TeravisDuch nauki.

Miasto Teravis położone w środkowej części Równiny Magenar otoczone jest zewsząd grubym murem, z pomarańczowej cegły. Jako, że z każdej strony narażone jest na najazdy posiada tylko jedną bramę wjazdową strzeżoną dzień i noc przez dziesiątki strażników.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Duch nauki.

Post autor: Crewil »

        Pochłonięty nadzorowaną przez siebie procedurą chemiczną, Crewil zdawał się nie dostrzegać licznie zgromadzonych gapiów, wyczekujących kolejnej spektakularnej eksplozji. Wypatrzenie kogokolwiek nie było zresztą wcale rzeczą łatwą, jako iż przezorni mieszkańcy, pomni wcześniejszych doświadczeń, obserwowali poczynania wynalazcy ukryci za grubą warstwą drewna, metalu i kamieni. Jako prowizoryczne schronienia preferowano wozy, fasady budynków, kolumny, pomniki, drzewa, skrzynie, kufry czy też masywne ławy zawczasu wyniesione na zewnątrz i przewrócone blatem na bok. Z kolei najbardziej przezorni członkowie widowni woleli uczestniczyć w tym wydarzeniu, obserwując go zza swoich okien, z nosami na wysokości parapetu. Jedynie Iru swoim zwyczajem siedziała na ziemi tuż obok Rudhofa, udając, że asystuje chłopakowi w pracy. Nie licząc samego Crewila, wszystkich tych ludzi łączyły dwie rzeczy – nieznajomość techniki i brak wiary w potęgę nauki oraz nadzieja na ujrzenie efektownej klęski projektu i wywołanie czegoś co zniszczy połowę dzielnicy. Niewielu natomiast zadawało sobie sprawę jak mało dzieliło ich od takiego finału. Wystarczyła jedna kropla za dużo, jakiś luz wewnątrz mechanizmu, czy źle zaprojektowana trajektoria ruchu, a mechaniczny golem gotów był zmienić się w piekielną machinę zagłady.
        - Wiec co to w ogóle jest? Strach na wróble?– dociekała szamanka.
        - To mój nowy pomocnik. Od dziś będzie wspierał mnie w co cięższych pracach – wyjaśnił Crewil nie odrywając wzroku od armatury gdzie bulgotał przygotowany przez niego alchemiczny specyfik.
        - Myślałam, że to ja ci pomagam?
        - Podaj mi klucz do śrub – zripostował wynalazca, a widząc jak bezradnym wzrokiem Tifcane patrzy na porozrzucane wokół narzędzia, natychmiast dodał. – To ten z podwójną rączką i głownią wyglądającą jak szczęki.
        - Czemu wlewasz do niego zieloną wodę? – Nadal nie rozumiała Iru.
        - To nie jest woda. Znaczy się jest nią tylko w niewielkiej części. To hydronium. Substancja, która wykorzystuje właściwości wody, jednak reakcje, którym podlega występują w znacznie węższym zakresie temperatur. Bo widzisz, istotą wszystkiego jest tarcie, które powoduje podgrzanie i parowanie wywaru, natomiast tu w wymienniku ciepła następuje jego skraplanie. Oba te procesy generują olbrzymie wzrosty ciśnienia, które z kolei przekłada się ruch korbowodu. Rozumiesz?
        Szamanka nic nie rozumiała. Mimo to nie dawała po sobie poznać tego faktu. Właściwie to było jej obojętne czy mechanizm zadziała. Plemię powierzyło jej zupełnie inną rolę. Wskutek całej serii nieszczęśliwych wypadków, złej interpretacji faktów i fatalnie wysnutego proroctwa, dziwak z szkłami na głowie został uznany za kogoś ważnego, natomiast Iru miała strzec by nie stało mu się nic złego. Stara wyrocznia przewidziała, iż nad Crewilem wisi niebezpieczeństwo, jednak w całej swej mądrości nie dodała, że jest on szaleńcem o skłonnościach samobójczych, nie rozumiejącym czym jest przetrwanie, a jednocześnie usiłującym pomóc egzystować innym. Życiu wynalazcy najbardziej zagrażał on sam. Niestety Tifcane nie mogła wrócić na Bezkresne Równiny i opowiedzieć swojej Przewodniczce, że ta się myliła. Dlatego też czekała na coś co można będzie można podciągnąć pod nieszczęsną przepowiednię.
        - A ten… pomocnik, będzie wiedział co ma robić?
        Crewil prychnął obrażony samą sugestią, iż mógł o czymkolwiek zapomnieć lub też nie dopracować jakiegoś szczegółu.
        - Ma sto czterdzieści cztery programowalne sekwencje przekładni ustawiane przy pomocy tych dźwigni. Oczywiście, że będzie wiedział. Zrobi to, czego zostanie nauczony. W tym przypadku rozładuje towar z barki i paczka po paczce, przeniesie go pod gospodę. Tu mamy przesuw, uchwyt, obrót i kolejny przesuw…
        - Wybuchnie – podsumowała Iru.
        - Nie! Naturalnie, że nie!
        - Chmury mówią, że będę miała dziś szczęście – zmieniła temat Tifcane. – Czyli, że ty znajdziesz się w poważnych tarapatach.
        - Nie zapeszaj mi tu. I przestań rzucać nakrętkami w golema. To precyzyjny wynalazek. Odrobina pyłu między kołami zębatymi mogłaby być fatalna w skutkach. Nie wspominając o opiłkach, drzazgach czy metalowych elementach, które gotowe są zablokować... Psiakrew, dodałem dwie krople smaru czy trzy?
        - Co za różnica?
        - KO-LO-SAL-NA! Zagadujesz mnie, przez co wszystko może szlag trafić. Chwila. Niech pomyśle. Jedna. Dwie. Chyba dwie? To na pewno były dwie. Prawda? Powiedz, że dwie.
        - „Że dwie” – zgodnie z poleceniem odpowiedziała szamanka, nie mającą pojęcia czym jest ów smar. Najważniejsze, iż owo zapewnienie uspokoiło inżyniera, który z głośnym westchnieniem ulgi dodał do mechanizmu kolejna kroplę tego czegoś.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

Lot Meliki z przystankiem na Wyspie

        “Tik tok, wziuum, łump!…” Melika całą sobą skupiła się na podążaniu za tajemniczym źródłem dźwięku. Jako pyłek nie miała uszu, jednak gdyby je miała, poruszałyby się bez ustanku, próbując ustalić, skąd dobiegają intrygujące zgrzyty i kliknięcia. Ich melodia była inna niż wszystko, co dotychczas spotkała - jednocześnie martwa i żywa, ale nie należąca do świata natury. Maie nie znała słowa “mechaniczna”, więc nawet nie przyszło jej do głowy. Czuła jednak całą sobą przeciągłą skargę z jaką pracował mechanizm, tak jakby nie był do końca z tego zadowolony. Jednocześnie było w nim coś ekscytującego i niepokojącego, dużo bardziej niż dźwięk formującej się burzy czy śpiew ptaków.
        Porzuciła odgłos grzmotu, który ciągnęła za sobą aż od wyspy, a niebo nad miastem Teravis nagle wypełniło się potężnym hukiem. Niezbyt tym przejęta (przecież skoro jej to nie przeszkadza, to czemu miałoby dokuczać innym?) pochyliła się nad dziwnym skupiskiem ludzi (i innych istot, którym nie miała jednak czasu na razie się przyjrzeć) gromadzących się pośrodku placu. Widywała już z góry miasta, ale to było inne niż wszystkie. Otoczone grubym murem o ładnym, pomarańczowym kolorze, miało tylko jedną bramę i wręcz tętniło życiem. Nierówne oddechy mieszkańców, ich krzyki, śmiechy i kichnięcia tworzyły osobliwą melodię, która stała się tłem dla wspaniałej kompozycji prezentowanej przez dziwaczne urządzenie ustawione na samym środku.
        Olbrzymi, beczkowaty stwór posykiwał i buchał parą, ale nie potrafiła wychwycić bicia jego serca. Zaintrygowana opadła jeszcze niżej, a złote drobinki migotały wesoło w promieniach słońca. Kiedy jego jasny blask przesłoniły chmury, dziewczynka wylądowała zgrabnie w malutkim zaułku obok placu, przyjmując swoją fioletową formę. Czuła się zmęczona podróżą i wiedziała, że przez jakiś czas będzie musiała pozostać w tym ciele.
        Grupa gapiów tłoczących się ciasno wokół Crewila i jego mechanicznego golema bardzo ją peszyła, ale mimo to dzielnie ruszyła naprzód, przeskakując pęknięte kostki brukowe. Delikatnym podmuchem wiatru pomogła sobie w prześlizgnięciu się przez tłum i już po chwili, balansując chybotliwe na chudych nóżkach, ustawiła się w pierwszym rzędzie. Kilka osób podpatrywało na nią z niechęcią, ktoś nawet wykrzyknął “Dusiołek!”, ale większość z dorosłych traktowała ją jak kolejnego malucha, który próbował zobaczyć co się dzieje. Grupka innych dzieci stoczyła się po drugiej stronie, zakładając się między sobą o koraliki, kiedy wynalazek wybuchnie.
        Z bliska malutka maie mogła w pełni podziwiać olbrzymiego, mechanicznego stwora i czyniła to z najwyższym zaangażowaniem (co tu oznacza: miała szeroko rozdziawione usta i nie zwracała uwagi na nic innego). Krzątająca się wokół niego, poczochrana sylwetka wydawała się dopełnieniem obrazu, jednak chwilowo uwaga rogatej istoty skoncentrowała się tylko na posykującym i trzeszczącym głośno stworze.
Ostatnio edytowane przez Mel 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Początkowo było to niezwykle trudne. Uczono ją opanowania i tego by nie okazywać lęków, jednak widok masywnej budowli, którą miejscowi nazywali murem, sprawiał że serce szamanki stawało z przerażenia. Iru była przekonana, że olbrzymia, bezduszna istota jest jakimś piekielnym bytem, który więzi mieszkańców znajdujących się w jej wnętrzu. Najdziwniejszym było to, iż przez jej bramę–paszczę, nieszczęśnicy wchodzili dobrowolnie. Ona zresztą również, chociaż tak naprawdę uczyniła to na prośbę Widzącej, więc nie do końca można tu było powiedzieć o wolnej woli. Wewnątrz okazało się, że sam stwór nie pożera swoich ofiar lecz czyni z nich niewolników. Co w sumie było jeszcze gorsze. Z czasem okazywało się, że ludzie z miasta nie potrafią żyć inaczej niż w objęciach tego, który przyczynia się do ich niewoli. Z jakiegoś powodu nawet nie próbowali podjąć walki.
        Iru myślała, że nigdy się nie przyzwyczai. Wielka konstrukcja napierała na nią z każdej z stron, próbując zmiażdżyć jej kości i wycisnąć ostatnie tchnienie. Szamanka była bliska szaleństwa, gdy nieoczekiwanie znalazła rozwiązanie. Wystarczyło potrzeć w jedyną otwartą przestrzeń jaka jej pozostała. W górę. Mur nie krępował chmur, które w dalszym ciągu cieszyły się wolnością. Jeśli skupić wzrok tylko na nich, dało się przynajmniej na jakiś czas zapomnieć o wszechobecnym potworze. A jeszcze lepszym rozwiązaniem było przeniesienie się z poziomu ulicy jak najwyżej poza zasięg oziębłych kamieni. Dodatkowa korzyścią był fakt, iż z szczytu można było podziwiać otaczające miasto równiny. Widok ten na powrót budził w Tifcane nadzieję. Szkoda tylko, że Skoczek nie podzielał tego zdania. Szamanka nie rozumiała dlaczego jej wierny rumak odmawia przeprowadzki na dach, ale postanowiła uszanować jego wolę.
        Obserwując poczynania Crewila, dziewczyna zastanawiała się czy przypadkiem właśnie to nie jest istotą jej misji. Przykazano jej pozostać u boku wynalazcy, do czasu aż nie uwolni go od niebezpieczeństwa, co w skrócie mogło oznaczać wyciągniecie go z pułapki miejskich murów. Iru czuła, iż będzie musiała w jakiś sposób przebić się do świadomości zniewolonego umysłu i wytłumaczyć chłopakowi co jest dla niego najlepsze. Chociaż wszystko wskazywało na to, że nie będzie to zadanie łatwe. Niektórzy z mieszkańców Teravis wydawali się wykazywać pewna dozę odporności na otaczające ich zło, co jakiś czas opuszczając to miejsce, jednak Rudhof okazał się w nim kompletnie zatopiony.
        Rozważania Iru przerwał grzmot rozlegający się wysoko na niebie. Było to dziwne, ponieważ z całą pewnością nie zapowiadało się na burzę. Przynajmniej tego szamanka mogła być pewna. Zaintrygowana Iru podniosła się z ziemi, z zaskoczeniem uświadamiając sobie że nikt z zgromadzonych wokół Crewila i golema nie zainteresował się tak nienaturalnym zjawiskiem. Czyżby ludzie żyjąc tutaj zatracili instynkt przetrwania?
        - Dzieje się tu coś dziwnego – oświadczyła. – Muszę to sprawdzić.
        Tifcane szybko doszła do wniosku, iż wspinaczka na jedną z wież i wypatrywanie zagrożenia mija się z celem. Obserwacja burzy nauczyła ją, że dźwięk rozchodzi się wolniej niż światło, więc cokolwiek go wywołało musiało już tu być, a ponieważ wcześniej niczego nie zauważyła, to coś musiało być niematerialne. Zamiast więc wpatrywać się w twarze istot ukrytych za barykadami, szamanka zdecydowała aby poszukać winowajcy w sferze myśli.
        „Dlaczego przybywasz nieproszony?” – spytała z nadzieją, iż jakiś duch odpowie na jej wezwanie, jednocześnie kontynuując wymianę zdań z Crewilem.
        - Że dwie – odpowiedziała, nawet nie zastanawiając się o co chodzi. Członkowie plemienia Ariatte nie potrafili pisać, a matematyka okazała się tą dziedziną nauki, której mimo wieloletnich prób żadnemu z nich nie udało się opanować. Nawet nie używali liczb, zamiast nich stosując formy opisowe, takie jak „tyle ile jest palców przy dłoni”, albo „ile koń ma nóg”. Iru nie była w tej kwestii wyjątkiem, ale skoro obiecała pomagać to przecież nie mogła odmówić tak banalnej prośby.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Crewil był nie tylko konstruktorem, ale również artystą, dlatego też z prezentacji swoich wynalazków musiał uczynić dzieła sztuki. Jego zdaniem ludzkość powinna wiedzieć, iż jest świadkiem czegoś wyjątkowego. Nawet jeśli nie wszyscy zebrani zdawali sobie sprawę z potęgi nauki i nadziei jaką niesie ona dla człowieka, samo uczestnictwo w tak przełomowym wydarzeniu, nakładało na obserwatora pewien zakres odpowiedzialność, z kolei rolą głównego organizatora było zadbanie o oficjalną oprawę widowiska. Za publicznym przeprowadzeniem eksperymentu takiego jak ten obecny, przemawiał jeszcze dużo bardziej prozaiczny fakt - niewielki warsztat Crewila był zbyt ciasny, aby golem mógł się po nim swobodnie się przemieszczać.
        - Powinienem wygłosić mowę – uznał wynalazca, ignorując ostrzeżenie swojej towarzyszki.
        W tym czasie golem wpadł w oscylację, zaczynając rytmicznie podskakiwać, dudnić, skrzypieć i piszczeć. Jego metaliczny łeb pobrzękiwał miarowo, a z tłoków na grzbiecie świstała upuszczana para. Dla młodego geniusza był to wymowny znak, że powinien się spieszyć, a jednocześnie stanowił potwierdzenie, że jak do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem. Maszyny były przewidywalne i z założenia niezawodne, czego niestety nie dało się powiedzieć o ludziach.
        - Stać! Wstrzymać eksperyment! Zabraniam jego kontynuacji! – nieoczekiwanie wykrzyczał brodaty herold ubrany w pasiasty strój z bufiastymi rękawami. – Mam tu nakaz egzekucji zadłużenia oraz stanowczy sprzeciw przeciwko prowadzenia przez tego osobnika jakichkolwiek doświadczeń! Panie Rudhof, proszę wyłączyć to paskudztwo.
        - Nie da się go wyłączyć. To reakcja, która musi wygasnąć samoistnie – wyjaśnił Crewil. – A teraz, jeśli można, szanowny panie Feline, proszę usunąć się z trajektorii ruchu.
        - Niedoczekanie. Poinstruowano mnie, aby w przypadku sprzeciwu aresztować pana i niezwłocznie doprowadzić do lochu.
        Poirytowany wynalazca zaczął intensywnie przeczesywać dłonią swoje potargane włosy. Przełomowa chwila dla nauki miała zostać zaprzepaszczona w skutek głupiego ludzkiego oporu? A wszystko przez drobiazgowe procedury i przepisy. Chłopak miał świadomość, że kilka jego ostatnich eksperymentów naraziło miasto na pewne straty, a władze domagały się aby to on pokrył kosztu odbudowy zniszczeń, jednak czym jest te kilka domów w porównaniu z wszystkim tym, czego mógł dokonać? Ignorancja i małostkowość. Oto przyczyna dlaczego postęp rodzaju ludzkiego odbywa się w tak wolnym tempie.
        - Proszę mi pokazać ten dokument. – Crewil wyciągnął dłoń w stronę herolda, po czym szybko przeleciał treść rozporządzenia. To czego szukał znalazł bezpośrednio pod wzmianką o możliwej konfiskacie mienia, wygnaniu lub zamianie długu na prace społeczne. – Napisano tu „do dnia dzisiejszego”, a dzień dzisiejszy wciąż trwa. Zdaje się, że minęło dopiero południe. Musi pan wiedzieć, panie Feline, że po pierwsze zmarnował pan mój czas na cenną przemowę, a po drugie po tym co mam zamiar tu zaprezentować, stanę się nie tylko sławny, ale również bogaty. Więc z łaski swojej, przesuń się pan.
        Miejski urzędnik nie zamierzał się łatwo poddawać.
        - Wiedz, że upoważniono mnie również do tego, by w miarę zaistniałych okoliczności zwiększyć należność jaka figuruje na tym dokumencie. Dlatego też będę cię obserwował i gdy tylko ujrzę coś podejrzanego, natychmiast skorzystam z przysługującego mi prawa.
        - Dobra, dobra… - Crewil lekceważąco machnął ręką. – Panie i panowie, niestety z przyczyn ode mnie niezależnych rozpoczniemy bez należytego wstępu. A więc, do dzieła!
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Poruszenie na placu sprawiło, że Melika skuliła się w sobie i cofnęła lekko w tłum. Brodaty mężczyzna, który wmaszerował na plac krzycząc i gestykulując, miał agresywny, ostry głos i bardzo srogi wyraz twarzy. Jego ton był niski, niemalże basowy, a słowa tylko częściowo zrozumiałe dla małej, fioletowej istotki. Eg-ze-ku-cji? Za-dłu-że-nia? Choć nie wiedziała co to znaczy, czuła przez jego intonację, że ma wrogie zamiary wobec kudłatego chłopaka, a olbrzymia maszyna, która tak ją zachwyciła, napawa go odrazą i niechęcią.
        Ich dalszą kłótnię zagłuszył golem, który zaczął buchać parą, zgrzytać i piszczeć w sposób wielce niepokojący. Nieświadoma możliwości zbliżającego się wybuchu maie wpatrywała się w niego jednak z zachwytem, chłonąc całą sobą dawany przez niego spektakl. Otworzyła wisiorek i pochwyciła trochę hałasu, zatrzaskując wieczko i zamykając go pod ozdobioną ametystem pokrywką. Ten kawałeczek wspaniałości zostawi sobie na później!
        Po chwili skończyła majstrować przy medaliku i wróciła do śledzenia wydarzeń na placu. Straszny pan nadal kłócił się z chłopcem, a ten odpowiadał mu, groźnie marszcząc brwi. Z twarzą usmarowaną czymś ciemnym wyglądał jednak bardziej zabawnie niż groźnie i Mel z miejsca go polubiła.
- Ej, fioletowa, weź się przesuń! - powiedział jeden z umorusanych urwisów ubranych w nieco podarte łachmany, potrącając ją łokciem. Na delikatnej skórze momentalnie pojawił się siniak.
- Ała! To boli! - odpowiedziała cicho, odsuwając się ostrożnie. Nikt nigdy dotąd nie nabił jej siniaka, i bardzo nie podobało jej się to nowe doznanie.
- Tak rogata, spadaj! Zasłaniasz! - powiedział inny chłopiec, wypychając ją na sam koniec tłumu. Wielkie, srebrne oczy duszka wypełniły się łzami. Dlaczego nie pozwolili jej po prostu popatrzeć? Siąpiąc nosem przywołała wiatr i uniosła się do góry, obserwując wydarzenia z wysokości kilku stóp. Stąd słyszała wszystko jeszcze lepiej i momentalnie wróciła do przysłuchiwania się prowadzonej na placu rozmowie.
        Nazwisko herolda, wypowiedziane przez konstruktora, zupełnie nie pasowało do jego masywnej postaci. Feline - to słowo miało w sobie dużo melodyjności i gracji, zupełnie niczym kot wyciągający się w rozespany łuk. “Zabawne, jak bardzo imiona nie pasują do ludzi”, pomyślała Mel, “Wydawałoby się, że imię określa osobę. Tak jak Melika określa mnie. A jednak ludzie często mają skłonności do nadawania nieprawidłowych nazw i imion innym ludziom i niektórym przedmiotom. Ciekawe czy tacy ludzie czują się przez to mniej kompletni niż inni?”
Jej rozważania przerwały słowa urzędnika, który oznajmił, że będzie obserwował chłopaka. Z tego, co zrozumiała wynikało, że był on zobowiązany zapłacić jakiś Łuk, ale miał na to czas tylko do zachodu słońca. Domyślała się, że to poważna sprawa, a wspomniany Łuk (a może Dłuk? Dziewczynka nie znała tego słowa, więc jego prawidłowe brzmienie nadal pozostawało dla niej niepewne) musiał być niezwykle ważny dla naburmuszonego urzędnika. Wynalazca uciszył go jednak lekceważąco i zwrócił się do zgromadzonego tłumu. Jego teatralne gesty i słowa bardzo jej się podobały. Pomyślała, że chciałaby mu pomóc i że jeśli później będzie mogła porozmawiać ze strasznym panem heroldem, postara się uspokoić jego emocje i zmienić negatywne nastawienie do chłopca i jego wynalazku. Tymczasem jednak zachłannie wróciła do obserwacji mechanicznego potwora, który z coraz większą częstotliwością klikał, stukał i emitował kłęby siwego dymu.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Miejski urzędnik nagle zorientował się, iż ma spory problem. Po pierwsze świadkowie jego doniosłej przemowy w powstałym sporze zdecydowanie bardziej sprzyjali Crewilowi niż stanowczej literze prawa. Działo się tak nie tyle z sympatii do chłopaka, co z obawy, że działalność pana Feline może pozbawić ich wszystkich tak oczekiwanego spektaklu. Co prawda herold przywykł do tego, iż ogłaszane przez niego rozporządzenia nie zawsze przyjmowane są z entuzjazmem, jednak nie mógł zignorować faktu, że po wymianie zdań z wynalazcą, on sam znalazł się zdecydowanie zbyt blisko właśnie rozpoczętego eksperymentu, pozbawiony jakiejkolwiek osłony przed najbardziej prawdopodobnym finałem. Jednocześnie powaga piastowanego stanowiska nie pozwalała mu, aby natychmiast rzucić się do ucieczki, szukając schronienia za pierwszym możliwym zabudowaniem. Chrząkając donośnie, w udawanej zadumie, mężczyzna niby od niechcenia zrobił kilka kroków, chowając się za szamanką.
        - Co takiego uczynił ten „zadłużenie”, że zasłużył na powróż na szyję? – spytała Iru, która w odróżnieniu od Mel, rozumiała przynajmniej znaczenie słowa „egzekucja”.
        Tymczasem mechaniczny golem trajkocząc na pół miasta, powoli ruszył do przodu, znacząc trasę swojego marszu głębokimi bruzdami w ziemi. Zafascynowana widownia wstrzymała oddech. Ciekawość zebranych powoli wygrywała z troską o własne bezpieczeństwo, dzięki czemu Tifcane mogła oglądać nie tylko oczy ukrytej widowni, ale i co niektóre wścibskie nosy. Szamanka ze stoickim spokojem rozsiadła się na ziemi, krzyżując stopy i unosząc kolana ku górze. Nie przejęła się specjalnie faktem, że pan Feline zignorował jej pytanie. Ludzie często tak robili, czego nie można było powiedzieć o duchach. A skoro dziewczyna nie dostała żadnej odpowiedzi również na pytanie zadane w sferze mentalnej, to znaczyło iż żadna z tych istot nie przebywała w pobliżu.
        Wciąż jednak nie rozwiązywało to problemu tajemniczego grzmotu i nagłych niczym nie wytłumaczalnych porywów wiatru. Dziewczyna zaczęła poszukiwać innego wytłumaczenia obserwowanej przez siebie zagadki. Na przykład ingerencji jakiegoś czarodzieja. Iru zdawała sobie sprawę, że magowie niespecjalnie przepadają za osobami takimi jak Crewil. Większość z nich ignorowała chłopaka, tak jakby w ten sposób chcieli zaprzeczyć jego istnieniu, a przy tym istnieniu wszystkiego co związane jest z nauką. Zdarzali się tez tacy, którzy uważali młodego Rudhofa za jednego z nich, bo przecież rzeczy, których dokonywał kudłaty, musiały mieć coś wspólnego z czarami. Być może jeszcze nie nazwanymi, ale brak definicji niekoniecznie musiał oznaczać iż czegoś nie ma.
        Tifcane wodziła wzrokiem po widowni, będąc prawdopodobnie jedyną, która patrzy w niewłaściwym kierunku. Nagle dostrzegła wśród niej najpiękniejszą istotę jaką kiedykolwiek dane jej było zobaczyć. Iru słyszała wcześniej, że gdzieś tam w wielkim świecie żyją inteligentem rasy, tylko w części przypominające ludzi, jednak jak do tej pory nigdy nie spotkała się z kimś tam odmiennym. Na pierwszy rzut oka zdawać by się mogło, że ma przed sobą zwyczajną, niewysoką dziewczynkę, jednak to delikatne stworzenie z całą pewnością było wyjątkowe. Krucha i drobna niczym źdźbło trawy, wyglądała jakby lada moment miał ponieść ją wiatr. Do tego ta niezwykła lawendowa barwa skóry podkreślana przez intensywny kolor włosów, przez które przebijały niewielkie różki. Szamanka była zdeterminowana by dowiedzieć się czym jest nieznajoma, jednocześnie znajdując w sobie nieodpartą potrzebę by ochronić ją przed wszelkim złem, a przede wszystkim przed kamiennym potworem w wnętrznościach którego właśnie się znajdowali.
        Jakby na potwierdzenie domysłów Tifcane, obserwowana przez nią dziewczynka zaczęła unosić się w powietrzu. Iru, choć bardzo pragnęła przyglądać się małej jak najdłużej, miała też cichą nadzieję, że ostatecznie wiatr porwie tego motyla i uniesie cudowne stworzonko wysoko ponad miejski mury, ku wolności. Niestety póki co nic takiego nie nastąpiło. Szamanka nie potrafiła wyjaśnić dlaczego wszyscy ludzie, którzy zgromadzili się tu by zobaczyć cud, nie są w stanie dostrzec tego jedynie prawdziwego, fascynującego zjawiska, które lewituje im nad głowami. Głupota ludzi było niczym horyzont na Jałowych Równinach.
        - Cudowne. To najbardziej zachwycająca istota jaką dane mi było spotkać – oświadczyła Tifcane, na co Crewil tylko przytaknął głową, przekonany iż mowa o jego golemie.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Obserwując jak jego golem pokonuje kilka pierwszych kroków, Crewil miał ochotę wrzeszczeć z radości. Triumfował, chociaż wciąż miał świadomość, że do pełnego sukcesu nadal daleko, dlatego też nie rozstawał się jeszcze z pokusą obgryzania paznokci i rwania włosów z głowy. Problem młodego wynalazcy polegał na tym, iż nie rozróżniał on fazy przedwstępnej, związanej z uruchomieniem prototypu, od finalnego zaprezentowania swojego działa potencjalnemu nabywcy. Idąc na skróty, chłopak składał te dwie rzeczy w jedno, w skutek czego mieszkańcy miasta byli naocznymi świadkami całej serii jego niepowodzeń, a jednocześnie traktowali go jako dostarczyciela wyjątkowej rozrywki.
        Mechaniczny golem nie był tu wcale wyjątkiem. Tuż przed jego uruchomieniem, Crewil zamontował na konstrukcji maszyny całą gamę przyrządów monitorujących, mających za zadanie pomierzyć parametry pracy nowego wynalazku. Powyższy zabieg nadał golemowi jeszcze bardziej futurystycznego wyglądu. Rudhof zamierzał mierzyć wszystko. Oscylacje i amplitudę drgań, poziom generowanego hałasu, temperaturę beczki, piski, trzaski i zgrzyty dobiegające z jej wnętrza, przesuw, posuw, ciśnienie i całą gamę innych wielkości, o istnieniu których zwykły zjadacz chleba nie miał pojęcia. Szereg drutów, nici i igieł na bieżąco nanosiło na papier generowane wykresy. Talerze, tuby, podskakujące pokrywki czy słoik napełnione barwną cieczą, rejestrowały możliwość pojawienia się krytycznych wartości mogących rozstroić zachowanie się aparatury, a wszystko to nanoszone został na specjalnie opracowaną przez wynalazcę tabelę zagrożeń, której wskaźnik obecnie znajdował się na pozycji „bulgotanie”.
        - Potęgo dwójki! Działa! – krzyknął Crewil widząc jak golem podnosi pierwszą z paczek, po czym ze zgrzytem obraca się w stronę miejsca, w które należało ją przenieść i powoli kieruje się w właściwym kierunku.
        - Gdyby moi ludzie pracowali w takim tempie już dawno wszystkim im zasadziłbym kopa, zatrudniając prawdziwych tragarzy. – Dał się słyszeć niezadowolony głos osobnika schowanego za wozem.
        - Ta próba ma na celu analizę i zgromadzenie danych. Docelowo całość będzie można przyspieszyć - bronił się wynalazca.
        - Po co ślimakowi nogi? Weź je obetnij – zadrwił ktoś inny.
        Nieoczekiwanie maszyna sama z siebie zaczęła przyspieszać, tak jakby usłyszała niepochlebne uwagi na temat swojej pracy, jednocześnie stawiając sobie za cel udowodnienie niedowiarkom swojej wartości. Crewilowi wydawało się to nader dziwne, ponieważ nie przypominał sobie by wyposażał golema w jakikolwiek mechanizm pozwalający mu myśleć, a tym bardziej obrażać się pod wpływem krytyki. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. Nabierający impetu, wynalazek młodzieńca, zamiast odstawić pakunek w wskazanym miejscu, ominął sklep szerokim łukiem i popędził wzdłuż wąskiej uliczki.
        - Stój! Co ty wyprawiasz?! – darł się Crewli, rzucając się w pogoń za swoim patentem. – Iru! Zatrzymaj go!
        Chłopak szybko zrozumiał, iż przy swojej marnej kondycji nie ma szans dogonić ciągle przyspieszającej maszyny, obecnie przypominającej wrzący kocioł. Chłopak dyszał z trudem obserwując jak jego duma z każda chwilą coraz bardziej się oddala.
        - Nie rozumiem co się dzieje. Zrobiłem symulację wszystkich możliwych zagrożeń i żadne z nich nie wskazywało na coś takiego – wydusił z siebie chłopak, gdy Iru dopędziła go lekkim krokiem.
        Ocierając pot z czoła, wynalazca z przerażeniem wpatrywał się jak jego działo pędzi ku nieuniknionemu zderzeniu z budynkiem gospody. Nagle golem zrobił zwrot, uniknął kolizji z przeszkodą, po czym kontynuował swój bieg podążając prostopadłą uliczką. Chwilę później maszyna powtórzyła ten manewr wykonując kolejny gwałtowny skręt. Rudhof nie miał szans dopędzić mechanicznego złodzieja, szybko jednak odkrył prawidłowość w tych z pozoru chaotycznych ruchach, dzięki czemu był w stanie przewidzieć miejsce w jakim golem powinien zjawić się lada moment.
        - Za mną! – przykazał szamance, ciągnąc dziewczynę za rękę. – Wiem, że to niemożliwe i nie powinno się tak stać. W ogóle to jakieś absurd. Takie wariactwo mogłoby się zdarzyć tylko wówczas gdy… chwila… jak cię prosiłem o podanie koła zębatego na czterdzieści osiem garbów, zrobiłaś dokładnie tak jak mówiłem, prawda?
        Widząc niezrozumienie w oczach dziewczyny, Crewil kontynuował coraz bardziej przerażony. Nagle zdał sobie sprawę, że być może błędnie zakładał, iż Iru towarzyszy mu głównie dlatego, bo sama interesuje się techniką, pragnąc doskonalić się u takiego mistrza jak on. Jednak być może było zupełnie inaczej.
        - Ale rozumiesz jak działa przekładnia? Błagam, tylko mi nie mów, że nie masz pojęcie czym jest koło.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Zachwycona dziewczynka przeleciała ze świstem nad głowami tłumu i podążyła podekscytowana za Iru, Crewilem i jego uciekającym golemem. Maszyna ściskała kurczowo w dłoniach porwaną paczkę, a kolorowe, ślicznie opalizujące płyny znajdujące się w przymocowanych do niej butlach, gulgotały radośnie. Za nią unosił się obłok dymu, w którym na chwilę zniknął wynalazca i jego towarzyszka. Powietrze przeszył donośny zgrzyt i olbrzym zamarł bez ruchu, w groteskowej pozie przypominającej zdziwienie. Mel również zatrzymała się w górze, przekrzywiając ciekawie głowę i czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Po ciszy jaka zapadła dookoła wydawałoby się, że to już koniec kłopotów, jednak beczkowata postać okręciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni i wznowiła swój szaleńczy bieg. Coraz szybciej kierowała się w stronę miejskich murów. Dziewczynka ruszyła za nią, przyglądając się w międzyczasie wysokiej kobiecie, która towarzyszyła poczochranemu wynalazcy.
        Ptasie piórka, licznie wystające z włosów nieznajomej, bardzo przypadły duszkowi do gustu, a czerwona farba zdobiąca ciemną cerę miała miły dla oka odcień. Mel nie wiedziała dlaczego kobieta wymalowała linię na swoich oczach, ale czy wszystkie ładne rzeczy muszą mieć swoje uzasadnienie?
        Jej aura, w przeciwieństwie do błyskającej, krzykliwej aury chłopaka, była czysta i nieco szorstka. Maie nie potrafiła zinterpretować kolorów, które ją otaczały, ale z zaintrygowaniem obserwowała ciemne, obsydianowe odcienie przeplatane jaśniejszymi smugami. Kolory kojarzyły jej się z powierzchnią jeziora w tej dziwnej porze zmierzchu, kiedy dzień dotyka ust nocy, przestając być jasnym, ale nie stając się jeszcze ciemnością. Szarość przyniosła zadumę i powagę, które na chwilę udzieliły się także dziewczynce. Prysnęły jednak jak bańka mydlana w momencie, w którym za plecami usłyszała hałas rozkrzyczanych głosów. Tłum, nadal żądny rozrywki, podążył za nimi. Spanikowana dziewczynka straciła równowagę, a przyjazny prąd powietrza wymknął się spod jej stóp. Koziołkując jak dmuchawiec w czasie huraganu, wylądowała twardo tuż pod nogami Crewila i szamanki, wzbudzając niewielki tuman piaskowego kurzu. Zakaszlała donośnie i skuliła się, czując jak bolą ją wszystkie obtłuczone miejsca. Regeneracja maie natychmiast zaczęła zasklepiać otarcia i goić siniaki, ale z tego fioletowa istotka na razie nie zdawała sobie sprawy. Załzawionymi oczami rozejrzała się dookoła, próbując zogniskować wzrok i oddychając ciężko. Wizyta w mieście wywoływała tak skrajne uczucia, jakich nie doznała nigdy dotąd. Rozdarta między dziecięcym podekscytowaniem i skrajem płaczu, spojrzała błagalnym wzrokiem na nowo uderzonych towarzyszy.
- Cześć - miauknęła cicho, próbując powoli wstać.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru przywykła do tego, iż pod wpływem dużego stresu Crewil zaczyna gadać głupoty. Jak na pewnego siebie wynalazcę, chłopak zbyt często używał słowa „katastrofa”. Poza tym miał też w zwyczaju posługiwać się całą gamą wyrażeń, których znaczenia szamanka nie była w stanie pojąć. Domyślała się, że chodziło tu o wspomniane kiedyś przez starszyznę przekleństwa. Widząca tłumaczyła jej, iż ludzie nie potrafiący panować nad własnymi emocjami, często używają obraźliwych słów, by rozładować rosnący w nich gniew. Być może „koło” było tu jednym z nich, Chociaż Tifcane za nic nie rozumiała dlaczego chłopak miałby się jej czepiać.
        Dziewczyna uniosła ramiona i w geście bezradności rozłożyła ręce. Wiedziała, że przedmioty wrzucone do wody wywołują powstanie kręgów na jej powierzchni. Jej lud rozbijał namioty, tak by wszystkie one tworzyły zwarty pierścień, natomiast większość zjawisk zachodzących w naturze, zamykało się w kolejnych cyklach. Nigdy jednak nie zajmowała się kołami w znaczeniu takim jakie miał w głowie Crewil. Poza tym szamanka nie musiała znać się na obliczaniu trajektorii, pędzie, siłach czy wektorach. Jej wiedza była dużo cenniejsza, ponieważ pochodziła od obecnych i byłych członków plemienia Ariatte, a co ważniejsze wielokrotnie sprawdziła się w praktyce.
        - Nie krzycz na mnie tylko dlatego, że twoje stworzenie spłoszyło się i poniosło. Pamiętaj, że z naszej dwójki to ja jestem tą, która potrafi je zatrzymać – oświadczyła Iru, wkładając palce do ust i gwiżdżąc donośnie. W ten sposób szamanka zwykła przywoływać swojego konia. – A mogę to zrobić ponieważ wiem czego ten golem chce i dokąd biegnie.
        Crewil nie zdążył zaprotestować. Chciał zaznaczyć, że maszyna sama z siebie nie może niczego chcieć, a co więcej jeśli chodzi o wyznaczenie powtarzalności sekwencji jej ruchów, to właśnie on jest w tej kwestii osobą najbardziej kompetentną, jednak ów wywód przerwało mu pojawienie się spadającej z nieba maie. Iru dopiero teraz dostrzegła niebezpieczeństwo jakie groziło delikatnej istocie. W momencie gdy golem zaczął uciekać, obserwatorzy widowiska również wpadli w panikę. W głowach zgromadzonych cały czas pokutowało przekonanie o niechybnej eksplozji, która zakończy ten spektakl, z tym że w związku z obecnym rozwojem sytuacji, nikt nie był w stanie przewidzieć gdzie ów wybuch nastąpi. Część ludzi uciekała w obawie aby nie znaleźć się zbyt blisko epicentrum katastrofy, a inni wręcz przeciwnie chcieli być świadkami tego co się stanie, przez co podejmowali próby nadążenia za mechanizmem. Wszyscy zaś oni stanowili zagrożenie iż w swojej głupocie stratują delikatną dziewczynkę. Na szczęście Skoczek zdążył pojawić się przed tłumem.
        - Chodź ze mną pyłku. Uratuję cię – powiedziała Iru, pomagając Melice wstać i najostrożniej jak tylko potrafiła, sadzając fioletową na grzbiecie swojego wierzchowca. Następnie sama wskoczyła na ogiera, sadowiąc się tuż za plecami maie. – Zaczekaj tutaj Crewilu. A my zwrócimy ci twojego przyjaciela. Ha!
        Szamanka szarpnęła za uzdę i z okrzykiem na ustach pognała w pogoń. Zwykle nie nosiła przy sobie broni, uznając ją za zbędny ciężar. Zdaniem dziewczyny dużo bardziej praktyczne było poukrywanie oręża w różnych częściach miasta, tak aby zawsze mieć coś pod ręką, bez względu na to gdzie się znajdzie. Dzięki temu zabiegowi, nawet w pełnym galopie, mogła chwycić jedną z licznych włóczni pozostawionych w rynnie. Świadomość, że nie miała pojęcia jak działa ścigana przez nią maszyneria ani odrobinę jej nie przeszkadzała. Dla Tifcane dużo ważniejszym był fakt, iż w plemieniu od młodości szkolono ją w polowaniu na stepowe bawoły, a jedną z elementarnych prawd wykorzystywanych w tych niebezpiecznych łowach, było to, że każdą nawet najbardziej masywną istotę, jeśli tylko jest rozpędzona, można zmusić do biegu w wybranym przez siebie kierunku. Co ważniejsze wystarczy do tego delikatne szturchnięcie. Wytracony ze swojego rytmu, bawół musiał skręcać tak jak chciał łowca bo inaczej straciłby równowagę. W ten sposób można było oddzielić jedna sztukę od stada i kierować ją prosto w pułapkę. Oczywiście pod warunkiem, iż wcześniej nie nadziało się na jego rogi. Ale w przypadku golema ten drugi czynnik nikomu nie groził.
        - Świszczący kocioł próbuje wydostać się z trzewi potwora – z przekonaniem stwierdziła Iru tłumacząc Melice, dlaczego stara się prowadzić golema w stronę miejskiej bramy. Od razu domyśliła się, że mechaniczna istota szuka ratunku, a że pierwszy raz znalazła się na zewnątrz, sama nie potrafi dotrzeć do paszczy bestii. Jej szczęściem szamanka troszczyła się o wszystkie istoty. Nawet te z drewna, metali i kamienia.
        Metoda stosowana przez Tifcane przyniosła zaskakująco pozytywne efekty. Skoczek szybko zrównał się z golemem, a trącając włócznią w boki maszynerii, dziewczyna nadawała kierunek biegu dymiącej beczki. Iru nie zdawała siebie sprawy jedynie z jednej rzeczy, a mianowicie z faktu, iż kolejne uderzenia w poganianego przez siebie stwora, uszkadzają jego aparaturę, w efekcie uniemożliwiając mu nie tylko wykonywanie kolejnych skrętów, ale również blokując jego system hamowania. A że nieszczęścia chodzą parami, akurat w tym czasie miejsca brama pozostawała zamknięta. W efekcie dziewczyna doprowadziła do tego na co wszyscy czekali. Golem z impetem wpadł w potężne wrota, wywołując eksplozję która zatrząsła murami Teravis. Fala uderzeniowa wzbiła w powietrze ogromne ilości pyłu i odłamków drewna. Przerażony Skoczek przysiadł zna zadzie, o mały włos nie zrzucając swoich jeźdźców. Na szczecie Iru zdołała opanować wierzchowca.
        Ze stoickim spokojem szamanka odczekała aż tumany kurzu opadną na ziemię, po czym stwierdziła.
        - Poświęcenie Świszczącego Kotła nie pójdzie na marne. Pokonał bestie, dzięki czemu ludzie znów mogą być wolni.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Uganianie się za własnym eksperymentem było dla wynalazcy nad wyraz frustrujące. Nie będąc w stanie nadążyć za galopującą Iru, Crewil pobiegł w miejsce gdzie spodziewał się ujrzeć nadbiegającego golema. Niestety nie znalazł tam nic poza pustą uliczką. Jego obliczenia okazały się błędne, co dodatkowo podniosło irytację chłopaka. Maszyna już wcześniej zachowywała się dziwnie, jednak była to dziwność przewidywalna, natomiast teraz, wskutek działania szamanki, wszystko stało się chaotyczne, a określenia jakichkolwiek reguł odnośnie trasy obieranej rzez golema, okazało się niemożliwe.
        - Myśl, myśl, myśl – sam siebie mobilizował Crewil. Geniusz wybitnych twórców, takich jak on, objawiał się między innymi tym, iż nie dawali się oni manipulować teorią przypadkowości. Rudhof musiał jedynie znaleźć jakiś czynnik, na którym oprze swoje poszukiwania, a wówczas bez problemu obliczy gdzie szukać uciekającego wynalazku. Po głębszej analizie, chłopak doszedł do wniosku, iż odgłos eksplozji i chmura dymu formująca nad miastem efektownego grzyba, może być istotną wskazówką. Pełen obaw ruszył w tamtym kierunku.
        Na miejscu nie wiedział co powinien zrobić jako pierwsze. Rozpaczać, skrzyczeć Iru, czy też ratować ocalałe resztki tego co jeszcze przed chwilą było cudownym golemem. Zdecydowanie miał ochotę zwrócić uwagę szamance, że jeśli następnym razem ta zaproponuje zatrzymanie czegokolwiek, powinna go uprzedzić, iż zamierza zrobić to w takiej formie. Powinien też stanowczo zaznaczyć, że ewentualne zwroty przyjmuje tylko w jednej części. Problem w tym, że krzyczenie na dziewczynę nigdy nie wychodziło mu dobrze. Zwłaszcza na tą. Po pierwsze dlatego, że była ładna, a co ważniejsze była też dużo silniejsza od niego.
        Ostatecznie w głowie wynalazcy wygrał instynkt przetrwania. Nie był to zresztą pierwszy raz, gdy Crewil stawał przed podobnym dylematem. Tak jak widzowie jego eksperymentu z grubsza wiedzieli jakiego finału mogą się spodziewać, tak i sam wynalazca domyślał się jakie będą następstwa kolejnej katastrofy. Chłopak rzucił się w gruzowisko, zbierając wszystko to co nadawało się do ponownego użytku, wciskając poszczególne elementy konstrukcji w ręce zaskoczonych Iru i Meliki.
        - Szybko! Da się to jeszcze naprawić. Zabieramy co nasze i znikamy stąd, zanim ktokolwiek niesłusznie oskarży nas o powstałe tu szkody – stwierdził Crewil jakby rzeczywiście był przekonany, iż stare bramy czasem wybuchają same z siebie.
        - Zatrzymać tego człowieka i jego dwie wspólniczki! – Tak jak rdza pojawiała się na metalu, tak pan Feline zwykł materializować się tam gdzie pojawiały się problemy wynalazcy. Herold miał dodatkowo tą paskudną cechę iż zwykle towarzyszyło mu dwóch strażników.
        - Pan Feline, cóż za miła niespodzianka. Kto by pomyślał, że zobaczymy się ponownie… Tak szybko – ironicznie zaśmiał się Rudhof, w desperackiej nadziei, iż miejski urzędnik jest tu nie z jego powodu. – Nie chce pan chyba oskarżyć mnie o zniszczenia, przy których nawet nie byłem obecny?
        - Domyślałem się, że tak się to skończy – tryumfował herold. – A to dla ciebie młody człowieku oznacza spotkanie z naszym Lordem Protektorem.
        Wizja takiego spotkania zdecydowanie nie spodobała się chłopakowi. O ile Feline uchodził za niebezpiecznego, to sam tytuł lorda protektora brzmiał niczym skazanie na egzekucję. Być może znaleźliby się i tacy którzy podobna wizytę uznaliby za swoją szansę, jako iż zwykle tego typu audiencje kończyły się albo lawinowym awansem w hierarchii społecznej albo przepadnięciem bez wieści, jednak Crewil jakoś nie miał przekonania, że jego dotychczasowe osiągnięcia wzbudzą zachwyt. A z tego co słyszał lordowi daleko od wizjonera, gotowego uwierzyć w możliwości nauki.
        - Właśnie sobie przypomniałem, że mam w domu pełną sakiewkę, dzięki której będę mógł spłacić obciążenia. Pan pozwoli, że po nią pójdę – oświadczył wynalazca, jednocześnie układając sobie w głowie listę rzeczy, które powinien wziąć ze sobą, uciekając z miasta.
        - Nic z tego! Zabrać ich - twardo rozkazał Feline, gdy obaj gwardziści otoczyli chłopaka, szamankę i Melikę.
        - Do lochów? – spytał jeden z żołnierzy.
        - Oczywiście, że nie. Te młokosy mają spotkanie z Lordem Protektorem. Już teraz!
        - Ale, ale… chciałbym chociaż zaznaczyć, że jestem nieodpowiednio uczesany – bronił się Crewil.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Maie poczuła jak silne ręce łapią ją w pasie i sadzają na koniu. Spodobało jej się określenie “pyłek”, którego użyła nieznajoma. Może nazywać się pyłkiem, jeśli chce tego pani z czerwonym pasem na twarzy!
- Dzień dobry koniku - powiedziała, głaskając miękką grzywę Skoczka. Zwierzę parsknęło przyjaźnie, a po chwili jego właścicielka zwinnie wylądowała za plecami Meliki. Dziewczynka z zainteresowaniem słuchała jej słów, patrząc na wynalazcę, który miotał się we wszystkie strony.
- Pa, Crewil! - zawołała odwracając się i machając do niego, gdy szamanka popędziła konia i ruszyła galopem za uciekającym golemem. Wiatr łopotał jej fioletowymi warkoczykami, a grzywka utworzyła zawadiacki łuk na czole. Podobał jej się ten pęd w piżmowym zapachu końskiej skóry, rytmiczny stukot kopyt o bruk i świst wiatru w uszach. Kiedy Iru wyciągnęła z rynny włócznię, zaklaskała zachwycona. Miasto było takie ciekawe!
- Czy w każdej rynnie schowane są takie ładne, błyszczące rzeczy? - zapytała, przypatrując się odbijającemu słońce ostrzu.
- Świszczący kocioł próbuje wydostać się z trzewi potwora - objaśniła kobieta, zaganiające golema w kolejną, wąską uliczkę. Kiedy maszyna zbyt mocno zbliżyła się do zamkniętego wyjścia z miasta, dziewczynka, przeczuwając nadchodzący wybuch, zatkała uszy palcami. Nie chciała żeby skończyło się to jak na wyspie, gdzie huk niemalże ją ogłuszył.
        Trzask był potworny! Wrażliwe uszy maie zapulsowały z bólu, a ona sama zapiszczała cicho, kuląc się obok szamanki. Czy wszyscy ludzie muszą mieć przedmioty, które wywołują takie hałasy?! Silne ramiona Iru otoczyły ją, powstrzymując upadek, który byłby nieunikniony w innej sytuacji. Po chwili koń się uspokoił, a one znalazły się na ziemi, obok zrozpaczonego wynalazcy. Przez chwilę jeszcze piszczało jej w uszach, ale szybko zapomniała o tym niemiłym uczuciu i z ciekawością przyglądała się chłopakowi, który zaczął zbierać rozsypane wokół śrubki i trybiki.
Wcisnął jej garść miedzianego żelastwa, które spotkało się z jej najwyższym zainteresowaniem. Wsunęła łapkę w gigantyczną, urwaną dłoń, która również wylądowała w jej stercie przedmiotów.
- Przykro mi z powodu twojego świszczącego kotła - powiedziała poważnie. Chciała żeby wiedział, jak bardzo podobało jej się to buczące, mechaniczne stworzenie.
        Obok nich pojawił się znowu ten sam mężczyzna o kocim nazwisku i dwóch innych, ubranych w smutne, identyczne stroje. Zerknęła na nich przelotnie, ale to co mówili brzmiało znacznie mniej interesująco niż sprężynka, która odskakiwała po każdym naciśnięciu palcem. Dziewczynka bawiła się nią do momentu, aż wyższy z mężczyzn popchnął ją w plecy i kazał iść z resztą. Nie widziała powodów, żeby się sprzeciwiać, więc posłusznie potruchtała obok nowo poznanych towarzyszy. Złapała Iru za rękę tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie i spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Dokąd idziemy?
Tymczasem tłum, częściowo usatysfakcjonowany eksplozją, przerzedził się, zostawiając po sobie tylko kilka najbardziej zainteresowanych sprawą gapiów. Wśród nich znaleźli się także czterej mali chłopcy, którzy wcześniej wypchnęli Melikę z placu.
- Ej, patrz, fioletowa ma kłopoty!
- Zabierają ich do Lorda Protektora?
- Trzeba jej jakoś pomóc - szeptali między sobą.
- Za mną! - zarządził najstarszy z nich, może czternastoletni, wysoki i chudy smyk z grzywką. Zgodnym krokiem odwrócili się i zniknęli w cieniu przyległej do placu uliczki.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Szamanka nie rozumiała ludzi obserwujących pole bitwy. Z jakiegoś powodu nikt nie wiwatował ani nie cieszył się ze zwycięstwa. Wyglądało to tak, jakby z wrażenia wszystkim odebrało mowę. Było to wyjątkowo dziwne, bo przecież kilka chwil wcześniej wszyscy z zainteresowaniem przyglądali się poczynaniom Świszczącego Kotła, gdy ten sposobił się do walki, a teraz mieszkańcy Teravis udawali głuchych na odniesiony przez niego sukces. Ludzie trzymali się na dystans, odwracali głowę albo szukali wokół siebie dziesiątki innych czynności, byleby tylko nie zbliżać się do potwora. Paradoksalnie w tym tłumie obojętności, najdzielniejsze okazywały się dzieci, które ochoczo wyrywały się w stronę dogorywającego truchła. Te ostatnie szybko jednak zostawały skarcone przez rodziców. Dopiero w momencie pojawienia się Crewila, Iru zdołała pojąć sedno sprawy. Oczywiście ktoś musiał tym niedowiarkom udowodnić, że potwór rzeczywiście jest martwy. Jako twórca Świszczącego Kotła, wynalazca pośrednio mógł przypisać sobie odniesione zwycięstwo, a zatem to na nim ciążył obowiązek pokazania wszystkim, że ciemiężyciel nie był już groźny. Dla szamanki miało to sens. W polowaniu na pantery robiło się podobnie. Ten który zadał ostateczny cios, demonstracyjne wkładał swoją dłoń w paszczę drapieżnika, a chwilę później wycinał jego serce. W przypadku bestii z kamienia ten drugi rytuał był nieco utrudniony, ale Crewil najwyraźniej znalazł sposób również na to.
        Iru cieszyła się z sukcesu ładnego chłopca. Lubiła Crewila. Był on jedyną osobą w mieście, do której zwracała się po imieniu. Początkowo, z racji szkieł noszonych na głowie, szamanka nazywała go „ile koń ma nóg oczy”, jednak chociaż brzmiało to bardzo ładnie, na dłuższą metę okazywało się być uciążliwe. Zwłaszcza gdy trzeba było szybko zwrócić uwagę wynalazcy. W każdym razie teraz najistotniejszy był fakt, że chłopak wreszcie zostanie doceniony i zyska szacunek wśród współplemieńców. Niestety dla samego Rudhofa takie rozumowanie oznaczało iż drastycznie zmalały jego nadzieje na to iż dziewczyna obezwładni dwójkę strażników i błyskawicznie zorganizuje mu ucieczkę.
        Sam Crewil wyglądał na nieco oszołomionego własnym sukcesem, przez co działał chaotycznie i plótł głupoty, przez swoją skromność zachowując się jakby w ogóle nie chciał nagrody, jednak gdy pojawił się brodacz w groteskowym pasiasty stroju, nie było już od odwrotu. Wciśnięte w swoje ręce, części golema, szamanka natychmiast wyrzuciła przez ramię, nie bardzo rozumując dlaczego powinna je nieść. W tej chwili swoja uwagę skupiła głównie na człowieku, który jako pierwszy zdecydował się docenić dokonania chłopaka.
        Dla Iru postać pana Feline uosabiała głupotę, na którą zapadali ludzie w mieście. Duszność, ciasnota i ciągłe wpadanie na siebie, miało fatalne skutki. Ogrom istot stłoczonych na małej powierzchni sprawiał, że ci człowiek po jakimś czasie sam się gubił. Dlatego też, chcąc się jakoś wyróżniać z tłumu, ludzie zakładali na siebie tak przedziwne stroje. Na przykład spodnie. Od kolan w dół wąskie i obcisłe, bezpośrednio przylegające do skóry, a powyżej nich bufiaste, przypominające bukłak na wodę. Sama idea może i nie była zła, ale jak się z czegoś takiego napić?
        - Idziemy spotkać się z kimś ważnym. Crewil zasłużył na nagrodę i pewnie tam mu ją wręczą – wyjaśniła Iru odpowiadając na pytanie zadane przez Melikę. Bezpośredniość Pyłka trochę ją zaskoczyła, jako że nie przywykła by ludzie tu byli tak otwarci i szczerzy. Szamanka nie wiedziała też jak powinna odwzajemnić uścisk. Z jednej strony obawiała się, że działając z zbyt dużą siłą, może uczynić krzywdę dziewczynce delikatnej niczym źdźbło trawy, ale jednocześnie czuła że powinna dodać fioletowej otuchy, ujmując jej dłoń stanowczo i zdecydowanie.
        - Wszystko będzie dobrze. A być może i zabawnie – dodała Tifcane, wpatrując się w spodnie herolda.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Popychany przez Feline i jego sługusów, Crewil desperacko starał się znaleźć rozwiązanie na wyplątanie się z tej historii. Próbował odwołać się do rozsądku, poczucia obowiązku, współczucia czy powagi urzędu jaki sprawował herold. Posunął się nawet do propozycji przekupstwa, niestety wszystko to nie dało rezultatu. Miejscowi urzędnicy bali się Lorda Protektora, wskutek czego żaden z nich nawet nie pomyślał, by odmówić skrupulatnego wykonania powierzonej mu misji, a co gorsze pan Feline miał dodatkową motywację by przyłożyć się do pognębienia chłopaka, jako iż najzwyczajniej w świecie Crewila nie lubił.
        - Jestem przekonany, iż wszystko tu to jedno gigantyczne nieporozumienie. Zapewne w ogóle nie chodzi o mnie. Na przykład Harwil. Ten piekarz. To ci dopiero jest zbrodniarz. Widział ko kiedyś by mył ręce przed urabianiem ciasta? Głowę daję, że czcigodnemu Lordowi Protektorowi, chodziło właśnie o niego – bronił się wynalazca. – A nawet jeśli już, co oczywiście brzmi śmiesznie, bo wiadomo że nie, Najwspanialszy Obrońca Teravis chciałby pochylić się nad tak banalnym zagadnieniem jak zarysowana brama, to z pewnością zainteresowałby się również tym, co takiego było w tych podejrzanych ładunkach, iż mój golem zdecydował się wynieść je z miasta.
        - Zamknij się szczeniaku albo resztę drogi pójdziesz zakneblowany – stanowczo uciął Feline, jednak żadna groźba z jego strony nie była w stanie powstrzymać młodego Rudhofa.
        W genialnym twórcy obudziła się szarmancka dusza. Niezmiernie rzadko zdarzało się, aby targające chłopakiem porywy serca mówiły tym samym głosem co jego rozsądek, ale tym razem obie natury Crewila były ze sobą zgodne. Skoro nie mógł ratować siebie, wynalazca chciał przynajmniej pomóc dziewczynom, oszczędzając im niewątpliwie przykrego doświadczenia jakim miało okazać się spotkanie z Lordem Protektorem. Chciał być bohaterem, a bohater najpierw troszczy się o bezpieczeństwo innych. Szczególnie w sytuacji gdy ci inni nie pomagają, a jedynie są ci kulą u nogi. Chłopak obawiał się, że Iru może chlapnąć coś co zupełnie go pogrąży, a towarzyszące jej fioletowa – swoją drogą osobną sprawą było ustalenie skąd się ona wzięła – wyglądała podejrzanie. Z całą pewnością ta nowa znajomość nie poprawi notowań jakie Crewil miał u przedstawicieli władz miasta.
        - Panie łaskawco, proszę przynajmniej wypuścić te damy. Oskarżanie je o współudział to jakiś nonsens. Fioletową pierwszy raz widzę na oczy, natomiast ta wyższa nawet nie odróżnia dybla od skobla, a co za tym idzie żaden z niej pomocnik – upierał się Rudhof.
        - I wydaje ci się, że mnie to cokolwiek obchodzi – zaśmiał się herold.
        Sytuacja wyglądała beznadziejnie, a zanosiło się na to, iż będzie jeszcze gorzej, gdy zamiast główną drogą do zamku, Feline i jego kompani zdecydowali się poprowadzić młodzież podejrzaną boczną uliczką. Pasiasty jegomość miał nadzieję trochę nastraszyć szczeniaki, gdy tymczasem sam padł ofiarą własnego żartu. W swojej pracy herold niewiele interesował się życiem ludzi, którym co jakiś czas komunikował decyzję władzy. Jego zdaniem pospólstwo miało słuchać i nic więcej go nie obchodziło. Tymczasem w drugą stronę przepływ wiadomości był dużo bardziej drobiazgowy. Ludzie chętnie dzielili się kompromitującymi informacjami dotyczącego życia zarozumialca który codziennie zachodził im za skórę, tylko czekając by móc takowe wykorzystać.
        - Szczur! – wrzasnął przerażony mężczyzna widząc gryzonia spacerującego sobie po bruku. Feline panicznie bał się wszelkich stworzeń, które kojarzyły mu się z brudem i infekcjami. – Zróbcie coś! Szybko! Zabijcie to!
        - Technicznie rzecz ujmując to tylko mysz. – Crewil próbował ratować sytuację, jednak zdesperowany herold nie zamierzał słuchać. Próbował uniknąć kontaktu ze zwierzęciem dzielnie wspinając się na pergolę zdobiącą najbliższe z mieszkań. Ku jego przerażeniu pomiędzy kwietnikami biegało kilka kolejnych szkodników.
        - Aaaa…. są ich setki! Łazi po mnie! Na pomoc! Zabierzcie go ode mnie! - Skacząc jak opętany, Feline usiłował zdjąć swoje szaty, przekonany iż za kołnierzem ma przynajmniej kilka szczurów. Tymczasem zdezorientowani strażnicy nie bardzo wiedzieli czy powinni uspokoić zwierzchnika czy tez przeganiać zwierzęta z ulicy.
        Na dziewczyny i Crewila nikt już nie zwracał uwagi.
        - Fioletowa, uciekaj! Tędy! – krzyknął ktoś ukryty za rzędem beczek.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Melika, podniesiona na duchu słowami Iru, truchtała posłusznie pomiędzy zerkającymi na nich groźnie strażnikami. Ciepła dłoń szamanki dodawała jej pewności siebie i dziewczynka momentalnie zapomniała o tym, że cokolwiek ją niepokoiło. Czuła rosnące podekscytowanie - ciekawe jaką nagrodę chcieli dać poczochranemu wynalazcy i właściwie za co? Podskakiwała z nogi na nogę, coraz bardziej irytując nadymającego się na przedzie pochodu Felina. Jeden ze strażników próbował ją szturchnąć, jednak lekko targający nią wiatr uniemożliwiał mu skuteczne trafienie w jej plecy.
        Ostre słowa urzędnika, skierowane co prawda do Crewila a nie do niej, spowodowały jednak, że fioletowoskóra rozejrzała się niespokojnie. Nieprzyjemny ton wyrwał ją z rozmyślań i próbowała zrozumieć, dlaczego herold jest dla nich taki niemiły. Już chciała wyrazić głośno, że jest nie tylko nieuprzejmy, ale też brzydki, jednak zejście w ciasną uliczkę całkowicie pochłonęło jej uwagę.
- O, myszka! - ucieszyła się, pochylając się nad piszczącym stworzonkiem. Wyciągnęła rękę i pogładziła palcem nastroszone futerko. - Co tu robisz maluchu? Wypuścił cię chłopiec z piegami na szyi? To miłe, że…
Nie zdążyła jednak powiedzieć, co było takie miłe, bo wrzaski Felina zagłuszyły jej delikatny głosik. Mężczyzna najwyraźniej był przerażony i próbował zrzucić z siebie całe odzienie.
Maie zachichotała wesoło, a z głębi bocznej uliczki odpowiedział jej inny chichot, składający się z chóru chłopięcych głosów.
- Fioletowa, uciekaj! Tędy! – zawołał rudowłosy łobuz, wyglądając zza stosu beczek i machając w ich stronę. Dziewczynka wyciągnęła dłoń, a myszka szybciutko usadowiła się na jej ramieniu, porzucając resztę krewniaków na rzecz darmowej przejażdżki. Zapiszczała podekscytowana i wskazała noskiem kierunek. Piegowaty chłopiec miał przy sobie ser, który pachniał wyjątkowo smakowicie! Chciała jeszcze raz położyć na nim łapki, świętując zwycięstwo w przestraszeniu ogromnego człowieka.
        Nieświadoma planów gryzonia, ale bardzo zadowolona z nowego towarzystwa, Melika ruszyła wesoło w stronę bocznej uliczki. Zamachała ręką na Iru i Crewila, wskazując im kierunek, z którego dobiegały przyjazne głosy
- Chodźcie! To chłopcy, których poznałam na placu!
Istotka skutecznie wypchnęła z pamięci przykrość, jaką sprawili jej, wypychając ją z tłumu i nabijając niewielkiego siniaka. Pozostało tylko wspomnienie twarzy, które wydawały się znajome. Z takim instynktem samozachowawczym dziewczynka mogłaby zostać zjedzona przez pierwszego lepszego tygrysa, do którego próbowałaby się przytulić. Na jej szczęście w Teravis nie było żadnych tygrysów.
        Po chwili lekkiego truchtu i kluczenia za obdartymi plecami, znaleźli się w uliczce prowadzącej do umieszczonych w miejskich murach drewnianych drzwiczek. Rudowłosy chłopiec uśmiechnął się szeroko, pokazując gamę ukruszonych lub całkowicie powybijanych zębów. Mimo wszystko był bardzo sympatyczny, z potarganą czupryną i intensywnie niebieskimi oczami. Na jego widok myszka wydawała podekscytowany pisk i momentalnie zeskoczyła z ramienia Mel, kierując się w stronę jego butów. Dziewczynka obserwowała ją z uśmiechem.
- Nikt nie żaszługuje na to, żeby sztanąć przed Lordem Protektorem. Poża tym bardzo podobał mi szę twój wybuchający gigant - powiedział, kierując swoją pochwałę w stronę Crewila.
- Jesteście zabawni, tak jak my - pisnęła cicho mała dziewczynka z mysimi warkoczykami, wyglądając zza otyłego, wysmarowanego brudem chłopaka.
- A my zawsze bronimy swoich - dodał dumnie patyczakowaty smarkacz, wyraźnie najstarszy z całej bandy. Mel zarumieniła się z podekscytowania, słysząc, że została określona jako “jedna z nich”.
- Tędy wydostaniecie się z miasta. Powinniście przeczekać kilka dni. Feline ma krótką pamięć. Za jakiś czas znajdzie sobie kolejną ofiarę do gnębienia i zapomni o waszym istnieniu. Chociaż tych fioletowych rogów bym mu nie pokazywał. Mogą poruszyć jakąś strunę - dodał chudzielec, wskazując na głowę Meliki. Dziewczynka położyła dłonie na rogach, tak jakby chciała je schować i spojrzała pytająco na Iru. Przez jej wzrost i dumną postawę (i konia! Miała przecież konia!) uznała ją za niekwestionowanego przywódcę ich małej, nieco nieporadnej grupki. Zastanawiała się czy szamanka zarządzi wyjście poza mury miasta. Bawiła się całkiem nieźle - ludzie tutaj byli zabawni i robili śmieszne, choć dziwne rzeczy. Z drugiej strony była ciekawa jak wygląda otoczenie tego… właściwie nie wiedziała do końca gdzie jest, ale na pewno musiało tu być jakieś otoczenie. Musiało, prawda?
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Ze skrzywioną miną, Crewil przyglądał się drużynie swoich wybawców. Oczywiście był wdzięczny bandzie łobuzów za udzieloną pomoc, jednak równocześnie nie mógł wyrzucić ze swojej głowy poczucia ogromnej niesprawiedliwości. Wynalazca nie miał najlepszych relacji ze swoimi rówieśnikami. Większość czasu spędzał w własnej pracowni lub też przeszukując okoliczne wysypiska śmieci, skrupulatnie gromadząc każdą znalezioną tam cześć, która rokowała na późniejsze wykorzystanie jej przy budowie mechanizmów. Tradycyjne zabawy nastolatków niespecjalnie go fascynowały. Poza tym rodzice większości dzieciaków, w obawie iż przypadłość Rudhofa może przenieść się także na ich pociechy, stanowczo zabraniały swoim podopiecznym jakichkolwiek kontaktów z szaleńcem. Oczywiście dzieciaki szybko przekonały się, że demolki Crewila niewiele różniły się od chaosu jaki oni sami zwykli sprowadzać na miasto, a co za tym idzie twórca mimochodem został sklasyfikowany jako „swój chłop”. Młodsi i bardziej zaradni członkowie miejskiej społeczności z biegiem czasu sami zaczęli znosić do warsztatu chłopaka różne metalowe części, w zamian za co wynalazca płacił im struganymi figurkami.
        Układ ten jakoś funkcjonował. Każda strona miała z niego określone korzyści i przynajmniej w części mogła powiedzieć, że jest zadowolona. Sam Crewil uparcie odmawiał próbom wciągnięcia go w miejscowe awantury, a jednocześnie nie mógł zrozumieć dlaczego dzieciaki nie potrafią docenić jego wysiłków w ulepszanie świata. Jednak prawdziwy problem pojawił się dopiero w chwili gdy do wynalazcy dołączyła Iru. Szamanka nie zrobiła nic, a niemal od razu została uznana za bohaterkę, co odcisnęło wyjątkowe piętno na psychice geniusza. Nagle każdy nastolatek w Teravis poczuł potrzebę, aby chodzić boso, nosić ze sobą łuk, a w głowę wpinać gęsie pióra. I nikt nie potrafił wytłumaczyć tej zaskakującej przemiany. Crewil nie potrafił zrozumieć dlaczego jedni wypruwają sobie żyły i nie mają z tego nic, a inni po prostu są, i wszyscy ich za to wielbią. Szczęściem świat nie oszalał tak do końca, a po kilku dniach pojawiła się w nim odrobina sprawiedliwości w postaci wielkich pęcherzy na stopach, które przynajmniej w części zweryfikowały nową modę. Mimo tego nie wszystko wróciło do normy, ponieważ teraz, za przyniesione żelastwo, zamiast figurek zwierząt czy rycerzy, młody twórca zmuszony był rzeźbić lalki przypominające Iru. Co gorsze gdy tylko zaproponował, że dla pełniejszej kolekcji mógłby dorzucić również wizerunek siebie samego, z reguły otrzymywał odpowiedź, iż w zabawie rolę Crewila może pełnić najzwyklejszy patyk.
        A teraz wszystkie te demony powróciły za sprawą fioletowej. Piegus, grubas i mysz, z miejsca ją pokochali, chociaż wynalazca był niemal pewien, że gdyby zapytać ich o chociaż jedno szczególne osiągnięcie rogatej, zapewne towarzyszyłaby temu cisza.
        - Świetna robota, kamraci. Ja również jestem pod wrażeniem. Pomysł z myszami był genialny. To twoi krewni? – Ostatnie zdanie wynalazca skierował do małej dziewczynki, którą z racji fryzury i rysów twarzy nazwał „myszką”. – Problem w tym, że ja nie mogę od tak po prostu uciekać z miasta. Muszę zabrać z chałupy dorobek swojej pracy zanim ktokolwiek położy na nim swoje łapska. Dlatego też słuchajcie mnie uważnie. Zrobimy tak. Musicie kupić nam więcej czasu.
        Crewil przezornie starał się przedstawić sprawę tak, aby dzieciaki czuły iż przede wszystkim pomagają fioletowej i szamance. Jemu zaś tylko przy okazji. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Feline szybko otrząśnie się z szoku, a wówczas zdwoi wysiłki by ich dopaść. Trzeba było podać mu fałszywe tropy.
        - Masz. – Chłopak oddał piegusowi swój fartuch, rękawice i gogle. – Będziemy potrzebowali jeszcze koński ogon lub starą miotłę po to by ucharakteryzować puszystego, a na koniec miskę jagód aby przemalować twarz myszki. Nawet jak herold was złapie, to i tak nic nie zrobi. Przecież kto zabroni dzieciakom zabawy?
        - A będę miała rogi? – zapiszczała wyraźnie podekscytowana dziewczynka.
        - No… da się coś zrobić – oświadczył Crewil spoglądając na trzymane w kieszeniach resztki po golemie. O dziwo nawet grubas był zadowolony. W końcu przypadała mu zaszczytna rola Iru, a co ważniejsze nikt nie wspomniał o bieganiu na bosaka.
        - Wolałbym być nią. Jesztem najwyższy – zauważył herszt małej bandy, jedyny rozczarowany przypisaną mu funkcją.
        - Jesteś też najmądrzejszy i najbardziej męski – próbował przekonywać Crewil.
        - Dlatego tym baldziej powinienem być nią – upierał się piegus.
Ostatnio edytowane przez Crewil 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        W odróżnieniu od Crewila, Iru uwielbiała spędzać czas wśród rówieśników. Czuwanie nad chłopakiem szamanka podzieliła na warty, a gdy rola ta akurat przypadała Skoczkowi, dziewczyna miała czas, aby poznawać miasto widziane oczyma młodocianych łobuzów. Dzieciaki chętnie pokazywały jej tajemnice Teravis, a w zamian za to Iru czasem uczestniczyła w ich spektakularnych akcjach. Na przykład tych związanych z polowaniem na słodkie bułki. Szamanka miała cichy i lekki krok, doskonałą koordynację ruchową, pozwalającą jej wspinać się na dachy budynków, a także niezwykłą umiejętność rozkładania ciężaru swojego ciała, w taki sposób, że potrafiła przejść po starych dachówkach, nie krusząc ani sztuki. Była przy tym niezwykle silna, co idealnie wpasowywało się w plan zdobycia przysmaków piekarni. Kluczem do sukcesu w tej próbie okazywało się doskonałe wyczucie czasu, a jej głównym etapem było wejście na dach i spuszczenie małej przez komin, tak aby mogła wykraść wypieki prosto z rusztu. Rzecz jasna dla bezpieczeństwa najpierw do liny przywiązywało się mysz, opuszczało gryzonia na dół, a następnie sprawdzało czy ten aby się nie przypalił czy też udusił. Dopiero wówczas do akcji wkraczała najmniejsza z bandy. Jednocześnie para chłopaków zajmowała się tak zwaną dywersją, na przykład tarzając się w smole i strasząc eleganckie damy przed piekarnią.
        Dzięki temu Iru wiedziała, że piegus, gruby i mysz, tak naprawdę nazywają się „szmiertelne bządło”, „goszki” i „ciepła łapa”. Iru szczególnie polubiła tą ostatnią. Mała dziewczynka uczesana w warkocze, była wyjątkowo dzielna, pomysłowa i sprytna, a co równie ważne, jej pomysły zazwyczaj były dużo prostsze w interpretacji niż zawiłe koncepcje Crewila. Bo z tej ostatniej szamanka zrozumiała tylko jedno słowo. Ucieczka. Nareszcie. Najwyraźniej bohaterski czyn Świszczącego Kotła obudził w ludziach pragnienie wolności. Crewil zapragnął wydostać się z szponów bestii, a dziewczyna była gotowa zrobić wszystko by pomóc mu dokonać tego wielkiego czynu.
        - Kamienny Ślimak nie podda się łatwo – powiedziała uroczyście. - Wszędzie ma swoje oczy, a wszystkie one obserwują tych, który marzą o wydostaniu się z jego trzewi. Teraz zaś, gdy Świszczący Kocioł wybił mu zęby, tym bardziej wzmógł swoją czujność, ponieważ zrozumiał, że ludzie potrafią oprzeć się jego woli. Ale bez obaw. Szamanka wyprowadzi nas stąd, w taki sposób że nikt tego nie zauważy. Wiem wszystko o duchach a co za tym idzie wiem tez jak sprawić abyśmy rozpłynęli się w powietrzu. Widziałam też jak żylaste ramię potwora wciąga różne rzeczy na jego grzbiet, co podsunęło mi myśl, że sami również możemy skorzystać z tej metody. Ostatecznie droga przez pysk bestii nie jest jedyną, którą można wydostać się z jego żołądka.
        Obserwując minę Crewila, łatwo można było się zorientować, że w chwili obecnej Iru i wynalazca zdawali się myśleć w zupełnie innych kategoriach. Na szczęście nawet bujna wyobraźnia chłopaka nie działała tak sprawnie, by podsunąć mu do głowy obraz Skoczka, którego szamanka zamierzała opuścić na linach z wysokości murów, tylko po to by chwilę później ta samą drogą przemycić Crewila i Pyłka. Za to pomysł, aby przemalować całą drużynę łobuzów spodobał się wszystkim. No, prawie wszystkim nie licząc upartego Szmiertelne Bządło.
        - To dobrze, że chcesz upamiętnić wyczyn Świszczącego Kotła. Jego duch będzie ci wdzięczny – uznała Iru widząc jak Crewil mocuje na głowie dziewczynki resztki z dzielnego golema. Szamanka nie wiedziała co to ma dać, za to doskonale czuła powagę jaką niosły z sobą wszelkiej maści rytuały pogrzebowe, a szczegół w postaci tego, iż nieboszczyk był jedynie z drewna i metalu, w żaden sposób nie odbierał powagi temu wydarzeniu. Fakt, iż Goszkiego przebrano za koński zadek, dziewczyna dyskretnie postanowiła przemilczeć. Była tu obca wiec powinna szanować tradycje miejscowych. Dlatego też z powagą rysowała wzory na twarzach dzieciaków.
        Gdy wszystko było już gotowe, Crewil dał znak, aby każda z grup ruszyła w swoją stronę. Chłopak upierał się, aby przed wielką ucieczką po raz ostatni zajrzeć do jego chaty, a szamanka uznała, że powinna pozwolić mu na takie pożegnanie. Poza tym pozorowany powrót do warsztatu mógł okazać się sprytnym manewrem mającym osłabić czujność bestii.
        Nieoczekiwanie okazało się, że chata chłopaka nie jest pusta.
        - Wejdźcie proszę. Czekając na was postanowiłem się nieco rozgościć – powiedział mężczyzna, który z zainteresowaniem studiował pergaminy porozrzucane po całej pracowni. – Tak jak się domyślałem, ten błazen Feline nie stanowił dla pana wyzwania, panie Rudhof. Co zresztą bardzo mnie cieszy, ponieważ to co zamierzam zaproponować przeznaczone jest tylko dla wybranych uszu.
        Iru próbowała przypomnieć sobie kim jest ów człowiek. Wiedziała, że miejscowi nazywają go Lordem Protektorem, chociaż znaczenia żadnego z tych słów nie była w stanie zrozumieć.
Zablokowany

Wróć do „Teravis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość