Menaos[Menaos] Wyrównane rachunki

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

[Menaos] Wyrównane rachunki

Post autor: Sanaya »

        Jeźdźcy, którzy porwali Sanayę, robili coś takiego nie pierwszy raz, doskonale wiedzieli co zrobić zarówno z branką, jak i z elfem, by ten na pewno podążył za nimi jak po sznurku. Zabrali rzeczy dziewczyny i zostawili jedynie pasek z jej płaszcza i kilka kwiatków, które miała w torbie - na bohaterów taka symbolika działała niczym płachta na byka, zaraz oczy zachodziły im mgłą szału i ruszali do boju. Pośpiesznie odjechali w stronę miasta, a gdy byli już blisko, zrobili sobie krótki postój. Jeden z nich pozostał w siodle i razem posadzili Sanayę okrakiem przed nim, tak by mógł ją asekurować. Jej ubranie i włosy skropili samogonem, trochę też wlali jej do ust. Gdy podjechali już do bram miasta, strażnicy zaraz zwrócili uwagę na nieprzytomną kobietę.
        - Co z nią? - zapytał jeden z nich, spoglądając podejrzliwie na całą trójkę.
        - Schlała się do nieprzytomności, dobrze, że ją w porę znalazłem - odpowiedział jeździec podtrzymujący alchemiczkę. Odgarnął jej włosy z twarzy wyćwiczonym gestem zatroskanego narzeczonego. Pokręcił z rezygnacją głową. - Jej brat mnie chyba zabije, jak ją zobaczy w tym stanie.
        Strażnik jedynie zaśmiał się pod nosem, wyobrażając sobie zapewne agresywnego szwagra broniącego swej siostry. Puścił bandytów jakby nigdy nic i szybko zapomniał o tej krótkiej wymianie zdań.

        Sanaya powoli odzyskiwała przytomność. Bolała ją głowa i całe ciało, zupełnie jakby kopali ją przez całą drogę do Menaos. Pewnie nikt się nie trudził, by być delikatnym w stosunku do nieprzytomnej kobiety. Zresztą, nie ma mowy o delikatności w momencie, gdy ma się związane wszystkie kończyny, knebel w ustach i opaskę na oczach, a na dodatek leży się na zimnym klepisku w miejscu, gdzie czuć nieprzyjemny, ale już mocno zwietrzały, zapach gnojówki - zupełnie jakby przetrzymywali ją w starym chlewie.
        - Te, obudziła się - odezwał się jakiś męski głos.
        - No i? Nexus i tak kazał jej nie ruszać.
        Sanaya próbowała coś wołać albo się oswobodzić, ale na nic zdały się jej próby, nie dała rady się uwolnić. Ogarnęła ją panika: co z nią teraz będzie? Czy zamierzali ją zabić? Co z Ezekjelem, czy doszedł do siebie, czy ją odnajdzie? Gdzie w ogóle była? Alchemiczka nie wiedziała nawet jaka jest pora dnia. Nikt się nią nie interesował aż do momentu, gdy nagle dało się słyszeć huk otwieranych drzwi.
        - Jest! - zawołał kolejny męski głos. - Wy dwaj, chodźcie, a ty jej pilnuj!
        - Jasna sprawa.
        Na moment nastała krzątanina, mężczyźni poderwali się do swoich zadań, wkrótce jednak znów nastała cisza. Wśród niej Sanaya usłyszała czyjeś kroki zbliżające się w jej stronę. Jeden z bandytów brutalnie podniósł ją do pozycji siedzącej i uklęknął za jej plecami. Jedną ręką odciągnął jej głowę do tyłu, drugą zaś sięgnął po nóż, którym powiódł po jej szyi. Ten widok miał zobaczyć Ezekjel, gdy wpadnie do dawno nieużywanego chlewu za domem, gdzie dokonał rzezi - swoją ukochaną zdaną na łaskę jakiegoś zbira, który w każdej chwili mógł poderżnąć jej gardło.
Awatar użytkownika
Ezekjel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pół - Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ezekjel »

- Sanaya! - krzyknął jeszcze raz, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, ruszył ku dębowym drzwiom obok ciała Nexusa. To co tam zobaczył, sparaliżowało go. Jeden z tych bandytów, którym pochlastał wnętrzności trzymał właśnie zakneblowaną, unieruchomioną Sanayę z nożem przy jej gardle.
- Ej, ej, spokojnie. Nie chcemy kłopotów co nie? Uwierz mi, że jeśli ją zabijesz doznasz bólu, jakiego nigdy przedtem nie doznałeś - rzekł elf siląc się na obojętność. Rozbójnik jednak się na tym poznał.
- Zależy ci na niej, co? - powiedział z drwiącym uśmieszkiem na ustach. - Odłóż łuk i miecz.
Ezekjel powoli wykonał polecenie. Nadal w bucie miał sztylet.
- No i co? Zabijesz mnie? Przecież jesteś tu sam - wycedził.
- Tak, a kiedy już razem ze swoją lalunią tu zemrzecie, mój pan się tu pojawi i mnie wynagrodzi!
Ezekjel dostrzegł obłęd w jego oczach. Wiedział jak z takimi postępować.
- Ach, a więc to twój pan kazał ją porwać, żeby zwabić tu mnie? Więc czemu nie przyjdzie tu sam? Jak on w ogóle ma na imię?
- Tak, on kazał cię tu sprowadzić. No cóż, skoro i tak zginiesz, mogę ci powiedzieć co nie co. Pan Roberto nie lubi babrać się w krwi, a zwłaszcza takich brudnych mieszańców jak ty. - Ezekjela zdziwiło skąd bandyta wie, że jest mieszanej krwi, ale on ciągnął swój monolog dalej. - A kiedy już cię zabiję on mnie wyniesie ponad wszystkich swoich ludzi! - zakończył z rozmarzoną twarzą.
"Koniec tego teatrzyku", pomyślał elf i chwilę potem rzucił w porywacza sztyletem. Mało brakowało, a sztylet ugodziłby Sanayę. Jednak to bandyta stracił życie. Ezekjel przerażony podbiegł do Sanayi, oswobodził ją i szeptał jej na ucho:
- Nic ci nie jest? O boże, jak się bałem. - Przerażony przytulił ją do siebie.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była zdana tylko na swój słuch, dlatego długo milczała, by mieć chociaż mętne rozeznanie w sytuacji, gdy jednak usłyszała głos Ezekjela, spróbowała coś krzyknąć, zawołać go chociaż. Brutalne szarpnięcie za włosy i dotyk chłodnej stali na szyi szybko jednak sprawiły, że znowu zamilkła. Była tak przerażona, że aż cała drżała i była przekonana, że zaraz zemdleje. W końcu usłyszała, jak ktoś wchodzi do starego chlewu, poczuła powiew świeżego powietrza. "Ezekjel!", pomyślała z ulgą i trwogą jednocześnie. Jego pierwsze słowa, te które miały zmylić bandytę, sprawiły, że poczuła się niepewnie, jakby faktycznie elf położył na niej kreskę i jej życie nie stanowiło wystarczająco mocnej karty przetargowej. Należało wybaczyć jej czarne myśli: była przerażona. Widać było, jak cała drży, jęczała przy tym jak ranne zwierzę, gdyż jej głos nie przypominał płaczu. W oczach zresztą nie czuła łez. Spuściła głowę, a gdy usłyszała obok siebie chrzęst i obrzydliwe plaśnięcie ostrza zagłębiającego się w tkanki bandyty, już się nie krępowała, tylko wrzasnęła, chociaż i tak jej głos był zdławiony przez knebel. Darła się ze strachu, a gdy poczuła na sobie cudze dłonie, zaczęła się miotać. Głos Ezekjela przywrócił jej jednak zmysły. Pozwoliła mu sobie pomóc, poczekała, aż ją rozwiąże, zdejmie opaskę i knebel, po czym rzuciła mu się na szyję. Rozpłakała się rzewnie, gdy ją objął i mocno zacisnęła ręce na jego ubraniu.
        - Nic... nic mi nie jest - powiedziała cichym, łamiącym się głosem, co chwilę łykając łzy. Nie do końca było to prawdą, gdyż nadgarstki i kostki miała poranione od liny, ale na razie tego nie czuła.
        - Tak się bałam... A ty jesteś cały? - zapytała, jakby dopiero teraz się ocknęła. Pośpiesznie starła łzy z twarzy i obejrzała elfa, szczególną uwagę zwracając na jego rany, które opatrzyła poprzedniego wieczoru. Widać było, jak drżą jej ręce, a gdy nie dostrzegła na ciele Ezekjela żadnych nowych obrażeń, znowu się rozpłakała, tym razem z ulgi.
Awatar użytkownika
Ezekjel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pół - Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ezekjel »

- Spokojnie, nic mi nie jest, no już, nie płacz - zapewniał ją elf. - Wiesz jak się bałem? Myślałem, że ci psychole cię zabiją. - Pospiesznie obejrzał alchemiczkę, a gdy dojrzał dość pokaźne obdrapania zaklął i wyleczył jej rany magicznie.
- Jak to się stało? - spytał, a gdy doczekał się odpowiedzi, powtórzył. - Wiesz jak się bałem? - I położył jej rękę delikatnie na karku, po czym zaczął ją całować. Było dokładnie tak, jak odczytał to z myśli Sanayi, wydawałoby się, że wieki temu, tylko otoczenie było inne.
- A tego się spodziewałaś? - spytał z drobnym uśmiechem. - Dobrze, chodźmy do karczmy, mam dość tego gnojowiska.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya bez cienia oporu pozwoliła się obejrzeć i opatrzyć Ezekjelowi. Jego czary zrobiły na niej takie wrażenie, że w końcu przestała płakać, chociaż nadal pociągała czasami nosem. Ostrożnie dotknęła nadgarstków, by przekonać się, że naprawdę są całe.
        - Czym mnie jeszcze zaskoczysz? - zapytała, ale nie z wyrzutem, raczej jakby była mile zaskoczona. Jej głos nadal był cichy i lekko drżący, zwlekała ze wstawaniem, bo wiedziała, że ma do tego za miękkie kolana i pewnikiem by się przewróciła.
        - Ja... - zaczęła mu się niepewnie tłumaczyć, a do jej oczu znowu napłynęły pojedyncze łzy. - Zawróciłam wtedy po tej walce na trakcie, byłeś nieprzytomny, ale rany nie były głębokie, to cię opatrzyłam i czekałam, aż się ockniesz. I wtedy pojawili się ci dwaj, na koniach, chciałam poprosić ich o pomoc, a oni... Chyba mnie ogłuszyli. Obudziłam się tu, związana. Nawet nie wiem gdzie jest "tu" i jaka jest pora dnia... Ezekjelu, kim był ten człowiek, który chciał cię zabić? Widziałam, że był martwy, a tamci, to byli jego towarzysze? Co się dzieje?
        Potok słów alchemiczki został przerwany przez pocałunek elfa. Sanaya była z początku tak zaskoczona, iż nie ruszyła się z miejsca, dopiero później go objęła i odwzajemniła pocałunek, przymykając lekko oczy. Skrytobójca mógł poczuć, jak jej ciało przestaje drżeć i mięśnie wyraźnie się rozluźniają. Gdy się od siebie odsunęli, Tai miała bardzo nieobecny wzrok.
        - Nie - przyznała z bladym uśmiechem, a nawet w słabo oświetlonym chlewie widać było, jak się rumieni. - Chodźmy...
        Sanaya wstała z pomocą Ezekjela. Bardzo się skupiała, by nie patrzeć na leżące wkoło trupy, zgarnęła tylko swoją torbę i płaszcz, pozbierała rozbebeszone rzeczy - bandyci najwyraźniej szukali jakiś fantów dla siebie. Z notesu wyrwano kilka kartek, gdzieś też zniknęła sakiewka, brak pieniędzy nie obszedł jednak alchemiczki tak bardzo, jak zniszczone notatki.
        - O nie, co za troglodyci - jęknęła, zbierając zapiski. - Jak nie rozumieją, to zniszczyć, a to było mi jeszcze potrzebne...
        Sanaya westchnęła z rezygnacją - chyba zebrała wszystko, może odtworzy te formuły gdy będzie miała czas. Ubrała się więc w swój płaszcz, przełożyła torbę przez ramię i wyszła razem z Ezekjelem na ulicę, mrużąc oczy pod wpływem ostrego światła poranka.
        - Chodźmy, zaprowadzę cię do mojej ulubionej karczmy, w której się zawsze zatrzymuję - zaproponowała, przytulając się do ramienia elfa. - Ezekjel... wytłumaczysz mi, co zaszło? Czego chcieli ci ludzie? Kim jest Nexus i Roberto?
Awatar użytkownika
Ezekjel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pół - Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ezekjel »

- Ten, który napadł na nas na trakcie? Jeden z ludzi Nexusa. Nexus kazał reszcie porwać ciebie, żeby zwabić mnie tam. Szmaciarz długo sobie nie pożył - dodał patrząc prosto w martwą twarz niedoszłego oprawcy. Gdy Sanaya rozżaliła się nad swoimi notatkami rzekł: - A co one konkretnie zawierały? Mogę ci pomóc w odtworzeniu ich. Oczywiście, jeśli dotyczyły one ziół, bo botanika to jedyna dziedzina nauki, na której jako-tako się znam. W końcu pół życia spędziłem w lesie.
Gdy ukochana spytała o Nexusa i Roberto, odpowiedział z nutą goryczy w głosie:
- Roberto jest odpowiedzialny za zniszczenie mojej wioski. On kazał spalić mój dom. Nie mam pojęcia dlaczego. A gdy dowiedział się, że na niego poluję, kazał Nexusowi mnie zabić. I pewnie na Nexusie się nie skończy.
Wiedział, że musi to powiedzieć, choć sprawiało mu ból sama myśl o tym, co mu się ciśnie na usta od oswobodzenia alchemiczki z chlewu.
- Sanaya. Musisz mi coś obiecać. Obiecaj mi, że niezależnie co się stanie, gdy tylko zrobi się niebezpiecznie - uciekniesz. Nawet jeśli porwaliby mnie i torturowali. Nawet gdybym miał umrzeć. Gdy zorientują się, że jesteś dla mnie ważna, znów użyją cię jako karty przetargowej, a boje się, że inni będą bardziej inteligentni niż ten prymityw z chlewiku. Obiecasz?
Ezekjel poczekał, aż kobieta odpowie, a potem machnął głową w stronę drogowskazu, na którym widniała nazwa karczmy.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya słuchała odpowiedzi Ezekjela z trochę smutnym i zmęczonym wyrazem twarzy, gdy tylko elf zaproponował jej pomoc, zaraz się uśmiechnęła i machnęła ręką.
        - Dziękuję za propozycję, ale to były głównie kręgi przemian i symbole alchemiczne - wyjaśniła. - Teraz akurat pracuję raczej nad skałami, ale jeśli będę miała jakieś botaniczne pytania, będę wiedziała do kogo się zgłosić - zapewniła po raz kolejny się uśmiechając. Mocniej przytuliła się do ramienia Ezekjela i cały czas wpatrywała się w niego jak w obraz. Przy nim czuła się bezpieczna, bo chociaż można by zarzucić, że to przez niego została wplątana w to porwanie i mogła stracić życie, on jednak przybył by ją uratować. Był opiekuńczy i czuły, a to wystarczyło, by Sanayi zrobiło się ciepło na sercu. Jaka szkoda, że zaraz potem poczuła ukłucie chłodu - dokładnie w momencie, gdy elf próbował wymóc na niej obietnicę, że ucieknie w przypadku niebezpieczeństwa. Przystanęła i smętnie spuściła wzrok.
        - Ucieknę - przyznała w końcu. - Nie chcę sprawiać ci kłopotów. Jestem tylko alchemiczką, nie umiem walczyć ani sama się nie obronię - to najlepsze wyjście. Tchórzowskie i trochę upokarzające, ale najmądrzejsze - zauważyła z zażenowaniem, aż jej policzki pociemniały w rumieńcu.
        Gdy alchemiczka podniosła wzrok, objęła Ezekjela za twarz i pocałowała go, by wiedział, że nie jest na niego obrażona ani nie jest jej przykro. No może trochę było, ale tylko głupiec nie zgodziłby się z prośbą elfa.
        Sanaya nie zgodziła się na zaproponowaną przez Rannza tawernę - miała swój ulubiony lokal, do którego chciała go zabrać. Zapewniła, że mają tam pyszne jedzenie i najlepsze lokalne piwo, a ponadto nie było tam już tak daleko. Nie kłamała - karczma "Złoty indyk" znajdowała się raptem dwie przecznice dalej, a jej kamienne ściany sugerowały, że została wzniesiona przez ludzkich mieszkańców miasta. Szyld z wymalowanym jaskrawą żółtą farbą indykiem był widoczny z daleka. Po wejściu trafiało się do obszernego pomieszczenia z bielonymi wapnem ścianami i podłogą wysypaną świeżymi trocinami. Ledwo dochodziło południe, pora była więc trochę zbyt wczesna na tłumy, ale i tak wiele stolików i ław było zajętych. Sanaya zaciągnęła Ezekjela wgłąb karczmy i tam zajęła z nim jeden z wolnych stolików. Zaraz zjawiła się przy nich kelnerka w fartuszku obszytym schludną koronką i zapytała, co podać.
        - Macie już tego waszego pieczonego indyka? - upewniła się alchemiczka, na co kobieta obróciła się w stronę lady, jakby ktoś miał jej tam udzielić odpowiedzi.
        - Zaraz będzie - zapewniła z profesjonalnym uśmiechem. - Dwie porcje?
        Sanaya przytaknęła. Do tego poprosiła o białe piwo albo wino w zależności od tego, na co miał ochotę towarzyszący jej elf. Gdy kelnerka poszła zrealizować zamówienie, Tai westchnęła i objęła dłonie Ezekjela swymi wytatuowanymi dłońmi.
        - Jak się czujesz? - zapytała z troską. - Jak twoje rany? Może powinien je zobaczyć jakiś medyk?
Awatar użytkownika
Ezekjel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pół - Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ezekjel »

- Oczywiście nie naciskam. Jeśli nie chcesz, możesz zostać, ale w takim wypadku musiałbym nauczyć cię podstaw samoobrony - uśmiechnął się. A gdy już dotarli do karczmy Ezekjel z radością wdychał rozkoszne zapachy dochodzące z kuchni. Kiedy alchemiczka zaproponowała coś do picia rzekł:
- Wino. Czerwone.
W momencie, gdy alchemiczka zapytała o jego rany pomacał je, poczuł nagły ból, skrzywił się lekko, jednak zaraz zreflektował się, mając nadzieję, że ukochana tego nie zauważyła.
- Już dobrze. Naprawdę nic mi nie jest. - Nie wiedział, czy rozcięte podbrzusze można zaliczyć do "niczego". Po prostu robił dobrą minę do złej gry.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya uśmiechnęła się ciepło, lekko przechylając głowę, by móc lepiej widzieć oblicze elfa. Skrzywiła usta i zmrużyła oczy w zabawnej minie zdradzającej podejrzliwość, ale niepodszytą złością, a raczej czułością.
        - Pokażesz mi je później - oświadczyła, dźgając Ezekjela palcem w pierś. - Jeśli faktycznie jest dobrze, zmienię ci chociaż opatrunki. Możesz uleczyć własne rany w takim sposób, jak zrobiłeś to ze mną?
        Sanaya musiała na chwilę przerwać, gdyż właśnie przyniesiono dla nich posiłek. Każde z nich dostało szczodry kawałek pieczonego indyka i duszone warzywa, które akurat nawinęły się kucharce pod rękę - marchew, pasternak, nawet małe buraki. Wybrane przez Ezekjela wino przechowywano zapewne na zapleczu w beczce, gdyż kelnerka przyniosła je w pękatym dzbanku, z którego goście mogli sobie sami nalewać. Gdy tylko para została obsłużona, kobieta odeszła i alchemiczka mogła wrócić do przerwanej rozmowy, podjęła jednak zupełnie inny temat.
        - Naprawdę mógłbyś mnie nauczyć samoobrony? - zapytała jakby troszkę niepewnie. - Przyznam, że to na pewno by mi się przydało i byłabym ci dozgonnie wdzięczna. Do tej pory miałam szczęście, iż przebywałam z kimś, kto mógłby mnie obronić, ale kto wie, kiedy los się do mnie odwróci... Inna sprawa, że nie wiem, czy umiałabym z tego skorzystać. Jestem pacyfistką, nie wiem, czy umiałabym kogoś uderzyć. Chyba bym stchórzyła - przyznała przepraszającym tonem.
        Sanaya przerwała na moment. Nalała wina z dzbanka sobie i Ezekjelowi, a później spróbowała pieczeni. Była dobra, jak zwykle - ilekroć Tai zatrzymywała się w tej karczmie, zawsze mogła być pewna, że tutejsze jedzenie zadowoli jej gusta, a na dodatek pokoje mieli tu wyjątkowo schludne, dlatego od jakiegoś czasu gdy musiała zatrzymywać się w Menaos, zawsze wybierała to miejsce. Była ciekawa, czy Ezekjel również będzie zadowolony.
        - Masz jakiś plan, co zrobić dalej? - zapytała po chwili niepewnie.
Awatar użytkownika
Ezekjel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pół - Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ezekjel »

- Tak, mogę uleczyć swoje rany, ale ostrze tamtego bandyty było zaklęte. Uleczenie tych ran zabrałoby mi wiele mocy magicznej, co mogłoby skończyć się utratą przytomności, jak na trakcie.
Gdy kucharka przyniosła ich posiłek, Ezekjel przełknął ślinę. Tak dawno nie miał nic w ustach, że mógłby zjeść nawet korę drzewną. Mimo to, pozwolił, by Sanaya pierwsza się obsłużyła. Ukroił sobie kawał pieczeni i zaczął go żuć. Elf w życiu chyba nie jadł tak dobrego jedzenia. Upił łyk wina ze swojego kubka. Gdy alchemiczka zgodziła się na lekcje samoobrony rzekł:
- Oczywiście, że mogę, daj tylko znać, kiedy. - Po wyznaniu Sanayi odpowiedział. - Nie martw się. Znałem wielu takich, którzy byli pacyfistami, ale w obliczu zagrożenia potrafili sobie poradzić - uśmiechnął się. Włożył do ust kolejny kawałek pieczeni, gdy kobieta zapytała go o jego plany. Wpadł w głęboką zadumę, zanim odpowiedział:
- Hmmm, chyba na początek poszukam jakichkolwiek informacji na temat mojej matki, w końcu mieszkała tu, w Menaos. Może nawet znajdę jej grób? A ty, co zamierzasz? - skończył z zaciekawieniem.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Och... - Sanaya była wyraźnie zmartwiona tym, że Ezekjel jest tak poważnie ranny, zaraz jednak wpadła na pewne rozwiązanie jego problemu. Znalezienie wyjścia z sytuacji wprawiło ją w tak doskonały humor, że aż klasnęła w dłonie.
        - A gdybym zrobiła ci eliksir? - zaproponowała. - Taki przyspieszający gojenie albo regenerujący siły zużyte podczas czarowania? Mogę zrobić i jedno i drugie, skoczę tylko na targ po składniki. Mogę cię nawet nauczyć na przyszłość, jak takie robić, to łatwizna. Znasz się w ogóle na alchemii?
        Sanaya była wyraźnie szczęśliwa i bardzo chciała pomóc elfowi, byłoby jej z pewnością przykro, gdyby spotkała się z odmową. Na dodatek bardzo lubiła zajmować się alchemią i nawet najprostsze specyfiki wykonywała z wielkim zaangażowaniem.
        Zapewnienia Ezekjela alchemiczka przyjęła z uśmiechem i nieśmiało założyła włosy za ucho.
        - Skoro tak mówisz... - uznała. - Ale wiesz, ja nie jestem też specjalnie silna, to musiałoby być coś... Sprytnego. Sam zobacz, sama skóra i kości - powiedziała, po czym uniosła rękę i napięła biceps. Czy też raczej spróbowała, gdyż na jej chudych, wytatuowanych ramionach nie uwydatnił się żaden mięsień. Mimo to Sanaya zachęciła elfa, by dotknął i sam się przekonał, dopiero po tym opuściła rękę i wróciła do posiłku, jak i przerwanej rozmowy. Chętnie dolewała wina do kubka swojego i Ezekjela.
        - To ile ty masz lat? - zapytała z zaskoczeniem, po czym nagle się spłoniła, gdy uświadomiła sobie, jak niekulturalne pytanie zadała. - To znaczy, o ile chcesz o tym mówić. Przepraszam, to było niegrzeczne. Po prostu wiem, że elfy żyją znacznie dłużej niż ludzie i wasz wygląd bywa mylący. Sprawiasz wrażenie niewiele młodszego ode mnie - dodała jeszcze. Po czym na moment się zamyśliła nim podjęła rozmowę. - Co pamiętasz o swojej matce? Wiesz, znam trochę to miasto, co prawda tu nie mieszkam, ale może mogłabym cię poznać z głównym archiwistą z uniwersytetu w Menaos? On z pewnością będzie w posiadaniu spisów ludności, a jeśli nie, to będzie umiał wskazać ci konkretne archiwa, gdzie takowe są przechowywane.
        Sanaya tak była zaangażowana w udzielenie pomocy Ezekjelowi, że przez przypadek zignorowała jego ostatnie pytanie - nie było to na pewno celowe działanie. Była tak zaabsorbowana tematem, że nawet nie zauważyła mężczyzny, który podszedł do ich stolika, a nie był to jegomość, którego łatwo zignorować - wyglądał na jakieś czterdzieści lat, był jednak ubrany w rozchełstaną kolorową koszulę i wysokie buty jak czterdziestolatek, a jego wąsy przypominały relikt poprzedniej epoki.
        - Panno Tai, jak dobrze, że panią spotkałem! - zakrzyknął. - Widzi pani, siedzimy tam w głębi sali z docentem Fjornem i właśnie dyskutowaliśmy... Och, przeszkadzam? Przepraszam najmocniej, jednak sprawa nie zajmie długo, mogę porwać naszą uroczą znajomą na moment? Zwrócę ją całą i zdrową! Tak więc, panno Tai...
        Nieznajomy nie był taki do końca nieznajomy - był profesorem alchemii z Valladonu, z którym alchemiczka miała swego czasu przyjemność współpracować, dlatego teraz bez oporów z nim poszła.
        - Zaraz wrócę! Praca... - usprawiedliwiła się przed Ezekjelem. I naprawdę nie zabawiła długo przy stoliku obu uczonych, gdy jednak wróciła do swego elfiego towarzysza, jego już nie było, a obsługa nie potrafiła jej powiedzieć, czy wyszedł, czy też udał się na górę - jakby zapadł się pod ziemię. Sanaya była bardzo zawiedziona takim obrotem spraw - poczekała na niego jeszcze jakiś czas, a gdy doszła już do wniosku, że nie wróci, wyszła z karczmy, z rozgoryczenia trzaskając drzwiami.

Ciąg dalszy: Sanaya
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość