Mgliste Bagna"Mściciel"

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz obserwował poczynania wiedźmy, jednak ożywione truchła ścierwojadów nie zrobiły na im większego wrażenia. Dostarczyły tylko rozrywki najwyraźniej nudzącym się knechtom Orpheusa i żołnierzom Tennise. Splunął za siebie i podszedł w pobliże pola małej, ale bądź co bądź, potyczki. Nie było tam jednak nic godnego uwagi - truposzami dawno temu przestał się interesować. Wszystko, co można by było zrobić z czymś takim, opanował drzewiej, będąc jeszcze małym sysunkiem. Jednak knechci nie spoczęli na laurach, gdyż po skończonej walce otoczyli wiedźmę i pod wyraźnym przymusem ze strony dowódcy części oddziału prowadzili ją w kierunku tymczasowego obozowiska.
Medard wymamrotał:
- Kvershimes athirt te himunes a'tumbitoribus e' condorus maximus....
Jednocześnie nakreślił dłonią w powietrzu kształt przypominający jakby niedbale narysowanego ptaka w locie lub inne skrzydlate zwierzę podobnych rozmiarów. Oto z lasu wyfrunął olbrzymi kondor i trzepocząc wielkimi skrzydły zmierzał w kierunku pochodu. Od czasu do czasu ptaszysko wydobywało z siebie donośny wrzask, od którego śmiertelnikom włos stawał na głowie. Padlinożerca najwidoczniej szukał jakiegoś miejsca odpoczynku, aby posadzić swe spasione cielsko gdzieś na dość twardym podłożu i zapaść w ożywczy sen. Proporzec niesiony przez jednego z knechtów wydawał mu się odpowiednim celem, toteż zanurkował, aby się go uczepić. Nie wyglądał jednak jak zwykły sęp Nowego Świata, jednakowoż nie przypominał żadnego z ożywieńców czarami licza i nekromantyczną mocą wprawionych w ruch oraz czczą egzystencję - ptak żył. Jego karminowe, jakby nazbyt krwią podbiegnięte ślepia podpowiadały wtajemniczonym w arkana magii osobom, jakim urokom uległo ptaszysko w drodze na spoczynek.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Dumuzi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dumuzi »

Dumuzi od dłuższego czasu chodził bez celu zbierając myśli. Czarownica mało go obchodziła. Będzie potrzeba? Zabije ją. Nie będzie potrzeby? Niechaj dziecina żyje, a wiele istot to dla Dumuziego dzieci. Chociaż Pradawny nie wiedział, nawet wampira mógłby traktować z pobłażaniem. Lecz fakt mocy nadawał krwiopijcy status sprzymierzeńca.
Nowe zagrożenie przyjął raczej chłodno. Co razu rozglądał się spokojnie z kamiennym obliczem. Zastanawiało go jedno - jeśli licz odnowił swą fizyczną powłokę, to cóż z okaleczeniem duszy, umysłu, aury, splotów magii, wycałowaniem magii? Dostał wszak potężny ładunek... Kiedyś określał to antymagią, kontramagią. Ale opierało się to na innych założeniach. Miecz był przeciw-magią, nemezis. W niewprawnych rękach stanowił tylko ostrze, w rękach maga można było ów efekt rozpościerać. Licz... Zastanawiał się w pewnym momencie, czy nie zaskoczyć go w sposób iście smoczy, bo smoki wszak słynęły z niezwykłych forteli. Ogarnął wzrokiem okolicę. Tak, z deszczu pod rynnę wpadł Dumuzi. Ledwo skończyła się niewola i bardzo pragnął bardziej spokojnych spraw, gdy musiał trafić na te najbardziej skomplikowane. Westchnął głęboko. Wiedźma... Ona mu nie pasowała stanowczo. Chamstwo chamstwem, bezpardonowe dobijanie się do bram jestestwa. Czytanie czyichś myśli to objaw chamstwa. Cóż, niekiedy trzeba postąpić wbrew etykiecie, gdy istnieją sprawy ważniejsze. Zapuścił delikatnie swą sondę mentalną na granice umysłu wiedźmy, a jego rezonansu ze światem. Coś jakby umysłowo polizał powierzchnię, szukając luk.
Awatar użytkownika
Julia
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wiedźma- Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Julia »

Głupiec, nie wie z kim zadziera - pomyślała, kiedy poczuła przy swojej szyi zimną stal. Jednak nie mogła ot tak
przerwać rytuału i skupić się na nim, więc powoli wyszła z kręgu mocy, jaki wytworzyła i spokojnie dała się
zaprowadzić do ich obozu. Była ciekawa, jak ta historia dalej się potoczy, jak dotąd bardzo dobrze się bawiła.
Tuż przy wejściu do ich obozu usłyszała za sobą krzyk tak ostry i przenikliwy, że nie mógł należeć do żadnego człowieka.
Obejrzała się przez ramię i ujrzała lecącego ku jednemu knechtowi ogromnego ptaka. Pierwsze co zauważyła,
były to jego nazbyt czerwone oczy... Już miała zamiar zrobić coś ptakowi, jednak fale jakie docierały do jej umysłu
zdekoncentrowały ją.
Nie były wcale mocne - wręcz przeciwnie - delikatne, skradające się, nie chcące ujawnić swojego nadawcy - próbujące jednak
wedrzeć się do jej wnętrza. Jako wiedźma była niezwykle wyczulona na punkcie fal magicznych.
Zawsze kiedy to czuła, a czuła to nie raz, dekoncentrowała się na wszystkim innym, skupiając całą siłę woli na obronie swego
umysłu. Dlatego przymknęła oczy i zamknęła wszystkie zmysły człowieka, uruchamiając zmysł magiczny, aby odnaleźć
tego, który pragnie się wedrzeć nieproszony.
Już po chwili otworzyła oczy. Znalazła go... Spojrzała przez ramię na mężczyznę, który jako jedyny nie zainteresował się
jej przybyciem - do teraz. Na jej ustach zagościł uśmiech, lekki, jednak znalazł się tam nie bez powodu.
Wysłała mu natychmiast przesłanie - "Witaj- jeśli tak bardzo chcesz się zabawić, proszę bardzo..."
Zamknęła większą część swojego umysłu zostawiając małą lukę, jedyną, dzięki której można dotrzeć do niej. Tylko
czekała na moment, kiedy jego mentalne sondy dojdą do niej. Nie wiedziała, na jakim poziomie zaawansowania znajduje się
jego domena umysłu, jednak podjęła zabawę.
Awatar użytkownika
Naresh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Złoty Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naresh »

Zamieszanie wokół niego zaczynało mu już przeszkadzać. Zaczął się zastanawiać, czego w sumie tak naprawdę szukali? Z wysokości kilku metrów popatrzył w dół na całe zamieszanie. Dostrzegł, że cel ich przybycia gdzieś zanikał w sprawach tak błahych i niepotrzebnych, że zastanawiał się przez chwilę nad ich celowością działania. Popatrzył na północ, tam, gdzie daleko znajdowała się twierdza Medgara. Licza, który dążył do władzy nad tym rejonem i nie cofał się przed żadnym sposobem. Dostrzegł skrzydlate straszydło pikujące na obóz. Opuścił łeb i dmuchnął płomieniem, zamieniając je w popiół już w powietrzu. Pochylił głowę ku mężczyźnie prowadzącemu Julię.
- Opuść ostrze, człowieczku. Nie wypada aby panią traktować w ten sposób. - Kłapnął koło knechta paszczą i owiał go dymem z nozdrzy. - Nie potrzeba nam jeszcze tu się pokłócić, albo z goła gorzej, pobić. Energię i broń zostaw na prawdziwego wroga.
Podniósł łeb ponownie w górę i ryknął na tyle głośno, aby wszyscy zwrócili na niego uwagę.
- Król Licz rośnie w siłę. Jego armia właśnie wyruszyła aby siać śmierć w pobliskich osadach. Jego słudzy szukają dla niego drugiej części artefaktu. A tu, moi drodzy przyjaciele, załatwiacie swoje prywatne sprawy. Czy jest ktoś w tym gronie, kto chce przeciwstawić się Liczowi?
Smak przeszłości to smak twoich śladów pozostawionych w życiach które napotkałeś w swojej wędrówce.

Postać Ludzka
Awatar użytkownika
Dumuzi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dumuzi »

Dumuzi zaśmiał się. Odrobinę ochryple, trochę charcząc, lecz roześmiał się, spoglądając na czarownicę z rosnącym ubawieniem. Cóż, smok zawsze miał nad sobą żelazną kontrolę, lecz czasem trzeba sobie poluzować łańcuchy, a w jego mniemaniu głupota kobiety zakrawała o śmieszność. Uspokoiwszy się, zmrużył lekko oczy i zwrócił się do niej.
- Ku przyszłości nieznajoma, pierw się przedstawiaj, a drugie - nie zostawiaj otwartego umysłu. Co prawda jako człowiek masz pewne nieużywane fragmenty umysłpłaszczyzny, to jednak nie zawsze ktoś musi tam trafić. Może wiejscy czarodzieje nabierają się na to, prawdziwy mag prędzej właduje ci do głowy esencję pustki, niż sam wejdzie. Nie rób tego więcej, jeśli mamy mieć pożytek.
Uśmiechnął się kwaśno, w międzyczasie szukając w swej torbie manierki. Upił łyk wody, a jego myśli odpłynęły w kierunku zaginionej jego towarzyszki. Westchnął. Naresh mówił, nie wypadało ignorować słów innego smoka. Lecz działania stricte militarne mało go interesowały. W zasadzie pragnął odzyskać tylko szczątki brata.
Ostatnio edytowane przez Dumuzi 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Kpisz sobie ze mnie, smoku? To może być nasz wróg, a od zachowania ostrożności zależy byt naszej misji - wycedził przez zęby Orpheus. Ruszając chwilę później w głąb obozu.
Łatwowierność smoka była godna dziecka. Być może takie sprawy nie wychodzą na jaw, jednak jeden szpieg może być wart całej armii. Udowodnił to Mistrz Szeptów, któremu udało przeniknąć się do wywiadu Vaksańskiego podczas sporu, który odbył się dwadzieścia lat temu. Generał Jung, któremu udało się przekonać Vaksanatag o konieczności wojny, dostał pewnego razu list od magnata wypędzonego z Nandar-Ther za szpiegostwo. Arystokrata proponował wiele ważnych dokumentów z pałacu króla Arata, oczywiście za godną opłatą. Jung zaprosił nadawcę listu na spotkanie, a otrzymane papiery przekazał do ekspertyzy. Oczywiście szef Vaksańskiego wywiadu Heinrych wykazał wtedy konieczną nieufność, jednak gdy okazało się, że dokumenty są autentyczne, ich wartość bezcenna, nie mieli oporów by od razu wciągnąć magnata do wywiadu. Cóż za godna potępienia nieporadność kontrwywiadu, chyba tylko możliwa u takiej organizacji wolnych miast jaką była Vaksana. Cały ich aparat szpiegowski pracował teraz dla Nandar-Ther. Niesamowite, że takiemu człowiekowi o niesprawdzonej lojalności dano stopień kapitana!
Pod koniec siódmego miesiąca król Arat rzucił do boju siedem korpusów Wielkiej Armii w kierunku twierdzy Congriese. Plan króla polegający na odcięciu Vaksańczyków od zaopatrzenia z wybrzeża mógł zostać rozgromiony jednym trafnym posunięciem Junga. Niestety dezinformacja Mistrza Szeptów skutecznie mu to uniemożliwiła, by w końcu zamknął się w twierdzy Congriese - zamiast iść na północ w stronę formacji Generała Aksa. "Człowiek o tysiącach twarzy" przekonał go, że morale armii króla Arata są w opłakanym stanie i władca będzie musiał się cofnąć w stronę swojego zamku-miasta. Oficerowie Junga wykazywali nieufność na te rewelacje, podejrzewali, że Congriese stanie się nagrobkiem armii Vaksańskiej. Mistrz szeptów wtedy zdecydował się na posunięcie iście genialne. Przekazał informacje do sztabu króla Arata i w ciągu jednej nocy rozpowszechniono pogłoski donoszące o antykrólewskiej ruchawce w stolicy. Inny szpieg Junga Grunk jeszcze tej samej nocy dostarczył te pogłoski do twierdzy. Generał połknął przynętę. Gdy wokół Congriese pojawiły się wojska Conrada Dietleva Reveltow, Mistrz Szeptów oznajmił, ze to ruch osłaniający ucieczkę Nanderczyków. Zorientował się dopiero, gdy stalowy pierścień otoczył twierdzę. Kilka dni później Jung podpisał kapitulację, a dwa dni później jego wojsko złożyło broń. Sam Mistrz Szeptów wyłudził od generała przepustkę w celu... rozpoznania zamiarów nieprzyjaciela. Bitwa prawie bez jednego wystrzału. Jeden agent wziął do niewoli 18 tysięcy wojska, 8 generałów, 34 działa. Prawdziwy król szpiegów. Mistrz.
No i właśnie jeden taki szpieg w ich szeregach mógł zniweczyć wszystko. Licz musiał mieć swoje wtyki i to właśnie mogła być ta dziewczyna. Takich nieznajomych o niesprawdzonej lojalności nie powinno się włączać w szereg, zwłaszcza teraz, gdy los ich był zagrożony. Co prawda nawet w oddziale Tennise mogli się znaleźć i tacy, co skłonni byli sprzedać się Liszowi, dlatego trzeba było mieć się na baczności - niebezpieczeństwo mogło czaić się wszędzie. Jednak była nadzieja, u swego boku miał Sullivana - to w końcu on był asystentem tej legendy - właśnie tego Mistrza Szeptów!
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Smok - niby stary, długowieczny jaszczur o niezmierzonych pokładach umysłu, a czasem jak czegoś nie zauważy lub pojmie inaczej, a niżeli zwyczajny tok myślenia zakłada, to nic, ale to nic, choćby najznamienitszy z bogów na klęczkach go błagał o zmianę decyzji - w siedmiu przypadkach na dziesięć będzie się musiał pocałować w sam nadprzyrodzony zadek. Wąpierz przysłuchiwał się temu, co młody Rewentlow miał gadom do powiedzenia, jednakże to głównie sędziwego Naresha interesowały boje z nieumarłym. Dumuzi pragnął tylko odzyskać doczesne szczątki brata i złożyć należną im cześć. Medard cenił wiedzę obydwu gadów, a i Karnstein za Mauryjczykami, liczami w szczególności i ich chaotycznym zarządzaniem krajem nie za bardzo przepadał, postanowił więc dalej towarzyszyć drużynie. Czarownica wydawała się wąpierzowi podejrzana od momentu, gdy wyłoniła się z zagajnika. Dlaczego zdechlaki jej nie atakowały? Czyżby magia? W sumie, jeśli użyła jakichś czarów, dlaczego, do kaduka małtrasz nie zrównał jej z darnią, po której stąpała? Te małpiszony straszliwie nie lubią tego, co magiczne. Nadawałaby się na szpiega kogoś tak nikczemnego, jak licz Medgar, co nie oznaczało, iż którykolwiek z towarzyszy Tennise nie mógł zostać przez maga przekupiony już w trakcie przygotowań do wyprawy.
- Święte słowa, mości Orpheusie. Wpierw należałoby sprawdzić potencjalnych sprzymierzeńców. Wszak król Arat dzięki swym szpiegom nie użył ani jednego miecza i nie wystrzelił żadnej kuli, a wielką armię zbuntowanych prowincji pojmał do niewoli. Takich ludzi u siebie powinno się cenić, a wszelkie wojny wygrywać poprzez eliminację wrogiego wywiadu. Nie chciałbym się znaleźć w skórze Junga, gdy dowiedział się, że dał się nabrać na prosty, a zarazem genialny fortel wywiadu Nandan-Theru. To były czasy. Miejmy więc na uwadze, by coś podobnego i nam się nie przytrafiło.
Nieufnym wzrokiem spoglądał na wiedźmę, chociaż może warto by ją było wystawić na wabia. Niech licz myśli, że mu się udało...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Szlachcic odwzajemnił przychylne słowa lekkim uśmiechem, jednak w tej chwili parę słów chciałbym poświęcić Sullivanowi. O włosach kruczoczarnych, odziany w podróżniczy płaszcz, po bitwie nie poświęcił się odpoczynkowi tak jak reszta zmęczonych starciem wojowników. Wpierw dość długo przyglądał się udręczonym istotom posiekanym na kawałki. Ostrożnie szukał jakiekolwiek poszlaki dotyczącej przeciwnika z jakim mieli się w przyszłości zmierzyć. Niedługo potem wszedł na szczyt wzgórza z którego cała okolica była doskonale widoczna. Rozeznanie w terenie było rzeczą istotną, szczególnie w rękach takiego asa jak lord Sullivan, byli w końcu na niebezpiecznych terenach. Mężczyzna bez trudu mógł wykryć zagrożenia i podzielić się nimi z resztą towarzystwa.

Gdy zszedł z wzgórza i ruszył do Opheusa, szlachcic właśnie toczył rozmowę z Medardem. Skinął lekko głową, jednak słysząc w słowach pochwałę swego starego mistrza, roziskrzyła się w nim taka duma, że gdyby była ona widoczna, przyjęłaby postać olbrzyma sięgającego czubkiem głowy puchowych obłoków. Oczywiście na twarzy wyszkolonego szpiega nie pojawił się choćby grymas, żadnego skurczu mięśnia nawet w oczach, które ponoć zdradzają wszystko, nie było widać nic. Pustka. Jednak rozum jaśniał błyskawicami.
- Dokładnie. Cieszę się, że jeszcze ktoś pamięta porażki i zwycięstwa dawnych bohaterów i czerpie z nich życiowe mądrości.
- Przepraszam. Orpheusie, jest sprawa. W sumie mogę ją już przedstawić tutaj.
Oznajmił mężczyzna i spojrzał dookoła siebie. W sumie oprócz Medarda, Orpheusa i smoka, którego zmysły wyłapywały o wiele większy zakres dźwięków, nie było nikogo kto by mógł ich podsłuchać.
- Na pewno nie jesteśmy jedynymi, z którymi walczy Licz, choć możemy dla niego stanowić poważne zagrożenie, jego uwaga jest bardzo podzielona. Ta krwawa chmura może oznaczać tylko jedno, nekromanta gromadzi posiłki i chce to zrobić jak najszybciej. Ten opad był skierowany na nas... i całe szczęście. Chociaż straciliśmy czarodziejkę, nad czym ubolewamy, uchroniliśmy życie ludzkie przed tragedią. Dwie albo może trzy godziny stąd widać miasteczko. Spodziewam się, że jeszcze nie tknięte w tak znacznym stopniu przez konsekwencje tej wojny. W każdym razie jego mieszkańcy jeszcze żyją, nieświadomi tego, co może ich czekać. Powinniśmy jak najszybciej do nich dotrzeć, zanim zrobi to kolejny deszcz, który prędzej czy później nadciągnie i zamieni mieszkańców miasteczka w umarłe sługusy tego kościstego szarlatana.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz nie był pewien, czy powinien mieszać się do wojny smoków z kościstym uzurpatorem Krainy Umarłych. Jednak gdy szlachcic zaczął biadolić o przyszłym losie pobliskiego miasteczka - aż dziwo, że śmiertelnicy odważyli się mieszkać w tak ohydnym miejscu - zmiękł i postanowił pomóc człowiekowi w jego zamierzeniach. Zwrócił się do Orpheusa:
- Przynajmniej zrobiliśmy coś dla autochtonów. Jak daleko jest mieścina, o której przekazał ci twój zaufany szpieg? Jeśli niedaleko, za ładnych parę chwil możemy być na miejscu i podnieść w tubylcach bojowego ducha, ubijając przy okazji kilka nieumarłych tworów wszetecznych praktyk licza. Niech sobie szarlatan poszuka łatwiejszego celu gdzieś indziej. Tu go nie dostanie. Ciekawe, czy miejscowi zorganizowali się jakoś na wypadek ataków jakichś nieumarłych sił? Zaiste niebezpieczną okolicę wybrali sobie ci pechowcy na założenie osady. Któż przy zdrowych zmysłach pakowałby się w sam środek bulgoczącego szamba?
Na horyzoncie nie było widać żadnych niepokojących śladów aktywności magów czy innych szemranych typów rodem z najczarniejszych opowieści grozy. Trupy do niedawna jeszcze zagrażających drużynie zdechlaków stawały się powoli darmowym posiłkiem dla różnego rodzaju padlinożerców jak lisy, zdziczałe psy, kruki, sępy i warany. Także jeden wielki małpiszon wylazł z gęstwiny, by posilić się na efektach nekromanckich praktyk szkieletora. Padły w boju pobratymiec niewiele dawał mu do zrozumienia - głód był silniejszy. Nic w naturze nie ginie, lecz z czasem zmienia przynależność - tak odwieczne prawo przyrody wypełniało się i tego dnia.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Tenisse
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tenisse »

Nie miała tyle cierpliwości co Naresh. Przestała też wierzyć w przepowiednie i cuda. Nawet się nie starała kogokolwiek informować o swoim postanowieniu. Byli tak zajęci sobą, że zapewne nawet nie zauważyli jej zniknięcia.
Gdy tylko odparto pierwszą nawałnicę, zeszła ze wzgórza, zebrała z obozu swoje pakunki, zarzuciła skórzaną torbę na ramię i ruszyła w drogę powrotną do obozu wojsk Świtu.
Nie oglądała się za siebie, chociaż w sercu kuła ją świadomość spoczywającego na niej wzroku Naresha. On jeden nie przeoczyłby jej manewru. Domyślała się, że jego bursztynowe oczy są pełne zawodu i nie chciała ich widzieć.
"Nie potrafię tak walczyć, przyjacielu. Moim zadaniem jest słuchanie rozkazów, walka i śmierć, a nie indywidualne ambicje wybawcy świata... Chcę tego co ty, ale nie znam sposobu na przeprowadzenie tego po twojemu."
Poprawiła łuk na ramieniu przestępując jakiś większy kamień. Jeszcze chwila i zniknęła między drzewami.
Szła złożyć raport i prosić o rozkaz do wymarszu wszystkich sił jakimi dysponowało dowództwo Świtu. Może i nie mieli szans przeciw armii Licza, ale w pojedynkę nie miała z pewnością większych. Pokrzepiła ją myśl, że niedługo stanie ramię w ramię z kilkoma oddziałami. Jednomyślnymi, karnymi, wykonującymi przemyślane posunięcia. Nie mieli dużej siły, ale mogli Licza osłabić. Mogli zginąć w obronie swojej i innych, robiąc najlepiej tyle, ile byli w stanie. Tenisse z upartym, odważnym sercem wyobrażała sobie, że strzela aż do omdlenia rąk. Że krew spływa jej z palców a oczy zalewa pot. Wolała taką walkę do ostatniego tchnienia, niż psychiczną udrękę bezradności i nieustanne zmiany planów.
Kiedy weszła w gęstszy las, wyciągnęła sztylet i obcinała nim stające jej na drodze gałęzie.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Trzy godziny piechotą, godzina wierzchem. Jednak z tego miejsca widać niektóre zabudowania, tartak mamy praktycznie pod nosem pół godziny drogi stąd. Chcę dodać jeszcze, że jest to właśnie jedna z tych przyczyn, dla których Ci ludzie się tu osiedlili. Z pewnością część z nich będzie chciała chronić dobytku zamiast troszczyć się o swoje życie.
- Dobrze, Sullivanie, jak zwykle wykonałeś kawał dobrej roboty - oznajmił Reventlow, spoglądając z uśmiechem na kruczowłosego.
- To nic, jednak radzę wyruszyć jak najszybciej.
Wtedy pomiędzy nich weszła jeszcze jedna osoba, która ukłoniła się lekko Medardowi zdejmując kapelusz. Było to trochę niepotrzebne, jako że już zostali sobie przedstawieni, Orpheus wyczuł w tym trochę nutę niepewności.
- Witajcie - oznajmił Branson, kolejna osoba z drużyny, z którą podróżował szlachcic.
- Panowie, zmienił się dowódca oddziału Świtu.
Orpheus uniósł lekko brwi.
- A co z Kapitan Tennise?
- Nie wiem, nie ma jej, nie mogę się niczego wywiedzieć.
- Dziwne.
- A kto jest nowym dowódcą?
- Porucznik Francis Ney.
Imię, a tym bardziej nazwisko nikomu zbyt wiele nie mówiło. W sumie nie dziwne, takie formacje zbrojne jak Zakon Świtu często brały na swoich oficerów osoby nie posiadające błękitnej krwi w swoich żyłach. Czasami wychodziło to na dobre.
- Bransonie, poproś Porucznika Neya, że mamy pewną sprawę do niego i za chwilę do niego przyjdziemy.
- Dobrze - przytaknął Branson i ruszył w stronę obozu.
- Myślę, że Porucznik Ney nie będzie miał nic przeciwko oddaniu nam garstki najbardziej wypoczętych ludzi, w szczególności jeśli zrobimy przy okazji mały zwiad - stwierdził Orpheus.
- A więc Panowie, przywitajmy się z nowym dowódcą tej brygady Świtu.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wreszcie coś zaczęło się dziać. Nagle, ni stąd, ni zowąd z pobliskiej gęstwiny, którą nawet przy najlepszych chęciach bardzo trudno byłoby określić mianem lasu, wyleciał dorodny kruk, oddając donośny głos:
- Aark! Aark! Aark!
Dźwięki ptaszyska miarowo przeszywały powietrze i wrażliwe uszy zgromadzonych na polanie członków drużyny. Zwierz nie wyglądał na przedstawiciela lokalnej fauny - był o głowę większy od typowego materiału na nieumarłego mauryjskiego ptaszora, a ciało zdobiły lśniące nieziemskim blaskiem granatowoczarne pióra. Takiego upierzenia prędzej spodziewać by się mogło w okolicach Karnsteinu aniżeli na tym cmentarzysku.
- Tak, w powyższej sytuacji każda pomoc się przyda, nie jesteśmy przygotowani na to, co możemy zastać na miejscu. Kto wie, jakie maszkary kryją mroki tutejszych lasów... Patrzcie, czy ten kruk nie wygląda wam znajomo? Taki ptaki do niedawna zasiedlały masowo zamczyska na Karnsteinie. Czyżby przerost populacji wymusił na co poniektórych zmianę przestrzeni życiowej?
- Ae' kimenes orebus! - zawołał Medard, a mieszkaniec przestworzy niemal natychmiast lot swój obniżył i przymierzał się do pikowania w stronę wampira. Nie minęło parę chwil, a skrzydlaty potomek nadrzewnych gadzin siedział spokojnie na ramieniu księcia, od czasu do czasu dając znać o swojej obecności.
Tymczasem z oddali wyłaniała się pomału sylwetka żołnierza, jakby zakonnika lub członka jakiegoś tajemnego bractwa. Medard nie mylił się w swoich przypuszczeniach - człowiek ów należał do organizacji "Świt" zajmującej się zwalczaniem nieumarłych zagrażających cywilizacji. Gdy dotarł do zgromadzonych na polania, ogłosił zmianę na stanowisku dowódcy oddziału. Czas powitać por. Neya. Wiesmar rzekł:
- Ruszajmy na spotkanie z losem.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Naresh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Złoty Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naresh »

Naresh dostrzegł odejście Tenisse. Jego bursztynowe oko śledziło ją, dopóki nie zniknęła z jego pola widzenia. Potem odwrócił głowę w stronę północy, obserwując uważnie horyzont i widoczne stąd wzgórza, które kryły siedzibę Arcy-Licza. Cóż mu pozostało? Tenisse odeszła, gdyż zapewne nie była dostatecznie gotowa do zadania. Być może los się pomylił? Być może to on, mędrzec smoków ze Smoczych Pieczar, źle odczytał znaki? Z jego nozdrzy wystrzeliły płomienie i potem obłoki złotawego dymu. Zamyślił się nad dalszym postępowaniem w sprawie, która zaczynała go przerastać. Nie miał pojęcia, co może teraz zrobić. Chyba że... Rozejrzał się po otaczających go istotach. Och, gdybyż wiedział, gdzie ukryto drugą połówkę Talizmanu Kolorów...
Smak przeszłości to smak twoich śladów pozostawionych w życiach które napotkałeś w swojej wędrówce.

Postać Ludzka
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Naresh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Złoty Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naresh »

Ludzie odeszli w sobie tylko znanych sprawach. Nigdy nie mieli na tyle wytrwałości aby doprowadzić choćby jedną sprawę do końca. Istoty te żyły teraźniejszością. Przyszłość była dla nich czymś odległym i nie dotyczącym ich istnienia. Popatrzył po opustoszałym wzgórzu, podniósł łeb w górę, obserwując przesiąknięte magią złowieszcze obłoki.
Licz musi mieć swoich sojuszników bądź oddane sługi. Zapewne wszyscy oni szukają połówki talizmanu, kiedy on siedzi o dwadzieścia mil od jego twierdzy i nic nie robi co by choć trochę pomogło w oddaleniu niebezpieczeństwa, które może splugawić magią śmierci północ Alaranii, a być może i większe tereny.
Pomyślał o odejściu Tennise i o tym, że został sam przeciw potędze nieumarłego Arcymaga. Musiał poszukać rozwiązania. Bezpośrednie starcie by mu nie pomogło w niczym, a i tak by poniósł klęskę w walce z jego zastępami. Gdyby udało mu się odnaleźć drugą połówkę talizmanu przed Liczem, miałby szansę. Tylko nie miał najmniejszego pojęcia gdzie go szukać. Pomyślał o elfach i ich przepastnych bibliotekach. Czy wiedza elfów ogarnia również tajemnicę prastarego artefaktu, jakim jest Talizman Kolorów? Westchnął, a jego łeb otoczyła natychmiast chmura złotawego dymu. Nie wiedział, ile pozostało czasu aby Licz odnalazł połówkę artefaktu. Pozostało mu tylko podjąć poszukiwania na własną rękę i mieć nadzieję odnalezienia go przed nieumarłym. Nie zastanawiał sie już długo nad tematem. Postanowił wrócić do swojego leża.

Ciąg dalszy
Smak przeszłości to smak twoich śladów pozostawionych w życiach które napotkałeś w swojej wędrówce.

Postać Ludzka
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości