Mgliste Bagna[Brezena - Miasto i jego okolice] Oblężenie Brezeny

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz raz po razie zerkał na gromadkę chłopów zdających się opatrywać rany jakiemuś osiłkowi. Mocarz wyglądał jak jeżozwierz cały naszpikowany srebrnymi grotami strzał, gdzieniegdzie tkwiła kula muszkietowa zrobiona z tego samego surowca. Na dodatek ten syk gadziookiego żołdaka i wtórowanie jeńca
- Uhrsenwaehr, with'kue!
nie wróżyło nic dobrego. Widocznie, nomadzi nie przepadali za kimś, kto przy bele okazji przyobleka się w misia ponadprzeciętnych rozmiarów i jako taki czyni chlew i spustoszenie wszędzie, gdzie poczuje miód albo insze smakołyki. Zwierzęta!
Medard wciągnął nosem kilka porcji pełnego informacji wojennego powietrza, odór niedźwiedziego piżma o mały włos nie zwalił go z nóg. W okolicy nie było żadnego miśka, choćby oswojonego czy zbiegłego z cyrku, a dzikie osobniki nie łaziły samopas po mieście, nawet w tak drastycznych warunkach, jak pobitewna zawierucha. Krwiopijca obserwował, jak kilkoro stepowców dowodzonych przez buńczucznie wymachującego buzdyganem szlachciurę podeszło do liżącego rany mocarza. Chyba czekali na odpowiedni moment.
- Ten osiłek będzie miał kłopoty, Gers. Zauważyłeś, że żaden człowiek nie byłby w stanie przeżyć tak zmasowanego ataku, a ten tutaj ma się całkiem nieźle. Do tego panoszy się wokół smród niedźwiedziego piżma. Skąd, u kaduka, misiek w środku cywilizacji?! Chyba rozumiesz, że gadziny czują zagrożenie... - rzekł Medard wskazując na Andrewa i otaczających go jeszcze łyczków z pospolitego ruszenia.
Dopiero wtedy przypomniał sobie możnowładca, o nietypowej jak na koczowników taktyce wojennej dziwacznych mieszkańców pustkowi za lasem. Konie, fororaki, a nawet mamuty mógł przeboleć, zdarzały się przypadki udomawiania kilkunastu gatunków dużych zwierząt przez wcale nie tak rozwiniętą społeczność. Trebusze natomiast wzbudziły w nim ciekawość i pewien rodzaj podejrzliwości - rozważał dwie sprawy. Pierwszą była interwencja licza Medgara - zaciekłego wroga Brezeńczyków, ale nieumarły arcymag nie zawracałby sobie mózgoczaszki cywilizowaniem koczowników gdzieś na zadupiu świata. Taki stan rzeczy bardziej wskazywał na technikę działania wywiadu, tajemnych straży państwowych czy hersztów siatek szpiegowskich. Prawie wszystko jasne.
Wampir odpowiedział więc korsarzowi:
- Masz na myśli licza? Nie sądzę, aby taki mag prowadził wojnę w ten sposób. To mi bardziej pasuje na szpiega albo członków któregoś z tajemnych stowarzyszeń rozsianych po Alaranii jak długa i szeroka. Niepokoi mnie ten dziwaczny przybysz, wokół którego wałęsa się oddział najeźdźców. Powinniśmy też uwolnić pojmanego przywódcę gadziookich, bowiem dotrzymał swej obietnicy.
Co do tematu flotylli, każdy szanujący się port powinien w razie czego utrzymywać w gotowości bojowej odpowiednia liczbę okrętów, mogących odeprzeć ewentualny atak morski. Jako korsarz doskonale o tym wiesz, nieprawdaż? Co byś powiedział na przejęcie tymczasowego dowództwa nad tworzącą się marynarką? Jako szczur lądowy kompletnie nie znam się na szkoleniu przyszłych żeglarzy, potrzeba mi fachowców, a gdy to nastąpi, wyspy zamorskie są w zasięgu naszych rąk.

- oznajmił z tryumfem, czekając na reakcję korsarza.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Wampir oczywiście zdążył zauważyć żywe zainteresowanie Gersena mężczyzną, który to swoją niebywałą wręcz wytrzymałość zawdzięczał bardzo unikalnej cesze- zmiennokształtności. Zawsze interesowały go te stworzenia i ich... przydatne umiejętności. W miarę upływu czasu, ilość najeźdźców zainteresowanych niedźwiedzim osobnikiem wcale nie malała, wręcz przeciwnie.
- O statkach i wyspach porozmawiamy później. Myślę, że to nie będzie długa rozmowa. Na ten czas ciekawi mnie bardziej altruizm krwiopijcy. Cóż skłoniło księcia Karnsteinu do obrony jakby nie patrzeć, człowieka?
Gersen ściągnął mocniej lejce konia, który to stał obok, a ten natychmiast obrócił się wśród skrzyń i dech grających rolę barykady. Czterdziestolatek wyciągnął coś z jednej z toreb, którymi wierzchowiec był objuczony i schował w wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Na raz przypomniało mu się, że potrzeba będzie ją wymienić. Nadgorliwość gadziookich spowodowała w niej kilka niepotrzebnych dziur.
- Będąc szczerym, nie mam żadnego pojęcia o liczach, czy innych stworzeniach magicznych. Jednak z opcji czystego zła i zła dla zysku, wybierałbym tą drugą. Ciężko mi jednak dostrzec jakiekolwiek połączenia pomiędzy osadą na bagnach, a przepychankami na wysokich szczeblach. A zdaje mi się także, że i zagłębiać się w to sensu nie ma.
Przerzucił wzrok na szafot, który to przyjmował ciągle jakichś ludzkich oficjeli, pozbawiając ich kolejno życia. Kolejne ciała zrzucano w kupę, która szybko urosłą do rozmiarów dorosłego mężczyzny. Szybko ten widok zmęczył Gersena, przypominając jednocześnie o wziętym w niewolę przywódcy gadów.
- Póki jest w ryzach, nie wygląda buntowniczo, ale jego kamraci nie wydają się być miłośnikami rodzaju ludzkiego. Twój jeniec, twoja decyzja. Jeśli sytuacja stanie się niemiłą, wskakuję na kobyłę i modląc się do bogów, których istnienie zawsze negowałem, uciekam...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard zdziwił się nieco dość dziwacznymi poglądami korsarza. Od kiedy zmiennokształtnych uznaje się za ludzi? Przecież są to istoty od nich kilka rzędów wielkości lepiej przystosowane do biomu, jaki zamieszkują i wiele ciekawszym obiektem badań behawioralnych. Odpowiedział zbywczym:
- A gdzie ty tu ludzi widzisz? Przecież to niedźwiedź, którego te gadziny tak się bały. On nie jest tutejszy, nic stepowcom nie zrobił, więc dlaczego mamy pozwolić, by zginął tylko z tego powodu, że jest obcy, inny, w waszym rozumieniu świata - zły? Co to, to nie. Statki powinny poczekać, gdy chodzi o życie wędrowców.
Nie wydaje mi się też, by gadzinki nasze postępowały wedle tego samego klucza, jakiego użyto wobec nich drzewiej na stepach. Wszak nie byliśmy świadkami niepotrzebnej rzezi cywilów czy pojmanych jeńców. Stworzenia te wieszają tylko bladysynów i sprzedajnych łotrów, którzy brali udział w pamiętnym zdarzeniu. Powinniśmy dokładniej przeszukać truchło tego burmistrza i jego posiadłości - może dowiemy się o nim i jego zgrai rzeźników czegoś konkretnego.
Co do naszego jeńca - zobaczymy, jak sytuacja się unormuje. Na razie mamy do czynienia z próbami przywracania porządku po obaleniu satrapy. Póki co, można go uwolnić.

- wyrzekł Medard, po czym jednym cięciem szabli rozerwał więzy krępujące ruchy stepowca. Gadziooki skłonił się, po czym ruszył do swoich, by cieszyć się z wypracowanego w bólach zwycięstwa.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Przysłuchiwał się rozmowie mężczyzn. Mało z tego rozumiał. Zdziwił się, kiedy jeden z nich wspomniał coś o układzie z jeńcem. Jednak kiedy tamten przeciął jego sznury musiał zareagować. Kiedy więzień zbierał się już do odejścia rozprostowując kończyny, szybkim ruchem znalazł się tuż koło niego i siłą położył go na ziemi.
- Chwila. Mamy jeńca napastników, którzy zabili wielu moich znajomych, a wy chcecie go tak od razu wypuścić ? Po waszej rozmowie rozumiem, że burmistrz z paroma ziomkami coś im złego zrobili, ale to nie powód, żeby z tego powodu atakować osadę i niszczyć dachy nad głową bezbronnych prawie robotników. Ktoś musi za to beknąć.
Trwał w przyklęku przytrzymując gadziookiego, ale mimo to dalej patrzył mężczyznom w oczy, bez potrzeby podnoszenia głowy.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Orpheus ponownie wszedł do kaplicy wprowadzając do niej kolejnych mieszkańców.
- To chyba wszyscy. - stwierdził.
Teraz w tym w tym świętym miejscu nie było miejsca dosłownie dla nikogo. Spokojnie udało się uratować z trzy tuziny po czterech powrotach.

Ale z jednym Reventlow musiał się zgodzić. Medard miał racje, najeźdźcy nie czynili żadnych gwałtów, ale chyba wyłącznie dlatego, że nie było kogo gwałcić. Kobiet w tym mieście nie było. Nie odnalazł żadnej podczas poszukiwań pozostałych żyjących jeszcze ludzi. Nawet domu publicznego... nic. Przynajmniej w tym małym kawałku w którym poszukiwał. Za to rabunki się zdarzały, trzeba było przecież uzyskać odszkodowanie za poniesione szkody. Orpheus widział wyczyszczony do cna dom lichwiarza, który uciekł albo zginął... kto tam wie. Jednak nie było to wyjątkowo okrutne jak na te czasy, tak jak zdarzało się to na każdym polu bitwy tak i tu musiało być. Trupy też leżały na ulicach, ale to też nie było dziwne. Ludzie bronili swojego dobytku, a najeźdźcy nie chcieli oddawać swojego życia zbyt łatwo.

W ogóle dziwnie się wtedy czuł. Choć był nieprzeciętnie opanowany, bardzo się denerwował na początku. Nie mieli przecież szans z większym oddziałem w ulicy a mieli krążyć po uliczkach wywabiając ludzi z domów. Wyszli w piętnastkę z kaplicy na plac wychodząc na przeciw kilku nomadom. Zdziwienie. Może się tego nie spodziewali. W każdym razie na ich twarzach widać było zaskoczenie. Gdyby wtedy zaatakowali z pewnością rozgromili by ten oddział, jednak tak się nie srało. Pod kaplicą koczował oddział dwudziestu strażników. Pilnowali? Być może? Wszakże ludzie z kaplicy byli nieobliczalnym sojusznikiem. Mieli jeszcze jakąś misje do wypełnienia, bo Claus zauważył, że co chwile przyjeżdża do nich trzech posłańców. Wtedy wychodząc na przeciw wszyscy na baczność stali na przeciwko siebie. Jakiś jeden nieuważny ruch i wszyscy rzuciliby się na siebie, ale tak się nie stało. Było to tak. Orpheus uniósł dłonie pokazując, że nie przychodzi walczyć. Dowódca nomadów na to nic nie odpowiedział. Zapanował cisza. Jednak szlachcic kontynuował. Pokazał na siebie i kaplice. Na co gadziooki przytaknął. Był to dobry znak, więc chłopak wymachiwał dalej. Szaro skóry w końcu zaczął też to robić. Dogadywali się na migi aż na obu twarzach zagościł uśmiech. To miłe gdy nawet na polu bitwy znajdzie się czas na honorowe zachowanie. Ten dowódca właśnie taki był. Pozwolił na poszukiwania. Jednak musiało ich być dziesięciu i maszerowali w obstawie trzech żołnierzy. Dziwna to była grupa. Jednak gdyby nie to z pewnością bez nich wpakowaliby się w jakieś tarapaty. Dwa razy na ich drodze natknęli się na bardziej wojownicze grupy agresorów. Jednak za każdym razem niezrozumiałe słowa ich trzech nowych towarzyszy osłabiały zainteresowanie ciekawskich.

A gdy w końcu wrócił zastał wciąż dyskutujących: Gersena i Medarda. Wychodząc tylko skinął wtedy Karnsteinowi, mówiąc 'Mam nadzieje, że się nie mylisz'' i zebrał za sobą ludzi i opuścił salę. Teraz przy wejściu od razu Claus powiadomił go o jakiejś zmianie straży, a Savanarola narzekał na brak aktywności. W końcu nic nie robili tylko czekali. Jednak młody po raz kolejny zbił go jakimś trafnym argumentem. Musiał jeszcze wyjaśnić coś jakiemuś oficerowi i jeszcze na dodatek skinął Bransonowi, który chwilę wypytał go o Sullivana i Ney'a. Jednak złotowłosy nie był w stanie nic na to odpowiedzieć. W końcu podszedł razem z nim do tych, których ostatnio opuścił. Był jeszcze ten dziwny człowiek, który nic z tego ni z owego wtrącił się w rozmowę.
- Spokojnie, tak bez powodu go nie puścimy. To gwarant naszego bezpieczeństwa na razie.
Przyhamował rannego, choć chyba najbardziej bitnego żołnierza w tej kapliczce.
- Co ustaliliście? - Zapytał. Posłańca i arystokratę.
- W ogóle jak to się stało Kapitanie, że tu trafiłeś bez żadnego zadrapania? To przecież środek oblężonego miasta.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard już miał puścić dziwacznego pseudo-wampira wolno, jednak nagłe pojawienie się capiącego niedźwiedzim piżmem ekscentrycznego wojaka przerwało ów misterny plan. Zdenerwowany arystokrata niemal natychmiast odpowiedział przybyszowi:
- Nie wiem jak łyki twojego pokroju, ale my z kapitanem, a zapewne i zmierzający k'nam Orpheus nie widzimy tutaj żadnych robotników, primo. Secundo, to nie twój jeniec, więc nie rozporządzaj cudzym, jakbyś miał co najmniej tytuł margrabiego tego zadupia. Nie będziemy więzili członka wyższego stanu jak wieprzka na kabanosy. Zagwarantował nam, że nigdzie się nie oddali. Wracając zaś do burmistrza i jego palatynów, ponieśli oni już zasłużoną karę. Miasto zostanie oszczędzone, a nikomu z mieszkańców nie stanie się nic gorszego niż to, co tamta banda z nimi wyprawiała. Wszelkie poniesione z winy szaroskórych straty zostaną niechybnie naprawione w swoim czasie. Tyle mojego. Powiedziałeś, że ktoś musi beknąć za zniszczenia poczynione wśród budynków zamieszkanych przez cywilów. Mam pewien pomysł, zapłaci za to burmistrz ze swojego prywatnego skarbca. Wszyscy będą zadowoleni, a skradzione fundusze powrócą na swoje miejsce.
Po pokonaniu ostatniego bastionu armijki burmistrza, gadziooki ród zabrał się za stawianie nowych fortyfikacji i naprawę istniejących. Częściowo też przeszukiwał pozostawione przez straconych włodarzy miejskich dobra i nieruchomości. Ciekawe, na co też mogli natrafić szperacze w swych nowych rolach...
Tymczasem przed kaplicą pojawił się Orpheus z garstką towarzyszącego mu oddziału. Prowadzili resztę uciekinierów i chowających się po kątach obywateli. Gdy szlachcic-banita spytał o jakieś ustalenia, Medard odpowiedział:
- W sprawie Brezeny nic znaczącego jeszcze nie padło. Natomiast jeśli chodzi o inne rzeczy, to nie jest to temat do rozmowy przy postronnych świadkach. Znaleźliście coś godnego uwagi?
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Zrugany przez Medarda, najpewniej znawcę wszelakich form egzystujących na ziemiach kontynentu, po prostu przemilczał sprawę omylenia się w kwestii rasy nieznajomego. Człowiek marną istotą jest, lubi generalizować i przybliżać nieznane ku sobie. Tą uwagę także przemilczał, by nie wejść w jeszcze trudniejszy temat- istotę ludzkiej natury. Przyglądał się nadchodzącemu oddziałowi, którym dowodził mężczyzna niedawno podający się za kupca, mówiący jak arystokrata, a płacący niczym król.
- Szybki koń, gruba skóra i ogrom szczęścia. Myślę, że to wszystko co pozwoliło mi tu, nie przeczę- cudem, dotrzeć. Gdyby nie ta... zagroda, zapewne leżałbym gdzieś na dziedzińcu i brodził we własnej krwi.
Gersen nieco się zdziwił. Został niejako wciągnięty do komitetu, który rościł sobie prawa do ustaleń powojennych względem Brezeny? Po chwili zadziwienia, uprzytomnił sobie, iż wszyscy ludzie będący wcześniej u władzy, leżą teraz nieopodal szafotu, a niesprzyjający wiatr przynosi ocalałym bardzo nieprzyjemny zapach. Wieszani władycy często tracili kontrolę nad częściami ciała i zwyczajnie popuszczali w spodnie. Mężczyźnie zapach przeszkadzał do tego stopnia, że zaczął odczuwać delikatne nudności. Odkaszlnął. Zabrzmiało to jak zderzające się ze sobą kamienie.
- Raczę zapytać, drodzy towarzysze. Jako iż w grach politycznych częściej występuję jako ręka niż głowa, nie mam doświadczenia w takich oto sytuacjach. Jaka jest nasza rola tutaj, w Brezenie?
Bez wątpienia Orpheus i Medard mieli już wstępne założenia w głowie. Przynajmniej on był tego pewien. Po raz kolejny ucierpiało ego Gersena, gdyż znalazł się w nieprzychylnej mu sytuacji, gdzie wiedział najmniej i mógł najmniej. Takimi często i łatwo się manipuluje. Nie znosił bycia manipulowanym. Gdzieś z tyłu kołatały mu się jeszcze myśli o flotylli na wschodzie. Z jednej strony to zapewne godny zarobek, ale z drugiej... ma trenować rekrutów? Zaklął w myślach, robi już się stary...
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Zamilkł wsłuchany w słowa Arystokraty. W jego mowie było coś podobnego do akcentu Niary - anielicy, którą poznał kilka lat temu, która też potrafiła go zmusić, żeby wysłuchał jej do końca.
Przez chwilę rozważał jego słowa, po czym podniósł więźnia z ziemi, otrzepał paroma porządnymi ruchami.
-Skoro mówisz, że wszystko naprawią.- mruknął sam do siebie. Jednak jak się rozejrzał zauważył trwające właśnie naprawy przeprowadzane przez najeźdźców. [No faktycznie, raczej wygrany nie naprawia osad przegranych. Dziwna sprawa.]
-Chciałbym również znać odpowiedź na pytanie co się tutaj dzieje. Najpierw dziwny deszcz, potem najazd i dlaczego On -Tu Andrew wskazał na Arystokratę-Zna język Tych istot. Tak samo co z tymi, których poparzył ten dziwny deszcz? Wyglądają Panowie na zorientowanych w sytuacji. A niepokoi mnie fakt, że wszystkie drzewa i zwierzyna w promieniu paru mil zamilkły nagle. - Wyrzucił z siebie cały kłąb myśli najbardziej składnie jak umiał.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Zmiennokształtny miał strasznie dużo pytań, Medard po dłuższym zastanowieniu postanowił wyjaśnić przybyszowi co nieco z dziwnych zjawisk, jakie przyszło im obserwować w tym jakże odmiennym miejscu.
- Krwawy deszcz to sprawka lisza Medgara, podobnie jak znikniecie fauny z okolicznych lasów. Wszyscy zroszeni przez ów nienaturalny opad doznawali poparzeń, o których mówiłeś, a skropione zwłoki stawały się martwiakami, dybiącymi na wszystko, co stanęło w zasięgu ich łapsk. Nie musisz się ich obawiać, bowiem zostały skutecznie unieszkodliwione. Oparzeliny powinny zagoić się bez większych problemów, a w razie czego radzę poszukać jakiegoś medyka lub druida. Język, no cóż - te dziwne stworzenia rozumiały tylko jeden z dialektów starożytnego narzecza, którego żaden człowiek nie miał szans zgłębić. Czy jest coś jeszcze, co moglibyśmy zrobić dla ciebie i twojego oddziału?
Mówiąc te słowa, wskazał na otaczających niedźwiedziołaka bitnych łyczków i okolicznych chłopów. Jedno musiał przyznać - z tym misiem lepiej nie zadzierać, umiał skrzyknąć miejscowych tchórzy do obrony miasta.
Gersenowi najwidoczniej nie za bardzo odpowiadała rola decydenta, Medard rzekł doń kilka słów:
- Czas pokażę. Póki co nadzorujemy, by odbudowa zniszczeń przebiegała zgodnie z planem. Potem zajmiemy się tym, co zostało ze skarbów tych zasrańców przed szafotem.Może pojawi się jeszcze coś...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Widok miasta pod oblężeniem wywarł na Yasmerin niemałe wrażenie. Pędziła na bagna niemal zajeżdżając konia, zachodząc w głowę, skąd też to dziwne wezwanie. Nie spodziewała się jednak problemów takiego pokroju. Najchętniej też wyminęłaby Brezenę szerokim łukiem, gdyby Lisiczka nie upierała się, iż tam właśnie znajdą Medarda. Nie pozostawało nic innego jak przedostać się do środka i raz jeszcze rzucić swe życie na szalę. Ku jej osobistemu, bardzo wielkiemu niezadowoleniu.
Jeszcze przed bramami ukryła swój plecak i wierzchowca, zachowując jedynie najpotrzebniejsze przedmioty. Ukryła też większość swojej biżuterii, choć z tym żegnała się niechętnie. Rzemieniem związała włosy z tyłu głowy, przebrała się w typowo męską odzież, odpowiednio obszerną by schować jej kobiece kształty. Twarz ukryła pod głębokim kapturem ciemnej peleryny. Wiedziała doskonale, co najeźdźcy robią z kobietami podczas oblężeń, ona zaś preferowała już raczej jedno celne cięcie. Chociaż nadal nie miała w planach umierać, jeszcze się zestarzeje na swojej farmie strusi, którą na pewno założy gdy już znużą ją ciągłe wojaże.
Przez mury przedostała się dość sprawnie, Lisiczka prowadziła ją bezpieczniejszymi odcinkami. Nie uszła jednak daleko, jak zgarnął ją jakiś ludzki oddział. Zdaje się, że zbierali cywilów w tutejszej świątyni. W milczeniu ruszyła za nimi, chociaż z każdym krokiem otwierała coraz szerzej oczy. Słonie, gadzioocy, wierzchowce tak osobliwe, że jeszcze nie dane jej było czegoś takiego oglądać... Bardzo pragnęła dowiedzieć się, co też ma miejsce w tym zapomnianym chyba przez bogów miejscu, chwilowo jednak wolała się nie wychylać. Lisiczka przemykała się w pewnej odległości od nich, jednak przecisnęła się pod nogami żołnierzy jak tylko pokonywali barykadę strzegącą kaplicy.
Tam dziewczyna z ulgą dostrzegła Medarda. A to znaczyło, iż on także wyczuł już jej obecność. Nie spieszyła się jednak z jakimikolwiek słowami, nie wiedziała co go łączy z ludźmi wokół ani w jakiej roli chciał ją tutaj widzieć. Zdecydowała się zaczekać spokojnie na jego inicjatywę, obserwując zamieszanie na zewnątrz. Nadal była pod wrażeniem. Nie rozumiała jedynie, dlaczego nikt nie prowadził już specjalnych działań bojowych. No ale pierwszy raz zdarzyło jej się trafić na oblężenie, być może więc zwyczajnie nie wszystko w rzeczywistości wyglądało tak, jak sobie to wyobrażała słuchając pieśni czy czytając przy trzaskającym kominku.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Na jedną, krótką chwilę zignorował rozmowę Medarda z niedźwiedziołakiem. Zignorował też krew ściekającą pomiędzy kamieniami tworzącymi miejskie uliczki, jej zapach mieszający się z moczem ludzi wieszanych na szafocie. W kaplicy zrobiło się nagle tłoczno. Najazd gadów przeżyło sporo osób, jak na taką mieścinę, oczywiście. Być może nie byli wcale tak dzicy... Gersen zaczął nawet myśleć, że mniej niż ludzie. Z tych przedziwnych rozmyślań wyrwało go ciche chlapnięcie. Wdepnął w kałużę, w której mieszała się krew spływająca z pagórka. Krew gadziookich i ludzi. Koniec końców, obydwie miały kolor szkarłatu i sączyły się tak samo, lądując w tym samym miejscu. Mężczyzna spokojnie przesunął nogę i stanął obok. Odwrócił się nieznacznie, by chociaż kątem oka dostrzegać wampira i rozmawiającego z nim mężczyzny.
- Co teraz? Mieszkańcy sądzeni są właśnie przez ich bogów, nomadowie przez własnych, a krew obu smaruje nam buty. No i ten zapach szczyn. Teoretyzujmy sobie w innym miejscu. Nie mamy już czego szukać w Brezenie.
Gersen odkaszlnął, zasłaniając usta ręką zaciśniętą w pięść. Gdzieś głęboko w myślach wiedział, że wampir i być może nie tylko on, wie o ataku więcej niż mówi. Nawet dużo więcej niż powinien wiedzieć. Odegnał te jakże głębokie myśli. Nawet jeśli, to nie jest jego sprawa. Mimo, iż kiedyś rozmyślał nad osiedleniem się i zostaniem możnowładcą, na ten dzień był posłańcem i najemnikiem. Nikim ponad to. Odkaszlnął po raz drugi.
- Co robimy, krwiopijco?
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard skończył właśnie rozmowę z rosłym niedźwiedziołakiem, gdy naraz pojawiło się w pobliżu dwoje śmiertelników, dla których historia przygotowała nowe zaszczytne miejsce pośród zasłużonych nie tylko dla Ojczyzny, ale także zachowania względnego spokoju na terenach oficjalnie zajętych przez dziwne gadziookie stworzenia posługujące się prymitywna formą nasfitu. Korsarz Gersen od momentu iście kawaleryjskiego jak na morskiego wilka wparowania do mieściny udowodnił, iż nadaje się na dowódcę powstającej w przejętym od bandytów porcie flotylli. Książę odpowiedział na pytania korsarza:
- A co myślałeś, że nomadzi to ślimaki i błękitna jucha w ich żyłach płynie? Nie wydaje mi się. Nie, mój drogi wilku morski - od dzisiaj do odwołania sprawujemy nadzór nad obiema populacjami nim znowu skoczą sobie do gardeł. Znasz miejscowych ludzi i zapewne zrozumiałeś, że nie powinno się ufać im za nadto. Ta dziura spokojnie może być postawiona na nogi, gadziny postarały się, by stanęły tu mury obronne z prawdziwego zdarzenia, nie jakieś drewniano-ziemno-gówniane konstrukcje, które bele przerośnięty struś zdoła staranować. Zresztą, co ja będę czas marnował. Powinieneś poznać kogoś, kto jasno da ci do zrozumienia, że to, co robimy primo ma sens i secundo jest ważniejsze niż krwawe błoto i zapach uryny. Ten burmistrzunio bardzo mnie ciekawi. Radzę udać się do jego siedziby i przeczesać teren w poszukiwaniu niezwykłych bądź interesujących przedmiotów.
- Yasmerin, wytłumacz temu niedowiarkowi, że ktoś musi przypilnować tych oszołomów przez jakiś czas, bo zostawieni samopas migusiem będą chcieli wyrwać sobie nie tylko kudły, ale może i serca. - zawołał Medard, wypatrzywszy w tłumie łyczków mieszkankę księstwa i oddanego agenta wywiadu oraz towarzyszące jej zwierzątko.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Czekając, szybko przeniosła swoje zainteresowanie na ludzi wewnątrz barykady. Najciekawszy wydał jej się jeden dziurawy niczym sito człowiek, który zdawał się lekce sobie ważyć stan własnego zdrowia. Umrze. Dalej paru robotników uzbrojonych w narzędzia łapane najwyraźniej w pośpiechu, jacyś żołnierze, zakapturzony mężczyzna rozmawiający z księciem Karnsteinu, i w rzeczy samej sam książę. Ze słów nieznajomego wynikało, że tutaj sprawy były już rozwiązane.
Chyba się nie spóźniła...?
- Sądzę, że nie ma tu niczego więcej do tłumaczenia - odezwała się po raz pierwszy, po czym zsunęła kaptur z twarzy.
Przyjrzała się krótko nieznajomemu i na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Niemożliwe było w dalszym ciągu uważać ją za mężczyznę, ewentualnie byłaby w tym ogromna domieszka elfickiej krwi.
- Gersen, jak mniemam. Cieszę się, mogąc nareszcie poznać. Nie spodziewałam się spotkania na suchym lądzie... - dodała, dając mu wyraźnie do zrozumienia iż czegoś tam się o nim zdążyła już dowiedzieć - Nazywaj mnie Yasmerin.
Obróciła spojrzenie do Medarda, jakby na coś czekając. Wreszcie wyjęła z kieszeni zwitek pergaminu, jaki kruk dostarczył jej na Szczytach Fellarionu. Podała go wampirowi niedbale.
- Jaki jest tego cel? Bo wierzę, że ten łowca nagród wcale nie potrzebuje aż tak pilnie mojego wsparcia, przynajmniej nie polegałoby ono na tłumaczeniu czegokolwiek. Chyba że pragniesz poddać mnie torturze, wystawiając na takie zapachy i widoki. Cóż, liczę, iż jednak coś więcej się za tym kryje.
Uparcie ignorowała zaskoczone spojrzenia ludzi wokół. Tak, była kobietą, do tego diabelnie dobrą gdy szło o udawanie. Nie bez powodu robiła to, co robiła.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Przysłuchiwał się uważnie słowom nieznanej mu młodej osóbki, skierowanym wprost do niego. Wygląda na to, że sporo wiedziała. Wampir wyraźnie zasugerował profesje przybyłej kobiety. Była szpiegiem, więc w zasadzie na rozległej wiedzy polegał jej zawód. Lubił szpiegów, to zwykle bardzo ciekawi osobnicy. Nie ufał im.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przyglądając się kobiecie, przygryzał dolną wargę w charakterystyczny dla niego sposób.
- W rzeczy samej, Gersen Vivren Arhe. Moja reputacja mnie wyprzedza. Interesujące.
Mężczyzna ukłonił się nisko przed kolejną z osób zaplątanych w sytuację przez krwiopijczego intryganta. Yasmerin- zaczął przeszukiwać pamięć, oczekując jakiejkolwiek odezwy w stosunku do tego imienia. Nie doczekał się niczego.
- Bardzo miło mi poznać. Niestety nie mogę odwzajemnić się żadnymi historiami na twój temat. Podejrzewam jednak, że to dobrze, czyż nie? Proszę też nie ograniczać mojego potencjału do morskich wojaży. Choć czuję się dobrze właśnie będąc na falach, jestem bardzo... wszechstronnie uzdolniony.
Dłuższy postój po nawietrznej od strony szafotu stał się już dla niego nazbyt przykry. Przywiązał sznur do siodła swego wierzchowca i szybko pozbył się wozu, ustawionego jako filar barykady. Mógł swobodnie wyjść. Milsza była już mu myśl o konfrontacji z nomadami niźli brodzenie w kałużach krwi i oparach moczu. Jest dość wybredny, biorąc pod uwagę zajęcia, których się ima.
- Yasmerin, krwiopijco? Czy możemy zatem odwiedzić bunkier naszego nieszczęśliwie zmarłego burmistrza?
Mruknął nieco zrezygnowany. Miał dziwne wrażenie, że wszyscy wiedzą więcej od niego, nie chcąc uchylić przed nim tej dodatkowej wiedzy.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz z uwagą przypatrywał się rozmowie Yasmerin z dosyć wybrednym wilkiem morskim Gersenem Arhe. Śmiertelnicy nie rozprawiali jednak o rzeczach, które zainteresowałyby księcia na dłuższy czas, więc chwilowo rozglądał się po okolicy, nasłuchując przebieg konwersacji. Jednak poza wszechobecnym fetorem uryny, kału i drażniącym nozdrza zapachem zmarnowanej krwi i trupem walającym się po uliczkach nie zaobserwował niczego konkretnego. Otrzepał pył i błoto z ubrania, po czym odpowiedział obojgu:
- Macie rację, ten szczwany lis teraz leży koło szafotu z pakunkiem w gaciach, nikt po nim płakać nie zamierza. Idziemy do jego nory, jestem bardzo ciekaw, czego tak zaciekle bronili jego palatyni. Coś mi się wydaje, że znajdziemy tam rzeczy godne bliższego obadania. Też mam dosyć stania w tym smrodzie, tyle krwi zmarnowali, mogła się jeszcze przydać, nieprawdaż?
Jak powiedział, tak też uczynił. Zebrawszy manatki, ruszył przez kręte uliczki do pokaźnego domiszcza położonego vis-a-vis ratusza. Olbrzymia posiadłość wyglądała niczym mamut wśród skarlałych słoni rodem z Wyspy syren. Już front budynku robił wrażenie - projektant tego cacka miałby w Karnsteinie ogromne powodzenie, a klienci waliliby doń drzwiami i oknami.Wejścia broniły maszkarony w kształcie przerośniętych kotów - chuderlawego tygrysa z brązu oraz kuguara z litego marmuru. Drzwi, a właściwie wrota pozostawały w zamknięciu, czyżby nikt z nomadów nie pokusił się o grabież wojennych łupów?
Wampir pchnął równocześnie oba skrzydła drzwi, a oczom zebranych ukazał się niebotyczny przepych wnętrza gmaszyska. Przywódca szybkim krokiem przestąpił próg siedziby i rozpoczął poszukiwania.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Zdecydowawszy, że taka odpowiedź na razie mu wystarczy odszedł kawałek i usiadł na barykadzie żeby dokładniej zająć się swoimi ranami. Dziękował w duchu staremu nauczycielowi za te podstawy magii. Szybko też wyjaśnił Rudgerowi co się tutaj działo oraz, że powinni być wdzięczni Temu dziwnemu arystokracie za wytargowanie bezpieczeństwa dla grupki ludzi schronionej w kaplicy. W trakcie tłumaczenia zauważył łasicę kręcącą się wokół grupki ludzi prowadzonych przez wojskowych do kaplicy. Coś mu od nich pachniało chemikaliami strasznie. Zawołał łasicę, która na razie zaaferowana była dokładnym omijaniem kałuż krwi w bruku. Ta zdziwiona spojrzała na niego i od razu znalazła się tuż koło niego. Stęsknił się za "wolnymi" zwierzętami nie zniewolonymi do pracy przez tutejszych ludzi. Jakie było jego zdziwienie, gdy ta od razu zalała o chyba setką pytań. Ubawiony odparł ze śmiechem na kilka dotyczących tego skąd tu się wziął i kim jest. Jednak przez słowotok futrzaka nie udało mu się zadać prawie żadnego pytania. Kiedy ta uświadomiła sobie, że druid coraz bardziej naciska na nią pytaniami zawinęła ogonem i szybko pobiegła do nowego , który rozmawiał z arystokratą i jego znajomym. [Ale chwila... Przecież to kobieta] Dodał sobie w myślach po paru pociągnięciach nosem. [Dziwne rzeczy się tu dzieją].
Po czym dalej kończył gojenie ostatnich ran patrząc na dyndające zwłoki burmistrza oraz obserwując arystokratę, który nagle skierował swoje kroki w stronę ratusza.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości