Strona 1 z 2

[Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Sob Sie 25, 2012 7:15 pm
autor: Metatron
Pojawili się niecały dzień drogi od siedziby dawnego mistrza nekromanty. Okolica była podmokła, kilka krzywych drzew wydawało się patrzeć posępnie na całą grupę. Wokół pachniało stęchlizną. Metatron bez słowa wskazał dłonią kierunek. Tragarze podźwignęli lekko zapadająca się w grunt lektykę. Zielarka posłał nieufne spojrzenie nekromancie. Ruszyli.
Metatron zamknął oczy. Oddał się tylko i wyłącznie magicznemu światu zawirowań magicznych. Trzeba było przyznać, tych była tu cała masa, tysiące wirów, strumieni i rzecz energii, małych, chaotycznych tworów jakoby już martwej pozostałości po niegdyś dynamicznej magii.
-Ufam, iż pan poradzi sobie z ewentualnymi zabezpieczeniami pańskiego mistrza. Nie chciałbym spędzać zbyt długiego czasu na ich analizie, a – przerwa. Grymas bólu. Coś strzeliło pod żebrami pradawnego. - brutalne niszczenie zapewne wyzwoli mechanizm który doprowadzi do końca zbiory.
Przypominał sobie. Chyba już kiedyś pokonał te bagna. W tamtym kierunku. Te drzewa, ten zapach. Chyba przemokły mu buty – kiedyś chodził o własnych siłach. Dziś już nic nie było takie.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Nie Sie 26, 2012 9:23 pm
autor: Arthanal
        Błoto zabulgotało i chlupnęło w górę, kiedy nekromanta zmaterializował się na rzadkiej kupce trawy. Arthanal szybko wszedł na nieco pewniejszy grunt, rozglądając się dookoła.
        Był na bagnie - zewsząd otaczała go brudna woda, błoto, kępki trawy i karłowate drzewa. No i smród. Całe to nieprzyjemne raczej otoczenie nie bardzo wadziło nekromancie. Trupy były brzydsze i bardziej śmierdziały.
        Wkrótce Metatron dał znak swej świcie. Wojownicy podnieśli lektykę i ruszyli, Formierz szedł zaś za nimi. Kierunek był dobry - wyczuwał prądy magicznej energii, w których rozpoznawał ślad swego dawnego mistrza. Siedziby jednak widać nie było - minęło dobrych kilka godzin, nim ujrzeli przed sobą wieżę.
        Była podobna do tej, w której Pharacelsus mieszkał w Maurii. Wysoka, budowana z ciemnego kamienia, zdawała się niknąć w chmurach - prawdopodobnie w wyniku obecności bagiennych oparów. Gdy podeszli nieco bliżej, oczom kompanii ukazała się reszta siedziby - wysoki mur, brama z kutego żelaza, a za nimi niski dom, którego dwa skrzydła okalały niewielki dziedziniec z fontanną na środku.
        Ten widok zastanowił nekromantę. Pharacelsus mógł mieszkać w wieży tak, jak miało to miejsce w Maurii. Jeśli więc nie on, to kto mógł mieszkać w domu? Widać było, że dawno nikt tam nie zaglądał - roślinność - dziwna, bo rosnąca raczej na suchszych niż bagna terenach - rozrosła się bujnie, porastając ściany i rozsadzając bruk na dziedzińcu. A jednak dom był używany z pewnością.
        Arthanal nie oglądał dłużej budynku - jego uwaga zwróciła się na magię. Luźne dotychczas jej prądy formowały się w barierę, ledwie parę metrów przed nim, przed murem.
- Dziedziny Śmierci i Istnienia, połączone - poinformował Metatrona. - Normalne dla Pharacelsusa... ale jest tu coś odmiennego. Dziedzina Sił? Wedle mojej wiedzy, mistrz nią nie władał. Chyba, że maskował część aury... zresztą nieważne. Po kolei. Dziedzina Śmierci, jak mi się zdaje, jest tu użyta niezwykle sprytnie. W pewien sposób ,,ożywia" całą barierę, nadając jej coś na kształt świadomości. Nie wiem, w jakim celu została tutaj użyta, ale może odpowiednio reagować na wszelkie zmiany w strukturze zaklęcia. Dziedzina Istnienia, bez wyraźnego działania. Albo jest niezwykle misternie wpleciona w całą strukturę, albo służy za pułapkę. Zresztą sam oceń, Metatronie Cimcum Chesedzie. I w końcu Dziedzina Sił. O niej mam tylko podstawowe pojęcie, nie potrafię powiedzieć, czemu służy tutaj. Z pewnością sam jesteś w stanie to stwierdzić...

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Pon Sie 27, 2012 4:15 pm
autor: Metatron
Grunt odrobinę bardziej skalisty pozwolił uleżeć tragarzom i odstawić na chwilę lektykę. Zielarka wyjęła z torby jakiś starty pył, chyba zioła i zaproponowała go nieśmiało nekromancie. Podobno miał blokować na pewien czas zmysł węchu.
Metatron otworzył oczy. Lekko bolała go głowa, słabym, pulsującym z rytem za oczami. Migrena. To ten zapach, wszechobecna woń rozkładu. Dodatkowe zabezpieczenia energetyczne działały jak należy. Przyjżał się zabezpieczeniom. No tak, do tego jeszcze zgniatarki, ktoś miał wyobraźnie. W umyśle pradawnego zrodziła się smutna myśl dotycząca Arthanala: mógłby powiedzieć coś czego Meatron nie wie. Stwierdzać oczywistości każdy może. Jednak czardziej się nie odezwał. Nekromanta był jak do tej pory grzeczny, a to ważna rzecz w oczach pradawnego.
Wysunął przed siebie jedną, nie kryształową dłoń. Powstrzymał drżenie, uczynił kilka gestów, zakończył wszystko słowem mocy. Delikatne zaburzenie swobodnej energii świata pomknęło w trzy strony. Metatron odczytywał tylko reakcje otoczenia na strumień.
Coś zaniepokoiło jego uwagę. Za siedzibą, niedaleko... Kolejnym zaklęciem nawiązał kontakt. W geometrycznej zmarszczce doczesności ukazał się obraz dwóch elfich trupów przebitych do drzewa wielkim podwoziem prosto w czaszkę. Byli nadzy, ciała nosiły ślady ognia i tortur. Mieli również wyryte nożem runy na ciele. Metatron o tym nie wiedział lecz ktoś znający się na zwłokach mógłby stwierdzić, że wykonano je tuż przed śmiercią. Czarodziej szybko wyłączył obraz, nie lubił oglądać takich scen.
-Pół dnia za twierdzą. Ślady magii. Moc jest w okolicy za silna, ktoś mu tutaj często używać magi. - Przerwał. Skrzywił się w grymasie bólu. Kontynuował po dobrej chwili. - Rezonans podobny do barier. Gdybym panu nie ufał, stwierdziłbym, że albo sam zainteresowany albo których z jego uczniów tutaj rezyduje.
Zamilkł. Jednak sama budowla wyglądała i tak na opuszczaną. Więc jakim cudem? Metatron analizował warianty. I nie powiedział jednego – ślady były niemal identyczne. Nie chciał też iść na piechotę – czyli być noszonym na lektyce – do miejsca zbrodni. Sprawy się pokomplikowały.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Wto Sie 28, 2012 1:45 am
autor: Arthanal
        Arthanal zwyczajnie zignorował zielarkę, badając barierę, szczególnie skupiając się na Dziedzinie Śmierci. Wolał nie podejmować prób usunięcia zaklęć wcześniej, niż przed usunięciem z nich magii nekromantycznej. Od tej czynności oderwał go dopiero Metatron.
        Obrazy, które zobaczył w sferze, zaintrygowały Formierza. Brutalnie potraktowane ciała dwóch elfów nie były powszechnym widokiem nawet tutaj, na Mglistych Bagnach, tym bardziej, że nosiły na sobie ślady... rytuału? Arthanal chciał bliżej przyjrzeć się symbolom, wyrytym na ciałach, lecz obraz zniknął, zanim nekromanta zobaczył cokolwiek.
        Miał jednak nad czym myśleć. Szepczący Las był daleko, co więc robiły tu elfy? Czy ich obecność tutaj miała związek z cichą wojną, którą Mauria toczyła z Kryształowym Królestwem? Jeśli tak, to dlaczego ta para znalazła się tutaj, miast w Mrocznych Dolinach? I wreszcie - kto ich zabił?
        Słowa Metatrona przyniosły kolejne pytania - na te jednak mógł przynajmniej spróbować odpowiedzieć.
        - Mój mistrz nie żyje - odparł pradawnemu, jednocześnie gładząc palcami zdeformowaną czaszkę na szczycie kostura. - Wedle mojej wiedzy, uczniów też nie miał, a tych parę dni, które tu spędzał, z pewnością nie wystarczyłoby na czyjąś edukację. Mam inną hipotezę. Jakiś mag mógł dostać się tu przed nami, odnaleźć zapiski mistrza Pharacelsusa i wykorzystać wiedzę w nich zawartą do używania magii. To w pewien sposób wyjaśniałoby podobny rezonans... a także znaki na ciałach tamtych elfów. Zrobiono je chwilę przed ich śmiercią, jak sądzę, a choć nie zdążyłem się im przyjrzeć, jest wielce prawdopodobne, iż powstały w trakcie rytuału nekromantycznego. Sugerowałbym ostrożność oraz ściągnięcie tej bariery bez wzbudzania większej uwagi.
        Arthanal skupił swoją uwagę z powrotem na magii, otaczającej siedzibę jego dawnego mistrza. Od razu zajął się Dziedziną Śmierci. Jak ustalił już wcześniej, ożywiała ona całą barierę, nadając jej coś na kształt świadomości. Badając prądy magii, znalazł ośrodek tejże świadomości.
        Gdyby była to po prostu dusza, przywołana z krainy umarłych, sprawa byłaby dość prosta - wystarczyłoby odesłać taką duszę tam, skąd została ściągnięta. Sprawa miała się jednak inaczej - barierę ożywiała po prostu energia, skumulowana w jednym miejscu. Arthanal nawet nie próbował po prostu jej wyssać - taka próba zapewne aktywowałaby Dziedzinę Istnienia. Trzeba było działać subtelniej.
        Nekromanta dostrzegł dwie drogi. Mógłby spróbować nagiąć quasi - świadomość bariery do swej woli. To rozwiązanie, choć w efekcie skuteczne, miało jednak szansę na niepowodzenie, a nawet w przypadku sukcesu, mogło przykuć uwagę maga, rezydującego obecnie w siedzibie Pharacelsusa. Było też inne wyjście - Formierz mógł wyłączyć ową świadomość z bariery, nadając jej ośrodkowi nieco inną strukturę tak, by magiczna pułapka nie zadziałała. Rozwiązanie to było o tyle bezpieczniejsze, że właściwie nie zmieniało zaklęcia w aż tak widoczny sposób. Nekromanta zabrał się więc do roboty.
        Przywołując energię z otoczenia, począł z cicha recytować formułę zaklęcia. Tej samej, nieznacznie tylko zmienionej, używał do przywoływania dusz z zaświatów. Od pełnego rytuału różniło się to tylko tym, że nie otwierał przejścia między wymiarami, by wyciągnąć przezeń ducha. Ukształtowaną energię posłał prosto do ośrodka świadomości bariery tak, by połączyła się ze splotami poprzedniego zaklęcia. Wykrzywiło to jego strukturę na tyle, by Dziedzina Istnienia nie aktywowała się.
        - Zająłem się Dziedziną Śmierci - oznajmił Metatronowi. - Reszta należy do ciebie, Metatronie Cimcum Chesedzie.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Wto Sie 28, 2012 5:30 pm
autor: Metatron
Metatron z biegiem lat, paradoksalnie wręcz, używał coraz mniej magii. Po części był to strach, że coś pójdzie nie tak, że nawet zwykłe zaklęcie go zabije i zatraci. Lecz jeszcze coś. Coś co mędrcy określali mądrością, a wynalazca widział tylko prgmatyzm. Magia mialą być precyzyjna, narzędziem służącym ułatwieniu życia. Lecz nie na każdym kroku, nie wszędzie i ponad wszystko nie powinna służyć do tworzenia barwnych błyskawic aby okazywać swoją potęgę. Nie tędy droga. Co prawda całe te zapewnienia wyglądały śmiesznie gdy pradawny dźwigał wielotonowe zbiorniki metalu w swym laboratorium. Ale to była praktyka. No i pozostqwała jeszcze kwestia nie zdradzania się ze szczegółową budową swych typowych, acz trudniejszych zaklęć przed kimś takim jak Arthanal.
Nic dziwnego, że uniósł tylko jedną, zdrową dłoń w geście uczynienia zaklęcia i użył metody rozbrajania tego typu zabezpieczeń której nie korzystał od lat...
***

Magia drgała. Pulsowała. Moc, energia przepływała świat niczym tchnienie prasmoka, jak jego krew i mistyczny puls. Nic dziwnego, że energia drgała, pulsowała. Metatron znając użyte dziedziny stworzył mały pocisk energii tęczowej barwy unoszący się przed lektyką. Pocisk nie tylko idealne drgał jak bariery, również posiadał identyczne sploty. Pofrunął w stronę zabudować, zniknął. Trzaski. Szmery. Światło się załamywało. Jakby ktoś wywołał reakcje łańcuchowa od drugiej strony, najpierw ogłuszający ryk gdy pocisk wbijając się w rezonans wiązań energii uwolnił ją z jakiejkolwiek formy zaklęcia, a następnie sama moc zaczęła topić okoliczną rzeczywistość jednocześnie qw jakiś pokrętny sposób wciąż pamiętając bazowe zaklęcie bariery. Próby powrotu energii na swój dawny tor można było obserwować tęczowej poświacie złamanego światła. Niestety, sama moc nie była do tego zdolna. Powracając do poprzedniej formy ciągle tylko bardziej się stabilizowała, aż do zamarcia jakiejkolwiek dynamiki.
***

Całe zaklęcie bariery zostało nie tylko zdjęte ale również sprowadzone do świecącej stałym, miękkim światłem kuli praktycznie nieruchomej energii. Metatron zarzeźbił ją na miejscu w przestrzennym, liczącym pięć wymiarów wypaczeniu i zapieczętował do swego pierścienia. Wracając będzie można na powrót rozpakować bariery. Wszystko opierało się na samej naturze bariery. Czarodziej uśmiechnął się niepewnie. Wszystko wskazywało na to, że pomimo stań znowu przesadził.
-Poprowadzi pan? - Zapytał nekromantę cicho. Sam nie wiedział czemu ściszył wzrok gdy uszy magów i tylko magów niemal wypełnił metafizyczny krzyk, krzyk – nie miał akcentu umierania, ożywania, dobra czy zła, był przerażający jak sam krzyk w swej istocie, jak rodzący się lub umierający duch, jak rozszalała magia lub przybycie demona. Nim Metatron zdążył zareagować krzyk nie istniał, a tylko obijał się w jego głowie.
-Obawiam się, że bariery służyły aby chronić przed zawartością. - Tą uwagą śmiał się podzielić. Nie podzielił się uwagą, że wszystkie poszlaki były niesamowicie chaotyczne i dlań niezrozumiałe.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Czw Sie 30, 2012 12:48 am
autor: Arthanal
        Po zdjęciu bariery Arthanal ruszył przodem, zgodnie z życzeniem Metatrona. W chwilę po przejściu przez bramę usłyszał krzyk. Zatrzymał się gwałtownie, jednocześnie tworząc wokół siebie niewielkie zawirowanie energii, mające chronić przed prostymi zaklęciami, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Kiedy krzyk ten przebrzmiał, nekromanta czujnie rozejrzał się po okolicy.
        Stojąc na dziedzińcu, miał po bokach dwa skrzydła domu. Nic jednak nie dostrzegł w jego oknach - ciemność za nimi pozostała mroczna i nieprzenikniona.
        - Być może - odparł na uwagę pradawnego. - My jednak chcemy dostać się do tej zawartości, jakakolwiek by ona nie była. Niepokoi mnie tylko jedno - ten krzyk... To mogła być jakaś zjawa, choć bardziej pasowałoby mi to do upiora z Otchłani. Ze zjawą poradzę sobie raczej bez problemów. W tym drugim wypadku... cóż. Mamy problem. Pharacelsus nie był demonologiem, to na pewno. Ale nie ma co uprzedzać faktów. Jeśli coś tutaj znajdziemy, to tylko w wieży.
        Nekromanta ruszył znowu, obchodząc dom z prawej strony. W międzyczasie skupiał się na poszukiwaniu energii, która nie pasowałaby do magii Pharacelsusa... czy też jego naśladowcy.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Czw Sie 30, 2012 9:56 pm
autor: Metatron
Metatron miał złe przeczucia. Lecz chyba jeszcze gorsze miała jego świta. Dwaj bracia mieli blade twarze, chociaż nie łatwo było przestraszyć ich, mężnie spoglądali przed siebie. Zielarka nerwowo trzymała dłonią lektykę kiedy wkraczali na środek placu. Magia zdawała się za barierą martwa. Nieruchoma magia. Świat nieruchomy. Są na świecia w których czary są takie, martwe, bez ducha, statyczne, ramy rzeczywistości zostają zawężone w ciasne kleszcze tego co możliwe. Tylko czemu takie miejsce znajdowało się za barierą. Ciekawsza była sama wieża – nie miała drzwi. Wyrastała wysoko w górę lecz wejście musiało znajdować się w podziemiach sądząc po braku drzwi. Tragarze odstawili lektykę i obeszli wierzę w poszukiwaniu prześwitów u podstawy. Niestety, nic takiego nie znaleźli. Była to podstawowa procedura o której pradawny nie musiał mówić. Ograniczenia natury rzeczy – Metatron mógł rozszerzać przestrzeń lecz nie było maga który by ją po prostu stworzył. Potrzeba była baza. Nie ma prześwitu, nie ma drzwi. Sama wieża wyglądała jakby miała się zawalić,ingerencje w strukturę były raczej niewskazane. Wynalazca zmarszczył czoło. Był tu już kiedyś, pamiętał, pamiętał...
...to co pamiętał okazało się na tyle grzeczne, że samo przybiegło w postaci śmierdzącego, nieumarłego psa powarkującego na wszystko wokół nad wyraz cherlawe – nie było co się dziwić sadząc po przegniłym gardle. Teraz pradawny pamiętał – szalona maskotka szalonego nekromanty. Metatron skrzywił się w bólu płuc, ale również w obrzydzeniu.
-Panie Arthanalu – zaczął zimno – jak długo mogły utrzymywać się twory pańskiego mistrza?

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Nie Wrz 02, 2012 1:38 am
autor: Arthanal
        Nekromanta, choć również zauważył dziwną statyczność magii w tym miejscu, nie przejął się nią zanadto. Anomalii natury magicznej było w Alaranii mnóstwo, a wedle wszelkich prawideł tu, na Mglistych Bagnach, winny występować one nawet częściej. Zastanawiać mogło tylko to, dlaczego jedna z nich znajduje się w siedzibie Pharacelsusa. Z drugiej strony, dawny mistrz Formierza mógł obrać to miejsce właśnie z racji na tą martwotę magii.
        Arthanal nie zastanawiał się nad tym dłużej, musiał bowiem zająć się innym problemem. Wieża, przed którą stanęli, nie miała wejścia... przynajmniej nie było ono widoczne. Szybko zbadał jej podstawę pod kątem obecności iluzji, nie znalazł jednak nic prócz litego kamienia. Ale czy to faktycznie był problem? Przecież Metatron zawsze mógł teleportować wszystkich do środka...
        Czy może mógłby, gdyby nie dość niespodziewane pojawienie się psa - ożywieńca. Jego ciało zdążyło już zgnić niemal doszczętnie, a jednak wciąż trzymało się kości. Sądząc po próbach warczenia, nie był on zbyt przyjaźnie nastawiony, ale Arthanala niezbyt to obchodziło - chroniła go magia i dwóch wojaków ze świty Metatrona. Spojrzał więc na trupa bez śladów zainteresowania na twarzy, po czym poszukał wzrokiem innych wytworów nekromancji. Armii ożywieńców nie znalazł, więc spokojnie odpowiedział na pytanie pradawnego.
        - To zależy od wielu czynników - rzekł. - Po pierwsze, od prędkości zużywania się ciała. Teoretycznie, przy odpowiedniej jego konserwacji, może ono przetrwać tysiące lat. Ten tutaj jednak mumią nie jest... Druga rzecz, to zaawansowanie zaklęcia, rzuconego podczas rytuału ożywienia. Można bowiem po prostu przywrócić ciało do życia, czy to przez danie mu duszy, czy przez ożywienie czystą energią, przy czym to drugie jest o wiele bardziej kosztowne i w gruncie rzeczy - mniej skuteczne. Można też rozprowadzić energię równomiernie, przywracając do życia osobno każdą tkankę, każdą poszczególną komórkę . To daje o wiele lepsze rezultaty, choć jest niezwykle czasochłonne i wymaga sporej wiedzy. Nie jestem w stanie szybko stwierdzić, co Pharacelsus zrobił z tym psem, to zresztą nieistotne. Po śmierci nie może on oczywiście podtrzymywać zaklęcia. Masz rację, Metatronie Cimcum Chesedzie. To tutaj nie powinno już być ożywione.
        Dlaczego więc dalej się porusza i warczy na nas? Znowu, jest kilka możliwości. Jakiś inny nekromanta mógł podtrzymać czar, co jednak wymagałoby trochę wysiłku. Mógł po prostu ożywić ciało po raz drugi - tylko po co miałby to robić? To może być też zasługa martwoty magii w tym miejscu, a może badania Pharacelsusa pozwoliły mu stworzyć ożywieńca, który sam by się odżywiał, przedłużając swą egzystencję?

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Nie Wrz 02, 2012 2:36 pm
autor: Metatron
Dwaj bracie jakoś nie wyglądali aby byli entuzjastycznie nastawieni do ochrony Arthanala. Pies zaszczekał jeszcze kilka razy, następnie podkuli niekompletny badyl jaki robił mu za ogon. Tknięty przeczuciem postanowił jednak sprawdzić dom. Po raz kolejny uczynił przestrzenią kulę w której jednak zamiast jednego obrazu migały ich tysiące zlepiając się w wielobarwną kulę wnętrza pomieszczeń. Kilkanaście sekund później Metatron zamknął połączenie i zniszczył pośrednie węzły. Tego typu szybka percepcja obszary wymagała praktyki lecz dawała sporo informacji. Głowna z nich było to, że w domu ktoś żyje albo sprawia takie wrażenie – zaścielone łózko, ciepłe garnki, jeżenie podane na stole. Lecz jednocześnie jakby nie wiedział do końca co znaczy życie. Jedzenie nie zawsze było jedzeniem, zamiast owoców na półmisku leżały kamienie, nigdzie nie było śladów świec czy lamp, rozkładający się dywan nie sprawiał problemów w przeciwieństwie do pieczołowicie wyszorowanych luster. Istne szaleństwo.
-Ktoś albo tutaj mieszka albo pragnie takich pozorów – rzekł lakonicznie. Zielarka nerwowo szukała w torbie lekarstwa pradawnego gdyż zbliżała się pora jego zażycia. Jeden z braci chciał już zapytać czy ma iść badać gdy w porozdziawiać łokieć krewniaka zgodnie z zasadą nie wyrywania się na ochotnika.
-Piwnice zdają się dodatkowo zabezpieczone. Niestety, nie wejdę do domu z lektyką. Nie chce naruszać równowagi tego miejsca. - Dodał w odniesieniu do korzystania z magii. Nie będzie wszak marnotrawił całej mocy na tak liche przedsięwzięcie? Oczywistym w oczach Metatrona było aby Arthanal zszedł sam tylko w obecności sondy zapewniającej mu kontakt. Posłał nekromancie wymowne spojrzenie.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Wto Wrz 04, 2012 12:14 am
autor: Arthanal
        Nekromanta w lot pojął, czego oczekiwał od niego Metatron.
        - Zajmę się więc tymi piwnicami osobiście - oznajmił pradawnemu. - Oczekuję tylko pełnego wsparcia twoją, Metatronie, wiedzą w przypadku gdybym trafił na coś mi obcego.
        Z tymi słowy odwrócił się na pięcie i skierował swe kroki z powrotem ku wejściu do domu. Przodem wysyłał impulsy, mające w porę ostrzegać przed pułapkami. Po chwili dotarł do dwuskrzydłowych drzwi, które, co ciekawe, otworzyły się, zanim dłoń Formierza spoczęła na klamce. Cóż za tani horror...
        Arthanal przekroczył więc próg domu, który tak żarliwie zapraszał do swego wnętrza. Nie został zaatakowany, nie wpadł w pułapkę, nie powstrzymała go bariera. Cóż... Pewien kaznodzieja głosił, że jeśli dom nekromanty zdaje się być bezpieczny, to już znak, że coś niedobrego się dzieje. Nekromanta rzadko zgadzał się z kaznodziejami, temu musiał jednak przyznać rację. Zdwoił więc czujność.
        O dziwo, niepotrzebnie. Oprócz ledwie słyszalnych szeptów, nic nie przeszkodziło Formierzowi w odnalezieniu zejścia do piwnic. Odnalazł je zresztą bardzo szybko, kierując się po prostu w stronę zabezpieczeń, wcześniej wykrytych przez Metatrona. Obecność pradawnego też zresztą czuł - w każdym momencie mógł nawiązać z nim kontakt.
        Do piwnic prowadziły wąskie, ciemne, rozklekotane, brudne i pełne pająków schody. Tu przynajmniej coś się działo - nekromanta wyczuł kilka nagłych rozrzedzeń i zagęszczeń energii. Co oznaczały - nie wiedział, dufny w moc chroniących go barier, nie reagował też na nie specjalnie. Wkrótce schody się skończyły, Arthanal wyczarował niewielkie światełko i zaczął penetrację piwnic.
        Określenie ,,piwnice" było tu zresztą mocno nieprecyzyjne i cokolwiek mylące - to była rozbudowana, podziemna sieć korytarzy i pomieszczeń. Większość była ślepymi uliczkami, w których Formierz stracił sporo czasu. Wreszcie trafił na właściwą - jak mu się wydało - drogę. Zabezpieczona pułapkami oraz barierami, sprawiała wrażenie drogi z celem na końcu. Było to na tyle obiecujące, że nekromanta jął zdejmować zabezpieczenia.
        Nie była to zbyt skomplikowana magia, przeto robota szła dość gładko - przynajmniej, dopóki Arthanal nie natknął się na barierę dość... nietypową. Bariera ta była. Właściwie tyle dało się o niej powiedzieć - nie wyczuwały jej praktycznie żadne zmysły nekromanty. O jej istnieniu informowało tylko ukształtowanie energii w tym miejscu - a i ta była jakaś dziwna, jakby przytłumiona...

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Wto Wrz 04, 2012 9:22 pm
autor: Metatron
Metatron obdarzył Arthanala towarzystwem małej aberracji przestrzennej która za pośrednictwem dwóch pośrednich węzłów ukazywała obraz w swej sferycznej siostrzyczce tuż przed przed lektyką pradawnego. Kiedy nekromania zniknął w budynku, zielarka właśnie kończyła gorzki napój dla czarodzieja. Wypił go z nieskrywanym grymasem niechęci.
Przez swoją szklaną kulkę która nie była ani szklana ani nie istniała inaczej jak wypaczenie geometrii dojrzał barierę. Lecz w oczach Metatrona wcale nie jawiła się jako bariera. Pulsowała w obcym rytmie, zakrzywienie lokalnej energii nie przemieszczało jej, raczej jak fana na morzu, nie przemieszcza wody, a tylko sama się rozchodzi gdzieś dalej. Pradawny miał pewne przepuszczenia których jednak nie chciał wypowiadać na głos. W sumie to nie miał do kogo, a nie chciał mącić toku myślowego Arthanala – może on wpadłby na coś rozsądniejszego.
W piwnicach coś się poruszyło czy raczej ktoś – sądząc po wyprostowanej postawie żywego trupa który jak gdyby nigdy nic przeszedł przez barierę, stanął kilka metrów przed Arthanalem i skłonił się grzecznie. Wyglądał, cóż... Jeśli Metatron miałby określić jak ma wyglądać zombi to ten wyglądałby wprost przeciwnie. Wszystkie rany na jego ciele i szarpnięcia zostały starannie zszyte, wyraz twarzy może nie grzeszący inteligencja ale przynajmniej usta nie rozwarte, spojrzenie wiadomo... martwe. Najciekawsze było jego ubranie, zupełnie nie zdawał się przejmować stanem zaawansowanej entropii tegoż, nagryzionemu rondo kapelusza ale było czyste i wyprane. No i trzymał w dłoni lampę – po co nieumarłemu lampa? Wysunął dłoń przed siebie jakby chciał powitać Arthanala. Lewą dłonią. Uśmiechnął się też gdyby nie brak zębów.
”Na bogów, co się tutaj dzieje...” – skomentował w myślach pradawny obserwując sytuacje.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Czw Wrz 06, 2012 10:20 pm
autor: Arthanal
        Trup, który stanął przed nekromantą, wyglądał... inaczej. Nie odpychał wyglądem, przeciwnie - prezentował się nawet schludnie, jeśli nie liczyć ubytków w ubiorze. No, ale jak na zombie... było nieźle. Co więcej, przejawiał też pewną znajomość manier. To już było intrygujące.
        Takie ożywione trupy istniały bowiem z reguły po to, by wypełniać rozkazy. Przyjmując zaś, że ten nie był wyjątkiem, a stworzył go Pharacelsus, mógł pełnić tu funkcję czegoś w rodzaju kamerdynera, a więc i doprowadzić nekromantę do wieży. Tylko dlaczego miałby to zrobić?
        Jak się okazało, niezbadane są wyroki nekromantów. Arthanal kulturalnie skłonił lekko głowę, odpowiadając na powitanie ożywieńca - dłoni mu nie ściskał, raz, że było to nieprzyjemne, dwa, niezbyt wskazane dla zdrowia. Wtedy też trup jak na komendę odwrócił się na pięcie, uniósł trzymaną w dłoni latarnię nieco wyżej, oświetlając drogę. Wykonując dłonią zapraszający gest, wyraźnie dający Formierzowi do zrozumienia, że ma podążać za zombie, ruszył przed siebie. Tak jak poprzednio, po prostu przeszedł przez barierę.
        Nekromanta zawahał się, lecz tylko na chwilę. Niespodziewanie zdało mu się, że ufa temu żywemu trupowi. Był on bowiem dziełem śmierci, a jego twórca przecież nie chciał skrzywdzić Formierza... Co ciekawe, przeczucie Arthanala na razie sprawdzało się - przeszedł przez barierę bez żadnego szwanku.
        Za nią korytarz rozszerzał się, powoli też zaczął wznosić się ku górze. Jego podłoga była względnie czysta, ściany i sufity wolne od pajęczyn. Po chwili mag zauważył też drobne ryty, które z początku wziął za pęknięcia w kamieniu. Co przedstawiały - nie wiedział, były bowiem zbyt zatarte, zbyt... stare?
        Wkrótce chodzący trup zgasił latarnię. Nie była już potrzebna - z widocznego już wylotu korytarza sączyło się miękkie światło, sprawiające wrażenie zapraszającego do środka - jak słusznie domyślił się nekromanta - wieży.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Pią Wrz 07, 2012 4:47 pm
autor: Metatron
Metatron oglądając scenę czuł się odrobinę zażenowany. Trup który udaje żywego prowadzi nekromantę do wieży mającej wyjście tylko w podziemiach. Ty razem magowie usłyszeli nie krzyk, a metaliczny pisk dochodzący zewsząd, jakże podobny do tego krzyku który usłyszeli wcześniej. Metafizyczny dźwięki. Metatronowi coś to przypominało, dawne badania. Tak, teraz już wiedział co otrzymał od danego mistrz Arthanala – wyniki pewnym eksperymentów, według prawnego nieetycznych. Lecz to nie same eksperymenty były istotne. Lecz ich wynik, wynik hekatomby złożonej z ludzi. Wynik zbrodni.
Arthanal wkroczył po schodach do góry jak prowadził trup, na sam parter wieży. Zarówno nekromanta jak i pradawny mogli wyczuć drgania energii, jej małe, ic nie znaczące sumienie. Metatron domysł się, to nie były czary. To była sama energia. Ruch potrzebuje dla siebie tła aby istniał. Martwego tła. Na dole wieży znajdowało się nigdy nie używane, dobrze zaścielone łóżko truposza. Pachniało naftaliną. Poza tym pusto, tylko schody na wyższe piętro i kilka magicznych lamp drgających niepewnie. Meatro przez swój kontakt spojrzał na lampy.
Raz, raz, raz, dwa, dwa, raz, dwa, trzy, raz,raz ,dwa... Migoczące, magiczne światło zdawało się tworzyć kod, kompatybilny z falami magii, wszędzie powtarzały się tylko cztery wartości – trzy pełne oraz jedna oznaczająca brak działania. W rytmie, w szybkości, wędzie, we wszystkich pływach magii nie znajdowały się więcej niż trzy stany.
Nieumarły pies usiadł kilka metrów od lektyki i wywiesił przegniły jęzor. Świta czuła sie zaniepokojona.
Truposz próbował do Arthanala wykrztusić kilka słów lecz skończyło się tylko na wiaracji czterech głosek, potem szesnastu, aż wreszcie nakrzyczał na nekromanie ze strapieniem w pustych oczach bełkotem skradającym się dokładnie z liczby głosek cztery raz cztery razy cztery. Wskazywał rękami na górę i podawał mu przegniły owoc.
-Przetrzymaj go chwilę. Albo uciekaj. - Rzekl Metatron i te same słowa uslyszal Arthanal dobiegające z aberracji przestrzennej mu towarzyszącej, trochę zniekształcone. Połączenie było tu niestabilne, a jak widać pradawny nie wiele z tym robił.
Bo był zajęty... Zamknął oczy i liczył. Dla wielu istot byłby geniuszem – bez żadnych przyborów zewnętrznych, licząc wszystko w pamięci starał się przypisać elementarnym składnikom mowy kody na bazie tutejszych wibracji, zresztą nie tylko im. Chciał poznać tutejszy kod. Co prawda przypominało to próbę zrozumienia sensu dźwięków Świercza – gdyby nie wracająca pamięć.
***

-Liczba ich trzy, dziewięć, dwadzieścia siedem bo ja zliczam me dzieci.
-Brakuje panu pustego znaku. Byt potrzebuje niebytu dla kontrastu, pomiędzy falami ujemnymi i dodatnimi jest punkt zerowy.
-Słuszna uwaga panie Metatronie lecz nijak to pasuje do wyników badań gdzie moje dziedzictwo to trzy.
-Ilu pan zabił? - Surowy głos pradawnego, jeszcze w dawnych czasach na własnych nogach zdał się ścinać przestrzeń i duszę w małe pudełko jary.
-Trzy to liczba mych dzieci, trzech za sługę, trzydziestu za pana, trzystu za króla.
-Naliczyłem więcej zwłok. Proszę nie kłamać. Jesteśmy tu w celach naukowych.
-Stu jedenastu za mnie!
***

”Na bogów, jak mogłem do tego dopuścić! Co innego szafować własną ofiarą, co innego zezwalać na ofiarę innych.” -zamarło w głowie pradawnego przygniecionego sumieniem. Co innego zbierać wyniki już przeprowadzonych badań. Co innego było jak w tym wypadku – czekając na nie jak wilk na zdobycz, zachęcając, by“ współwinnym tej zbrodni.
Liczba trzy. Klucz. Arthanal musiał dać Metatronowi jeszcze trochę czasu. Tymczasem trup nalegał aby poszedł na górę.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Sob Wrz 08, 2012 10:06 pm
autor: Arthanal
        Wchodząc do wieży, Arthanal poczuł strumienie energii... i coś jeszcze. To było coś na kształt uczucia, jakie towarzyszy długo wyczekiwanego powrotu do domu - poczucia szczęścia i bezpieczeństwa. Z jedną tylko różnicą. To tutaj zdawało się być złe. Cuchnęło śmiercią... ale Formierz lubił ten odór.
        Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Nie znalazł nic ciekawego - tylko długo nieużywane łóżko i kilka lamp, wyglądających na zepsute. Nie dziwota. Jeśli tworzył je Pharacelsus, już dawno powinny zgasnąć. Nekromanta nie zastanawiał się nad nimi dłużej, dlatego też nie zauważył, że owe mrugania układają się w pewną powtarzalną sekwencję. Bardziej zainteresowało go zachowanie jego nieumarłego przewodnika - zaczął on bowiem bełkotać coś niezrozumiale.
        I znów, Arthanal nie zauważył pewnej prawidłowości, zachodzącej w owym bełkocie. Tym razem absorbowały go po prostu próby zrozumienia tych prób wymowy. Nie udało się, lecz nekromanta zauważył coś niezwykle intrygującego - ślad emocji w oczach trupa. Ten zombie był zdecydowanie inny niż reszta. Tak doskonały, niemal ludzki... Jakże więc można było mu odmówić, kiedy poprosił Formierza, by ten udał się z nim na górę?
        ,,-Przetrzymaj go chwilę. Albo uciekaj." - usłyszał nagle Metatrona. Przytrzymać tu tego ożywieńca, zignorować jego prośbę? Uciec, nie poznawszy natury doskonałości tego wspaniałego tworu...?
        - Nie - odparł. - Ta istota czegoś ode mnie chce, a ja pragnę się dowiedzieć, czego. To miejsce jest przesiąknięte śmiercią, dlaczego mam więc nie usłuchać jej tak doskonałego odbicia? Czy nie widzisz? Choć ten tutaj nie żyje, zachowuje się jak żywy. Jest inteligentny, wie, czego chce, ma wobec mnie jakieś zamiary... Chcę i muszę poznać jego naturę, inaczej śmierć mego mistrza będzie bezowocna.
        Nekromanta ujął w dłoń przegniły owoc, podany mu przez nieumarłego. Obejrzał go z wyrazem dziwnej melancholii na twarzy, po czym odrzucił na bok.
        - Prowadź - polecił krótko nieumarłemu. Ruszył za swoim przewodnikiem i po chwili znalazł się na piętrze wieży. Tu już było więcej sprzętów - parę regałów, pulpitów, do tego trochę książek, ciała, kilka płonących świec... wróć. Ciała?
        Ano tak. Na podłodze leżały ciała, ubrane w wystrzępione łachmany i potraktowane mniej więcej tak, jak tamta para elfów, którą Arthanal mógł oglądać nieco wcześniej. Co ciekawe, choć znaki wyryte na ich ciele powstały raczej dawno, po zwłokach nie było znać żadnego śladu rozkładu. Nekromanta nie wyczuwał w nich jednak śladów energii - nie były więc ożywione. Nagle mag poczuł że wie, co musi zrobić...
        Kierowany instynktem, sięgnął do woreczka z rytualną solą, po czym, zaczerpnąwszy z niego, usypał w niewielki, równy krąg dookoła siebie. Następnie dodał do niego kwadrat tak, by jego kąty stykały się z okręgiem. W kwadrat wpisał ośmioramienną gwiazdę. Następnie odczepił od pasa księgę, znalazł opis rytuału, po czym postawił kostur na kamiennej posadzce, równo w środku kręgu. Otoczony niewielkim polem siłowym, stał idealnie prostopadle do podłoża.
        Następnie nekromanta zagłębił się w tekst opisu rytuału. ,,Arcania Tenebris Artes" spoczywała na jego lewej dłoni, prawą kreślił nieco podstylizowany symbol czegoś w rodzaju wrót. Jednocześnie z jego ust wylewał się potok wymowy - teraz już łatwy do rozpoznania dla Metatrona, gdyż była to ta sama inkantacja, której Formierz użył przy zdejmowaniu bariery przed posiadłością. Pod wpływem jego słów krąg zajaśniał trupiobladym światłem, a nekromanta zaczął tracić siły, kiedy energia powoli przelewała się w ciała na podłodze. Normalnie czerpałby ją z otoczenia, tu jednak nie było wystarczająco potężnych źródeł, nie licząc Metatrona i jego świty.
        Prądy energii raptownie zawirowały, skupiły się w jednym miejscu, dokładnie nad szczytem kostura. W powietrzu, tuż pod sufitem, zaczął pojawiać się opalizujący zarys portalu. Portalu do krainy zmarłych...

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Nie Wrz 09, 2012 3:45 pm
autor: Metatron
Z zamyślenia pradawnego wyrwał Arthanal. Uczeń wart był swego mistrza? Czy nie widział? Ciała, teraz dla Metatrona było jasne, miały być tym czym stał się prowadzący do wieży ożywienie. Wyższa formą. To były pozostalosci po nieudanych czarów stworzenia jego poprzednik lub braci – tak rozumował pradawny. Dokonywanych przez kogo?
Arthanal Formierz zachowywał się jak szaleniec. Mówił jak szaleniec, był szaleńcem w oczach zdenerwowanego czarodzieja. Słabe serce przeklętego magią pradawnego biło szybciej, ciało drgało mu w nerwowych tikach, prawa mogą podrygiwała tak jak drgała powieka. Wojownicy przyzwyczajeni do stanu zdrowia nie zarefowali. Lecz wiedzieli, że dzieje się coś niedobrego. Zielarka podała magowi do ssania liście. Po kilku chwilach tik ustał, był tylko wyczuwanym, irytującym lecz niewidocznym pulsem krystalizujących się nerwów.
Strach mieszał się z podnieceniem nowym odkryciem.
Obserwująca aberracja przeniosła się na samą góra wieży gdy nekromanta czynił swe czary. Na samym szczycie zniebieściały się wszystkie, bezpośrednio czy pośrednio. subtelniejsze od wiosennego watry pływy magiczne. Lecz Metatron już teraz wiedział, że to nie w tym miejscu nadawano ton wszystkim pływom. To wszystkie pływy nadawały ton temu. Zdawało się uśpione. Arthanal zignorował jego ostrzeżenie. Pradawny zamknął kanał transmisyjny, i tak stawał się niestabilny. Z powodu martwoty pobliskiej magii w wirze nie zgromadziło się wiele energii. Wysiłkiem woli i którą formuła wzmocnił go ku bezpieczeństwu. Wojownicy chwycili się lektyki. Stało się.
***

Raz. Żywy trup stał się jakby już mniej żywy, czy całkiem martwy. Stoczył się na podłogę jak szmaciana lalka. Rzeczywistość rzeczywistość się w swym fundamencie jako początek przerażającego koncertu w takcie trzy na cztery.
Dwa. Świat zdał się jakby rozmazany, cała okolica wypełniła się pasmami energii tworzącymi skomplikowany układ , wir chroniący Metatrona dodatkowo działał ledwo, magiczne pioruny trzaskot wkoło, świta skuliła się bliżej lektyki. Nie aby ilości były wielkie, ale wszechobecna magia byłaby i tak za duża ilością dla sieci pływów aby pradawny czuł się dobrze.
Trzy. Świat wydawał się przepuszczony przez rozmyty, tęczowy filtr. Magia, niezbyt wielke ilości lecz w niespotykanej ilości kanałów omiatała okolice. Falami, strumieniami, pulsami, bardziej skomplikowanymi układami lecz każdy miał tylko cztery stany.
Cztery. To przebudziło się. W Arthanala skierowały się wywołane z pobliskiej energii pociski. Nie chciały go zabić. Chciały weń... Wniknąć.
***

-Panie Metatronie, to jest życie wieczne! Ile można dokonać.. Trzy, cztery... Wciąż się waham.
-Życie? Rozumiem, nekromancie bardzo elastycznie do tego podchodzą. Lecz jak można nazwać życiem zaklęcie? Coś, czego krwią jest magia, co myśli falami jej pływów, czego pamięciom są sadzawki energii wypełnione w różnym stopniu, co zna tylko cztery stany myśli, myślio elementarnej?
-Więc cztery, mówisz?
-Nie słucha mnie pan!
-Słucham. Wiesz Metatronie... Forma określa treść... Symbioza.
***

Cztery. Zaklęcie zamknięte w trupie ożyło, przejęło ponownie całą, własną infrastruktur. Metaron próbował odczytać całość kodu. Lecz nie rozumiał go. W tej postaci istota była bardzo odległa fizycznym, ani oni jej nie mogli zrozumieć, ani ona ich. Słyszali swoją mowę, może nawet znali słowo lecz nie rozmieli, jak Metaron rozpracował kod, tak istota ich słowa – lecz bez kontekstu było to martwe.
Chyba, że opętałaby Arthanala...
Pradawny próbował nawiązać połączenie, lecz gesty nie wychodziły, nie wiedział czy to przez istorte czy drżenie rąk. ZA dużo magii. Pradawnego bolały kości, ręce drgały, nie mógł złożyć poprawnego gestom a jeżyk miotał się jak pijany.

Re: [Tajna siedziba Pharacelsusa] W poszukiwaniu wiedzy

: Wto Wrz 11, 2012 9:25 pm
autor: Arthanal
        Rytuał ożywiania zwłok nie zawsze udawał się tak, jak powinien. Czasami nie przynosił żadnego efektu, kiedy przywoływany z zaświatów duch zdołał wymknąć się nekromancie. Czasami ciało kompletnie niszczało, jeśli dostarczona mu energia była zbyt duża lub zbyt gwałtowna. W najgorszym razie rytualista mógł zostać opętany. Próba Arthanala powiodła się jednak, tym dziwniejsze były więc jej skutki.
        Wszystko zaczęło się tak, jak zacząć się powinno. Ożywieńcy wstali, zrazu niepewnie, później coraz śmielej zaczynając żyć na nowo. Kiedy ruszali się już tak zgrabnie jak tylko trupy mogły się poruszać, podeszły do kręgu, przystanęły. Wszystko zdawało się być w porządku... tylko dlaczego runy na ciałach nagle zajaśniały, a w zombie wpompowana została spora dawka energii, zniekształcając ich świadomość, stanowiącą właściwie wolę Arthanala? Dla nekromanty uczucie to było dość nieprzyjemne, ale cóż. Takie były skutki braku zabezpieczenia. Ożywieńce zaś, jako byty magiczne, były podatne na ingerencję z zewnątrz. Tyle dobrego, że nie zamierzały go atakować. Po prostu stanęły w ładnym półkolu, tępo gapiąc się w przestrzeń i od czasu do czasu wydając dziwne dźwięki. Nadto dotychczas świetnie trzymający się ożywiony przewodnik padł na ziemię. Arthanal już miał zbadać energię w jego ciele, kiedy wyczuł coś innego.
        Świat rozmył się w jego oczach. Dosłownie. Cała okolica ożywiła się nagle, martwota została wyparta przez pasma energii, energii tak potężnej, że tworzyła magiczne wyładowania. Nekromanta otoczył się własną magią, żałośnie słabą w porównaniu z tym, co rozpętało się wszędzie dookoła. Najdziwniejsze było wrażenie, że cała ta burza była... świadoma?
        Świat rozmył się jeszcze bardziej, stając się mieszaniną bezkształtnych barw. Co ciekawe, zmiana ta nie objęła dwóch punktów w zasięgu wzroku Arthanala - portalu do krainy zmarłych, o dziwo, jeszcze utrzymującego się nad sufitem - co było jeszcze zrozumiałe - oraz przestrzeni, której obszar zamykał się wewnątrz niewielkiego kręgu, usypanego przez nekromantę - co zrozumiałe nie było żadną miarą. Nekromanta chwycił swój kostur, spiął się, recytował z cicha inkantację. Spieszył się, czasu miał mało. Poczuł bowiem, co się dzieje.
        Stało się. Moc gwałtownie wzrosła, kiedy potężna świadomość - na pewno nie należąca do żadnej ze znanych nekromancie istot - przebudziła się. Ze skumulowanej energii oderwały się pociski, skierowane w Arthanala.
        A on pozwolił im w siebie wniknąć.

***


        Był w istocie. Cudowna to była istota, nie ograniczana czwórkowym schematem, myśląca w każdej skali pośredniej, w każdej możliwej liczbie wariantów, aż po nieskończoność. Pierwszy raz doświadczył takiego odczucia - doświadczył i zapisał w sobie, by móc je odtworzyć. Powoli poznawał myślenie istoty, szło zresztą łatwo. Istota nie broniła się, a była na tyle silna, by nie umrzeć. To było dobre miejsce dla niego.
        Nastąpiła zmiana w myśleniu istoty. Zapisał ją natychmiast, lecz wkrótce pojawiła się następna zmienna, po niej kolejna... Pojął, że w swym ograniczonym schemacie nie pozna jej natury. Cóż to była za strata...!
        Wyczuł coś jeszcze i natychmiast zapisał w sobie tą zmianę, dostosował się do niej, skupił swą strukturę na jej źródle. I dostrzegł kolejne istoty - podobne, choć słabsze od miejsca, w którym przebywał. Lecz był tam też inny byt - odmienny od innych... Potężniejszy.
        Byt także poznawał jego istotę. To było niesamowite - nie korzystał z magii, rozwiązania kodu pojawiały się w jego umyśle. Był blisko, już niemal rozumiał, a jednak wciąż nie mógł znaleźć kompletnego rozwiązania. Potrzebował kontaktu.
        Zwrócił się do istoty, a istota wyczuła ten kontakt. Kolejny zapis, tym razem z obcowania z inną istotą.
        Odezwał się on istoty, odezwał się jako Arthanal zwany Formierzem, lecz swoją świadomością i wolą...