Mgliste Bagna[Droga przez Bagna] Uciekinierzy

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Konwój uchodźców starał się żyć własnym życiem, a nie był od dawna niepokojony przez żadne zwierzęta, obce byty rodem z najczarniejszych koszmarów tudzież potworów z bagien, a w końcu na tych ostatnich aktualnie się znajdował. Każdy, zarówno gadziooki daleki krewny Nosferatu, jak i człowiek z Brezeny a to zatykał nas przed wszechobecnym smrodem tak charakterystycznym dla mokradeł i torfowisk, to znowu doglądał inwentarza, to dywagował ze współtowarzyszami niedoli o swym paskudnym losie zbitego psa. Oczywiście zdarzały się popijawy do białego rana, śpiewy sprośnych pieśni ogólnowojskowych tudzież kawaleryjskich żurawiejek przy nielichym akompaniamencie bałałajek, harmonii i instrumentu przypominającego cymbały. Tu i ówdzie trębacz lub dobosz dorzucał swoje trzy miedziaki do powstającego całokształtu.
Tymczasem Medard w najlepsze pędził żywot lokalnego władyki, wylegując się na mamucie. Słonisko posuwało się ociężale, uważając, by nie rozdeptać wlokących się na drodze ludzi, gadziookich i młodych wierzchowców obojga ras. Na szczęście nikt nie ucierpiał podczas owej wyprawy olbrzyma. Czas zabijano prostą obserwacją terenów wokół, zwaną przez gmin gapieniem się na bajoro tudzież liczeniem komarów.
Stan ów trwałby całą wieczność, gdyby nie Orpheus i jego odezwa. Z początku książę zdrowo ziewnął raz po raz, dając szlachcicowi i jego podkomendnym wyraźnie do zrozumienia, by skończyli przynudzać. Sytuację znał doskonale, chociaż wieści przysłane przez umyślnego nieco go zaskoczyły. Na wzmiankę o szykującej się bitwie i organizowanym wypadzie na twarzy arystokraty pojawił się cyniczny uśmieszek pokerowego szulera.
- Jak pewnie wiecie, postój mamy za pięć godzin a nie za jedną, jak planowaliśmy. Będą przy tym dwie przerwy. Ale nie po to tu przybyłem, by was osobiście poinformować. Potrzebni mi ludzie, którzy umieją wyczuwać nieumarłych i ludzkie życia oraz paru bitnych zabijaków, którzy je usuną. Przez ta noc nikt nie może się dowiedzieć gdzie zmierzamy.
- kołatało się w umyśle Medarda, mówiąc głośno:
- Rusz tę tłustą rzyć, pora działać. Gnuśnienie nie jest wskazane - masz na to całą wieczność....
Książę wyjątkowo posłuchał się wewnętrznego głosu, doścignął Reventlowa i oznajmił:
- Salve! Ponoć organizujecie wyprawę mającą na celu zmieść siły szkieletorów, a przynajmniej odwieść ich od atakowania mieszkańców bagien i konwojów. Macie zatem ochotnika i to nie bele jakiego. Trzeba działać, nie siedzieć bezczynni z założonymi rękoma, oczekując nadejścia bardzo wielkiego zła. Zbierzmy jak najszybciej potrzebny oddział i na zdechlaków marsz!
Widząc zachowanie Medarda, niektórzy z bardziej bitnych gadziookich także przystąpili do odezwy szlachcica, a i ludzie do boju garnęli się niezgorzej. W mig uzbierał się pokaźny oddział zbrojnych, który aż kipiał chęcią strącenia kilku czerepów z karków czegoś, co od dawna powinno gnić w ziemi.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Draven
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Draven »

- Antonio Gula. -Przedstawił się Yasmerin.- Jednak wolę, by mówiono na mnie Draven.
Mówiąc to nie chciał niechcąco zaraz przejść to opowiadania swojej przeszłości i kim tak naprawdę jest, więc sprawnie zmienił temat, by uniknąć jakichkolwiek krępujących pytań.
- Ponoć Ekradon jest pełen ofert pracy, a i nie brakuje tam kłopotów...
Zadumał się tak przez moment. To co słyszał o tym mieście to tylko i wyłącznie plotki, sam zaś nigdy nie postawił nogi na tamtejszych terenach. Teraz jednak, wraz z innymi, zmierza właśnie ku temu miejscu. Był bardzo podekscytowany tym, co go tam czeka, jednak nie podobało mu się tempo w jakim się wleką do tamtego miasta. Z drugiej zaś strony nie było tak źle. Miał przy sobie towarzystwo sympatycznej i urokliwej Yasmerin, która właśnie go częstowała trunkiem. Mógł jej chyba zaufać, przecież sama z niego bezpośrednio piła.
- Tak... mi też już wszystko jedno. Mam ochotę nawet napić się byle jakiego wina, z całą pewnością lepszego od szczyn, które musiałem pić będąc tam. -Rzucił głową za sobą wskazując Brezenę, po czym kontynuował- A właściwie... co taka dama jak ty robiła w miejscu takim jak to? Czyżby los panią tutaj skierował, może interesy, albo z przymusu, z powodów których i tak nie chcę znać?
Posępnym wzrokiem przyglądał się jej. Nie krył się zbytnio z tym, iż owa kobieta mu się podoba... i to bardzo. Z drugiej zaś strony dlaczego miałaby być z kimś takim jak on? Ona była jeszcze młoda, całe życie przed nią. Przybrał jednak swój dawny, tajemniczy wyraz twarzy po tym, jak zobaczył nieopodal zbieraninę uzbrojoną zbieraninę chłopstwa, mieszczaństwa i innych tam osób. Usłyszawszy o potrzebie osób potrafiących wyczuć zmarłych oraz tych, którzy sprawnie będą mogli się z nimi uporać zwrócił się krótko ku Yasmerin.
- Pani wybaczy na moment...
Skierował konia w stronę zgromadzenia. Zdziwiło go nawet skąd u niego nagle taka etykieta. "Pani wybaczy..." przede wszystkim ten zwrot dał mu do myślenia. Ta kobieta sprawiała, iż Draven nie jest sobą. Zaśmiał się pod nosem, zaiste ta dama umie zawrócić w głowie mężczyźnie. Gdy dotarł już na miejsce podjechał dostatecznie blisko, wmieszał się w tłum, po czym spytał.
- Potrzebna wam wprawna ręka w zabijaniu? Piszę się na to. - Dodał krótko.
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Słysząc nazwisko, coś w niej aż zaśpiewało. I już, już wiedziała z kim ma do czynienia. Mieszkańcy Brezeny, zapytani, mówili jedynie o nim "Draven". Owszem, słyszała o takim osobniku, spodziewała się jednak, że będzie starszy. Nie można obracać się w takim fachu trzydziestu lat i nie dać się zauważyć żadnym oczom. A Yasmerin miała zbyt dobrą pamięć, by nie skojarzyć nazwiska, o którym już kiedyś przeczytała w rejestrach. Oczywiście bardzo tajnych i teoretycznie zupełnie nieistniejących.
- Milo mi cię więc poznać, Dravenie - powiedziała z lekkim uśmiechem, nie dając po sobie niczego poznać.
Teoretycznie to nie mogła być osoba, o której czytała, zbyt młody był. Miał jednak w oczach coś, co kazało jej się pilnować. Instynkt zawodowy mówił jej, że nie powinna niczego zbyt szybko odrzucać. Coś po prostu było z nim nie tak i kiedy wróci Lisiczka, być może zdoła dowiedzieć się paru rzeczy.
- Mówisz, jakby kłopoty cię przyciągały - zauważyła z rozbawieniem, bo kolejny fakt zdawał się potwierdzać jej szaloną teorię - Darujmy sobie etykietę, bo śmiesznie brzmi pośród bagien i z nieumarłymi na ogonie, salonowy język pozostawmy salonom. Co do przyczyny mej bytności tutaj... cóż, od zawsze posiadałam niebezpieczny talent do pojawiania się nie tam, gdzie trzeba. Jest tu jednak dostatecznie wielu wspaniałych wojowników, bym czuła się bezpiecznie.
Ponownie posłała mu uśmiech, tym razem bardziej promienny i ufny. Naprawdę, nie wyglądała jak ktoś, kto powinien znajdywać się w tym miejscu. Nawet ona jednak potrafiła czasem zdobyć się na pewne poświęcenia i kompromisy. Tylko kiedy śmierć pochylała się nad karkiem, dochodziła do wniosku, że wolała raczej siedzieć w Karnsteinie i przeglądać albo pisać raporty.
Cały czas też zastanawiała się, czy to możliwe, by osoba przed nią była starsza, niż sugeruje to jej wygląd. Cóż, istniało bardzo wiele różnych metod na przedłużenie swej młodości, od ingerencji magicznych, po bardziej drastyczne metody. Spojrzała na Medarda i dreszcz przeszedł ją po karku. Nie, jej długowieczność nie kusiła. Przeżyje to swoje ludzkie życie i wystarczy, już i tak doświadczyła więcej niż wielu ludzi mogłoby sobie choćby wyobrazić...
Kiedy Orpheus z Sullivanem wyszli ze swoim ogłoszeniem, początkowo podeszła do tego sceptycznie. No nie ma głupich, wszak ona się tam pchała nie będzie. Zaraz jednak dostrzegła, jak jej towarzysz ruszył wziąć udział w wyprawie. Kiedy jeszcze Medard wyraził swoją chęć, doszła do wniosku, ze przyszłoby jej pozostać z gromadą chłopów, z których część już od dawna wodziła za nią wzrokiem. Nie ma się co dziwić, skoro mieszkali w swym kantorze praktycznie pozbawieni towarzystwa kobiet.
- To ja już wolę nieumarłych... - mruknęła do siebie, przestraszona w zasadzie konsekwencjami każdego z możliwych wyborów.
Zawróciła konia i dołączyła do grupki otaczających Orpheusa i Sullivana. Nie była nawet pewna, czy w ogóle się tam przyda, ale zawsze można było spróbować.
- Nigdy nie brałam udziału w wojnie, a już w ogóle nie mierzyłam się z nieumarłym - odezwała się, nagle bardzo blada - Ale, wiecie, mam pewną wiedzę o alchemii, mam rozmaite materiały w torbach. Jestem w stanie wyprodukować trochę bomb i innych dość przydatnych specyfików, dlatego jeśli dostałabym jakąś choćby minimalną obstawę od Nefalemów - tu wskazała głową na gadziookich, z którymi czułaby się najbezpieczniej. - to myślę, że powinnam ruszyć z wami.
Zwróciła się do wampirów w nasficie i dwóch zgodziło się jej towarzyszyć. Dziewczyna przygryzła nieco dolną wargę. Nie była nawet pewna, czego bardziej się boi, że się nie zgodzą, czy też odwrotnie - że przyjmą ją do drużyny.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Szybko znudził się rozmową dwójki, która podróżowała tuż obok niego, nawet o tym nie wiedząc. Dochodząc do wniosku, że musi znaleźć wygodniejsze i zdecydowanie mniej uczęszczane przez ludzi miejsce do snu. Wygrzebał się z bel materiału i przeszedł na koniec wozu. Balansował swobodnie ciałem, by tylko nie spaść. Grząski grunt nie działał dobrze na wóz. W zasadzie, Gersenowi przypomniały się dobre czasy na morzu, gdzie fale bujały statkiem prawie go przewracając. Spojrzał jeszcze na jadącą na koniach parę i uśmiechnął się w ich kierunku z politowaniem. Nie dbał nawet, czy dwójka to widzi. Zręcznym ruchem odwiązał swojego konia i zeskoczył z wozu, ciągnąc rumaka za sobą. Właśnie wtedy usłyszał o możliwości dołączenia do grupy bojowej. Mimo, że zdawał sobie sprawę z faktu iż nie zarobi na tym wypadzie niczego, potrzebował rozruszać swoje kości. Energicznie wskoczył na wierzchowca i udał się w kierunku, w którym jechała już Yasmerin oraz jej towarzysz. Klucząc pomiędzy bagiennymi kałużami i grząskim gruntem, dotarł na spotkanie. Będąc już na miejscu, ucieszył się z podjętej decyzji. Najprawdopodobniej będzie miał okazję obejrzeć krwiopijcę w walce, a to już czyni ów wypad wartym zachodu. Wysunął się nieco przed szereg i poszukał kogoś, kto mógł zostać kapitanem wyprawy.
- Wygląda na to, że i ja dołączę do tego spaceru. Wydaje mi się, że mam coś specjalnie na tę okazję.
Uśmiechnął się i spojrzał na przytroczony do konia Sjodren, miecz dwuręczny owinięty w skóry zwierząt. Od pewnego czasu, jego kamień skrzy się bezustannie. Obecnośc wampira nie działa dobrze na czary zamknięte w mieczu- pomyślał i poklepał spokojnie konia po grzbiecie.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

- To nie jest czynna walka z Nieumarłymi, jednak może dojść do konfrontacji. Nie możemy dopuścić by Utor, dowódca nieumarłych, dowiedział się do czego zmierzamy. Grupa nie może być wielka, nie możemy wzbudzać podejrzeń. Pojadę ja, książę Medard, Lord Sullivan Gersen,...
Popatrzył na obecnych żołnierzy, jeden śmiałek wynurzył się naprzód.
- Ciebie, ciebie i ciebie, no i tamtych dwóch.
Wskazał na Dravena i czterech innych żołnierzy, których zapamiętał z bitnej postawy podczas walki w Brezenie. Co dziwne, dwóch z nich było gadziookimi. Potrzebny był jakiś reprezentant tej nacji. Poza tym dobrze się bili, do tego łowcy. Popatrzył spod kąta na dziewczynę, która na równi z bandą chłopów chciała wziąć udział w tej małej wyprawie.
- To są żywe trupy, nie żywi żołnierze. To nie będzie sielanka. Jesteś ochotnikiem, ale czy na pewno chcesz wziąć udział w tej operacji?
Czy robił dobrze, że brał tę kobietę do zespołu? Jego komando może ucierpieć przez troskę o tę jedyną samiczkę w grupie. Jeśli choć jeden zauroczył się w tej kobiecie, można spisać go od razu na straty. Będą nerwy i zgrzytanie zębami. Ale z drugiej strony wsparcie alchemika - kilka bomb może przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. Może też są jakieś alchemiczne sposoby wykrywania truposzy, ta umiejętność jest kluczowa w tej operacji.
- Na czas naszej nieobecności konwojem dowodzi porucznik Ney. O, już tu zmierza.
Na czoło szybkim krokiem wkroczył rudzielec...
- Witam - ...i jakby uprzedzając fakty, powiedział - Więc mam przejąć dowodzenie? Naprowadzić konwój na Orle Wzgórze?
- Dokładnie taka jest twoja rola, poruczniku Ney.
- Dobrze, wywiążę się z tego zadania najlepiej jak umiem, Orpheusie.
Reventlow przytaknął mu. Po czym jeszcze raz zabrał głos.
- Piętnaście minut na przygotowanie. Wyruszamy z czoła orszaku. - Potem jakby do siebie dodał - Idę po broń do Bransona.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nad bagniskami zbierały się chmury. I nie byłoby w tym zjawisku nic dziwnego, gdyby nie kolor tych spiętrzonych mas skroplonej mgły i zanieczyszczeń. Otóż obłoki przybrały barwę ciemnego karminu, a to mogło oznaczać praktycznie rzecz biorąc tylko jedno - arcylicz przypomniał sobie o interesach w Brezenie. Trafiła kosa na kamień.
Medard uważnie przyjrzał się chmurzyskom i wertując Necroconomicron, mamrotał jakieś inkantacje w niezrozumiałym dla ogółu języku nekromantów. Z nudów jął kręcić zawijasy dziwnym przedmiotem - ni to kosturem bojowym, ni to insygnium koronacyjnym zdobytym na wisielcach ze spalonego już miasta. Przez przypadek skierował inkrustowane oko owego kija wprost na rodzące się krwawe żniwo i wykonał ruch, jakby pozorowanego ciśnięcia.
Z kostura wydobył się szarawy dymek, który szybko kierował się ku chmurzyskom. Po dotarciu do celu, siwy pył przykrył szkarłat magicznych chmur, które skierowały się na zachód, wprost na osadę martwiaków. Z upływem czasu obłoki rosły, nabierając ładunku i kształtów.
Nad głowami konwojowanych latało kilkanaście półżywych wroniszcz. Ptaszyska tak donośnie darły dzioby, iż każdy posiadacz jakiejkolwiek broni dystansowej starał się je unicestwić wszelakmi sposobami. Nieważne - człek, gadziooki Nefalem czy przedstawiciel innej rasy - kto żyw, szył do krukowatych z czego tylko się dało. Efekt był oczywisty - po chwili na nieboskłonie nie było już ani jednego parszywego szpiega nieumarłego władcy.
Ten i ów kleryk mamrotał pod nosem gusła błogosławiące płyny, by szkodziły takim tworom. Wojska arcylicza, nawet oddziały zwiadowcze, były jeszcze dosyć daleko, toteż szybkim zarządzeniem postanowiono przygotować się do odparcia ewentualnych zawalidróg. Konwój zbliżał się do pogranicza bagnisk i terenów , co do których Ekradon rościł sobie ongiś pewne prawa. Na horyzoncie nie było znaku działalności wrażych sił. Czyżby szykowała się prawdziwa nawałnica? Medard zaś kierował się na umówione wcześniej miejsce zbiórki mającego wyruszyć na zwiad oddziału torującego drogę dla konwoju. Zabrał więc przydatne w boju utensylia, zeskoczył z włochatego słoniska, rozejrzał się chwilę i szybciutko obrał sobie nowego wierzchowca - coś, co wyglądało jak przerośnięta lama. Ów osobliwy "rumak" popędził wprost na czoło karawany, zbierając po drodze paru chętnych do bitki wojowników.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Draven
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Draven »

Ledwo wkroczył między ludzi i już został wybrany do tej misji. O tak, zapowiadało się ciekawie. W sumie lepsze to niż włóczenie się za resztą cały boży dzień...
- Hah, nie pożałujesz pan wyboru!
Odparł chłodno, lecz jego ekscytacja tą nową przygodą w nim narastała i ledwo mógł on panować nad sobą. Właściwie to i dobrze się złożyło, gdyż Draven nigdy nie preferował walki bezpośredniej. Do tego mają iść w małej grupie śmiałków, którzy będą mogli naskrzynić w trzewia tym zdechlakom. O tak! Nie ma to jak rozerwać się w międzyczasie...
Wyjął zza pazuchy dwa ostrza i począł je głośno ostrzyć, gdyż już dawno nie zatopiły się w żadnym cielsku. Nieumarli tak? Czy to szkielety, zombie, ogary czy tam inne piekielne wytwory... dla niego było to bez różnicy. Miał pewne doświadczenie w starciu z istotami podziemnymi. Zauważył Yasmerin, która również wyrażała chęć wyprawienia się z nimi na tą podłą misję. Chyba wie w co się pakuje... to już jest zabawa dla dużych dzieci, a oberwać od zdechlaka było nietrudno. Z drugiej zaś strony będzie mógł poznać jej umiejętności. Jak nie bojowe to inne...
Takie i inne myśli zaprzątały mu głowę, gdy przyszło mu zobaczyć porucznika Neya, osobę kierującą tą akcją. Obejrzał go od góry do dołu z lekkim niesmakiem i mrucząc coś pod nosem.
-Oby tylko ten knypek nie okazał się jakimś kompletnym partaczem...
Mruknął cicho pod nosem upewniając się, że nikt go nie usłyszał. Wtem zsiadł z konia i prowadząc go podszedł jeszcze bliżej. Dobrze, miejsce miał już zaklepane. Tylko mu zostało poczekać na dalszy przebieg wydarzeń...
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Świadomość, że konfrontacja nie była nieunikniona podnosiła dziewczynę nieco na duchu. Ogólnie podobała jej się rzeczowość Reventlowa. słyszała też o nim wiele dobrego. Gdyby powodzenie tej misji zależało wyłącznie od sprawnego dowódcy, poszłaby bez jakichkolwiek obaw.
Ale wybrana nie została. Z pewnym rozczarowaniem zorientowała się, że jednak została pominięta. Chwilę później jedank Orpheus poświęcił jej chwilę na uświadomienie sytuacji.
Oczywiście, bo przecież kobiety nie mają mózgu. A jeśli nawet, to z pewnością nie umiały z nich korzystać i trzeba je nieustannie uświadamiać. Westchnęła. Wiedziała, że nie miał on niczego złośliwego na myśli, nadal jednak poczuła się nieco urażona.
- Nie chcę - odpowiedziała zupełnie szczerze, marszcząc nosek - Ale tam przydam się zdecydowanie bardziej, niż tutaj. To ty prosiłeś o wsparcie osób, które są w stanie wyczuwać nieumarłych, ja zaś mam na to metodę.
Akurat wróciła Lisiczka, zadowolona z tego, co udało jej się podejrzeć. Kiedy jednak wdrapała się na ramię swojej pani, Yas spojrzeniem powstrzymała telepatyczny potok myśli i obrazów.
- Lisiczka potrafi tropić praktycznie wszystko, cóż, przyjmijmy że nie do końca jest tym, na co wygląda.
To samo przekazała Nefalemom w nasficie. Mile ją zaskoczyli twierdząc, że i oni powinni wyczuć nieumarłych bez większego trudu. Przekazała to Orpheusowi, który z wiadomych przyczyn nie mógł się z nimi porozumieć.
Lisiczka tymczasem stanęła na tylnich łapkach i zaczęła się intensywnie wpatrywać w Dravena. Pochodzące z Otchłani stworzenie doskonale wiedziało, z czym ma do czynienia. Draven, jeśli nie miał w życiu zbyt wiele do czynienia z innymi demonami, mógł jedynie odczuć od niej dziwne wibracje. Łasica fuknęła i wskoczyła Yasmerin na ramię, kiedy ta ostatecznie zsiadła z konia.
Skoro mieli chwilę postoju, należało to wykorzystać. Ona nie szukała broni, raczej musiała przygotować kilka zabawek. Wydobyła z torby niezbyt duże, szklane flakoniki. Były one o tyle dziwne, że posiadały dwie oddzielne szyjki z korkami, a w środku znajdywały się dwie komory, przedzielone dokładnie szklaną płytką. Można było wlać dwa eliksiry, nie mieszając ich ze sobą...
- Piętnaście minut to nawet nie dość, by ogień rozpalić. Ech...
Posłużyła się zdolnościami magicznymi, choć na tyle dyskretnie, by nikt się nie zorientował. Wlewała do flakoników rozmaite ciecze i zmuszała je, by się ze sobą odpowiednio mieszały. Zadanie było ciężkie i niewdzięczne, ale innego sposobu nie widziała. Nadal jednak tęskniła za bardziej tradycyjnymi metodami.
Kiedy skończyła rozlewać ciecze do podwójnych buteleczek, był już czas zbiórki. Nie mogła jednak pospieszyć się bardziej, gdyż obawiała się błędu i wybuchu w jego konsekwencji. Gotowe bomby bardzo ostrożnie przytroczyła do siodła tak, by mimo wszystko były pod ręką. Dopiero potem ruszyła na przód pochodu, by spotkać się z resztą grupy. Łasica zeskoczyła z siodła i zaczęła biegać dookoła lamy Medarda, najwyraźniej zachwycona stworzeniem.
- Mam dla was jeszcze małą propozycję - odezwała się, korzystając z tego że wciąż stali - Ojciec mój opracował kiedyś eliksir, który podnosi szybkość reakcji i pozwala na częściowe ignorowanie bólu. Efektem ubocznym jest łupanie w głowie następnego dnia. Jeśli ktokolwiek ma ochotę spróbować, proszę bardzo...
Sama łyknęła pierwsza, upijając spory łyk błękitnej substancji. Nie padła, nie zachwiała się, nic się nie stało. Może tylko rozmiar źrenicy jej się zmienił.
- Tylko zastrzegam, nie więcej niż trzy łyki. Dopuszczalne byłyby właściwie cztery, ale lepiej nie ryzykować... I eliksir ten niestety działa tylko na ludzi - westchnęła, patrząc na Medarda - Ale myślę, że i bez tego sobie poradzisz.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Stojąc w grupie wraz z innymi świadkami szybkiej odprawy poprowadzonej przez Reventlowa, Gersen włączył się dopiero na dźwięk swego imienia. Zmrużył oczy, by zbadać towarzystwo, w którym będzie mu dane stoczyć potyczkę z nieumarłymi. Odruchowo zbadał ręką obecność swoich pupilków- stalowych noży, które zgodnie z oczekiwaniami spoczywały w przegrodach pasa, na plecach mężczyzny. Ten chwycił po jednym w każdą dłoń i zręcznie przetransportował je gdzieś do mankietów rękawa. Wydobycie ich z tego miejsca zajmie dosłownie ułamek sekundy. Troskliwie pogłaskał swego wierzchowca po grzbiecie. Bezimienny koń wesoło zarżał jak gdyby wyrażając swoją aprobatę do planów Gersena. Pozytywny akcent w tym ponurym środowisku. Mężczyzna sięgnął tylko po zawinięty w futra miecz i niedbale je zrzucił. Jaskrawa poświata, która charakteryzowała tenże kawał stali okazała się być niemałym kontrastem dla kolorów zieleni i brązu dominujących na bagnach. Reventlow zakończył wydawanie rozkazów, a Gersen zorientował się krwiopijca był już na czele karawany. W międzyczasie zmienił nawet potężnego mamuta, na jedno z tych przedziwnych stworzeń, które prowadzono wraz z orszakiem. Książę najwyraźniej lubował się w tych i podobnych istotach, egzotycznych i niecodziennych. Zaczepił sobie pas z mieczem przez plecy i kilkukrotnie sprawdził jego wytrzymałość poprzez energiczne szarpnięcia. Wyglądało to nieco zabawnie, lecz Gersen wiedział, iż szukanie oręża po polu bitwy nie byłoby niczym przyjemnym. Wpił stopy w brzuch Bezimiennego, a ten spokojnie ruszył w kierunku Yasmerin, która oprócz znakomitego rozeznania w wywiadzie, okazała się być biegła w sztuce alchemii. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie i westchnął głęboko, można by postawić niemałą sumę na to, że w tym westchnieniu była nuta sarkastycznego, utajonego komentarza. Kobieta przedstawiła wszystkim swój specyfik oraz jego działanie. Skutki niezmiernie zainteresowały Gersena, który przecież z pewnością w swoim życiu łykach świństwa gorsze niż to, o pochodzeniu których wolałby nawet nie wspominać.
- Efekt uboczny niczym po dobrym samogonie, dziewczyno wielu talentów.
Krótkie zdanie skwitował znaczący mrugnięciem oka w stronę Yasmerin oraz wyciągniętą ręką, przygotowaną na otrzymanie próbki dzieła karnsteinskiej szefowej wywiadu.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Oczekiwanie na pozostałych wojaków Orpheusa, którzy w tempie jakoś dziwnie ślimaczym zdążali na miejsce zbiórki zaczynało przyprawiać Medarda o znudzenie, czego objawem były wydawane raz po raz przeciągłe ziewnięcia. Wiadomo, drapieżnik albo poluje, albo śpi. Inteligentne formy życia powstałe z mięsożerców zwykły zachowywać się podobnie, czego przykładem mógłby być poznany w Brezenie niedźwiedziołak Andrew. Trzeba działać, a zbuntowani ludzie domagali się postoju.
~A idźcież wy w pizdu, job wasza mać! - cisnęło się samozwańczemu przywódcy tej dziwacznej karawany.
- Chcecie zostać, a proszę bardzo - nikogo na postronku prowadzić nie zamierzamy. Medgarowi życzymy smacznego. - wrzasnął.
Po chwili dość pokaźna grupka śmiertelnych pod wodzą jednego z knujących w jaszczyku, który cudem uniknął stratowania przez mamuta, jęła oddalać się od macierzy w kierunku zgliszcz miasta, z którego wyruszyła. Jakaż niesubordynacja i głupota przemawiała wtedy przez nieszczęśników, którzy posłuchali odratowanego jątrzyciela - wywrotowca. Oddział ruszył, a zaraz po nim pozostała część maszerujących w kierunku docelowym. O dziwo, poza niewielkimi grupkami szkieletów i zombie, nie spotkali na swej drodze żadnego oddziału wojsk nieumarłego arcymaga. Czyżby sędziwy Medgar był zajęty ważniejszymi sprawami niż ściganie niewolników sprzątniętych mu sprzed nosa przez Karnstein? Bardzo możliwe. Zwiad napotkał także ruchy mauryjskich oddziałów kosynierów i akolitów Śmierci dzierżących nadziaki. Za nimi w pewnej odległości posuwały się wozy mięsa naładowane po brzegi na wpół przegniłymi trupami dawnych przeciwników.
- Zaczęło się. Triumwirat spuścił ogary ze smyczy. Ciekawe, kto nadepnął im na odcisk tym razem. Wydawało mi się, że wszyscy sąsiedzi mają z nimi względny spokój od czasu ostatnich wydarzeń, gdy nas musieli o pomoc prosić, patałachy. Czyżby licz wykalkulował najodpowiedniejszy moment do zadania temu tworowi druzgoczącego ciosu? Co o tym myślicie - skierował się do Yas i Gersena, wszak wypadałoby się skonsultować z bardziej znaczącymi przedstawicielami kraju, którym akurat przyszło mu władać... Wszak to od nich będą zależeć dalsze losy państwa.

...

Mijał czas, a konwój posuwał się do celu. Mniejsze potyczki z niewielkimi oddziałami zdechlaków nadawały smaczku tej osobliwej wyprawie. Berełko sprawdzało się w boju, ba od ostatniego incydentu z krukami pokazało kilka nowych możliwości, jednak póki co niewiele o nim wiadomo. W parę dni od podziału, uciekinierzy przeszli na tereny należące już do Ekradonu. Niestety, słuch o rozłamowcach zaginął. Przy granicach panował wyjątkowy spokój.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Zanim wszystko stanęło na głowie, Yasmerin spokojnie siedziała na grzebiecie swego wierzchowca i oczekiwała na jakąkolwiek reakcję ze strony Neya. Kilka osób zdecydowało się na skorzystanie z jej eliksiru - początkowo niepewnie, potem coraz odważniej. Uśmiechnęła się do pirata, słysząc coś, co uznała za pochwałę.
- Mam odpowiednie specyfiki by nie cierpieć po wypiciu samogonu. To natomiast zupełnie nie daje się niczym stłumić, więc za kilkanaście godzin kompania raczej nie będzie w najlepszym humorze. Nadal jednak daje to większe szanse na to, że w ogóle będzie...
Nie dokończyła, bo w tej chwili Medardowi skończyły się nerwy. Obserwowała z uprzejmym zdumieniem, jak zaczął pokrzykiwać w stronę buntujących się chłopów. Otworzyła usta, aby zawołać za nimi, jakoś zawrócić... głupio tak na pewną śmierć leźć. Robotnicy to robotnicy, filozofami nie zostaną z dnia na dzień, to inteligencja powinna wskazywać im drogę. Nie zawołała jednak za nimi, świadoma, że jej to akurat nikt tu słuchać nie będzie. Może gdyby była wyższa, lepiej zbudowana i nie miała tak dziecięcych rysów twarzy... Tymczasem przyszło jej patrzeć, jak gromada ocalałych z Brezeny ludzi rusza w podróż, gdzie spotkać mogą jedynie swoją śmierć.
Wątpliwości zdusiła w sobie. Najwyraźniej tak trzeba, zwiększało to ich szanse ucieczki. Własną skórę ceniła nieporównywalnie bardziej, temu nie mogła zaprzeczyć. Rozejrzała się. Wyglądało na to, że większości zupełnie to nie przeszkadzało. Poczuła się jak głupi dzieciak, który wciąż niewiele wie o życiu.
- Jeśli wróg nie podejmuje zupełnie żadnych działań, zwykle świadczy to o zbyt intensywnych przygotowaniach do czegoś większego - zauważyła spokojnie, pytanie Medarda nieco przywróciło ją do rzeczywistości - Myślę, że wypada jak najszybciej wrócić do Karsteinu i przygotować się do wojny z truposzami. I poważnie przygotować, Medardzie. Widziałam już wiele osób, które uważały, iż nic na świecie nie może ich pokonać. Nawet nie jestem pewna, gdzie spoczywa połowa z nich...
Wspomnienie Aishaary trochę zabolało. Ogólnie humor zaczął jej się psuć. Niewiele się odzywała przez następne dni, kiedy przedzierali się na tereny Ekradronu, podczas sporadycznych potyczek trzymała się z tyłu pod opieką jednego z Nefalemów, z którym w tym czasie zdążyła się nieco poznać. Poznawanie kultury tej dziwnej rasy było dla niej swoistą ucieczką od myślenia o liczu, który deptał im ciągle za plecami. Kiedy przekroczyli wreszcie granice Ekradronu, poczuła się trochę, delikatnie, ale jednak trochę bezpieczniej.
Ciąg dalszy
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości