia żadnego z tych słów nie była w stanie zrozumieć.