Strona 1 z 2

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Pią Sie 31, 2018 8:51 pm
autor: Pagani
        Mimo ciemności i uporczywej mgły, Pagani zdołał wypatrzeć roślinkę. Jako jedyna zupełnie odstawała od reszty krajobrazu i przez ciągłe poczucie niepokoju i dyskomfortu wilk miał nadzieję, że na tym zakończy się ich misja. To ono właśnie skłaniało do regularnego zastanawiania się nad ewakuacją z cmentarzyska. Nie był lękliwym gościem, ale sprawy nadprzyrodzone znacznie wykraczały poza jego kompetencje i możliwości. Był przewoźnikiem i podróżnikiem, nie egzorcystą. Niestety los, który postawił na jego drodze te dwie ciekawe osóbki, najwyraźniej miał trochę inny pogląd na specjalizację wagabundy.
Dziewczyny dołączyły do niego by zbadać znalezisko, ale brunetka zaraz “zepsuła” roślinkę odkrywając przyczynę ciarek wędrujących mu po karku.
        Spojrzał w górę na naturalistyczne strachy na wróble, obserwując każdy ich ruch jednocześnie tłumiąc warkot cisnący się do gardła. Cudownie, wprost cudownie. Trzeba było zabierać zady swój i końskie z kurhanów, gdy jeszcze mógł. Teraz było już za późno.
Konie parskały niespokojnie, drobiąc w miejscu, gdy Sebastien zaczął odmawiać ciche inkantacje do ochronnych bóstw podróżników. Przygoda zapowiadała się bardziej nietuzinkowo niż zwykle, ale chciałby z niej wyjść cało i ewentualna opieka bożków mogła bardziej pomóc niż zaszkodzić.
        Wilkołak nawet nie drgnął gdy drewniany paluch dotknął jego czoła, chociaż miał wielką ochotę na rączy odwrót. I mimo iż był raczej zielony w kwestii duchów, domyślał się, że w tej chwili bunt mógłby tylko pogorszyć jego sytuację. Krótki rozkaz jaki posłyszał w myślach, bardziej instynktowny niż werbalny, nakazujący wejście w otwierający się portal, również nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.
Cmoknął krótko zwalniając lejce i po krótkich końskich fochach podążył za pannami, a ich korowód zamykały dziwaczne stwory.

        Przez chwilę mrok zagęścił się wraz z zamykającą się wokół lepką i nieprzeniknioną mgłą, zupełnie jakby biel i czerń zapragnęły połknąć wędrowców żywcem. Zniknęły rónież wszystkie dźwięki, a dojmująca, obezwładniająca cisza zaczęła bezlitośnie brzęczeć w uszach przypominając o swej nienaturalnej obecności.
Potem wszystko znikło jak ucięte ostrym nożem. Mrok rozstąpił się wpierw na rzecz mgły, która otuliła podróżników tak szczelnie, że stracili z oczu nawet siebie nawzajem, o szczudłowatych stworach nawet nie wspominając. Następnie zaczęli słyszeć delikatny szmer wiatru, który powoli rozwiał mleczną poświatę. Jej smugi wciąż pełgały po podłożu i przysłaniały dalsze części widoków i horyzontu. Nie było śladu po ich przewodnikach, ani po kurhanach.
Znaleźli się w na wrzosowisku, otoczeni trzema kręgami głazów o maczugowatych kształtach, wysokich na dobre trzy sążnie. W tle, niewyraźnie majaczył las szeleszczący na wietrze. Pagani odetchnął głęboko czując pod stopami nieco szorstki i chrzęszczący cicho kobierzec.
        Powietrze było rześkie i wilgotne. Czuć w nich było dęby, oczywiście wrzosy z odrobiną wody, która musiała znajdować się gdzieś w okolicy, ale przede wszystkim las znów pachniał całymi wiekami. Ciężko było opisać podobne uczucie, ale inaczej pachniał młodnik, inaczej leciwy bór, a zupełnie odmiennie puszcza żyjąca tak długo jak najstarsze smoki.
Wraz ze zmianą otoczenia, zniknęło odczucie grozy a w zamian pojawił się głęboki szacunek i respekt. To miejsce zdawało się neutralne, ale jednocześnie sprawiało wrażenie obserwować przybyszów wcale nie słabiej niż cmentarzysko. Tylko jego uwaga była mniej natarczywa a bardziej… dojrzała. Zupełnie jakby porównać do siebie wzrok zabijaki poszukującego wyzwania i leciwego mędrca taksującego przybyłego doń ucznia.
Seb odetchnął jeszcze raz, przyglądając się reakcjom swoich dziewczyn, gdy tuż przed nimi zjawiło się kolejne dziwo. Wzrostem bliżej mu było do dziecka niż mężczyzny, chociaż długa broda raczej skłaniała do zakwalifikowania nieznajomego raczej do tej płci. Wyszedł naprzeciw nim z mgły jakby wychodził z leśnej ścieżki. Cały odziany w tunikę z dębowych liści, z tymi właśnie liśćmi we włosach i brodzie, podpierając się sękatym kosturem. Wyglądałby raczej nieszkodliwie gdyby nie czarne oczy, w których brakło tęczówek i białek, a w której błyskały iskierki o soczyście zielonej barwie, i które zdawały się dostrzegać samą duszę podróżników.
        Wiatr zmierzwił burą sierść, niosąc kolejną porcję zapachów, gdy wilk węsząc cicho ponownie zerknął na swoje towarzyszki i zielonego przybysza. Wraz ze zmianą otoczenia, ze zniknięciem kurhanów i mroków, ślad po zaprzęgu zaginął tak samo jak ludzka postać zmiennokształtnego.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Pon Wrz 17, 2018 8:33 pm
autor: Segen
        Pielgrzym szedł głośnym stępem, jak tylko niezadowolony koń potrafi. On zupełnie inaczej odczuwał atmosferę panującego niepokoju i zamiast zachować milczenie jak trójka podróżników, tupał i parskał, bezbłędnie znajdując każdą leżącą na runie gałązkę, by roztrzaskać ją ciężkim jak kowadło kopytem. Dlatego właśnie, oraz ze względu na przeczucie, że powinni zachować ciszę, Segen zrezygnowała z karcących syknięć i gwizdów, stanowiących standardowe komendy dla ogiera. Teraz przemawiała do niego szeptem w nieznanej innym mowie, głosem ciepłym i cichszym od wiatru, gładząc poruszonego wierzchowca po szyi, a swoim zachowaniem może nawet sugerując czułość wobec zwierzęcia, chociaż takie stwierdzenie byłoby nieco pochopne, nie znając dobrze kobiety. Ten jednak uspokoił się wyraźnie pod dotykiem i opuścił nieco łeb, idąc dalej łagodniejszym krokiem.
        Zajęta Pielgrzymem, tylko słyszała wymianę zdań między eugoną a zjawą, nie wtrącając się w dyskusję, ani nie komentując i dopiero, gdy uspokoiła konia, Assani obejrzała się przez ramię pod pozorem troski o swoich towarzyszy. Zielone oczy jednak tylko na moment spoczęły kolejno na Sapphire i Sebastienie, przenosząc się później gdzieś poza i ponad tego ostatniego, a brwi nemorianki zmarszczyły się delikatnie. Nagle zostali sami i kobieta niezwłocznie zwróciła uwagę na drogę przed sobą. Wtedy jednak nie było już nic widać. Biel i czerń zlewały się ze sobą, kpiąc sobie ze zmysłów podróżników. Cisza dudniła w uszach, zagłuszając lub ucinając w zarodku protesty wierzchowców jej i wilkołaka, a po chwili mrok znów ustąpił, sprawiając, że blade światło, bijące pozornie od samej mgły, wręcz biło po oczach. Wiatr rozwiał lekko czarne włosy nemorianki i przeplatał pasma mgły między nogami Pielgrzyma, sprawiając, że koń wyglądał, jakby ciągnął za kopytami białe wstęgi.

        Ale później nie było już konia, a Assani łapała równowagę na własnych nogach, gdy zwierzęcy grzbiet dosłownie spod niej zniknął. Nie było też powozu ani woźnicy, a tylko bury wilk, którego nemorianka obrzuciła krótkim, ale przenikliwym spojrzeniem. Znaleźli się na wrzosowisku. Segen nie ruszyła się o włos, bystrym wzrokiem badając otoczenie, które nieumiejętnie namalowane mogłoby wyglądać spokojnie i sielankowo. Przesiąknięte było jednak czymś pradawnym, co… uspokajało nemoriankę. Odetchnęła głębiej rześkim powietrzem i z niewzruszonym wyrazem twarzy rozejrzała się wokół siebie. Obracając się wokół własnej osi, zatrzymała się nagle, gdy jej wzrok spoczął na starcu. Sędziwym mężczyźnie o sięgającej ziemi brodzie, a jednak wzrostem nieprzewyższającym dziecka. Puste czarne ślepia hipnotyzowały, a składające się na tunikę liście nie wydawały nawet jednego dźwięku, mimo poruszającego nimi lekko wiatru. Starzec uniósł kostur i wskazał nim coś. Kobieta obróciła się, a jej wzrok padł na palenisko pośrodku kręgu wysokich głazów. Kostur stuknął głucho o miękkie runo, jednak dźwięk i tak zwrócił znów ich uwagę i spojrzenia. Mężczyzna teraz pokazywał kijem otaczające ich głazy, kolistym ruchem zataczając kosturem krąg, a Segen poczuła, jak wokół nich opada kopuła magii, zamykając ich w tym miejscu, sprawcę zamieszania pozostawiając zaś w granicach drugiego koła, poza ich zasięgiem. Starzec uśmiechnął się i wskazał długim palcem każdego z podróżnych osobno.
        - Jedna doba. Nie wolno wyjść – rozległo się szeptem w ich głowach.
        Z kolejnym stuknięciem kostura zniknął, dosłownie rozpływając się w powietrzu, niczym towarzysząca im wcześniej mgła, a oni zostali sami. Wiatr ruszył spokojnym tempem, wrzosowisko zaszumiało cicho, a w oddali odezwały się nieśmiało pojedyncze ptaki.
        Segen długo stała nieruchoma pośrodku kręgu, z przymkniętymi oczami wodząc zmysłem magicznym po okolicy. Otaczająca ich magia była silna i wszechobecna, jednak specyficzna… jakby pierwotna, nie reprezentując stricte żadnego konkretnego arkana, będąc mocą samą w sobie. Assani otworzyła w końcu oczy i rozejrzała się już normalnie, wzrokiem rejestrując otoczenie, którego emanację już znała. Wolnym krokiem podeszła do pierwszego kręgu, ale już tam natknęła się na niewidzialną barierę łączącą ze sobą pionowe głazy. Kobieta drgnęła i skrzywiła się minimalnie, co z zewnątrz wyglądało, jakby nagle ugryzł ją owad, o którym już po chwili zapomniała. W rzeczywistości jednak demonica próbowała teleportować się na drugą stronę, jednak i wtedy odbiła się od bariery jak od litej ściany. Interesujące. Przez chwilę bawiła się własną magią, próbując poruszyć czymś poza kręgiem, ale nie drgnął nawet jeden liść. Wszystko zostawało tutaj. Oni i ich magia. Nawet nie zniżała się do prób uniesienia magicznie ponad statuy. Jeśli nie mogła się nawet teleportować na drugą stronę to nie było szans, by można było po prostu przelecieć górą. Szturchnęła inne arkana, z podobnym, czyli żadnym, rezultatem. Ogólnie nie podejmowała chwilowo większych prób wydostania się z potrzasku, obchodząc jedynie ich miejsce po okręgu, z niedbałością sunąc wzrokiem po terytorium. Istniało jeszcze kilka opcji, dzięki którym mogłaby próbować się stąd wydostać, w tym jedna która bezwzględnie skończyłaby się powodzeniem, jednak Segen aż tak jeszcze nie czuła się uwięziona by sięgać po te środki. Jeszcze to była przygoda.
        Nemorianka podeszła więc znów do środka kręgu, krokiem swobodnym i beztroskim jak zawsze, by usiąść przy palenisku, przyszykowanym pod ognisko dla podróżnych. Najwyraźniej mieli tu spędzić trochę czasu, nim ktoś znów się po nich zjawi. Zdawała się ignorować fakt, że ich towarzysz zmienił się w wilkołaka, a ona sama straciła z oczu swojego wierzchowca, bowiem ze spokojem zabrała się do rozpalania ogniska. Dla niej sprawa była jasna. Mieli tu zostać przez jedną dobę, a później pewnie czekała ich jakaś próba czy test, diabli wiedzą. Segen to nie przeszkadzało. Była zainteresowana, a czasu miała aż nadto. Jedynym jej zmartwieniem był Pielgrzym – wyszkolenie kolejnego wierzchowca będzie nudnym i żmudnym zadaniem, poza tym nawet polubiła tę wredną mendę, więc miała nadzieję, że nic mu nie jest. Ale przeczucie mówiło jej, że koń mimo wszystko jest bezpieczny, więc Assani ze stoickim spokojem długowiecznej istoty czekała rozwoju wydarzeń. Może w międzyczasie popracuje nad mapą?

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Czw Wrz 27, 2018 4:58 pm
autor: Sapphire
        Gdy białe światło zaatakowało jej oczy, a mgła powoli zaczęła się przerzedzać, ukazując im prastare wrzosowisko, Sapphire poczuła się tak, jakby ktoś wyszarpał jej duszę przez gardło. Uczucie nieznośnego ucisku, jak przy bardzo szybkim locie, towarzyszyło jej przez moment, by po chwili gwałtownie ustać. Skołowana rozejrzała się dookoła, widząc rzędy obrośniętych mchem głazów i kobierzec drobnych, fioletowych roślin pod swoim ogonem. Gdy udało jej się skupić wzrok dostrzegła Assani, ze spokojem kontemplującą uroki otoczenia, i wilka, w którego przemienił się Pagani. Przed nimi stał również mały człowieczek o bardzo długiej brodzie, podparty sękatym kosturem.
Świetnie. Kolejny Yarin, który będzie mi mówił, co mam robić!”, pomyślała ze złością rudowłosa, przewracając oczami. Powoli podpełzła w stronę karzełka, przyglądając się jego ruchom i zerkając nieufnie na trzymany przez niego kij. Doświadczenie podpowiadało jej, że tam, gdzie niepozorne indywiduum używa magii, należy być bardzo ostrożnym. Mogła stawić czoła napastnikom, którzy próbowaliby ją zabić, ale nie zniosłaby żadnej dodatkowej klątwy, jaką starzec mógłby mieć do zaoferowania.
        Ku jej zdziwieniu dębowy dziadek wypowiedział jedynie słowa “Jedna doba. Nie wolno wyjść”, po czym zniknął, nie wyjaśniwszy nic więcej. Przez chwilę patrzyła tępo w miejsce, w którym stał, choć na trawie nie pozostał po nim najmniejszy ślad. To dało jej do myślenia. Czuła na twarzy powiew wiatru, który poruszał kręconymi, rudymi kosmykami i denerwował i tak już napięte jak struny węże, jednak źdźbła trawy nie uginały się pod jej ciężarem. Pochyliła się i wyciągnęła bladą dłoń, próbując zerwać gałązkę wrzosu. Jej palce pokryte czarnymi łuskami przeniknęły przez roślinę jak dym.
- Ciekawe gdzie zosssstały nasssze ciała. I ressszta - syknęła w stronę Paganiego, jeszcze raz przesuwając dłonią nad ziemią, by zademonstrować, co ma na myśli. Chodziło jej również o konie, powóz oraz Yarina. Duch, choć z całą pewnością miał dostęp do świata astralnego, zniknął w momencie pojawienia się mgły. Niech go szlag, akurat teraz, kiedy mógłby być użyteczny!
        Przez chwilę Sapphire trawiła słowa leśnego stworzenia. Czy naprawdę mieli tu spędzić całą dobę, marnując cenny czas, zamknięci jak zwierzęta w klatce? Ponad wszystko eugona ceniła sobie wolność i przestrzeń i myśl ta wydała jej się nie do zniesienia.
Nerwowo poruszając ogonem, którego złota grzechotka wydawała trzaskający dźwięk, hybryda zaczęła krążyć wzdłuż kopuły. Z zewnątrz otaczał ich drugi rząd głazów, a za nim pojedyncze drzewa ginęły w gęstej mgle. Dwa razy próbowała wbić gwałtownie wydłużające się pazury w niewidzialną ścianę, jednak odskoczyła z sykiem niezadowolenia.
Pochwyciła wzrok wilka, a w jej zielonych oczach błysnęła genialna myśl. Jeśli ta kopuła znajduje się tylko nad ziemią, być może pod postacią węża będzie w stanie przekopać się na zewnątrz! Tę dwójkę może zostawić w środku, jeśli taka będzie ich wola, ale ona nie podda się zachciankom upiorów z jakiegoś cmentarzyska!
        Skupiła całą wolę, próbując przemienić się w gigantycznego węża, jednak zamiast szybkiego drżenia przemiany poczuła rozrywający ból, promieniujący z dołu brzucha wzdłuż całego ciała. Zgięła się wpół i opadła na ziemię, ściskając rękoma obolałe podbrzusze.
- Nie jessstem w ssstanie zmienić formy… - wykrztusiła, powoli się prostując.
- Przeklęte duchy! Nie mają nic lepssszego do roboty, tylko więzić wędrowców? - fuknęła ze złością. Powoli docierało do niej, że chcąc nie chcąc, będzie musiała spędzić pełną dobę zamknięta w tej szklanej kuli, najprawdopodobniej pod wnikliwą obserwacją niewidzialnych demonów.
        Nadal obolała, podpełzła do Segen, która rozsiadła się wygodnie przy naszykowanym palenisku. ”No proszę, pomyśleli o wszystkim”, stwierdziła ironicznie w myślach i z ulgą rozciągnęła swój długi, pokryty szaro-bordowymi spiralami ogon.
- Jak myśśśślicie, czego oni właśśściwie chcą? - zapytała, wciąż rozglądając się nieufnie na każdy otaczający ich dźwięk. Gdy za jej plecami rozległ się trzask gałęzi, odwróciła się błyskawicznie, a jej oczy rozbłysły białym światłem. Zupełnie odruchowo, bez możliwości kontroli, pchnęła w stronę zagrożenia sporą kulę mocy. Magia chaosu rozbiła się o niewidzialną kopułę, powodując gwałtowną eksplozję kamiennych cierni z powierzchni ziemi. Po zagrożeniu nie było ani śladu. Przez chwilę Sapphire wpatrywała się bez słowa w utworzone przez siebie pobojowisko. Jej magia była dzika, tak samo jak ona. Nigdy nie potrafiła przewidzieć jej efektów, zresztą narzucanie mocy swojego zdania uważała za coś nienaturalnego. Najważniejsze było to, że magia zawsze potrafiła ją obronić i zaatakować tych, którzy na to zasługiwali. Tym razem jednak, skoro otaczały ich nieprzenikalne mury, a każdy czar najwyraźniej odbijał się i pozostawał w środku, warto by było pohamować swoje odruchy. Eugona zacisnęła powieki i przez kilka sekund oddychała głęboko, próbując się uspokoić. Gdy węże wokół jej głowy opadły z sennym sykiem na jej ramiona, otworzyła na powrót zielone oczy i obrzuciła uważnym spojrzeniem towarzyszy. Segen niewiele się zmieniła, jednak wilcza forma woźnicy podobała jej się dużo bardziej niż ludzka. Z zadowoleniem obserwowała ruch mięśni pod burym futrem i inteligentne spojrzenie żółtych oczu. Gdyby tylko porzucił te śmieszne, ludzkie konwenanse, byłby z niego bardzo porządny zwierz. Uśmiechnęła się lekko i przekrzywiając głowę, skierowała do niego następne pytanie
- Jesssteśśś wilkołakiem z krwi? - zapytała, mając na myśli jego pochodzenie, a końcówka jej ogona poruszyła się lekko. Skoro mieli tu siedzieć tyle czasu, równie dobrze mogła się czegoś dowiedzieć o swoich towarzyszach. Mimo wszystko nie trafiła najgorzej - zawsze mogła zostać tu zamknięta w otoczeniu ludzi. Musiała tylko się pilnować, by nie zdradzić im tajemnicy swojej klątwy, a być może uda im się przetrwać dobę bez zbytniego rozlewu krwi.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Wto Paź 02, 2018 8:42 pm
autor: Pagani
        Z kurchanów zostali wyprowadzeni wprost w nieskażony ludzką stopą krajobraz. A dokładniej zostali zamknięci w stworzonym przez zielonego człowieka więzieniu. Matka opowiadała mu o tych mitycznych strażnikach lasów i obrońców ich harmonii. Potężnych bytach występujących w pradawnych miejscach w charakterze sprawiedliwych sędziów. Ich osąd i logika bywały co prawda nie zawsze zrozumiałe przez zwykłych ludzi, lecz daleko im było do chaotycznego działania. Zawsze mieli swoje powody, były one jednak odpowiednie dla długowiecznych, magicznych bytów i dlatego nieraz zdawały się niepojęte czy zagadkowe. O ile w ogóle był to zielony człowiek. Przecież wcześniej żadnego nie widział więc i porównania nie miał. Jeśli nie, biada im... W zasadzie, nawet jeśli był, to i tak mogli być zgubieni… Zupełnie zwykłymi ludźmi niby nie byli, ale to przecież nie musiało oznaczać bardziej łaskawego spojrzenia sędziwego starca.
        Wilk uniósł łeb, węsząc i rozglądając się po otoczeniu oraz przyglądając się swoim towarzyszkom. Czarnowłosa piękność spacerowała nonszalancko, oceniając ich tymczasowe lokum, podczas gdy urodziwy rudzielec wyglądał na nieco bardziej poirytowanego. W tym momencie wilk głęboko wciągnął powietrze zaniepokojony, jednocześnie strzygąc nerwowo uszami.
Trzy zupełnie różne stworzenia, trójca odmiennych charakterów tak więc najwyraźniej i do tematu zatrzymania wędrowców w kręgu Las podszedł indywidualnie.
Zniknęły wszystkie niezwiązane bezpośrednio z ich osobami rzeczy przykuwające ich do świata materialnego, łącznie z żywymi stworzeniami jak na przykład jego zaprzęg. Do tego on stracił najwyraźniej zbędną, ludzką postać, czy może wrócił do prawdziwej - wilczej. Ale Spphire potraktowano bardziej dosłownie. Wilcze oczy rozszerzyły się, gdy szponiasta dłoń przeniknęła przez wrzosy, potwierdzając jego obawy. Wyciągnął przednią łapę, pazurami trącając lilowe roślinki, pokazując gadzince, że tylko ją potraktowano aż tak specjalnie. Z jego ciałem wszystko było w jak najlepszym, chociaż wilczym porządku. Segen również wyglądała normalnie, czuł jej zapach, przeciwnie do rudzielca.
        Każdy znosił zamknięcie na swój sposób. Najwyraźniej potężnym istotom trudniej było wytrzymać bezsilność. Pagani jako zwierz nawykły, iż wpływ na tor życia miał los, na podróż chociażby pogoda i trakt, a jedyne, co było w jego rękach, to własne decyzje, ze stoickim spokojem podszedł do paleniska, ziewnął szeroko i rozpłaszczył się na trawie. Szybko jednak ponownie zaniepokojone ślepia trafiły na zwijającą się z bólu Sapphire. Co prawda praktycznie nie znał rudzielca, ale domyślił się, że mogło chodzić o podobną przemianę jak u niego. Jego popchnęli na kolana, czemu więc eugona miałaby mieć swobodę zmian. Westchnął ciężko, skinąwszy łbem, pogodzony z losem, i położył pysk na łapach.
Z następnym zdaniem akurat nie mógł się nie zgodzić. Że też duchom nudziło się do tego stopnia, by wybrać akurat ich trójkę. A nawet jeśli były w wielkiej potrzebie, czy naprawdę musiało paść na nich? Dlatego mama zawsze mówiła by z duchami uważać, i dlatego właśnie unikał takich miejsc, jak kurhany. Nigdy nie wiadomo, jaką klątwę można było obudzić i w jaką kabałę wdepnąć. Eh kobiety… one zawsze sprowadzały człowieka na manowce i pakowały w kłopoty.
        Cóż było robić, jak nie czekać do wyznaczonego terminu? Złoszczenie się czy demolowanie okolicy mogło tylko pogorszyć sprawę, ale chyba płomiennowłosej puściły nerwy albo uważała inaczej. Sierść na wilczym karku na moment stanęła dęba w czysto pierwotnym odruchu na zagrożenie, by spokojnie opaść wraz z unoszącym się burym łbem i nastawionymi uważnie uszami. Dziewczyny chyba jeszcze nie wiedziały, że wraz z jego przemianą to sobie już pogadali.
Odpowiedź na pierwsze pytanie pozostawił Segen, zerkając na nią z ukosa. Nawet gdyby miał jakiś pomysł, to wilczy pysk nie umiał artykułować ludzkich dźwięków. Potem żółte ślepia na powrót odnalazły eugonę, a Seb sapnął ciężko.
- “Nie wiem” - pomyślał i przechylił łeb w zwierzęcym geście, nie mogąc zrobić nic innego, jak przyglądać się Sapphire. Wilczą postać posiadał, odkąd pamiętał, ale swojego pochodzenia nie znał. Jeśli zaś kobiety nie miały dostępu do wilczych myśli, miały z głowy jego towarzystwo, to werbalne oczywiście, do czasu aż dziadek zmieni zdanie i zwróci mu ludzkie oblicze.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Sob Paź 06, 2018 5:22 pm
autor: Segen
        Segen przysiadła przy palenisku ze swobodą właściwą dla kogoś, kto nie raz spędzał czas w ten sposób. Niespiesznie wybrała dwa najbardziej nadające się ku temu kamienie i wykrzesała z nich kilka iskier, zdolnych objąć najpierw niewielką kępkę suchej trawy pośrodku, by później piąć się powoli i spokojnie, obejmując we władanie ułożone misternie suche kawałki drewna. Zdawało się wręcz, że cała ta procedura ją relaksuje. Ze zgiętą jedną nogą, drugą oparła o kamienie otaczające palenisko i wspierając się łokciem na kolanie, obserwowała ponad płomieniami eugonę. Nie mówiła na głos, że ona swoje ciało posiada, to było widać już, gdy rozpalała ognisko, a przez szacunek do inteligentnych istot nie wyrażała na głos oczywistości. Podobnie bury wilk stąpał beztrosko, a uginająca się pod nim trawa zdradzała, że nawet jeśli stracił swoją ludzką postać, zwierzęca jest równie namacalna, jak wszystko wokół nich. Poza Sapphire. Cierpliwie znosiła więc irytację naturianki, pozwalając jej dojść do siebie w jej własnym tempie i odnaleźć w nietypowym położeniu. Ona sama szybciej przekonała się o własnych brakach i chociaż miała zarówno swoje ciało oraz magię, to jednak nie mogła się stąd wydostać, straciła Pielgrzyma i…
        Do tej pory powoli poruszająca się nemorianka nagle błyskawicznym ruchem wyprostowała plecy i zdjęła z nich katanę i tubę. O ile jednak broń odłożyła obok siebie, nie poświęcając jej żadnej uwagi, natychmiast zajrzała do futerału i jej spokojna twarz stężała na moment, odpowiednio długi, by Assani mogła w myślach wykląć na czym świat stoi we wszystkich znanych jej językach. Zabrali jej mapy. Zabrali jej pieprzone mapy. Zaraz jednak spięte ramiona kobiety rozluźniły się, a na ustach pojawił się niedbały, lekko ironiczny uśmiech, oznaczający jednocześnie przyznanie punktu leśnemu dziadkowi za zajście jej za skórę oraz zapowiedź prawdziwie nemoriańskiej zemsty, jeśli ta zabawa jej się znudzi, a ona wciąż nie odzyska swoich rzeczy. Chwilowo postanowiła grać zgodnie z zasadami, miała czas. Futerał zaś odłożyła już spokojnie obok katany. Oby jej nowi znajomi stanowili godną rozrywkę, bo znudzona Assani to niebezpieczna towarzyszka.
        Spojrzała na beztrosko rozciągniętego przy palenisku wilka, po czym jej wzrok przeniósł się na zginającą z bólu eugonę. Jej retoryczne pytanie zbyła wzruszeniem ramion i zmieniła nieznacznie pozycję, kładąc się do tyłu na trawę i zakładając zgiętą rękę za głowę. O ile wcześniej wyróżniała ją chociaż dumna postawa, teraz nawet jej rodzona matka miałaby problem z rozpoznaniem córki, która z kobiety odzianej w suknie i klejnoty, z idealnie zaczesanymi w kok lokami przemieniła się w surowo odzianą podróżniczkę, rozciągniętą na trawie, z włosami niedbale rozsypanymi na trawie i nogami w ciężkich butach zapartymi o kamienie. Odsunięte znów na włosy okulary zdradzały, że kobieta przymknęła pomalowane czernidłem powieki i najwyraźniej nic nie robi sobie z chwilowego uwięzienia. Mimo to usłyszała podpływającą do niej naturiankę, milcząc przez moment, jakby miała po raz kolejny zignorować pytanie, jednak w końcu się odezwała, nie otwierając oczu.
        - Twój towarzysz mówił, że strzegą kurhanów, a to ma być jakaś próba – odparła ze spokojem, nic nie robiąc sobie z faktu, iż zdradza się z podsłuchaniem rozmowy. – Nie wiem, na czym ma polegać, ale nie wyobrażam sobie powodu, by uznać nas za „godnych” – stwierdziła z krzywym uśmiechem, dopiero teraz uchylając powieki i spoglądając na meduzę. – Ciebie może jeszcze, jako córkę natury – powiedziała łagodniej, unosząc się i opierając na łokciach, przeniosła wzrok na wilka. – On również, być może, jako po części element jej fauny. Gorzej ze mną – dodała, z nieodłącznym nikłym uśmiechem, najwyraźniej nic sobie nie robiąc z potencjalnych konsekwencji takich wniosków. Pogląd wciąż miała ten sam; zająć się zagrożeniem, dopiero gdy to się faktycznie ujawni. Chwilowo to były wyłącznie utrudnienia, a wręcz skłonna była uznać, że obserwowani są z ciekawością, z jaką ona badała ten świat, dawała więc stworom margines przyzwolenia na takie zabawy. Poza tym naprawdę potrzeba czegoś więcej, by poruszyć jakiegokolwiek nemorianina, o tak elastycznej i specyficznej jak ona osobie nie wspominając.
        Sapphire nie miała jednak najmniejszej tolerancji na tę ingerencję, bo w tym momencie usłyszeli jakiś dźwięk za swoimi plecami, a meduza momentalnie posłała tam pocisk magii, który rozprysnął się na otaczającej ich kopule. Segen obserwowała pobojowisko, zerkając na nie niedbale przez ramię. Wyczuwała otaczające ich emanacje i nie wszystkie stanowiły elementy otoczenia, jednak fakt, że byli obserwowani, raczej nie był zaskakujący. Podobnie jak to, że raczej są w tej chwili niezdolni do protestowania przed takim stanem rzeczy, zwłaszcza rozbijając się głupio o ściany swojego „więzienia”.
        - Oszczędzaj siły. Kto wie, kiedy ci się przydadzą – mruknęła do meduzy, obserwując, jak ta się uspokaja. Ciekawe, kiedy będzie na tyle opanowana, by bez protestów znieść oględziny, jakie planowała wobec niej Assani. W przeciwieństwie do wilkołaków, eugon nie miała okazji zbyt dobrze poznać. W międzyczasie padło pytanie do Sebastiena i to na niego przeniosła wzrok brunetka, ciekawa czy uzyskają odpowiedź. Odczekała moment, ale po tym, jak wilk sapnął, bezszelestnie zakradła się do jego głowy. Niezauważalnie oczywiście tylko dla Sapphire, bo chociaż mogła ukryć swoją obecność przed zmiennokształtnym, nie zrobiła tego. Kto wie, czy ze złośliwej bezczelności, czy z ciekawości, czy też może wiedziała, że i tak się wyda.
        - Nie wie – powiedziała bowiem po chwili, przechwytując myśli wilka i to na niego spoglądając, w razie, gdyby nieroztropnie postanowił odpowiedzieć agresją na tę niewielką ingerencję. – W takim razie pewnie tak, bo raczej pamiętałby, gdyby ktoś go tak obdarował – kontynuowała, nie spuszczając jeszcze oczu z wilka i zastanawiając się nad własnymi słowami. O wilkołakach trochę wiedziała i wielu spotkała, chociaż ten był wyjątkowo przyjaźnie nastawiony. Na razie. Nie miała się jednak za nieomylną, wszak wciąż uczyła się tej krainy, a przede wszystkim tego, że jest pełna niespodzianek i niczego nie można tu brać za pewnik. Cóż, może poza właśnie nieprzewidywalnością natury i ludzi, bo to było, o ironio, gwarantowane, tym samym zatrzymując tu Assani.
        Sama rozmowa najwyraźniej nie przeszkadzała nemoriance, nawet jeśli jej postawa nie sugerowała otwartości. Jakoś przecież muszą spędzić tę dobę, a chociaż Segen mogłaby zwyczajnie przeczekać ją w czymś pomiędzy transem a snem (bo zabrali jej pieprzone mapy), to z takim towarzystwem na to nie liczyła. Równie dobrze więc można by wszcząć coś na kształt konwersacji, o ile wilczuś będzie współpracował, a eugona przestanie siekać magią każdą gałązkę, która trzaśnie.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Nie Paź 28, 2018 12:08 am
autor: Sapphire
        Sapphire analizowała uważnie wszystko, czego się dowiedziała. Więc tylko ją spotkała wątpliwa przyjemność zostania niematerialną. Za to wilkołak był uwięziony w swoim zwierzęcym ciele i nie mógł się z nią komunikować. Najlepiej wyszła na tym wszystkim chyba Segen.
        Eugona czuła się zaniepokojona brakiem swojej fizycznej powłoki. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, co odczuwał Yarin i wolałaby, żeby tak zostało. Niemożliwość dotknięcia Paganiego czy poczucia zapachu Segen nagle zaczęła jej doskwierać znacznie bardziej, niż nakazywałaby to logika. Zaleta tej sytuacji była taka, że raczej nie musiała się obawiać ataku fizycznego z jakiejkolwiek strony.
        Przez chwilę przyglądała się reakcjom wilkołaka, starając się odczytać mowę jego ciała. Rozumiała świat zwierząt od wielu lat, a pogodzenie z losem Paganiego było widoczne jak na dłoni. Kiwnęła mu głową i nawet uśmiechnęła się lekko - sama nie wiedziała, skąd wziął się ten uśmiech, jednak obecność zmiennokształtnego szybko ukoiła jej nerwy. Meduza wyprostowała się i odetchnęła głęboko, pozwalając, by opuściły ją resztki bólu.
- Taak, chyba odpusssszczę ssssobie używanie magii, w jakiejkolwiek formie - mruknęła, zwijając ogon w dużą, szaro-bordową spiralę i układając się wygodnie na ziemi.
        Widziała, jak Segen nerwowo sprawdza tubę, najprawdopodobniej zawierającą dotychczas mapy, jak słusznie zauważył Yarin. One także zostały zabrane w momencie, w którym pojawili się w tym dziwnym miejscu.
Przechyliła głowę, słuchając słów nemorianki.
- Wszysssstko zależy od tego, jakie ssssą kryteria ich “godnośśści” - odparła filozoficznie. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy według czyichkolwiek kryteriów była czegokolwiek godna - ona po prostu istniała zgodnie z odwiecznymi prawami natury.
- Dlaczego uważassssz, że nie jessssteś ich godna? Nie jessssteś zwyczajnym człowiekiem - stwierdziła eugona. W jej myślach miało być to superlatywem i dopiero po chwili dotarło do niej, że wcale nie musiało tak zostać odebrane.
- Jesssteś czymśśś więcej - dodała uspokajająco. Była ciekawa, kim właściwie jest Segen, ale nie chciała się zdradzać ze swoją ignorancją. Jeśli czegoś nauczył ją świat zwierząt to tego, żeby nigdy nie okazywać swoich słabości.
- Doba to dużo czassssu - mruknęła rudowłosa, potrząsając melancholijne grzechotką. Jedną, bladą jak marmur dłonią gładziła kilka węży, które uspokojone, zapadły w sen na jej ramieniu. - Myśśślicie, że będą poddawać nasss jakimśśś próbom?
Sama myśl o tym powodowała u niej atak złości trudny do opanowania. Wiedziała jednak, że w tym przypadku jej magia na nic się nie przyda i podejrzewała, że tak samo może być z jej siłą fizyczną. Jeśli istoty, które ich porwały, faktycznie były duchami, nie było najmniejszego sensu ich atakować.
        W zamyśleniu przyglądała się płomieniom, które wykrzesała Segen. Czuła ich ciepło, co było zastanawiające, jako że nie posiadała fizycznej powłoki. Być może zabrali jej ciało, jednak wrażenia z tego miejsca pozostały prawdziwe. Jej myśli powróciły do Yarina, który tak często towarzyszył jej w podróży.
- A więc to tak czują ssssię duchy… Nie chciałabym być na miejsssscu Yarina.
“Choć nie musi tkwić tutaj z nami”, dodała w myślach, krzywiąc się lekko.
        Nagle szósty zmysł rozkrzyczał się alarmem w jej głowie. Rozejrzała się uważnie dookoła, jednak nie dostrzegła niczego niepokojącego. Być może jedynie mgła zgęstniała nieco bardziej, zasłaniając niektóre z wrzosów, ścielących się u ich stóp.
- Czujecie to? - zapytała, a węże na jej głowie na powrót nastroszyły się nieufnie.
- Może to tylko złudzenie… Nie ufam temu miejsssscu - mruknęła, przysuwając się nieco bliżej reszty. Dotychczas prowadziła żywot samotniczki, ale potrafiła zaakceptować moment, kiedy to ilość stanowiła siłę. Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić instynkt, który znowu postawił ją na baczność. Skoro nie miała ciała, co właściwie mogli jej zrobić? Jej napady furii z kolei mogły zaszkodzić innym.
- Oby ten kwiat był tego wart - mruknęła pod nosem, przypominając sobie wieśniaczkę i jej idiotyczną prośbę. Matka tej kobiety zapewne już jest martwa, ale oto ona - potężna eugona, wiedziona klątwą, musi szukać tego, co mogłoby przywrócić jej zdrowie.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Nie Lis 11, 2018 10:26 pm
autor: Pagani
        Potraktowany jako element fauny wilkołak z grubsza zachowywał się, jak na taki element przystało. Leżał sobie spokojnie przy ognisku. Trochę postrzygł uszami, to zerknął ślepiem, czasem powęszył, ale też oczywiście słuchał, jak już przystało człowiekowi, nie zwierzęciu, tego jednak można się było jedynie domyślać, gdy jego reakcje z racji postaci przypominały słuchającego rozmowy psowatego.
A dziewczyny mówiły ciekawe rzeczy. Czasem zwykłe wypowiedzi potrafiły wiele powiedzieć o osobie. Szczególnie gdy nagle okazywało się, że jedna z towarzyszek czyta w myślach.
Wilkołak podniósł głowę patrząc uważniej na nemoriankę. Żółte ślepia spojrzały w zielone oczy, a pysk zdawał się uśmiechać bezczelnie.
        - A to ciekawe, czyli muszę uważać, co myślę - stwierdził rozbawiony, wracając spojrzeniem do eugony. Też nie cieszył się ani na uwięzienie, ani na próby, które ich chyba czekały. Tym bardziej nie wiedział, czemu akurat oni zostali wybrani, oczywiście poza przyczyną dość łatwą do wymyślenia - znalezieniem się w zdecydowanie niewłaściwym miejscu, czas raczej nie odegrał tu roli. Poza tym dlaczego oni. Jeszcze potrafił wyobrazić sobie jakieś misterne pobudki leśnego dziadka dla wybrania Eugony, w końcu nie co dzień widywało się wężowe niewiasty, oraz brunetki, która nie miała nic wspólnego ze zwykłym człowiekiem. Ale on? On był zwykłym woźnicą, nie druidem czy innym magicznym stworem. Pozostawało więc jedynie to nieodpowiednie miejsce, przed którym tyle razy matka go przestrzegała.
        Wilk ziewnął szeroko i kładąc łeb z powrotem na łapach, przymknął na chwilę ślepia. Nie widział sensu w marnotrawieniu energii na stresowanie się czymś, na co zupełnie nie miał wpływu, ale mimo spokojnego nastawienia, nie sposób było uniknąć udzielającego się niepokoju. Znów uniósł głowę i zerknął najpierw na przysuwającą się gadzinę. Rudzielec potrafił zdemolować polanę, ale wyraźnie najgorzej radził sobie z zamknięciem i teraz szukał wsparcia. Potem zerknął znów na oazę nonszalancji w osobie brunetki. Po czym popatrzył w czeluści lasu na obrzeżach polany.
        Zdecydowanie byłoby miło, gdyby kwiatek był wart zachodu, ale jeszcze milej by było, gdyby udało im się przeżyć, zdobywając ową roślinkę. A już szczyt przyjemności i komfortu, gdyby zakaz wyjścia ich ograniczający obejmowałby również zakaz wejścia dla tych stworzeń, które kręciły się między drzewami.
        Wielu zwykło mówić, że Matka Natura i przyroda były dobre. To były słowa jakimi najchętniej rzucały osoby bezpośrednio niewplątane w łańcuch pokarmowy, albo znajdujące się na jego szczycie. W oczach wilkołaka nie była ona ani dobra, ani zła, zwyczajnie rządziła się własnymi prawami. Dążyła do harmonii, ale harmonia rzadko kiedy miała cokolwiek wspólnego z dobrem jednostki i z łaskawością. Czasem wiele zgonów zupełnie bezbronnych istot w wyniku zarazy czy klęski było niezbędnych do powrotu równowagi. Silniejszy zwyciężał słabszego, by następne pokolenia rosły równie silne. Krąg życia nie patrzył pod nogi i nie zważał na najsłabszych.
Podobnie było z otaczającym ich lasem. Nie budził lęku jak kurhany, w których tkwiła magia niezwiązana bezpośrednio z naturą, a jedynie respekt czegoś żyjącego znacznie dłużej niż którekolwiek z nich. Nie był zły ani złowrogi, ale rządził się własnymi zasadami i miał własnych mieszkańców. Oni również wcale nie musieli być źli. Czy wilk był zły, ponieważ pożerał łanię? Nie, stanowił jedynie jeden z elementów cyklu natury i chociaż w danej chwili to on był zabójcą, i na niego czekało równie wiele niebezpieczeństw. Czy jednak w jakiś sposób zmieniało to sytuację łani? Raczej niespecjalnie.
        Ich zapach niewiele różnił się od leśnej ściółki. Czuć ich było wilgotną ziemią i mchem, zupełnie jakby stanowili część boru. Sylwetki były nie dość wyraźne, by w tej chwili mógł dostrzec szczegóły, ale różniły się między sobą, jakby jedne chodziły na czworakach, inne pionowo, a jeszcze inne wyglądały jak coś pomiędzy. Za to doskonale dało się słyszeć ich szepty. Słowa mowy nieznanej zmiennokształtnemu, brzmiały jak szelest wiatru wśród liści. Wpierw nawet myślał, ze to tylko wiatr i umysł płata mu figle, ale teraz coraz bardziej był pewien, że tutejsi mieszkańcy rozmawiali ze sobą. A patrząc po tym, jak ustawiali się wokół, raczej rozmawiali o nich.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Sob Lis 24, 2018 3:24 pm
autor: Segen
        Sapphire zaczęła się powoli uspokajać, a i wilk nie wyglądał na oburzonego zajrzeniem mu do głowy; lekko uchylony pysk wyglądał wręcz jak parodia uśmiechu i Segen uznała, że może udało jej się trafić na względnie myślące istoty. Gdy eugona wróciła na swoje miejsce i splotła imponujący ogon w spiralę, nemorianka podniosła się do siadu, opierając na ramieniu o jedno kolano, podczas gdy druga noga spoczywała zgięta na trawie. Uznając więc swoje towarzystwo, wróciła do przerwanej rozmowy, poprawiając okulary na włosach i kierując zmrużone oczy na meduzę.
        - Każdy ma własne kryteria i nie sposób zaspokoić wszystkich – odparła, a na kolejne pytania uśmiechnęła się kątem ust i opuściła na moment wzrok, tocząc nim później po okolicy.
        - Powiedzmy, że przemawia przeze mnie doświadczenie… - powiedziała powoli, wciąż tłumiąc rozbawienie wywołane słowami eugony, która najwyraźniej bardzo starała się jej nie urazić, co było całkiem interesujące, jako że wcześniej nie sprawiała wrażenia osoby, która przejmuje się takimi detalami, jak czyjeś niezadowolenie. Wręcz przeciwnie, skłonna byłaby przypisać jej drobne złośliwości, którymi sama często raczyła innych i to w tym samym celu, czyli „bo czemu by nie?”. Z tego samego powodu nie komentowała stwierdzenia, że jest „czymś więcej”. Niech się rudzielec głowi.
        Co do pytań zaś… godność była tak nieużytecznym słowem i zupełnie nieadekwatnym określeniem. Wiązało się z nią zbyt wiele niedopowiedzeń i indywidualnych oczekiwań, by w ogóle próbować skonstruować jakąś sensowną definicję. Tak czy siak, ich los zależał od widzimisię jakichś leśnych istot, z którymi w większości Segen nawiązywała co najmniej neutralne, jeśli nie przyjazne relacje. Jednak ktoś, kto zamyka w magicznym kręgu nemoriankę, eugonę i wilkołaka, raczej nie ma ochoty na niewinne pogaduszki.
        Zamyślonym spojrzeniem zielonych oczu śledziła hipnotyzujące ruchy naturianki, uspokajającej swoje węże; Assani była coraz bardziej ciekawa, kryjąc to jednak pod maską znudzenia.
        - Opowiedz więcej o Yarinie, wydaje się ciekawą istotą – odezwała się w końcu, podnosząc wzrok na błyszczące oczy eugony.
        Sama doskonale wiedziała jak czuje się ktoś nieposiadający własnego ciała. Nie bez powodu nemorianie byli tak przywiązani do swoich materialnych powłok, i nie chodziło tu tylko o poczucie estetyki i egocentryzm. Bycie niematerialnym zwyczajnie nie dawało żadnych przyjemności, poza okazjonalnymi możliwościami uniknięcia nieprzyjemnych doznań. Tym samym jednak traciło się te korzystne odczucia, a zmanierowana społeczność Otchłani, wiecznie poszukująca nowych bodźców, była wyjątkowo niepodatna na taką ascezę. Dlatego każde z nich dbało o swoje ciało, nawet jeśli nie groziły im rany czy powstające po nich blizny. Zwyczajne przywiązanie do czegoś, co pozwalało im bardziej korzystać z życia, chociaż, zdaniem Assani, i tego nie robili właściwie. Inaczej na pewno nie siedzieliby w tym zapomnianym przez Prasmoka planie; nie gdy Alarania oferowała tyle doznań.
        A propos tych właśnie – to co niepokoiło eugonę czy wilka, ją jedynie intrygowało, sprawiając że obejrzała się za siebie, obrzucając skraj lasu czujnym spojrzeniem. Nonszalancka pozycja jasno pokazywała, że nemorianka nie widzi powodów do obaw, chociaż nie było już oczywiste, że w takim samym stopniu się nimi nie przejmowała, wiedząc, że niewiele może jej zagrozić, co była zwyczajnie zaintrygowana, nie traktując przybyszów w kategoriach niebezpieczeństwa, a rozrywki. Nareszcie coś zaczynało się dziać.
        W końcu jedna z szemrzących w zaroślach istot wyszła przed szereg. Najpierw wyłoniła się długa, patykowata dłoń, przez moment mogąca zlać się w ciemności z krzewami, dla mniej bystrych spojrzeń. Palce wyglądały bowiem jak zwykłe gałązki, a knykcie jak większe sęki. Dopiero przedramię nabierało nieco bardziej ludzkiego kształtu, wciąż jednak pozostając przesuszonym i w barwie drewna. Wychylało się jednak z szerokiego materiałowego rękawa płaszcza, którego właściciel w końcu w pełni ukazał się w blasku rzucanym przez ognisko. Stanowił mniejszą wersję strażników, którzy ich tu przyprowadzili, wzrostem nie przewyższając pewnie eugony, gdy ta wspięła się na swój ogon. Podszedł do granicy ich kopuły, szeleszcząc powoli szatami i liśćmi, którymi te były poprzetykane.
        - Sapphire, nie atakuj go – rzuciła Segen, nie oglądając się na naturiankę, ale nauczona już jej gwałtowności. Nie wiedziała, czy polecenie nie zadziała na dziewczynę, jak płachta na byka, ale nie miała w zwyczaju o nic prosić. Nie z arogancji, ona chyba nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, nie widząc różnicy w formie przekazu.
        Pozostałe istoty wciąż otaczały ich kręgiem, zlewając się z otoczeniem i ciemnością, jednak ten, który stał przy samej granicy, zaznaczonej kamieniami, wyciągnął znów patykowatą dłoń i gestem palca przyciągnął do siebie nemoriankę, która postąpiła kilka kroków do przodu, stając raptem kilka palców od istoty, ale odgradzana magiczną barierą nawet nie próbowała do niego sięgnąć. Śladem ruchów leśnego mieszkańca, przykucnęła przy ziemi, pochylając głowę, a w ciszy która zapadła dało się słyszeć szept zbyt cichy, by można było coś zrozumieć. Później coś okrągłego potoczyło się ciężko po trawie, mijając nemoriankę, która wciąż wysłuchiwała słów wypowiadanych tak cicho, że mogłyby udawać szelest liści. Wyprostowała się i obróciła dopiero po chwili, gdy już odprowadziła spojrzeniem wycofującą się postać.
        Spojrzała na leżącą na środku kręgu drewnianą kulę. Idealnie okrągła i o perfekcyjnie gładkiej powierzchni, wydawała się niemożliwa do skonstruowania ludzkimi dłońmi. Po chwili jednak kula zachwiała się w miejscu i potoczyła się pod łapy wilka, śledzona czujnymi spojrzeniami trzech par oczu. Assani jednak nie odezwała się słowem i nie powstrzymała wydarzeń gestem, nawet gdy kula uniosła się nagle w powietrze, by zawisnąć przed nosem Paganiego. Później już tylko on mógł usłyszeć głos w swojej głowie.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Nie Gru 09, 2018 12:10 am
autor: Sapphire
        Sapphire przez chwilę zastanawiała się nad prośbą nemorianki, wypowiedzianą pokojowym tonem. Nie przywykła opowiadać innym o sobie, a tym bardziej o Yarinie, którego uważała za komunikatywną formę pasożyta. To porównanie zresztą wydało jej się wyjątkowo trafne, więc z braku lepszych rzeczy do roboty postanowiła odpowiedzieć na pytanie Segen, zaczynając właśnie od niego.
- Yarin to bardzo sssstary duch. Towarzysssszy mi jak passssożyt od bardzo dawna… i nie mogę ssssię go pozbyć.
Nie wiem zresztą, czy bym chciała ”, usiłowało zapukać do jej głowy, jednak odepchnęła tę myśl, nim się do końca ukształtowała.
- Był generałem, który zmarł na bagnach… chyba - wzruszyła ramionami. - Niewiele o ssssobie mówi, wbrew pozorom.
Jej wyznania przerwało pojawienie się stworzeń, które już wcześniej wyczuła w kłębiącej się mgle. Na powrót najeżyła się, a gdyby miała kocie uszy, położyłaby je płasko po sobie. Zmrużyła oczy i obserwowała stworzenia nieufnie, gotowa do natychmiastowej obrony.
        Jedna z istot zbliżyła się do kręgu, a Segen postanowiła zabawić się w nawiązywanie kontaktów z tubylcami i ostrożnie ruszyła w ich stronę. Na jej słowa eugona nastroszyła się, a zielone oczy wbiły nienawistne spojrzenie w czarne loki podskakujące lekko na kształtnych ramionach.
- Sssss - syknęła przez zaciśnięte zęby, po czym strzeliła rozdwojoną końcówką języka. Normalnie za takie traktowanie zatopiłaby kły w zbyt zuchwałym rozmówcy, jednak teraz, kiedy była zamknięta w bańce na dwadzieścia cztery godziny, nawet ona zrozumiała, że nie jest to najlepsze wyjście. Z resztą podejrzewała, że wilkołak stanąłby po stronie nemorianki, i choć była pewna, że wygrałaby ten pojedynek, nie zamierzała go prowokować. Nie, gdy za kopułą czaiły się dziwaczne i złowrogie cienie.
        Patrzyła uważnie jak drewniana kula toczy się prosto pod nogi Paganiego. Gdy dotarła do jego łap, uniosła się gwałtownie w powietrze i zaczęła obracać. Początkowo kręciła się zbyt szybko, by dało się dojrzeć jej kontury. Naturianka zauważyła natomiast, że przedmiot zaczął zmieniać kształt.
”Tak, jakby się otwierał”, pomyślała.
        Kula zaczęła się wybrzuszać, aż w kilku miejscach pojawiły się rogi, a ściany stały się płaskie i połyskliwe. Pęd obrotów zwolnił i ich oczom, wirując leniwie w powietrzu tuż przed nosem wilkołaka, ukazał się dziwny, niepokojący sześcian. Patrząc na niego Sapphire odniosła wrażenie, że zawiera w sobie śmierć i cierpienie, choć nie wiedziała dlaczego. Być może wiązało się to z niepokojącą, czerwonawą poświatą, którą emitowały pulsujące ścianki.
        Sam przedmiot był podzielony na szereg mniejszych kostek, a z każdej ścianki wystawał rząd niewielkich, ale ostro wyglądających kolców. Obracał się powoli, prezentując kolejne płaszczyzny, jedną podobną do drugiej. Różniły je tylko drobne detale - na jednej znajdowała się płaskorzeźba płaczącej kobiety, na drugiej pojedynczy, czerwony kamień. Trzecia była chropowata niczym pumeks, a czwarta gładka i połyskliwa.
        Eugona uniosła wysoko idealną brew, która utworzyła niedowierzający łuk na białej twarzy.
- Co to za sssszkaradztwo? - spytała, wyciągając ostrożnie rękę w stronę jednej ze ścianek. Zatrzymała się jednak w pół ruchu, przypominając sobie, jak opłakane skutki miał dla niej wcześniejszy kontakt z magią. Zerknęła na wilkołaka, który cały czas wpatrywał się w przedmiot. Nie świadoma głosu, który lodowatym szeptem sączył słowa wprost do umysłu mężczyzny, mruknęła do niego cicho:
- Ty sssspróbuj.
Cofnęła rękę i odsunęła się lekko, chcąc obserwować wszystko z bezpiecznej odległości. Nie miała ciała i podejrzewała, że kontakt fizyczny z tym przedmiotem nie będzie mógł jej zaszkodzić. Nie zamierzała jednak ryzykować swojej duszy, ducha, czy czymkolwiek obecnie była, dla rozwiązania zagadki jakichś obłąkanych leśnych stworów.
”Jaki jest twój największy lęk, wilczy chłopcze? Dotknij szkatułki, a pierwszy sześcian objawi nam twoje sekrety…” powtarzały bez ustanku głosy słyszalne tylko w głowie Paganiego. Jak na komendę, wszystkie istoty otaczające krąg zwróciły się w jego stronę i zastygły w bezruchu, czekając na to, co zrobi woźnica. Powietrze wypełniła złowroga groźba.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Śro Gru 26, 2018 8:21 pm
autor: Pagani
        Rozmowy przy ognisku były wspaniałym urozmaiceniem wieczornego wypoczynku po podróży. Źródłem wielu historii, czy to zabawnych, czy strasznych, ale zawsze ciekawych. Czasem opiewały bohaterów, innym razem tyczyły się samych podróżników, ale nieodmiennie grzały serca wędrowców jak ognisko czyniło z ich ciałami.
Niestety do tej pory historie niezbyt się im kleiły, chociażby dlatego, że brakowało na nie czasu i spokoju ducha, który również się przydawał. Owszem można było za pomocą opowiastek odciągać myśli od nieciekawej rzeczywistości i kłopotów, które niosła, ale wciąż potrzeba było choćby odrobiny wytchnienia, by móc się na nich skupić.
To, co również było niezbędne, to ludzki język. Tego akurat brakło wilkowi, który chociaż miał sporo pytań w sam raz nadających się by odwrócić ich uwagę od złowrogo przyglądającego się im lasu, nie miał jak ich wypowiedzieć. Zabawa w podaj - przekaż niszczyła cały urok. Wysłuchał więc wspominek o dziwacznej zjawie i dalej spokojnie obserwował ognisko a później zbliżające się dziwaczne kształty.
        Rozmowę brunetki z drewniakami obserwował z nastroszonymi uszami, podnosząc się na łapy. Dość było polegiwania. Ale mimo czułego słuchu znów wyłapał jedynie szelest nieznanej mu mowy. Czy zielonooka dowiedziała się czegoś więcej, nie zdążył spytać, gdy dziwaczna drewniana kula potoczyła się wprost pod jego łapy. Żeby to było na tyle. Magiczny przedmiot jednak zaczął wirować, przekształcać się i przebudowywać, aż utworzył sześcian o różnorodnych ścianach.
        Sierść mimowolnie utworzyła nastroszony grzebień na całej długości grzbietu wilka, od karku aż po ogon, który zesztywniał uniesiony na wysokość grzbietu. Uszy położyły się na boki, wciąż nastawione na dźwięki, a łeb opadł nieco by lepiej mieć na oku dziwaczną byłą-piłkę, której różnorodne powierzchnie odbijały się w szeroko rozwartych źrenicach niczym w czarnych lustrach.
Słysząc syczący głos, wilkołak łypnął krótko na eugonę i prychnął na psią modłę, najwyraźniej w pełni zgadzając się z określeniem szkaradztwo. Tylko tyle mógł zrobić - przyznać jej rację. Nie dało się odpowiedzieć normalnie, i to nie tylko ze względu na językowe ograniczenia, zwyczajnie nie miał pojęcia, co to było.
        Na sugestię rudowłosej, by to on wpakował się w kłopoty, zmrużył oczy i burknął krótko. Sobie wszyscy upatrzyli jelenia do czarnej roboty. Szczudłowate drewniaki zamarły w bezruchu i wgapiały się teraz bezpośrednio w niego. Eugona wolała wysłużyć się cudzą łapą. Może i dobrze, patrząc po efektach jej kontaktu z magią. Nie umniejszało to jednak w żaden sposób antypatii Seba do magicznych tworów.
        Warknął głucho już typowo na głosy dobijające się do jego głowy. Czego mógł bać się woźnica? Bał się, że koń mu okuleje. Obawiał się kolki, paskudna przypadłość, zwykle dla wierzchowców śmiertelna. Lękał się, że mimo ostrożności i sprytu napadną go zbójcy. Jak każdy miał pewnie wiele rzeczy, które go niepokoiły. Ba, zawsze strach budziły w nim przeklęte miejsca, jak się okazywało słusznie. Gdyby się nie pchał na kurhany, to by teraz nie siedział w niewidocznej klatce i nie słuchał nieistniejących głosów, ani nie stawał przed nieznanymi próbami zielonego człowieka.
        Poirytowany przymusem, który mało kto lubił, a za którym na pewno nie przepadały lekkoduchy, kłapnął zębami, jednocześnie nosem dotykając jednej ze ścianek sześcianu. Tej z kobietą. Skojarzyła mu się z matką, chociaż nie było między nimi podobieństwa. Odruchowo chyba. Miał tylko nadzieje, że nie doprowadzał jej do stanu, w jakim prezentowana była płaskorzeźba, że nie przysparzał jej łez.
        Zaraz po kontakcie z wilkiem sześcian opadł na ziemię z bezgłośnym tąpnięciem, zupełnie jakby wszystkie dźwięki umilkły stłumione nieznaną siłą, a wokół niego zaczęła unosić się biała mgła. Dym gęstniał i tężał, aż ogarnął ich całkowicie tylko po to, by zacząć się rozwiewać niby pod silnymi podmuchami wiatru.
Okolica przypominała rozbite obozowisko. Tabory ustawione jak do wieczornego postoju trwały nieruszone mimo wyraźnego popołudnia. Wokół panowała śmiertelna cisza. W miarę jak opadały ostatnie smugi, zaczęły się ukazywać zakrwawione trupy koni pomieszane z poszarpanymi zwłokami ludzi. Pagani zawarczał złowrogo, a warczenie jakby odbiło się echem, wracając ze zdwojoną siłą. Zza jednego z wozów wyszedł skołtuniony posoką, bury wilk. Żółte ślepia połyskiwały obłędem, gdy zakrwawiony pysk zastygł w grymasie odsłaniającym kły. Zwierz uniósł łeb, węsząc zapamiętale i ostrym zwrotem skierował się w ich stronę.
Wizja opadła niczym wcześniejsza mgła, rozwiewając obraz szarżującego na nich wilkołaka, pozostawiając Seba warczącego cicho pod nosem, warując przy ziemi. Czyżby przyszło mu oszaleć… To tego obawiał się najbardziej? Czy może to była przewidziana dla niego przyszłość?
A sześcian powoli, ściana za ścianą, zupełnie jakby popychany przez bawiące się niewidoczne dziecko, potoczył się prosto pod nogi Segen.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Wto Sty 01, 2019 7:56 pm
autor: Segen
        Sapphire wyraźnie zastanawiała się, czy udzielić odpowiedzi na zadane pytanie, ale Segen nie poganiała jej w najmniejszym stopniu, przyglądając się naturiance beznamiętnie, jakby mogła w tej nieruchomej pozycji czekać i lata na wyjaśnienie. Gdy już je uzyskała, skinęła jednak tylko głową w milczeniu, chociaż znów trudno było zinterpretować, czy eugona potwierdziła jakieś jej podejrzenia, czy nemorianka zwyczajnie przyjmuje informacje do wiadomości. W każdym razie jej ciekawość najwyraźniej została zaspokojona, bo brunetka spokojnie odwróciła spojrzenie, później poświęcając uwagę wyłącznie pojawiającym się na skraju lasu istotom.
        Ciężko powiedzieć, czy kobieta zrozumiała słowa strażnika, znajdowała się bowiem tyłem do swoich towarzyszy. Nie skinęła też głową, ani nie odpowiedziała w żaden sposób, chyba tylko słuchając instrukcji lub podobnie jak jej towarzysze, nie rozumiejąc ani słowa. Polecenie rzucone wcześniej do eugony było instynktowne. Czymkolwiek były te istoty, widocznie miały jakiś plan i na pewno nie przewidywał on robienia takiej szopki tylko po to, by za chwilę zmieść ich z powierzchni ziemi. Jeśli coś się działo, było zapewne próbą, jak zostało im zapowiedziane najpierw przez Yarina, a później zasugerowane przez drobnego dziadka, który w ogóle ich tu zamknął.
        Segen wróciła do eugony i wilkołaka, tworząc z nimi trójkąt, pośrodku którego znajdowała się kula. Przez chwilę. Zaraz niby pchnięta wiatrem, którego nikt nie odczuł, potoczyła się pod łapy Sebastiena, a później poderwała na wysokość jego pyska, wirując i przekształcając. Assani nie odezwała się, nieruchomo obserwując zjawisko, ale niezupełnie zgadzając się z Sapphire. Była świadoma tego, że większość nie lubi niewiadomych, ale bazując na swoich wcześniejszych wnioskach, że chwilowo na pewno nikt nie chce ich skrzywdzić (tudzież próbować, w przypadku nemorianki), a to przed nimi to zwyczajnie zagadka. Kto zaś nie lubi łamigłówek?
Cóż, basior na pewno nie wyglądał na zachwyconego, a już po chwili wokół nich wzniosła się gęsta mgła, którą brunetka obserwowała zaintrygowana, nim ta przysłoniła jej widok na cokolwiek innego. Opadła razem ze zmianą okolicy. Iluzja, bez wątpienia, jednak tak realna, że mogli czuć zapach krwi i słyszeć warkot nadchodzącego drapieżnika. Nie było mowy o „podobieństwie”, wilk był identyczny, jak zwierzęca forma ich znajomego woźnicy, do analizy pozostawiając już tylko okoliczności tej wizualizacji? Czy kobiety były właśnie świadkami epizodu z przeszłości mężczyzny? A może czegoś, co dopiero go czeka? Nie sposób było dopatrzeć się emocji na zwierzęcym pysku Paganiego i jawne było tylko jego niezadowolenie, być może również lęk? A to nie rozjaśniało wszystkich wątpliwości co do jego historii. Iluzja opadła, pozostawiając po sobie coś, co niektórzy ludzie nazywali „niezręczną ciszą”. Później tajemniczy sześcian potoczył się w jej stronę i Assani tylko na moment opuściła spojrzenie, nim podniosła je razem z unoszącą się bryłą. Kolejne sześciany, składające się na ścianki większej kostki, zaczęły okręcać się, odkrywając wciąż nowe wzory, jednak Segen miała już upatrzony wzór.

”Jakie jest twoje największe marzenie, córo Otchłani? Dotknij szkatułki, a drugi sześcian objawi nam twoje sekrety…”

        Echo zimnych głosów rozległo się w głowie nemorianki, ale ta nie zdradziła się nawet drgnieniem powieki, z niezmiennym zainteresowaniem w oczach przyglądając się bryle. Przechyliła minimalnie głowę i kątem oka zerknęła na skupione teraz na niej spojrzenia leśnych istot, nim ponownie zwróciła uwagę na sześcian i opuszkiem palca dotknęła jego idealnie gładkiej i połyskliwej strony.
W jednym momencie świat zawirował przed oczami wszystkich i nie zwalniając nawet na chwilę, wyrzucił z obrazu pozostałe sylwetki towarzystwa i pomknął na przód, jak gdyby obserwujący pędził samotnie przed siebie z nadzwyczajną prędkością. Widok przedzierał się przez lasy, łąki, wzgórza, doliny, rzeki, góry i morza. Chmury przewijały się po niebie z podobnym pędem, a trawa falowała pod stopami, skalne wzniesienia przemykały pod nimi, mimo że nikt nie zrobił nawet kroku. Śpiew ptaków, szum wód, gwizd wiatru pomiędzy szczytami i skrzek mew nad morzami i oceanami. Świeże, najczystsze powietrze siłą wpychało się w nozdrza, niosąc ze sobą zapachy właściwe dla „mijanych” terenów. Nigdzie ani śladu żywego ducha, tylko nieskalana ludzkim wpływem natura i zwierzęta w pełnej swej mnogości i bogactwie, niezlęknione, przemierzając swoje terytoria, nie niepokojone przez nikogo poza swymi naturalnymi wrogami. Zaznajomieni z Łuską mogli dostrzec, że tam, gdzie powinny znajdować się miasta, ziała pustka w swej naturalnej formie, jakby żadne domostwa nigdy nie przygniotły rosnącej tam trawy, a miejskie mury nie wyparły stojących tam drzew. Szepczący las stanowił nieprzejednaną puszczę, równiny pozostawały idealnie zielone, bez śladów zamieszkania, a wybrzeża pokrywały całe staje plaż, klifów i skalistych spadów, również bez jednego nawet portowego miasta. Jak gdyby ludzkość nigdy nie pojawiła się na Łusce.
        Prąd niosący obserwatorów zatoczył koło i powrócił na miejsce, z którego wystartowali, brutalnie zatrzymując ich w miejscu i pozwalając dostrzec stojących wokół towarzyszy. Nawet Segen drgnęła lekko, jakby uderzona ciężko w pierś i strzeliła wzrokiem wokoło, upewniając się, że powróciła do rzeczywistości. Dopiero wtedy ostentacyjnie wypuściła powietrze z płuc.
- Niezła sztuczka – mruknęła melodyjnym głosem.
Bryła upadła ciężko na ziemię, podczas gdy Assani zerknęła krótko na wilkołaka. To, co ukazało się po jego interakcji z łamigłówką, z pewnością nie stanowiło jego marzenia. Nawet jeśli byłby na tyle popaprany, by faktycznie mieć takie wizje, pomysł rujnowała jego reakcja na wizualizację. Nie, sześcian w jego przypadku ukazał im coś innego. Największy lęk? Największy mroczny sekret? Zbrodnię, której się dopuścił? Ciekawe, czy będzie im dane dowiedzieć się więcej. Wątpiła, by z własnej woli podzielili się doświadczeniami. Ona na pewno nie zamierzała wyskakiwać z tym niepytana. Tajemnicą to nie było i mogła nawet podzielić się wrażeniami, ale bardziej ciekawił ją cel tych manipulacji niż ich efekt. Bo jeśli sześcian „wiedział” o nich tyle, czyż nie powinni tego wiedzieć również prowodyrzy zamieszania? A może właśnie tego chcieli się za pomocą artefaktu dowiedzieć?
        Czas na rozmyślania minął, gdy sześcian potoczył się opornie w stronę eugony, a Assani, wraz z towarzyszącymi im wciąż leśnymi tworami, podążyła spojrzeniem w stronę Sapphire.

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Sob Sty 19, 2019 8:22 am
autor: Sapphire
        Choć Sapphire nie usłyszała zadanego w głowie Paganiego pytania, odpowiedź ukazała się przed jej oczami wyraźnie pod postacią wizji. Zdziesiątkowany tabor, pokrwawione zwłoki i wilk z szaleństwem w oczach, podążający za najbardziej pierwotnym zewem. Zewem śmierci.
Wiedziała, kim jest ten wilk z tą samą pewnością, z jaką przeczuwała, że jej kolej na spotkanie z kostką nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Choć zmiennokształtny wyglądał na zszokowanego, jego największy strach - a być może także jego przyszłość - rysowała się bardzo przejrzyście. Porzuci ludzkie zahamowania i zaprowadzi porządek, jaki powinien zaprowadzić drapieżnik wśród owiec.
        Z drugiej strony wizja Segen wprawiła eugonę w szczery zachwyt. Świat wypełniony po brzegi nieokiełznaną niczym przyrodą, świat w którym nie ma - i nigdy nie było! - ludzi. To był świat, w którym meduza mogłaby żyć. Spojrzała zamyślona na nemoriankę. Nigdy dotąd nie darzyła nikogo ciepłymi uczuciami, nawet Yarina ledwie tolerowała. Ta dziwna, przyjmująca wszystko ze spokojem kobieta stała się jej bliższa niż ktokolwiek przedtem. I niechętnie musiała przyznać, że nawet jej się to podobało.
        Gdy zdradliwy sześcian potoczył się pod ogon rudowłosej, jej żołądek ścisnął się w bolesny supeł. ”Co dla mnie szykujesz paskudo?”, zapytała pudełeczko w myśli, zupełnie jakby mogło ją usłyszeć. I tak jakby usłyszało, głos w jej głowie odpowiedział:

”Jaki jest twój cel, wężowa kobieto? Dotknij szkatułki, a trzeci sześcian objawi nam twoje sekrety…”

Sapphire zgrzytnęła ze złości zębami. Oczywiście! O co innego mógłby zapytać? Poznali już największy strach lub sekret Paganiego i coś, co wiązało się z Segen, być może marzenie lub cel. Teraz przyszła kolej na nią. I od tak, jak za pstryknięciem palców, ci obcy ludzie mieli się dowiedzieć o jej najgłębiej skrywanej tajemnicy. Wiedziała, że jej opór nic nie da. Musieli grać zgodnie z zasadami, żeby wydostać się z tej przeklętej pułapki. Jedyne, co mogła w tej chwili zrobić, to dotknąć sześcianu. I mieć nadzieję, że wilkołak i kartografka nie wykorzystają nowo nabytej wiedzy przeciwko niej.
        Niechętnie położyła dłoń o czarnych paznokciach na ściance wyrzeźbionej w grube, poskręcane ze sobą pnącza. Nie sądziła żeby wybrany przez nią obrazek miał jakiekolwiek znaczenie.
        Mleczna mgła momentalnie pochłonęła polanę na której się znajdowali. Zniknęły także stwory czające się poza kopułą i miała szczerą nadzieję, że już więcej się nie pojawią. Jej oczom ukazał się cudownie znajomy krajobraz bagien. Przez chwilę rozglądała się zdezorientowana, nie wiedząc, do czego zmierza to widzenie. Wszystko wydawało się spokojne - powietrze było wilgotne i nieruchome, woda i błoto chlupotały cicho pod wpływem ruchu niewidzialnych stworzeń. Bagno żyło własnym życiem, tak jakby nigdy go nie opuściła. A może właśnie tak było? Przed sobą zobaczyła bowiem zasmarkaną od płaczu wieśniaczkę w dwóch idiotycznych warkoczykach. Pamiętała te warkoczyki. Węże na jej głowie momentalnie się nastroszyły, a grzechotka trzasnęła głucho. To ona była powodem tych wszystkich kłopotów!
        Dziewucha opadła na kolana, nie zważając na to, że jej sukienka zanurzyła się w błocie.
- Moja matka umiera! Pomóż jej, błagam! Tylko ten kwiat może ją uzdrowić…Ludzie gadają… Mówią, że ty nie możesz odmówić osobie w potrzebie! - wyszeptała spękanymi wargami.
Po tych słowach wszystko spowiła mgła, tak jakby widzenie dobiegało końca. Proszę! Oto największa tajemnica Sapphire, odsłonięta i ujawniona.
        To jednak nie był koniec. Mgła zgęstniała, przenosząc ich w otoczenie lasu, podejrzanie podobnego do tego, w którym znajdowały się kurhany. Nagle na ziemi zmaterializował się duży, ciemny kształt. Niedźwiedź przywalony ogromnym pniem zamienił się w człowieka, a jego biała twarz była wykrzywiona w bólu. Wyciągnął w jej stronę rękę i wyszeptał
- Proszę, oddaj to mojej córce…
Blada dłoń opadła bezwładnie, a na ziemię wypadło nieduże zawiniątko.
        Jak za pstryknięciem palców wizja skończyła się, przenosząc ich z powrotem na środek polany. Sapphire zamrugała zdezorientowana. Wiedziała, kim jest wieśniaczka, ale nigdy wcześniej nie widziała tego niedźwiedziołaka. Czy wizja ukazała jej przyszłość? Jeśli tak, to musi uważać, gdzie stąpa w tym przeklętym lesie. Nie chciała, żeby ktokolwiek znów wykorzystał nieświadomie jej klątwę!
        Spojrzała pytająco na Segen i Paganiego. Żadne z nich nie było wścibskie, ale wizje zostawiły dużo niedopowiedzeń. Sześcian, niewinny i nieruchomy, leżał na trawie pomiędzy nimi.

Kim był niedźwiedziołak i jak Sapphire trafiła do Demary

Re: [Środek lasu] Białe plamy na mapie

: Nie Lut 17, 2019 8:26 am
autor: Pagani
        Największy strach. Czyżby to samo ukazało się w przypadku Segen i Sapphire…? Brunetka nie wyglądała na kogoś, komu przeszkadzałaby samotność, ale któż tam wiedział? Nie raz przecież na pozór osoby oschłe i niezależne, najprawdziwsi indywidualiści tak naprawdę tęsknili za bratnią duszą. Wiernym przyjacielem i towarzystwem by nie powiedzieć za ciepłem domowego ogniska lub wspólnego taboru. Nie miał pewności, czy pusta i samotna Alarania nie była odbiciem strachu. Chociaż emocje towarzyszące widzeniu nie były jednoznaczne. Bliżej im było do spokoju czy może ulgi i radości. To, że była to właśnie ich łuska, nie budziło wątpliwości, chociaż brakło racjonalnych dowodów, podświadomie czuł, że obrazy dotyczyły ich świata. Najważniejsze jednak, że nie wyglądał on na zniszczony i ogarnięty pożogą, podobnym obrazem zmartwiłby się znacznie bardziej niż nieskażoną przyrodą, która w innych jednostkach pewnie obudziłaby szereg pytań egzystencjalnych, u Seba jedynie lokowała się w spokojnym, cichym i nieco przykurzonym miejscu pod nazwą - poza moimi możliwościami i pojmowaniem.
        Te i tak skąpe rozmyślania przerwał sześcian, który potoczył się do eugony. Jej widzenie było znacznie bliższe strachowi. Dziewczynka błagająca o pomoc. Kwiat, który przewijał się wcześniej w opowieści teraz nabierał sensu. Znów co prawda wilk zastanawiał się, czy rudzielec aby stresował się nieszczęściem wieśniaczki. To była teza co najmniej grubymi nićmi szyta. Prędzej denerwowała ją konieczność wyruszenia w podróż na poszukiwania kwiatu. Z drugiej strony meduza przystała na prośbę więc musiała mieć wrażliwe serce. Tak by przynajmniej uznał, gdyby nie ostatnie słowa widziadła. Nie mogła odmówić… a więc na tym bazowali ludzie tacy jak wieśniaczka czy umierający misiek pojawiający się nieco później. Niezbyt w porządku skoro to klątwa czy geis zmuszały kobietę do działań wbrew sobie. Czyli to przez cudze problemy i nałożony na gadzinkę obowiązek wpakowali się w kłopoty. W sumie wędrowała i rozmawiała z duchem, to i jej życie musiało być chociaż trochę pokręcone.
Wilk ziewnął, rozładowując wewnętrzne napięcie, a magiczna kostka leżała niewinnie pośród trawy. Przez chwilę nie działo się nic. Leśne stwory zamarły bez najmniejszego szmeru, sześcian ani drgnął, zupełnie jakby czegoś oczekiwano lub silnie nad czymś rozmyślano. Wtedy pierwsze słoneczne cienie rozjaśniły niebo nad czarnymi drzewami.
Podniosły się gwałtowne i pobudzone szepty drzewnych stworzeń, a sześcian zatrząsł się jak w febrze. Wzburzenie chwilę trwało potęgując się do momentu, aż jutrzenka na poważnie zaczęła rozjaśniać mroki.
Nieproszeni goście przetrwali noc. Nie uświadczono w nich fałszu ani pragnienia czynienia krzywdy mieszkańcom wiekowego lasu ani kurhanów. Nie wykryto ich złych intencji, chociaż zapuścili się w zaklęte miejsce. Próby zostały spełnione, czy tajemnicze postacie były z tego zadowolone, czy też nie.
        Kostka tak jak trzęsła się niczym furmanka na kocich łbach, momentalnie i niezapowiedzianie zamarła, by zaraz potem dosłownie zniknąć, gdy pierwszy wyraźny promień swoim złotem rozświetlił ciemne cienie wysokich drzew.
Postaci, które jeszcze tchnienie temu szeptały i tłoczyły się wokół niewidocznej bariery, ucichły równie nagle i skryły się we wciąż zalegających cieniach, jakby nigdy wcześniej ich tutaj nie było. Wilkołak rozejrzał się wokół, jednocześnie pytająco patrząc na swoje towarzyszki. Czy chociaż one rozumiały z tej kabały trochę więcej?
Niewiele się dowiedział. Znikąd podniosła się mgła i był prawie pewien, że gdzieś na skraju lasu zamajaczyła sylwetka zielonego człowieka. Białe smugi rosły i gęstniały aż w pełni skryły bór i przyległą do niego łąkę. Zupełnie zasnuły ognisko a niedługo potem całkowicie przykryły towarzyszące mu osoby, ukrywając je przed żółtymi oczami. Wilgotne powietrze uderzające w nos zmyło antyczne zapachy, a przez chwilę nie czuł zupełnie nic. Dopiero po chwili mgła ustąpiła, a wilkołak popatrzył dookoła.
        Stał już na nogach, w ludzkiej postaci. Na niewielkiej polance koło traktu spokojnie czekał zaprzęg wraz z powozem.
Nigdzie jednak nie było ani Segen, ani Spphire. "Chyba wyniosło je w inne miejsce…" - odezwał się w myślach sam do siebie.
Przepatrywał otoczenie i węszył cicho, ale nigdzie nie było śladu kobiet. Za to opierając się na obserwacjach, zdawało mu się, że znalazł się znacznie bliżej skraju lasu. Tą drogą jeszcze nie jechał, ale nie dostrzegał też nigdzie kurhanów. Zupełnie jakby wyniosło go na drugą stronę niczym rozbitka do brzegu.
Westchnął głęboko i bezgłośnie zmówił modlitwę w intencji towarzyszek, prośby o opiekę kierując do znanych mu bóstw opiekujących się podróżnymi. Tylko tyle mógł zrobić. Bieganie na oślep po puszczy wątpliwe by przyniosły efekty, a i siły, z którymi mógłby się mierzyć znacznie przekraczały jego zdolności. Mógł jedynie mieć nadzieję, że dziewczyny jak jego pokierowano bezpiecznie ku kontynuacji podróży.
        Pogłaskał Perłę po głowie, a mijane konie po bokach i wskoczył na kozioł. Ledwie nogę postawił na wozie, jeszcze na dobre nie usiadł, a już cmoknął, zachęcając zaprzęg do stępa. Lejce układał w następnych kilku końskich krokach, zapamiętując pogodnie, że chociaż trasa przez lasy Eriantur bezsprzecznie była malownicza i z pewnością dostarczała wrażeń, na skrót niespecjalnie się nadawała.

Ciąg dalszy: Pagani