Thenderion[EVENT] Thenderion - Początek zmian.

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Gdy tylko zobaczyła jak policzki nabierają objętości popadła w skrajną panikę. Nie trzeba było jej tłumaczyć czym się wypełniają. Przecież to smok! Oczywiście, że ogniem! Czuła jak rozdzierają ją dwa skrajne rozumowania. Wiedziała, że przecież Agares im nic nie zrobi a jednak... bała się. Nawet słowa smoka nie brzmiały przekonująco.
Mimo, że jej wzrok nie był skierowany ku mosiężnej istocie Frigg czuła jak jego łepetyna zbliża się w jej stronę. Chorobliwie nie chciała by ją dotknął. Szturchnięcie wywołało u niej gwałtowny obrót w stronę jaszczura, aż cicho przy tym jęknęła a sztylety zabrzęczały pod narzutą. Odruchowo nawet ręka przejechała po uzbrojonym pasie, który w tym momencie nie miał większego znaczenia, dlatego też żadna broń nie gościła w smukłych dłoniach driady. Na pierwszy plan wyszło wielkie oko. Błyszczało swoim srebrzystym kolorem podobnie jak kwiaty z rynku. Drobne małe kryształki w milionach odcieni właśnie się w nią wpatrywały. Przecież ona jest wielkości jego źrenicy! Jak miała się nie bać?! Odnosiła wrażenie, że sam ruch powieki wywoła falę wiatru. W głowie aż się zakręciło od jej bezpodstawnych pomysłów, jednak gonitwa myśli nie chciała dać za wygraną.
-Ja....jas...jasne...-aż w gardle jej zaschło od ciągłego nabierania powietrza spowodowanym strachem-Mam nadzieję, że tak jest! Spróbowałbyś! -Frigg powoli powracała do życia i odzyskiwała język w gębie. Szybko na nowo go straciła gdy smok zgiął łapę. Kościane kolce wyrastające z kręgów na jego grzbiecie?! Pewnie są ostre jak brzytwa! W takim przekonaniu bynajmniej żyła dziewczyna. Świat znów jej zawirował. Zdecydowanie nie było przygotowana na spotkanie z szybującymi istotami. Ukradkiem zerknęła na Darshesa. Nie miała zamiaru inicjować wspinaczki. Wciąż czuła jak delikatnie lecz już mniej zauważalnie drży jej ciało. Odczuła namiastkę bezpieczeństwa po słowach wielkiego jaszczura, jednakże nadal była obładowana lękiem.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Zanim z olbrzymiej paszczy wyleciała kula ognia, Darshes miał zaledwie chwilę by pomyśleć czy uda mu się powstrzymać smoka. A potem na niebie rozpętało się prawdziwe inferno.
Szary poranek rozjarzył się żywym ogniem. Niesamowite było to, jak czarne, ciężkie chmury zostały podświetlone od spodu, przybierają krwistoczerwony odcień. Sam pocisk przypominał gorejącą strzałę, która eksplodowała kilka metrów nad drzewami. Nie wyrządziła żadnej krzywdy roślinności, powietrze jednak przeszył potężny huk. Było w tym coś przerażającego i fascynującego. O to piękno i groza w jednej postaci. Uosobienie ognia, który zarówno daje życiodajne ciepło jak i spala wszystko na popiół. Maie spojrzał na smoka. Ta oto bestia była manifestacja potęgi i dumy. Okrucieństwa i łagodności. Dawcą wiedzy i siewcą zniszczenia. Darshesa aż rozbolała głowa od tych porównań. Chyba za dużo epiki nasłuchał się w przydrożnych karczmach. Przyrzekł sobie, że następnego barda powiesi za kołnierz na najbliższym drzewie.
Agares tymczasem pochylił swój olbrzymi pysk i zaczną coś szeptać do driady. Nie było to wielką tajemnicą, że szeptanie w wykonaniu tak ogromnej istoty jest zgoła niemożliwe i maie słyszał każde słowo. Potem jednak zwrócił się do nich z zapewnieniami o ich bezpieczeństwie.
"O czym?" - przemknęło druidowi przez myśl.
Słowa "bezpieczeństwo" i "smok" wykluczały się wzajemnie. Zgniecenie, spalenie, rozerwanie na strzępy. Była to jedynie krótka lista z tego, co Agares mógł zrobić z nimi przez nieuwagę. Nie wspominając o tym, że mają zamiar latać na jego grzbiecie setki metrów nad ziemią. Jeden gwałtowniejszy ruch smoka, a czeka ich krótki lot i jeszcze brutalniejszy upadek. I jakby wspomnienie o olbrzymich kościstych wypustkach w czymkolwiek miało pomóc...
- Następnym razem tupnij łapa albo coś... Taki ognisty pokaz niespecjalnie wzbudza zaufanie naturian. - powiedział, ostrożnie podchodząc do łapy.
Łuski były niesamowicie gładkie. Zupełnie jak wypolerowane metalowe tarcze. Wspinaczka po nich w pozycji pionowej byłaby doprawdy uciążliwa, a wpełzaniu na czworakach nie było mowy. Rozglądnął się więc po otaczającej ich roślinności i zauważył krzak leszczyny. Rosła niedaleko i jakimś cudem uniknęła zmiażdżenia przez smoczą łapę. Długie, giętkie gałęzie wzbijały się w niebo niejako rzucając mu wyzwanie.
- Idealnie! - mruknął zadowolony druid, przymykając oczy.
Z jego ust wydobyła się cicha melodia. Nie, nie pieśń. Driady z Ash Falath'neh wyśpiewywały drzewom pieśni by kształtować roślinność, maie jednak nie posiadał talentu wokalnego. Mimo to, gdy zanucił melodię drzewnego ludu, jego głos zabrzmiał jak delikatny wiaterek wśród listowia. Pieśń popłynęła dalej i niosła ze sobą magię. Dźwięki i uczucia splotły się z nią i owładnęły roślinę. Długie, giętkie gałęzie zaczęły rosnąć i wić się w rożne strony. Z początku wolno, wzrost zaczął jednak przyspieszać wraz ze wzrostem tępa w melodii. Nutka za nutką, pieśń ukierunkowywała wzrost. Coraz szybciej i szybciej. Aż wreszcie gałęzie oplotły się wokół ramion oraz tali druida i uniosły go na smoczy grzbiet. Zrobiły to niezwykle delikatnie, zupełnie jak kochający ojciec unosi śpiące dziecko, by zanieść je do łóżka.
Pieśń ucichła, kiedy Darshes usadowił się grzbiecie smoka pomiędzy jednym kolcem, a drugim. Leszczyna niemal momentalnie puściła jego ciało i opadła wraz z siłą grawitacji. Kształtowanie wzrostu nie było wyczynem szczególnie trudnym i nie zabierało dużo mocy. Budziło jednak wspomnienia, od których kręciła się łezka w oku.
Maie spojrzał z góry na Frigg.
- Podrzucić cię na górę?
Awatar użytkownika
Hermina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hermina »

- Dobrze – jawnie skłamała.
- Tak, nadal chcę się tam udać – odpowiedziała z zaskakującą pewnością, jakby to, co wydarzyło się przed chwilą nie miało miejsca. – Walka nie jest moją mocną stroną, ale jak wspomniałam w karczmie; umiem mamić zmysł magiczny. No… Nie wyszło mi tym razem, ale na ogół się udaje. Jak już znajdziemy się na miejscu, to zapłacę za koszty podróży i za kłopot. Mam pieniądze, ale nie przy sobie.
        Uśmiechnęła się do czarodzieja i spojrzała mu prosto w oczu.
"Kurczę" – pomyślała. – "Jeżeli magia harmonii działa tak na mnie, to mogą nią mnie traktować do woli. Ten błogi stan spokoju, chociaż wiem, że jest nie na miejscu. Niewiarygodne, jak łatwo całe zdania przychodzą mi na język. Z łatwością mogę kłamać"
- Muszę się przygotować do podróży i trochę odpocząć. Spotkajmy się gdzieś, późnym świtem. Jestem punktualna jak krasnoludzki zegarek, zjawię się na czas, w pełni gotowa. To, do zobaczenia jutro!
        Pożegnała się z pradawnym. Jednak, nim odeszła wypadało poczekać na jego odpowiedź. Wszystko, co niezbędne do podróży miała załatwione, wystarczyło tylko odebrać, jednak teraz chciała wypocząć przed czekającą trasą.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Dziewczyna wciąż osłupiała siedziała na ziemi wpatrując się w jaszczura. Powoli zaczęła akceptować obecny stan rzeczy, a rzeczywistość małymi kroczkami do niej docierała. Mimo to gadzina nadal pozostawała tym człowiekiem, który zgarnął ją ze stołu, a później niósł pijaną po schodach. Przede wszystkim o jego ludzkiej postaci przypomniał jej głos. Nie chodziło o jego wydźwięk, ale ten spokój doprowadzający driadę do nerwicy.
Tańczące dźwięki wędrowały po przestrzeni docierając do uszu driady. Przywołały na myśl wspomnienia, nie przebywała wybitnie dużo czasu wśród driad, ale wiedziała co z czym się je. Szelest liści dawał znać o tym w jaki sposób gną się i poruszają gałęzie. Ah! No przecież! To ta melodia! Tylko kto i jak?... Przez chwilę Frigg była zdezorientowana, lecz wiadomo było, że tylko Darshes mógł dokonać tego typu ruchów drzew.
Powolnym i ostrożnym ruchem wstała. Cały czas milczała uważnie przyglądając się wielkiemu stworzeniu, jakby gdzieś głęboko w niej tkwiło jeszcze ziarenko wątpliwości względem bezpieczeństwa. Z wielką ostrożnością cofnęła się kilka kroków w tył. Niemal bezdźwięcznie zaczęła nucić melodie, którą dopiero co wyśpiewał druid - jej głos mogła usłyszeć jedynie postać o niewiarygodnie, niebywałym wyjątkowym słuchu. Gałęzie na nowo wiły się schodząc w dół. Frigg z wielkim skupieniem przypominała sobie słowa przyśpiewki. Tą akurat słabo pamiętała, a było ich mnóstwo. Niektóre weselsze, niektóre smutniejsze, zawsze o tym samym działaniu. Utrzymując krok i nie odrywając wzroku od smoka stąpała po gałęziach. Tworzyły jej podstawę do wspinaczki. Na moment się zatrzymała po czym niczym spłoszony kot umknęła wśród gałęzi. Jedna z nich odbiła na wysokość boku brzucha stwora gdzie graniczyła czerwono-czarna linia. Dziewczyna ukryta była pod bujnym stadem liści. Wkradła się bezszelestnie na gałązkę po czym wyciągnęła dłoń.
Te piękne, lśniące w czerwieni i czerni łuski... Ciekawe czy z nich też tworzą sztylety? Chciała dotknąć jednej z nich, wyczuć jej gładkość lub szorstkość albo twardość i wytrzymałość. Cel był coraz bliżej...jeszcze kilka centymetrów... Opuszkami palców dotknęła łuski. Szybko wycofała rękę bojąc się, że zostanie nakryta niczym dziecko kradnące ciasteczko ze słoika. Spojrzała na smoka. Nie zwrócił chyba większej uwagi. Podjęła kolejną próbę. Tym razem przyłożyła dłoń do czarnej łuski.
"Niesamowite...." pomyślała zachwycona i pełna adrenaliny.
Jej dłoń pokrywała jedynie drobną część łuski, ale w tym momencie jej postura nie miała aż tak wielkiego znaczenia. Owa łuska była gładka w dotyku, twarda,a przede wszystkim; nie do przebicia. Trzeba było przyznać, że nie musiał prosić o zwrot pancerza. Oczy młodej driady błyszczały w zachwycie. Ciekawe czy czerwona się w czymś różniła... Przyłożyła drugą dłoń tym razem do tej w odcieniach płomieni. Przez chwilę nawet bała się, że zostanie oparzona! Nie miała jednak zamiaru rezygnować z okazji. Pogładziła je jeszcze raz po całej jej powierzchni. Cofnęła ręce. Przyjrzała się wewnętrznym częścią dłoni czując wciąż strukturę łuski. Ponownie wzrokiem wróciła do tego niezwyciężonego pancerza. Sięgnęła brzegu jednej z nich. Chropowata, niczym jak kości smoka, a jednak ostra. Końce pewnie był jeszcze bardziej niebezpieczne. Napawała się tą chwilą. Ciekawe czy w ogóle czuł jej delikatny, łagodny dotyk? Prędzej odczuł on łaskotanie, jeżeli w ogóle czuł! Szybkim ruchem wycofała się do głównego pnia, stworzonego z gałęzi. Powędrowała kolejną '"dróżką", która skierowała się w stronę Darshesa. Na jej twarzy malowało się zadowolenie, dłonie wciąż chowały ze sobą wrażenia dotykowe.
-Dam radę-oznajmiła odpowiadając na pytanie maie lasu-Już niedługo wzniesiemy się w górę! -teraz uznawała podróż na smoku jak wycieczkę po okolicy.
Była już wystarczająco blisko by zeskoczyć na grzbiet Agaresa. Brak koncentracji zrobił jednak swoje zaliczając lądowanie do nieudanych. Nogi zaplątały się jej w momencie gdy tylko poczuła podstawę. Wpadła niezdarnie na plecy druida. Mocno chwyciła się jego płaszcza boląc się spadku z tak dużej wysokości.
-Auć...-wymamrotała z zażaleniem.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Dźwięki magicznej melodii tkanej przez driadę unosiły się na wietrze, a choć nie wyczuwalne dla ludzkich uszu, drzewa odpowiadały na nie ze zdwojoną mocą. Teraz dopiero druid ujrzał, jak daleko jest jeszcze od perfekcji. Nie chodziło tu o ilość manipulowanej roślinności czy o efektywność. Chodziło o grację i tą naturalność. Maie był ciekaw jak jego bracia i siostry radzą sobie z tą sztuka. Nigdy wszak nie spotkał nikogo ze swojej rasy. Nie wiedział czy to dlatego, że jego ród jest skryty czy dlatego, że jest ich tak mało. Jedyne co mógł powiedzieć o maie lasu jako rasie, pochodziło z informacji zawartych w druidycznych pismach i przekazie ustnym różnych istot leśnych. Nawet swojej magi nie rozumiał do końca. By kształtować rośliny potrzebował pieśni driad, jednak wszystkie inne odmiany Magii Życia jej nie wymagały. Za każdym razem, gdy sięgał do czyjegoś ciała, robił to z nienaturalną łatwości, zupełnie inaczej niż robili to druidzi. Poza tym, jego więzi z naturą wydawały się głębsze. Czasami wręcz czuł się jak jej część. Była jeszcze umiejętność zmiany kształtów. Maie mógł przybrać niemal każdy kształt żywej istoty, co było cechą charakterystyczną tylko dla jego gatunku. Według pism nawet smoki były pod tym względem dość mocno ograniczone.
Jednak najbardziej przerażającą zdolnością była teleportacja. Sam odkrył ją niedawno i nie był jeszcze pewien jej działania. Pozwalała ona połączyć dwa miejsca w przestrzeni i zamienić je miejscami. I chociaż sam dar dawał możliwość pokonywania przestrzeni niemal natychmiastowo, to przy obecnym poziomie energii zabierał jednorazowo aż jej połowę. Niezbyt wygodny środek transportu, kiedy jego maksymalny zasięg wynosił 1700 stóp.
Rozmyślanie przerwała driada, która niemal spadła mu na plecy. Maie poczuł jej małe i delikatne, za to niezwykle ciepłe ciało i odruchowo się zarumienił. Skarcił się jednak w duchu i podziękował wszystkim bogom, jakich mógł wymienić za to, że ani Agares ani Frigg nie widzieli jego twarzy. Czuł delikatny oddech driady na swoim karku, a to wcale nie pomagało uspokoić myśli ani bicia swojego serca.
"Ohh! Przestań! Znowu zachowujesz się jak uczniak. Tak samo było z Arelą." - skarcił się w myślach.
Nic nie mógł jednak na to poradzić. Miał słabość do takich kobiet jak Frigg i wiedział doskonale, że nigdy nie będzie im wstanie niczego odmówić. Nie oznaczało to jednak, że powinien sobie pozwalać na te małe, acz przyjemne słabostki. Nie. Teraz powinien się skupić na czekającym ich zadaniu. Inne myśli mogą poczekać do spokojniejszych czasów.
- Widzę, że koniecznie chcesz mnie przytulić. - powiedział nieco się już uspokajając. Zmusił się nawet do przyozdobienia swojego głosu nutką złośliwości. - W takim razie nie mam wyboru.
Westchnął niemal teatralnie. Od razu było widać, że wszystko to tylko gra.
- Złap mnie mocno w pasie - powiedział samemu chwytając się jednego z kolców na grzbiecie smoka.
- Jesteśmy gotowi! - zakrzyknął do Agaresa po chwili
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

W spokoju i cały czas patrząc się przed siebie smok czekał na to, aż jego towarzysze w końcu usadowią się na jego grzebiecie- teraz wyglądał jak żywy posąg, nie ruszał się w ogóle, a o tym, że żyje świadczyło to, że mruga i oddycha. Poczuł dotyk driady, gdy ta zaczęła przejeżdżać dłonią po łuskach, które znajdowały się po boku ciała pradawnego. Uśmiechnął się tylko ledwo zauważalnie, Frigg najwidoczniej nie mogła oprzeć się pokusie dotknięcie jego łusek, chociaż Agares nie dziwił się jej, w końcu pierwszy raz była tak blisko smoka. Nie wiedział czy Darshes miał już wcześniej do czynienia z przedstawicielami jego gatunku, nie miał też zamiaru o to pytać.
- Radzę się mocno trzymać... - uprzedził dwójkę naturian siedzących na jego grzbiecie. W jego głosie było coś co mówiło, że lepiej posłuchać tej porady, dla własnego bezpieczeństwa.
- A... I jak będziemy nad Maurią to starajcie się wypatrywać jakiegoś płaskiego terenu, żebym mógł wylądować. - Chyba nie musiał wspominać o tym, że sam też będzie się rozglądał.
Nie miał miejsca do krótkiego rozbiegu, więc zmuszony był wystartować z miejsca. Smok pionowo wyskoczył w górę. Wyskoczył dość wysoko, w końcu jakby nie było to był dużym i silnym osobnikiem. Wyprostował swoje skrzydła i po chwili nimi machnął. Szybko nabierali wysokości, a także prędkości. Gdy byli na odpowiedniej wysokości Agares przestał machać skrzydłami i zaczął po prostu szybować. Driada chyba wcześniej go o to poprosiła, żeby szybował, a nie leciał, a poza tym była to pierwsza taka podróż jego towarzyszy, więc specjalnie leciał trochę wolniej, żeby ci mogli popodziwiać widoki.
Kierunek pozostał taki jak wcześniej, czyli Mauria, a raczej jej okolice, bo znowu będą musieli poszukać odpowiedniej wielkości kawałka płaskiego tereny, aby smok mógł wylądować. Chyba, że pradawny wyląduje z doskoku, wtedy zaoszczędzili by czasu, chociaż ryzykowałby wtedy tym, że driadzie i druidowi może coś się stać. Wiadomo, że bardziej martwił się o Frigg, bo była po prostu mniejsza niż on w formie humanoida, czy Darshes.
Awatar użytkownika
Hajime
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hajime »

Może i nasz czarodziej nie należał do najbystrzejszych, jednakże niewątpliwie swoje lata na karku już miał, a co za tym idzie to i owo widział. Miał wrażenie, ba niemal pewność, że kelnereczka delikatnie mówiąc, mija się z prawdą, ale cóż to ona na tym źle wyjdzie.
- Bałem się że tak odpowiesz... - oparł z westchnieniem zrezygnowania, kiedy dziewczyna potwierdziła, że miasto umarłych nadal jest celem jej podróży. Co prawda, młodość ma swoje prawa i lubi porywać się na rzeczy szalone, jednakże jasnowłosy miał nadzieję, że przygoda z nekromantką wbiła nieco oleju do głowy młodocianej wiedźmie, ale skoro musiała się sparzyć jeszcze bardziej, to cóż? Pradawnemu wiele nie pozostawało, mógł ją puścić samą i mieć nadzieję, że na gorsze towarzystwo nie wpadnie, ale udać się razem z nią.
O decyzji jaką ostatecznie podjął czarodziej zaważył zakończony niedawno pojedynek. Czarodziejowi nie w smak było puścić obdarzoną talentem magicznym dziewczynę w miejsce, gdzie mógłby on rozwinąć się w mało pożądanym kierunku. Nie, by Hajime miał jakaś fobię na punkcie Maurii i wszelkich jej mieszkańców wrzucał do worka z podpisem "złe istoty namawiające do złego". Po prostu, jak przed chwilą oboje widzieli praktykowanie magii śmierci nie prowadzi do niczego dobrego, to nie jest najlepsza droga dla ludzkich magów czy też w tym przypadku magiń, a problemy jakie z niej potem wynikają bywają trudne do rozwiązania. Co prawda, jasnowłosy nie miał też złudzeń co do tego, że w czasie wyprawy uda mu się "wychować" Hermine na porządną wiedźmę, nie miał nawet takiego planu, posiadanie uczennicy były stanowczo zbyt problematyczne dla jego osoby, poza tym mało który adept by z nim wytrzymał, ale może uda mu się coś jej przekazać?
Jednakże, by wyruszyć w drogę, należy się umówić w ustalonym miejscu i czasie, a co więcej, warto znać imię osoby, z którą się podróżuje.
- No dobrze, spotkamy się tutaj jutro, dość charakterystyczne miejsce. Ja nazywam się Hajime Shin Saiken i skoro mamy podróżować razem chciałbym znać twoje imię. - po tych słowach odczeka chwilę na odpowiedź, po czym zabije nieco czasu zgłaszając incydent władzom, a przy okazji starając się nie wylądować w więzieniu...
Awatar użytkownika
Hermina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hermina »

        Kiedy czarodziej westchną, Miriam wyszczerzyła na krótko ząbki.

        Nie chcieć, to gorzej, jak nie móc, a Hermina nie miała zamiaru uczyć się czegokolwiek, co odstaje od jej upodobań. Z magii interesowało ją bezpośrednie rzucanie zaklęć, głównie elementarna magia bitewna, której uczyła się we własnym nieśpiesznym tempie, bez żadnych nauczycieli. Mentor nie był jej potrzebny, miała własną wizję świata, którą mimo młodego wieku, dość opornie poddawała się modelowaniu. Jeżeli „wychowanie” miało polegać na zamianie młotka i trybików w pióro i księgi, a żywych tańców i tłocznych karczm na spokojne spacery i samotne biblioteki, to faktycznie, posiadanie takiej adeptki jak Hermina, bardzo często wystawiałoby cierpliwość Hajime na próbę.

        „Hadzime Szin Sajken”. Dziewczyna przerobiła w myślach imię czarodzieja. Przekręcone nazwy dość łatwo wchodziły w pamięć i często przypominały o sobie, chociaż mało kogo bawiło własne przekręcone nazwisko wypowiedziane na głos...
- Hermina Miriam Turkot. Miło mi – powiedziała lekko.
        Biorąc wszystkie swoje manatki, uśmiechnęła się skromnie do czarodzieja. Potem, powoli odwróciła się na pięcie, by spokojnie odejść. Kiedy znikła, skręcając w uliczkę, wydała z siebie głośny i dziki okrzyk radości. Pobiegła szybko do karczmy "Łysego". Natychmiast chciała zanurzyć się w puchatej pościeli i śnić o spełniającym się najskrytszym marzeniu.

        Obudziła się bladym świtem, czując w młodych kościach natchnienie do działania. Jako pierwsze wzięła szybką kąpiel, następnie zjadła syty posiłek. Potem wybrała się do krawca, by zaraz złapać gońca z przesyłką. Lada moment znalazła na nowo karczmie, a za kwadrans wyszła z niej przebrana i spakowana. Chwilę potem udała się do stajni, gdzie czekała na nią przygotowana klacz, która była spokojna i obeznana z niedoświadczonymi jeźdźcami. Wyjeżdżając na koniu, spojrzała w jaśniejące niebo, stwierdzając, że powinna się zjawić przed czarodziejem. Spokojnie przemierzała ulicę, kiedy nagle poczuła coś niesamowitego w powietrzu. Zamknęła oczy i wodząc nosem za rozkosznym zapachem, napełniła nim swoją pierś. Zaraz zeszła z konia, by z uśmiechem na twarzy poszukać źródła cudownej woni. Klasnęła w dłonie i podskoczyła z radości, znajdując coś bardzo rzadkiego w przypadkiem w mieście.

        W końcu zjawiła się na umówione miejsce, spóźniając się o dobry kwadrans. Przybyła na szarej, lekko obładowanej klaczy. Hermina całe swoje ciało skryła pod strojem, który najlepiej można było określić, jako czarny płytowy pancerz wykonany ze wzmocnionej skóry. Wysoki i sztywny kołnierz utrudniał dobranie się kłami do jej szyi, a srebrne ćwieki na rękawicy nadawały się na kastet. Dodatkowo miała na sobie czarną pelerynę z kapturem. Do pasa miała przytwierdzone sztywne sakwy, w których trzymała petardy własnej roboty. Na plecach miała ręczną kuszę i mały kołczan bełtów. Kusza, której nie miała okazji użyć przeciw wiedźmie, znajdowała się w torbie przymocowanej do klaczy, bliżej powierzchni, by można było ją dobyć, nie przerywając jazdy.
        Rozglądała się chwilę za czarodziejem, mając rozsmarowaną czekoladę wokół prawego kącika ust. Bez względu na to, kto kogo odnalazł, bardzo śpieszyło się jej z udaniem się w podróż.
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości