Menaos[Okolice Menaos]Drzazga w sercu.

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Rumi ze zdziwieniem przyjęła wiadomość o widmowym wilku. Dostrzegła go najpierw przy drzwiach, a potem obserwowała jak idzie w stronę Arhuny. Nie bala się jednak, słyszała i czytała o takich rzeczach. Owszem, nigdy czegoś takiego nie widziała, ale głęboko wierzyła, że skoro wilk był towarzyszem Widugasta nie zrobi jej krzywdy. Przez moment jednak zastanawiała się, czy powinna wstawać czy jednak lepiej siedzieć spokojnie. Jednak kiedy usłyszała że w kociołku nad ogniem zaczyna bulgotać wstała powoli i ruszyła w stronę części kuchennej. Nie chciała wtrącać się w rozmowę elfa i Ronina, nie miała nic do powiedzenie, nie znała się na świecie duchów. Uznała, że lepiej im nie przeszkadzać i zająć się obiadem.

Kiedy mężczyźni ucinali sobie pogawędkę, Rumi krzątała się po kuchni, od czasu do czasu wychodząc na podwórze po zioła i inne składniki zupy. Oczywiście między czasie słyszała rozmowy mężczyzn, ale nadal tkwiła w swoim postanowieniu, że lepiej się nie wtrącać, skoro nie ma się nic do powiedzenia. Mimo tego, że dłuższy czas spędziła w dobrych warunkach, w dobrej i spokojnej atmosferze to jednak w jej wnętrzu siedziały ciągle lata które spędziła z ojcem. Nauczyła się wtedy, że nie dobrze jest się wtrącać w rozmowy mężczyzn. Oczywiście teraz działała u niej podświadomość.

Czas mijał, a Rumi znajdowała sobie w kuchni co raz to nowe zajęcia. W końcu jednak zupa gotująca się w kotle była gotowa. Dziewczyna wyciągnęła drewniane miski i nalała jedzenie do środka. Pyszna, niezwykle aromatyczna zupa, była gęsta i pachniała smakowicie. Czuć było moc przypraw, zapach gotowanych warzyw i aromat wrzuconych do środka małych cebulek. Rumianek przyniosła miski z zupą do części salonowej, czy też jadalnej, jak zwał tak zwał i postawiła jedzenie przed swoimi gośćmi. Na moment jeszcze cofnęła się do kuchni by przynieść drewniane łyżki. Kiedy to zrobiła, usiadła przy stole w raz ze swoimi towarzyszami.
- Smacznego - odezwała się po długim czasie milczenia.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Leżący przy nogach druida eteryczny wilk ponownie stał się lepiej widoczny i podniósł łeb słysząc, że Ronin zwraca się bezpośrednio do niego. Przechylił lekko łeb na bok jak większość psowatych, gdy czegoś bardzo uważnie słucha, a gdy wędrowiec skończył mówić, Vertai skinął łbem w sposób, który niepokojąco przypominał ludzki ukłon, a następnie przeniósł wzrok na Widugasta.
        - Masz bardzo kulturalne towarzystwo, szczeniaku - zwrócił się do niego. - Przekaż mu, że ja również jestem zaszczycony i nie chowam urazy za jego wcześniejsze zachowanie.
        Arhuna pokiwał lekko głową, a w jego oczach widać było zaskoczenie - jego alfa rzadko przejawiał taką sympatię w stosunku do nowo poznanych osób, najwyraźniej Ronin musiał wyjątkowo przypaść mu do gustu. Wilk w jakiś podświadomy sposób potrafił wyczuć z jakim typem ma do czynienia, więc pewnie trafił na wyjątkowo pasujący mu charakter.
        - Vertai kazał mi przekazać, że jemu również jest miło i nie chowa urazy za to, że go ignorowałeś. Stwierdził, że jesteś bardzo dobrze wychowany - przekazał druid z zadowoleniem w głosie, zaraz jednak się zreflektował. - Oczywiście o ile rozumiesz mowę zwierząt, wybacz mi to bicie piany…
        Druid i wilk z zainteresowaniem słuchali wyjaśnień Ronina w kwestii tego, w jaki sposób stał się tak czuły na astralny aspekt świata. Basior, wiedziony dawnym odruchem, wstał i zbliżył się do mówiącego wędrowca. Obwąchał jego dłonie i powęszył chwilę wkoło, chociaż prawdopodobnie i tak niczego nie czuł, odruchy były jednak silniejsze niż zdrowy rozsądek. Widugast nie skomentował tego słowem, bo nie chciał się droczyć przy świadkach.
        - Ciekawe - przyznał, gdy Ronin zawiesił głos. - Opowiedz mi o tym coś więcej, bardzo mnie zaintrygowałeś. Jesteś pierwszym wojownikiem, jakie spotkałem na swej drodze, który swą sztuką wykracza poza aspekt fizyczny. W jaki sposób wrażliwość na to, co niematerialne, pomaga ci we władaniu bronią? Czy to kwestia przewidywania ruchów przeciwnika?
        Widugast nie ukrywał swej fascynacji - oczy mu błyszczały i nawet przysunął się kawałek do Ronina, by nie uronić ani słowa z jego wypowiedzi. Był bardzo chętny do zgłębiania wiedzy, a gdy miała ona na dodatek związek z magią i duchami, naprawdę trudno było mu się powstrzymać, by nie drążyć tematu. Na moment zapomniał nawet o złym samopoczuciu, o palących bólem mięśniach i zmęczeniu. Objawy wróciły jednak nową falą, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach gotowanej przez Rumi zupy: wtedy jego organizm przypomniał sobie czym jest głód i zaczął gwałtownie domagać się pożywienia. Nawet zaburczało mu w brzuchu, co wywołało wyraz zażenowania na obliczu Arhuny - bez względu na okoliczności i usprawiedliwienie długą głodówką, było to dość krępujące. Gdy zaś przed druidem została postawiona miska apetycznie pachnącej zupy, Widugast nie był w stanie mówić, tyle miał śliny w ustach. Sporo wysiłku go kosztowało, by zachować dobre maniery i poczekać na łyżkę. Podziękował Rumi za posiłek, nasadą dłoni otarł usta i dopiero potem skupił się na jedzeniu. Zaczął ostrożnie, od picia samego płynu, by jego żołądek nie doznał szoku.
        - Śmiesznie wyglądasz - orzekł gapiący się na niego Vertai. - Ręka ci drży, a przełykasz jakby to były kamienie.
        Druid machnął na wilka lekceważąco dłonią.
        - Doskonała, naprawdę - pochwalił posiłek, spoglądając na Rumi z uśmiechem. Zrobił sobie chwilkę przerwy, by czarami uspokoić szarpiące go trzewia. Nie było tak źle jak w lesie, ale i tak żołądek wyraźnie się męczył, gdy kazano mu pracować po tak długiej bezczynności. A najlepsze i najgorsze jednocześnie miało dopiero nadejść - Thorvaldsdottir nabrał na łyżkę kilka pływających w zupie warzyw i skrupulatnie zaczął je żuć. Westchnął z wyraźnym ukontentowaniem - z pewnością długa głodówka wyczuliła jego smak, ale i bez tego wszystko smakowało wprost niesamowicie. W jelitach mu zapiszczało gdy przełknął, lecz pomagając sobie odrobinę magią był w stanie dotrwać do końca posiłku. Nic w tym czasie nie mówił, był zbyt skupiony na delektowaniu się smakiem, rozlewającym się po ciele uczuciu ciepła i jednoczesną walką z samym sobą, by wyciągnąć z posiłku wszystko co najlepsze i dzięki niemu odzyskać siły.
Awatar użytkownika
Ronin
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ronin »

- Bardzo dziękuję za pochwałę, niestety mową zwierząt nie władam biegle - odpowiedział niebieskooki wojownik z nieco niższym ukłonem. Nie codziennie dostawało się pochwałę od wilczego ducha, tak więc tym bardziej szermierz czuł się doceniony, bowiem jakby tu nie patrzeć, basior musiał być również wielkim wojownikiem, skoro przez lata przewodził stadu drapieżników.
Jednakże tym, co szczególnie ucieszyło serce pustelnika, było zainteresowanie się wewnętrznymi aspektami sztuki szermierczej, czymś, o czym tak dawno nie miał z kim porozmawiać. W zasadzie nikogo tutaj nie interesowały te najbardziej duchowe i godne elementy sztuki miecza, większość wojowników jakich spotkał na tej dziwnej ziemi skupiało się jedynie na praktycznych aspektach sprowadzających się do skutecznego wyeliminowania wroga.
- Widzisz, to troszkę inaczej działa - zaczął niebieskooki rozpogadzając swe oblicze, chociaż w jego niebieskich oczach zatańczyły lekkie iskierki dziecięcej radości i kontynuował. - Wszelka broń jest sprzeczna z drogą niebios, prawda? Broń zawsze ostatecznie służy do zabijania, a zabijanie nie jest drogą niebios. Jednakże... Jednakże, zabicie złoczyńcy, to zniszczenie zła, prawda? Zniszczenie zła, jest drogą niebios. - Niebieskooki przerwał wykład na kolejny oddech, ale również dlatego, że uznał iż troszkę za bardzo się zagalopował już na samym wstępie. Nawiązywania do najwyższych aspektów szermierki nie było tym, od czego zaczynać odpowiedź swą powinien, tak więc stary mistrz raz jeszcze zebrał myśli, coby tym razem wyrazić się jaśniej.
- Może ten wstęp nie był najszczęśliwszy, przepraszam za to. Widzisz, szermierkę i każdą inną sztukę walki można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach: płaszczyźnie ciała i co rzadsze, płaszczyźnie umysłu oraz ducha. Ta pierwsza zawiera w sobie wszelkie techniki, sztuczki i zwody, które pozwalają zwyciężyć. Generalnie polegają na tym, by jak najskuteczniej pozbyć się wroga, jednakże... Jednakże, to nie ciało, a umysł włada mieczem. Niewielu o tym pamięta... - Tutaj niebieskooki nieznacznie mocniej otworzył oczy, a w jego głos wdało się nieznacznie podniecenie, które jednak szybko stłamsił i kontynuował. - Co natomiast napędza umysł? Gdzie się ów umysł znajduje, czym jest? Jak sam doskonale wiesz i czego twój czcigodny przyjaciele jest przykładem najlepszym, umysł mieszka w duszy. To od czystości i siły twojego umysłu zależy, czy zdecydujesz się zadać cios, czy go wykonasz. Broń jest po to, by odbierać życie. Zdecydować się na ten ruch niezwykle ciężko, a przecież dzisiaj tak wielu w tak niechlujny sposób zabiera życie. Siepaczy nam ci nie brak... - westchnął z wyraźnym smutkiem w głosie Ronin, po czym znów zebrawszy myśli mówił dalej.
- Życie się rodzi. Życie umiera. Jednakże, życie można też ocalić. Świadomość ta sprawia, że sztuka walki staje się czymś więcej, niż jedynie metodą zabijania. Pozwala dostrzegać i niszczyć zło. Mój mistrz powiedział kiedyś, że miecze istnieją nie po to, by przebijać serca, lecz by wycinać z nich głupotę. Jak to osiągnąć? Sztuka walki traktowana jako droga niebios wymaga wewnętrznej dyscypliny, zadawania sobie pytania "kim jestem", osiąga się to przez lata medytacji. Niestety, a może i stety, bardzo trudno otwierać jedne drzwi, bez kolejnych. Pamiętam słowa nauczyciela, że poznanie jednej rzeczy, prowadzi do poznania rzeczy tysiąca. Podobnie było w moim przypadku. Lata medytacji, szukania prawdziwej drogi miecza zaowocowały tym, że im bardziej otwierałem się na świat mojej własnej duszy, tym bardziej wyczulałem się na świat duchowy. Nie znam się oczywiście na magii, ale... Dostrzegam więcej - wyjaśnił niebieskooki rozpogadzając się i w pełni uspokajając głos. Bardzo był wdzięczny elfowi za to pytanie, w końcu, znów mógł nie tylko przypomnieć sobie słowa swego mistrza, ale również podzielić się drogą miecza z kimś nowym. Tak, Ronin nie traktował drogi miecza jak wielkiej tajemnicy. Oczywiście, nie zdradzał wszelkich sekretów sztuki pierwszemu napotkanemu, ale pewnymi elementami dzielił się chętnie. Szkoda tylko, że mało kto chciał go tutaj słuchać...
W międzyczasie Rumi wróciła już z kolacją, niebieskooki jednak poczekał z jej skosztowaniem, aż zakończy swój wywód, po części dlatego, że pochłonęły go własne myśli i słowa, po części dlatego, że zwyczajnie nie wypada mówić z pełnymi ustami.
- Bardzo dziękuję, Rumi - rzekł sięgając po swoją porcje, po czym ukłonił się i odszeptał dziękczynna modlitwę, po czym zaczął jeść...
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast z początku zmarszczył brwi, lekko skonsternowany słowami Ronina. Odniósł wrażenie, jakby na moment stracił kontakt z rzeczywistością i w tym czasie padły jakieś słowa wprowadzające, które mu umknęły, a teraz słucha gdzieś od środka, nie do końca rozumiejąc związek między tym co słyszał, a tym o co zapytał. Frapowało go czym jest ta droga niebios, bo choć miał pewne przypuszczenia, były to tylko domysły a nie pewność. No i ten klasyczny problem filozoficzny, czy też konkretniej rzecz biorąc etyczny - czy zbrodnia popełniona w słusznej sprawie jest nadal zbrodnią czy też dobrym uczynkiem? Druid znał to zagadnienie od swojego mentora z dawnych lat, który debatując nad podobnymi przypadkami ze swym uczniem chciał go nauczyć odpowiedniej wrażliwości, którą powinno kierować się medium. Arhuna pamiętał te nauki jakby odbywały się wczoraj, pamiętał przestrogi starca z gór, który go wykształcił. "Przelana krew to główny czynnik, który trzyma duchy po tej stronie przejścia. Zabójca pragnie pokuty lub kontynuowania swego dzieła, a ofiara pragnie zemsty, godnego pochówku. Niewiele duchów powiązanych z mordem jest w stanie odejść w pokoju, a ty jako żywy, który ich wysłucha, musisz umieć trafnie ocenić sytuację, nie brać niczego na wiarę,a drążyć, pytać i jeszcze raz drążyć. Duchy są bardzo subiektywne, to ty musisz być sędzią..."
        Gdy Ronin zreflektował się co do niefortunnego wstępu swej wypowiedzi, druid odpowiedział jedynie słabym uśmiechem mówiąc, że nic się nie stało. Od tego momentu, gdy nauki wędrowca stanowiły już logiczną całość, Widugast słuchał go z należytą uwagą i skupieniem, na moment przerywając wszystko inne co robił. Z początku była to kwestia szacunku, gdyż analizowanie czynności i zachowań ze względu na płaszczyzny materialności druid miał już we krwi, różnicę rozumiał więc intuicyjnie. Później jednak pojawiły się informacje nowe i istotne. Arhuna przyswajał je na razie bez cienia komentarza, jedynie kiwając głową. Delikatne cienie przemykające przez jego oblicze zdradzały, że ma jakieś przemyślenia na temat nauk Ronina, które póki co zachowywał dla siebie i jedyne na co sobie pozwolił, to kiwanie głową z aprobatą w miejscach, z którymi się szczególnie zgadzał. Na sam koniec, gdy wędrowiec podsumował swą wypowiedź, druid skinął mu z podziękowaniem głową i jeszcze przez moment milczał. Wziął do ust kolejne dwie łyżki zupy, by korzystać póki była ciepła. Czas ten wykorzystał na ułożenie w głowie swojej kwestii, którą dzięki temu mógł wypowiedzieć ledwo przełknąwszy posiłek.
        - Czyli tak naprawdę walkę traktujesz jako jednoczesny rozwój fizyczny i duchowy - podsumował jakby sam dla siebie prostszymi słowami. - Uczysz się zadawania ciosów ze strony technicznej jak i etycznej, określającej słuszność twoich działań... Miecze istnieją po to, by wycinać głupotę z serc - powtórzył za Roninem, czemu towarzyszył pełen satysfakcji uśmiech. - To bardzo mądre słowa i szlachetna ścieżka postępowania o ile ktoś faktycznie się nią kieruje. Powiedz mi jednak, czy dobrze rozumiem: osoba o czystym i silnym umyśle, szlachetnym charakterze, zada cios wtedy, gdy będzie on konieczny, potrafią trafnie ocenić przyczyny i skutki swych działań, podczas gdy większość tych siepaczy, o których sam wspomniałeś, rani i zabija nie angażując w to uczuć wyższych i intelektu, działać na zasadzie bezmyślnych instynktów jak wściekłe zwierzęta, to miałeś na myśli?
        - Mam cię ugryźć za to porównanie? - warknął Vertai, który zawsze potrafił wyłuskać takie uwagi z kontekstu.
        - Powiedziałem "wściekłe zwierzęta" - odpowiedział mu druid, wyraźnie akcentując słowa. Teraz, gdy wszyscy byli świadomi istnienia widmowego wilka, Arhuna przestał się kryć i rozmawiał z nim otwarcie, chociaż chyba jako jedyny rozumiał słowa basiora. - Chore.
        - Dobra, dobra... - mruknął Vertai, odpuszczając sobie dalsze kłótnie. Złożył łeb na łapach i udawał, że śpi.
        - Wracając do tematu. - Thorvaldsdottir znowu skupił się na Roninie. - Nie sądzisz, że takie otwarcie się może prowadzić do nadmiernego wahania, zbyt długiego i zbyt wnikliwego roztrząsania sytuacji? Zdaje się, że prawdziwa walka nie daje ci czasu na takie zastanowienie, czyż nie jest to więc na swój sposób zgubne?
        Pytanie Widugasta było dość przekorne: specjalnie przedstawił sytuację w taki sposób, by nabrała negatywnych cech - chciał zobaczyć jak Ronin się z tego wybroni. Sam gdyby miał wyrazić zdanie na podstawie swoich obserwacji, powiedziałby, że po prostu zdecydowanie płynie z doświadczenia. A tego, że im więcej się wie, tym bardziej ma się świadomość ogromu wiedzy, która pozostaje poza zasięgiem, również zdążył doświadczyć - nic wszak nie uczy pokory tak bardzo, jak klęczenie nad ciężko chorym pacjentem, któremu trzeba powiedzieć, że nie jest się w stanie go wyleczyć i jedyne co można mu zaproponować to cios łaski.
        - Gdzie cię tego nauczono? - zapytał nagle, po dłuższym milczeniu, które spożytkował na kolejne kilka kęsów posiłku. W istocie bardzo go to intrygowało, gdyż w swym życiu nie spotkał jeszcze wojownika żyjącego według tak szlachetnej filozofii. Walka była jednak walką, rozlewem krwi i niesieniem śmierci i najlepszym co można było usłyszeć od osoby kroczącej drogą żelaza było "niestety czasami jest to konieczne".

        Widugast już więcej razy nie przerywał milczenia. Wysłuchał odpowiedzi Ronina, skinął mu głową ze zrozumieniem i po prostu jadł. Czasami robił przerwy z łyżką uniesioną w połowie drogi do ust, jakby coś mu się przypominało i walczył ze sobą, by nie zerwać się i nie pobiec... Lecz on wtedy z reguły czarował. Kręciło mu się już od tego w głowie, bo ledwie odzyskał część sił dzięki posiłkowi, już przeznaczał je na czary, przez co czuł się raz lepiej, a raz gorzej, a jego żołądkowi bardzo nie podobało się robienie z niego wariata. Druid był jednak zdeterminowany, by szybko odzyskać siły, choćby kosztem tego, że rozbolałaby go głowa, brzuch albo oczy (nie wiedzieć czemu przeforsowanie się czarami często skutkowało dla niego bólem oczu).
        - Leśny Duchu, błyskasz jakbyś był w agonii - upomniał go Vertai. - Przyciągasz spojrzenia z drugiej strony.
        Arhuna skinął głową - był świadomy, że tak to mogło wyglądać w końcu na raz zużywał całą swoją energię magiczną. Coś takiego mogło się kojarzyć z rybą szamoczącą się w sieci - taki widok zawsze wywoływał zainteresowanie wśród wodnej fauny... zwłaszcza wśród drapieżników.
        - Już przestaję - powiedział cicho do widmowego wilka. I tak zdołał już osiągnąć swój cel i czuł się zdecydowanie lepiej, nawet widać to było po jego ruchach, bo nagle zaczął jeść spokojniej, a jego ręka już tak nie drżała. Gdy w końcu zaskrobał łyżką o puste dno, z ukontentowaniem odetchnął i odchylił się trochę do tyłu. Przymknął oczy, by tym razem rozsądnie zapanować nad swoją magią i nie robić takiego zamieszania na płaszczyźnie magii. Gdy znowu otworzył oczy, spojrzał na siedzącą naprzeciwko gospodynię.
        - Dziękuję za posiłek - zapewnił, skłaniając głowę. - I za całą pomoc, którą od ciebie otrzymałem. Teraz chyba nie ma sposobu, bym ci się odwdzięczył, lecz gdy w swej wędrówce wrócę w te strony, będę pamiętał o długu, jaki mam wobec ciebie.
        Widugast bez ostrzeżenia wstał i kto widział go wcześniej mógłby chcieć rzucić się mu do pomocy, by przypadkiem się nie przewrócił, jego ruchy były jednak wyjątkowo pewne. Jakby cała jego dotychczasowa słabość była udawana.
        - Czuję się już dobrze - podjął. - I chyba muszę jak najszybciej ruszać w drogę. Moje serce jest zbyt niespokojne, bym mógł usiedzieć w miejscu, muszę sprawdzić co działo się przez te sto lat z moimi bliskimi. Jeszcze raz ci dziękuję, los był dla mnie niezwykle łaskawy, że skrzyżował nasze ścieżki.
        Arhuna z namaszczeniem podniósł z ławy futro Vertaia i założył je na siebie wyćwiczonymi przez lata ruchami, poprawiając wszystkie kończyny i ogon, by nigdzie się nie zaginały. Wprawne oko mogło dostrzec, że jednak nie jest tak szybki jak zdrowy mężczyzna, że niektóre czynności wykonuje dość asekuracyjnie, nie można było jednak zaprzeczyć, że jego druidzka magia zdziałała cuda. Gdy żegnał się i postukując kosturem opuszczał domostwo Rumi, widmowy wilk biegał wokół niego wyraźnie uradowany - łyse szczenie znowu okazało się być silniejsze niż by przypuszczał.

Ciąg dalszy: Widugast
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości