Menaos[Okolice Menaos]Drzazga w sercu.

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Arhuna nie patrzył na Rumi, gdy ta do niego mówiła. Wzrok miał wlepiony w ziemię przed swoimi stopami i pilnował, by zachować równy rytm. Jedna noga, kostur, druga noga - tak cały czas, wszystko zgrywając z oddechem, który mimo najszczerszych chęci stawał się coraz krótszy, nieubłaganie jak kurczące się jesienne dni. Mimo to Widugast potrafił wydzielić skrawek swej uwagi, którą poświęcił na słuchanie i rozumienie słów Rumianka. Na jego wargach pojawił się bardzo nikły uśmiech, prawie niezauważalny wśród zniekształcających rysy tatuaży - druidowi podobała się jej przemowa, podobał się opis kotów jako gatunku, jak i poszczególnych jej przedstawicieli, których przedstawiła mu przyszywana mama Drobnisia. Gdy jednak ona opowiadała o charakterze tych pełnych godności domowych myśliwych, Arhuna nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że słucha opisu Saurii. “Nie da się ich zmusić do miłości”, “trzeba zasłużyć na ich zaufanie” - ona też taka była. Widugast pamiętał doskonale początki ich znajomości - on szybko oszalał na jej punkcie, zderzył się jednak ze ścianą niechęci, co było dla niego nowe i zaskakujące. Wtedy wiele dziewczyn z okolicy słysząc jego imię zaczynało poprawiać włosy i robić słodkie miny, a Sauria… Ona uśmiechnęła się złośliwie, otaksowała go wzrokiem jak cielaka na sprzedaż i rzuciła krótkie “no i?”. Długo ją do siebie przekonywał, oj długo, był to jednak trud, który warto było podjąć, bo gdy nadszedł ten dzień, gdy jego ukochana driada po raz pierwszy nie wykopała go ze swojego uroczyska, on był najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Niestety to szczęście minęło zbyt szybko…
        - Ocknij się, leśny duchu - upomniał go Vertai, była to jednak bezzasadna złośliwość, gdyż Widugast zachował kontakt z rzeczywistością i z pewnością nie uraził Rumi swoim brakiem zainteresowania. Gdyby go zapytała, potrafiły powiedzieć coś o wszystkich trzech kotach, niektóre zdania nawet przytoczyć w całości. Z początku jednak ograniczył się do lekkiego uśmiechu.
        - To bardzo piękne, co mówisz - zapewnił szczerze. - Widać, że doskonale rozumiesz swoich kocich przyjaciół… Ich natura jest taka sama jak ich dzikich braci: samotni drapieżcy, którzy cenią sobie wolność, lecz jednocześnie potrafią obdarzyć kogoś uczuciem i przywiązaniem. Dobrze to ująłem? Wybacz pytanie, ale miałaś kiedyś psa?
        - Nie zamierzasz chyba jej mnie pokazać?! - oburzył się nagle wilczy duch, wybiegając przed druida i stając na jego drodze. Widugast jednak spojrzał na niego z pobłażliwym uśmiechem na ustach i przeszedł przez niego, co Vertai nieodmiennie odczytywał jako obelgę.
        - Ty łysy szczeniaku! - oburzył się na Arhunę i jeszcze długo na niego złorzeczył, elf jednak udawał, że po prostu tego nie słyszy. Oczywiste było, że nie przedstawi Rumiankowi swego towarzysza, a w każdy razie nie uczyni tego teraz. Ona miała już z pewnością dość wrażeń jak na ledwo rozpoczęty dzień, dokładanie do tego widma wilka, które nieustannie błądzi w pobliżu, byłoby już przesadą.
        - Musiałaś wzbudzić w Śnieżynce ogromne zaufanie, skoro powierzyła ci swojego kociaka. To wspaniały gest, jakbyś była dla niej... siostrą - dokończył, nie znajdując lepszego słowa. Widać było, że trudno mu się skupić, bo był już zmęczony, a poza tym cały czas słyszał gderanie Vertaia. - A dla Drobnisia ciocią. Chociaż z tego co zdążyłem się zorientować, zwierzęta chyba wolą określać ludzi braćmi i siostrami. Do mnie w każdym razie żaden wilk z watahy nie zwrócił się nigdy "wujku".
        - Bo nawet dla najmłodszych byłeś słaby jak szczeniak - zripostował natychmiast widmowy wilk. - Nazywać cię wujkiem... trochę wstyd.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Mówią, że jestem kocią mamą. Mają mnie za trochę dziwną, ale to nic. Jestem kocią mamą, dla Drobnisia i dla innych kotów. Każdy przecież zasługuje na kochająca mamę, koty też. Śnieżynka przyniosła mi Drobnisia, bo wiedziała, że będzie mu ze mną dobrze i bezpiecznie. A Drobniś... on jest inny niż reszta kotów, jest bardziej... rodzinny. Nie wyobrażam sobie, żeby chodził jak Ruda i Węgiel, zresztą on jest bardzo domowy. Lubi ciepło pierzyny i chodzi za mną krok w krok.

Powoli zaczęli zbliżać się do wioski. Z daleka było już widać domy i przydomowe ogrody. Drzewa jabłoni i grusz. Wioska była z pewnością znacznie większa niż zapamiętał to Arhuna. Przez sto lat wiele się zmieniło. Dom Rumi stał nieco oddalony od reszty zabudowań. Nawet stąd było widać, że za nim znajduje się ogród, ogrodzony drewnianym płotkiem. Stał też tam niewielki kurnik i mała zagroda dla kur. Wokół ogrodu rosły jabłonki i wiśnie, a ponad nie wyrastała piękna, smukła brzoza. W ogrodzie zieleniły się wysokie zioła, a zza domu wystawało wielkie drzewo czarnego bzu. Wioska, a może przede wszystkim dom Rumi, wydawał się być wręcz bajkowy. Sielski i spokojny widok, pięknej wioski zapierał dech w piersiach.

- Ojciec miał psa - odpowiedziała na pytanie.
- Ale nie był dla niego dobry... Opiekowałam się nim z mamą, to znaczy psem. Miał na imię Chaber, ojciec kazał tak go nazwać. Myślał chyba, że takie kwieciste imię dla psa będzie przykrością dla mnie, skoro dał mi na imię Rumianek. Ale się mylił. Chaberek był cudowny. Miał szaroburą sierść, a na łapkach białe skarpetki. Był duży. Mniejszy od wilka, ale pysk miał podłużny, z czarnym nosem i ciemnobrązowymi oczami. Był bardzo wesoły, kiedy nie było ojca. Bawiłam się z nim na podwórzu, czasem przychodził brat, ale tylko kiedy byliśmy jeszcze mali. Potem brat ciągle beształ biednego Chaberka - westchnęła.
- Któregoś dnia... - Przełknęła ślinę. - Ojciec po pijaku pobił go tak dotkliwie... Myślałam, że uda mi się go uratować, że może babci się to uda, ale stało się inaczej...
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Dla Widugasta określenie "kocia mama" było tak samo naturalne jak zwykłe "mama", gdyż jego światopogląd zacierał w pewien sposób granicę między światem ludzi i zwierząt. Rozumiał jednak, że dla przeciętnej osoby to określenie miało trochę odmienne znaczenie, dla jednych żartobliwe, a dla niektórych wręcz negatywne - tak jak powiedziała Rumi, był to synonim dziwaczki. Rasom humanoidalnym zdecydowanie brakowało pokory na płaszczyźnie relacji międzygatunkowych - gdyby przestały uważać się za najlepsze i najważniejsze, zyskałyby tak samo jak on, gdy został przyjęty do watahy. Ale niestety to tak nie działało...
        Arhuna zacisnął zęby tak mocno, że aż widać było jak uwydatniają się jego stawy skroniowo-żuchwowe. Był zły i to z wielu powodów. Po pierwsze miał żal do samego siebie: dlaczego po raz kolejny poruszył temat, który sprawił Rumiankowi przykrość? Po drugie czuł złość gdy słuchał o jej ojcu, gdyż z tych zdawkowych informacji, które o nim póki co usłyszał, jawił się on jako bydlak najgorszego rodzaju. Druid starał się nie uprzedzać do innych i nawet bandytom dawał szansę przedstawić swój punkt widzenia, lecz gdy widział ludzi, którzy pastwią się nad słabszymi - dziećmi, zwierzętami - krew się w nim burzyła.
        - Przykro mi - odezwał się wbrew pozorom dość spokojnym głosem, chociaż w środku się w nim gotowało. - Nie spodziewałem się, że przywołam bolesne wspomnienia...
        Widugast przystanął, by nabrać tchu. Mięśnie nóg paliły go od wysiłku i powoli zaczynał żałować, że przyjął pomoc Rumi. Może gdyby został na tamtej polanie, doczołgał się do strumienia i napił, może szybciej zebrałby siły by czarować, a co za tym idzie o własnych siłach stanąć na nogi... "Przestań się oszukiwać", skarcił się w duchu, "Teraz trochę pocierpisz, lecz ostatecznie rekonwalescencja będzie krótsza. Sam dochodziłbyś do siebie wiele dni...".
        Druid oblizał suchym językiem spierzchnięte wargi i rozejrzał się po okolicy. Pamiętał, że tu była wioska, jednak wiele się w niej zmieniło przez ostatnie sto lat i praktycznie jej nie poznał. Wiele domów przebudowano, niektóre zburzono z tej czy innej przyczyny, sporo zbudowano w międzyczasie. Drzewa owocowe kilkakrotnie powtórzyły cykl kiełkowania, owocowania i umierania. Nie, Arhuna czuł się tu jak w obcym miejscu. A domu, do którego kierowała się Rumianek, nie rozpoznawał w ogóle.
        - Twoja babcia była znachorką? - upewnił się druid. Jego głos zdradzał zmęczenie dobitniej niż to jak stawiał kroki, gdy już zdecydował się podjąć marsz. Robiło mu się niezręcznie na myśl, że ktoś z wioski zobaczymy Rumianka, jak przyprowadza do domu takiego powłóczącego nogami łachmaniarza. Na podstawie jej słów doszedł do wniosku, że mieszkańcu nie patrzyli na nią przychylnie. Z wysiłkiem myślał co mógłby zrobić, by ludzie na nią nie gadali.
        - W razie czego... - zaczął w końcu. - Gdyby ktoś cię wypytywał. Jestem zwykłym wędrownym druidem. I miałem wypadek. Gdyby to nie wystarczyło, odsyłaj ciekawskich do mnie. Wolę nie mówić o klątwie. Ani o tej rzuconej przez Vitarię, ani o tej od Saurii... A gdy dojdę do siebie, mogę robić dla nich to, co każdy druid.
        Widugast odetchnął głęboko i uznał, że nie będzie już silił się na żadne długie wypowiedzi, gdyż naprawdę miał zbyt krótki oddech, by nim tak beztrosko szastać.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Nie... Moja babcia nie była nikim ważnym... To znaczy... Była ważna dla mnie, najważniejsza, ale ojciec nie pozwoliłby jej pracować w jakikolwiek sposób. Tak naprawdę była krawcową, ale nie mogła być nią jawnie. Ona nie znała się dobrze na zielarstwie, ale potrafiła robić inne rzeczy - mówiąc czuła, że jej towarzysz słabnie. Jego ciężar oparty o jej drobną posturę zaczął być już mocno odczuwalny, ale Rumi nie zamierzała narzekać. Nosiła w swoim życiu ciężkie wiadra z wodą, kosze z drwami, snopy z sianem, praca nie była jej obca. Z resztą sama zaoferowała się z pomocą. Owszem zaczęła odczuwać już dyskomfort, ale nadal mogła mówić bez zadyszki, więc nie widziała problemu.
- Moja babcia umiała robić na drutach, na szydełku, potrafiła haftować i szyć. Kiedy postanowiłyśmy uciec od ojca, obie szyłyśmy, haftowałyśmy, a potem sprzedawałam nasze prace na targu w tajemnicy przed ojcem, żebyśmy miały... - musiała wziąć głębszy oddech - pieniądze.
Byli co raz bliżej jej domu, już niedługo mieli dotrzeć na ganek i wtedy Rumi usłyszała słowa, które mocno ją uraziły. Miała ochotę po prostu zostawić druida na środku ścieżki i odejść. Zagryzła zęby i przez dłuższą chwilę milczała.
- "W razie czego..." - powtórzyła po nim.
- W razie czego... Wybacz, ale to moja decyzja komu daję schronienie. Jeśli nie chcesz możesz iść gdzie indziej. W razie czego powiem im, że to moja sprawa, bo możesz nie wiedzieć, ale można zarzucić mi wiele dziwactw, ale nie to, że kłamię. I kłamać nie będę. Zapraszam cię pod mój dach i to chyba ja powinnam zdecydować co i komu powiem. Oczywiście, rozumiem, że nie życzysz sobie, żebym komukolwiek mówiła o twojej klątwie, ale czy wydaje ci się, że jestem kimś w rodzaju przekupki i każdej napotkanej sąsiadce przekazuje plotki?
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast po samym gęstym milczeniu, które zapadło po jego sugestii zrozumiał, że źle dobrał słowa, a gdy tylko Rumi zaczęła mówić, zabrał dłoń z jej ramienia i złapał się oburącz kosturu. Bez słowa, nawet nie otwierając ust by nabrać oddechu, słuchał jej nagany, nieustannie patrząc na jej twarz, a gdy mógł, przede wszystkim starał się uchwycić jej wzrok. Trudno było powiedzieć co myśli, zdawało się jednak, że czuje się jak zbity pies - przemawiała za tym jego postawa, wygięte plecy i ramiona, lecz przeczyła uniesiona głowa i chabrowe oczy spozierające spod szarego pyska.
        - Przepraszam - powiedział w końcu skłaniając głowę. Zaraz ją jednak podniósł i kontynuował. - Nie namawiałem cię do kłamstwa. Nic z tego co sugerowałem nie było kłamstwem, jedynie ogólnikami. Bo nie chciałem stawiać cię w kłopotliwej sytuacji, gdy nie wiedziałabyś co możesz mówić a czego nie. Nigdy nie nazwałem cię plotkarą ani przekupką, na głos czy w myślach… Nie miałem nic złego na myśli, chciałem tylko zasugerować coś, by ludzie nie gadali. Przepraszam.
        Druid skłonił się po raz kolejny i cofnął o krok. Niezadowolony z zastanej sceny Vertai bokiem zaczął podchodzić do rozmawiającej pary i Widugast dostrzegł, że wilk ma zjeżone futro.
        - Przestań! - syknął na niego, wykonując zdecydowany gest osadzający basiora w miejscu, zaskakująco wręcz energiczny jak na jego stan. Vertai spojrzał na Arhunę z niezadowoleniem, wyrzucił mu, że nie ma prawa rozkazywać alfie, lecz usłuchał. Cofnął się za plecy elfa i stamtąd obserwował sytuację.
        - Odejdę - zapewnił Widugast cofając się o kolejny krok od kobiety. - Nie chcę sprawiać ci więcej przykrości. Dziękuję za to, co zrobiłaś dla mnie pod dębem i przepraszam za słowa, którymi cię zraniłem, nie było to moim celem. Gdy ponownie zjawię się w okolicy, wynagrodzę ci to wszystko.
        Druid pożegnał Rumi gestem i powoli zawrócił w stronę lasu ignorując gderanie wilka, który irytował się, że Arhuna "ucieka z podkulonym ogonem i to na dodatek przed kobietą!".
Awatar użytkownika
Ronin
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ronin »

Od nieszczęsnej przygody w Ekradonie minęły już ponad dwa tygodnie, a ręka niebieskookiego wciąż nie odzyskała pełnej sprawności. Po tym gdy z tajemniczą czarodziejką wsparli obrońców miasta w czasie "incydentu", ich drogi rozeszły się. Władze miasta nie chciały skorzystać z ich pomocy w celu rozwiązania zagadki całego zajścia, co nawiasem mówiąc nie dziwiło naszego bohatera - był dla nich osobą obcą, jednym z niezliczonych włóczących się szermierzy, szukających jakiegoś zajęcia. Zdecydowanie nie nadawał się na osobę, którą można było dopuścić do tajemnic, które mogły stać za tragicznym zajściem. Co prawda mężczyzna miał pewną tezę na ten temat, ale może właśnie dlatego lepiej było nie badać sprawy? Atak był tak nagły, a stwory jakie go przeprowadziły tak różne od wszystkiego, co do tej pory widział, że jedynie magią można było wyjaśnić całe zajście. Co więcej, zdaniem Ronina był to efekt jakiegoś wypadku podczas czynienia czarów, a samo to wystarczyło, by w sprawę się nie mieszać.
Co się zaś tyczy tajemniczej kobiety, która wsparła go w walce, cóż... Nie było im pisane spędzić ze sobą więcej czasu, ale nie oszukujmy się, znajomość ta jakoś już na samym początku nie rokowała specjalnie dobrze. Oboje rozeszli się tak, jak się poznali - bez zobowiązań, bez zapewnień o następnej okazji, bez emocji...
Kolejne dni poleciały szybko, zlewając się ze sobą w nierozróżnialną całość. Ronin udał się na południe, w zasadzie był to kierunek równie dobry jak każdy inny, ale nie obrał go przypadkowo. Bóle w ręce były zdecydowanie większe i bardziej uciążliwe niż do tej pory. Słynące z medykamentów Menaos wydało mu się być miejscem dobrym do poszukania w tej sprawie pomocy. Nie oszukujmy się, Ronin nie był już najmłodszy i nie mógł aż tak "szastać życiem". Nie, by żałował swojej decyzji o uzdrowieniu tego młodzieńca, na pewno dzięki temu zyskał on jeszcze długie lata życia i jeśli los mu dopisze, nawet doczeka się dzieci, ale... Pozostawało pewno "ale" - przeniesienie życiowej energii nadszarpnęło witalne siły szermierze i o ile zazwyczaj stan ten mijał po kilku dniach, w tym przypadku stan wydawał się nasilać - co prawda, jeszcze nie na tyle, by ograniczyć jakoś szczególnie sprawność niebieskookiego szermierza, to jednak wywołał swoiste zaniepokojenie.
Ronin nie był mistrzem kartografii, co prawda ogólne pojęcie o tym, którymi szlakami iść, by dojść w odpowiednie miejsce miał, jednakże tym razem postanowił iść na skróty i się nieco pogubił. Zamiast więc zyskać kilka godzin spaceru, zafundował sobie błądzenie, co jedynie pogarszało stan w jakim się znalazł. Wbrew jednak temu, czego można by się spodziewać, wojownik nie popadł ani w panikę, ani też jego duch nie został złamany - ot, wpakował się w kłopoty, ale w końcu się z nich wyplącze, prawda? "Spokój i opanowanie, tylko to nas ocali" - zwykł mówić jeden z jego nauczycieli sprzed lat, a on postanowił kierować się w tej chwili tą mądrością. W końcu przecież na kogoś trafi, prawda?
Niebieskooki nie spodziewa się, jak szybko po uświadomieniu sobie tej prawdy rzeczywistość postanowi go jej zasadności utwierdzić. Kilka zakrętów, wiele kroków i Ronin trafił na pewną parę, a może raczej, trójkę? Pech chciał, że szermierz wpadł w sam środek jakiejś większej awantury, to podpowiadały mu nie tylko oczy, ale również jego dodatkowy zmysł. Należało podjąć jakąś decyzję, niebieskooki mógł się jeszcze spróbować wycofać, zniknąć gdzieś, ale z drugiej strony, chwila wytchnienia i możliwość zjedzenia czegoś cieplejszego była aż nazbyt kusząca i co tu mało kryć - pożądana. Co prawda niezwykły wilk zdecydowanie zniechęcał Ronina do bliższego poznania pary, ale jednocześnie wzbudzał ciekawość.
- Przepraszam, nie chcę państwu przeszkadzać... - zawołał szermierz, oznajmiając swoje przybycie, po czym zaczął powoli zbliżać się do zgromadzonych dodając. - Jestem wędrowcem i nie szukam zwady. Czy mogę odpocząć w podróży w waszym towarzystwie?
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Rumi zupełnie nie rozumiała co się dzieje. Nie sądziła, że jej towarzysza tak łatwo urazić. Po prostu powiedziała co czuje i jak się czuje. Może i bywała niepewna i dopadały ją stany depresyjne, jednak miewała też przebłyski walki o samą siebie. Tak też było przed chwilą. Nie mogła pozwolić by nowo poznany mężczyzna jej rozkazywał. Przynajmniej tak to odbierała, być może źle, być może zareagowała zbyt ostro, ale taka już była. Z jednej strony czasem doskonale panowała nad emocjami, a z drugiej robiła i mówiła rzeczy, które czuła w aktualnej chwili. Zresztą Rumianek często czuła, że w jej wnętrzu zamiast harmonii panował jeden wielki chaos.
- To nie jest rozsądne - odezwała się tonem jakiego używała wcześniej, spokojnym i zgoła innym od poirytowania, jakim zdawała się kierować przed chwilą.
- Arhuna, to nie jest dobry pomysł. Nie poradzisz sobie w tym stanie w lesie. Ledwo możesz iść. Jedno złe słowo i już odchodzisz? Oboje wiemy, że podpierając się tym kosturem daleko nie zajdziesz. - Rumi starała się być teraz opanowana i trzeźwo myśląca. Przeszła jej już złość na to co powiedział jej towarzysz, teraz skupiła się na tym co chciał zrobić, a chciał odejść, co było naprawdę niemądrym pomysłem. Ledwo doczłapali się na skraj wioski, a on chciał sam wracać do lasu. Zachowywał się nierozsądnie i Rumi miała przeczucie, że doskonale o tym wie, jednak duma nie pozwala mu zostać.
- Powinieneś pójść ze mną - oświadczyła, lecz jej ton był zaskakująco łagodny. Nagle jej rozważania i prośby przerwały czyjeś słowa. Spojrzała w stronę lasu. Jakiś mężczyzna krzyczał do nich z daleka. Rumi trochę się przestraszyła, ale zaraz przez myśl przeszło jej, że ów nieznajomy może pomóc jej dotaszczyć Arhunę do jej domostwa.
- Mógłbyś nam pomóc, wędrowcze? - Kiedy mężczyzna był bliżej Rumi odezwała się w te słowa.
- Mój przyjaciel jest słaby, trzeba mu pomóc dojść do tego domu. - Wskazała ruchem ręki malowniczy domek na skraju wioski.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast przystanął i przymknął na moment oczy, nie odwracając się jeszcze do mówiącej do niego Rumi. ”Nieprawda”, pomyślał z cieniem rozbawienia, gdy wytknęła mu, że sobie nie poradzi. Czyż nie był druidem? Czyż nie spędził prawie całego życia w dziczy? Z niejedną przeciwnością już sobie poradził - bywały dni, gdy gorączka trawiła jego ciało i umysł, a jednak sobie radził. Zwierzęta prawie nigdy go nie atakowały - w końcu nie bez powodu wataha Vertaia nazwała go Widugastem, dobrym leśnym duchem. Po prostu przez samo bycie druidem, tę szczególną więź z naturą wynikającą z przynależności rasowej i kastowej, zwierzęta wiedziały, że on nie jest im wrogi i z reguły unikały konfrontacji. A cała reszta przeciwności, które mogłyby go spotkać w lesie - ziąb, wilgoć, brak jedzenia i picia, to go nie dotyczyło. Wiedział, jak się zatroszczyć i o te sprawy. Jedyne czym by się martwił, to błąkające się po kniejach duchy - gdyby któryś z nich chciał go opętać, mógłby mieć problem się obronić. Ale w tym pomógłby mu Vertai, więc i o to Arhuna by się nie martwił.
        - W lesie nic mi się nie stanie - zapewnił spokojnym głosem i w końcu obrócił się w stronę Rumi. Nim jednak podjął myśl, widmowy wilk szczeknął ostrzegawcze “ktoś idzie”. Druid zaraz spojrzał za siebie i dostrzegł zbliżającego się mężczyznę. Vertai nie na każdego tak reagował, gdyby był to zwykły wieśniak, nawet nie raczyłby parsknąć, więc nieznajomy musiał go zaniepokoić - pewnie czuć było od niego zapach żelaza i przelanej krwi, adrenaliny i testosteronu, słowem tego wszystkiego, czym pachnie wojownik.
        - On mnie widzi - dodał jeszcze alfa, a w jego głosie słychać było niepokój. Nie każdy potrafił dostrzegać duchy, przez co Vertai czuł się wyjątkowo niekomfortowo, gdy ktoś oprócz Widugasta mógł go spostrzec. Najwyraźniej basior od nadmiaru emocji stał się dużo bardziej materialny (o ile można użyć w jego przypadku takiego słowa) niż zazwyczaj i przez to widoczny dla wrażliwych na magię… Albo coś w tym stylu. Jest wiele powodów, dla których widzi się duchy.
        Arhuna spuścił wzrok i skrzywił się pod osłoną wilczego futra i własnych, posklejanych w strąki włosów. Nie miał nic przeciwko temu, że Rumianek nalegała, by poszedł do jej domu jednak… Doszedłby sam. Wolał to niż możliwość, że dostanie się we władanie tego nieznajomego. Bo Rumi to co innego - kobieta o łagodnym obliczu, z kotkiem w koszyku, wzbudzała zaufanie. A ten wędrowiec... Delikatnie mówiąc nie robił tak dobrego wrażenia. Już sama utrata kontroli była dla Widugasta traumatyczna, a niepewność tylko pogłębiała dyskomfort. Vertai z miejsca wyczuł niepokój członka swego stada i stanął między nim a nieznajomym. Arhuna wykonał zdawkowy, powstrzymujący gest.
        - Dobrze - zgodził się zrezygnowany, wyciągając do wędrowca rękę jak wcześniej uczynił to w stosunku do Rumi. - Muszę się tylko na kimś wesprzeć... Nie trzeba mnie prowadzić.
        - Hm... - Vertai zmrużył ślepia patrząc na oblicze druida. - Twój ojciec nadał ci kiepskie imię. Apravaldsdottir lepiej by ci pasowało - prychnął, korzystając z tego, że nieznajomy go widzi, ale pewnie nie rozumie mowy zwierząt, więc gadać może sobie ile chce. I dzięki temu dopiekał Widugastowi na swój szczególny sposób, czepiając się tym razem jego uległości - "apra" znaczyło "osika".
Awatar użytkownika
Ronin
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ronin »

- Już, już idę! - odpowiedział niebieskooki nieznacznie przyspieszając kroku w stronę kobiety, mężczyzny i widmowego wilka. Basior nieznacznie niepokoił szermierza, ale nie na tyle, by zaniechał naturalnej potrzeby pomocy potrzebującemu. Co więcej, na razie postanowił udawać, że nie widzi wilka, póki ten swoim zachowaniem nie zmusi go zmiany decyzji, tak może być po prostu łatwiej, zwłaszcza, że pewien zmysł podpowiadał Roninowi, że stworzenie to nie jest pierwszym lepszym wilkiem...
- Poradzimy sobie - rzekł do mężczyzny, przyjmując jego dłoń i ustawiając swój bark tak, by był dla niego podporą, uprzednio przesunął nieco do tyłu swój miecz przy pasie, tak by rękojeść nie wadziła we wspieraniu osłabionego męża. Z tak bliska niebieskooki rozpoznał w nim elfa, tak więc nadmierna troska mogłaby tutaj jedynie bardziej zaszkodzić niż pomóc (nie, by szermierz miał jakieś liczne kontakty z elfami, ale te, które poznał podczas nauki ich języka wystarczająco nauczyli go, jak ważna jest dla nich duma). Szermierz starał się stanowić dla elfa podporę, jednakże niezbyt usilną ponieważ wyczuwał, że sytuacja jest dla niego krępująca, tak więc nie chciał dorzucać mu dodatkowych problemów.
- Jestem Ronin. Dziękuje, że pozwoliliście mi do siebie dołączyć i że mogę pomoc... - przedstawił swą osobę ciemnowłosy, by nieco rozładować atmosferę i nieco przełamać pierwsze lody, zwłaszcza, że chwilowo niebieskooki nie miał pomysłu, jak inaczej rozpocząć rozmowę z nowo poznanymi znajomymi. Przy tym wszystkim starał się zachowywać czujność, nie wiedział co sprawiło, że elf był w takim stanie, poza tym, już jedno niezwykłe stworzenie się tutaj kręciło i nikt nie mógł mieć pewności, czy było jedynym...
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Rumi niewiele się zastanawiała prosząc o pomoc wędrowca. Ale cóż... czy miała cokolwiek do stracenia? Okraść nie było jej z czego, bo w domu miała niewiele pieniędzy. Nie żeby była biedna, po prostu trzymała w domostwie zaledwie niewielki dobytek. A to co miała do stracenia już straciła. Gwałtu nigdy się nie bała, być może naiwnie, ale uważała siebie za tak odpychającą, że niewartą tego by brać ją przemocą. Cóż więc jej pozostało? Arhuna nie chciał jej pomocy, ale teraz zachowywał się tak jakby nie miał wyboru, poddał się więc i pozwolił nieznajomemu się podeprzeć.
- Jestem Rumi. Rumianek - przedstawiła się dziewczyna.
- To tam. - Wskazała palcem raz jeszcze na jej dom, tak jakby nie była pewna, czy nowo poznany zrozumiał dokąd idą.
- Dziękuję za pomoc - dodała. Między nimi zapadła niezręczna cisza. Chyba nikt nie wiedział co należy powiedzieć w ich sytuacji. Na szczęście dom był blisko i wkrótce dotarli pod jego drzwi. Rumi wyszła na przód by otworzyć im odrzwia i wpuścić do środka. Duża izba, w której się znaleźli była niewiarygodnie czysta. Prosta, drewniana podłoga była zaolejowana i lśniąca. Na skromnych meblach nie było śladu kurzu. Półki zdobiły białe, płócienne serwetki haftowane w kwiatowe wzory. Izba, do której weszli była czymś na kształt kuchni połączonej z salonem. Palenisko znajdowało się lekko na prawo, na ścianie naprzeciw drzwi. Pod oknem z prawej strony stał dość wąski, długi blat, na którym najwyraźniej Rumi przygotowywała posiłki. Pod blatem schowano kosze i skrzynki, w których gospodyni trzymała warzywa i owoce. Na prawo od blatu znajdowały się wysokie regały, w których ustawiono przetwory. W małych słoikach stały konfitury, dżemy, powidła, w wyższych warzywa zalane octem. Z regałów zwisały warkocze czosnku i długie sznury suszonych owoców i grzybów. Na krokwiach podtrzymujących sufit zawieszono pęki różnorakich ziół. Lewa strona pomieszczenia była czymś w rodzaju salonu. Stał tutaj rzeźbiony, bujany fotel. Pod ścianą znajdowała się ława, na której wyłożono futra różnych zwierząt, a przy niej stał duży, ciężki stół, przykryty białym obrusem haftowanym w czerwone maki i niebieskie chabry. Wokół stołu ustawiono cztery, ładne, choć skromne krzesła. Na ścianie po lewej stronie znajdowały się też drzwi prowadzące do izby, w której znajdowała się sypialnia. Zaś w głębi pomieszczenia na lewo od paleniska zobaczyć można było drabinę prowadzącą na strych budynku.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Irytowany przez Vertaia druid nie znalazł w sobie tyle spokoju co zwykle - nie dość, że poddał się złośliwościom wilka, to jeszcze mięśnie mu drżały i paliły żywym ogniem, jakby cały tydzień nieustannie uciekał przez bandą rozwścieczonych bestii. Dlatego w pierwszej chwili słowa mężczyzny - to wypowiedziane tak łagodnie “poradzimy sobie” - zabrzmiały protekcjonalnie i pobłażliwie, wywołując natychmiastową irytację druida. Uspokojenie się kosztowało go cztery oddechy - nie mógł tak dawać szaleć swoim emocjom, nie taka była jego natura. Okoliczności jednak nie należały do typowych, więc nerwy miały prawo mu puszczać. ”Muszę pomedytować, w przeciwnym razie zwariuję…”, uznał i sam ten plan sprawił, że poczuł ukojenie.
        Już bez gniewnego zacięcia na twarzy Arhuna uniknął dłoni mężczyzny, gdy ten chciał mu pomóc, i sam złapał za jego usłużnie nadstawiony bark. Dostrzegł jak wędrowiec przesuwa swój miecz i samo to, że schował go za plecami sprawiło, iż druid nabrał do niego odrobinę większego przekonania - gdyby chociaż przez moment myślał o walce, z pewnością przyciągnąłby broń do przodu, na brzuch. A może druid sam siebie oszukiwał? Wszak nie znał się specjalnie na szermierce, ba, śmiało można było powiedzieć, że nie zna się na niej w ogóle. Gdy musiał stanąć do walki, jego główną bronią była magia.
        - Widugast - wypluł z siebie między jednym urywanym oddechem a drugim. Nie miał siły, by podać swoje pełne imię jak należy, zapamiętał jednak, że będzie musiał to zrobić gdy tylko trochę odpocznie. I może przedstawić im Vertaia - pominięty wilk patrzył na niego z wyraźnym wyrzutem, gdyż gdy już zostawał zauważony, chciał być traktowany jak równy druidowi, a nie byle jaki zwierzak. Arhunie kojarzył się w takich momentach z kapryśnym staruchem, który sam nie wie, czy chce być w centrum zainteresowania, czy też by wszyscy zostawili go w spokoju.

        W domu Rumi Thorvaldsdottir przelotnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Uznał, że właśnie tego się spodziewał po takiej kobiecie jak ona - skromnego, czystego, przyjaznego wnętrza. Czuć było w nim domową atmosferę, a paradoksalnie jedyną fałszywą nutę stanowiła w tym miejscu cisza. Nic dziwnego, że Rumianek była taka przygnębiona - przebywanie dzień w dzień w takim miejscu mogło źle na nią wpływać.
        Widugast po przekroczeniu progu zrobił kilka kroków o własnych siłach, stukając głośno swoim kosturem. Przysiadł w pierwszym miejscu, które się do tego nadawało, czy też raczej przewrócił się na siedzisko. Jęknął, czoło opierając o swoją laskę. Niedbałym gestem zrzucił na plecy łeb Vertaia, jakby był to zwykły kaptur. Bez niego wyglądał jakoś tak… bardziej swojsko, normalnie, chociaż przecież w tym momencie jego tatuaże na twarzy były widoczne jeszcze lepiej niż do tej pory. Może była to kwestia tego, że patrzyło się tylko na jego oblicze, a nie dodatkowo martwego od dziesięcioleci wilka.
        - Jestem… Arhuna Thorvaldsdottir Widugast, syn Aiweia Wiesiołka. Dziękuję ci za pomoc - odezwał się do wędrowca, gdy tylko ustabilizował oddech, a jego podziękowaniom towarzyszyło pełne szacunku skinienie głową.
        - Dziękuję - zwrócił się jeszcze do Rumi, gdyż w końcu to ona była tu gospodynią i przed chwilą zmusiła go, by przyjął jej pomoc. Druid cały czas słyszał z tyłu głowy, że lepiej by zrobił zostają w lesie, ale już i tak nie było odwrotu, powinien więc przyjąć to, co otrzymał i okazać szacunek osobom, które mu pomogły.
        Arhuna zamknął na dłuższy moment oczy, wytężając swój zmysł magiczny: szukał Vertaia. Wilk nie wszedł do domu, gdyż niechętnie przebywał w takich miejscach, biegał więc wokół, nic sobie nie robiąc z płotów, grządek, czy też kur, które gdakał głośno, gdy były przez niego potrącane.
Awatar użytkownika
Ronin
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ronin »

- Miło mi panię poznać. - Uśmiechnął się możliwie pogodnie do dziewczyny Ronin, po czym podobnie odpowiedział elfowi, nieznacznym skinieniem głowy posyłając mu lekki ukłon. Domek niewiasty nie znajdował się daleko, tak więc i wyzwaniem trudno nazwać wsparcie, jakim wojownik był dla druida, czy też gospodyni (za co nawiasem mówiąc szermierz w duchu dziękował, bowiem nie były to jedne z jego zdecydowanie słabszych dni...).
Przekraczając drzwi chatki, niebieskooki wręcz z dziecięcą ciekawością rozejrzał się po wnętrzu. Starał się przy tym nie być specjalnie niegrzecznym w natarczywości spojrzenia, ale nie ukrywajmy, było co podziwiać. Poziom zadbania pomieszczenia stał na zdecydowanie najwyższym poziomie, po prawdzie, to Ronin nie widział tak dokładnie wysprzątanego domu od czasu "opuszczenie" swojej ojczyzny, gdzie w murach szlacheckiego zamku jego rodziny uwijały się rzesze służących, dbających o jak najlepszy wizerunek posiadłości. Było to na swój sposób zastanawiające, wszak większość "chłopskich" domostw, które miał przyjemność odwiedzać niebieskooki w niczym nie przypominały tego. Było to zazwyczaj spowodowane nawałem pracy, jaki towarzyszył prostszemu ludowi i nie było w tym nic złego - szermierz bardzo szanował ludzką pracę i wysiłek. Tutaj natomiast... Tutaj wszystko było nad wyraz idealne.
- Bardzo piękny dom, pani Rumianek, naprawdę - oświadczył wciąż nie wychodząc z podziwu Ronin. Jego niebieskie oczy płynnie przeskakiwały z jednego do drugiego miejsca, ale nie jedynie po to, by podziwiać kunszt perfekcyjnej pani domu, lecz... By dowiedzieć się, czy mieszka tutaj sama, chociaż obecność elfa sugerowała, że jest on towarzyszem dziewczyny. Jeśli tak było w istocie, to relacja tych dwojga mogła być nader skomplikowana, umysł wojownika mimochodem powędrował w kierunku potencjalnych trudności związanych z długością życia, ale niebieskooki szybko przywołał go do porządku, niczym ściągający wodze woźnica, który silnym, aczkolwiek nie rwanym pociągnięciem, kieruje rozpędzone konie na odpowiednie tory. Miast więc zastanawiać się nad losami relacji elfio-ludzkich, Ronin zajął się domową etykietą. Ostrożnym ruchem wyciągnął zza pasa swój miecz, po czym usztywnił zamek broni przypasanym do pochwy sznurem, tak by miecz się czasem sam nie otworzył, aby atmosfery domowego ogniska specjalnie nie tłamsić żelastwem.
- Pani Rumianek, czy mógłbym go gdzieś odłożyć? - spytał gospodynię, bowiem nie chciał klamotem w losowym miejscu położonym zakłócać porządku tego miejsca, po czym przeniósł spojrzenie na elfa i na chwilę "zamarł". Chciał się do niego zwrócić, ale w pierwszej chwili nie bardzo wiedział jak. W jego ojczyźnie wyrazem szacunku było mówić do kogoś po nazwisku, tutaj bywało podobnie, z tym że... Niebieskooki zmusił pamięć by przypomnieć sobie jakim "tytułem" przedstawił się elf i chociaż mu się to udało, nijak nie umiał z szyku wyrazów wyłowić nazwiska. Co prawda troszkę o elfach wiedział, ale nie na tyle, by znać kulturę każdej odmiany. Ronin pozwolił sobie sobie jeszcze na dwie sekundy namysłu, po czym nieco zrezygnowany, zdecydował się zaryzykować, mając nadzieję, że wielkiej gafy nie popełni.
- Panie Arhuna, czy potrzebuje pan jakiejś dalszej pomocy? Nie chcę być niegrzeczny, ale opowie pan, co mu się stało? - zapytał możliwie najspokojniejszym i najmniej natarczywym tonem, na jaki go było stać wojownik, po czym zaczął szukać sobie jakiegoś miejsca by przysiąść, jednocześnie posyłając Rumi zakłopotane spojrzenie - nie wiedział co w tak zadbanym domu wolno, a czego nie. Siadanie byle gdzie mogło być bardzo źle odebrane, a stanie jak słup soli jeszcze bardziej. Ronin miał więc nadzieję, że kobieta zlituje się nad nim i wskaże mu jakieś miejsce by mógł spocząć.
Co się zaś tyczy astralnego wilka, cóż, Ronin odnotował, że go nie ma, nawet skojarzył jego wizerunek ze skórą, jaką nosił elf, jednakże konsekwentnie nie zamierzał poruszać jego tematu. Nie wszystkie "atrakcje" na raz...
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Rumi, proszę mów mi po prostu Rumi - poprawiła go dziewczyna, ale nie tłumaczyła już, że zwyczajnie nie znosi swojego imienia i nie chce by zwracano się do niej Rumianek. Poza tym tytuł "pani" też był zbędny, zdecydowanie.
- Możesz położyć miecz pod ławą. - Wskazała ławę pod ścianą na której siedział Arhuna. - Tam nie będzie przeszkadzać.
- I usiądź, proszę - dodała wskazując na część pomieszczenia, w której stał stół i krzesła.
Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się odpowiedzialna za druida, z którym spotkała się w lesie. A w związku z tym poczuciem odpowiedzialności naturalnym dla niej było, że powinna go nakarmić. Był słaby i potrzebował pożywienia. Zresztą jeśli chodzi o wojaka, który pomógł jej dostarczyć elfa do domu też czuła się zobowiązana.
- Przyniosę wodę - odezwała się w te słowa i nim jej goście zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, Rumi już chwyciła za wiadro stojące w kuchni i ruszyła do drzwi, za którymi zniknęła. Wróciła po dłuższej chwili, w jednej ręce trzymała ciężkie wiadro pełne wody, a w drugiej pęk marchewek wyrwanych z ogródka. Jej plan był prosty. Rozpalić w palenisku, wrzucić do wody warzywa i suszone mięso, wszystko ugotować i nakarmić swoich gości. Ona miała ręce pełne roboty, ale jej towarzysze siedzieli właśnie w "salonie" i wymownie milczeli. Rumi nie wiedziała co powinna powiedzieć, by przerwać tę ciszę. Czuła się nieco skrępowana tą sytuacją. Wtem ciszę przerwało ciche miauczenie. Z koszyka, w którym Rumi miała przynieść jagody, swój różowy nosek wyściubił mały, puchaty kotek. Drobniś właśnie się obudził, oczka miał jeszcze lekko zmrużone i ewidentnie był lekko zdezorientowany. Swoim miauczeniem nawoływał mamę, którą rzecz jasna była Rumi. Dziewczyna odwróciła się i wyciągnęła malca z koszyka.
- Już, już, moje maleństwo - Rumianek przytuliła Drobnisia, opierając sobie go o ramię niczym niemowlę. Kotek zmienił miauczenie w głośne, kocie mruczenie, wyraźnie zadowolony z tego, że odnalazł swoją mamusię.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast wyglądał, jakby przysnął wsparty o kostur, lecz po chwili otworzył oczy i jego w pełni przytomne spojrzenie w mgnieniu oka zogniskowało się na twarzy mówiącego doń Ronina. Usta druida rozciągnęły się w lekkim uśmiechu - mało osób zwracało się do niego “panie Arhuna”, brzmiało to jednocześnie dziwnie i miło… Ale na pewno na dłuższą metę byłoby męczące. Widugast poczekał więc aż Rumi wyrazi swoje zdanie na temat honorowania jej “panią”, po czym sam skupił się nad odpowiedzią. Oprócz sprecyzowania tego, jak Ronin powinien się do niego zwracać, druid miał mu jeszcze powiedzieć co doprowadziło go do tego stanu… Lecz nie za bardzo wiedział ile powinien mu zdradzić. Jakoś niespecjalnie miał ochotę odkrywać przed nim wszystkie fakty ze swojej przeszłości. Rumiankowi wyłożyło swoją historię zgodnie z prawdą i bez zatajeń, gdyż był to jej winien, jemu zaś… wolał nie mówić o wszystkim. Chyba teraz, gdy był odrobinę bardziej świadomy swego położenia, zrobiło mu się wstyd, że doprowadził do takiej sytuacji. Nie mógł jednak dłużej gdybać i przedłużać milczenia, gdyż Ronin pewnie byłby gotów stwierdzić, że został zignorowany. Dlatego też Arhuna westchnął głęboko, odchrząknął i w końcu się odezwał.
        - Wystarczy samo Widugast - zaczął, gdyż to było najłatwiejsze. - Nie potrzebuję na razie pomocy, dziękuję. Muszę… po prostu odzyskać siły. Jestem osłabiony, bo przez ostatnie sto lat byłem zamknięty w pniu drzewa, dzisiaj rano odzyskałem wolność i mam to szczęście, że Rumianek pomaga mi dojść do siebie. Drzewo jednocześnie było moim strażnikiem i pilnowało bym nie umarł, lecz jak nietrudno się domyślić nie rozpieszczało mnie - wyjaśnił, siląc się nawet na bardzo słaby dowcip. - Zamknęła mnie w nim driada, która podejrzewała mnie o zdradę… Cóż, nie mogę jej winić, zastała mnie w niedwuznacznej sytuacji z inną kobietą… Lecz ja pozostałem jej wierny. To dłuższa i bardziej skomplikowana historia, nie mam w tej chwili siły opowiadać jej w całości - wymigał się w końcu druid, jego oblicze zdradzało jednak żal i frustrację wywołaną wspominaniem tamtych wydarzeń. - Skąd i dokąd podróżujecie, jeśli można wiedzieć?
        Arhuna był w stanie bez większego wysiłku skupić się na tym co mówiłby Ronin i co robiła Rumianek. Głupio mu było patrzeć, jak kobieta krząta się po kuchni, a on siedzi tak bezczynnie, jak jakiś zadufany w sobie wielmoża. Wiedział jednak, że nie byłby w stanie przynieść dla niej wiadra wody, a i powierzenie mu obierania marchwi zdawało się nie być roztropnym pomysłem - pewnie zaraz by się zaciął. Zirytowany swoją niemocą Widugast spróbował sięgnąć do wnętrza i po raz kolejny magią przywrócić sobie nieco sił, było na to jednak za wcześnie. Druid pozbył się negatywnych emocji wzdychając, po czym obrócił się, by w końcu oprzeć o ścianę kostur, którego do tej pory kurczowo się trzymał. Z dużą pieczołowitością zdjął ze swych ramiona skórę Vertaia i położył ją obok siebie, pilnując by łeb pozostawał na wierzchu i spoczywał na mordzie, a nie na czerepie - tak jakby wilk opierał głowę o siedzenie. Ta oznaka szacunku była ważna tylko dla Arhuny, gdyż duch już dawno przestał zwracać uwagę na takiego detale.
        Thorvaldsdottir podniósł wzrok na tulącą swego kotka Rumi. Jego oblicze rozjaśnił ciepły uśmiech - malujący się przed nim obrazek był pełen dobrych emocji i miłości, druidowi przeszło przez myśl, że dziewczyna byłaby świetną matką, gdyby ze swym mężem doczekała się potomstwa...
Awatar użytkownika
Ronin
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ronin »

- Niech tak będzie, Rumi- odpowiedział jej pogodnie Ronin, odkładając swój miecz we wskazane miejsce. Niebieskooki rzadko rozstawał się z tą ostatnią pamiątką, jaka mu po dawnej ojczyźnie została, ale w tej chwili nie czuł specjalnie dyskomfortu z tym związanego. Kiedy dziewczyna zajęła się pracami w kuchni, które nawiasem mówiąc ciemnowłosy chętnie by wykonał, szermierz przeniósł swą uwagę na elfa, który zgodził się wyłożyć kilka kart ze swojej życiowej historii na stół...
Pierwsza informacja odnośnie zamknięcia w drzewie wzbudziła w wojowniku większa czujność, bowiem za różne sprawki można by wylądować w takim więzieniu, ale dalsza historia nieco "uspokoiła" wędrowca, który niedawno również miał okazję spotkać pewną niecodzienną niewiastę.
- Hm, to dość trudna sprawa,Widugaście. Przykro mi. - Niebieskooki miał nadzieję, że prawidłowo odmienił nazwisko elfa, po czym by nieco rozładować dość ciężką atmosferę i przełamać lody, od której jego dodatkowy zmysł coraz bardziej dawał mu się we znaki, pociągnął swą myśl, nawiązując nieco do swoich ostatnich przeżyć - Ja natomiast niedawno miałem spotkanie z równie umagicznioną damą. Niecodzienna była to osoba... - zamyślił się szermierz, raz jeszcze przywołując w pamięci obraz tajemniczej Infinis, wędrującej z krukiem jako towarzyszem i ich przygód w Ekradonie, po czym wrócił uwagą do druida i gospodyni, która zajęła się kotkiem.
- Rozkoszne małe stworzenie. I odpowiednio głośne - pozwolił sobie na żartobliwy ton szermierz, spoglądając na futrzaka, po czym spytał. - Jakie imię nosi?
Zanim jednak Rumi mu odpowiedziała, szermierz zreflektował się w tym, że należałoby zadać nieznajomym jeszcze kilak pytań, tak by nie zostać jedynie darmozjadem, a i może przed niebezpieczeństwem ich ustrzec.
- Rumi, jeśli mógłbym jakoś pomóc, to całkiem dobrze sobie w kuchni radzę - zapewnił Ronin, który z nożem w kuchni był równie groźny dla marchewek i wszelakiej włoszczyzny, niczym ze swym wiernym ostrzem przeciwko demonem, po czym dodał. - Muszę zadać wam pytanie. Czy nie zauważyliście jakichś dziwnych, skrzydlatych istot w tych lasach? Jakiś czas temu w Ekradonie miał miejsce magiczny wypadek, na skutek do tego świata przeniknęły jakieś potwory. Były bardzo groźne. Wydaje mi się, że udało nam się wszystkie wyłapać, ale wolę o nie zapytać...
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Drobniś, ma na imię Drobniś - odparła dziewczyna. Przez chwilę tuliła kotka do siebie, ale mały w końcu miał dość, więc postawiła go na podłodze. Kociak zaczął ocierać się o jej nogi i głośno mruczeć. Kręcił się wokół dziewczyny dość długo. Kiedy się znudził poszedł do części salonowej i choć był mały za wszelką cenę próbował wskoczyć na ławę, a konkretnie na futro, które przed chwilą zdjął z siebie Widugast. Rumi nie włączała się do rozmowy mężczyzn, ani też nie zamierzała odwoływać kociaka, nawet nie wiedziała, że Drobniś właśnie próbuje coś zbroić. Dziewczyna zajęła się przygotowaniem paleniska. W domu zawsze miała trochę drewna, ułożyła je więc w stos wraz z garścią siana, które łatwo dało się podpalić. Kiedy ogień już płonął Rumi przelała część wody z wiadra do sporego kociołka i zawiesiła go nad ogniem. Potem wzięła się za obieranie marchewek.
- Nie, nie, dziękuję, dam sobie radę - dopowiedziała Roninowi i wróciła do przygotowywania posiłku. Wrzuciła do garnka sporo suszonego mięsa, a potem znów zniknęła z chatki w ogródku. Nie było jej jakiś czas. Wróciła z kapustą, porem i innymi warzywami, które pokroiła i wrzuciła do kociołka. Doprawiła wszystko solą i innymi, suszonymi przyprawami. Koniec końców w garnku wiszącym nad ogniem zaczęło wrzeć. Rumi wiedziała, że minie jeszcze trochę czasu nim wszystko się ugotuje. Dlatego nie mając już nic lepszego do roboty przeszła do części domu, w której siedzieli mężczyźni i usiadła niedaleko nich na bujanym fotelu. Drobniś widząc co robi jego mama przybiegł do niej i wskoczył na kolana. Wydawało się jakby naprawdę był jej dzieckiem, które nie odstępuje swojej mamusi na krok.
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości