KatimaKatima - pałac i to, co poza jego murami

Miasto zbudowane z wypalanych na słońcu cegieł i ciemnych gatunków drewna, połączonych w dwu, trzy lub czteropiętrowe bloki, otoczone drewnianą konstrukcją żeber. Ulice przecinające się pod kątem prostym tworzą sieć, której centrum stanowi duża, okrągła dziura - dawne koloseum, przerobione na miejski rynek.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

Nawet czarodziejów dopadają starcze słabostki. Tatiana sama się o tym przekonała, kiedy po skończonej rozmowie z kapitanem gwardii, zastała ojca w fotelu z głową na piersi i zamkniętymi oczami. Z rąk powoli próbował wymknąć mu się almanach o smokach i reliktach i gdyby nie refleks młodej pradawnej, ciężkie tomisko z hukiem spadłoby na podłogę. Nie przerwało to jednak staruszkowi drzemki, a wydawałoby się, że jeszcze bardziej ją pogłębiło, sądząc po głośniejszych odgłosach chrapania. Po za tym nikt inny nie zasłużył na odpoczynek bardziej niż stary Jazon, mający niemały wkład w powstanie kraju i jego obecne zarządzanie.
Niestety nic nie trwa wiecznie i gdy córka nadwornego maga przypadkiem potrąciła zlewkę z odczynnikiem, czarodziej wyprostował się jak struna i przetarł zmęczone oczy.
- Już wróciłaś? - zapytał lekko zaskoczony, próbując odnaleźć w swoim bałaganie zegar słoneczny albo chociaż klepsydrę.
- Zajrzałam jeszcze do miasta - odpowiedziała Tatiana, rozsiadając się wygodnie w ojcowskim fotelu. - I upewniłam się czy wszystko, czego potrzebujesz, zostało już załadowane na pokład Holendra. Niczego nie brakuje... no może z wyjątkiem ciebie i kapitana Edwarda.
- Aż tak ci śpieszno abym wyjechał? - zachichotał czarodziej, kiedy nagle coś uderzyło o magiczną barierę za oknem. Błękitna fala energii rozproszyła się wzdłuż muru, promieniując żółtymi iskrami, z których Jazon odczytał iż ptak, który próbował zagościć na ich parapecie został magicznie do tego zmuszony.
- Co to było? - zainteresowała się czarodziejka, podchodząc bliżej i spoglądając w dal na gasnące w miejskich oknach światła.
- To, moja droga, był nasz smok - odparł Jazon, wpatrując się w dachy warsztatów, wśród których znajdował się ten jedyny. - Sądzę, że sam zamierzał nas poszpiegować, lecz niestety odrobinę się przeliczył. To już jego druga próba zajrzenia nam przez ramię, którą z powodzeniem udaremniam. Niestety chciałbym poznać powód, dla którego w ogóle próbuje. Jest za mały, by spróbować obrabować katimski skarbiec, ukrywa się przed światem, a przy tym jest dość potulny.
- Skąd wiesz?
- Od zarządcy Balviken. Podobno stolarka i jej gad to stali klienci, zawsze zjawiają się przed zamknięciem tartaku, zabierają ładunek i wracają po nowy w odpowiednim czasie. Według niego smok jeszcze nigdy nikogo nie skrzywdził, więcej pomaga niż zieje ogniem i, jak sam to ujął, mądrze patrzy mu ze ślepi.
- Mam się temu dokładniej przyjrzeć?
- Później. Póki co staraj się mieć na oku naszego króla i informuj mnie o wszystkim, co ważne. Bez względu na porę dnia. Wracam za cztery, może sześć dni. - Mówiąc to nadworny czarodziej zdjął z kołka swoją ulubioną, wytartą i używaną torbę, do której zaczął pakować niezbędne, magiczne precjoza. Jego córka w spokoju mu się przyglądała, zerkając co jakiś czas na port, w którym stał zakotwiczony Holender, reprezentacyjna łajba królestwa, tonąca w tłumie rybackich kutrów. Księżyc tej nocy wyjątkowo pięknie oświetlał żagle jednostek i ciemne dachówki nadbrzeżnych sadyb, nadając im klimat jak z baśni. Tatiana pomyślała o tym, kiedy biała tarcza powoli ustępowała na niebie miejsca żółtej, unoszącej zza horyzontu. Zaraz też odgłos zamykanych drzwi oderwał ją od panoramy Katimy i skoncentrował na samotnej sroce, która usiadła na parapecie wieży i zaczęła dziobać rozrzucone tam okruchy. Po zderzeniu z barierą ptak był całkowicie wolny od magicznej kontroli, którą narzucił mu smok, więc bez przeszkód mógł ponownie przekraczać progi zamku.

Tymczasem w porcie marynarze zajęci byli cumami i przygotowaniem okrętu do drogi. Z rozkazu władcy, nadworny czarodziej miał stawić się na dworze królowej Trytonii za dwa dni, by podjąć z nią dialog w sprawie transportu zboża. Towarzyszyć miał mu kuzyn króla, Edward Kador, który służy Trytonii jako korsarz w walce z piratami, a w wolnym czasie dba także o bezpieczeństwo w ojczyźnie.
- Jak zawsze przed czasem - zawołał kapitan na widok czarodzieja wchodzącego po trapie. - Odbijamy dopiero za kilka godzin.
- Wiem, ale moje starcze kości muszą przyzwyczaić się do nieznośnego bujania.
Po tych słowach obaj mężczyźni uśmiechnęli się do siebie przyjaźnie, po czym zasiedli przy kubku czegoś mocniejszego w kajucie na piętrze.
Rankiem czekała ich mozolna przeprawa wzdłuż wybrzeża, więc dobrze by było przespać przynajmniej jej mniej przyjemną część.

***

Odwieszony na boczny kołek mundur czekał na swoje ponowne wykorzystanie, kiedy król ponownie znalazł się w swoich szatach i z głową pełną myśli udał się na spoczynek. Wciąż nie mógł wymazać z pamięci twarzy tamtej stolarki, jej łagodnych, wschodnich rysów i błyszczących oczu, choć wydawałoby się, że patrzyli na siebie jedynie przez ułamek sekundy. Mimo to tak wiele szczegółów utkwiło w głowie monarchy, łącznie z kroplą potu spływającą po czole z przemęczenia wykonywaną pracą. Gdyby tylko istniał sposób, by ponownie ją spotkać. Bez świadków w postaci eskorty, czarodzieja, kuzynów i innych. Żmudna to była nadzieja, w końcu bycie królem wiązało się z pewnymi ograniczeniami i wzorcami zachowań, ale lepsza taka niż żadna.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        Sani była tak wykończona, że nawet nic jej się nie śniło. Do tego spała również dłużej niż zwykle i z wielkim trudem udało jej się wstać po południu z łóżka. Prawdopodobnie dalej by spała, gdyby nie obudził jej jeden z kuzynów ze zmartwionym wyrazem twarzy.
        - "Sani, zbudź się"
Była pół przytomna, a mimo to jej umysł wysyłał ostrzegawcze sygnały, sprawiając, aby organizm w trybie ekspresowym wrócił do pełni sprawności. Nie zgadzał jej się widok Pikura szturchającego delikatnie jej ramię i rozbrzmiewający przy tym w jej głowie głos Sa'maara. Zmarszczyła się sennie, starając się zrozumieć o co z tym chodzi i szczerze mówiąc, nie była w stanie rozszyfrować co to ma znaczyć. Wszystko się jednak wyjaśniło, gdy wymijając kuzyna w drodze do łaźni, zerknęła kątem oka przez okno i zobaczyła tegoż samego pracującego ciężko w polu z resztą braci. Ciężko jej było ukryć zdziwienie jakie w niej wywołała sztuczka gada, przez co trudno dziewczynie było uwierzyć to co sama wydedukowała.
        - Ty chyba nie... - wydukała zszokowana, choć z widocznymi oporami przechodziło to przez usta Dragosani.
        - "Tylko tak będę mógł mieć cię cały czas na oku i w porę ochronić w razie potrzeby."
        I przy tej odpowiedzi łuskowatego blondynka nie miała już żadnych wątpliwości. Jej smok nauczył się przyjmować ludzką postać. Z jednej strony bardzo cieszyła się z faktu, że jej przyjaciel rośnie w siłę i się rozwija, a do tego będzie mógł jej towarzyszyć w mieście bez żadnego strachu o jego życie, jednakże z drugiej było to równie niepokojące - jaka kolejna umiejętność się w nim rozwinie? A przecież już teraz miał niemal nieograniczone możliwości, aby zamienić życie niewinnych w piekło. Co prawda nigdy nikogo nie zaatakował bez przyczyny i raczej stroni od konfliktów siłowych, ale przecież nie raz widziała jak potrafił przejąć kontrolę nad przeciwnikiem i zaatakować innego wroga, albo nadziać się na jego miecz. Smoki nie były przecież takie przerażające tylko ze względu na swój ognisty oddech i twardą łuskę, nie musiały być również wielkie jak góra, aby być największym koszmarem okolicznych wsi. Sani miała tą wiedzę już dawno temu, ale teraz dopiero sobie to uświadomiła. Była zaniepokojona tym faktem, bo tak naprawdę nie wiedziała co jej przyjaciel jeszcze potrafi i do czego mógłby być zdolny.
        - "Ranisz mnie takim myśleniem." - Westchnął ze smutkiem i to był pierwszy raz kiedy wydał z siebie jakiś bezpośredni dźwięk przy jednoczesnym otworzeniu ust, gdyż przez cały czas jak z nią rozmawiał, miał je zamknięte. - "Nie zrozumiałabyś mnie, bo mówiłbym w smoczym narzeczu." - Wyprzedził jej myśli, a tym samym kolejną zagadkę jaka zaprzątałaby jej umysł.
        - Jesteś prawdziwy? - Jakoś nie mogła się powstrzymać od zadania tego pytania i też zaraz podeszła do Pikuropodobnego Sa'maara, targając go lekko za włosy, policzki, klepiąc po ramionach i dźgając palcem jego tors. Wydawał się taki realny i... A co jeśli to nie smok tylko jej kuzyn? Czy własnie obmacywała kuzyna?! Miała jeden wielki mętlik w głowie, a na twarzy robiła się cała czerwona. Stanowczo nie chciała więcej widzieć jaszczura w takiej postaci. Było to dla niej zbyt krępujące.
        - "Nie jest to żadna iluzja, tylko prawdziwe ciało, które można... uszkodzić" - odpowiedział w jej głowie po chwili zastanowienia i lekko się przeciągnął z niezadowoleniem na twarzy. Wydawać by się mogło, że taka postać nie jest dla niego zbyt wygodna, ale to chyba raczej kwestia przyzwyczajenia. Do tego jeszcze widział jej zakłopotanie na to jaki do niej przyszedł, choć osobiście nie rozumiał jej reakcji i co jej przeszkadzało. - "Nie jest to zbyt przyjemne doświadczenie, ale mogę przybrać dowolna postać" - dodał i jakby na potwierdzenie "zmienił się" w kapitana straży, który zeszłego dnia tak zauroczył dziewczynę, myśląc, że takim wyglądem bardziej będzie dziewczynie odpowiadał.
        - W takim razie nadaj sobie jakiś swój własny wygląd, a nie robisz z siebie bliźniaka innych osób! - Niemal pisnęła, spuszczając wzrok jeszcze bardziej poczerwieniała, gdy tylko znów zobaczyła (choć nieprawdziwego) kapitana straży z wczoraj. Była zawstydzona, zakłopotana, rozgniewana i niewiadomo co jeszcze, aczkolwiek dużo w niej tego było, bo widać było jak Sani się gotuje od wewnątrz.
        Sa'maar znów westchnął ciężko. Nie zatrzymywał już przyjaciółki w drodze do łaźni na odbycie "porannej" toalety, a zamiast tego przysiadł na jej łóżku z grymasem głębokiej zadumy na twarzy i począł się zastanawiać nad tym "własnym wyglądem". Niby rozumiał o co blondynce chodziło, ale nie do końca wiedział jak ma to zrobić. Przecież jego własnym wyglądem była złota, łuskowata postać w jakiej do tej pory przebywał. Jak miał niby nadać sobie INNY swój własny wygląd? Ta niewiedza była strasznie irytująca i kłopotliwa.

        Gdy dziewczyna wróciła odświeżona i przebrana w czyste ubrania do swojego pokoiku, gada już nie było. Wyparował jak kamfora, a ona nie była pewna czy chce go szukać. Wciąż była na niego zła, choć teraz nie wiedziała czy bardziej za pobudkę i mętlik w głowie jaki wywołał w jej pół przytomnym wtedy mózgu, czy przez przybranie postaci tego, który powodował, że jej serce szybciej biło, a ona traciła całe swoje opanowanie i pewność siebie. Może w mniemaniu Sa'maara było to zabawne, ale Sani w ogóle nie było do śmiechu. Przez to nie miała za specjalnego humoru przez resztę dnia. Zeszła do kuchni, gdzie pomogła ciotce i kuzynce w przygotowywaniu obiadu, ale myślami była daleko poza murami domu stryja. Martwiła się o rosnącego w siłę przyjaciela i myślała o pracy. No, przynajmniej starała się w głównej mierze skupiać na tych dwóch, by nie zacząć fantazjować o kapitanie straży. Może nie był stary, ale na pewno miał już swoją rodzinę, albo był tak zajęty, że nie miał w ogóle czasu na takie rzeczy. Może nawet w ogóle nie interesował się kobietami, a już szczególnie takimi, które ledwo żyły po nieprzespanej nocy wypełnionej pracą ponad własne siły. Przecież ona nie miała na co liczyć! Tacy jak on, pracujący w siedzibie władcy pewnie bardziej zwracali uwagę na goszczące tam na balach wielkie damy i wystrojone jak świąteczny snopek panny o delikatnych rączkach i porcelanowych cerach, za które trzeba pracować i najlepiej dużą ilość razy ratować, bo przecież rycerz w lśniącej zbroi i na białym rumaku zawsze ratuje przepiękną damę w opałach...

        Do rzeczywistości przywrócił ją dźwięk kręcącej się na podłodze drewnianej miski, która wypadła jej z rąk i zmartwiony głos cioci.
        - Sani, kochanie wszystko w porządku? Może pójdziesz jeszcze odpocząć, blada się wydajesz. - Kochana ciocia. Z taką troską na twarzy zawsze jej przypominała mamę, choć znacząca różnica polegała na tym, że matka Sani była na każde zawołanie i pod dyktando jej ojca, a ciocia umiała się sprzeciwić stryjowi, choć rzadko dochodziło do takich sytuacji by wuj czegoś od niej oczekiwał. Bardziej wydawało się, że każde z nich dobrze się czuje i zna swoją rolę do odegrania w tej rodzinie, aby jak najlepiej podtrzymać dobrą atmosferę i rodzinne ognisko. Można by to uznać za życie w symbiozie, a może to był prawdziwy, zdrowy związek dwójki ludzi, którzy się naprawdę, szczerze kochali?
        - Wszystko dobrze ciociu, pójdę zawołać chłopaków. Przepraszam - powiedziała ze skruchą. Co prawda miska miała zostać dopiero napełniona gulaszem, ale i tak blondynce było przykro za to, że upuściła naczynie na ziemię i narobiła kłopotu. Sama jej obecność tu również była nich kłopotem? Szczerze Sani nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale teraz nie była w najlepszym humorze i zaczęła popadać w coraz bardziej depresyjny nastrój. Chciała pomyśleć o swoim obecnym życiu i sytuacji, jak również się przewietrzyć, aby nieco rozjaśnić sobie umysł, a skoro mogła być przy tym przydatna to tylko jeszcze lepiej, choćby miała tylko powiadomić kuzynów o gotowym obiedzie.

        Na polu za domem ją zamurowało, zwłaszcza na widok złotowłosego elfa, z którego głowy wyrastały krótkie jakby rogi, przepasane podobnie jak długie kosmyki, zielonymi, niemal turkusowymi akcentami. Nawet jego ubiór, choć skromny i prosty, zdawał się lśnić w słońcu złotą barwą, skutecznie odciągającą uwagę od czegoś w rodzaju kolców wyrastających z jego pleców. A może to tylko odstające, wymyślne elementy jego ubrania? Dragosani nie była w stanie oderwać wzroku od nieznajomego, w którego wpatrywała się jak zahipnotyzowana z lekko rozdziawioną buzią. Ta jeszcze bardziej jej opadła na widok jego twarzy z zaciętym wyrazem i niemą groźbą bijącą z jasnozielonych oczu, tej samej barwy co malowidła na jego licu i wstęgi na rogach, czy choćby pasemka zdobiące włosy. Nie wiedziała dlaczego, ale Sa'maar nie mógłby chyba wyglądać inaczej w "ludzkiej" postaci. Choć był inny wydawał się tak bardzo sobą, że to było niemal oszałamiające. Musiała przyznać - postarał się chłopak i to jak diabli. Miała tylko nadzieję, że obejdzie się chociaż bez tego lśniącego złotem stroju z kolcami na plecach, resztę da się jakoś przeżyć. Nawet te rogi nie były tak bardzo przykuwające uwagi kiedy ujrzało się jego twarz, a zwłaszcza te oczy.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

Diego i Lucian, w towarzystwie nieodłącznego grona gwardzistów, spacerowali po zewnętrznym murze, korzystając z chwili wytchnienia, jaka wkradła się pomiędzy stosy niepodpisanych dokumentów zalegających na biurku tego pierwszego. Wraz ze wschodem słońca na młodego króla czekały nowe zadania, jedne mniej ważne od drugich, lecz wszystkie niezbędne, by utrzymać należyty porządek. W końcu kto, jak kto, ale władca nie miał tak sielankowego życia, jakby się mogło wydawać. Ciągłe bale i przyjmowanie dyplomatów z sąsiednich państw było jedynie wierzchołkiem góry lodowej - rzeczywistość siedziała głęboko ukryta pod biurokracją, przy której nawet wszyscy członkowie gildii kupieckiej rwaliby włosy z głowy. Według filozofów za zarządzanie wielotysięcznym narodem powinno się otrzymywać medale.
Z dołu dobiegały do mężczyzn odgłosy przebudzonego miasta: turkot wozów na brukowanych ulicach, krzyki i przekomarzanki kupców, śmiech dzieci, szczekanie psów i buczenie niezadowolonych, popędzanych do ruchu wołów. W powietrzu, oprócz kurzu, unosił się zapach pszenicy i żyta, tak intensywny, że gdy tylko zamknęło się oczy, można było odnieść wrażenie, iż stoi się po środku pola, a nie miejskiego zgiełku. Z niskiego muru roztaczała się przepiękna panorama Katimy, uciętej od zachodniej strony przez morskie fale i kontrastująca na tle gór od wschodniej. Pozostałe strony niknęły w lasach i uprawach, na których strudzeni rolnicy, jedni z najlepszych na Łusce, wydzierali ziemi obfite plony.
- Karawana ze zbożem jest już gotowa - oznajmił kapitan gwardii, wskazując na stojące nieopodal wschodniej bramy tabory. - Czekamy tylko na posłów z krasnoludzkiej warowni i możemy wysyłać nasze dary.
- To dobrze - odpowiedział niemrawo król, myślami będąc wyraźnie gdzieś indziej. - Ostatnia lawina zniszczyła ich taras uprawny przez co grozi im głodowanie, a według Jazona zima w tym roku przyjdzie znacznie wcześniej. Po za tym, nie oszukujmy się, krasnoludy nie są najlepszymi rolnikami.
- Dlatego pozwoliłem sobie załadować kilka dodatkowych beczek chmielu i jęczmienia - kontynuował Lucian, spoglądając z góry na maszerującą kolumnę patrolu. - Ich browarnik na pewno ich nie zmarnuje, a w naszych spichlerzach byłyby tylko pokusą dla wygłodniałych mysz.
- Niemożliwe! W Katimie nikt nie chodzi głodny. Nawet myszy.
W kręgach snobistycznej arystokracji nie docenienie żartu lidera było uważanie za niedopuszczalne, co w konsekwencji wiązało się z utratą "stanowiska". W kręgu rodziny Kadorów podobna "zniewaga" dowodziła wysokości rozwagi i powagi jej członków. Mimo to Lucian nie mógł pozwolić sobie na obojętność wobec tych słów, ponieważ sam pamiętał dnie, w których razem z patrolem mijał biedniejsze dzielnice miasta, w których mieszkańcy nie musieli martwić się o jedzenie, korzystając wyłącznie z zapomogi miejskich magazynów żywności. Taki obraz napełniał dumą każdego katimczyka i katimkę i był dowodem na istnienie niemal idealnego państwa.
- Pojadę wraz z karawaną - poinformował Diego swojego kuzyna, po czym zszedł z muru, by kontynuować spacer ulicami miasta. - Górskie powietrze dobrze mi zrobi, a od tego siedzenia w gabinecie wyrośnie mi garb. Po drodze odwiedzę też nasze farmy i obóz drwali w Balviken. Sprawdzę, czy czegoś im nie brakuje.
- Rozumiem, że dodatkowa straż nie będzie ci potrzebna?
- Nie. Dwa tuziny jazdy do ochrony taboru i trzech osobistych. W końcu kto rozpozna we mnie króla? - zażartował władca, przekręcając na palcu pierścień, który był jedynym symbolem pełnionej przez niego funkcji w Katimie.


Później, jeszcze tego samego dnia, Diego został zaproszony do koszar, gdzie odbył się otwarty trening dla przyszłych gwardzistów. Blisko stu, ciężko uzbrojonych mężczyzn stanęło naprzeciw sobie w zainicjowanej bitwie, która miała zaprezentować ich indywidualny poziom. Nie było żadnej strategii, czy taktyki, w gęstym tłumie należało pokonać jak największą ilość oponentów, samemu przy tym nie ginąc. Następnie nagradzano zwycięzców możliwością wstąpienia w szeregi gwardii pałacowej. W organizowanych, co pół roku, przez Luciana eliminacjach, szansę na awans otrzymało jedenastu rycerzy. Teraz czekał ich sprawdzian pełnej gotowości bojowej, wzorowany na tych przeprowadzanych w królestwie Rododendronii, kraju, gdzie starszy z kuzynów króla służył w randze oficera podczas bitew z potworami chcącymi najechać południowe krainy Łuski.
- Jestem pod sporym wrażeniem umiejętności naszych żołnierzy - zaczął Diego, gdy byli już z powrotem w pałacu. - Jednak, i mówię to przez pryzmat własnych doświadczeń, za bardzo ich ganiasz. Nasz kraj nie widział wojny od początku istnienia, mamy więcej sojuszników niż wrogów, a bandyci na traktach nijak mają się do naszych patroli. Nasz jeden zwiadowca jest wart sześciu rzezimieszków.
Lucian Kador nie widział sensu, by odpowiadać. Doskonale wiedział, że kuzyn ma rację, ale też, że niewiele to zmieni w jego postępowaniu. Dlatego, by uniknąć kłótni z królem na oczach dworzan, kapitan gwardii odprowadził go do komnaty, a następnie towarzyszył kapitanowi straży w drodze do taboru, który czekał na wymarsz.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        - Obiad jest już na stole - wybąkała do kuzynostwa, gdy pierwszy szok na widok "ludzkiego" Sa'maara opadł. Smok w skórze elfa niemalże lśnił w słońcu jakby rzeczywiście stworzony był tylko i wyłącznie ze złota.
        Widząc jej reakcję długouchy wyszczerzył szereg białych zębów w szyderczym uśmiechu i przymrużył oczy. Widać było, że szykuje jakąś złośliwość, ale zachował ją ostatecznie dla siebie, szczególnie, że Sani wciąż wyglądała na osłabioną oraz przemęczoną wczorajszym maratonem.
        - "Cieszę się, że cię zamurowało na mój widok, ale teraz idź już jeść obiad. Porządny posiłek to podstawa do zregenerowania sił." - Gestem dłoni odprawił przyjaciółkę, po czym odwrócił się do niej plecami i położył się w pełnym słońcu na stogu siana pod stajnią. Podeszła do niego i spojrzała zmartwiona.
        - "Nie rób takiej miny, przecież wiesz, że nie muszę spożywać posiłków by być w pełni sił. Odżywiam się ciepłem słońca i to mi w zupełności wystarczy." - Odetchnął głęboko z błogim wyrazem twarzy, gdy tak się pławił w promieniach dziennego oka Prasmoka.
        - Wiem, ale nie chciałbyś zasiąść z nami przy stole, nawet jak nie będziesz jadł?
        - "Od mojej zmiany postaci nie minęły dwie godziny, a ty już marudzisz." - Przewrócił z poirytowaniem oczami i westchnął głośno. - "Jak będę chciał to wejdę do środka, obecnie nie chcę. Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało..." - mruknął z rosnącym w głosie napięciem. - "Idź zjedz, trzeci raz nie powtórzę."

        Sani nie chciała się z nim kłócić, więc koniec końców odpuściła. Fakt wcześniej nie był zapraszany do domu i wspólnych posiłków, ale było to z wiadomych przyczyn, bo choć był raczej małym smokiem, do domu i tak by się nie zmieścił, a jak już to narobiłby strasznego bałaganu przy tym. Z drugiej strony również miał rację, mówiąc, że jak zechce to do nich dołączy, w końcu teraz był normalnym elfem i przejście przez drzwi nie stanowiło najmniejszego problemu. Dziewczyna zawróciła do domu stryja, a nim zniknęła w środku posłała kąpiącemu się w słońcu jaszczurowi ostatnie spojrzenie.

        Katima była spokojnym krajem, więc ciężko było tu nawet o najdrobniejszą sensację. No, chyba że dla kogoś sensacją była wieść o nieudanych plonach sąsiada, padnięciu bądź urodzeniu się kolejnego zwierza gospodarskiego dwa domy dalej, albo plotki o tym jak to Maronilla uwiodła i hajtnęła się już z czwartym mężem w tym roku. Nie trudno więc było podejrzewać, że głównym tematem przy obiedzie w domostwie stryjów będzie nowa umiejętność i postać złotołuskiego jaszczura. Mówiąc o nim, ciotka w pewnym momencie zaczęła się plątać jak nastolatka, a Sani się tylko na to uśmiechała ciepło. Nawet jej ciocia była pod ogromnym wrażeniem nowego wyglądu gada. Kuzyni, jak to faceci, udawali, że to nic takiego, tania sztuczka i że oni też tak mogą o ile nie lepiej, ale prawda była taka, że im również nowy Sa'maar się podobał, choć nie w tym samym znaczeniu co kobietom. W takim wypadku przecież będzie mógł im pomagać w każdej pracy na gospodarstwie, a nie tylko robić za konia pociągowego.

        - Tak w ogóle gdzie wujek? - zapytała, gdy zostały same z ciocią w kuchni i zajęły się zmywaniem naczyń.
        - Poszedł do miasta. Wiesz, że on jest chory jak chociaż chwili nie posiedzi w warsztacie. - Zaśmiała się starsza kobieta , a kąciki blondynki lekko uniosły się ku górze. - A ty jakie masz plany na dziś, kochanie? - W jej głoście pobrzmiewały matczyna czułość i ciepło.
        - Myślę, że wybiorę się na targ i zerknę na książki. Sa'maar pewnie z przyjemnością też poszwęda się ulicami bez większego celu, zobaczyć jedynie miasto z nowej perspektywy, a po tym może do - odparła, chowając do szafki umyte i wytarte naczynia.
        - A zaszlibyście do warsztatu zerknąć co wujka zatrzymało?
        - Bez problemu ciociu. - Uśmiechnęła się serdecznie i czując po posiłku nowy przypływ energii, wyszła z domu, a następnie ze smokiem spacerkiem ruszyła w stronę miasta.

        Za główną bramą oddzielającą gospodarstwa rolne od miasta jaszczur zaczął wątpić w sensowność swojej wycieczki, widać było, że go to po prostu przerosło. Nawet jeśli w połowie drogi kazała mu porzucić ociekające złotem odzienie, które zastąpił dzisiejszym ubraniem jednego z kuzynów dziewczyny - ubrudzone ziemią ciemne, lniane spodnie i wiązana pod brodą koszula z podwiniętymi rękawami, która kiedyś może i była biała, ale obecnie utrzymywała się w buro-szarej kolorystyce, jedynie buty wyglądały na w miarę czyste - to i tak nie uchroniło go przed ciekawskimi spojrzeniami ze strony mieszczan, choć i tak najbardziej przytłaczający był dla niego sam tłum, praktycznie co chwila go potrącający, albo ocierający się.

        - Zostań i pomóż wujkowi, ja szybko rozejrzę się po książkach i zaraz jestem - zaproponowała, widząc niezbyt przyjemną minę na licu towarzysza, który wzruszył jedynie ramionami, po czym zniknął za drzwiami warsztatu z wywieszoną tabliczką: "ZAMKNIĘTE". Dziewczyna westchnęła gnębiona poczuciem winy, że namówiła jaszczura na ten spacer, jednakże jedyną możliwością na naprawienie swojego błędu był jak najszybszy zakup nowej książki, a następnie jeszcze bardziej błyskawiczny powrót do domu.

        Sa'maar wyszedł na tyły stolarni i pomógł stryjowi prowizorycznie zabezpieczyć belki podtrzymujące poddasze niewielkiego magazynu, gdzie składowali drewno na swoje wyroby. Niestety warunki atmosferyczne, bliskie położenie jednej z najbardziej zatłoczonych ulic miasta i smoczy płomień, przyspieszały jedynie maksymalną eksploatację podpór, przez co trzeba było je częściej wymieniać i mieć na uwadze. Dziś na przykład było o włos od tragedii, gdyż złożone drewno w miarę zapobiegło zawaleniu się daszku na starego stolarza, ale nie wytrzymałoby wieczności, a mężczyzna nie był w stanie przytrzymywać i pilnować by wszystko się jakoś trzymało przez cały boży dzień. Darem od Najwyższego było więc dla niego zjawienie się siostrzenicy ze smokiem, z którym nieco udało mu się wzmocnić belkę, jednakże wypadałoby ją jak najszybciej wymienić.
        - Pojedziecie z Sani do Balviken po belki i porządny impregnat. Jeśli spotkacie Svetlanę przekażcie jej, że ostatni raz kupiłem u niej ten samogon, który śmie nazywać impregnatem. - Niemal poczerwieniał na twarzy od gniewu, a jaszczur posłusznie zasalutował i wyszedł przed warsztat, by znaleźć zaginioną w akcji dziewczynę i udać się po materiały do naprawienia daszka.

        Traf jednak chciał, że wychodząc z warsztatu omal nie wpadł pod kopyta koni miejskiej straży odprowadzającej tabor i w sumie nie przejąłby się tym za specjalnie, gdyby nie zobaczył wśród nich kapitana straży, który zauroczył Sani, najgorszego mężczyzny w całej tej części Alaranii. Dostał szansę swojego życia na zaspokojenie chociaż odrobiny swojej ciekawości związanej z tym osobnikiem. I miał już nawet genialny pomysł, zapominając przy tym o problemie w warsztacie. W końcu jego misja ochrony dziewczyny przed jakimś zboczonym i niebezpiecznym zwyrodnialcem wydawała się o wiele ważniejsza niż naprawa starego daszku. Wciąż przeszkadzały mu zatłoczone ulice, ale dla Dragosani musiał to przecierpieć. Skierował się w stronę, z której przyszła kolumna, a w jakimś zaułku, mając pewność, że nikt go nie widzi, przybrał postać znienawidzonego przez siebie mężczyzny. Oczy mu się jedynie nie zmieniły i pozostały zielone, a pod hełmem skrywały się również rogi, ale nikt nie powinien zwrócić uwagi na takie szczegóły, przynajmniej jaszczur miał taką nadzieję idąc w stronę królewskiej siedziby.

        Chwilę po tym jak gad zniknął, wróciła zdyszana Sani, widać było, że biegła całą drogę z targu do warsztatu. Stryj był zdziwiony jej przybyciem bez smoka, jednakże, myśląc, że Sa'maar bez pomocy Sani chciał się zająć zakupami w Balviken, wysłał ją w tamtą stronę, samemu pilnując i podtrzymując spróchniałe oraz przypalone belki. Idąc miastem, a następnie polami i lasem cały czas się rozglądała w poszukiwaniu łuskowatego przyjaciela, ale udało jej się go ani spotkać, ani dostrzec. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego co podstępny gad sobie umyślił i właśnie realizował.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

Bycie córką nadwornego maga miało, jak odkryła Tatiana, pewne szczególne zalety. Przede wszystkim zapewniało jej to posłuch wśród strażników, dworzan i służby, przez co nie musiała martwić się niektórymi szczegółami, jak na przykład to, czy wolno jej czytać książki, siedząc rozleniwiona na królewskim tronie. Otóż ona mogła, podobnie z resztą co jej ojciec, gdy ten przejmował rządy pod nieobecność władcy. Dość rzadkie nieobecności, można by dodać i na tyle krótkie, że stary Jazon rezygnował z tego przywileju, wszystkie sprawy załatwiając ze swojego gabinetu. Teraz jednak, kiedy i król i czarodziej byli poza miastem, młoda pradawna mogła sobie poużywać w granicach rozsądku ze swojej pozycji. Jak już było wspomniane, siedziała właśnie na tronie z nogami zarzuconymi na jeden z podłokietników i nieobecna na kręcących się po sali dworzan, czytała swoje ulubione romansidło o rycerzu na białym koniu, złym smoku, siedmiu gnomach i księżniczce zaklętej w żabę. Otoczenie zaś nie próbowało jej przeszkadzać: gwardziści stali nieruchomo pomiędzy kolumnami lub parami spacerowali po komnacie i korytarzach, rozmawiając szeptem, a dworki i służba zajmowały się swoimi licznymi sprawunkami. Pod nieobecność króla cały pałac zdawał się milczeć, nikt nie przychodził prosić o audiencję, skryba miał wolne, ponieważ zabrakło mu władcy, co by męczyć go stosem dokumentów, a kruki ze szczytu wież nagle zniknęły, jakby przez kogoś przepłoszone. Panowała błoga cisza, którą ktoś oczywiście musiał zepsuć.

Zainteresowana dźwiękiem otwieranych przez strażników drzwi, Tatiana podniosła wzrok znad lektury i ze zdziwieniem przyjrzała się wchodzącemu. Miał on na sobie napierśnik kapitana straży, jego płaszcz, broń, insygnia i rysy twarzy, tylko częściowo zasłonięte przez hełm. Mimo to rozpoznała go od razu, co wywołało jeszcze większe zdumienie na jej twarzy. Czarodziejka może i nie była na dworze tak długo, jak jej ojciec, ale dość, by zdążyć poznać poprzedniego króla i być obecna przy narodzinach następnego. Trwała przy dynastii Kadorów od lat, dlatego na widok Diega naszły ją mieszane uczucia.
- Nie możliwe, że tak szybko wróciłeś, mój panie - zawołała, powoli schodząc z tronu i zatrzymując się na schodach do niego. - Czy zatrzymało cię coś ważnego? - zapytała, nie otrzymawszy żadnej reakcji ze strony króla, rozglądającego się po pomieszczeniu jakby widział je pierwszy raz na oczy. Podobnej dekoncentracji nabawili się strażnicy doskonale znający króla z jego drugiej roli, ale przez grzeczność i maniery nie wtrącali się do rozmowy.
- Królu? - spytała Tatiana, celowo nie używając jego imienia. Coś tu ewidentnie jej nie pasowało. Konwój ze zbożem lada moment powinien minąć bramę miasta, o ile właśnie jej nie przekraczał, a Diego miał jechać na jego czele. Tymczasem stał pośrodku sali tronowej, prezentując się z lekka zidiociale, jak na tak poważną osobę, jaką był.
Kiedy władca w końcu przed nią stanął, Tatiana mogła uważniej mu się przyjrzeć. Wzrost Diega się zgadzał, jego postawa, postura i strój także. Nawet zarost i kolor uciekających spod hełmu włosów, ale oczy... były zwierciadłem duszy, a te miały kolor zieleni, nie ciemnej dębiny. "Figurant", pomyślała czarodziejka, "czyżby tata zatrudnił sobowtóra, a może to podstęp". Dość zmyślna iluzja, musiała przyznać, ale nie mogła dopuścić, by podobne rzeczy wyprawiały się w pałacu bez jej wiedzy.
- Zgaduję, że jesteś zmęczony - zagadnęła, nie do końca wiedząc jak i czy w ogóle uda jej się odwrócić uwagę "króla", a gdy ten spojrzał przez ramię, posłała w jego stronę proste zaklęcie skanujące. Proste, bo odczytujące aurę jego celu, ale w warunkach katimskich (bez względu na wynik skanu) zupełnie nie potrzebne, skoro obecny w komnacie Diego ustał na dwóch nogach.
Zaraz też Tatiana pozwoliła sobie na nieco brutalności, spinając ręce mężczyzny przed sobą magicznym arkanem.
- Straż! Do mnie! - zawołała, a trzech najbliższych gwardzistów od razu stanęło za pojmanym, celując w niego ostrzami halabard.

Sytuacja wyglądała na niebezpieczną: dworzanie w porę zdołali wycofać się za plecy strażników i teraz obserwowali całe "przedstawienie", nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Zaczęto szeptać i snuć domysły, ktoś nawet krzyknął oskarżenie wobec Tatiany o zamach stanu, lecz delikwenta szybko odnaleziono i zabrano na bok. Na szczęście Lucian okazał się być człowiekiem zawsze na stanowisku.
- Co się tutaj dzieje?! - zapytał ostro, wychodząc ze sporego tłumu gapiów. - Tatiana wytłumaczysz mi wszystko?
- Oczywiście - odpowiedziała czarodziejka, unosząc głowę "króla" do światła. - Przypatrz mu się uważnie.
Lucian, który przez lata walczył na froncie północnym, a trupów widział więcej niż żywych z miejsca potrafił rozpoznać oszustów. Wiązało się to najprawdopodobniej z tym, że polegli pod pazurami stworów rycerze wyglądają z twarzy tak samo. Są bladzi, poplamieni krwią i najczęściej kilku elementów im na tej twarzy brakuje. Są bezimienni i pamiętani tylko przez towarzyszy, którzy przeżyli. Żywi natomiast bardzo się od siebie różnili. Byli jak płatki śniegu, dopóki nie stopniały, bardzo łatwo dostrzec różnice między nimi. A ten płatek miał oczy zielone jak bezkresna łąka. I nie wymiotował po spętaniu magicznym sznurem.
- Do lochu z nim - zarządził kapitan gwardii i skinął na najbliższego żołnierza. - Wysłać gońca za konwojem. Niech kapitan natychmiast wraca.
- Poślijcie także po niejaką Dragosani - dodała Tatiana, która zdołała co nieco pożyczyć sobie z umysłu oszusta.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        Plan gada był niezwykle trudny, tym bardziej, że w ogóle nic nie wiedział o mężczyźnie w którego się wcielił. Nie znał ani jego charakteru, ani przyzwyczajeń, więc starał się jedynie zachowywać naturalnie na swój sposób i kiwał jedynie głową jak ktoś go witał w drodze do zamku. Ograniczał kontakt wzrokowy i nikomu nic nie odpowiadał, by nie popełnić żadnego błędu przez nieświadomie i nie zostać przez to zdemaskowanym.

        W końcu dotarł do zwodzonego mostu, a następnie kamiennej ramy. Nikt go nie zatrzymywał i mimo zdziwienia malującego się na twarzy mijanych gwardzistów, nikt o nic nie pytał. Sa'maar nie mógł się już doczekać kiedy obejrzy siedzibę władcy od środka i upokorzy swojego rywala przed samym królem. Trochę się denerwował dochodząc do wrót prowadzących do środka głównej wieży, ale gdy został wpuszczony od razu poczuł się lepiej. Już tak niewiele brakowało by osiągnąć cel swojego planu i jak najszybciej się ulotnić by uniknąć kłopotów. Tego co jednak zobaczył po drugiej stronie solidnych drzwi w życiu by się nie spodziewał. Przywitała go przytłaczająca swoim ogromem sala tronowa, w której o dziwo nie królował przepych, jakiego mógłby się spodziewać po władcy cieszącego się sympatią swych dworzan i niemałym majątkiem przez brak przestępczości w kraju i handel morski. To było wielce zdumiewające i jednocześnie interesujące.
        Szedł przez komnatę, rozglądając się i badając aury, zapachy. Był pod ogromnym wrażeniem, bo teraz dopiero zaczął wierzyć, że król faktycznie mógł być sprawiedliwym i dobrym, wcale nie chciwym, czy egoistycznym władcą. Może udałoby się gadowi dobrać mu do głowy i zakorzenić myśl by przyjął w szeregi swoich strażników Sani z jej smokiem. W końcu zaczęło by się dziać w jego życiu coś interesującego. Usłyszał kroki zbliżające się w jego stronę i zaraz przeniósł swoje spojrzenie na nadchodzącą kobietę... Czarodziejkę jak zaraz wyczuł. Zaniepokoił się, a przez to, że nie chciał tego pokazać światu, całe jego ciało się spięło. Aż za dobrze pamiętał ostatnią przygodę z tutejszym czarodziejem. Ile to cholerne państwo ich jeszcze miało?!
        Zdenerwowanie jednak po chwili minęło zastąpione zaskoczeniem, bo zdawało mu się, że przybrał postać kapitana straży, nie króla... Przyjrzał się uważnie kobiecie, zastanawiając się czy to nie jest jakiś podstęp i postanowił sprawdzić co jej siedziało w głowie. Ciężko jednak było mu się przedrzeć do umysłu starszej od siebie i bardziej doświadczonej w sztukach magicznych pradawnej, przez co jego próba szybko została przerwana, a on wyłapał jedynie "zatrudnił sobowtóra". Niewiele, ale przynajmniej była to myśl dająca spore pole do manewru, postanowił więc podjąć tę rolę skoro los mu ją podstawił pod sam pysk. Rozluźnił się pewien tego, co o nim myślała czarodziejka i gdy padła jej uwaga o zmęczeniu kiwnął głową i zerknął na strażników przy drzwiach, zastanawiając się jak się zachować. Znów jednak spojrzał podejrzliwie na czarodziejkę, bo zdawało mu się, że wyczuł zapach magii w powietrzu. Nie przejął się jednak tym zbytnio, gdyż był to nieodłączny zapach magów, a tych zdawało się dość sporo tutaj mieszkało.

        Niestety to był jego błąd. Szybko został przez nią zdemaskowany, choć nie rozumiał jakim cudem. Skrzywił się gdy jego ręce zostały spętane i spojrzał z nieukrywanym gniewem na czarodziejkę słysząc jej przywołanie strażników. Był gotów zmienić się w smoka i rozerwać te więzy, ale... najpewniej narobiłoby to Sani niemałych kłopotów, albo któreś z nich mogłoby zginąć. Tak to przynajmniej będzie mógł się jeszcze z tego jakoś wyplątać. Postanowił więc nie ryzykować ze zmianą i pozostał w skórze kapitana straży, albo raczej króla.
        - "Straż!" - krzyknął w otwartych umysłach zdezorientowanych strażników. - "Co wy wyprawiacie, u licha? Toż to jawny zamach stanu! Pojmać tę zdrajczynie!" - rozkazał nie odrywając spojrzenia od pradawnej.
        Gwardziści się wahali nie rozumieli co tu się dzieje, przez co na zmianę podnosili i opuszczali ostrza swoich broni, nie wiedząc jak naprawdę powinni postąpić i czy stojący przed nimi król faktycznie nie miał racji mówiąc im, że to zamach stanu. Tym bardziej, że nieświadomi ciernia, jaki Sa'maar zasiał w umysłach wartowników, dworzanie przechadzający się po komnacie nieumyślnie potwierdzali jego teorię o zdradzie. To radowało smoka i dawało pewność, że zaraz się ze wszystkiego wykaraska. Jak to pięknie mieć nadzieję...

        Ta jednak szybko została zabita, gdy przybył kapitan gwardii sądząc po insygniach zdobiących jego pierś. Do tej pory jaszczur wciąż nie rozumiał co go tak naprawdę zdradziło, lecz gdy tylko mężczyzna zażądał wyjaśnień, czarodziejka szarpnęła oszusta za brodę i uniosła jego twarz do światła. Wtedy do gada dotarło, że oczy pozostały nie zmienione. Zacisnął zęby i zawarczał cicho. Zwłaszcza, że zaraz zaczęli go prowadzić do lochu, a tępi wartownicy już nie mieli żadnych wątpliwości, jakby rozkaz kapitana gwardii potwierdził, że to z królem jest coś nie tak, a nie z kobietą.
        - "Pożałujesz jeśli spadnie jej choć jeden włos z głowy, czarodziejko!" - zagroził z obietnicą rozlewu krwi, nim go wyprowadzono z sali tronowej by zamknąć w lochu.


        Nie mogąc nigdzie po drodze znaleźć smoka, Sani wróciła do warsztatu stryja, gdzie pomogła mu jeszcze dodatkowo zabezpieczyć dach, aby jutro nie zastać po nim jedynie drzazg. Żadnemu z nich nigdy nie przyszłoby do głowy co też mógł wymyślić Sa'maar i w jakie kłopoty wpędzić nie tylko samą dziewczynę, ale również całą rodzinę. Niepokoje i podejrzenia pojawiły się jednak, gdy do warsztatu wtargnęli zbrojni i zabrali Dragosani ze sobą. Starszy stolarz chciał ich powstrzymać i żądał wyjaśnień, gotów potraktować ich niedokończonym krzesłem, ale blondynka pokręciła jedynie głową.
        - Zajmę się tym stryjku, nie martw się. Wybacz, że nie pomogę ci ze sprzątaniem - uśmiechnęła się do niego ciepło i wyszła z warsztatu. Choć zdawała się zachować spokój, w głębi była bardo przerażona i wściekła.
        Były dwa powody wizyty strażników: albo zakupione przez czarodzieja biurko znów zmieniło się w drzazgi i mag postanowił zrzucić to na kiepskie wykonanie i nieudolność najlepszych w kraju stolarzy tylko po to by zwrócili mu pieniądze, albo Sa'maar coś wywinął. Szczerze? Starzec był zbyt sympatycznym człowiekiem by coś takiego zrobić stolarzom, tym bardziej, że w tym miesiącu już chyba sześć biurek było dla niego robionych, za to w tę drugą opcję Sani jakoś nie ciężko było uwierzyć. Dlatego dobrowolnie poszła ze strażnikami do zamku.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

Tatiana spodziewała się aktywnego oporu ze strony stojącego przed nią mężczyzny, ale nie tego, że sam zacznie rzucać zaklęciami niczym uzdolniony czarnoksiężnik. Sposób w jaki dotarł on do umysłu nie tylko jej, ale i strażników oraz obecnych w pałacu dworzan budził w niej potrzebę zadania kilku pytań, z których wyjaśnieniem, co szybko sobie uświadomiła, musiała  zaczekać. Na tą chwilę wiedziała jednak, że intruz, kimkolwiek był, dysponował szczątkową władzą nad dziedziną iluzji i telepatii, z których to pomocą wyglądał teraz, jak ich władca. Być może był to rzeczony smok młodej stolarki, przed którym ostrzegał ją ojciec, ale wewnątrz pałacowych komnat nie powinno się badać takich stwierdzeń. Katimscy rycerze nie dysponowali bronią zdolną pokonać te pradawne istoty, a wypuszczenie gada na wolność w centrum miasta wywołałoby tylko niepotrzebną panikę wśród ludu. Pozostawał zatem loch. Zacieśniając magiczne arkany, czarodziejka wraz z gwardzistami odprowadziła królewskiego sobowtóra do więzienia, mieszczącego się tylko kilka ulic od pałacu. Sama budowla nie specjalnie wyróżniała się na tle innych: była przysadzista i okrągła, zwieńczona szpiczastym dachem i posiadająca kilka zakratowanych okien. Niestety na nieszczęście więźniów służyły one do oświetlania niewielkiego biura i zbrojowni strażników bowiem główna część więzienia znajdowała się kilka sążni pod ziemią, gdzie za jedyne źródło światła robiły pochodnie. Był to dom drobnych złodziei i rzezimieszków z prowincji. Teraz miał do nich dołączyć także smok, który żył nadzieją, że będzie w stanie podszyć się pod króla. Nie mógł jednak zająć zwykłej celi z pryczą bez uprzedniego nałożenia na ściany i kraty magicznych formuł, czym Tatiana zajęła się w pierwszej kolejności. Następnie Lucian i dwaj rycerze wprowadzili mężczyznę i solidnie zatrzasnęli za nim drzwi.
- Osobiście przypilnuję klucza - polecił kapitan, zwracając się rozkazującym tonem do naczelnika, który, jak wszyscy na widok króla w kajdanach, był nieco zdezorientowany i otępiały.
- Ależ oczywiście - wymamrotał oficer i podał gruby, mosiężny klucz starszemu Kadorowi bez zbędnych pytań. Gdyby jakieś zadał pewnie i tak nie otrzymałby satysfakcjonujących odpowiedzi.

W międzyczasie żołnierze wysłani po młodą stolarkę, wracali już z nią do pałacu. Obaj maszerowali w milczeniu, starając się ignorować jej pytania na temat dlaczego została aresztowana. Wszystko miało się rozwiązać już wkrótce. Gdy stanęli przed obliczem czarodziejki, Tatiana uważnie przyjrzała się młodej dziewczynie, mrucząc coś niewyraźnie w zamyśleniu. Kojarzyła ją wyłącznie ze wzmianek i pochwał adresowanych bardziej w kierunku jej wuja, u którego ojciec pradawnej zamawiał meble. Po za tym nie wiedziała o niej nic.
- Dragosani, mam rację? - zapytała spokojnie czarodziejka, uśmiechając się przyjaźnie do lekko wystraszonej dziewczyny. - Mam nadzieję, że panowie nie naprzykrzali się zbytnio.
"Panowie" uzbrojeni w długie włócznie ukłonili się uniżenie kobiecie i odmaszerowali, zostawiając stolarkę pod jej czujnym okiem.
- Przejdźmy się - nakazała Tatiana, wskazując dziewczynie drogę. - Wpierw chciałabym podziękować tobie i twojemu wujowi za trud i poświęcenie podczas wykonywania zleceń dla mojego ojca. Ma już on swoje lata i zebranych chemikaliów więcej niż jest je w stanie unieść, więc wypadki w jego wieży to codzienność. Mimo to toksyczne opary nie zdołały zmącić jego wielkiego umysłu. Wykrycie twojego magicznego towarzysza było dla niego dziecinne proste. Ja sama, prawdę mówiąc, rozpoznałam w nim smoka dopiero po wtargnięciu w jego myśli, kiedy to zjawił się w pałacu. Czy możesz mi wyjaśnić co łaskawie tam robił? Przy nas nie jest zbyt rozmowny. Kapitan Lucian właśnie go przesłuchuje, choć z marnym skutkiem - dodała, wyjmując z głębi rękawa coś na kształt kryształowej kuli, w której zmaterializował się obraz przykutego do ściany Sa'maara, otoczonego gwardzistami.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        Podróż do lochów minęła bez najmniejszych oporów ze strony pradawnego, chyba że za takowy można by uznać to iż wciąż pozostawał w postaci kapitana straży, a raczej króla Katimy. Zabawny był widok zaskoczonych twarzy napotykanych ludzi, których proste umysły w większości uznawały całą sytuację za zamach stanu. Dobrze słyszalne były szepty między gapiami, odnośnie tego, że starszy z rodziny mężczyzna, do tej pory wiernie służący u boku króla, w końcu postanowił sięgnąć po katimską koronę. Niestety były to jedynie nic nie znaczące płotki, nad umysłami których łatwo by mu było przejąć kontrolę, ale nie wiele by to polepszyło jego sytuację. Z prowadzącymi go strażnikami, czy choćby tą dwójką stojącą wyżej w hierarchii także nie wiele by zrobił przez fakt, iż teraz i tak nikt nie uwierzy, ani też nie posłucha się tego, nad którym gad kontrolę przejmie. Mogłoby to również pogorszyć sytuację, a skoro póki co jego jedynym przewinieniem było podszycie się pod króla, nie powinien mieć z tego powodu większych kłopotów. Może też jeszcze wrócą z Dragosani na kolację, gdy ona tym wiejskim ćwierć intelektom wszystko wyjaśni. Poza tym, Sa'maar obecnie miał ważniejsze sprawy na głowie niż wygłupianie się i stawianie bezsensownego oporu. Otóż wbrew pozorom jego misja się w pewnej części powiodła, gdyż dowiedział się, że mężczyzna, który zauroczył Sani, był tak naprawdę oszustem, udającym kogoś innego by nikt nie wziął go za króla. Co prawda było to dla jaszczura niezrozumiałym, gdyż zawsze lepiej być władcą niż podwładnym, ale nie miało to w tej chwili większego znaczenia. Może siedząc w więzieniu uda mu się zdobyć więcej informacji na temat oszusta z koroną na głowie.

        Na miejscu z obojętnością dał się wprowadzić do celi i przykuć do ściany, co prawda to ostatnie nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń w jego życiu i wywoływało niechciane wspomnienia z czasów, gdy wraz z innymi smokami był więziony i siłą zmuszany do bezgranicznego posłuszeństwa. W pewnym momencie był nawet przekonany, że zaraz zobaczy ojca swojej przyjaciółki, który znów będzie chciał uczynić złotołuskiego swoim narzędziem w walce z potworami i ochroną północnej części Alaranii. Na szczęście były to jedynie obawy nie mające odzwierciedlenia w obecnej rzeczywistości, więc skupił się na kapitanie gwardii, który zaraz zaczął zasypywać go serią pytań.
        Na kilka pierwszych dla własnego widzimisię nie miał ochoty odpowiadać, nawet postanowił ziewnąć szeroko ostentacyjnie okazując swoje znudzenie i to ile tak naprawdę znaczył dla niego rozmówca, ale gdy dla zabicia czasu postanowił jednak porozmawiać, jego zaskoczenie aż nazbyt wyraźnie zarysowało się na "pożyczonej" twarzyczce. Jego magiczne umiejętności były kompletnie zablokowane. Skrzywił się z niezadowoleniem i cicho zawarczał.
        - Kul'aman zarrrisss ssal. Tem nahrrril alusss olga'rrrass. Feghit yulnogh! - syczał i warczał w smoczej mowie przeklinając czarodziejkę. Szarpiał przy tym łańcuchami, by gestykulacją dłoni dopomóc się w wyjaśnieniu zbrojnemu, że przez tę cholerną lafiryndę nie może mu odpowiedzieć na pytania. - Feghit dausss do'kassil hirrriss yitrrri'sssnal!

***
        W między czasie Dragosani została doprowadzona do katimskiej siedziby władcy, lecz w przeciwieństwie do Sa'maara jej nawet przez myśl nie przeszło by korzystając z tej okazji, zacząć podziwiać wnętrze pałacu. Po drodze nie było sensu o nic pytać strażników. Po pierwsze wiedziała, że to gad musiał coś wywinąć, po drugie wątpiła by ktoś kiedykolwiek wyjaśniał podwładnym powody swoich rozkazów takich, a nie innych i niżsi w hierarchii musieli się albo dostosować, albo zbuntować i wylądować za zdradę w lochu, bądź na stryczku. Poza tym wychodziła z założenia, że i tak dopiero na miejscu dowie się wszystkiego.

        Niestety gdy tylko przekroczyła pałacowy próg, dopadł ją lęk i obawa o swoje oraz jaszczura życie. Przełknęła z obawą ślinę gdy zbliżała się do pięknie ubranej, młodej kobiety, która emanowała niemal przytłaczającą prostą dziewczynę mocą. Musiała być potężną czarodziejką inaczej blondynka nie wyczułaby od niej takich pokładów magii. Gdy została zatrzymana, ukłoniła się bardzo nisko, acz z wyraźnymi brakami w etykiecie i wiedzy jak powinna się zachować w stosunku do osoby tak wysoko postawionej.

        - Oczywiście, mościwa pani - wymamrotała unikając jej spojrzenia. Wujek zawsze jej powtarzał, ze z przedstawicielami władzy jest jak z psami, jeśli spojrzy się im w oczy, rozszarpią ci gardło. Nie do końca wierzyła jego słowom, tym bardziej, że nie jednemu psiakowi przez przypadek w oczy spojrzała, a jeszcze chodziła żywa po Łusce. W sumie odnośnie kotów miał to samo zdanie i w tej kwestii musiała się już z nim zgodzić, bo nie raz skończyła z podrapaną twarzą, jak zahipnotyzowana zbyt długo wpatrywała się w przepiękne zielono-złote oczy ich dachowca.

        - Nie, mościwa pani - odpowiedziała, odnosząc się do zachowania strażników wobec niej. Chwilę po tym kiwnęła jedynie głową i ruszyła wraz z czarodziejką wskazaną przez nią drogą.
        Dragosani nie miała zielonego pojęcia dokąd szła, podejrzewała, że jest prowadzona do lochu, lecz nie pytała o to. Wolała nie wiedzieć. Poza tym czarodziejka cały czas mówiła i blondynka wolała jej nie przerywać, nawet po to by podziękować za wyrazy uznania dla pracy jej i jej stryja. Zaraz jednak dowiedziała się co też jaszczur wymyślił i zatrzymała się gwałtownie wybałuszając z niedowierzaniem oczy na kobietę.
        - CO ZROBIŁ?! - wydarła się niemal na cały korytarz, a po tym spojrzała na wyciągniętą przez pradawną kulę. Stolarka patrzyła i nie wierzyła własnym oczom. W celi przykuty był do ściany kapitan straży i z początku nie wiedziała co to ma z nią wspólnego, aż sobie nie przypomniała, że jest tu przez gada. A ten musiał akurat tę postać przybrać?! Sani była gotowa rozszarpać go na strzępy jak tylko dostanie go w swoje ręce.

        - Przepraszam bardzo za niego mościwą panią. On... Nigdy bym nie pomyślała, że zrobi coś takiego. Nie wiem czemu to zrobił - odpowiedziała choć, nie do końca było to prawdą, bo przecież domyślała się powodów takiego zachowania z jego strony. Zwykła zazdrość.
        - On nie potrafi mówić, komunikuje się przy pomocy magii umysłu inaczej nie da się go zrozumieć. Naprawdę, bardzo mościwą panią, za niego przepraszam. Przysięgam, że już nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca. Osobiście dopilnuję by już nigdy nie ruszył się z domu, tylko... proszę nas nie zabijać - powiedziała ze strachem i błaganiem w oczach. Bała się śmierci i nie była na nią zupełnie gotowa. Szczerze to wątpiła by kiedykolwiek była, dlatego miała nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej umrzeć. Nie chciała umierać i z tego powodu zrobiłaby wszystko.
        - Zapłacę odszkodowanie, mogę nawet przez cały dzień i całą noc szorować podłogi w pałacu, albo czyścić miejski rynsztok, nie chcę jednak umierać - zaczęła histeryzować, czując na swym gardle katowskie ostrze, od którego łzy same zaczęły jej uciekać z oczu.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

- A szarp się ile wlezie! Te łańcuchy spowite są wyjątkowo silną magią! - zawołał kapitan gwardii zza krat, opierając się o nie ze znużeniem. Sposób w jaki więzień odmawiał jakiejkolwiek współpracy zaczynał go powoli irytować. Tępe wpatrywanie się przed siebie, bełkot i seplenienie w obcym języku oraz wszechobecna agresja wobec tych, którzy mu się przyglądali. Jakby nie do końca rozumiał, gdzie się znalazł, w jakich okolicznościach i co mu z tego tytułu groziło. W każdym innym przypadku sprawa z miejsca zostałaby zostawiona katu lub któremuś z wyższych urzędników, lecz ze względu na charakter popełnionego przestępstwa, czy też jego brak (bo jak inaczej traktować magiczne podszywanie się pod króla), musiał się tym zająć właśnie on.
Widząc, że z czasem więzień zaczął się nieco uspokajać, jakby nagle zrozumiał, że dalsza walka nie ma sensu, Lucian otworzył drzwi celi i popychając przed sobą niewielki stołek, usiadł naprzeciwko skutego.
- Wyszalałeś się? - zapytał, a następnie skinął na strażników, którzy wnieśli tacę z chlebem i kubek z wodą. - To chyba znaczy tak - stwierdził z przekonaniem, stawiając wszystko zaledwie kilka cali od zasięgu uwięzionej ręki i obserwując, jak jej właściciel próbuje po to sięgnąć.
- Nic nie mówisz, ale założę się, że słyszysz i świetnie rozumiesz, więc pozwól, że to ja będę mówić. Obecnie znajdujesz się w katimskim więzieniu. Małym i skromnym, ale naszym własnym, zbudowanym, by przetrzymywać w nim złodziei, morderców, oszustów i innych bandytów. Dzięki temu uczciwi obywatele mogą spać spokojnie, bez obaw, że ktoś spróbuje zniszczyć cały dorobek ich życia. Na straży tego porządku, choć za bardzo wychodzi to poza kompetencje stanowiska, stoję ja i mój chwilowo nieobecny brat. Niestety nie nad wszystkim jesteśmy w stanie zapanować. Dajmy na przykład takiego ciebie. Nie wiemy skąd przyszedłeś, ani w jakim celu i gdzie zamierzałeś dotrzeć, ale Najwyższy mi świadkiem, że nie do końca wszystko sobie przemyślałeś...
Z czasem, jak kapitan gwardii rozwijał swoją sentencje, jego podwładni mogli podziwiać kolejne przemiany na twarzy więźnia, sugerujące, że zaczyna on powoli rozumieć powagę sytuacji, lecz wciąż pozostaje ona dla niego zupełnie nowa. W końcu dla każdego byłoby to nie małym zaskoczeniem, gdybyś był królem i na przysłowiowe "dzień dobry" spotkał się z jawnym atakiem na swoją osobę i zamknięciem w ciasnej celi. Prawdziwy zamach stanu, stwierdziliby później historycy, gdyby nie drobne szczegóły, przez które został on jednak udaremniony.
- ... kim tak właściwie jesteś? - zapytał na koniec, podając "królowi" kawałek chleba. - Współpracuj, a nic złego cię nie spotka.

W międzyczasie Tatiana próbowała rozgryźć tę zagadkę na swój własny, kobiecy sposób, czyli przyjazne wypytanie dziewczyny o wszelkie szczegóły. Metody bazujące na przemocy wolała pozostawić w rękach Luciana Kadora, choć szczerze wątpiła, że uda mu się w tej sprawie coś wskórać. I nie pomyliła się. Korzystanie z magii umysłu przez smoka było cenną informacją dla czarodziejki. Kiedy dotrą na miejsce będzie zmuszona poluźnić mu nieco okowy i uświadomić mu to i owo. Pech, że akurat jej ojciec popłynął do Trytonii w sprawach wagi państwowej.
- Umierać? - zainteresowała się słowami stolarki odnośnie kary za przewinienia jej kompana. - Jesteś tu nowa, prawda? W przeciwnym razie wiedziałabyś, że w Katimie kara śmierci jest praktykowana tylko w nadzwyczajnych przypadkach. I tylko za obustronnym porozumieniem króla oraz nadwornego maga... o wilku mowa - zakończyła, szepcząc do siebie, zatrzymując się przed parą jeźdźców.
Pierwszy z nich nie zasługiwał specjalnie na uwagę: był przeciętnego wzrostu i o lichej sylwetce, na której pomięta koszula wisiała, jak na wieszaku. Mężczyzna ten nie miał też przy sobie żadnej broni, jedynie skórzaną torbę na listy, a jego koń robił wrażenie szybkiego w biegu. Po opisie nawet ślepy rozpoznałby w nim gońca. Drugi z jeźdźców nie wyglądał już tak pospolicie, głównie przez fakt noszenia wyższych insygniów oficerskich oraz prezencję, której nie powstydziliby się arystokraci. To właśnie ten drugi pierwszy zeskoczył z siodła i wyszedł na spotkanie czarodziejce i towarzyszącej jej dziewczynie.
- O mało nie zajechałem konia, kiedy dowiedziałem się o aresztowaniu króla - powiedział mężczyzna, jednocześnie starając się przeanalizować, czy to co mówi na podstawie zasłyszanych informacji ma jakikolwiek sens. - Czy możesz mi wyjaśnić o co chodzi?
- Naturalnie - odpowiedziała Tatiana, wypychając lekko młodą dziewczynę przed dwuosobowy szereg. - Ta młoda dama to Dragosani. Jej przyjaciel, będący smokiem, użył swojej magii i przybrał postać króla, po czym odwiedził pałac - wyjaśniła czarodziejka, starając się to zrobić w jak najbardziej okrężny sposób, nie chcąc z miejsca zdradzić przykrywki kapitana straży miejskiej. Nie przemyślała jednak sprawy do końca i skoro Sani kojarzyła twarz Diega jako twarz kapitana, a jej smok upodobnił się do właśnie do niego, to dwa plus dwa dawało całkiem ładny i nie skomplikowany wynik.
- Kto przebywa z więźniem? - zapytał mężczyzna.
- Kapitan Lucian, ale ty nie możesz tam teraz wejść. Rzuciłam na łańcuchy dość silne czary i ich aura mogłaby... no wiesz.
Kapitan straży przytaknął porozumiewawczo, a następnie zerknął na młodą damę. Niestety z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zupełnie nie wiedział, co w tej sytuacji powinien powiedzieć i jak zareagować. Jakiś smok podszywał się pod niego, dodatkowo najwyraźniej ten sam smok żyje sobie od tak w stolicy albo w jej pobliżu, a on, jako król dowiaduje się wszystkiego na samym końcu.
- Powiadom swojego ojca, że gdy tylko zakończy swoją misję w Trytonii, ma natychmiast wracać - rozkazał, wyrzucając słowa w przestrzeń, lecz osoba, do której tak naprawdę były one kierowane od razu zrozumiała, że to do niej.
- Jak rozkażesz. A co z dziewczyną?
- Do powrotu Jazona odsiedzi w więzieniu razem ze swoim smoczym przyjacielem.
- Proszę wybaczyć, podejrzewam, że mało masz z tym wszystkim coś wspólnego, ale w pierwszej kolejności muszę zadbać o bezpieczeństwo miasta. - Zdobył się jednak na pewne słowa, skierowane wprost do damy, po czym wrócił na siodło i odjechał w kierunku pałacu.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        Sa'maar był całkowicie bezradny. Nie ważne jak bardzo chciał i się starał faktycznie odpowiedzieć na zadane przez gwardzistę pytania i tak, mężczyzna nie rozumiał słów smoka, a na jego magiczne starania pozostawał głuchy, choć te były całkiem zablokowane. Podobnie też było w przypadku zmiany formy przez gada, by wyjść ze skóry kapitana straży i na przykład wcielić się w jakiegoś poczciwego staruszka udając, że to jego prawdziwa postać. Staruszków przecież nikt nigdy nie wieszał ani nie obcinał im głowy. Niestety to również wiązało się z użyciem jakiejś tam odrobiny magii, więc przez nadworną czarodziejkę nie był w stanie również tego zrobić. Miał szczerą nadzieję, że nie utknie w tej postaci na dobre. Naprawdę nienawidził tego gościa, w którego się wcielił. Nie dość, że Sani się w nim zakochała i mogłaby zostawić dla niego smoka, to jeszcze przez tego faceta został złapany i wrzucony do lochu... Nie wspominając już o tym, że dalej wyglądał tak jak on! Gorzej już być nie mogło...
        Na tę chwilę postanowił się poddać, nie było sensu niepotrzebnie i bez najmniejszych efektów tracić swoich sił. Musiał poczekać na Sani aż go stąd w końcu zabierze, w przeciwnym wypadku nie ważne co zrobi, te katimskie matoły i tak nic nie zrozumieją. Westchnął ciężko i spojrzał nieprzychylnie na kapitana gwardii siadającego naprzeciw niego. Zerknął na kubek i dwa razy pomlaskał mieląc w ustach językiem. Nie spodziewał się, że od tego wszystkiego mogłoby mu tak zaschnąć w gardle. Przeniósł zielone oczy na mężczyznę, ostrożnie go obserwując i sięgnął po wodę. Skrzywił się paskudnie i cicho zawarczał gdy okazało się, że choć tak niewiele mu brakuje do pochwycenia kubka i napicia się, znajduje się on kompletnie poza jego zasięgiem. Wbił wrogie spojrzenie w blondyna.
        - La'na lesss agul nah terrr'lah. K'alu Sssani feh drrru'ol vehin sssol. Sssa ygheptirrr grrrnsssluh. Sssani feh vehin sssol. Ugh'tol - burknął i praktycznie cały czas w kółko zaczął to powtarzać, mając nadzieję, że dotrze coś do tego tępego osiłka, którego wykład na temat tutejszego więzienia nie miał obecnie dla smoka większego znaczenia. Łuskowaty chciał jedynie by przyprowadzili mu sani, albo zdjęli cholerne zaklęcie blokujące jego magię inaczej wszyscy dokoła będą się wściekać, że gad nic nie mówi, a on będzie się wściekał przez to, że nikt go nie rozumie.
        - Feghu ol de'nahsss Sssa'maarrr, va ythul nesss dalu'krrra n'iasss - odparł zdenerwowany i szarpnął znów łańcuchem, ale zaraz zapanował nad swoim gniewem i westchnął ciężko.
        Widząc wyciągniętą w swoją stronę dłoń z kawałkiem chleba, popatrzył na nią przez moment zastanawiając się co to w ogóle ma być. Po chwili przeniósł wrogie spojrzenie na blondyna i zmrużył oczy, marszcząc przy tym nos. Zaraz jednak jego rysy złagodniały, a on rozluźnił się i pokręcił głową, którą zaraz uniósł w stronę sklepienia. Nigdzie nie było okien, więc najszybciej w ten sposób przekaże czym się żywi. Przynajmniej tak jaszczur obecnie myślał.

***

        Czarodziejka, choć niewątpliwie była miła i uprzejma dla Sani, nie wspominając, że i wyrozumiałości jej nie brakło, nie do końca była w stanie uspokoić dziewczynę. Owszem, Sani nie mieszkała w Katimie na tyle długo by wiedzieć jakimi prawami miasto się rządzi, pomijając oczywiście te najbardziej podstawowe - nie wolno kraść, oszukiwać, krzywdzić, ani niszczyć tego co należy do innych. Szczerze to nawet nie specjalnie interesowały ją tutejsze prawa, władza i polityka. Dla niej liczyła się jedynie praca w stolarni i rodzina pod murami miasta. Niemniej pamiętała zasady panujące rodzinnym klanie, gdzie praktycznie każde przewinienie kończyło się śmiercią. To właśnie dlatego teraz zakładała, że to samo spotka ją i smoka, tym bardziej, że czarodziejka wcale nie zaprzeczyła.
        Gdy zjawili się jeźdźcy, w całym swoim niepokoju i stresem związanym przez zaistniałą sytuacją, nie zdołała zarejestrować, że pradawna nazwała przybyłego kapitana królem. Tym bardziej, że oto właśnie staną przed nią obiekt jej westchnień, o którym na samą myśl zaczynała się rumienić. Nie inaczej było obecnie, gdy przyszedł, od razu spuściła głowę czując ogromną gulę w gardle.
        Całą rozmowę między czarodziejką i kapitanem, Sani milczała, acz powoli się uspokajała nie patrząc i nie myśląc o tym kto przed nią stoi. Tak blisko... Równie niespiesznie zaczynało również do niej dochodzić, że wszyscy mówili, iż Sa'maar zmienił się w króla, a jej się wydawało, gdy spojrzała do kryształowej kuli czarodziejki, że wyglądał jak ten mężczyzna stojący przed nią, a więc kapitan straży. Nie zdążyła jednak o to zapytać gdyż szybciej niż się zorientowała, usłyszała, że posiedzi sobie w areszcie. Była tym całkowicie załamana, przez co jej przypuszczenia zeszły na boczne tory.

        Nie sprawiała żadnych problemow, gdy prowadzono ją do celi. Cały czas milczała ze spuszczoną głową i szlochała żałośnie, a łzy raz za razem spadały na ziemię i zostawiały łzawy szlak za nią. Gdy ją w końcu zamknięto, na smoka nawet nie spojrzała, od razu usiadła w kącie pod ścianą, przytuliła kolana do piersi i obejmując je ramionami rozpłakała się na dobre.
        Sa'maar widząc w jakim dziewczyna jest stanie na nowo zaczął warczeć i się szarpać myśląc, że jego przyjaciółce stała się wielka krzywda. Mówił nawet do niej w smoczym narzeczu, wiedząc, że ona go zrozumie, jednakże wszelkie jego starania spełzły na niczym. Stolarka całkowicie go ignorowała.
Awatar użytkownika
Diego
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diego »

Nadworny czarodziej wyrusza z misją dyplomatyczną do Trytonii, król osobiście udaje się z pomocą dla krasnoludów, a oni w tym czasie pozwalają na niezorganizowany zamach stanu. To chyba najlepsze podsumowanie minionych godzin, które Tatiana i Lucian spędzili na odkręcaniu całego bałaganu. Najtrudniej było z dworzanami, którzy z braku lepszego zajęcia uwielbiali plotkować po kątach i snuć niestworzone domysły na temat tego, co działo się wewnątrz pałacowych murów. Zwłaszcza młódki, które nie dorosły jeszcze do swojej pozycji i którym powierzenie jakichkolwiek obowiązków byłoby równoważne z celowym wprowadzeniem zamieszania. Na szczęście czarodziejka miała odpowiedź na wszystko i z małą pomocą szantażu udało jej się przekonać co ładniejsze z nich, że jeśli cokolwiek w sprawie sobowtóra opuści zamek, to chłopcy przestaną na nie zwracać uwagę. Najłatwiej natomiast obeszło się wśród strażników i całej gwardii: krótko, po męsku i bez szantażu, jedynie z lekką sugestią, że za wpychanie nosa w nieswoje sprawy można raz dwa wylecieć z armii i skończyć jako rolnik na najdalszej prowincji. O dziwo obie te metody skutecznie poskutkowały, lecz ostatnie jak zwykle dogasały szepty za plecami. Ich niestety nie brakowało kiedy król mijał swoich podwładnych, przecinając salę tronową krokiem stanowczym i długim. Minę miał nie skorą do żartów, nie reagował na pokłony oraz ich brak wobec swojej osoby, czemu z resztą trudno się dziwić, kiedy cały dwór widział cię wywlekanego w łańcuchach, po czym jak gdyby nigdy nic znów jesteś wolny. Nie tylko szlachcice byli zdezorientowani całą sytuacją, sam król także nie wiedział co o tym sądzić. Jego rządy nie szczyciły się wieloletnim stażem, na tron zasiadł kompletnie nieprzygotowany, wciąż więc musiał się wiele uczyć od starszych i mądrzejszych. Mimo to o obecności smoka w jego mieście nie powinien dowiadywać się ostatni. W Katimie to on nosił koronę, którą i tak często zdejmował z braku wygody, ale to nie ważne. Był królem.
Gabinet oraz znienawidzone przez siebie biurko pełne dokumentów zastał w takim samym porządku, jakim je zostawił przed wyprawą. Służba rzadko tu zaglądała, jeszcze rzadziej niż do jego prywatnych komnat, ponieważ Diego Kador nie znosił, gdy mu przeszkadzano w prowadzeniu ewidencji, a za każdym razem gdy kończył pracę, zamykał pokój na klucz. Teraz pomieszczenie miało mu pomóc się wyciszyć i poukładać myśli względem najbliższych działań wobec dwójki więźniów. Jak znał swoich najbardziej zaufanych doradców, obaj poradzą mu wzmożoną ostrożność i odwołają się do własnych doświadczeń. Jazon, który żył już od wieków na pewno nie poprze zgładzenia gada, choć jego czyn uzna za poważne wykroczenie wobec katimskiej korony, którego nie można puścić płazem. Lucian natomiast będzie domagać się sprawiedliwego sądu, a to oznacza wyrok mniej lub bardziej satysfakcjonujący stronę oskarżoną, o możliwości utraty przez jaszczura głowy nie wspominając. Egzekucje w Katimie były jeszcze większą rzadkością niż nieurodzaj. Przestępców sądzono i zamykano w celach na lata, niektórym dając szanse na spłacenie kary poprzez pracę na rzecz państwa. Właściciele prowincji bardzo często potrzebowali rąk do pracy w polu i nikim nie pogardzali. Nawet żołnierzami, którzy, gdy w okolicy nie grasowali bandyci, zamieniali miecze na motyki, by dorobić sobie do żołdu. Niestety w przypadku smoka, sytuacja nie była tak kolorowa. Jeden złodziej lub morderca nie narobi na wolności tylu szkód co łuskowata bestia ziejąca ogniem. Jasne, człowieka nie da się odtworzyć tak samo, jak pola pod uprawę żyta, ale pożar całej farmy byłby olbrzymim ciosem, nie mówiąc o potencjalnych ofiarach i panice wśród ludności cywilnej.
Póki co sprawa musiała jednak zaczekać. Nadworny czarodziej, po otrzymaniu tych informacji, powinien powrócić do pałacu za dwa dni. Do tego czasu smok i jego właścicielka będą musieli zostać pod kluczem.
- Czy mogę przeszkodzić? - zapytała czarodziejka, przeciskając się przez lukę w lekko uchylonych drzwiach. Dopiero gdy król akceptowanie skinął jej głową, Tatiana wkroczyła pewniej, zatrzymując się w połowie drogi do młodego władcy. - Jeśli chodzi o tego sobowtóra...
- Nie wiem co o tym myśleć - przerwał jej Diego, opierając podbródek na pięści. - Dlaczego ktoś próbuje się pode mnie podszyć. Nie mam jawnych wrogów, a na zamach stanu raczej to nie wygląda. Ten cały smok działał sam, chyba, że pozostali spiskowcy pouciekali.
- Sam - potwierdziła czarodziejka. - Nawet jego właścicielka, siostrzenica stolarza, była niemiło zaskoczona jego wybrykiem. Moim zdaniem to tylko taki żart.
- Mało śmieszny - stwierdził dość chłodno król, opierając się ciężko o fotel. - Co zatem proponujesz? - zapytał, widząc, że twarz stojącej przed nim pradawnej doznaje jakiegoś oświecenia.
- Może ich wypuścić i zarządzić obserwację. Mój ojciec ma szpiegów wśród ptaków, a ludzie Luciana będą zawsze w pogotowiu.
- Nie zaryzykuję życia oddziału, jeśli smok wyczuje nagonkę i zaatakuje. Dobrze wiesz, że nie mamy do tego odpowiedniej broni i wyszkolonych wojowników.
- Zatem ich sprowadźmy - zaproponowała Tatiana, wyciągając z kieszeni sukni zwój pergaminu. - Udało mi się znaleźć nieco informacji o naszej stolarce i jej wuju. Magia skanująca okazała się w tym niezwykle przydatna. Dziewczyna pochodzi z Rododendronii, jej wuj przybył do Katimy jakieś dwadzieścia lat temu, a jego brat, ojciec Dragosani, był strażnikiem na usługach Elladora Żelaznego. To wyjaśnia skąd ma tego smoka, jak i że jest on chociaż w minimalnym stopniu wytresowany. Dziewczyna uciekła z domu, mieszka tu od niedawna, co raczej widać po jej nieobyciu, ale jak dotąd nie sprawiała kłopotów. Namiestnik Balviken rozmawiał już o tym z moim ojcem. Smok jest ułożony, nigdy nie skrzywdził żadnego drwala i ze wszystkim stara się obchodzić delikatnie, jak na swoje gabaryty.
- Chcesz zatem napisać poselstwo do króla Elladora, by ten przysłał nam tu ojca dziewczyny? - zapytał władca, co spotkało się z przytaknięciem ze strony czarodziejki. - Weźmy to pod uwagę jako plan awaryjny. W końcu nie znamy powodów, dla którego ta cała Dragosani uciekła z domu razem ze swoim smokiem.
- Więc co zrobimy?
- Zaczekamy na Jazona i wtedy podejmiemy decyzję. A do tego czasu zmień Luciana w więzieniu i spróbuj dowiedzieć się czegoś więcej.
Awatar użytkownika
Dragosani
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Łowca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Dragosani »

        Załamana dziewczyna siedziała cały czas w kącie bojąc się, że już nigdy nie ujrzy światła słonecznego, a co gorsza w krótkim czasie straci głowę. Warczenie i wrzaski w akompaniamencie co chwila obijających o mur łańcuchów, którymi gad w ludzkiej postaci został przykuty do ściany, ani trochę nie pomagały w poprawieniu blondynce humoru. Starała się je ignorować najdłużej jak tylko mogła, ale w końcu i tak zaczęło ją to irytować, a wraz z ogromnym żalem jaki żywiła do Sa'maara, w końcu to przez niego wylądowała w tej zimnej, ciemnej celi i zostanie stracona, przemieniło się to w nieujarzmioną wściekłość.
        - Zamknij się w końcu! - warknęła szlochając i podnosząc się gwałtownie z ziemi, by zaraz podejść zamaszystym krokiem do gada i stanąć przed nim na wyciągnięcie ręki. Nawet przez myśl jej nie przeszło by spróbować go uwolnić z tych kajdan, choć wątpliwe by jej się to udało. Po pierwsze nie chciała mieć jeszcze większych kłopotów, po drugie gad zasłużył sobie na karę.
        Sa'maar starał się to wyjaśnić skomlącym tonem i załagodzić gniew przyjaciółki, widząc, że ta jest na niego wściekła.
        - Żadne przepraszam! Przez ciebie wylądowaliśmy w tej celi i pewnie o świcie utną nam głowę! - wykrzyknęła, a on słysząc co ich czeka rozsierdził się i znów próbował uwolnić by nie dopuścić do tego. Skrzywiła się z oczami pełnymi łez i szarpnęła go za ubranie przytrzymując w miejscu i przyciskając do ściany.
        - Uspokój się w końcu, bo nic tym nie zyskasz, a jedynie jak zwykle tylko pogorszysz naszą sytuację. Co ci strzeliło do głowy Sa'maar, żeby podszywać się za... - uspokoiła się nagle puszczając jego ubranie i patrząc zaskoczona. W końcu do niej dotarło to, czego nie uświadomiła sobie na początku. - ...Króla? - dokończyła przyglądając się uważnie przykutemu do ściany kapitanowi straży.
        - Fagharrr nah esstu ghaferrr - westchnął ciężko i zakłopotany podniósł wzrok na dziewczynę. - Li nasss noh verghisss. Li nasss jol xerrraf gin fegh itrrral - wyjaśnił raz jeszcze, widząc jak płomień gniewu, trawiący dziewczynę zaczyna przygasać. - Sssani, li derrraght - powiedział ze skruchą, czując jak ogromna ogarnia go frustracja przez to, że nie może w tej chwili przytulić do siebie przyjaciółki.
        - Nawet jeśli nie wiedziałeś, że to król, zazdrość nie jest powodem by się za kogoś podszywać! - burknęła, jasno pokazując swoje niezadowolenie, bo z tak błahego powodu mają teraz ogromne kłopoty. Było jej smutno i bardzo się bała tego co może przynieść im najbliższa przyszłość. By jakoś się z tym uporać podeszła do smoka i się do niego przytuliła, po prostu potrzebowała czyjegoś wsparcia, choćby czysto teoretycznie, bo przecież on był przykuty do ściany i nie wiele mógł zrobić w przeciwieństwie do towarzyszki.
        - Sani... ferrr natu... sssegisss ur Kholghrrrim? - spytał zmartwiony, a ona tylko jeszcze mocniej się do niego przytuliła.
        - Nam nadzieję, że nie. Wolę już śmierć, od przybycia mojego ojca. - Zadrżała na samą myśl, a gdy tylko się uspokoiła, cofnęła się od gada i usiadła przy nim opierając się o ścianę i podkulając do piersi nogi. Patrzyła smętnie w zimną posadzkę celi przed sobą.

Ciąg Dalszy: Sani
Zablokowany

Wróć do „Katima”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości