Arrantalis[Z dala od miast] Jak miedź brzęcząca

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari uważnie słuchał również rozmowy między księżniczką a jej babcią. Babcią… Nevina wyglądała na niewiele starszą od Evangeline i miała bardzo dziewczęcy charakter, trudno było postrzegać ją w kategoriach babci. Jej pytanie było jednak interesujące również dla niego, bo chociaż założył, że to co trzymał na kolanach było pupilem Evangeline, wcale nie musiało tak być. Odpowiedź średnio go usatysfakcjonowała, ale skoro Delia nie kazała wyrzucić z komnaty tej szczuropapugi (pardon, Valaka) to uznał, że sam nie będzie wyrywał się w tej materii przed szereg.
        Nim księżniczka zaczęła swoją historię, Dżari posłał jej uspokajające spojrzenie, jakby chciał zapewnić, że jest przy niej, by w razie czego służyć pomocą, skoro tak się przejęła swoim niepoprawnym językiem. Zaczęła jednak ładnie, może trochę sztywno, ale to na pewno z nerwów. Opowiadała… Chyba o swojej matce. Wszystko na to wskazywało. O anielicy, która miała zaprowadzić ład w jakiejś wiosce na odludziu - to pasowało do misji, które z reguły wykonywały anioły światła, zwłaszcza anielice, po których spodziewano się sprytu i subtelności potrzebnych podczas kierowania tłumami. Historia była piękna, na dodatek pięknie opowiedziana, z użyciem metafor, których Dżari nie spodziewałby się po dziewczynie wychowanej wśród bandytów.
        I nagle zgrzyt. Już samo wspomnienie o miłosnym wyznaniu, ton jakim wypowiedziała to zdanie Evangeline sugerowały, że w tym miejscu zaczyna się tragiczna część historii. Na twarzy Lakiego odmalował się żal, lecz nie wynikający z tego, że kibicował którejkolwiek ze stron - wiedział, że tamta chwila musiała być bolesna dla obojga. A jak się skończyła… W najgorszy możliwy sposób. Zranione serce nie zagoiło się, lecz zaszło jadem, który zupełnie zmienił tamtego mężczyznę. Dżari aż poczuł ukłucie w sercu słuchając o tym. Milczał, w zamyśleniu dotykając palcami własnych warg. Biedna Evangeline usłyszała o swojej matce tyle okropności i ani jednego słowa w obronie tamtej kobiety. Aż do teraz. Bo Laki ani przez moment nie zamierzał trzymać języka za zębami - pozwolił księżniczce skończyć monolog, po czym zaraz przejął stery rozmowy.
        - Księżniczko - zwrócił się do niej, siadając tak, by być zwróconym ku niej, a nie równolegle do stołu. - Wiem, że to będzie pewnie dla ciebie trudne do zrozumienia, może się ze mną nie zgodzisz, lecz wiedz, że ta anielica nie zrobiła niczego złego… Chociaż mężczyzna, którego uczucia odtrąciła, mógł myśleć inaczej. Widzisz, miłość jest jednocześnie potężna i bardzo delikatna - potrafi zupełnie zawładnąć daną osobą i przez to łatwo rani. Tamten mężczyzna zakochał się w anielicy, która nie odwzajemniła jego uczucia, miała do tego prawo, gdyż serce nie jest sługą, nie można rozkazać mu kochać. To bolesne, lecz tak w życiu bywa, niestety czasami musimy doświadczyć goryczy straty… On jednak zatracił się w swojej rozpaczy i bólu. Nie powinien czynić tego, co uczynił. A tamta kobieta nie była zła, może była równie nieszczęśliwa co on, bo odrzucenie czyjegoś uczucia również jest bolesne… To bardzo smutna historia, księżniczko. Dziękuję, że się nią z nami podzieliłaś. I gdybyś chciała jeszcze kiedyś o tym pomówić, możesz na mnie liczyć, tak samo jak na swoją matkę - zapewnił, spoglądając na Delię, jakby szukał u niej poparcia swoich słów. Nie mógł uwierzyć jak można było tak namieszać w głowie tak młodej dziewczynie, że uznała swoją matkę za potwora o zgniłym sercu. To miał być kolejny cel, jaki wyznaczył sobie Dżari: przywrócić Evangeline wiarę w prawdziwą miłość, dobro i możliwość wyboru. Jeśli zaś chodzi o dobre imię rasy aniołów światła, cóż… w tej materii musiała wykazać się królowa i jej rodzice. On mógłby zapewniać księżniczkę o tym, że byli rasą z natury dobrą, pomocną i współczującą, stworzoną do tego by szerzyć dobro, lecz w chwili, gdy brano go za zwykłego śmiertelnika, jego słowa brzmiałyby jak bezmyślnie powtarzane slogany.
        Kolacja nareszcie dobiegła końca. Rodzice Delii zapewnili, że zostaną dłużej w zamku, co Dżari przyjął z lekkim niepokojem, gdyż przeczuwał, że przez cały ten czas Emmanuel będzie mu bardzo czujnie patrzył na ręce. Ale nie zamierzał się tym zniechęcać - księżniczka i królowa liczyły na jego pomoc i zamierzał się z tego jak najlepiej wywiązywać. Żal mu było Evangeline, dziewczyna wiele straciła przez dzieciństwo spędzone wśród bandytów i jej obraz świata był… Oględnie mówiąc niepoprawny. Musiała nauczyć się nowego systemu wartości, w czym zamierzał jej pomóc jak tylko był w stanie. No i była jeszcze Delia - teoretycznie Dżari nie miał w obowiązku jej pomagać, ale chciał tego. Widział w jej oczach aprobatę, gdy wstawiał się za nią czy za jej przybraną córką, a dla tych spojrzeń warto było się starać…

        Niedługo później w jadalni została tylko Evangeline, Laki i Delia, która skinęła na opiekuna swej córki w przyzywającym geście. Serce Dżariego zaczęło bić nieco szybciej - królowa wezwała go ewidentnie po to, by porozmawiać w cztery oczy i spodziewał się usłyszeć w tym momencie ocenę swojej dotychczasowej pracy… którą sam nazwałby co najwyżej mierną. Nie uprzedził żadnego z wybryków Evangeline i tylko łagodził ich skutki. Nie wiedział też ilu gafom zdołał zapobiec dzięki swojej wcześniejszej pogadance, wydawało mu się jednak, że niewielu - nie przekazał jej wszak zbyt wielkiej wiedzy, bo nie było na to czasu. Chociaż teraz, gdy zbliżał się do królowej, nagle poczuł spokój - nie widział w jej oczach dezaprobaty. Była zmęczona, ale raczej zadowolona, a przynajmniej on tak to odbierał.
        - Tak, wasza wysokość? - zwrócił się do niej, gdy już był wystarczająco blisko. Jej uśmiech był piękny, Dżari patrzył na niego jak urzeczony na moment zapominając o tym, że nie powinien się tak gapić. Spuścił więc wzrok, lecz na jego wargach również pojawił się nikły grymas szczęścia, który nie zniknął przez cały czas, gdy mówiła. Czuł się niesłusznie chwalony, ale nie potrafił nic począć na to, że radowały go pochwały padające z jej ust.
        - Staram się, wasza wysokość - zapewnił. Był to jednak początek jego pracy w charakterze opiekuna i miał wielkie plany w kwestii tego, co jeszcze powinien uczynić…
        I nagle zupełnie stracił wątek. W jego głowie powstał zupełny mętlik, gonitwa myśli, które zrodziły się w jednej chwili w ogromnej ilości. Podniósł na królową zaskoczone spojrzenie, by upewnić się, czy ona naprawdę zaproponowała mu spotkanie. Nie blefowała, to poznał od razu. O wielki Panie… Zaproponowała mu spotkanie wieczorem, tylko we dwoje. Określiła jego towarzystwo jako miłe. Razem, na plaży… Chciała popływać, to znaczyło… Nie, to chyba nie znaczyło, że chciała przy nim wejść do wody? Może miała na myśli łódkę? A jeśli nie? Wyobraźnia zaraz podsunęła mu przed oczy widok jej jasnej skóry zroszonej morską wodą i sukni… ”Uspokój się!”, przemawiał do siebie i w końcu dał radę uspokoić swoje myśli. Jednak musiał odpowiedzieć. Czy chciał? Oczywiście, że tak! Czy powinien? Oczywiście, że nie. Wszystko przemawiało za tym, by odmówił: prosty wieśniak, służący, sam na sam z królową w tak intymnych okolicznościach… Gorsze plotki powstałyby tylko wtedy, gdyby zastano ich razem w łóżku. Nie mógł tak bardzo wystawiać reputacji królowej na szwank. Lecz z drugiej strony myśl, że mógłby z nią spędzić chwilę sam na sam, tak po prostu porozmawiać i cieszyć się jej towarzystwem, sprawiała, że był szczęśliwy. Chciałby. I jeśli ona też chciała…
        Natłok myśli zniknął tak samo gwałtownie jak się pojawił. Dżari odpowiedział królowej niemal od razu, tak iż nie dostrzegła jego wahania, co najwyżej lekkie zaskoczenie.
        - Jeśli taka jest twa wola - powiedział, ale miłym a nie służalczym tonem. - Z przyjemnością będę ci towarzyszył, wasza wysokość - zapewnił, spoglądając na jej oblicze i łapiąc jej wzrok, choć wiedział, że nie powinien i zaraz znowu skłaniał głowę.
        - Upewnię się, że księżniczka poszła spać i będę czekał na dziedzińcu - zaproponował. Nie śmiałby przychodzić do komnat królowej, wolał poczekać na nią na dworze. Nawet nie spostrzegł, że mówił cicho, prawie szeptem, jakby faktycznie umawiał się z Delią na potajemną schadzkę, która miała nie mieć nic wspólnego z niewinnością...
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delia słuchała historii młodej bardzo zaciekawiona. Początek był dość przykry więc i u królowej na twarzy zagościł lekki smutek. Wszystko jednak zmierzało w dobrym kierunki, więc i królowa odetchnęła już nieco z ulgą. Żadnych przekleństw i gaf, szło dobrze. Dodatkowo zaskoczyło ją to w jak piękny sposób Evangeline dobierała słowa i opowiadała tak jakby prosto z serca.
Jednakże nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, Delia była zszokowana, że ktoś wpoił dziewczynie tak okropne kłamstwo. Nevina również nie wiedziała początkowo co powiedzieć, obie kobiety miały wielkie oczy, po zasłyszeniu czegoś takiego. Natomiast Emanuel, patrzył z dezaprobatą, co też ta jego wnuczka nawymyślała. Na szczęście część rzeczy zdołał naprostować Laki, który w oczach królowej po raz kolejny zaplusował.

- Kochanie, anioły nie są złe, z natury jest w nas dobro, a skoro tamta anielica… - Niebianka nie była pewna czy powinna użyć słowa „matka”, wydawało jej się to odrobinkę niewłaściwe w tej sytuacji. – Przybyła, by nieść pomoc, to niemożliwe by była zła. – Władczyni Arrantalis starała się uniknąć tematu upadłych aniołów, jeszcze by zachęciła ojca do opowiadania o ich unicestwianiu, co mogłoby być źle odebrane przez złociutką.
– Poza tym, każdy anioł dostaję specjalną misję, polegającą właśnie na czynieniu dobra na tym świecie, w różnych formach, nie zła - dodała zamiast tego.

Po trudnej i bardzo emocjonującej kolacji, Nevina i Emanuel rozsiedli się w komnacie, do której ich zaprowadzono. Też musieli odpocząć. Blondwłosa anielica zachwycała się jeszcze nad pięknem zamku, a Emanuel, korzystając z tego, że nikogo oprócz żony nie było widać, zajął się głaskaniem zwierzaków. Nie lubił okazywać, że też potrafi być delikatny.
Evangeline bawiła się z Valakiem, który najwyraźniej ją polubił, bo zaczął lizać jej palce. A może mu po prostu ładnie pachniały? Kto wie.
Delia tymczasem uradowała się z odpowiedzi Dżariela. Zazwyczaj jedynymi towarzyszami w relaksujących nocnych wyprawach na plażę były dla niej zwierzaki.

- Dobrze. – Uśmiechała się pełna szczęścia, z trudem opanowując emocje, po czym ruszyła wgłąb zamku, zająć się różnymi sprawami, póki miała na to chwilę.

Natomiast zaraz po jej zniknięciu na horyzoncie pojawił się Yro i uśmiechnął się do Lakiego jakoś tak bez emocji.

- Jakby co, to pomogę znaleźć drogę do komnaty księżniczki – zaoferował swoją pomoc. Wciąż pamiętał o umowie z Emanuelem, ale musiał najpierw zdobyć odrobinkę zaufania nowego opiekuna, by móc zaatakować z podwójną mocą.

Jak powiedział, tak też zrobił. Niestety ani on, ani Laki nie byli w stanie przegonić w żaden sposób Valaka, no i sama księżniczka również nie wykazywała chęci, by papugoszczur sobie poszedł. Ostatecznie więc, mimo krzywej miny Yra, Evangeline została ułożona do łóżka wraz z gryzoniem, który ochoczo przytulił się do jej policzka i przypadkowo połaskotał swoimi długimi wibrysami.
Gdy mężczyźni wyszli z jej sypialni, bo wyglądało na to, że zmęczona spokojnie zaśnie, przybyła para strażników, którzy najwyraźniej zostali przysłani przez Delię do pilnowania młodej. Doradca skinął głową, witając się z nimi i bez słowa skierowanego do Lakiego, ruszył przed siebie, zająć się pewnie swymi obowiązkami.

W rzeczywistości dzisiaj królowa zajmowała się odpisywaniem na różnego rodzaju listy - jedne były od ważnych urzędników, inne zaś były od prostych ludzi, każdy dotyczył czego innego. Jeden szczególnie ją zaniepokoił, więc postanowiła wysłać zwiadowcę, by zbadał opisaną sprawę - wyraźnie ktoś niepokoił Talianów, zamieszkujących północną część wyspy, niszcząc uprawy.
Gdy skończyła przynajmniej część swojej roboty, zgodnie z umową wyszła na dziedziniec, choć jej myśli przepełniała ta afera ze zniszczonymi plonami. Wciąż myślała, czy to ma coś wspólnego z tym, co działo się ostatnio. Jeśli zwiadowca potwierdzi jej obawy, trzeba będzie szukać sprawcy.
Nagle spostrzegła Dżariego i jakoś tak wszystkie myśli skupiły się na nim i na relaksującym pływaniu w świetle księżyca. Anielica była ubrana w dosyć prostą, błękitną sukienkę, delikatną, bez przesadnych ozdób i nieograniczającą ruchów, czyli była idealna, by wskoczyć w niej do wody.

- Dobry wieczór, Laki – przywitała się jak zwykle z uśmiechem. – Pozwól tędy. – Zaczęła go prowadzić wokół zamku, gdzieś na jego tyły.

Niedaleko znajdowały się bardzo niepubliczne, obrośnięte bluszczem drzwi do ogrodu, który ciągnął się aż tutaj. Po ich otworzeniu rozległo się skrzypnięcie, na szczęście niezbyt głośne. Przed nimi zaś widać było wydeptaną ścieżkę, dosyć dziką, ale prowadzącą prosto na plażę, taką niezbyt często uczęszczaną.
Powitała ich przyjemna, chłodna bryza i szum fali. Delia zaczerpnęła świeżego powietrza. Był to cudowny zakątek, oddzielony od reszty różnymi skałkami zanurzonymi częściowo w wodzie. Na jednej z większych rosło nawet drzewko. Królowa weszła na nią bez problemu, ominęła młodego iglaka i wskoczyła do wody, a był to skok pełen gracji i wdzięku. Po chwili się wynurzyła, a kropelki wody na jej ciele i włosach lśniły w blasku księżyca niczym najprawdziwsze perły.

- Woda jest cudowna! – Podpłynęła do brzegu, by Laki mógł ją usłyszeć. – Może też zechciałbyś skoczyć?
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Młoda Evangeline przez moment miała mętlik w głowie. Opowieść, jeśli miała wierzyć słowom Dżariego, jak i swojej obecnej matki, była nie do końca prawdziwa? Szybko dotarło do niej, że mimo wszystko była to historia opowiedziana przez tych samych ludzi, których wiele, ale to wiele słów i gestów było niezwykle niepoprawnych w tym miejscu. Może więc i opowieść mogłaby być niepoprawna?

        Księżniczka zdecydowała, pomimo wątpliwości, które wciąż w niej się tliły, zaufać dorosłym i po chwili namysłu kiwnęła głową, co w domyśle miało znaczyć, że chyba rozumie, co chcieli jej przekazać w kwestii tej tragicznej historii. W każdym razie zdecydowana ona na bawienie się z Valakiem, który obecnie, po uczcie, jaką urządził sobie w spiżarni zamkowej, dawał jej się miziać, czochrać, głaskać i w ogóle był przytulanką dla ponownie uśmiechniętej Evangeline.

        W końcu jednak zakończyła się pora siedzenia przy stole. Miała zostać odprowadzona do swej sypialni przez swojego opiekuna, ale do tego niemal natychmiast dołączył Yro. Księżniczka posłusznie pozwoliła zaprowadzić się tam, gdzie miała zostać ułożona do snu. O ile posłusznie znaczy tyle, że niemal wymusiła - słodkimi oczami oczywiście! - na nich, by trzymali ją za ręce. A i oczywiście, gdy widziała służbę krzątającą się po drodze, to wyrywała się lekko, by się przyjrzeć, co robią te kompletnie obce jej osoby.

        Koniec końców Evangeline wiedziała, do którego pomieszczenia idą - jeszcze nie tak dawno Delia zrobiła jej krótki obchód po zamku, czy też raczej, po jego najważniejszych częściach. Wtedy też złota anielica nie tylko dowiedziała się, gdzie znajduje się komnata królowej, czyli jej mamy, ale także zostało jej wskazane znajdujące się tuż obok pomieszczenie, które miało zostać urządzone na jej sypialnię. A czemu dopiero miało zostać urządzone? Bo ostatnim razem, gdy to pomieszczenie zostało wspomniane, to było ono całkowicie puste.

        Evangeline wydała z siebie dźwięk zadziwienia, gdy drzwi zostały przez nią otwarte, a ona sama wprowadzona do środka. Najwyraźniej służba zamkowa, na wcześniejsze życzenie królowej, zdołała w niecałe pół dnia uczynić co tylko mogła, bowiem dawniej puste pomieszczenie obecnie nie tylko wyglądało całkiem całkiem, ale i spełniało podstawowe warunki, jakie sypialnia powinna spełniać.

        Pomieszczenie wciąż lśniło czystością, najwyraźniej sprzątano je non-stop, aż do niedawna. Jego centralną część, naprzeciw drzwi, wypełniało łoże, które bez wątpienia było królewskie. To jednak, co dziwiło oczy, to fakt, że pościel była wykonana z dokładnie tego samego materiału, z którego wykonana było obecne ubranie Evangeline, odpornego na jej niszczycielskie tatuaże. Najprawdopodobniej królewski czarodziej, w czasie robienia zaklętej sukni, zdołał zabezpieczyć magią także zapas materiału, który wykorzystanie właśnie można było zauważyć.

        Była jedna pokaźna szafa, w której zmieściłoby się niejedno ubranie, jednak lekko uchylone drzwi zdradzały, że świeciła ona pustkami. Najwyraźniej minie trochę czasu, nim garderoba Evangeline będzie godna prawdziwej księżniczki. Do tego na jednej ze ścian wisiało pokaźne lustro, w którym młoda niebianka mogłaby się przejrzeć bez problemu. Lustrzana powierzchnia była nietypowo szeroka, najwyraźniej ktoś założył, że młodociana zechce przyjrzeć się swoim rozprostowanym skrzydłom.

        Pod lustrem dosyć mała komoda, która, podobnie jak szafa, we wnętrzu miała jedynie nic. Czyste, lśniące nic. Na wierzchu za to pozostawiono piękny, złocony grzebień. Było na nim widać miejsce, gdzie złotnik chciał wygrawerować imię księżniczki, ale najwyraźniej zabrakło czasu. Albo nie znano imienia księżniczki. Jakby nie patrzeć, jeszcze wczoraj rano nikomu się nawet nie śniło, że Arrantalis będzie miało księżniczkę już dziś.

        To było jedyne wyposażenie tego miejsca, przez co było sporo, ale to sporo miejsca. Możnaby powiedzieć, że nie zdążyli zrobić ani wnieść więcej, ale w rzeczywistości nikt nie wiedział, co jeszcze może być potrzebne, bądź pożądane przez Evangeline, dlatego też założono, że w najbliższych dniach uzupełni się pustą przestrzeń o ewentualne wyposażenie czy meble.

        Evangeline nie narzekała na wystrój, wręcz przeciwnie. Gdy tylko została ułożona do snu, aż przytuliła do siebie pościel, jakby to był pluszak, a nie coś, co ma jej pomóc utrzymać ciepło. Nieco musiała się powiercić i poruszać skrzydłami, żeby się wygodnie ułożyć, bowiem nigdy wcześniej nie było jej dane zasnąć w takiej wygodzie, więc nie wiedziała, jaka pozycja będzie adekwatna. Z papugoszczurem u swego policzka, była już gotowa zmrużyć oczy, ale najpierw odezwała się w stronę swojego opiekuna.

- Dziękuje ci… Za twoje słowa. Czuję, że nawet gdyby nie miała twojej pomocy, to mama dałaby radę wytłumaczyć mi wszystko, ale… Odkąd jej pomagasz, wydaje się częściej uśmiechnięta. To tak jakby cieszył ją twój widok! - Posłała te szczere słowa w stronę Lakiego, a wraz z nimi równie szczery uśmiech. - A i tobie dziękuję, Yro. Za… Bycie zabawnym doradcą mamy! - powiedziała, bo nie chciała, by Yro czuł się źle, że nie odezwała się do niego. W końcu on też zasługuje na miłe słowa.

- Dobranoc, mordki wy moje - odezwała się po raz ostatni, po czym ziewnęła delikatnie, układając się jeszcze wygodniej w objęciach zarówno pościeli, jak i szczuropapugi.

        Gdy tylko drzwi zostały zamknięte, a straż zajęła swoje miejsca na korytarzu, gotowa bronić księżniczki przed światem zewnętrznym, jak i również świat zewnętrzny przed księżniczką, Valak przeszedł do kolejnej fazy swojego planu. Wcześniej, po ucieczce ze szponów tego okropnego ptaszyska, wylądował szczęśliwie u boku swojej podwójnej agentki. A że ta agentka nawet o swojej roli nie wiedziała, to nie miało znaczenia. Szczur, z bezpiecznych objęć księżniczki zbierał informacje. Nie tylko podsłuchiwał wszystko, co się działo dookoła, ale także aktywnie pytał Evangeline o różne rzeczy, gdy ci razem bawili się, a gdy nikt nie był, by podsłuchać, o czym szepcze papugoszczur w mowie zwierzęcej.

        Warunki były idealne. Zarówno szafa, jak i kredens, bez wątpienia mogłyby stanowić dla niego bezpieczne miejsce do konsumowania skradzionych z królewskiej spiżarni zapasów. Wpierw jednak musiał pozbyć się ze środka księżniczki, ponieważ jeśli ona będzie wiedzieć, to istnieje szansa, że przypadkiem - bądź celowo - zdradzi niepożądanym osobom trzecim jego zamiary. Na szczęście był sprytnym papugoszczurem i szybko wymyślił sposób na rozwiązanie swojego problemu.

        Wyleciał przez okno, które było w pomieszczeniu, w poszukiwaniu tutejszej królowej, czyli Delii. O dziwo znalazł ją w najmniej oczekiwanym miejscu, na plaży. Ujrzał ją z góry, w towarzystwie tego całego opiekuna księżniczki, gdy kontrolnie okrążał zamek. Zapamiętał miejsce, po czym wrócił do komnaty Evangeline, gdzie gwałtownie wylądował na jednej z poduszek, skutecznie budząc małoletnią.

- H... hmm? Już ranek? Czy brakuje złota? - majaczyła przez moment, ale po chwili przebudziła się i ujrzała swojego przyjaciela Valaka, jak i dotarło do niej, że wciąż był wieczór. Albo noc, ciężko było określić. - Co się stało?

- Chcesz zrobić prezent swojej mamie i uczynić ją bardzo, bardzo szczęśliwą? - spytał, w mowie zwierząt oczywiście.

- Jasne!

- No to nie ma czasu do stracenia. Kojarzysz te no… kwiatki? Zamień się w… eee… Takie kółko do zakładania na głowę. Uplecione z kwiatów, dobrze? A resztę zostaw mnie.

        Evangeline z początku nie zareagowała. Oczywiście nie chciała protestować, ufała bowiem Valakowi tak mocno, jak Delii czy swojemu opiekunowi. Po prostu próbowała sobie zobrazować to całe kółko z kwiatów. Przeszukała swoje wspomnienia, szukając czegokolwiek podobnego. Na całe szczęście miała okazję ujrzeć coś takiego - w drodze do wioski, gdzie spotkali Dżariego. Jedna z młodych dziewczyn na polu nosiła takie coś z uśmiechem. Nie marnując ani chwili, wstała z łóżka, co by nie zniszczyć pościeli, po czym wykonała polecenie magicznego zwierzaka, zmieniając się w wianek z kwiatów. To znaczy, przybrała formę, która przypominała wianek z kwiatów, tyle że zrobiony w pełni ze złota.

        Valak z trudem, ale zdołał podnieść księżniczkę pod tą postacią. Wyleciał z jej pokoju z księżniczko-wiankiem w łapkach, kierując się w stronę Delii. By nie zostać wykrytym leciał dosyć… wysoko. Nie zastanawiając się nad tym, co się stanie, gdy Evangeline spadnie w tej formie komuś na głowę… Upuścił ją, gdy przelatywał nad miejscem, gdzie ostatni raz widział Delię.

        Wiankowa Evangeline kilka sekund później wpadła do wody, niecałe dwie stopy od Delii, ale w bezpiecznej odległości od Dżariego. Plusk, jaki od tego powstał, był porównywalny z lądowaniem kamiennej kuli wystrzelonej z katapulty, głównie za sprawą wysokości, z jakiej księżniczka spadła. Gdyby nie to, że Valak spudłował, to w Alaranii byłoby o jedną królową mniej…

        Złoty wianek przez sekundę był na powierzchni wody, ale że złoto złote jest, to i szybko zaczęło iść na dno, ciągnięte siłą grawitacji. W tym momencie wszechświat zaczął się zastanawiać - czy Evangeline może utonąć, kiedy jest przemieniona w przedmiot? Oby tylko wszechświat nie był samotny w tym rozważaniu.

        A skoro o Valaku wcześniej była mowa, to ten obecnie latał między spiżarnią królewską a pokojem Evangeline. Był to kawał drogi, ale żadne ze zwierząt Delii jeszcze nie złapało jego zapachu, więc miał wolne ręce… łapki. Był na tyle sprytny, by omijać służbę królewską, a i by nie hałasować i nie bałaganić w pokoju księżniczki, dzięki czemu mógł w spokoju napychać szuflady komody do pełna serem i innymi smakołykami, które akurat zwinął. Nie ma co, geniusz zbrodni z tego papugoszczura!
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło - królowa chciała się z nim spotkać prywatnie. Był z tego powodu szczęśliwy, lecz nie okazywał tego po sobie. Miał czym się zająć do momentu umówionego spotkania i nie chciał się dekoncentrować, by tym razem niczego nie zawalić. Szybko więc pożegnał się z królową i wrócił do Evangeline. Praktycznie od razu pojawił się przy nich Yro z propozycją pomocy, którą Laki przyjął bez cienia podejrzeń - w gruncie rzeczy była to bardzo prosta uprzejmość, żadne przychylanie nieba, które kosztowałoby doradcę ponadludzki wysiłek. Mimo to Dżari szczerze mu podziękował za wskazówki i nie miał nic przeciwko temu, by dworzanin im towarzyszył, bo dzięki temu zawsze mógł go jeszcze o coś dopytać i może nawet uzyskać odpowiedź inną niż na odczepnego - w końcu była przy nich księżniczka.
        Już w komnatach Evangeline Dżari trochę się wycofał, oddając pole służącym, które miały przygotować księżniczkę do snu. Było co robić - kobiety pomogły młodej anielicy przebrać się w nocną koszulę, po czym jedna zajęła się czesaniem swojej pani, a druga zabrała suknię do czyszczenia. Wszystko odbywało się w miarę sprawnie, nie licząc częstych pytań i wiercenia się Evangeline, które jednak było do opanowania. Dżari robił co mógł, by zaspokoić ciekawość swojej podopiecznej bez angażowania w rozmowę kobiet, które były skupione na swojej pracy. Czasami w jego odpowiedzi wtrącał się Yro, zadowolony, że dzięki temu mógł przypodobać się chociaż odrobinę księżniczce. Lakiemu to nie przeszkadzało - sam nie zawsze dysponował wiedzą dość szeroką, by się wypowiadać, więc oddawał pole królewskiemu doradcy bez cienia sprzeciwu. W końcu jednak nadszedł koniec rozmów i pora była kłaść się do łóżka. Dżari próbował protestować przeciwko temu, by Valak spał razem z Evangeline w pościeli, był jednak sam w swoich staraniach i uznając, że może faktycznie próbuje zniszczyć pewien utarty schemat, wycofał się z tego pomysłu.
        - Dziękuję, wasza wysokość - odpowiedział, skłaniając się przed złotą anielicą, gdy ta pochwaliła jego dotychczasowe starania i wspomniała o tym, że królowej one również się podobają. Tak, słyszał już to tego dnia z ust samej Delii, ale nadal miał wątpliwości co do tego, czy aby na pewno na nie zasłużył. Dyskusja nie miała jednak żadnego sensu - każdy widział sytuację ze swojej perspektywy, a roztrząsanie jej w momencie, gdy księżniczka leżała już w łóżku, gotowa do snu, było już zupełnie pozbawione sensu. Dżari wycofał się.
        - Dobrej nocy, wasza wysokość - pożegnał się w progu, składając ukłon przed Evangeline, po czym wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
        - Poślijcie po mnie gdyby coś się działo - zwrócił się do strażników, bo wiedział, że powinien to zrobić, lecz zaraz naszła go myśl, że przecież ma się wkrótce spotkać z królową. Co się stanie, jeśli zastaną ich razem? Czy nie będzie z tego skandalu? Swoich słów nie mógł już jednak odwołać…
        - Bądź po pana Yro, jeśli nie będziecie mogli mnie znaleźć - dodał jeszcze. Uznał, że całkiem nieźle wybrnął z tej sytuacji i jeszcze oddał przy tym honor swemu poprzednikowi, chociaż może ten nie dostrzegł tego gestu.
        Gdy księżniczka już spokojnie udała się na spoczynek - a przynajmniej Dżari naiwnie w to wierzył - można było zająć się trochę sobą. Anioł nim udał się na spotkanie, zdążył się lekko odświeżyć, a na dziedzińcu pojawił się z rozpuszczonymi włosami, już nie taki formalny jak w ciągu dnia. Królowa zresztą również przebrała się na tę przechadzkę w wygodniejszą suknię. Bardzo ładną… chociaż jak to mówią, ładnemu we wszystkim ładnie.
        - Dobry wieczór, wasza wysokość - przywitał się. Przez krótki moment rozważał, czy się nie ukłonić, bo z jednej strony etykieta tego wymagała, z drugiej jednak… nie czarujmy się, było to bardzo nieoficjalne spotkanie. Co prawda nie mógł się do końca zapomnieć, stąd to tytułowanie Delii “Waszą wysokością”, ale w niektórych kwestiach mógł trochę popuścić sobie wodzy.
        - Moja pani - zwrócił się do niej, gdy już szli przez puste podcienia i ogrody. Mówił cicho, by nie mącić spokoju tego wieczoru.
        - Zdawałaś się… - Przez moment szukał odpowiedniego słowa. - Zatroskana, gdy zobaczyłem cię na dziedzińcu. Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytał w zupełnie szczery i niewymuszony sposób, w jaki pytają osoby na wskroś dobre, stworzone do tego, by pomagać.
        Zatoczka, do której dotarli, była bardzo urokliwa, Dżari mógłby wręcz zaryykzować i powiedzieć, że było to miejsce romantyczne, lecz przy Delii to słowo pewnie nie przeszłoby mu przez gardło. Milczał więc i tylko z nikłym uśmiechem na ustach pomógł królowej wspiąć się na pierwsze wychodzące w morze skałki, później zaś patrzył za nią, gdy szła coraz dalej. Jej smukła sylwetka w błękitnej sukni na tle granatowego nieba wydawała się prawie nierealna, jakby była zwiewnym duchem, który mógł zniknąć gdy tylko się mrugnęło. Laki zatrzymał się wpół kroku i po prostu patrzył, ocknął się dopiero, gdy królowa z wdziękiem wybiła się i wskoczyła do wody - to plusk wyrwał go z myśli, o które sam by się nie podejrzewał. Trochę nimi zażenowany spuścił wzrok i poszedł dalej. Balansując na suchych kamieniach wyszedł w morze jak najdalej mógł, a widząc wynurzającą się i podpływającą w jego stronę królową przykucnął tam gdzie stał - i tak już dalej nie mógł się przesunąć bez wchodzenia do wody. Problem polegał jednak na tym, że Delia zaproponowała mu wspólną kąpiel, a on nie umiał pływać i nie za bardzo chciał się do tego przyznawać - było to trochę uwłaczające zarówno dla niego jako mężczyzny, jak i teoretycznego mieszkańca wyspy. A gdyby wiedziała, że swego czasu był wojownikiem i wykonywał te same misje, co jej ojciec… Uznał jednak, że przyzna jej się do tej słabości, gdyż i tak już dość było wokół niego kłamstw i niedomówień.
        - Wasza wysokość, to chy… Królowo, w tył! - krzyknął nagle, gdy dostrzegł jakiś przedmiot spadający z nieba z prędkością, która zwiastowała jego spory ciężar. Nie byłby w stanie dotrzeć do Delii by ją osłonić, a nie władał też magią, która pozwoliłaby mu na zatrzymanie tego pocisku. Gdy więc przedmiot z głośnym pluskiem wpadł do wody, Laki odruchowo odsłonił się przed rozbryzgiem, po czym zaraz poszukał wzrokiem Delii.
        - Wasza wysokość, jesteś cała? - upewnił się, już stojąc na równych nogach. Wtedy to dostrzegł kształt przedmiotu, który przerwał ich krótką rozmowę. Wianek. Co więcej wianek ze złota. A skoro był to złoty przedmiot, który zjawił się w zupełnie niespodziewany sposób… To mogło świadczyć tylko o jednym.
        - Księżniczko?! - zawołał Laki nawet nie zastanawiając się jak głupio mogło brzmieć nazywanie przedmiotu ludzkim mianem. Bez chwili namysłu zeskoczył do wody, która w tym miejscu sięgała mu ledwie bioder i brodząc w niej zbliżył się do wianka. Złapał go i szybko wrócił na brzeg.
        - Księżniczko, nic ci się nie stało? - zapytał. Wiedział jednak, że nie otrzyma odpowiedzi od przedmiotu. - Księżniczko, proszę, wróć do swojej normalnej postaci.
        Dżari był roztrzęsiony i to z wielu, wielu powodów, których w tym momencie nie umiał nawet zdefiniować i nazwać. Poczekał, aż Evangeline wróci do swojej normalnej postaci, gdy jedna zaczęła nabierać swoich ludzkich kształtów dotarły do niego dwie prawdy: że była kompletnie mokra i kompletnie naga. Nie zastanawiając się długo nad tym co robić, Laki rozpiął koszulę i gdy tylko księżniczka stała się już sobą, osłonił ją zdjętym z siebie odzieniem - chyba jedyną suchą sztuką garderoby w promieniu kilkudziesięciu staj. Ze względu na jej skrzydła tunikę trzeba było założyć tył na przód, ale jakoś to działało.
        - Wasza wysokość… - Dżari zwrócił się do Delii z pewnym żalem w głosie. - Przepraszam za… Odprowadzę księżniczkę do jej komnaty - oświadczył, spuszczając wzrok, po czym objął Evangeline za ramiona i poszedł z nią w stronę bramy w murze prowadzącej do ogrodu. Był łagodny i spokojny jak zawsze, lecz kto go dobrze znał dostrzegłby jak matowe było jego spojrzenie. Gdyby zaś był w tym momencie przy nim Dżariel, bez zbędnych słów zabrałby go za miasto. Tam lataliby jak szaleni wśród drzew i skał, ścigając się tak długo, aż obaj padliby ze zmęczenie i dopiero gdy leżeliby na trawie ciężko dysząc po wysiłku, mag zapytałby co się stało i uzyskałby szczerą, oczyszczającą odpowiedź… Lecz Dżariel nie żył już od wielu lat, kto wie, może zniknął nawet blask rozświetlający miejsce jego spoczynku. Dżari zaś został sam, z wyrzutami sumienia, które odebrały mu skrzydła. ”Właśnie, skrzydła…”
        - Księżniczko, skąd się tam wzięłaś? - zapytał, lecz nie z naganą a troską. - Przyleciałaś? Umiesz latać? - upewnił się, bo zdawało mu się, że Evangeline nie potrafiła wzbić się w powietrze, chociaż posiadała skrzydła.
        Dżari dotarł z księżniczką pod drzwi jej komnaty w milczeniu. Dostrzegł spojrzenia strażników, którzy pilnowali drzwi: najpierw zaskoczone, a potem ciekawskie. Po ich uśmiechach domyślił się co też mogło roić się w ich głowach: on półnagi prowadził ją, całą mokrą i okrytą jego koszulą. Wystarczyło jednak jedno nieprzychylne spojrzenie Lakiego, by nie odezwali się słowem, gdy opiekun wprowadzał księżniczkę z powrotem do jej komnaty.
        - Nie jest ci zimno? - upewnił się, szukając ręczników. - Dobrze się czujesz?
        Pomógł Evangeline się osuszyć i nawet wyczesał jej skołtunione mokre włosy. Tak jak kilka godzin wcześniej ułożył ją do snu, jakby zupełnie nic nie zaszło.
        - Dobranoc, wasza wysokość - powiedział szeptem nim wyszedł na korytarz. Spojrzał nieprzychylnym wzrokiem na strażników, którzy nie ruszyli się z miejsca, ale z pewnością podsłuchiwali gdy był w środku.
        - Zaglądajcie do niej od czasu do czasu - nakazał, po czym poszedł. Nie wiedział z początku gdzie się udać: powrót nad morze nie miał sensu, bo Delia pewnie już sobie stamtąd poszła. Co za wstyd… Mieli spędzić miły, spokojny wieczór, ale on musiał zawalić. Może lepiej nawet by nie pokazywał się królowej na oczy. Z tą myślą zdecydował się tam nie wracać, lecz zszedł już na dziedziniec, udał się więc na spacer po ogrodzie. Miał nad czym myśleć… Tak naprawdę myślał od kiedy tylko wrócił do zamku z przemoczoną księżniczką. Uznał, że przesłanie było jasne: zapomniał się. Nie taka była jego misja, miał im pomagać, a nie miło spędzać czas. Bycie powiernikiem a towarzyszem zabaw to dwie różne rzeczy, powinien się nauczyć je rozdzielać. Nie był zresztą godny, by pozwalać sobie na takie marzenia. Co on sobie myślał? Nie mógł nawet uważać się za anioła - aniołowie nie mordują swoich przyjaciół, nie niszczą niczyjego życia. Zawiódł zbyt mocno, by móc nosić skrzydła, a jego misja nie była nagrodą, lecz pokutą. Może za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat będzie mógł pozwolić sobie na marzenia i nadzieje, teraz jednak liczyły się tylko obowiązki. Powinien się bardziej pilnować.
        Dżari westchnął i rozejrzał się. Doszedł do części ogrodu, której zupełnie nie znał, oddalonej spory kawałek drogi od zamku. Nie powinien spotkać w tym miejscu żywego ducha… Usiadł więc na schodach mijanej altanki i zapatrzył się w gwiazdy, jak to czynił wielokrotnie przez ostatnie lata. Szkoda, że nie potrafił z nich wróżyć i znał tylko jeden omen, który umiał z nich odczytać. Widział go wczoraj… I jak zawsze królik nie kłamał. Teraz jednak niebo było dla niego jedną wielką tajemnicą. Patrzył na migoczące na firmamencie gwiazdy i choć niedaleko siebie miał pełne ludzi miasto i pałac, poczuł się strasznie samotny. Oczy mu się zaszkliły, lecz z gardła nie wydobył się szloch, a melodia. Zaczął cicho nucić, a z czasem również śpiewać, jego głos był jednak cichy niczym szmer wody. Może to i dobrze, gdyż słowa jego pieśni były smutne - mówiły o stracie i rozpaczy, o popiołach, które miały stać się nowym życiem, gdy uzyska się wybaczenie. Wiele zależało jednak od interpretacji śpiewaka, a przekaz Dżariego był jasny: on przebaczenia nie uzyska. Dla niego nie miało zaświecić słońce, które roztopi śnieg otulający jego serce…
        Gdy pieśń dobiegła końca, Laki siedział jeszcze chwilę bez ruchu, po czym westchnął przejmująco i wstał. Za bardzo dał się chyba ponieść ponuremu nastrojowi, a to nie miało najmniejszego sensu. Wrócił więc do siebie i udał się na spoczynek, nawet nie czyniąc planów na następny dzień. Spał jednak płytko i dość niespokojnie, a gdy po kilku godzinach się przebudził uznał, że nie zaśnie, dopóki nie sprawdzić co z Evangeline. Wstał i ubrał się pospiesznie w dodatkową liberię, którą całe szczęście posiadał. Po cichu udał się do komnaty księżniczki i chociaż nie musiał się tłumaczyć strażnikom, powiedział im, że chce sprawdzić czy wszystko w porządku, chociaż oni bronili się, że co jakiś czas do niej zerkali. Laki jednak i tak wszedł do środka i podszedł do śpiącej anielicy. Wiedziony troską wyciągnął rękę w jej stronę. Chwilę potrzymał dłoń nad jej ustami, a potem wierzchem dotknął czoła by upewnić się, czy po tej nagłej kąpieli się nie przeziębiła. Nie miała jednak gorączki i to go uspokoiło. Z czystym sumieniem wrócił do siebie i zdołał nawet pospać do rana, gdy to obudził się już wypoczęty i mógł wrócić do pełnienia swoich obowiązków… Uznał jednak, że nie może zamieść wczorajszej sytuacji pod dywan. Gdy więc już się wyszykował, udał się do księżniczki i królowej, by złożyć samokrytykę.
        - Wasza wysokość - zwrócił się do nich. - Przepraszam za moje wczorajsze zaniedbanie. Obiecuję, że to się nie powtórzy... I poniosę wszelkie konsekwencje tego zdarzenia - zapewnił, skłaniając się jeszcze niżej. Yro stracił posadę, gdy dopuścił do tego, by księżniczka powierzona jego opiece uciekła, więc Laki musiał być gotowy na podobny los, chociaż gdzieś głęboko w sercu czuł, że nie przyjąłby takiego werdyktu i chyba próbowałby negocjacji. Nie mógł odejść z pałacu gdyż był pewien, że to była misja, jaką miał wykonać.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

"Dziękuję za bycie zabawnym doradcą mamy?" – powtórzył w myślach nieco rozczarowany tym określeniem. Jakby był jakimś błaznem! Nie chciał jednak ranić uczuć księżniczki więc uśmiechnął się, najszerzej jak umiał, choć nie wyglądało to, zbyt naturalnie – Dobranoc – powiedział i czym prędzej wyszedł.

Tymczasem Delia dotarła na dziedziniec. Uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc Dżariela - w końcu nadarzyła się okazja, by mieli chwilę dla siebie. Przywitali się, księżyc przyświecał im, tworząc romantyczną aurę. Ruszyli ku plaży, idąc alejką między drzewami. Królowa z gracją omijała korzenie bezczelnie wychodzące na ścieżkę - widać było, iż często tu przychodziła. Mogłaby teraz nawet zamknąć oczy, a i tak by dotarła bez problemu.

- Martwi mnie ta zaraza, która niszczy plony i Evangeline, to po prostu dość dużo, jak na ostatnie dni… Jednakże, przy tobie jakoś tak te wszystkie troski, może nie znikają, ale mam jakieś takie uczucie, że wszystko się ułoży i będzie dobrze – wyjaśniła. Mówiła powoli, z lekkim onieśmieleniem. – Także wystarczy sama twoja obecność – dodała po chwili, uciekając wzrokiem w ziemię.

Bardzo szybko dotarli do zatoczki. Fale delikatnie uderzały o brzeg, nie było zbyt wielkich bałwanów. Del nie zamierzała marnować czasu i już chciała wejść do wody. Laki podał jej dłoń, gdy wchodziła na skałki. Gdy wskoczyła do wody, jej ciało ogarnął miły chłodek. Było ciemno, więc anielica nie myślała o dłuższym nurkowaniu, wynurzyła się więc i już wołała Lakiego, myśląc o cudownej wizji wspólnego pływania, gdy ten krzyknął. Niebianka odruchowo odskoczyła w bok, kryjąc się pod wodę. Przez chwilę pozostała pod powierzchnią.
Gdy się wynurzyła, wciąż nie wiedziała, co się stało, ledwo przytaknęła Dżariemu, a ten krzyczał coś o księżniczce. Delia wyszła na płyciznę i po dłużej chwili omijania większych skał dotarła do brzegu, gdzie leżał złoty wianek. Królowa nie wiedziała co powiedzieć, tak wiele emocji i myśli nagle się w niej plątało.
Chwilę tak stała i patrzyła jak Dżari zabiera młodą do zamku. Gdy znikli jej z oczu opamiętała się, rozłożyła skrzydła i szybko do nich podleciała. Gdy pływała, to były one skryte, więc teraz mogła bez problemu okryć dodatkowo jednym z nich swą córeczkę - na pewno lepiej grzały niż sam materiał.
Rozdzielili swe drogi dopiero po wejściu do środka - Del poszła, a właściwie poleciała do swej komnaty. Oczywiście osuszyła się i niby mogłaby iść spać, ale postanowiła sprawdzić co u Evci. Weszła do jej komnaty i zastała jego - Valaka. Księżniczka spala zmęczona wszystkimi przeżyciami, ale papugoszczur wręcz przeciwnie, napychał szuflady. Królowa podeszła powoli i chwyciła szczura tak by nie mógł się wyrwać, ale też, by go nie skrzywdzić.

- Domyślam się, że Evangeline sama by nie poleciała, Piorun by tego nie zrobił, a nie ma tu innych skrzydlatych istot więc lepiej słuchaj, szczurze. Będziesz karmiony i ona będzie o ciebie dbać. – Spojrzała na śpiącą. – Ale nie możesz jej kazać robić takich rzeczy, nie możesz okradać spiżarni i odniesiesz to wszystko, nim ktokolwiek się zorientuje. W przeciwnym razie… Piorun się tobą zajmie – powiedziała, jej ton był w pełni poważny i groźny. Odstawiła szczura na szafkę i wyszła, rzucając jeszcze na odchodnym: – Nawet nie próbuj uciekać. I tak cię znajdę.

Następnie wróciła do siebie i otworzyła okno na oścież. Wyleciała i wylądowała na samym szczycie dachu. Miała stąd przepiękny widok na cale Arrantalis. Przycupnęła sobie i patrzyła to na wyspy, to na wodę i księżyc odbijający się w tafli oceanu. W tej dyskretnej ciszy niosła się melodia anielskiej pieśni. Była na tyle cicha, że Delia nie mogła rozpoznać słów, jedynie melodię, a czasem poszczególne jej fragmenty.
Niestety noc była porą spania również dla aniołów, więc po chwili królowa zaczęła przysypiać i zsuwać się po dachu, będąc coraz bliżej jego krawędzi. No i niestety w końcu spadła. Jednakże miała dużo szczęścia, bo Dżari akurat był tuż obok, a raczej tam w dole. I nie pozwolił jej się rozbić o ziemię.
Później już była tylko ciemność, po której Delia obudziła się we własnym łóżku. Pamiętała tylko to, że Laki miał ją na rękach, ale w tej chwili nie była w stanie ocenić czy to był sen, czy rzeczywistość. Zresztą miała trochę spraw do załatwienia, a rozmyślanie nad tym trochę kiepsko wpasowywało się w grafik, przynajmniej w tej chwili.
W pierwszej kolejności ruszyła do Evangeline. Zerknęła do szuflad - Valak najwyraźniej się wystraszył i ją posłuchał, a teraz spał jak gdyby nigdy nic z księżniczką. Wtedy też wszedł Laki.

- Witaj, Laki – rzekła, uśmiechnięta, ale nie tak wesoło, jak ostatnio. – Spójrz na nich. I pomyśleć, że winny wczorajszego zamieszania był tylko ten skrzydlaty gryzoń. – Gdy Dżari się odezwał, królowa przybrała poważną, lecz nadal dość łagodną minę. – Nikt nie mógł się spodziewać tego po szczurku. Poza tym to także moja wina. Dlatego nie wyciągnę żadnych konsekwencji. Najważniejsze, że ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. – Gdy skończyła, uśmiechnęła się nieco, choć wczorajszy dzień dał jej w kość i było to widać.

Evangeline się budziła, Valak się budził, a Delia poszła zająć się swymi poddanymi - dziś był dzień, gdy przychodzili po pomoc w rozwiązaniu swych różnorakich problemów. Było ich na tyle dużo, że dopiero po południu Delia zjawiła się w ogrodzie, gdzie Nevina wraz z najwyraźniej przymuszonym do tego Emanuelem bawili się z Evcią, a nawet kochana babcia starała się zapoznać księżniczkę z literkami i bardzo dobrze się przy tym bawiła. Zwierzęta ganiały beztrosko i ogólnie było bardzo miło i rodzinnie.
Delia westchnęła - jeszcze musiała się przebrać, była teraz w odświętnej sukni z czerwoną, długą peleryną. Na szczęście była z cienkiego materiału więc dało się znieść upał. Na głowie zaś miała koronę. Postanowiła jednak poświęcić chwilkę i pogadać choć trochę. Nim cokolwiek zdążyła zrobić, przyleciała do niej jej matka.

- OOO! Jak cudownie wyglądasz, moja kochana Del! – Nevina uściskała królową najmocniej jak umiała.
- D… Dziękuję matko. – Z trudem łapała oddech. – Jak tam Evangeline?
- Uczymy się literek, ach jest taka rozkoszna, to świetna zabawa!
- Idzie dość opornie – skwitował ojciec.
- Och, to miło, że spędzacie razem czas. – Władczyni aż się lżej zrobiło na serduszku. Rozejrzała się teraz jeszcze za Lakim i gdy tylko go wypatrzyła, podeszła do niego.
– Witaj Laki, jak się czujesz? – spytała zatroskana. Wiedziała, że czuł się przecież winny przez wczoraj.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Niecierpliwie czekała na bodziec z zewnątrz odkąd tylko papugoszczur wypuścił ją z łapek. Gdy jeszcze jednak była trzymana przez jego pazury, wiedziała, że są wysoko w powietrzu, bowiem mogła spojrzeć na otoczenie oczami zwierzaka. Krajobraz był zachwycający, ale księżniczka była zbyt skupiona na tym, jak bardzo uszczęśliwi swoją przybraną matkę, by w pełni okiełznać piękno świata dostrzeganego z tej wysokości.

        Nie czuła ani pędu powietrza ani też uderzenia o taflę wody. Nie wiedziałaby nawet, że już nie jest w powietrzu, gdyby nie to, że w końcu została dotknięta przez Dżariego. Gdy tylko usłyszała jego słowa, Evangeline miała wrażenie, jakby ta sytuacja miała już kiedyś miejsce. Przez chwilę była zagubiona w myślach, przez co nie wykonała natychmiast prośby opiekuna. Nie mogła jednak dowiedzieć się więcej, dopóki była pod obecną postacią, dlatego też zaczęła powracać do formy, która posiada nie tylko ręce i nogi, ale też własne zmysły.

- Nic mi nie… jest - odezwała się gdy tylko była już w pełni uformowana. Z początku radośnie, lecz ostatnie słowo wyszło z niej spokojnie, powolnie nawet w porównaniu do typowej wymowy księżniczki. Patrzyła na twarz swojego opiekuna i natychmiast zrozumiała, czemu zdawało jej się, że to już miało miejsce. Był spokojny jak zawsze, ale przeczucie księżniczki mówiło jej, że znowu doprowadziła do takiej sytuacji, jak wszystkie poprzednie. W przeciwnym wypadku atmosfera byłaby o wiele bardziej radosna i uśmiechnięta, prawda?

        Została osłonięta koszulą Lakiego, który wkrótce po tym odezwał się oficjalnymi słowami w stronę dorosłej anielicy. Było w nich coś nie tak, na pewno nie były wesołe, jednak młoda nie mogła sprecyzować, co dokładnie nie pasuje jej w tonie opiekuna. W każdym razie Evangeline była niemal pewna, że cokolwiek się stało, na pewno nie uszczęśliwiło jej mamy, wbrew słowom Valaka. Nie wierząc, że słowa miękkiego papugoszczura nie okazały się prawdą, obiecała sobie, że nie przytuli kłamiącego zwierzątka na dobranoc.

        Pomimo tych myśli, po głowie wciąż chodziła jej obawa, że to jednak nie tylko wina szczura ze skrzydłami, ale także jej. Mogła w końcu nie słuchać go i iść spać. Albo może papugoszczur nie kłamał i to ona coś zepsuła, przez co niespodzianka nie wyszła? Chciała spytać, ale zrezygnowała, bo bała się, że cała wina będzie spoczywała na jej barkach. Poza tym ani Delia, ani Dżari nie wyglądali w nastroju na rozmowy, przynajmniej z perspektywy młodej. Uznała, że najlepiej będzie, jak grzecznie i cicho posłucha się dorosłych, zostawiając słowa na później.

- Skrzydlaty szczur mnie uniósł po tym, jak się przemieniłam - odpowiedziała, gdy tylko Dżari zadał jej pytanie. Kąciki ust Evci uniosły się na chwilę, gdy usłyszała, jakim tonem mówił opiekun. Bała się, że jest na nią zły, ale najwyraźniej nie był. Co jednak nie zmieniało faktu, że znów narobiła bałaganu, przez co nie za bardzo miała powód, by uśmiechnąć się bardziej. Po chwili obróciła w głowę w tył i bez ładu i składu machnęła skrzydłami. Chciała sprawdzić, czy przypadkiem się nie nauczyła, ale najwyraźniej nie. Aby Laki nie myślał, że jego drugie pytanie zostało zignorowane, pokręciła głową na boki, tworząc gest powszechnie znany jako “nie”.

- Nie jest mi zimno. Co najwyżej chłodno. I nic mi nie jest - stwierdziła spokojnie księżniczka. Owszem, wychłodziła się trochę, ale przed poznaniem Delii nie miała szczególnie ciepłego miejsca do spania, a i deszczu także często doświadczyła na własnej skórze, więc można było powiedzieć, że złota anielica była nieco zahartowana w kwestii zmoknięcia i wystawienia na chłód.

        Widać było po jej minie, że była niemrawa, ale przynajmniej starała się współpracować przy ponownym szykowaniu do spania. Grzecznie pozwoliła się osuszyć, a nawet bez marudzenia wytrwała czesanie o wiele bardziej niesfornych włosów. Po ponownym ubraniu w rzeczy, które tu zostawiła wcześniej po przemianie i położeniu do łóżka, Evangeilne pokręciła się chwilę i niemal natychmiast zasnęła, odkładając wszelkie troski i problemy na następny dzień. Co jak co, ale karuzela emocji, którą miała okazję nie tylko doznać, ale i wywołać, wyssała z niej resztki sił.

        Jakiś czas później Valak, który cudem ukrył się moment przed tym, jak Dżari zwrócił Evangeline do jej własnej komnaty, ponowił swój plan przenoszenia jedzenia do mebli w pokoju księżniczki. I niestety, po tym, jak uniknął Dżariego, stracił czujność, bowiem złapała go Delia, która to postanowiła zobaczyć, czy jej córka aby na pewno śpi tym razem.

        Cóż, reprymenda i groźba królowej podziałały cuda. Szczur niemal natychmiast zaczął transportować wszystkie zapasy jedzenia, które nakradł, z powrotem do spiżarni. W ten sposób stracił całą noc, ale przynajmniej uporał się z jedzeniem. Gdy nastał ranek, zmęczony schował się w objęciach księżniczki, gdzie zasnął niemal natychmiast. Miał nadzieję, że żadna bestia królowej nie odważy się go pożreć, gdy będzie blisko niej.

        Evangeline zaczęła się budzić, gdy Dżari i Delia zaczęli rozmawiać w jej pokoju. Powoli zaczęła się przeciągać, otwierając przy tym oczka. Oczywiście w wyniku tych porannych akrobacji obudziła także Valaka. Ten, niemrawy i z sennymi oczami, niechętnie wstał. Wiedział bowiem, że póki był w łasce księżniczki, tak długo był zabezpieczony przed gniewem królowej. Choć od pierwszych chwil czuł, że Evangeline zdaje się niezbyt rozmowna - tuż po przebudzeniu przemówiła niemal szeptem do obecnych w jej pokoju, wydobywając z siebie ciche “dzień dobry”. Na całe szczęście, Valak wiele szczurzyc w swoim życiu spotkał, dzięki czemu wiedział jak pozbyć się trosk z umysłu płci pięknej. Nic więc dziwnego, że udało mu się rozweselić młodą żartami o serze oraz śmiesznie brzmiącymi, nietypowymi wyrazami.

        Z pomocą służek, Evangeline została raz-dwa przygotowana na kolejny dzień. Ubrano ją w suknię, którą nosiła wczoraj na kolacji - jej garderoba wciąż była stosunkowo uboga, choć królewski czarodziej starał się jak mógł, by ochronić przed efektem niszczących tatuaży kolejne skrawki materiału. To, że w ogóle nocna koszula została ukończona na czas, było zasługą faktu, że zamkowy mag dla pewności zaczarował na samym początku o wiele więcej materiału, niż tego pierwotnie planowana suknia wymagała.

        Po uszykowaniu Evangeline miała chwilę spokoju, którą spędziła na wyglądaniu przez okno, przez które została wczoraj wyniesiona. Następnie została zaprowadzona pod opiekę rodziców Delii, którzy na swój sposób wyrazili chęć - bądź niechęć - przebywania z młodą księżniczką. Evangeline nie protestowała, szczególnie gdy widziała entuzjazm w oczach swojej babci. Nic więc dziwnego, że młoda niebianka została porwana w wir zabaw, podczas którego nie miała czasu na zadręczanie się wydarzeniami dnia poprzedniego.

        Po południu, w ogrodzie już, Evangeline próbowała zrozumieć abstrakcyjną sztukę, jaką było pisanie i czytanie. Nie były to dla niej zupełnie obce konstrukty społeczne, po prostu nigdy nie miała okazji zapoznać się osobiście z nimi, a nawet nie czuła potrzeby, by wiedzieć coś takiego. Evangeline miała obecnie szeroki uśmiech na twarzy - Nevina przy każdej literce starała się rozbawić złocistą do łez, aby ta nie zapomniała nauki i najwyraźniej działało to. Złota mgła otaczająca księżniczkę, która po pozbawieniu roli niby-żywej cenzury była o wiele mniej skupiona, okazjonalnie układała się w przeróżne, mniej lub bardziej istniejące litery. Mgła szczególnie ożywała, gdy Evcia próbowała wyobrazić sobie krótkie słowa, przez co drobiny złota układały się w to słowo. Choć niemal zawsze to słowo okraszone mniej lub bardziej gramatycznym błędem.

- Witaj mamo! - Evcia żywo pomachała Delii, gdy ta tylko przyszła w swym szkarłatnym odzieniu. - Wiedziałaś, że literka “H” to dwoje ludzi podających sobie ręce, a literka “A” to ci sami ludzie, ale tak pochyleni, że stykają się czołami? - spytała, chwaląc się zarazem tym, jak rodzicielka królowej pomogła młodej zobrazować i zapamiętać wygląd liter.

        Tuż obok Evangeline chrapał szczur. Na tyle głośno, że nawet przy zgiełku biegających zwierząt i uczącej się Evangeline było słychać odgłosy jego włochatej mordki. Między chrapaniem Valak znalazł nawet czas na mówienie przez sen, co jednak było o wiele cichsze, choć równie złowieszcze.

- Hrrr… Ucho traszki, tak… Hrrr… Jasne, że świeże, sam odgryzałem… Skrzydło muchy… Hrrr… Wyjdzie wspaniała trucizna słowo daję, jak futro kocham. Hrrr...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Delia chyba nie zdawała sobie nawet sprawy jak wielkie znaczenie miały dla Dżariego jej słowa - świadomość tego, że czuła jego wsparcie, była dla niego bardzo pokrzepiająca, co nie oznaczało jednak, że zamierzał osiąść na laurach.
        - Dziękuję, wasza wysokość - odpowiedział jej. - Jeśli jednak mógłbym zrobić coś więcej, proszę powiedzieć, zrobię co w mojej mocy - zapewnił zupełnie szczerze.
        Anioł starał się nie myśleć zbyt intensywnie o tym, jak urocza była Delia, gdy mówiła z taką nieśmiałością i uciekała od niego wzrokiem, nieświadomie odgarniając włosy…

        Gdy wracał do zamku po wizycie w ogrodach, wśród ciszy nocy, której nie mącił nawet dźwięk obijających się o brzeg fal ani odgłos jego kroków stawianych na miękkiej trawie, dziwny chrobot zdawał się brzmieć głośno i wyraźnie jakby coś poruszało się tuż przy jego uchu, choć przecież dobiegał z daleka. Laki natychmiast się rozejrzał, gdyż dźwięk był nietypowy i niepokojący. W pierwszej chwili nie podniósł wzroku ku niebu, lecz jego uwagę zwróciły opadające na ziemię suche liście i fragmenty mchu, które oderwały się od dachówek - dopiero wtedy Laki podniósł wzrok i aż głęboko nabrał tchu widząc spadającą z dachu postać. Nie zastanawiał się ani chwili nad tym co począć - rzucił się biegiem w tamtą stronę, wyciągając przed siebie ręce. W ostatniej chwili spostrzegł, że to co z początku wziął za prześcieradło czy pelerynę było tak naprawdę skrzydłami - wedle jego wiedzy mogła to być tylko jedna osoba spośród mieszkańców zamku…
        - Ygh! - stęknął, w ostatniej chwili łapiąc królową i ratując ją przed upadkiem. Anielica nie była co prawda ciężka, lecz impet zrobił swoje, przez co pod Lakim ugięły się kolana, a w ramionach poczuł ostry ból, lecz ani jedno ani drugie nie mogło doprowadzić do tego, by puścił Delię. Wytrzymał, mocno przyciskając anielicę do ciała, a swój chwyt poluzował dopiero po chwili, by przypadkiem nie wypadła mu z rąk.
        - Wasza wysokość? - zwrócił się do niej z niepokojem, ostrożnie ją opuszczając, jakby chciał położyć ją na trawie. Taki upadek nie był czymś normalnym, Dżari zaniepokoił się, czy Delii przypadkiem nic się nie stało, czy nie została przez kogoś albo przez coś zaatakowana bądź nie zasłabła z innych przyczyn. Królowa jednak gdy tylko została wezwana otworzyła powieki i spojrzała na Dżariego wzrokiem, w którym widać było jedynie zmęczenie, jakby zbudził ją przed czasem. Laki poczuł się jak tego samego dnia w chatce wiele staj od stolicy, gdy królowa zbudziła się po wyleczeniu ran. Naszła go fala niepokoju, że może jednak coś przeoczył i królowa straciła przytomność właśnie przez tamten incydent… Ona jednak jakby nigdy nic umościła się w jego ramionach i ponownie zamknęła oczy, jakby zamierzała dalej spać.
        - Ekhm, pani… - Dżari próbował ją jeszcze wezwać, lecz nie za bardzo wiedział, co chce powiedzieć. W końcu jednak nachylił się i zadał jej szeptem pytanie, gdzie znajduje się jej komnata. Delia nie odpowiedziała, wskazała mu jedynie palcem otwarte okno wysoko na wieży, pod którą byli. To jednak wystarczyło. Dżari oczywiście nie rozwinął skrzydeł, choć może tak byłoby najszybciej, lecz wstał i idąc na własnych nogach zaniósł królową do jej sypialni. Po drodze całe szczęście nie minął nikogo, gdyż cały pałac już dawno spał, a cisza i spokój nocy pozwoliły mu się na moment rozluźnić. Choć wcześniej gorzko wypominał sobie chwile zapomnienia, teraz zdarzyły mu się one po raz kolejny, bo jednak czuł w sercu przyjemne ciepło, gdy mógł nosić Delię na rękach i opiekować się nią w chwilach, gdy była tak bezbronna.
        Po dotarciu do komnaty Laki ułożył królową do snu. Nie chciał jej budzić, ale nie chciał też tak po prostu zostawić ją i odejść, zajęło mu więc chwilę nim rozścielił łóżko i dopiero po tym położył ją i przykrył kołdrą, cały czas dbając o to, by nie uszkodzić jej skrzydeł. Nie odszedł tak od razu, nie potrafił. Delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy i po chwili wahania skorzystał z zaklęć, by sprawdzić czy na pewno z królową było wszystko w porządku i czy w wiosce nie przeoczył żadnych objawów. Wszystko wskazywało jednak na to, że Delia była zdrowa i pokonało ją zmęczenie. Dżari jednocześnie poczuł ulgę, że nic jej nie dolegało i zmartwienie, że anielica doprowadziła się do takiego stanu… Było to zapewne nieuniknione gdy pełniło się tak odpowiedzialną funkcję, lecz może istniał sposób, by jakoś jej ulżyć. Z tą myślą Dżari wyszeptał życzenia dobrych snów i po tym jak zamknął okna i zaciągnął kotary, opuścił komnatę Delii, udając się do siebie. Myślał o anielicy tak długo, aż jego samego nie zmorzył sen.

        Ku własnemu zaskoczeniu, Dżari uzyskał przebaczenie. Myślał, że będzie musiał się bardziej tłumaczyć, a tymczasem królowa od razu odpuściła mu winy i co więcej przyznała, że mogła to być również kwestia jej zaniedbania. Anioł w pierwszej chwili chciał protestować, lecz zaniemówił z zaskoczenia, gdy Delia wspomniała o prowokatorze tego całego zamieszania.
        - Valak? - zapytał zaskoczony, zerkając w stronę śpiącego w ramionach księżniczki niczym maskotka szczura. Nie spodziewał się, że ten gryzoń może być taki przebiegły… Lecz skoro tak, od tej pory zamierzał go pilnować.
        Dżariego nie było podczas porannej toalety księżniczki - został wtedy na moment zwolniony, by mógł zająć się swoimi sprawami. Maria, która nie mogła nadal przeboleć, że na dwór trafił ktoś tak do tej roli nieprzygotowany, wzięła młodego mężczyznę pod swoje matczyne skrzydła i postanowiła jak najszybciej zrobić z niego godnego dworzanina. Zaczęła od ubioru. Uznała autorytatywnie, że aktualna liberia to najlepsze co mogło mu się trafić, więc wyposażyła go w jeszcze kilka kompletów i pasujące do tego buty, paski, kurtkę, nawet w rękawiczki na zimę i inne akcesoria, które mogły mu się przydać w razie niepogody. Ba, dostał nawet odpowiednie aksamitki do wiązania włosów, by nie używał już swoich trochę sponiewieranych rzemieni. Później zaś nastąpił przyspieszony kurs etykiety, polegający głównie na wymienianiu co wolno a czego nie, czemu towarzyszyło poszturchiwanie, gdy Dżari gdzieś robił błędy. Nie ma co, Maria była wymagającą nauczycielką, która na dodatek świetnie gospodarowała czasem - wycisnęła z niego ile się dało nim Evangeline się wyszykowała i aniol musiał wracać do opieki nad nią.
        Nie pozostali długo sami, gdyż zaraz spotkali rodziców Delii - Nevina już z daleka zaczęła radośnie witać się ze swoją wnuczką i jej opiekunem, zapytała oboje jak się spało i sama zapewniła, że ona wypoczęła wprost wyśmienicie. Ćwierkała jak nastolatka, a stojący za jej plecami Emanuel patrzył tylko na całą trójkę z lekkim niezadowoleniem, które jednak zacierało się, gdy żona zerkała w jego stronę. W końcu jednak padła konkretna propozycja spędzenia razem czasu: nauka czytania. Dżari sam nie wyszedł z tą propozycją uznając, że księżniczka będzie miała pewnie prywatnych nauczycieli, lecz skoro Nevina tak bardzo chciała się tym zająć, nie widział przeciwwskazań.
        - Przyłącz się do nas! - zaproponowała matka Delii, ciągnąc Dżariego za ramię.
        - Ale ja umiem czytać - odparł w pierwszej chwili Laki i nim dotarło do niego jak idiotycznie zabrzmiało to wyznanie, anielica już wybuchnęła radosnym śmiechem, który był na tyle zaraźliwy, że i jemu drgnęły kąciki ust. Mimo wszystko babcia Evangeline odpuściła, orientując się, że nie było to zadanie, z którym opiekun czuł się specjalnie komfortowo. Gdy więc one usiadły na trawie razem z książkami i zajęły się nauką czytania, on przysiadł niedaleko w podcieniach i obserwował je jak cichy strażnik. Co jakiś czas łypali na siebie z Emanuelem, lecz żaden nie podszedł do drugiego. Dżari za to po chwili przykuł uwagę spacerujących po ogrodzie dam dworu, które z zainteresowaniem podeszły do nieznajomego młodzieńca.
        - Och, nowa twarz! - ucieszyła się jedna z nich, zaraz podchodząc i podając aniołowi rękę do pocałowania. - Jak miło! Od dawna pan jest na dworze? Ach, pewnie to pan jest tym nowym opiekunem księżniczki! Jak pana zwą?
        - Dżariel Laki, moja pani - odpowiedział jej znachor nachylając się nad jej dłonią i całując białe palce. - W istocie, od wczoraj pełnię rolę opiekuna księżniczki.
        - Laki? Co za niespotykane nazwisko! - ćwierkała dalej dama dworu. Później szybko zaprezentowała siebie i swoje towarzyszki, Dżari jednak z tego potoku słów zapamiętał tylko, że pierwsza z nich miała na imię Naryanna, reszty nie dosłyszał, ale miło kiwał głową i się uśmiechał.
        - Panie Laki, z którego dworu pan do nas przybył? - dopytywała rzeczona Naryanna. - Ośmielę się zgadywać, że pewnie z kontynentu, czyż nie? To nazwisko jest takie… egzotyczne!
        - W istocie, przybyłem z kontynentu…
        - Wiedziałam! - pisnęła zadowolona dziewczyna.
        - Ale nie pochodzę z żadnego dworu - dokończył spokojnie anioł, czym wywołał pewną konsternację u kobiet.
        - Ale jak to nie? - upewniła się jedna z tych, których imienia nie zapamiętał.
        - Nie mam szlacheckiego pochodzenia ani majątku, nim tu przybyłem byłem wędrownym znachorem - wyjaśnił. Miny trzech kobiet w tym momencie nieco zrzedły i można było odczytać z ich oczu, że zastanawiają się jak można się łatwo wyłgać z tej rozmowy. Laki uznał, że im to ułatwi i wymówił się, że musi iść do księżniczki, w czym one go skwapliwie poparły i poszły w swoją stronę, choć jedna z nich jeszcze odwróciła się, by zapewnić, że bardzo miło było jej go poznać. Nacisk, jaki położyła na słowo “bardzo”, był wprost śmieszny.
         Później czas mijał szybko i już bez ekscesów. Nim ktokolwiek zaczął się nudzić, dało się słyszeć stukot obcasów na bruku i po chwili zza żywopłotów wyłoniła się Delia we własnej osobie. Dżari natychmiast wstał i choć starał się utrzymać formalną postawę, którą wpoiła mu Maria, nie powstrzymał łagodnego uśmiechu, gdy patrzył na anielicę. Pięknie wyglądała w koronie i w tej czerwonej pelerynie, która tak pięknie podkreślała jej smukłą szyję… ”Dość!”, skarcił się w myślach Laki, nim do reszty się rozmarzył, lecz i tak było za późno - Emanuel z pewnością dostrzegł to spojrzenie i to, jak odmienne ono było w stosunku do tego, jakim obdarzył wcześniej damy dworu. Dżari jednak nie naprzykrzał się królowej i spokojnie czekał, aż porozmawia ona ze swoją córką i matką. Gdy jednak zwróciła na niego uwagę, poczuł zadowolenie.
        - Dobrze, wasza wysokość - zapewnił ją, gdy zapytała go o samopoczucie, skłaniając lekko głowę w niemym podziękowaniu za troskę. Podniósł na anielicę wzrok i widać było jak chwilę wahał się czy wyrazić na głos myśli, które kłębiły się w jego głowie, w końcu jednak się przełamał.
        - Proszę mi wybaczyć, jeśli to co powiem będzie nadto bezpośrednie, lecz mówię teraz jako lekarz. Wasza wysokość, wyglądasz na przemęczoną, na pewno dobrze sypiasz? Nie odejmę ci obowiązków, lecz mogę odjąć ci trosk albo chociaż służyć jakimiś ziołami… Albo nawet kołysanką, jeśli takie byłoby twoje życzenie - dodał żartem, by trochę poprawić królowej humor, dało się jednak zauważyć, że wypowiedział to zdanie trochę ciszej, by Emanuel nie zabił go wzrokiem.
        Klimat zniszczyły trochę mruczane przez Valaka senne monologi, których treść była na tyle niepokojąca, iż Dżari trącił go lekko stopą, by ten się zamknął.

        Całą scenę z jednego z okien zamku obserwował Zoral. On zawsze wiedział na co należy patrzeć i na co zwracać uwagę, a ten nowy z pewnością zasługiwał na uwagę. Widziano go poprzedniego wieczoru, gdy półnagi odprowadzał księżniczkę do jej komnaty, plotkowano o tym już w prawie całym pałacu, zaś dzisiaj najwyraźniej wdzięczył się do królowej, bo patrzył na nią jak szczeniak. Sprawiał wrażenie miłego i niewinnego, do rany przyłóż, lecz miał w sobie coś, co zawracało kobietom w głowie - ktoś taki nie powinien się kręcić blisko tronu, zwłaszcza będąc tak nisko urodzonym. Ale to nic, można było temu łatwo zaradzić - wszak Annaleia, która z braku śmiałości poprosiła swoją przyjaciółkę Naryannę, by ta zagadnęła nieznajomego i trochę go wypytała, bo jej samej starczyło śmiałości tylko na "bardzo miło było cię poznać", miała brata, który strzegł swojej siostrzyczki z zaciekłością głodnego brytana...
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delia, choć zmęczona, uśmiechnęła się widząc radość w oczach Evangeline. Młoda była bardzo delikatna i niewinna, ostatnie zajścia nie były bezpośrednio jej winą i nie powinna się tym zadręczać, czego obawiała się królowa. Na szczęście w tym momencie wkroczyła babcia, która, choć nie wyglądała na babcie, świetnie się w tej roli sprawdzała.

- Ojej, już prawie o tym zapomniałam. – Spojrzała na swoją matkę, odczuwając miłe ciepło w środku na myśl, jak jeszcze w Planach uczyła ją ona dokładnie w ten sam sposób. – A jak jest z innymi literkami? Może mi opowiesz? – spytała, zaciekawiona ile zapamiętała księżniczka.

W tym czasie spoczywało na niej spojrzenie Dżariela, niestety w tym momencie nie była tego świadoma, a Emanuel wręcz przeciwnie - natychmiast podszedł do córki patrząc krzywo na Lakiego i dając mu dyskretnego, ale mocnego kuksańca w bok.

- Dobrze cię widzieć kochanie. – Stanął w taki sposób, by jak najbardziej zasłonić Delię przed oczami opiekuna księżniczki.
- Ciebie również a… - nie zdążyła nawet nic takiego powiedzieć, bo ojciec musiał jeszcze coś dodać.
- Nie powinnaś nosić czegoś bardziej… okrywającego?
- Tato… - zaczęła zaskoczona, ponieważ jej ubiór wcale nie był niestosowny. Sukienka oczywiście nie była zbyt gruba, jasna, lekki dekolt, aczkolwiek jej długość sięgała za kolana, a z powodu tutejszego klimatu grube ubrania zbytnio w grę nie wchodziły. – Nie bardzo rozumiem, o co ci teraz chodzi…
- Emanuel! – krzyknęła zirytowana Nevina, przywołując męża do porządku i do siebie.

Królowa uniosła nieco brwi, zastanawiała się, czy jej ojciec zawsze taki był, czy zdziwaczał, gdy tylko poznał Lakiego. Myśląc tak wpadła na genialny pomysł, by z wcześniej wspomnianym zamienić słowo. Jego oficjalny ton był dla niej nieco zabawny i irytujący i choć wiedziała, że bardzo właściwy, to tak naprawdę wolałaby z nim rozmawiać bardziej swobodnie.

- Ojej, czy naprawdę aż tak to widać? Ostatnie dni... to wszystko po prostu nie pozwala mi spokojnie zasnąć, zbyt dużo myśli kłębi się w głowie, zbyt wiele uczuć, emocji… - Zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok. – Więc jeśli zasypiam to dlatego, że po prostu dosłownie padam ze zmęczenia… Ponoć, według strażników, zdarzało mi się nawet lunatykować – zachichotała. – Nie wiem, czy są na to jakieś zioła, a co do kołysanki, to bardzo chętnie – zaśmiała się. Oczywiście żartowała... a może nie? Ona sama nawet nie była do końca pewna.

Nagle skupiła wzrok, na jakimś punkcie, aczkolwiek tak naprawdę coś jej się przypomniało i buszowała w plątaninie wspomnień. Nie pamiętałaby się kładła do łóżka, a ostatnie co wiedziała, to że siedziała na dachu i…

- O Panie... – Zakryła usta dłonią, nieco przerażona tym co się stało, aczkolwiek po chwili przypomniała sobie głos. Był to Dżari, w odpowiednim miejscu i czasie. Delia chwilę milczała, po czym z łezką w oku przytuliła Lakiego. Uratował jej życie, tu nawet nie było miejsca na myślenie, co wypada królowej, a czego nie.
– Dziękuję – szepnęła mu do ucha. – Gdyby nie ty… - Nawet nie potrafiła się wysłowić w tej chwili. Było jej tak dobrze w jego ramionach, to ciepło, poczucie bezpieczeństwa, to jedna z tych chwil, o których chciałoby się powiedzieć, że mogłaby trwać wiecznie.

Tymczasem rodzice musieli ze sobą dyskretnie pogadać, a dokładniej Nevina musiała nagadać Emanuelowi, żeby nie zachowywał się jak ostatni pajac. Wtem anielica spostrzegła, co robi jej córka i Dżari. Uśmiechnęła się ze wzruszeniem, jednak nie mogła zwrócić na to uwagi męża, o ile ostatnio i tak już ledwo się powstrzymywał, jedyne co go trzymało w ryzach to bycie aniołem - a upaść nie zamierzał - i oczywiście sama Nevina, ciężko mu było się jej sprzeciwiać.

- No już nie bądź takim gburem, siadaj. – Zmusiła go by usiadł obok Evangeline, oczywiście plecami do Del i Dżariego. – Powinieneś pogadać z wnuczką, a nie się boczyć na cały świat. – Przybrała obrażoną minę i pozę.
- No dobrze… No… - Spojrzał na Evangeline i nie wiedział, co ma z nią zrobić.
- Hmmm, wygląda na to, że dziadek nie jest w humorze, może mu poprawimy humor, co? – spytała młodej niebianki. – Choćby trzeba było to zrobić na siłę! – zachichotała, delikatnie podnosząc kąciki ust Emanuela.

Każdy był czymś zajęty, oprócz czworonogów, które leniwie leżały w pobliżu rodziców królowej i księżniczki. Od czasu do czasu ziewnęły, trochę też przysypiały zmęczone zabawami. Natomiast Piorun nieugięcie czuwał i obserwował Valaka - dostał rozkaz, by nie robić sobie z niego obiadu… na razie. Tyknął go szponem, gdy ten zaczął pleść coś przez sen, a szturchnięcie Lakiego nie dało zbyt dużo.

- Przestań bredzić, księżniczka nie powinna słuchać takich okropieństw. – Nie spuszczał z niego oka, naprawdę miał chrapkę na tego szczura, jeden wybryk, a będzie mógł spełnić swą zachcianek. Valak więc powinien mieć się na baczności.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Ten dzień zapowiadał się świetnie - pogoda nie przeszkadzała promieniom słońca w ogrzewaniu całego Arrantalis, odkąd Evangeline wstała, nie doszło do ani jednego incydentu, sama księżniczka zaś, z pomocą Neviny, nie miała nawet czasu, by wrócić myślami do wcześniejszych wydarzeń, dzięki czemu dobry humor trzymał się jej równie mocno, co złota mgła, która radośnie kształtowała się w coraz to kolejne literki.

        Fakt, że Dżari odmówił dołączenia do swojej podopiecznej i jej przybranych dziadków nie przejął zbytnio złotej anielicy, wiedziała bowiem, że mimo wszystko jest on blisko. Powodowało to jednak to, że Evangeline co chwila odwracała głowę w jego stronę, patrząc na niego i uśmiechając się, jakby sam fakt, że znajduje się w zasięgu wzroku, był powodem do radości.

        Szczególnie przypatrywała się jemu, gdy rozmawiał z kobietami, które zaintrygował ktoś, kogo nigdy wcześniej nie miały okazji zobaczyć. Podobne zainteresowanie wyrażała Evangeline wobec owych kobiet. Miała ochotę wstać i przywitać się z nimi. I zrobiłaby to, gdyby nie to, że Nevina potrafiła bez trudu przytrzymać przy sobie młodą księżniczkę poprzez zabawę, którą wplotła w naukę liter. “Najwyżej później go o to spytam. Literki mają pierwszeństwo. Szczególnie “A”, bo w końcu to jest pierwsza literka!”, uznała księżniczka.

        Zjawienie się Delii, jak i również reakcja królowej na przywitanie przybranej córki było pozytywne. Nic więc dziwnego, że nie czekała długo z odpowiedzią dla swojej obecnej mamy.

- Literka “B” to baaaardzo brzuchaty pan z nieco mniejszą głową. “C” to… e… Miska postawiona na swym boku! “D” to przykryta miska stojąca na boku. “E” to grzebień z trzema… tymi… rzeczami, które czeszą. “F” to ten grzebień, co wcześniej, ale ułamany z jednej strony. “G” zaś to dłoń. - Na dowód, wyciągnęła swoją prawą rękę w stronę Delii, zaginając lekko wszystkie palce. Z grubsza kształt się zgadzał, nic więc dziwnego, że Evangeline nie widziała problemu w tym porównaniu. - “H” to… a, już mówiłam. A “F” dopiero mieliśmy zacząć, ale wtedy ty się pojawiłaś.

        Już miała zwrócić się do Neviny, by kontynuowała naukę, kiedy to Emanuel zaczepił swoją córkę. Sądząc po późniejszej reakcji Neviny albo zrobił coś nie tak, albo mówił o czymś, o czym nie powinien mówić. Być może chodziło o to, że najwyraźniej czepiał się ubrania Delii? Złota anielica była na tyle ciekawska, że nie mogła przepuścić okazji. Wpierw jednak musiała chwilę poczekać.

        Gdy tylko dziadek powrócił do niej i do Neviny, jego żona go pouczyła, a także wspomniała swojej wnuczce, że przydałoby się go rozweselić.

- Postaram się coś wymyślić. W końcu im szybciej dziadzio-gbur przestanie gburzyć, tym szybciej będę mogła nauczyć się literek albo i nawet pogadać z nim o czymś ciekawym! - rzekła radośnie Nevinie, po czym zaczęła patrzeć intensywnie na dorosłego anioła, jakby próbując odnaleźć sposób na rozweselenie go na powierzchni jego twarzy. Rozwiązanie szybko znalazła, ale nie dzięki patrzeniu, a z pomocą Pioruna, który szturchnął najlepszy rozweselacz, jaki mała Evcia znała - Valaka. Tłusty papugo szczur był nieugięty, spał twardo nie tylko po tym, gdy został szturchnięty przez Dżariego, ale nawet po tym, jak został dziabnięty szponem. Jedynie przewrócił się, jakby szukając wygodniejszej pozycji.

- Dziadku, to cię odgburzy! - niemal krzyknęła radośnie, w międzyczasie łapiąc gadające - w mowie zwierząt oczywiście - przez sen zwierzę. Trzymała go chwilę w rękach, ten jednak nadal się nie obudził. Dlatego też zdecydowanie… rzuciła go w stronę Emanuela. Utuczony skrzydlaty szczur wylądował wprost na czubku głowy niebianina, z plaskiem, jakby ktoś uderzył otwartą dłonią czyjś brzuch. Lądowanie było na tyle nagłe, że skutecznie obudziło niedoszłego mordercę Delii.

- W ser pleśniowy mysz kopana…! - ryknął, co dla osób nieznających szczurzego przejawiło się pod postacią panicznego pisku. - Nie dam się żywcem, będę walczył do upadłego!

        Wciąż połowicznie we śnie, szczur zaczął szaleńczo kręcić się w kółko, w wyniku czego po kilku obrotach zaplątał się we włosach Emanuela. Dopiero wtedy, gdy był niemalże zniewolony, uspokoił się i dotarło do niego, gdzie jest i co się dzieje.

- …Ma pan bardzo, ale to bardzo zadbane włosy, wie pan? Czego pan używa, że są takie miękkie i lśniące?

        Papugoszczur wyczuł chęć mordu Emanuela, nic więc dziwnego, że spotulniał jak papugo baranek. Szczur zaczął ostrożnie uwalniać się z czupryny anioła, jednak nie obyło się bez kilku bolesnych szarpnięć. Gdy tylko był wolny, pomachał trochę skrzydłami, by znaleźć się tuż przed twarzą Emanuela.

- Wie pan? Wygląda pan na bardzo, bardzo rozsądnego anioła. Bo jest pan aniołem, tak? Wiem co mówię w kwestii rozsądku, jeszcze kilka miesięcy temu jadłem ser w piwnicy miejscowego czarnoksiężnika bez piątej klepki, więc potrafię docenić cudzą wyrozumiałość. Dlatego też byłbym wdzięczny, gdyby nie oskórował mnie pan… Dobrze?

        Szczur starał się jak mógł, by uspokoić gniew Emanuela, którego oczy dzieliła jedynie chwila od spontanicznego samozapłonu wskutek nagromadzenia furii. Widząc, że czułe słowa na nic się nie zdają, Valak zdecydował się na odwrót taktyczny. Ukrył się w najbezpieczniejszym miejscu, jakie zauważył w okolicy - dekolt Neviny. Oczywiście zaczął przytulać się i łasić niemal natychmiast. To po prostu musiało się udać!

- Lepiej dziadku? Zostałeś odgburowany? - spytała Evangeline, która z niecierpliwością czekała na reakcję. Nie mogła się doczekać do tego stopnia, że aż pochyliła się w jego stronę. I czekałaby dalej, gdyby nie to, że przypomniała sobie, że Nevina chciała, by anioł porozmawiał ze złotoskrzydłą. A ponieważ on jeszcze nie zaczął mówić, ona zdecydowała, że rozpocznie rozmowę. - Czemu mówiłeś mamie, że mogłaby nosić coś bardziej okrywającego? Wyglądała na okrytą. Szczególnie w porównaniu do mnie, bo ja do niedawna nigdy ubrań nie nosiłam! - pochwaliła się, chcąc, by zainicjowana przez nią rozmowa miałą powód do dalszego trwania.

        Choć większość jej myśli była skupiona na babci i dziadku, to jednak fragment umysłu wciąż orbitował wokół Dżariego. Nic więc dziwnego, że księżniczka, choć już nie obracała się ku niemu, to jednak oczami co jakiś czas wędrowała w stronę opiekuna. Zauważył to Valak, z bezpiecznego bunkra, jakim była wolna przestrzeń między piersiami matki Delii.

- Te, królewski opiekunie - krzyknął, nie licząc nawet na to, że Dżari go zrozumie. W końcu myślał, że to zwykły człowiek, a tacy nie rozumieją zwierząt, a w szczególności szczurów. - Księżniczka się na ciebie patrzy jak biedak na chleb! Co jak co, ale tylko ja mam prawo tak oddziaływać na kobiety! - stwierdził Valak, nieświadomy, że jest rozumiany przez adresata. To, że zarówno Delia, jej rodzice, jak i Evcia, go rozumieją, nie przeszkadzało mu ani trochę, niech wiedzą, że jest z niego papugo szczur, co to ma powodzenie z paniami.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari poczuł na sobie spojrzenie Emanuela chwilę przed tym, jak anioł uderzył go w bok. Laki odsunął się odruchowo i spojrzał z zaskoczeniem najpierw na ojca królowej, a potem na miejsce, w które oberwał i na koniec znowu na tego, który go szturchnął. W jego spojrzeniu widać było nieme pytanie “poważnie?”, które szybko zgasło, bo wszak wszczynanie kłótni do niczego by nie doprowadziło - Dżari nie zamierzał wchodzić w konflikt z kimś, do kogo nie miał żadnych pretensji. A że sam był przedmiotem bezpodstawnych oskarżeń… Choć nie, nie bezpodstawnych, raczej przesadzonych, bo faktycznie patrzył na Delię wzrokiem, który ojcu mógł się nie podobać. Laki tak naprawdę odrobinę rozumiał tę troskę i niepokój, po prostu reakcje zdawały mu się przesadzone. Nie robił nic złego. Czułe spojrzenia to jeszcze nie zbrodnia, on znał swoje miejsce i naprawdę nie było czego się obawiać. Gdyby się tak zastanowić, to w pewien przewrotny sposób Emanuel czynił wręcz przysługę Dżariemu - dzięki temu Laki się nie zapomni i nie sparzy w przyszłości…
        Za to uwaga o noszeniu czegoś bardziej okrywającego była przezabawna, opiekun księżniczki musiał aż odwrócić wzrok, by nikt nie zauważył jego miny. Przecież Delia nie paradowała w halce i klapkach, miała na sobie stosowną suknię, zwiewną, bo taki w Arrantalis panował klimat, ale nie było w niej nic wyzywającego. Wyglądała pięknie - kobieco i z gustem. Wiadomo było jednak o co chodziło Emanuelowi - by pewne konkretne błękitne oczy nie spoglądały zbyt chętnie na jego drogą córkę. By osiągnąć ten efekt musiałby jednak okryć Delię od czubka głowy po same stopy czarnym prześcieradłem, bo w młodej królowej nie było ani jednego skrawka ciała, który nie podobałby się Dżariemu. Tego jednak lepiej nie mówić głośno ze względu na dobro naprawdę wielu osób, w tym samego zainteresowanego.

        Dżari uśmiechnął się dobrodusznie do królowej, lekko kiwając głową.
        - Troszeczkę widać - zgodził się. - Ale tylko czasami. Rozumiem, oczywiście, że macie wiele spraw na głowie, tym większych starań dołożę, by zapewnić wam godny wypoczynek, wasza wysokość - zapewnił w zupełnie naturalny sposób, w którym nie było lizusostwa. Uważał, że taka była jego rola i gdzieś tam z tyłu głowy już planował jak powinien poradzić sobie z problemem królowej, przez co na moment stracił kontakt z rzeczywistością. Dostrzegł wcześniej piękny, dziewczęcy rumieniec Delii, ale tego jak zrozumienie nagle rozświetla jej spojrzenie już nie. Gdy wrócił myślami na ziemię można powiedzieć, że było już za późno - królowa już podnosiła dłoń do ust, już na jej obliczu malowało się zdumienie. A chwilę później przytuliła go. Dżari z początku stał jak słup soli, zupełnie zaskoczony jej nagłą… czułością. Do anioła przez moment nie docierało to, co się działo - ona naprawdę rzuciła mu się na szyję? I naprawdę widział łzę w jej oku? Za co to wszystko, co się właśnie wydarzyło? Laki nie potrafił czytać w myślach, nie od razu też potafił odtworzyć ścieżkę, jaką pobiegły myśli anielicy. Trochę pomogły mu wypowiedziane przez nią słowa - może mało precyzyjne, ale coś dzięki temu zaczął rozumieć. A gdy dotarło do niego za co królowa szepcze mu te czułe podziękowania do ucha, od których czuł jak topnieje jego serce, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, prawdziwy, pełen czułości i szczęścia, którego już dawno nie czuł. Nie zastanawiając się nad tym co czyni, otoczył Delię ramionami, przytulając ją jak najcenniejszy skarb. Lekko pochylił głowę, jakby również chciał coś jej wyszeptać do ucha, głos jednak na dłużej uwiązł mu w gardle. Zamknął oczy i odetchnął, z przyjemnością czując zapach jej włosów i perfum. Był przyjemny, lekki, elegancki, ale z pewną dziewczęcą nutą - taki, jaka była również ona.
        - Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji, wasza wysokość - zapewnił ją w końcu szeptem. Chciał jej jeszcze tyle powiedzieć, zapewnić ją, że chce nad nią czuwać, chce ją chronić przed wszelkim złem tego świata, chce ją uszczęśliwić, ale nie… nie mógł. W ogóle nie powinien jej teraz obejmować, zwłaszcza będąc tuż pod nosem Emanuela - gdyby on ich teraz zobaczył, to pewnie urwałby Lakiemu łeb gołymi rękami, nie zadając żadnych pytań. Dlaczego więc, skoro wszystko wokół krzyczało “odsuń się, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele”, on jak ostatni głupek dalej ją obejmował?
        Przyjemne chwile po raz wtóry przerwał Valak. Przeklęty szczur poprzedniego dnia próbował zabić Delię z pomocą jej własnej córki, a teraz robił zamieszanie piszcząc wniebogłosy najpierw na głowie Emanuela, a potem schowany w dekolcie Neviny. Niewychowane bydle… Dżari jednak rejestrował jego wrzaski tylko na granicy świadomości, uznając je za niegroźne, zainteresował się dopiero, gdy zwierzak bezczelnie zwrócił się wprost do niego. Nie zamierzał jednak wdawać się w pyskówkę ze szczurem, skoro nie zdradził się do tej pory, że rozumie jego mowę. Łypnął w tamtym kierunku, co wyglądało, jakby jego uwagę zwrócił jakiś głośniejszy pisk. Odsunął się, lecz nie przez to, że przejął się jakoś specjalnie głupimi komentarzami Valaka, który robił z siebie bożyszcze tłumów. Chodziło o to, że rodzice Delii mogli odruchowo zerknąć w ich stronę i zobaczyć, że Emanuel jednak miał rację podejrzewając opiekuna księżniczki o bałamucenie królowej. Niechętnie więc, lecz w końcu Dżari wypuścił z objęć anielicę, spoglądając jednak na nią wzrokiem sugerującym, że czyni to troszkę niechętnie.
        - Chyba pora dołączyć... - zasugerował, lecz nie dokończył zdania, gdy nagle został podcięty przez Apokalipsę, która (jak to kot) zerwała się nagle ze snu i popędziła przed siebie, mijając anioła o włos. Dżari zachwiał się i by złapać równowagę postąpił pół kroku do przodu. Tam stała jednak Delia, by więc nie przewrócić się razem z nią, Laki złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. By utrzymać się w pozycji stojącej obrócił się, nadal trzymając przy sobie królową - wyglądali, jakby wykonywali jakiś obrót w tańcu. Zatrzymali się kawałeczek dalej, skryci za żywopłotem, tak że nikt nie mógł ich dostrzec.
        - Najmocniej... - zaczął Laki, gdy tylko odzyskał równowagę, nim jednak dokończył zdanie zupełnie stracił wątek. Ich twarze były tak blisko siebie, nie dzielił ich nawet jeden palec, a i ta odległości zdawała się jakby za wielka. Wokół było pusto, cicho, intymnie. Chciałoby się przysunąć jeszcze odrobinę, wykorzystać okazję, która się nadarzyła, tak idealną... "Nie możesz!"
        - Przepraszam - dokończył Dżari, odsuwając się i uciekając wzrokiem. Tak, pragnął jej, na pewno dostrzegła to w jego oczach, ale nie mógł sobie na to pozwolić, musiał z tym walczyć. Nawet jeśli było równie ciężko co teraz. Przeklinał sam siebie. Dlaczego, na wszystkie kręgi piekieł, dlaczego całe życie nie odczuwał podobnych ciągot, a teraz nie umiał przeżyć godziny, by nie myśleć o tym, jak bardzo chciałby móc znowu być blisko niej. Nie mógł, ona była królową, Pan nakazał mu jej pomagać, a tymczasem jakaś zwierzęca część jego osobowości robiła wszystko, by sabotować jego starania. Jeśli jej posłucha, oboje będą cierpieć...
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delia była nieźle zaskoczona, każdy opis literki zgadzał się z tym, który kiedyś mama przedstawiała jej. Nevina miała niezwykłą pamięć do takich rzeczy. Niestety bardzo szybko też zapominała o wszelkich krzywdach, które jej wyrządzono, cud, że nadal była tak pełna wiary w dobro w ludziach, w których nikt by już nie pokusił się go szukać.

- W tym tempie to niedługo będziesz książki czytać – Delia pochwaliła swoją przybraną córkę.

Tymczasem Emanuel stroił fochy gorzej niż baba, udawał, że nie widzi zaskoczenia Lakiego, po prostu dał mu kuksańca i nie zamierzał teraz się do niego odzywać. Nevina roześmiała się, słysząc określenie „dziadzio-gbur”, bo pasowało bardziej niż idealnie, no i do tego ten zapał jej wnuczki był wraz z tymże zdaniem i określeniem przekomiczny.

- Nie jestem gburem… - stwierdził oschle anioł, przewracając oczami. Nie spodziewał się ani przez chwilę oberwania szczurem w twarz. Co za zachowanie! Aż zaczął ciężej oddychać, hamując swoją złość. Zdjął gryzonia z twarzy i głowy - zaplątał się biedak, ale kilka wyrwanych kosmyków nie robiło zbytniej różnicy niebianinowi, przytrzymał go chwilę dwoma palcami za skórę na grzbiecie i zrobił bardzo groźną minę do tego stopnia, że Valak nawet przestał piszczeć
– Evangeline. – zaczął poważnie, a ton jego głosu mógłby przerazić każdego. – Po pierwsze nie rzuca się zwierzętami, wiesz, że mogłaś go skrzywdzić, albo nawet zabić?
- Emanuel proszę… - żona pana gbura chciała załagodzić sytuację, w końcu to było tylko dziecko.
- Nie, Nevino, jej się przyda dobra lekcja wychowania. Po drugie, zwierzęta mają pazury, mogą skrzywdzić osobę, w którą rzucasz. Nie twierdzę, że cokolwiek mi się stało – dodał, by podkreślić, że nie odnosi się do siebie, bo to by godziło w jego męskość, gdyby obawiał się drobnego zadrapania. – Wiesz, że gdyby ktoś spanikował, to udzieliłoby się na zwierzę i mogłoby nawet doprowadzić do wydrapania oczu? Twoja… babcia najlepiej wie, jak bardzo źle żyję się tym, co utracili wzrok… I po trzecie, wiem dobrze, że rozumiesz słowa tego szkodnika, jak każdy anioł i dlatego powinien on zostać w trybie natychmiastowym przepędzony z pałacu, będzie mieć na ciebie zły wpływ – powiedział to wszystko w nerwach, patrząc prosto w oczy swej wnuczce, po czym odłożył szczura na ziemię.
– Wiesz, czego używam? Krwi, moich wrogów… - zażartował, by wystraszyć szczura i by ten nie wszedł mu więcej w drogę, na dalsze biadolenie zwierzaka nie zwrócił już uwagi, następnie odszedł na bok, by się uspokoić, jeśli stałby tam sekundę dłużej, to po prostu przywaliłby młodej w twarz, może by się czegoś nauczyła, ale wiedział, że Delia by mu tego w życiu nie darowała. Poza tym nie powinien jej bić, mała była jeszcze zbyt tępa, by pojąc pewne rzeczy. Powoli się uspokajał. Zatoczył kilka kółek, poprawił włosy, wziął głęboki wdech i wydech kilka razy, po czym postanowił wrócić do swej przybranej wnuczki.

- Ej, co ty wyprawiasz szczurku? – spytała Nevina i wyjęła go ze swojego dekoltu. – Tu nie wolno, niegrzeczny z ciebie gryzoń… - Nie była zła na zwierzaka, martwiła się o to, jak przyjmie ten wybuch gniewu Evcia. Na szczęście wyjęła go nim Emanuel się zorientował, do czego doszło.
- Wybacz Evangeline, ta cała sytuacja, ciężko mi to zaakceptować, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć… - powiedział do księżniczki, gdy tylko wrócił. Żona dała mu pewien sygnał, w postaci ruchu głowy, którego mężczyzna nie mógł zignorować więc po prostu zgodził się na to, co niemo mu nakazywała.
– Przepraszam. – Przytulił swoją wnuczkę. Wprawdzie jeszcze nie darzył ją miłością, ale w końcu zrozumiał, że musi zaakceptować jej obecność, to nie żaden upadły ani diabeł, jej się nie pozbędzie.

Piękny moment jak zwykle zepsuł Valak, Emanuel tym razem nie był tak wkurzony, ale postanowił nie dawać mu ot tak się panoszyć. Zagwizdał i przyleciał Piorun, który chwycił gryzonia za kark, nie żeby go skrzywdzić, ale ramach kary, w końcu szczur nie mógł być całkowicie pewny, że ogromne ptaszysko go nie zje.
W tym samym czasie królowa miała chwilkę, w której mogła pogadać tylko i wyłącznie z Lakim, na spokojnie w miarę. Wiedziała, że matka ich widzi i ufała, że zapewni bezpieczeństwo przed ojcem, który najchętniej wybiłby każdego mężczyznę, któremu spodoba się jego córka. Było to jednak pchane dobrymi, przesadzonymi, ale dobrymi intencjami. Emanuel bardzo bał się, by żaden mężczyzna nie skrzywdził jego córki, tak jak stało się to z jego bratanicą.
Dżari jednak był inny, on by Delii nie skrzywdził, wręcz uratował ją ostatniego wieczoru. Królowa była tym niebywale poruszona, nie mogła patrzeć na etykietę, teraz, w tej właśnie chwili myślała wyłącznie sercem, a ono rwało się do Lakiego jak do nikogo wcześniej, a przynajmniej nie w ten sposób. Gdy mężczyzna otulił ją również, lekko zadrżała z tych emocji, tak cudownych i dobrych.

- Jestem tego pewna – szepnęła nadal wtulona, po tym, co zrobił, jakże mogłaby twierdzić inaczej? Również usłyszała Valaka i skończył się ich pierwszy uścisk, anielica westchnęła w myślach i spojrzała na szczura ze skrzywioną miną.

Wtem Apokalipsa, została wyrwana ze snu między innymi przez szelest w oddali - pewnie liści albo jakąś mysz - i musiała to sprawdzić natychmiastowo. Del nawet nie zdążyła krzyknąć, żeby Dżariel uważał. Skutkowało to tym, że złapał się jej, znów się dotknęli, ale tym razem było dosyć inaczej. Można by powiedzieć, że przetańczyli kawałek i wylądowali za żywopłotem, anielicy zakręciło się w głowie, więc ciągnąć mimowolnie opiekuna księżniczki ze sobą, wpadli we wcześniej wspomniany żywopłot.
Królowa zachichotała, po czym zaczęła się śmiać. Nawet nie wiedziała dlaczego, może przy Lakim każda sytuacja wydawała się jakaś taka bardziej pozytywna? Szybko jednak przestała się śmiać, gdy spostrzegła jego usta tuż przy swoich. Prawie na sobie leżeli. Wyglądało to, jakby baraszkowali ze sobą, ale tak naprawdę sprawa toczyła się o całusa, jednego, niewinnego…
On się jednak odsunął. Królowa spojrzała w bok, była gotowa, chciała to zrobić, a on się odsunął. Westchnęła w myślach, chciała o tym nie myśleć, ale on… On był w jej głowie, myślała o nim, cokolwiek by nie robiła. Teraz była taka okazja… Delia była silną kobietą, a pocałunek to nie grzech i nawet jeśli jemu zabrakło odwagi to jej nie.

- Laki… Poczekaj… - powiedziała, gdy ten wstał i pomógł również jej, chciał już iść do reszty – Ja… Ja… - Słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Nie bała się mówić przed swym ludem, a przed nim? Dlaczego nie mogła się wysłowić? Nie było czasu na myślenie, był czas na działanie. Spojrzała w bok, zawstydzona, po czym wzięła głęboki oddech i zbliżyła się do niego. Nie miała śmiałości, by ich spojrzenia się spotkały, ale wiedziała, że tak idealna sytuacja, jak teraz, gdy nikt im nie przeszkodzi, łatwo się nie powtórzy. Zamknęła oczy i pozwoliła, by ich usta się spotkały. To był jej pierwszy pocałunek. Jej serce biło jak oszalałe, ciało drżało z emocji. Nie dała rady dłużej się powstrzymać, on ją zauroczył już wtedy, gdy po raz pierwszy się spotkali, nie chciała jednak tego przyznać przed samą sobą. Myślała, że jeśli do tego dojdzie, będzie mieć wyrzuty sumienia albo sparaliżuje ją strach… A tu… Nic z tych rzeczy, jedyne co odczuwała to szczęście tak wielkie, jak nigdy dotąd.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Evangeline zdawała się chłonąć komplementy swojej przybranej matki niczym rośliny słońce. Odkąd bowiem Delia stwierdziła, że złota anielica wkrótce zacznie czytać całe książki, młoda promieniowała uśmiechem i szczęściem jeszcze mocniej niż zwykle. Gdyby nie to, że była zobowiązana nie oddalać się od Neviny w ramach nauki, to by zaczęła skakać radośnie po całym ogrodzie, bądź nawet po głowach osób tu zgromadzonych. Nic więc dziwnego, że część tej radości zaczęła kształtować w otaczającym ją złotym pyle kształty przypominające tańczące dziewczynki.

        Nawet to, co zbliżało się wielkimi, sprowokowanymi przez szczurzy atak, krokami nie miało prawa zepsuć humoru księżniczki Arrantalis. Nic więc dziwnego, że pomimo swej delikatności, złotowłosa przyjęła upomnienia swojego dziadka całkiem spokojnie. Owszem, nie szczerzyła się tak mocno, jak wcześniej, gdy go wysłuchiwała, ale tylko dlatego, że była skupiona na zapamiętaniu jego słów. Słyszała jego ton głosu i rozumiała, że zignorowanie tego, co mówi, byłoby bardzo, ale to bardzo złym pomysłem. Przez moment trawiła wszystkie jego słowa, pozwalając, by wsiąkły one w jej umysł.

- Nie jesteś gburem. Dobrze dziadku - zaczęła wszystko po nim powtarzać, gdy tylko ten wrócił z uspokajania się, chcąc upewnić się, czy aby każde słowo zostało przez nią zrozumiane, nawet jeśli nie bardzo zgadzała się z tymi słowami. - Nie rzuca się zwierzętami, bo to niebezpieczne… Rozumiem, nie pomyślałam o tym wcześniej, przepraszam. Że pazury potrafią zrobić krzywdę rozumiem. Wydrapanie oczu nie brzmi miło… A czemu babcia wie najlepiej o tym? Babciu, ktoś ci bliski stracił oczy, bo rzucono mu zwierzę na głowę? - spytała, chcąc wiedzieć, czy jej czyny też mogły zakończyć się w ten sposób, chciała znać bowiem powagę tego, co zrobiła.

- Tak, rozumiem jego słowa, ale… Ja go lubię! Nie wiem sama, czy zasługuje na to, by być nazywany szkodnikiem. I nie jestem też pewna, czy ma na mnie zły wpływ. Ale czy nie możnaby było czegoś zrobić, by on mógł zostać? Bardzo miło się z nim śpi, a poza tym on jest taki piękny, puchaty i grzecznie śpi na kolanach, kiedy się go wystarczająco pogłaszcze!

- Dobrze powiedziane młoda, dobrze powiedziane! Chcecie, by była smutna po stracie tak wspaniałej maskotki, jak j… Ej, a to za co? - spytał Valak, gdy Nevina zaczęła go wyciągać ze swojej przestrzeni bardzo osobistej. - No dobra, dobra. Ale pomiziaj chociaż biednego zwierzaczka w zamian, prooooooszę. - Zrobił najbardziej błagalne kocie oczka, jakie tylko szczur mógł zrobić, oczywiście kierując je bezpośrednio w matkę Delii. Czuł, że wiele może zyskać, jeśli wejdzie w dobre układy z osobą, której córka jest królową.

        Evangeline tymczasem została przeproszona i przytulona. Bezsłownie przyjęła przeprosiny, odpowiadając dziadkowi najczulszym przytulasem, jakim tylko mogła. W końcu nie miała powodu, by mieć mu za złe jego upomnienia - w końcu nie były bezpodstawne, a Evangeline wiedziała, że jeszcze wiele, wiele takich upomnień ją spotka. Valak tymczasem zaś… cóż, skończył z bardzo realnym zagrożeniem życia na karku.

- Ooo, Valak, to Piorun aż tak cię lubi? - spytała ciekawska Evangeline, która założyła, że dziwny, ptasi chwyt był po prostu sposobem na ptasi przytulas. Nigdy bowiem nikt jej nie opowiedział o tym, jak ptaki się przytulają, a że była niewinna jak zielona łączka na chwilę obecną, to też zakładała, że to musi być coś dobrego. Szczur, bojąc się protestować, pokiwał głową na tak, w końcu istniało prawdopodobieństwo, że za “niepotrzebne” strasznie księżniczki mógłby tą głowę stracić. - Pamiętaj, by na tulanie odpowiedzieć tulaniem Valak! - rzekła radośnie młodociana.

        Po tym jakże wesołym przerywniku Nevina postarała się, by nastąpił szybki powrót do nauki alfabetu. Oczywiście przymusiła swojego męża do jak największej aktywności w tym zadaniu, co Emanuel jakoś zaczął znosić po pierwszych czterech literkach, w których przerobieniu pomógł, jak tylko mógł. Oczywiście Evangeline została zachęcona przez babcię, by starać się jak najwięcej uwagi poświęcać dziadkowi i motywować go do tego, by tłumaczył to, jak wyglądają kolejne litery.

        Nauka tak pochłonęła całą trójkę, że nikt nawet nie zauważył zniknięcia pary, która teraz romansowała w ukryciu. Może to i nawet lepiej, bo dzięki temu Emanuelowi nie pęknie żyłka na widok jego córki całującej się z kimś kilkanaście kroków dalej. Poza tym, dzięki temu Evangeline, wciąż myśląca o literkach, zauważyła, że mgła wokół niej formowała się w takowe. Szybko jednak znikały, kiedy skupienie młodej osłabło. A księżniczka, już mniej zaciekawiona literkami, a bardziej swoimi własnymi zdolnościami, słuchała tego, co mówią babcia i dziadek, a nawet odpowiadała co jakiś czas, ale w międzyczasie z całych sił próbowała sprawić, by literki pojawiły się nie z podświadomości, a na jej własne życzenie. Oczywiście nic z tego nie wychodziło, ale i tak próbowała.

- Hmm… - Wydała z siebie odgłos zamyślenia w momencie, kiedy akurat zakończone zostało omawianie literki “O”. Nauka alfabetu, w porównaniu do jej własnych zdolności, nie wydawała się już tak ciekawa. Zaczęła więc myśleć, czy ktoś w zamku byłby w stanie ją nauczyć kształtować pył. Nie znała jednak zamku, dlatego zaczęła się rozglądać za osobą, która na pewno znała każdy zakamarek całego Arrantalis. - Czy mogę zrobić sobie przerwę w nauce? - spytała, a Nevina, jak to dobroduszna anielica, zgodziła się bez wahania.

- Mamo! - Rozglądnęła się, ale nie mogła jej nigdzie zauważyć, gdyż ta wciąż skryta była przez żywopłot. - Gdzie się zapodziała mama? Poszła na spacer z Lakim? - dodała, gdy zauważyła także, że nigdzie dookoła ani śladu po jej opiekunie.

Oczywiście te słowa, szczególnie dotyczące spaceru, zadziałały jak diabelsko czerwona płachta na anielskiego byka, jakim był Emanuel. Zaczął się rozglądać równie intensywnie, co jego wnuczka, tyle że jemu o wiele bardziej agresywnie z oczu patrzyło. Cokolwiek miało się stać, bez wątpienia komentarz - wciąż trzymanego w potrzasku - Valaka pasował do tego idealnie.

- Oj, będzie ciekawie...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Śmiech Delii był niesamowity. Szczery, piękny, sprawiał, że i Dżari miał ochotę się śmiać. Tak dawno mu się to nie zdarzyło… A od kiedy trafił na dwór coraz częściej zdarzało mu się uśmiechać, jakby to było jego miejsce, a Delia była osobą, która stanowiła klucz do jego szczęścia. Ech, “jakby”... nie było się co oszukiwać. Tak po prostu było, co do tego Dżari nie miał wątpliwości. Pan przekazał mu, że bez żadnych dodatkowych instrukcji pozna osobę, którą będzie wspierał i teraz anioł zaczynał rozumieć te słowa. Nie umiał tego wytłumaczyć ani precyzyjnie nazwać, lecz naprawdę chciał zrobić wszystko, by Delia była szczęśliwa, bezpieczna, by odjąć jej trosk i sprawić, by jej życie było łatwiejsze. Była królową świeżo powstałej dynastii, w państwie, które jeszcze do niedawna było dwoma zwaśnionymi narodami, była po prostu młodą kobietą z dala od rodziny, na której ciążyły olbrzymie obowiązki. Gdyby mógł zdjąć z jej barków choć część tego ciężaru, byłby niezmiernie rad.
        A jednak trzymał dystans. Chronił się za etykietą jak za tarczą albo wręcz zbroją, by nie dać poznać co czuje, by nie robić nadziei jej ani sobie. Jego pragnienia - te najbardziej osobiste, z głębi serca - nie miały teraz znaczenia. To Delia była najważniejsza. A Dżari miał wystarczająco silną wolę, by nie dać się ponieść pragnieniom, choć przychodziło mu to z takim trudem. Dlatego zdołał odsunąć się i przeprosić, a żal w jego oczach był ledwo dostrzegalny. Nie chodziło o to, że był wstydliwy, że uważał takie myśli za grzeszne - po prostu nie chciał by oboje cierpieli, a niestety tak się mogło stać jeśli się zapomni.
        - Słucham, wasza wysokość - zwrócił się do niej, gdy kazała mu poczekać. Starał się przywdziać maskę profesjonalizmu, co prawie mu wyszło. Było o tyle łatwo, że nie patrzyli sobie w oczy, oboje dyskretnie opuścili wzrok - Laki doskonale wiedział, że w przeciwnym razie nie byłby w stanie utrzymać aktualnego status quo. Liczył, że królowa zwróciła się do niego jednak po to, by kazać mu wracać do księżniczki albo poprosić, by to zostało między nimi - to byłoby logiczne. Nie ma jednak mowy o logice tam, gdzie do głosu dochodziły uczucia.
        Tego jednak się nie spodziewał. Tak skrzętnie unikał wzroku Delii, że za późno spostrzegł jak się do niego zbliżyła. Poczuł dotyk jej dłoni, delikatnych zapach perfum na moment przed tym gdy… ich usta się spotkały… Dżari zamarł z totalnego zaskoczenia, oczy miał szeroko otwarte, a ręce trzymał nadal przy sobie. Delia go pocałowała i to wcale nie był sen na jawie ani zbyt sugestywne marzenia, to działo się naprawdę. Czuł dotyk jej miękkich, ciepłych warg na swoich. Rozsądek krzyczał “NIE!”, nakazywał się odsunąć, odmówić, przeprosić, załagodzić tę sytuację… Lecz serce piało za szczęścia i nie słuchało, pchało Dżariego do działania, do walki o własne szczęście. I to właśnie serca posłuchał anioł. Nim jego wahanie zasiało wątpliwość w sercu Delii, w końcu otworzył usta i odwzajemnił jej pocałunek. Rozluźnił się i otoczył ją ramionami, delikatnie wplatając palce w jej włosy, a jego powieki powoli opadły, jakby zapadł w sen. Jego ciało przeszyła niezwykła fala szczęścia, delikatny dreszcz, którego nie czuł nigdy wcześniej. Pocałunek był cudowny, choć dla przypadkowego świadka mógł wydawać się niezdarny, niezbyt elegancki - wszak dla obojga był to pierwszy raz. Dla Dżariego jednak był on najważniejszy i najpiękniejszy na świecie przez tę wyjątkową osobę, którą trzymał w ramionach. Delia - jego królowa, królowa jego serca. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i teraz czuł się, jakby doznał najwyższej nagrody, bo był pewny, że to nie był niezobowiązujący pocałunek, to musiało coś znaczyć. Ona również coś do niego czuła.
        ”Nie jesteś jej godny”, odezwał się jednak ponownie natarczywy głos z tyłu jego głowy. Pewnie milczałby jeszcze chwilę, gdyby do uszu anioła nie dotarł głos księżniczki wołającej swoją mamę. Co też on sobie wyobrażał? Czy jego szczęście było na tyle ważne, by miał stawiać czoła całemu królewskiemu dworowi? Hah, gdyby to tylko o niego chodziło, bez wahania podjąłby ryzyko, lecz nie, to chodziło przede wszystkim o nią - nie chciał, by słuchała gorzkich słów, by w przyszłości miała żałować swej decyzji. Tym bardziej, że nie był taki, za jakiego najwyraźniej go brała…
        - Moja pani… - Dżari przerwał pocałunek i odsunął się od niej, jednak nie uczynił tego gwałtownie, cofnął się jakby z żalem. - Nie powinniśmy…
        Wtem jednak ich spojrzenia się spotkały. Laki widział, że ona czuła to samo co on i poczuł jak ciasna obręcz emocji zaciska się na jego sercu i gardle. Nie! Nie mógł tego tak zostawić, nie mógł tak po prostu uciec od tego co czuł. Nie mógł też jednak poddać się temu bezgranicznie - Delia musiała wiedzieć, że nie był tym, za kogo go miała. Jeśli wtedy go przyjmie…
        - Wasza wysokość, chodź ze mna, proszę - odezwał się nagle szeptem, ujmując ją za dłoń. Musiał to zrobić teraz, bo wiedział, że przez słowa Evangeline i komentarz Valaka Emanuel pewnie zaraz zechce urwać mu łeb, a jeśli miał się bronić, musiał wiedzieć, że warto. To Delia pierwsza powinna usłyszeć prawdę o nim. Dlatego musiał działać szybko i zdecydowanie.
        Nadal lekko pochylony, by nie być widocznym zza żywopłotu, Dżari podniósł się i szybko oddalił z zasięgu wzroku królewskiej rodziny. Gdy już mógł, wyprostował się i przeszedł do lekkiego truchtu. Cały czas trzymał Delię za rękę i co chwilę spoglądał na nią by upewnić się, że nadąża i jej nie męczy. Gdyby ktoś ich z boku zobaczył, mógłby pomyśleć, że to para kochanków ucieka przed wścibskimi spojrzeniami i była w tym odrobina racji. Może gdy wrócą, będą mogli mówić o sobie jako o parze, a może też wrócą osobno, a Delia wezwie straże…
        Dżari poprowadził królową do furtki w murze, przez którą przechodzili poprzedniego wieczoru. Zabrał ją na kamienistą plażę, gdzie wiedział, że nie będzie żadnych świadków ich rozmowy i może dzięki temu będą mieli chwilę czasu na szczera rozmowę. Na wyznanie win i rozgrzeszenie.
        - Ostrożnie… - mruknął Dżari, prowadząc Delię po skałach. Poprowadził ją kawałeczek dalej od ścieżki, by naprawdę nikt im nie przeszkadzał.
        - Muszę ci coś wyznać - powiedział cicho. - Tak naprawdę powinienem to zrobić już na samym początku, ale nie myślałem… Proszę, nim cokolwiek powiesz, wysłuchaj mnie do końca.
        Nagle Dżari przeszedł z Delią na ty, już nie honorował jej i nie powtarzał na każdym kroku “wasza wysokość”. Słychać było, że denerwował się przed tym, co miał powiedzieć. By odrobinę odwlec moment wyznań, poprowadził Delię w stronę jednej ze skał i zasugerował jej samym gestem by spoczęła. Gdy to uczyniła, sam uklęknął przy jej nogach. Cały czas trzymał ją za dłoń.
        - Nie jestem człowiekiem tak dobrym, za jakiego się mnie ma - wyznał cicho. - W istocie jestem… mordercą. Mam krew na rękach. I to krew najbliższych mi osób, mych braci.
        Dżari z trudem przełknął ślinę. Jego ocena własnych postępowań była surowa i kategoryczna, lecz właśnie tak on na siebie patrzył - jak na mordercę. Bratobójcę. Nie zamierzał jednak poprzestać na tym jednym stwierdzeniu, bo Delia musiała znać całą prawdę.
        - Nie zawsze byłem znachorem - zaczął swoją historię. - Kiedyś byłem wojownikiem, stróżem prawa można rzec. Ścigałem tych, którzy odwrócili się od dobra. Wtedy miałem dwóch prawdziwych przyjaciół, którzy byli mi drożsi niż bracia. Dżariel i Tallas, tak brzmiały ich imiona… Pewnego dnia Dżariel zniknął, zapadł się pod ziemię, a moi zwierzchnicy nakazali mnie i Tallasowi go odnaleźć. Zasugerowano, że był zdrajcą. Szukaliśmy go więc, choć przez cały czas byłem przekonany, że to nieporozumienie, bo Dżariel… Nie znałem drugiej tak dobrej i troskliwej osoby jak on, miał tak łagodny, ciepły charakter, zawsze mogłem na niego liczyć. Dlatego nie wierzyłem w jego zdradę i byłem pewny, że dowiodę jego niewinności, jeśli tylko poznam jego wersję zdarzeń. Prawdziwą, jak wierzyłem. I w końcu mi się powiodło, odnalazłem go i wszystko mi wyznał. Okazało się, że przypisano mu czyny Tallasa i to on był zdrajcą… I w to nie mogłem uwierzyć, ale on nie próbował się nawet wypierać, przyznał się do winy, do wszystkich swych zbrodni. Wywiązała się walka. Dżariel zginął osłaniając mnie własnym ciałem, a Tallas… zginął od mojego miecza. Podczas pojedynku jego przeklęte ostrze pękło i dosięgnął go mój cios. Jednej nocy zabiłem obu mych braci, jednego własnymi rękami, a jednego, bo nie byłem w stanie go obronić.
        Gdy Dżari mówił jego głos się łamał, a oczy zachodziły łzami. Skończywszy pochylił głowę, jakby w ten sposób poddawał się pod osąd Delii. Jego ramiona zadrżały w hamowanym płaczu.
        - Żaden żal i żadna pokuta nie są w stanie cofnąć tego, co zrobiłem. Odrzuciłem miecz i zająłem się leczeniem, bo liczyłem, że to pozwoli mi odkupić winy, lecz… Nadal patrząc w lustro widzę twarz mordercy, twarz osoby niegodnej zaufania. Nie mówiłem o tym nikomu, ale… Delio, nie mogłem tego przed tobą ukrywać. Myślałem, że jak długo będę tylko opiekunem księżniczki, nie będzie to miało większego znaczenia, lecz w jednej chwili stałaś się dla mnie tak ważna… Nie mogę cię dłużej oszukiwać. Wybacz, proszę, że zawiodłem twoje zaufanie. Teraz znasz już prawdę o mnie i możesz zrobić ze mną co chcesz, w pełni oddaję się w twoje ręce.
        Dżari odetchnął - było mu odrobinę lżej z tym, że powiedział królowej o swoich zbrodniach. To był jednak tylko początek.
        - Ale to jeszcze nie wszystko - dodał. - Jest jeszcze jedna tajemnica, którą skrywam… Moja rasa. Zawsze wolę ją przemilczeć, lecz kto czyta aury i tak jest w stanie ją poznać. Jestem aniołem - wyznał, spoglądając jej na moment w oczy. - Aniołem Światła, zrodzonym w Planach. Wyrzekłem się jednak swych skrzydeł. Jakże ktoś taki jak ja mógłby się z nimi obnosić… - zauważył gorzko, spoglądając w bok, tak jakby spodziewał się je mimo wszystko dostrzec.
        - To wszystko, Delio. Wybacz mi, że wcześniej to przed tobą skrywałem, po prostu… Nie spodziewałem się, że to wszystko tak się potoczy. W jednej chwili stałaś się tak droga memu sercu, ale nie śmiałem przypuszczać, że ty również… Nie chciałem cię skrzywdzić.
        Serce Dżariego biło jak szalone. Z jednej strony był przekonany, że to koniec, że tym wyznaniem przekreślił swoje szanse i teraz Delia się od niego odwróci, bo jakże królowa mogłaby być z kimś takim. Z drugiej jednak strony poczuł ulgę płynącą z oczyszczającego wyznania win. Tak było wbrew pozorom lepiej niż żyć w kłamstwie.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Emanuel odetchnął nieco z ulgą - przynajmniej młoda była posłuszna, a nie krnąbrna, jak czasami jej matka.

- No dobrze… - Odwrócił wzrok, jakby chciał ukryć, że ulega młodej. – Niech szczur zostanie, ale musisz nauczyć go, by był grzeczniejszy, by mówił bez brzydkich lub nieodpowiednich słów i w sumie… Powinien ci towarzyszyć przy twojej nauce, może faktycznie oboje na tym skorzystacie… - Zamyślił się odrobinkę. Jakby nie patrzeć mieli coś wspólnego, tylko, iż ogoniasty raczej wiedział co nie, a co tak. – Oczywiście każ służbie zawsze przed spaniem go myć, te… gryzonie słyną ze szlajania się w nie najczystszych miejscach. – Spojrzał groźnie na Valaka.

W tym czasie Nevina szybko wyjęła rozrabiakę za swojego dekoltu i roześmiała się, słysząc słowa tej drobnej mordki. Oczywiście niczym zaczarowana zaczęła głaskać i drapać zwierzątko z wielką troską. Jego drobne czarne oczka były tak urocze i ten różowiutki nosek z długaśnymi wibrysami! Od razu skradł serduszko niebianki.
Emanuel natomiast poczuł się dziwnie, odwzajemniony uścisk Evangeline kojarzył mu się z dzieciństwem Delii, a przecież one były od siebie tak bardzo różne. Nie było między nimi więzów krwi, choć anioł bardzo by pragnął mieć wnuczkę, taką prawdziwą, z własnego rodu. Mimo wszystko postanowił nieco odpuścić biednej małolacie, musiała wiele w życiu przejść, a przecież to wszystko nie jej wina, niby oczywiste, ale do mężczyzny docierało to bardzo powoli.
Gdy Piorun chwycił ostrzegawczo gryzonia, jego również negatywnie zaskoczyło pytanie księżniczki. Nadal, trzymając Valaka za skórę na grzbiecie pokiwał głową twierdząco. Byłoby naprawdę ciężko wytłumaczyć młodej całą sytuację, a jeszcze by coś źle palnął i królowa miałaby więcej kłopotów na głowie.

- No więc ten… „O” jest okrągłe jak… owca. – Emanuel starał się jak mógł, choć nie był doświadczony w nauczaniu takiż rzeczy, on by wolał uczyć walki, samoobrony, uników, taktyki! Tak, wtedy byłby w swoim żywiole.

- Oczywiście, kochanie – Nev zezwoliła na przerwę, ciesząc tym nie tylko samą zainteresowaną, ale też swojego męża, który odetchnął z ulgą.

Księżniczka zawołała swoją przybraną mamę, a gdy zasugerowała, że ta poszła na spacer z Lakim, serce Emanuela przyśpieszyło. Wstał natychmiast na równe nogi, minę miał tak poważną, jakby co najmniej życie jego córki było zagrożone.

- Laki… - szepnął pod nosem i przymrużył oczy, po czym wyruszył na poszukiwanie swojej ofiary. Nevina nie bardzo wiedziała, czy lecieć za nim i załagodzić sytuację w razie czego, czy zostać z księżniczką. Przydałby się jakiś opiekun…

W tym samym czasie Delia nieświadoma niebezpieczeństwa czuła motylki w brzuchu, a jej skrzydła, choć obecnie ukryte, rwały się do lotu. Miała w sobie tak wiele uczuć: stres, strach, dezorientacje, zażenowanie, zawstydzenie, ale przede wszystkim tak wiele szczęścia, że aż kwestionowała, czy to działo się naprawdę. "Co ja wyprawiam?" – pytała się w myślach, choć wiedziała, że nawet gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby to samo, dla tego pocałunku warto było ryzykować, nieważne co będą inni mówić, nieważne jak zareaguje ojciec.

To jak ją objął, każdy jego dotyk, to wszystko było dla Delii takie nowe i tak cudowne. Wszystko przerwał głos Evci, nawołującej swoją mamę. Również się odsunęła, miała na policzkach wyrazisty rumieniec, patrzyła w bok, oddając się delikatnej nieśmiałości. Nie była chwilowo w stanie nic odpowiedzieć Lakiemu, musiała się zebrać na odwagę. Nim się to stało, on postanowił ją gdzieś zaprowadzić. Anielica nie protestowała, była ciekawa, o co chodzi, chciała przyodziać poważną minę, uśmiech jednak nie schodził jej z twarzy.
Nawet ta tajemnicza ucieczka była w pewien sposób ekscytująca, głównie dlatego, że był przy niej Dżari, a ona mu ufała. Dotarli na plażę, Del kochała siedzieć nad wodą, chodzić po nierównych kamieniach i słuchać szumu fal uderzających o brzeg, to było nad wyraz romantyczne miejsce.
Niebianka skinęła głową, by Laki kontynuował. Była bardzo ciekawa, tego, co powie, a serce biło coraz mocniej. Ostrożnie usiadła na jednej ze skał, wystającej na tyle wysoko, że mimo rozprysków wody, wciąż była sucha u góry.
Widać było, jak jej oczy szerzej się otworzyły. Zszokowało ją to, co powiedział, ale zgodnie z prośbą nic nie mówiła. "Morderca? Niemożliwe, nie wierzę…" - myślała, patrząc na niego, oczekując wyjaśnień. Poruszyła ją jego historia i widziała, jak wielki ból w sobie skrywał. Jej samej zaszkliły się oczy. Ta historia była taka przygnębiająca. Kolejne wyznanie, jego rasa, to również zaskoczyło Delię. Dyskretnie wzięła głęboki oddech, by ukoić szalejące w niej różne emocje i przemówiła.

- Laki, posłuchaj, nie zasługujesz na miano mordercy. Dżariel chciał cię obronić, nie kazałeś mu tego zrobić, prawda? On na pewno by nie chciał, byś żył w ciągłym poczuciu winy. Natomiast Tallas, nie wiem, jak wielkie były jego przewinienia, jednakże wiem, że podczas walki zwykle są ofiary. Tak już jest, też walczyłam. Gdy nie istniało Arrantalis, gdy była Arranta i Talianis. To była wojna… - przerwała na chwilę, przypominając sobie tamten okres, był straszny, tak wielu martwych ludzi, szybko się jednak otrząsnęła. – Gdybym rozpamiętywała to wszystko, nie byłabym w stanie rządzić, śmiać się, cieszyć. Rozumiem, że byli ci oni bliżsi i możesz myśleć, że to przecież nie to samo… Ale uwierz mi, czasu nie cofniesz, życie toczy się dalej i nie można żyć przeszłością. – Uśmiechnęła się do niego.

Wstała i podeszła do niego, nieco nieśmiało się przytuliła. Chciała go wesprzeć, wiedziała, że to dla niego trudne nawet jeśli te zdarzenia były z dalszej przeszłości.

- Dziękuję, że byłeś ze mną szczery – szepnęła wciąż wtulona w niego. – Powinniśmy wracać, nim zaczną się niepokoić – dodała nagle. – Och nie, Evangeline mnie przecież wołała… Chodźmy szybko. – Chwyciła go za rękę i ruszyła jak najszybciej.

Piorun wypatrzył z góry parkę, która nadchodziła i Emanuela, idącego prosto na nich. Jako najbystrzejszy z całej czwórki królewskich zwierzaków, natychmiast nakazał lwicy i tygrysowi zatarasować drogę wściekłemu ojcu, natomiast Szmer miał ostrzec zakochanych i poprowadzić inną drogą. Orzeł pozostał w górze, wypatrując co i jak.

- Mamusia na pewno za chwilkę wróci, nie martw się – mówiła Nevina do swojej kochanej wnuczki. – A powiedz mi czy Valak potrafi jakieś sztuczki? Może go nauczymy? Co ty na to?

Niestety plan orła się nie powiódł, zdenerwowany Emanuel użyl skrzydeł i dotarł do swej córki i opiekuna księżniczki szybciej od wilka. Stanął naprzeciw Deli i Dżariego.

- Ojcze, to nie tak… - próbowała załagodzić Delia.
- Nie, córko, to trzeba załatwić po męsku. – Podszedł do Dżariela. – Uważasz, że jesteś godzien mej córki? Dobrze, wyzywam cię więc na pojedynek. Do pierwszej krwi.
- Ojcze! – zbulwersowała się Delia.
- Delia, nie jestem ślepy, widzę co się tu dzieje, a nie oddam mojego dziecka byle komu. Niech udowodni swą wartość. Wracajmy - powiedział i ruszył do reszty, zostawiając podłamaną niebiankę i wybranka jej serca samych. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać, bo tak naprawdę odnalazł Yra i postanowił z nim porozmawiać o zaistniałej sytuacji.
- Nawet jeśli wygra, nasza umowa nie jest anulowana, ja sprawdzę go fizycznie, ty psychicznie.
- A jeśli przegra?
- Wtedy na pewno nic dobrego go nie czeka, ale najpierw trzeba ten pojedynek stoczyć.

Tymczasem Delia wraz z Dżarim dotarła do swojej matki i córki. Nim podeszła do Evangeline spojrzała jeszcze na Lakiego, a w jej oczach malował się strach i niema prośba błagająca by wygrał tej pojedynek, dla niej, by być przy niej, przez chwilę widać było, jak jej oczy lekko się zaszkliły.

- Wołałaś mnie, Ev, coś się stało? — spytała.
- Delia, bałam się, że twój ojciec zrobił coś złego... - Nevina odetchnęła z ulgą, myśląc, że nic się nie stało. — Tak czy siak, uznałam, że lepiej będzie wyjechać dziś wieczorem, dla waszego bezpieczeństwa, ostatnio jest taki nerwowy... Może powinien już odpuścić wykonywanie swej misji i skupić się na zasłużonym odpoczynku w Planach...
- Matko... Wyzwał Lakiego na pojedynek...
- O Panie... - Nevine aż zakryła usta z wrażenia.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

- Owca? Hmm… Nigdy nie widziałam owcy dziadku. Są bardzo, bardzo okrągłe? A, Valak, ty też słuchaj, w końcu słyszałeś sam, że będziesz się uczył ze mną! - powiedziała w stronę szczura.

- Słyszałem, słyszałem… I słyszałem także to odnośnie do higieny mojej! - Aż ton jego głosu, czy też raczej pisków, wzrósł wskutek lekkiego podirytowania. - Chciałbym cię poinformować, panie aniołku, że tak czystego futra jak moje to nie znajdziesz nawet na czubku swojej głowy, o! Liżę je regularnie oraz starannie, czasami niemal tak często, jak swoje własne j… jestestwo. - Nie chcąc, by Piorun miał powód na oddzielenie głowy papugoszczura od reszty ciała, Valak uniknął słowa, które raczej nie powinno rozbrzmiewać wśród rodziny królewskiej, szczególnie gdy Evangeline była tuż obok i ciągle uważnie słuchała.

- Co to jestestwo? - spytała Evangeline, zdziwiona pojawieniem się tak nietypowego słowa.

- Nie mnie o tym opowiadać. Spytaj swojego opiekuna, może on będzie też wiedział - stwierdził gryzoń, unikając dalszego prowadzenia rozmowy jak ognia.

        Przerwa została ogłoszona, ale nic nie zapowiadało na to, by miało być podczas niej spokojnie. Evangeline, poprzez chęć zobaczenia i porozmawiania z Delią rozpoczęła coś, co mogło być tragiczne w skutkach. Była niczym iskra w lesie, który od wielu dni nie doznał deszczu. Emanuel i jego decyzje zaś miały być w tej metaforze nadchodzącym pożarem, pochłaniającym wszystko na swej drodze.

        Starszy anioł udał się pozbawić kogoś kręgosłupa przez gardło, Piorun zaś, przeczuwając, że będzie potrzebna jego pomoc, odpuścił Valakowi, odlatując w przestworza, z których miał lepszy widok. W ten sposób uskrzydlony szczur i Evangeline zostali sami z Neviną, która została na swoim miejscu, coby nie zostawiać księżniczki bez opieki.

- Nie martwię się babciu - rzekła spokojnie młodociana niebianka. - Ja nie wiem, czy zna sztuczki, ale nawet jeśli nie zna, to myślę, że ja nie jestem w stanie niczego go nauczyć. Mam wrażenie, że jest mądrzejszy ode mnie, prawda? - powiedziała Evangeline, wpatrując się w futrzanego towarzysza, który aż wspiął się księżniczce na kolana, dumny z pochwały, jaką otrzymał.

- Cóż, nie chcę się przechwalać, ale… Młoda ma rację. Jestem w końcu Valak! Plug… Em, chyba pominę zbędne tytuły - stwierdził, nie chcąc wzbudzić gniewu babcinej anielicy poprzez przyznanie się do tego, że jest “Plugawicielem” i “Świętokradcą”. - Umiem wiele rzeczy. Między innymi typowo szczurze rzeczy: wspinaczka, bieganie, jedzenie dużych ilości żarełka, takie tam. Odkąd tutejszy mag doprawił mi skrzydła, szkolę się także w sztuce latania, raz na jakiś czas staram się nawet wykonywać te, sztuczki powietrzne, bo co jak co, ale pęd wiatru połączony z akrobacjami jest bardzo przyjemnym uczuciem.

        Evangeline patrzyła na niego z zachwytem, a szczur, czując na sobie oczka pochwalne, aż otworzył się szerzej, wydobywając z siebie informacje, których normalnie nie wyjawiałby innym.

- Zanim jednak znalazłem się w zamku, buszowałem w piwnicy pewnego czarnoksiężnika. Podglądając jego dzieła i mroczne konszachty nauczyłem się co nieco o tym, jak działa ta gorsza strona magii. Raz zostałem przyłapany na wyjadaniu jego obiadu i bym zginął, gdyby nie to, że miał dobry humor. Wykorzystał mnie jako swojego pomocnika i w ten sposób zostałem jego “nosaczem”, bo czarami dał mi zdolność wyśledzenia osoby, od której pochodzi dana magia. Przydatne to to, ale tylko innym. Gdyby chociaż to jedzenie pomagało znajdywać! - zaczął marudzić, gdy tylko myśli żołądka stały się potężniejsze od mózgu. Evangeline oczywiście nie czekała długo z głaskaniem szczura za to, że tak grzecznie opowiedział o sobie, więc Valak, zamiast marudzić dalej, postanowił poddać się pieszczotom.

        W końcu powróciła do nich Delia, wraz z opiekunem Evangeline u swego boku. Młoda była ucieszona, że w końcu będzie mogła zadać swoje pytania, które chodziły jej po głowie, ale dosyć szybko zauważyła, że jej przybrana matka nie jest w humorze.

- Chciałam zapytać, czy byłabyś w stanie nauczyć mnie panować nad tym. - Wymownie ruszyła ręką, a dłoń jej przepłynęła przez unoszącą się w powietrzu złotą mgłę. - W końcu jesteś mądra i już mnie nauczyłaś tak wiele… A pył reaguje na to, o czym myślę. Więc może z twoją pomocą zdołałby reagować na to, co chcę? - O ile pierwsze słowa były jeszcze przepełnione entuzjazmem, o tyle każde kolejne coraz słabiej to przejawiało. Złotoskrzydła patrzyła wciąż na twarz swojej matki i nie cieszyło ją to, jakie emocje na niej widzi. - Mamo, czy coś się stało…? - Przeniosła wzrok na Dżariego, jakby oczekując, że przynajmniej on powie, co jest nie tak.

        Nie musiała długo czekać na wyjaśnienie, nawet jeśli nie było ono skierowane bezpośrednio do niej. Chyba zrozumiała nawet, co jej babcia miała na myśli, tłumacząc swoją decyzję o szybkim wyjeździe - Emanuel w końcu miał swoje humory, które najwyraźniej nie były ani poprawne, ani też mile widziane. Szybko jednak przestała myśleć o tym, że jeszcze dziś babcia i dziadek udadzą się w inne miejsce.

- Pojedynek? O żesz ty za wibrysy szczurzyco szarpana, chyba sobie żarty stroisz, prawda? To na co my jeszcze czekamy, chodźmy zająć jakieś wygodne miejsca i oglądać mordobicie! - Valakowi chyba za bardzo podobała się wizja dwóch mężczyzn naparzających się po twarzach przy pomocy pięści, bo aż kręcił się w kółko na kolanach Evangeline.

- Czy ktoś mi wytłumaczy co to pojedynek i czemu to brzmi tak okropnie?! - wybuchła nagle Evangeline. Udzielił jej się strach i zmartwienie, jakim promieniowały Delia i Nevina. Była po prostu zestresowana tym, że dzieje się coś, czego nie rozumie i że - co gorsza - jest to najwyraźniej bardzo poważna i bardzo nieprzyjemna sprawa. Nie pomagało także to, co powiedział szczur, słowo “mordobicie” bowiem mówiło samo za siebie. Księżniczka aż wstała i skierowała swoje spojrzenie w stronę Lakiego, oczekując wyjaśnień tu i teraz. W przeciwnym wypadku groził potok, gdyż wszystkie te emocje wywołały u niej to samo, co u królowej - jej ciemno brązowe oczy szkliły się niczym mokra perła od zaczątków łez. Mgła która ją otaczała poruszała się w chaotyczny i nerwowy sposób, reprezentując burzę która trwała w umyśle złocistej niebianki.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Nie wiadomo czy to pokora czy tchórzostwo sprawiły, że Dżari prawie cały czas mówił nie patrząc na Delię - pewnie po trochu jednego i drugiego. Przez to jednak nie wiedział jak anielica reaguje na jego historię i to akurat było mu na rękę, bo gdyby zobaczył na jej obliczu niechęć albo pogardę… Nie by sam tego do siebie nie czuł, lecz myśl, że ona mogłaby go widzieć tak samo tak bardzo go bolała. W głębi ducha liczył na to, że królowa okaże mu miłosierdzie, bo wiedział, że tylko jej sądowi się podda - jeśli ona uzna go za zbrodniarza będzie to znak, że już od dawna był zgubiony. Jeśli zaś go rozgrzeszy, może faktycznie będzie to okazja, by zacząć wszystko od nowa, przy niej…
        W końcu Delia się odezwała. Dżari drgnął słysząc swoje nazwisko - czy to był jakiś znak? Wybrała bardziej oficjalny zwrot, bo nie miała nic miłego do powiedzenia? Na dosłownie jedno uderzenie serca anioł stracił wszelką nadzieję, wtedy jednak królowa kontynuowała, a on nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Naprawdę nie uważała go za mordercę. Miała oczywiście rację co do Dżariela. Lakiego uderzyły nagłe intensywne wspomnienia chwili, gdy trzymał w ramionach konającego przyjaciela. Spojrzenie jego sennych oczu i to jak mówił “Jestem szczęśliwy. Nie boję się”. Jak prosił, by dla niego zaśpiewać, jakby to miała być tylko zwykła kołysanka. Tak, Avra odchodził do Pana pogodzony i spokojny, to była prawda. Jego śmierć była dla Dżariego bolesna, jakby żywcem wyrwano mu połowę duszy, lecz on zrobiłby dla niego to samo… Łącząca ich braterska miłość była bez skazy i niezachwiana, była jednym z tych wysokich uczuć, które stawiały cudze szczęście nad własne. Tallas jednak… Jego zawiedli oboje. Nie zawrócili go z drogi ku Upadkowi, a na koniec Laki pozbawił go życia. Na rękach Dżariego mieszała się krew obu jego braci, których stracił w przeciągu jednej nocy… I do tej pory ją widział. Rozpaczał za Dżarielem i miał wyrzuty z powodu Tallasa. Lecz Delia dała mu nadzieję. Jej słowa pozwoliły mu myśleć, że nie jest stracony i że może jego pokuta dobiegła końca. Może pora wstać z kolan i żyć dalej. Przy jej boku…
        Anielica go objęła, a on wtulił się w nią ufnie, w podzięce za wszystkie jej słowa. Nie umiał nic odpowiedzieć, bo gardło ściskał mu żal, była to jednak ostatnia oczyszczająca fala, po której miał w końcu obudzić się z koszmaru ostatnich lat. Odetchnął, jakby obudził się z koszmaru i w końcu szepnął ciche “dziękuję”.
        Bez protestów Dżari poszedł z królową w stronę zamku. Patrzył na nią z czułością i wdzięcznością, napawając się ciepłem, którym napełniło się jego serce, powoli rozchodząc się na całe ciało. Jeszcze nie wszystkie okowy żalu i wyrzutów sumienia puściły, lecz była to z pewnością tylko kwestia czasu. Czasu, po którym… Może znowu będzie w stanie rozwinąć własne skrzydła…
        Nagle piękne chwile sam na sam z Delią przerwało pojawienie się jej ojca. Dżari spojrzał na niego czujnie od razu poznając, że Emanuel pała do niego zimną nienawiścią. Jeszcze chwilę temu może z pokorą spuściłby wzrok, lecz teraz wiedział, że ma o co walczyć, bo jego uczucia nie były nieodwzajemnione. Patrzył więc bez strachu w oczy ojca swojej ukochanej, gotowy odeprzeć wszelkie jego zarzuty i żale. Postąpił nawet pół kroku do przodu, skoro jednak Delia pierwsza się odezwała, próbując załagodzić sytuację, on jej tego nie utrudniał i trochę się wycofał. Emanuel miał już jednak swój plan i zbliżył się do Lakiego. Jego słowa sprawiły, że Dżari nie potrafił ukryć zaskoczenia - przez to Delia była w stanie wtrącić się między nich. Zaraz jednak królewski opiekun odzyskał rezon. Spojrzał na Emanuela pewnym, choć może nieco nieprzychylnym spojrzeniem.
        - Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem ani odpowiedzią… - oświadczył zgodnie ze swoimi poglądami. Zaraz jednak kontynuował. - Lecz dobrze. Przyjmuję wyzwanie. Udowodnię, że jestem godzien pańskiej córki. Rozstrzygnijmy to jutro o świcie - zaproponował, wybierając tradycyjną porę toczenia tego typu pojedynków. Emanuel zgodził się skinieniem głowy.
        - Walczymy na broń białą, bez magii - zastrzegł.
        - Dobrze. Dzierżę dwa miecze - zastrzegł Dżari, a jego adwersarz nie miał co do tego żadnych zastrzeżeń. Ostatnią kwestią było uzgodnienie miejsca starcia, po czym ojciec Delii odszedł, zostawiając parę sam na sam. Laki odczekał chwilę, nim przytulił do siebie Delię w pocieszającym geście.
        - Będzie dobrze - zapewnił ją szeptem. - Nic nam się nie stanie… Najdroższa, Pan pobłogosławił nam na długo przed tym jak się spotkaliśmy, nie zawiodę cię, jeśli będę walczył w naszym wspólnym imieniu. Wszystko dobrze się skończy.
        Dżari zamierzał dotrzymać słowa. Był tak spokojny, że aż sam się sobie dziwił. Od dawna nie trzymał w rękach mieczy i możliwe było, iż zapomniał jak się walczy, a przeciwnik nie będzie mu pobłażać. Mimo to nie czuł strachu - to sama obecność Delii przy jego boku sprawiała, że czuł się silny i zamierzał zwyciężyć.
        - Chodźmy - odezwał się ciepło Laki, ujmując królową za dłoń i prowadząc ją dalej w stronę zamku.

        Po powrocie do pałacu Dżari był już spokojny, jakby nic nie zaszło. Chociaż nie, nie do końca. Widać było, że zaszły w nim zmiany - gdy szedł przy boku Delii była w jego ruchach godność, której nie dostrzegało się wcześniej. Jakby zrzucił z siebie za ciasną skórę, skorupę udręki.
        Z początku nie wtrącał się w rozmowy między anielicami. Słuchał z uśmiechem prośby Evangeline, gotów sam w razie czego służyć pomocą w nauce. Nim jednak zgłosił swoją chęć uczestnictwa w tym przedsięwzięciu, temat rozmowy szybko przeskoczył na Emanuela i rzucone przez niego wyzwanie. Dżari lekko skłonił głowę, jakby przepraszał za to, że sprawy przybrały tak niefortunny obrót, lecz jednocześnie nie tak pokornie, by uznać, że wstydzi się tego, co rodziło się między nim a Delią. Na potwierdzenie tego objął królową ramieniem w talii i spojrzał wymownie na Nevinę - wiedział, że ona zrozumie. Chciał tylko, aby tak się nie martwiła, bo obie wyglądały na przerażone….
        Nagły wybuch księżniczki sprawił, że Dżari skupił na niej całą swoją uwagę. Spojrzał na nią z troską i zaraz postąpił krok w jej stronę.
        - Księżniczko - zwrócił się do niej spokojnie. - Pojedynek to walka między dwiema osobami odbywająca się na ściśle określonych zasadach. Walczy się o różne rzeczy, głównie o honor, by udowodnić w walce, że miało się rację albo by udowodnić, że jest się czegoś godnym. Twojemu dziadkowi chodzi o tę ostatnią sytuację. Wyzwał mnie na pojedynek, bo widzi, że darzę twoją mamę uczuciem i chce bym udowodnił, że jestem jej wart. Tak rozwiązują sprawy wojownicy, a ja też kiedyś… byłem… wojownikiem - wyjaśnił, wahając się przy ostatnich słowach. - Twoja mama i babcia martwią się, bo twój dziadek to bardzo dobry wojownik i mógłby mi zrobić krzywdę, ale wierzę, że jest honorowy i obaj będziemy trzymać się zasad. Poza tym nie zamierzam przegrać, bo twoja mama jest dla mnie bardzo, bardzo ważna - dodał, spoglądając z czułością na Delię, po czym znowu obrócił wzrok na Evangeline. - Także nie musisz się martwić. Ani ty, ani twoja mama, ani twoja babcia. Nie zrobimy sobie krzywdy. A w razie czego potrafię uzdrawiać magią, więc wszystko mamy pod kontrolą - zapewnił ją na koniec, jakby naprawdę nie było czym się martwić. Chciał, by jego pewność udzieliła się całej trójce, bo czuł, po prostu czuł, że wszystko się ułoży.
        - Delio - zwrócił się do królowej. - Potrzebuję broni na jutro, mógłbym cię prosić o dwa miecze? I musiałbym dziś trochę poćwiczyć, nie trzymałem broni w rękach od… piętnastu lat - wyjaśnił z nerwowym śmiechem. - Potrzebowałbym chwili czasu, by sobie coś przypomnieć. Proszę, nie martwcie się, wszystko się ułoży - zwrócił się zarówno do królowej, jak i do jej matki. Z czułością objął ramieniem Delię i pocałował ją w czoło, po czym poszedł, by przygotować się na zbliżający się pojedynek.

        Farnir wieczorem przechodził na skróty przez plac treningowy używany przez pałacowych strażników. Choć wiedział, że o tej porze nie powinno w tym miejscu być nikogo, jemu zdarzyło się spotkać kogoś, na dodatek kogoś zupełnie obcego. Przystanął, by przyjrzeć się temu mężczyźnie. Blondyn w stroju giermka, choć chyba trochę na to za stary, dzierżący dwa miecze, które nie były typowe dla tego rejonu. Farnir miał w stosunku do niego jakieś bardzo mgliste podejrzenia, a nie chcąc snuć czczych domysłów, zdecydował się do niego podejść.
        - Może potrzebujecie panie partnera do walki? - zagaił, zbliżając się. Nieznajomy odwrócił się w jego stronę, opuszczając uzbrojone ręce. Skinął z wdzięcznością głową.
        - Nie śmiem odmówić - przytaknął. - Dziękuję, panie…
        - Farnir z Efros - przedstawił się młody rycerz odchodząc kawałek na bok, by znaleźć sobie broń do treningu.
        - Dżariel Laki - odpowiedział mu nieznajomy blondyn. Farnir na moment zamarł. Słyszał już tego dnia to nazwisko, na dodatek nawet dwa razy. Raz wspominała o nim siostra, opowiadając o spotkaniu w ogrodzie. Drugi raz o tym jegomościu wspominał mag Zoral, wyrażając swoje niezadowolenie z tego, że Laki ma zły wpływ na kobiety i nie potrafi się przy nich zachować. Te dwie informacje razem nie świadczyły wcale na korzyść Dżariela, lecz Farnir nie był z tych, co od razu rzucali się do gardła nieznajomym. Bez żadnego komentarza wziął ze stosu broni ćwiczebnej miecz i tarczę, które był w jego guście, i poszedł zmierzyć się z tym okrytym złą sławą jegomościem.

        - Czemu tak ci zależy? - zapytał Farnir po dłuższym sparingu, widząc ile dawał z siebie Dżariel.
        - Mam jutro rano pojedynek - wyjaśnił trochę kwaśno zapytany, ocierając rękawem pot z czoła. To była ciekawa informacja, którą rycerz zdecydował się drążyć.
        - To brzmi poważnie. Komu uchybiłeś?
        - Nikomu… Mam udowodnić, że jestem godny swojej ukochanej.
        - Cóż to za szczęściara, za którą chcesz przelewać krew?
        - Czy to istotne?
        - Mnie możesz powiedzieć. I tak dowiem się jutro - dodał, bo przecież jeśli dojdzie do walki nie będzie to już żadna tajemnica. To przekonało Dżariela.
        - Królowa Delia - oświadczył, a Farnir słysząc to imię aż zagwizdał z wrażenia. Laki pośpieszył z wyjaśnieniami. - To nie jest jednostronne. To po prostu przeznaczenie…
        - Jasne - mruknął rycerz, choć było widać, że nie wierzy w te słowa.
        - Przekonasz się, gdy jutro stanę do walki - oświadczył pewnym siebie tonem Dżariel i w jego głosie było coś takiego, że Farnir jednak zaczął się zastanawiać, czy nie była to prawda. Może jednak to Zoral mylił się w ocenie tego przybysza znikąd… ”Stary plotkarz…”, pomyślał z kpiną rycerz wracając do walki.

        Dżari wracał do swojej kwatery późnym wieczorem. Miał szczęście, że spotkał Farnira - dzięki niemu przypomniał sobie znacznie więcej, niż jakby okładał mieczami kukłę. Nadal nie była to pełnia jego umiejętności sprzed wydarzeń w Ostatnim Bastionie, lecz może to wystarczy, oczywiście poparte jego wielką motywacją…
        Jakby ściągnięty tymi myślami, gdzieś na drugim końcu korytarza pojawił się Emanuel. Dżari nawet nie przystanął, minął się ze swoim przyszłym oponentem nie spuszczając wzroku i nie wypowiadając słowa. Widział, jak ojciec Delii umyślnie stanął tak, by zagrodzić mu drogę prowadzącą do królewskich komnat, lecz to Lakiego nie zniechęciło - miał już zupełnie inny koncept. Poszedł więc przed siebie jakby nigdy nic, życząc tylko Emanuelowi spokojnej nocy. Wyszedł do ogrodów i skierował się jak po sznurku w miejsce, gdzie poprzedniej nocy udało mu się uchronić Delię przed upadkiem z dachu. Podniósł wzrok, szukając jednego konkretnego okna… Paliło się w nim światło. Dżari poczuł, jak ten widok wprawia w ruch jego serce, które zaczęło trzepotać niczym gołąb w klatce, który pragnie się uwolnić i wzlecieć w przestworza. Skoro nie mógł zobaczyć się zobaczyć tego wieczoru z Delią, a obiecał jej kołysankę…

”Zapalę jeszcze jedną świecę
Nim zmorzy mnie sen
Widziałem cię, gdy tańczyłaś w deszczu
Z aniołami u boku
A ja czekam…

Powiedz tylko słowo, a tej nocy będę przy tobie
Szeptem wymawiam swą modlitwę
I w głębi serca wiem,
Jeszcze tylko ta ostatnia łaska z Niebios
I podążę z tobą w krainę twych snów…”


        Głos śpiewający pod oknem Delii był znajomy - słyszała jego pieśń poprzedniej nocy i tego dnia również miała z nim do czynienia, lecz tego dnia nie śpiewał, a mówił, szeptał, ciepłym tonem zapewniał o tym, że wszystko będzie dobrze. Dżariel. Gdyby królowa wyjrzała przez okno dojrzałaby go, jak stał na trawniku pod wieżą i wpatrzony w jej okno śpiewał swe miłosne wyznania. Jego pieśń nie była ckliwą balladą, którą wybrałby pierwszy lepszy bard. Była w niej odrobina bólu, niepewności i nadziei, zapewnienie o oddaniu i pragnieniu, które nie miało w sobie nic z fizyczności. Była to pieśń o miłości czystej i głębokiej, takiej, dla której nie istniały żadne granice.

”Jeden pocałunek, jeden dotyk
Tylko jeden sen, którego się uchwycę
I gdy zamknę oczy
Widzę tylko twą twarz
Na zawsze ty i ja…”


        Dżari kończąc śpiewać miał łzy w oczach, nie wyrażały one jednak smutku, a to jak głęboko wczuł się w swoją pieśń. Była najszczerszym wyznaniem, na jakie mógł sobie teraz pozwolić. I nic to, że mógł go usłyszeć każdy - on śpiewał tylko dla niej, dla Delii, to w jej okna patrzył i to ją miał przed oczami przy każdym kolejnym słowie. Na tej jednej pieśni jednak nie poprzestał. Po niej nastąpiła kolejna i jeszcze jedna, wszystkie podobne do pierwszej, lecz na swój sposób wyjątkowe. Ostatnia była wyznaniem w języku niebian, czułym i delikatnym, które mogli zrozumieć już tylko nieliczni. Kto wie, może tylko on i ona…
        - Dobranoc, moja królowo - szepnął na koniec Dżari, cofając się na alejkę, by wrócić do swoich komnat. Jego serce było w tym momencie tak cudownie lekkie…

        Następnego dnia Dżariel obudził się grubo przed świtem. W skupieniu przygotował się na pojedynek z Emanuelem - związał ciasno włosy, włożył wygodne buty, przypasał miecz. Wyszedł ze swej komnaty i udał się prosto na plac, gdzie miała odbyć się walka. Tam czekali już prawie wszyscy. Dżari pozdrowił gestem stojące na uboczu anielice, nie chcąc do nich podchodzić, by się nie dekoncetrować i nie rozjuszyć swego przeciwnika, nie powstrzymał się jednak przed czułym uśmiechem posłanym pod adresem tej, dla której stawał w szranki.
        Chwilę później na placu pojawił się Farnir - wysłuchawszy historii Dżariego poprzedniego dnia postanowił przyjść, by sędziować tej walce. Jako pełnoprawny rycerz miał do tego prawo, tym bardziej, że aniołowie nie wyznaczyli nikogo do roli arbitra. Wbrew pozorom był bezstronny - nie znając całej historii miał mieszane uczucia co do Dżariela, nie darzył go ani sympatią ani antypatią i zamierzał pozwolić, by to los zdecydował komu wierzyć. Laki jakby wyczuwał intencje rycerza i był mu za to wdzięczny. Gdy ze strony Farnira padł sygnał do zajęcia pozycji i dobycia broni, on wykonał wszystkie komendy bez dyskusji, dobywając z sykiem mieczy i ustawiając się z nimi w sposób, który zdradzał zamiary rozpoczęcia starcia w defensywie. Jego spojrzenie nie wyrażało jednak uległości: był skupiony, zdeterminowany, lecz nie ogarnięty żądzą krwi. Pragnął wygranej jak niczego innego w tym momencie, lecz nie zamierzał przy tym krzywdzić ojca swojej ukochanej. Najbliższe chwile jednak pokażą, czy będzie to możliwe i który z nich wyjdzie z tego starcia zwycięski. Czy sama siła uczucia wystarczy, by wygrać to starcie...
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości