Mgliste BagnaPrzygód ciąg dalszy

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Hyiaxinthe patrzyła w oczy Samiela, gdy ten do niej mówił. Na jej twarzy malowało się skupienie, którego co potężniejsi magowie używają, by próbować rozerwać swych wrogów, cząsteczka po cząsteczce. W przeciwieństwie do nich młoda czarodziejka starała się jedynie zapamiętać słowa osoby, która tak rzadko się odzywa. Gdy tylko usłyszała ostatni dźwięk z ust Samiela, a wzrok jej ujrzał uśmiech mężczyzny, zaczęło się to, czego nawet najgorszym wrogom nie należy życzyć. Hyiaxinthe przemówiła.

- Uśmiechasz się! Jak to jest uśmiechać się po tak długim...nieuśmiechaniu się!? Opowiesz mi? A do Luny też się uśmiechniesz? A do Iluminaty? A do dzioba? A do drugiego ciebie zza lustra? Bo masz drugiego siebie za lustrem, prawda? Ja mam! Ale rzadko mam okazje widzieć lustra. A ta druga ja, jak już mnie widzi, to ciągle pagoguje mnie! I to tak pagoguśnie!

        W czasie, gdy Iluminata była zajęta sobą, Luna przemówiła do młodszej dziewczynki, która po chwili myślenia nad tym, co usłyszała, chwyciła mocno swoją lalkę, po czym zaczęła skakać obok iluminaty, by jak najmocniej zasłużyć na nagrodę obiecaną przez jej przyjaciółkę.

- Dzięęęęęęękuje za zabawkę! Naprawdę dziękuje! Muszę ci długo, długo, dłuuuugo dziękować, bo mnie tak wujek uczył! Więc dziękuje babuniu! Cieszysz się z podziękowań? Są podziękowaśne? Tak podziękowato podziękowataśne?

        Ognista sylwetka oraz ciągła gadanina zdawały się działać, Iluminata bowiem była na tyle zajęta, że nie zauważyła tego, co zrobili Samiel i Luna. Tymczasem, opiekun płonącej dziewczynki także miał co robić.

        Feniks wydał z siebie iście ptasi odgłos zaskoczenia, gdy kobieta nie tylko wstała, ale też i zaczęła ględzić coś o piekle, siarce i Prasmok wie czym jeszcze. To jednak, co najbardziej przemówiło do feniksa, to pewna czynność, mianowicie oczyszczenie oręża z krwi poległej istoty. Było to, z punktu widzenia feniksa, równoznaczne z powiedzeniem “Użyłam tego miecza raz, nie zawaham się go użyć ponownie!”.

“O nie, nie ma mowy!”


        Postanowił unieszkodliwić potencjalne zagrożenie, czyli Lyris. Szybki ruch jego ptasich nóg posłał jego w miarę ciężkie cielsko na kurs kolizyjny z piekielną, w sposób, by ogniste skrzydła nie miały kontaktu z kobietą. Jeżeli kobieta nie zdoła uniknąć uderzenia, prawdopodobnie padnie na ziemię pod masą mistycznej istoty, wypadając wraz z wyżej wymienioną poza krąg Iluminaty. W każdym innym wypadku - cóż, trudno powiedzieć. Poczekamy, zobaczymy.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

- Normalnie... - odparł przemieniony, jednak nie zamierzał zaprzestać na tym jednym słowie.
- Nie każdy musi zawsze się uśmiechać. Po prostu nie każdy musi mieć powód i chęci do robienia tego... Jestem już dość stary, poznałem życie z wielu stron i widziałem bardzo dużo rzeczy, z których jakąś część w ogóle nie chciałbym widzieć... Życie nie jest takie łatwe i kolorowe jak wydaje się wielu osobom, a jeśli właśnie tak im się wydaje, to znaczy, że prawdopodobnie nie doświadczyli życia na własnej skórze - dokończył. Spodziewał się tego, że przemieniona nie zrozumie tego, co powiedział przed chwilą albo zrozumie, jednak nie tak, jak powinna. Najwyżej Hyiaxinthe będzie go dopytywać o to, co powiedział, a przynajmniej tak podejrzewał.
- "Twoje drugie ja" w lustrze to tak naprawdę tylko twoje odbicie, a myślisz, że cię papuguje, bo w lustrze odbija się też to, co robi osoba stojąca przed nim - wyjaśnił Samiel. Możliwe, że zniszczył wyobrażenie przemienionej na temat luster, jednak wydawało mu się, że lepiej, aby wiedziała, o co naprawdę chodzi z lustrami.
Hyia poszła zagadać Illuminatę, jak prosiła ją Luna. Przemieniony, i tak chciał pójść za Luną, żeby zobaczyć, po co kazała ona Hyiaxinthe zagadać staruszkę, więc poszedł za pradawną, gdy ta pociągnęła go za sobą.

Samiel rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdowało się w nim dużo półek, na których stało jeszcze więcej fiolek wypełnionych różnymi substancjami, które można było odróżnić od siebie poprzez to, że miały inny kolor. Prawdopodobnie, można było je odróżnić od siebie także przy pomocy zapachu, jednak przemieniony nie miał zamiaru tego sprawdzać. W pokoju stał też stolik, na którym znajdowała się, między innymi, księga zapisana runami, której Samiel nie mógł odczytać, bo nie znał tego pisma.
- Ja jestem gotowy... - powiedział bardziej do siebie.
Nie wiedział, co Luna przeczytała w księdze, jednak chciał się tego dowiedzieć. Wyszedł z pomieszczenia za czarodziejką i zamknął drzwi. Najpierw obserwował to, jak bierze ona pierwszą, lepszą książkę i zaczyna przewracać jej kartki bez większego celu i dopiero po dłuższej chwili podszedł do niej i stanął naprzeciw. Przykucnął przed Luną, tak żeby ich głowy były na tej samej wysokości i dłonią zatrzymał jej palce, które po raz kolejny chciały przewrócić kartkę. Tym samym zmusił ją do tego, żeby na niego spojrzała.
- Co tam wyczytałaś? - zapytał spokojnie. W jego głosie była też ciekawość, jednak bardzo słabo wyczuwalna.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

Zachowanie zwierzęcia zupełnie nie pasowało do żadnego schematu, jaki znała Lyris, choć na bestiach praktycznie się nie znała. Nie wiedziała dokładnie jak, ale wpierw ptaszysko pomogło jej, sprawiając, że odzyskała sporą część sił w mgnieniu oka, by po chwili zaatakować. Przecież skoro chce mieć ją, w najlepszym dla pokusy razie, niezdolną do jakiegokolwiek większego manewru, mógł spokojnie olać nieprzytomną kobietę lub dla pewności przywalić mocniej. Od uderzenia porównywalnego od zbrojnego w dobrej formie umrzeć nie powinna, a pewność co do słabego stanu gwarantowana. Ranna i wyczerpana mogła spróbować swoich sił co najwyżej w szachach.
- Durny ptak - mruknęła niezadowolona pod nosem. Z trudem zarżnięty diabeł sprawił nie lada kłopoty dla młodej wojowniczki, która miała więcej szczęścia niż umiejętności w ostatecznym rozrachunku. Ubabrana we krwi i błocie nie marzyła o kolejnej potyczce, tylko o kąpieli w gorącej wodzie lub chociaż obmyciu twarzy z całego tego syfu. Do cywilizacji kawałek miała, a przygotowanie zwoju umożliwiającego powrót do domu mogło trochę zająć. Odpowiedni papier miała w jednej z kieszonek, a zamiast atramentu zawsze zostawała krew, o piórko też nie powinno być trudno.

Uniknięcie co najwyżej przeciętnej szarży napastnika nie miało stanowić większego problemu. Bestia sama przyczyniła się do takiego stanu rzeczy i powinna otrzymać życiową lekcję. Okolicznością łagodzącą jest ta nieszczęsna pomoc, dlatego pokusa zabijać go nie chciała. Jeszcze nikomu nie odpuściła podniesienia ręki na swoją osobę i ta sytuacja nie będzie wyjątkiem. Wbije mu troszkę rozumku do główki i nic więcej, co jest wręcz anielską litością, jeśli spojrzeć na to pod kątem jej przynależności rasowej.
Wykonała obrót, w którego czasie dobyła ostrza i cięła nim agresora. Nie przyłożyła się oraz włożyła w cięcie mniej siły niż powinna, dlatego nie odrąbała nawet maleńkiego piórka. Lewe skrzydło ptaszyna będzie miała obolałe i straci może trochę krwi, ale nie jest to rana śmiertelna. Dzień lub dwa i powinna latać bez żadnego dyskomfortu, tak przynajmniej sądzi srebrnowłosa. Sama posiadała w swej macierzystej postaci własne przyrządy do latania i mierzyła przeciwnika swoją miarą. Dla pewności, że dziki zwierz nie będzie próbować kolejnej szarży, posłała w jego ciało sporą dawkę bólu. Konkretnie zaatakował on głowę szkarłatnopiórego, uniemożliwiając mu jakiekolwiek większe ruchy przez najbliższe kilka minut. Powinien poczuć połowę tego, co obdzierana żywcem ze skóry osoba, i to przy użyciu tępego noża. Kilkanaście sekund tortur i chwile, które przyjdzie mu poświęcić na dojście do siebie powinny ochłodzić narwańca.
- W normalnych okolicznościach skróciłabym cię o głowę, teraz jesteśmy kwita. - W pewnym sensie otrzymał jeden z najwspanialszych darów, jakich wielu pragnie. Powinien przeanalizować sytuację i jej wcześniejsze słowa jeszcze raz i dokładnie. Kto nie szanuje życia, nie zasługuje na nie, następnym razem go zabije.

Nie miała pewności czy zdołał usłyszeć oraz zamiar ponownego schowania broni jakoś jej przeszedł. Nie mogła odmówić sobie zajrzenia do wnętrza chaty, z której wyczuła dwie aury. Jedna należała do osoby znającej się naprawdę nieźle na czarowaniu a druga, sama nie potrafiła tego określić, w każdym razie kogoś jeszcze. Zdziwiła się, gdy spostrzegła dodatkowych lokatorów, których wcześniej nie wyczuła i nadal nie mogła tego zrobić, choć siedzieli niedaleko.
- Jeśli to czerwonopióre ptaszysko należy do was, to powinniście je lepiej wytresować. - W głosie pokusy nie dało się wyczuć ani cienia agresji lub innych tonacji mogących wskazywać na rządzę krwi. Mówiła niczym rasowa elfka, melodyjnie i nadzwyczaj łagodnie. Jedynie wygląd i odgłosy walki musiały świadczyć inaczej. Krew zmieszana z błotem na ubiorze, twarzy oraz odrobinka czerwonej posoki na mieczu kontrastowały z tym, co mogli sądzić po samym głosie. - W przeciwnym razie może skończyć jako kolacja lub trofeum. - Trzymała dystans od którejkolwiek osoby i jednocześnie weszła nieco głębiej do siedziby. W razie podniesienia się przerośniętego jastrzębia, od razu do niej nie doskoczy czy co tam będzie chciał.

W międzyczasie starała się zorientować, z kim miała do czynienia. Magini zdawała się nie interesować niczym i wertować kartki w książce. Przypominało to bieganie po omacku przerażonego człowieka, zupełnie bezsensowne. Relikt przeszłości i wyrośnięte, pozbawione aury coś wyglądało na babcię i rozbrykaną wnuczkę albo raczej zapałkę. Jedyny w tym domu mężczyzna wyglądał na wojownika, tak sądziła po hardym spojrzeniu i bliznach na twarzy. O dziwo również miał srebrne włosy, choć na lodowego elfa nie wyglądał. Brakowało mu spiczastych uszu oraz topazowe oczy, rzadki i urokliwy widok. "Dziwna z nich rodzinka, o ile są w ogóle spokrewnieni."
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Illuminata wyglądała na zaskoczoną, iż Hyiaxinthe tak nagle zaczęła jej dziękować. Zmrużyła oczy w geście zastanowienia.

- Tak, to miłe, że dziękujesz tak ładnie skarbeńku. Ale czy mogłabyś mnie pu-… - oczywiście babunia chciała sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie wszedł do jej niezwykłego pokoiku, ale przemieniona czarodziejka wciąż dziękowała i dziękowała – Naprawdę muszę coś sprw-… - Ciężko było kobiecie dojść do słowa, więc w końcu się poddała i słuchała, jak płonąca dziewczynka do niej mówi, usiadła na krześle nieco zmęczona, miała już swoje lata.

Tymczasem Luna kartkująca bezcelowo książkę musiała przerwać, ponieważ Samiel chwycił jej dłoń. Mężczyzna czuł, że była ona lodowata i drżała. Czarodziejka nie starała się mu sprzeciwić. Gdyby próbowała to wszyscy tu obecni źle by mogli skończyć. Jeśli by podczas tego coś nieumyślnie zrobiła przemienionemu. Czyli w pewien sposób była świadoma. Cała zbladła, miała bardzo jasną karnacje, dlatego też teraz wyglądała jak trup, no i jeszcze ten chłód. Przemieniony zadał jej pytanie. Ta spojrzała na niego, nie mrugając, ze strachem w oczach. W końcu jednak przemówiła.

- Jesteśmy między młotem a kowadłem Samielu – wyszeptała – między młotem a kowadłem… - powtórzyła i nic więcej nie mówiła. Zza jej szyi nagle wyleciał Tenebris szukając feniksa. Gdy zorientował się, że nie ma go w pomieszczeniu, postanowił sprawdzić na zewnątrz. Z trudem wyminął pokusę, nie spodziewał się tu jeszcze jednej osoby. Wylądował przy ognistym ptaku i na swój sposób próbował go wołać, by wszedł do środka. Chciał mu dać znać, że coś jest nie tak.

Wracając do chaty, pradawna nie zareagowała na pradawną, nawet na nią nie spojrzała. Natomiast Illuminata zdołała wyjść z kuchni i podeszła do piekielnej. Przyjrzała się jej, po czym poszła po wilgotny ręcznik. Zaczęła ją wycierać z błota i marudzić, że zaraz ją chyba wrzuci do jeziorka, bo jej podłogę w domu ubłoci.

- Co za brudas, co za brudas! – wyszła z chaty na chwilę, po czym cichutko weszła i z zaskoczenia oblała pokusę zimną wodą z wiadra. Pewnie poszła do studni i stąd je wzięła. Teraz rzuciła je gdzieś w kąt i wyciągnęła z szafki ciepły kocyk, którym ją nakryła – Najpierw śpi mi w ogródku, a teraz wchodzi w tak niechlujnym stanie, ah ci piekielni… Totalny brak kultury no! – cmoknęła z dezaprobatą.

Pradawna nadal nie zwracała uwagi na gościa i okryła się skrzydłami w celu rozgrzania. Jednak to nie pomagało, temperatura jej ciała spadała niebezpiecznie szybko. Nagle dziewczyna zaczęła przymykać oczy.

- Oni tu są… Na nic nie zda się krąg… - zapadła w sen.

Po chwili wszyscy mogli odczuć nagły spadek temperatury, zrobiło się zimno jak w zimie. Illuminata zdenerwowała się.

- Wiedziałam, wiedziałam! Czytała księgę! Czytała ją, weszła tam – wskazała na owe tajemnicze pomieszczenie – Tak?! Brawo! Brawo! Aj jak niedobrze, niedobrze! Co robić? Aj, aj, co robić?

Babunia chyba znalazła odpowiedź, ponieważ pobiegła do księgi zapisanej runami i coś w niej uparcie szukała. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Po paru sekundach bez odzewu zmieniło się w dobijanie.
Starsza kobieta w końcu pobiegła otworzyć, za drzwiami stał wysoki mężczyzna, miał czarne włosy, lecz ich końcówki wydawały się ciemnogranatowe. Uśmiechnął się słabo i przywitał. Wszedł do pomieszczenia.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Tyle się działo, och tyle się działo, a wszystko to i nawet więcej próbowały wychwycić zmysły Hyiaxinthe. Głowę wciąż zaprzątały jej słowa Samiela odnośnie luster. Miała tyle pytań odnośnie uśmiechów, życia i kolorów owego życia, o których pradawny opowiadał. Do tego dochodziła zagadka luster oraz iście tajemniczych dla przemienionej istot, zwanych “odbiciami”. Czym były? Czemu odbijają to, co robią inni? I czy odbijają też osoby, które nic nie robią? Tyle pytań, a tak mało czasu, by powiedzieć wszystkie naraz.

        Ciężko też było dla dziewczynki nie przejmować się wszystkimi innymi wydarzeniami, które działy się dookoła. Luna i Samiel mieli jakiś sekret, związany z czytaniem, albo książką, albo czytaniem książki. A może to coś odnośnie książkowania czytania? Do tego jeszcze dochodziły odgłosy Dzioba, który na zewnątrz domku zwijał się z bólu tak głośno, że pewnie połowa kontynentu już go słyszała, w tym oczywiście jego podopieczna. Dochodziły do niej zarówno ptasie odgłosy, które doskonale rozumiała, jak i myśli, które o dziwo brzmiały dosyć podobnie. Były to głównie słowa, które pierwszy raz w życiu słyszała. Wzięła wszystkie ognioodporne lalki, przytuliła je do siebie i usiadła na podłodze w głębokim zamyśleniu, starając się zrozumieć, co znaczy dane słowo. Z tego, co rozumiała, mówił coś o kimś, ale nie wiedziała na razie, o kim.

        Coś jednak nie pozwalało jej się skupić - o ile skupienie było czymś osiągalnym dla jej umysłu, który równie dobrze można zastąpić wydrążonym ziarenkiem piasku - mianowicie co chwila działo się coś nowego. Jak nie wdech, to wydech. Jak nie wydech, to wdech. Nie mogła się skupić przez to uciążliwe oddychanie, które zaprzątało trzy czwarte jej dziecięcej główki.

        Nie licząc jednak natrętnego oddychania, Hyiaxinthe była też świadkiem innych rzeczy, które starała się wyłapać i zapamiętać - z niekoniecznie dobrym skutkiem. To jednak, co najbardziej przyciągnęło jej uwagę, a zarazem wybiło z głowy zapytanie o to, czemu Luna zachowuje się teraz tak, jak się zachowuje, to przybycie pokusy. Tajemnicza kobieta była obserwowana przez małą od chwili, gdy się odezwała, do momentu, gdy została ona jak nigdy nic umyta przez Iluminatę. W pewnym momencie w oczach małej rozbłysła iskierka, a uśmiech na jej twarzy był najbardziej uśmiechniętym uśmiechem wśród uśmiechowej historii uśmiechów, tak łagodnie mówiąc. W mgnieniu oka wstała i podbiegła do Lyris, wciąż trzymając wszystkie lalki w swym uścisku.

- O, o, o, oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo! To ta pani, to ta paaaaani! To ta pani, ja to zgadłam, ja i tylko ja!

        Zaczęła krążyć wokół pokusy, skacząc przy tym, jak beztroska sarenka. Płomienie nie dosięgały Lyris, lecz był dosyć blisko, wciąż jednak nie poczuła piekielna ani krztyny ciepła od strony małolaty.

- Wujek o pani mówił, i to dużo, dużo duuuuużo! - Powiedziała, a w międzyczasie wciąż było słychać, jak feniks jęczy na dworze z bólu. - O, nadal o pani mówi! Czemu jest pani pszeklęta? Co to znaczy, gdy ktoś jest pszeklęty? Powie pani, prooszę proszę proszę! A czemu jest pani Jepana? To fajnie być jepaną? Czy też moge być jepana? A skąd wujek wie, że pani jest jepana? A jak ma pani na imię? Kulwa? Kura? Wujcio wciąż mówi o jakieś Kulwie, to chyba pani! Ładne imię, pani Kulwo. Dobrze wymawiam pani imię? A czy zna pani moje imię? A u mi je pani wymawiać? A mam mówić do pani, pani Kulwa, Kulwa czy jakoś inaczej? A może jepana Kulwa? A tak w ogóle to, co pani tu robi? Czy to miecz? A po co pani miecz? Miecze są ostre, wie pani? Takie ostre ooostre! Mogę dotknąć? A…!

        Gdy tylko temperatura nagle spadła, cała energia uleciała z Hyiaxinthe. Przestała ona skakać, a chwilę później nawet iść nie miała sił. Padła tyłkiem na podłogę, oddychając ciężko. Mimo tego, wciąż była wesoła jak zwykle. Jej płomienie za to wyraźnie osłabły, bowiem zmalały, a i kolor ich zbladł nieznacznie.

- Zabawne uczucie...To się...zimno nazywa, tak? Rzadko jest zimno. Mam ochotę wtedy spaaaaaaać - ziewła przeciągle młoda opiekunka, a w międzyczasie przybyła kolejna osoba. Tym razem był to bliżej nieznany mężczyzna. - Dooobry! Jest pan przyjacielem Kulwy? A może mężem? Księciem? Skoro ona nazywa się Kulwa, to pan nazywa się pan Kulw?

        Pewnie pytałaby dalej, ale nie za bardzo miała siły. Feniks tymczasem wciąż przeklinał w myślach i poprzez swą zwierzęcą mowę Lyris, jej przodków pięćdziesiąt pokoleń wstecz i wszystko, czego tylko miała czelność dotknąć. Tyle dobrego, że nie każdy mowę feniksów rozumie, wtedy bowiem czekałoby go jedynie więcej bólu, albo miecz wepchnięty w rzyć, kto to wie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

"Między młotem a kowadłem..." - powtórzył w myślach to, co powiedziała Luna. Było to niemniej zagadkowe od prawdziwej treści księgi, którą czytała pradawna. Po prostu przemieniony nie wiedział jak interpretować te słowa, bo mogły oznaczać wiele, jednak przeważnie można było je sprowadzić do tego, że, w tym momencie, czego by nie zrobili, to i tak nie będzie dobrze. Samiel nie bał się, to było za mało, żeby go przestraszyć... za dużo przeżył, żeby takie słowa w ogóle mogły spowodować u niego jakikolwiek, nawet najmniejszy, strach.
Przypomniał sobie, że jego dłoń przez ten cały czas spoczywała na dłoni Luny. Skrytobójca zabrał ją krótką chwilę po tym, jak sobie o tym przypomniał i wstał. Zrobił to chwilę po przekroczeniu progu chaty przez srebrnowłosą kobietę, która po chwili doznała zimnej kąpieli przez to, że Illuminata wylała na nią wiadro wody. Samiel przez chwilę przyglądał się nowo przybyłej, coś mu w niej nie pasowało tylko, że jeszcze nie wiedział co. Chociaż, możliwe, że przeczucie go zawodzi, co już działo się kilkukrotnie i dowodziło tylko temu, że przemieniony nie zawsze powinien ufać swojemu przeczuciu. Niemniej, jednak spojrzał na nią swoim Smoczym Okiem, sprawdzając, czy się przestraszy i, czy jej wola jest równie silna, jak jego. Po chwili wypomniał sam sobie, że coraz częściej sprawdza tak osoby, które widzi po raz pierwszy i nie wiem, jakie są.

Krótko po kobiecie, do chaty weszła kolejna osoba. Mężczyzna był bardziej tajemniczy niż srebrnowłosa, chociaż nie nosił niczego, co zakrywałoby jego twarz czy coś. On również padł ofiarą Smoczego Oka, jednak coś mówiło zabójcy, że osobnik ten nawet nie wzdrygnie się na ten widok. Przeczucie go nie zawiodło i mężczyzna nic nie zrobił sobie z tego, że Samiel nie przygląda mu się przy pomocy zwykłego wzroku.
Przemieniony sanginier podszedł nieco bliżej tej dwójki i, nie patrząc na to, że kobieta jest mokra, zapytał:
- Kim jesteście i co tu robicie? - po tych słowach nie spuścił z nich wzroku, jednak teraz patrzył normalnie.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

"Aj! Aj! Ajajaj! - zacisnęła mocno zęby, przymknęła oczy i odruchowo nieco się skuliła. Nietrudno się domyślić jak podziałał na tak gorącą istotę zimny prysznic. Wbrew poprzedniemu pokazowi brutalności i siły, miała w sobie ukryte pokłady wrażliwości i delikatności, objawiające się w takich momentach jak te. Wystarczył odpowiedni impuls na ich wydobycie, nawet w postaci łaskotek. Ciepłego kocyka odmówić już nie potrafiła, ale miecz nadal spoczywał w jej ręce. "To się robi dziwne..."

W tej samej chwili została "zaatakowana" przez wyższą od niej czarodziejkę, mentalne dziecko z lalkami w ręce? Nie spodziewała się takiego potoku słów i zostania okrążoną przez największe zło tego świata, gadułę. Lyris nie miała żadnego podejścia do dzieci, praktycznie nie przebywała w ich otoczeniu i tym bardziej nie niańczyła takowych. Mieć żadnego też nie mogła, więc nie miała bladego pojęcia o ich możliwym zachowaniu. Na naukę nigdy nie jest za późno, lecz wolała odwlec to jak najdalej w czasie, zwłaszcza mogąc w tym zasmakować.
- Uspokój się, zapałko... - próbowała jej przerwać, na próżno. Płomyczek zaczął tematykę, jak to ujęła, "pszeklętości." Za to jej dalsze słowa budziły krwawe zainteresowanie piekielnej. "Ja ci pokażę śmiertelną obrazę ty podrzędny gadzie..." "Kulwa Jepana" nie mogła przejść bez echa. "Wujek" będzie się gęsto z tego tłumaczyć, jak już łaskawie przytarga tu swoje agonalne truchło. Maniery przerośniętego ptaszyska wymagały gruntownej zmiany, a pokusa znała sposoby na dokonanie tego. - Nie możesz... - Broń to nie zabawka.

W trakcie monologu gaduły poczuła coś dziwnego, gdy tylko jej wzrok spotkał się z tym srebrnowłosego. Coś na kształt przerażenia, które chciało opanować całe jej ciało i zmusić do ucieczki lub zastygnięcia w bezruchu. Nie miała wątpliwości czyja to sprawka, co mógł jasno zrozumieć przez jej spojrzenie, niespecjalnie pobłażliwe i pełne pozytywnych uczuć. "Kotek pokazuje pazurki." Nie cofnęła się ani o milimetr. Niezła sztuczka, ale nieskuteczna przeciwko komuś, kto potrafi nawiązać walkę z diabłem bez cienia wątpliwości i zawahania się. Potrzeba było więcej do podkulenia ogonka Lyris.
- Lyris - odparła na pytanie, kim jest. Mówiła za siebie, bo czarnowłosego przybysza nie znała. Za to jego aura chłodu była nadto odczuwalna, zwłaszcza dla kogoś mokrego. Wystarczył jeden mężczyzna i taka reakcja, jak by to powiedziała jedna z jej koleżanek. - Stoję zmoknięta w kocu po dwóch walkach. Do trzech razy sztuka? - Miała dziwne przeczucie, że to nie koniec wrażeń jak na jeden dzień. "Przynajmniej zapałeczka się uspokoiła." Miecz miała w pogotowiu, podobnie jak i zaklęcie. Brakowało jedynie bluzgającego kurczaka...
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Tajemniczy mężczyzna nie odpowiedział na pytanie Hiacynta. Zmierzył ją wzrokiem, Samiela także, spojrzał na Lunę, jakby upewniał się, że śpi. Następnie przeniósł wzrok na Illuminatę. Illuminata otworzyła usta ze zdziwienia, jak go spostrzegła.

- CZEGO TU CHCESZ TY JEBANY SUKIN-… - po chwili babunia jednak się opamiętała i nie dokończyła. Miała nadzieję, że przemieniona czarodziejka nie zwróci uwagi na jej brzydkie słowa, przynajmniej nie aż tak.

Mężczyzna o niezidentyfikowanej aurze i tożsamości nie zareagował na to, postanowił poczekać, aż kobieta się całkiem uspokoi. Pytania, chcieli wiedzieć, kim jest. Poprawił swą czarną szatę, po czym odetchnął. Miał właśnie przemówić, gdy starsza kobieta skoczyła na niego i… przeniknęła go, padając na podłogę. On stał się jakby na chwilę niematerialny.

- Cholerne CIENIE!!!!!
- Uspokój się Illuminato, nie moja wina, iż zapomniałaś, że mogę mieć niematerialną postać… -przewrócił oczami.
- Ugh… Po co tu przylazłeś?! Przerwałeś krąg, a teraz oni tu wejdą i wybiją ich co do jednego!!!
- Jesteś zła, bo boisz się, że ci ofiary ukradną…
- Nie porównuj mnie do was! Ja ich nie chce zabić! Nie rozumiesz, oni muszą wykonać zadanie! Klucze! To oni są do tego wybrani! Nie zginą, nie pozwolę a twoi pobratymcy…
- Przestań się wykłócać, nie pozwoliłem im tu wejść, zresztą on nie wie, że tu jestem, nie mam złych zamiarów, ale za to ograniczony czas, który mi marnujesz.

Babunia zamilkła, cała czerwona na twarzy usunęła się mężczyźnie z drogi.

- Wybaczcie nam tę sprzeczkę. Już się przedstawiam. Me imię brzmi Nokturn – mówił spokojnym opanowanym tonem.
- I Nokturn na chwilę pójdzie ze mną! – Illuminata zaciągnęła go do kuchni i jakiś czas coś ustalali. Oczywiście w ciszy. Po kilku minutach chyba udało im się dojść do porozumienia, ponieważ wrócili do reszty, nie kłócąc się po drodze.

- Ustaliliśmy razem pewne sprawy i się ułożyło – Nokturn wziął od Luny 3 dziwne klucze, które wcześniej czarodziejka znalazła – Nie możecie ich zgubić pod żadnym pozorem. W Górach Druidów znajduję się pewna zamknięta od stuleci komnata. Musicie tam pójść, obudzić w niej magię, wtedy będzie bezpiecznie. Nie wiemy, dlaczego los wybrał was…

- A co z tą od miecza? – spytała babunia spoglądając na Illuminatę.

Jakby w odpowiedzi, w ręce mężczyzny pojawił się czerwony niczym ogień klucz, dał go piekielnej. Resztę odłożył na mały stolik. Przestrzegł przy tym, by go nie zgubiła.
- Wracając co tematu, gdy to zrobicie, Byty mroku, zostaną tam zamknięte. Przekażcie wszystko Lunie. Musiałem ją uśpić, jej umysł jest pod stałą obserwacją, że tak to ujmę i gdyby mnie poznała, nie mógłbym wam przekazać tych informacji. Musicie tam dotrzeć jak najszybciej, nie ma czasu do stracenia, najlepiej wyruszcie, gdy ten główny klucz zacznie świecić – wyciągnął z kieszeni swej szaty właśnie ten klucz, który został zgubiony na bagnach – I na przyszłość, nie gubcie takich rzeczy…

Illuminata westchnęła. Zmartwienie malowało się na twarzy staruszki aż nadto widocznie. Nokturn zaś podszedł do Luny i spojrzał na nią ze smutkiem.

- Jeśli im się uda to prawdopodobnie po raz ostatni widzę moją córeczkę, jakaż szkoda, że bezduszny los zgotował nam takie życie. Luno, chciałbym z tobą móc, choć chwilę porozmawiać, szkoda, że nie jest mi to dane… - myślał mężczyzna.

- No dobra, czas by Cienie sobie poszły… EKHEM! – powiedziała babunia, starając się wyprosić mężczyznę, by już nie przedłużał.

- Tak, masz rację. W razie czego Illuminata wam wszystko wytłumaczy, przynajmniej większość. Miło było was zobaczyć… Na żywo, Żegnajcie! – po tych słowach skierował się do drzwi chatki.
- Żegnaj Lu… - powiedział w myślach do czarodziejki, po czym wyszedł.

Nieprzyjemny chłód powoli zmieniał się w miłe ciepło. Podobnie działo się z ciałem pradawnej. Powoli nabierało kolorków, jeśli można to tak nazwać, ponieważ jej skóra naturalnie cechowała się bladością. Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyna przeciągnęła się, ziewając przy tym i otworzyła oczy.

- Coś mnie ominęło? Długo spałam? Co się działo?
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Gdy wciąż było zimno, Hyia nie przejawiała większego entuzjazmu do czegokolwiek. Leniwie przysłuchiwała się słowom, które po chwili i tak wylatywały jej z głowy, przez co zapamiętała tyle z ostatnich wydarzeń, co nic. W tym samym czasie pewien feniks powoli odzyskiwał zdolność przemieszczania się, by następnie ruszyć ile sił w ptasich nóżkach w stronę chatki. Widok tego, jak dwie obce i niebezpieczne osoby wchodzą do jednego pomieszczenia z jego podopieczną w środku, przyprawiał go strach przed tym, co się może stać. Sam nie wiedział, co zrobi, jeśli cokolwiek zagrozi jego ukochanej, młodej czarodziejce.

        Był kilka kroków od chatki, gdy wyszedł z niej mężczyzna, który po chwili ulotnił się niczym w powietrzu. Feniks przeraził się, że coś mogło się stać Hyiaxinthe. Na ślepo wbiegł przez otwarte drzwi drewnianego domku. Niestety, zrobił to tak szybko, iż potknął się, a jego cielsko poleciało na stół. Mebel wytrzymał, utrzymując istotę na sobie, a owa istota leżała niczym pieczony prosiak podany na arystokrackim przyjęciu.

“Brakuje jedynie jabłka bądź innego przedmiotu w mojej paszczy…” Pomyślał feniks. Na jego nieszczęście, opiekunka usłyszała to, chwyciła pierwszy lepszy przedmiot, którym okazała się gruszka i jak nigdy nic wsadziła ją w dziób swojego wujka.

- Dobrze zrobiłam wujcio? Dobrze dooooobrze? - Kilka chwil temu ciepło powróciło, a wraz z nim stara, dobra Hyia, chcąca rozsadzić pomieszczenie swą radością. Musiała się wygadać, za te kilka chwil, gdy nie była w stanie tego zrobić. - O, wujku, bym zapomniała! Twoja przyjaciółka tu jest! Pani Kulwa Pszeklenta! I był też jej mąż, ale sobie poszedł. I gadali ooo... oo… eeee... Gadaniu! Tak, jestem tego pewna! A i Pani Kulwa patrzyła w oczy Samilelea, a on patrzył w jej oczy! Co to znaczy? Czy oni się znają? A może oni są zakochani? Ale Pani Kulwa ma męża, prawda? Ale jak można kochać dwie osoby jednocześnie? A będą mieli dzieci? A będę mogła oglądać, jak będą sadzić nasionko? A jakie będzie ich dziecko?

        Feniks, słysząc to i wiedząc, że długo nie pożyje po tym, co nie tylko on usłyszał, resztkami nietkniętego przez wizje śmierci i bólu umysłu poprosił swoją podopieczną, by coś powiedziała.

- Uwaga, mówię w imieniu wujka! Nieeee wiem jak wy, ale chętnie bym ruszył. Gdziekolwiek, byle jak najdalej, bez piątego koła u wozu. I szóstego też. I wujcio przeprasza panią kulwe za… kulwe? - powiedziałą Hyia, nie rozumiejąc, o co chodzi.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

W ciszy wysłuchał rozmowy między tajemniczym przybyszem, a Illuminatą. Nie miał najmniejszego zamiaru wtrącać się w ten dialog, jednak wystarczyło, że go posłuchał, bo można było wyciągnąć z niego kilka ciekawych informacji, oczywiście, jeżeli potrafiło się coś takiego. Byli jakimiś wybrańcami, nieznajomy należał do tych tajemniczych cieni, które wcześniej porwały Samiela i przesłuchiwały go, aż ostatecznie wypuściły, bo nie był im potrzebny. Okazało się też, że cienie chcą ich zabić, a klucze, które znaleźli, są ważniejsze, niż przypuszczał. Osobiście, nie wierzył w tę całą gadkę o wybrańcach, według niego, znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie. Przemienionemu wydawało się, że mógłby to być dosłownie każdy, a gdyby któreś z nich nie znalazło się tutaj, to na jego miejscu byłaby jakaś inna osoba, tak żeby liczba "wybrańców" się zgadzała. Cóż można powiedzieć, był dość sceptycznie nastawioną osobą do tego wszystkiego, jednak nie miał zamiaru dzielić się swoimi przemyśleniami z resztą grupy. Może zrobi to później, jednak teraz nie miał takiego zamiaru. Chwilę po dialogu, nieznajomy przedstawił się, a Samielowi zdawało się, że już gdzieś słyszał to imię. Nie mógł zadać żadnego pytania Nokturnowi, bo staruszka zabrała go do innego pomieszczenia i chciała rozmawiać z nim w cztery oczy.

Wrócili po kilku minutach, a Nokturn zaczął tłumaczyć, o co w tym wszystkich chodzi. Bez słowa podszedł do stołu, na którym leżały klucze. Sięgnął po miedziany klucz, który był "przeznaczony" dla niego. Zauważył, że przez jego długość przebiega naprawdę cienka kreska, która ma kolor łudząco podobny do tego, jaki mają jego włosy. Ucho klucza wyglądało tak, jakby miało przypominać oko, jednak twórca ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu i go nie dokończył. Przemieniony schował ten klucz do swojej torby, dzięki temu miał pewność, że go nie zgubi.
Zdecydował, że sam powie Lunie, co się stało. Podszedł do niej.
- Dowiedzieliśmy się, że musimy udać się w góry, konkretnie to w Góry Druidów, i odszukać tam zamkniętą komnatę. Drogę do niej wskaże nam ten świecący klucz. Ogólnie jest pięć kluczy, ten święcący jest "główny", a reszta jest powiązana z każdym z nas, jeden klucz z jedną osobą. Musimy obudzić magię w tej komnacie, a wtedy byty mroku zostaną w niej zamknięte i będzie bezpiecznie - przekazał jej najważniejsze informacje i odwrócił się w stronę Hyii, słysząc potok pytań, z których część dotyczyła jego, więc postanowił, że udzieli na nie odpowiedzi.
- A osoba, która nam o tym wszystkim powiedziała przedstawiła się imieniem Nokturn - dodał i podszedł do przemienionej.

Podszedł do Hyii bezgłośnie, już od jakiegoś czasu chodził tak, że nie było słychać jego kroków. Czasem jest to bardzo przydatna umiejętność.
- Może ja odpowiem na te pytania - powiedział za plecami przemienionej.
- Ta "przyjaciółka" ma na imię Lyris, a Nokturn nie był jej mężem. Nie znam Lyris i nie jesteśmy w sobie zakochani, bo to byłoby, co najmniej, dziwne, gdyby dwie osoby, które się nie znają, zakochały się w sobie po jednym spojrzeniu w oczy. Na pewno nie będą mieli dzieci ani my nie będziemy mieli, jeśli chodzi o mnie i Lyris. A dlaczego? Odpowiedzi na wcześniejsze pytania są też odpowiedziami na to pytanie - odpowiedział Samiel.
- Zadajesz zdecydowanie za dużo pytań - dodał po chwili. Nie wiedział, czy ktoś już powiedział jej to wcześniej, a nawet jeżeli nie, to, w końcu, ktoś musiał to zrobić.
- Jeśli mamy ruszać, to proponuję w Góry Druidów. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej - powiedział, patrząc na feniksa.
Istniała możliwość, że te całe byty mroku będą chciały zatrzymać całą grupę i nie pozwolić im na to, żeby wykonali to zadanie, jednak Samiel nie bał się ich w ogóle. Ufał swoim ostrzom, które są jedyne w swoim rodzaju i drugich nigdzie nie można znaleźć.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

Kamuflująca się pod postacią lodowej elfki pokusa stała jak zaklęta. Naprawdę, starała się doszukać choć odrobiny sensu w tym zamieszaniu. Wpierw musiała bronić się przed diabłem i, co za tym idzie, go zabić. Następnie doszła drobna potyczka z przerośniętym kurczakiem, również ucierpiał. Teraz ten cyrk między starą babą i tym całym Nokturnem. W przypadku wędrówek do Mrocznych Dolin, na granicy tego miejsca powinni sprzedawać przewodniki turystyczne, a jeszcze lepiej słowniki wydarzeń bezsensownych. Była zbita z tropu do tego stopnia, że przyjęła darowany klucz bez żadnego protestu. Ognistego koloru rzecz o charakterystycznych rogach i wypukłości przypominającej ogon. Wypisz wymaluj, bardzo piekielny styl. Oczywiście mógł być to zwykły przypadek, mający więcej wspólnego z jej charakterem. Każde wytłumaczenie dotyczące jej elfiej rasy będzie dobre. Nie spieszyła się do wykrzykiwania na prawo i lewo "hej, jestem pokusą!" Po tych słowach najpewniej musiałaby sięgnąć po miecz, istoty jej pokroju nie są zwykle mile widziane w wielu towarzystwach.

Czuła się niczym w baśni dla dzieci, dokładnie tej, której opowiedzenie spowodowałoby kolejny potok słów od Zapałeczki. Zbiór różnych indywidualności, wspaniała drużyna mająca uratować świat. Dobrze, że mieli klucze zamiast pierścieni, bieganie boso po wulkanie nie należało do ulubionych czynności Lyris. Gorzej, jeśli będą musieli coś zamknąć wewnątrz morza lawy. Nawet jej najgorętsze koleżanki miały problemy z takimi kąpielami. Pokusa pomagająca ratować świat, czyli jak dostać opiernicz od Władcy Piekieł.

Na całe szczęście, srebrnowłosy zabrał się za sprostowanie żelaznej logiki rozgadanej małolaty. Dlatego właśnie doceniała bezpłodność własnej rasy, rodzicielstwo wobec gaduły skończyłoby się źle na zdrowiu psychicznym rodzicielki, czyli jej. O samych atrakcjach związanych z ciążą nie wspominając, kilka miesięcy tortur. I tak oto powinna powstać straszna kara dla pokus, możliwość posiadania potomstwa. Nawrócenie się na jako tako dobrą ścieżkę przez wiele rogatych kobiet gwarantowane.

- Jeśli "Wujek" będzie niemiły ponownie, to tak mu przyp... - w tym momencie ugryzła się nieco w język i przewróciła oczami. Te dzieciaki, ech. - ... przyprawię dziób, że z powodu ostrości będzie miał problemy. - Miała okazję kosztować danie, któremu nie żałowano przypraw, prawdziwa definicja piekła. - Co to za "Cienie"? - W międzyczasie odłożyła koc na pobliskie krzesło. Peleryna dla superbohaterki jest nieprzydatna.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Gdy feniks wpadł na stół, Illuminata krzyknęła z dezaprobatą. Zirytowana wzięła miotłę i zrobiła feniksowi niezłe lanie, nie było może aż tak bolesne, jak to, co ptaszysko przeszło z kobietą, która niedawno przybyła, ale jednak nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć. Zastanawiającym również się okazało, po co babuni ognioodporna miotła. Jednakże, gdy mała czarodziejka wsadziła gruszkę w dziób swojego wujka, to babunia przestała robić, co robiła i wybuchła śmiechem.

- Jaki mąż? - Luna słuchała, co mówi Hyia i zastanawiała się, o kim też przemieniona mówi. Po chwili i ona się roześmiała rozbawiona tekstem o sadzeniu nasionka. Mimo to nadal zdawało się ją męczyć, iż spała, albo też była nieprzytomna, sama dokładnie nie wiedziała, podczas gdy jakiś gość przyszedł i niestety nie raczył zostać na tyle, by jej się pokazać.
- Piąte i szóste koło u wozu? Ale o kim oni…? – myślała czarodziejka, powoli dochodząc do siebie. Minął moment i pradawna cieszyła się, że nie zadała tego pytania na głos. Wtem podszedł do niej Samiel.

- Byty mroku zostaną tam zamknięte? Komnata, Góry Druidów? Czyli mamy wyjść spoza Mrocznych Dolin… Jak ja długo nie… Ale ludzie… trzeba będzie unikać ludzi… Chwila, skąd to wiesz? Kto tu był? O jakim mężu naszej nowej towarzyszki wspomina Hyia? Długo spałam, albo byłam nieprzytomna?... – gdy przemieniony powiedział, jak zwał się ów przybysz, czarodziejka znieruchomiała. - Nokturn… brzmi tak… znajomo. – Luna, mimo iż się starała, nie mogła skojarzyć, o kogo chodzi. Miała tyle myśli w głowie, nawet nie zwracała uwagi, co przemieniony mówi do Hyii. Dziewczyna po chwili bez słowa wstała i wzięła czarny jak noc klucz przyozdobiony symbolem księżyca.

- Góry Druidów… - powiedziała pradawna jakby do siebie – No to ruszajmy! – zakrzyknęła już nieco weselej. Widać, iż dochodziła do siebie.
Natomiast gdy Illuminata usłyszała pytanie Lyris, podeszła do niej i spojrzała jej prosto w oczy. Pokusa mogła poczuć jakiś dziwny dreszcz, przeszywające spojrzenie babuni nie należało do najmilszych doświadczeń.

- Cienie kochanieńka to niematerialne zło! Zło dorównujące istotom… piekielnym. Czerpią korzyści z cierpienia, cieszą się nim, jest ono powodem dla ich egzystencji… Jednak coś znacznie różni ich od diabłów i tym podobnych kreatur. Są zorganizowani, bardziej podstępni oraz są, nawet jak myślisz, że ich nie ma… - powiedziała, po czym z wolna odsunęła się od piekielnej i wzięła główny klucz, minął moment i kopniakiem otworzyła drzwi chaty. – Ruszajcie się leniuszki! Przed nami długa droga… i niebezpieczna…

Sama zaś babunia zebrała rzeczy do jakiegoś worka, który zarzuciła na plecy. Poczekała, aż wszyscy wyjdą i zamknęła drzwi. Czarny kot, który witał całą grupę z początku, zdawał się też chętny do drogi. Illuminata kopnęła w część wcześniej utworzonego kręgu.

- Teraz jest do niczego! Pf! Niebawem wzejdzie słońce, ale nie możemy sobie pozwolić na choćby chwilę zwłoki! Jakiś czas miejcie oczy i uszy szeroko otwarte!

- Dobrze… - Luna ziewnęła – Chwila… iść podczas dnia? – Dziewczyna miała nocny tryb życia, więc nie spodobało jej się to, ale westchnęła. Jakiś czas w sumie tak jakby spała, powinno być więc dobrze. Tenebris zaś zechciał się zapoznać z Lyris i latał wokół jej głowy, zrobił z kilkanaście okrążeń. Po tym wrócił pośpiesznie do Luny w obawie, iż oberwie mu się za tą irytującą czynność i ograniczanie pola widzenia. Dodatkowo czarny kocur patrzył łapczywie na „latającą mysz”. Zwierzak babuni okazał się mieć również właściwości ognioodporne, bo podszedł do Hyii i zaczął się łasić, coś mu się jednak nie spodobało i drapnął przemienioną w nogę dość porządnie.

- Lucyferze… - upomniała czarnego sierściucha Illuminata, zdradzając przy tym jego nietypowe imię, po chwili wygrzebała z wora mapę i zastanowiła się – TĘDY! Musimy przejść przez Mroczną puszczę! – powiedziała władczym głosem i ruszyła.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Jeszcze przed chwilą feniks wypluwał gruszkę ze swego dzioba, w międzyczasie będąc w chatce wraz ze swą podopieczną. Hyiaxinthe słuchała tego, co inni mówią, a mówili, oj dużo mówili. Do tego stopnia, iż dziecina aż pogubiła się, pozapominała wcześniejsze słowa, a gdy próbowała sobie je przypomnieć, zapomniała wszelkie pozostałe fakty i szczegóły z ostatnich wydarzeń. W ten sposób zamilkła, nie wiedząc już, co się dzieje. Zamiast przemawiać, patrzyła się zdziwiona to na osoby, to na przedmioty bądź zwierzęta obecne w ich towarzystwie. Przy okazji, capnęła w swoje dłonie swój kluczyk oraz wszystkie lalki, jakie tylko zdołała, bowiem podobały jej się i koniec kropka.

        Feniks zauważył to i nie zdziwiło go to, bowiem takie rzeczy zdarzały się już wcześniej, a i płynęło z tego wiele dobrego, szczególnie dla osób, których irytuje ciągła gadanina. To jednak, co najbardziej cieszyło feniksa, ptaszysko postanowiło wykorzystać później. Na razie, Dziob spokojnie ogarnął się, zszedł ze stołu, a potem, gdy drzwi zostały wyważone, ruszył na zewnątrz wraz z innymi, szturchając Hyiaxinthe w plecy swoją głową, by nie stała w miejscu niczym kamień, któremu umysłowo czasami dorównuje.

        I tak, szli tuż obok całej reszty tego dziwnego, losowego towarzystwa. Czarny kot staruchy postanowił najpierw okazać dobrą stronę siebie, ocierając się o nogę dziewczynki, a później tą złą, drapiąc ją. Sekundę później, feniks pochylił się w stronę kota, wydając z siebie dźwięk tak wściekły i głośny, iż uszy nie bolały, a same odcinały się od głowy, uciekając byle by jak najdalej.

        Przemieniona zaś...cóż...szła niewzruszona. Lekko krwawiące zadrapanie, a nawet kaleczący słuch ptasi odgłos nie został przez nią zarejestrowany jako coś negatywnego. Na pewno była tego świadoma, bo wzrok przemieściła to na kota, to na wujka, odpowiednio do sytuacji. Nadal była cichutko, na całe szczęście, bowiem pustka w jej głowie sprawiała, iż nie wiedziała, o co spytać.

        Wracając do płonącego ptaszyska, ów inteligentna istota zostawiła kota w spokoju, po czym w spojrzała dosyć dobitne w stronę płonącej dziewczynki. Ta, jak na zawołanie zaczęła mówić, choć łatwo dało się domyślić, iż mówiła to, co myślał jej wujek.

- Będę się strescał, bo nie wiem ile Hijaksintine będzie taka spokojna - To, jak kaleczyła przekaz wujka, podchodziło pod zbrodnię, ale widać, iż się starała. - Chciaubym porozmawiać, póki jest spokujn…

        Czarodziejka opiekunka nie dokończyła, bowiem słowa się urwały w momencie, gdy powietrze przeszył gorący wiatr, wiejący od strony chatki. Ci, którzy obrócili swój wzrok, a wśród tych osób był feniks, ujrzeli nietypowy pożar. Czemu nietypowy? Bo płomienie były czarne, a i zwyczajnym zjawiskiem nie jest na pewno fakt, iż to wszystko zasilała magia, która nieuchronnie przemieszczała to niebezpieczeństwo o nieznanych właściwościach w ich stronę. Feniks zareagował szybko i z finezją - zaskrzeczał niczym kurczak, zatrzepotał okaleczonymi skrzydłami niczym pijane piskle, a uciekał na swych nogach niczym zmutowany indyk.

        Hyiaxinthe zaś spojrzała na czarne płomyki, kompletnie zapominając o tym, ile rzeczy zapomniała a chciała pamiętać, po czym krzyknęła radośnie.

- Co to? To jest ładne! Mogę to przytulić? Czemu to jest czarne? A co to jest? Czy do twarzy temu czemuś w czarnym kolorze? A przytulimy to razem?!

        Tymczasem ci, co odważyli się użyć swego zmysłu magicznego, poczuli, że to sprawka nie kapryśnej dzikiej magii, a czaru wykonanego przez konkretną osobę. Z chatki, którą niedawno opuścili, pochodziło to, co powołało czarny pożar do życia. Wątpliwe było, by Samiel, bądź nawet Hyiaxinthe, był odporny na coś, co powołała magia, a co z faktycznymi płomieniami ma mało wspólnego.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Miał nadzieję, że Illuminata i jej kocur nie będą im towarzyszyć w wyprawie, jednak niestety, pomylił się i już do końca "misji" będzie musiał znosić gderanie i dziwne zachowanie staruszki, mimo że czasami mówi o ciekawych i przydatnych rzeczach. Przy okazji, dowiedzieli się też tego, jak ma na imię kot staruszki. Samiel nie miał najmniejszych problemów z wyruszeniem, tylko że od razu nie przypadła mu do gustu Illuminata, więc wizja niechybnej podróży z nią nie napawała go optymizmem. W dodatku dalej miał wątpliwości co do tego, czy naprawdę są wybrańcami do tej "ważnej misji", bo cały czas wydawało mu się, że gdyby do dziury wpadł ktoś inny, to właśnie tamte osoby zostałyby określone mianem wybrańców, a nie grupa, z którą teraz podróżuje. Zastanawiał się nad tym, czy nie iść na samym końcu, a w pewnym momencie po prostu oddzielić się do grupki i pójść w swoją stronę, naprawdę się nad tym zastanawiał. Nie musiał martwić się o to, że Hyiaxinthe przez przypadek przeczyta jego myśli, bo dziewczyna zajęta była czym innym.

Przemieniony nie odezwał się słowem od momentu wyjścia z chaty, a to dlatego, że sam nie miał nic do powiedzenia, a poza tym, nikt go o nic nie pytał i dialog między resztą nie wymagał jego ingerencji. Z zamyśleń wyrwał go zapach, który poczuł za plecami, otóż był to zapach dymu, jednak nie był to zwyczajny płomień, bo dym miał zupełnie inny zapach. Samiel obejrzał się za siebie i ujrzał jak czarny, magiczny ogień trafi chatę Illuminaty. Pierwszy raz widział coś takiego i po części kusiło go, żeby podejść i sprawdzić, czy jego aura ognioodporności sprawi, że taki ogień również nie zrobi mu większej krzywdy. W tym momencie poczuł, że powinien się odezwać i odciągnąć Hyiaxinthe od pomysłu, który był podobny do tego, jaki sam miał jeszcze przed chwilą, tylko że ona chciała przytulać te płomienie.
- To jest magicznie wywołany płomień, który pierwszy raz widzę na oczy, a żyję już długo i widziałem bardzo dużo rzeczy - powiedział, patrząc na przemienioną. - Sam chciałbym sprawdzić, czy taki płomień zrobiłby mi krzywdę, jednak myślę, że lepiej przyspieszyć kroku i po prostu dalej iść w stronę Gór Druidów, zamiast sprawdzać właściwości czarnego ognia. Tym bardziej nie będziemy tego przytulać - odpowiedział na kolejne pytania, które przed chwilą zadała Hyiaxinthe.
- Po prostu idźmy dalej... - rzekł na koniec i ruszył przed siebie. Wiedział, jak dotrzeć do Gór Druidów idąc z Mglistych Bagien, jednak w razie czego, i tak miał w torbie aktualną mapę Alaranii.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

Oj, ta cała babcia chyba za słabo znała piekło, skoro według niej jego mieszkańcy są mniej zorganizowani i podstępni. Owszem, wielu to ciamajdy i mięcho armatnie, ale gdyby spojrzeć odpowiednio wyżej w hierarchii, sytuacja się zmienia. Lyris sama znajdowała się dość wysoko, a była bardzo młoda i niedoświadczona w większości aspektów. Walczyć potrafiła, ale nie po mistrzowsku, dowodzić też jako tako, czarować podobnie... Jeśli chodzi o różne polityczne gierki i intrygi, nie leżało to w jej charakterze, nawet na pokusim rzemiośle się nie znała. Ktoś chyba powinien przydzielić ją do diabłów, a nie diablic, ot błędy w papierkowej robocie.

Nie mówiła już nic, po prostu szła z resztą grupy w celu "ratowania świata". W dalszym ciągu nie mogła w to uwierzyć, taki kontrast, w końcu jest złem i takie tam dyrdymały. Drużyna nie do zdarcia, można by rzec, same dziwadła, po których nie wiadomo, czego się można spodziewać. Bojowa pokusa, gadulska zapałeczka, narwany kurczak, cichy kapturek, jakaś czarodziejka i to stare próchno. Resztę zwierzyńca można pominąć.

Trochę szkoda tej chatki, bo stanęła w płomieniach, od których dawało magią na kilometr. "Ciekawe, czy mają podobne właściwości do piekielnych..." Trochę ją to ciekawiło, ale nie do sprawdzenia na własnej skórze. Oby ostatecznie to gadulskie coś nie poszło tego sprawdzać, bo...
- Znam jeden, dość specyficzny rodzaj płomienia, którego ugaszenie jest bardzo trudne. Jeśli ten jest chociażby jego pochodną, możemy nie poradzić sobie z czyimś zapłonem - rzekła, spoglądając na grupę. Porada od serca... no prawie. Za to cały czas korciło ją dowiedzieć się, jaka to osobowość kryła się za tymi topazowymi oczkami. Był jedynym mężczyzną w okolicy, nawet intrygującym, więc nutka ciekawości tu występowała. - Daleko do Gór Druidów? Nigdy nie miałam okazji tam zagościć...
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Kot, przestraszony przez feniksa, zjeżył się i wskoczył Samielowi na głowę. Zorientował się, iż to nie najlepsze miejsce, więc podbiegł do staruszki i miał nadzieję, że przy niej nic mu nie zagrozi. Luna patrzyła na futrzaka, chcąc go zamordować za to, iż przez niego omal jej uszy nie odpadły. Tylko Illuminata pogłaskała zwierzę i wzięła na ręce, jak gdyby nigdy nic. Niespodziewanie pojawił się pożar.

- NIEE! MOJA CHATKA! NIEEE! – krzyczała babunia.

Natomiast czarodziejka przyglądała się zaskoczona, ale spokojna. Chciała co prawda odpowiedzieć Hyji, ale ziewnęła w tym czasie przeciągle. Na szczęście zajął się tym Samiel, a także Lyris coś dopowiedziała.

- WSZYSCY BIEGIEM! – krzyknęła nieco szalona staruszka i pobiegła do przodu, wciąż trzymając Lucyfera. W takich sytuacjach lepiej nie stawać i pytać, o co biega, więc i Luna ruszyła, tyle że użyła swych skrzydeł, latanie to o wiele szybszy sposób do przemieszczania się. Jak się okazało, dobrze zrobiła, rosnące tu drzewo właśnie się łamało i lada chwila spadnie, kilka innych podobnie, ucieczka była jak najbardziej na miejscu. Zdaje się, że ktoś chciał się ich pozbyć.

- Mam nadzieję, że Samiel i Hyiaxinthe dadzą radę… - pomyślała pradawna, bo nie miała czasu, by się odwrócić i skontrolować sytuację. Nawet jakby dziewczynka potrzebowała pomocy, to cóż ona by zrobiła, nie jest ognioodporna tak jak przemieniony. No i oczywiście, co z Lyris? Po prostu frunęła przed siebie, unikając walących się drzew. Coś jednak ją zatrzymało. Dziwny ogień znikąd pojawił się przed nią i przed Illuminatą. Dym był okropny, duszący, wywoływał straszny kaszel. Luna ze wszystkich sił starała się uciec w miejsce ze świeżym powietrzem. Musiała wylądować, szkodliwy dym wznosił się do góry, przy ziemi było bezpiecznej. Dostrzegła resztę towarzyszy odgrodzonych gałęziami zwalonego drzewa. Z pomocą magii pustki sprawiła, iż przeszkoda zniknęła. Tuż za nią pojawił się portal. Nie wiadomo, dokąd prowadził, ale był idealną drogą ucieczki. Zawołała więc resztę, by poszli w jej ślady i przekroczyli portal.
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości