Menaos[Karczma "Stary Dąb"]

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Ryann
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Karczma "Stary Dąb"]

Post autor: Ryann »

        Zaintonowała ostatnią zwrotkę piosenki, sunąc palcami po gryfie mandoli szybciej, niż wydawałoby się to możliwe. Mimo, że kapelusz zsunął się jej niemalże na oczy, nie przestała przygrywać do śpiewanej przez siebie historii dziewczyny i tęczowego smoka, który postanowił zostać artystą. Wprawne palce płynnie szarpały struny, bez żadnej pomyłki, tworząc chwytliwą, skoczną melodię. Przed ostatnim wersem na moment zastygły jednak bez ruchu, a Ryann spuentowała opowieść już bez muzyki, jednak bynajmniej nie w ciszy. Kilku bardziej pijanych słuchaczy zakończyło swoje dzikie tańce efektownymi piruetami, przewracając się na towarzyszy lub wpadając pod stół. Kiedy dziewczyna szarpnęła ostatni akord, wśród słuchaczy rozległy się brawa. Mimo iż obyło się bez owacji na stojąco, aplauz całkowicie muzykantkę zadowolił. Wstała ze stołka i dzierżąc swój kochany instrument w lewej ręce, skłoniła się. Ściągnąwszy okazały, fioletowy kapelusz z pawim piórem, zamachnęła się nim, niemalże zamiatając podłogę jego rondem. Na piegowatej twarzy rudzielca wykwitł szeroki uśmiech.
        - Dziękuję za uwagę, mości słuchacze - rzekła, założywszy kapelusz na głowę. - Cieszy mnie niezmiernie fakt, że zgodnie z tym, co zasłyszałam w drodze, mieszkańcy Menaos znają się na dobrej muzyce. - Kiwnęła głową z uznaniem, co wywołało pozytywną reakcję bywalców karczmy. - Jestem bardzo skłonna zaśpiewać coś jeszcze, ale najpierw muszę zwilżyć zmęczone gardło - stwierdziła, rzucając przeciągłe spojrzenie właścicielowi przybytku, które było tak żałośnie błagalne, że aż karykaturalne. Kilka osób siedzących bliżej Ryann roześmiało się, widząc jej minę, dzięki czemu szanse na otrzymanie darmowego piwa były znacznie większe. Oczywiście karczmarz nie miał nic przeciwko zachęceniu barda do pozostania, gdyż występy przyciągały klientów, a już obecni siedzieli dłużej, wydając tym samym więcej pieniędzy.
        Ryann schowała mandolę do futerału, który dotychczas leżał przy jej nogach. Po chwili już znalazła się przy ladzie.
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

Och, jakież urwanie głowy miała dzisiaj malutka Junali! Nawet się nie spodziewała, jak wiele atrakcji ją czeka na targowisku, w centralnej części miasteczka. Ach, czuła się naprawdę wspaniale, chichocząc pod nosem i popijając procentowy napitek zwany tutaj piwem. Właściwie wspominała o rzucaniu śliwkami w przechodniów czy wykradanie orzechów dla pana Muffinka, nie zwracając większej uwagi na ludzi znajdujących się dookoła. Jakaś dziewczyna podśpiewywała sobie od czasu do czasu, była chyba kimś w rodzaju śpiewaka czy jakoś tak – Junali większość czasu przeżyła w lesie, przez co nie znała profesji barda.
Istotnym było to, że chochlik znajdował się w jednym z oddalonych od światła stolików, gdzie mogła wszystko doskonale obserwować. Może nie było tutaj zbyt ciemno, tak jakby tego sobie życzyła, ale jak dla niej było całkiem komfortowo!
Szczególnie cieszyła się z tego faktu, iż mogła bez przeszkód uwiesić się brzuchem krawędzi kufla i żłopać piwsko tak, jak przystało na dzikie stworzonko. Czyli mocząc całą twarz w pianie, która sięgała zaledwie połowy naczynia. Junali bowiem po raz pierwszy zasmakowała piwo, które bardzo szybko zaczęło oddziaływać na jej niewielkie ciałko.
Pech chciał, że machając od niechcenia stópkami, podparła się łokciami o krawędź kufla i czknęła, podskakując. Zrobiła to z taką energią, że wylądowała na tyłku z rozwichrzonymi włosami, chichocząc pod nosem. Oj, zaczyna się zabawa, zaczyna!
Nikt na razie nie interesował się fioletowym stworkiem sączącym napój procentowy z powodu niewielkich rozmiarów stworka. Nikt też nie zainteresował się, kiedy chwilę przed chwiejnym podniesieniem się z blatu stołu, zabłysnęły jej znacząco oczka. Nawet chwiejny lot w kierunku baru, nie wzbudził niczyich podejrzeń.
Junali zamierzała wylądować na ramieniu bardki, ale zbyt mocno kręciło się jej w główce. Biedna zaleciała zbyt wysoko i chwyciła się łapczywie kapelusza nieznajomej, a przynajmniej tak się jej wydawało. Rzeczywistość była jednak taka, że swoje małe łapki wczepiła w sploty rudych włosów nieznajomej dziewki, chichocząc głośno i dość psotnie. Nie minęła jednak chwila, kiedy zaczepiła się stópkami o kark dziewczęcia, ześlizgując się nieco z półgłośnym „łiiiiiiii!” na ustach.
Chochlik to utrapienie. A pijany chochlik?
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernardy przybył do miasta niedawno i od razu ruszył na poszukiwanie karczmy. Był zdrożony i zamierzał odpocząć. Problem był tylko taki, że groszem nie śmierdział i z tego powodu miał podły nastrój. Liczył na ludzką dobroć, choć nie był na tyle naiwny, by opierać się jedynie na niej. W końcu odnalazł karczmę o wdzięcznej nazwie Stary Dąb. Urocze. Wkroczył do wnętrza schylając się w przejściu. Jego aktualny wzrost nie nadawał się zbytnio do skrytych wejść i tym podobnych, więc nawet nie krył się pod kapturem. Z drugiej jednak strony dawało mu to pewne korzyści. Prawie zawsze widział, co się dzieje w koło. Skierował swe kroki ku szynkwasowi. Wystarczająco długo mędził karczmarzowi i wpatrywał się w niego błagalnym wzrokiem, aż ten w końcu się ulitował i dał przybyszowi cienkiej polewki oraz równie cienkiego piwa, które i tak by się zmarnowało, bo aż wstyd dawać toto klientom.
Bernard usiadł na wolnym miejscu jednej z ław, która niestety znajdowała się w centrum izby, ale nie mógł nic na to poradzić. Zaczynało się robić tłoczno i nie było co wydziwiać. Właśnie z powodu całego tego zamieszania z żebraniem o jedzenie i szukaniem miejsca, dopiero po dwóch łyżkach polewki do uszu zmiennokształtnego doszły dźwięki muzyki i śpiew barda… A raczej bardki, ponieważ tak dźwięcznego głosu nie mógł mieć żaden męski wierszokleta. Był urokliwy. Niestety powodowało to, że choć starał się jeść normalnie, to oczy i uszy miał nakierowany na dziewczynę, która przygrywała biesiadującym, więc choć trafiał łyżkami z potrawą gdzie trzeba, po krótkim czasie już miał ubrudzony pysk. Co był w stanie to zlizał, resztę zaś wytarł grzbietem łapy.
Posiłek skończył nim zakończył się utwór, więc miał czas, aby doprowadzić się do porządku i móc należycie oklaskiwać muzykanta. Niestety jak zwykle w przypadku muzyki i poezji poniósł go entuzjazm. Oklaski potężnych łap huczały na cały lokal powodując, że najbliżsi siedzący spojrzeli dziwnie na tygrysołaka, choć ten tego nie zauważał. Dziewczę ukłoniło się zgrabnie dziękując za owacje i udało się w stronę szynkwasu. Bernard nie miał trzosu, aby zapłacić za jakiś napitek dla niej, ale uznał, że chce zamienić choć kilka słów i porozmawiać o muzyce. Poza tym i tak musiał oddać naczynia, aby nie wyjść na skończonego gbura i niewdzięcznika.
Przy ladzie znalazł się chwilę po rudzielcu. Odstawił naczynia kiwając głową w stronę karczmarza i już miał się zwrócić ku dziewczynie, kiedy dojrzał dziwną istotkę, która lecąc tropem węża władowało się wprost w bujne włosy grajka. Bernard zbaraniał i nie wiedział, co robić. Równie dobrze fioletowy chochlik mógł być bliskim znajomym rudzielca, więc jakakolwiek ingerencja mogła spowodować nieprzychylną reakcję względem niego, a tego nie chciał na dzień dobry. Delikatnie odsunął się więc, nie wypowiadając słowa, aby przyjrzeć się sytuacji i ewentualnie zareagować w razie potrzeby. Cholera wie, do czego zdolny chochlik, nawet znajomy, a ten na dodatek był pod ewidentnym wpływem alkoholu.
Awatar użytkownika
Ryann
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ryann »

        Ryann już miała zamiar pociągnąć solidny łyk specjału tego przybytku, kiedy coś szarpnęło ją za włosy. Niezbyt mocno wprawdzie, jednak na tyle wyczuwalnie, żeby dziewczyna, mająca dodatkowo osobliwe poczucie na karku, gwałtownie odwróciła głowę. O mało nie wylałaby przy tym piwa. Ileż dobrego by się zmarnowało. Niestety zarzucenie rudą kurtyną wywołało tylko salwę śmiechu intrygującego stworzonka, które się kosmyków Ryann uczepiło.
        - Niech mnie matrony z Otchłani porwą - wyrwało się dziewczynie, kiedy kątem oka dostrzegła fioletowe niczym jej kapelusz, skrzydlate ciałko, które szybko zniknęło z drugiej strony jej głowy. Chichot pijaniców z wnętrza sali dał muzykantce dobitnie do zrozumienia, że jest obserwowana. Zatem dobrze, niech patrzą. Nieoczekiwane przedstawienia w cenie zawsze dobre! - Złapię cię! - oznajmiła istotce ze śmiechem, próbując złapać ją już bez odwracania głowy. Chochlik, ewidentnie chochlik. Tylko... W karczmie? A to ci dopiero. Atrakcje w Menaos również mają przednie. Nieprzewidywalne. Byleby tylko piórko nie spadło z kapelusza, bo jeszcze ktoś zdepcze, a tak trudno było je dostać. A może już spadło?
        - Czy pawie pióro nadal mam na kapeluszu? - zapytała ni stąd ni zowąd pierwszą osobę, którą dostrzegła po swojej prawej stronie, nawet nie zastanawiając się bardziej, do kogo mówi. Odrobinę zbił ją z tropu widok zmiennokształtnego, ale bynajmniej tego po sobie nie pokazała, wciąż nie zaprzestawszy prób złapania chochlika.
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

To co działo się dookoła, właściwie przestało ją interesować już w momencie, w którym jej smukłe palce uczepiły się kosmyków barda w kobiecym przebraniu. Cały świat zawirował, kiedy coś większego porwało biedną Junali i zarzuciło na drugą stronę. Zdawało się jej, że cały świat wtóruje jej radości i obecni tutaj ludzie i nieludzie, śmieją się do rozpuku – tak samo jak ona! Zabawa była przednia, ponieważ rudowłosa dziewczyna najwyraźniej nie potrafiła dostrzec niebezpieczeństwa w postaci fioletoweego chochlika, która właśnie próbowała wzlecieć w powietrze, równocześnie trzymając się za brzuch. Nagle puściła włosy, ale… cóż.. pech chciał, że z prawej stópki chochlika spadł but prosto za kołnierz śpiewaczki, a naga stopa zaplątała się w kosmykach. Traf chciał, że akurat wtedy Junali z dzikim wrzaskiem radości poderwała się w górę, szarpiąc tych kilka znacznych włosów i zwyczajnie zaczęła ciągnąć właścicielkę akurat wtedy, kiedy rozmawiała z kimś obok. Zatrzymała się gwałtownie i aż ją cofnęło, przez co wydała zduszony zaskoczeniem pisk. Jak to, tak? Bezczelne włosiska zamierzają ją zatrzymać?! A to niedoczekanie! Nasza dzielna Junali chwyciła rączkami za nogę i zaczęła bardzo mocno ciągnąć, jakby to mogło w jakiś sposób pomóc w uwolnieniu. Dyskomfort był chwilowy, ale na moment powstrzymał ogólną wesołość fioletowej dzieweczki. Ale zaraz! Pisnęła, uchylając się przed natarczywą ręką, która w mgnieniu oka mogłaby zmiażdżyć ją i uwięzić w złotej klatce. O tak, z pewnością ta rudowłosa dziewuszka o tym myślała! Ale nie ma tak łatwo, Junali nie poddaje się bez walki, o! Dlatego też szarpanina nabrała na sile, a chochlik zaczął się niebezpiecznie zbliżać w kierunku nieznajomego zwierzołaka. Machała skrzydełkami ile sił w płucach, aż w końcu kilka włosków wyrwanych zostało ze skóry i pomknęły jak strzała wraz z Junali wprost na tygrysołaka. Zderzyła się z jego twardym ramieniem, na wpół upadając, na wpół lądując na udzie nieznajomego. Zaczęła mamrotać coś niewyraźnie, kręcąc maleńką główką i przecierając oczka, nie do końca zdając sobie sprawę, co się tak właściwie stało. Toż te rude węże ją przed chwilą zaatakowały!
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard chwilę przyglądał się ze zdumieniem szarpaninie grajka z chochlikiem. Poniekąd było to zabawne i zdobył się na delikatny uśmiech. Fioletowe stworzonko walczyło chyba z włosami, jakby uważało je za żywą istotę, która chce ją zabić. Przyglądałby się jeszcze, ale odezwało się do niego rude dziewczę. Chyba do niego, bo nikogo innego w sumie nie było w najbliższym otoczeniu.
Tygrysołak skierował wzrok na piórko. Było na swoim miejscu. Lecz właśnie w tym momencie chochlik szarpnął się ostatnim wysiłkiem wyrywając dziewczynie kilka włosków, przez co ta mimowolnie drgnęła, a rzeczone piórko łagodnie spłynęło na podłogę. Skrzydlaty sprawca zamieszania natomiast niesiony silą impetu uderzył w ramię Bernarda i opadł na jego udo. Brwi siedzącego powędrowały w górę, kiedy spojrzał na mikrusa.
-Nic się z nim nie stało, choć na posadzkę opadło. Pozwól, że je podniosę. - starał się powiedzieć to delikatnie, lecz niestety nadal dało się słyszeć mimowolny warkot.
Delikatnie sięgnął lewą łapą i złapał chochlika dwoma palcami za talię. Następnie schylił się i równie delikatnie prawą łapą podniósł piórko za dudkę i podał muzykantce.
-Proszę bardzo. Niestety nie jestem w stanie umocować go na jego miejscu, więc oddaje do rąk własnych. - wyciągnął przed siebie piórko na otwartej łapie. Tą z chochlikiem podniósł zaś do poziomu oczu rudzielca pokazując małego natręta.
-Zakładam, że to nie Twoje? - na pysk wyszedł pogodny uśmiech, choć niestety słabo widoczny ze względu na kocią mimikę. Miał on świadczyć o przyjacielskim usposobieniu zmiennokształtnego, jak i o zadowoleniu ze swojego pseudo-żarciku.
Był zadowolony. Dzięki małej istotce przełamał pierwsze lody, które zawsze w kontaktach z innymi były jego piętą achillesową. Może dzięki temu Muzykantka opowie mu o swojej muzyce? Tak, zapowiadało się na udany wieczór.
Ostatnio edytowane przez Enadelia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Nie stosuj pogrubienia przy pisaniu dialogów.
Awatar użytkownika
Ryann
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ryann »

        - Niestety, mam tylko mojego wiernego rumaka, nie przypominam sobie nic o żadnych chochlikach - stwierdziła Ryann, masując sobie chwilkę tył głowy. - Zwłaszcza tych wyrywających mi włosy. I dziękuję ślicznie za piórko, zaraz przyczepię je tam, gdzie trzeba. - Mówiąc to, dziewczyna zdjęła kapelusz i ostrożnie wzięła swój mały skarb od tygrysołaka, żeby szybko wetknąć je na miejsce. - I siedź tam, gamoniu - mruknęła pod nosem, świdrując wzrokiem kolorowe pióro. Pociągnęła łyk piwa, po czym założyła kapelusz na głowę, mając nadzieję, że nie będzie musiała go znowu ściągać. Albo, żeby chochlik go nie zrzucił. Przecież staruszek już tyle przeszedł!
        Gdzieś wgłębi pomieszczenia rozległ się hałas większy niż zwykle był w karczmie, przekroczyło to wszelkie normy. Najpierw dwóch mężczyzn zaczęło się wyzywać i kląć gorzej niż szewc potrafi, potem zaś prawdopodobnie ktoś rozlał czyjeś piwsko, za co niestety dostał strzał prosto w facjatę. Obróciwszy się przez ramię, Ryann aż syknęła, kiedy pozbawiony trunku pijak przydzwonił niezdarnemu koledze prosto w nos.
        - Aua. Nie chciałabym nigdy tak dostać. Myślisz, że coś mu złamał? - zadała nowemu, futrzastemu przyjacielowi pytanie z takim spokojem, jakby widywała tego typu burdy co najmniej codziennie. Właściwie Ryann bardziej interesowało zupełnie co innego, jednak trza zachować chociaż pozory, że nie jest się okropnie ciekawskim. - Pewnie złamał... - westchnęła. - Ale nic, skoro już jesteśmy tutaj w takiej uroczej trójce, przydałoby się przedstawić. Ryann Blaithin, światowej sławy bard. - Wykonała jakby-ukłon nawet siedząc na krześle. - Podałabym ci rękę, ale najpierw chyba musisz puścić tego małego złodziejaszka włosów. - Pochyliła się nad istotką. - Tobie też mam podać rękę? Lepiej palec...
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

Kręciło się jej w głowie i nie do końca wiedziała gdzie się znajduje. Przynajmniej do momentu, kiedy usłyszała jakiś warkot nad sobą i zrozumiała, że wylądowała niedaleko jakiegoś drapieżnika. Momentalnie zapomniała gdzie się znajdowała i wyobraziła sobie legowisko jakiegoś niebezpiecznego kotowatego. Mimowolnie skurczyła się i znieruchomiała, bojąc się choćby głośniej zabrać oddech. Nad nią znajdował się przecież okropny i zabójczy drapieżca, gotowy rozszarpać ją na strzępy! „Chociaż nie, nie rozszarpać” – pomyślała w nagłym olśnieniu, przypominając sobie różnice proporcji między ciałem tygrysowatego a chochlikiem. Zadrżała, zdając sobie sprawę z tego, że lada moment znajdzie się w paszczy i usłyszy chrupot własnych kości.
Właśnie w tym momencie poczuła dwa paluchy zaciskające się na jej talii i zaczęła się szamotać, wydając przy tym iście diabelskie dźwięki przerażenia. Machała nogami ile wlezie, a dłonie zacisnęła w piąstki, aby uderzać w przebrzydłe, owłosione paluchy wroga.
- Ratunkuuuu! – Darła się na całe gardło, ku ogólnej wesołości gawiedzi zebranej w tutejszej karczmie. Jak widać nikt nie zamierzał pomagać fioletowemu stworzonku, uważając tą sytuację za całkiem zabawną.
Pod wpływem ponownego warkotu znieruchomiała, po czym powoli – bardzo powoli odwróciła głowę i jej spojrzenie padło prosto w oczęta zwierzołaka. Właśnie wtedy całym jej drobnym ciałkiem przebiegł dreszcz strachu, a dłonie zaczęły panicznie majstrować przy plecach, gdzie znajdował się kołczan z malutkimi strzałami. Dziewczynka sięgnęła jedną ze strzał i nie spuszczając z oczu wielkiej bestii, szykowała się do wbicia grotu w jego gruby paluch.
Już, już miała wbijać broń w sierść, kiedy tygrysołak ponownie się odezwał i tym razem potrafiła zrozumieć doskonale o czym mówił. Z dłoni wypadła jej prowizoryczna broń, a policzki nabrały stanowczo mocniejszych kolorów, napełniając się powietrzem. Uderzyła piąstkami w paluchy zwierzołaka i zawołała buńczucznie:
- TO?! TO?! Hik! Jestem Junali, ty parszywy … hik! Zwierzu! Postaw mnie natychmiast, bo zawołam pana Mufinka! – Mówiąc to właściwie krzyczała, piorunując go wzrokiem, a w tonie można było wyczuć jak wielka wściekłość się chowa w tym malutkim ciele. Cały efekt był jednak dość słaby, ponieważ co jakiś czas, w słowa chochlika wkradała się pijacka czkawka. – Oooo, a wierz mi, że jego byś nie chciał spotkać, o z całą pewnością nie! Poszatkowałby ciebie i rozłożył na łopatki, nim zdążyłbyś warknąć, o tak! Za całą pewnością by to zrobił! I ugryzłby Ciebie w nos, O! – Krzyczała, pewna siebie i dumna z powodu tak silnego obrońcy. Junali bowiem uważała, że pan Mufinek jest najsilniejszym zwierzęciem na świecie.
Skończywszy zaś mówić, zaczęła znów się szamotać i piszczeć niezrozumiałe słowa (chyba nawet dla niej też), w próbach wyrwania się z paluchów zwierzołaka. Znieruchomiała jednak w momencie, kiedy ujrzała przed sobą wielką rudą twarz. A nie, to nie twarz. Twarz z rudymi włosami.
Fioletowy chochlik struchlał i podsunął pod siebie kończyny w obronnym geście, ale kiedy nic nie nastąpiło, odsunęła łokieć zasłaniający oczy. Właściwie to cały harmider związany z niedaleką bójką ominął ją, ponieważ walka o życie była o wiele ważniejsza!
- Mogę ugryźć, ostrzegam! – Powiedziała buńczucznie i w iście dziecinny sposób, ponieważ głos aż drżał jej z przestrachu.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard przekrzywił nieco głowę i rzucił kokiem na prowodyrów bójki.
- Chyba tak. W tego typu... imprezach z reguło jest potem sporo tłuczeń i tego typu urazów - powiedział i pokręcił głową z dezaprobatą. - Marnotrawstwo czasu i siły. Nie sądzisz dobry człowieku?
Ostatnie słowa skierował do bywalca karczmy, który rozochocony wydarzeniami w koło, postanowił zaprosić do zabawy innych gości przybytku i zamierzał się na tygrysołaka drewnianą miską. Jednakże głos lekko zabarwiony groźbą warkotu przedarł się do zapitego umysłu bywalca i otworzył mu oczy na to, co zamierzał prędko uczynić. Miska momentalnie znalazł się ponownie na stole, a niedoszły agresor skwapliwie kiwał głową i zapewniał o swoim negatywnym podejściu względem bójek, po czym szybko udał się w drugi kraniec karczmy.
Bernard westchnął i ponownie skierował się ku muzykantce oraz pisków wzywających pomocy w dość bełkotliwy sposób, które docierały do niego ze strony łapy zawierającej chochlika.
- Bernard Grimwald - skinął głową - światowej sławy nikt szczególny i ważny. Dobrze mi z tym i raczej zmieniać tego nie zamierzam. - Uśmiechnął się nieznacznie.
W końcu dotarły do niego słowa protestu i groźby wygłaszane przez fioletowe stworzonko. Odchylił głowę i roześmiał na pełen głos. Po chwili jednak przestał, podniósł dłoń z istotką do oczu i uśmiechnął się paskudnie ukazując cały garnitur zębów.
- Och nie.. Pana Mufinka mówisz? Boję się go okropnie i nie chcę by do tego doszło... Zatem może zjem Cię tu i teraz? Nim pomoc wezwiesz i sroga kara mnie spotka? - ostatkiem siły woli powstrzymywał się od śmiechu i nie wytrzymał, aby nie puścić rozbawionego oczka rudowłosej pannie.
- Chociaż z drugiej strony gryźć mnie chcesz, a po języku sądząc to i ząbki masz bardzo ostre. Wole zatem Ci się nie narażać, bo jeszcze krzywdę mi zrobisz i smutno mi będzie - odstawił chochlika na bar delikatnie parkając śmiechem ze względu na jej psotawę pełną zadziorności, choć trzęsła się jak osika.
Ostatnio edytowane przez Enadelia 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Proszę stosować się do regulaminu pisania postów.
Awatar użytkownika
Ryann
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ryann »

        Odsunęła się, jednocześnie zasłoniwszy usta dłonią, żeby nagle nie roześmiać się w głos, co męczyło ją już od dłuższej chwili. Ryann doszła do wniosku, że jeszcze bardziej zbiłoby to z tropu małą istotkę, która tak właściwie przedstawiła się jako Junali. Swoją drogą ładne imię. Przypominało imię pewnej kobiety, która kilka lat wstecz... a zresztą nieważne. Ważniejsze było powstrzymanie się od płaczu ze śmiechu, co stanowiło nie lada wyzwanie... Ryann zawsze tak miała, przy niej powiedzenie "śmiać się do łez" było zawsze bardzo adekwatne. Jeśli się powstrzymywała - wszystko szło przez oczy. Dziękować światłości, że nigdy nie wpadło muzykantce do głowy zrobienie sobie jakiegoś wykwintnego makijażu, który w takiej sytuacji skończyłby w formie smolistych plam na policzkach.
        - Och, cóż, człowiek próbuje być miły, a tu grożą panami Mufinkami i gryzieniem. - Nagła zmiana miny na przeraźliwie smutną, jeszcze przed wytarciem łez była całkiem wiarygodna. Kobieta wyglądała jak królewna, która płakała całą noc po swoim zaginionym księciu. Niestety tylko przez krótki moment, bo po tej chwili na twarz Ryann powrócił szeroki uśmiech. - Czym sobie zasłużyłam na coś takiego? Ja tu tylko z niewinnym paluszkiem się zbliżam... - stwierdziła. Wtem odwróciła głowę w stronę zmiennokształtnego towarzysza. I zrobiła to oczywiście tak gwałtownie, że o mało znowu nie zrzuciła pióra z kapelusza. - Bardzo mi miło poznać, panie Bernardzie - oznajmiła, szczerząc się jeszcze szerzej. - Nigdy nie spotkałam jeszcze kogoś takiego, a zwiedziłam kawał świata. - Wyraźnie, nawet dość przesadnie podkreśliła przedostatnie słowo. Oczywiście jak zwykle koloryzowała, gdyż mając tak niewiele lat nie mogła wyściubić nosa aż tak daleko, jak utrzymywała.
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

Kiedy tylko warkot skierowany do innego człowieka dotarł do uszu Junali, jakoś tak troszkę spokorniała i w jej oczkach wzebrały łzy paniki. Przestała się szamotać tak łapczywie jak chwilę wcześniej, szukając ratunku w rudowłosej kapeluszniczce. Najgorszym jednak był moment, w którym zwierzołak roześmiał się na cały głos – chochlik objęła się ramionami w miarę możliwości, ale kiedy podniósł ją na wysokość oczu, podniosła dłonie i zasłoniła nimi twarz. Niewielu mogło by dostrzec kapiące po jej policzkach łzy, jedynie ci, którzy znajdowali się najbliżej.
- Ale ja nie chceeeeeeeeee! – Zawyła. – Będę grzeczna, ja chciałam się tylkoo poobaaaawić! Nieeee jeeeedz mnieeee! – Wyła, w ogóle nie bacząc na to, co działo się dookoła. Ani też nie pamiętając, jak przed chwilą groziła wielkoludowi swoją jakże groźną wiewiórką.
Czując ruch podnoszący ją jeszcze wyżej sprawił, że Junali pisnęła przeraźliwie i zaczęła wierzgać ile tylko miała sił w rękach i nogach. Z niecierpliwością oczekiwała bólu i cierpienia związanego z przeżuwaniem, jednak poczuła tylko twarde podłoże. „Jestem już w paszczy?” – zdążyła pomyśleć jeszcze chwilkę przed tym, jak podniosła powieki i odsunęła na dosłowny milimetr swoje palce.
Tygrysołak znajdował się dalej niż przed chwilą, zaś śpiewająca kobieta wyraźnie z nim rozmawiała. Junali postanowiła niczym dżdżownica przeczołgać się niepostrzeżenie w kierunku Ryann, która zdawała się mniej groźna niż ten szczęko gryz!
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard poczuł, że chyba delikatnie przesadził z żartowaniem sobie z chochlika, więc odstawiając go poklepał Junali po głowie. Chociaż z tego co widział,t o równie dobrze mogła to odebrać za próbę ataku na jej kruchą osóbkę. Śmieszne stworzenie. Ponownie skierował swoją uwagę na muzykantkę i przekrzywił przy tym głowę. Dziewczyna była niezwykle żywiołowa i kręciła się niemiłosiernie. Z fascynacją obserwował kołyszące się piórko kapelusza i był ciekaw kiedy znowu znajdzie się ona poza swym wyznaczony miejscem. Zaczął nawet robić niewielkie wewnętrzne zakłady, ale póki co piórko dzielnie opierało się wszelkim niezamierzonym próbom dokonania tego, które Ryann wykonywała.
- Ho, ho! - zahuczał basowo na rewelacje o podróżach muzykantki - To światowa z Ciebie kobieta. Ale w takim razie musiałaś widzieć niejednego mojego pobratymca. Wszak jestem zwyczajnym zmiennokształtnym, nic szczególnego. No może z wyjątkiem faktu, że najbardziej lubię moją aktualną formę, jest najpraktyczniejsza - skłamał na koniec kiwając w zamyśleniu głową. Wszak nie za bardzo miał wyjście, co do wyboru formy. A najbardziej lubił się w swojej prawdziwej formie, była bowiem dla niego najnaturalniejsza, choć i do tej już się przyzwyczaił.
Impreza wewnątrz karczmy powoli zaczynała nabierać rumieńców i tygrysołak popatrzył na to z dezaprobatą. Póki co uczestnicy bójki trzymali się od trójki rozmawiających na pewien dystans, ale raczej nie minie dużo czasu, aż dotrze i do nich. A Bernard nie za bardzo miał ochotę na bycie wciągany w burdę, bo znowu skończy się to podarciem ubrania, jak tydzień temu, a wtedy wydał ostatni grosz na naprawy. Zmusiłoby go to do ograbienia "poległych", a tej strony siebie wolał nieznajomym nie pokazywać. Niech mają dobrą opinię o nim.
- Zaczyna robić się nieprzyjemnie - zagaił konwersacyjnym tonem. - Może przenieślibyśmy się na zewnątrz z dalszą rozmową? Świeże powietrze dobrze mi zrobi, a i Pana Mufinka chętnie zobaczę - mrugnął do muzykantki, zauważając kątem oka, że chochlik ruchem dżdżownicy stara się od niego oddalić czym prędzej. Uznał, że już wystarczy gnębienia małych i bezbronnych. Póki co... Popatrzył ponownie na rudowłosą, gdyż póki co to ona była jego towarzyszką rozmów, wiec czekał na jej reakcję.
Ostatnio edytowane przez Enadelia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Regulamin pisania postów!
Awatar użytkownika
Ryann
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ryann »

- Owszem, owszem, ale jak mój mieszek kocham, naprawdę nie widziałam żadnego z twoich pobratymców. Przynajmniej nie w tej formie - zamyśliła się na moment, gładząc się teatralnie po podbródku. - Zatem być może dane mi było ujrzeć kogoś takiego, a nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Brzmi logicznie - skwitowała, kiwając głową ze skupioną miną znawcy. Jednak kiedy z wnętrza pomieszczenia doszedł paskudny dźwięk pękającego drewna, Ryann skrzywiła się, ukradkiem spoglądając w stronę epicentrum bójki. Dokładnie w tym momencie Bernard zagaił coś o wyjściu na świeże powietrze.
Trzask. Bęc. BUUUUM.
Dotychczas próbujący opanować sytuację karczmarz gdzieś zniknął. Czyżby nie mogło się obyć bez interwencji strażników? W takim razie faktycznie trzeba by było istotnie dać nogę, jeszcze komuś z bywalców przybytku przypomni się, że w dziwnych okolicznościach stracił swoje oszczędności.
- Zgodzę się w stu procentach, może nawet w stu jeden - stwierdziła, starając się ukryć swoje nagłe lekkie zdenerwowanie. - Mimo wszystko szkoda, że sprawy potoczyłyby się w ten sposób, zapewne dostałabym jeszcze coś ekstra w zamian za moją sztukę. A teraz nawet to ja mogłabym zostać posądzona o podżeganie pijaków do bójek, przecież nigdy nic nie wiadomo. Nigdy nic nie wiadomo - powtórzyła kręcąc głową. Już chciała się zbierać, nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony tygrysołaka, ale kątem oka zauważyła, że mała Junali zbliża się, a właściwie to pełznie w jej stronę. - Chcesz iść z nami? Środek bójki to chyba niezbyt dobre miejsce dla istoty o twoim rozmiarze...
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Przebywanie w lesie nie było tym, co Pokusa kochała. Obcowanie z przyrodą, zwierzątkami nieszczególnie ją interesowało. Po ostatnim spotkaniu z przedstawicielem Piekieł, unikała ich. No.. prawie. Jeśli można tak powiedzieć. Widziała tylko z daleka grupę Pokus, jakieś dwie, czy trzy, które wyraźnie kogoś szukały. Nie było innej rady, jak uciekać, gdzie pieprz rośnie. I długo błądziła. Zazwyczaj maszerowała nocą. Aż znalazła się aż tutaj.

Nim jednak dotarła do Menaos, postanowiła zmienić swój dotychczasowy wygląd. Przybrała postać rudowłosej kobiety, z niezwykle intensywnymi zielonymi oczami. Była niskiego wzrostu, ale za to umodelowała wspaniale ciało. Ubiór dostosowała w taki sposób, by sugerował wszystkim, iż jest w trakcie podróży. Więc dość był to wygodny strój w kolorach zieleni i czerni.

Nie weszła do pierwszej z brzegu karczmy, mogła sobie pozwolić na lepszą. Stary Dąb z daleka się wyróżniał. Cały budynek był zadbany, wytworny. Nie zastanawiała się długo, tylko wkroczyła do wnętrza. Zasiadła przy długim, lśniącym barem. Karczmarz poczęstował trunkiem własnej produkcji, choć proponował inne o egzotycznych, nieznanych nazwach. Po ciepłym i smacznym obiedzie wokół dziewczyny zaczęli krążyć przedstawiciele płci przeciwnej. W końcu przyłączyła się do grupy, którzy przez dłuższy czas przywoływali ją do siebie. Dołączyła, choć miała inne plany...

Jeśli ktokolwiek myślał, że Amanda słuchała występu śpiewaczki, to się grubo mylił. Robiłaby to, lecz towarzystwo, w którym przebywała ani myślało ją opuszczać. W końcu się jednak poddała. Zaczęła się bawić razem z nimi: śpiewała wesołe, niekoniecznie grzeczne pieśni, żartowała, opowiadała różne, najczęściej zmyślone historie. Niektóre - niestety - były prawdziwe.
- Amando, powiedz jeszcze raz, ten Elf się tobie oświadczył? - dopytywał z zawziętością stary smakosz piwa. To on walił kuflem najgłośniej i śmiał się najgłośniej z całej gromady. Ślinił się jak pies na widok tłustej szynki, i cuchnęło od niego niewiele lepiej. Już widział Piekielną w swoim łożu, tak jak i większość mężczyzn, którzy ją otaczali. Większość.. bo nie wszyscy. Był jeden, który dość często samotnie wychodził na zewnątrz, lecz i tak wracał. Zasiadał w w tm samym miejscu miedzy zajętym rysowaniem artystą, a zabawnym Lodowym Elfem, który nie mógł pozbyć się czkawki. Planowała udać się razem z tajemniczym Elfem i zamienić kilka słów poza głośną karczmą. Lecz zauważyła coś zupełnie innego..

Młodziutka śpiewaczka zakończyła występ, po jakimś czasie znalazła się w towarzystwie... tygrysa? Nie.. nie tylko. Jej plany odmieniły się całkowicie. Ciekawość była silniejsza.
- Opowiem wam o tym innym razem, bo zabawie tu chyba na dłużej. - Wstała i ruszyła w stronę karczmarza. Poprosiła o pokój i ciepłą kąpiel. Dostała zakwaterowanie na najwyższym pietrze, podobno z wspaniałym widokiem na całe miasto. W międzyczasie przysłuchiwała się rozmowie między parą.

Równocześnie za jej plecami rozgrywała totalna burda. Wściekły mężczyzna wywrócił stół, przy którym jeszcze przed chwilą siedział. Wszelkie kufle, talerze wystrzeliły w powierzę. Napoje i posiłki wylądowały na ubraniach, twarzach, włosach. To wywołało fale złości i rozpoczęła się zażyła bijatyka. Właściciel przybytku ze strachem próbował opanować towarzystwo. Było to jednak zadanie nie do wykonania dla jednego człowieczka. Konfrontacja sprawiła, że "ci grzeczni" klienci po prostu wychodzili, nie chcąc zostać poszkodowanym, lub by znaleźć się w spokojniejszym miejscu. Tak też chciał uczynić zmiennokształtny wraz z swoją twarzyszką, a w ślad za nimi miała ruszyć Pokusa.
Ostatnio edytowane przez Arayo 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Proszę stosować się do regulaminu pisania postów.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernardowi zdecydowanie obrzydła miejscowa gościna. Wszystko było w porządku, dopóki nie rozpętała się burda. Bo i miła muzyka i napić się czego było. A teraz znów musiał się opędzać, do dwóch pijanych natrętów, którym alkohol zamroczył ośrodek racjonalnego myślenia i jakoś nie spostrzegli, że ich przeciwnik sięga niemal ośmiu stóp, ma kły, pazury i w mgnieniu oka jest w stanie ich rozszarpać na kawałki.
Kiedy już się zbierał do odejścia zauważył prawdopodobny powód całego zamieszania, które się rozpoczęło. Przy kontuarze zjawiła się drobnej postury istotka, której kolor włosów mógł śmiało iść w konkury z włosami śpiewaczki. Bernard obdarzył nowo przybyłą przeciągłym spojrzeniem. Nie znał jej, najwyraźniej nie wykazywała zainteresowania zmiennokształtnym, więc nie stanowiła dla niego zagrożenia. Dlatego postanowił póki co ją zignorować. Skinął karczmarzowi głową i ruszył ku wyjściu. W tak zwanym między czasie zauważył, że jakoś tak mu cicho... Ciekawe dlaczego... Nagle pstryknął palcami i się rozpromienił. Wiedział, czego było mu brak w tym ogólnym harmidrze! jazgotu chochlika. Jego błagań przetykanych groźbami. Śmieszna sprawa. Widać ulotnił się, nim na dobre zaczęła się bijatyka, lub jakiś inny diabeł nakrył go czapką. Roześmiał się na tą myśl i w towarzystwie tego śmiechu wyszedł i stanął oparty o ścianę na zewnątrz karczmy.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Karczmarz wiedział, że sam nie zdoła powstrzymać awantury. No więc krzyknął do trzech rosłych chłopaków, którzy siedzieli w pomieszczeniu za barem. Amanda rozpoznała jednego - był synem kupca z Menaos. Siedział z nią za stołem przez jakiś czas, lecz później odszedł. Właściciel przybytku, jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje stanowisko pracy, lecz w głowie już liczył swoje straty.
- Trzeba będzie kupić nową zastawę... Nie obędzie się bez naprawy ławy i odnowienia ścian...- wyliczał głośno z zafrasowaną miną.
- Karczmarzu! - Krzyknęła rozweselona Piekielna. - Dwa porządne kufle piwa poproszę. Muszą być z pianką.
Nie czekając, rzuciła zwinnie monetę ku górze. Ta opadła, potoczyła się zabawnie po blacie baru i zatrzymała się. Nie leżała, ale stała.
- A to ci sztuczka..- rzucił starszawy mężczyzna. - Genialne!
-Dziękuję. Za te miłe słowa dostanie pan sowity napiwek. Reszta jest dla pan, to tak na początek. - I chwytając dwa kufle w swoje drobne dłonie, zaczęła iść śladami kotopodobnego stwora. Był wesoły. Nie zauważyła już lekkiego zaniepokojenia na twarzy, które można było dostrzec jeszcze kilka sekund temu. Czyżby widział moją sztuczkę? - zastanawiała się. Było to jednak mało prawdopodobne. Ale mimo wszystko tworzyło to ciekawy punkt zaczepienia, by rozpocząć konwersację.
Człowiek-Kot stał oparty o ścianę budynku i tylko.. oddychał. Przyglądał się otoczeniu. Oczy były bardzo mocno nawilżone, gdyż błyszczały się bardzo ładnie i odbijał się w nich blask Miesiąca. Zapowiadała się chłodna noc. Amanda była ciekawa jego myśli, jednak powstrzymała się przed zajrzeniem do umysłu nieznajomego. Ale równocześnie jej ciekawość była silna. Wytrwała jednak i nie wiedząc nic zupełnie o mężczyźnie, rozpoczęła rozmowę.
- Jeszcze nigdy nie spotkałam kota, chodzącego na dwóch łapach. - Zmieszała się lekko. - Wybacz mi moją odwagę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w żaden sposób. - Wydukała, później upiła trochę napoju z kufla, całkiem zapominając, że drugi jest dla towarzysza. Trzymała oba naczynia w swoich dłoniach, jak gdyby oba były dla niej. Nie był to rodzaj łakomstwa czy pijaństwa. Lecz zwykłego roztargnienia. Bywa, zwłaszcza gdy spotyka się osobnika, którego jeszcze nigdy się nie spotkało.
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości