ArrantalisNowy ląd, nowe kłopoty

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Kiedy Esmeralda zajęła się księgą, a Keira rubinem, lisołak postanowił się przyjrzeć sztyletowi ponownie. Chwycił go do ręki, jednak nic się nie stało. Poczuł jednak mrowienie - broń musiała posiadać jakiś magiczny ładunek, dosyć potężny. Cóż było mówić - Leanor wziął sztylet, po czym wetknął go sobie za pasek. Może akurat się do czegoś przyda? Apollo usiadł mu na ramieniu. Przyglądał się teraz Esmeraldzie, przekręcając łebek to w jedną, to w drugą stronę. Kiedy lisołak do niej podszedł, jastrząb nawet wścibsko zajrzał jej przez ramię, do księgi. Wyglądał tak bajecznie, że Leanor nie potrafił opanować śmiechu.

Ruszył za Esmeraldą, która, sugerując się księgą i znakami na ziemi, zaprowadziła ich do czegoś w rodzaju sypialni. Jak już Keira zauważyła ktoś, kto tu w pośpiechu wpadł, nie pukał. I sądząc po plamach krwi na łóżku, nie był zbyt przyjaźnie nastawiony. Lisołak usiadł na brzegu łóżka, obok przemienionej. Spojrzał na nią jak na szaloną, kiedy "czytała" puste kartki na głos.

Po całej tej historii Leanor próbował sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie. Zbyt wiele dziwnych i niejasnych rzeczy spotkało go w zbyt krótkim czasie. Zanim jednak zdążył się otrząsnąć, usłyszał ryk. Zerwał się na równe nogi, wyciągając miecz. W każdej chwili był gotów do ataku, choć nie wiedział, co go czekało. "Magia?"
- Słabo... Tylko tyle, co już widziałyście... Ale mam ze sobą ten sztylet z ołtarza, magiczny, może się na coś przyda?
To był słaby punkt lisołaka. Nie był jakoś wybitnie magiczną istotą, jego umiejętności kończyły się na barierze. Miał nadzieję, że na coś się przyda - jeśli stwór nie będzie zbyt wielki, może uda się go zepchnąć na ścianę i zaatakować pod nią? To dawało im spore szanse.

Ziemia nagle się zatrzęsła. Lisołak przykucnął, a Apollo podleciał do góry. Wyraźnie się bał. Oboje się bali. Nie byłoby to nic przyjemnego, skończyć "wielką przygodę" w jakiejś dziwnej świątyni pod ziemią, jako kupka kości. Spojrzał na upadający rubin Keiry, jednak nie miał możliwości go złapać. Kiedy błysnął on oślepiającym światłem, ukazując hologram upadłej, który wykonywał te same ruchy, co sama anielica, Leanor nieźle się zdziwił. Gdy tylko hologram zmienił się w niego samego, spróbował uderzyć lekko w ziemię. Zauważył, że zmaterializowana postać również uderza w ziemię, z tym samym skutkiem. Taki hologram bojowy idealnie nadawał się do walki - w końcu, co dwa ciosy to nie jeden.
Postać zniknęła, zastąpił ją głośny ryk nadchodzącej bestii. Lisołak był gotów. Kiedy zniszczone drzwi przekroczył wielki potwór, lis nieco zwątpił. "Chyba nie da rady zepchnąć go pod ścianę" pomyślał, zdając sobie sprawę, że jego bariera może być bezużyteczna. Kiedy potwór zaczął szarżować, Leanor zdążył odskoczyć w bok i gotów do ataku zauważył, jak zarówno upadła jak i przemieniona otrzymują cios. "Bez nich i ich magii nic nie zrobię" ta smutna prawda miała jedno uzasadnienie - one potrafiły używać magii. Lisołak postanowił się na coś przydać. Odbił się łapą od ściany, rozpędził się i sieknął mieczem; najmocniej jak potrafił, w łydkę potwora - o ile tak można było nazwać ten monstrualny mięsień na nodze bestii, pokryty skórą. Leanor zatrzymał się przy przeciwległej ścianie, gotów odskoczyć po raz kolejny. Potwór wydał z siebie przeraźliwy krzyk, a z jego rany trysnęła czerwona posoka. Nie wiedział, czy to osłabiło monstrum - na pewno go rozzłościło. W ten sposób lisołak zwrócił też uwagę na siebie. Bestia machnęła łapą, jednak Leanor ponownie zdążył odskoczyć, tym razem jednak ucierpiała ściana sypialni. Ziemia ponownie się zatrzęsła, a z sufitu, wprost na zakrwawione łóżko, spadł sporej wielkości kamień, łamiąc łoże w pół. Apollo wyczuwając bardzo niesprzyjającą sytuację, wyleciał z pomieszczenia. Leanor nie miał do niego żalu - dobrze zrobił. Tutaj mogło mu się tylko coś stać.
A walka trwała w najlepsze.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Przemieniona uradowała się z uleczonego skrzydła. Wiedziała, że jak tylko wszystko się uspokoi, będzie musiała chyba wysunąć całą swoją historię na światło dzienne. Esmeralda myślała, że może po przeczytaniu księgi, jak odpowie na te wszystkie pytania. Nie umknęło jej zdziwienie towarzyszy, iż czytała z pustych, przynajmniej dla nich, stron.

- Tak, właśnie wygląda na to, że przybył z mojego świata, w sumie to jestem tego nawet pewna. Myślałam, że jestem tu pierwszą i jedyną osobą z Ziemii, no cóż, najwyraźniej muszę się poszczycić mianem zaledwie drugiej – odpowiedziała Keirze przemieniona. – Mogę wam opowiedzieć o nim, ale to raczej nie odpowiedni czas, ale opowiem, choć wracanie do przeszłości nie jest wcale takie łatwe, ale na pewno opowiem o mojej mocy i moim świecie, gdy tylko się uspokoi. – Dziewczyna słysząc radę upadłej, zastosowała się do niej i ukryła księgę w niewielkiej torbie, którą miała założoną przez ramię. Zmieściła się idealnie.

Anielica również nie chciała umierać a to, co powiedziała o piekle i niebie, zaciekawiło Es do tego stopnia, iż przez chwilę kolokwialnie mówiąc; złapała „zawiasa”. Mogła się też kłócić z Irą w swych myślach, jednakże cienista postać demonicy nie ukazywała się, co zapewne oznaczało, iż siedzi sobie cicho.

- W niebie nie byłam, w piekle owszem, ale tam w u mnie, narobiło się niemałe zmieszanie i mnie stamtąd wywalili – zachichotała przemawiając w końcu. – Hmm, woda, magia emocji? Intrygujące, jednakże przyda się każda magia. Coś tak myślę chyba, że ktoś posiada jakąś nadnaturalną siłę fizyczną… Sztylet, cóż zawsze coś. Mam nadzieję, że nie będę bezużyteczna, czuję się wyczerpana pod względem magicznym. Gdybym była w swoim świecie, pokonałabym tego potwora w zaledwie kilka chwil. Ale tu jest całkiem inaczej…

Wtem okazało się, iż stoją tu dwie anielice, dodatkowo robią to samo. Jedna prawdziwa, a druga zdawała się jedynie iluzją, coś jak lustrzanym odbiciem bez lustra. Nawet mówiło to, co prawdziwa dziewczyna, i jeszcze zrobiło to samo z Leanorem.

- Wzięłaś to od jednego z trupów?! Ja w sumie książkę tak jakby też zabrałam, ale to książka. Czy w przypadku cennych rzeczy te trupy… no nie wiem, nie wkurzą się i nie wstaną nagle, by odebrać swoją własność? – Nim piekielna zdążyła cokolwiek powiedzieć, wszystko zagłuszył ryk nadchodzącej bestii.

Stało się! Bestia odnalazła całą trójkę, i nawet w najmniejszym stopniu nie zdawała się mieć choć odrobinę przyjaznych stosunków. Była potężna. Przemieniona przyjrzała się jej, miała gorszych przeciwników, jednakże istniało pewne maluteńkie „ale”, tu jej magia jest o wiele słabsza, może sobie nie dać z tym rady. Przez to rozmyślanie nawet nie zauważyła, jak wielka łapa odepchnęła ją, przez co dziewczyna wylądowała na ścianie. Przez chwilę nawet z niej nie spadła, pojawiło się aż wgniecenie. Przemieniona zamknęła oczy, dopiero teraz delikatnie osunęła się na podłogę.

Lisołak wraz z anielicą walczyli jak tylko mogli, czarnowłosa nie ocknęła się od razu, lecz po dłuższej chwili. Jej skrzydła uratowały ją przed całkowitym poturbowaniem. Zanim jednak wstała, przyjrzała się potworowi.

- Ogień i woda nie, ziemia i powietrze też nie. Wydaje mi się, iż podstawowe żywioły mało tu wskórają. Gdybym jednak użyła energii, to mój żywioł, nim chyba dam radę się obronić, no i nie wykończy mnie to aż tak.
- Esme, Esme, Esme… - w jej głowie odezwała się Ira. – Zgodnie z tym, co przeczytałaś, to ta bestia chce ciebie, dlaczego właściciel dziennika nie żyje? Hm? Otóż złożono go w ofierze. Powiedział, że jego energia…
- CZEKAJ! Energia, no właśnie! To odpowiedź. Wiem…
- Em, Es, co ty…?

Przemieniona wstała, rozłożyła skrzydła, spojrzała bestii prosto w oczy, w ten płomień nienawiści. Coś poszło nie tak, tego nie przewidziała. Ten płomień... Widziała w nim coś. Coś, co było tylko i wyłącznie kłamstwem, iluzją, pokusą.

- Ziemia… - powiedziała dziewczyna tęsknym głosem. Nie mrugała, powolnym krokiem szła do potwora, który czekał, aż sama wejdzie w paszczę lwa. Niczym ożywiony umarlak, powoli wyciągała prawą rękę przed siebie, by jak najszybciej dotknąć owego fałszywego portalu.

- Ej, ejejej! Esmeraldo! Przywołuję cię do porządku! ESMERALDO! ROZAKZUJĘ CI SIĘ OPAMIĘTAĆ! – Ira za wszelką cenę chciała nie dopuścić do tego, by dziewczyna została złożona w ofierze – EJ! Ja wcale nie sugerowałam, byś poszła do tego potwora i dała mu siebie na przekąskę! To tylko wredne żarty! Błagam! Twój gniew jest taki smaczny!.. No dobra, to nie brzmi przekonywająco, hmm, no to pogadamy inaczej!

Oczy przemienionej przybrały zielony odcień, źrenica zwęziła się znacznie, teraz przypominała bardziej kocią lub gadzią, w każdym razie; na pewno nie ludzką. Dziewczyna zatrzymała się i wycofała.

- Niesamowite jak w tym momencie łatwo przejąć nad nią kontrolę, heh zabawne – z ust es nie wydobył się jej głos, tylko głos Iry. – Ej, lisku, anielico, potwór zapewne za chwileczkę dostanie szału, radzę się więc odsunąć! O, jak ja dawno nie miałam tej radości z materialnego ciała, hahah! No, ale mamy potwora na głowie, a Esme… jest chwilowo bezsilna. Aleeee, za to ja, mogę pokazać, na co mnie stać!

Ira używając magii zła spowodowała, iż na ciele bestii zaczęły otwierać się rany. Stwór ryknął z bólu i stał się jeszcze bardziej rozjuszony niż wcześniej. Ira podbiegła do zmiennokształtnego. Uderzyła go w ramię.

- Magia energii! Mówi ci to coś? Bo wydaje mi się, że w jakiś sposób ją znasz. Co nie, zwierzaczku? Jak tak, to ustaw się grzecznie tam, pod ścianą jak najszybciej możesz, i zabierzemy temu przyjemniaczkowi energię życiową, będzie fajnie! – poleciała natychmiastowo w wyznaczone przez siebie miejsce, wołając Leanora. Demonica używała mocy magicznej, by zrobić to, co zamierzała. Potwór jednak starał się złapać którąś z dziewczyn lub lisołaka, lecz jego ruchy się nieco spowolniły, a on sam zaczął ziewać. Niespodziewanie z sąsiedniej sali słychać było jakiś raban, spadające kamienie, kroki, jakby coś spadało, aż wreszcie to coś nadchodziło. I tak, jakby cała grupa się nudziła, zjawił się cały tłum zdenerwowanych kościotrupów, co niektóre miały broń.

- TO SĄ JAKIEŚ ŻARTY DO CHOLERY?! – zirytowała się Ira, jednak nim zdążyła wyrzucić z siebie stos przekleństw opisujących zaistniałą sytuację, jakiś promień światła wpadł jej do oka. – Aua… - Odszukała szybko jego źródło.

Tam, gdzie o ścianę uderzyła Esme, było wgniecenie ukazujące szczelinę w murze, który okazał się bardzo słabym, a za nim coś się kryło, jakieś pomieszczenie z widokiem na powierzchnię? To z pewnością nie pochodnie. Udało im się sprawić, by bestia stała się senna, może to idealny moment na ucieczkę?

- TAK! – Demonica skupiła się i rozwaliła ścianę dzięki magii zła, w podobny sposób pozbyła się kilku żywych trupów, które podeszły nieco za blisko. – A TERAZ ZA MNĄ! – zaciągnęła i dosłownie wepchała tam towarzyszy.

Ku zaskoczeniu demonicznej dziewczyny; ściana się naprawiła, przynajmniej mieli chwilę spokoju. Byli teraz w okrągłej sali. Na górze znajdowało się błękitne niebo i jasne słońce oświetlające całość. Jednakże okazało się to jedynie niezbyt realistyczną iluzją, tu i ówdzie poprzez fałszywe niebo bez problemu można było dostrzec sufit. To, co znajdowało się na dole, można nazwać jednym, wielkim śmietnikiem. Kawałki desek na środku tej sali, jakieś kartki, książki, kałuże, woda wypływająca spod jednej z naprzeciwległych ścian. Nos podrażniał smród zgnilizny, no i ta wilgoć... Na samym środku stało spore lustro o czarnej ramie. Po bokach znajdowały się niskie kolumny, na których zostały postawione dawno już wypalone kadzidła. Panował tu relaksujący spokój i cisza, jakaś taka błogość.

- Spójrzcie! Tu wokół są namalowane obrazy! To chyba… sceny z balu… może to jakaś sala taneczna, ale dlaczego została połączona z tamtym… cóż, milusim miejscem? Ej, a może weszliśmy od tyłu, czy też od dołu, do domu jakieś bogatego czarodzieja? Pomyślcie, na co dzień życie szlacheckie na pozór normalne, ale w nocy schodził do tamtej części, gdzie wraz ze swymi pobratymcami składał ofiary, by utrzymać potwora we śnie? – Ira wysunęła teorię, która brzmiała całkiem prawdopodobnie.

Nie miała ochoty jednak długo nad nią rozmyślać i podeszła do lustra się przejrzeć. Zachwycała się materialnym ciałem, lecz nagle jej odbicie zmieniło się. Przedstawiało drobną, chudziutką dziewczynkę. Miała ona piegi na twarzy, rude, niezbyt długie włosy, i niesamowicie zielone oczka.

- CO DO CO DO CO DO?! EEEJJJ! To ja… TO JA,KIEDY BYŁAM MAŁĄ LUDZKĄ DZIEWCZYNKĄ! TO JA! ALE JAK, JAK, JAK?! – Demonica zszokowana zaciągnęła Keirę przed lustro. W przypadku upadłej odbicie zmieniło się, ukazując ją jako anielicę o białych skrzydłach, czyli jeszcze nie upadłą. Zmiennokształtny tez musiał stanąć przed lusterkiem, które ukazało go w ludzkiej formie.
Nagle Ira westchnęła. Lustro najwyraźniej ukazywało to, kim kiedyś owa osoba była. Spojrzała na swoje dłonie, które tak naprawdę należały do Esmeraldy.

- Cóż… Ona nadal jest w stanie, em, niezbyt… dobrym. To znaczy, że jeszcze trochę mogę mieć kontrolę nad nią hehe…ale jak się zbudzi pewnie i tak bez ostrzeżenia stracę kontrolę, meh. W sumie to myślę, że mogłabym za Es opowiedzieć tą całą jej historię i naszej kochanej Ziemi. Co wy na to? Akurat mamy chwilę spokoju…

Dziewczyna westchnęła, przymknęła na moment swoje oczy o nietypowych źrenicach, które obecnie jako jedyne należały do niej samej. Usiadła na podłodze i zachęciła resztę, by też to zrobili.

- Świat mój i Esmeraldy znacząco różni się od waszego. Chyba najbardziej tym, iż tylko nieliczni władają magią, większość w nią w sumie nie wierzy, inni się boją i nie chcą akceptować tego, że coś takiego może być. Ziemia została stworzona przez dwóch bogów, Wielkiego Dobrego i Groźnego Złego. Byli to bracia, no ale niestety, jeden był właśnie zły i chciał, krótko mówiąc, bawić się życiem istot i obserwować ich cierpienie, jednakże Wielki nie chciał do tego dopuścić, a że sam był zbyt słaby, powołał siedmiu strażników żywiołów. Już zauważyłyśmy, że tu uznajecie tylko cztery żywioły, ale u nas jest ich siedem, takie jak wasze oraz energia, zło i dobro – demonica zastanowiła się czy nie pominęła czegoś ważnego – Ah tak, potem wybrano nową siódemkę, Esme została strażniczką żywiołu energii, a strażnik właśnie tego żywiołu jest swego rodzaju przywódcą pozostałych. Tak, Keiro, już wiem, o co chcesz zapytać, skoro każdy strażnik ma jeden żywioł, to dlaczego Es włada wszystkimi? No cóż, pozostali… umarli w walce z Groźnym Złym, oddając całą swą moc i siłę swej przywódczyni. Walka zakończyła się sukcesem, ale Es nie lubi o niej wspominać, straciła… praktycznie wszystkich, dodatkowo świat został zniszczony do tego stopnia, iż widziała ona, a ja wraz z nią, jak powstaje życie od samych podstaw. Trwało to wieki i wieki, i tyle że aż głowa boli! Smutek to negatywne uczucie i też mogę się nim pożywić, ale jest nieco… mdły, więc dobrze, że Es jest chwilowo w stanie nieświadomości. AH! No i właśnie, jest obecnie jedyną strażniczką i zgodnie z zasadami będzie żyć tak długo, dopóki nie zjawią się godni następcy. No to chyba tyle, jak chcecie wiedzieć coś jeszcze to śmiało, póki mogę sobie normalnie pogadać.

Tymczasem z pobliskiej ściany wciąż wypływał niewielki strumyczek wody, a zza tej, co się wcześniej sama naprawiła, słychać było, iż trupy się dobijają, a bestia krąży szukając kogoś, zapewne owej trójki uciekinierów.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira wycofała się, po czym zamachała wodnym biczem, starając się trafić bestię. Wodnista struktura jej broni jednak była za słaba, mimo iż anielica wzmacniała ją. Każdy jej atak, każde uderzenie kończyło się rozbryzganą na cztery strony cieczą. Upadła mocno się zirytowała. Raz nawet spróbowała użyć magii emocji, chociaż nie miała pojęcia, czy to zadziałało; bestia zdawała się niezmordowana. Mocno wkurzona anielica zmuszona została w większości unikać ciosów monstra, gdyż w jej przypadku taki jeden cios mógłby się skończyć złamanym skrzydłem... o ile miałaby szczęście.
Ujrzała, jak Esmeralda podchodzi do stwora. Keira rozszerzyła oczy, przyglądając się jej zachowaniu. „Co ona wyprawia?” - Oburzona anielica spróbowała podlecieć do czarnowłosej, ale została powstrzymana przez dziwną bestię, która machała kończynami na wszystkie strony, uniemożliwiając Keirze jakikolwiek dostęp do towarzyszy. Ukradkiem upadła spostrzegła, jak Leanor walczy. Nie chciała być tak bezużyteczna; jako jedyna nie pałała się wojaczką, a walka wręcz z tym... czymś to mało wykonalne – o ile w ogóle możliwe – zadanie.
        Wówczas Esme... zmieniła się? To chyba mogła wywnioskować Keira, gdy tylko ujrzała jej oczy. A po tonie głosu czarnowłosej; jej myśli się sprawdziły, to Ira. Tylko ją anielica kojarzyła jako impulsywną i dosyć czepialską osóbkę. Wszystko się potwierdziło, kiedy Ira odezwała się do nich.
Keira rozłożyła skrzydła, po czym wzleciała pod sufit, który w każdej chwili mógł się zawalić i przygnieść ją. Ta perspektywa wydała jej się przerażająca, lecz wpadła na pewien pomysł, który niemal tego wymagał. Już wcześniej ujrzała, jak Esmeralda coś czaruje. Upadła sama, jak już wcześniej było wspomniane, nie chciała wyjść na bezużyteczną. Zacisnęła dłoń na rubinie, który wcześniej zabrała temu jakże miłemu – i mało rozmownemu – truposzowi.
- Zaraz... jak to się uruchamia? - wymamrotała do siebie, oglądając błyskotkę w swojej dłoni. Wcześniej kamień po prostu upadł na podłogę... „Cudownie! Ładne, przydatne, a żebym jeszcze wiedziała, jak tego używać! To są chyba jakieś żarty”.
Potrząsnęła rubinem i, ku jej zdziwieniu, podziałało. Ponownie naprzeciw niej pojawiła się druga skrzydlata istota, wyglądem uderzająco do niej podobna. Keira na początku przyjrzała się swojemu odbiciu bez lustra. Czarne skrzydła zaczęły jej bardziej pasować, niż białe. Głównie dlatego, że była jedną z nielicznych anielic, mających ciemne włosy. To chyba dlatego, lecz również wyraz jej twarzy stał się bardziej niebezpieczny...
        Jej wpatrywanie przerwał kolejny ryk, który okazał się nieco spokojniejszy i mniej agresywny, niż wcześniejsze. Anielica uśmiechnęła się cynicznie, po czym zaczęła latać wokół bestii – oczywiście, jej iluzja robiła to samo. Mocno zdezorientowany potwór nie wiedział, którą z latających, wkurzających go istot ma łapać. Jeśli już, biedaczek cały czas trafiał na iluzję, która znikała za każdym razem, gdy tylko wchodziła w kontakt z jego masywną łapą, żeby zaraz potem pojawić się obok Keiry, i ponownie mącić w głowie stworowi. Anielica musiała przyznać, że taka zabawa jej się podobała – zwłaszcza cieszył ja fakt, że była szybsza od tego-czegoś.
Nagle jej dobry humor zniknął, gdy tylko ujrzała chmarę kościotrupów, biegnących do tego pomieszczenia. Od razu na myśl przyszły jej słowa Esmeraldy.
- Poważnie?! O ironio! - krzyknęła. - Nie oddam rubinu! Po moim trupie! Zaraz... Nie dosłownie!
Wzleciała wyżej, próbując uniknąć kontaktu z kościotrupami. Ponownie zmaterializowała wodny bicz, i zaczęła nim uderzać w potwory, rozbijając je. Zdziwiła się, gdy tak łatwo jej szło. Lecąc po całej sali, ubijała wrogów, którzy padali jak muchy.
Już zaczęła się rozkręcać, gdy nagle została zaciągnięta przez Esmeraldę... no właśnie, gdzie? Keira nie mogła opisać dokładnie tego miejsca; wszystko przysłoniły jej wcześniejsze obrazy; potwór, kościotrupy, rubin...
- Rubin! - krzyknęła. Cały czas był „uruchomiony” przez co jej odbicie wciąż gdzieś tu sobie spokojnie latało. Chyba... Anielica ponownie potrząsnęła kamieniem, by tylko jakoś go uśpić. Karmazynowa poświata zbladła, a błyskotka przestała być na razie użyteczna. Upadła westchnęła.

        Wszyscy znaleźli się w jakiejś ogromnej sali, która wzbudziła w Keirze podziw; niebo, słońce... gdyby nie sufit, który był aż nadto widoczny, można by rzec, iż znajdują się na powierzchni. Mimo tego, iluzja sprawiała cudowne wrażenie, jakby to wszystko znajdywało się tu naprawdę! Anielica aż otworzyła usta ze zdumienia. Lecz jej zaskoczenie i podziw zniknęło tak szybko, jak się tylko pojawiło. Do jej nozdrzy dotarł smród zgnilizny, wymieszany z wilgocią, a podłoga zaskrzypiała głośno. Doprawdy, urocza świątynia... lecz, na oko, nie byli już w świątyni. W kątach porozrzucane książki mogły świadczyć o tym, że to miejsce zapewne wykorzystywał jakiś mag, czy też inny czarodziej; tudzież czarnoksiężnik. Niepotrzebne były pochodnie, bo całość oświetlała iluzja słońca. Keira aż zdziwiła się, jakim cudem to wszystko działa. Ktoś na pewno musiał to wyczarować... tylko kto? Jakoś nie uśmiechało jej się wracać do tamtej sypialni i pytać martwych już ludzi, którym chyba podpadła w momencie, w którym ukradła rubin, więc na razie musiała pozostać w słodkiej niewiedzy. A tego właśnie bardzo nienawidziła.
        Anielica skupiła się na słowach Esmeraldy.
- Możliwe, chociaż przyznam, że nie chciałabym spotkać tego kogoś, kto tu mieszka - rzekła, przyglądając się obrazom, które stanowiły kolejny, ładny element dla architektury całego pomieszczenia. Wszystkie przedstawiały scenę rodem z jakiejś legendy; tańce, bal... I na tym to, co piękne w tym miejscu, się kończy. Keira ścisnęła w dłoni rubin, który stał się dla niej nowym skarbem; nie ma mowy, że teraz go komuś odda. Był dla niej zbyt cenny i, co najważniejsze, ładny i użyteczny. A ona uwielbiała takie błyskotki.
- Choć powiem, że twoja teoria brzmi dla mnie jak jakaś niezła bajeczka, legenda opowiadana niegrzecznym dzieciakom przed snem – dodała z uśmiechem, odwracając się w stronę Esme. - A potem ludzie się dziwią, że powstają holedraki... - Zamierzała dopowiedzieć coś jeszcze, jednak została zaciągnięta przez czarnowłosą przed lustro. Keira mocno się zdziwiła, dlaczego przemieniona tak bardzo się ucieszyła, widząc swoje odbicie? Lecz po krótkiej chwili zrozumiała powód ekscytacji Esmeraldy. W lustrze anielica przybrała... swoją dawną postać; białoskrzydłą, piękną i delikatną istotę niebiańską. Nawet ubranie zmieniło kolor na czystą biel. Taki widok napełnił serce upadłej gorzkim żalem. Nie chciała wracać do tej postaci, nie chciała oglądać jej na oczy. Jednocześnie też nienawidziła swojej ciemnej strony... „Ach! Nie cierpię tego... Te dylematy mnie kiedyś wykończą” - myślała poirytowana. Przyjrzała się również postaci Esmeraldy, czy raczej Iry, której wygląd mocno odbiegał od czarnowłosej kobiety; mała dziewczynka z rudymi włosami, piegami, i niesamowicie jasnymi zielonymi oczami. Lisołak również został „zmuszony” by stanąć przed lustrem. Jemu Keira także się przyjrzała.
- Esmeraldo – zaczęła – czy też raczej; Iro... chętnie posłucham o tym waszym świecie. Znam się na wymiarach, ale nigdy nie słyszałam o, jak wy to nazywacie, Ziemi – oświadczyła lekkim tonem, po czym z obrzydzeniem usiadła na podłodze obok kobiety. Spróchniałe deski jakoś nie wzbudzały w niej sympatii.

        Starała się słuchać uważnie historii, którą opowiadała Ira, by nie pogubić się w szczegółach. Co jak co, ale Keira uwielbiała takie opowieści; zwłaszcza, jeśli dotyczyły innego świata. Demonica wyprzedziła nawet jej pytanie, które zagnieździło się w głowie anielicy. Keira zagryzła wargę, nadal próbując zapamiętać jak najwięcej. Chociaż musiała niechętnie przyznać, że wolałaby dostać książkę, w której wszystko by było opisane; anielica jest typowym wzrokowcem, więcej zrozumie, jeśli przeczyta, niżeli ktoś jej zacznie tłumaczyć.
- Czyli pozostali strażnicy poginęli podczas walki, a Esmeralda została sama? - upewniła się. Trochę to smutne... - Cóż, chyba mogę powiedzieć, że idealnie ją rozumiem. To znaczy, wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego – zaapelowała, a przed oczami od razu stanął jej obraz siostry; jak to jej szukała, a wówczas ona była już martwa. Anielica zacisnęła pięść, aby przypadkiem nie pokazać po sobie smutku, jaki w tym momencie odczuła. Nie chciała tego, za nic. Do dzisiaj nie pozbierała się do końca po śmierci najbliższej jej osoby. Zmarszczyła brwi, spoglądając na postać Esmeraldy.
- Tak, mam pytania – oświadczyła – i liczę na odpowiedź. Skąd będzie wiadome, kiedy pojawią się godni strażnicy? I jeszcze jedna rzecz mnie nurtuje; powiedziałaś nam całą historię Esmeraldy, jej pochodzenie, co się wydarzyło w jej życiu... a teraz intrygujesz mnie ty. Jak to się stało, że jesteś z Esme? Przyczepiłaś się do niej jakoś, czy coś? Czy może byłaś przy niej już od samego początku? Możesz mi jeszcze o tym wspomnieć? - Keira doskonale zdawała sobie sprawę z fali pytań, jaka wypłynęła z jej ust. Rozsiadła się wygodniej na podłodze, po czym poczekała na odpowiedzi. Wówczas jej wzrok powędrował w stronę Leanora.
- Ej, masz jeszcze ten dziwny sztylet? Ten z ołtarza – spytała. - Chciałabym coś sprawdzić. Wcześniej wspomniałeś, że jest on magiczny, co nie? Zamierzam to sprawdzić – uzupełniła, by uniknąć zbędnych, jej zdaniem, pytań. Mimowolnym krokiem wstała na równe nogi, otrzepując swoją spódnicę z brudu.
- Mam tylko nadzieję, że ten wielki potwór z pięknymi oczkami nie wpadnie na pomysł, aby przebić tą ścianę – wskazała wspomniane miejsce – i nie zaatakuje nas nagle... chciałabym poszperać trochę w tych dokumentach. Co z tego, że są porozrzucane i pewnie mało da się z nich wyczytać; warto czegoś poszukać. W końcu, kto wie, może znajdziemy coś, co nawet ja i Leanor będziemy mogli odczytać... Albo nawet historię tego miejsca, bo przyznam, że bardzo mnie ono intryguje. No i poszukałabym też sposobu, dzięki któremu Esme nie zostanie złożona w ofierze temu... czemuś. Nadal jest mi coś winna za wyjaśnienie teorii portali w tym świecie, i za uleczenie skrzydła! - Uśmiechnęła się cynicznie. - Nawet prawdopodobne, że znajdziemy wzmiankę o tym dziwnym sztylecie... co by bardzo pomogło, moim zdaniem.

        Niespodziewanie wszyscy mogli usłyszeć krakanie; oczywiście, pojawił się nie kto inny, jak Kirk. Kruk zatoczył w powietrzu parę kółek, po czym szybko podleciał do anielicy, siadając jej na ramieniu. Keira z uśmiechem spiorunowała go wzrokiem. „Poważnie, zawsze wiesz, kiedy się pojawić... Wyczucia czasu ci nie brakuje”.
- Tchórz – skomentowała zachowanie towarzysza, głaszcząc go dwoma palcami. - Gdzieś ty się podziewał przez ten czas? - Zwierzątko chyba nie zamierzało się już oddalać, zwłaszcza po tym, co wcześniej ujrzało... Cóż, nie każdy jest przyzwyczajony oglądać chmarę trupów, które nagle zmartwychwstawały, by odciąć potencjalnemu przeciwnikowi łeb...
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Lisołak odskakiwał, kiedy tylko potwór chciał go uderzyć. Kontrolował też to, co robiła Esme i Keira - żeby w razie potrzeby móc zareagować. Bestia nie słabła ani troszkę, wprost przeciwnie. Spoglądał jak upadła "bawi się" z potworem i swoją własną iluzją. Wtem... Serce stanęło mu w gardle.
Esmeralda wstała i ruszyła w stronę potwora. Wcale nie wyglądała, jakby chciała przeprowadzić atak. Bestia skupiła się na niej, więc Leanor - by odwrócić uwagę od niej i jej niezrozumiałego zachowania - odbił się od ściany i wskoczył potworowi na plecy. Wyjął zza pasa magiczny sztylet, który wbił w grzbiet wielkiego stworzenia i zsunął się na ziemię, przecinając sztyletem skórę przeciwnika. Wtedy Esmeralda - a raczej Ira - opamiętała się. Wyglądało na to, że miała jakiś plan.
Leanor, choć niechętnie, wykonał polecenie Iry. O magii energii wiedział niewiele, więc wysysanie energii życiowej było mu całkiem obce, jednak mógł trochę pomóc. Po raz kolejny stworzył energetyczną barierę, którą przycisnął do ściany osłabionego potwora. Sam prawie nie wierzył, że mu się to udało - od kiedy bariera ta była tak silna? Nie było jednak czasu, by się teraz nad tym zastanawiać - do pomieszczenia wlazło stado trupów, chcących odzyskać błyskotkę i sztylet. Widząc, że bestia robi się ospała, przerwał zaklęcie bariery, chwycił w dłoń miecz i zaczął wybijać szkielety, które prawie wchodziły mu na głowę. Kości latały wokół lisołaka, machającego mieczem nieco na oślep, wybijającego razem z Keirą trupy, kiedy Esmeralda popchnęła go w stronę przeciwległej ściany. W ścianie tej była... Dziura. Leanor zaczął biec w miejsce, które ta mu wskazała, roztrzaskując w drobny mak co bardziej irytujących kościejów. I już był prawie na miejscu, już wskakiwał do dziury, kiedy poczuł silny ból w nodze. Wprost przeleciał przez dziurę w ścianie, lądując w tajemniczym pomieszczeniu, na podłodze. Zacisnął zęby z bólu, spoglądając na nogę - rozdarty skórzany but odsłonił lisią nogę, z której ciekła ciemna krew. Jednak samo zadarcie czy przecięcie nie byłoby niczym strasznym. Jego kończyna była zmiażdżona - bo to nie szkielety, nie wielka bestia, a spadający z sufitu kamień zrobił mu papkę z nogi. Nie wyglądało to dobrze - a nie był pewny, czy walka się już skończyła. Na trzech łapach przemieścił się pod ścianę i tam usiadł, trzymając w dłoni miecz.

Widząc, jak wszyscy znaleźli się w wielkiej sali z zaklętym sufitem, w której nie było widać ani jednego przeciwnika, odetchnął cicho. Nie zauważył jeszcze odoru zgnilizny, tak jak i nie zachwyciło go samo pomieszczenie, bo ból zaślepiał wszystko. Przymknął oczy i odetchnął znów. Odłożył miecz na bok i delikatnie zdjął obuwie z rannej kończyny. Wyglądało paskudnie. Tuż obok siebie zauważył jakiś kij - kiedyś najprawdopodobniej była to laska czarodzieja, jednak teraz była najprawdopodobniej całkiem bezużyteczna. Widać, że usunięto kamień, który niegdyś zdobił szczyt tego magicznego przedmiotu i najprawdopodobniej to właśnie on nadawał lasce magicznych właściwości. Teraz jednak kij wspaniale spełniał rolę "podpórki", dzięki której lisołak mógł chodzić. Wyjął ze swojej torby starą koszulę, bo zdecydowanie nie chciał używać ubrań znalezionych tutaj, na miejscu - wilgotnych i śmierdzących - po czym rozdarł ją w odpowiedni sposób i owinął nią sobie nogę, by zatamować krwawienie. Po kilku chwilach wyglądało to już lepiej, a Leanor mógł się przemieszczać.

I mógł w samą porę. Zaraz go podniesiono i postawiono przed tajemniczym lustrem. Zobaczył w lustrze chłopca, którego nie pamiętał - a może i nigdy nie widział? Nie, zaraz... To przecież on! On sprzed lat, sprzed upadku, który uwięził go w tej formie! Przyklęknął przed lustrem i jakby z tęsknotą dotknął jego powierzchni. Odbicie zafalowało, po czym się zmieniło - również na odbicie sprzed lat, jednak w formie lisołaka. Z niewielkim kilofem w dłoni, w starym, ubrudzonym ubraniu i z szerokim uśmiechem na pysku. Zacisnął oczy i odwrócił wzrok, po czym wstał i podszedł pod ścianę. Westchnął. Nie lubił przypominać sobie obrazów z dzieciństwa - z wielu powodów. Tęsknił za swoją ludzką formą, za wioską, w której się wychował. Najchętniej cofnąłby się do tamtych czasów. Otarł oczy tak, by nikt tego nie zauważył, po czym wrócił do towarzystwa, akurat wtedy, kiedy Ira zaczęła opowiadać o Ziemi.

Usiadł i również uważnie słuchał. Przez chwilę nawet zapomniał o nodze, choć bolała okropnie. Jego również nurtowało jedno pytanie, jednak Keira zdążyła go uprzedzić. Jak to się stało, że Ira jest razem z Esmeraldą? Nie słyszał wcześniej o przypadku, kiedy w jednym ciele uwięzione były dwie osoby.

Kiedy upadła wspomniała o sztylecie, Leanor podał jej go... Moment! Sztylet posiadał niesamowicie jasną, niebieską poświatę. Nie tak, jak poprzednio. Lisołak delikatnie przesunął dłonią po głowni. Poczuł mrowienie i delikatne ożywienie. Delikatnie podał broń upadłej.
- Tylko uważaj... Nie wiem do końca, jak działa... Chyba wyssał energię z tej bestii.

Zauważył Kirka, który podleciał do upadłej. "Ciekawe, gdzie Apollo" - pomyślał. Pewnie upolował sobie jakąś wałówkę i zajada się w najlepsze, kiedy oni tutaj walczą o przetrwanie. Jednak... Chwila! Skoro kruk odnalazł drogę, by tutaj wlecieć, oni mogli wydostać się tą samą drogą! Poza tym, musiała to być raczej bezpieczna droga, skoro "tchórz" (jak go nazwała Keira) przyleciał tutaj bez większego problemu.
Ostatnio edytowane przez Leanor 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Śpiącego pod drzewem mężczyznę obudziły pierwsze promienie wschodzącego słońca, jednak ten przewrócił się na drugi bok, kryjąc się ponownie w cieniu korony drzewa. Mamrotał przy tym niewyraźne, twierdząc przy tym, iż prosiłby o dokładkę.
- Ojciec znowu ma sen o jedzeniu. Zaczynam się martwić, że jest to jedyna rzecz, która mu się śni od tygodni – westchnęła młoda dziewczyna, stojąca nad śpiącym upadłym.
Wczoraj sam upominał ją, że będą musieli wstać wcześniej i dotrzeć do pobliskiej wioski, aby dokupić brakującego im prowiantu. Jednak, jak widać, tylko młoda smoczyca posłuchała. Zagasiła ognisko i przygotowała wszystko, w przeciwieństwie do pewnej, smaczniej śpiącej osoby. Ostatecznie nie wytrzymała i podniosła nogę, uderzając mocno parę razy w bok wyżej wspomnianego. Efekt był natychmiastowy, bo potoczył się z małej górki prosto na pień drzewa. Co niektórzy podróżujący drogą zainteresowali się krzykami, które dochodziły spod drzewa.
Upadły złapał się za głowę i z wyrzutem popatrzył na Tayę.
- Tak traktujesz własnego ojca! Nie masz wstydu?! - wyrzucił z siebie, mając minę, jakby właśnie zabrano mu coś bardzo dobrego spod nosa.
- Nic dziwnego, że nie możesz znaleźć kobiety… - błyskawicznie uciszyła przybranego ojca – Hmph! - Obróciła głowę zdenerwowana, że znowu musiała robić wszystko za niego.
- To nie tak… - Wstał oburzony spod drzewa, trzymając się za głowę jedną ręką.
- … - Spojrzała na niego wymownie, ale ten odwrócił wzrok, wiedząc, iż nie była dzisiaj w humorze.
Zazwyczaj jest bardzo spokojna, ale miała dni, w których bał się do niej odzywać. Jeżeli dobrze pamiętał, Heretique również zdawała się mieć takie dni. Po dłuższej chwili wzruszył ramionami i zrezygnowany odpowiedział:
- Przepraszam.
- Naprawdę?
- Tak.
Odpowiedź Erremira u innych mogłaby wzbudzić wątpliwości, ale Taya doskonale zdawała sobie sprawę, że był szczery. Łącząca ich magiczna więź nie pozostawiała między nimi miejsca na kłamstwo. Bardzo łatwo było się zorientować w takowym, dlatego upadły nawet nie próbował. Dorzuciłby tylko oliwy do ognia i sparzyłby się. Ona zaś tylko uśmiechnęła się uroczo i rzuciła ojcu na szyję, a jak wiadomo czasem zapominała, iż już nie była małą dziewczynką. Efektem końcowym był upadek anioła z powrotem na drzewo, ponownie łapiąc się za głowę. Tylko tym razem z dodatkiem śmiejącej się smoczycy w ludzkiej postaci, która dosyć emocjonalnie wtulała się w jego klatkę piersiową, chowając twarz. Gniewał się, nikt nie lubił takiej pobudki, ale w takie dni starał się być wyrozumiały. Nigdy nie widziała swojej matki, miała tylko niewyraźny obraz tego, co było we wspomnieniach byłego króla upadłych. Czuł, że po prostu brakuje jej matczynej ręki.
- Uważaj, coraz bardziej przypominasz matkę. Twój staruszek jeszcze zakocha się we własnej córce! - Lekki uśmiechał zawitał na twarzy pierzastego z rozbawienia.
Odpowiedzią na to były tylko lekkie uderzenia dłoni dziewczyny o niego. Często tak się z nią droczył, bo z roku na rok coraz bardziej przypominała swoją matkę, a jego kochankę. Nie mając na myśli tego oczywiście poważnie, rozumiał po prostu, że taki sposób najprędzej pomaga ją wydostać ze złych humorów. Taya wstała, ocierając mokre oczy dłońmi.

Nie minęło pół godziny, a byli już na drodze do celu dzisiejszej podróży. Emirey, bo takiego imienia używał w tym świecie, został poproszony o przybycie i uleczenie jakieś dosyć ważnej osoby. O ile nie robił tego z czystego serca, musiał z czegoś żyć i mieć jaką strawę wsadzić do ust z dnia na dzień. Polowania zajmowały sporo czasu, a i nie było to dla niego bezpieczne z wielu powodów. Taya wesoło skakała jak młoda łania po całej szerokości drogi, tańcząc i obracając się co jakiś czas wokół siebie, pośpiewując. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, ale po chwili rzucił spojrzeniem na jedną ze swoich dłoni i westchnął ciężko. Znamię mocno dawało mu się we znaki przez ostatni rok. Ataki się nasiliły i stawały się coraz bardziej niebezpieczne dla otoczenia.
Wchodzili właśnie do pobliskiego lasku, gdy były król upadłych wyczuł nieprzyjemną zmianę. Taya bez żadnych słów odczuła obawy ojca i podbiegła do niego. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stała dziewczyna, wbity był duży czarny miecz, wysokością i szerokością dorównując upadłemu.
- Sekunda później, a byłby jednej problem mniej – powiedział bez-emocjonalnie głos właściciela miecza.
Stała przed nim istota, której aura była naprawdę nieprzyjemna. Erremir czuł, jak dreszcze przechodzą go po ciele. Było to podobne uczucie do tego, jakie odczuwał w więzieniu. Zasłonił Tayę, która skryła się za jego plecami bez żadnego marudzenia.
- Niczego to nie zmienia. – Napastnik wyrwał miecz z ziemi i skierował jego czubek w stronę upadłego, kpiąc z niego. – Nie wydajesz się taki silny, jak mnie ostrzegano. Zwykły śmieć, który miał szczęście wydostać się ze swojej klatki. Będziesz grzecznym ptaszkiem i wrócisz, czy mam wybrać inną opcję? - Głos był dalej bez krzty emocji, jakby osoba go posiadająca nie miała duszy.
Nawet upadły nie był pewny, czym byli strażnicy, którzy nie ustępowali w pogoni. Minęły już siedemdziesiąt trzy lata, a oni dalej nie dawali za wygraną. Znamię na dłoni zapiekło, stając się wyraźniejsze niż zazwyczaj, a przeszywający ból wypełniał całe ramię. Zmrużył tylko oczy i nie dał po sobie znać, aby nie martwić córki.
- Pozwól, że sam zadecyduję o swoim losie, pustogłowy. – Prowokacja nie zadziała, ale upadły przewidział taką sytuację.
Istoty, które go ścigały, nie przejawiały emocji. Doskonali zabójcy, bo nigdy nie było powiedziane, że mieli go sprowadzić w jednym kawałku z powrotem. Śmierć również wchodziła w grę. Nim jednak zdążył powiedzieć cokolwiek innego, strażnik więzienia ruszył na niego.
„Szybki!”.
Odepchnął w ostatnim momencie Tayę, gdy uniknął ostrza ogromnego miecza, zginając kolana. Nie był jednak w stanie uniknąć ciosu obitej w stal nogi. Uderzenie było tak silne, że posłało go na pobliskie drzewa jak z procy. Zatrzymał się na trzecim drzewie, podnosząc niepewnie. Metaliczny, znajomy smak wypełnił mu usta.
- Ojcze! - Gdzieś ze ścieżki dochodził rozpaczliwy okrzyk Tayi, która z jej aktualnymi umiejętnościami nie była żadną przeszkodą dla atakującego ich strażnika.
- Przyznam, zaskoczyłeś mnie – rzekł upadły, wypluwając krew z ust.
Próbował kupić trochę czasu, ale strażnik, okuty w czarną zbroję, rzucił się na niego ponownie. Tym razem upadły chwycił kawałek grubego konara, próbując wybić przeciwnika z rytmu uderzeniem prowizorycznego oręża. Wielki miecz bez problemu przeciął konar w pół, ale ku zdziwieniu atakującego nie było tu upadłego. Nim zrozumiał, co się dzieje, jego ogromny miecz poszybował już w powietrzu, wbijając się w głęboko w grunt spory kawałek dalej. Erremir, wykorzystując siłę swoich ramion, wybił się z ziemi, a nogami z całych sił uderzył w trzymany miecz i okute w stal dłonie. Zwykły człowiek nie byłby w stanie tego dokonać, ale mówimy tu o byłym królu upadłych. To minimum, które było od niego wymagane w walce. Małe zwycięstwo nie trwało jednak długo, bo na reakcję napastnika nie musiał czekać długo, a świat zawirował.
- Mało rozmowny z ciebie typ… - powiedział, czując, jak nagle zostaje po kilku obrotach wypuszczony wysoko w powietrze.
Wylądował zgrabnie na ziemi niedaleko młodej smoczycy. Skórzane spodnie były pełne dziur i nacięć, podobnie jak i płócienna koszula, która również wyglądała jak kawałek poszarpanej szmaty. Krew spływa z co większych ran, ale okaleczenia zagoiły się po chwili. Taya wiedziała, że ojciec odczuwa ból, więc czuła się bezradna, zalewając się łzami.
Upadły jednak nie miał luksusu, aby ją teraz pocieszać lub udawać twardego. Napastnik w czarnej zbroi powrócił, a odpowiedzią oczywiście był następny unik. Tym razem jednak został oszukany. Cios nie był skierowany w niego, ale w smoczycę. Zerwał się szybko i złapał córkę w ramiona, czując, jak ogromna pięść zetknęła się z jego plecami. Był całkowicie nieprzygotowany, aby przyjąć taki cios. Ilość szkarłatnego płynu w ustach się zwiększyła. Jakby tego wszystkiego było mało, usłyszał dziwne słowa, a krótko po tym wleciał w jakiś ciemny portal. Za nimi wskoczył czarny rycerz i portal zniknął. Jedyny ślad w lasku, który zostawili, to chaos i wielki czarny miecz, który po chwili zamienił się w hebanowy proch.


W pomieszczeniu, w którym znajdowała się Esmeralda, Leanor i Keira, pojawiło się duże czarne koło, które wypluło z siebie ze sporą prędkością coś w stronę ściany pokoju. Wyszedł też z niego czarny rycerz, mający około 2 pręty wysokości, którego ciężkie kroki lekko niszczyły posadzkę. Magia odpowiedzialna za niespodziewany transport znikła. Rycerz szybkim krokiem ruszył do ściany przed nim, traktując obecnych jak powietrze. Pomieszczenie wypełnił pył i kurz, wzniecony uderzeniem Emireya w mur. Leżący w ścianie mężczyzna otworzył oczy, czując, jakby każda kość w ciele krzyczała, że zaraz się rozsypie.
- Cholera, aktualnie chyba wolałem go z mieczem. – Wygramolił się z dziury w ścianie, trzymając ciało młodej dziewczyny na rękach.
„Musiała stracić przytomność od fali uderzeniowej. Ten strażnik jest inny, mam dziwne obawy co do tego...”.
W mgnieniu oka zlustrował pomieszczenia. Sufit wypełniła dziwna iluzja, która oświetlała wszystko pod nim. Do tego było tu więcej istot niż tylko ich trójka, która przybyła portalem.
- Nie zbliżajcie się – krzyknął do nieznajomych, nawet nie zwracając do nich głowy. – Ten osobnik interesuje się tylko mną. Nie próbuje zgrywać bohatera – dodał, unikając płynnie paru ciosów czarnego rycerza, które wylądowały na ścianie, tworząc nowe pęknięcia i zniszczenia.
Tym razem Erremir zerwał się szybko do biegu prosto w stronę nieznajomych, nie miał innych opcji, wpychając ciało nieprzytomnej córki w ręce nieznajomej, którą była Esmeralda. Z całej trójki wydawała mu się najpewniejsza, ale nie czas nad tym się teraz zastanawiać.
- Zaraz wracam. – Zabrzmiało to wręcz jak żart, ale sytuacja była prawdziwa.
Upadły odskoczył spory kawałek w powietrze i rozłożył skrzydła, które do tej pory miał ukryte za pomocą magii przestrzeni. Dzięki nim zwiększył dystans między sobą, a przeciwnikiem, jak i oczywiście od nieznajomych. Z paru powodów wolał nie mieszać ich w swoje sprawy. Lądując, nie miał czasu wymówić słów, aby ukryć skrzydła ponownie. Czarny rycerz zgiął kolana i wykonał coś, czego nawet nie spodziewał się Erremir. Wielka czarna zbroja wyskoczyła w powietrze z podobną szybkością, jak w lasku. Rzucił się na bok, unikając zmiażdżenia razem z posadzką. Przełknął ślinę, patrząc na miejsce, gdzie przed chwilą stał.
- To był niebezpieczne, kolego – rzucił dosyć beztrosko, ocierając krew z warg.
- Mógłbyś wreszcie zginąć, robalu? - Przeciwnik zaczynał tracić cierpliwość, najwidoczniej nie spodziewając się, iż zabicie celu zajmie aż tyle czasu.
Czarny rycerz wyprostował się, górując nad upadłym. Teraz dokładnie było widać, że był przynajmniej dwa razy wyższy od niego. Stalowe pięści ponownie zaczęły szturmować uderzeniami swój cel, ale ten tylko omijał każdy cios. Mógł tego dokonać dzięki temu, że jego ataki nie były już takie szybkie, jak wcześniej. Najwidoczniej czas jego pobytu w tym świecie zbliżał się ku końcowi. Erremir jednakże nie planował puścić wolno kogoś, kto skrzywdził Taye.
Walka się toczyła, a co bardziej uważni mogli zauważyć, co odbija się w lustrze dla tych dwóch. Zamiast upadłego stał… upadły, tylko że w ubiorze bardziej odpowiadającym arystokracji oraz krótkich włosach. Rycerz nie miał żadnego odbicia, jego miejsce było puste. Emirey zauważył odbicie w lustrze, ale nie mógł powiedzieć, że się cieszył z tego, co ujrzał. Ceną za nieuwagę było przyjęcie paru ciosów od przeciwnika. Latał w powietrzu jak szmaciana lalka, gdy wyżej wspomniany rycerz znowu przyśpieszył, wyprzedzając go o krok. Jeden cios w brzuch z prawej ręki, drugi cios w brzuch z lewej ręki. Na końcu dostał łokciem w plecy i poczuł, jak ląduje boleśnie na posadzce, smakując ustami brudnej podłogi.
- Tylko tyle? Zawiodłem się. – Rycerz pewnie podszedł do leżącego ciała, częstując je potężnym kopnięciem.
Problemem nie było to, że upadły był słaby. Był bardzo silny, ale w obecności nieznajomych wahał się z ujawnieniem tego, kim jest. Plus, nie chciał doszczętnie zniszczyć tego miejsca. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Krew ciekła mu z ust już nieprzerwanie. Nawet z jego wytrzymałością, ciosy tego strażnika były niebezpieczne. Pozostając w bezruchu, pozwolił sobie odpocząć i skorzystać z Krwi Asghrey. Pewność siebie strażnika zgubiła go, najwidoczniej nie był w stanie uciszyć swoich emocji. Pierzasty domyślał się, że niemała nagroda chodziła za jego głowę.
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika, nie uczyli cię tego? - Nie zdążył się zregenerować do końca, ale stwierdził, że to powinno wystarczyć. – Czas na rundę drugą, pozwól, że naprawię moje błędy – powiedział, gdy przeturlał się na bok, unikając następnego kopnięcia.
O ile do tej pory wyglądało to, jakby kot bawił się myszką, role się odwróciły od tego momentu. Na upadłym nie było już ubrań, a raczej spora ilość poszarpanych szmat. W spodniach brakowało nogawek, a to, co pozostało, było w dziurach i pocięte. Po górze również zostało niewiele, ukazując ciało zaprawione w walce, pełne blizn mających własną historię.
Poruszał skrzydłami, wydawały się całe, ale były mocno obite. Pięści upadłego zaczynały uderzać o stalowe dłonie napastnika, nie zważając na ból z tym związany. W najmniej spodziewanym momencie anioł użył większej siły, wybijając czarnego rycerza z rytmu i równowagi. Złożył ręce razem i płaskimi dłońmi uderzył całą siłą, jaka mu pozostała w miejsce zbroi, gdzie normalnie większość żyjących istot ma serce. Cios był tak silny, że wokół walczących powstała mała fala uderzeniowa, przedmuchując kurz i lekkie przedmioty w promieniu jednego pręta. Oprócz tego, na plecach czarnego rycerza powstało wygięcie, jakby ktoś uderzył czymś mocno od środka.
- To nie koniec, jestem jednym z wielu, Er… - Osoba pod pełnym uzbrojeniem wypluła z ust spore ilości krwi, która zaczęła wyciekać z otworów hełmu prosto na ciało upadłego, znajdującego się tuż pod bezwładnie wiszącymi zwłokami.
Jedną rzecz, która trzymała wielkie ciało w powietrzu, był sam upadły. W końcu odsunął się, a martwy przeciwnik runął w kałużę własnej krwi.
„Tym razem się udało. Strażnicy zaczynając tracić cierpliwość. Coraz bardziej kłopotliwi przeciwnicy”.
Chwiejnym krokiem ruszył do nieznajomych, ale jakieś trzy kroki od nich padł na kolana, wypluwając krew z ust. Użył za dużo siły w swoim stanie, ale nie wyobrażał sobie, aby puścić tego drania po skrzywdzeniu Tayi. Złapał głęboki oddech i uspokoił się. Pech chciał, że znowu widział swoje odbicie w lustrze. Odwrócił głowę, nie mając ochoty patrzeć na przeszłość. To już było za nim. Usiadł na podłodze powoli i zlustrował spokojnie obecnych, jak i ich wyrazy twarzy.
- Witam, nieznajomi, gdzie teraz jesteśmy?
Nie czekając na odpowiedź, zaczął spoglądać na Tayę, która dalej była nieprzytomna. Nie było to nic poważnego. Stwierdzając to, poczuł, jak kamień spada mu z serca. On sam wyglądał teraz gorzej niż źle, głównie z powodu osocza, w którym cały był, i ubraniami, które zamieniły się w skrawki szmat. Rany zaczęły się goić, a krew rodowa stanowczo mu w tym pomagała. Był twardym draniem i przez gorsze rzeczy przechodził. Tylko co na to wszystko mieli do powiedzenia nieznajomi?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Ziemia, czy jestem już na Ziemi? Gdzie jestem? Tak tu ciemno… - mówiła Es w myślach słyszalnych również dla Iry, obecnie pilnującej, jeśli można to tak nazwać, jej ciała. Panująca wokół śmiertelna cisza ją osaczała. Esmeralda była więźniem samej siebie. Przynajmniej na razie. Nie mogła sobie przypomnieć, co się stało. Czarna pustka, zero bodźców, zero jakichkolwiek rzeczy, w których kryłoby się wspomnienie. Kompletne NIC! Dziewczyna chciała wykrzyczeć z siebie tę niemoc, ale tu mogła jedynie myśleć, otworzyła usta, które wydały bezgłośny dźwięk. – Może to jakiś dziwny sen? Co zrobić, by się zbudzić? Co?

Podczas gdy upadła anielica usiłowała zmylić bestie, widziała to Ira, lecz coś blokowało powiązanie przemienionej z demonicą. Dlatego tez w bezkresie ciemności pojawił się obraz kilku czarnych piór. Nic więcej. Czarnowłosa wpatrywała się w to, coraz rzucając wzrokiem na swoje skrzydła. Coś zaczęło się układać. Miała nadzieję, że pojawią się kolejne wskazówki, które pomogą jej zrozumieć, co się stało.
Keira wykrzyknęła słowo "rubin" na tyle głośno, iż w owym miejscu, gdzie była czarnowłosa, dało się to słyszeć. Lecz czym było to miejsce? Można by stwierdzić, iż czymś na granicy podświadomości i snu.

- Rubin, pióra, rubin, pióra! Anioł! Wygnany… anioł… upadły. Ale głos żeński, upadła anielica. Ale o co chodzi z tym rubinem? – Esme powoli kojarzyła fakty. Smród zgnilizny przerwał jej rozmyślania. – Ble… Co do? Hmm, przynajmniej zaczynają docierać do mnie jakieś rzeczy spoza… poza tego… niczego.

- Żartujesz? Jak to byś nie chciała? Ja to bym chętnie, a jeszcze chętniej poznała, a nawet zasmakowała tych negatywnych emocji ze sfery arystokracji, mm, brzmi pysznie…! Cóż za uczta by była, aż mi ślinka cieknie! - rozmarzyła się Ira. — Swoją drogą, fajne to lustro, miło było zobaczyć, jak kiedyś wyglądałam, byłam taka niewinna… mała, grzeczna, następnie złożona w ofierze i brutalnie zmieniona w demonicę przez diabły w tym lodowatym piekle brrr… No dobra może wracanie do przeszłości nie jest aż tak fajne… – dopowiedziała.
Po tym przeszła do opowiadania o Ziemi, było jeszcze tyle szczegółów, ale wieki by trwało mówienie o tym, no więc musiała wszystko skrócić. Demonica nie miała ochoty, by Esme zabrała jej przywilej posiadania ciała tak szybko, a jeśli już się obudzi, to miała nadzieję, iż zdoła skończyć to, o czym mówi.

- Tak, zginęli, bo oddali wszystko, poświęcenie, by ratować nasz świat. Rozumiesz ją, mówisz? Cóż, wy przynajmniej miałyście kogoś bliskiego, mnie nawet moi rodzice nie chcieli, więc lepiej było spalić w ofierze grr, tak to najlepsze rozwiązanie, gdy dziecko jest rude i chuderlawe! GRR! – zirytowała się demonica.

Szybko się uspokoiła, a przynajmniej sprawiła, iż pozornie się opanowała, bowiem czekało ją kolejne pytanie ze strony upadłej.
- Nie jestem strażniczką, nie wiem, ale z tego, co opowiadała mi Euri, poprzedniczka Esme, to ona po prostu… to poczuła. Całą resztą zajął się Wielki. O pytasz o mnie? O… o… o! Zaskoczyłaś mnie, w sumie wcześniej coś napomknęłam, jak to ten, ale sprecyzuję, oby Es się jeszcze nie budziła, ym… No ale dobra, urodziłam się w małej wiosce, zwyczajnej, tylko ludzie nieco zbytnio przesądni. No i, z nieznanej mi przyczyny, uważali rudowłose osoby za zło wcielone, dlatego tez postanowili złożyć mnie w ofierze, jako symbol pozbycia się zła… Powiem wam, że palenie żywcem cholernie boli, nie polecam takiej śmierci. Wręcz gorąco nie polecam. Co dalej… Dostałam się do skutego wiecznym mrozem piekła. Tak, jest w naszym świecie lodowe piekło. No, częściowo przynajmniej. Dopadły mnie piekielne kreatury, no i co… Zrobili mi coś złego, chyba zmasakrowali me ciało, tak, to dlatego nie mam materialnego, teraz pamiętam. No i potem, chcąc je odzyskać, stałam się demonem. Negatywne uczucia stały się mym pożywieniem, no i tak sobie żyłam, powiedzmy, że żyłam, bardziej adekwatnym słowem jest „egzystowałam”, bo ciężko mnie uznać za istotę żywą. No a po tej całej walce czułam gniew i smutek Esme duszony w niej, nie mogłam pozwolić, by się zmarnował! Więc przyczepiłam się do niej i jakoś tak zostało… - Demonica westchnęła, dała anielicy wyczerpującą odpowiedź, przynajmniej tak sądziła.
***


- Potwór? Potwór? Słyszałam to! Czemu nadal mój głos nie działa… ja już pamiętam, chyba, ta bestia! Walka!... Ira… Jakie dokumenty? Tez chce je widzieć! Już dociera do mnie każdy dźwięk, czemu wciąż tkwię… tutaj?! I ten denerwujący ptak Kirk! Keira, Leanor! Dobrze, już wszystko jasne, hmm, czyli Ira ma nade mną kontrolę, ciekawe czy mnie słyszy… – myślała Esme. – To może… IRAAAAA!

Jednak nic to nie dało, dziewczyna nie chciała czekać, zebrała w sobie całą siłę, jaką odzyskała, i jej celem stało się odebranie demonicy kontroli nad ciałem. Efekt dało się od razu zauważyć. Ciało, przez moment pozbawione kontroli przez którąkolwiek z dziewczyn, opadło bezwładnie na ziemię. Przez chwilę nic się nie działo. Z zewnątrz, a wewnątrz trwała walka Es i Iry, demonicy bardzo spodobało się bycie materialną…

***

Esme, już jako ona we własnej skórze, leniwie otworzyła oczy. Chwiejnie wstała, rozejrzała się, ogarniając sytuację. Wnioskując po jej minie, prędko nie pozwoli demonicy na samowolkę z jej ciałem. Wzięła głęboki wdech i wydech, następnie zaś poprawiła grzywkę przysłaniającą jej nieco widoczność.

- Mam nadzieję, że mnie dużo nie ominęło! – Jej oczy wróciły do swego naturalnego stanu i ponownie przybrały kolor błękitu.
Niespodziewane zjawienie się portalu sprawiło, iż pytanie przemienionej zostało zrzucone na dalszy plan. Dziewczyna przyglądała się postaciom. Jakiś… kolejny upadły, jak się zdaje, krąg istot o czarnych skrzydłach się powiększał. Natomiast przemieniona z każdym razem coraz bardziej rozumiała, czemu te niewygnane z Nieba anioły na nią polują. No i ten czarny rycerz i jeszcze dziewczynka, czego to los nie przyniesie... Tymczasem walka prezentowała się ciekawie, tylko oglądać, bo aż szkoda przerwać coś tak widowiskowego. Zresztą, sam kazał się nie zbliżać.

- Hmm, nie to nie, nawet nie mam na to sił… - pomyślała Es. – Hej, chwila, po co on mi daje dzieciaka? Co?..
- E? – Nawet nie wiedziała jak zareagować, ale cóż miała zrobić z nieprzytomną dziewuszką, wzięła ją więc na ręce. – No to wróć zaraz...

Po jakimś czasie walka została zakończona sukcesem. Upadły przyleciał do całego towarzystwa, przemieniona miała lekko zmieszany wyraz twarzy, nie przywykła do pilnowania cudzych dzieciaków. Natomiast Ira, oburzona utrata materialności, pod postacią cienia za czarnowłosą łakomo spoglądała na małą. Czekała, aż się obudzi, by poznać smak jej negatywnych emocji.

- Szczerze to ja w sumie nie wiem, ale gdzieś tam, za ścianą, czeka bestia oraz stado kościotrupów, więc miejsce ogólnie nie za ciekawe… A ty to kto niby jesteś? I skąd się tu wziąłeś? No i ekhem, to chyba twój dzieciak…?
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira cały czas spoglądała na Esmeraldę, kiedy ona – a raczej Ira, lecz ten szczegół można pominąć – odpowiadała jej na wcześniej zadane pytania. Kirk natomiast wyglądał, jakby w każdej chwili gotowy byłby rzucić się na czarnowłosą, widocznie jego niechęć do demonicy nie zmalała ani odrobinę.
- Współczuję ci takich przeżyć – rzekła oschle. Niestety, od bardzo dawna Keirę nie było stać na jakże emocjonalne okazywanie uczuć względem innej osoby, stąd też jej słowa mogły zabrzmieć lekceważąco. Nie wiedziała, jak to jest przeżyć rytuał. Ba, nie miała o tym zielonego pojęcia! W końcu większość życia – a przynajmniej sądzi, że większość – spędziła w niebie, obok zakłamanych aniołów, które ukrywały przed nią prawdę na temat całego, okrytego smutkiem, złem i nienawiścią, świata Alaranii.
- Obiecuję, że oddam, jak tylko coś zobaczę – zwróciła się do lisołaka, biorąc w dłonie sztylet. Broń zdawała się świecić niesamowicie pięknym, błękitnym światłem, przez co jeszcze bardziej wpadła w oko anielicy. „Błyyyyszczyyy!” - Aż w jej oczach odbił się blask noża. Odda go Leanorowi, odda... Raczej.
        Keira z szerokim uśmiechem, spowodowanym nie tylko wzbogacenia się o nowe cudeńka, postawiła już pierwszy krok w kierunku pierwszego stołu z porozrzucanymi nań papierkami i dokumentami, lecz niestety; coś ją zatrzymało. Kirk, cały czas siedzący na ramieniu anielicy, zakrakał ostrzegawczo, tym samym każąc właścicielce się cofnąć. Upadła odleciała kilka kroków wstecz, w samą porę, gdyż wyłaniające się z nowo-powstałego w ścianie portalu osoby omal jej nie stratowały. Keira ponownie stanęła z wystraszoną miną obok Esmeraldy i Leanora, łapiąc oddech. Z czarnej dziury wyskoczył kolejny czarnoskrzydły, a wraz z nim jakaś istotka, którą kurczowo trzymał przy sobie. Jak na złość, anielica mogła znowu ujrzeć kolejnego olbrzyma, a już przez poprzednią walkę, mającą miejsce może z kilkanaście minut temu, nie uśmiechała jej się taka sytuacja. Nie oceniła również mężczyzny, gdyż już raz zaklasyfikowała osobę o czarnych skrzydłach do gatunku upadłych – a wiadomo, to działo się całkiem niedawno – co okazało się błędem z jej strony.
        „I tak nie miałam zamiaru się wtrącać” - pomyślała, spoglądając na czarnoskrzydłego, który dosłownie chwilę po tym wręczył Esmeraldzie młodą dziewczynę „do popilnowania” jak widać. Anielica spojrzała na czerwowowłosą, uważnie się jej przyglądając.
„Kim oni są?” .
        Przyglądała się całej walce, stojąc na uboczu. Ha, głupotą byłoby teraz się wmieszać w tę bitwę. Co jak co, ale Keira nie chciała skończyć z połamanymi skrzydłami, ni rękami, ni nogami... czy w ogóle z czymkolwiek złamanym! Ale cóż, potyczka się toczyła, a ona zaznawała coraz to większego poczucie nudy. A że obiecała się nie mieszać w walkę...
Powoli podeszła bliżej Esmeraldy, która trzymała nieprzytomną dziewczynę na rękach. Nie wydawała się specjalnie ranna. Anielica szturchnęła czerwonowłosą w policzek.
- Ona w ogóle żyje? - zapytała Esmeraldę, chociaż nie spodziewała się odpowiedzi kobiety na to pytanie. A skoro o okaleczonych mowa, Keira w tym momencie podeszła do lisołaka. Już wcześniej spostrzegła, że ten zdaje się utykać na jedną nogę.
- Może cię uleczę? - zapytała z lekkim uśmiechem na ustach i przenikliwym wzrokiem. - Znam się na magii druidycznej, potocznie nazywanej magią życia. Rana zniknie raz dwa! - Pstryknęła palcami, podkreślając ostatnie słowa. Nie czekała na odpowiedź Leanora, gdyż od razu przyłożyła dłoń doń okaleczenia na nodze zmiennokształtnego, pozbywając się najpierw bólu – wspomogła się czarami z dziedziny emocji – by ostatecznie usunąć paskudną ranę. Wyszczerzyła ząbki w niewinnym uśmiechu, spoglądając na lisołaka. Można założyć, że zrobiła to z czystej chęci pomocy innej osobie. A tak naprawdę cieszyła się, że krąg jej dłużników poszerzał się z każdą chwilą.

        Gdy walka czarnoskrzydłego i tego-dziwnego-stwora zakończyła się, mężczyzna podszedł do całej trójki i zadał niby to proste pytanie, na które Esmeralda zdążyła już odpowiedzieć. Keira natomiast spojrzała na stół, na którym znajdowały się papierki z – prawdopodobnie – ważnymi informacjami. Zaskoczona anielica rozpostarła szeroko skrzydła, przy czym przypadkiem uderzyła nimi lekko Esme, i chwyciła się za głowę obiema rękoma.
- Dokumenty! - powiedziała piskliwie, widząc porozwalane kawałki drewna, będące do niedawna zwyczajnym stolikiem, oraz porozrzucane skrawki papieru, które teraz nie nadawały się do niczego; mokra podłoga, na której przyszło im teraz leżeć, sprawiła, iż dokumenty stały się jeszcze bardziej nieczytelne niż wcześniej.
- No i kij z całym planem – dodała, wciskając wcześniej zabrany lisołakowi sztylet do rąk ów zmiennokształtnego. Splotła ręce, udając obrażoną. Jej wzrok ponownie powędrował do nowo-przybyłego mężczyzny.
- Ej – zaczęła – gadaj, kim do jasnej cholery jesteś, to może okażę dobre serce i cię uleczę. Coś wątpię, byś chciał teraz pluć krwią co kilka chwil. - Powstrzymała przypływający jej na twarz uśmiech. Jak już wcześniej zostało wspomniane; krąg jej dłużników znacznie się powiększał.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor uważnie słuchał tego, co Ira mówiła. Skoro się "przyplątała" do Esmeraldy z własnej woli, to chyba w każdym momencie może "opuścić" jej ciało i wybrać sobie inne. Jednak z jakiegoś powodu Ira została z Ziemianką. Czyżby Esme miała w sobie więcej gniewu niż ktokolwiek inny w tej krainie?
Spojrzał na upadłą, jakby oczekując, że ona również się nad tym zastanawia, lub o to spyta. Ta jednak, jak lisołak zauważył - zachwycona sztyletem - odeszła kawałek, w stronę ołtarza z papierami. Chętnie by jej pomógł, ale ranna kończyna mu to uniemożliwiała. Przyglądał się więc z dystansu, szukając przy okazji metyrenitu w sakwie. Może choć odrobinę złagodzi ból i pomoże mu zagoić rany?
Nie zdążył jednak go wyciągnąć, kiedy kawałek przed nim otworzył się portal. Leanor dobył miecza tak szybko, jak to możliwe, oddalając się o kilka stóp. Otwarty portal przyniósł ze sobą najpierw spore zawirowanie powietrza, które rozrzuciło dokumenty po całej sali. Jeden z tych dokumentów wylądował tuż przy nim, więc korzystając z okazji, chwycił go w dłoń i wsunął sobie do sakwy. Tuż po tym, portal przyniósł tutaj trzy tajemnicze postacie. Jedna z nich, najprawdopodobniej ranna, wylądowała na kolanach Esmeraldy. Lisołak przyjrzał się jej uważnie, przybliżając nieco do czarnowłosej. Obserwował on również sytuację, która miała miejsce przed nimi - bijatykę dwóch nieznajomych. Jeden z nich - jak go sobie określił Leanor w myślach, ten dobry - nie wyglądał dobrze. Poza tym, nie chciał, żeby wtrącali się do konfliktu. Oby tylko pewność siebie go nie zabiła!
W oczy lisołaka rzuciła się jeszcze jedna rzecz. Czarne skrzydła. Kolejne. "Dobry" nieznajomy również miał czarne skrzydła, jak Esmeralda i Keira. Przewrócił oczami. "Więcej upadłych jest chyba tylko w piekle..." - pomyślał sobie i cicho westchnął.

Spoglądał na nowo przybyłego upadłego przenikliwie, próbując wyczuć jego zamiary. W tym samym momencie zauważył swojego towarzysza, który wleciał do pomieszczenia tą samą drogą, którą chwilę wcześniej przybył Kirk. Wyciągnął rękę, a Apollo usiadł na jego ramieniu i spojrzał na upadłego równie przenikliwie, co lisołak.
- Nie ma złych zamiarów. Nie musicie się martwić - powiedział Apollo, co zrozumiał jednak - najprawdopodobniej - tylko Leanor.
- Jesteś pewien?
- Pewien.
- To w porządku.
- Z ulgą odetchnął lisołak. Jego postawa stała się nieco mniej "bojowa". Schował miecz i, podpierając się na kiju, wstał.
- Tak właściwie, to co cię tak zmasakrowało?
- Nie teraz Apollo. To długa historia.
- Ona leczy. Poproś ją.
- Jastrząb wskazał dziobem na Keirę.
- Przestań, nie muszę nikogo prosić. Poradzę sobie.
- Nie bądź uparty. Poproś ją.
- Cicho, dziubasek.
- Poproś, albo do jutra będziesz bez futra. I nie nazywaj mnie tym przeklętym zdrobnieniem
- zirytował się ptak i dziabnął go w szyję.

Zmiennokształtny westchnął i spojrzał w kierunku Keiry. Zrobił krok w jej stronę, kiedy ona sama do niego podeszła. Lisołak nie lubił prosić nikogo o pomoc, szczególnie kiedy wiedział, że sam da sobie radę. Jednak groźba jego towarzysza była całkiem realna, co sprawiło, że wolał mieć na sobie futerko i zdrową nogę, niż zdrową nogę po dłuższym czasie... I brak futerka.
- Mogłabyś mnie uleczyć? - spytał cicho. - Proszę.
Nie był pewien, czy usłyszała, jednak zauważył, że wzięła się za "naprawę" jego kończyny. Poczuł się wspaniale, kiedy ból minął, a rana zasklepiła się, jakby w ogóle nie istniała. Jeszcze tylko zszyć but i nie będzie o tym nawet wspomnienia!
- Dziękuję - powiedział równie cicho i uśmiechnął się do upadłej, która zainteresowała się walką.

Po kilku chwilach walka się zakończyła, nowo przybyły, plujący krwią upadły, zbliżył się do nich i spytał o to miejsce. Ha, dobre pytanie! Leanor rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Co powiedzieć nieznajomemu? Że są w jakiejś podziemnej siedzibie czarnoksiężnika z Ziemi? Lisołak w życiu nie uwierzyłby w takie wytłumaczenie, gdyby nie opowieść Iry.
- Nie do końca wiemy, gdzie jesteśmy. Ale tam za ścianą jest... Mało przyjazny gość. - Ze skwaszoną miną wskazał przybyszowi ścianę, która jeszcze kilka minut temu była "dziurawa"... I dzięki której cała trójka się tutaj dostała.

Keira podeszła do lisołaka, wsuwając mu w dłoń sztylet, który chwilę wcześniej jej pożyczył. Następnie, wyraźnie zdenerwowana, postanowiła "wyżyć" się na nieznajomym. Zmiennokształtny zauważył dlaczego - ze stołu z dokumentami zostały drzazgi, a z samych dokumentów - zależnie od tego, gdzie wylądowały - mokra papka lub popiół. Zachowała się jednak jedna strona - ta, którą chwilę wcześniej schował do sakwy. Ale przecież nic się nie stanie, jeśli jeszcze chwilkę nikt poza nim nie będzie wiedział o jednym z uratowanych papierków...

- A kim ty jesteś? I co tutaj robisz? - spytał nieznajomego. Jego wizyta była dosyć... niezapowiedziana. Tym bardziej, że sam nie wiedział, gdzie wylądował. Lisołak miał nadzieję, że odpowiedź upadłego nieco rozjaśni ich umysły.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Upadły czuł na sobie pewnego rodzaju presję, spowodowaną falą pytań od całej trójki. Jakby jeszcze zadawali pytania jedno po drugim, to byłoby mu o wiele łatwiej. Z przyzwyczajenia zaczesał włosy do tyłu, odsłaniając bardziej swoją twarz i widniejące na niej zirytowanie, mrużąc przy tym oczy. Przez chwilę miał nawet zamiar im odpowiedzieć, ale stwierdził, że doprowadzanie siebie oraz Tayi do porządku stoi na pierwszej pozycji. Tym bardziej, iż nieznajomi nie wydawali się zbyt agresywni. Lekcja cierpliwości im się przyda.
Skierował następnie spojrzenie w stronę podnoszącej do niego głos kobiety. Odnosił dziwne wrażenie, że mają więcej wspólnego niż jemu mogło się wydawać. Spojrzenie było przenikliwie, ale nie wyrażało niczego specjalnego oprócz ciekawości, czemu tak czuł patrząc na nią. Potrząsnął głową, karcąc się w myślach.
„To nie czas na patrzenie się na kobietę, nie pora na to”.
Dopiero próba odczytania aury kruczoczarnej kobiety wytłumaczyła mu dziwne uczucie znajomości. Na daną chwilę jedynie pozwolił sobie na lekki uśmieszek pod nosem w towarzystwie cichego śmiechu. Wprowadzając pewne rozluźnienie do własnych myśli. Jak i zapewne wprowadzając obecnych w zamieszenie swoją reakcją na ich pytania. Pierwsze zwrócił się wyłączenie do Esme, pewien dług wdzięczności miał wobec niej. Byłoby mu ciężko walczyć trzymając młodą, nieprzytomną smoczycę, ale dzięki małej pomocy było to możliwe.
- Mylisz się, ale jednocześnie masz rację – odpowiedział niejednoznacznie na ostatnie stwierdzenie Esme.
- Spłacam dług. O ile to można nazwać długiem – podsumował poważniej, zaczynając wymawiać słowa w Smoczej Mowie:


Zmęczenie wypełnia ciała niczym ciężki obowiązek;
Powieki opadają i ruch zwalania, a my tu wciąż stoimy;
Szukamy nadziei tam, gdzie dawno przeminęła;
Zwabieni słodkimi słowami i obietnicami jutra;
Stoimy tutaj bezwładnie z mijającym czasem;
O mgło niosąca poranny blask i nadzieje;
Odległy szepcie przynoszący ukojenie;
Nawet jeśli wczoraj trwałoby wieczność;
My nie zaszlibyśmy już nigdzie;
Niech pragnienie w moich słowach przemówi;
Taniec Mgły i Szeptu.



Wymawiając inkantacje, położył jedną dłoń na policzku córki, a drugą w powietrzu nad jej brzuchem. Magiczna, jasna zielona mgiełka zaczęła otaczać ciała upadłego, Tayi i Esme. Z każdym słowem mgiełka wydawała się tańczyć, a ciche szepty wypełniły pomieszczenie. Co do szeptów, to nawet Err nie miał pojęcia, co one oznaczają do końca. Były tajemnicze, ale przysłuchiwanie im się łagodziło ból. Efektem tego małego przedstawiania było zero ran na trzech osobach, jakie obejmowało zaklęcie, oraz odzyskanie świadomości przez córkę upadłego. Było to widać najlepiej na upadłym, ale niestety zaschnięta krew i zniszczone rzeczy nie były już w zasięgu magii życia.
Esme mogła również poczuć, jak wypełnia ją energią, jakby dopiero wstała po długim, przyjemnym śnie. Był to jeden z efektów dodatkowych, który również dotknął upadłą zajmującą się lisem, jak i samego lisa.
Odebrał nieprzytomną smoczycę zanim ta odzyskała przytomność, aby nie wpadła w panikę na widok obcej twarzy. Podświadomie zrobił między sobą, a nieznajomymi dystans, pozwalający mu zareagować na ewentualną agresję. Nie ufał im mimo wszystko.
- Kim jestem? - Nie pierwszy raz spojrzał na upadłą, która kręciła się wokół lisiego mężczyzny. – Upadłym, czyżbyś miała problemy ze wzrokiem? - Poruszył skrzydłami, podkreślając swoją wypowiedź.
Po tym jego skrzydła przestały być ponownie widocznie na plecach z drobną pomocą magii przestrzeni. Budząca się smoczyca rozejrzała się niepewnie. Oczy miała całe czerwone od poprzedniego płaczu, ale szybko zapełniły się nową falą łez, gdy zobaczyła w jakim marnym stanie jest pierzasty, przybrany ojciec.
- Czemu, czemu… - Zaczęła łkać i owinęła ramiona wokół szyj ojca, ciągle będąc u niego na rękach.
- Spokojnie, już po wszystkim. – Trochę zażenowany sytuacją zaczął uspokajać córkę, która nawet nie zwróciła uwagi, iż mają małe towarzystwo.
O ile sytuacja dla obecnych mogła się wydawać trudno do rozszyfrowania, Taya po prostu bała się stracić najbliższą jej osobę. Była młoda i zdążyła już wielokrotnie być świadkiem starć Erremira z podobnymi do czarnego rycerza. Tych bliskich śmierci również, a było ich sporo. Erremir był silny, owszem, ale nie miał już takiej siły, jak w poprzednim świecie, gdzie był praktycznie pół-bogiem ze swoją potęgą. Był najzwyklejszym upadłym, cieniem dawnego siebie.
Smoczyca się uspokoiła, ale nie odezwała się już słowem. Gdy tylko stanęła o własnych nogach, skryła się za plecami przybranego ojca, niepewnie spoglądając zza niego na nieznajomych. Dużo ją ominęło, plus wypieki pojawiły się na bladych policzkach. Nie mogła uwierzyć, że dała komukolwiek niż ojca zobaczyć jej słabszą stronę. Paląc się ze wstydu, schowała się całkowicie za upadłym, ale ten tylko głęboko westchnął.
- Wybaczcie moje zachowanie. – Ukłonił się, ale nie do końca.
Lekki wyraz szacunku do nieznajomych, których nie pragnął urazić. Nie szukał problemów.
- Zwą mnie tutaj Emirey, a ta młoda panna to moja córka, Taya. – Poczekał chwilę, ale nie widząc reakcji, powtórzył jej imię. – Taya… - Dziewczyna spojrzała znad ramienia ojca.
Odezwała się do nich cichym, melodyjnym głosem.
- Witam nieznajomych. – Jednak po tym i tak zachowała się dosyć niestosowanie, chowając się z powrotem.
- Co tutaj robię? Myślę, że jedyna istota zdolna odpowiedzieć na to pytanie, leży za mną. – Wskazał dłonią za siebie na trupa w sporej kałuży krwi. – Jestem pewny, że się dogadacie razem i wszystko tobie wyjaśni. Oboje macie krótki temperament, łączy was coś wspólnego – dodał kąśliwie, kierując słowa głównie do Keiry.
Spojrzał na podłogę, powoli łącząc wszystko w fakty, ale nie zamierzał przepraszać. Nie z własnego  życzenia tutaj był i też sam nie wysłał siebie w powietrze. Czuł, że upadła próbuje się wyżyć na nieodpowiedniej osobie, ale tłumaczenie się pogorszyłoby sprawę. Za dużo razy miał styczność z takimi osobami.
„Moje przeklęte szczęście”.
- Mało przyjazny gość? Nie wydaje się być niebezpieczny, ale mam dość walki na dzisiaj – stwierdził zrezygnowany, rozglądając się po pomieszczeniu.
Coś mu podpowiadało, że jakiś czas będzie musiał pozostać w towarzystwie nieznajomych.
- Wypadałoby, abyście też się przedstawili. Chyba, że mam do was się zwracać bezosobowo? - rzucił w ich stronę.
Nie wyobrażał sobie sytuacji, gdzie do lisiego mężczyzny zwracałby się Lisek.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ira słysząc wyrazy współczucia od upadłej, nieco się zawiodła, liczyła na choć trochę smakowitych, negatywnych uczuć. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to cicho westchnąć w myślach – później zaś musiała wrócić na swoje miejsce do głowy Es, widoczna od czasu do czasu jako widmo, cień za plecami przemienionej, czy jakkolwiek można by to określić.

Po wszystkim skończyła się jedna akcja, to nastąpiła druga, bo jakżeby inaczej, i Es skończyła z dzieciakiem na rękach.
- Pewnie ostatkami sił jeszcze jako tako żyję – czarnowłosa odpowiedziała Keirze, trzymając dziewczynkę. Zainteresowanie upadłej szybko jednak przeniosło się na rannego lisołaka, któremu pomogła z pomocą magii.
- Cóż za miła z ciebie istotka i ta „bezinteresowna pomoc” – powiedziała Ira telepatycznie do piekielnej, miała ochotę jej podokuczać.

Po uleczaniu, anielica rzuciła się na jakieś dokumenty, Es dostało się skrzydłem.
- Em, możesz uważać trochę ze skrzydłami? Wbrew pozorom, to nie jest wcale delikatne i przyjemne… Ou, szkoda trochę tych dokumentów, ale mam wrażenie, że jeśli było w nich coś ważnego, to pewnie zostało to porządnie schowane, a nie rzucone ot tak w takie miejsce.
- PISZCZAŁKA! – krzyknęła do Keiry demonica, też telepatycznie. Miała ochotę się porządnie najeść. Po chwili jednak, Ira coś spostrzegła. Dobrze widziała, co lis chowa. Zamilkła na dłuższą chwilę i rzuciła mu nieufne spojrzenie, którego nie mógł widzieć zmiennokształtny, wszak obecnie była cieniem.

- Widziałam to, Leanor! Widziałam! Widziałam! Widziałam! – darła się tak głośno, iż każdy mógł to słyszeć, nie tylko Es. Jednak co widziała, już nie wyjawiła. Tak bardzo miała ochotę zobaczyć, jak wszyscy nieufnie spoglądają na zwierzołaka. Nie to, że coś do niego miała, lubiła wnerwiać innych, a to, że już nie może być w materialnym ciele, tylko prowokowało Irę do złośliwości.
Przemieniona jednak nie zwróciła na to uwagi, przyglądała się upadłemu wnikliwie. W głowie kłębiło jej się dużo pytań, jednakże wiedziała, że co za dużo, to niezdrowo. Na razie oczekiwała, aż zacznie coś mówić. Jego wzrok przeniósł się na Esme, która przybrała pytający wyraz twarzy.

- Fiu, fiu…
- Przestań, Ira…
- Nawet nie zaczynam, ale… Pasowalibyście do siebie.
- Eee, to twoje zdanie. Nie moje – skończyła temat Esmeralda, zwłaszcza, iż nowo przybyły właśnie się do niej odezwał. – Mylę się i mam rację? Czyli jest jego córką, jednocześnie nie będąc? Coś pośrodku… hmm… już wiem, o co chodzi. Przybrana córka – pomyślała, ale nie wypowiedziała na głos tego, uśmiechnęła się tylko, dając znać, iż wie, o co chodzi.

Po chwili upadły powiedział coś o spłacaniu długu i przyjemne światło otoczyło przemienioną, dzieciaka i anioła. Es zdawała się lekko zaniepokojona z początku. Jednakże nie minęło dużo czasu, gdy poczuła się rześka, taka jakby… uzdrowiona. No właśnie, zrozumiała teraz, co zrobił.

- Dziękuję – powiedziała czarnowłosa, oddając małą jej ojcu.
Przyglądała się dziewczynce, gdy ta otworzyła oczy i jak płakała z powodu stanu upadłego. Przemieniona wróciła wspomnieniem do swych córek. Skrzywiła się lekko, myśląc o tym, iż one również łatwo nie miały. No, ale nic poradzić nie mogła na los, który zafundował taki obrót spraw na Ziemi.

- Jestem Esmeralda – przedstawiła się dziewczyna.
- Esmeralda, strażniczka żywiołu energii, chwilowo opiekunka całego wymiaru Ziemi – dodała Ira.
- A ten cień, który właśnie uzupełnił pewne informację o mnie, to demonica, Ira.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        „Ależ oczywiście, że bezinteresowna!” - pomyślała Keira, piorunując wzrokiem cień za plecami Esmeraldy, powstrzymując przypływający jej na twarz cyniczny uśmieszek. Nawet nie zastanawiała się, czy powiedzieć to na głos, czy pomyśleć, jak zresztą zrobiła. W końcu, skoro Ira znała jej prawdziwe zamiary, zapewne usłyszała tą odpowiedź.
- Wybacz, ale... ale... - zwróciła się do Esmeraldy. Miała ochotę dobić leżące nieopodal truchło, przez które jej plany przeczytania owych dokumentów diabli wzięli. Keira niespodziewanie poczuła się strasznie bezradna w tej kwestii. Westchnęła głęboko, po czym ponownie spojrzała na Erremira.
- Nie potrafię odczytywać aur, a ona też wygląda na upadłą – wyjaśniła mu swoje wcześniejsze pytanie. W tym wypadku wolała się upewnić, niźli ponownie błędnie zaklasyfikować kogoś do jakiegoś gatunku. Co jak co, aczkolwiek nie zamierzała się teraz kłócić. Miała tylko nadzieję, że mężczyzna zrozumiał przekaz. Natomiast komentarz Iry, co do wcześniej uniesionego głosu upadłej, sprawił, że Keirze drgnęła warga. Nagle wszyscy jej się uczepili, jakby chcieli dobić ją po wcześniejszej utracie zapewne ważnych danych.
Podążyła wzrokiem w kierunku lisołaka, lustrując go dokładnie wzrokiem.
- Leanor, o co jej chodzi? - Zdawała sobie sprawę, że demonica mogła wydrzeć się tak tylko po to, aby wnerwić wszystkich wokół, aczkolwiek zapytać nikt nie zabroni. Może dowie się nawet czegoś ciekawego?
        Jej wzrok teraz powędrował w kierunku upadłego, którego obecnie mocno tuliła rudowłosa dziewczyna. Keira poczuła paskudne uczucie tęsknoty, gdy tylko ujrzała oczy młodej. Przypływ wspomnień ukłuł ją nagle, przez co jej twarz natychmiastowo zbladła. Dlaczego ona była tak podobna do siostry upadłej?
- Isol... - zaczęła cicho, lecz nie dokończyła, gdyż mężczyzna już przedstawił rudowłosą jako Taya. Nadzieja anielicy prysła jak bańka mydlana, a ona sama spuściła wzrok, wlepiając go w ziemię. Miała ochotę pacnąć się w czoło. „Przecież Isolde nie żyje...” - myślała, a jej oczy zaszkliły się na wspomnienie ukochanej siostry. Niestety, za każdym razem, gdy tylko spojrzała na Tayę, widziała to rażące podobieństwo, przynajmniej spoglądając w brązowe oczy dziewczyny. Ależ oczywiście; ktoś musiał ją jeszcze dobić. Pewnie! Brakowało teraz tylko, żeby pojawiła się ta bestia zza ściany, a leżący nieopodal kolos nagle ożył. Ostatni gwóźdź do trumny, ot co.
- Weź oddech, nikt mi nie bronił zapytać, czyż nie? - powiedziała spokojnie, zakładając ręce na biodra. Szybko ogarnęła się, próbując przyjąć obojętny wyraz twarzy, aby wcześniej odczuty smutek nie był widoczny. Kirk, widząc zachowanie swojej właścicielki, zakrakał ostrzegawczo kilka razy w kierunku Emireya.
        - Jestem Keira – rzekła lakonicznie. Nie miała ochoty się z nikim teraz wykłócać, tak więc zajęła się rozglądaniem po pomieszczeniu i bezsensownym poszukiwaniu choćby jednej ocalałej kartki. Miała zamiar już ponownie się zapytać Leanora, o co chodziło wcześniej Irze, skoro tak się do niego odniosła... Co widziała? Anielica natomiast postanowiła być cierpliwa w tej kwestii. Za pomocą bransoletki schowała swoje skrzydła, aby móc swobodniej się poruszać.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor obserwował całą zaistniałą sytuację. Kiedy upadły zaczął odmawiać formułkę, poczuł się lepiej... Taki... wypoczęty, świeży, pełen energii. "Niech jeszcze jedzenie wyczaruje, to zostanę jego najlepszym kumplem" - pomyślał sobie i uśmiechnął delikatnie.
Uwaga Iry - a raczej jej krzyk - nie wyprowadziły go z równowagi. Nie miał zamiaru ukraść tej kartki, a dać innym do przeczytania. To, że w tym momencie uratował papierek przed zniszczeniem, póki sytuacja nie była zbyt pewna i spokojna, to przecież nic złego. "Zdechniesz przy mnie z głodu" - pomyślał, spoglądając w stronę krzykliwej demonicy. Na pewno to usłyszała, przeczytała sobie w jego myślach. Uśmiechnął się, czując się jak wygrany.

Spojrzał w stronę Tayi, którą przedstawił upadły. Zauważył też reakcję Keiry. Nie wiedział, skąd taka reakcja, choć mógł tylko podejrzewać. Zauważył wstyd na twarzy młodej dziewczyny. Nadzwyczaj dobrze rozumiał, dlaczego tak zareagowała. W końcu, kto chciał w takiej grupie pokazywać swoje słabości, swoje emocje. Posłał jej nieco zakłopotany uśmiech, po czym przeniósł wzrok na Erremira.

- Jestem Leanor - powiedział do nieznajomego dosyć obojętnym tonem. Z jednej strony niespodziewane pojawienie się upadłego i głupie uwagi, bo przecież lisołak bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, że WYPADAŁOBY się przedstawić. Tak nakazuje jakieś minimum kultury. Z drugiej strony jednak, upadły przywrócił im siły, więc - można powiedzieć - byli kwita. Dodatkowo zmiennokształtny pogłaskał delikatnie swojego towarzysza po łebku - A to Apollo, mój kompan w podróży.

Lisołak spojrzał na Keirę, która zaczęła dopytywać o uwagę demonicy. To był chyba ten moment, w którym powinien "ujawnić" swoje znalezisko. Sięgnął do sakwy i wyjął z niej kartkę, zwiniętą w rulon.
- Udało mi się jedną z nich uratować... Może akurat czegoś się z niej dowiemy. - Nim w ogóle rozwinął rulon, podał go upadłej. W końcu to ona pierwsza wpadła na pomysł przeczytania tych papierów, no i miał wobec niej dług wdzięczności. Uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym otrzepał się z kurzu. Rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu, w poszukiwaniu jakichś ciekawych lub przydatnych przedmiotów. Być może gdzieś ocalały jakieś inne kartki, a może nawet cała księga. Zaciekawiła go też skała, z której wykonano posadzkę. Wyglądała całkiem zwyczajnie, jednak przy większym skupieniu można było wyczuć nienaturalne ciepło oraz energię płynącą z kamieni. Lisołak zauważył jeszcze jedną zależność - sztylet. Im bliżej był podłogi, tym blask ostrza wydawał się bardziej intensywny. Leanor - chwilowo zafascynowany swoim odkryciem - wyłączył się na razie z rozmowy, sięgając do sakwy po mały kilof.
Narzędzie to było raczej młotkiem, aniżeli kilofem. Niewielki i znacznie bardziej mobilny, pomagał mu już nieraz na wydobycie kawałka skały z różnych powierzchni. Choć wysłużony, wspaniale spełniał swoją rolę. Klęknął na posadzce, znajdując miejsce, gdzie kamienie się łączyły, po czym zabrał się za "wydobywanie" fragmentu podłogi.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Erremir z dozą ciekawości przysłuchiwał się zebranym. Parokrotnie powtarzał sobie ich imiona w głowie, starając się je zapamiętać. Zawsze miał problemy z imionami, więc wolał zabezpieczyć się na przyszłość przed wpadką.
Taya tymczasem dokładnie obserwowała wyraz przybranego ojca, mrużąc zaczerwienione od płaczu oczy. Przerzucając spojrzenie pomiędzy ojcem, a kobietami postanowiła w końcu się odezwać.
- Ojciec jest beznadziejny, jeżeli chodzi o kobiety – powiedziała na tyle głośno, aby każdy obecny w pomieszczeniu usłyszał.
Upadły mało co nie spalił się ze wstydu, czując jak w gardle robi mu się sucho od krytykującego komentarza córki. Spojrzał na nią skrzywdzonym spojrzeniem, dostając w odpowiedzi jedynie wystający język spomiędzy jej warg. Westchnął, czując się na przegranej pozycji. Zastanawiał się, czy młoda smoczyca ma mu dalej za złe wcześniejsze wpadki z kobietami.
Ona zaś, widząc zakłopotanie na twarzy mężczyzny, po prostu bardziej wtuliła się w jego plecy z zadowoleniem, czując się bezpieczniejsza przy tylu obcych osobach. Wcześniejszy komentarz był tylko spowodowany obawą, że jak Erremir znajdzie nową kobietę, zapomni o niej i ją zostawi. Chciała go na wyłączność, jakkolwiek egoistycznie to brzmiało w danej chwili.
- Nie dziękuj, mały wyraz wdzięczności z mojej strony. Nic więcej. – Pomachał dłonią przed sobą, próbując odpędzić zakłopotanie. Czuł się w danym momencie jak problem, a nie pomoc dla spotkanej grupy.
Ostrożnie zmierzył wzrokiem Irę, która była teraz w postaci cienia. Miał sporo nieprzyjemnych doświadczeń z demonami i nie ufał im za bardzo. Były to istoty, które potrafiły zajść za skórę i były nieprzewidywalne. Zwłaszcza w jego poprzednim świecie. Po dłuższej chwili opuścił obroną postawę i wzruszył ramionami. Nie był to czas na podejrzenia wobec kogokolwiek.
Przerzucił spojrzenie na upadłą, która w końcu schowała skrzydła. Nie interesowało go, czy ktoś to zauważył czy nie, ale zmarkotniał i dosyć mocno posmutniał. Poczuł jak przez ciało przechodzą dreszcze, a nostalgia wypełniła myśli i serce. Westchnął ciężko, nie puszczając też obok charakterystycznej reakcji Keiry, gdy przedstawił swoją córkę. Widocznie nie on jedyny miał zakopane w sobie troski, lecz jednak nie uważał, aby był to odpowiedni moment o zadawanie pytań z tym związanych.
Smoczyca była jednak całkowitym przeciwieństwem przybranego ojca. Mocno zainteresowała się reakcją upadłej i, nim zdążył zareagować, odbiegła od niego w jej stronę. Miał tylko nadzieję, że nie sprawi mu żadnych problemów, co nie było znowu takie rzadkie.
- Nie bój się, jeżeli mój ociec coś tobie zrobi, to nie ujdzie mu na sucho! - Złapała ją za dłonie, uśmiechając się przy tym.
- My, kobiety, powinniśmy się trzymać razem! - dodała, prawdopodobnie próbując wyrwać upadłą na pozytywniejsze myślenie.
Upadły tymczasem poczuł, jak zaczyna boleć go głowa i ze zrezygnowaniem odsunął się od grupy, próbując znaleźć jakieś wyjście z pomieszczenia.
„Jak tak dalej pójdzie to mnie spalą na stosie zanim opuścimy to miejsce. Nie ma to jak kochająca córka...”.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- W porządku – powiedziała przemieniona do Keiry. — Chwila, aury? Czym to jest? – zapytała zaciekawiona.

Tymczasem Ira dość głośno nabijała się z pisku upadłej. Najgorsze jednak było to, iż jej irytujący chichot słyszała tylko piekielna w swej głowie. Po pewnym czasie zaczęła też nazywać Keire piszczałką, coraz głośniej, krzyczała i śmiała się, w końcu odpuściła, ponieważ jej uwagę zwróciła Taya. Dziewczynka poczuła czyjąś obecność za sobą. Demonica w postaci cienia szeptała jej do ucha. Nazywała ją beksą i słabeuszem. Ira coś naprawdę nie miała humoru, więc za cel obrała sobie dogryźć każdemu. Jeszcze bardziej wnerwiło ją to, że lisołak nie zareagował negatywnie, ale uparła się, że w końcu zrobi coś, że posmakuje sobie jego złych emocji.
Tymczasem Esmeralda, zaciekawiona kartką, którą ocalił zmiennokształtny, podeszła do upadłej. Również chciała zobaczyć, co tam pisze. Po chwili zaciekawiło ją również, co też wyprawia Leanor. Podeszła do niego i się temu przyjrzała.

- Co jest? – spytała.

Przemienioną bardzo rozbawiły słowa dziewczynki. Na, tyle że aż się zaśmiała. Pokazanie języka swemu ojcu było jeszcze bardziej komiczne. Widząc, jak Erremir po chwili posmutniał, Esme nie można nazwać aniołem, żeby ją to jakoś ruszyło, była po prostu ciekawa i podeszła.

- Wszystko w porządku? Coś taki ponury się zrobiłeś? – spytała.

Niespodziewanie coś mocno uderzyło w ścianę. Możliwe, iż ten potwór próbował się tu dostać, bo wreszcie zrozumiał, gdzie mogą być jego przyszłe ofiary. Na szczęście uderzenia występowały w różnych miejscach, czyli bestia nie okazała się za mądra albo już dobrze nie pamiętała, w jakim miejscu pojawiło się przejście.
To nie stanowiło większego problemu, bardziej mogło niepokoić to, iż nagle na jednej ze ścian Sali pojawiły się drzwi. W żaden sposób nie zabezpieczone, bez zamka, bez kłódek, nawet lekko się uchyliły, sądząc po charakterystycznym skrzypnięciu.

- Rety! Idź to sprawdź! NO JUŻ! – darła się Ira w głowie Esmeraldy.
- Czekaj, nie wiadomo co tam może być…
- Ruszże się! – Demonica szarpnęła ciałem przemienionej.
- Przestań! Za chwilę to sprawdzę.

Czarnowłosa wzięła oddech i zawołała resztę, pokazując to, co właśnie się pojawiło. Zachęciła towarzystwo, by zobaczyć, co tam się kryje. Zamachnęła się parę razy skrzydłami i po chwili już tam była. Uwielbiała latanie, to zawsze oszczędza czas.
Stała teraz przed drzwiami, zza nich bił nieprzyjemny chłód. Odczuwała pewien niepokój, ale chwyciła za klamkę i otworzyła je na oścież. Oczom wszystkich ukazało się bardzo wąskie pomieszczenie i zwisająca z góry lina, której koniec znajdował się tak wysoko, że nawet nie było go widać.

- Jest zbyt ciasno na rozłożenie skrzydeł. – Es chwyciła linę, chcąc się po niej wspiąć, jednakże nagle pojawił się na tyle silny podmuch z ziemi, iż wystrzelił przemienioną tam, gdzie swój drugi koniec miała lina.

Przez chwilę cisza, kompletna cisza, i nie wiadomo, czy wszystko z dziewczyną w porządku. W pewnym momencie bestia tak mocno walnęła w ścianę, iż ją rozwaliła. Nie było stwora widać, póki nie opadł kurz. Gdy się to stało, jedynym ratunkiem zostało miejsce, gdzie wylądowała Esme, ale czy tam było lepiej?

- HEEJ! MUSICIE TO ZOBACZYĆ! – zawołała z góry nieświadoma akcji na dole, sądząc po spokojnym głosie, tam było znacznie lepiej.

Tymczasem potwór właśnie ryknął tak głośno, aż zadrżały mury tego miejsca, po czym ruszył na grupę rozwścieczony, że wcześniej mu zwiali.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        - Aura to... - zaczęła niepewnie anielica, memłając w ustach kolejne słowa. - To takie... emanacje? Poświaty, które roztacza każda żyjąca istota w Alaranii, o! - mówiła szybko, próbując przekazać jak najwięcej. - I można je jakoś odczytywać, dzięki czemu możesz wiedzieć, do jakiej rasy należy dana osoba. Tylko nie wiem, jak je odczytywać. - Kłania się idealny aniołek, który olewał naukę. Matka od zawsze próbowała wpoić Keirze ów zasady pięciu zmysłów, ale cóż... Jak wyszło, tak zostanie.
        Wówczas do piekielnej podbiegła Taya, chwytając ją za ręce i mówiąc słowa otuchy. Mimo wszystko nadal wydawała się uderzająco podobna do Isolde, co bardzo bolało Keirę. Zwłaszcza ten entuzjazm, kiedy wypowiadała swe słowa... Które zresztą omal nie przyprawiły anielicy o atak śmiechu. „Jakaż urocza córeczka, Emireyu” - skomentowała w myślach, uśmiechając się przy tym.
- Jasne. Święte słowa – odpowiedziała w kierunku dziewczyny, szczerząc do niej niewinnie mordkę.
        Upadła spojrzała na lisołaka, który podał jej ocalony – jedyny ocalony! - dokument z rozwalonego stołu. Radość przepłynęła przez ciało piekielnej, co było równie widoczne na jej twarzy. Zapewne gdyby jej skrzydła nie były ukryte, w tym momencie ze szczęścia latałaby od kąta do kąta, piszcząc z zachwytu. Przynajmniej jeden plus tego dnia! Ot, całość od początku nie zapowiadała się za wesoło. Bo jak określić dzień, w którym wpadła na tajemniczą czarnowłosą, która potrafi machnięciem dłoni wywołać huragan? No i odkrycie świątyni, tajemniczy szkielet, już nie wspominając tak szczegółowo walki z wielką bestią i armią kościotrupów. Chociaż... To już drugi taki plus, nie licząc jej nowego skarbu! Wielkiego, błyszczącego rubinu! Ha! Mogłaby przeżyć miliony takich sytuacji, byleby znaleźć więcej cudeniek.
        - Na Prasmoka! - odezwała się. - Chyba od dzisiaj cię wielbię! - Można by uznać, że mówiła to naprawdę, lecz szybko po prostu wyrwała kartkę z rąk Leanora, zagłębiając się w lekturze i ignorując lisołaka. Tekst nie powalał, lecz wiele wnosił do ich obecnej sytuacji.
- Tu jest opisany... - Podskoczyła, słysząc gwałtowny huk zza ściany. Oczywiście nie dane jej było dokończyć zdania. „Błagam, tylko nie ten potwór o pięknych oczkach...”.
        - Sposób, w jaki można uśpić to monstrum – rzekła szybko, rozglądając się. Co chwilę zza ścian wydobywał się specyficzny odgłos, jakby ktoś próbował się tutaj wedrzeć. A może bohaterowie specjalnie zostali tutaj zwabieni, będąc częścią jakiegoś wielkiego planu? Keira zaczęła poważnie rozważać taką sprawę.
        Stanęła za Esmeraldą, kiedy ta podeszła do wcale-nie-tak-tajemniczych drzwi, które pojawiły się znikąd. A czemóż by nie pokazać, jak to jest się odważnym, i nie sprawdzić tego? Bo po co uciekać!
Weszli do jakiegoś chłodnego pomieszczenia, które wręcz prosiło, żeby je odkryć. Pokusa zapewne dla każdego była wielka.
Jak później się okazało, trzeba będzie wspinać się po linie, a tak przynajmniej wydawało się na pierwszy rzut oka. „Nie mogę użyć skrzydeł...” - westchnęła upadła. A z krzepą ciężko... Na szczęście – gdyż to szczęście? - jakiś silny podmuch wiatru wystrzelił Esme do góry.
- Niewiarygodne... - szepnęła Keira, spoglądając na samą górę. Nie mogła nic dostrzec poza cholernie odległym końcem liny.
W momencie, w którym anielica ponownie ujrzała tę paskudną bestię, przebijającą się przez ścianę pomieszczenia, nie myślała długo.
        Szybko podbiegła do liny, a kiedy tylko ją dotknęła, podmuch powietrza „pomógł” jej dostać się na górę. Przycisnęła do siebie kartkę i rubin, co by przypadkiem nie stracić ich – toż to są ważne rzeczy – jak to wcześniej sprzed nosa umknęła jej cała sterta niezwykle przydatnych dokumentów.
- Tutaj jest chyba bezpiecznie! - powiedziała głośno. Rozglądając się tak po pokoju... To zwyczajne mieszkanie prostych ludzi. Łóżko po prawej w kącie, skrzynia obok, biurko po lewej. Ale... Ha, jakby ciekawość Keiry sięgnęła zenitu, tak to upadła podeszła do małego kuferka, położonego na stoliku. Jej oczom ukazał się niezwykle piękny, złoty pierścień z wygrawerowanymi znakami. Bodajże runy. Czy to ważne, kto tu mieszkał – kto tu w ogóle chciał mieszkać – skoro posiadał takie cudeńka? Nie, właśnie nie.
        - Już lubię to miejsce – szepnęła z chytrym uśmieszkiem. - Możemy je przeszukać, może znajdziemy coś jeszcze przydatnego. Albo przeczytać ten świstek. - Uniosła wcześniej zabrany dokument, ukazując go.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor "dziubał" sobie w posadzce, mając nadzieję na jakieś niezwykłe znalezisko. Dosyć sprawnie udało mu się oddzielić od reszty kawałek skały wielkości pięści dziecka. Kiedy Esmeralda podeszła do niego zaciekawiona, postanowił jej trochę wytłumaczyć. Na jej pytanie nie odpowiedział, a tylko się lekko uśmiechnął. Chwycił jej dłoń, którą położył na posadzce.
- Czujesz to? Ciepła... I drzemie w niej jakaś energia. Jeśli to kwestia kamieni, z jakich zbudowano podłogę, chcę kilka kawałków. Myślę, że do czegoś się nam przydadzą.
Puścił dłoń przemienionej, a jeden z wydobytych już kawałków schował do torby i wziął się dalej do roboty. Przysłuchiwał się też temu, o czym rozmawiają dziewczyny. Zauważył, że do rozmowy włączyła się też Taya. Nie potraktowała ona jednak upadłego tak, jakby ten tego oczekiwał, co jednocześnie wywołało w zmiennokształtnym uśmiech i współczucie. Wydobył kolejny kawałek posadzki, podobnej wielkości, i znów wsunął go do torby.
Wtem wszyscy usłyszeli huk. Lisołak, skupiony na swoim zajęciu, podskoczył jak oparzony, natychmiastowo zamieniając młotek geologiczny na miecz. Podszedł do reszty towarzyszy i... Zobaczył, jak Esmeralda "znika" po dotknięciu liny, znajdującej się za tymi jakże "tajemniczymi" drzwiami. Ciągle trzymał miecz w pogotowiu, nasłuchując skąd dobiegał huk. Gdzie dokładnie jest potwór, w którym miejscu przebije ścianę. Zdjął z pleców tarczę, zauważając sypiący się "z nieba" - czyli zaczarowanego sufitu - pył. Struktura całego budynku była naruszona. Usłyszał głos Esmeraldy - czyli, że było tam bezpiecznie. To dawało im najlepszą drogę ucieczki.
Leanor nasłuchiwał. Każda sekunda zdawała się trwać w nieskończoność.
Keira zniknęła w równie niezwykły sposób po dotknięciu liny, nie zastanawiając się zbyt długo. To dobrze, bardzo dobrze. Walka, kiedy mieli tak wspaniałą możliwość zwiania przed rozwścieczonym potworkiem, nie miała sensu.
Aż w końcu to się stało.
Bestia przebiła się przez ścianę. Zrobiła to dokładnie w miejscu, w którym stało stare biurko. Kamienie jak i kawałki drewna zaczęły latać po całym pomieszczeniu. Leanor stanął przed młodą damą, która przybyła tu razem z upadłym, osłaniając ją swoją tarczą przed odłamkami. To miejsce - jeśli kiedykolwiek można było je nazwać bezpiecznym - już takie nie było. Spojrzał na Erremira, po czym pchnął lekko Tayę w stronę pomieszczenia z liną. Miał nadzieję że upadły nie potraktuje tego źle - Leanor jako były strażnik pamiętał o tym, że najpierw ewakuować powinny się kobiety i dzieci, a dopiero później mężczyźni. Biegł równo z nią, w razie potrzeby gotów ją obronić przed kolejnymi odłamkami. Kiedy oboje znaleźli przy linie, córka upadłego wiedziała, co zrobić... jednak czekała na jakiś znak od swojego ojca. Leanor zrozumiał, że ma na nich nie czekać. Wierzył, że upadły sobie poradzi. A Taya znajdowała się teraz w najbezpieczniejszym miejscu w całym podziemnym kompleksie. Z nieco lżejszym sercem schował tarczę oraz miecz i chwycił się liny... I natychmiastowo podmuch powietrza pchnął go w górę.

Wylądował w pomieszczeniu razem z przemienioną i upadłą. Usiadł na łóżku - do kogokolwiek ono należało - i spoglądał w miejsce, z którego chwilę wcześniej "wyleciał". Czekał na pozostałą dwójkę, gotów wrócić na dół w razie potrzeby. W tym czasie rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyglądało ono jak najzwyklejsza w świecie chata niezbyt zamożnego mieszkańca. Był zmęczony tym wszystkim. Przymknął oczy, nie interesując się bardziej - przynajmniej na tą chwilę - całym otoczeniem.
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości