Mgliste Bagna[Brezena - Miasto i jego okolice] Oblężenie Brezeny

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Gdy niedźwiedziowaty przemawiał, Medard obserwował całe zamieszanie wokół. Orpheus z jego talentem trucia trzy po trzy para piętnaście tudzież milion pięćset - sto dziewięćset o mało nie wprowadził księcia na drugi poziom świadomości, lecz wzmianka o zbliżającej się armii pokrytego zmurszałą skórą arcylisza Medgara , coś się w wampirzym arystokracie jakoby obudziło i nie chodzi tutaj o fizjologię. Szlachcic - banita i jego szemrani towarzysze wzywali miejscowych śmiertelników do opuszczenia tego zadupia i udania się na exodus w bliżej nieokreślone miejsce. Ludzie - owszem, lecz co z szaroskórymi sprzymierzeńcami? Nie możemy przecież zostawić ich na pastwę zarazy kościotrupa! Książę postanowił sprowadzić wędrowców na stepy Therii, w pobliże ziem granicznych z Elfidranią. Tam przynajmniej nikt ich nie będzie robił niespodzianki w postaci ciągłych najazdów grabieżczych czy pogromów na tle rasowym. Tuż po kwestii niedźwiedziołaka Medard odpowiedział skinięciem głowy i następującymi słowami:
- Medard von Karnstein, miło mi poznać tak dzielnego wojownika. Ten grymas, jak mniemam to niedźwiedzie problemy z ukrywaniem się w skórze człekokształtnego? Powinieneś częściej przebywać w tej postaci, szybciej się przyzwyczaisz.
Yasmerin gadała jak najęta, zresztą to było do przewidzenia po figlach, jakie spłatał ten jej gronostaj. I wierz tu futrzakowi!
- Rozumiem, miejmy taką nadzieję, że ostatni. - rzucił, puszczając cyniczny uśmieszek szydercy.
Podczas konwersacji misia i Yasmerin, Medard uważnie śledził tłum zgromadzony wokół miejsca, gdzie Orpheus rozprawiał o rychłym nadejściu lisza. Nagle spod ziemi wylazła koścista łapa, podciągnęła resztę równie paskudnego cielska i w końcu na świat wyłonił się kościej, sądząc po resztkach stroju, zapewne niegdyś potężny wojownik z charakterystycznymi dla stanu po życiu czerwonymi ślepiami.
Łasica nerwowo zareagowała na obecność ożywieńca, co zostało szybko przekazane księciu przez Yasmerin. Medard rzucił:
- Dzięki. A tego to co tu przywiało? Ciekawe, ile czasu drzemał tak w piachu?
Świdrując po zebranych słuchaczach, arystokrata migiem wypatrzył przywódcę owej dziwnej społeczności koczowników, która dała łupnia bandyckiej organizacji burmistrza tej nory. Chybcikiem posłał mu przekaz telepatyczny o rychłym nadejściu wojsk nieumarłego arcymaga i planu ewakuacji do Therii. Nie musiał długo czekać.szarooki wyraził chęć przenosin, co w równie zadziwiającym tempie oznajmione zostało wśród innych gadziookich. Nomadowie szykowali się do wymarszu.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Orpheus spojrzał na moment przed siebie. Widział te twarze, czasami smutne jednak akceptujące słowa Reventlowa inne chłodno patrzące - agresywnie nastawione. Nie sposób było wszystkich zadowolić, jednak taka była konsekwencja rządzenia. Teraz nastąpił najtrudniejszy moment.
- By zapewnić sobie jak największą szansę przetrwania, zmuszeni jesteśmy połączyć nasze siły z tym kto sprawił nam tyle bólu. - Gadziookimi. Będzie to trudne, jednak uwierzcie, że oni podobnie jak my również cierpieli w boleści i to z naszego powodu. Brezena również dokonała gwałtu na plemieniu gadziookich. Musimy przerwać ten krąg nienawiści, bo tylko tak razem możemy przetrwać zagrożenie ze strony Licza Megdara. Ludu Brezeny więc pytam. Czy jesteście ze mną i razem ruszymy na dalekie południe by odegnać od siebie zagrożenie podłego Megdara?! Czy może chcecie zginąć na tych podłych ziemiach oddając życie za te królestwo smoły i drewna? Pamiętajcie, że życie jest jedno, nie traćmy go niepotrzebnie!
Wtem zapadła cisza słychać było tylko cykanie jakiegoś świerszcza. Jednak ktoś pomyślał i krzyknął.
- Orpheus! - Dodając przy tym parę braw, które wraz z tym krótkim zwrotem zaczęły się powtarzać. Nie wiadomo kto to był, być może Branson albo Claus z trudem można było to stwierdzić, ale ważne było to, że ten gest został podchwycony i ogarnął większość tłumu. Słychać było.
- Orpheus! Orpheus! Orpheus!
Bili brawa temu mówcy, który zaledwie kilkanaście godzin temu był właściwie nikim znanym w tym małym miasteczku. Teraz znał go właściwie każdy mieszkaniec. Można by powiedzieć, że to nie Gadzioocy podbili to miasto, a ten zuchwały złotowłosy chłopak. Jednak nie wszyscy byli przekonani, Reventlow widział małą grupkę, która stała z tyłu i w milczeniu wpatrywała się w te dzikie owacje. Cóż nie sposób było wszystkich zadowolić, jednak ta decyzja była najrozsądniejsza z możliwych. Wycofać się. - To także był jeden z lepszych forteli wojennych.

W tym czasie z mroków wyłonił się jeszcze ktoś kto nie lubił brać udziału w wiecach i tego typu okolicznościach. Był to Lord Sullivan, który przyszedł do Medarda z zamiarem poinformowania go o pewnej sprawie, która już się dokonała. Mowa była oczywiście o Gadziookich, logicznym było, że ludzie tylko współpracując z nimi mają szansę na przetrwanie. To że Medard już poinformował przywódcę nomadów o wyjeździe było znakiem, że obaj z Orpheusem rozumieli się bez słów.
- Witam wszystkich obecnych. Widzę, że podczas mojej nieobecności zdołaliście uporać się z problemem. - Rzekł, chwytając się leciutko za kapelusz. Przybliżył się do Medarda, jednocześnie uśmiechnął się do Gersena, którego twarzy jeszcze nie zapomniał.
- Orpheus chciał przekazać, że Gadzioocy są niezbędną pomocą przy opuszczeniu tego miejsca. Bez nich z trudem uda nam się zmylić siły Megdara. A tylko ty Panie sprawnie posługujesz się językiem przybyszów, Orpheus prosi o przekonanie ich co do tej sprawy.
Uśmiechnął się, jednak trwało to tyle co nic. Bo wciąż uważny szpieg, wiedział co się święci w tym ciemnym zaułku. Oni to tak mają, że wiedzą o wszystkim - problem tylko jak. Czy odczytał to z twarzy Medarda? A może słów Yasemrin? A może któż wie jakim innym sposobem?
- Poselstwo Licza jak mniemam? Czy może jakaś inna mroczna i pełna tajemnic siła?
Dodał w pełnym spokoju. Jego myślenie analityczne dokładnie śledziło wszystkie możliwości, rozwiązania. Jego ręka była przygotowana na to, że ów istota nie musiała być w pełni rozumna i z chęcią zaspokoi swoje rządzę np. ciałami tej niedużej grupki, która skupiła się w tym miejscu.
Ostatnio edytowane przez Orpheus 13 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Wydzielający dotychczas delikatną poświatę czerwieni, ametyst wprawiony w Sjodren, miecz Gersena, zaświecił jeszcze mocniej. Był wrażliwy na magię, szczególnie nekromancję. Mężczyzna stał się nieco nerwowy, stojąc w polu oświetlony niczym tarcza strzelnicza. Zbliżył się do kompanii, z którą podróżował przez dłuższy okres czasu. Pojawiający się ożywieniec, który wzbudził niemałą sensację, nie wykonywał przez chwilę żadnych ruchów. Gersen ułożył w głowie wszelkie znane mu fragmenty tej mrocznej i bagnistej układanki. Licz Medgar, nekromanci, wampiry i ożywieńcy. Wszystko zaczęło się rozpędzać, a on w samym środku tej sytuacji, wygląda nieciekawie. Opierając się po raz kolejny na informacjach, których posiadaczem był wiekowy wampir, rzucił mu kilka pytań.
- Nie jesteście tutaj czasem prowadzą krucjatę przeciwko temu mrocznemu liczowi, prawda? To byłoby bardzo nierozważne, jak myślę. Po coś jednak tu jesteście. Biorąc pod uwagę to, że książę wraz z taką kompanią nie zapuściłby się w taką okolicę bez poważnego powodu. Jestem już i tak w to wciągnięty. Nie pora na odrobinę szczerości?
Mówiąc to, Gersen wsunął sobie do rękawów stalowe noże. Któż wie kiedy mogą okazać się przydatne? Iskrzący się fioletowo- różowym światłem kawał metalu na plecach ciągle go irytował. Zdążył się zorientować, że Sjodren nie lubi magii. W tym akurat jednym przypadku mieli cechę wspólną. Magia, szczególnie nekromancja, doprowadzała miecz do czerwoności... dosłownie. Bywało to przydatne, lecz także miało swoje wady. Wyprostował się i z uwagą obserwował okolicę, w której się znaleźli. Nawet nie zwrócił uwagi na patetyczne wystąpienie Orpheusa, charyzmatyczny człowiek mógł z pewnością poprowadzić ludzi za sobą. Jednak Gers czuł, że problemy dopiero się zaczynają. Kątem oka spojrzał na Medarda, oczekując odpowiedzi.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Podczas rozmowy doleciał do niego bardzo silny zapach czegoś zgniłego. Szybko wziął kilka głębszych wdechów, żeby zlokalizować źródło odoru. Jak się okazało z ziemi wychodził właśnie jakiś szkielet. Nie trzeba wielkiej inteligencji, żeby powiązać nagłe pojawienie się jakiegoś szkieletu z usłyszaną historyjką o jakimś liczu.
Szybkim ruchem wyminął Medarda i zaczął przedzierać się przez tłum idąc w stronę ożywieńca.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Yasmerin
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Ranga: Gwiazdooka
Kontakt:

Post autor: Yasmerin »

Brezena po raz kolejny zawrzała. Wszędzie panowało ożywienie i gorączkowe pakowanie najpotrzebniejszych przedmiotów, ludzie starali się ocalić chociaż resztkę ze swoich dobytków. Gadzioocy także wyraźnie przygotowywali się do drogi. Panienka Havvok patrzyła na to ze spokojem, dopóki nie zbliżył się ku nim Lord Sullivan. Skinęła mu lekko głową, kiedy witał się z zebranymi, wysłuchała słów skierowanych dla Medarda. I choć w środku poczuła swoiste rozbawienie, nie zdecydowała się na okazanie go. Także pytanie Gersena zbyła milczeniem, nie było zresztą przeznaczone dla nich.
- Muszę przejść poza mury, zostawiłam tam moje torby i konia - oświadczyła, patrząc jak niedźwiedź w ludzkiej skórze rzuca się za kościejem - Dołączę do was już na zewnątrz, jak ruszycie.
Gwizdnęła lekko na łasiczkę i ruszyła powoli uliczkami, prowadzona przez zwierzątko. Niepokoiła ją bliskość armii licza, nadal jednak mieli trochę czasu na odwrót. Przynajmniej tyle...
Dotarła do swojej kryjówki bez większych problemów, miło było nareszcie odetchnąć świeżym powietrzem. Nie chciała wracać do tamtego smrodu śmierci. Założyła koniowi siodło, przytroczyła wszelkie juki. Do jednej z sakw wrzuciła znalezioną w rezydencji burmistrza, tajemniczą substancję. Przebrała się też w swoje zwyczajowe ubranie, czarne spodnie, białą koszulę odsłaniającą ramiona oraz jasnobrązowy gorset, uwydatniający jej szczupłą talię. Nie znosiła czuć się jak mężczyzna, nawet jeśli była to wyłącznie kwestia ubioru. Odetchnęła też ciężko, korzystając z chwili samotności, przed oczami wciąż miała sceny z oblężenia. No ale trzeba się było jakoś zebrać w sobie.
Pozdrowiła przypadkowo spotkanego stepowca w jego języku i zatrzymała się w niezbyt dużej odległości od murów. Starała się też wypatrzeć jakieś ślady świadczące o zbliżaniu się Megdara, chwilowo jednak jeszcze było na to za wcześnie. Trzeba czekać...

Ciąg dalszy: Yasmerin
Ostatnio edytowane przez Yasmerin 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zło nas oślepia i fałszywy nasz blask...
Pogardzać nadzieją, nie wstydzić się kłamstw...
Kochać nienawiść to być jednym z nas...


Yas: tradiszynal | didżital
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard nadzorował szykowanie się zaginionego przed wiekami plemienia gadziookich do podróży w nieznane im tereny Równin Theryjskich.
Gadziny to stepowcy, świetnie poradzą sobie w nowych, korzystniejszych warunkach i wykształcą coś więcej niż skromne szałasiki na stepach nieopodal Ziem Umarłych, nie zaczynają wszak od zera. Najeźdźcy szybciutko uwijali się, by ze wszystkim zdążyć na czas. Tu i ówdzie krążyły jaszczyki po brzegi wyładowane trofiejnymi dobrami z rzuconej na pastwę licza i jego sługusów Brezeny oraz klamotami przywiezionymi przez właścicieli z pustkowi pod lasem. Kilka z nich przejechało przed nosem księcia, a zza ostatniego cichcem wyłonił się ten szpieg Sullivan. Przekazał wiadomość od Orpheusa, by przekonać stepowców do wymarszu razem z ludźmi. Dostał pies wierny swoją odpowiedź:
- Gadziny szykują się do drogi, nie interesują ich te zmurszałe chatynki czy nadkruszone mury mieściny na skraju cywilizacji, którą znają. Mauryjczyków nie cierpią nie wiem, czy nie bardziej niż Karnstein, myślę więc, że w nowym miejscu osiądą na dłużej. Wyruszamy niebawem, jak tylko wszystko zostanie upchnięte do wozów i juków, miasto zaś puścimy z dymem, rozsypie się też tu i tam jakieś czarne pióra, podobne do wczepionych w skrzydła karnsteińskich husarzy. A to się arcylisz zdziwi, gdy łunę nad miastem obaczy.
Ledwie skończył, a już pirat Gersen miał przysłowiowy worek pytań z gatunku niezbyt mądrych w tych chaotycznych czasach. Odrzekł więc Medard, ukradkiem obserwując szarżę miśka na szkielet, który niedawno wykopał się z pobojowiska:
- Nie jesteśmy tu po to, aby walczyć z Medgarem. Banda burmistrza zgromadziła w ten czy inny sposób ciekawe przedmioty, które mogłyby się przydać chociażby do zapełnienia skarbca i zapewnienia uczonym zajęcia na długi czas. Oblężenie tej nory przez te dziwne stworzenia niejako usprawniło dotarcie do tych jakże fascynujących zbiorów. Kierunek - Karnstein!
W czasie rozmowy z Gersenem Yasmerin udała się za mury po wierzchowca i przytroczone doń klamoty. Arystokrata zaś rozejrzał się po okolicy i wypatrzywszy jednego z tych włochatych słoni, zdaje się pozbawionego właściciela, wdrapał się na platformę uczepioną na grzbiecie olbrzyma, rzucił manatki w jeden z rogów, usadowił się za kłębem i trzymając wodze oraz kornacki bacik uzyskiwał porozumienie z nowym wierzchowcem. Mamut nie był specjalnie przywiązany do poprzedniego pana, toteż nie sprawiał zbytnich niespodzianek.
Pierwsze hufce nomadów jak i ocaleni śmiertelnicy w zgrabnym szyku opuszczali miasto.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Większość mieszkańców Brezeny stanowili mężczyźni, że tak można było rzec - aktywni zawodowo. Byli to silni i sprawni ludzie, całą kobiecą elitę stanowiły zaledwie pięć kobiet z czego tylko dwie były prawdziwymi mieszkankami tego miasteczka. Na przekór wszystkim mężczyzną, żadna z nich nie odpowiadała na podrywy dawno nie posiadającym baby mężczyzn. Miały ku temu powody: Malaika na przykład miała już swojego jednego i żaden inny już jej nie był potrzebny, Lillian jakoś nie zachwycał ten męski świat w jakim się znalazła, dlatego większość czasu o ile nie całość spędzała w zaufanym gronie snując się właściwie cały czas za Malaiką albo Sullivanem. Bransona z jakiegoś powodu nie lubiła, nie wiedzieć czemu, a lubiany na ogół przez wszystkich Orpheus był zabiegany przy organizacji taborów. Ale oprócz nich były jeszcze dwie kobiety, jedną z nich była zakonnica Anna, której śluby czystości zabraniały spółkowania z mężczyznami. Była bardzo ładna i wielu mężczyzn tylko czekało na jej szczery uśmiech, a robiła to często opiekując się rannymi zarówno po stronie Brezeny jak i Najeźdźców. Właściwie to była bardzo charyzmatyczna kobieta, która w tej wielkiej karawanie kupiecko-mieszczańskiej zorganizowała szpital polowy wraz z asystentem doktora Philiphe. Włączyła w niego także Malaikę i Nillian oraz ostatnią damę tego miasta a na imię jej było Miriam. A jaka to była kobieta, zupełnie nie pasowała do tego taborowego szpitala Brezeny. Wystrojona, elegancka prędzej można było ją wziąć za jakąś żonę bogatego kupca, niż Felczerkę. Chyba jako jedyna zadawała się z większą częścią mężczyzn, jednak trzymała ich twardą ręką - w końcu sama trudniła się handlem i wiedziała jak kierować ludźmi. Nie przeszkadzało jej to w paru ckliwych romansach, ku zgorszeniu Anny. Jednak jej pomoc była nieoceniona. Oprócz materiałów, potrafiła też szyć rany. Ta niezwykle trudna medycyna igły i ognia uratowała paru mieszkańcom Brezeny życie. Bo sam asystent doktora Philippe nie był w stanie przeprowadzić tylu operacji podczas jednej nocy. Rano kiedy większość rannych zostało załadowanych na wozy, a było ich ponad dwa tuziny, Asystent i Miriam, leżeli skuleni pośród nich wycieńczeni, jednak wbrew pozorom nie był to miłosny splot. Wozy te były zdobyte siłą, bo wielu kupców nie zamierzało oddać swoich dóbr, które miały przysłużyć się wspólnemu dobru. Właściwie mało kto pakował na wozy cenne rzeczy - była to głównie żywność - w końcu podróż miała trwać wiele dni. A przebycie samych bagien trwało ponad trzy dni, trzeba było przez ten czas wyżywić całą ludność. Była to strasznie skomplikowane logistycznie przedsięwzięcie. Trzeba było w ciągu jednej nocy zrewidować całą żywność Brezeny i powsadzać ja na wozy. Właściwie padło polecenie, że każdy zdrowy człek ma za zadanie maszerować, tylko ranni, starcy i kobiety, mogli wsiąść na konia lub na innego wierzchowca... Skończyło się tylko na rannych. Nawet nomadzi trzymali na swoich zwierzętach żywność i wodę, która zapewniała przetrwanie.

Rano gdy Savanarola przyprowadził o poranku śniadego wierzchowca niewyspanemu Orpheusowi, dostał uderzenie w pysk wraz z głośnym okrzykiem.
- Mówiłem, że wszyscy ranni i żywność na koń.
Dwie godziny później konwój wyruszył. Chociaż panowała w nim organizacja i wszystko przebiegało sprawnie, panowała w nim dziwna cisz co wraz z pochmurną pogodą powodowało ponury nastrój. Mało kto odwracał się na to małe, miasteczko, zniszczone i spalone. Kilku wyznaczonych podpalaczy porucznika Neya dokańczało dzieła. Czerwona łuna tliła się w środku miasta. Ostatni most został spalony, teraz pozostał tylko trakt.

Uciekinierzy
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Andrew znalazł się przy tworzącym się szkielecie wystarczająco szybko, żeby zapobiec jego całkowitemu poskładaniu. Kiedy tamten chciał ruszyć w stronę placu na jego spotkanie pośpieszyła pięść. Kościej stawił opór, jednak jego nie do końca jeszcze poskładane cielsko ustąpiło naporowi ciosów. Pierwszego i szybko tuż za nim podążającego ciosu drugą ręką nie był w stanie zablokować wystarczająco skutecznie bez oparcia jaki dawałyby mu porządnie poskładane nogi. W chwili, kiedy część z nich rozsypała się dookoła, ruszył za oddalającym się Medardem i jego znajomymi. Wydostał się z miasta w dokładnie w chwili kiedy zbrojni podkładali ogień pod domostwa.
Szkoda, a chciałem zobaczyć jak je ci gadzioocy odbudują.
Szybko wywęszył, gdzie się jego niedawni towarzysze schowali. Doszedłszy do wniosku, że są zbyt daleko zmienił postać na niedźwiedzia i puścił się w długą za zapachem Yasmerin, który był w stanie wyczuć najdokładniej z tej odległości.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości