MenaosZwiad w mieście [c.d. przygody Artha, Wilwarina i Lunari]

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Zwiad w mieście [c.d. przygody Artha, Wilwarina i Lunari]

Post autor: Lunari »

        Na samym skraju miasta na życzenie Artha w trójkę zeszli z koni. Tak jak pozostali, Lunari przywiązała klacz, na której jechała całą drogę do płotu.
,,Nie martwi się o to, że ukradną mu konie?''
        Wkroczyli w milczeniu do miasta. Ciszę przerwał nie kto inny, jak właściciel wierzchowców. Zgodnie z jego zaleceniami, każdy poszedł w inną stronę. Lunari wybrała się na wschód od początkowego miejsca. Rozglądała się na obie strony, gdzie górowała znana jej z innych miast architektura. Dostrzegała w tych drewnianych chatkach elementy charakterystyczne dla budownictwa zarówno ludzi jak i elfów. Dziewczyna naciągnęła jeszcze bardziej swój kaptur i wyszukiwała swojej ofiary, mogącej zaspokoić nie tylko jej pragnienie, ale pomóc w regeneracji ran. Nie myśląc długo nad tym, podeszła do jednego z odseparowanych domków i zastukała do drzwi. Z wnętrza było słychać delikatne kroki, które się nasilały z każdą sekundą. W końcu skrzypiące drzwiczki otworzyły się, a w progu stanęła młoda, uśmiechnięta kobieta.
- Witam panią. - zmodulowała odpowiednio swój głos i spojrzała kobiecie głęboko w oczy -Moje imię brzmi Banra. Jestem podróżniczką, szukającą schronienia przed nadchodzącą nocą. Czy mogłaby mnie pani przenocować?
Prosta wieśniaczka z niezbyt opornym umysłem, w mgnieniu oka uległa hipnozie. Nie mając nic przeciwko, wpuściła dziewczynę do środka.
- Czy nikt z domowników nie będzie miał pani tego za złe? Nie chcę sprawiać nikomu kłopotu. - zapytała.
- Och to nic takiego. Mąż powinien niedługo wrócić, ale jest bardzo gościnną osobą.
,,Jeśli nie jej mężczyzna, to kogo wyczuwam jeszcze w tym domu?''
- Gadro! - po chwili zjawił się mały chłopczyk
,, To dziecko ma dziwną aurę...''
– Posłuchaj, dzisiaj będzie u nas nocować ta pani, dobrze? - zwróciła się do swojej pociechy.
        Następnie kobieta prosiła, aby Lunari zrzuciła swoje ubranie, ale ona nadal stała u progu, zastanawiając się, co tak właściwie jest dziwnego w przybyłym chłopcu. Gadro spojrzał się z nieco zniesmaczonym wzrokiem na matkę.
- Mamo, ale jak? Zawsze powtarzałaś, aby nie sprowadzać nikogo obcego do domu.
- O czym ty mówisz? No już, przeproś panią Banrę.
- Po za tym z jej twarzą jest coś dziwnego.. - pociągnął na płaszcz i oparzenia zostały odkryte.
Chłopiec chciał zacząć krzyczeć, ale nie zdążył. Lunari sprawnym ruchem chwyciła go i urwała mu głowę.
,,Gdyby był bardziej ostrożny, może pożyłby nieco dłużej''
        Dziewczyna wbiła się i wysysała krew z wątłego ciała, a kobieta nie zareagowała przez działanie hipnozy. Gdy krwista ciecz w ciele chłopca się skończyła, rzuciła ciało na ziemię. Spojrzała na gosposię, która podeszła do niej i nastawiła się, przez co i ona padła ofiarą wampirzycy. Po skończonej uczcie, dziewczyna podeszła do wiadra z wodą, znajdującego się nieopodal.
,,Wciąż za mało, jeszcze trochę a ślady znikną''
        Przemyła zaplamioną twarz od krwi. Wróciła do przedpokoju, skąd wzięła płaszcz podobny do tego, kóry nosiła. Z poprzedniego, który był znacznie zaplamiony, wyjęła wszystkie rzeczy i przełożyła do nowego. Następnie zrzuciła go na ziemię i odziała się w zamiennik. Oparła się o jedną ze ścian i wyczekiwała przybycia ostatniego członka rodziny. Nie spodziewający się niczego młody mężczyzna, powrócił do swojego domu. Widząc wnętrze pełne krwi i ciała swoich najbliższych na ziemi, zaniemówił, wręcz został sparaliżowany ze strachu. Lunari spokojnym krokiem podeszła do drzwi, które zamknęła za mężczyzną.
- Gdybyś przybył nieco wcześniej... No nic, teraz sam podzielisz ich los.
        Przyłożyła ręce i dusiła go. Mężczyzna nie mogąc złapać tchu, patrzył zdezorientowanymi oczami na dziewczynę. Wkrótce ciało tego nie wytrzymało i padł na ziemię. Lunari nachyliła się i wgryzła w martwe ciało. Mając pewność, że ten obfity posiłek pomógł wyzbyć się śladów po oparzeniach, wyszła z chatki. Udawała, że żegna się z jego właścicielami, aby nie wzbudzić podejrzeń i ruszyła dalej. Początkowo mijała nieoświetlone ulice, a z czasem rozbrzmiewające stanowczym źródłem światła. Z daleka dochodziły melodie, odgłosy stukających butów podczas tańca, oraz pogawędki. Dziewczyna wiedziała, że jest niedaleko centrum, które tętniło tego wieczoru życiem.
,,Rozejrzenie się w samym centrum, będzie ryzykowne, ale nie mam wyjścia. Jeśli ktoś go widział, to z pewnością będzie to centrum. Zwłaszcza, że lubuje się w miejscach masowych spotkań...''
        Z zawziętością przemierzała miasto. Z każdą mijaną ulicą, było coraz więcej ludzi, a na horyzoncie pojawiły się pierwsze karczmy, przez co po drodze mijała wielu podchmielonych osób. Kierowała się w stronę dochodzącej, skocznej muzyki. Po chwili poczuła aurę, wyróżniającą się od reszty osób, która podążała za nią. Czując ten charakterystyczny zapach, który często towarzyszy elfom, wiedziała że ma kłopoty.
,,Nie sądziłam, że tak szybko zostanę zdemaskowana. Nie mogę sobie na to pozwolić, w dodatku w tak tłocznym miejscu.''
        Lunari niby to od niechcenia, przyspieszyła kroku, ale nieznany osobnik podążał krok w krok za nią. Przechadzała się w różnych uliczkach, ale nie prowadziło ją to do owocnego skutku. Nie mając odwrotu, została zatrzymana w tłumie przez drugiego elfa.
- Witam pana. Nie sądzi pan, że nie przystoi szarpać tak damy? - zapytała.
- Milcz krwiopijco!
- Nie przypominam sobie, abym dała komuś zezwolenie na nazwanie mnie tak ohydnym przydomkiem. - poprzez trafienie w dumę dziewczyny, ta zmienia intonację – Musisz być naprawdę niemądry, skoro wykrzykujesz to słowo w każdą możliwą stronę. Zamierzasz wzbudzić panikę wśród ludzi? Mogłeś tak od razu, mogę zagwarantować ci rejs na tamten świat na ich oczach.
        Czerwony ze wściekłości elf, zamierzał coś odpowiedzieć, ale został powstrzymany przez drugiego, który pierwotnie śledził dziewczynę. Będąc rozważniejszym, zaproponował zejście w cichą uliczkę. Lunari nie chcą zamieszania spowodowanego jej osobą, poszła z nimi, przez co po drodze nieco ochłonęła. Usiadła na jednej z beczek wystawionych przez tylne wyjście z karczmy i spojrzała wyniośle na elfy.
- Wierzę, że możemy rozwiązać to pokojowo. Powiedz wampirze, co cie tu sprowadza?
- Nie czuję potrzeby, aby się komukolwiek tłumaczyć z własnych działań. Czyżby chodziło wam o mój ewentualny posiłek? - widziała, że trafiła w czuły punkt.
Wstała z beczki i podeszła do jednego z nich. Spojrzała prosto w oczy i rzekła:
- Chyba nie sądzicie, że doświadczony wampir ślepo rzuciłby się na kogoś w takim tłumie. Poza tym mój głód został już wcześniej zaspokojony. - lekko się uśmiechnęła.
Oboje zmierzyli Lunari, która zmieniała się w kruka i nim się obejrzeli, odleciała na swoich czarnych skrzydłach. Dziewczyna pomyślała o mężczyźnie z portretu:
,,Jakim cudem będąc w takich miejscach, nie zwraca na siebie większej uwagi?''
        Podążała za dźwiękiem muzyki, zleciała do cichej uliczki i zmieniła się w pierwotną postać. Usiadła, opierając się o ścianę i łapała oddech. Tak samo jak u pozostałych stworzeń żywiących się krwią, odczuwała strach spowodowany lataniem. Dzięki swojemu wrodzonemu poczuciu spokoju, nie był on tak duży, ale wymagał wyciszenia ze strony dziewczyny. Większym kłopotem był charakterystyczny dyskomfort spowodowany tą czynnością. Ze względu na swój młody wiek i brak większego doświadczenia, trochę to potrwało zanim doszła do siebie. Wstała i wyszła na główną ulicę, przez co większe oświetlenie nieco podrażniło jej oczy. Spojrzała na prawo, gdzie ludzie bawili się przy rytmach muzyki oraz ucztowali, co wzbudziło w dziewczynie niemiłe odczucie. Zadarła głowę tak wysoko, aby móc spojrzeć na gwiazdy.
,,Sądząc po ich ustawieniu, trochę czasu straciłam.''
Przyjrzała się ludziom, którzy w większości opijali się różnymi trunkami.
''Chyba nie dam rady tego wieczoru szybko znaleźć kogoś, kto nie będzie pod wpływem alkoholu. Tym bardziej rozejrzeć się za artefaktami...''
Nieco zrezygnowana szła w przeciwnym kierunku, niż miała zamiar iść. Idąc ślepo przed siebie, na chwilę się zatrzymała i zastanowiła:
,,Tylko pytanie w której karczmie mieliśmy się spotkać? I tak nie miałam zamiaru znów im towarzyszyć, ale nie mam ochoty na poszukiwania. Co mam do stracenia? Poszukam ich, wysłucham co mają do powiedzenia i później najwyżej zdecyduje, co zrobić dalej''
         Choć nie była zadowolona z dalszego chodzenia w tłumie ludzi, postanowiła szukać wszelkich karczm. Daleko nie musiała zachodzić, bowiem w tle tego tłumu nie tylko wyczuła, ale również usłyszała wołający głos Wilwarina. Oznajmił jej, że karczma znajduje się zaraz obok nich. W dwójkę weszli do wnętrza. W środku było gwarno i pełno ludzi, przez co ciężko było odszukać Artha. Po zmaganiach w końcu do niego dotarli i zasiedli obok niego. Niedźwiedziołak zawołał karczmarza, aby przyniósł butelkę dobrego trunku. Gospodarz wrócił z zamówionym winem wraz z trzema kieliszkami. Arth otworzył butelkę, przez co do nozdrzy Lunari dotarł charakterystyczny zapach dla tego rodzaju napoju. Chwycił kieliszki i wlał do każdego z nich zawartość. Następnie uśmiechnął się i wziął łyka zakupionego trunku. Drugi z towarzyszy również sięgnął po trunek. Dziewczyna ani drgnęła, nie napiła się z kieliszka, choć kultura tego wymagała. W normalnej sytuacji, zmusiłaby się do wypicia, aby nie zwracać na siebie potencjalnej uwagi, ale czuła się nieco znużona i myślami błądziła gdzie indziej. Czekała, aż ktoś zabierze głos.
Ostatnio edytowane przez Tilia 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: drobne korekty.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

Wilwairn w skupieniu wędrował w kierunku najbardziej obskurnej części miasta, po drodze rozglądając się uważnie i zapamiętując mijane przez siebie budynki. Przechadzając się uliczkami, słyszał jak mieszkańcy przygotowują się do jakiegoś zdarzenia, kobiety krzątały się niosąc zastawy, sute posiłki i duże ilości trunków. W oddali było słychać jak grajkowie przygotowują się do występów.
" Ciekawe, z jakiej okazji będą świętować. Nie wiem co o tym myśli nasz niedźwiedziołak a tym bardziej wampirzyca, ale ja jestem bardzo rad, nie dość, że się wybawię to jeszcze, co cieszy mnie bardziej, z pewnością zdobędę łatwe ofiary." Z tą myślą Wilwarin zatrzymał się i zadumał, w którą stronę powinien dalej iść. Odpowiedź pojawiła się sama, a była odziana w czerwony gorset i czarną burzę loków przystrojoną tanio wyglądającą ozdobą. Na końcu alejki znajdującej się na prawo od mężczyzny stała grupka ulicznic chichoczących na jego widok a w jego stronę podążała najśmielsza z nich.
- Jaśnie pan raczy wybaczyć moją śmiałość, ale może zechciałby pan odwiedzić nasze skromne progi i odpocząć? - zagaiła kobieta, stojąc w odległości od Łowcy Dusz, która stanowczo przekraczała jego przestrzeń osobistą i wskazując na znajdujący się nieopodal stary i spleśniały budynek. "Skromne? Takiego ubóstwa dawno nie widziałem." pomyślał i uśmiechnął się.
- Schlebia mi pani, ale zamiast tego liczyłbym na pani towarzystwo w zwiedzaniu tego pięknego miasta, może opowiedziałaby mi pani coś na temat tego, co za zdarzenie się teraz będzie odbywać? - uśmiechnął się filuternie, mimo to kobieta usłyszawszy tę ofertę skrzywiła się. - och, powinienem wspomnieć, że zapłacę podwójnie jak za pani... tradycyjne usługi.
- Skoro tak się sprawy mają. Będę wdzięczna, jeżeli daruje sobie pan formalny sposób mówienia do mnie. Zwą mnie Del, mam nadzieję, że będzie pan zadowolony.
- Dobrze Del, w takim razie może udamy się w jakieś przyjemniejsze miejsce?
I tak też się stało. Wilwarin wraz z kokotą przechadzali się uliczkami, aż dotarli do piękniejszych stron miasta, w między czasie kobieta opowiedziała mu trochę o Menaos i święcie jakie się właśnie odbywa. Po sposobie, w jaki się wysławiała dało się poznać, że skończyła edukację na bardzo niskim poziomie. Wilwarin przysłuchiwał się temu, co mówi równocześnie rozglądając się po okolicy. W końcu natrafił wzrokiem na jadłodajnie, która przyciągała swoją wystawnością. Zaproponował więc nowej towarzyszce by się tam udali jednak nie doszło to do skutku. Przed wejściem stał drogo ubrany elf wpuszczający gości do środka wskazując im stolik.
- Dobry wieczór, czy znalazłby się stolik dla dwojga?- zapytał Łowca Dusz, zerkając przez okno na wytwornych muzyków dających pokazy w lokum.
- Przykro mi nie przyjmujemy pewnego rodzaju gości.- odrzekł elf i zrobił gest sugerujący parze by odeszła.
- Rodzaju? Zapewniam pana, że mam pieniądze i status odpowiedni dla tego miejsca.
- Niewątpliwe, ale chciał pan stolik dla dwojga- tu rozmówca znacząco spojrzał na kobietę, która zrobiła się czerwona ze złości i zmieszania.
- Też mi coś. Nie będę przebywał w miejscu, w którym obraża się towarzyszącą mi osobę. Żegnam pana, nie miłej nocy życzę. "Czego się mogłem spodziewać." westchnął, ujął kurtyzanę w tali i ruszył z nią dalej zapewniając, że nie musi się przejmować. Wędrowali tak jeszcze dosłownie chwilę, aż dotarli do głównego placu, na którym z okazji święta znajdowały się stoiska z jedzeniem, stoły i odbywały się tańce.
- Napiłabyś się czegoś moja droga? - zapytał z uśmiechem-powiedź co za dobre trunki tu znajdziemy?
- Cóż... na pewno nasz miastowy bimber, ale spodziewam się, że gustuje pan bardziej w winach i tego podobnych...
- A więc bimber! A potem może tańce? - nie dał jej dokończyć wypowiedzi, zamiast tego chwycił ją za rękę i dynamicznie ruszył w kierunku budki z bimbrem. Szybko opróżnili kilka szklaneczek, a kiedy kobieta była już lekko pod wpływem trunku Wilwarin porwał ją do tańca, co bardzo uradowało kobietę. W wyniku upojenia alkoholowego i dobrego samopoczucia kobieta zaczęła się zwierzać.
- Wie pan, dawno się tak nie bawiłam, nigdy bym nie pomyślała, że wykonując moją profesję przyjdzie do mnie taki ktoś jak pan. Aż chciałoby się... - tu oczy napłynęły jej łzami- ach, chciałoby się uciec od tego i móc bawić się wiecznie.
- Och, nie pozwolę by kobieta płakała w mojej obecności. Wiesz, mogę spełnić twoje pragnienie, choć za mną.
Oszołomiona kobieta ruszyła za Łowcą Dusz, który zabrał ją w zaciszną ślepą uliczkę z dala od biesiadujących ludzi. Na jej tyle leżeli oparci o beczkę dwaj pijacy. Mężczyzna chwycił Del za dłoń i powiedział:
- Wiem, że to śmiałe z mojej strony, ale proszę, ucieknij ze mną. Zapewnię ci wszystko, co najlepsze, będziesz szczęśliwa, a i ja taki będę mając cię koło siebie.
- Ja...dobrze. - odpowiedziała zachrypniętym od alkoholu głosem.
- Nawet nie wiesz jak rad jestem to słyszeć! W takim razie jutro przyjedzie po ciebie mój woźnica, pokażesz mu ten dokument- Wilwarin wyjął zza pasa kontrakt- a on zabierze cię do mnie. Wystarczy, że tu podpiszesz. Kiedy kobieta to zrobiła, Łowca Dusz przysunął się do niej, a ta powiedziała:
- Czyli jednak, jak to mówiłeś, w tradycyjnych usługach też gustujesz?- uśmiechnęła się.
- Cóż ja mam nieco inne tradycje, moja droga- mówiąc to, wyjął miecz i wbił go zszokowanej kobiecie w serce. Ta opadła na ziemię i zaczęła ciężko oddychać plując krwią. Wilwarin ukląkł koło niej i skręcił jej kark, by przyśpieszyć jej ostatnie tchnienie. Robiąc to zauważył, że naszyjnik kobiety to medalik. Zerwał jej go z szyi, a w środku znalazł czarny pukiel włosów i notatkę z chłopięcym imieniem i datą, najprawdopodobniej urodzin jej synka.
- Może złożę najszczersze kondolencje, kiedy go spotkam- wyszeptał do siebie i zaczął się śmiać. W tym momencie jeden ze śpiących pijaczków krzyknął by mężczyzna się zatrzymał. Wilwarin czyszczący swój miecz odwrócił się i spojrzał na niego.
- Pszam... czy jesteś człowiekiem zza morza? - powiedział półprzytomny opój.
-Hm? O czym ty mówisz?
- A to nie... Mój dziadek mówił o takich mieczach ludzi zza morza... to dobranoc.
- Żadne dobranoc moczymordo! - Wilwarin zdenerwował się i chwycił mężczyznę za kołnierz -mów co wiesz i to zaraz!
W zamglonych od alkoholu oczach jegomościa pojawił się strach. Widać, że próbował sobie coś przypomnieć, ale z racji na stan, w jakim się znajdował nie szło mu to najlepiej.
- Zrobimy tak, zaprowadzę cię do najbliższej karczmy, opłacę nocleg, a następnego dnia do ciebie przyjdę i wszystko mi wyszczekasz. A spróbuj tylko puścić parę z ust o tym, co tu się działo to podzielisz los tej panienki spod latarni, zrozumiano?
Przerażony mężczyzna pokiwał głową a Wilwarin chwycił go pod ramię i zaczął prowadzić do karczmy znajdującej się za zakrętem. Doszedł do końca ślepej uliczki, kiedy usłyszał krzyk drugiego z pijaczków, który zapewne ujrzał ciało kobiety. Wilwarin poszedł jeszcze kilka kroków do karczmy, zakołatał do drzwi, rzucił pod nimi śpiące już ciało pijaka, na nie rzucił małą sakiewkę pieniędzy i ruszył do alejki. Słyszał jak zdenerwowany gospodarz wyzywa na pijaka leżącego pod drzwiami, ale uspokoił się po chwili, zapewne kiedy zapoznał się z zawartością sakiewki. ''Jeden z głowy'' pomyślał Wilwarin, kiedy dochodził do drugiego, krzyczącego ze strachu pijaka w alejce.
- Uprasza się o zachowanie ciszy- powiedział, po czym zamachnął się mieczem na głowę pijaka, który wydał już ostatni zgaszony okrzyk. ''O tak, kontrakty rozkładają mi energię na długo, ale zdobyć sobie duszyczkę bez nich to jest dopiero kopniak energetyczny. Nie mniej jednak to już pora udać się na spotkanie z Arthem i Lunari. Ach, tak mi się podoba w tym mieście, mógłbym zostać tu na dłużej. Zobaczymy co ta dwójka ma do powiedzenia, jeżeli nic ciekawego to zostanę w tym mieście, wszak nie podpisywaliśmy ze sobą żadnej umowy a każdy wie ile warte są słowa Łowcy Dusz." Mężczyzna doszedł do głównej ulicy, zakupił sobie w jednym ze straganów pokaźny kielich wina i ruszył dalej do umówionej karczmy. W tłumie ludzi ujrzał Lunari. "Nie wygląda na zadowoloną z tego zgromadzenia ludzi" wyszczerzył się, po czym zaczął ją wołać, a kiedy dowiedział się, że dziewczyna nie wie gdzie jest dana karczma poinformował ją, że niedaleko i ruszyli tam razem. A zastali w niej ogromny tłum, tylko miejsca przy stoliku Artha były wolne. "Och, czyżby ludzie bali się zasiąść koło naszego wielkiego niedźwiadka? Mniejsza z tym, to rozwiązuje problem udawania, że się poznajemy". Kiedy usiedli przy stoliku, ich towarzysz zamówił dla nich wino i nalał każdemu po kieliszku. Wilwarin z Arthem chętnie wypili trunek jednak Lunrai się od tego powstrzymała. Łowca Dusz spojrzał na nią, uśmiechnął się zaczepnie i wyszeptał '' pyszne''. Wiedział, że dziewczyna nie pochwala takiego zachowania, ale nie mógł się powstrzymać, by tego nie zrobić, po ostatnich zdarzeniach był w naprawdę dobrym nastroju. Mimo wszystko siedział i w milczeniu rozglądał się po gościach karczmy czekając aż ktoś zabierze głos.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

Wampirzyca jednak nie napiła się trunku, patrzyła się tylko na niego. Łowca Dusz z kolei chętnie skosztował trunku zakupionego przez jego kompana.
- Nie wiedziałem, że panna jest abstynentką, chyba że panna gustuje w innych trunkach. -powiedział brodacz.
- W sumie nie wiedziałem w czym gustujecie, więc wybrałem właśnie to. - dopowiedział.
Gdy otrzymał odpowiedź zamilkł na dłuższy czas zamyślając się. W karczmie mimo tłumu i spożytego przez resztę alkoholu było stosunkowo cicho. Każdy myślał o swoich problemach lub życiu dziennym i swojej pracy do której będą musieli wrócić następnego dnia. Kowal lubił taką ciszę jednak po raz kolejny musiał ją przerwać.
- Moi drodzy, wydaje mi się że moglibyśmy zostać w Menaos jeszcze dzień lub dwa. Nie ma co od razu iść szczególnie, że przez ostatnie dwa dni jechaliśmy cały czas. - Wielkolud mówił trochę ciszej mimo iż ich stolik był nieco odsunięty od innych, ale wolał zachować ostrożność.
Gdy tak siedzieli po krótkim czasie alkohol się skończył i Arth orzekł znajomym, że idzie się przewietrzyć.
- Następnego dnia spotkajmy się "Pod Gajłakiem" to taka karczma blisko centrum, w jej okolicy odbywa się teraz festiwal. - zaproponował i od razu wyszedł. Ciężko to nazwać propozycją, po prostu zadecydował tak nie czekając na odpowiedź kompanów. Niedźwiedziołak poszedł w stronę centrum, na festiwal. Widząc tych szczęśliwych ludzi i tańczące pary pomyślał.
"Ciekawe co tym razem świętują? Może święto ziemniaka?" zadrwił w myślach. Idąc główną drogą usłyszał chrapliwy głos w alejce obok.
- Ładny naszyjnik dziewczynko, lepiej mi go oddaj. - powiedział mężczyzna w ciemnym stroju do na oko czteroletniej dziewczynki.
- Właśnie daj mu go! - krzyknęły bliźniacze elfy. Zapewne pachołki tego pierwszego.
Arth nie musiał długo myśleć podszedł do człowieka i poczęstował go swoją pięścią. Mężczyzna runął jak długi na ziemię, a elfy nie były do końca pewne co się właśnie stało. Mimo to oboje ruszyli w stronę brodacza. Ten jednak nie przejął się tym za bardzo i chwycił oboje za głowy i zderzył ich z impetem. Teraz leżała już trójka, a dziewczynka schowana za śmieciami powiedziała.
- Proszę nie robić mi krzywdy oddam panu naszyjnik. - Mówiąc to miała łzy w oczach.
- Spokojnie nie chcę twojego naszyjnika, chciałem żeby ta trójka dała Ci spokój. - Odpowiedział łagodnie i otarł łzy z policzków dziewczynki.
- Czemu wędrujesz po nocy sama? - dodał spokojnie.
- Nie mogłam zasnąć więc szukałam Vex. - odpowiedziała cicho.
- Kto to jest Vex? - zapytał zainteresowany kowal.
- Moja siostra. Właściwie tak jakby siostra. Znalazła mnie jak byłam malutka. - dodała już nieco głośniej.
- W takim razie odprowadzę Cie do niej, tylko musisz mnie do niej zaprowadzić. - odparł to po czym podniósł dziewczynkę i wziął "na barana" . Było coś w niej co łagodziło kowala.
Szli tak krótki kawałek, a Peti, bowiem tak się nazywała dziewczynka, opowiadał wielkoludowi o sprawach dla niej ważnych takich jak np. chciała kupić kawałek szarlotki ale go nie było i musiała zjeść ciastko ze śliwką.
- Tutaj w lewo i w trzecim domku mieszkamy. - powiedziała wesoło.
Przed domem stała drobna rudowłosa dziewczyna, która była wyraźnie zdenerwowana.
-Veeex! - krzyknęła radośnie dziewczynka po czym ześlizgnęła się z kompana.
- Peti mój skarbie gdzie ty znowu uciekłaś - odparła jej siostra lekko poddenerwowana.
- Nie mogłam spać więc poszłam Cię szukać. - odpowiedziała cicho
- Napadli mnie, ale Arth mnie uratował, bił się lepiej od ciebie. - dodała
Więc to chucherko mierzące około 150 cm potrafi się bić, no proszę.
- Jak to napadli?! Zresztą nie ważne zmykaj do domu pogadamy później. - odparła Vex.
- A więc Arth, dziękuję panu za uratowanie mojej siostry. - mówiąc to wyjęła z kieszeni mieszek z pieniędzmi.
- Zachowaj te pieniądze i kup Peti szarlotkę bo dziś się skończyła. - powiedział z uśmiechem i poszedł w stronę ustalonej karczmy. Gdy dotarł, knajpa była niemalże pusta, nieco bardziej obskurna od poprzedniej ale to akurat mu pasowało. Wynajął pokój na piętrze i poszedł spać.`
Ostatnio edytowane przez Tilia 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: drobne korekty
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości