Strona 3 z 7

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Pią Wrz 08, 2017 7:29 pm
autor: Rael
        Mimi jak zawsze na zadane pytanie odpowiedziała znacznie obszerniej niż tego od niej oczekiwano, lecz Rael i tym razem jej nie przerywała. A temat bardzo płynnie zszedł z gości Lawendowego Dworu na rodzinę służącej i życie osób tu mieszkających, po raz kolejny zahaczając również o pannę Meredith. Biennevanto twardo nie zamierzała o nią pytać.
        - Jeszcze z pewnością będzie wiele okazji do świętowania i wyprawiania bali - zapewniła zamiast tego, wbrew pozorom bez żadnych insynuacji. Założyła po prostu, że w końcu dwór odżyje, z nią czy bez niej, tego nie wiedziała. Lord jednak wyraźnie starał się wrócić do żywych po przeżytej żałobie, a dzieci szybko rosły. Wkrótce to one zaczną wywierać presję na ojca, by ten urządzał jakieś bale, jeśli on sam się na to nie zdecyduje. Może niekoniecznie Elowen, lecz Prim na pewno będzie miała ochotę trochę się pokazać - sprawiała wrażenie żywiołowego dziecka, które mogło wyrosnąć na równie energiczną kobietę.
        - Dziękuję, bardzo ładnie ci wyszedł - zapewniła błogosławiona, gdy służąca skończyła plecenie warkocza. Jego sploty były równe i gładkie, przez co prezentował się bardzo elegancko mimo swej naturalnej prostoty. Rael była zadowolona.
        - Już pora? - upewniła się, gdy Mimi zapytała o pomoc w ubieraniu sukni. - W takim razie prosiłabym. Tylko najpierw muszę wyciągnąć inne pończochy z bagażu.
        Niebianka podeszła do nierozpakowanych kufrów. Nie chodziło o wyciąganie z nich teraz wszystkich rzeczy, dlatego Biennevanto od razu sięgnęła po te kilka drobiazgów, które miały być jej potrzebne na wieczór. Rzeczone pończochy miały jasny zielony kolor, kojarzący się raczej z jasnym marmurem niż typowym odcieniem świeżego groszku. Nad kostkami zdobił je delikatny haft lilijek. Kolejną rzeczą, którą potrzebowała jeszcze Rael, było małe drewniane pudełeczko, w którym wśród aksamitów spoczywał flakonik z jej perfumami. Pachnidła były bardzo dobrej jakości i miały bardzo intensywny zapach - na skórze Rael utrzymywała się jeszcze woń z kropli, które wtarła w nią rano.
        - Jakbyś mogła… - Mając już wszystko co potrzeba Biennevanto obróciła się plecami do Mimi, jasno dając jej do zrozumienia, by pomogła jej poradzić sobie z zapięciem. Samo zdjęcie sukni nie było trudne, bo była to kreacja przede wszystkim wygodna, przewidziana na kilka godzin jazdy powozem, w trakcie których komfort był najważniejszy. Zdjęcie szat nie było więc trudne, dopiero ubieranie zaczęło nastręczać trudności i to pomimo tego, że obu dziewczynom bardzo dobrze się ze sobą współpracowało. Nim to nastąpiło, Rael zmieniła pończochy i dopasowała do nich podwiązki, dobrała też stosowniejszą bieliznę, która pasowała do sukni bez ramion.
        - Nie wiąż za mocno - poprosiła Mimi, gdy w końcu zabrały się za ubieranie kreacji. - Nie lubię być tak nienaturalnie ściśnięta.
        Biennevanto nie było zresztą sensu ściskać gorsetem - jej naturalna sylwetka i tak cieszyła oko, wystarczyło ją tylko lekko podkreślić. Służąca doskonale pojęła o co jej chodziło i nie zaciągała tasiemek do granic możliwości. W trakcie tej czynności obie kobiety milczały - Rael, bo ciężko jej się mówiło, a Mimi, bo musiała się skupić. Dopiero gdy wiązanie zwieńczyła kokardka, niebianka odetchnęła z ulgą. Od razu poszła przejrzeć się w lustrze.
        - Jeszcze rękawy… - zaczęła Mimi, Biennevanto odpowiadała jej jednak “za chwileczkę” i mimo wszystko stanęła przed lustrem. Efekt onieśmielił ją samą. Patrząc na swoje odbicie naprawdę odnosiła wrażenie, że wystroiła się jak na bal, a kreacja nawet nie była jeszcze gotowa: brakowało rękawów, które w gotowości trzymała Mimi, oraz biżuterii, której i tak nie zamierzała zakładać, by nie było za strojnie. W zamyśleniu wyłożyła warkocz na ramię - złocisty kolor jej włosów dobrze współgrał ze zdobiącymi gorset haftami. Jeśli to lord wybrał tę kreację, miał naprawdę niezły gust.
        - Dobrze, rękawy - zwróciła się do służącej Biennevanto, gdy już się napatrzyła. - Piękna suknia… I wygodna - pochwaliła już po wszystkim. Na sam koniec podziękowała Mimi za asystę, bo bez drugiej osoby przebranie się w taką kreację byłoby niemożliwe albo zajęło trzy razy więcej czasu.
        - Już pora? - upewniła się. - Zaprowadzisz mnie?

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Nie Lis 26, 2017 9:11 pm
autor: Tristan
Mimi była zadowolona, że przydzielono ją do panny Rael. Było to urozmaicenie w jej szarym życiu. No może nie takim zaraz szarym, po prostu była to odmiana, od codziennych prac, które się powtarzały. Poza tym kontakt z kimś z poza dworu zawsze był ożywczy. Dawał powiew pewnej świeżości, jak gdyby świat nagle przyjeżdżał do Lawendowego Dworu. Mimi nie narzekała na to, że we dworze jest tak spokojnie, o nie, ale czasem miło było poznać kogoś nowego. Wiedziała, że nie ma co liczyć na jakąkolwiek przyjaźń z panienką, bo w końcu ich status bardzo się różnił, ale mogły być miłymi towarzyszkami. Oczywiście, gdyby towarzyszyła lady Ais też było by w porządku, ale ją już znała. Ais była raczej powściągliwą kobietą. Nie lubiła paplaniny, a w tym akurat Mimi była przodowniczką, bo gadała dużo i często o pierdołach. A przynajmniej w mniemaniu Ais. Ona nie lubiła słuchać o wszystkich szczegółach z życia dworu. No, chyba, że miała w tym jakiś interes, wtedy bardzo dyplomatycznie potrafiła gadatliwą Mimi wciągnąć w wielką dyskusję i dowiedzieć się wszystkiego czego potrzebowała. Ais była doskonałym szpiegiem, potrafiła bardzo zgrabnie podejść swojego rozmówcę, by dowiedzieć się interesujących ją rzeczy. Przy tym była bardzo miła i wzbudzała zaufanie. Jako Mistrzyni Dyplomacji sprawdzała się doskonale. Oczywiście spotykała się z przedstawicielami ludu i innych krajów, wypełniała swoje oficjalne obowiązki bardzo sumiennie, lecz prawda była taka, iż na służbie była przez cały czas, ale to był jej żywioł.

W czasie kiedy Mimi przebywała z Rael, Tristan próbował uporządkować papiery, które przyniosła mu Saura. Siedział w swojej kancelarii przekładając jedną listę za drugą, ale nie mógł się skupić. Czy aby na pewno dobrze robił zgadzając się na przyjazd niebianki? A co jeśli jeszcze nie był gotowy na ożenek? Czy nadal myślał o Tantris? Oczywiście, że tak, ale nie cierpiał już tak bardzo. Poza tym z czasem, kiedy ból zelżał i bezwarunkowa miłość nie przesłaniała mu już rzeczywistości, powoli zaczynał rozumieć, że Tantris go nie kochała. Przez długie miesiące wmawiał sobie, że było inaczej, ale koniec końców prawda zaczęła docierać do niego. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że to wszystko miało się tak właśnie skończyć, choć takie myślenie samo się nasuwało. On jednak nie potrafiłby tak myśleć. Wierzył, że mogli być szczęśliwi, ale jej już nie było, nie mógł wiecznie rozpaczać. Choć w głębi duszy czuł się po prostu zagubiony. Nie wiedział już w końcu, czy szuka tylko matki dla swoich dzieci, czy też szczęścia dla siebie. Gdzieś tam w środku tliła się jednak w nim nadzieja, że może nie będzie do końca swoich dni cierpiał przez utratę ukochanych. Jednak trzeba było przyznać, że był dość zamknięty w sobie. Nie to, że w ogóle nie potrafił okazywać uczuć, bo w końcu przy dzieciach stawał się zupełnie inny, ale wobec nowo poznanych zachowywał jakiś dziwny dystans.

Przez jakiś czas ślęczał przy papierach, tyle ile musiał, tyle zrobił. Poza tym napisał krótki list do rodziców, o tym co dzieje się we dworze, o dzieciach i zmianach jakie nastąpiły. Wiedział, że za nim list dojdzie mną tygodnie, ale uznał, że warto napisać do rodziny, choć raz na jakiś czas. Może to nie był idealny moment, ale przynajmniej zajął czymś myśli. Nim się spostrzegł słońce chyliło się już ku zachodowi. Zostawił więc sprawy kancelarii i uznał, że należy zacząć się szykować do kolacji. Wstał od wielkiego biurka i ruszył do swoich komnat. Nie miał osobnego służącego od toalety, czy też garderoby. Sam zajmował się sobą najlepiej i sam wybierał sobie ubrania. Oczywiście kąpiel szykowały mu służące, także prały ubrania, ale nie potrzebował dodatkowych sług do przebierania się, inaczej niż kobiety. Te, w odróżnieniu od mężczyzn nakładały na siebie piękne, choć bardzo skomplikowane stroje. Te całe gorsety, wiązania, agrafki, szpilki, wstążki, kokardki, ani się w to ubrać, ani się z tego rozebrać. Nie, nie, na szczęście on nie miał takich problemów.

Obmył się w swojej komnacie i przebrał. Założył na siebie czarne, eleganckie spodnie, ciemnobrązowe długie buty z pięknej, matowej skóry, wiązane skórzanymi paskami wokół łydki. Do tego białą koszulę, na nią tunikę z niebieskiego materiału, zdobną w złotą nić. Na piersi miała wyhaftowane złote drzewo, z szeroką koroną. Do tego założył odświętny, aksamitny kubrak sięgający oprawie kolan. Miał on intensywny kobaltowy odcień i był ozdobiony w złote lamówki, tak by pasował do założonej pod spód tuniki. Wszystko przepasał skórzanym, szerokim pasem, w kolorze podobnym do koloru butów. Klamra paska była zdobna i złota, tak, że wszystko pasowało do siebie idealnie. Wystroił się, to prawda, ale domyślał się, że jego towarzyszka też to zrobi. Może nie spodziewał się, że włoży suknie od niego, ale na pewno będzie elegancka. On sam nie zamierzał odstawać. Jedyne czego nie zrobił to nie związał włosów, zostawił je rozpuszczone, ale zaczesał je na tył głowy. Kiedy był już gotowy wyszedł z komnaty i ruszył w stronę jadalni.

W tym samym czasie Mimi prowadziła już panienkę Rael w tym samym kierunku. Przeszły przez wszystkie korytarze spokojnie i powoli, w końcu niebianka miała na sobie obszerną suknię. W końcu dotarły do jadalni. Za oknami było już szaro, jadalnia znajdowała się obok sali balowej. Był tu ogromny, długi stół przykryty białym obrusem. Wszędzie stały kandelabry z zapalonymi już świecami, a w wielkim kominku płoną ogień, który dodatkowo rozświetlał pomieszczenie. Na stole stały świeże kwiaty, a służba wnosiła właśnie potrawy. Nie było tego, aż tak dużo, jak można by się spodziewać. W dużej wazie wniesiono gęstą zupę z mięsem i warzywami. Na półmisku parowała pieczona gęś. Na desce wniesiono różne sery, a obok postawiono talerz z chlebem i świeżymi bułeczkami, do zupy. Były też pieczone w ziołach ziemniaki, które rozniosły po pomieszczeniu intensywny zapach tymianku. W jadalni siedziała już Ais, na samym końcu stołu, lecz nie w jego górze, bo jak wiadomo, tam, zasiadał pan tego dworu. Na przeciw Ais siedział Elowen, obok niego Anabella, a dalej Mahiri z Prim na kolanach. Dziewczynka była jeszcze sporo za mała by siedzieć samodzielnie przy kolacji. Dalej siedziała Anastazja. Miejsce dla Rael przygotowano obok lady Ais, tak by siedziała blisko lorda, ale nie zbyt blisko, bo oddzielała ich dyplomatka. Ludzie przy stole byli dość zaskakującym widokiem. Posiadali różny status społeczny, a jednak zasiadali do kolacji wspólnie. Tristan nie lubił jeść sam. Często jadał kolację z dziećmi, a co za tym idzie z ich opiekunkami. Lubił też towarzystwo Anastazji, Saura również była zapraszana, ale on zazwyczaj wolała stać z boku i jak to mówiła: nie spoufalać się z państwem. No cóż, taka była, a Tristan i tak nie miał by o czym z nią rozmawiać. Tak czy inaczej miejsca przy stole nie były puste jakby się można tego spodziewać. Mała Prim gaworzyła wesoło siedząc na kolanach u Mahiri, która, mimo, że nie było jeszcze wszystkich gości, szykowała dla dziewczynki na talerzu mus z owoców. Cała ta scena sprawiała, że dwór wydawał się niezwykle żywy.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Pon Lis 27, 2017 11:36 pm
autor: Rael
        Rael podczas podróży z ojcem nabyła pewnego obycia i swobody w przebywaniu na dworach arystokracji, szlachty, a nawet w królewskich pałacach. Wtedy jednak zawsze miała gdzieś w zasięgu wzroku Gallela, Phalela, Igariela, słowem kogoś bliskiego albo chociaż znajomego, na kim mogła polegać. Tutaj, w Lawendowym Dworze, była zdana na siebie i na własne wyczucie - przez bardzo krótki moment ta myśl wywoływała u niej pewne obawy, później jednak przypomniała sobie, że nie była tu na oficjalnej wizycie dyplomatycznej, nie negocjowała pokoju czy czegoś równie istotnego i nawet drobne niedotrzymanie etykiety mogłoby jej pewnie ujść na sucho. Nie, by zamierzała z tego korzystać, gdyż niektóre części protokołu były dla niej bardziej naturalne niż oddychanie. Wiedziała, że najlepsze co może zrobić, to po prostu o tym nie myśleć i działać tak jak będzie nakazywało jej serce i instynkt, pytanie jednak brzmiało czy faktycznie da radę tak postępować…
        - Po drodze zajdziemy do lady Ais czy ona jest już na miejscu? - upewniła się Rael, ledwo uszły razem parę kroków od jej komnaty. No właśnie, to był jeden z tych momentów, gdy ujawniało się jej przywiązanie do etykiety: obecność przyzwoitki w postaci Mistrzyni Dyplomacji była dla niej tak oczywista, że nie zapytała o to czy w ogóle ją spotka, lecz kiedy. Gdyby miała być zupełnie sam na sam z Tristanem… Na tym etapie znajomości pewnie by się przed tym wzbraniała i nie byłaby to kwestia zaufania czy też jego braku, ale zwykłych manier.
        W drodze do jadalni Rael starała się zapamiętać drogę i mijane pomieszczenia, by w razie czego samej móc trafić z powrotem do pokoju albo w późniejszym czasie po prostu swobodnie móc przemieszczać się po posiadłości. Część miejsc już rozpoznawała, bo dwór nie był znowuż wielki jak królewski pałac, ale wiadomo jak to bywa gdy jest się zmęczonym albo idzie się po ciemku…
        - Wiesz może gdzie znajduje się komnata lady Ais? - dopytała jeszcze idącą przodem Mimi. Spodziewała się, że to jeden z pokoi sąsiadujących z jej sypialnią, bo tak z reguły lokowano podróżujące razem damy. A swego czasu, gdy w życiu Rael pojawił się pewien mężczyzna z którym można było wiązać nadzieje, Gallel doprowadził wręcz do sytuacji, gdy jego córka wspóldzieliła apartament z pewną damą, która miała strzec jej czci. Tak, gdyby ktoś pytał jak dużą wagę anielski rodzic przywiązywał do zachowania czystości, właśnie poznał odpowiedź na to pytanie.

        Niebianka wyglądała całkiem swobodnie, gdy weszła do jadalni - oczywiście nadal poruszała się z elegancją, nie za szybko, wręcz może trochę wolniej by móc wyłapać kto gdzie siedzi i gdzie powinna sama usiąść, ale jej wzrok nie był rozbiegany i nie spinała mięśni. Podobał jej się widok, który miała przed sobą: był rodzinny i przyjazny, bez tej arystokratycznej powagi. Niebianka z uśmiechem przywitała się z tymi, którzy już zasiedli przy stole, a gdy patrzyła na lady Ais w jej oczach starała się odnaleźć opinię na temat swojego wyglądu - czy aby na pewno nie była zbyt strojna? Tylko jedna warstwa halki dzieliła ją od kreacji balowej, a chyba nic takiego nie było na ten wieczór przewidziane. Rael znowu ogarnęła myśl, że chyba przesadziła - nie wiedziała jeszcze, że Tristan również wystroił się na ich pierwszy wspólny posiłek - może gdyby była tego świadoma, miałaby tę jedną wątpliwość z głowy.
        - Dobry wieczór - przywitała się, gdy już podeszła wystarczająco blisko stołu. Starszym bardzo lekko się ukłoniła, bo może i Anastazja była gorzej urodzona od niej, ale niebianka doskonale pamiętała, że jest ona przez Tristana traktowana jak babka, była więc poniekąd gospodynią tego miejsca.
        Panna Biennevanto zajęła krzesło obok lady Ais, pilnując by nie przeszkadzać jej swoją obszerną spódnicą. Złożyła razem ręce i zerknęła w stronę pustego miejsca, które miał zająć lord. Stojącymi przed nimi jak i również dostawianymi talerzami z jedzeniem niespecjalnie się interesowała - czuła może głód po podróży, lecz teraz zupełnie inne myśli zajmowały jej głowę. Była ciekawa jakie wrażenie zrobi na lordzie w sukni, którą dla niej wybrał. ”O ile oczywiście on wybierał”, pomyślała jeszcze przelotnie, dopuszczając do siebie myśl, że mogła się tym zajmować na przykład Saura na jego polecenie. Co było dla niej pewne - na pewno nikt nie konsultował jej preferencji czy potrzeb z nią ani z jej rodziną, bo tego zaraz by się dowiedziała, więc był to czysty strzał. Niespodzianka była miła, lecz pytanie jakiego efektu spodziewał się lord Anlagorth… Wkrótce miała się przekonać.
        Było oczywiste, że Rael wstanie na wejście Tristana, nawet jeśli reszta pozostałaby na swoich miejscach - to kwestia szacunku i dobrego wychowania... może też chęci pokazania mu się z lepszej perspektywy, lecz akurat ta motywacja była tak głęboko skryta w myślach niebianki, że ta nawet nie zdawała sobie z niej do końca sprawy.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Śro Gru 06, 2017 6:16 pm
autor: Tristan
- Myślę, że lady Ais jest już na dole - powiedziała spokojnie służąca.
- A komnata lady jest tuż obok komnaty panienki, tak by łatwo było się panią komunikować. Lord chciał, by miała panienka blisko do lady Ais, w końcu jest tutaj specjalnie dla panienki. - Służąca była bardzo bezpośrednia, może za bardzo, ale nie zdawała sobie z tego sprawy. Mimi już taka była, rozgadana, czasami zapominała się i mówiła więcej niż powinna. No, czasami to mało powiedziane... Ale cóż, nikt jej jeszcze za to nie wyrzucił, co najwyżej została jej zwrócona uwaga, że za dużo mówi i za dużo chce wiedzieć. Oczywiście, że zdarzały się sytuacje kiedy ją ganiono za gadulstwo, wtedy Mimi oczywiście powstrzymywała się od nadmiernej paplaniny, ale jeśli akurat trafił się jej gość, z którym mogła porozmawiać buzia jej się nie zamykała. Jednak kiedy prowadziła Rael do jadalni mówiła niewiele, nie chciała zagadywać panienki Rael, uznała, że lepiej będzie, jeśli dotrą do komnaty jadalnej w milczeniu. Oczywiście, gdyby Rael do niej zagadała Mimi by odpowiedziała, ale skoro panienka nic nie mówiła, służąca nie prowokowała zbytniej rozmowy.

Dotarły do jadalni, w której panował pewien gwar. Mahiri mówiła do malutkiej Prim, a ta jej odpowiadała. Anastazja była zajęta rozmową z lady Ais, a Anabella po raz kolejny tłumaczyła Elowenowi, że przy stole powinien siedzieć prosto. Opiekunka była bardzo wymagająca, zwłaszcza jeśli w pobliżu nie było Tristana. Kiedy ojciec Elowena był blisko, Anabella trochę łagodniała. Nie była złą kobietą, po prostu wychowano ją twardą, lirieńską ręką. Tam, daleko, daleko poza granicami środkowej Alaranii, w Lirien życie było inne. Kobiety były twardsze, stąpały po ziemi inaczej niż damy z tej części świata. Anabella kochała Elowena, ale nie potrafiła wyzbyć się zachowań, które kładły nacisk na etykietę. Chciała, żeby chłopiec siedział prosto, żeby wiedział jakie sztućce do czego służą, żeby wyrósł na porządnego mężczyznę. Tristan w wychowaniu chłopca kładł mniejszy nacisk na etykietę. Chciała po prostu by jego syn był szczęśliwy. Oczywiście, nie pozwalał mu na wszystko i starał się go wychować na dobrego, kochającego i współczującego mężczyznę, który wie kiedy i jak się zachować, jednak nie ganił go za drobne wpadki, w końcu był tylko dzieckiem.

- Och, jesteś już. - Widząc Rael Ais wstała z miejsca by przywitać się z niebianką. Mahiri i Anabella podniosły się z krzeseł i ukłoniły delikatnie, kiedy błogosławiona weszła do jadalni. Była równa lordowi i należał jej się szacunek. Anastazja nie wstała, ze względu na schorowane, stare kości, ale skinęła głową na powitanie niebianki i uśmiechnęła się ciepło. Za to mała Prim widząc blondynkę z pięknym warkoczem zaczęła śmiać się wniebogłosy i wyciągać ręce w jej stronę. Najwyraźniej coś bardzo spodobało się jej w wyglądzie Rael, co, to wiedziała już tylko ona sama. Być może mieniąca się kreacja tak bardzo wpadła w oko dziewczynce. Mahiri nie puściła jednak Prim i nie pozwoliła pobiec do niebianki. Trzymała ją na kolanach i próbowała troszeczkę uspokoić, zwracając uwagę na coś innego.
- Widzę, że wybrałaś odświętną kreację - powiedziała dyplomatka widząc przepiękną suknię niebianki. Nie wiedziała nic o tym, że Tristan przygotował dla Rael prezent w postaci sukni, którą właśnie widziała. Zresztą sama Ais nie była ubrana zwyczajnie. Ona również ubrała się odświętnie. Miała na sobie czerwoną, aksamitną suknię z biało-złotymi zdobieniami i obcisłym gorsetem. Przyjazd Rael chyba dla wszystkich był specjalną okazją, bo pozostałe, siedzące przy stole kobiety, również ubrane były bardzo elegancko. Oczywiście, żadna kreacja nie mogła równać się z suknią Rael, ale wszyscy ubrani byli zdecydowanie bardziej elegancko niż na co dzień.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Nie Gru 10, 2017 12:41 pm
autor: Rael
        Obraz domowników zasiadających przy stole był przyjemny dla oka, rozgrzewający dla serca - na twarzy Rael pojawił się uśmiech, gdy mogła patrzeć na tę scenę. Ukoronowaniem był jednak śmiech Prim - szczery i zaraźliwy, jak to śmiech małego dziecka. Niebianka momentalnie odwróciła się w stronę dziewczynki. Była skłonna do niej podejść, bo mała wyciągała do niej rączki, lecz skoro Mahiri zaraz postarała się odwrócić jej uwagę, panna Biennevanto zrezygnowała ze zbliżania się, by nie sabotować starań niańki. Jedynie pomachała córeczce Tristana ręką i przywitała się z resztą domowników. Nie robiła żadnych problemów z tytułu tego, że Anastazja nie wstała gdy podchodziła - nie była zadufana w sobie. Wszystkich potraktowała równo, skoro tak byli oni postrzegani na dworze - jak członków rodziny lorda Anlagortha.
        - Widzę, że jestem o czasie - zgodziła się bardzo cicho Rael, spostrzegając, że to nie na nią wszyscy czekali. W jej domu punktualność była rzeczą świętą, a jej ojciec niebywale się irytował, gdy ktoś spóźniał się na spotkanie z nim, choć nigdy nie okazywał tego otwarcie, wszak byłoby to zbyt nieprofesjonalne. Wystarczyło jednak chwilę go poobserwować by zaraz spostrzec, że tych, którzy w ten sposób go lekceważyli, czekały bardzo trudne pertraktacje. Jego córka nabrała podobnego nawyku przez lata wspólnych podróży, choć względem innych była bardziej wyrozumiała - istniały takie wytłumaczenia, które łagodziły jej niezadowolenie i pewien margines błędu, który dopuszczała. Oczywiście Tristana nie zamierzała rozliczać - był wszak panem domu, a poza tym nie było mowy o konkretnej godzinie posiłku. Mogli więc spokojnie czekać.
        - Tak… - zgodziła się w kwestii wyboru sukni z lady Ais. To nie tak, że ubrała się odświętnie tylko przez to, że dostała tę suknię od Tristana, bo sama również zabrała ze sobą kilka ładniejszych kreacji właśnie z myślą o tego typu bardziej uroczystych spotkaniach. Żadna nie była jednak tak ładna, jak ta, którą ostatecznie na siebie założyła, całkowicie odsłonięte ramiona były wręcz bardzo odważne jak na nią… I w tym momencie Rael znowu naszła wątpliwość, czy przypadkiem nie przesadziła. Widziała, że reszta również ma na sobie lepsze odzienie niż to noszone na co dzień, lecz ona wyglądała, jakby wybierała się na bal. Biennevanto poczuła się w obowiązku usprawiedliwić, chociaż przed lady Ais.
        - To kreacja, która czekała na mnie przygotowana w komnacie. Pomyślałam, że lordowi zrobi się miło, jeśli ją założę - wyjaśniła cicho, szukając w oczach mistrzyni dyplomacji co też ona o tym myśli. Wiedziała jednak, że jeśli lady Ais nie będzie chciała zdradzić się ze swoją opinią, to tego nie uczyni: wszak jej posada wymagała, by potrafiła ukrywać swoje emocje.
        - Komnata, którą dla mnie przygotowano, jest bardzo piękna - widna i przestronna. A widok z okna naprawdę cieszy oko - pochwaliła, by jakoś zagaić rozmowę i nie siedzieć w milczeniu jak jakiś gbur. I chociaż mówiąc o widoku miała na myśli ogród, lasy i góry, przed jej oczami i tak stanął obraz roześmianego Tristana bawiącego się z synem na trawniku. To wspomnienie wywołało lekko uśmiech na jej twarzy.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Wto Gru 12, 2017 5:40 pm
autor: Tristan
Ais uśmiechnęła się łagodnie. Ona też nie była ubrana zwyczajnie. Miała na sobie jasną suknię w kolorze kremowym, ze złotymi zdobieniami, jej cera ładnie pasowała do delikatnego materiału, z którego wykonano odzienie. Złote zdobienia kontrastowały z brązowymi lokami elfki. Ais rzadko nosiła zupełnie rozpuszczone włosy, ale tym razem zrobiła wyjątek i nie spięła ich w kok. Gęste pukle spływały na jej ramiona i plecy. Czubek głowy miała ozdobiony trzema rzędami pereł.

- Wyglądasz przepięknie - zapewniła ją Ais.
- Na pewno spodobasz się Tristanowi - dodała nieco ciszej, nie chcą by wszyscy to słyszeli. Ais wiedziała, że Tristan przygotował dla Rael prezent, nie wiedziała jaki, ale była pewna, że wybrał coś spektakularnego. Znała go na tyle by być przekonaną, że zrobi wrażenie na błogosławionej. Nie pytał jej w tej kwestii o radę, ale Ais była spokojna, że nie popełni gafy. Wiedziała, że nie dałby jej biżuterii, to byłoby za dużo. Liczyła na jakieś bardziej odświętne kwiaty, może jakąś drogą książkę, a tu proszę, zdecydował się na suknię. W dodatku elfka była pewna, że jedyną osobą jakiej radził się w tej kwestii mogła być Anastazja. Nie wiedziała, czy tak było, po prostu zdawała sobie sprawę, że w kwestii ubioru tylko ją mógłby zapytać. Prawda była taka, że zamówił tę kreację, kiedy tylko dowiedział się o niebiance. Uznał, że to będzie odpowiednio okazały prezent powitalny. Nie wiedział wiele, tylko tyle, że była szczupłą blondynką o przeciętnym wzroście. Sam uznał, że kolor zielony będzie pasował. Nie miał pojęcia, czy niebianka go lubi, czy nie, ale zdecydował, że głęboki odcień świerku będzie idealny. Trafił w sedno, choć jeszcze tego nie wiedział.

- Och, zgadzam się z lady Ais - wtrąciła się Anastazja. - Wygląda panienka przepięknie.
- Tylko czy nie jest panience zimno? - spytała z troską, widząc odsłonięte ramiona błogosławionej. Sama Anastazja miała na sobie granatową suknię z aksamitu, z obcisłymi rękawami, o małym, kwadratowy dekolcie. Sukienkę ozdobiono srebrnymi nićmi, oczywiście nie były one w rzeczywistości z prawdziwego srebra, tylko je imitowały, bądź co bądź Anastazji nie było stać na aż tak drogie dodatki. Tak czy inaczej rękawy wykończono białymi koralikami i haftem. Szczelnie oblegały one ciało kobiety. Na suknię Ana zarzuciła ażurowy, biały szal, okrywał on ramiona i był przewiązany na piersi. W odróżnieniu od młodych pań, Anastazja mimo tego, iż w posiadłości było ciepło ubierała się bardziej szczelnie - jej stare kości lubiły być wygrzane.
- Dobrze się panienka u nas czuje? - spytała z troską w głosie. W odróżnieniu od Ais staruszka miała włosy zaczesane do tyłu i zaplecione w warkocz, a sam warkocz spięty w mały kok nisko na karku. Jej głowy nie zdobiły żadne świecidełka. Tylko na szyi nosiła odświętny srebrny łańcuszek z dużą zawieszką w kształcie znaku najwyższego. Najwidoczniej Anastazja była głęboko wierząca osobą.

Mahiri i Anabella były ubrane bardziej skromnie, zwłaszcza Bella. Starsza opiekunka nie lubiła się stroić, pochodziła z Lirien, gdzie odświętne suknie wkładano na wielkie bale, a uroczyste kolacje odbywające się w gronie rodzinnym były zupełnie inne niż tutaj. Tutaj uczty traktowano bardzo poważnie, w Lirien było inaczej. Tam panowała bardziej swobodna atmosfera. Choć Rododendronia przypominała nieco Lirien, to jednak obyczajami różniła się znacznie. Tristan mieszał ze sobą tradycje tutejsze z tymi, które przywiózł z domu. I tak w Lirien jadano kolacje w dużym gronie, może nie ze służącymi, ale w domach nawet wyższych urzędników wieczerze spożywano w wielopokoleniowych rodzinach. W jego domu tego nie było, ale już na przykład u namiestnika królestwa do stołu siadały dzieci, żona, goście, bracia i siostry z mężami i żonami. Dom tętnił życiem. Tu w Rododendronii kolacje były bardziej poważne, do stołu nie powinni zasiadać obcy, ale Tristan przełamał ten stereotyp zapraszając na wieczerze opiekunki z dziećmi, a także Anastazję.
I tak Anabella miała na sobie skromną suknię z wełny w kolorze niebiesko-szarym. Dekolt sukni zdobił kolorowy haft, który przedstawiał malutkie, czerwone i różowe kwiatki, a pomiędzy nimi widniały niewielkie zielone listki i to była jedyna ozdoba, jaką opiekunka miała dziś na sobie. Siwe włosy miała spięte z tyłu głowy, ułożone w koczek i ozdobione rzędem niebieskich koralików. Koraliki i haft u Anabelli były oznaką odświętnego stroju.

Mahiri za to miała na sobie lawendową suknię z lekkiego materiału, ozdobioną białymi haftami. Łódkowy dekolt rozlewał się lekko na boki odsłaniając delikatnie ramiona opiekunki. Suknia miała obcisłe rękawy do łokci, a od łokci rozszerzały się one i uszyte były z tiulu. Suknia oczywiście sięgała samej ziemi, od pasa w dół była dwuwarstwowa, spodnią część stanowiła satyna, wierzchnią tiul. Mahiri była kolorowym ptakiem. Kiedy przyjechała tu po raz pierwszy, miała na sobie tak kolorową suknię, że wyglądała jak egzotyczna papuga. Nie było w tym nic złego, po prostu pochodząca z południa dziewczyna miała zupełnie inny styl niż mieszkanki Rododendronii. Lawendowa sukienka była odświętna, ale już nie tak kolorowa jak garderoba, w której przyjechała. Mahiri domyślała się, że panienka Rael założy na siebie coś oszałamiającego, nie chciała być bardziej jaskrawa od niej. Na co dzień nosiła swoje barwne odzienie, Tristanowi to nie przeszkadzało, a ona lubiła swoje kolorowe suknie, ale teraz, na właściwie oficjalnej kolacji nie chciała nikogo przyćmić.

Rozmowa między paniami nie zdążyła się jeszcze na dobre wywiązać, kiedy do komnaty wkroczył Tristan, oczywiście odświętnie ubrany. Na jego widok wszyscy wstali od stołu, nawet Anastazja powoli podniosła się z krzesła. Gdy Tristan kiwnął głową, wszyscy na powrót usiedli. Mężczyzna przeszedł przez pomieszczeni i udał się wprost do lady Ais. Ta podała mu rękę, a on delikatnie pocałował ją w dłoń na znak przywitania. Potem podszedł do Rael i zrobił ten sam gest. Następnie obszedł stół i podszedł do Elowena, przywitał się z nim gładząc go po czuprynie. Następnie udał się do Prim i pocałował ją w głowę. Jako ostatnią przywitał Anastazję, która była bądź co bądź niżej w hierarchii. Przywitawszy się ze wszystkimi udał się na swoje miejsce w górze stołu i usiadł.
- Myślę, że możemy zaczynać - odezwał się.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Czw Gru 14, 2017 12:07 am
autor: Rael
        - Dziękuję - odpowiedziała natychmiast Rael.
        Zapewnienia mistrzyni dyplomacji sprawiły, że na obliczu Niebianki zagościł uśmiech - raczej subtelny, ale jasno wyrażający jej zadowolenie. Samo stwierdzenie, że ładnie wygląda, było miłe, a poczyniona szeptem uwaga o aprobacie Tristana tym bardziej poprawiła humor Rael. Poza tym, że lord już zdążył skomplementować jej urodę (na wspomnienie tamtej chwili błogosławiona nadal czuła zachwyt), nie znała jego gustu. Widziała portrety obu jego żon i gdyby na podstawie tego miała spekulować, nie wróżyłaby sobie pomyślności - bliżej jej było do Anny, żony, którą dla Tristana wybrali rodzice. Tantris, z którą ożenił się z miłości, była zupełnie inną osobą - sprawiała wrażenie wiernego negatywu swej poprzedniczki… Uprzedzanie się jednak na podstawie tej jednej przesłanki nie miało wielkiego sensu i Rael doskonale to wiedziała.
        - Dziękuję. - Tym razem Rael zwróciła się do Anastazji, która zawtórowała mistrzyni dyplomacji w komplementach. Na ustach panny Biennevanto zagościł jeszcze szerszy uśmiech, bo jak tu się nie cieszyć, skoro wszyscy wokół byli tacy mili? Anastazja zaś była wyjątkowo urocza, nie dało się o niej nie myśleć ciepło, jak o własnej babci.
        - Nie, nie jest, dziękuję za troskę - odpowiedziała na pytanie starszej kobiety, odruchowo dotykając odsłoniętej skóry ramion. Kreacja była tak naprawdę odpowiednia na letni wieczór, bo mimo swego przepychu pozwalała się nie udusić pod warstwami materiału. Gdyby Rael miała na sobie coś takiego jak Anastazja, oczywiście by wytrzymała, ale mogłoby być jej za ciepło. Ale jak wiadomo, wiek rządzi się swoimi prawami i za młodu inaczej odczuwa się temperaturę. No i… cóż, prezentacja też była istotna. Niejedna dziewczyna pozwalała się wcisnąć w niewygodny gorset i nosić równie niewygodne buty tylko po to, by pięknie wyglądać, więc co tam, że trochę chłodem powieje po ramionach - byle tylko gęsia skórka nie wyszła.
        - Bardzo dobrze - odpowiedziała Rael na kolejne pytanie. - Wszyscy są bardzo mili, czuję się jak w domu, lord Tristan jest bardzo troskliwym gospodarzem, miło mi, że poświęcił mi swoje popołudnie. A służąca, która się mną zajmowała, Mimi, to bardzo pomocna i sympatyczna dziewczyna - pochwaliła dziewczynę, która pomagała jej się przygotować do kolacji. O jej gadatliwości nie wspomniała: pewnie wszyscy byli jej doskonale świadomi, a dla Biennevanto nie była to na ten moment ani zaleta, ani wada, ot, jedna z wielu cech charakteru.
        - Sama posiadłość również robi przyjemne wrażenie - zapewniła po krótkiej pauzie. - Jest bardzo przytulna, przez te wazony z kwiatami, dywany, zasłony…
        Nic więcej Rael nie zdołała powiedzieć, gdy do jadalni wszedł Tristan, o którym chwilę wcześniej wspominała. Niebianka od razu podniosła się ze swojego miejsca, nie czekając by upewnić się, czy reszta również tak uczyni - tego wymagało dobre wychowanie w jej stronach i tyle. Wszyscy jednak postąpili w ten sposób, więc Biennevanto nie wyrywała się przed szereg. Z przyjemnością spojrzała na lorda Anlagortha, po raz kolejny tego dnia przekonując się o tym, jak bardzo przystojnym mężczyzną był. Od razu zwróciła uwagę, że kolor jego szat podkreślał barwę tęczówek - dosłownie jarzyły się w jego twarzy jak dwa szafiry wypolerowane przez elfich mistrzów jubilerstwa. Ramka z ciemnych włosów uwydatniała ostre rysy twarzy, ale nie dodawała surowości, jak można by przypuszczać. To chyba była kwestia jego przyjaznej osobowości, która znajdowała odbicie w spojrzeniu.
        Rael usiadła razem ze wszystkimi, cały czas wodząc wzrokiem za Tristanem. Podała mu dłoń na powitanie i uśmiechnęła się do niego, gdy ją ucałował. Na ręce poczuła odrobinę szorstki dotyk jego zarostu, który jednak nie drapał i nie ranił delikatnej skóry niebianki.
        - Dziękuję za niezwykły prezent, Tristanie - zwróciła się do niego, gdy już nadeszła pora na rozmowy. Nie spodziewała się, by na jego dworze obowiązywał nakaz milczenia w trakcie posiłków, z którym spotkała się już w kilku zakątkach Alaranii, to nie pasowałoby do przyjaznej atmosfery tego miejsca i rodzinnego usposobienia gospodarza.
        - Bardzo mi się podoba, jest przepiękna - zapewniła zupełnie szczerze, swe słowa popierając uśmiechem. - Masz doskonały gust - pochwaliła jeszcze, co w jej odczuciu było uwagą dość śmiałą, lecz skoro mieli rozmawiać ze sobą szczerze i tak szybko przeszli na ty, próbowała porzucić część konwenansów. Tym bardziej, że chciała powiedzieć mu coś miłego, a na komplementowanie jego wyglądu przy tylu świadkach nie miała jeszcze dość odwagi.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Czw Gru 14, 2017 10:01 pm
autor: Tristan
Rael wyglądała oszałamiająco, ale Tristan nie zamierzał mówić jej tego tak dosadnie. Była piękną kobietą i bez tej sukni, ale w niej wyglądała… zabójczo. Jeszcze nie wiedział, w którym momencie powie jej komplement, ale wiedział, że to zrobi. Może nie użyje takich słów, o jakich myślał, ale wypadało powiedzieć jej co sądzi. Raz, że tak naprawdę wypadało, dwa, że rzeczywiście wyglądał pięknie. Aż dziw, że jeszcze nie miała męża. Tak piękna kobieta mogłaby mieć każdego i to w znacznie młodszym wieku. Może to była kwestia jej ojca, może nie chciał wydawać jej za mąż zbyt wcześnie. Jednocześnie Tristana zastanawiało dlaczego ojciec niebianki wybrał właśnie jego. Miał już dzieci i był dwukrotnie żonaty, niósł ze sobą wielki bagaż, a poza tym nie był najmłodszy. Rael z pewnością mogła mieć młodszego męża. Oczywiście znalezienie podobnego wiekiem błogosławionego nie było łatwe, zresztą sama kobieta mu o tym mówiła, ale przecież człowieka łatwo było znaleźć młodszego od Tristana. Rael była tak piękna, że do Tristana dotarła myśl, że może nie powinien się z nią wiązać. Nie był brzydki, ale też nie uważał się za szczególnie urodziwego. Ot, przystojny, ale bez znaków szczególnych.

Słowa Rael zmusiły go niejako do wypowiedzenia się na temat jej wyglądu i sukni jaką nosiła.
- Proszę - rzekł w odpowiedzi na podziękowanie za prezent. - Suknia zapewne jest piękna, ale to ty robisz w niej największe wrażenie - skomplementował szczerze.
W tym momencie do sali jadalnej weszło kilka służących. Była to Ilsa, Sara i Mimi. Przybyły by obsłużyć gości. Ilsa stanęła za Ais, Mimi za Rael, a Sara za Tristanem. Wszystkie ze spokojem zaczęły nakładać gościom jedzenie na talerze. Anastazja i obie niańki nie były obsługiwane, miały za niski status, dlatego teraz czekały, aż pozostałe służące obsłużą wyższych stanem, później one będą mogły same nałożyć sobie jedzenie. I tak też się stało. Kiedy służki nałożyły potrawy na talerze państwa, Anabella zrobiła to samo, nałożyła jedzenie na talerz Elowena i swój. Wstała też na chwilę by pomóc Anastazji, obie kobiety miały już swoje lata, jednak Ana była sporo starsza i ciężko by jej było samej sięgać po potrawy. Mahiri na razie nie jadła, bo powoli karmiła malutką Prim.

- Słyszałeś o Edgarze? - zagadnęła nagle Ais.
- O Edgarze? - zdziwił się mężczyzna.
- Tak, Ariviel niedawno urodziła, ale to zapewne już wiesz.
- Tak wiem, mają synka - odpowiedział ciemnowłosy. - Ale Edgara nie ma teraz w twierdzy, pojechał sprawdzić sytuację na Północnej Bramie.
- No właśnie, już wrócił. I to nie sam.
- Nie sam? Nie rozumiem? - zdziwił się Tristan.
- Ach, jednak nic nie wiesz… Straszna historia, chociaż jej koniec jest raczej optymistyczny.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
- Razem z oddziałem znaleźli na trakcie dziewczynkę, ma może z osiem, dziewięć lat. Siedziała na drodze i płakała nad zabitymi rodzicami. Była pobita i… sam dobrze wiesz co jeszcze… Biedne dziecko. Była cała poraniona. Siłą zabrali ją z traktu, bała się oddziału mężczyzn, trudno się temu dziwić. Prawie nic nie mówi. W Twierdzy Alaja ją opatrzyła, była kilka dni w jej komnatach, ale Edgar… Nie uwierzysz, serce mu zmiękło i postanowił się nią zająć, Ariviel się zgodziła. Mały Georg ma siostrę. Ma na imię Arnika. Niewiele mówi, Alaja twierdzi, że to przez szok. Ariviel jest w niej zakochana. Mała nie jest elfką, tylko człowiekiem, ale i tak postanowili ją adoptować. Cała twierdza aż huczy. Kto by się spodziewał, że Edgarowi przydarzy się coś takiego.
- Edgar zaadoptował dziewczynkę? - Tristan wyglądał na zszokowanego.
- No cóż, tak naprawdę w tym starym krasnoludzie jest więcej dobra niż wszyscy sądzą. Może obudził się w nim ojcowski instynkt. Zresztą odkąd dowiedzieli się z Ariviel o dziecku, Edgar stał się niezwykle opiekuńczy.
- Pewnie masz rację z tym instynktem - odparł Tristan.
- Ale może już nie o tym - zmieniła temat Ais.
- Jak spędziłaś popołudnie? - zagadnęła do Rael. - Zwiedziłaś już cały dwór? - spytała.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Sob Gru 16, 2017 11:21 pm
autor: Rael
        Tristan pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak dużą przyjemność sprawił Niebiance swoim komentarzem na temat sukni i tego jak ona się w niej prezentowała. Może wyraził się znacznie subtelniej niż sobie pomyślał, ale efekt i tak był należyty - aż lepiej nie myśleć co by było, gdyby powiedział jej “wyglądasz zniewalająco”. Teraz na jej obliczu pojawił się uśmiech, który wyrażał jednocześnie radość i skromność, jak niemy wyraz “dziękuję, ale troszkę przesadzasz”, a gdyby usłyszała tę mocniejszą wersję… Rumieniec byłby gwarantowany, a pewne skrępowanie towarzyszyłoby jej pewnie do końca wieczoru - to oczywiście głównie kwestia tego, że komentarz dotarłby do uszu aż tylu osób. Tristan był jednak bardzo taktownym mężczyzną i podświadomie wiedział jak odpowiednio skomplementować kobietę, by zrobiło jej się miło i nie poczuła się zażenowana.
        - Dziękuję - odpowiedziała. - To bardzo miłe, cieszę się.
        W momencie wejścia służących Biennevanto na chwilę zamilkła. Póki nie toczyli zagorzałej dyskusji wolała przerwać rozmowę - nie musiała przez to co chwilę się wychylać, by nie przeszkadzać nakładającym jedzenie kobietom. Od razu spostrzegła, że jej znowu została przydzielona Mimi - uśmiechnęła się do niej, jakby w niemy sposób dając do zrozumienia, że cieszy ją to. Zdawało jej się, że się dogadywały i dało się to dostrzec przy stole - całkiem swobodnie się ze sobą porozumiewały, oczywiście nie przekraczając granicy między panią a służącą. Zajmowanie się Rael podczas posiłku nie było zresztą niczym trudnym - raczej nie była wybredna i na tyle dobrze znała siebie, że wiedziała ile czego powinno się jej nałożyć, jasno to artykułowała. Chętnie próbowała różne nowości, których jednak wcale nie było już tak wiele, bo przez lata podróży niejednego już kosztowała, a kuchnię z okolic szczytów Fellarionu znała tak naprawdę całkiem dobrze, gdyż w tym rejonie bywali szczególnie często - mieszkało tutaj w końcu jej rodzeństwo. Może dzięki temu czuła się też odrobinę pewniej - nie musiała zgadywać co położono jej na talerzu i jak się do tego zabrać.
        Po nałożeniu potraw Ais i Tristan zajęli się wymianą ploteczek z dworu, w której Rael nie brała udziału, może poza biernym słuchaniem. Mimo że wcześniej była w stolicy, nie mieszkała z ojcem na dworze - Gallel jak zawsze wynajął pewien dom, z którego codziennie dojeżdżał na spotkania. Istniał jeden główny powód takiego zabiegu: dzięki temu łatwiej było mu odwiedzać syna, bo odległość stawała się mniejsza. Z tego też powodu Niebianka nie znała za dobrze osób, o których była mowa - co najwyżej z widzenia kogoś kojarzyła - a nie miała nawyku wtrącać się dla samej idei. Widać jednak było, że historia ją poruszyła, a zachowanie krasnoluda - rozczuliło. Mężczyźni rzadko ulegali tego typu porywom serca, a twardzi Nordowie tym bardziej zdawali się być… może nie nieczuli, bo byłoby to trochę niesprawiedliwe określenie, lecz zdecydowanie bardziej racjonalni. Ze strzępków informacji, które Rael zebrała głównie od Tristana, ale również innych osób znających dwór Rododendronii, generał Edgar zaczął jawić jej się jako osoba bardzo nietuzinkowa, wymykająca się stereotypom. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
        Gdy nagle Ais zmieniła temat i zagadnęła Rael o to jak minął jej dzień, Niebianka natychmiast skupiła na niej wzrok, do tej pory wpatrzony raczej w Tristana. Pokręciła głową nim zaczęła mówić.
        - Nie, jeszcze nie miałam ku temu okazji - wyjaśniła. - Po powrocie z ogrodu od razu zaczęłam przygotowywać się na wieczór, po podróży zawsze trwa to trochę dłużej... - usprawiedliwiła się. Nawet nie musiała wspominać o tym, że przebranie się w tę suknię również trochę czasu zajęło, wszak Ais na pewno wiedziała jak pracochłonne mogło to być zajęcie.
        - Na pewno jeszcze będzie okazja, bym mogła poznać resztę domu - zauważyła dyplomatycznie. - Dzisiejszy dzień jest jednak dość nietypowy, tyle się dzieje... Nawet lepiej, że poznam wszystko stopniowo, dzięki temu lepiej zapamiętam drogę. Nie mam zbyt dobrej orientacji - przyznała jakby od razu za to przepraszała, zerkając przy tym na Tristana.
        - Moja komnata jest piękna - zmieniła szybko temat Niebianka, jak zawsze decydując się na jakiś miły lecz stosunkowo neutralny komentarz. - Bardzo przytulna, podoba mi się w niej szczególnie dobór barw. Niebieski to mój ulubiony kolor, zaraz po zielonym - zapewniła, z pełną premedytacją podając te informacje, by lord wiedział, że trafił z prezentem dla niej. Poza tym... Tristan był ubrany na niebiesko, miał też piękne błękitne oczy, więc w dość zawoalowany sposób powiedziała mu coś miłego. "Wręcz za bardzo zawoalowany...", pomyślała, spodziewając się, że ten komentarz nie wywoła w nim żadnej reakcji.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Czw Gru 28, 2017 9:07 pm
autor: Tristan
Tristan uśmiechnął się delikatnie. Cieszył się, że komnata podoba się jego gościowi. Starał się w tej chwili nie myśleć o przyszłości. Zdecydowanie za dużo o niej myślał i męczył się z setkami pytań, na które nie było w tej chwili odpowiedzi. Czasem trzeba było zaczekać by je uzyskać. Najbardziej martwił się tym, że znów coś się nie ułoży, że znów się zawiedzie. Nie wiedział bowiem, czy Rael zaraz nie zniknie. Bał się, że w pół drogi się rozmyśli i znów będzie musiał uporać się z samym sobą. Tak czy inaczej postanowił skupić się na rozmowie tu i teraz.

- Dwór był odnawiany, w pewnej części. Niektóre komnaty wymagały odmalowania, odświeżenia. To pierwsze czym się tutaj zająłem. - Oczywiście nie miał na myśli, że sam biegał z pędzlem po dworze i go odmalowywał. Rzecz jasna miał od tego ludzi, którzy odnowili stare komnaty. Dwór był w dobrym stanie, ale niektóre komnaty wymagały odświeżenia, materiały zdążyły już zacząć niszczyć mole, trzeba było wymienić zasłony i wiele innych rzeczy z tkanin. Komnata Rael była najlepszą komnatą dla gości jaką mieli. Nie licząc prywatnych pokoi Tristana, które rzecz jasna były najbardziej obszerne i kunsztownie wykonane. Na słowo o tym, że Rael lubi zielony, Tristan uśmiechnął się. Jego komnata była zielona. Nie cała rzecz jasna. Ściany miała jasne, lekko beżowe z białymi stiukami i śnieżnobiałym sufitem, ale dodatki, jak dywan, obicia, baldachim łoża, były wykonane z pięknych zielonych tkanin. Aksamitu, tiulu, satyny, weluru. Oczywiście w różnych odcieniach, od bladozielonych kwiatów na dywanie, po ciemną zieleń obić foteli. Do prywatnej, sypialnej komnaty Tristana przylegały też inne pokoje, już w innych barwach, ale w jego sypialni faktycznie dominowała zieleń. Czy był to jego ulubiony kolor? Poniekąd. Lubił intensywny zielony jak suknia Rael, nie jaskrawy, nie trawiasty, głęboki i raczej ciemny. Poza tym gustował w niebieskim, jeśli chodziło o ubrania. Czerwony był raczej zarezerwowany dla królów, więc nie miał zbyt wiele takich rzeczy w kufrze. Fiolet podobał mu się u kobiet, ale raczej sam nie nosił purpury. Ot, na przykład Saurze pasował - miała rude włosy i taki kolor pasował do całości jej osoby.
- Jak pewnie zauważyłaś, ja również lubię zielony - powiedział spokojnie na ustach mając delikatny uśmiech.
- Ale wracając jeszcze do dworu. Twoja komnata jest właściwie nowa. Dywany zżerały mole, nikt jej nie używał, ale odkąd tutaj jestem, wiele komnat zostało odnowionych. Musisz zobaczyć koniecznie nasz salon, który kazałem odmalować na fioletowo, albo raczej na lawendowo, w końcu dwór musi się czymś reprezentować.
- Zapraszam jutro herbatę - dodał od razu. Rozmawiając od czasu do czasu każdy z zebranych nabierał coś z talerza i jadł powoli. Mała Prim zrobiła się niespokojna i zaczęła wiercić się na kolanach u Mahiri, co chwilę wyciągając ręce w stronę swojego brata, który siedział niedaleko. Tristan zauważył, że córeczka jest niespokojna i odezwał się w stronę Mahiri.
- Daj mi ją - raczej poprosił niż rozkazał. Mahiri wstała i wzięła dziewczynkę na ręce. Przeszła wokół stołu i podała małą ojcu. Tristan odsunął się lekko i posadził sobie dziewczynkę na kolanach.
- Czemu nie chcesz jeść kochanie? - odezwał się do córeczki.
- Tata - odpowiedział mu cieniutki głosik.
- Tata - powtórzył po niej. - Będziesz głodna jeśli z nami nie zjesz. - Tristan mówił do dziewczynki normalnie, nie seplenił, nie udawał małego dziecka, oczywiście jego słowa były delikatne, ale mówił w miarę normalnie.
- Chce jeść. - Prim nie mówiła jeszcze całkowicie pełnymi zdaniami. Była dość duża, czasem zdarzało jej się powiedzieć coś dłuższego, wiele rozumiała, ale mówić, nie mówiła jeszcze dobrze. Wyciągnęła małe rączki w stronę talerza Tristana, na którym leżało mięso w gęstym sosie. Mężczyzna natychmiast zareagował i odsunął nakrycie, żeby Prim nie wsadziła rąk w jego jedzenie. Mahiri również była w gotowości i natychmiast przyniosła Tristanowi talerz z jedzeniem dziewczynki. Były na nim owoce i mus jabłkowy. Bez żadnego skrępowania Tristan zaczął karmić swoją córkę, jednocześnie nie tracąc kontaktu z przebywającymi przy stole.
- Rael, może opowiesz nam o swojej rodzinie - zagadnął.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Pią Gru 29, 2017 11:46 pm
autor: Rael
        Tak, Rael spodziewała się, że Tristan lubi zielony, więc na jego uwagę odpowiedziała lekkim skinieniem głowy i uśmiechem. Nie dawałby jej sukni w kolorze, który źle by mu się kojarzył, nawet gdyby wiedział, że ona go lubi - pewnie i tak szukałby raczej czegoś, co podobałoby się obojgu, a w ostateczności czegoś modnego, by nie musieć przejmować się czyimkolwiek gustem.
        Drobne remonty w posiadłości nie dziwiły Biennevanto - te zawsze były nieodzowne, gdy nastawał nowy właściciel. Z reguły chodziło o dopasowanie wnętrz pod jego gust, a czasami też o grubsze prace renowacyjne, w zależności od kondycji budynku. Jednak wzmianka o molach żrących dywan w komnacie Rael brzmiała zabawnie - niebianka uśmiechnęła się nikle słysząc te słowa.
        - Z przyjemnością - odpowiedziała na propozycję wypicia wspólnie herbaty w salonie. - Bardzo podoba mi się pomysł z lawendowymi ścianami, chętnie to zobaczę. Wcześniej rozumiem, że dwór wziął nazwę od nasadzeń w ogrodzie? - zgadywała.
        Tristan na moment skupił swoją uwagę na córeczce. Rael po raz kolejny mogła z podziwem oglądać jak naturalnie przychodziło mu zajmowanie się Prim - był jednocześnie czujny i delikatny, dawał jej swobodę, ale reagował w porę, by uniknąć mniejszego lub większego nieszczęścia, jak chociażby ubrudzenia przez małą rączek w sosie. A na dodatek ona byłą taka śliczna i grzeczna… Rael obserwowała ich z charakterystycznym ciepłem w oczach.
        Niebianka na propozycję Tristana w pierwszej chwili odpowiedziała jedynie uśmiechem. Szybkim, ale dość subtelnym ruchem otarła usta i zaraz zwróciła się do lorda.
        - Z chęcią - zapewniła. - Mam liczną rodzinę, ale postaram się mówić w miarę zwięźle. Mój ojciec, Gallel Biennevanto, jest aniołem światła, służy jako dyplomata na dworze króla Arata w Nandar-Ther. Stamtąd też pochodzi moja matka, Triana, z domu Surblanc. Mam czwórkę rodzeństwa - wiem, to sporo jak na standardy arystokracji, ale to była świadoma decyzja moich rodziców, chcieli mieć dużą rodzinę, cieszyło ich to. Moi najstarsi bracia to bliźniacy - wyraźnie to zaznaczyła, uznając informację za ciekawą. - Chociaż są aktualnie tak podobni do ojca, że czasami żartujemy, że wyglądają jak trojaczki. Są trochę starsi od ciebie, Tristanie. Obaj założyli już własne rodziny, mają żony i dzieci. Jeden mieszka niedaleko, w Rapsodii, ma dwóch synów i córkę w podobnym do Elowena wieku. - Wymieniając imię chłopca Niebianka posłała mu przyjazny uśmiech. - Drugi zaś pozostał w Nandar-Ther. Młodsza od nich jest moja siostra Siriel, ona również założyła już własną rodzinę, wychodząc za mąż za Sebastiena Castello z Ekradonu, oficera tamtejszej armii w stopniu kapitana. Dwa lata temu urodził im się synek, Philip. Ja jestem przedostatnia z rodzeństwa, a najmłodszy z nas jest Doriel, siedem lat ode mnie młodszy. Jest tak ślepo zapatrzony w Sebastiena, że pewnie gdyby mógł, przeprowadziłby się do Ekradonu, by służyć razem z nim, a już teraz stara się o przyjęcie do Akademii Wojskowej w Nandar-Ther. Naprawdę doskonale włada mieczem, ale trudno zmusić go do jego dobycia - nie przez to, że jest tchórzem oczywiście, lecz przez to, że jest bardzo opanowany - wyjaśniła z podziwem. Zrobiła sobie krótką przerwę, by zwilżyć trochę wargi winem, był to też dla reszty odpowiedni moment na zadanie ewentualnych pytań. Rael dopiero po chwili podjęła.
        - Dziadków niestety nie mam - oświadczyła. - Rodzice mojej mamy zmarli gdy ta była jeszcze dzieckiem, a rodzice ojca zostali w Planach, nie widuję ich. Lecz z rodzeństwem, choć rozpierzchło się po prawie całej Alaranii, staram się widywać w miarę regularnie, o ile pozwalają na to obowiązki mojego ojca. Raz do roku zaś staramy się ponownie zebrać w domu rodzinnym, na noc zimowego przesilenia. To rocznica ślubu rodziców.
        Rael samą ceremonię ślubną Gallela i Triany znała jedynie z opowieści - nie zamówiono wtedy malarza by uwiecznił tę scenę - lecz lubiła ją sobie wyobrażać. Wizja matki w białej sukni i welonie oraz stojącego naprzeciw niej ojca ze śnieżnobiałymi skrzydłami i szatą, na tle ośnieżonego ołtarza (ponoć zima była wtedy tak sroga, że w drzwiach do świątyni zawiasy zamarzły na kamień) bardzo jej się podobała.
        - Philip również jest wykapanym tatą - wróciła do tego co mówiła o Dorielu i jego podziwie dla szwagra. - To żywe srebro, nie można go zostawić na chwilę samego, bo choć jest jeszcze mały, już psoci. Gdy jednak coś go bardzo zainteresuje, potrafi się na tym skupić na całkiem długi czas. Lubi ilustrowane książki z rycerzami, ma trzy ulubione i co wieczór chce, by mu je czytano, tylko te, żadne inne, on sobie wtedy ogląda obrazki i siedzi cicho jak trusia.
        Dało się usłyszeć pewien entuzjazm, gdy Rael opowiadała o Philipie - co prawda nie widywała go często i miała niewielkie doświadczenie z dziećmi, ale lubiła się ze swoim siostrzeńcem i zawsze starała się chociaż trochę odciążyć Siriel, samej zajmując się jej pierworodnym.
        - A ty, Elowenie, lubisz historie o rycerzach? - zagadnęła na koniec syna Tristana, bo póki co chłopiec siedział milczący. Co prawda wcześniej wypytywała Mimi o ulubione zabawy obojga dzieci, ale pomyślała, że Elowenowi może zrobić się miło, że zwrócono na niego uwagę.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Wto Sty 23, 2018 5:41 pm
autor: Tristan
- Właściwie to nie - oparł Tristan.
- Kiedyś nie było tutaj dworu tylko pola lawendy, którą wykorzystywano jako zioło, o różnych właściwościach. Dopiero potem powstał dwór, stąd jego nazwa. A jeśli zaś chodzi o ogrody, to faktycznie, kwiecie zostało, już nie jako zioło, ale roślina ozdobna. Ładnie pasuje do nazwy i dopełnia wizerunku dworu - wyjaśnił.
- Chciałem, żeby coś z nazwy znalazło w środku, stąd lawendowy salon. Miejsce reprezentacyjne, do przyjmowania gości. Mogłem wybrać salę balową albo jadalnię, ale salon wydawał mi się odpowiedniejszy - opowiedział. Potem zamilkł, wysłuchując w spokoju opowieści o rodzinie Rael. Starał się zapamiętać jak najwięcej. Miała dwóch starszych braci. Jej ojciec mieszkał na Nandan-Therze, a jej matka właśnie stamtąd pochodziła. Jako że Rael była błogosławioną, a ojciec aniołem światła, to matka musiała być człowiekiem. Triana - łatwo było mu zapamiętać to imię, bo siostra arcyksiężnej z Lirien miała identyczne. Księżniczka Triana. Ona również była człowiekiem. Potem Rael wspomniała o siostrze Siriel i najmłodszym bracie Dorielu. Od razu zauważył, że imiona całego rodzeństwa mają charakterystyczną końcówkę, która do siebie pasuje. To nie mógł być przypadek. Najwyraźniej rodzice chcieli w pewien sposób uczcić imię ojca, bo to do niego pasowały imiona rodzeństwa.

Tristan zamierzał odwdzięczyć się Rael opowieścią o swojej rodzinie, ale ta nagle zwróciła się do Elowena.
- Lubię topory - odpowiedział chłopiec z poważną miną. Tristan nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem słysząc odpowiedź syna.
- Za dużo przebywasz z wujem Edgarem - stwierdził, ale szeroki, radosny uśmiech nie zszedł z jego twarzy. Odpowiedź małego Elowena była dla Tristana komiczna. Na śmiech ojca Prim zareagowała tym samym. Oczywiście dziewczynka nie miała pojęcia dlaczego jej tata się śmieje, ale najwyraźniej uznała, że samo to jest zabawne.
- Bo wuj ma topory - odpowiedział poważnie chłopiec. - Nie śmiej się tato - dodał od razu.
- Nie śmieję się - odpowiedział ciemnowłosy, ale tak naprawdę nie przestał się uśmiechać. Prim zaczęła wymachiwać radośnie rączkami.
- Tato... - skarżył się chłopiec.
- No już, już. Już się nie śmiejemy. - Chwycił małe rączki dziewczynki i starał się spoważnieć, choć odpowiedź chłopca go rozbroiła.
- Więc wuj ma topory - podjął chłopiec. - I pozwoliłby mi się nimi bawić, ale tata zabrania. Ale ma też siekiery, i miecze, i tarcze, i sztylety i inne bronie. Chciałbym się nimi bawić, ale mi nie pozwalają.
- Bo jesteś jeszcze za mały - wtrącił się Tristan.
- Nie jestem mały - zaprotestował chłopiec.
- Gdyby cię zostawić sam na sam z wujem Edgarem to to by się źle skończyło. Za dobrze zam twój zapał do broni i poglądy wuja, żeby zostawiać was sam na sam ze zbrojownią. Wolałbym, żebyś sobie czegoś nie odrąbał bawiąc się siekierą.
- Ale drewniany miecz mogę mieć!
- Bo jest drewniany i niczego sobie nim nie odetniesz. Jesteś za mały na prawdziwą broń.
- Tato!
- Lepiej opowiedz o rycerzach - szybko zmienił temat Tristan.
- Lubię rycerzy, bo mają miecze i zbroje, i smoki, i tarcze, i mogą robić co chcą.
- Nie do końca - wtrącił się ojciec.
- Ale walczą i machają mieczami, i ratują królestwa, i służą królowi, i robią tyyyyle różnych rzeczy. Ale ciągle też ratują królewny, to mi się nie podoba. Czemu ciągle muszą ratować królewny? Ja bym wolał robić coś innego. Jeździć na smoku i zwiedzać świat.
- I machać toporem - znów wtrącił się Tristan.
- Tak! Machać toporem. Ale na razie nie mogę... - Spojrzał na ojca marszcząc zabawnie nos. Tristan tylko uśmiechnął się do syna.
- Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz z wujem. Chyba muszę ci to ograniczyć.
- Nieee.... - zaprotestował blondynek.
- Zobaczymy, zobaczymy - odpowiedział ojciec. - Jak widzisz - zwrócił się do Rael. - Mój syn lubi topory. Ale nie bój się, nikt mu nie da żadnej broni do ręki. - Uśmiechnął się.
- Może powiesz co jeszcze lubisz? - zagadną Tristan.
- Konie. Całkiem lubię konie. Z drewna. I rycerzy z drewna. I niedźwiedzia. Lubię niedźwiedzie. Ale tylko z drewna. I lubię się nimi bawić. Lubię też książki - przyznał cichutko, jakby to było coś wstydliwego. - Lubię jak tata mi czyta. Lubię różne historie o smokach, o niedźwiedziach, o elfach i kotołakach. Sam jeszcze nie umiem czytać. To znaczy umiem, trochę, ale to trudne. Tata każe mi się uczyć czytać, ale to naprawdę trudne.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Pon Lut 12, 2018 11:30 pm
autor: Rael
        Zaprzeczenie Tristana wcale nie zepsuło Rael humoru - po prostu strzelała i źle trafiła. Skoro jednak pan domu stwierdził, że geneza nazwy jego posiadłości była inna, Niebianka lekko wychylila się w jego stronę, samym wyrazem twarzy dając do zrozumienia, że chętnie usłyszy poprawną wersję, choć lord pewnie i bez tego chętnie udzieliłby jej wyjaśnień. Wyglądała na szczerze zainteresowaną opowieścią o tym, że wcześniej były w tym miejscu pola.
        - To musiało być bardzo dawno temu - zauważyła cicho, z lekkim uznaniem. Widziała co prawda jak została zbudowana posiadłość, w jakim stylu utrzymano jej pierwotną bryłę, chociaż może przez lata dokonywano poprawek i remontów, ale razem z informacjami od Tristana uzyskała wyraźniejszy obraz. To również pozwoliło jej wysnuć wnioski, że dwór stał na ziemi dobrze nasłonecznionej i niezbyt żyznej, mocno zdrenowanej - pewnie w chwili, gdy zakładano w tym miejscu aktualny ogród, nawieziono całą masę lepszej ziemi z innych okolic…
        - Bardzo dobry wybór - pochwaliła decyzję Tristana, gdy wspomniał jakie pomieszczenia brał pod uwagę poza salonem. - Lawendowy kolor sprzyja odpoczynkowi, na pewno przyjemnie jest się zrelaksować siedząc na kanapie w salonie urządzonym w tym kolorze.

        Odpowiedź Elowena z miejsca wywołała uśmiech na twarzy Rael - była w typowo dziecięcy sposób rozbrajająca, szczera i może nawet urocza, gdyby nie sam przedmiot rozmowy. Topory… No tak, prawie każdy chłopiec lubił się bić, choć akurat większość z poznanych przez pannę Biennevanto malców wolała miecz albo łuk. To było zrozumiałe, gdyż takiej broni używali ich ojcowie, których widywali najczęściej, syn Tristana zaś swój wzór widział w przyszywanym wujku, krasnoludzie.
        Rael ograniczyłaby się do sympatycznego uśmiechu, prawie jej się to powiodło, lecz jej plan by nie naśmiewać się przypadkiem z Elowena pokrzyżował jego własny ojciec. Szczery śmiech lorda i entuzjastyczne podrygi jego córeczki sprawiły, że i niebianka cicho się zaśmiała, zasłaniając jednak usta chusteczką, jakby ocierała sobie wargi po posiłku. Naprawdę trudno było zachować kamienną twarz, gdy słyszało się ten śmiech - szczery, radosny, dźwięczny. Miło było widzieć Tristana w tej sytuacji, wyglądał na tak szczęśliwego, a na dodatek jakby z miejsca ubyło mu co najmniej pięć lat… Nie, by jego wiek miał jakieś olbrzymie znaczenie.
        Rael nie wtrącała się w rozmowę między synem i ojcem, obserwowała ją jednak z uśmiechem, który nawet na moment nie zszedł jej z twarzy i jeszcze kilkakrotnie musiała przysłaniać usta, by Elowen nie pomyślał sobie, że stał się obiektem żartów. Nie taki był jej zamysł, lecz trudno było nie poddać się radosnej atmosferze, która nagle nastała przy stole. Tristan miał świetny kontakt z synem, chociaż można by uznać, że się z niego naśmiewał, był dla niego taki ciepły i troskliwy…
        - Twój tata ma rację. - Rael poparła stanowisko lorda, lecz utrzymując przy tym miły ton, a nie przybierając mentorski. - Na razie najlepsza będzie dla ciebie drewniana broń… Ale jak trochę podrośniesz, na pewno będziesz bardzo dzielnym rycerzem. Z toporem - dodała natychmiast i zaraz się uśmiechnęła. Tristanowi posłała spojrzenie, w którym widoczne było nieme zapewnienie, że nigdy w życiu nie podejrzewałaby go o pozwalanie dzieciom na tak niebezpieczne zabawy.
        - Och, ja też lubię książki - przyznała z uprzejmym entuzjazmem, gdy Elowen przyznał się do swoich zainteresowań. Liczyła, że to go trochę ośmieli, bo mówił o tym tak cicho, jakby był to wstydliwy sekret. Nie uważał chyba tego zachowania za mało męskie? Nie, na pewno nie, w końcu jego ojciec również interesował się literaturą, sam to przyznał w ogrodzie.
        - Może mogłabym kiedyś z tobą poczytać? - zaproponowała, patrząc to na Elowena, to na Tristana. - Mam pewną książkę z baśniami, którą dostałam od swojego taty. Nie ma w niej nic na temat kotołaków, ale o rycerzach i smokach na pewno coś się znajdzie - zachęciła.
        - Co najchętniej razem czytacie? - zapytała, tym razem spoglądając raczej na lorda niż jego syna, by ten nie poczuł się przez nią ignorowany. Ze względu na całkiem spore grono nowych osób przy stole Rael każdemu chciała poświęcić odrobinę uwagi, dlatego tak skakała od jednego do drugiego.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Śro Mar 14, 2018 11:30 pm
autor: Tristan
- "Baśnie spod wierzby" - odparł Tristan. "Baśnie spod wierzby" były bardzo znaną książką dla dzieci. Napisała je kobieta, dlatego były bardzo idealistyczne i pełne ciepła. Opowiadały różne historie o magicznych stworzeniach. Mówiły o pegazach, jednorożcach, gryfach, ale także o istotach humanoidalnych, na przykład o naturianach. Było dużo opowieści o driadach i ich przygodach, o wróżkach, satyrach, dzielnych trytonach z trójzębami, czy o wzbijających się w przestworza fellarianach. Ale też o innych przyjaznych rasach. Oczywiście omijały tematy wampirów, czy innych nieumarłych, to nie byłyby wtedy opowieści dla dzieci.
- Najbardziej lubię słuchać o gadających drzewach - wtrącił się Elowen. - I o wróżkach, i o chochlikach, i o jednorożcu. - Chłopiec nieco się ośmielił.
- I o rycerzach - dopowiedział Tristan. - Ale to już z innej książki.
- Tak, z "Legendy o dzielnym chłopcu". I on był zwykłym chłopcem, ale potem został rycerzem i walczył ze złymi stworzeniami, a potem na turnieju i wygrał. - Elowen jakby nieco bardziej się otworzył. Mówił w typowy dla dzieci sposób, mało składnie, ale ostatecznie przekazywał wszystkie informacje. Nie był typowym paniczem. Nie ważył słów, nie opowiadał w typowy dla arystokracji sposób. Pewnie inne dzieci szlachciców bardziej baczyły na gesty i słowa, ale nie Elowen. Tristan nie wychowywał swoich dzieci w typowy sposób. Był bardziej pobłażliwy dla etykiety, nie uczył ich sztywno jak to działo się w innych rodzinach. Pozwalał swoim dzieciom na swobodę i w działaniu i w słowach. Uważał, że powinny żyć własnym życiem, że powinny się bawić, poznawać świat z ciekawością i powoli. Nie chciał by jego pociechy siedziały sztywno na zajęciach z etykiety, wysławiania się, czytania. Wszystko w swoim czasie i powoli. Tristan był wychowywany w zupełnie inny sposób. On od małego był typowym szlachcicem. Miał siedzieć prosto, nic nie mówić, nie uśmiechać się i uczyć wszystkiego co mu kazano. Nie pamiętał zabaw, nie pamiętał śmiechu. Jego ojciec nie poświęcał mu czasu. A matka... matka go kochała, ale to nie była miłość jaką powinno się darzyć dzieci. Wychowały go niańki i guwernantki. Dlatego postanowił, że on nie będzie taki jak jego rodzice.

- Gdybym widziała też bym ci poczytała kochanie - do rozmowy włączyła się Anastazja. Elowen uśmiechnął się do niej pogodnie. Była prawie jak jego babcia i chłopiec bardzo ją lubił. Ana nie czytała mu, to prawda, miała zbyt słaby wzrok, ale za to znała wiele opowieści, które były jak książki wypływające z jej ust.
Ais siedziała jak do tej pory w ciszy. Nie wtrącała się w rozmowę, ale przyglądała się bardzo uważnie reakcjom Rael i Tristana. Zastanawiała się, czy mężczyzna wreszcie znalazł swoją drugą połowę. Rael wydawała się być idealna, ale Ais już dwa razy się pomyliła. To było szokujące, bo Mistrzyni Dyplomacji prawie zawsze miała rację. To, że Tristan dwa razy trafił na nieodpowiednie kobiety było osobistą porażką Ais.

- A pani co czyta? - zapytał nagle Elowen. Tristan spojrzał na niego z zaciekawieniem. Jego syn raczej nie zadawał pytań, był troszkę nieśmiały, a już na pewno nie taki bezpośredni. Widocznie Rael nieco go ośmieliła.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Wto Mar 20, 2018 8:01 pm
autor: Rael
        - Mnie również tata czytał “Baśnie spod wierzby” - zauważyła z zadowoleniem Rael. - Moi siostrzeńcy i bratankowie też jej słuchają. Z reguły są jeszcze za mali, by samodzielnie czytać, lecz w moim domu zawsze przykładało się dużą uwagę, by zaszczepić w dzieciach miłość do książek. Wspólne czytanie jest zresztą przyjemne - dodała uśmiechając się. Nie miało znaczenia czy chodziło o dzieci czy o dorosłych, bo słuchanie czyjegoś snującego opowieści głosu było po prostu przyjemne, a wczuwanie się w opowiadaną historię również stanowiło miłą rozrywkę. Rael przypomniało się, jak rodzice czytali jej do snu. Ojciec nie był w tym najlepszy, lecz miał z natury bardzo przyjemny głos, który kołysał do snu, matka zaś potrafiła zaangażować słuchaczy we wspólne przeżywanie opowieści. Bez dwóch zdań zostałaby świetną aktorką, gdyby jej los potoczył się inaczej i urodziła się w mniej zasobnej rodzinie bądź nikt by się nią nie zaopiekował po śmierci rodziców. Tak było jednak lepiej, znacznie lepiej.
        Rael słuchała Elowena z uśmiechem i szczerym zainteresowaniem - miło było patrzeć, jak chłopiec powoli się otwierał i opowiadał z coraz większym zaangażowaniem. Incydent z popołudniowego spotkania najwyraźniej poszedł w niepamięć. Całe szczęście. Atmosfera przy stole również była swobodna, chociaż może nie aż tak ożywiona jak mogłaby być, ale to pewnie przyjdzie z czasem.
        - To bardzo ciekawe - zgodziła się z synem Tristana, gdy ten szybko streścił jej jedną ze swoich ulubionych historii. - Czytacie z tatą bardzo interesujące książki.
        Pytanie chłopca było bardzo miłe w odczuciu panny Biennevanto - wyrażało zainteresowanie i śmiałość. Z chęcią zamierzała na nie odpowiedzieć.
        - Ostatnio dużo czytam o gwiazdach - wyjaśniła, gdyż faktycznie teraz na tapecie miała astronomię. - Bardzo lubię je oglądać na niebie a potem szukam ich w atlasie i sprawdzam jak się nazywają. Lubię też historie o dzielnych książętach, smokach i księżniczkach - dodała, choć spodziewała się, że oboje mieli inny pogląd na to, czego mogła dotyczyć taka książka. Dla Elowena to pewnie bajka jak każda inna, o ratowaniu damy w opresji, ona jednak czytała już trochę poważniejsze dzieła, gdzie księżniczki nie zawsze były głupiutkimi dziewczętami pakującymi się w kłopoty, a książęta nie zawsze aż tak bez skazy jak można by zakładać. Nie powiedziała tego jednak na głos, gdyż nie był to czas na prawienie kazań światopoglądowych, mając za słuchacza dziecko.
        - Szczególnie lubię książki o mądrych i odważnych podróżnikach - dodała jeszcze z entuzjazmem. - O osobach, które odkryły coś niesamowitego, na przykład zaginione miasto gdzieś głęboko, głęboko w lesie, pełne skarbów i tajemniczych stworzeń. No i zagadek, które musieli rozwiązać, by dostać się do skarbu. A najciekawiej jest, gdy okazuje się, że ktoś taki istniał naprawdę i naprawdę był w tak niesamowitym miejscu - zakończyła zachęcającym tonem, jakby była gotowa opowiedzieć chłopcu taką historię. Oczywiście mogłaby. Ale to kiedyś - później - nie przy kolacji.
        - Też trochę podróżowałam z moim tatą - kontynuowała jakby próbowała usprawiedliwić swoją fascynację. - Jestem z Nandar-Ther, to daleko stąd. Nie miałam jednak nigdy aż tak niesamowitych przygód, chociaż miło byłoby przeżyć coś takiego… Nawet dziewczyny czasami lubią przeżywać przygody - dodała z uśmiechem, by Elowen nie myślał, że kobiety istnieją tylko po to, by książęta i rycerze mogli je ratować. Skoro jednak czytywał "Baśnie spod wierzby", wiedział pewnie o driadach, które potrafiły być nieustraszone.

Re: [Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

: Sob Mar 31, 2018 3:16 pm
autor: Tristan
- Ja mało pamiętam jak jechaliśmy z tatą, ale wiem, że było fajnie, jak w książkach. Jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i widzieliśmy różne rzeczy - powiedział chłopiec. - Bo my nie jesteśmy stąd - dodał. Był już na tyle duży by rozumieć, że nie pochodził z Rododendronii. Wyjechali kilka lat temu, Elowen miał jakieś trzy, cztery lata i słabo pamiętał ojczyznę, ale wiedział, że kiedyś mieszkali daleko stąd.
- I nie pamiętam też skąd dokładnie przyjechaliśmy. Ale pamiętam, że jechaliśmy bardzo, bardzo długo. Ale nie mieliśmy aż takich przygód jak w książkach, ale było fajnie - rzekł spokojnie, powtarzając się, jak to dziecko, i może też z nutką pewnej nostalgii, która świadczyła o tęsknocie za przygodami jak z książek.
- Byłeś jeszcze mały, kiedy wyjechaliśmy, dlatego nie pamiętasz - wtrącił się Tristan.
- No taak... - powiedział przeciągle mały panicz. - Ale niektóre rzeczy pamiętam - dodał od razu.
- Tak? - zdziwił się ciemnowłosy - Co pamiętasz? - spytał.
- Jak spaliśmy na dworze.
Tristan uśmiechnął się. Wiele razy spali na zewnątrz, nie zawsze udawało się dotrzeć przed zmrokiem do jakiejś osady i wtedy rozbijali obóz gdzieś w lesie. Razem z Tristanem jechało wtedy dwóch najemnych przewodników i łowca, żeby w razie takich sytuacji był ktoś, kto upoluje jedzenie i rozbije obóz. Mieli ze sobą namioty, ale dla Elowena namiot był równoznaczny ze spaniem pod gołym niebem. Tristan nie był typowym szlachcicem. Był na wojnie i ona sprawiła, że właściwie nic nie było mu straszne. Widział takie rzeczy, że nie bał się snu pod chmurką.
- Spałem wtedy z tobą - rzekł chłopiec do ojca.
- Tak, spaliśmy na dworze i spałeś ze mną, dobrze pamiętasz - mówiąc przez większość czasu patrzył na syna, ale teraz odwrócił się w stronę swojej nowej towarzyszki.
- Kiedy jechaliśmy tu z Lirien nie zawsze udawało nam się dotrzeć do osady, dlatego spaliśmy w obozowisku. Głównie pod namiotami, ale zdarzało się też pod chmurką. Z mojego kraju droga jest bardzo długa, ale jak się okazało nasz Elowen zniósł tą podróż lepiej niż dorośli. Dla niego to była przygoda.
- Teraz też mógłbym gdzieś pojechać - wtrącił się chłopiec. - Ale czasem jeżdżę z tatą do miasta, to nie jest aż tak daleko. A mógłbym jechać dalej gdybym chciał. Tylko z tatą, bo sam jeszcze nie umiem jeździć. Tata mówi, że konie są jeszcze dla mnie za duże. Ale mam kucyka! - ucieszył się chłopiec. - Teodora. Jest taki brązowy, ale ma łaty takie jasne i grzywę. - Elowen wyraźnie się otworzył. Zwykle nie był gadułą przy obcych, ale Rael najwyraźniej uznał za swoją. Z Ais i Anastazją znał się już dość dobrze. Choć z tą pierwszą nie rozmawiał tak jak z niebianką. Ais była przyjazna, ale Elowen czuł do niej pewien dystans. Inaczej sprawa miała się z Aną i nianią, z nimi mieszkał więc siłą rzeczy także z nimi rozmawiał i zdążył się już w pewien sposób zaprzyjaźnić.
- Mogę pani pokazać - dodał lekko rozochocony.
- Ale już na pewno nie dzisiaj. Dziś jest już ciemno, ale może jutro - wtrącił się lord.
- Dziś już nie - jasnowłosy powtórzył jakby za ojcem.
- Ale nie martw się, jutro też jest dzień - dodał Tristan. Niania i Anastazją nie wtrącały się w tą uroczą rozmowę, ale obie miały na twarzach lekki uśmiech. Znały chłopca i wiedziały, że nieczęsto zdarza się, aby Elowen tak mocno wdawał się w rozmowy.
- A pani ma kucyka? Albo konia? - spytał chłopiec.