Oaza Mia-Alkhama[Oaza Mia-Alkhama] Musicie być jak szalona rzeka, jak...

Niewielka oaza znajdująca się na terenach należących do Na'Zahiru. Pustynne miasteczko, jakich wiele pośród wydm, różniące się jedynie liczbą stacjonujących tam wojsk. Oaza zbudowana wokół zbiornika, czystej, słodkiej wody, lecz nikt do tej pory nie nadał mu jeszcze żadnej nazwy.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

[Oaza Mia-Alkhama] Musicie być jak szalona rzeka, jak...

Post autor: Sadik »

        Ten wieczór był w zasadzie taki sam jak większość do tej pory. Pustynia powoli stygła, powietrze stawało się rześkie, mieszkańcom oazy Mia-Alkhama nareszcie zaczynały wracać siły i na ulicach pojawiały się spacerujące grupki znajomych. W karczmie - jednej z dwóch w oazie, tej dla tubylców - powoli zapełniały się stoliki, choć tego dnia nikt nie spodziewał się tłumów: żołd dla żołnierzy, którzy stanowili większość gości lokalu, miał być wypłacany dopiero za trzy dni, nie było więc za co balować. Mimo to w środku było kilku gości. Przy jednym stoliku, jakby niezauważony przez resztę gości, siedział samotny mężczyzna, przed którym stał kubek i pokryty wikliną gąsiorek z dość mocnym daktylowym winem. To nie była ilość, która byłaby w stanie zaszkodzić krzepkiemu, młodemu mężczyźnie, o ile ten nie golnął sobie jeszcze czegoś przed wyjściem z domu... Pułkownik jednak właśnie to zrobił. Nie wiadomo w sumie po co przyłaził do tej karczmy, skoro i tak nigdy z nikim nie siedział, on sam chyba nie wiedział z czego to wynika, ale i tak dość często witał w tym lokalu. Wypił coś na rozgrzewkę w domu i później kontynuował tu, bo nie chciał, by ktokolwiek widział ile tak naprawdę tego wieczoru w siebie wlał. Ta butelka, która przed nim stała, nie powinna go upić, co najwyżej lekko zawiać. Nie o taki efekt mu chodziło. Miał za sobą długi, męczący dzień pełen biurokracji i kontaktu z gońcami z generalicji, którzy byli dupkami jak żadne inne stworzenia chodzące po tej Łusce. Nie dał im się, ale wiele energii kosztowało go by jednocześnie im nie ulec i nie dać im pretekstu do złożenia na niego raportu albo nasłania inspekcji – mieli sporo narzędzi by uprzykrzyć mu życie gdyby przesadził. Ostatecznie wyszedł z tej biurokratycznej szarpaniny zwycięski, ale naprawdę jedyne o czym teraz marzył to przestać o tym myśleć, rozluźnić się i zasnąć. Jutro będzie już normalny, nudny dzień.
        Kolejne godziny mijały, a pułkownik el-Bihtu nadal siedział sam ze swoim gąsiorkiem. Wina miał już jednak tylko tyle, ile na dnie szklanki, nadszedł więc w końcu moment, gdy wlał w siebie ostatni łyk alkoholu i nie czekając nawet aż ten dotrze do żołądka, ociężale wstał. Wyglądał na zmęczone, a nie pijanego, bo poruszał się wolno, ale składnie. Poszedł do baru, już w drodze nawiązując kontakt wzrokowy z dziewczyną, która tam obsługiwała. Ta zawołała swojego ojca - tylko on mógł przyjmować płatności od klientów.
        - Koniec na dziś, pułkowniku? - zagaił karczmarz, gdy el-Bihtu stanął przed nim i zaczął szukać sakiewki w kieszeniach.
        - Ta... Nie będę ci już blokował stolika - odparł pozornie lekko żołnierz.
        - E tam. Poza twoim było jeszcze kilka wolnych - odpowiedział lekko właściciel lokalu, przyjmując jakby nigdy nic pieniądze, które położył przed nim klient. Schował je do kieszeni fartucha. - Dobrej nocy, pułkowniku.
        - Wzajemnie - burknął el-Bihtu, po czym skierował się do wyjścia.

        O tej porze - gdy dochodziła już północ - na ulicach nie było prawie nikogo. To dobra wiadomość dla pułkownika el-Bihtu, bo ten popełnił tego wieczora jeden błąd, którego konsekwencje teraz ponosił. Przeholował z alkoholem. Zawsze nad sobą panował i balansował na cienkiej granicy, po której wszystko się sypało. Tego dnia wypił jednak za dużo. Może o kieliszek, może o jeden łyk - to nie miało znaczenia. Gdy był w karczmie, siedział albo miał do przejścia tylko krótkie dystanse, jakoś się trzymał. Świeże powietrze i dość długi spacer do domu okazały się być jednak jego najgorszymi wrogami tego dnia - gorszymi, niż te gryzipiórki ze stolicy. Gdy wszedł w mniej uczęszczane uliczki, zaczęły mu się plątać nogi. Szedł, opierając się o ściany mijanych budynków, a gdy tracił to solidne podparcie, zataczał się. W oczach mu się dwoiło, a trzewia wywracały się na drugą stronę. Z całych sił walczył, by iść przed siebie. Nie zastanawiał się już jednak czy ktokolwiek go widzi - jego postrzeganie ograniczyło się tylko do wąskiego wycinka rzeczywistości tuż przed jego nogami. Jeden krok, drugi, trzeci. Było coraz gorzej. Alkohol powoli przejmował kontrolę nad jego nogami, plącząc je całkowicie. Sadikowi było coraz bardziej słabo i ciemno przed oczami. W końcu - w pustej uliczce, gdzie o tej porze nie powinno być żadnych świadków - padł na kolana. Gwałtowny wstrząs, jaki zafundował w ten sposób swojemu żołądkowi, był kolejnym gwoździem do jego trumny. Jedyne co zdołał zrobić Sadik to oprzeć się na jednej ręce i wychylić, by nie zwymiotować na siebie a na drogę. Wymiotował prawie samymi płynami - ostatni posiłek jadł dość dawno, a wypił tego wieczoru naprawdę sporo. Po pierwszej fali torsji kaszlnął, splunął. W ustach miał kwaśno-gorzki smak wymiocin, którego nie potrafił się pozbyć. Przedramieniem otarł usta, ale wtedy jego żołądek ścisnęło po raz kolejny - to przez zapach jego własnych wymiocin. Chciał odejść z tego miejsca, ale, cholera, nie mógł - ciało zupełnie go nie słuchało, był zupełnie bez siły. Pozbył się części alkoholu i to mu na pewno trochę pomogło, ale i tak był już na równi pochyłej. Powinien się przejmować w tym momencie tym, że będzie miał poważne kłopoty jeśli ktoś go znajdzie w tym stanie - zwłaszcza któryś z podwładnych - ale nie myślał o tym. Nie myślał w zasadzie o niczym, bo już nawet nie próbował wstać. Pochylał się nad kałużą wymiocin, wspierając się na jednej ręce, a drugą trzymając się za brzuch.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Podpięta pod karawanę przebyła szmat drogi. O dziwo niewygody pustyni nie były takie straszne - było spokojnie, żadnej burzy piaskowej czy innych anomalii pogodowych. Noce bywały zimne, ale wtulała się wtedy w swojego wielbłąda i zasypiała. Zaskakujące było to, że prawie nie odczuwała strachu. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała wrócić, a ojciec dostanie szału, że matka się martwi, ale nie mogła już znieść tej złotej klatki. Sprawy królestwa odsunęła od siebie jak najdalej. Wolała patrzeć na wschody i zachody słońca z nadzieją, że choć przez jakiś czas będzie wolna.

Tego dnia dotarli do niedużej oazy, a Sarabi uznała, że to dobry moment, żeby odłączyć się od kupców. Chciała przez chwilę zostać w nowym miejscu. Uznała, że kiedy przyjdzie czas na dalszą podróż, znajdzie jakiś sposób, by podpiąć się pod inną grupę. Nie chciała podróżować całkiem sama przez pustynię, a między ludźmi czuła się bezpieczniej.

Postanowiła nie spać w karczmie. Bała się, że ktoś może ją rozpoznać. Nawet jeśli nikt nie poznałby jej po twarzy, to wystarczyłoby, by jakieś pióro wyślizgnęło się jej spod ubrań i byłaby w tarapatach. Innymi słowy, używając swojego uroku osobistego, charyzmy i delikatnego wyglądu znalazła nocleg u starszego małżeństwa, mieszkającego w okolicy. Dali jej mały pokoik na strychu swojego domu, a Nefa pozwolili zostawić pod dachem, za ich domostwem. Pomieszczenie, w którym ulokowano księżniczkę było małe, ale miało okno i stare łóżko, co w zupełności wystarczało. Na razie Sara żyła ekscytacją, że wreszcie udało jej się zobaczyć inny świat, więc wygody były mało ważne. Na razie...

Zapadł zmrok, ale księżniczka nie mogła zasnąć. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że oazę spowija ciemność. Było bardzo cicho. Od czasu do czasu słyszała tylko rżenie jakiegoś konia czy odgłosy wielbłąda. W oddali widziała strażników patrolujących oazę - tam od czasu do czasu migały pochodnie. Lekki wiatr poruszał liśćmi palm kokosowych i bananowców. W powietrzu unosił się zapach gorącego piasku i intensywnych przypraw. Jej komnata w pałacu zwykle pachniała jaśminem, różami, olejkiem kokosowym, tutaj było zupełnie inaczej. I właśnie dlatego jej emocje były tak intensywne.

Stała tak chwilę i cieszyła się, że wokół wszystko jest nowe i świeże. W końcu uznała jednak, że raczej zbyt szybko nie zaśnie i postanowiła zejść na dół, zobaczyć jak czuję się Nef. Po cichutku, niczym kot, zeszła po schodach i ruszyła w stronę zadaszenia, pod którym stał wielbłąd. Znieruchomiała jednak gwałtownie usłyszawszy hałas od strony ulicy. Odruchowo sięgnęła do paska, za który wsunęła sztylet, kiedy wychodziła. Niestety zabrała tylko jeden, drugi został w pokoju. Odwróciła się powoli i cofnęła w stronę budynku, opierając się o niego plecami. Miała na sobie granatowy strój, a ciemne włosy zaplecione w warkocz schowane pod tuniką. W bezruchu była praktycznie niewidoczna. Stała tak, a hałas się nasilał. W końcu zza zakrętu wyłonił się szczupły mężczyzna, który zdecydowanie przesadził tego wieczoru z alkoholem. "Ale się sprałeś, człowieku", pomyślała i ucieszyła się, że nie użyła "grzecznego" słowa mówiąc o nieznajomym.

Miała nadzieję, że mężczyzna wkrótce zniknie jej z oczu. Jednak tak się nie stało. Widziała, że jest z nim co raz gorzej. W końcu zatrzymał się i zaczął wymiotować. Księżniczka skrzywiła się i przewróciła oczami. "Bleeeeh...", nie chciała na to patrzeć. Chciała się wycofać, ale coś w środku jej na to nie pozwalało.
"Przecież nie masz żadnego obowiązku... A jak to gwałciciel? Nooo, w takim stanie to pewnie by... Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie... Nie ma mowy. Idę. Agrh... Po co tu jeszcze stoisz? A co jeśli tutaj padnie i umrze? Nie umrze. Jest tylko pijany. A co jeśli nie? Może się zadławić i wtedy umrze. Albo ktoś go zabije i będziesz go miała na sumieniu? Niby dlaczego? Bo go tu zostawiłaś. I niby co mam zrobić?". Sarabi przechodziła właśnie męczarnie wewnętrznego dialogu, kiedy do jej uszu dotarły kolejne hałasy. Od razu spojrzała w stronę, z której dochodziły. Trzech wysokich, postawnych mężczyzn szło w jej stronę, a co za tym idzie, także w stronę pijanego chłoptasia.
"No, teraz to na pewno go zabiją...". Sarabi wywróciła oczami. "N-i-e-n-a-w-i-d-z-e cię".

Dziewczyna przekradła się w stronę mężczyzny tak cicho i tak szybko jak tylko umiała. Ciemny strój, lekki krok i niewielki ciężar księżniczki dawały jej przewagę. Chwyciła pijanego mężczyznę za przedramię i pociągnęła w stronę budynku. Piasek pod ich stopami chrzęścił głośno, ale nadchodzący mężczyźni niczego nie usłyszeli, ponieważ w tym samym momencie jeden z nich wybuchnął śmiechem. Sara skrzywiła się. Mężczyzna, którego postanowiła ratować, choć szczupły, wcale nie był lekki. Udało jej się zaciągnąć go za budynek i siłą rozpędu rzucić na suchą trzcinę leżącą pod zadaszeniem, gdzie stał Nef. Sama ukryła się za wielbłądem i zastygła w bezruchu.

Jeden z mężczyzn zmarszczył brwi i szturchnął drugiego w ramię. Spojrzeli w stronę wiaty. W tym samym momencie Nef postanowił wydać z siebie jeden z wielbłądzich odgłosów. I to ich uratowało. Mężczyźni wzruszyli ramionami i ruszyli dalej.
Tymczasem Sarabi została teraz sam na sam z pijaczkiem zgarniętym z ulicy.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadikowi kręciło się w głowie tak bardzo, że utrzymanie równowagi pochłaniało prawie wszystkie jego siły i uwagę. Nie umiał zmusić się do żadnego ruchu, choć czasami do jego świadomości przebijała się myśl, że powinien wstać i dowlec się do domu. Że nie miał aż tak daleko. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo przecież szedł do siebie – nie brał poprawki na to, że w swoim stanie mógł pomylić trasy, a o tej porze wszystkie uliczki niewielkiego miasteczka wyglądały tak samo…
        El-Bihtu stęknął. Napiął mięśnie pleców jak przeciągający się kot – chyba próbował się wyprostować, ale nawet nie oderwał ręki od ziemi. No nic, może druga próba…
        Szarpnięcie w górę było o tyle pomocne, co niespodziewane. Wbrew pozorom Sadik nie stawiał oporu – nie zdawał sobie po prostu sprawy z tego, że ktoś go holował. I co więcej, że była to jakaś zupełnie obca dziewczyna, która chciała mu uratować skórę. Ona zaś nie wiedziała, że tak naprawdę żołnierzowi nie groziło nic poza zhańbieniem się na oczach swoich podwładnych – bo właśnie tym byli nadchodzący mężczyźni. Chociaż kto wie, może widok znienawidzonego pułkownika w takim stanie dodałby im animuszu na tyle, że chcieliby się na nim odegrać za rygor, jaki wprowadził?
        Sadik nie był jednak żadnej z tych rzeczy świadomy. Ciągnięty przez dziewczynę jakoś szedł – wydawało mu się, że o własnych siłach i w kierunku, który sam wybrał. Ba, wydawało mu się nawet, że idzie prosto i sprawnie! Miał już zupełnie rozmazany obraz przed oczami, więc nie wiedział, że wkroczył między budynki. A gdy nieznajoma pchnęła go na belę słomy, on poleciał zupełnie bezwładnie, nie asekurując się w żaden sposób. Leżąc odetchnął, jakby padł na łóżko i nawet mu nie przeszkadzało, że ostre źdźbła dźgały go w twarz. Świat wokół niego się kręcił, a jemu znowu zaczęło robić się niedobrze. Całe szczęście zwalczył potrzebę opróżnienia żołądka (nie miał już zresztą czym wymiotować, więc byłoby to bardzo nieprzyjemne) i nie zdekonspirował siebie i swojej wybawczyni.
        Chwilę później jednak mgły zasnuwające jego świadomość odrobinę się rozwiały. Wtedy już tamci trzej żołnierze odeszli w swoją stronę, a on był sam z dziewczyną i… wielbłądem. Podniósł wzrok i niezbyt przytomnym wzrokiem przyjrzał się zwierzakowi. Nieznajomej na razie nie widział, zastanawiało go za to skąd tu do jasnej cholery wzięło się to zwierzę? I czego od niego chciało? Przeklinając cicho i bełkocząc coś pod nosem spróbował podnieść się chociaż do pozycji siedzącej. Szło mu znacznie gorzej niż wcześniej, co go zaskoczyło, ale nie wiedział przecież, że wtedy nie wstał tylko został podniesiony. W końcu jednak jakoś się podniósł i zapierając się obiema rękami o słomę, dał radę się utrzymać. Ale to niewiele poprawiło w jego postrzeganiu. Może tyle, że w końcu dostrzegł stojącą przy wielbłądzie dziewczynę. Jej widok wcale go nie ucieszył, wręcz przeciwnie - poczuł mieszaninę wstydu, złości i dezorientacji. Myślał, że nikogo tu nie ma, że nikt go nie widzi. Cholera, musiała się napatoczyć? I to jeszcze jakaś panna. Sadik ściągnął brwi w wyrazie dezaprobaty i zmrużył oczy, by lepiej widzieć, co razem wyglądało dość dziwnie.
        - A ty co tu robisz? - warknął, mocno przeciągając wszystkie szeleszczące zgłoski. - Porządne dziewczyny o tej porze siedzą w domu. Zjeżdżaj.
        Niestety, Sadik od samego przybycia do Mia-Alkhama nie grzeszył kulturą osobistą, którą zostawił za sobą wraz z poczuciem własnej godności. Pod wpływem alkoholu było jeszcze gorzej, bo w normalnych warunkach może użyłby nieco subtelniejszych słów, a nie tak obcesowo - “zjeżdżaj”. Siedział na beli słomy, kołysząc się lekko na boki i patrzył na nią z naciskiem. Nie wstał, bo czuł, że nogi mu odmówią posłuszeństwa, a nie chciał wylądować na kolanach przed nieznajomą - jeszcze tego by brakowało! Choć z każdym dniem w tym miasteczku było mu coraz bardziej wszystko jedno, jednak ocalały w nim jakieś ostatnie resztki godności. Nawet przez moment przemknęło mu przez myśl czy ta panna była tutejsza - tak by upewnić się, czy nie będzie miał przez nią kłopotów. Nie kojarzył jej… Ale i dobrze nie widział, bo wizję miał mocno rozmazaną. Jednak kimkolwiek była, niech zjeżdża, bo on chciał wstać i dowlec się w końcu do domu.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Ha! Sam zjeżdżaj! - Nie krzyczała, to było raczej coś co miało wyglądać na krzyk, ale było powiedziane zdecydowanie zbyt cicho, chodziło przecież o to, by nikt jej nie usłyszał. - Nie. To znaczy nie! - Zorientowała się, że mężczyzna nie może stąd pójść, przecież na ulicy czyhało niebezpieczeństwo.
- Nie możesz stąd zjeżdżać. Ale bądź cicho. Nie po to cię ratowałam, żeby ktoś cię znalazł i pobił. I nie wiesz, czy jestem porządną dziewczyną! To znaczy jestem! Oczywiście, że jestem - oburzyła się.
- Ale akurat cię zobaczyłam i zobaczyłam tych ludzi, którzy chcieli cię zabić, albo pobić, albo okraść, nie wiem. I chciałam ci pomóc i ci pomogłam. I właśnie dlatego jestem porządna, a ty masz być cicho i tu zostać, aż nie wytrzeźwiejesz. I ja tak mówię, bo... Bo mam do tego prawo, bo cię uratowałam. O! - "Na bóstwa wszelakie, czyś ty postradała rozum? Tak się wysławiają księżniczki? Co ty? Nie umiesz sklecić jednego, normalnego zdania!? Nawet chłopki tak nie mówią! Ogarnij się dziewczyno, bo wychodzisz na obłąkaną!" - skarciła się w myślach.

- To znaczy... Agrrr... Nie tak to miało wyglądać. - Wzięła głęboki oddech.
- Jestem Sarab... Sara, jestem Sara - prawie wymsknęło jej się prawdziwe imię, to wszystko przez tą całą sytuację.
- Mam na imię Sara - zaczęła po raz kolejny i naprawdę starała się brzmieć normalnie. - Zatrzymałam się tutaj, u tych miłych państwa. - Wskazała ruchem głowy w stronę budynku mieszkalnego. Nie mogłam spać, więc zeszłam na dół, zobaczyć się z moim przyjacielem, moim wielbłądem. Ma na imię Nef. Ale usłyszałam hałas i wyjrzałam na ulicę. Zobaczyłam, że ledwo się trzymasz, a z tamtej strony. - Wskazała palcem. - Nadchodziło trzech mężczyzn i pomyślałam, że mogą zrobić ci krzywdę. Dlatego przybiegłam, pociągnęłam cię za sobą, a potem rzuciłam tutaj, na siano, żeby nic ci się nie stało.
- Ja... Niczego nie oczekuję, ale proszę, zostań tutaj póki nie poczujesz się lepiej. Nie zmuszę cię, żebyś się przespał i odpoczął, ale mogę przynieść ci wody i posiedzieć. Nie znam cię, ale... Nie mogłam cię tak zostawić. Wiem, że nie wszyscy ludzie są źli i nie miałam żadnej pewności co do ciebie, ale nie chciałam, żeby stała ci się krzywda. To tylko takie przeczucie.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Charakterna dziewczyna. Sadik spodziewał się, że jeśli się do niej tak ostro odezwie, to się obrazi albo wystraszy i faktycznie da mu spokój. A ona została i jeszcze pyskowała - może nie była to błyskotliwa riposta, ale na tyle niespodziewana, że el-Bihtu spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nikt w tym mieście się tak do niego nie odzywał, obawiali się jego reakcji i woleli piorunować go wzrokiem, gdy nie patrzył, niż otwarcie się z nim konfrontować. Co ona, taka odważna czy taka głupia?
        Bez względu na wszystko Sadik nie zamierzał jej ustąpić - nie będzie mu smarkula rozkazywać… A poza tym nogi nadal go nie słuchał i wstyd mu było się przy niej zataczać. Co zrobić, by się stąd zabrała i pozwoliła mu się ulotnić?
        O nie… I jeszcze zaczęła gadać! El-Bihtu sapnął z dezaprobatą i oparł się plecami o ścianę budynku za sobą, nie zważając na to, że była ona trochę daleko i nie wyglądał wcale szlachetnie, gdy tak się opierał. Ale co, miał stać jak na musztrze? To była zwykła dziewka, na której opinii wcale mu nie zależało, a skoro już musiał jej słuchać to niech mu chociaż będzie wygodnie.
        Sadik prychnął z dezaprobatą, gdy dziewczyna zaczęła się motać w kwestii własnego prowadzenia się. Ależ to zabawnie wyglądało. W sumie nie podejrzewałby, że to jakaś łobuziara, jakoś mu ona do tego nie pasowała, ale miał trochę uciechy, gdy najpierw tak spontanicznie mu odpyskowała, a później w pośpiechu się tłumaczyła. Uśmiechał się kpiąco aż do chwili, gdy wspomniała o trzech typach, którzy mogliby go napaść - wtedy mina mu trochę zrzedła. Spojrzał w stronę, którą mu wskazała, choć już nikogo tam nie było. Tak… Musiał przyznać jej rację - pewnie ktokolwiek by go spotkał w takim stanie, nie przepuściłby okazji, by wyładować na nim swoje frustracje. Nie był tu lubiany… Przeklął w myślach, uświadamiając sobie, że dziewczyna faktycznie uratowała mu skórę. A wraz z tą świadomością nadeszła fala wstydu, która zaraz przerodziła się we frustrację. Poczuł wstyd, że ktoś musiał go ratować, a sam nie był zupełnie świadomy zagrożenia. I to jeszcze kto? Jakaś nastolatka! Która na dodatek przyjaźni się z wielbłądem! Prasmok musiał go naprawdę nienawidzić, skoro zgotował mu taki los…
        Gdy dziewczyna w końcu umilkła, Sadik w końcu podniósł na nią wzrok. Wyglądał jak zbity pies, który jednak nadal zamierza gryźć. Warknął pod nosem, próbując usiąść trochę wygodniej.
        - Słuchaj - odezwał się do niej, znowu szeleszcząc przy mówieniu. - Nie gadaj tyle.
        Sadik w końcu usiadł prosto, stękając. Zakołysał się niebezpiecznie, po czym zaparł się rękami o słomę i w końcu ustabilizował się w jednej pozycji. Znowu spojrzał na Sarę. Nie miała w stosunku do niego złych zamiarów, wiedział to. Było mu jednak wstyd i nie chciał, by ona go w takim stanie oglądała ani chwili dłużej. Nawet nie przedstawił jej się, bo nie chciał, by go rozpoznała. Poza tym…
        - Dzięki, że mi pomogłaś, faktycznie porządna z ciebie dziewczyna, ale… Poradzę sobie dalej sam - oświadczył twardo. - To tylko zmęczenie. Zaraz się stąd wyniosę. Idź spać.
        Sadik chyba sam nie wierzył w to, co przed chwilą powiedział. Zmęczenie… No dobra, może przez zmęczenie szybciej go tym razem siekło, ale niestety, to mimo wszystko alkohol był tu głównym winowajcą. I to on podpowiadał mu te wszystkie głupie rozwiązania.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sara poklepała delikatnie swojego wielbłąda po szyi, a potem pokierowała nim tak, by klęknął w poprzek zagrody. Usiadła przy jego brzuchu krzyżując nogi i opierając o niego plecy. W ten sposób Nef odgradzał i ją i jej towarzysza od widoku z drogi.
- Taaa... - mruknęła dziewczyna. - Wiesz, może i nie mam na karku mądrości ojców, ale do głupich też nie należę. Przyznaję, że moja znajomość alkoholi, być może, nie jest wystarczająco imponująca, jednak... śmierdzisz gorzelnią na pół pustyni - skwitowała. Choć teraz mówiła zupełnie inaczej niż wcześniej. Po prostu się uspokoiła, a co za tym szło - przestała się miotać. Jej wewnętrzny dialog na chwilę ucichł, wiedziała jednak, że jeszcze powróci. Westchnęła głośno i umościła sobie plecami miejsce w sierści wielbłąda.
- Wiesz, zazwyczaj nie ratuję nieznajomych w środku nocy. Jeśli już, to teoretycznie, można by ratować mnie, no ale... Zgadzam się z tobą, że pewnie powinnam cię tu zostawić i iść spać. Problem polega na tym, że, no wiesz, mam przeczucie. Nie śmiej się - zaznaczyła nim zaczął cokolwiek mówić. - Ludzie mają różne dary, widzą przyszłość albo przeszłość, ja "mam przeczucie". - Oczywiście nie zamierzała dzielić się z nieznajomym faktem, że potrafi odróżnić ludzi o złych intencjach, bo widzi wokół nich inną aurę, chciała tylko wyjaśnić co w ogóle tutaj robi.
Nagle, nim mężczyzna cokolwiek odpowiedział, wstała (choć dopiero co usiadła). Po cichutku wyszła zza wielbłąda, zniknęła na pół minuty, a kiedy wróciła w dłoniach trzymała glinianu kubeczek napełniony wodą.
- Weź, napij się - powiedziała do nieznajomego podając mu naczynie, po czym wróciła na wcześniejsze miejsce.
- Jak masz na imię? - spytała w końcu.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik uśmiechnął się krzywo - trochę ironicznie, trochę kpiąco. Sam wyraz jego twarzy wystarczył za bezczelnie szczere “myślałem, że przejdzie”. No nie przeszło. Ale to nie był jej interes. Czuła od niego wódę… I co z tego? El-Bihtu zgrywał twardziela, choć pod skórą czuł, że z tego spotkania mogły wyniknąć spore kłopoty.
        - I tak nie śmierdzę gorzej niż twój wielbłąd - ocenił jakby był to dla niego jakiś powód do dumy. Przyjrzał się jej po raz kolejny, uważnie. Wydawało mu się, że gdy minął jej pierwszy stres, nabrała pewności siebie. I wprost czuł, że ta dziewczyna brała sobie pod pantofel niezliczone rzesze mężczyzn mimo swojego młodego wieku. Miała charakterek.
        Zastrzeżenie Sary było poniekąd zasadne, bo faktycznie Sadik skrzywił się, jakby miał się roześmiać, ale wcale nie miał takiego zamiaru. Uśmiechał się ledwie sam do siebie.
        - Kobieca intuicja - zbył ją, bo był przekonany, że to do tego się odwoływała, ale ona w tym momencie wstała i odeszła, więc pewnie go nie słyszała. Nie myślał o jakiejś tam aurze czy innych czarach. Tyle razy słyszał o kobiecych przeczuciach, że mógł postawić pieniądze na to, że do tego odwoływała się jego wybawicielka. Był daleki od prawdy… Ale czyż nie zależało jej na tym, by nie drążył? W sumie chyba nawet lepiej dla niej…

        Gdy Sara wróciła, Sadik spojrzał na trzymany przez nią kubeczek, jakby ten był małym wrednym stworzeniem, które śmiało mu się w twarz. Po chwili jednak naczynie przyjął i chwilę siedział, patrząc się w powierzchnię zawartego w nim płynu.
        - Dzięki - mruknął, po czym napił się. Nie przełknął jednak wody, a przepłukał nią usta i splunął na ziemię. Spojrzał na dziewczynę, jakby oczekiwał jej reakcji. Zruga go za takie zachowanie? Będzie zniesmaczona? Wyglądała na taką, która mogłaby być wrażliwa na plucie. Gdy jednak on brał do ust kolejny łyk - tym razem po to, aby się faktycznie napić - ona zapytała go o imię. Chciał to zignorować. Chciał odpowiedzieć jej “nie twój zasrany interes”. Bo nie chciał, by ona go znała. Nie zależało mu na tym, by go kojarzyła, bo co by mu z tego przyszło? Upokorzenie i kłopoty, bo kto wie czy ta mała nie chciałaby go jakoś szantażować wydarzeniami tego wieczoru? Niby nigdy nie był pijany na służbie, niby jego kariera przebiegała wzorcowo… Ale w stolicy nadal byli tacy, którzy mogliby chcieć się go pozbyć. Jednak… Gdy teraz na nią patrzył, zastanawiał się czy ta podejrzliwość ma sens.
        - Sadik - warknął w końcu, gdy już przełknął trzymaną w ustach wodę. Zaraz wziął drugi porządny łyk i oddał dziewczynie kubek.
        - W zasadzie podobne… - mruknął do siebie. Sadik, Sara: pierwsza sylaba się zgadzała.
        - Co tu robisz… Sara - zwrócił się do niej, ocierając usta wierzchem dłoni. - To… Twoja rodzina? Przyjechałaś w odwiedziny? - podsunął, głową kiwając w stronę domu. Pamiętał, że tu nie mieszkała żadna nastolatka. Odetchnął, jakby zbierał siły i widać było, że napiął mięśnie nóg jakby sprawdzał czy da radę wstać. Jeszcze nie.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sarabi nie obeszło jego plucie wodą. Nie to, że była przyzwyczajona do takiego widoku, ale wydawało się jej logiczniejsze wcześniejsze wypłukanie ust. Zwłaszcza, że jej towarzysz śmierdział nie tylko gorzelnią, ale oszczędziła mu wcześniej komentarza, że również wymiocinami. Na stwierdzenie o Nefie zmarszczyła brwi.
- Jesteś dość wrażliwy, jak na mieszkańca pustyni - skwitowała, ale jej głos nie brzmiał sarkastycznie. - O dziwo.
- A Nef z pewnością nie rozsiewa zapachu wódki na całe miasto - dodała, ale wcale nie była nieuprzejma. Zaśmiała się cichutko, bo dla niej był to zabawny żart. - No chyba, że najadłby się kapusty.
Naprawdę chciało jej się śmiać. Powiedziała żart! Sama! I nikt nie mógł jej za to skarcić, jak psa. I to "brzydki" żart! O puszczaniu gazów przez wielbłąda! Była z siebie taka dumna. Sama nie wiedziała, czy jest bardziej ucieszona z treści dowcipu, czy z samego faktu, że mogła to zrobić. I nikt nie powściągał jej języka!
Zrobiłaś to! Tak! Jesteś mocarna! Bąki wielbłąda! O mój boże, pomyślałaś "bąki". Hahaha, i nikogo tu nie ma, kto mógłby cię zamknąć w pokoju. Robisz się dzika! Będziesz dziką kotką! W jej głowie znów pojawił się ten głos. Na szczęście był to głos jej samej, a nie jakiś obcy. A co za tym idzie, nadal, nie była wariatką.

Nie skomentowała kobiecej intuicji. Nie było sensu się w to zagłębiać. Kiedy oddał jej kubek, odstawiła go na bok. A gdy odpowiedział na jej pytanie o imię pokiwała głową.
- To chyba rzadkie imię - stwierdziła. - Pierwszy raz się z nim spotykam. Ma jakieś znaczenie? - zapytała, ale później skupiła się na odpowiedzi na jego pytanie.
- Nie, nie mam tu rodziny. Ale poznałam panią Nathirę przy targowisku. Owoce wysypały się jej z kosza, pomogłam je pozbierać i tak od słowa do słowa. Tymczasowo mieszkam na strychu. Ale to tylko przystanek w drodze. Nie wiem ile tutaj zabawię, ale pewnie nie za długo. Chyba, że znajdę jakieś zajęcie. Wtedy może pobędę trochę dłużej. Ale na pewno nie zamierzam tu osiąść
- Nooo, jasne, bo strażnicy ojca cię szukają i w końcu znajdą, jeśli będziesz siedzieć w jednym miejscu. Powinnaś stąd jak najszybciej odejść. Jesteś za blisko domu.
- Czy ty możesz na chwilę przestać? Daj mi żyć!
I znów ten przeklęty wewnętrzny dialog...
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik prychnął. On, wrażliwy? I to na smród wielbłąda? To nie była kwestia jego delikatnego nosa, to była po prostu kwestia skali.
        - Po prostu nic nie może śmierdzieć gorzej od wielbłąda - wyjaśnił jakby to była oczywistość. Udał, że nie obeszła go wzmianka o tym, że jego smród wódy jest gorszy. Zareagował dopiero na wzmiankę o kapuście, która była tak niespodziewana, że nie powstrzymał wyrazu zaskoczenia na twarzy.
        - No dobrze, są rzeczy gorsze od wielbłądów: ich bąki - orzekł. I nawet uśmiechnął się krzywo pod wpływem radości Sary. Cóż za czysta dziewczyna, skoro bawiły ją takie teksty… Jakie to było odświeżające, mieć z kimś takim do czynienia. Aż trochę zaczynał ją… jakby lubić.

        Sadik zmarszczył brwi - uwaga o oryginalności jego imienia wydawała mu się zaskakująca. Jego zdaniem było zwykłe. No dobrze, może nigdy nie spotkał swojego imiennika, ale nigdy też dzieciaki nie nabijały się z tego powodu z niego na podwórku. Ale równie dobrze mogły porzucić ten argument, bo miały o wiele bardziej oczywisty powód do kpin - jego cherlawą posturę. To krótkie wspomnienie sprawiło, że na twarzy byłego strażnika pałacowego na moment zarysował się gniew. Zaraz jednak westchnął i się uspokoił. Ona chyba o coś pytała… O znaczenie jego imienia. Tak… Jak to było?
        - Ma, jak każde imię - mruknął, patrząc na swoje paznokcie, choć przecież i tak nie mógł dostrzec znajdującego się za nimi brudu.
        - Ma dwa znaczenia… W Na’Zahirze Sadik oznacza “przyjaciel”, a w Al-Atrah “wierny”, “lojalny”... czy jakoś tak podobnie - mruknął, bo nie był pewny które to było słowo. Zasępił się, gdy teraz o tym myślał. Wszystko to nieprawda. Cholera, po co mu to było…
        - A Sara nie oznacza przypadkiem “księżniczka”? - dopytał, szybko przekierowując temat na swoją wybawczynię. Nie chciał teraz pogrążać się w wyrzutach sumienia.
        Gdy ona odpowiadała, on ponownie oparł się o ścianę za sobą, jakby zamierzał się zdrzemnąć. Patrzył na nią i myślał. Pasowało mu do niej to imię. To prowadziło zaś do oczywistego pytania kim była, skąd była, dokąd zmierzała… Był ciekaw. Ale wiedział, że nie opłaca się pytać. Niemniej…
        - W tej oazie nie ma co robić - orzekł. - Tu nic ciekawego cię nie spotka. Jeśli szukasz dla siebie miejsca, odpocznij tu chwilę i ruszaj dalej, szkoda twojego czasu na Mię-Alkhamę. W Alaranii są tysiące ciekawszych miejsc niż... to - dokończył nie kryjąc swojej pogardy.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Oooj zdziwiłbyś się. Kazali ci kiedyś oglądać słonie? Niby wielki zagrodo-ogród, palmy, kwiaty, fontanny... i słonie. Wszystko jest piękne, póki nie przechodzi się obok miejsca składowania... No wiesz... - Pochyliła się w jego stronę, jakby zaraz miała zdradzić mu wielką tajemnicę. - Kupy - szepnęła i zachichotała.
- Uwierz mi, wielbłądy to przy tym nic strasznego. Swoją drogą, po co trzymać tyle słoni w jednym miejscu? Biedne słoniki, za mało miejsca, za duże stado. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Hmmm... - nagle zmieniła temat, spojrzała w niebo i autentycznie się zamyśliła.

- Hej! - wypaliła nagle. - A wiesz jak pachną koty? Uwielbiam koty. Mają taką miękką sierść, a jeśli je czesać i się nimi zajmować, można by wtulić się nosem w futerko i już tak zostać. Nie śmierdzą jak wielbłądy. Koty są jak ludzie, mają swój charakter. Nie są uległe, wiedzą czego chcą, chadzają swoimi drogami, wskakują na dachy i robią co im się żywnie podoba. Ale kiedy się zaprzyjaźnią, kiedy pokochają, mogą spędzić życie z jedną osobą. - Pokiwała głową na znak, że zgadza się sama ze sobą. A potem wysłuchała jego słów na temat imienia Sadik. Kiedy wyjaśniał drugie możliwe znaczenie, zupełnie niekontrolowanie wcięła się między jego słowa.

- Lojalny, wierny w Al-Atrah to Havatarim i jest dość popularne - to wszystko jej się wymsknęło, a nie chciała wyjść na kogoś, kto ma zbyt dużą wiedzę. Im większa wiedza, tym prawdopodobnie wyższy status społeczny. Wolała nie zostać rozpoznana na pierwszym przystanku, ale właśnie przez takie głupoty mogło do tego dojść. Skarciła się w myślach.
- Aaa Sara, tak, tak. Oznacza księżniczkę - przytaknęła.

Kłaaaamiesz. I dobrze o tym wiesz. Sara oznacza księżniczkę, ale twoje imię tak nie brzmi. Sarabi oznacza zupełnie coś innego. Agrrr. Wiem, ale co mam mu powiedzieć, że mam na imię Sarabi? Wiesz jakie to rzadkie imię i że w Lirin-Dahr daje się je tylko księżniczkom. A on może i jest pijany, ale nie głupi, od razu mnie rozpozna. Aaaaa, nienawidzę kłamać. Nienawidzę kłamać. Dlaczego nie mogę po prostu powiedzieć kim jestem? Tak... Bo potem będę musiała uciekać stąd gdzie pieprz rośnie. Oooo nie.

- To popularne imię, w końcu każdy rodzic chciałby mieć w domu księżniczkę - wybrnęła, choć biła się z myślami.
- Chyba nie jest tu aż tak źle. Ludzie wydają się mili. To ładne miejsce. Chyba dość spokojne, prawda? - spytała.
- Chociaż tych dwóch zbirów... No ale przecież w nocy wszędzie chodzą dziwni i niebezpieczni ludzi - rozmyślała głośno o oazie i nagle znów przyszło jej do głowy coś w innym temacie.
- Masz żonę? - zapytała wprost. Życie w pałacu nauczyło ją, że nie wolno o nic pytać w taki sposób, ale ona była młoda, ciekawa świata. A teraz ten świat stał przed nią otworem. Nie była już ptaszkiem w złotej klatce i nie mogła zgorszyć swoim pytaniem jakiegoś młodzieniaszka, który poskarżyłby się mamie, narzeczonej, swojemu ojcu i jej ojcu, więc waliła prosto z mostu.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik patrzył na Sarę i nie do końca był pewny kogo widzi. Raz była dojrzałą kobietą, a raz zachowywała się jak dzieciak. Wyglądała jak nastolatka, więc może faktycznie była w tym głupim wieku, gdy nie jest się ani dorosłym ani dzieckiem? Szesnaście lat? Siedemnaście? Tak wyglądała. Ale gdy tak konspiracyjnie nachyliła się do niego, by powiedzieć słowo “kupa”... Sadik nie powstrzymał parsknięcia śmiechem i pobłażliwego pokręcenia głową. Ta mała go bawiła.
        - Widziałem słonie - oświadczył. - W wojsku bywają używane jako zwierzęta bojowe… Wtedy, cóż, trzyma się je w takich warunkach, w jakich jest to możliwe. Nie każdy ma taki los, na jaki zasługuje - dodał dość chłodnym tonem, jakby kazał jej się z tym pogodzić. Zwłaszcza jeśli o zwierzęta chodziło.
        Zmiana tematu na koty trochę go zaskoczyła. Potrzebował chwili, by się przestawić, bo alkohol jednak nadal trochę utrudniał mu myślenie. Pokręcił głową, jakby go to nie interesowało.
        - Nie znam kotów - oświadczył. - Nigdy nie miałem zwierząt. No, koń się nie liczy - dodał, ale tak, jakby w ten sposób kończył rozmowę. Uroczy był ten jej entuzjazm, ale on nie był dobrym partnerem do rozmów na takie tematy.
        Tego jak został poprawiony w kwestii imienia nie skomentował na głos - jedynie wzruszył ramionami, jakby było mu wszystko jedno. Może to o lojalności było z innego państwa… Pamiętał tylko, że tam brzmiało ono nie “Sadik”, a “Sydq” i gdy się o tym dowiedział, dziękował Prasmokowi za to, że pochodzi z Na’Zahiru, bo ta wymowa brzmiała jakby ktoś się zachłysnął… A Havatarim… Havatarim el-Bihtu… Mogłoby być, równie dobre jak każde inne. Ale co z tego, skoro i tak nieprawdziwe. Co prawda nie tak jak imię Sary… Ale tego nie wiedział.
        - Miłe, ładne, spokojne, taaa… - mruknął jakby trochę niechętnie. Jego te argumenty nie kręciły. Nie lubił tego miejsca.
        - Za spokojne - westchnął. - Tu nic się nie dzieje. Jedyną perspektywą jest wyjechanie stąd, bo tu nic nie osiągniesz i nie znaczysz więcej niż twój własny wielbłąd… Kto by się liczył z tym miejscem…
        W głosie Sadika była wyraźnie słyszalna gorycz. Oczywiście, że nienawidził tej oazy, miejsca swojej zsyłki, swojej nagrody, która go pogrążyła i pozbawiła wszelkich perspektyw na dobre życie. Odebrała mu wszystko, co miał.
        Sadik westchnął i poprawił się, jakby coś go uwierało w plecy. Jednak jedyne co go gniotło to jego własna duma. Machnął lekceważąco ręką na jej uwagę o zbirach.
        - Jutro się nimi zajmę - mruknął, nie wchodząc w szczegóły. Tak jakby ona miała wiedzieć bez pytania kim był, kim byli oni i o co mu chodziło.
        Ostatnie pytanie Sary było jak niespodziewany cios w twarz. Sadik najpierw drgnął nerwowo, a później spojrzał na nią wyjątkowo nieprzychylnie. Co za bezczelna dziewka, pytać go o takie rzeczy! I… Cholera, co, miał jej się przyznać, że żona go zostawiła? Dla niebieskookiego najeźdźcy, wykorzystując pierwszą lepszą chwilę, gdy go nie było, by znaleźć sobie kogoś “lepszego” i pierwszy lepszy pretekst, by uzyskać rozwód? Głupia zdzira, przekupiła urzędników, by ci orzekli, że Sadik zaginął na misji, aby uzyskać papiery rozwodowe bez jego zgody. A gdy on wrócił, ona była już poślubiona innemu, czego nie można było tak łatwo cofnąć… Zresztą chyba żadna ze stron by tego nie chciała. Antsu było dobrze z jej fagasem, a Sadik nie zniósłby upokorzenia, z jakim wiązałoby się proszenie jej o powrót… Zresztą nigdy jej nie kochał. Był jej mężem, bo tak nakazywała tradycja, ale nie wybrał jej sobie sam. Żałował nie tego, że ją stracił, ale tego, że został potraktowany jak śmieć. Nie liczył się nawet dla kobiety, która powinna go szanować, bo mu to obiecała przed ołtarzem. Co za głupia dziwka…
        Jednak musiał coś odpowiedzieć Sarze. A odpowiedź mogła być szczera, lecz niekoniecznie zadowalająca.
        - Nie mam żony.
        I tylko tyle. Wypowiedziane jałowym, szorstkim tonem. Nie wchodził w szczegóły, mogła uznać go za kawalera, wdowca albo rozwodnika, co tam by sobie chciała, mogła tworzyć dowolne teorie, jak to czyniła większość mieszkańców oazy. On nie zamierzał jej niczego ułatwiać, bo nie chciał o tym gadać. Jednak…
        - A czemu cię to interesuje? - zapytał, nachylając się do niej i patrząc na nią dziwnie przytomnym, drapieżnym wzrokiem. Nie wiedział co tym osiągnie. Speszy ją, zezłości, nieważne - raczej nie zachęci. Może chciał ją tylko wkurzyć.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Ale Sara nie wyglądała na przestraszoną. Jego wzrok stał się inny, owszem, ale oczy miał ciągle jakby zamglone, zapewne była to kwestia alkoholu, który nadal płynął w jego krwi. Ona też się pochyliła, jednak tylko na sekundę zmarszczyła brwi. Nie miała bladego pojęcia dlaczego tak zrobiła. W odruchu? Ona nie bała się konfrontacji. Nieraz w pałacu stawała twarzą w twarz z kimś, z kim nie powinna. Z jednej strony dorosła, przyszła królowa, z drugiej dziewczyna, która chce postawić na swoim, a z trzeciej dziecko, podlotek, dzikuska wypuszczona z klatki. Nikt nie jest w stanie z dnia na dzień nauczyć się życia w innym świecie, a ona dopiero poznawała ten "inny świat".

- Bo nie chcę nikomu niszczyć życia - odpowiedziała poważnie, a potem usiadła w normalny sposób.
- Zazdrość jest wszędzie, niezależnie od płci czy rodzaju związku. Zapytałam, bo nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty, ani żebym ja je miała. W końcu ta sytuacja jest dosyć abstrakcyjna. - Uśmiechnęła się. Znów nie zdawała sobie sprawy ze swojej przemiany i użytego słownictwa. Wyglądało to trochę jakby ktoś rzucał kością, a w zależności od tego co wypadnie, taka stawała się Sara. Przez krótką chwilę panowała cisza, ale było oczywistym, że Sarabi za sekundę znów coś wypali.

- To czemu tu właściwie siedzisz? Czemu nie wyjedziesz? Skoro to taka dziura i nic się nie dzieje? Cały świat stoi otworem. Za Szarym Jeziorem nie ma już pustyni, piachu sypiącego się w oczy, pyłu, który trzeba wyczesywać z włosów. - Sarabi jakby troszkę się rozmarzyła. Mówiła jednak całkiem poważnie. Gdzieś tam za jeziorem istniał kolejny, nowy świat. Świat bez burz piaskowych, słoni i wielbłądów. Wyobrażała sobie, że zamiast morza piasku, jest morze zieleni, równiny i łąki ciągnące się aż po horyzont. Nigdy ich nie widziała, a rysunki w książkach, cóż, to tylko rysunki. Dlatego tak bardzo wyidealizowała sobie ten obraz i dlatego tak bardzo chciała go zobaczyć.
- Hmm... - nagle jakby coś jej się przypomniało. - Jak to "zajmę się nimi jutro"? - odwołała się do tego co przed chwilą powiedział Sadik o oprychach.
- To znaczy, że ich znasz? Nie jesteś bandytą, więc kim? Nie mów, że jesteś tutaj jakimś wodzem, wójtem, burmistrzem, czy kimś takim?
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Podobała mu się jej reakcja. Pokazała pazurki, nie uciekła przed nim. Może gdyby faktycznie stał się względem niej napastliwy nie umiałaby się obronić, ale całkiem sugestywnie zgrywała odważną.
        Po chwili zaskoczyła go po raz kolejny. Zazdrość… To miałoby sens. Myślał, że jest tylko ciekawska, jak to wszystkie dziewczyny w tej mieścinie, ale może faktycznie myślała szerzej. Zaskakujące. Cały czas miał ją za jakąś zwykłą mieszkankę Na’Zahiru, ale zaczynał odnosić wrażenie, że ona to taka zwykła nie była. Ale czy to jego sprawa?
        Sadik nie zadał oczywistego pytania, które cisnęło się na usta. Zadumał się i pozwolił Sarze mówić dalej, ignorując trochę jej oczywiste wątpliwości: skoro nienawidzi tego miejsca to czemu tu siedzi? Nawet nie złościł się na nią o to, że zapytała. Zwrócił jednak uwagę na to jak mówiła o krainach poza pustynią: wyraźnie wyrywała się w świat.
        - Są za to komary, deszcz i chłód - odciął się. - Nic nie przychodzi za darmo, księżniczko. Pytanie która cena wydaje się niższa.
        Nie nazwał jej księżniczką, bo ją przejrzał - jedynie sarkastycznie nawiązywał do znaczenia jej imienia. Chyba nawet gdyby był szczery nie podejrzewałby, że ma do czynienia z następczynią tronu. A gdyby się dowiedział… Pewnie nie chciałby mieć z nią więcej do czynienia. Ostatnia taka znajomość nie skończyła się dla niego dobrze.
        W ten sposób przypadkiem Sadik uniknął odpowiedzi na to, co go tu trzyma, bo Sara już po chwili zadała kolejne pytanie, na którym mógł się skupić. Spojrzał na nią, jakby nie dowierzał w jej pytanie i w sumie nie podobało mu się to, że starała się uzupełnić swoje braki. Skrzywił się i odwracając wzrok machnął ręką, jakby ją zbywał. Wydatne stawy żuchwowe świadczył o tym, że zaciskał zęby. Zaraz jednak odetchnął i rozluźnił się. Spojrzał na nią tym samym zamglonym wzrokiem co do tej pory.
        - Czemu zakładasz, że nie jestem bandytą? A… To twoje “przeczucie”? - zgadywał, ale zaraz zmienił ton. - Jestem dowódcą garnizonu w tej dziurze - oświadczył szorstko. - A to byli moi podwładni. Nie twierdzę, że to zbóje, ale aniołkami też nie są. I nie lubią mnie, więc tak, nasze spotkanie teraz mogłoby się źle skończyć. A ja jestem PO służbie i to moja sprawa co robię w tym czasie - zastrzegł napastliwym, ostrym tonem, unosząc jeszcze rękę w ostrzegawczym geście. Nie zamierzał dodawać, że to w jakim stanie go zastała, miało zostać między nimi.
        Sadik spróbował wstać. Stęknął i poruszał się powoli, ale udało mu się to, choć asekurował się nadal ścianą. Spojrzał na Sarę surowo, z wysokości.
        - Dobra z ciebie dziewczyna, Saro - odezwał się do niej. - Dobra, ale i za bardzo ciekawska. Dzięki za pomoc, ale na przyszłość uważaj na siebie. Dobranoc.
        To powiedziawszy Sadik powlókł się w stronę ulicy, nie spoglądając już na Sarę, jakby nie umiał skupić się na więcej niż jednej rzeczy. A teraz najważniejsze było skupienie się na chodzeniu, by nie wyrżnąć znowu o ziemię.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Masz rację - odparła. - Tu mamy skorpiony i grzechotniki, tam wilkory i koye. Świat jest niebezpieczny na każdym kroku. Nie wiesz czy przypadkiem w tym sianie nie kryje się zabójczy pająk. Czy za rogiem nie dopadnie cię ktoś z nożem. Wszędzie są niebezpieczeństwa. Każdy krok może być ostatnim. Ale czy lepiej zamknąć się w czterech ścianach, a świat oglądać zza krat czy okien? Wolę zrobić krok do przodu niż trwać w miejscu, w którym jedyną możliwością "zobaczenia" świata są książki. Tam gdzie piękno, tam też brzydota, bo wszystko dąży do równowagi. A ja już nie boję się ani skorpionów, ani komarów - powiedziała. Sadik chciał jej dogryźć, ale się nie udało. Ona wzięła jego słowa na poważnie. W końcu przez lata była ptakiem ze związanymi skrzydłami, a teraz nareszcie mogła latać. Zapadła chwila ciszy, którą w końcu przerwał mężczyzna.

- Tak, to moje przeczucie. - Zmarszczyła śmiesznie brwi, trochę jakby udawała złą. Choć wcale taka nie była. W zasadzie to jego słowa ją rozbawiły.
- Hmmm... Dowódca garnizonu - zamyśliła się. W zasadzie to miała niewielkie pojęcie jak działa prawo w takich małych miejscach. To znaczy znała hierarchię, rozumiała zasady - musiała, była księżniczką. Rozmyślała raczej o tym co w takich miasteczkach do roboty miał dowódca. Czy tylko siedział w swoim gabinecie i przekładał papierki, czy może była to praca na większą skalę. Jak i kiedy raportował swoją pracę. Jak go nadzorowano i czemu w czasie wolnym upijał się do nieprzytomności.
Nie. Za długo już nad tym myślała.
- Wiesz, po służbie czy na służbie, to chyba dziwne, że twoi podwładni z chęcią by cię pobili, prawda? - Na pytanie nie dostała odpowiedzi. Sadik zmusił się do tego by wstać. Pożegnał się z nią, choć było to raczej słodko-gorzkie pożegnanie. Miała wrażenie, że chciał jej powiedzieć "dobra, ale głupia", wcale nie ciekawska, ale uznała, że nie będzie tego komentować. Ona też wstała.
- Dobranoc - powiedziała tylko i odprowadziła go wzrokiem, aż zniknął za budynkiem.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik najpierw patrzył na Sarę z pewnym uznaniem, a później podejrzliwością. To co mówiła było trafne, całkiem bystre… A jednocześnie brzmiało, jakby czegoś takiego doświadczyła. Z kim on miał do czynienia? Mówiła jakby była bardzo dobrze wykształcona, mógł zakładać, że była więziona, ale nie w więzieniu lecz własnym pokoju. Jak dobrze urodzona dziewczyna. A jednak teraz spała kątem u jakiegoś przypadkowego małżeństwa na prowincji… ”Nie pytaj”, upomniał samego siebie, ”Nie angażuj się. Cholera, po co ci to. Będziesz miał kłopoty zadając się z kimś lepszym”. Pomogło. Przekonał sam siebie, by się nie odzywać i pozwolić, by temat umarł, choć nie wyszedł na tym najlepiej - ciężar rozmowy przeszedł teraz na niego i jego zawód. Jakoś to jej zamyślenie go ubodło.
        - Co, nie wyglądam - ni to oświadczył, ni to zapytał. Wielu mu mówiło, że nie wygląda jak dowódca. Że jest za młody, za mały, za mało doświadczony, za mało pokiereszowany… To niech przyjdą za dnia do koszar, przekonają się. Sara również, jeśli będzie miała taki kaprys - Sadik jej oczywiście tego nie zaproponował, bo wiedział, że by skorzystała, a on jej tam nie chciał. I w ogóle nie chciał z nią dłużej rozmawiać o sobie, dlatego zebrał się w sobie, by jak najszybciej stąd pójść. Machnął niecierpliwie ręką, gdy za plecami usłyszał Sarę mówiącą mu “dobranoc”.

        “To chyba dziwne, że twoi podwładni z chęcią by cię pobili, prawda?” - to pytanie wracało do niego jak bumerang podczas całej tej krótkiej drogi do domu. Cóż, było trafne, bo tak nie powinno być. Ale co Sadik miał na to począć? Przyjechał do tej dziury rozgoryczony, wściekły i ze świadomością, że jest nowym dowódcą przysłanym ze stolicy - na pewno nie czekano na niego z otwartymi ramionami. Zastosował obronę przez atak - tak wziął ich za mordy, że nie ośmielili się z nim dyskutować ani się przeciwstawić. Przy okazji w ten sposób wyładował wszystkie negatywne emocje, które czuł. Pomogło niestety na krótką metę, a później nie było już odwrotu, bo to co robił okazało się skuteczne. Że go przez to nie lubili… Trudno. Cierpiał tak naprawdę co najwyżej on, ale jego przełożeni byli zadowoleni, a on był pewny, że w razie zagrożenia czy innej nagłej potrzeby będzie zawsze gotowy i nie zawiedzie.
        Więc czemu czuł się jak śmieć? Może to przez to, że źle się czuł. Nadal był pijany i to już nie w ten przyjemny sposób. Ale to już nieważne - dotarł do domu i mógł przestać udawać, że jest w porządku. Był sam. W tym ogromnym budynku, przeznaczonym tak naprawdę dla całej rodziny, był całkowicie sam. Mógł sobie pozwolić na mamrotanie przekleństw i rozrzucanie rzeczy byle gdzie, gdy idąc do swojej sypialni rozbierał się ze wszystkiego co miał na sobie. Jak dobrze, że sypialnię miał na parterze, po schodach by się chyba nie wspiął. Teraz wystarczyło, że dotarł do łóżka i padł na nie jak długi, w samej bieliźnie i jeszcze jednym sandale, którego nie zdołał zdjąć. Ale nie przejmował się tym. Zasnął w mgnieniu oka, nawet nie nakrywając się prześcieradłem.

        Rano Sadik obudził się punktualnie… lecz na strasznym kacu. Otworzył niepewnie oczy, po czym zaraz zacisnął powieki i przeklął sobie głośno i siarczyście. Rozkaszlał się - w ustach miał suchość i niesmak. Splunąłby, gdyby miał czym. No ale nie miał… I co gorsza wiedział, że musi się pozbierać, by zdążyć na musztrę. Nie może okazać słabości, musi świecić przykładem przed swoimi ludźmi, by nikt nie mógł się do niego przyczepić…
        Klnąc pod nosem, Sadik zwlókł się z łóżka. Głowa go bolała, ale nie było tak najgorzej - spodziewał się, że w ogóle nie wstanie. Musiał się szybko pozbierać… Zaczął od napicia się - gdy już go tak nie suszyło, od razu czuł się lepiej. Zresztą nie pił byle czego. Nie tak dawno nabył eliksir, który pomagał w regeneracji organizmu. Była to rzecz na tyle uniwersalna, że nikt nie musiał wiedzieć, że chce tym leczyć kaca - mógł go pić po ciężkiej musztrze. Ale pomagał, naprawdę. A w połączeniu z lodowatym prysznicem szybko postawił pułkownika el-Bihtu na nogi. Widać było, że był trochę zmęczony, ale ujawniało się to tylko w cieniach pod jego błękitnymi oczami, bo krok miał sprężysty, a z sylwetki jak zawsze biła determinacja. Ubrany w luźne białe spodnie z niski krokiem i skórzany napierśnik z tłoczonymi symbolami Na’Zahiru na piersi, z kefiją na głowie i mieczem przy pasie, wyszedł z domu, by udać się do garnizonu, pełnić swoje obowiązki. Słońce trochę raziło go w oczy, ale gdy marszczył brwi wyglądał raczej na złego niż udręczonego. A to pasowało do wizerunku, jaki wokół siebie stworzył.
        Dzień zapowiadał się dla niego całkowicie normalnie, rutynowo. Trochę bolała go głowa i był trochę zmęczony, ale da sobie z tym radę, gdy rzuci się w wir obowiązków. Zapomni po prostu o tym, co go dręczy… Aż do chwili, gdy późnym popołudniem wyjdzie z koszar i wtedy demony cierpliwie czekające za progiem przypomną o swoim istnieniu. Obiecał sobie jednak, że tego dnia się im nie da. Nie schleje się tak jak wczoraj. Jeden kieliszek… No, może dwa. Przecież od tego nikt jeszcze nie umarł, a jemu się łatwiej śpi, gdy sobie łyknie…
        Gdy jednak zobaczył przed sobą drobną kobiecą sylwetkę obróconą do niego tyłem, momentalnie przestał planować, a jego myśli gwałtownie wróciły do wydarzeń poprzedniego dnia. To była Sara. Tak, pamiętał ją, choć jak przez mgłę. Przypomniał sobie jednak wrażenie jakie na nim robiła - nie była tą, za którą się podawała. I teraz nagle zaczął mieć obawy. Z kim miał do czynienia? Wydawało mu się nadal, że ze zwykłą dziewczyną. To nie mógł być żaden oddział wewnętrzny, była za młoda, stanowczo za młoda. Ale… Sprawiała wrażenie, że mogłaby za dużo gadać, a co za tym idzie - łatwo wygadać jego wstydliwy sekret. A on nie chciał, by tego typu plotki zniszczyły jego karierę - jedyne, co tak naprawdę mu zostało.

        - Witaj, Saro.
        Sadik mówił jak wąż, który hipnotyzuje swoją ofiarę - niby miło, niby spokojnie, ale z groźbą czającą się w oczach. Dogonił ją i zrównał się z nią krokiem. Wziął ją pod ramię, by nie uciekła, choć dla postronnych - których teraz i tak nie było na drodze - gest ten mógł wyglądać na przyjacielski.
        - Posłuchaj - zaczął el-Bihtu bez żadnych dodatkowych wstępów, mówiąc cicho, ale bardzo dobitnie i starając się cały czas utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. - O tym, co wydarzyło się wczoraj wiem tylko ja i ty. TYLKO. Więc jeśli do moich uszu dojdą jakiekolwiek plotki, będę wiedział, kto je rozpuścił. Radzę ci dobrze, zachowaj to dla siebie, by żadne z nas nie miało problemów. Dobrze?
        I choć ostatnie słowo wypowiedział, jakby faktycznie tylko się upewniał, w jego oczach widać było groźbę. Choć nie było tego po nim widać, był taki agresywny, bo panikował. Ta dziewczyna miała coś, co mogła użyć przeciwko niemu, a on nie mógł jej na to pozwolić. Choć jako dowódca potrafił myśleć zaskakująco trzeźwo, gdy przychodziło do jego prywatnych spraw, nagle stawał się zbyt impulsywny.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sara spacerowała beztrosko po uliczkach miasta. Poprzednia noc była dla niej niezwykła. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji i choć mogła się ona dla niej źle skończyć, to i tak była zachwycona i dumna, że poznała kogoś innego, niż... Niż wszyscy z jej pałacu. To była jej druga interakcja z człowiekiem, który jej nie znał. Wcześniej rzecz jasna była to pani Nathira, u której obecnie pomieszkiwała. Idąc rozglądała się we wszystkie strony. Przyglądała wszystkim ludziom, choć o tej porze było ich niewielu. W sumie to widziała tylko dwie osoby, ale co tam... Już wcześniej zaobserwowała jak powinna się ubierać. Dlatego miała na sobie szerokie, jasne spodnie, sandały na rzemieniach, w naturalnym kolorze i krótką bluzkę, odsłaniającą brzuch. Miała ona długie, mocno rozkloszowane rękawy, układające się w kształt dzwonu i zakończone wąskimi mankietami, zapinanymi na guzik. Dzięki temu nie musiała martwić się o pióra, które przy zwykłych rękawach mogły zostać zauważone. Na to zarzuciła nieco dłuższą kamizelkę. Była ona wykonana z kolorowych nici. Jej barwy przeplatały się ze sobą, ale były harmonijne. Mocny róż, błękit, fiolet, granat, a gdzieniegdzie odcienie żółtego. Wykończono ją kolorowymi frędzlami z lekkich koralików o podobnych barwach. Włosy miała rozpuszczone, ale przerzucone przez prawe ramię. Były długie, kruczoczarne, gęste i proste. Wczoraj w nocy miała zapleciony warkocz, a mimo to Sadik ją rozpoznał.

Odwróciła się gwałtownie słysząc jego głos. Uśmiechnęła się. Chciała się przywitać, ale wtedy on chwycił ją za ramię zdecydowanie zbyt mocno. W pierwszej sekundzie się przeraziła, w kolejnej już była wściekła. Kiedy skończył gadać znaleźli się na tuż przy budynku, w którym na parterze nie było okiem. Z całych sił popchnęła go ramieniem w bok, tak by znalazł się przy ścianie. Odwróciła się i naparła na niego, przystawiając mu do gardła łokieć. Wiedziała, że jest od niego o wiele słabsza, poza tym była niższa i nie miała z nim szans w pojedynku siłowym. Ale nie o to tu chodziło.
- Czujesz, gdzie mam kolano? - wycedziła. A jej kolano znajdowało się właśnie pomiędzy jego nogami, niebezpiecznie blisko "rodowych klejnotów". Jeden ruch i zwijałby się z bólu, a ona zdążyłaby zwiać. Tylko, że wcale nie chciała.
- Wczoraj uratowałam ci skórę, a ty tak się odwdzięczasz? Niby po co miałabym mówić komukolwiek co się wydarzyło? Nie rozumiem o co ci chodzi. Zresztą, znam tylko Nathirię i ciebie. Co? Miałam paplać na ulicach jak obłąkana?
- Chciałam ci pomóc, tylko tyle. - Ton jej głosu zmienił się na dużo łagodniejszy, ale pozycja nie zmieniła się. Nagle oboje usłyszeli, że co najmniej kilka osób zbliża się i zaraz, wyjdzie zza zakrętu budynku. W mgnieniu oka Sarabi zmieniła pozycję i zarzuciła Sadikowi ręce na szyję, stanęła na palcach, tak by głowę mieć na jego ramieniu, tuż przy uchu.
- Masz ładne oczy i dobrze ci z nich patrzy. Nie wierzę, że jesteś taki zły, na jakiego się kreujesz. Chciałam się tylko zaprzyjaźnić - szepnęła. Nie wyjaśniła nagłej zmiany zachowania, bo była dla niej oczywista. Lepiej, żeby nikt nie widział mężczyzny, który został przyparty do muru przez kobietę. A już tym bardziej dowódcy, któremu "baba" wbija łokieć w grdykę. Zdecydowanie lepiej wyglądał z ładną dziewczyną uwieszoną na szyi. Zwłaszcza nieznajomą. Dlaczego? Bo jeśli w tej mieścinie był burdel, to każdą prostytutkę ludzie rozpoznawali z daleka. Jej nie mogli skojarzyć z niczym. A skoro wieszała się na dowódcy w biały dzień, musiała być kimś więcej niż pierwszą lepszą.
- Boisz się upokorzenia - stwierdziła. Zrozumiała, że o to mu chodziło, sekundę po tym, jak powiedziała, że chciała mu tylko pomóc. - Właśnie załatwiłam ci szacunek. I chyba udowodniłam, że nie mam zamiaru przed nikim "chwalić się" uratowaniem pijanego w sztok mężczyzny, w dodatku dowódcy garnizonu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oaza Mia-Alkhama”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości