Lawendowy Dwór[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais wróciła do jedzenia. Powoli i nieśpiesznie obrała sobie przepiórcze jajko, a pieczywo posmarowała masłem. Śniadanie było wyśmienite i bardzo pasowało elfce. Nie za ciężkie, ale sycące. Służba Lawendowego Dworu znała już trochę Mistrzynię Dyplomacji i wiedziała co lubi, a czego nie. Przez ostatnie pół roku bywała tu dosyć często. W końcu za wszelką cenę chciała pomóc Tristanowi znaleźć odpowiednią żonę. Miała spore wyrzuty sumienia, że aż dwa razy się pomyliła. Nie chciała tego. Poza tym przeważnie nie myliła się co do ludzi. Największą pretensję miała do Meredith. Była dobrą dziewczyną, a ślub z Tristanem był dla niej ogromnym wyróżnieniem. Ona, kobieta z nizin społecznych, zwykła służąca miała okazję dostać tytuł, męża i rodzinę. Owszem, dzieci były pewnym bagażem, ale Meredith i tak zajmowała się dziećmi w Żelaznej Twierdzy, więc Ais była przekonana, że to nie stanowi problemu. I faktycznie to nie dzieci były przeszkodą, tylko jej mniemanie o sobie. Taka była kolej rzeczy: kobiety wychodziły za mąż, mężczyźni się żenili, zwłaszcza jeśli taki ożenek niósł ze sobą korzyści. Ale Meredith najwyraźniej tego nie rozumiała.

Ais była w innej sytuacji, jest status społeczny był bardzo wysoki. Właściwie nie mógł być wyższy. No chyba, że wyszłaby za księcia. Tak czy inaczej bycie ministrem króla było wielkim wyróżnieniem. Ais pracowała na to latami, jeszcze za rządów Elladora III. Pięła się po szczeblach kariery powoli, ale nigdy nie odpuszczała. Dzięki temu była tym, kim była. Miała status i pieniądze, nie musiała wychodzić za mąż, bo tak naprawdę mąż nie był jej w tej chwili do niczego potrzebny. Co nie znaczy, że była sama. Od kilku lat Ais miała romans z siostrzeńcem króla, Liseanem. Chłopak był młody i śmiertelnie w niej zakochany. Oświadczał się kilka razy, ale dyplomatka odrzucała jego oficjalne awanse. Było jej z nim dobrze, ale nie na tyle by pakować się w małżeństwo. Poza tym Ais miała mnóstwo tajemnic, które z pewnością chciałby poznać jej mąż. A ona nie mogłaby mu powiedzieć nic. Zresztą Ais była kobietą niezwykle niezależną. Miała swój świat i swoje życie, w pełni ułożone i niezwykle podporządkowane pracy. Mąż nie dałby jej niczego, czego by już nie miała. Dlatego była sama. Tak było jej wygodnie i dobrze. Ale taka Meredith? Przecież małżeństwo było dla niej jedyną drogą do podniesienia statusu społecznego. Kiedyś Ais bardzo ją lubiła, ale po tym jaki odstawiła cyrk, zaczęła jej serdecznie nie znosić. Odesłanie jej do Rapsodii było najlepszym pomysłem na jaki mogła wpaść.

- Wyglądasz doskonale - powiedziała spokojnie dyplomatka. - Nie musisz się przebierać. Nie idziemy na bal - zażartowała uśmiechając się.
- A Tristan, z tego co wiem, jest z dziećmi w bawialni. Z tego co mówił wczoraj oddał Saurze większość obowiązków na czas twojego przyjazdu. Mówił też, że chce spędzić poranek z dziećmi, a później zając się tobą.
- Myślę, że jeśli chodzi o przebieranie się - wróciła do pierwszego tematu. - To z was dwojga on będzie musiał to zrobić - dodała i uśmiechnęła się zadziornie. Rael spojrzała na nią pytająco.
- Widzisz, Tristan nie zawsze jest taki elegancki jak przy wczorajszej kolacji, rano z dziećmi nie wygląda tak wytwornie, ale może lepiej jak sama się o tym przekonasz - Ais doskonale wiedziała, że Tristan będzie wyglądał jak zwykły mężczyzna, nie lord. W odróżnieniu od niebianki, ona znała go na tyle by widzieć go nie raz w nieformalnym stroju i bynajmniej nie chodziło tu o strój nocny. Wiedziała też, że obecność Rael może wprawić go w zakłopotanie, ale tak po prawdzie chciała zobaczyć, jak zachowa się Tristan w tej sytuacji to raz. A dwa, bardzo interesowała ją reakcja Rael na jego bardziej swobodną wersję.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Ais była niezwykłą kobietą. Dla wielu dziewczyn jej pozycja, niezależność i silny charakter stanowiły pewnie niedościgniony wzór tego, jakie same chciałyby być. Jej związek z Liseanem wywoływał wypieki na twarzach połowy dwórek, które o tym dyskutowały: młodzieniec był w niej do szaleństwa zakochany, a ona mimo wszystko wybierała wolność i niezależność, trzymając go na dystans. Niejednej nawet do głowy by nie przyszło, by tak postąpić, ale widząc takie postępowanie u Ais zazdrościły jej siły charakteru i tego, że same tak nie potrafiły – była kobietą, która zjadła ciastko i miała ciastko, będąc w związku z kochającym mężczyzną nie rezygnując z wolności. Rael należała do grupy, która na miejscu Mistrzyni Dyplomacji bez namysłu przyjęłaby oświadczyny, ale nią kierowały inne wartości. Była dziewczyną bardzo rodzinną, której zależało na posiadaniu męża i dzieci, nawet jeśli przez to musiałaby zaniedbać inne pasje czy aspekty swojego życia. Po prostu dom rodzinny był dla niej najwyższą wartością, tak jak dla elfki wolność. Tym większą wdzięczność panna Biennevanto czuła względem Ais, że z takim zaangażowaniem pomagała Tristanowi... i również jej.

        Rael uśmiechnęła się, gdy Ais wspomniała o balu – wiedziała, że Mistrzyni Dyplomacji pojęła jej intencje, a jej słowa były żartem. Biennevanto jednak nie kontynuowała tej wymiany zdań, ani poprzez ciągnięcie udawanej małostkowości, ani poprzez tłumaczenie się, że nie to miała na myśli – zrozumiały się i nie było potrzeby niczego precyzować. Ais zresztą szybko przeszła do dalszej kwestii – tego, gdzie przebywał aktualnie Tristan. Na twarzy Rael odmalowało się szczere zainteresowanie na wieść o bawialni – wiedziała, że lord był osobą bardzo rodzinną i obdarzał dzieci sporą atencją, była tego świadkiem i ponadto nieraz o tym słyszała od innych osób. Przypomniał jej się widok, który widziała poprzedniego dnia z okna – Tristana tarzającego się w trawie z synem. Ich serdeczny śmiech i czułe spojrzenia. Przeszło jej przez myśl, że pewnie nie zobaczy czegoś takiego, jeśli Anlagorth będzie świadomy jej obecności – jakby był jakimś pięknym, ale płochliwym zwierzęciem, które ceniło sobie swoją prywatność i niechętnie dawało się oswoić. Poniekąd to rozumiała – znali się krótko, a on wiele przeszedł, jego relacje z kobietami nie były do tej pory ani spokojne, ani standardowe, a zważywszy, że poważnie sparzył się na jednej z niedawnych kandydatek na żonę, pewnie będzie potrzebowała chwili, by bardziej się przy niej rozluźnić.
        - Możemy nie będzie miał nic przeciwko, jeśli do niego pójdziemy – zauważyła ze szczerym, ale nie nadmiernym entuzjazmem. - Chwilę czasu spędzi zarówno z dziećmi, jak i ze mną... To na pewno będzie miłe doświadczenie.
        Rael upiła łyk herbaty z opuncją, odjęła jednak filiżankę od ust, gdy Ais wspomniała o tym, że to Tristan będzie musiał się przebrać.
        - Och? - mruknęła, wyrażając w ten sposób swoje zainteresowanie i chęć, by dyplomatka kontynuowała temat. Stanęła jej przed oczami wizja lorda umorusanego farbkami albo musem z owoców, którym karmiłby malutką Prim, ale chciała usłyszeć od elfki czy jej przypuszczenia były słuszne zanim przekona się o tym na własne oczy. Nieświadomie nachyliła się odrobinę w jej stronę. Uśmiechnęła się na wieść, że chodziło o mocno nieformalną stylizację Tristana – ciekawa była jak to będzie wyglądać... I czy będzie bardziej nieformalny niż to, jak widziała go w nocy. Wtedy był w szlafroku, a swobodę w wyglądzie nadrabiał elegancką postawą. Gdy jednak będzie z dziećmi, tak codziennie ubrany...
        - Chciałabym to zobaczyć – oświadczyła z uśmiechem niebianka, nie przypuszczając pewnie nawet, że sam obiekt jej zainteresowania może poczuć się tą sytuacją skrępowany. Skończyła jeść, otarła więc usta serwetką i odłożyła ją na pusty talerzyk.
        - Może do niego pójść od razu, gdy będziesz gotowa? - poprosiła, by nie popędzać Ais, widać było jednak, że zależało jej na spotkaniu z Tristanem. Mogłaby pójść do niego sama, lecz raz, że nie znała drogi, a dwa: nie wypadało. Ais przyjechała z panną Biennevanto jako jej przyzwoitka i tak miało jeszcze jakiś czas pozostać, gdy więc się spotykali, zawsze musiało być to spotkanie we trójkę. Jedno dotychczasowe odstępstwo się nie liczyło.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais była kobietą bardzo wyrozumiałą i nie należała do przyzwoitek, które będą wisieć nad ramieniem podopiecznej przez cały czas. Oczywiście będzie jej pilnować i dotrzymywać towarzystwa, ale nie w taki sposób jak zrobiłaby to jakaś stara baba z twierdzy. Ais wiedziała, że gdyby nie ona to Rael dostałaby inną przyzwoitkę, od ojca. A znając Gallela to znalazłby dla córki kogoś bardzo konserwatywnego. Lubiła niebianina, ale miał dosyć srogie poglądy i nie dałby córce tyle swobody co Ais. A dyplomatka była raczej asystą dla Rael niźli podręcznikową przyzwoitką. Poza tym ona mogła opowiedzieć jej wiele o samym Tristanie. Gdyby była tu faktycznie osoba trzecia, to zapewne zachowywałaby się jak strażnik i to nie tylko moralności. Tymczasem z Ais można było swobodnie porozmawiać i czuć się przy niej bezpiecznie i dobrze. Oczywiście dyplomatka miała na głowie mnóstwo spraw w samej twierdzy, ale Tristan był bliski jej sercu. Nie można było też zapomnieć o wyrzutach sumienia jakie miała Ais przez dwie nieudane próby swatania go. Tą zamierzała dopilnować osobiście. Jeśli coś miałoby pójść nie tak, będzie trzymała rękę na pulsie.

Ze spokojem dokończyły śniadanie. Ais wypiła dwie filiżanki herbaty z opuncji, która z rana zawsze robiła jej dobrze. Była pyszna i słodka. Dyplomatka nie zjadła dużo, ot tyle by być sytą i wytrzymać do następnego posiłku. Ais umiała jeść, wiedziała ile jest jej potrzebne by wyglądać dobrze i tak właśnie się czuć. Wiedziała, że przejedzenie nigdy nie służy dobrze. A więc dokończyły jedzenie. Otarła usta serwetką, a potem odłożyła ją na stół. Kobiety nie czekały aż służba sprzątnie. Dyplomatka pierwsza wstała z krzesła i poprawiła swoją ciemnoniebieską sukienkę. To był już odruch, bo zawsze musiała wyglądać perfekcyjnie.

- Chodźmy - powiedziała miękko w stronę swojej podopiecznej. Rael wstała nieśpiesznie od stołu.
- Zaprowadzę cię do bawialni, ale uprzedzam, możesz się zdziwić. - Uśmiechnęła się lekko zadziornie. Ona w odróżnieniu od niebianki wiedziała czego się spodziewać.
Ais ruszyła w stronę drzwi. Obie kobiety wyszły z saloniku i ruszyły korytarzami w stronę komnaty, w której znajdował się Tristan. Nie było to daleko, przeszły zaledwie kilka korytarzy i znalazły się pod ogromnymi, białymi, dwuskrzydłowymi drzwiami ze złotką klamką. Ais nacisnęła na nią i weszła do środka.

Na środku pokoju, na miękkim dywanie siedział Tristan. Ubrany niczym najzwyklejszy, prosty ojciec. Miał na sobie beżowy, mięsisty sweter w grube warkocze, ze ściągaczem przy szyi, na dole i przy rękawach. Czarne, proste spodnie osłaniały jego nogi, a stopy... Nie miał nawet butów, zamiast tego szare, grube skarpety robione na drutach. Pomiędzy jego nogami (a siedział w rozkroku), siedziała sobie malutka Prim i gaworzyła wesoło bawiąc się drewnianym konikiem. Był na tyle duży, by swobodnie mieścił się w małej dłoni dziewczynki.
- Konik, konik, konik, konik - powtarzała malutka.
- Tak, konik - powtarzał po niej Tristan.
- Musi mieć stajnie - wtrącił się Elowen, który budował z kolorowych klocków niby-zamek.
- Ja mu zbuduję stajnie - oświadczył chłopiec pełen powagi.
- Koooo-nik! - cieszyła się dziewczynka. Kiedy drzwi do pokoju uchyliły się i do środka weszła Ais, a za nią Rael, mała Prim wyciągnęła zabawkę przed siebie i dumnie oświadczyła:
- KOOONIIK!
Tristan nie mógł powstrzymać śmiechu. Prim rozbroiła chyba wszystkich zebranych. Nawet stara Anabella uśmiechnęła się pod nosem. Mahiri natomiast zaśmiała się cichutko. Tylko Elowen miał nietęgą minę, bo chyba nie rozumiał dlaczego śmieją się z jego siostry. Dopiero kiedy śmiech ucichł, Tristan poczuł się lekko zażenowany widząc Rael. Nie był przygotowany na taką wizytę. Myślał, że zobaczą się znacznie później. Tymczasem ona stała tu i teraz, w pięknej sukni, z zadbanym warkoczem przełożonym przez ramię. A on... był w swetrze i skarpetach. Mimo to wstał powoli biorąc na ręce małą Prim. Dziewczynka miała na sobie lekką różową sukienkę i białe rajstopki. Wyglądała uroczo. Jej kręcone, ciemne włosy były niesfornie rozrzucone na jej głowie. Tristan odgarnął czarne loczki z czoła dziewczynki.

- Nie spodziewaliśmy się gości. - Uśmiechnął się jednak w miarę pogodnie, choć stał przed swoją przyszłą żoną w samych skarpetach i swetrze. - Ale witamy, witamy.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        O tak, gdyby to Gallel miał wybrać przyzwoitkę dla Rael, jej wizyta u Tristana na pewno byłaby sztywna i pełna krępujących scen, gdy mimo chęci nie mogliby nawet nagiąć konwenansów. Tak samo gdyby anioł zawitał do posiadłości osobiście. Był to kolejny powód, aby darzyć Ais wdzięcznością.
        - Dobrze, chodźmy - zgodziła się z elfką niebianka i wstała chwilę po niej, również poprawiając odrobinę sukienkę. Zerknęła pytająco na Mistrzynię Dyplomacji, ale nie zapytała co też ta miała na myśli wspominając o zaskoczeniu - zaraz przekona się o tym osobiście.

        Radosna Prim jako pierwsza zwróciła na siebie uwagę, gdy Rael weszła do bawialni. Niebiance szybko udzielił się jej wesoły nastrój - zachichotała, zasłaniając jednak usta dłonią, jak kultura nakazywała. Zrobiła to odruchowo, zupełnie podświadomie, bo w tym momencie nie panowała nad takimi rzeczami. Urzekło ją to co widziała - całokształt tego pomieszczenia i sceny, którą przed sobą miała. Bawialnia była przestronna i przytulna, unosił się w niej przyjemny zapach i specyficzne ciepło charakterystyczne dla miejsc, w których rodzina mogła zachowywać się jak najswobodniej. No tak, a jeśli o swobodzie mowa… Rael nie mogła się powstrzymać, by nie patrzeć na Tristana. Wyglądał faktycznie zupełnie inaczej niż to było do tej pory - gdzieś zniknęła cała jego godność i majestat, które okrywały go nawet w nocy. Teraz… Był zwykłym chłopakiem, kochającym ojcem, a nie lordem, nie arystokratą. I… pasowało mu to. Z jego postawy przebijała ujmują szczerość i szczęście, jakby to było właśnie to miejsce, do którego najlepiej pasował. Bez ugładzonych włosów, bez miecza przy pasie, bez wypastowanych na błysk butów (zupełnie bez butów!). Rael była wbrew pozorom zachwycona, zaraz jednak dotarły do niej dwie obserwacje. Pierwsza: że Tristan sprawiał wrażenie, jakby nakryły go na czymś bardzo intymnym i może nie powinny wparowywać do bawialni tak bez zapowiedzi. Druga zaś: ona sama wyglądała zupełnie inaczej. Nie pasowała do tego obrazka w tej swojej sukience i bucikach na obcasie. I tak jak to pierwsze można było usprawiedliwić wyczuciem Ais, która przecież nie ciągnęłaby panny Biennevanto do bawialni, gdyby Anlagorth miał się na nie złościć, tak z tym drugim już nic się zrobić nie dało. Na wątpliwości jednak nie było czasu, gdyż lord właśnie do nich podszedł, niosąc na rękach swoją uroczą córeczkę.
        - Dzień dobry, Tristanie - przywitała się z nim z uśmiechem, a po chwili nachyliła się do jego dziecka. - I dzień dobry, Prim! - zwróciła się do niej, a na koniec przechyliła się lekko w bok i pomachała ręką do chłopca budującego stajnie. - Dzień dobry, Elowenie!
        - To spontaniczna wizyta - usprawiedliwiła się przed lordem, prostując się. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? Można się przyłączyć?
        I nagle Rael zrobiła coś, czego zupełnie wcześniej nie przemyślała, po prostu wykonała myśl, która w tym momencie wpadła jej do głowy. I to taką, która choć zdawała się być zupełnym drobiazgiem, ale na pewno zaskoczyłaby wielu dobrze urodzonych znajomych Rael. Mianowicie Biennevanto zdjęła buty. Stopami odzianymi w same pończochy stanęła na dywanie tuż przed Tristanem i spojrzała na niego, jakby była gotowa do zabawy z nim i jego dziećmi. W jej oczach nie było wahania, a raczej zadowolenie. Ani razu jej wzrok nie uciekł w stronę Ais, nie szukała u niej aprobaty, bo to między nią a lordem i jego rodziną miała narodzić się więź, a nie między nią a Mistrzynią Dyplomacji. O opinię zapyta ją co najwyżej później…
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan oczywiście był zaskoczony wizytą, ale nie zamierzał się do tego przyznać. Trzeba było wziąć sytuację taką jaka była. Nie był wstydliwą panienką przyłapaną w negliżu, tylko poważnym mężczyzną z dwójką dzieci. Nie mógł dać po sobie poznać, że czuje się lekko nieswojo. Oczywiście nie planował stawać przed przyszłą żoną (jeśli dobrze pójdzie) bez butów i w swetrze, ale skoro tak się już stało, nie będzie rozpaczać, a może nawet tak było lepiej. Przecież któregoś dnia i tak zobaczyłaby go w tej wersji. Nie było tajemnicą, że zajmował się dziećmi. Był dobrym i kochającym ojcem i nie pozwalał by jego dzieci wychowywały się tylko z niańkami. Musiał i chciał być częścią ich życia. Nie przewijał Prim za każdym razem, nie zawsze ją karmił, ale potrafił to robić i robił jeśli taka była potrzeba. Poza tym starał się dużo czasu spędzać z Elowenem. Jego ojciec nigdy nie dał mu wsparcia, nigdy się z nim nie bawił, nie okazywał mu uczuć. Może i go kochał, ale na pewno nie byli ze sobą związani. Tristan prawie nie mówił o swoich rodzicach i rodzinie. Prawda była taka, że równie dobrze mógł ich nie mieć. Nie łączyła ich żadna więź. Dlatego tak łatwo było mu zostać z dala od ojczyzny.

Tęsknił czasem za miejscami, za językiem, za pewną prostotą, a nawet za starym namiestnikiem, ale ta tęsknota nigdy nie brała góry nad tym co miał teraz. Może nie mówił teraz w ojczystym języku, ale Wspólna Mowa bardzo mu odpowiadała i posługiwał się nią doskonale. Dzieci na razie nie uczył lirieńskiego, nie widział ku temu potrzeby. One były dziećmi tej ziemi, tego kraju. Byli Rododendrończykami. Tristan nie chciał mieszać im w głowach. Elowen pamiętał trochę Lirien, a właściwie drogę z kraju aż tutaj. Tristan czasem opowiadał im historie z ojczyzny. Opowiadał im lirieńskie bajki i legendy, ale nie chciał by kiedykolwiek tęskniły za czymś co tak słabo pamiętały, a właściwie pamiętał, bo w końcu tylko Elowen miał stamtąd jakieś wspomnienia. Prim urodziła się tutaj i zapewne miała nigdy nie zobaczyć Lirien. Ale to nie martwiło Tristana, bo tutaj było im dobrze. Mieli wszystko, czego można by zapragnąć.

Ale wracając do sytuacji. Prim śmiała się wesoło. Rael wyjątkowo jej się podobała. Tristan nie wiedział dlaczego mała tak do niej lgnie, ale był to raczej powód do radości niż niepokoju. Widząc to co robi niebianka, lord uśmiechnął się od ucha do ucha. Takiego uśmiechu chyba jeszcze nikt u niego nie widział. Jej gest znaczył dla mężczyzny bardzo wiele. Nadal trzymając na rękach małą Prim sięgnął po dużą, satynową poduszkę leżącą na pobliskim, wolnym fotelu. Położył ją na podłodze i uśmiechnął się do Rael.
- Ależ proszę - dodał, odpowiadając na jej pytanie, czy może dołączyć. Sam usiadł z powrotem na dywanie krzyżując nogi. Prim nie chciała usiąść mu na kolanach, zamiast tego wyciągnęła rączki w stronę blondynki. Umiała już chodzić, może nie doskonale, ale jednak. Stała teraz podtrzymywana przez ojca i wyraźnie chciała powędrować w stronę niebianki. Gdy Rael usiadła na poduszce, Tristan puścił Prim. Dziewczynka chwiejnym, ale wesołym krokiem ruszyła w stronę Rael i dosłownie wylądowała jej w ramionach śmiejąc się wesoło.
- Mam konika! - oświadczyła nadal skupiając uwagę na zabawce, którą trzymała w rączce.
- A ja buduję stajnie - wtrącił się Elowen by zwrócić na siebie uwagę. - Dla konia Prim. Miał być zamek, ale koń musi mieć stajnie - wyjaśnił rzeczowo.
- Koniki są w stajni - powiedziała dziewczynka, w jednej ręce miała zabawkę a drugą zainteresowała się żywo włosami niebianki. Dotknęła je delikatnie dłonią i pogładziła. Nie ciągnęła, nie szarpała, była zaskakująco spokojna, ale też bardzo zainteresowana.
- Ładne, takie ładne - mówiła patrząc na długi warkocz, a potem podniosła wzrok na twarz kobiety i spojrzała swoimi uroczymi oczami w jej oczy.
- Ja takich nie mam - oświadczyła.
Tristan na razie nic nie mówił. Nie wtrącał się, chciał zobaczyć jak na to wszystko zareaguje Rael.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Uśmiech Tristana był najlepszą rzeczą, jaka mogła przytrafić się Rael - gdyby wiedziała, że tak drobny gest wywoła u niego tyle radości, nie naszedłby jej nawet cień wątpliwości, nawet gdyby była to najbardziej niestosowna rzecz pod słońcem. Wydawało jej się, że taki wyraz twarzy lorda był zarezerwowany dla jego najbliższych i długo przyjdzie jej pracować na to, by i dla niej był taki… ciepły. Ale teraz udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy i sprawiło jej to ogromne szczęście. Aż poczuła, jak jej serce załopotało i to w pewien bardzo specyficzny sposób. Nie pozwoliła jednak ponieść się póki co emocjom.
        - Dziękuję - odpowiedziała Tristanowi, podchodząc w stronę miejsca, gdzie bawili się z dziećmi. Była szczęśliwa i podekscytowana: zrobiła coś, co w jej odczuciu było słuszne i sprawiło jej wiele radości, nie wiedziała jednak co będzie dalej. Czym innym była zabawa z siostrzeńcami czy bratankami, a czym innym z obcymi dziećmi. Z Elowenem zdawało jej się, że złapała w miarę dobry kontakt, ale Prim sprawiała wrażenie córeczki tatusia, mogło więc być różnie. Tymczasem jednak mała aż się do niej rwała. Biennevanto nie zamierzała kazać jej czekać - przysiadła na poduszce, którą przygotował dla niej Tristan, przygładziła machinalnie spódnicę i z zachęcającym uśmiechem wyciągnęła ręce do Prim. Gdy dziewczynka do niej dotreptała i wręcz wpadła jej w ramiona, Rael przytuliła ją i razem z nią się zaśmiała. Dzieci miały coś w sobie, że zarażały swoim szczęściem. Niebianka potrzymała więc małą chwilę w objęciach, po czym pomogła jej usiąść obok siebie na poduszce.
        - Tak, konik - zgodziła się, gdy Prim nadal machała jej przed twarzą swoją ulubioną na ten moment zabawką. Zaraz też zerknęła na Elowena, który domagał się odrobiny uwagi. Uśmiechnęła się do niego.
        - Bardzo ładnie - pochwaliła go. - Konik na pewno będzie szczęśliwy, że będzie miał gdzie mieszkać. I Prim także, prawda, Prim? - zwróciła się do dziewczynki, która znowu przykuła jej uwagę, bo zainteresowała się jej warkoczem. Biennevanto spokojnie pozwalała na to, aby mała bawiła się jej włosami, bo była niezwykle delikatna i w sumie było to bardzo miłe. Ciekawe tylko do czego to doprowadzi… Ale nie doszło do niczego zaskakującego.
        - Dziękuję, Prim - odpowiedziała, gdy dziewczyna powiedziała, że jej włosy są ładne. A gdy spojrzały sobie w oczy, niebianka uśmiechnęła się miło. Pokiwała głową w reakcji na jej obserwację.
        - Tak, twoje włosy są inne - zgodziła się. - Ale też są ładne. I gdy będziesz większa też będziesz mogła mieć takie długie włosy jak ja, gdy będziesz chciała - zapewniła, po czym wzięła swój warkocz i od tyłu założyła go na ramię dziewczynki, jakby należał do niej.
        - Będziesz miała taki, tylko ciemny - powiedziała, przytulając Prim do siebie.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais była zadowolona z obrotu spraw. Tak właśnie to wszystko powinno wyglądać za pierwszym razem. Nie rozumiała do dziś, gdzie popełniła błąd. Może chciała wszystko zrobić zbyt szybko. Może za mało znała kandydatki. Z drugiej jednak strony z Rael też nie miała kontaktu tak dobrego jak z pozostałymi kobietami, które wybrała na żony dla Tristana. Na szczęście tym razem wszystko zdawało się układać idealnie. Dzieci Tristana chyba zaakceptowały nową osobę. Z Meredith i Mahiri nie było tak łatwo. Prim nie od razu była przekonana do brązowowłosej. Musiało minąć kilka dni nim zaczęła do niej mówić. Tymczasem do Rael przekonała się prawie natychmiast. Dziewczynka była nią zafascynowana. Podobała się jej.

Kiedy niebianka przerzuciła warkocz na ramie malutkiej, ta pogładziła go tak jakby był jej.
- Nie będę mogła mieć takiego? Białego? - zapytała.
- Będziesz miała czarne włosy kochanie, jak tata – wtrącił się Tristan. Prim spojrzała na ojca i uśmiechnęła się. Tristan celowo nie powiedział, że będzie miała włosy jak jej matka. Nie chciał tego mówić. Prim nie pamiętała mamy, nie wiedziała kim była. Docierało do niej, że kobieta na wielkim obrazie w jednej z komnat to była jej matka, ale nie potrafiła jeszcze tego zrozumieć. Tristan od czasu do czasu pokazywał jej Tantris, ale Prim była jeszcze za malutka, by to wszystko ogarnąć.
- Będziemy się bawić? - spytała, ale patrzyła na ojca.
- Oczywiście – odparł Tristan.
- A dostanę księżniczkę?
Tristan uśmiechnął się mimowolnie. Księżniczka była lalką na specjalne okazje. Jej rączki, nóżki i głowa były zrobione z porcelany i pomalowane. Reszta była szmaciana, ale księżniczka była ubrana w piękną satynowo-koronkową suknię z prawdziwymi perłami. Jej gorset haftowany był złotą nicią. Wykończenia sukni zrobiono z drobnych koralików. Był to prezent od Tristana na Święto Życia. Lalka była dość delikatna, dlatego wyciągano ją na specjalne okazje. Wtedy gdy Prim miała spokojny nastrój i wiedziała jak się z nią obchodzić.
- Dostaniesz księżniczkę – odparł ojciec. Prim zapiszczała z radości.
- Daj mi, daj mi, daj! - krzyknęła radośnie.
- No już, już, spokojnie Prim – odezwał się Tristan wstając z podłogi. Księżniczka stała na jednej z komód, w otoczeniu innych lalek. Mężczyzna wziął lalkę i wrócił do towarzystwa. Prim uradowana wyciągała małe łapki w stronę ulubionej lalki. Tristan podał ją dziewczynce delikatnie, a ona wzięła ją i przytuliła do piersi. Lalka była dość duża, ale spokojnie mieściła się w ramionach ciemnowłosej.
- Księżniczka! - cieszyła się mała.
- To jest księżniczka. –Odsunęła od piersi zabawkę, odwróciła się w stronę Rael i pokazała niebiance lalkę.
- Ma księcia i konika. I mieszka w zamku. Tata jest jej księciem!
- I daje jej buzi! - wykrzyknął Elowen śmiejąc się do rozpuku. Nabijał się z ojca, bo Prim kazała mu całować lalkę i to nie jeden raz. W końcu książę musiał całować księżniczkę. Tristan uśmiechnął się i pokiwał głową patrząc na Elowena.
- Kto całował księżniczki jak był mniejszy? - powiedział.
- Ja nie! - od razu odparł chłopiec. Chociaż wszyscy wiedzieli, że jeszcze niedawno księciem dla lalki był brat Prim. Ale Elowen wydoroślał i już nie chciał całować lalek. W dodatku wypierał się, że kiedyś to robił. Tristan troszeczkę mu dokuczył, ale Elowen tylko ściągnął brwi, jednak nie obraził się.
- Będziesz się ze mną bawić? - spytała Prim spoglądając na niebiankę. - Możemy iść tam. – Wskazała ręką na drewnianego, bujanego konia. - Księżniczka będzie jeździć ze mną na koniku.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael cały czas była uśmiechnięta - jakże mogłaby nie być w tak przyjemnej, rodzinnej atmosferze? Prim ufnie do niej przyszła i traktowała ją jak znajomą ciocię, śmiała się i pozwalała przytulać. Była naprawdę urocza, tak samo zresztą jak jej brat.
        Panna Biennevanto chciała już powiedzieć coś o włosach i wyjaśnić córce Tristana, że ich kolor się nie zmieni, ale to nie powód do zmartwienia, bo jej i tak były śliczne, lecz jej tata wybrnął z tego w znacznie lepszy sposób. Rael uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem - był naprawdę dobrym ojcem. Niebianka wiedziała w końcu kto był matką Prim i że mała odziedziczyła po niej urodę, lecz Tristan bardzo dyplomatycznie wspomniał o sobie, a nie o biologicznej mamie - nie robił w ten sposób małej mętliku w głowie…
        Rael po raz kolejny uśmiechnęła się do lorda Anlagortha, gdy ten rozmawiał z córką, poruszyła też lekko brwiami, sygnalizując swoje zainteresowanie wspomnianą lalką.
        - Prim, a kto to księżniczka? - zwróciła się do dziewczynki. - Przedstawisz mi ją?
        Rael przytrzymywała wiercącą się w miejscu córkę Tristana, jednocześnie śledzą wzrokiem jego poczynania. Była pod wrażeniem lalki, jaką zobaczyła - była pięknie wykonana, prawdziwe dzieło sztuki, które z reguły zdobiło salony dojrzałych już panien albo służyło do zabawy dla starszych dziewczynek. Niejedna niańka dostałaby trzepotania serca widząc takie maleństwo jak Prim z tak cenną lalką w rękach. Rael jednak nie wyglądała na zaniepokojoną ani niezadowoloną - Tristan pozwalał córce na zabawę księżniczką, a ona wierzyła jego ocenie. Doceniała też to, że w lordzie nie było ani krzty zadęcia i jedyne na czym mu w tym momencie zależało to zrobienie przyjemności Prim.
        - Miło mi ją poznać - odpowiedziała dziewczynce, gdy ta pokazała jej swoją lalkę. - W takim razie to naprawdę prawdziwa księżniczka - zgodziła się z Prim całkowicie serio, gdy ta wspomniała o zamku i koniu… I o księciu, którym był Tristan. Nie powstrzymała się, by w tym momencie na niego nie spojrzeć, śmiejąc co prawda razem z dziećmi, ale przecież lord wiedział, że nie nabijała się z niego - po prostu udzielił jej się nastrój chwili. Roześmiała się jednak jeszcze głośniej, gdy ojciec z synem zaczęli się przekomarzać, zasłoniła jednak przy tym usta dłonią, bo nie wypada by dobrze urodzona dziewczyna tak rżała jak kobyła, pokazując przy tym zęby.
        - Pobawię się z tobą - przytaknęła Prim, gdy ta ją o to zapytała. Cały czas asekurując dziewczynkę jedną ręką wstała i poprawiła spódnicę swojej sukni. Przez to, że zdjęła buty, które miały obcasik, musiała ją lekko przytrzymywać, by nie potknąć się o rąbek.
        - Chodźmy - zachęciła Prim, trzymając ją za rączkę. - A może rycerze i książęta pójdą z nami na przejażdżkę? - zaproponowała Tristanowi i Elowenowi.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ten poranek okazał się być niezwykle ważny. Tristan zobaczył, że Rael naprawdę chce być częścią jego rodziny. W przeciwnym razie nie bawiłaby się z jego dziećmi, nie zdjęłaby butów i nie usiadła razem z nimi. Wydawało się, że wszystko szło w naprawdę dobrym kierunku. Rael była właściwie pierwszą kobietą, z którą jego dzieci złapały tak dobry kontakt.
Elowen nigdy nie lubił Tantris, zresztą dała mu ku temu wiele powodów. Meredith próbowała w jakiś sposób zbliżyć się do młodego panicza i jego siostry, ale dzieci były wobec niej nieufne. Z Mahiri... Cóż... Elowen ją lubił, Prim też, ale nie wzbudziła w małej dziedziczce takiego zainteresowania jak Rael. Może to właśnie była idealna kandydatka na żonę dla lorda? Może w końcu miał znaleźć dla siebie i dla dzieci kogoś, kto faktycznie pasował do tego obrazka. Tristan wyjątkowo dobrze czuł się w obecności niebianki. Była miła, inteligentna, patrzyła w przyszłość w podobny sposób co on. A przede wszystkim – starała się. Tristan widział jak bardzo. Mało która kobieta byłaby w stanie zachować się w tak przyjazny sposób. Miło było patrzeć jak zakłada malutkiej Prim swój warkocz na ramię. Jak mówi do niej i tłumaczy. Choć jeszcze nie miała dzieci, Tristanowi wydawało się, że będzie świetną matką. Nie była szczebiocząc nastolatką, ale też nie przypominała w żaden sposób nazbyt poważnej szlachcianki. Owszem, przestrzegała etykiety, ale też potrafiła z niej zrezygnować, jeśli tego wymagała sytuacja. Tristanowi przeszło przez myśl, że może tym razem Ais ma rację i Rael jest kobietą dla niego. Na razie nie wybiegał daleko w przyszłość. Ot na parę dni do przodu, żeby zapewnić swojemu gościowi jakieś rozrywki i możliwość poznania jego samego i jego rodziny.

Dzień minął im bardzo przyjemnie. Poranek na zabawach, przedpołudnie na spacerze, potem Tristan musiał na chwilę zostawić swojego gościa by popracować, ale wieczorem wszyscy zebrali się na uroczystej kolacji, po której gości zaproszono do wystawnego salonu. Tristan zaprosił Rael do gry w szachy. Rozmawiali o książkach, troszeczkę o poezji, Tristan opowiadał też o swojej ojczyźnie. Kiedy byli bez dzieci, mogli też poruszać inne tematy. Tristan oczywiście przed wizytą w salonie ułożył swoje pociechy do snu, ale potem cały wieczór przebywał w towarzystwie swojej potencjalnej narzeczonej i rzecz jasna jej przyzwoitki. Ais przez większość wieczoru rozmawiała z Anastazją, która siedziała z nimi. Rael mogła się przekonać, że kobieta, choć nie miała tytułu i choć była tylko zarządczynią dworu w przeszłości, tutaj miała status znacznie większy niż można by się spodziewać. Prawda była taka, że Tristan traktowała Anastazje trochę jak swoją matkę albo babcię. Była dla niego ważna, co okazywał bardzo śmiało. No bo który lord ośmieliłby się zaprosić służącą do stołu, czy na wieczorne spędzanie razem towarzystwa? Anastazja doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że za każdego innego pana nie miałaby takich praw. Początkowo, kiedy lord ją poznawał, nie miała takiego statusu, z czasem jednak wszystko się zmieniło, głównie dlatego, że Tristan odnalazł w starszej kobiecie prawdziwego przyjaciela. Pomagała mu nie tylko w sprawach dworu, ale też w tych prywatnych, stała się dla niego ważna. I prawdę mówiąc w nosie miał konwenanse, że nie powinien z nią siadać do stołu. Nie musiała mieć tytułu, by traktować ją wyjątkowo. Oczywiście nie był aż tak nowoczesny by spożywać posiłki z innymi służącymi, nie można przesadzać w żadną ze stron, ale bywało, że jadał śniadania z Saurą, wnuczką Anastazji. Ale były to spotkania, na których oprócz jedzenia załatwiali też różne sprawy dworu.

Kolejne dni minęły bardzo szybko. Tristan każdą wolną chwilę poświęcał niebiance. Pracował, owszem, ale starał się każdą wolną chwilę spędzać z Rael. Dużo rozmawiali, zarówno o przeszłości, teraźniejszości, jak o przyszłości. Jedli razem posiłki, jeździli na konne przejażdżki, grali w karty i inne gry, bawili się z dziećmi, chodzili na spacery, oczywiście wszystko w obecności przynajmniej jednej przyzwoitki.

Minął tydzień.

Rael miała zostać w posiadłości jeszcze kilka dni. Potem miała udać się do Rododendronii razem z Ais i tam decydować co dalej. Rzecz jasna wliczał się w to listo do ojca, w którym Rael miała napisać mu wszystko co powinno zostać napisane. Jednak póki co byli jeszcze w Lawendowym Dworze. Było wczesne popołudnie, słońce świeciło mocno i ogrzewało ziemię. Wybrali się na konną przejażdżkę. Oczywiście była z nimi Ais, ale oprócz niej też dwójka strażników, Albert i Reegan. Rzecz jasna Tristan i jego dwór to nie tylko służący i jego rodzina, ale także kilkunastu strażników. Dwór musiał mieć ochronę. Nie miał armii, ale stał na odludziu i trudno byłoby uniknąć ataków ze strony gagów oprychów, gdyby pozostawał sam sobie. Z straże płacił zamek królewski, ze względu na to, że Tristan był osobą bardzo wysoko postawioną.

Albert jechał z przodu. Kawałek za nim Tristan z Rael u boku, lekko za nimi Ais i na samym końcu Reegan. Wjechali na szeroką równinę przez dworem i zmierzali do rozlewającego się niżej, w dolinie, lasu. Tristan nieco pośpieszył konia, on i Rael wyprzedzili jadącego na czele Alberta. Rozmawiali ze sobą o sprawach trywialnych, nie poruszali żadnego trudnego tematu. Tristan od czasu do czasu spoglądał na swoją towarzyszkę, ale starał się też uważać na drogę. Dotarli do lasu i wjechali na szeroki gościniec. Liście szumiały przyjemnie, a drzewa dawały ochronę przed słońcem. Nagle Tristan zobaczył coś w oddali. Spojrzał przepraszająco na towarzyszkę i spiął konia. Albert chyba zobaczył to samo co lord i także pognał swojego rumaka.

Tristan w mgnieniu oka znalazł się w miejscu, do którego zmierzał. Na środku drogi leżał przewrócony wóz. Nie było przy nim koni, ktoś musiał je odpiąć, a raczej ukraść. Tristan zeskoczył ze swojego ogiera i zaczął obchodzić wóz. Nagle zauważył, że zza koła wystaje czyjaś dłoń. Pośpieszył w tamtym kierunku, lecz to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Na ziemi leżały cztery osoby. Mężczyzna o ciemnych włosach, z którego piersi wystawał nóż. Kobieta, cała we krwi i z poderżniętym gardłem, a jeszcze dalej dwie dziewczynki. Jedna starsza, druga młodsza. Obie miały na głowie burzę, rudych loków, zupełnie jak ich matka. Miały poszarpane bluzki i spódnice podciągnięte zdecydowanie za wysoko. Jedna z dziewczynek miała ogromnego siniaka na policzku i pod okiem, druga, ta młodsza, rozciętą wargę i brew. Ich wątłe ramiona i szczupłe nogi całe były w siniakach. Tristan dopadł najpierw do mężczyzny mając nadzieję, że mimo noża w klatce żyje. Niestety, było inaczej. Do kobiety nie podchodził, było oczywiste, że nie żyje, ale dziewczynki...

Albert dojechał do miejsca wypadku tak szybko, jak się dało. Dopadł do dziewczynek, przyłożył ucho do klatki piersiowej młodszej z nich.
- Ona oddycha! - wykrzyknął. Tristan klęczał przy drugiej z nich, zrobił dokładnie to samo co Albert. Druga dziewczynka również żyła.
- Trzeba zabrać je do dworu – powiedział stanowczo lord, w międzyczasie próbując okryć odsłonięte części ciała dziewczynki.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Pobyt w Lawendowym Dworze nie mógłby być lepszy. Rael bardzo polubiła Tristana, jego rodzinę oraz pozostałych mieszkańców posiadłości, w tym również służbę, która była jej bardzo życzliwa. Jej relacja z lordem również układała się bardzo dobrze. Nie nudzili się w swoim towarzystwie, Tristan był mężczyzną elokwentnym, szarmanckim i bardzo ciepłym, takim, przy którym Rael wyobrażała sobie przyszłość. Jej wątpliwości czy aby na pewno będzie w stanie stać się częścią tej rodziny już praktycznie zniknęły - widziała, że mała Prim i Elowen ją polubili i zaakceptowali. Nawet Ais pozwoliła sobie na rzucony mimochodem komentarz, że mały panicz, który do tej pory miał dość niemiłe doświadczenia z potencjalnymi partnerkami Tristana, w stosunku do Rael był zaskakująco ufny. To bardzo ją podbudowało.

        Szybko minął półmetek wizyty w Lawendowym Dworze i wtedy Rael zaczęła zastanawiać się jak to wszystko się skończy. Układało się dobrze, nawet świetnie, lecz czy to było to? Błogosławiona wiedziała, że będzie musiała za kilka dni, co najwyżej tygodni, dać odpowiedź. Tymczasem nie była wcale pewna czy to co było między nią a Tristanem, było powoli rodzącą się miłością, czy przyjaźnią, która nigdy nie stanie się niczym więcej. Siostra w jedynym liście, jaki jej wysłała podczas tego pobytu, utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna słuchać głosu serca, a ono uparcie milczało. Na razie jednak nikt jej nie pytał o decyzję, a ona pozwalała, żeby wszystko toczyło się swoim rytmem, bo była przekonana, że jeszcze coś na pewno się zdarzy.

        Tego dnia Rael ubrała się w granatowo-białą, bardzo prostą i praktyczną sukienkę, idealną do jazdy konnej, bo z szeroką spódnicą i z grubego materiału, którego nie podwiewało nawet przy szybszej jeździe. Jednak jako że tego dnia planowali raczej spokojną przejażdżkę w spacerowym tempie, niebianka dopełniła kreację żakietem i kapeluszem, który miał chronić jej oblicze przed słońcem, aby pozostała arystokratycznie blada i nie nabawiła się oparzeń.
        Towarzystwo było skromne - Rael zdążyła już przywyknąć do tego, że zawsze towarzyszyło im dwóch strażników, którzy jednak pozostawiali im wiele swobody, tak samo jak jadąca nieco z tyłu Ais. Nie istniały przesłanki, aby otaczać lorda Tristana albo jego towarzyszkę ciasnym kordonem, w tej okolicy można było sobie pozwolić na nieco swobody.
        w trakcie jazdy Rael zebrało się na rozmowy na temat lokalnych roślin. Było lato, wszystko kwitło albo nawet już owocowało, zieleń była piękna i wybujała. Tristan jak zawsze miał coś do powiedzenia na ten temat - dobrze znał się na florze tej okolicy jak również na uprawach, a poza tym jak zawsze wtrącał jakieś uwagi dotyczące tego, co rosło o tej porze w jego ojczyźnie, gdyż zdążył się już zorientować, że te informacje szczególnie interesowaly Rael. Para, której tak dobrze się rozmawiało, nawet nie spostrzegła, gdy minęła jadącego na przedzie ochroniarza, jednak właśnie dzięki temu lord Anlagorth jako pierwszy dostrzegł niepokojący widok przed nimi, a chwilę później to samo zobaczyła Rael. Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, a chwilę później Tristan od razu pogonił swojego konia, za nim zaś pośpieszył Albert. Rael chwilę walczyła ze sobą czy powinna zostać, czy się zbliżyć. Chciała jechać za mężczyznami, gdyż miała przeczucie, że może się przydać, lecz jednocześnie wiedziała, że mogłoby to być niebezpieczne i dla niej, i dla jej towarzystwa. W końcu w okolicy mogli być jeszcze sprawcy tego… Wypadku? Napadu? Panna Biennevanto już w głębi serca podejrzewała co tam się wydarzyło, ale nadal łudziła się, że może nie było tak źle. W końcu podjęła decyzję.
        - Ais… - Obróciła się do elfki i już nawet nie musiała kończyć zdania. Mistrzyni Dyplomacji wiedziała co będzie chciała powiedzieć jej podopieczna i przyzwalająco skinęła jej głową, a gdy Biennevanto pogoniła swojego wierzchowca, ona ruszyła zaraz za nią razem z Reeganem.

        Rael zbliżając się do wozu powoli wytracała prędkość, aż w końcu zupełnie wstrzymała konia. Z początku wyglądała tylko na zaniepokojoną, lecz im bliżej była, tym bardziej niepokój ustępował miejsca przerażeniu. Zwróciła przede wszystkim uwagę na to, jak poruszali się Tristan i Albert, jak wielka nerwowość była widoczna w ich gestach. Słyszała okrzyki - “ona żyje”, “oddycha” i wtedy wiedziała już wszystko. Zatrzymała konia tam, gdzie stała reszta wierzchowców i zeskoczyła na ziemię. Bez słowa ruszyła na tyły wozu, a widok, jaki tam zastała, zupełnie odebrał jej mowę. Stała przez moment jak słup soli, lecz był to zaledwie moment, po którym zaraz się ocknęła i dołączyła do Tristana i Alberta, którzy sprawdzali stan rannych. Idąc zdjęła z siebie żakiet, w biegu zerknęła do wnętrza wozu by upewnić się, czy nikogo tam nie było, po czym gdy dotarła do młodszej dziewczynki, nakryła ją swoją kurtką, bo dostrzegła, że góra jej sukienki była tak podarta, że nie zasłoniłaby już niczego. Poprawiła również jej spódnicę, choć strasznie drżały jej ręce, a w oczach czaiły się łzy. Jak ktoś mógł je tak potraktować? Przecież to były jeszcze dzieci, niewinne i bezbronne istoty, a jacyś zwyrodnialcy tak bardzo je skrzywdzili…
        - Biedactwo… - szepnęła niebianka z żalem i czułością jednocześnie, głaszcząc nieprzytomną dziewczynkę po włosach.
        - Panienko… - zwrócił się do niej Reegan, który dojechał na miejsce chwilę po niej i teraz stał nad Biennevanto, gotowy by jej pomóc. Gdy więc padły zdecydowane słowa lorda Tristana, że trzeba zabrać dziewczynki do Dworu, on od razu pochylił się, by podnieść tę biedną kruszynę.
        Rael odsunęła się, by dać ochroniarzowi miejsce do działania. Cały czas jednak była blisko, by w razie czego móc go wspomóc w opiece nad dziewczynką.
        - Wezmę ją do siebie na konia, mam wygodniejsze siodło - powiedziała. Dziecko było drobne, więc Biennevanto nie powinna mieć problemów z utrzymaniem jej przed sobą, a chciała mieć pieczę nad tą kruszyną.
        Rael będąc już z Reeganem i nieprzytomną dziewczynką przy swoim koniu, spojrzała na Tristana, a w jej oczach poza smutkiem wywołanym tragedią, jakiej byli świadkami, widać było jednocześnie wdzięczność za to, że lord tak sprawnie zareagował.
        - Ktoś będzie musiał tu wrócić, by zająć się rodzicami - powiedziała trochę do lorda, a trochę do stojącego obok ochroniarza, gdyż ten zaraz na nią spojrzał.
        - Oczywiście - zapewnił z powagą, po czym pomógł niebiance wsiąść na konia razem z dziewczynką.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Idąc za przykładem Rael, Tristan zdjął z siebie ciemnoczerwony surdut i przykrył nim dziewczynkę. Wcześniej o tym nie pomyślał. Zresztą tak wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie. To co się tutaj stało było masakrą. Tak, masakra to było idealne słowo. Zamordowani rodzice, zgwałcone i pobite dziewczynki. Przecież to były jeszcze dzieci, malutkie dzieci, jak można było zrobić im coś takiego? Tristan widział w swoim życiu wiele śmierci, w końcu był na wojnie, ale nigdy się do niej nie przyzwyczaił. Nie był bez serca. Jednak w obliczu tego co tu zastali musiał zachować zimną krew. Dzieci trzeba było jak najszybciej przetransportować do dworu, wezwać medyka i zająć się zamordowanymi rodzicami.

Nie sądził, że Rael zaangażuje się w całe to wydarzenie, ale nie zmierzał jej odsuwać. Miała prawo tu być, zresztą była niebianką, na pewno wiedziała co robić. Nie spodobał mu się pomysł by wiozła dziewczynkę do dworu, jednak uznał, że w takim momencie nie ma sensu oponować. Gdy niebianka siedziała na koniu, Reegan podał jej nieprzytomne dziecko. Tristan i Albert zrobili to samo. Lord wsiadł na konia, a strażnik podał mu dziewczynkę. Gdy oboje byli już w siodłach, Tristan spojrzał na Rael, a potem na Ais, która nie zsiadła z konia.
- Jedź do wioski, przyprowadź medyka - rzekł w stronę mistrzyni dyplomacji. Ais nie była służącą, nie była strażnikiem, ale wiedziała, że tylko ona może to zrobić. Miała szybkiego konia, była lekka, doskonale jeździła konno i bardzo dobrze znała okolicę. Ais nie dała tego po sobie poznać, ale i ją ruszyło to co tutaj zastali, jednak nie pierwszy raz w życiu miała do czynienia ze śmiercią. Kiwnęła głową w stronę Tristana i spięła swojego konia. Spod kopyt wierzchowca posypała się ziemia. W chwilę później Ais była już daleko, gnała na przełaj by jak najszybciej dotrzeć do wioski i sprowadzić pomoc.

- Zepchnijcie wóz na bok - rozkazał lord siedząc już na grzbiecie swojego ogiera.
- Zabierzcie ciała do dworu, trzeba ich opatrzyć, przebrać i pochować - mówił niezwykle jasno i rzeczowo, choć nawet on w głębi duszy czuł przerażenie. Jednak w tej chwili były ważniejsze rzeczy niż wściekłość i bezradność dotycząca tego co tu się stało. Tristanowi przeszło jednak przez myśl, że ludzie, lub nieludzie, którzy to zrobili musieli już być daleko, bo ciała zamordowanych zdążyły już nieco ostygnąć. No i nie mogła być to grupa, która grasowała po okolicznych wsiach, gdyby tak było Tristan by o tym wiedział. Szybko więc doszedł do wniosku, że to musiał być ktoś przejezdny. Nie miał jednak w tej chwili czasu by o tym rozmyślać. Ponownie spojrzał na Rael. Miał poważną minę, taką, jakiej jeszcze u niego nie widziała.
- Do dworu - powiedział stanowczo, ale jego głos nie był wrogi. Spiął konia i pognał w stronę równiny, nie odwracając się za siebie. Wiedział jednak, że Rael jedzie na nim. Nie musiał tego sprawdzać. Ufał jej.

Nie sądził, że ich wycieczka skończy się w taki sposób. Miał nadzieję na kolejny, spokojny dzień, ale wszystko potoczyło się inaczej...
Jechał szybko, ale nie przesadzał, nie chciał bowiem zrobić krzywdy dziewczynce. Rael zrównała się z jego koniem. Obie dziewczynki mimo wstrząsów nie odzyskały przytomności. Tristan pomyślał, że może to i lepiej. Poprawił surdut, którym okrył swoją podopieczną - nie chciał by ten zsunął się na ziemię. Nie chodziło o to, że ubranie mogło się zniszczyć, ale o to, by dziewczynka nie marzła. Nigdy wcześniej nie ratował dziecka. Na wojnie byli mężczyźni, pomagali ranny i sobie nawzajem, ale to co się dział tu i teraz, było zupełnie czymś innym. Jednak lord nie tracił panowania nad sobą.

Szybko dojechali do dworu. Przy dziedzińcu kręciło się kilkoro strażników, Tristan przywołał ich do siebie. Pytali co się stało, ale lord nie miał czasu tłumaczyć. Strażnicy wzięli na ręce dziewczynkę, którą wiózł Tristan. Gdy ten zeskoczył z konia, odebrał ranną od mężczyzny. Sam chciał się nią zająć. U Rael było nieco inaczej - Grog, starszy strażnik o siwej, długiej brodzie odebrał od niebianki dziecko, ale już jej go nie oddał, choć ta zsiadła z konia.
- Za mną - lord rzekł stanowczo do Groga, ale zaraz potem spojrzał na drugiego strażnika.
- Wezwij Anastazję, natychmiast, niech przyjdzie do zielonego salonu. Już. Biegiem - rozkazał. Młody mężczyzna z burzą blond włosów na głowie biegiem ruszył w stronę posiadłości. Tristan niewiele mówił, ale jeśli już się odzywał, był bardzo konkretny.
- Rael - rzekł tak spokojnie jak tylko w tej chwili potrafił. - Przejdź korytarzem wzdłuż lewego skrzydła, na końcu po prawej stronie są komnaty służby. Wezwij Ilsę, Mimi i Lenę, powiedz co się stało. Niech przyniosą wodę, płótno, ubrania, wszystko co trzeba by opatrzyć i przebrać dziewczynki. Zielony salon jest na piętrze, na samym końcu korytarza po lewej stronie, one wiedzą gdzie to - wyjaśnił. Nie żądał do Rael niczego, to co mówił było prośbą, ale wiedział, że niebianka na pewno go posłucha. To co miała zrobić nie należało do obowiązków szlachcianki, jednak był pewien, że w takiej chwili Rael zrozumie, że czas liczy się najbardziej. On zaś, wraz z Grogiem, ruszyli do wnętrza budynku.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Gdy Reegan podał Rael jej podopieczną, niebianka posadziła ją stabilnie przed sobą i oparła jej głowę o swoje ramię, odgarniając przy okazji włoski na bok, aby nie wpadały jej do oczu i by sama błogosławiona mogła czuwać, czy też mała się nie budzi. W międzyczasie Tristan wydał pozostałe rozkazy, sprawnie panując nad wszystkimi aspektami tego nieprzyjemnego odkrycia. Zadbał o wóz, o godne zaopiekowanie się ciałami rodziców, a nawet wykorzystał pomoc Ais, by ta pojechała po medyka. Rael to nie zdziwiło, choć od razu zwróciła uwagę na to, że przecież rozmawiał z Mistrzynią Dyplomacji. Jaka inna kobieta na takim stanowisku tak po prostu pozwoliłaby się posłać po medyka? Chyba tylko Ais, gdyż ona była ponad to i wcale nie musiała dbać o pozory aż tak histerycznie, by nie pomóc w takiej sytuacji. To świadczyło o wyjątkowości tej kobiety…
        Biennevanto spięła swojego konia, nie ruszyła jednak z kopyta, bo aż tak dobrym jeźdźcem nie była. Swojego wierzchowca rozpędzała powoli, cały czas dbając o to, by dziewczynka siedziała pewnie i się nie zsuwała, oraz by nie spadł z niej żakiet, którym była nakryta. Powoli zrównała się z Tristanem, który wiózł przed sobą drugą dziewczynkę, nakrytą jego płaszczem. Dzieci nie budziły się, dlatego Rael co chwilę kontrolnie sprawdzała, czy jej podopieczna oddycha, ale nie starała się jej obudzić. Nie wiedziała co prawda, czy przedłużający się stan utraty przytomności nie będzie dla niej szkodliwy, ale uznała przy tym, że dla jej psychiki będzie najlepiej, jeśli obudzi się, gdy już będzie opatrzona, umyta i przebrana i będzie mogła dochodzić do siebie we Dworze. Biedne dziecko, co będzie czuła, gdy się obudzi? Ile będzie pamiętała? I ilu rzeczy będzie świadoma? Rael wolała sobie tego nawet nie wyobrażać…

        Gdy już zajechali do dworu, Rael zatrzymała się kawałeczek za Tristanem. Od razu jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Groga, który pospieszył jej z pomocą i nie mówiąc nic dogadali się w kwestii tego, jak zająć się nieprzytomną dziewczynką. Biennevanto przekazała ją w ramiona postawnego strażnika i ani przez moment nie protestowała, by jej ją oddał - i tak nie byłaby w stanie jej unieść, a dla niego taka kruszyna warzyła nie więcej niż duży kociak. Tristan ze swoją podopieczną również bardzo dobrze sobie radził - najwyraźniej zamierzał sam nad nią czuwać. Rael chciała im towarzyszyć, by w razie czego służyć pomocą i swoimi umiejętnościami, lecz lord Anlagorth miał inne plany. Przywołał ją i wydał dyspozycje. Biennevanto zwróciła uwagę, że mówił bardzo opanowanym głosem, choć gdyby się przysłuchać, można by usłyszeć pewne drżące nuty - był zdenerwowany, ale nad nerwami panował. Niebianka słuchała go bardzo uważnie, choć również była wręcz blada ze stresu.
        - Oczywiście - odpowiedziała mu jednak i zaraz odwróciła się w stronę Dworu, by wykonać to, co jej polecił. Nawet przez myśl nie przemknęło jej, by dyskutować albo wręcz oburzać się, że ona jest arystokratką i jej się nie rozkazuje. Przecież tu chodziło o zdrowie i życie dzieci! Poza tym gdyby Tristan nie poprosił jej o pomoc, ona sama zapytałaby do czego może się przydać. Już i tak była w to zaangażowana - fizycznie, jak i emocjonalnie.

        Panna Biennevanto miała szczęście, że przebywała w Lawendowym Dworze już kilka dni i się z nim obyła, bo z jej orientacją w przestrzeni i w tym nerwach nie byłoby wcale trudno, aby zabłądziła. Z grubsza jednak pamiętała, gdzie było skrzydło dla służby, a jeszcze Tristan jej to przypomniał, teraz więc szła pewnie prosto do celu. W korytarzu słychać było przyspieszony stukot jej obcasów - nie biegła, ale szła bardzo, bardzo szybko, spódnicę zaś podkasała o jakąś dłoń wyżej, niż by wypadało, aby tylko wygodniej jej się szło. Dość szybko dotarła na miejsce, a gdy tylko weszła do pierwszego pomieszczenia, które minęła po drodze - jadalni dla służby - zaraz natrafiła na służące, które słysząc jej krok od razu wstały, przeczuwając kłopoty.
        - Mimi, dobrze, że jesteś - błogosławiona odezwała się do swojej pokojówki, zaraz do niej podchodząc. - Ty, Lena i Ilsa jesteście nam potrzebne. W trakcie przejażdżki natrafiliśmy na miejsce, gdzie doszło do napadu… Rodzice nie żyją, a dziewczynki są… źle z nimi… - dokończyła niebianka łamiącym się głosem. Szybko otarła łezkę, która spłynęła jej z kącika oka.
        - Są już w posiadłości, panienko? - upewniła się bardzo rzeczowo Mimi, kładąc arystokratce dłoń na ramieniu w pocieszającym geście, by nie rozkleiła się przed podaniem wszystkich ważnych informacji.
        - Są, są - odpowiedziała szybko Biennevanto. Kątem oka dojrzała, że jedna z pozostałych dziewczyn wybiegła z pomieszczenia, rzucając Mimi porozumiewawcze spojrzenie.
        - Lord i Grog zanieśli je do zielonego salonu - dokończyła Rael.
        Mimi od razu zapewniła, że już wszystko wie. Kazała niebiance usiąść i się uspokoić, a ktoś wsunął Biennevanto w dłoń szklankę wody. Błogosławiona napiła się, ale nie przysiadła. Podziękowała za pomoc i wyjaśniła, że woli iść sprawdzić co z dziewczynkami - był to argument na tyle poważny, że nikt nie śmiał z nim dyskutować. Jedna z pozostałych służących upewniła się, czy nie zaprowadzić jej do zielonego salonu, ale zapewniła, że trafi sama, po czym wyszła. Idąc do pokoju, gdzie spodziewała się zastać Tristana z dziewczynkami, a może już nawet trzy wezwane służące, Rael miała chwilę na to, aby przemyśleć co zaszło. Była pod wielkim wrażeniem opanowania, jakim wykazała się lord Anlagorth - ani na moment nie dał się ponieść emocjom, panował nad sytuacją od początku do końca, choć gdy się mu bliżej przyjrzeć można było dojrzeć, że sam był bardzo poruszony tą sytuacją i krzywdą, jaka spadła na tę rodzinę. Można było na nim polegać.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan i Gorg zanieśli dziewczynki do komnat. Zielony salon był salonem jedynie z nazwy -tak naprawdę była to sypialnia dla gości, z wydzieloną częścią salonową. Rzecz jasna w tym pokoju dominował kolor zielony. Ściany były pomalowane na bardzo jasny kolor, jedynie z domieszką zieleni. Do komnaty prowadziły białe, dwuskrzydłowe drzwi ze złotą klamką, zresztą jak do większości komnat w posiadłości. Tristan otworzył je, choć nie było to proste zadanie, ponieważ na rękach trzymał omdlałą dziewczynkę. Pchnął jedno ze skrzydeł i wszedł do środka, tuż za nim szedł Grog. Po lewej stronie pokoju stało wielkie łoże z baldachimem. Kotary i baldachim wykonane były z jasnozielonego aksamitu. Narzuta położona na pościeli i ozdobne poduchy z grubszej satyny, ozdobione koronkami i haftami. Pomiędzy zielonymi poduszkami położono też takie w kolorze lawendowym, co stanowiło miłą odmianę i dzięki czemu zieleń nie zlewała się w całość.

Okna w komnacie znajdowały się naprzeciwko drzwi. Były duże i dawały mnóstwo światła. Oczywiście ozdabiały je firanki z białego tiulu wykończone na dole piękną gipiurą. Po prawej stronie znajdowała się część salonowa. Dwie kanapy z jasnego drewna obite wytłaczanym w liście welurem. Tuż obok znajdował się stolik, na którym stał pusty, kryształowy wazon. Przy ścianach ustawiono przeróżne komody, szafa i regały. Ale wracając do Tristana...

Mężczyzna położył delikatnie dziewczynkę na posłaniu, po czym przesunął ją w głąb łoża, tak by Grog mógł położyć jej siostrę obok. I tak też się stało. Tristan poprawił surdut na jednej z nich. Nie bardzo wiedział co dalej. To znaczy wiedział, ale nie mógł tego zrobić. Gdyby znajdowali się w warunkach polowych i nie miałby obok żadnej kobiety to co innego, ale we dworze było ich całkiem sporo. Grog stał przez chwilę i patrzył to na dziewczynki to na swojego pana.
- Lordzie... - odezwał się ochrypłym głosem. Tristan jakby obudził się z letargu i spojrzał niewidzącym wzrokiem na strażnika.
- Myślę, że powinniśmy wyjść - rzekł mężczyzna. Tristan pokiwał głową. Jednak w tym momencie do komnaty weszły służki, a zaraz za nimi Anastazja. Tristan spojrzał na nią z nadzieją. Była najstarsza i najmądrzejsza, wiedziała więcej niż inni, umiała opiekować się chorymi, znała trochę zielarstwo, poza tym w swoim długim życiu nie raz zajmowała się rannymi.

- Ana... - Tristan ruszył do staruszki.
- Co się stało? - spytała siwowłosa.
- Wypadek albo raczej napaść rabunkowa. Znaleźliśmy na drodze przewrócony wóz, za nim leżało dwóch dorosłych, mężczyzna z nożem w klatce piersiowej i kobieta z poderżniętym gardłem, no i one... - Odwrócił głowę w stronę łóżka, na którym leżały poszkodowane.
- Żyją, oddychają, ale są w złym stanie, mają siniaki na całym ciele, Ais pojechała po medyka - wyjaśnił. Anastazja patrzyła na lorda i słuchała z uwagą. Na koniec kiwnęła głową, a Tristan zrozumiał, że zaraz poprosi go o poprowadzenie w stronę łoża, odwrócił się ruszył do dziewczynek, a Ana udała się za nim. Przez moment patrzyła na dzieci. Westchnęła ciężko.

- Wyjdź proszę - rzekła do mężczyzny, ale nie zwróciła się do niego tytułem. - Mogą zostać tylko kobiety. Ale nie martw się, zajmiemy się nimi. - Była spokojna, ale w jej głosie dało się usłyszeć wielki smutek. Jakby już wcześniej widziała takie rzeczy, jakby rozumiała co przeszły te biedne, małe stworzenia.
- Mimi, przynieś świeże ubrania ze schowka. Koszule i ciepłe podomki. Ilsa, postaw wodę tutaj. - Wskazała stolik obok łóżka. - I przynieść przynajmniej jeszcze dwa dzbanki, woda ma być ciepła, rozpuść w niej trochę mydła. - Przeniosła wzrok na Lenę.
- Maść z arniki. Robiłaś ostatnio dla dzieci. Przynieś. Będzie potrzebna - Anastazja mówiła spokojnie i z sensem, a służące natychmiast wzięły się do roboty. Tristan przez sekundę jeszcze stał i wpatrywał się w staruszkę, ale potem odwrócił się i wraz z Grogiem wyszli z komnaty zamykając za sobą drzwi.
- Możesz wracać do swoich obowiązków - zakomunikował strażnikowi. Grog kiwnął głową i odszedł. Tristan stał pod drzwiami pokoju osłupiały. Z bezradności w pewnym momencie oparł czoło o ścianę. Wziął kilka głębokich oddechów i odsunął się. Splótł ręce za plecami i zaczął przechadzać się po korytarzu.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael zmierzała w stronę zielonego salonu w szybkim tempie, spodziewała się jednak, że dotrze tam jako jedna z ostatnich, gdyż służące na wieść, że w posiadłości znajdują się potrzebujące pilnej pomocy dziewczynki, rzuciły się do pracy jakby się paliło, ona zaś dochodziła jeszcze chwilę do siebie w pomieszczeniach służby. Opłaciło jej się to o tyle, że naprawdę odrobinę uspokoiła nerwy i teraz była już trochę spokojniejsza - oczywiście na tyle, na ile pozwalała sytuacja. Nie było ryzyka, że popłacze się wchodząc do zielonego salonu, wiedziała, że teraz wytrzyma.
        Po drodze niebianka minęła się z Grogiem. Strażnik z daleko lekko się jej skłonił. Oblicze miał pochmurne, ale starał się trochę rozpogodzić.
        - Anastazja i dziewczyny już przyszły i się nimi zajmują, panienko - zwrócił się do Rael, bo zapewne spodziewał się, że niebianka będzie chciała o to zapytać.
        - Dziękuję, Grog - odpowiedziała mu Biennevanto, a strażnik jedynie mruknął coś w odpowiedzi, może "drobiazg", a może "do usług", po czym minęli się i każde poszło w swoją stronę. Rael przyspieszyła trochę kroku, a gdy dotarła na miejsce, pierwsze co zauważyła to przechadzający się po korytarzu Tristan. Lord już z daleka wyglądał na bardzo zdenerwowanego, miał spięte ramiona i wręcz było widać, jak zaciska mocno szczęki.
        - Tristan - zwróciła się do niego Rael, zbliżając się. Nie podeszła do drzwi zielonego salonu, ale została przy nim.
        - Jak to wygląda? - zapytała, zerkając w stronę pokoju, w którym służące zajmowały się dziewczynkami. - Słyszałam, że przyszła również Anastazja...
        Biennevanto musiała przyznać, że w pierwszej kolejności była nieco zaskoczona, że była zarządczyni pojawiła się razem z resztą dziewczyn, nie spodziewała się nawet, że wieść dotrze do niej tak szybko, lecz w gruncie rzeczy trochę ją to uspokoiło, bo czuła, że starsza kobieta na pewno dobrze wszystkim pokieruje.
        - Kazali ci wyjść? - upewniła się Rael, spodziewając się, że pewnie wszyscy mężczyźni zostali stamtąd wyproszeni, aby dziewczynki miały komfort psychiczny. Rozumiała to i była przekonana, że lord również nie żywił o to do nikogo urazy.
        - Ocknęły się w międzyczasie? - zapytała jeszcze, spoglądając w stronę wejścia do zielonego salonu. I choć przez moment wydawało się, że będzie chciała tam wejść, nie zrobiła tego. Westchnęła ciężko i podniosła wzrok na lorda Anlagortha.
        - Dziękuję ci, w swoim i ich imieniu - powiedziała do niego cicho, z prawdziwą wdzięcznością w głosie. - Bardzo sprawnie zareagowałeś, pokierowałeś wszystkimi, choć widzę, że dla ciebie też to było trudne, ale utrzymałeś nerwy na wodzy i dzięki tobie my również daliśmy radę… Będzie dobrze, wyjdą z tego - zapewniła go jeszcze, posyłając mu delikatny, ale pokrzepiający uśmiech. Nie zważając na konwenanse położyła dłoń na jego ramieniu w pocieszającym geście, by trochę ulżyć mu w tej chwili. Widać było, że tak jak wcześniej to on dał jej siłę, by nie poddała się panice, tak teraz ona chciała ulżyć jemu i jego zmartwieniom.
        - Wejdę tam i upewnię się jak ma się sytuacja, dobrze? - zaproponowała, po czym udała się w stronę salonu. Zapukała, po czym uchyliła drzwi i zapewniając cicho, że “to tylko ona”, wślizgnęła się do środka. Czuła mdły zapach krwi i brudu zmieszany z mydlinami, widziała zgromadzone wokół wielkiego łoża służące, a na posłaniu dziewczynki, choć tych prawie nie widziała - jedynie chude, blade nogi, bo prawie całe były schowane za pochylającymi się nad nimi kobietami.
        - Jak to wygląda? - upewniła się. - Potrzebujecie jakiejś pomocy? - zaproponowała zupełnie szczerze, nawet zaczynając podwijać mankiety sukienki.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tak, Tristan był zdenerwowany i napięty jak struna w lutni. Z całym tym wydarzeniem wiązało się bardzo wiele. Tristan wiedział, że będzie musiał się zmierzyć z mnóstwem rzeczy. Martwi rodzice, więc czekał go pogrzeb. Ale nie tylko, należało wcześniej zrobić notkę na temat ich wyglądu, odnaleźć krewnych, zaopiekować się dziewczynkami. Poza tym lord wiedział, że będzie musiał im powiedzieć o śmierci rodziców. On, nikt inny. On był panem tego dworu, on je odnalazł i to on będzie musiał przekazać im tę wiadomość. Nie wiedział jak zareagują, czy wpadną w płacz, czy będą w szoku, a może uciekną. To wszystko była jedna wielka niewiadoma i Tristana dopadało przerażenie, kiedy o tym myślał. Jednak musiał być spokojny i opanowany. Wiedział, że rozsypać się jest łatwo, a zbieranie się trwa znacznie, znacznie dłużej. Zresztą nie był młodzieńcem, mierzył się już z różnymi rzeczami i wiedział, że i teraz musi dać radę.

Usłyszawszy kroki odwrócił się z wolna w stronę, z której dochodziły. Wkrótce zobaczył zbliżającą się do niego Rael. Wyglądała na zdenerwowaną, ale trudno się dziwić, w końcu znaleźli się w trudnej sytuacji. Tristan nie wymagał od niej by przyszła, mogła swobodnie pójść do swoich komnat. Była gościem i nie miała wobec tej sytuacji żadnych obowiązków. Jednak lord przeczuwał, że niebianka nie odpuści, że przyjdzie i będzie chciała pomóc. Nie pomylił się.

- Nie wiem – powiedział zgodnie z prawdę, gdy zadała mu pytanie.
- Przyszła Anastazja i Lena, one znają się na opatrywaniu ran. Medyk pewnie przyjdzie za kilka godzin. Ais szybko jeździ konno, ale nie wiem ile zajmie im droga powrotna. Anastazja jest najbardziej doświadczona ze wszystkich we dworze, a Lena zna się trochę na zielarstwie, myślę, że dadzą sobie radę. Przynajmniej na razie – udzielił wyczerpującej odpowiedzi. Na pytanie, czy kazano mu wyjść, kiwnął tylko głową. To były małe dziewczynki, trzeba było je rozebrać, umyć, założyć świeże ubrania, mężczyzny nie powinno przy tym być i Tristan doskonale to rozumiał, nie miał do nikogo pretensji.

- Nie, nie ocknęły się, a przynajmniej nie kiedy tam byłem – dodał. Potem wysłuchał jak Rael mu dziękuje, ale on wcale nie czuł się jakoś wyjątkowo. To co zrobił było naturalne. Nie był paniczykiem na włościach, tylko mężczyzną z krwi i kości. Gdy położyła mu dłoń na ramieniu próbował się uśmiechnąć, ale jego mina nadal pozostała niemrawa. Rozumiał, że Rael pragnie mu ulżyć, dlatego położył swoją dłoń na jej, jakby chciał jej powiedzieć: wierzę, że będzie dobrze. Po kilku sekundach zabrał swoją rękę, uwalniając w ten sposób i jej dłoń. Nie odparł nic na jej pochwały, nie miał pojęcia co powinien powiedzieć. Kiedy rzekła, że wejdzie do komnaty zobaczyć co się tam dzieje, skinął głową. Patrzył jak Rael uchyla drzwi i wślizguje się do pokoju. Kiedy zniknęła w środku, westchnął głośno i na powrót zaczął przechadzać się po korytarzu.

W zielonym salonie panował zaskakujący spokój, jakby każdy wiedział co ma robić. Z jednej strony łóżka stała Ilsa i Mimi, z drugiej Lena i Anastazja. Na obu nocnych stolikach stały misy z wodą, brudną od krwi i błota. Gdy Rael weszła do pokoju, Lena odsunęła się nieco na bok i przysiadła na brzegu posłania. Niebianka miała teraz obraz jednej z poszkodowanych. Lena obmywała jej uda z krwi. To co dziewczyna skrywała pod sukienką było makabryczne. Mimo tego Lena wyglądała na w miarę spokojną. Jedyne co zdradzało jej zdenerwowanie to stróżka potu spływająca jej po czole. Druga z dziewczynek była już umyta, a Mimi i Ilsa właśnie próbowały ją ubrać. Kiedy założyły na nią suknię i okryły ją szlafrokiem, Ilsa wyciągnęła z kieszeni swojego fartucha małą szczotkę i zaczęła czesać jej piękne, rude loki. Służki zadbały o wszystko, nawet o takie szczegóły jak włosy. Wszystko za sprawą Anastazji, która była doświadczoną kobietą i wiedziała jak się zachować, ale nawet w niej zagościł ogromny smutek. Odwróciła się w stronę Rael z poważną miną. Dotknęła jej przedramienia i podprowadziła ją do części salonowej, nie usiadły jednak na fotelach. Anastazja mimo wieku wyglądała dzisiaj zaskakująco krzepko, tylko smutne oczy zdradzały jej nastrój.

- Nie jest dobrze, panienko – odezwała się w końcu staruszka.
- Obie są bardzo pobite. Być może mają złamane żebra, nie wiem, ale siniaki i krwiaki mogą na to wskazywać. To musi ocenić medyk. On będzie wiedział lepiej. Ręce i nogi mają w sińcach, wyraźnie widać ślady dłoni. Niestety pobicie to chyba najmniejszy problem – stwierdziła i na moment zacisnęła usta. Potem westchnęła ciężko, ale w końcu spojrzała Rael prosto w oczy.
- One obie... Nawet ta młodsza. Obie zostały zgwałcone – wydusiła w końcu z siebie.

- Siniaki zejdą, żebra się zrosną, a to zostanie z nimi na całe życie. Nie wiem co zrobią, kiedy się obudzą, nie wiem jak się zachowają, ale jestem pewna, że nikogo z nas nie obdarzą zaufaniem. Ale to nie wszystko... - Anastazja mówiła powoli i chciała być jak najbardziej łagodna, ale niektórych rzezy nie dało się przemycić między słowami.
- Starsza jest w wieku dojrzewania. To nie wróży nic dobrego. Pewności nie będziemy mieli przez kilka miesięcy. Być może to nic, być może to co się stało nie będzie miało konsekwencji, ale... - nie dokończyła.

- Myślę, że ma jakieś trzynaście lat, znałam dziewczynki, które dojrzały wcześniej. Dlatego nie można wykluczyć... dziecka – ciężko przeszło jej to przez gardło. Anastazja widziała w swoim życiu wiele, ale czegoś takiego jeszcze nie. - Może być też wręcz odwrotnie. Jest... zmasakrowana. Może nigdy nie mieć dzieci. Nie wiem co w tym przypadku jest gorsze. Modlę się do Pana by straciła przytomność zanim to się stało. Co do młodszej... myślę, że została uderzona bardzo mocno w twarz, może w głowę i sądzę, że mogła od razu zemdleć. Ale cóż... pewności nie mamy dopóki się nie obudzą. Jakkolwiek potoczą się sprawy, myślę, że będą musiały zostać tutaj na dłużej. Starsza nie wsiądzie na konia przez miesiąc, wątpię by w ogóle była w stanie się poruszać, przynajmniej przez jakiś czas. Młodsza wygląda lepiej, ale... to nie znaczy, że jest dobrze.

- Przeżyją – powiedziała w końcu. – Ale ślady na psychice zostaną do końca życia.
- Niech panienka nie mówi lordowi – zmieniła nagle temat. – Sama mu powiem. Obawiam się, że w tym przypadku może za wiele nie myśleć. I jestem pewna, że nie odpuści poszukiwań tych bandytów.
Anastazja przez cały czas wyglądała na strapioną, ale mówiła rzeczowo. Nie ukrywała niczego, zresztą nawet nie próbowała ukrywać. Było jak było, stało się to co się stało i trzeba było to przyjąć, nawet jeśli było niezwykle bolesne.
- Nie wiem jak mogłaby panienka pomóc. Chyba, że zna panienka magię?
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael bardzo uważnie słuchała Tristana, patrząc na niego prawie nieustannie. Jedynie czasami jej wzrok uciekał w stronę zielonego salonu, jakby sprawdzała czy ktoś stamtąd nie wychodzi albo jakby coś tam słyszała, ze środka nie dobiegały jednak żadne odgłosy - żadnych krzyków, płaczu, nawet rozmów nie słyszała, ale to nie znaczyło, że nikogo tam nie było, służące mogły po prostu porozumiewać się szeptem albo półsłówkami. Najważniejszy był jednak w tym momencie Tristan i jego słowa. Biennevanto nawet nie kiwała głową przy jego odpowiedziach, tak wpatrzona była w jego oblicze, pełne troski i smutku, ale nie spanikowane. Naprawdę go w tym momencie podziwiała, stąd wyniknęło zresztą to w jaki sposób się z nim spoufaliła, lecz w żadnym momencie nie pomyślała, że postępuje niezgodnie z etykietą - tu nie było na to miejsca. Zresztą nie rzuciła mu się w ramiona, to był tylko niewinny gest pocieszenia, a przecież oboje teraz potrzebowali wsparcia. Wystarczyło spojrzeć w tym momencie na oblicze Tristana - chciał się uśmiechnąć, lecz ledwo dawał radę, co można było być może usprawiedliwić tym, że i na co dzień lord miał dość oszczędną mimikę… Lecz Rael również nie potrafiła uśmiechnąć się z takim zapałem, jak do tej pory. Mimo to starała się dla niego, tak jak on dla niej.

        Rael po wejściu do zielonego salonu przystanęła w połowie odległości między drzwiami a łóżkiem, patrząc na posłanie, na którym leżały dwie kruche, skrzywdzone istoty, wokół których uwijały się cztery kobiety, starające się jak najlepiej nimi zająć – chociaż powierzchownie, bo najgorsze rany dziewczynki miały pewnie w sercu…
        Niebianka nie oponowała, gdy Anastazja odprowadziła ją na bok, rzuciła jednak przez ramię jedno ostatnie spojrzenie w stronę nieprzytomnych dzieci, a później już skupiła się na Anie. Ze smutkiem lecz i ze zrozumieniem pokiwała głową – sama widziała, że nie jest dobrze, co innego jednak o tym myśleć, a co innego usłyszeć od osoby, która miała z pewnością większe doświadczenie i widziała to, czego nie widziała Biennevanto. Ona nie widziała śladów dłoni, jedynie sińce, krew, której pochodzenia nie dochodziła. Wtedy zdawało jej się, że liczył się czas, że najważniejsze było, aby dziewczynki dotarły do posiadłości, gdzie opatrzy je ktoś bardziej fachowy od niej. Zaraz jednak przestała o tym myśleć – wyczuła zmianę nastroju i podniosła wzrok na Anastazję. Już wiedziała, co od niej usłyszy, ale i tak był to dla niej cios. Jęknęła cicho, boleśnie, znowu zerkając w stronę łóżek.
        - Biedactwa… - szepnęła, zasłaniając usta złożony jak do modlitwy dłońmi. W jej oczach zaszkliły się łzy współczucia, zaraz jednak odetchnęła i opanowała się: to nie był czas na rozklejenie się, musiała jeszcze wytrzymać, bo przecież przyszła po to, aby pomóc, a nie by robić zamieszanie i siać histerię. Znowu utkwiła swój wzrok w Anastazji. Znowu też kiwała głową, zaciskając lekko wargi w tłumionym żalu. Choć starała się zachować zimną krew, nie powstrzymała gwałtownie nabranego oddechu na wieść jak daleko idące mogą być konsekwencje tego zdarzenia dla jednej z dziewczynek. Prawie po raz wtóry jęknęła, ale powstrzymała się. Rozumiała co ma Anastazja na myśli nim ta rozwinęła myśl. Faktycznie, starsza z sióstr mogła być już w wieku, gdy powoli stawała się kobietą, a to dramatycznie komplikowało jej sytuację. Oby jednak nie sprawdził się najczarniejszy ze scenariuszy…
        - No tak, to może się zdarzyć - westchnęła, gdy Anastazja słusznie zauważyła, że mogą zostać potraktowani nieufnie. - Oby znaleźli się jacyś ich krewni - wyraziła na głos swoje nadzieje. Była oczywiście gotowa by udzielić im każdej potrzebnej pomocy i wiedziała, że Tristan również ma takie zamiary, ale jednak zawsze lepiej, by dziewczynki znalazły się wśród swoich, którzy pomogą im wrócić do życia. Były jeszcze tak młode, może uda im się wyleczyć te rany, nie tylko na ciele, ale i na duszy? Rael nie łudziła się, że to nie pozostawi na nich śladu - blizna na pewno zostanie, ale oby była jak najmniejsza.
        - Na pewno? - Biennevanto wydawała się być zaskoczona, gdy Anastazja zabroniła jej informować Tristana o tym, co teraz usłyszała. - Co masz na myśli? - dopytała, bo naprawdę zaskoczyła ją uwaga kobiety. “Może za wiele nie myśleć” co to miało znaczyć? Rael nie wyobrażała sobie, by lord miał wpaść w szał albo obwinić ją jako posłańca niosącego złe wieści. Rozumiała, że będzie chciał wymierzyć sprawiedliwość na bandytach, którzy skrzywdzili dziewczynki i zamordowali ich rodziców, ale przecież na pewno skorzysta z możliwości, jakie dawało mu tutejsze prawo i jego wysoka pozycja… Więc o co chodziło?
        Gdy jednak padło pytanie o magię, Rael przestała roztrząsać poprzednią kwestię i skupiła się na nowej. Chwilkę milczała, nim kiwnęła głową.
        - Znam - przyznała cicho. - Ojciec nauczył mnie trochę magii niebiańskiej, ale chyba daleko mi do maginii… Co miałabym zrobić? - upewniła się, bo być może to, o co chciała poprosić ją Anatastazja, wymykało się jej umiejętnościom. Nawet nie myślała o tym, co może ją spotkać za czarowanie na terenie tego kraju; słyszała, że w Rododendronii jest to zakazana sztuka, ale jeśli ktoś będzie miał ją ukarać za pomoc innym - trudno, nie będzie żałowała. Żałowała jedynie, że w posiadłości nie było Gallela, on posługiwał się magią niebian z łatwością, jakby urodził się z tą umiejętnością albo chociaż opanował ją szybciej niż chodzeni - on na pewno poradziłby sobie z tym w mgnieniu oka.
Zablokowany

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości