Menaos[Menaos i okolice] Przerwa w dostawie

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

        - To prawda. Wiem, gdzie jest twój syn - powiedział Corvo.
        - Zdradź mi tę tajemnicę - odparła magiczka.
        - Nie mogę, jest mi potrzebny.
        - To co teraz zrobimy? - spytała blondynka.
        - Wpadniemy do mnie? Moja willa ma świetny widok na panoramę miasta.
         Kobieta uśmiechnęła się szczerze, potem ucichła. Najwyraźniej przekazała jakiś niewerbalny sygnał, ponieważ ożywiona eugona zaczęła iść w stronę maga. Corvo nie ruszył się, a na jego twarzy był wymalowany spokój. Wpatrywał się w meduzę, ale tak naprawdę czytał aurę magiczki. Najsilniej odczuł magię, którą używała kobieta. Suchość w ustach, iskry, ciepło - dziedzina ognia. Poczucie straty, krzyki bólu w agonii - nekromancja. Jęki torturowanych, poczucie zagrożenia - magia zła. Później dowiedział się, że kobieta była zręcznym, raczej słabym i chętnym na zdobycie wiedzy człowiekiem.
         Gdy Corvo uznał, że eugona podeszła zbyt blisko, gwizdnął. Woof od razu zrozumiał przekaz i wyskoczył na ożywieńca. Meduza zdołała się uchylić i groźnie zasyczała na zwierzę.
         - Zostaliśmy sami - mruknął Corvo z uśmiechem. - Co teraz?
         Blondynka nie raczyła odpowiedzieć. Zamiast tego użyła języka elfów do wykreowania dużej kuli ognia, którą posłała w stronę maga. Człowiek odbił ją prostym zaklęciem.
         - Musisz się trochę bardziej postarać - powiedział, wciąż opierając się o laskę.
         Magiczka okazała się potężniejsza niż podejrzewał. Za pomocą trzech elfich słów stworzyła potężne zaklęcie dziedziny zła. Corvo poczuł koszmarny ból, który zaczął rozlewać się po całym jego ciele. Mag czuł się, jakby ktoś mu łamał wszystkie kości. Miał ochotę krzyczeć, ale nie mógł. Siła zaklęcie pozwalała mu tylko na cichy pisk.
         Albo gwizdnięcie.
         Woof usłyszał sygnał i momentalnie zmienił cel. Brytan rzucił się na mistrzynię magi zła. Jego atak w żaden sposób nie był potężny, ale blondynka straciła koncentrację, a Corvo zdołał się uwolnić spod wpływu zaklęcia. Mag wziął swoją laskę do ręki i użył dziedziny mocy, aby powalić kobietę na ziemię. Ponownie gwizdnął, pies znów zaatakował eugonę.
         Corvo wykonał szybko ruch rękami i wytworzył niewielką kulę wody. Posłał ją w stronę meduzy, w locie się zwiększała. Corvo skutecznie zalewał ożywieńca coraz potężniejszymi falami, a Woof wykorzystywał to do gryzienia stwora.
         Gdy blondynka wstała, mag przeniósł kulę wodę w stronę kobiety. Magiczka obroniła się od niechcenia, a następnie wysunęła przed siebie dłonie i wyczarowała potężny strumień ognia. Corvo w ostatniej chwili schował się za magiczną barierą. Osłona została przygotowana na szybko, więc była niedbała. Mag już po chwili poczuł tego skutki w postaci piekącego bólu rąk. Poparzenia. Po chwili smażenia Corvo zdołał wzmocnić barierę i przeteleportować się kilka metrów w bok. Od razu wyczarował zimną wodę, która znalazła się pod jego rękawami. Poczuł natychmiastową ulgę.
         Wtedy ugryzł go wąż. Kolejny raz. I następny.
         Mag zrozumiał dwa fakty. Po pierwsze Woof został zabity i zdematerializował się. Po drugie węże ożywionej eugony wciąż miały w sobie jad. Możliwe nawet, że jeszcze bardziej skuteczny.
         Toksyna skutecznie wpływała na organizm maga. Destrukcyjny efekt dopełniła meduza, która za pomocą swoich węży przytrzymywała jego kończyny. Bardzo mocno, Corvo czuł silny ból w prawej nodze.
         - Powtórzę pytania - powiedziała blondynka, podchodząc do unieszkodliwionego mężczyzny. - Gdzie jest mój syn?
         Corvo już miał przygotowaną ripostę, gdy zobaczył czerwony fajerwerk na niebie. To był znak - wieśniacy znaleźli się blisko Menaos. Czas na ewakuację. Corvo wyjątkowo prostym zaklęciem wyjął resztki sproszkowanego metalu, a następnie rzucił nim w blondynkę i eugonę. Zdziwiona meduza na chwilę puściła jedną z kończyn maga. Corvo wykorzystał ten fakt do wyczarowania niedużej fali wody. Wybuchnęło jasnym światłem. Gdy magiczna opanowała sytuację, rozejrzała się. Ale Corva już nie było.

         Mag nie miał siły na dokładne ustawienie teleportacji, więc dosłownie wleciał do ukrytego pokoju w gospodzie. Wpadł na stół i zaklął z bólu. Toksyna działała już bardzo silnie.
         - Mam poparzone oba przedramiona, uszkodzoną prawą nogę, prawdopodobnie w kostce, i jestem zatruty przez węże ożywionej eugony. Były trzy ugryzienia: lewe udo, klatka piersiowa i plecy - powiedział do Sanayi.
         Następnie stracił przytomność i padł na stół.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Pijana świnia to dziwny widok. Sanaya z niepokojem patrzyła, jak po drugim piwie przemieniony w prosiaka mag pęta się po kryjówce Corva. Zwierzak zataczał się i szorował bokami po ścianach, czasami przewracał się i próbował turlać, śmiesznie wierzgając krótkimi nóżkami w powietrzu. Kwiczał też jakoś tak... inaczej. Alchemiczkę dopadły wątpliwości, czy aby nie zrobiła mu nieumyślnie krzywdy tym alkoholem, ale z drugiej strony na tym ryjku malowało się tyle szczęścia i błogości...
        Świniak zasnął niecały kwadrans później. Z głośnym łomotem zwalił się na bok prosto pod nogi alchemiczki, gdy ta akurat była zajęta niedawno podjętą pracą. Z dobroci serca Sanaya przerwała eksperyment i pochyliła się nad przemienionym magiem. Poklepała go po boku i pociągnęła za ucho - prosiak reagował, a to znaczyło, że jest tylko pijany i śpi, a nie umarł. Całe szczęście. Tai odetchnęła dramatycznie z ulgą, po czym wróciła do tworzenia swoich mikstur i sporządzania notatek. Była na tym etapie, gdy mogła już trochę uprzątnąć panujący na blatach chaos - przestudiowała już wszystkie przyniesione przez maga składniki, część zamówionych przez niego mikstur była gotowa, a reszta wymagała jeszcze chwili pracy. Sanaya poprzestawiała probówki, zlewki i kręgi transmutacyjne, ponownie mieszcząc wszystko na jednym stole, tego jadalnianego jednak nie przesuwała na miejsce - niech Corvo sobie go sam przestawi, ją już bolały ręce od poprzedniego targania ciężkiego mebla.

        Sanaya siedziała na krześle, stopy wspierając na miarowo pochrapującej świni. Na nogach trzymała jedną z książek z biblioteczki Corva - sporych rozmiarów atlas w gładkich drewnianych okładkach - która aktualnie pełniła rolę pulpitu. Alchemiczka miała na niej rozłożone kilka kartek, nad którymi głęboko myślała. Była na nich tak bardzo skupiona, że nagłe pojawienie się maga i rumor, który przy tym narobił, momentalnie poderwały ją na równe nogi, czemu towarzyszył zduszony krzyk. Sanaya mocno przytuliła do siebie atlas i kartki, jakby było to coś bardzo cennego, a gdy zorientowała się w końcu, co się stało, podeszła ostrożnie do maga. Jego bełkotliwa wyliczanka licznych ran i obrażeń brzmiała przerażająco, alchemiczka aż otworzyła szerzej usta z zaskoczenia i trwogi. Nie zdążyła powiedzieć ani jednego słowa, gdy mężczyzna stracił przytomność.
        - Corvo? - wezwała go mimo wszystko, potrząsając go za ramię. - O na Łuski Prasmoka...
        Sanaya odrzuciła atlas na krzesło i przekroczyła śpiącą snem sprawiedliwych świnię. Stojąc bliżej maga mogła potwierdzić większość wymienionych przez niego obrażeń. Poczuła, że ogarnia ją panika - od czego zacząć, co robić? Znała się trochę na medycynie, ale lekarzem nie była.
        - Weź się w garść, wariatko! - zganiła się w końcu na głos. "Jad, to najważniejsze, pozbyć się jadu", uznała. Zaraz wróciła do stołu laboratoryjnego, wyciągnęła spod niego apteczkę będącą typowym elementem wyposażenia takiej pracowni. Rozbebeszyła jej zawartość na podłodze i wzięła ze sobą kilka rzeczy na stół, gdzie leżał Corvo. Mag był dla niej stanowczo za ciężki, by mogła go gdziekolwiek przenosić, dlatego nawet nie próbowała tego robić. Pociągnęła go tylko wyżej na blat, aby stabilnie na nim leżał i mogła zająć się ranami. Podciągnęła mu kubrak pod samą brodę i spuściła spodnie do kostek, by móc dokładnie obejrzeć rany po ukąszeniach. Śpieszyła się, lecz ręce jej nie drżały. Założyła opaskę uciskową na nogę maga, pozostałe ukąszenia tylko przycisnęła opatrunkami - pamiętała, że ukąszeń nie należy rozcinać ani wysysać jadu, to ponoć tylko przyspieszało jego krążenie we krwi. "Eugona... Skąd ja mam wiedzieć, czym się leczy jad eugony? Jeszcze ożywionej?!", irytowała się w myślach. Przypomniało jej się jednak, że w bogato urządzonej biblioteczce w kryjówce znalazła jakąś książkę o medycynie, która mogłaby jej się nadać. Znalazła ją w mgnieniu oka, zaraz wróciła z nią do nieprzytomnego maga i by nie marnować czasu, kartkowała ją jedną ręką, a drugą w małych dawkach wlewała mu do gardła środek na spowolnienie akcji serca, który zresztą Dean wcześniej sam kazał jej przygotować. "Coś wiedział, czy po prostu łut szczęścia?", przemknęło jej przez myśl.
        - Jest! - ucieszyła się na głos. Znalazła podstawowe składniki na odtrutkę. Skoro miała go już w garści, podała nieprzytomnemu mężczyźnie jeszcze trochę mikstury spowalniającej przepływ krwi i zaraz wzięła się za sporządzania serum. Nie było ono skomplikowane, Sanaya jednak wolała dmuchać na zimne i do transmutowania go wykorzystała znacznie silniejszy krąg niż było to konieczne - dzięki temu eliksir dostała szybko i był on znacznie silniejszy. Alchemiczka wlała go w Corva pilnując, by nie uronić ani kropli, chociaż mag zakaszlał raz czy dwa razy przez sen. Gdy najgorsze zagrożenie minęło, Sanaya zabrała się za leczenie poparzonych rąk. Rany wyglądały wstrętnie, ale nie stanowiły zagrożenia życia, możliwe było nawet, że dało się je wyleczyć bez pozostawiania blizn. Tai i tym razem wykorzystała świeżo przygotowany specyfik alchemiczny - maść na oparzenia. Dokładnie i tak, by sprawiać mężczyźnie jak najmniej bólu, wtarła maść w oparzone ręce, po czym założyła suche opatrunki. Na koniec zostawiła nogę. Faktycznie, kostka była spuchnięta, Sanaya zdjęła Corvo but, by nie uciskać nabrzmiałej kostki. Nie znała się na składaniu kości, ograniczyła się więc tylko do zastosowania maści przeciwbólowej i łagodzącej obrzęk, po czym usztywniła kończynę. Gdy to wszystko było już zrobione, alchemiczka wyprostowała się i sprawdziła jeszcze czy mag nie ma gorączki, czy jego serce równo pracuje i jak oddycha. Wyglądał na wycieńczonego, był blady i spocony, ale jakby wracały mu kolory. Sanaya odetchnęła z ulgą, po czym prowizorycznie ubrała maga z powrotem i nakryła go kocem zabranym z jednego z łóżek stojących w pokoju. Co chwilę na niego zerkając przygotowała alchemiczny napar regenerujący, który zamierzała podać mu po przebudzeniu, a gdy i to było gotowe, po prostu usiadła na krześle obok stołu, na którym leżał mag i czekała, tępo wpatrując się w listę składników, nad którymi wcześniej pracowała.
        A świnia w tym czasie nawet nie otworzyła oczu.

        - Hej? Ej!
        Ktoś potrząsnął ramieniem Sanayi. Zmęczona alchemiczka nawet nie zauważyła, gdy zasnęła czuwając przy rannym Corvo. Nie usłyszała, jak ktoś otworzył wejście do kryjówki, a później do niej podszedł, była zbyt zmęczona i bardzo głęboko zasnęła. W momencie przebudzenia drgnęła nerwowo i zaraz się poderwała.
        - Ej, ej, spokojnie - odezwał się do niej karczmarz, który wcześniej dał Corvo klucz do tego miejsca. Minę miał nietęgą, ale nie denerwował się na alchemiczkę, jedynie co rusz nerwowo spoglądał na nadal nieprzytomnego Corvo.
        - To nie wygląda dobrze - mruknął. - Wiesz co, mała, idź lepiej do siebie, my się tu wszystkim zajmiemy. Ja wiem, że Dean próbował cię wciągnąć w tą swoją całą hecę, ale może lepiej, byś nie wiedziała za wiele. Idź się wyspać, ja się nim zajmę.
        Sanaya kilkakrotnie zamrugała i spojrzała ponownie na maga, którego wcześniej opatrywała. Przetarła oczy nasadami dłoni i ziewnęła, w ostatniej chwili zasłaniając usta dłonią.
        - Dobrze - mruknęła. - On ma poparzone dłonie, był otruty jadem eugony. A nie, czekaj: nieumarłej eugony...
        - Wiem to. Zmiataj, mała, zajmę się nim. I tą świnią też.
        Sanaya pokiwała głową. Pozbierała swoje rzeczy rozłożone na blacie alchemicznym i w kilku innych miejscach. Spojrzała z niepokojem na Corva i na prosiaka, który dalej spał tam, gdzie wcześniej padł pod wpływem wypitego piwa. Karczmarz ponaglił ją gestem, więc wyszła i udała się do siebie, chociaż cały czas martwiła się o ekscentrycznego maga, z którym miała współpracować. Po południu wróciła do lokalu, lecz ku jej zdziwieniu wszyscy ją zbywali - “nic mu nie jest, idź do siebie”, “to nie twoja sprawa”, “zajmij się swoimi problemami”. W końcu bardzo uprzejmie wyrzucili ją na zewnątrz. Następnego dnia i następnego było to samo, lecz tym razem jej rozmówcom coraz szybciej kończyła się cierpliwość nim zaczynali warczeć “wyjdź”. W końcu panna Tai zrozumiała, że niczego się nie dowie - najpierw Kalis, później Corvo, obaj zniknęli bez słowa i bez śladu i nawet nie wiedziała, czy jeszcze żyją.

Ciąg dalszy: Sanaya
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości