Arrantalis[Uliris i okolice] Jak jest źle, to może być tylko lepiej

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis szeroko otworzył oczy i cofnął się od drzwi, kiedy usłyszał hałas dochodzący z łazienki; przez chwilę naszła go panika, że coś się mogło stać Arieli – nie wiedział, jak w takiej sytuacji miałby zareagować. Już otwierał usta, aby zapytać, czy wszystko jest w porządku, ale na całe szczęście palladynka uprzedziła go, na co Duch odetchnął z wielką ulgą. Oczywiście gdyby potrzebowała pomocy, nie wahałby się jej udzielić, ale byłoby to dla niego bardzo... niezręczne. Kiedy natomiast ostrzegła go, że za chwilę wyjdzie, cofnął się o krok, aby zrobić dla niej miejsce. Lekko się zarumienił, a jego twarz natychmiast powędrowała w bok, uciekając wzrokiem w podłogę, gdy zauważył, iż kobieta nie ma na sobie nic więcej poza ręcznikiem. Uniósł lekko brew, gdy skomentowała jego nowe ubranie, kątem oka przez chwilę zerkając na nią, ale skupiając się tylko na twarzy, która była przyjacielska.
        - Dziękuję – powiedział, a rumieniec na jego twarzy nieco zelżał. Był bardzo wdzięczny Panu, że postawił na jego drodze Arielę. Pomimo dzielących ich olbrzymich różnic, była dla niego nadzwyczaj miła oraz wyrozumiała. W sytuacji takiej jak ta, gdzie nie dość, że musiał przybyć do nieznanego sobie miasta, ale jeszcze zapanować nad nim, wsparcie drugiej osoby było mu nadzwyczaj potrzebne. Nie oczekiwał jednak, że przybierze właśnie taką postać. - Nawzajem. Znaczy się... nie chciałem!... - Na całe jednak szczęście Ariela zamknęła drzwi, zanim mogła usłyszeć niezręczne słowa Natanisa, który próbował być tylko miły. Uderzył się dłonią w czoło, po czym westchnął.
        Doszedł do siebie, kiedy palladynka pojawiła się po raz kolejny, tym razem już w pełni ubrana; Duch zerknął za jej ramię, to łazienki, w której dostrzegł mokre plamy na podłodze. ”Służba będzie miała zajęcie... Choć w sumie... może to i dobrze? Arturiar z pewnością wykorzystywał ją do granic możliwości. W moim przypadku... cóż, wątpię, abym dawał im aż tak dużo zajęć. Hmm...” Sprawy związane ze zmianami we dworku przeszły jednak teraz na dalszy plan. Natanis zerknął na zebrane obrazy, o których wspomniała palladynka.
        - Taaak... nie przywykłem zdecydowanie do życia w takim luksusie. Muszę tutaj zdecydowanie kilka rzeczy zmienić. Zastanawiam się, jak uda mi się zasnąć na tym łóżku...
        Kiedy Ariela spytała go, o czym właściwie chciał porozmawiać, Natanis splótł ręce za plecami i spuścił wzrok, zastanawiając się nad tym, jak to odpowiednio powiedzieć. W końcu jednak wziął głęboki wdech i spojrzał palladynce prosto w oczy. Mocno mu pomogło, że odnalazł w nich taką łagodność.
        - Myślę, że muszę ci kilka rzeczy wyjaśnić, o kilku powiedzieć; wpadłaś tak trochę w środek wszystkiego, a jeżeli chcesz przy mnie dłużej zostać, to powinnaś wiedzieć wszystko. - Natanis podszedł do leżącego na podłodze płótna i podniósł go, ukazując Arieli, do której zaraz wrócił. - To Arturiar. Teraz jest obdarzony nieco ciemniejszymi skrzydłami. Rządził tu przede mną przez kilkadziesiąt lat, a kilka miesięcy temu spotkał go Upadek. Za wielką chciwość, wypaczającą jego decyzję, przez którą przyniósł wiele zła do tego miasta. Po tym samym dworze możesz chyba zauważyć, jak bardzo kochał luksus oraz bogactwo. Aby je zdobyć, rzecz jasna wykorzystywał miasto. Dzielnice przy rynku może jeszcze wyglądają porządnie, ale widziałaś, jak prezentują się inne... Sęk w tym, że przez tyle lat nie byłby w stanie „doić” tego miasta samodzielnie, zdecydowanie. Musiałby się dogadać z tymi, którzy także dzierżą władzę. A takim kimś bez wątpienia są członkowie Rady. Nie twierdzę, że każdy z nich jest zepsuty, ale... zdecydowanie bez poparcia radnych nie udałoby mu się zrobić nic z tego, czego dokonał. Oni także nie wyglądają na biedaków... no i sama słyszałaś, jak się zachowują... Byli przekonani, że tym, na czym najbardziej by mi zależało po przybyciu tu, jest mój splendor. Do rzeczy... Obecność korupcji w tym mieście jest oczywiste, nawet dla stolicy i Królowej, obyła się tu co prawda czystka, ale mało kto wierzy, że była skuteczna. Obawiam się, że może ona być na tyle posunięta, że właśnie wchodzimy na wielką pajęczynę, gdzie grasuje mnóstwo olbrzymich pająków, tylko czekających, aż zrobimy jeden zły krok. Nie chcę cię przestraszać, ale mam zamiar tak zatrząść tą pajęczyną, aby wszystkie pospadały. Nie wiem, czy mi się to uda, ale na pewno może to być bardzo niebezpieczne. O swoje życie się nie martwię, i tak już nie żyję, nic ponadto nie mogą mi zrobić, ale ty... nie chcę po prostu... chcę, abś była świadoma ryzyka, które podejmujesz, przebywając ze mną.
        Odetchnął, wyraźnie czując ulgę z wyrzucenia z siebie tego wszystkiego.
        - Myślę, że przemyślisz to przez noc? Nie zrobiłem jeszcze niczego, aby wywołać jakiekolwiek zagrożenie, ale od jutra... może się to nieco zmienić. Nie chcę też, abyś podejmowała decyzję zbyt pośpiesznie. Prześpij się z tym, a potem mi odpowiedź, dobrze? W sumie... lepiej chodźmy teraz na kolację. Na pewno jesteś głodna.
        Żywot Ducha Światłości sprawiał, że całkiem sprawnie zapamiętywało się wiele miejsc – w końcu dzięki naszyjnikowi na jego szyi, teraz wyciągniętego na zewnątrz i doskonale widocznego, był w stanie dzięki temu od razu się w takim miejscu znaleźć. Sprawiło to, że bez problemu zszedł na dół, gdzie już służka zaprowadziła ich dwójkę do jadalni. Był to dosyć długi pokój z kominkiem oraz długim stołem, mogącym gościć bez kłopotów do szesnastu gości. Służka odsunęła przed Natanisem krzesło znajdujące się na jego początku – wyjątkowo zdobione oraz wyściełane aksamitem. Duch jednak ustąpił miejsca Arieli, gdyż on sam w końcu i tak nie miał zamiaru jeść. Służka przyjęła to z lekkim zdziwieniem, ale nie protestowała. Natanis zasiadł tuż obok palladynki, której wkrótce podano kolację – pierwszym daniem była wędzona ryba z warzywami, przygotowana wyjątkowo umiejętnie, o doskonałym smaku. Jako drugie danie pojawił się makaron z kurczakiem oraz szpinakiem, w którym także smak został niezwykle profesjonalnie uzyskany, przez co danie mogłoby przekonać nawet prawdziwych sceptyków szpinaku. Jako deser podano biszkopt z kremem i śmietaną, niemalże rozpływający się w ustach. Jako napój podano cydr, o wykwintnym smaku, jednak wyjątkowo słaby pod względem zawartości alkoholu.
        Natanis, kiedy tylko przyniesiono pierwsze danie, życzył Arieli smacznego, następnie tylko przypatrywał się potrawom, które wyglądały naprawdę apetycznie. Gdy Ariela skończyła jeść, w pomieszczeniu pojawiła się Magarianna; dygnęła przed Natanisem, a następnie zwróciła się z uśmiechem do palladynki:
        - Smakowało panience? Mamy jedne z najlepszych kucharek na wyspie, mają nadzieję, że dania przypadły do gustu.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Nie łatwo będzie Natanisowi w towarzystwie Arieli. I to już nie chodzi o to, że dziewczyna miała niebiańską urodę, a w połączeniu z drapieżną iskierką w lazurowym spojrzeniu dwóch błękitnych ocząt przybierała dziką naturę srogiego lodu zdolnego zamiast zmrozić — spalić. Zdumiewające było to jak łatwo z pięknej wojowniczki, po zrzuceniu twardego gorsetu, zakurzonych spodni i odpięciu pasa z ciężkim mieczem, zmienia się w delikatną na pierwszy rzut oka, powabną młodą damę, której urody pozazdrościć jej mogły nawet anielice, czy często przesadnie narcystyczne elfy. Po kim Ariela odziedziczyła swoją urodę? Nawet gdyby była jej świadoma, to nie byłaby w stanie tego powiedzieć, gdyż wychowywana była przez ojca i tylko jego wizerunek zapamiętała.
Tak już często reagowano na jej wygląd, że zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Tylko Natanis zachowywał się chociaż na tyle kulturalnie, że nie wykorzystywał sytuacji do jakiś żałosnych podrywów, jakich już była ofiarą nawet w zakonie. Ariela czuła się przy Duchu Światłości dużo swobodniej niż nawet w towarzystwie innych palladynów, a jego rumieniec na trwale zapisał się w jej pamięci.
Starała się jakoś skupić uwagę na jego twarzy, gdy mówił. Mimo to i tak zsuwała wzrok po kaskadzie jego znakomitej szaty zatrzymując go na centralnym punkcie - wyróżniającym się spośród białego tła wisiorze, którego znaczenia nie znała, aczkolwiek ciekawiło ją, czego był symbolem.
Wieść o Upadłym bardzo ją poruszyła. Od razu wysnuła teorię o jego sprzymierzeńcach atakujących niebian, o których ostrzegał ich dowódca straży i zacisnęła ręce w pięści. Jej pas z mieczem leżał na podłodze i został od razu namierzony przez chłodne spojrzenie Arieli. Wyraz twarzy palladynki stężał i wyostrzył się, a brwi niebezpiecznie się ściągnęły w dół. Była zła. To mało powiedziane. Wściekła.
- Wyślę wiadomość do zakonu. Dziwne, że nie zrobiła tego królowa — zastanawiała się głośno Ariela. Gdy powróciła wzrokiem do Natanisa widać było, że targają nią różne emocje i przez to wyglądała na nieco zagubioną.
Nikt nie przygotowywał ją na walkę z Upadłym. Miasto toczyła zaraza i była zła na siebie, że opuściła tak wiele zajęć, które mogłyby teraz przydać się i posłużyć wiedzą. Jedyna nadzieja w księdze, którą otrzyma dopiero za parę wschodów. O ile do tego czasu przeżyją, to zajmie jej trochę czasu przestudiowanie jej stron. Do tego nie przetrenowała jeszcze tworzenia Świetlistej Zbroi.
Nie była jeszcze gotowa na taką misję. Pozostało jej wierzyć, że Najwyższy wesprze ją w godzinie próby.
- Jednego nie wiesz o mnie - powiedziała, podchodząc do niego. Położyła rękę na jego ramieniu. - Ja nie zostawię przyjaciół w potrzebie, a już tym bardziej nie tych niewinnych ludzi. Jeśli to sprawka Upadłego, tym bardziej mam obowiązek zaprowadzić tu ład i spokój. To zadanie palladynów.
Opuściła rękę i spojrzała jeszcze raz na miecz na podłodze. Przez ułamek sekundy myślała, że go tu zostawi, jednak po słowach Natanisa wydało się jej to uzasadnione, żeby się z nim nigdy nie rozstawać.
Wzięła go i przypięła pasem do spodni, a potem wraz z Duchem Światłości zeszła do jadalni. Sala wydawała się jej ogromna, a stół zbyt długi. Miejsca, gdzie mieli usiąść, wyznaczyły misy, talerze, sztućce i pozłacane kielichy. Ariela puściła przodem Natanisa bardzo dziwnie czując się na tak wystawnej uczcie — bo kolacją tego nazwać nie mogła. Chciała zasiąść jakby dalej od tej całej zastawy. Nawet zaczęła odsuwać krzesło, ale głos Natanisa i zapraszający gest dłoni wprawił ją w zakłopotanie. Czuła się w tym wszystkim nie na miejscu. Nieodpowiednio ubrana i to jeszcze z długim mieczem przy pasie. Na prośbę chłopaka zasiadła przy stole w centrum tego zgromadzenia drogiej zastawy licząc wzrokiem widelce łyżki i noże. Było ich dużo rodzai i kształtów, jakby jeden wystarczyć nie mógł! Poprzysięgła sobie, że to pierwszy i ostatni posiłek w tym miejscu. Następne będzie jadła w zapchlonej karczmie lub będzie jadła w plenerze.
Liczyła, że kolacja będzie prosta i te wszystkie narzędzia tortur okażą się tylko zwykłą ozdobą, ale wraz z otwarciem kuchennych drzwi prysła jej ostatnia nadzieja. Kiedy układało przed nią wielką srebrną tacę z parującą przepysznie rybą brodzącą w sałacie i ugotowanej marchwi poczuła, jak ściska się jej żołądek. Zerknęła z ukosa na Natanisa, który rzekł jej smacznego. Chłopak zareagował speszony tym spojrzeniem, na co Ariela zareagowała pokręceniem głowy i wylosowaniem na chybił-trafił pierwszego widelca. Niech by teraz ktoś spróbował ją teraz skrytykować za zły wybór, to by rzuciła wszystko i na przekór zjadłaby to wszystko rękoma.
Była głodna, ale nie aż tak, żeby zjeść oba dania nawet w połowie. Była przyzwyczajona do skromnych posiłków i mimo grzeczności jaką chciała się wykazać, nie była w stanie zjeść nic więcej. Odsuwając talerz, podziękowała w eter i oparła się ciężko o oparcie. Wytarła usta ściereczką i spojrzała na zbliżającą się do nich postać Magarianny.
- Nigdy nie jadłam niczego smakującego tak wyśmienicie. Proszę przekazać kucharkom, że bardzo dziękuję za pyszną kolację. Przed przygotowaniem dalszych proszę uprzedzić, że nie jadam grzybów.
Magarianna skłoniła lekko głowę na potwierdzenie.
- Niezwłocznie przekażę informację do kuchni. Jeszcze jakieś preferencje? - zapytała kobieta, spoglądając na Arielę, co by sugerowało, że przyjęła do wiadomości, że Natanis będzie tu tylko obserwatorem.
Ariela popatrzyła pytająco na kobietę. Preferencje? Tego się nie spodziewała.
- Chyba nie. Dziękuję. Czy mogłabym jeszcze prosić, żeby służba zostawiła mnie i Natanisa samych?
Magarianna wyglądała na zaskoczoną, ale nie protestowała. Skinęła na dwóch lokajów w stylowych, czerwonych strojach, a ci w odpowiedzi ukłonili się gościom przy stole i wymaszerowali jednymi drzwiami. Za nimi poszła Magarianna.
Ariela odetchnęła głośno i chwyciła w dłoń jeden z noży. Obejrzała go z każdej strony. Gra świateł na metalu na uchwycie była zachwycająco zastanawiająca. Tak jak to całe to miejsce.
- Jeśli mogę coś zasugerować... Działaj rozważnie. Ten pałac pierwszy raz od dawna ma w sobie uczciwych gospodarzy. Nie niszcz go tylko dlatego, że zbudowano go na cierpieniu i skrajnej nędzy. To oburzające. Wiem. Ja też uważam, że to trzeba naprawić. Wiele ołtarzy Najwyższego także należałoby rozebrać i sprzedać, aby nakarmić biednych. Swoje szaty należałoby rozedrzeć, aby przyodziać nagich. Ty to byś zrobił. Ja też.
Dziewczyna przerwała na chwilę. Wytarła nóż w czystą ściereczkę i ustawiła na miejscu w rzędzie z innymi. Westchnęła głośno.
- Ale my, to nie wszyscy. Czasami wydaje mi się, że Najwyższy umyślnie pozwala swoim dzieciom popełniać błędy, aby stawali się potem lepsi... To się tyczy tak samo mnie, jak i ciebie. Nie mówiłabym tego, gdybym się nie martwiła o to miasto i tych ludzi. Widziałeś tamten pomnik na rynku? Gdyby nie ten, którego przedstawia... chciałbyś go usunąć? Tyle że patrzysz na niego i widzisz Arturiara. Ja myślę, że błędem byłoby pokazywanie, ludziom anioła jako Arturiara.
Ariela wsparła się łokciami o stół i wzięła w ręce ściereczkę, której zagięcia wygładziła na stole. Starała się jakoś wysłowić, co o tym wszystkim myślała, ale czuła, że kiepsko jej idzie. Ostatnią deską ratunku było po prostu powiedzieć wprost.
- Ludziom trzeba wierzyć w anioły, Natanisie. Nasz... Twoim zadaniem powinno być utrwalenie tej wiary poprzez reformy, które sprawią, że wstaną z kolan.
Przybliżyła się do niego i objęła rękoma jego ręce i popatrzyła mu prosto w oczy. Widziała w nich nigdy niegasnące światło, którego widok spowodował, że się do niego uśmiechnęła. Mimowolnie. Jakoś tak przez ten mały płomyczek poczuła się lepiej.
- Zanim zaczniesz dewastować to miejsce i czynić przykrość ludziom mieszkającym tu i pracującym nad jego utrzymaniem, zastanów się, czy to kolorowe, bogate miejsce jest powodem całej tej nędzy.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis był nie mniej zaskoczony od Magarinny, kiedy Ariela wydała polecenie, aby zostawić ich samych. Dwójka lokai – którzy swoją drogą byli pierwszymi męskimi przedstawicielami służby, jakich zauważył Duch Światłości – czym prędzej wykonała rozkaz. Spojrzał na palladynkę, zastanawiając się, co takiego ma mu do powiedzenia. Kiedy zaczęła mówić, początkowo unosił tylko brwi w zdumieniu, ale szybko pot zaczął mu spływać po karku – to jest, zacząłby, gdyby nie fakt, że był duchem. Mimo to czuł na skórze ciarki, wywołane nie przez fizyczne warunki, a jego własny umysł, który powoli osuwał się w panikę. ”Ale... to nie o to chodzi... ja przecież... nie miałem zamiaru... Aghr... przydałoby się mówić to, co się myśli, a nie... Jąkasz się, wymigujesz się od całej prawdy, milczysz i kończy się w takich sytuacjach... ehhh... teraz musisz to prostować. Zadowolony? Trzeba była od razu myślić, a nie teraz... ale spokojnie, przecież wszystko jest do nadrobienia tak. To nie tak, że ma już na twój temat wyrobioną opinię, a twoje pokrętne tłumaczenie uzna za... no właśnie, pokrętne tłumaczenie. Panie, daj mi sił!”
        Kiedy do niego podeszła i dotknęła jego rąk, myśli zaczęły jeszcze bardziej panicznie wędrować w jego głowie, znacznie utrudniając mu skupienie na czymkolwiek poza kobietą, która była tak blisko; uśmiechała się do niego, ale to wiele nie pomagało. Choć Ariela najprawdopodobniej w ten sposób próbowała sprawić, aby poczuł się luźniej, to efekt był wprost przeciwny – Natanis zdecydowanie nie był przyzwyczajony do tego typu bliskości z innym człowiekiem, a już zwłaszcza takim, którego znał tak krótko. Spuścił wzrok i kilka razy głęboko wciągnął i wypuścił powietrze, zbierając myśli.
        - To nie jest tak – powiedział w końcu, unosząc wzrok. - Nie zamierzam niszczyć kilku osobom życia, aby naprawić go dla tysięcy. Tutaj nie działa matematyka i kompletnie się nie sprawdza. Taka ofiara nie jest dobra... nie miałem zamiaru dewastować to miejsce. Rozumiem sens jego istnienia. Ale pełno jest tu rzeczy, które są kompletnie niepotrzebne. W tamtym pokoju znajdują się obrazy, które są równowartościowe wielu ludzkim życiom. I po co? Aby jedna osoba każdego dnia mogła po nich przejechać wzrokiem? Trafią teraz gdzieś, gdzie bez wątpienia będą się lepiej sprawdzać. Może jakaś młoda dusza po ujrzeniu jakiegoś zostanie natchnięta...? Nie zamierzam być żadnego rodzaju ascetą, nie zamierzam też poświęcać nie wiadomo czego. Ja chcę tylko, aby rzeczy układały się tak, jak powinny. Taki przepych w takim miejscu jest nienaturalny – to spaczenie, które trzeba usunąć. Osoba, która je stworzyła, dziś gnije w piekle. Wiem jednak także, że prestiż jest potrzebny, a mi odpowiednia siedziba. Ale nie taka. Nie jestem królem, aby mieszkać w takim miejscu. Ten pomnik... myślę, że ludziom trudno trwać jednak przy Panie, gdy jego słudzy zabierają im ostatnie grosze, aby budować podobne rzeczy. Nie chcę wprowadzać tutaj rewolucji – chcę oddać im to, co do nich należy. A co do tych ludzi utaj... nie miałem takiego zamiaru. Znamy się krótko, ale naprawdę nie jestem skory do zdecydowanych, radykalnych czy nagłych decyzji. Mam zamiar pomieszkać tutaj trochę, poznać tych ludzi i dopiero później zdecydować o ich losie. Wielu z nich z pewnością ma dobre dusze i tylko tu pracuje, ale... mam wrażenie, że nie wszyscy muszą tacy być... Zważając na niego... Ale to nie mnie powinnaś się obawiać. Widziałaś ten wzrok, kiedy powiedziałem jej, że niczego nie jem? Nie rozumiesz? Jesteś teraz jedynym powodem, dla którego kucharki są tutaj utrzymywane. Jeżeli ciebie zabraknie... zapewniam, że nie jestem jedyną osobą, która stara się ciąć koszty. Ja to jednak robię dla innych.
        Westchnął i uciekł rękami spomiędzy jej dłoni. Westchnął głęboko, po czym ponownie uniósł wzrok, spotykając się z jej oczami.
        - Mam zamiar działać rozsądnie. Przygotowywałem się do tego wiele lat. Wiem, że to wielka odpowiedzialność, ale... ale mam nadzieję, że jednak wiem, jak temu podołać.
        Rozległo się pukanie, na które Natanis niemal podskoczył. Gdy polecił, aby wejść, w środku znalazła się Magarianna, mając w dłoniach coś, co wyglądało na notatnik. Przypomniała, że pozostało kilka spraw, które trzeba omówić. Duch skinął jej głową, a ta zajęła miejsce naprzeciwko Arieli. Sprawy były dosyć lakoniczne – choć początkowo unikała tego tematu, przeszła do kwestii służby, z którą Natanis w najbliższych dniach się zapozna; zobowiązała się, że zadba o to, aby poznał dobrze każdego. Następnie była mowa o zwyczajach panujących na dworze, co tyczyło się głównie logistycznego rytmu życia posiadłości. Wszystko to bez wątpienia musiało bardzo nudzić Arielę, niezapoznaną z takimi sprawami. W końcu jednak to Duch Światłości przeszedł do inicjatywy. Pierwsze polecenie dotyczyło się przyniesienia dodatkowego łóżka do pokoju, co Magarianna przyjęła ze zdziwieniem. Drugą sprawą była prośba o wręczenie mu księgi wydatków związanych z dworem. Po otrzymaniu jej spytał również, skąd pochodzą środki na jego utrzymanie. Odpowiedź, że z funduszu miasta nie zdziwiła go, ale i aż tak nie rozzłościła – to sumie było całkiem normalnie. Wziął rękę pod ramię, po czym podszedł do drzwi, zerkając pytająco na Arielę.
        - Idziesz na górę czy chcesz może się przejść po budynku? - spytał, mając zamiar udać się do swojego pokoju – pytanie brzmiał, czy palladynka będzie mu towarzyszyć.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Obawy Arieli były jak najbardziej uzasadnione. Tak przynajmniej myślała, bo mówiąc szczerze, bardzo słabo go znała, a sama rasa nie gwarantowała nieomylności. Natanis imponował jej obyciem i stanowczością. Wręcz trochę mu zazdrościła tej pewności siebie, jaką — mówiąc kolokwialnie — ustawił Radę do pionu.
Dziewczyna chciałaby świata idealnego, bogatego, bez cierpienia i nędzy. Chciałaby, aby każdy dom w mieście wyglądał tak jak ten. Pełen dostatku, zachwycającego piękna rękodzieł i artystycznej wizji. Uważała, że nic złego jest w złocie i klejnotach. Z woli Najwyższego mogą te dobra wykorzystywać do ziszczania pięknych marzeń i obrazowania wspaniałego wnętrza ludzkiej istoty. Według Arieli w tym wszystkim tkwił ogromny potencjał i choć bardzo się starała, może nie do końca udało się jej ukryć zachwyt nad tym miejscem.
Z rosnącym spokojem słuchała tłumaczenia chłopaka i miała nadzieję, że dotrzyma słowa i zachowa umiarkowanie i rozsądek.
- Ufam ci - wyrzekła, kiedy skończył mówić i uśmiechnęła się słabo. Nigdy nie potrafiła ufać nikomu prócz sobie, ale tym razem zgodziła się zaryzykować. Natanis wzbudzał w niej pozytywne uczucia. Dlatego nawet elfki w się nim podkochują.
Dalsze rozmyślania krążące wokół portretu nieznajomej przerwało rytmiczne pukanie w drzwi. Ariela obejrzała się w bok i zaczekała, aż jej towarzysz zaprosi do środka gościa. Kiedy zobaczyła Mariannę, oparła się o oparcie wysokiego krzesła i rozluźniła się. Natanis mógł ją wyprosić, bo w końcu jego sprawy jej nie dotyczą. Prócz dodatkowego łóżka, które dla niej zamówił. I mimo szczątkowego zainteresowania, po dłuższym czasie zmęczenie zdobyło przewagę nad jej wolą i zaczęła przysypiać, o czym świadczyły choćby lekko przymykające się powieki, nad którymi co jakiś czas odzyskiwała kontrolę, albo zmuszała do posłuszeństwa pocieraniem dłoni o skroń.
Sama idea długiego snu bardzo jej przypadła do gustu. Jak mówiła Marianna, służba nie wymuszała na nikim wczesnego zrywania się z łóżka, wobec czego Ariela nie zamierzała przerywać tej tradycji. Miała tylko nadzieję, że Natanis śpi długo. O ile w ogóle Duchy Światłości potrzebują snu. Jak tak zerkała na niego, nabierała wątpliwości w tej kwestii. Chłopak bowiem w ogóle nie wykazywał zmęczenia.
Po wszystkim wstała i poszła za Natanisem do drzwi. Zatrzymała się przy nim i zastanowiła nad jego pytaniem. Była umyta, najedzona, a przed oczyma miała wizję miękkiej, świeżej pościeli i czekającej do wciśnięcia głowy w nią, miękkiej poduszeczki. Zatem odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Może jutro zwiedzę te kąty. Czeka mnie męczący dzień w koszarach - ziewnęła grzecznie, przesłaniając dłonią usta. - Myślisz, że kiedy przyniosą te łóżko? A zresztą nieważne. W tym stanie mogę spać nawet na podłodze.
Jej przelotny uśmiech mówił tylko, że wcale nie żartowała.
Kiedy razem wyszli z komnaty jadalnej i doszli do pokoju, zatrzymała się przed drzwiami i obejrzała za siebie. W korytarzu było pusto. Kilka drzwi do nieznanych pokoi było pozamykanych. Zastanawiała się, czy nie wybrać z koszar dwóch strażników, żeby towarzyszyli Natanisowi, kiedy ona nie będzie mogła go chronić.
Poczuła na sobie spojrzenie Ducha, które przyciągnęło jej wzrok. Zostawiła tą kwestię na później. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po jej plecach, kiedy Natanis otworzył drzwi. Chłód uderzył o jej policzki, kiedy z wnętrza komnaty uderzył w nich chłodny powiew wiatru. Weszła przed chłopaka, zastępując mu drogę i jako pierwsza wkroczyła do pomieszczenia. W środku panował lekki półmrok, ale od razu zauważyła powód zaskakującego chłodu - drzwi od tarasu były otwarte. Falująca zasłona niezdolna do stawienia oporu przeciw przeciągowi powiewała jak bandera na wietrze.
Poczuła się trochę głupio. Z byle przeciągu zrobiła niepotrzebną scenę. Sama nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale miała dziwne wrażenie, że ktoś, albo coś ich obserwuje. Najchętniej zwaliłaby to na efekt tych portretów na ścianach i proces aklimatyzacji w nowym miejscu, lecz nie mogła tego tak do końca zignorować.
- Przepraszam. Chyba za bardzo się przejęłam swoją rolą — powiedziała unikając spojrzenia Natanisa. - Po prostu ta historia z tymi napaściami... To... - zamilkła z zamyśleniem patrząc na miecz w dłoni. - Musisz coś wiedzieć Natanisie. Nie zgładziłam jeszcze żadnego piekielnego. Nie rób sobie wielkich nadziei i może nawet lepiej nie pokładaj ich we mnie. Bo nie wiem, czy zdołam Cię obronić przed wszystkim.
Chciała być Palladynką z prawdziwego zdarzenia. Taką, której imię odbije się echem w Niebie i będzie wzbudzało grozę wśród piekielnych. Westchnęła cicho i położyła miecz na pościeli, a następnie zdjęła buty, które wsunęła pod łóżko. Podniosła wzrok na Natanisa.
- Ale zrobię co w mojej mocy, żeby cię ochronić jak przyjdzie taka potrzeba — determinacja w jej oczach nie była już tak silna jak za dnia, kiedy się pierwszy raz zobaczyli. Natanis dużo dla niej znaczył. Był jej zadaniem i nie tylko. Był promyczkiem nadziei dla tego miasta, który został powierzony właśnie jej. Dlatego nie patrzyła na niego jak wtedy. Teraz znaczył dla niej jeszcze więcej.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis uniósł brwi w zdziwieniu, gdy palladynka tak po prostu powiedziała, że mu ufa; było to coś nowego, ale jakże Duchowi potrzebnego.... Gdyby tylko mógł wiedzieć, co ta sobie teraz o nim myśli... bez wątpienia byłoby to coś, co mocno by go wsparło, a przynajmniej zachęciło do przemyślenia kilku rzeczy. Cieszył się, że spotkał akurat Arielę, bo w porównaniu z innymi ludźmi – szczególnie w Uliris – zdawała się być nadzwyczaj wyrozumiała, a w dodatku wykazywać chęć wspierania go, nie tylko w potyczkach z resztą świata, ale także nim samym.
        Długo jednak nie mógł tego przemyśleć, bo po chwili przyszła pora na załatwienie bardziej formalnych spraw; Natanis przez większość czasy był tak nimi pochłonięty – przez lata znacząco przywykł do podobnych sprawunków – że nie dostrzegł zmęczenia, wyraźnie malującego się na twarzy palladynki. Kiedy jednak zauważył, że ta praktycznie zasypia na stojąco, domyślił się, że dla palladynki słuchanie o tych wszystkich rzeczach nie może należeć do najbardziej emocjonujących zajęć. Dlatego też postarał się, aby zbytnio tego nie przedłużać, a spotkanie zakończyło się niedługo potem. Choć przez ten czas na zewnątrz zdążyło zrobić się ciemno.
        Odpowiedź na pytanie padła taka, jakiej się spodziewał, jednak uprzejmie wolał je zadać. Uśmiechnął się nieco nieśmiało, gdy palladynka wspomniała o tym, że może spać nawet na podłodze – on, śpiąc tuż obok w najbogatszym łożu, jakie przyszło mu widzieć w swoim życiu, czułby się z tym faktem naprawdę niezręcznie. Na pytanie Arieli odpowiedział tylko "na pewno sprawnie się uwiną", a następnie ruszyli na górę, Natanis ponownie prowadził. Czuł się po części odpowiedzialny za to z racji bycia gospodarzem, a po części chciał jeszcze lepiej zapamiętywać dom i wszystkie jego korytarze, a idąc za kimś nie wychodziło mu to najlepiej. W końcu dotarli do drzwi pokoju. Przed wejściem zerknął jeszcze na palladynkę – wyglądała na zmartwioną czymś – ale nieco speszony odwrócił wzrok, kiedy tylko ta odwzajemniła spojrzenie. Otworzył drzwi i chciał wejść do środka, ale wtedy...
        Zamarł, gdy palladynka nagle wkroczyła przed niego – jej postawa mówiła jasno, że nie robi tego z przekomarzania się czy z innych błahych powodów. Zwłaszcza, że zrobiła to z mieczem w dłoni... Natanis na chwilę nie na żarty się przestraszył, stojąc w miejscu i tylko zaglądając za Arielą z wielką obawą, zastanawiając się, jak mógłby ewentualnie jej pomóc, rozglądając się za kimś innym i z wielkim niepokojem czekając na to, co może zagrozić palladynce. Okazało się jednak, że nic takiego się nie pojawiło, a Duch wypuścił powietrze, oddychając z wielką ulgą. Tego tylko brakowało, aby coś zaatakowało ich właśnie w tym budynku.
        Wszedł do środka i zdumiony spojrzał na palladynkę, która to teraz sama uciekała spojrzeniem, co było tak bardzo charakterystyczne dla niego samego. Także słowa, które wypowiadała, wyraźnie były dla niej czymś trudnym. Dopiero teraz Natanis w pełni zdał sobie sprawę z tego, jak młoda jest Ariela – wyglądali na osoby w całkiem zbliżonym wieku, ale bez wątpienia nieco ich dzieliło. Palladynka była młoda... Duch Światłości zbliżył się i położył jej dłoń na ramieniu, tym razem to on uśmiechał się do niej pokrzepiająco.
        - Spokojnie, tyle wystarczy mi aż nadto – powiedział przyjacielskim oraz łagodnym tonem, po raz pierwszy odważając się spojrzeć Arieli przez dłuższy czas prosto w oczy. - Wątpię, abyśmy musieli zmierzyć się z jakimś piekielnym. Ci w końcu nie chodzą sobie tak po prostu na ulicach... Najwyraźniej obydwoje znaleźliśmy się w niespodziewanych sytuacjach, na które nie jesteśmy do końca przygotowani, ale... ale razem sobie poradzimy, jestem pewien. I ja w ciebie wierzę, Arielo.
        Uśmiechnął się raz jeszcze i odsunął, po czym zamknął okno, pozwalając palladynce rozłożyć się na łóżku, które służba najwidoczniej już wcześniej – nadzwyczaj sprawnie – przyniosła. Było jednoosobowe, ale wciąż całkiem niezłej jakości, choć nijak nie mogło się równać z tym przeznaczonym jemu.
        - Pewnie będziesz chciała teraz ułożyć się do snu, widziałem, jak oczy ci się zamykały tam na dole. Nie krępuj się. Ja tu jeszcze nieco posiedzę nad księgami i też się położę.
        Natanis zapalił świecę, z którą usiadł przy biurku i rozłożył wszystkie księgi oraz dokumenty, jakie tylko mu były potrzebne. Pracowanie na takim meblu było dla niego czymś zupełnie nowym, dlatego z początku miał problemy z wydajnym oraz wygodnym działaniem, ale po kilku godzinach już szło mu całkiem nieźle. Jego pióro cicho skrzypiało, kiedy przepisywał kolejne linijki, zapełniając puste kartki kolejnymi rzędami liter. Sporządził też kilka listów, które miał zamiar wysłać z samego rana. W końcu jednak spostrzegł, jak późno już jest i postanowił, że zdecydowanie powinien iść spać. Posegregował więc wszystko, co tylko miał na biurku, zostawiając stan gotowy na rozpoczęcie dalszej pracy z samego rana. Następnie udał się do łózka. Chwilę przed nim stał, zastanawiając się, jakim cudem tak to wszystko się potoczyło, po czym położył się.
        Leżał kilka godzin, nie mogąc zasnąć przez zdecydowanie zbyt wielkie i wygodne łóżko. Przewracał się wielokroć, przez jakoś godzinę także próbował czytać wiersze, które zakupił w księgarni, próbując zająć czymś umysł, który to powinien sam ułożyć się do snu. W końcu jednak się poddał. Przez kilkanaście minut zerkał niepewnie na śpiącą Arielę, po czym odezwał się:
        - Śpisz?
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela była bardzo skromną osóbką. Znała swoje możliwości i ograniczenia, które jej przedstawiono na wieloletnim szkoleniu w trakcie którego wszczepiono jej umiarkowany entuzjazm, który nieco przygasił jej niezwykłe zdolność. Niestety, Ariela nie potrafiła się z tym pogodzić, dlatego przypisano jaj etykietę buntowniczki, co znacząco wpłynęło na dalszy przebieg jej treningu w którym ograniczono do niezbędnego minimum teorię, a w uzyskany nadmiar godzin wciśnięto zajęcia praktyczne. Młoda palladynka chłonęła lekcje fechtunku jak sucha gąbka. Nikt z adeptów zakonu nie był w stanie dorównać jej w sztuce władania mieczem. Jedni przypisywali to jej talentowi, inni instynktowi, a jeszcze inni uważali, że taki przypadek zdarza się raz na kilkaset lat i nie powinno się jej wypuszczać poza mury zakonu i trenować i trenować. Posłuchano tych ostatnich. Niestety wkrótce okazało się, że nauczycielom skończyła się pula umiejętności, które mogliby przekazać zimnym śpiewem zimnego metalu. Przed kolejną kompromitacją uchronił ich rozkaz Anioła nakazujący wypuszczenie palladynki, celem nadrobienia zaległości z teorii.
I tak oto Ariela dostała się do Arrantalis, gdzie być może los dokona w jej życiu prawdziwą rewolucję. Nie bez powodu czuła się niepewnie w tym miejscu. Bo cóż innego mogła myśleć o miejscu w którym na wstępie spotyka się mundurowych gwałcicieli? Trochę się obawiała wejścia do gniazda szerszeni - jak celnie określiła miejscową gwardię. Oby jej żądełko było wystarczająco celne i szybkie w godzinie próby.
Natanis odgrywał w tym miejscu bardzo ważną, jeśli nie najważniejszą rolę. Duch Światłości, poza tym, że był miły i otwarty, trochę ją intrygował.
Kiedy naciągnęła na siebie kołdrę, a kołyszące światło lampki na biurku kołysało się sennie, patrzyła na twarz chłopaka zapatrzonego w zwoje pod nosem. Cisza jaka nawiedziła to miejsce przerywana wyłącznie przez dźwięki oddechu Natanisa i skrobanie ostrego czubka pióra o papier, znużyła ją i zesłała jej spokojny sen. Zamknęła powieki i zasnęła.

Obudziła się w następnego dnia, rychło po wpadnięciu przez wysokie okna pierwszych promieni słońca. Była wypoczęta i zamierzała szybko się ubrać aby móc spełnić obietnicę daną dowódcy i odwiedzić koszary, przy okazji sprawdzając stan zbrojowni. I tu miała zamiar odegrać trochę rolę Natanisa i być może zaimponować mu szczegółowym raportem na ten temat. Pomyślała, że spodobałoby mu się jej zaangażowanie, a i być może jej raport przydałby mu się do czegoś.
Ubierając buty zauważyła, że Natanis jeszcze spał. Widziała jego głowę złożoną na poduszce i zamknięte oczy. Ten widok sprawił, że postanowiła zostawić mu liścik i w nim informację, gdzie może ją znaleźć, gdyby jej szukał.
Będąc jeszcze w nocnej koszuli podeszła do biurka przy którym pracował tej nocy i wzrokiem poczęła szukać pióra i kałamarza, ale nie widziała go na wierzchu. Pomyślała, że jest w którejś z szuflad, więc otworzyła pierwszą z brzegu i góry. Kiedy pociągnęła za złoty uchwyt i pociągnęła do siebie, szufla ze zgrzytem wysunęła się z biurka, ale w środku nic nie było. Nic, znaczy dosłownie nic. Nie było tam niczego, wraz z dnem. W środku była tylko czerń.
Serce Arieli zabiło mocniej, kiedy z wnętrza szuflady rozbrzmiał głos, który ją sparaliżował i sprawił, że wstrzymała oddech. Wypowiadał je w taki sykliwy, przeszywający sposób, że ogarnęło ją przerażanie. Znała tylko dwa słowa z tego słowotoku, a poza tym padło też imię "Johnan". Jakby nie wytężyła słuchu mimo ogarniającego jej przeświadczenia, że coś ją przytrzymuje, wyłapała dwa wyrazy, które wzbudziło w niej gniew na siebie, że nie może nawet sięgnąć po swój miecz leżący na jej łóżku. "Inferno" i "śmierć", były wśród tych zdań, których na swoje nieszczęście, a może i szczęście nie poznawała. Język piekielnych był w tym wypadku wyjątkowo trudny do zrozumienia.
Czuła jak ciemność ją pochłania. Starała się ruszyć, jakoś zaprzeć, odepchnąć od niej, albo chociaż krzyknąć, ale na próżno. Najgorsze jednak było uczucie, kiedy bezwładnie poddała się przyciąganiu i zniknęła...


Sapnęła głośno, jak tonący wyciągnięty spod wody. Szeroko otworzyła oczy i zdezorientowana obrzuciła spojrzeniem całe swoje otoczenie. Była cała spocona i miała wrażenie jakby walczyła całą wieczność o odzyskanie kontroli nad swym ciałem. Jakże straszne to uczucie, kiedy śpi się na jawie. Tylko ten sen wydawał się jej taki realistyczny. Przekręciła się na bok i spojrzała w kierunku biurka, ale tym razem lękiem, że zobaczy coś jeszcze gorszego. Mebel stał w cieniu pokoju, nieruchomy, taki sam jak zawsze.
Ariela usłyszała szmer po swojej drugiej stronie. Tak się składało, że jej łóżko znajdowało się między wielkim, głównym łożem, a pamiętnym już biurkiem.
Dziewczyna obróciła się na drugi bok i spojrzała na front łoża. Z racji tego, że spała niżej i w pokoju panował półmrok ledwie dostrzegała z tej perspektywy sylwetkę Natanisa przykrytą wyjątkowo szeleszczącą, acz na pewno drogą pościelą. Wsłuchiwała się w ciszę i swój oddech zamykając i otwierając oczy naprzemiennie. Po tym koszmarze odechciało się jej spać, ale nie miała nic lepszego do roboty. W miarę szybko udało się jej wyrzucić z głowy tajemnicze imię i te obrazki ze snu. Nie była przesądna i wolała zachować zdrowy rozsądek. W końcu nie była już małą dziewczynką i nie bała się już potworów z szafy.
A może jednak nie?
Ariela spędziła długi czas na kontemplacji wzorów na suficie i słuchaniu wiercącego się w łożu Natanisa. Nic dziwnego, że z pewnego rodzaju ulgą zareagowała na pytanie chłopaka.
- Nie - odrzekła nie odrywając wzroku od sklepienia gwiazd, które widziała oczami wyobraźni. Wedle instrukcji Gatarmana, takie wizualizacje pomagały zasnąć.
Nie pomagały. Gatarman kłamał.
Ariela jedyne co poczuła, to tylko rosnącą frustrację. Dlatego z radością przyjęła do wiadomości fakt, że nie jest tu jedyną osobą, która ma kłopot.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis nie wiedział, dlaczego właściwie rzucał pytanie w eter; nie spodziewał się także, że uzyska na nie odpowiedź. Od kilku godzin leżał tak, pogrążony z własnymi, niekiedy dziwnymi i niepokojącymi myślami, na które składały się wszystkie przeżycia i doświadczenia z tego dnia, bardzo dla Ducha emocjonalne, jak i zastanawianie się nad tym, co przyniesie przyszłość. Pomimo iż powinien teraz odpoczywać, to tak naprawdę niebianin już żył jutrzejszym dniem, zastanawiając się, co takiego w owym się stanie i już planując, jak pokonać ewentualne przeciwności. Zdecydowanie nie było to nic dobrego dla jego umysłu. Może i sen nie był dla niego wymagany, ale... pomagał odpocząć i myśleć klarowniej, szczególnie w takim czasie. Dlatego też pewnie szukał jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistością – rzadko mu się zdarzało spać z zupełnym niemal nieznajomym w jednym pokoju i choć nie podejrzewał palladynkę o żadne złe intencje – w końcu powierzył jej ochronę swojej osoby. Jednakże wciąż pozostawała drugą osobą... a nawet anioły potrafiły Natanisa straszliwie peszyć.
        Otworzył szerzej oczy, spoglądając na Arielę, która jednak okazała się nie tak nieprzytomna, jak podejrzewał. Przez chwilę tylko leżał, zastanawiając się, co tak właściwie chce powiedzieć. Cisza była dosyć niezręczna. Spojrzał na wielkie granice swojego łoża i przełknął ślinę.
        - Czy ty... czy miałabyś coś przeciwko gdybyśmy zmienili się łóżkami? - spytał w końcu, po czym zorientował się, że może to zabrzmieć nieco dziwnie. - W sensie... to jest dla mnie zdecydowanie za wygodne. Kompletnie nie potrafię się rozluźnić. Szczerze, to znacznie bardziej przywykłem do takich, jakie teraz zajmujesz i... oczywiście tylko, jeżeli będzie ci odpowiadać. Bo tobie także mogłoby w końcu przeszkadzać... nie insynuuję, że musisz znosić podłe warunki czy coś, ale... cóż, los sługi Pana często wiedzie przez drogę daleką od bogactwa. Może zza tym wyjątkiem... tak czy owak... miałabyś coś przeciwko?
        Nawet o tak później porze wciąż nie potrafił się wysławiać, nadal peszony przez Arielę. Zamilkł więc nieco poddenerwowany, czekając na jej decyzję. Ta na szczęście okazała się nadzwyczaj dla niego pomyślna – odetchnął, po czym odkopał się z kołdry i przeszedł przez pokój, kładąc się w łóżku zajmowanym przez palladynkę. Ciepło pościeli sprawiło, że nieco się zarumienił – Ariela nie mogła odczuć niczego podobnego, gdyż uno – wielkie łoże dosyć dobrze sobie radziło z utrzymywaniem stałej temperatury, sekundo – w przypadku Duchów wszelkie fizjologiczne sprawy jednak wyglądały ciut inaczej, a ich ciała nie emanowały tak dużą ilością ciepła, jak innych istot. Po kilkunastu minutach jednak Natanis zdołał się przyzwyczaić do tego i zignorować. Zerknął na palladynkę, która wcale nie wyglądała, jakby w nowym łożu miała jakiekolwiek problemy.
        - Chcesz jutro iść do koszar, prawda? Cóż... zdecydowanie nie będę cię zatrzymywać, ale nie wiem, czy to aż tak rozsądne... - Natanis przez chwilę się zastanowił. - Wiesz, pójdę tam z tobą, zdecydowanie. Po pierwsze, i tak lepiej trzymać się razem, a poza tym, tak czy siak, musiałbym się tam udać na inspekcję. Wiem, że na sprawach walki, dyscypliny czy militaryzmu znasz się pewnie o niebo lepiej ode mnie, ale cóż... jednak chciałbym, abyś zbytnio nie szalała. W sensie... to ja zarządzam tym miastem i nie chciałbym, aby pojawiły się przez takie rzeczy różnice pomiędzy nami. Jeżeli będziesz chciała, żeby cokolwiek z tym zmienić... wierz mi, że i ja chcę, aby straż miejska zaczęła stawać się tym, czym być powinna i bronić obywateli zamiast... eh... ale tutaj też nie możemy dokonać rewolucji. Wybacz, że teraz przytaczam twoje słowa, ale... na spotkaniu rady wydałaś się bardzo... zdeterminowana. Nie mówię, że to nie cecha, którą podziwiam, ale tutaj trzeba być bardziej... ostrożnym. To tylko jeden z elementów tego mechanizmu, który może runąć, jeżeli nie będziemy uważać. Nie, żebym w ciebie nie wierzył, ale... po prostu czuję straszliwy obowiązek przez to wszystko i bardzo nie chcę popełnić błędów, a czuję, że twojego zapału w akcji nie potrafiłbym ugasić...
        Duch westchnął.
        - Tak czy owak, dobranoc.
        Poduszka była znacznie twardsza od tych, którymi on został obdarzony – choć nadal dosyć miękka, co tylko świadczyło, jak wielkim luksusem był otoczony. Jednak tym razem udało mu się zasnąć dosyć szybko i spać spokojnie do rana – różnica jednak była olbrzymia.
        Zdecydowanie spał dłużej, niż miał na to nadzieję. Otworzył oczy, spoglądając na promienie słońca wskakujące do środka przez okno. Słońce było już w jednej czwartej swojej wędrówki, co oznaczało, że bez wątpienia jest już po godzinie dziewiątej. Zdecydowanie zbyt późno. Duch usiadł na łóżku, zrzucając z siebie kołdrę, po czym przeciągnął się, ziewając przy tym. Następnie rozejrzał się, w poszukiwaniu palladynki. Podejrzewał, że obudziła się już wcześniej i może nawet zdążyła nieco poszperać po budynku, a mogła przy tym i skorzystać z łazienki – w końcu wczoraj okazało się, że najwidoczniej bardzo się jej podobała, a skoro Duch i tak spał... co jej stało na przeszkodzie? Oczywiście mogła też stwierdzić, że sama ruszy do koszar. Ale pewnie przede wszystkim chciała zjeść jakieś śniadanie... Zawsze też sama mogłaby zaspać i jeszcze leżeć... Zaspane oczy niebianina przeczesywały pokój.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Od razu bardzo spodobał się jej pomysł zmiany łóżek, ale kiedy Natanis zaczął się tłumaczyć, poczuła się jakoś niezręcznie. Bo ona nie odmówiłaby spania w wygodniejszym miejscu. O ile to, które aktualnie zajmowała wydawało się już być najwygodniejszym spośród tych, na których było jej dane leżeć, to co w tym złego, że chciała spróbować czegoś lepszego. Ale sposób, w jaki przedstawił jej propozycję Natanis, sprawił, że gdzieś w zakątku jej duszy pojawiło się pytanie, czy apetyt na komfort jest czymś złym i czy może z nią jest coś nie tak.
Ariela była jeszcze bardzo młoda, głodna nowych doznań i przygód. Głód ten nigdy nie był zaspokajany, jedynie tłamszony, oddalany na później, a teraz, kiedy wreszcie mogła zaznać trochę wygód i poczuć się choć przez chwilę jak królowa, obudziła się w niej dziecięca fascynacja. Chciała wszystkiego spróbować, bo jutro mogła być już w zupełnie innym miejscu i bez dachu nad głową.
Co prawda nigdy to jej nie przeszkadzało. Wręcz lubiła żywot bezdomnej wędrowniczki, ale to nie tak, że chciałaby tak żyć wiecznie.
Zajmując wielkie łoże Natanisa, zauważyła, że chłopak mógł mieć trochę racji. O ile pierzyna była tak miękka, jakby w środku wypchano je anielskim pierzem, to sam rozmiar kołdry był jak łazienka — przytłaczający. I to było niesamowite. Ariela przekopała się pod kołdrą niczym nornica i wyściubiła głowę na brzegu łóżka będącego w bezpośrednim sąsiedztwie z łóżkiem Natanisa. Popatrzyła na niego zamyślona. Jej oczy nie zdradzały zmęczenia, a wręcz przeciwnie. Wzrokiem przeszywała Ducha i z delikatnym uśmiechem słuchała, co ma jej do powiedzenia. Zupełnie jak rozochocone dziecko wsłuchujące się bajki na dobranoc.
Im bardziej go słuchała, tym więcej racji mu przyznawała. Jednak z jednym zgodzić się nie mogła.
- Jeśli okażę choć trochę słabości, nikt mnie nie posłucha. Jesteś zarządcą tego miasta i straż podlega twojemu władaniu i tu mi wybacz za to, co powiem, ale nie masz pojęcia jak ich wziąć w karby. Od wieków urzędnicy i wojownicy się nie szanują i tu raczej niezbyt wiele zmienisz.
Promienny uśmiech Arieli poszerzył się.
- Nie jesteś zbyt groźny. Wyglądasz zbyt... - zatrzymała się, by znaleźć odpowiednie określenie. - Hm. Delikatnie.
Uśmiech Arieli lekko się zmniejszył, obserwując jego reakcję. Ale na szczęście Duch odebrał jej podsumowanie nadzwyczaj spokojnie. Z kimś innym Ariela nie pozwoliłaby sobie na takie uzewnętrznianie swoich przemyśleń.
Kończąc rozmowę, a resztę zostawiając na jutro, wróciła na szczyt łoża i zagarnęła do siebie niemal wszystkie poduszki. Miała ich tak wiele, że nie wiedziała, którą mocniej przytulić. W efekcie zasnęła, leżąc opatulona w kołdrę z objętym w ramionach niedużym jaśkiem z głową pod drugim i barkiem opartym na trzecim. Reszta leżała chaotycznie porozrzucana wokół niej, ale na tyle blisko, że gdyby znalazło się miejsce przy jej piersi na jeszcze jedną poduszkę, to żeby miała ją pod ręką.

Noc minęła bardzo szybko, ale Ariela wcale nie potrzebowała wiele snu do regeneracji. Choć trudno było się jej rozstać z wygrzaną pierzynką, to czuła, że jeśli nie wstanie teraz, to będzie jej jeszcze trudniej później. A z racji tego, że Natanis jeszcze grzecznie spał, była to idealna sytuacja, żeby się ubrać i trochę poćwiczyć.
Doczołgała się do brzegu łóżka i stanęła boso na podłodze, wpierw upewniając się, że podłoga nie zaskrzypi od jej ciężaru. Idąc, lekko minęła łóżko Ducha i zerknęła na niego szybko. Uchwyciła ten moment i zatrzymała w pamięci, bo obrazek był bardzo interesujący. Młody mężczyzna, o jasnej cerze wyglądał niemal jak nieboszczyk. Aż zaklęła w myślach na siebie, że tak go porównała. Jakby na przekór temu zatrzymała się i przyjrzała się mu uważniej. Nie miała już wątpliwości, że jest przystojny, ale teraz uważała, że nie tylko. Miał bardzo łagodne rysy twarzy, niemal kobiece... niemal... anielskie. Aż sama nie mogła uwierzyć jakiego odkrycia dokonała. Oczywiście wierzyła mu, że był Duchem Światłości, ale miał w sobie coś z Anioła.
Brakuje mu tylko skrzydeł.
Palladynka musiała trochę się wysilić, żeby oderwać od niego wzrok, ale z pomocą przyszło jej pytanie, czy mężczyzna na pewno spał. Bowiem pierwszy raz widziała tak spokojny wyraz twarzy, całkowicie wyzbyty obecności sennych marzeń.
Odwróciła wzrok i udała się do łaźni, gdzie przepłukała twarz, doprowadziła włosy do ładu, plotąc długi warkocz i... przypomniała sobie, że oddała swoje ubrania do wyprania i nie wiadomo, kiedy do niej wrócą. Ariela spuściła wzrok nad marmurową misą wypełnioną czystą wodą i zastanawiała się co począć.
Ostatecznie zdecydowała, że będzie musiała chodzić w tym, co ma na sobie. Ale treningu nie odpuści, nawet jeśli ma go przeprowadzić w nocnej koszuli.
Wyszła po cichu z łazienki i sięgnęła po swój miecz, a następnie opuściła pokój.
Drogę do wyjścia pamiętała dobrze, choć pierwszy raz pokonywała ją w tym kierunku. Mimo tak wczesnej pory zauważyła na korytarzu służbę i dostawcę niosącego na barku wór ziemniaków. Na widok młodej dziewczyny w zwiewnej białej nocnej koszuli, boso zbiegającej ze schodów i trzymającej w ręku wsunięty w pochwę, długi, półtoraręczny miecz, wybałuszył oczy i wlepił w nią niedowierzające spojrzenie.
Ariela rzuciła na niego okiem i trochę zawstydzona przyspieszyła kroku, dopadając do uchylonych drzwi, przez które uciekła jak spłoszona myszka.
Na ogrodzie - o zgrozo - zobaczyła jeszcze więcej facetów. Różnego rodzaju i wieku dostawców i myśliwych, a także lokajów i ogrodnika. Zawahała się i to był jej błąd. Nie znała się na kulturze dworskiej, ale domyślała się, że nie jest stosownie ubrana.
Jednak nic nie było w stanie jej teraz zawrócić. No i gdyby to zrobiła i uciekła, byłoby jeszcze gorzej.
Więc uniosła ciut wyżej podbródek i dumnie, żwawym krokiem udała się pod wielką jabłoń, dość oddaloną od dworku i ciekawskich spojrzeń. Wyjęła miecz z pochwy i przesunęła dłoń po ostrzu. Zimny jak lód metal miał wyryty na powierzchni znak Najwyższego, otoczonego ozdobnymi gałązkami bluszczu.
Ustawiła się bokiem do drzewa, rozstawiając szerzej nogi. Wykonała pierwsze zamachnięcia na rozgrzewkę, kołowrót i przerzut przez ramię. Była lewo i prawo ręczna. Tyle samo siły miała w obu dłoniach i była równie zręczna i szybka dzierżąc broń w lewej, czy prawej ręce. Co było zresztą widać.
Chłodne ostrze przecinało powietrze. Wycie i świst wirującego w wytrwałych dłoniach palladynki ostrza zagłuszało śpiew ptaków, które umilkły jakby rezygnując z walki prym w porannym koncercie. Choć dźwięk wydawany przez obroty miecza nie był zbyt melodyjny, to samotny taniec Arieli z zabójczą bronią był niezwykle widowiskowy. Wydawała się zapomnieć o otaczającym ją świecie, zagłuszyć gwizdem i świstem ciętego powietrza, przyćmić błyskiem szlachetnego oręża i zniewolić zdeterminowanym spojrzeniem.
To nie była walka z wymyślonym wrogiem, jaką to często odbywają rozmarzone dzieci. Ariela już dawno wyzbyła się tego niepraktycznego nawyku. Skupiała się bardziej na stworzeniu więzi ze swoim mieczem. Dużo wiary pokładała w osiągnięciu całkowitej i nierozerwalnej jedności z nim, tak aby sama stała się bronią.
Choć poranek był chłodny i raczej nie zapowiadał słonecznego dnia, czuła jak koszula zaczęła się przyklejać do jej pleców, a ciało już dość się rozgrzało, by mogła teraz zintensyfikować trening. Ogrodnik, który ją podglądał, sądził, że młoda dziewczyna porusza się oszałamiająco szybko.
Zaskoczenie - to była jej mocna strona.
Płynność ruchów przybrała teraz iście artystyczny charakter. Ariela wykonała kilka popisowych młynków po swojej lewej i prawej stronie, czasem niebezpiecznie i wyczynowo zmieniając rękę na rękojeści. Zawirowała wokół własnej osi, a wraz z nią biała koszula, która zachowywała się jak suknia próbująca dogonić właścicielkę. Wirowanie zakończyła przed drzewem i wykonała mocne pchnięcie wycelowane w pień. Miecz wbił się w drzewo wyjątkowo gładko, tak, że aż sama Ariela uniosła brwi ze zdziwienia.
Ogrodnik był nie tylko zdziwiony. Czar, jaki rzuciła na niego tańcząca młoda dziewczyna, prysł w okamgnieniu. Prysł i on biegnąc w stronę dworu, by naskarżyć na dewastatorkę samej Mariannie.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Duch postrzegał pewną rację w tym, co mówiła Ariela – był przekonany co do tego, że wojskowi nie posłuchają go tak łatwo. Ale palladynka za to nie doceniała możliwości, jakie posiadał. Owszem, był jedynie urzędnikiem, ale za to w jakim systemie? Władza absolutna opierała się na tym, iż wszyscy odpowiadali wobec władcy, który to ograniczał przywileje oraz moc grup społecznych na rzecz urzędników. Urzędnik taki odpowiadał wyłącznie wobec władcy i był jedynie narzędziem w jego ręku – Natnis oficjalnie był wolą królowej. Dlatego zdecydowanie nie można było zignorować jego słowa. W społeczeństwie feudalnym, gdzie arystokracja nierzadko staje w poszczególnych sprawach wobec monarchy, owszem, tam Duch zdecydowanie miałby wielki problem z utrzymaniem militarnego aspektu w ryzach, ale tutaj... Tutaj mogło to się zupełnie inaczej ułożyć. Upadły anioł też nie był wielkim wojownikiem, ale jego Natanis podejrzewał o układy przynoszące obopólne korzyści. Układy, które musiał odnaleźć i zniszczyć.
        Teraz jednak zdecydowanie nie zamierzał się o nic wykłócać. Następny dzień przyniesie odpowiedzi na większość ich pytań, choć pewnie i tych drugich nieco przysporzy... Tak czy owak, należało się wyspać. Dlatego też Natanis zamknął oczy, mówiąc Arieli „dobranoc”, a następnie odpłynął w krainę sennych marzeń.

        Gdy obudził się, a nigdzie w zasięgu wzroku nie dostrzegł palladynki, wstał, przyciągając się przy tym. Nie potrzebował się przebrać, gdyż po pierwsze – strój doskonale oddawał naturę jego bytu, a po drugie – brak potu oznaczał, że aspekt higieniczny w jego przypadku także nie stwarzał problemu. Zerknął jeszcze na portret elfki, przez chwilę zachwycając się ten kolejny, niezliczony raz w swoim życiu, a następnie podszedł do łazienki i zapukał. Kilka razy powtórzył kontrolnie, po czym uchylił drzwi, ostrożnie zerkając, ale i tutaj nie było Arieli – ku jego wielkiej uldze. Podszedł do biurka i spojrzał na swoje rzeczy, które wczorajszego dnia zostawił. Sięgnął po torbę i wypakował ją z rzeczy, które tutaj zdecydowanie nie będą mu potrzebne, chowając je w szafce przy jego nowym miejscu pracy. Następnie zgarnął te papiery, które zdecydowanie przydadzą mu się podczas wizyty w koszarach. Zapełnioną torbę zawiesił na krześle, a następnie podszedł do okna, otworzył je i wyjrzał na zewnątrz, chcąc chwilę pooddychać świeżym powietrzem, a także spojrzeć na ogród – byłby całkiem piękny, gdyby usunąć z niego wszelki niepotrzebny przepych. Ku swojemu zdumieniu przyuważył tam palladynkę.
        Choć była daleko, to rozpoznał jej sylwetkę bez problemu – no i jaka inna kobieta w całym dworze miałaby ćwiczyć walkę mieczem, szczególnie w koszuli nocnej? Moment, w którym to sobie zrealizował, był dla Natanisa nieco zawstydzający. Powinien podglądać tak Arielę? Szczególnie że ta wykonywała ruchy, które potrafiły przykuć oko. Jednak gdy zrozumiał, że ta świadomie udała się w miejsce, gdzie każdy niemal może śledzić ją wzrokiem, uznał, że nie ma w tym nic podstępnego czy nieodpowiedniego. Przypatrywał się jej, nie zachwycając się jednak jej wyglądem – w końcu w takim stroju już ją wcześniej widział – ale zahipnotyzowany sposobem, w jaki wymachiwała mieczem. Było w tym coś nadzwyczaj harmonijnego, co przykuwało spojrzenie.
        - Amazonka. - Natanis niemal nie podskoczył, kiedy służąca go zaskoczyła, pojawiając się tuż przy nim; ku ironii była to dokładnie ta sama, która zaskoczyła go poprzedniego wieczora, gdy wpatrywał się w obraz Skowronka. Rudowłosa, młoda dziewczyna o uroczych, zielonych oczach. Duch miał już spytać, co ta tutaj robi, ale kiedy spojrzał na pościelone łóżka oraz wysprzątany pokój zrozumiał, że był tak zahipnotyzowany treningiem palladynki, iż kobieta weszła do środka i zdążyła posprzątać całe pomieszczenie, a on nawet się nie spostrzegł. Zarumienił się nieco, zdając sobie z tego sprawę. - Dama nigdy nie pozwoliłaby żadnemu mężczyźnie ujrzeć się w takim stanie. A co dopiero... nie, nie krytykuję, skąd. Moi rodzice powiedzieliby, że kobieta wojownik to wynaturzenie, ale ja nie jestem tak konserwatywna. Po prostu każda z nas jest z innego świata i do czegoś innego się nadaję. Gdyby ktoś mi dał miecz, tylko drżałby w moich rękach, a po chwili pewnie i tak z nich wypadł.
        - Bardzo miłe stanowisko – powiedział Natanis, a służąca uśmiechnęła się, ciesząc się z pochwały z ust niebianina.
        - Czy... czy długo się znacie?
        - Nie... wiem, że na to nie wygląda... po prostu uratowała mnie wczoraj i jestem w stanie naprawdę jej zaufać. I być wdzięczny...
        - Uratowała? Och, to romantyczne...
        - Romnatyczne? - Natanis zarumienił się i spojrzał na służącą ze zdziwieniem.
        - Oh, miałam na myśli... - Służąca splotła dłonie za plecami i uciekła wzrokiem, zerkając na dodatkowe łóżko. - Po prostu... em, to małe zaskoczenie, że...
        Natanis uniósł brwi, czując, jak mu drżą ręce, więc ukrył je także za plecami.
        - Bo... przez ten obraz... nie wzywałeś żadnej z nas wcześniej... a teraz jeszcze to łóżko... ja...
        Oczy Ducha rozszerzyły się, gdy dotarło do niego, co kobieta chciała mu przekazać. Przez chwilę milczał, oniemiały i zawstydzony takim tematem, który to się pojawił, ale przełknął ślinę. Wiedział, że nie może udawać, że niczego nie zrozumiał.
        - Czy on... zapraszał was tu na noc?
        - Ja... tak... Dosyć często... I...
        - I wczoraj pobiegałaś tak radośnie poinformować, że jest nadzieja, że będzie inaczej?
        - Mhm...
        - Czy ty też...
        Jej wzrok mówił znacznie więcej, niż było potrzeba.
        - Wiem, że nie powinnam, ale... bałam się. My wszystkie. Służba u przedłużenia woli królowej to zaszczyt, a... naprawdę miałam szczęście, aby się tutaj dostać. A ponoć to jest przecież normalne, że mężczyzna, nawet anioł...
        Natanis westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Podejrzewał, że na dworze są rzeczy, o których mu się nie mówi, ale nie spodziewał się czegoś tak... cóż, taki temat zdecydowanie nie należał do najłatwiejszych. Poczuł jeszcze większą wściekłość na tego, który był przed nim. Ariela słusznie mówiła, że nie może niszczyć tego wszystkiego. Ta dziewczyna, stojąca teraz przed nim, drżała, obawiając się, że przez to straci miejsce na dworze, a może nawet otrzyma wilczy bilet. Nie musiała jednak, bo Duch zdecydowanie nie ją miał zamiar ukarać. Nie wiedział jeszcze, kogo konkretnie, ale był zdecydowany, aby się dowiedzieć.
        - Jak się nazywasz?
        - I... Irioria... panie, ja...
        - W najbliższym czasie mam zamiar wprowadzić tutaj pewne zmiany, szczególnie dotyczące tego, kto tutaj pracuje... - Rudowłosa zrobiła się blada, na te słowa. Jej usta drżały, gdy je otwierała, aby zacząć prosić, ale... - Jesteś pierwszą osobą, która... - zamarła – nie musi się niczego obawiać. Przekaż pozostałym, że nie mam zamiaru zapraszać żadnej z nich na noc. Chciałbym jednak, abyś informację o czystce zachowała dla siebie. Nie chcę, aby dotarła do złych uszu. Pomożesz mi zorientować się, kto jest godny zaufania.
        Irioria przez chwilę widocznie nie mogła złapać oddechu. Następnie wybuchła euforią, a z jej oczu poleciały nawet łzy szczęścia. Kiedy zbliżyła się do niego, Natanis cofnął się, zaskoczony jej gwałtowną reakcją, przez co o mało nie wypadł przez okno. Dziewczyna padła na kolana, chwyciła jego ręce i zaczęła je całować. Duch kompletnie nie wiedział, co teraz zrobić. Dlatego tylko milczał, czując przyspieszone bicie serca, aż w końcu kobieta nie przestała i powstała na równe nogi.
        - Dziękuję, panie. Jesteś zdecydowanie zbyt dobry dla swej sługi!
        - Widzę, że mój poprzednik sprawił, że nie masz zbyt dobrego zdania o niebianach...
        - Nie, panie! Ja tylko...
        - Spokojnie, to tylko taki żart.
        - Ach, oczywiście!
        - Tylko naprawdę nie mów nikomu o moich zamiarach. Wiem, że pewnie masz przyjaciółki, które chciałabyś ostrzec, ale zważ, że ich przyjaciółki niekoniecznie muszą być twoimi...
        Ten argument zdawał się idealnie dobrany. Irioria pośpiesznie opuściła pokój, a Duch Światłości z powrotem spojrzał na ogród. W idealnym momencie, aby dostrzec, jak Ariela wbija miecz w pień drzewa, a ogrodnik biegnie w stronę dworu. Z jego ust wyleciało „oho”, a on sam pośpiesznie udał się na dół, przygotowując się do poradzenia z tym problemem. Już ze schodów usłyszał narzekania ogrodnika.
        - …a do tego jeszcze chodzi tak ubrana, jak jakaś dziewczyna z ulicy! Nie wypada, aby kobieta na tym dworze zachowywała się jak dzi...
        - Obawiam się, iż skargę składasz do niewłaściwej osoby – odezwał się Natanis, podchodząc do Marianny oraz mężczyzny – obydwoje przenieśli zdziwione spojrzenia na niego, a na ich zaciętych minach odmalowało się zdumienie. - Ariela nie jest częścią służby i nie podlega Mariannie. Jest bezpośrednio pod moim zwierzchnictwem.
        A nad nim stała tylko sama królowa... Ariela pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale podlegając pod niego, stawała na piramidzie społecznej bardzo wysoko – stała się bardziej znaczącą osobą w całym królestwie, królewska gwardia przywitałaby ją jako jedynie niewiele niższą od siebie, a chyba musiał to tym ludziom uświadomić.
        - Panie najdroższy! Przecież jak to wygląda, jak na tworze jakaś kobieta chodzi tak ubrana po ogrodzie? I to jeszcze wśród mężczyzn! Przecie to grzeszna lubieżność i...
        Natanis poczuł, jak ogarnia go wściekłość; bardzo dawno nie czuł czegoś takiego i po części nie był świadom, że jest nawet w stanie. Nie tyczyło się to zdecydowanie ataku na Arielę, bo o istnieniu tej na tę chwilę zdążył zapomnieć. Było to spowodowane tym, że po dowiedzeniu się, co takiego tutaj się wcześniej wyprawiało, że służące były tak wykorzystywane, słusznie o tym, że chodzenie w takim stroju po ogrodzie jest grzechem, to było już zdecydowanie za wiele. Obłuda w czystej postaci. Przedstawienie, a nie służba Panu. To, czego ludzkie oczy nie widzą, nie może być grzechem? Na szczęście jednak Duch zdołał się opanować.
        - Jeżeli chcesz mówić palladynce, co wypada, a co nie, to życzę powodzenia; ja zdecydowanie nie mam zamiaru podjąć się tego zadania.
        - P-palladynce? - zdziwili się obydwoje.
        - Tak. Niebiance. Służebnicy Pana. Świętej wojowniczce. Rozumiem, że martwicie się, czy diabeł nie wyciąga po niej łapy, ale zapewniam, że jeżeliby to zrobił, to by mu ową łapę odcięła. Jej zadaniem jest zabijać zło mieczem, a nie wyglądać przyzwoicie. Każdy z nas ma swoją rolę do spełnienia, a wynoszenie się ponad stan nikomu nie przysłuży. A drzewo... drzewa chyba nie krwawią? Może to wyglądać nie najlepiej... ale to przecież szrama z poświęconej klingi...
        Natanis uśmiechnął się i pozostawił zdumioną dwójkę za plecami. Kiedy tylko zniknął z ich oczu, oparł się o ścianę i odetchnął – jego ręka drżała ze stresu. Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się powiedzieć to, co powiedział i zachować tak zimną krew. Podniósł wzrok na sufit i spojrzał na symbol Pana tam uwieczniony. Podziękował mu w krótkiej modlitwie; był przekonany, że to właśnie fakt, iż ktoś stanął naprzeciwko wiary i interpretował ją w tak obłudny i powierzchowny sposób, sprawił, że część boskiego gniewu, boskiego płomienia spłynęła na niego. Teraz jednak zdecydowanie go opuściła.
        Skierował się do ogrodu, ale wcześniej zatrzymała go służąca, wręczając mu list – odpowiedź na wiadomość, którą wysłał wczoraj. Uśmiechnął się, czytając, że wszystko poszło zgodnie z założeniami, po czym schował przesłany drobiazg do szaty. Następnie wszedł do ogrodu i szybko odnalazł palladynkę, wciąż pod jabłonią. Uśmiechnął się do niej nieśmiało, minął ja i podszedł do drzewa, gładząc przerwaną korę.
        - Jeżeli z podobną iskrą będziesz się rzucać na diabły, to zdecydowanie nie mam się czego obawiać – pozwolił sobie na drobny żarcik, po czym oparł się plecami o pień, spoglądając na Arielę. - Cieszę się, że nie marnujesz dnia. Mam nadzieję, że dobrze ci się spało. I nie przejmuj się ewentualnymi problemami, wszystko już wyjaśniłem. Mam nadzieję, że wystarczająco przekonująco... Jadłaś już śniadanie? Jeżeli nie, to radzę ci to zrobić szybko. Dzisiaj czekają nas koszary, a naprawdę nie chciałbym jechać tam powozem... nie żebym nim pogardzał, ale tak jakoś... zdecydowanie nie czuję, że jestem odpowiednią osobą, aby nimi jeździć. Więc musimy się po części wymknąć, zanim zaczną nasz przekonywać i narzekać, że tak nie wypada... A ty musisz się przebrać. O ile rzecz jasna nie masz zamiaru w tym stroju tam się udać...
        Natnis był zaskoczony, że pozwalał sobie na takie żarty – to, co się stało wcześniej, wyraźnie go ośmieliło. Choć nie trwało to znowu aż tak długo, bo po chwili doszedł do wniosku, że może nie powinien z tym przesadzać i czy rzeczywiście dobrze, że to powiedział. Wyciągnął więc z szaty to, co wcześniej odebrał w liście – niewielki order z herbem miasta oraz hełmem rycerza wyrzeźbionym na jego górze. Wykonany w większości ze stali, jedynie herb był z ceramiki.
        - To oznaka strażnika miejskiego. Zdecydowanie nie czyni cię ona członkiem straży, nie odpowiadasz przed nikim poza mną, nie musisz działać wedle ich rutyny czy przepisów. Daje ci ona za to możliwości. Wiem, że palladyni także mają pewne przywileje, ale jeżeli kapitan się uprze, to... może dojść do konfliktu uprawnień, sprawa może trafić nawet do królowej... jeżeli będziesz to miała, będziesz mogła z tego uniknąć, korzystając z praw strażnika miejskiego. Nie musisz tego zdecydowanie nosić, możesz schować i pokazywać tylko wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba. Mam nadzieję, że to w żaden sposób cię nie obraża! Po tym, co widzieliśmy, cóż... noszenie tej oznaki nie musi być niczym szlachetnym. No i jest jeszcze taka jedna rzecz... przemyślałem to, co mówiłaś. Jeżeli nie zmieniłaś zdania, to... to chcę, abyś wybrała osoby, które razem z tobą by mnie chroniły. Jedną, dwie, trzy, ile tylko zechcesz... możesz oczywiście żadną. Znasz się na tym zdecydowanie lepiej, a dzisiaj będziemy w koszarach, więc możesz tam kogoś odpowiedniego przyuważyć... zarówno pod względem umiejętności, jak i charakteru. Nie musisz wybierać oczywiście nikogo ze straży, jeżeli będziesz miała na myśli kogoś innego, to mów śmiało.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Finał jakim skończyły się jej poranne ćwiczenia był na tyle niespodziewany, że zaskoczył on ich własną bohaterkę. Nie samo uszkodzenie drzewa tak ją zaniepokoiło, bo ono nie było aż tak poważne. Bardziej martwił ją fakt, że pomimo skupienia popełniła błąd i nie zapanowała nad mieczem. Wolałaby zwalić to na troskę o Natanisa, ale w głębi duszy wiedziała, że to byłoby kłamstwo.
Zdążyła odwrócić głowę w kierunku szmeru za krzewami róż. Bystry wzrok Niebianki uchwycił kawałek koszuli mężczyzny, którego dostrzegła przed wejściem do ogrodu. Słyszała jego tupanie w trawie i domyślała się czemu tak się spieszy.
Opuściła głowę i oparła dłonie o biodra i następnie wykonała głęboki, oczyszczający oddech. Otarła rękawem zaczerwienione policzki i popatrzyła w górę na koronę jabłoni pod którą się znajdowała. Papierówka. Uwielbiała ten gatunek, ale nie ośmieliła się skusić na zerwanie z niej choćby jednego owocu. Doskonale wiedziała co myśli o niej cały dwór i nie chciała aby doszło do niepotrzebnej awantury.
Ale awantura i tak będzie - pomyślała, gdy spuściła wzrok na rękojeść miecza z klingą utkwioną w pniu. Wiedziała, że jej oręż ma potężną moc i czasami czuje się prowadzona przez niego, a nie na odwrót, jak to uczą w podręcznikach. Złapała za rękojeść i mocnym szarpnięciem ze zdumiewającą lekkością wysunęła ostrze z pnia. Potem, jakby pierwszy raz go miała w rękach, obejrzała klingę z dwóch stron i pogładziła jego błyszczącą powierzchnię palcami. Niemal zahipnotyzowana śledziła na nim swoje odbicie w na tle zielonej mozaiki liści.
Z transu wybudził ją odgłos zbliżających się kroków. Spodziewała się gwardii wysłanej w celu jej aresztowania, albo przynajmniej Marianny w eskorcie ogrodnika zamierzającej dać jej solidną reprymendę, a tymczasem zaskoczona zobaczyła Natanisa. Duch Światłości wyglądał na wypoczętego, a jego mina zdradzała nie tylko dobry humor niebianina, ale też wiedzę o całym zajściu.
Zarumieniła się lekko, kiedy zażartował z jej treningu, lecz nie dlatego, że źle odebrała żart, ale z powodu nieprzygotowania na pochlebstwa z jego ust. Gdyby mogła wolałaby teraz schować się za tym drzewem, żeby nie zobaczył na jej licu zawstydzenia.
Obserwowała go w milczeniu jak opierał się o pień drzewa i co ma mu do powiedzenia. Kiedy poruszył kwestię "problemów" wypytała go co ma na myśli, a kiedy jej opowiedział o rozmowie z ogrodnikiem i Marianną, odetchnęła ciężko.
Wbiła czubek miecza o ziemię i również oparła się plecami o drzewa z rękoma spoczywającymi na głowicy.
- Mogłam wyczarować sobie zbroję, ale wtedy wszyscy wiedzieliby od razu kim jestem. Ale skoro już to wszyscy wiedzą, to następnym razem nie będę się krępować.
Zdała sobie sprawę z tego, że mogła tym zmartwić chłopaka popatrzyła na niego i lekko się do niego uśmiechnęła.
- Ale może to nawet lepiej. Jeśli istnieje tu zagrożenie dla ciebie, to spróbują uderzyć najpierw we mnie, a tego właśnie bym chciała.
Jak zwykle nie myślała o sobie, tylko o misji, którą powierzył jej Najwyższy i o którą będzie walczyć bez strachu o swoje bezpieczeństwo.
- Rzadko jadam śniadania - przyznała. - Tak już z przyzwyczajenia. Kiedy inni jedli, ja trenowałam, a kiedy kończyłam było już za późno, więc się odzwyczaiłam i dobrze mi z tym.
Widząc zamyśloną minę Natanisa, Ariela dodała naprędce:
- Ale wiem, że źle by to wyglądało, gdybym odmówiła jedzenia zważywszy, że zapewne już nakryto do stołu, dlatego zaraz coś zjem. Szkoda, że nie możesz jeść ze mną. Nie brakuje Ci tego? Smaku mięsa, albo słodyczy owoców? - zapytała pierwszy raz tak osobiście. Była bardzo ciekawa jego osobą, ale wciąż czuła się jakoś zahamowana bojąc się, żeby nie urazić Ducha Światłości jakimś wyjątkowo głupim albo niezręcznym pytaniem. Równie mocno chciała poznać historię portretu tej elfki, ale wstydziła się poruszyć ten temat.

- Co to? - zapytała biorąc do ręki kawałek blaszki. Obejrzała go, a następnie wysłuchała Natanisa. Potem znowu spojrzała na odznakę z mieszanymi uczuciami. Chciała pozostać palladynką, a najlepiej anonimową podróżniczką, ale wiedziała, że to już niemożliwe. Jednocześnie ze wszystkich sił chciała pomóc Natanisowi w zaprowadzeniu porządku w tym mieście.
- Powinnam go nosić - powiedziała cicho. Zamknąwszy order w dłoni popatrzyła na Natanisa. Rumieniec z jej gładkich policzków odszedł w niepamięć i pot z czoła zdążył odparować pozostawiając na nim osamotnione, jeszcze lekko wilgotne kosmki włosów.
- Żeby wieść szybko się rozniosła po mieście. Może to przywróci wiarę ludziom, choć to nie moje zadanie - szturchnęła go łokciem uśmiechając się delikatnie. Zauważyła, że jest przy niej lekko spięty i chciała jakoś go rozluźnić. Wprawdzie wiedziała, że są obserwowani, ale akurat to jej nie obchodziło. Nie zamierzała udawać, że nie kryje sympatii do Natanisa i niech sobie dworzanie myślą co chcą, a gdy się to dobrze rozegra, może to im przynieść obopólne korzyści.
- Może wyglądam młodo, ale nie jestem lekkomyślna... A przynajmniej nie za często. A jakbym coś przeskrobała, to możesz mnie wydalić z miasta, chociaż podoba mi się tutaj - odwróciła od niego wzrok i symbolicznie omiotła spojrzeniem przepiękny, kwitnący ogród i nieśmiało zaglądający pod koronę jabłoni, przepiękny pałacyk ze lśniącymi okiennicami.
Temat wyboru strażników skomentowała krótko: "zobaczymy", a potem oboje udali się na śniadanie. Uprzednio Arielę poinformowano, że jej ubrania są wyprane i leżą poskładane w pokoju, więc dziewczyna pobiegła na górę odświeżyć się i przebrać. Zajęło jej to zaledwie chwilę i aby nie tracić czasu jeszcze schodząc na dół po schodach próbowała naprędce upiąć rozszalałe włosy. Na stole w jadalni jak zwykle było praktycznie pusto, jedynie pojedynczy talerz i standardowy komplet sztućców, błyszczały na końcu długiego blatu przy którym siedział Natanis. Na jej widok wstał i kulturalnie odsunął przed nią krzesło, a potem gdy siadała, podsunął je. Ariela starała się wdzięcznie do niego uśmiechnąć, ale trudno jej było zamaskować tym uśmiechem lekkie zaczerwienienia na policzkach. Spuściła wzrok na jedzenie, aby przestać o tym myśleć.
Na talerzach jak zwykle było pachnąco i kolorowo. Była sałatka jajeczna, trochę białych kiełbas i serowe placki posypane ziołami. Wszystko pachniało tak zmysłowo, że nawet nieprzyzwyczajony do tak wczesnego posiłku żołądek Arieli zaczął o sobie przypominać. Skarciłaby siebie za tą rozpustę, ale kiedy tylko skosztowała serowych naleśników wnet porzuciła ten pomysł.
- Załatwiłam nam konie. Chyba nie masz nic przeciwko małej przejażdżce? - zapytała w trakcie jedzenia, ale oczywiście nie z pełną buzią. Wcześniej przełknęła i popiła herbatę.
- Uznałam, że skoro zależy nam na czasie, to będzie to najlepszy transport. Mam nadzieję, że umiesz jeździć konno - popatrzyła na niego uważnie. - Pojedziemy do koszar i jeśli chcesz możesz osobiście posprawdzać dokumenty, a ja zajmę się inspekcją w terenie. Poszukam tamtych zbirów ze wczoraj. Oby mieli dość oleju w głowie, żeby zdezerterować - powiedziała krojąc kiełbasę. Nie chciałaby być w ich skórze, kiedy ich znajdzie.

Po sytym posiłku od razu udali się do wyjścia. W drzwiach zatrzymała ich Marianna. Kobieta zagadała do Arieli.
- Jeśli można, chciałam najmocniej panią przeprosić za wszelkie przykrości jaką panią tu spotkały. Wszyscy we dworze zostali już stosownie uprzedzeni o pani... pochodzeniu. Jeszcze raz przepraszam.
Po tych słowach nawet Arieli ciężko było utrzymać emocje na wodzy. Wiele sił poświęciła, aby nie poddać się pokusie spojrzenia pytającym wzrokiem na Natanisa. Cóż on im naopowiadał, że tak się tym przejęli?
Lico Arieli rozjaśnił łagodny uśmiech, bowiem zauważyła na odrętwiałej doświadczeniem twarzy Marianny prawdziwe dobre intencje. Poczuła jednocześnie złość, a wręcz wściekłość skierowaną na tą Upadłą szumowinę, która skrzywdziła tych wszystkich dobrych ludzi. Niech mają się na baczności jego zwolennicy i sprzymierzeńcy!
- Nie chowam urazy, bo nie ma o co. Wykonujecie swoje obowiązki i dbacie o porządek w tym miejscu. To raczej ciebie proszę o wybaczenie za moje zachowanie rankiem. Niestety nie miałam nic innego do założenia. Niestety muszę uprzedzić, że nie zrezygnuję ze swoich ćwiczeń rankiem, więc proszę, uprzedź o tym fakcie resztę.
I oby ubrania były zawsze suche rano, bo następnym razem wybiegnę z gołym tyłkiem, dodała w myślach siląc się na poważną, ale pogodną minę. Potem nieomal zdębiała, bo zdała sobie sprawę, że nie wie, czy Duchy Światłości nie potrafią przypadkiem czytać w myślach. O jasny przenajświętszy. Popatrzyła szybko na Natanisa, ale ten nie zdradzał żadnych niepokojących emocji. Ale ziarno niepewności w spojrzeniu Arieli pozostało. Kiedy chłopak zaczął na nią patrzeć pytająco, nieomal wykrzyknęła:
- W drogę!

Wyszła na podwórze, a na dole schodów już czekały na nich dwa wysokie konie i dwa trzymane przez dwóch strażników. Ariela nie mówiła o tym Natanisowi, ale zamówiła dla nich eskortę. Uznała, że nie zaszkodzi im mała obstawa, ale uprzedziła jeźdźców, żeby trzymali od nich w miarę rozsądną odległość.
- Ci dwaj pojadą za nami - szepnęła Natanisowi stając obok czarnego ogiera. Jedną ręką pogłaskała go między chrapami, a drugą ręką sprawdziła napięcie pasków policzkowych.
Wszystko było należycie założone, więc wskoczyła na siodło i popatrzyła na Natanisa czekając na niego.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Zarumieniła się... Natanis sprawił, że druga istota się zarumieniła... W dodatku kobieta! To był dla Ducha Światłości wyraźny sygnał, że zdecydowanie pozwolił sobie na zbyt wiele – nowe uczucie determinacji szybko zniknęło, zastąpione przez bardziej bliskie mu i znajome emocje; twarz mężczyzny szybko także pokrył rumieniec – wstydził się teraz tak śmiałego postępowania w stosunku do palladynki – a widok ich dwójki z boku musiał teraz być doprawdy zabawny. Nie pomogło teraz pytanie o to, w jaki sposób właściwie rozwiązał niespodziewany problem; przecież posłużył się wtedy ową iskrą, przez którą teraz właśnie się zawstydził.
        - Cóż... wyjaśniłem im, że nie jesteś zwykłym człowiekiem, ale dozgonną służebnicą Najwyższego, zdradziłem im twoją rasę. To pomogło uporać się z oskarżeniami o twoje „niewłaściwie prowadzenie się”. Choć wiesz, sam uznaję, że ludzkie kobiety także nie powinny być spętane przez te wszystkie społeczne oczekiwania. - W końcu Skowronek zdecydowanie nie była przykładem tradycyjnej kobiety; może ten aspekt był jednym ze znaczących powodów, dla których Natanis kompletnie się w niej zadurzył? - Myślę, że można to było poruszyć od razu, ale... no wiesz... nie chciałem naruszać twojej prywatności czy coś... wydaje mi się, że taka kwestia jest na tyle istotna, że... hmm, jest to rzecz, o której powiedzeniu raczej warto by wcześniej zapytać. Przepraszam, że nie zrobiłem tego teraz, zanim to ogłosiłem, ale... jakoś tak... poniosło mnie? Powinienem wcześniej przewidzieć taką sytuację... Powinienem spytać cię o to wcześniej, zamiast pozwolić sytuacji pójść w takim kierunku. Przepraszam, to wszystko moja wina.
        Stary, dobry Natanis powrócił, dlatego chyba wszystko zaczęło wracać do normy. Spuścił głowę, gdy Ariela stwierdziła, że skoro wszyscy teraz wiedzą, to nie trzeba się już przejmować – zdecydowanie czuł się tego winny – wyłonił jednak uśmiech palladynki, a wysłuchanie jej słów sprawiło, że uśmiechnął się krzywo, próbując zgrywać dobrą minę do złej gry. Nie podobało mu się zbytnio to, co stwierdziła kobieta. „Spróbują uderzyć najpierw we mnie...” Duch wiedział, że Ariela była zdecydowanie bardziej przystosowana do obrony, w dodatku była przecież teraz jego ochroniarzem, ale... wciąż nie czuł się z tym dobrze. Nie wiedział jednak, jak odpowiedzieć na jej słowa. Przewyższała go wiedzą w tej dziedzinie, więc mógł jedynie grać emocjami, a tych... te wolał jednak zatrzymać dla siebie. Były zbyt naiwne.
        - Och – stwierdził tylko, gdy palladynka powiedziała mu o niejadaniu śniadań; dosyć dziwny nawyk. Nie, żeby odbiegał od jego, ale on to przecież coś innego. Szybko jednak Ariela zgodziła się poświęcić dla samopoczucia kucharek, czym zyskała sobie wdzięczność ducha. Jej pytanie było bardzo bezpieczne. Tak dla odmiany. - Wiesz, to w gruncie rzeczy straszliwe przydatne. Nie musieć jeść, pić... oszczędza straszliwie mnóstwo czasu. Nie tylko przeznaczonego na jedzenie czy sporządzanie go, ale przede wszystkim na zarabianie. Wiele sług pana musi troszczyć się o pieniądze, aby po prostu przeżyć... oj, przepraszam, nie miałem niczego złego na myśli! Po prostu... no... myślę, że bez tych ograniczeń można bardziej się skup... och, nie chciałem zasugerować, że gorzej służysz Panu! Po prostu... eh... jak to powiedzieć...? Po prostu to... oszczędza czas... tak zupełnie neutralnie. Niezależnie ode mnie.
        Niebianin skinął głową, gdy palladynka zgodziła się, że powinna nosić odznakę. Podobało mu się jej nastawienie. Prawie jednak podskoczył, gdy szturchnęła go. Nie spodziewał się kontaktu fizycznego. Na szczęście zdołał nie zdradzić, że ręce bliskie były drżeniu. Nie udało mu się przy kolejnych słowach Arieli. Wydalenie z miasta... zdecydowanie mało przyjemne obowiązki. Zwłaszcza, że obowiązki rzadko kiedy bywały przyjemne. On także spojrzał na ogród, ale z zupełnie innymi przemyśleniami niż palladynka. Teraz to wszystko należało bezpośrednio do niego, a on zdecydowanie nie czuł się dobrze z posiadania takiego przepychu.
        Udał się od razu do jadalni, gdzie zasiadł przy stole i poczekał na Arielę. Odsunął jej krzesło, ale dziewczyna się przy tym zarumieniła – wywołało to zwrotny rumieniec. Natanis czuł się nieswojo przez swoją wcześniejszą śmiałość; miał wrażenie pewnego napięcia pomiędzy ich dwójką. Zdecydował, że musi jakoś to palladynce zrekompensować. Pokazać, że wciąż ją szanuje... może jakiś prezent?
        - Konie? - Natanis uniósł brwi, gdy spojrzał na Arielę. - Cóż... nie, nie potrafię jeździć. Ale... postaram się nie spaść z konia. Och, rozumiem... tak, rzucę okiem na dokumenty, ale zdecydowanie też chciałbym porozmawiać z ludźmi. Treść z papieru można łatwo przebarwić, ale w ludzkich umysłach... do tego już potrzeba nie lada umiejętności. Ale racja, pozwolę ci działać swobodnie. Pewnie pójdzie ci to lepiej niż mi...
        Przy drzwiach spotkali jeszcze Mariannę, a Natanis w milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań z palladynką. Zareagował, dopiero kiedy Ariela niespodziewanie na niego spojrzała bardzo dziwnym wzrokiem; Duch zrewanżował się zaniepokojonym, pytającym spojrzeniem i omal nie cofnął się o krok, gdy Ariela zareagowała dosyć nagle. Podążył za nią na podwórze; spoglądał z niepokojem na wielkie konie, a po chwili na strażników, ale ich sprawa została szybko wytłumaczona. Teraz najgorsze... Natanis zbliżył się do białej – a jakże by inaczej? - klaczy, zerkając niepewnie na siodło. Spostrzegł wcześniej, jak kobieta wskakuje na swojego konia, ale nie czuł się na siłach, aby zrobić podobnie. Pewnie wygłupi się przy tym. Na całe szczęście miał pewną alternatywę.
        Amulet na jego szyi zabłysnął, a sam niebianin zniknął, aby po sekundzie pojawić się w siodle, nie bezpośrednio, ale lekko opadając. Konie strażników zarżały ze zdziwienia i serce Natanisa zabiło szybciej z paniki, ale klacz jedynie cicho prychnęła. Po chwili ruszyli w drogę i okazało się, że wybór palladynki był bardzo trafiony – klacz Ducha była bardzo spokojna i po prostu szła obok ogiera Arieli, pozwalając tej dwójce się prowadzić, dzięki czemu Natanis nie musiał kłopotać się cuglami, z którymi nie wiedział, co dokładnie zrobić. Jechali uliczkami miasta, zwracając na siebie zdecydowanie więcej uwagi, niż Duch by miał nadzieję. Wieści chyba rozchodziły się szybko, a białowłosy mężczyzna w białej szacie na białym koniu... cóż, zdecydowanie się wyróżniał. Sytuacja nie poprawiła się, gdy pojawiła się Chmura.
        Przejeżdżali właśnie przez most, kiedy konie się zaniepokoiły, podobnie jak dwójka strażników. Natanis uniósł wzrok i z uśmiechem ujrzał swoją ptasią opiekunkę, nurkującą w jego kierunku. Wyciągnął ramię, na którym po chwili wylądowała Chmura, po czym potarła łebkiem o jego policzek, skrzecząc ze szczęścia.
        - Ja też się za tobą stęskniłem, mała. Na szczęście zostawiłaś mnie w dobrych rękach. - Chmura uniosła łebek i zaskrzeczała przyjaźnie do Arieli, po czym obrzuciła podejrzliwym, ptasim wzrokiem strażników, którzy spojrzeli na siebie, nie mając pojęcia, co się właśnie dzieje. - Pozwiedzałaś miasto? Przejrzałaś wszystkie zakamarki? Martwiłem się o ciebie. Nie wróciłaś rano. Pewnie spotkałaś jakieś ptasie szychy, co? Udajemy się teraz do koszar. Tak, wiem, jesteś zmartwiona, ale bez obaw, teraz straż wie, kim jestem.
        Białopióry ptak przysiadł na ramieniu Natanisa ze złożonymi skrzydłami i tak – wzbudzając jeszcze większą sensację – w końcu dotarli do koszar. Składały się z trzech wielkich, osobnych budynków i placu. Do placu prowadziła ufortyfikowana brama – to miejsce mogło służyć jako świetny punkt obrony w przypadku ataku. Strażnicy stojący przed nią zasalutowali włóczniami, gdy się zbliżył. Ich czwórka przejechała przez otwarte wrota i znalazła się na placu, na którym trwały ćwiczenia. Grup było kilka, a większość z nich nie prezentowała się zbyt... imponująco. Instruktorzy nie wyglądali, jakby szczególnie się przejmowali, a rekruci... cóż, korzystali z tego faktu. Był jeden wyjątek – grupa trenowana przez mężczyznę o białych skrzydłach wyrastających z pleców. Podczas gdy pozostali trenerzy na widok Natanisa wyraźnie się spięli i chyba nabrali nieco determinacji, próbując przywrócić ich ludzi do porządku, anioł przekazał na chwilę prowadzenie treningu i zbliżył się do przybyszy, którzy teraz zsiadali z koni. Duch Światłości tym razem przetestował tradycyjny sposób, który w tym przypadku wydawał mu się znacznie łatwiejszy niż wsiadanie i poradził sobie całkiem znośnie. Nawet się nie zachwiał przy lądowaniu! Chmura zaskrzeczała, po czym zleciała z ramienia na siodło, obserwując bacznie anioła z końskiego grzbietu.
        - Miło mi was tu przywitać! Bracie i... och, siostro! - Oczy anioła zabłysnęły, gdy spojrzał na Arielę wzrokiem, którym widział zdecydowanie więcej niż tylko jej cielesną powłokę. - Ukłoniłbym się z przyjemnością, ale wszak służymy jednemu Panu... Tak czy owak, witam w koszarach. Mam nadzieję, że was pobyt tutaj będzie owocny i zadowoli was obydwoje.
        - Nie przejmujesz czasem mojego zadania? - Kapitan straży wyszedł z wnętrza głównego budynku i zbliżył się z wymuszonym uśmiechem. Tak jak wczoraj, miał na sobie pełną zbroję z herbem miasta na napierśniku. Krańce pancerza były pozłacane, a on sam sprawiał wrażenie o wiele bardziej bogatego niż zwykłego strażnika. Od razu było widać, kto tu był kapitanem. - Ach, witaj Natanisie. Widzę, że postanowiłeś sprawdzić straż miejską jako pierwszą. Doceniam to. Bezpieczeństwo obywateli to rzecz najważniejsza.
        Duch Światłości nie był pewien, jak zareagować na to, że kapitan zupełnie zignorował obecność Arieli przy powitaniu. Obrzucił ją spojrzeniem, które zatrzymało się na odznace przypiętej do jej piersi.
        - Widzę, że postanowiłeś skorzystać z tego, o co mnie poprosiłeś w bardzo... interesujący sposób – powiedział w końcu, a słowa wyraźnie miały być obelgą skierowaną do palladynki.
        - Ariela potrzebuje tego, aby móc mnie skutecznie chronić – powiedział pośpiesznie Natanis, obawiając się, że palladynka postanowi się odwdzięczyć kapitanowi. - Wracając jednak do rzeczy, może przejdziemy w dwójkę do środka? Chciałbym porozmawiać, a przy tym rzucić okiem na kilka dokumentów.
        - Doskonale.
        Natanis rzucił kobiecie porozumiewawcze spojrzenie, gdy się odwracał, aby oddalić się wraz z kapitanem. Chmura przefrunęła nad jej głową, po czym usiadła ponownie na ramieniu Ducha, wzbudzając spore zaskoczenie w towarzyszącym mu mężczyźnie – szczególnie jej morderczy wzrok wycelowany w niego. Po chwili jednak zniknęli we wnętrzu, a palladynka została wraz z aniołem.
        - Podejrzewam, że chciałabyś się rozejrzeć po koszarach? - spytał, a widząc jej minę, szybko dopowiedział. - Wieści o tym, co się stało na ostatnim posiedzeniu rady, rozeszły się szybko. Chętnie ci potowarzyszę w twojej inspekcji, jeżeli nie masz nic przeciwko. Domyślam się, że po tamtym incydencie możesz być nieco podejrzliwa, ale obydwoje mamy Pana, który stoi ponad wszelkimi ludzkimi władcami.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Chociaż Ariela należała raczej do tych dziewcząt, którymi ciężko było manipulować, okazało się, co ciekawe, że Natanis miał na nią lepszy wpływ niż starsi nauczyciele w zakonie. Nie ulegało wątpliwości, że Duch Światłości bardzo ją intrygował. Przebywanie z kimś, kto skrywa w sobie jakby dwie skrajne osobowości wróżył wiele interesujących odkryć, a w Arieli wywoływał poczucie bezpieczeństwa. Chciała, naprawdę chciała wierzyć w to, że kiedy ich drogi się rozejdą, Natanis poradzi sobie w tym niebezpiecznym świecie bez niej. Dlatego nie gniewała się na niego ani trochę, kiedy wyjawił informacje o niej służbie. W głębi duszy była mu nawet za to wdzięczna, bo sama raczej nie wiedziałaby jak to ogłosić.
Zmartwiła się natomiast, gdy podczas śniadania Natanis zdradził, że nie potrafi jeździć konno.
- Dasz sobie radę. To będzie wolny spacer - uspokoiła poddenerwowanego druha. I zaczęła się modlić, żeby wybrano dla nich, a w szczególności dla niego, jakieś starsze, spokojne wierzchowce...
Po śniadaniu ruszyli w drogę. Ariela od razu wiedziała który koń jest dla niej. Rozpoznała to po kobiecym siodle. Odróżniała je, ale nie spodziewała się, że stajenni dbają nawet o takie szczegóły. Z drugiej strony mogła się tego spodziewać po takim zamożnym dworze.
Zanim wskoczyła na siodło chciała pomóc najpierw Natanisowi. Zupełnie nie biorąc pod uwagę konsekwencji jakie mogą wyniknąć ze sceny, kiedy dziewczyna pomaga mężczyźnie wchodzić na konia. Zapewne w tym momencie połowa służby odbijała swoje nosy na szybach licznych okien rezydencji, o czym palladynka nie pomyślała.
Zanim jednak zdążyła powiedzieć cokolwiek do stojącego przy białej klaczy Natanisa, wyglądającego jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie wstrzymujące, mężczyzna ni stąd ni zowąd rozpłynął się w powietrzu i niemal natychmiast pojawił się nad siodłem swojego konia i lekko jak piórko na nie opadł. Ariela przełknęła ślinę bojąc się wyobrazić sobie co by się stało, gdyby klacz wystraszyła się takiego niespodziewanego pojawienia się jeźdźca na sobie. Byłby to najgorszy scenariusz jaki mógłby im spleść los. Byłaby wtedy zupełnie bezsilna.
Na całe szczęście i pewnie nie przypadkiem, koń zareagował na taki eksperyment wyjątkowo spokojnie. A wręcz nie zareagował, co wywołało u Arieli uniesienie obu brwi ze zdziwienia.
- Muszę przyznać, że widowiskowo wsiadasz na konia - nie mogła się powstrzymać od komentarza i parsknięcia śmiechem. Pierwszy raz ktoś ją tak rozbawił, a jej szczery śmiech był zaraźliwy, bo nawet dwaj strażnicy mimo usilnych starań nie mogli stłumić chichotania.
Ariela widząc to spoważniała i posłała im groźne spojrzenie, a gdy ich wzrok się spotkał nagle w mężczyzn znowu wstąpił duch powagi.
W czasie podróży palladynka często zerkała w niebo. Od jakiegoś już czasu zastanawiała się co się stało z białą kompanką niebianina. Wielka orlica bardzo spodobała się dziewczynie i miała nadzieję, że ją ujrzy jeszcze raz. Los wyjątkowo sprzyjał Arieli bowiem nie dotarłszy jeszcze do bram miasta na niebie zauważyła biały punkt, który bez problemu rozpoznała. Uniosła rękę chcąc sięgnąć do rękawa Natanisa, żeby zwrócić jego uwagę, ale kiedy za ręką podążył jej wzrok, skupiwszy go na przyjacielu, zobaczyła jego uśmiech i uniesioną głowę, skierowaną właśnie w stronę zbliżającego się ptaka. Kiedy orlica wylądowała na uniesionym przez Ducha ramieniu, uśmiechnęła się szeroko i pomogła mu opanować poddenerwowaną klacz chwytając za jego lejce. Kiedy ptak wydał ku niej swój powitalny okrzyk odrzekła mu przyjaznym głosem: - Witaj piękna. Natanisie, jak to robisz, że ona cię rozumie? - zapytała zaciekawiona. Przysłuchując się jego rozmowie z tajemniczym ptakiem nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to jakaś magiczna istota, w co łatwo było uwierzyć patrząc chociażby na jej wygląd. Śnieżnobiałe, nieskazitelne opierzenie wywoływało zachwyt wrażliwych na takie piękno przechodniów.
W koszarach było tak jak się spodziewała że będzie. Przynajmniej na początku i z wierzchu. Takiego porządku nie widziała nawet w swoim zakonie, a w tak zapuszczonej armii było to tylko niepotrzebnym marnowaniem czasu. O czym Ariela doskonale wiedziała.
Żałosne było też poruszenie jakie wywołało ich pojawienie się na placu treningowym. Ospali, zniechęceni i bez perspektyw rekruci i niewiele się od nich wyróżniający trenerzy poderwali się do treningu jak do naprędce przygotowywanego przedstawienia. Mina Arieli była bezcenna. Wymieszana z niedowierzaniem i załamaniem, albowiem ucieszyłaby się bardziej, gdyby nie zobaczyłaby tu nikogo. Albo spitych w trupa.
Ale nie wszyscy byli tacy. Bystre oczy Arieli wypatrzyły niewielką grupkę trenujących z zapałem godnym wojowników, wykrzykiwane przez ich trenera hasła wywołały na niej gęsią skórkę i przyjemne kołatanie serca. Jak dobrze kojarzyła te komendy i bardzo mile wspominała podobny klimat z akademii. Nie mogła oprzeć się temu widokowi. Zapatrzyła się na grupkę młodych mężczyzn w przepoconych koszulach z drewnianymi kijami, wykonujących bardzo zaawansowane ćwiczenia, aż do momentu, kiedy między nimi zaświeciło coś białego. Ariela zamrugała kilkukrotnie i wychyliła się na siodle wstrzymując swego konia. Wypatrywała czegoś białego, aż w końcu zza grupy rekrutów wyłonił się... anioł. Ariela aż otworzyła usta ze zdziwienia. Ubrany w uniform straży, bladolicy mężczyzna zobaczył delegację i natychmiast przekazał trening innemu mężczyźnie, który też znał się na rzeczy, a wręcz jeszcze mocniej podkręcił tempo ćwiczeń.
Ariela musiała pozbierać myśli zanim odważyła się odezwać. Potrzebowała przede wszystkim zetrzeć z twarzy obraz totalnego zdumienia. Ostatnie czego się spodziewała zobaczyć w koszarach to niebianina i to w dodatku anioła. Zważywszy na fakt, że zaufanie do tej rasy delikatnie mówiąc podupadło po występkach Arturiara, nie spodziewała się, że uchowa się tutaj jeszcze jakiś anioł. Musiała zdradzić swoje zdziwienie, skoro anioł sam przytoczył scenę ze wczorajszej sesji Rady na której trochę przeholowala.
Zeszła z konia, zanim Anioł zdążył go nich podejść. Jej rozpędzone myśli biegały teraz wokół skrzydlatego, a gdzieś tam w tym wirującym chaosie pytań, zgubiła całkowicie istotę Natanisa, o którym chwilowo zapomniała.
- Witaj... - jakoś nie przeszło jej przez gardło słowo "bracie". Nigdy nie ośmieliłaby się tak nazwać nikogo z osobistej Armii Najwyższego. I choć Anioł wyraźnie podkreślił, żeby traktować go jak równym sobie, Ariela i tak ukłoniła się przed nim. Wywołało to u Anioła małe zakłopotanie, ale nie zwrócił na to szczególnej uwagi.
Wtem rozległ się znajomy, wręcz nieprzyjemny głos, którego właściciela Ariela miała nieprzyjemność poznać wczoraj. Przesadnie bogato ubrany kapitan wredulas (bo tak go sobie ochrzciła w myślach), schodził po stopniach z wyjątkowo bezczelnie sztucznym uśmiechem.
Obrzydliwe spojrzenie kapitana spoczęło na jej odznace, którą przypięła sobie do ubioru. W Arieli aż się kotłowało, ale to co się stało potem wprawiłoby w zdumienie nawet jej najtwardszych nauczycieli wychowania. Po prostu... milczała. I w dodatku pozwoliła odejść wredulasowi i to z jej przyjacielem. Jeśli byłby w tym mieście ktokolwiek komu by nie ufała, to właśnie temu gburowi.

Popatrzyła za Natanisem... tęskno. Jak nigdy nie chciała teraz zostawać sama. Pewnie dlatego, że znowu ktoś ją rzucił w sam środek niejawnej gry bez jakichkolwiek instrukcji, albo wskazówek do zasad.
Opanowała kołaczące myśli i zwróciła swój zagubiony wzrok na aniele.
- Tak... - wyjąkała i spuściła wzrok. Powinna popracować nad opanowaniem emocji w takich momentach. Szczególnie trudno było patrzeć w anielskie oczy, nauczona doświadczeniem znała to spojrzenie przeszywające ciało i duszę. Choć powinna do tego przywyknąć, albo przynajmniej nie mieć się czego wstydzić, za każdym razem trudno jej było wytrzymać kontakt wzrokowy na dłużej niż kilka sekund.
- Wybacz. Nie spodziewałam się tu anioła. To znaczy... akurat tutaj i teraz. Jestem Ariela Nemenith - ukłoniła się uprzejmie, ale nie tak oficjalnie, żeby zwracać na siebie zbyt wiele spojrzeń gapiów. W hierarchii niebian anioły stały wyżej od palladynów, ale Ariela rzadko przywiązywała uwagę do tego.
- Jestem Vilirian Athkar, Anioł Światłości. Spokojnie, przywykłem do tego, że wzbudzam zdziwienie.
- Nie wątpię... A o którym incydencie mówisz? - zapytała podejmując spacer u boku skrzydlatego przewodnika.
- Cóż, chodzi mi o to, co się wydarzyło w wiosce. Paskudna sprawa. Naprawdę młodzi powinni bardziej przykładać uwagę do tego, co oznacza bycie strażnikiem, ale w takich czasach... cóż, nie możemy niestety pozwolić sobie na aż tak dużą selekcję. Mało rekrutów się zgłasza. Ale wierzę, że sytuacja jeszcze się poprawi. Nie wszyscy strażnicy są tacy, naprawdę.
- Nie wierzę, że wszyscy są tacy - obdarzyła go uspokajającym spojrzeniem. - Czy tamtych... łajdaków złapano i ukarano? Chcę żeby zostali wydaleni ze służby i jak najszybciej osądzeni. Jeśli trzeba pomogę w ich identyfikacji. Jeśli są tutaj, to ich znajdę.
- Cóż... nieszczególnie... Rozumiem twoje żądania, pani... Hmm, możemy spróbować coś z tym zrobić, ale nie jestem przekonany, aby kapitan się na to zgodził. Nie jest skłonny do tak... radykalnych środków.
Ariela nieszczególnie przepadała za tytułowaniem ją "panią". Szczególnie nieswojo to brzmiało w ustach Anioła.
- Hm. Możemy zostać przy Arieli? Chyba nie będzie ci przeszkadzało jak będziemy się do siebie zwracać po imieniu?
- Oczywiście, to jak najbardziej mi odpowiada - anioł ucieszył się.
Ariela dobrze pamiętała ostrzeżenia Natanisa względem konfliktów z kapitanem. Nie miała wątpliwości, że Duch jej ufa i stanąłby w jej obronie, gdyby doszło do wojny między nimi, ale wolała oszczędzić zmartwień chłopakowi toteż zostawiła ten temat bez odpowiedzi, bowiem to i tak nie był cel jej wizyty.
- Czy to prawda, że w Uliris zdarzają się napaście na Niebian? - zapytała.
Anioł nie wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.
- Cóż... niestety to prawda. Obawiam się, że wielu mieszkańców miasta ma bardzo złą opinię o nas. Część z nich gotowa jest to manifestować w dosyć... radykalny sposób. Nie tak łatwo na nich coś poradzić. Na szczęście śmiertelne ataki nie zdarzają się znowu aż tak często. Z reguły dochodzi tylko do poważnego zranienia. Napastnicy zawsze są niemożliwi do rozpoznania. Naprawdę uważałbym na siebie na twoim miejscu. I na Natanisa.
- Na ciebie też były zamachy?
- Nie. Pewnie dlatego, że trzymam się straży. No i potrafię doskonalę się obronić - odrzekł i popatrzył na oręż Arieli. Ariela podążyła za jego spojrzeniem, ale nie zmieniała tematu. Chciała wydobyć od niebianina jak najwięcej informacji. Przynajmniej tych podstawowych, aby poznać kondycję moralną mieszkańców i przewidzieć ewentualne zagrożenia.
- Znałeś Arturiara? - zapytała zwracając wzrok na Anioła i tu zobaczyła na doskonałym licu towarzysza pierwszy grymas zrezygnowania.
- Z widzenia. Raczej nie był osobą zbyt skorą do... cóż, zaznajamiania się z osobami poniżej pewnego stanu społecznego. Zbytnio pochłaniały go spotkania z członkami rady i innymi wpływowymi ludźmi, aby mógł się o coś takiego troszczyć.
- Kiedy zauważyłeś na jaką ścieżkę zszedł? Czy plotki o jego... zepsuciu nie dotarły do straży?
- Szczerze, to było zdziwienie dla nas wszystkich. Choć nie ukrywam, że były pewne przypuszczenia, ale... osoby znajdujące się tak z dala od ludzi... wiesz, nie widzi się wiele. Widzisz się tylko konsekwencje, a te nie wiadomo, od kogo mogą pochodzić. Czy czym mogą być spowodowane.
Ariela pokiwała twierdząco głową.
- Chyba rozumiem co masz na myśli. Arturiar został zabity, czy po prostu przegnany? Dowiedziałam się o nim właściwie wczoraj i zbieram informacje, dlatego moje pytania mogą się wydać się dziwne.
- Ah, uciekł, kiedy przybył po niego odział aniołów. Zbiegł przed nimi do Piekła - jedynego miejsca, gdzie mógł się ukryć - Anioł przystanął.
- Rozumiem, nie musisz się przejmować. I tak wiesz sporo jak na kogoś, kto jest u nas jeden dzień. A teraz może przejdźmy do inspekcji. Wiem, że nie wszystko tu jest takie jakie chcielibyście zobaczyć - westchnął. - Chciałbym żebyście byli zadowoleni, ale niestety budżet armii i straży miejskiej jest dość skąpy.
Anioł ściszył głos i rozejrzał się badawczo, a następnie zbliżył się trochę bardziej do Arieli. Wywołało to u dziewczyny odruch wstrzymania powietrza. Nie spodziewała się konspiracji od strony Anioła, ale była ciekawa dalszego ciągu wydarzeń.
Anioł szeptem skierował słowa wprost do jej ucha. Jego głos długo wibrował w jej głowie. Poczuła na skórze jego oddech i zimny dotyk metalu na szyi.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Kiedy Ariela się roześmiała przez sposób, w jaki wsiadł na konia, Natanis nieco poczerwieniał; w końcu zdecydował się na taki, jakby nie patrzeć ryzykowny manewr tylko po to, aby nie zwracać na siebie większej uwagi – zamiast tego zdołał rozśmieszyć nie tylko paladynkę, ale nawet przydzieleni im strażnicy wybuchnęli śmiechem. Niebianin pochylił głowę, starając ukryć twarz przed wszystkimi wokół i w milczeniu znieść tę sytuację, która przyprawiała go o ciarki. W sumie powinien się zaczynać przyzwyczajać, w końcu znalazł się w pozycji, która zdecydowanie wystawiała go na świecznik. Tyle, że... kiedy Najwyższy powierzał mu tę misję, Natanis bardziej miał nadzieję, że będzie polegać na roli czystego zarządcy, bardziej urzędnika, a nie... polityka. A wydarzenia póki co sugerowały, że coraz bardziej zbliża się do tej drugiej opcji. Obracanie pieniądzem, skuteczne inwestycje, to było coś, na co był przygotowany – radzenie sobie z oporem ludzi zdecydowanie nie. Może powinien zatrudnić kogoś na tyle charyzmatycznego, aby rozwiązywał podobne sprawy? Rzecznika bądź doradcę? Czy był jednak na tyle ważny, aby załatwiać sobie doradców?
        Jazda przez miasto sprawiła, że bardziej przychylił się do tego pomysłu; taki bałagan był przecież niemożliwy do ogarnięcia przez jedną osobę! Nawet zrobienie porządków we własnym nowym domu było dla niego wyzwaniem, a co dopiero zarządzanie tym wszystkim. Nie mógł działać bezpośrednio, potrzebował podwładnych. Odpowiednich podwładnych. Nie był pewien, czy to dobre miejsce, aby ich szukać. Zawsze jednak pozostawała pewna możliwość...
        W samych koszarach sprawy poszły nieco opornie, ale o wiele bardziej gładko, niż Natanis się obawiał. Chcąc uniknąć kontaktu, doprowadził do rozdzielenia ich dwójki, czego po chwili zaczął żałować. Obecność kogoś, kto by go wspierał było rzeczą bardzo ważną dla Ducha, a teraz zdecydowanie nie czuł tej iskry, która rano pozwoliła mu postawić na swoim. Dobrze, że miał przynajmniej ze sobą Chmurę, która siedziała mu na ramieniu i dodawała otuchy podczas podążania za kapitanem przez korytarze koszar. Aż w końcu dotarli do biura mężczyzny.
        Zaprojektowane było z wyższością; cały układ pomieszczenia, do położenia ścian i okien, aż po meble. Natanis spojrzał niepewnie na biurko, przed którym znajdujące się krzesło wyglądało na podejrzanie małe. Bez wątpienia sprawdzało się przy budowaniu autorytetu przed niżej położonymi, ale Duch... Duch prezentował teraz samą królową i siadanie w taki sposób było symbolicznie straszliwie upokarzające; nie potrzeba było lekcji etykiety, aby odczuć to – niektóre rzeczy ludzkość miała wpisane w krew. Walka o wyższość była jedną z nich. Kapitan jednak nie wydawał się dostrzegać problemu, usiadł swobodnie na swoim miejscu, wskazując krzesło Natanisowi. Ten stał chwilę niepewnie.
        - Chyba jednak postoję – powiedział w końcu, dziękując Najwyższemu, że ma ze sobą towarzyszkę, bo bez niej znowu bez wątpienia by się jąkał; powtarzał sobie uparcie w głowie, że nie może być teraz miękki. - Chciałbym rzucić okiem na dokumentację straży miejskiej. Listy rekrutacji, informacje o wyjątkowych incydentach z okresu połowy roku czy innych poważnych zdarzeniach, listy wydatków i przychodów z ostatnich miesięcy...
        - Z całym szacunkiem, panie – powiedział kapitan tonem, na który Chmura nastroszyła pióra. - Posiadasz nade mną zwierzchność, ale to nie oznacza, że musisz wiedzieć wszystko, co dotyczy mojej pracy. W końcu robię ją po to, abyś ty nie musiał się ją przejmować. Rozumiem, że przez incydent w wiosce możesz mieć o nas nieprzychylne zdanie, ale zapewniam, że to jednorazowy przypadek, a winni zostali już ukarani. Proszę mi zostawić zajmowanie się sprawami zewnętrznymi straży. Zapewniam też, że sytuacja z pieniędzmi jest w pełni stabilna. Nie ma potrzeby rozliczania za...
        Chmura dostrzegła minę Natanisa i zrozumiała, że ten chciałby przerwać, ale zdecydowanie brakuje mu odwagi, aby to zrobić. Dlatego prychnęła po ptasiemu, po czym rozwinęła skrzydła, przelatując przez pokój i siadając na krześle przed biurkiem. Kapitan drgnął, a jego dłoń powędrowała do miecza. Ptak jednak tylko rozsiadł się wygodnie, zerkając z wyrzutem na mężczyznę. Natanis poczuł się pewniej.
        - Nie zamierzam szukać błędów – powiedział Natanis. - Zamierzam trochę poznać straż. Tak samo, jak inne dziedziny działające w mieście, które mi powierzono. Uważam to za szczególnie istotne, zwłaszcza w strefie finansów, biorąc pod uwagę moje najbliższe zamiary...
        O dziwo Duch był na tyle subtelny, aby zarzucić przynętę; nie znał się może zbytnio na interakcjach międzyludzkich, ale w handlu pracował na tyle długo, aby wiedzieć, jak pieniądze działają na większość istot. Kapitan nie był od tego wyjątkiem. Od razu przyjął niepokojącą pozycję.
        - Zamiary?
        - Cóż, uznałem, że pewne obszary w naszym mieście konsumują zdecydowanie zbyt dużo środków, co winą jest poprzedniego zarządcy. Podejrzewam, że obydwoje zdajemy sobie sprawę, o jakie chodzi? - Kapitan spoglądał na niego z cieniem obawy we wzroku, ale zaprzeczył. - Chodzi o sztukę. - Po tych słowach mężczyzna wyraźnie się rozluźnił. - Uważam, że jest to szczytna dziedzina życia, jednakże naszemu miastu chyba starczy inwestycji w nią na dobre kilkadziesiąt lat... zdecydowanie osiągnęliśmy poziom niesamowity dla tak małego miasta. Myślę, że warto by odciążyć skarbiec i zaoszczędzone środki przeznaczyć na inne obszary. Takie jak straż miejska. Ale najpierw muszę poznać stan finansów, aby mieć porównanie z innymi dziedzinami. Komu jakie środki przydzielić. Tak, zdaję sobie sprawę, że pieniądze zawsze są potrzebne, ale taka odpowiedź mi nie wystarczy, aby ujrzeć, jak bardzo są potrzebne.
        - Rozumiem... myślę, że nie będę w tym przeszkadzał. A co do działalności straży?
        - Ach, to po części zwykła ciekawość, po części poczucie obowiązku. Powinienem wiedzieć, co się działo w mieście pod moją nieobecność.
        Kapitan w końcu się zgodził i cała ich trójka – Natanis w podzięce za wielką pomoc głaskał łebek Chmury – ruszyła w stronę archiwum. Tymczasem Ariela przechadzała się z aniołem, aż ten nie upewnił się, że są sami, po czym pochylił się, szepcząc jej do ucha.
        - Miej oko na Natanisa. W koszarach jesteście bezpieczni, ale w innych miejscach staraj się nie rozstawać z nim. Nie mogę mówić, o co chodzi, ale w mieście działają pewne siły. Mogę jedynie podarować coś na szczęście.
        Zawiesił na szyi palladynki medalion na złoconym łańcuszku, przedstawiający symbol Najwyższego ze sferą w samym jego środku. Następnie odsunął się.
        - Obawiam się, że zająłem ci zbyt wiele czasu, moja droga, a moi ludzie potrzebują, abym z powrotem prowadził ich trening. Z tego miejsca możesz szybko dostać się do każdej części koszar. O ile dobrze rozumiem, masz własne sprawy do załatwienia, a ja tylko byłbym dla ciebie ciężarem. Gdybyś mnie jednak potrzebowała, nie wahaj się mnie odszukać. Będę na dziedzińcu.
        Po tych słowach skinął głową, po czym się oddalił.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach w momencie, kiedy anioł podszedł do niej tak blisko i właściwie znienacka. Najgorsze, co sobie w tej całej sytuacji uświadomiła, to to, że przestała ufać nawet aniołom. Wolałaby całą winę zwalić na swój charakter, przez który nie dopuszczała do swojej osoby na tak bliską odległość praktycznie nikogo. Działo się to dlatego, że wtedy, poniekąd nigdy nie wiedziała jak się zachować, albo... jak to jest. Był też inny powód. Uliris. To miasto, choć pełne dobrych dusz, toczyła choroba, co mimowolnie uruchamiało u palladynki wszelkie możliwe środki ostrożności.
Ale nie ufać aniołowi? Ten wydawał się jej czysty. W jego oczach widziała to co powinna ujrzeć u każdego ze skrzydlatych zastępów Najwyższego. Chciałaby widzieć każdy poranek jego oczami. Niestety nikt nie jest doskonały. Nawet ona nie jest. Najbardziej zabolała ją nieufność wobec samej siebie i nigdy już nie wybaczy sobie tej ręki ściskającej rękojeść miecza.
Nawet nie zauważyła, kiedy go dosięgła. Była skupiona wyłącznie na rozmowie, aż wydarzyło się coś, co ją zupełnie zaskoczyło. Może zrobiła to w czasie, kiedy Vilirian wspomniał o zagrożeniu, jednak najprawdopodobniej zdarzyło się to, kiedy przekroczył bezpieczną granicę między nimi.
Gdy chłodny metal umościł sobie miejsce na jej szyi, spuściła wzrok na złoty medalion spoczywający na jej piersi. Jednocześnie, wydała z siebie oddech ulgi, na który anioł zareagował lekkim uśmiechem wyrażającym zrozumienie.
- Nic się nie stało - uspokoił dziewczynę jakby wyprzedzając jej przeprosiny. Jakże mógłby nie zauważyć zsuwającej się z głowni miecza smukłej dłoni palladynki?
- Nie wiem jak ci dziękować, Vilirianie. Mam nadzieję, że nie będzie mi potrzebny - ukłoniła się tak jak ją uczono, a następnie pożegnała się z nim i ruszyła w pierwszą alejkę, sądząc po zapachu, który poruszał jej zmysły - do stołówki.
Po drodze spotkała dwóch mężczyzn ubranych w normalne ciuchy, niosących wiadra z brzoskwiniami. Na ich ciekawskie spojrzenie nie reagowała, rzuciła tylko okiem na wiadra, bo zdawało się jej, że coś jej tam w tym wiadrze podejrzanie błysnęło. Następnie powróciła spojrzeniem do góry i poszła dalej. Alkohol w koszarach to rzecz najnormalniejsza, lecz pierwszy raz spotkała się z takim sposobem jego przemytu. Jak przypuszczała część trunku poleci do wyższych hierarchią.
Myśli Arieli podążyły do aroganckiego kapitana i jego pokaźnych zasobów napojów wysokoprocentowych.
W jadalni było jeszcze pusto. Stoły były porozstawiane w równych rzędach i nawet jak na dość słabą kondycję moralno-porządkową odważyła się dojść do wniosku, że nie jest to widok tylko dla jej oczu, podsunięty tylko na chwilę. Zapach przyprawionej zupy też nie był przesadzony.
- Głodna?
Usłyszała głos dochodzący zza długiej lady. Wsparty na niej rozprostowanymi rękoma stał dość sporej masy, ubrany w zaplamiony, kiedyś-biały fartuch, uśmiechnięty mężczyzna.
Oto człowiek zadowolony ze swego życia - od razu pomyślała widząc jego pełną zadowolenia twarz i bardzo szczery uśmiech. Wystarczył sam jego widok, aby po prostu zgłodnieć. Ariela musiała stoczyć naprawdę ciężką batalię, aby nie oprzeć się pokusie.
- Nie. Raczej. Jeszcze nie.
Panie Wszechmogący! Nie mogła ukryć odwzajemniającego uśmiechu. Kucharz zadziałał na nią wręcz rozbrajająco. Aż podeszła do niego i zajrzała za ladę ciekawsko.
- A co dzisiaj podajecie?
- Dzisiaj ogórkową i podsmażane ziemniaczki z serem - odpowiedział. I nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że wypowiedział to z takim uczuciem, jakby chciał ją przekonać do degustacji. Ariela chwilę się zastanawiała, aż wreszcie podjęła decyzję.
- Właściwie nie powinnam, ale ta zupa pachnie tak zachęcająco, że spróbuję troszkę.
Kucharz aż się rozpromienił. Gwizdnął na pomagiera, którym był młody chłopak w śmiesznej czapeczce i zawołał.
- Bryhcy, jedna porcja dla naszego znakomitego gościa. I pajdę chleba. Ale już!
Ariela lekko się zdziwiła.
- Wiesz kim jestem? - zapytała.
- Ależ oczywiście. Nie urodziłem się wczoraj, a nawet jakbym to zrobił, to i tak bym usłyszał, o kobiecie, niebiance, mającej wstrząsnąć tym bałaganem.
Oczy Arieli rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Nie boisz się mówić tak głośno?
To pytanie wywołało gromki śmiech u poczciwego kucharza.
- Nic odkrywczego nie powiedziałem. Każdy tu wie jak jest i nikt tu o tym nie szepce. A mnie nikt nie wyrzuci. Tutaj po Kapictanie, rządzę ja... Przez żołądek oczywiście - zaśmiał się rozbawiony.
Arieli nieco ulżyło. Nie chciałaby, żeby miał przez nią kłopoty. A co do władzy, to nie miała żadnych wątpliwości. Bo kiedy podstawiono jej talerz pachnącej ogórkami zupy, niemal była skłonna oddać mu hołd.
- Dziękuję - skinęła głową odchodzącemu kuchcikowi i zaczęła wiosłować łyżką. Zupa była przepyszna i musiała przyznać, że miałaby trudność w ocenieniu czy smakowały jej bardziej rarytasy z pałacowej kuchni, czy z tej prostej stołówki.
Oddała pusty talerz i zgarnęła okruszki po chlebie z blatu.
- Zabrałabym coś na wynos dla mojego przyjaciela, ale... - ugryzła się w język. Nie powinna zdradzać sekretów Natanisa tak nieroztropnie. - Chyba będzie lepiej jak mu po prostu polecę twoją kuchnię.
Kucharz przyłożył rękę do fartucha na klatce piersiowej i skłonił się.
- To będzie dla mnie zaszczyt. Do zobaczenia w takim razie. Wybacz, ale muszę się zająć patelniami - mrugnął do niej wesoło i odwrócił się, by szybkim krokiem zniknąć w kuchni. Ariela usłyszała tylko ganiące rozkazy wydawane przez szefa kuchni. Nie pozostało jej nic innego jak kontynuować zwiedz... kontrolę.
Ze stołówki ruszyła jedyną odnogą prowadzącą wzdłuż wysokich budynków bez okiennic. Ciepło potrawy w żołądku przyprawiało ją o dobry nastrój, którego chyba nic nie było w stanie popsuć. Medalion od Viliriana schowała pod koszulę, aby nie rzucał się w oczy. Nie chciała publicznie obnosić się złotą biżuterią.
W zasadzie wszystko przebiegało sprawnie, bo koszary miały bardzo intuicyjnie rozmieszczone budynki. Najdłużej zatrzymała się przy zbrojowni, bo była naprawdę spora - jak na straż, ale to akurat w innym mieście przypisałaby do plusów. Chciała wierzyć, że ta oręż miała służyć ochronie obywateli Uliris, a nie ich naciskowi. Ariela niestety miała świadomość, że rzeczywistość z czasów rządów Arturiara nie była tak pomyślna dla mieszkańców gnębionych i uciskanych dla zysków.
Oglądając las włóczni, łuków i strzał w asyście dwóch wartowników podpytywała o ostatnie poważne incydenty starając się zebrać jak najwięcej informacji na temat działalności tej jednostki. Tamci nie byli zbyt wylewni i właściwie palladynka niewiele się od nich dowiedziała. Schodząc po wąskich schodach do podziemi, gdzie miały być szczególnie strzeżone bronie wpadła na pomysł odwiedzenia więzienia. Uznała, że powinna tam pójść z Natanisem, bo była przekonana, że Duch Światłości zechce poznać sprawy odsiadujących wyroki.
Im niżej się znajdowała, tym bardziej robiło się duszno. Migoczące światło lamp olejnych i kołyszące się cienie sprawiały, że Ariela poczuła się słabo i to na tyle, że musiała zawrócić. Zdziwieni wartownicy zapytali o powód i próbowali przekonać palladynkę, że droga już się kończy, lecz im dłużej zwlekali, tym gorzej czuła się dziewczyna. Miała wrażenie, że z każdym oddechem słabnie i jeśli rychło nie wyjdzie na dwór skończy się tym, że ją stąd będą musieli wynieść. Do samego końca nie zdradzała powodów swojej zmiany decyzji, lecz błyszczące krople potu na jej czole podstawiały jej obstawie szczyptę domysłów na temat tego pośpiechu. Cała trójka przyspieszonym krokiem wyszła z budynku.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał jeden z wartowników podejrzliwie przyglądając się starającej się zachować spokój dziewczynie.
- Tak, dziękuję. Wracajcie na stanowiska - odparła mu tonem nie znoszącym sprzeciwu, a gdy tylko dwaj mężczyźni posłuchali oddaliła się od zbrojowni i weszła w zaułek, gdzie oparła się plecami o chłodną ścianę i zamknęła oczy robiąc nieskończenie wiele głębokich wdechów i wydechów. Czuła się lepiej, ale drżenie rąk i nóg nie ustępowało, zsunęła się więc przy ścianie do kucnięcia i spuściła głowę, a włosy zakryły jej twarz. Oczy miała zamknięte, w głowie słyszała nieprzyjemny pisk. Mimo to, gdzieś tam w tym chaosie zarejestrowała czyjeś kroki. Mozolnie uniosła głowę i zobaczyła trzy znajome twarze. Nie podzielała ich uśmiechu.
Poczuła tępy ból w czaszce i chłód bruku na policzku, gdy do niego przylgnęła twarzą. Zawierzając intuicji chwyciła za miecz, ale ktoś przycisnął jej dłoń buciorem do ziemi aż zacisnęła zęby. Na szczęście palladyni niezależnie od płci byli silniejsi od zwykłego człowieka i dzięki temu atutowi udało się jej wyszarpnąć rękę spod buta i od razu przejść do ofensywy.
- Uważaj! - wykrzyczał jeden z napastników, ale słowa te padły za późno i nie zdołały zatrzymać pędzącej klingi przed spotkaniem ze skórą buta, która oczywiście okazała się zbyt cienka dla zaklętego metalu. Ostrze przecięło bok buta i dotarło do stopy rozcinając skórę i zapewne kilka ważnych ścięgien. Raniony mężczyzna krzyknął z wrażenia, bo tak naprawdę nie czuł jeszcze bólu. Szok i adrenalina bywały bardzo pomocne w takich sytuacjach.
- Ty suko! - wysyczał przez zęby robiąc zamach mieczem przez ramię z taką siłą, jakby chciał ją rozpłatać na pół. Ariela zauważyła zamiar napastnika i odturlała się się na bok w samą porę unikając ciosu. Błysk iskier i zgrzyt metalu uświadomił jej prawdziwy cel tych odwiedzin. Zmotywowało ją to do zignorowania wszelkiego bólu i otumanienia. Poderwała się na nogi, lecz zanim jeszcze się wyprostowała została pchnięta pod żebra ciosem z pięści drugiego z oprychów. Wywołało to u niej dosłownie pożar w trzewiach! Palące gorąco rozlało się aż po klatkę piersiową. Palladynka potem zebrała kilka kolejnych piąstek w brzuch i twarz i właściwie nie mogła się obronić. Do tego drugi, raniony w stopę zignorowawszy swoją ranę postanowił się na niej zemścić i uderzył ją uchwytem miecza w czoło.
Ten gość miał pecha. Ariela mimo potłuczenia wciąż kojarzyła swoją sytuację i zdołała kontratakować waląc go z czoła w nos. Uderzenie było na tyle silne, że w drzazgi poszły kawałki kości nosowej mężczyzny. I na tyle skuteczne, że zachwiał się do tyłu wystarczająco oszołomiony i tym razem unieszkodliwiony na dłuższy czas. Zapewne zaczął też już odczuwać ból i osłabienie prawej stopy.
Trzeci, nie biorący do tej pory udziału w ataku, stojący na straży przed zaułkiem, spojrzał za siebie, aby ocenić sytuację, ale gdy zobaczył rannego kolegę i wciąż żywą palladynkę ściągnął groźnie brwi i rozkazał drugiemu:
- Rodian! Nie baw się, tylko skończ z nią i zmywamy się! Za długo to trwa. Nie wiadomo ile to będzie działać.
Ariela próbowała się skoncentrować i odzyskać równowagę, ale ból w trzewiach był zbyt silny. Zobaczyła "Rodiana", wyciągającego miecz i to jak bierze na cel jej szyję. Otępiała, ale wciąż zdolna do obrony uznała, że nie ma innego wyboru...
Odbiła ze świstem pędzące ostrze własnym mieczem, a potem z nadludzką prędkością z zaskakującą precyzją odcięła mężczyźnie rękę tuż przy nadgarstku. A potem osunęła się na kolana umorusana w nieswojej i w swojej krwi, a następnie wyrzuciła przez gardło treść żołądka. W tej niezbyt przyjemnej chwili zrozumiała, co ją gnębiło od środka. Wszystko stało się jasne.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        - Rodian! - ponowny okrzyk trzeciego ze strażników rozległ się w korytarzu, ale nagle się urwał, zamieniając w wilgotny bulgot, a po chwili dało się słyszeć uderzenie ciała o ziemię. A przynajmniej słyszeli to ci, którzy nie byli zajęci walką o przetrwanie. Albo wymiotowaniem. Dwójka rannych strażników miała zbyt wielkie własne problemy, aby troszczyć się o swojego w założeniu bezpiecznego towarzysza. Ten z odciętą ręką, widząc palladynkę w beznadziejnym stanie, powstrzymał się od przerażającego wpatrywania w swój kikut; chwycił upuszczony miecz w drugą dłoń, po czym uniósł go, szykując się do zadania ciosu w kierunku Arieli, ale nagle znieruchomiał, po czym osunął się na posadzkę. Przed oczami dziewczyny ukazała się ciemna sylwetka w płaszczu, z kapturem rzucającym cień na twarz, przez co była niemożliwa do rozpoznania. Postać zamachnęła się dłonią, w której przez chwilę palladynka mogła dostrzec błysk, a następnie coś twardego uderzyło ją w skroń; nie mogąc wiele na to poradzić, Ariela zatoczyła się, po czym opadła na podłogę, która się chwiała, a nogi podchodzącego do niej mężczyzny rozmywały. Ktoś coś krzyczał, ale w uszach zbytnio jej brzęczało, aby mogła rozpoznać słowa. Po chwili ogarnęła ją ciemność.

        Tymczasem Natanis dotarł do samego archiwum. Nie wyglądało zbyt imponująco i panował w nim niezły bałagan, choć na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało całkiem porządnie, dokumenty nie walały się, ale były równo poukładane w szufladach, to szybko okazało się, że niekoniecznie oznacza to harmonijne posegregowanie. Kartki często były wsadzone do góry nogami, o chronologii można było zwyczajnie pomarzyć, w dodatku wyglądało na to, że przez ostatnie kilka miesięcy przez koszary przewinęło się trzech różnych skrybów. Charakter pisma większości z nich przedstawiał wiele do życzenia. Kapitan zaofiarował, że pozostanie tutaj z Duchem, jeżeli ten miałby jakieś pytania i Natanis zgodził się, chociaż zdecydowanie wolałby pracować w samotności. Po kilkunastu minutach szurania kartek oraz rzucania przez niebianina pytań, na które zdecydowanie nie znał odpowiedzi, kapitan stwierdził, że jednak uda się po kogoś bardziej zaznajomionego z tymi sprawami – to jest oczywiście po skrybę, który właściwie powinien najpewniej być właśnie w tym miejscu. Natanis westchnął, kiedy został w końcu sam. To jest prawie.
        - Dziękuję, kochana – powiedział, kiedy Chmura podała mu w dziobie potrzebny mu zwój; ptak był znacznie lepszy w operowaniu dokumentami niż ci „skrybowie”, na których wyraźnie straż oszczędzała. - Przynajmniej ty wiesz, jak utrzymywać porządek w papierach...
        Przez bliżej nieokreślony czas, w którym to Natanis kompletnie zatracił się w kolejnych liczbach, zdołał dowiedzieć się większości rzeczy, które go interesowały, a także wielu, których nie spodziewał się tutaj znaleźć. Przede wszystkim udało mu się ustalić budżet pakowany w całą straż miejską, a nie było to łatwe, gdyż opisy przychodów podzielone były na tyle osobnych dokumentów, ile się chyba tylko dało. No i oczywiście nie mogły znajdować się w tej samej kategorii... Różnica tej sumy z obliczonymi (także oczywiście mozolnie) miesięcznymi wydatkami była dodatnia oraz całkiem spora, oznaczało to więc, że albo część pieniędzy wyparowała w czasie przekazywania, albo też zniknęła w nieco mniej tajemniczych okolicznościach. Natanis westchnął, powstrzymując pokusę kazania Chmurze poszarpania tych wykazów wydatków na kawałki – nie zwykł niszczyć takich rzeczy, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy mogą się przydać. No i te tutaj mogły się okazać przydatne w całkiem bliskiej przyszłości – jakkolwiek beznadziejnie nie były przygotowane... Duch skończył więc przeglądać papiery, razem ze swoją orlicą zgrabnie poukładał wszystko na miejsce, powstrzymując się od odruchu zaprowadzenia porządku i w reszcie – nie miał na to czasu i w dodatku to zdecydowanie nie była jego robota. Miał jeszcze kilka pytań, na które odpowiedzi udzielić mu mógł tylko skryba, ale ten się nie pojawiał, zniecierpliwiony Natanis nieśmiało więc otworzył drzwi, rozejrzał się po korytarzu, po czym niepewnie zaczął nim iść. Musiał znaleźć kapitana lub Arielę. ”Ciekawe, jak jej idzie jej część zadania? Z pewnością nie są to miłe chwile dla tych wszystkich strażników, których spotka... Może lepiej było nie pozwalać jej samej przejąć inicjatywy? Zdecydowanie ma dobre serce, ale ono płonie i czasami płomienie potrafią...”
        Nagle się zatrzymał, kiedy minął zakręt i nagle się o coś potknął. Chmura wzbiła się w powietrze, wydając z siebie spanikowany gwizd, a Natanis z jękiem upadł na posadzkę. Poczuł, jak coś ciepłego i wilgotnego rozlewa się po jego policzku. Kolejna rana? Pięknie... W taki głupi sposób... Podniósł się na ramionach, ale otworzył szerzej oczy, kiedy ujrzał przed sobą całą kałużę krwi. To... to nie mogła być tylko jego... Uniósł wzrok i ujrzał ciało strażnika z zamkniętymi oczami i odciętą ręką, wokół której rozlała się kałuża. Krew już nie ciekła...
        - Co do...
        - Panie!
        Oszołomiony Natanis poczuł, jak czyjaś dłoń zacisnęła się na jego ramieniu, a po chwili został podźwignięty do pionu przez jednego ze strażników, których grupa zebrała się w korytarzu. Duch nie zwracał na nich zbyt wielkiej uwagi – spojrzał na swoje ręce całe we krwi oraz ubrudzoną nią białą szatę. Wtedy jego wzrok powędrował w tył i ujrzał kolejnego trupa, tym razem z rozciętą szyją. O jego musiał się wcześniej potknąć... Strażnicy potrząsali nim i próbowali go przywrócić do rzeczywistości, ale dopiero gdy ujrzał przed sobą łeb Chmury, zamrugał ze zdziwieniem. Orlica przysiadła na jego klatce piersiowej i przybliżyła swój dziób do jego twarzy, spoglądając na niego z niepokojem. Niebianin uniósł drżącą rękę i pogłaskał ją po łebku, zostawiając na niej krwawy ślad. Wtedy nagle jego wzrok powędrował na coś, co zalśniło w słońcu na podłodze – niewielki medalion w kształcie symbolu Najwyższego. Specyficzny. Znajomy. Były małą nowością w Niebie – medaliony, w których anioły chowały swoją tajemnicę. Oczywiście nie przed Najwyższym, ale przed światem. Ale co tu robił?
        Natanisa przeniknął dreszcz, kiedy zorientował się, że zna twarze zabitych. Ci sami, których spotkali w wiosce... Medalion... Palladyni także je nosili? Ariela!
        - Co tutaj się najlepszego wy... oż, cholera...
        - Na Najwyższego!
        Natanis uniósł wzrok i ujrzał kapitana w towarzystwie skryby, który na skrybę zdecydowanie nie wyglądał, ale to nie miało teraz tak wielkiego znaczenia. Chmura zleciała na podłogę, kiedy Duch ruszył w stronę kapitana straży, który już zaczął wydawać polecenia strażnikom.
        - Ci dwaj należeli do tych, którzy zaatakowali mnie i Arielę – powiedział Natanis, na co mężczyzna rozszerzył oczy. - Ale... był jeszcze trzeci.
        - Ktoś ostatnio widział palladynkę?!
        Nikt.
        - Ona wraz z Verifem... tym trzecim strażnikiem... co się tutaj stało najlepszego? - Kapitan zachodził w głowę, wyraźnie zestresowany. - I to w taki dzień... cholera... N-natychmiast rozpoczniemy poszukiwania. Nie mogą być daleko... A ty... panie... powinieneś udać się w jakieś bezpieczne miejsce. Natychmiast!
        - Nie wiem, czy będę bezpieczniejszy niż w koszarach... - powiedział Natanis, ale jeden wzrok na trupy i przypomnienie sobie o tym, co zastał w archiwum uświadomiło mu, że to nie jest prawda. - N-nie chcę siedzieć gdzieś w ukryciu, kiedy Ariela zaginęła.
        - Z całym szacunkiem, ale to nasze zadanie. Powinieneś jak najprędzej wrócić do dworu. Nie martw się, wszystkie wysiłki możliwe zostaną podjęte natychmiast.
        - W porządku...
        Natanis został odeskortowany na dziedziniec, gdzie już czekały na niego konie. Spojrzał na pustego, należącego do Arieli.
        - Wiecie, mogę się przenieść do dworu natychmiast, jestem w końcu Duchem Światłości. A wy byście mnie i tak tylko spowalniali. Udajcie się tam sami, na miejscu już będę, w porządku?
        Strażnicy popatrzyli na siebie, ale skinęli głowami i po chwili odjechali. Natanis poczuł, jak Chmura siada mu na ramieniu, a po chwili przed jego twarzą pojawił się znajomy symbol. Przyjął od ptaka amulet, który ten najwyraźniej podniósł z podłogi. Najwyraźniej należał do Arieli... w sferze powinna kryć się tajemnica... Na pewno nie było to nic, co mogłoby im pomóc, prawda? W dodatku najprawdopodobniej było to coś straszliwie wstydliwego... Może imię pierwszego ukochanego albo nawet jego podobizna? Czując rumieńce na policzkach, Natanis chował medalion to kieszeni szaty, która nie była jeszcze przesiąknięta krwią. Następnie skupił się, zamknął oczy i zniknął.

        Kiedy Ariela się obudziła, zdecydowanie nie znajdowała się w ciekawej sytuacji; była w niewielkim pomieszczeniu, jej nadgarstki związane były nad jej głową i przymocowane do sufitu liną. Przed sobą miała strój, na której leżała jej zbroja – na sobie palladynka miała teraz głównie koszulę. Wciąż jakimś cudem odczuwała efekty trucizny, którą jej podano, a może tylko jej pozostałości? Nie zdołała więc podjąć jakichkolwiek działań, zanim drzwi do pomieszczenia się nie otworzyły, a do środka weszła ta sama mroczna sylwetka. Przecięła linę nad głową Arieli i chwyciła jej wciąż skrępowane nadgarstki, wyciągając z pokoju. Szli chwilę, dopóki nie rozległ się zgrzyt metalu, a po chwili palladynka została wepchnięta do ciemnego pomieszczenia. Kraty zgrzytnęły za jej plecami, kiedy postać zatrzasnęła drzwi do celi i oddaliła się, zostawiając ją samą. Prawie...
        - Ty... - Z mroku wyłoniła się twarz. Twarz ze złamanym nosem. Po chwili palladynka została przyciśnięta do chłodnej podłogi przez strażnika, którego zbroja także gdzieś zniknęła. - O mało mnie nie pocięłaś! Ale zrobiłaś to z Rodianem, ty suko! I przez ciebie teraz trafiliśmy do tego miejsca! Ci cholerni kultyści...! - Mężczyzna oddychał płytko, wyraźnie spanikowany, ale zamilkł na chwilę, myśląc. - Ty... ty się znasz na takich sprawach, prawda? Kultystach i diabłach... możesz nas stąd wyciągnąć, co? Pomożemy sobie stąd uciec, a potem wróćmy do naszego problemu. Ale jeżeli wolisz zostać złożona w ofierze... Cóż...
        Milczenie było nad wyraz wymówne, podobnie jak wzrok mężczyzny.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

        Wszystkie wydarzenia działy się jakby bez jej udziału, wbrew woli i najmniejszego wpływu na swoje ciało. Niewiele zdążyła zarejestrować szczegółów masakry, która wydarzyła się przed jej oczami. Ktoś kto zabił tych dwóch mężczyzn nie mógł mieć dobrych intencji. Kiedy została sama, oko w oko z mroczną postacią poczuła jak ściska się jej gardło ze straszliwej niemocy. Beznadziejne położenie w jakim się znalazła zgasiło wszelką nadzieję. Trucizna tocząca się w jej krwi powodowała straszliwe wyniszczenie organizmu i choć straciła nadzieję wciąż się nie poddawała. Nie straciła ducha walki. Czuła w ręce ciężar miecza, jej jedynego oręża, który jej pozostał, i dźwignęła go duchem, jakby samą wiarą przeciwstawiając się nieuchronnemu losowi. Lecz dłoń bez sił upuściła miecz. Uświęcona stal zadzwoniła melodyjnie upadając na bruk, a Ariela upadła na kolana przed katem. Nagły błysk pokonał niebiańską wojowniczkę. Upadła w ciemność.

        Nicość była gorsza od najstraszniejszego koszmaru. Jeszcze gorsza była świadomość uwięzienia w tej nicości. Miotała się gdzieś w bezkresach własnego jestestwa, błagała, krzyczała o pomoc. Nie mogła się wyswobodzić z niewidzialnej klatki. Miotała się i biła na oślep. Szukała nadziei. Tą nadzieją był jej Pan. Do niego zwróciła się o łaskę i pomoc, a jej modły chyba przyniosły skutek.

        Choć przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych cieszyła się, że... jeszcze żyła? Zdezorientowana rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. Dopiero, kiedy chciała się ruszyć spostrzegła, że jest związana za nadgarstki do sufitu. Następnie mętnym wzrokiem zobaczyła swoje ubrania i miecz, leżące przed nią. Powiodła spojrzeniem w dół i zobaczyła, że jest pozbawiona wierzchniego odzienia i pozostała jej tylko biała koszula i chyba jeszcze to co miała pod spodem. Ale to nie nagość było jej największym zmartwieniem, tylko to po co ją rozebrano. No i przede wszystkim odpowiedź na pytanie: dlaczego jeszcze żyła?
        Jej ciało wciąż było słabe i właściwie nie czuła się lepiej niż przed zawleczeniem jej do tego pomieszczenia. Mimo to odczuwała upływ czasu na swoją korzyść i zwalczała truciznę modlitwą do Najwyższego. Powtarzała tą mantrę: "Panie Wszechmogący, daj siłę swojej służebnicy". Nie była dobra w modlitwach, ani w proszeniu o pomoc, ale sytuacja w jakiej się znalazła była jak najbardziej odpowiednia na modły.
        Gdy do środka weszła jakaś zakapturzona postać Ariela skupiła na niej rozbiegany wzrok. Nie mogła się wyrwać, ani podskoczyć. Była za słaba żeby stawić jakikolwiek opór. Zobaczyła ostrze w rękach zabójcy, ale nie bała się śmierci. Wiedziała, gdzie po niej trafi. Czuła tylko złość spowodowaną brakiem możliwości walki. Kiedy nieznajomy do niej podszedł i chwycił ją za nadgarstki poczuła jak zimny pot spływa po jej plecach wywołując dreszcze. Poczuła jak odcina ją od sufitu i stopy ponownie zmierzają się z grawitacją. Zawleczona do innego pomieszczenia za nadgarstki upadła na chłodną podłogę w jakimś śmierdzącym lochu.
        Było jej duszno, bolał ją każdy mięsień jak po wielogodzinnej bójce. Mimo iż ból był fizyczny, to z zewnątrz nie nosiła jakiś oznak tortur. To co ją dręczyło, działo się w jej środku. Ledwo co zdążyła się dobrze rozejrzeć, a już znowu ktoś ją zaatakował. Nieprzygotowana na atak znowu przywitała chłodną posadzkę przytuliwszy do niej siny policzek. Piszczenie w głowie zostało zaburzone przez znajomy głos. Och, czyżby dzieliła klatkę z gwałcicielem? Wspaniale!
        Na szczęście dla chłystka, Ariela była zajęta walką z trucizną, bo było dla niej ważniejsze odzyskanie sił niż ponowne przestawienie nosa dupkowi. Pod pewnym względem wolałaby, żeby go tutaj nie było i to nie przez troskę o siebie, ale o jego zakichane życie, które nie ważne jak nędzne było, było życiem i jej zadaniem było go obronić przed przyspieszonym spotkaniem ze Stwórcą.
        Ponownie dźwignęła się z podłogi i przekręcając się oparła się plecami o metalowe pręty. Przedramieniem wytarła spod nosa krew i westchnęła spoglądając pusto w sufit. Chyba nauczyła się zwalczać truciznę, ale zanim całkowicie zwycięży może być już za późno.
        Nie chciała dawać strażnikowi wielkich nadziei, ale jeśli miałaby mu coś dać, to tylko odpowiednią formułkę modlitwy błagalnej. Swoistego żalu za grzechy. Obawiała się, że nie zdoła ich stąd wyciągnąć. Obawiała się... O Panie... Natanis. Nigdy wcześniej nie poczuła takiej troski. Duch był co prawda nieśmiertelny, ale to nie oznaczało, że nie było sposobu na jego unicestwienie. Nawet Ducha Światłości można było zabić, ale musiała to być istota Piekielna. Arielę znowu zaczęły męczyć mdłości, choć żołądek miała pusty i sił nie miała na kolejne wymiotowanie. Zagryzła dolną wargę i przyciągnęła do siebie stopy otulając je ramionami.
        Patrzył na nią wyczekująco, ale mu nie odpowiedziała i to go rozwścieczyło. Podbiegł do niej i złapał ją za barki potrząsając jakby chciał wybudzić z letargu, albo jakoś zmusić do działania. Początkowo poddała się gwałtownemu kołysaniu.
        - Odpowiedz! Wyciągniesz nas stąd? - prawie wykrzyczał to pytanie. Skąd mógł wiedzieć, że Ariela modliła się do Pana i ściągała dla nich pomoc, a swoim krzykiem rozpraszał ją i powodował nasilający się ból głowy.
Ariela nie wytrzymała i odepchnęła jego ręce.
        - Zamknij się łaskawie, bo jeszcze raz mnie dotkniesz, to nie będzie z ciebie co składać w ofierze - odpowiedziała mu dosadnie, o dziwo wcale nie żartując, lecz oczywiście rozumiała jego strach. Strach, który mącił w umyśle i zagłuszał myśli.
        - Ale wydostaniesz nas stąd, prawda? A jak nie ty, to twój przyjaciel z tym białym ptaszyskiem?
        Ariela zwiesiła głowę opierając czoło o kolana i wtedy spostrzegła brak czegoś, co otrzymała od Viliriana. Medalion. Zgubiła go, albo jej zabrano wraz z odzieniem. Mimo to była jeszcze nadzieja. Zamknęła oczy i skierowała swoje myśli do skrzydlatego sojusznika. Niestety taka forma komunikacji miała swoje dość spore ograniczenia, ale dawała aniołowi jasny przekaz, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie, ale żyje i poprosiła, aby strzegł Natanisa.
        Gdy znowu uniosła głowę, zauważyła bladą twarz strażnika z groteskowymi plamami czerwonej krwi pod nosem sięgającymi aż do czubka brody. Nie powinna czuć żadnego żalu do mężczyzny jego pokroju, ale nie byłaby sobą, gdyby nie miała tej anielskiej cechy - wiary. Teraz pojęła dlaczego tak różnią się od ludzi. W każdym było coś w co warto wierzyć, każdy z nich zasługiwał na drugą szansę. Potem na kolejną i kolejną. Kwestią nie było zepsucie duszy, ale ciała wystawionego na działanie pokus i wielu niebezpieczeństw w ciemności przed, którymi Niebianie mają obowiązek ich chronić. To także jej obowiązek. Jeśli pozwoliłaby temu człowiekowi zginąć, byłaby to jej porażka.
        - Zrobię co będę mogła, ale mnie otruto. Nie mogę walczyć w tym stanie.
Zauważyła jak nadzieja gaśnie w oczach mężczyzny, więc dźwignęła się z siadu, chwiejnie i wciąż trzymając się krat, stanęła na równe nogi i popatrzyła na strażnika.
        - Palladynom dodaje mocy każda niewinna dusza, o którą walczą. Jeśli przysięgniesz tutaj przede mną, że od teraz będziesz prawym człowiekiem, obiecuję, że zrobię wszystko, abyś przeżył.
        Chłop praktycznie bez namysłu upadł przed stojącą dziewczyną na kolana i chwycił się dołu jej koszuli aż przypadkowo odsłonił jej krągłe piersi. Ariela zaskoczona zareagowała bardzo szybko zaciągając luźny kołnierz do góry, a na posiniaczonym licu zarumieniły się młodzieńcze policzki. Mimo krępującego wypadku, strażnik zdawał się nawet na to nie zwrócić uwagi i przyrzekł jej na swoje życie, że się zmieni i wstąpi do zakonu. Aż takiej deklaracji nie potrzebowała, ale skoro już przysiągł, to trudno. Nie mniej z jakiegoś cudownego powodu, rzeczywiście poczuła lekki przypływ energii, choć w dużej mierze to było prawdopodobnie tylko jej wewnętrzna satysfakcja obrazowo przedstawiona jako złośliwy uśmiech skierowany do samego Szatana. Rzuciła mu wyzwanie, a że była Palladynką, walka ze Księciem Ciemności i jego pomiotami, to jej przeznaczenie. Dlatego istniała. Dlatego się narodziła.
        Położyła drugą rękę na głowie mężczyzny kulącego się przed nią.
        - Możesz wstać - oznajmiła trącącym o podniosłość, tonem głosu. Mężczyzna wstał ocierając łzy i tego Ariela najmniej się spodziewała. Udała więc, że tego nie zauważyła. Mogąc już wreszcie puścić naciągniętą koszulę odwróciła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu poza klatką. Czas grał na ich korzyść nawet jeśli nie była w stanie nic zdziałać poza czekaniem na dalszy rozwój wydarzeń.
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości