Thenderion[EVENT] Thenderion - Początek zmian.

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[EVENT] Thenderion - Początek zmian.

Post autor: Pani Losu »

Czarne chmury zbierają się na zachodzie kraju…

…zsyłając długotrwały deszcz i burze. Granatowe niebo co rusz przecinały błyskawice, na kilka sekund zapadała oślepiająca jasność. Echo grzmotu przetaczało się po górach, odbijając się echem od skalnych ścian. Nie mogła się jednak ona równać ze światłem słonecznym, którego brak mieszkańcy zaczęli dość mocno odczuwać. Zniknęły nawet gwiazdy, zazwyczaj wskazujące nocą drogę. Nawet w dzień było ciemno jak w nocy. Nieustanny szum spadającego deszczu świdrował w uszach, wraz z wyciem wiatru tworząc piekielną muzykę. Niespokojny, szalejący wicher uderzał w drewniane okiennice, sprawiając niekiedy wrażenie, że naprawdę ktoś w nie stuka. Ludzie prędko poczęli szeptać i poniosła się wieść, że po niebie wraz z błyskawicami przechadza się Upiorna Dziewica, topielica, która utonęła kiedyś nieszczęśliwie w odmętach bagien, i że to właśnie ona sprowadziła burze na zachodnie ziemie. Niektórzy, co bardziej bojaźliwi mieszkańcy, skojarzyli ją z wyciem wiatru, twierdząc, że to jej głos i że ona sama nawiedza domy, waląc w ich drzwi i żądając wydania najmłodszego dziecka. Co z nimi robi – nikt nie umiał racjonalnie wytłumaczyć, jednak wszyscy wyobrażali ją sobie w ten sam sposób: duch młodej kobiety o długich, potarganych włosach i szaleństwie w oczach, otoczony zielonkawą, fosforyzującą poświatą. Zabobonni przypisywali jej również pojawianie się czasami w przecinanych deszczem górach żółtych świateł, które raz znikały, by tylko jakiś czas później pojawić się znowu.
Krople deszczu nieustannie opadały na zachodnią krainę, sprawiając wrażenie, że niebo płacze. Płacze tak bardzo, że część ulic całkowicie została zalana wodą, a kilka domów zawaliło się od uderzeń pioruna. Woda wsiąkała w drewniane konstrukcje, zalewała całkowicie drogi, przemieniając ubite ścieżki w zdradzieckie bagna, gdzie wystarczył jeden, nieostrożny krok, by utknąć na trakcie aż do momentu, kiedy nadeszła pomoc. O ile w ogóle nadeszła, ponieważ większość przerażonych mieszkańców bała się wystawić nosy za drzwi bezpiecznych domów. Wszyscy się bali, że i ich odwiedzi Upiorna Dziewica, że rozszarpią dzikie psy czające się w borach. Dzikie psy – posłannicy śmieci, jej zwiastuny, wilczury o okropnych, czerwonych oczach i zmierzwionej, posklejanej od błota sierści. Legenda, która zaczęła krążyć po wioskach i ledwo przejezdnych gościńcach, głosiła, że w sforze było ich trzech; napadali na niewinną ofiarę i rozszarpywali ją na kawałki.

Zabobonny lud drżał, a deszcz wciąż padał, padał i padał. Niepogoda nie dawała się jednak we znaki arystokracji, która jak zwykle spędzała dnie na ucztach i balach, których nie był w stanie nawet przerwać drobny opad. Wszyscy oni żywili przekonanie, że to po prostu kilkudniowa nawałnica, natura się wyszaleje, a w końcu uspokoi.
Nikt nie wiedział, że nadszedł sezon burz.

– Noctis, pogoda jest paskudna, dlaczego chciałeś, żebyśmy się tu zebrali? – Nowoprzybyły do karczmy wypił łyk paskudnego piwa, przyniesionego chwilę temu przez barmankę, wbijając jednocześnie przenikliwy, trochę mętny wzrok w mężczyznę siedzącego naprzeciw niego.
– Musiałem się z tobą podzielić wieściami – odparł tamten niby niedbale, rozglądając się jednak czujnie po gospodzie i sprawdzając, czy nikt nie podsłuchuje. – Słyszałem – pochylił się nad stołem – że w Mieście Nieumarłych zniknął kupiec thenderyjski. Przepadł bez żadnej wieści.
– Mało to ludzi tam ginie? – Wzruszył ramionami jego rozmówca. – Nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś znika.
– Niby nie – przyznał – ale ta sprawa śmierdzi.
– Dlaczego?
– Bo władze Thenderionu wystosowały oficjalną prośbę do Maurii o wydanie kupca bądź, w przypadku jego śmierci, ciała. W stanie nienaruszonym.
– I co to oznacza?
– Nie rozumiesz?! – krzyknął, ale szybko się jednak opanował, ściszając głos do szeptu. – Ta sprawa podejrzanie śmierdzi. Po co król miałby się angażować w zaginięcie jakiegoś kupca, nawet i jeśli bogatego?
– Musiał być kimś znacznym. Może jakimś krewnym rodziny królewskiej? Albo mistrzem cechu czy coś w tym stylu?
– Nie mam pojęcia. Nikt nie wie, jak on wyglądał, jak miał na imię i co właściwie w przeklętej Maurii robił.
– Może był królewskim bękartem – podsunął drugi z mężczyzn, upijając kolejny łyk piwa. Paskudnego piwa. – To by wyjaśniało gwałtowną reakcję władz. A może i porwała go Upiorna Dziewica albo jej piekielne kundle.
– Tak też ludzie gadają – przyznał Noctis. – Słyszałem, że królowie szukają śmiałków, którzy podejmą się zadania i odbiją kupca z rąk Mauryjczyków lub odnajdą jego zwłoki.
– Żartujesz chyba?
– Nie. Klnę się na wszystkich bogów, że nie kłamię. Słyszałem, jak heroldowie w pobliżu zamku o tym rozprawiają. Sprawdzone informacje.
– Wybierasz się? Pewnie sporo osób pociągnie…
– Mam w domu małą córkę, gdyby nie ona… to bym poszedł.
Jego towarzysz już nic nie odpowiedział, lecz jedynie przytaknął i w milczeniu wypił do końca piwo.

Sezon burz dopiero się zaczynał.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Podczas gdy na zachodzie Alaranii szalały burze, skraj pustyni pozostawał - jak zwykle - bezchmurny. Choć jednak łańcuch Gór Dasso stanowił przeszkodę dla niepogody, to nie dla wieści - te bowiem dotarły doń szybko, a co ciekawe - zainteresowały go.
        Dowiedział się właściwie przypadkiem, od wędrownych kupców, spotykanych przy Nowej Aerii - żyjąc w samotni, wyprawiał się tam od czasu do czasu, by uzupełnić zapasy. Z początku nie zwracał większej uwagi na ich opowieść, za dużo w niej było ludowych bajań, opowieści o Upiornej Dziewicy, upiornych psach i upiornych światłach, często występujących na upiornych bagnach. W końcu jednak handlarze zeszli na rozmowy poważniejsze, choć i tu nie brakowało plotek i spekulacji.
        Zaginął kupiec, co więcej - zaginął w Maurii. Niby nic dziwnego. Normalnie Arthanal przypuszczałby, że to po prostu kolejny wędrowiec, zabity przez niebezpieczeństwa Mrocznej Puszczy - zdarzało się wcześniej. Tyle tylko, że reakcja Thenderionu była co najmniej... nietypowa. Formierz nieszczególnie interesował się polityką, wiedział jednak, że miasto pozostawało w przyjacielskich stosunkach z Maurią. Dlaczego więc po prostu królowie nie zapomną o sprawie, dlaczego drażnią nieumarłych? Dlaczego nie zajmą się tym sami, miast swoich ludzi posyłając obcych?
        Formierz nieszczególnie interesował się polityką. Maurią jednak interesował się jak najbardziej.

***


        Podróż zajęła mu więcej czasu, niż przewidywał, trakty bowiem były w pewnych miejscach niemal nieprzejezdne w skutek deszczu. Jechał na grzbiecie zwykłego konia, Panthenola zostawił w swojej siedzibie; nie towarzyszyła mu też nieumarła czeladź. Trudy podróży znosił cierpliwie, niestrudzenie dążył do Thenderionu, przez Smoczą Przełęcz i dalej, wzdłuż Gór Druidów. Wreszcie dotarł do miasta.
        Wcześniej, jadąc przez wioski, nasłuchał się wielu opowieści. Ciężko było mu pojąć, że ulewa mogła aż tak przestraszyć ich mieszkańców; że z miejsca zaczęli tworzyć fantastyczne opowieści, nacechowane strachem. W mieście, jak sądził, sytuacja winna mieć się lepiej, i tu jednak spotkał przestraszonych ludzi, opowiadających o Upiornej Dziewicy. Ci przynajmniej nie bali się na tyle, by nie wychodzić z domów, ufni widać w moc murów miejskich. Gdy zorientował się, że zbliża się wieczór - nie z pozycji słońca na nieboskłonie, to było skutecznie przysłonięte przez burzowe chmury - począł rozglądać się za przyzwoitą gospodą.
        Zatrzymał się w dwupiętrowym, kamiennym budynku, nietanim co prawda, ale odpowiednim jak na standardy nekromanty. Zaraz po wieczerzy udał się na spoczynek, odmawiając rozmowy z innymi zgromadzonymi w zajeździe. Czemu chcieli z nim rozmawiać - nie wiedział. Brali go chyba za Mauryjczyka, pewnie przez kostur.
        Wstał dość wcześnie, z gotowym planem na dzień. Podczas śniadania wypytał karczmarza - jako że wedle wszelkich standardów i prawideł karczmarz winien być dobrze poinformowany - o obwieszczenia ludzi króla, jednego czy drugiego, o to, kogo monarchowie szukają, dlaczego i gdzie zainteresowani winni się stawić.
Awatar użytkownika
Hajime
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hajime »

Baśnie, baje i legendy. Jak długa i szeroka, Alarania od samego początku była ich pełna. Gdyby ktoś zechciał spisać je wszystkie, nie wystarczyłoby drewna w Szepczącym Lesie, by zrobić z niego dość papieru, a samemu pisarzowi życia, by ukończyć dzieła. No, może troszkę wcześniejsza opinia jest na wyrost, jednakże pewien jasnowłosy czarodziej był gotów uwierzyć, że przynajmniej w połowie mówiła prawdę.
Hajime lubił ludowe opowieści snute przez mieszkańców krainy. Lubił również podróżować. "Wędrówką życie jest człowieka" - tak można by w przenośni rzec, jednakże w przypadku pradawnego było to zdanie jak najbardziej pozbawione metaforycznego tonu. W odróżnieniu od większości swoich pobratymców, niebieskooki nigdy nie zaszył się w wysokiej wieży ani też na zamku jakiegoś władcy. Nie spoglądał z oddali na zmieniający się świat i ulotne niczym płomienie świec życia ludzi. Nie. On stale był w drodze, zawsze gdzieś gnał, byle dalej, byle przed siebie, byle ku nowemu. Od zawsze taki był. Owładnięty duszą badacza i odkrywcy poszukiwał nowych gatunków, wyrywał ciemnym lasom najbardziej skryte tajemnice, eksplorował głębokie mroczne jaskinie. I słuchał bajek. W opowieściach ludu bowiem kryły się wskazówki ułatwiające jego poszukiwania.
Jednakże, opisywanie piękna przyrody Alaranii nie było jedyny celem czarodzieja. Hajime robił dużo więcej. W swojej opinii stał na straży, wyszukując zagrożeń dla krainy, którą pokochał. Co prawda, nigdy oficjalnie nie przystąpił ani do Zakonu Strażników Ludzkości, ani też nie należał do Opiekunów (chociaż cenił i szanował obie kasty), a na Wielkiej Radzie Czarodziejów nie pojawił się od ponad dwóch wieków (mając pewien uraz do tej instytucji), to jednak robił swoje. Będąc więc takim „szarym czarodziejem” bez domu i jednoznacznego określenia się co do grupy, a przy tym jasno zadeklarowanym w swoich przekonaniach, pojawiał się to tu, to tam. Podczas jednej z takich podróży dobiegły do niego opowieści o Upiornej Dziewicy, a niedługo o zaginionym kupcu. Jedno i drugie mocno go zainteresowało…

~*~


Thenderion – królestwo ludzi sprzymierzone z krajem nieumarłych, dość oryginalna sprawa. Miasto, nad którym wznosił się wspaniały Rubinowy Dwór, wykuty w skale fort, oznaka siły i pozycji jednego z władców. Czarodzieja jakoś nigdy nie urzekł ten pomysł, chociaż był niewątpliwie oryginalny (co prawda do Rapsodii rządzącej przez radę dwunastu czarodziejek się to nie umywało, ale nie o tym teraz mowa). W każdym razie, może i zamek wyglądał dostojnie i władczo, jednak cała ta thenderiońska architektura była tak w odbiorze, jak i w rzeczywistości surowa i zimna. Pozytywnym był jednak fakt, że drogi królestwa znajdowały się w bardzo dobrym stanie, a to się chwali. Ulewy zrobiły już swoje i na kamieniach znajdowała się całkiem sporo błota, a Hajime nawet nie chciał myśleć, jak wyglądałyby niewybrukowane trakty i jego podróżne szaty…
Podróżując przez tereny państwa, czarodziej nasłuchał się aż nadto na temat owej Upiornej Dziewicy. Wizja demona porywającego dzieci, dodatkowo przy udziale potwornych psów, była na równi ciekawa, jak i niepokojąca. Nie, nie zrozumcie mnie źle. Pradawny nie należał do osób, które łatwo dają się ponosić emocjom i pozwalają, by strach czy też wyobraźnia zaślepiały ich percepcję, co to, to nie. Bardziej niż potwornego upiora nasz bohater spodziewał się spotkać istotę dużo bardziej materialną, ale potencjalnie równie groźną. Wiedział wystarczająco dużo o tajemnych praktykach, by zdawać sobie sprawę, co można zgotować prostym ludziom za pomocą magii, co więcej, wiedział, co można zrobić za pomocą krwi (a świadomość tego, ile jeszcze nie wiedział, tylko utwierdziła go w przekonaniu, że lepiej zbadać sprawę). Wiedział również, że często za takimi opowieściami kryli się zwyczajni szarlatani żerujący na ludzkiej naiwności i strachu. W obu przypadkach jednak należało zjawisko tępić bezlitośnie i to nasz bohater robił.
Co zaś się tyczy kupca, który zaginał w Maurii... Kwestia samego zaginięcia nie ciekawiła czarodzieja, zasadniczo wpisywało się to w codzienność – ludzie znikali wszędzie, ot takie parszywe czasy. Co innego zainteresowanie wokół zaginięcia, to było zupełnie inną i godną uwagi sprawą…
W strugach deszczu niebieskooki czarodziej otworzył drzwi prowadzące do jednej z karczm. Nie zastanawiał się specjalnie nad tą, którą wybierze, ważne było w jej wnętrzu było sucho i ciepło (oczywiście w miarę możliwości). Ku radości czarodzieja, wewnątrz gospody panowało przyjemne ciepło zapewniane przez palenisko, ale i przy nie skromnym udziale istot ciepłokrwistych. Tak, wieści rozchodziły się szybko i wszystko wskazywało na to, że chętnych na wyprawę nie brakowało, zresztą trudno się dziwić – ludzie mają swój rozum, a ci, którzy posiadają go na tyle, by przetrwać, wiedzą gdzie zwęszyć okazję.
Ku swojemu zadowoleniu, Hajime na razie nie zwracał na siebie za dużo uwagi i wolał, by tak pozostało. Jako że chwilowo nie pozostawało mu nic lepszego, wszedł w głąb sali i zająwszy miejsce przy jednym ze stołów (stojącym blisko przyjemnego ciepła), ułożył obok swój plecak, oraz obok niego miecz. Nie, by chciał komuś grozić, po prostu niewygodnie siedzieć przy ławie z bronią przy boku. Następnie wyjął fajkę, którą nabił tytoniem i pozwolił sobie zapalić. Teraz pozostawało już tylko poczekać, aż ktoś z obsługi się nim zainteresuje, a on sam posłucha tego i owego…
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Piorun rozpruł ciemne niebo, a upiorna topielica, jęcząc nieludzko, załomotała pięścią w drzwi kolejnej chaty.

Jako że zdarzyło jej się swego czasu utonąć, i to na śmierć, od tego czasu nie bardzo lubiła wodę, co chyba zrozumiałe. A od dobrych paru dni - a może i tygodni, nie liczyła, bo nie umiała albo jej się nie chciało - woda bez przerwy lała jej się na głowę... Do tego te błyskawice, te koszmarne grzmoty... Aishele potwornie bała się burz i najchętniej gdzieś by się skryła. Tylko nie miała gdzie. Od długiego czasu wędrowała bez celu przez rozległe równiny, gdzie nie znalazła nawet głupiego krzaka albo drzewka, a kiedy wreszcie dowlokła się na skraj jakiejś mieściny, wszyscy jej mieszkańcy jakby się zmówili, żeby nie wpuszczać zbłąkanych i zmokniętych wędrowców za próg.

Tym razem nie miała okazji nawet zapytać, czy mieszkają tu może jakieś dzieci. Wystraszona kobieta wewnątrz chatki podeszła bardzo ostrożnie do okienka, wyjrzała, a na widok wychudzonej topielicy u drzwi z przerażeniem zasunęła firanki. Aishele usłyszała jeszcze, jak po podłodze przesuwa się coś ciężkiego i wielkiego - pewnie zastawiali drzwi, żeby nie mogła ich wyważyć... Dziewczyna westchnęła - bardziej z przyzwyczajenia, niż z realnej potrzeby oddychania - po czym kopnęła jeszcze ze złością futrynę (bosą stopą, więc zabolało) i złorzecząc pod nosem poczłapała do kolejnej chatynki.

- Otwierać - wychrypiała. - Otwierać! Wpuście mnie. - Aishele odgarnęła z twarzy kosmyki długich, czarnych, splątanych włosów, które wprawdzie ociekały wodą nawet wtedy, gdy nie było deszczu, ale, na bogów, nie do tego stopnia! Kolejny piorun grzmotnął gdzieś niedaleko. Bardzo, bardzo niedaleko. W jej przepełnionych szaleństwem, za to pozbawionych koloru oczach zebrały się łzy. Topielica zawyła więc płaczliwie, licząc, że ktoś z tych głupców się zlituje i wreszcie jej otworzy. - Wpuście mnie, ludzie! Niech was diabli do piekła porwą, otwórzcie!

Gdzieś niedaleko zawyły psy.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg włóczyła się to tu, to tam. Wkraczała na tereny różnych miejscowości, tułała się po rynkach, szukając informacji na temat roślin czy też tajemniczych opowieści, które uwolnią ją od cierpienia. Jedna historia powtarzała się w nieskończoność - Upiorna Dziewica. Jednakże dla dziewczyny upiorne było wysłuchiwanie wciąż tych samych plotek. Nie mogła dowiedzieć się niczego więcej na temat jakichkolwiek tajemniczych roślin, ponieważ wioski żyły tylko historią kobiety poszukującej dziecka. Niem żeby Frigg nie wierzyła w legendy. W każdej jest choć trochę prawdy... A nawet jeśli nie, to z pewnością często są to piękne historie.
Słuchała i słuchała, końca nie było widać. Założyła więc kaptur na głowę, a następnie ruszyła w stronę Thenderionu.
Nie można powiedzieć, aby kierowała się jakimś wyższym celem. Może chciała przestać słuchać na temat Upiornej Dziewicy? Może dowie się o ciekawych roślinach/klątwach/pieczęciach w trakcie swojej podróży? Może przyszła z nadzieją za solidne wynagrodzenie...? Jakiekolwiek wynagrodzenie! Cóż... Dziewczyna niestety nie potrząsała pełną sakiewką.
Niczym zjawa drobna driada pojawiła się przed karczmą. Lekko uniosła głowę, by przyjrzeć się budowli. Światła z wewnątrz karczmy dodawały klimatu podczas deszczowej pogody. Weszła niemal bezgłośnie, posunęła się w stronę lady, po czym zamówiła wino. Upiła kilka łyków, a następnie, zawadiacko prowadząc rozmowy z innymi mężczyznami, spróbowała zdobyć jak najwięcej informacji. Wciąż nie zdejmowała kaptura. Uznała, że dodaje on uroku i odrobinę tajemniczości. Wyszła również z założenia, że nikt nie będzie jej chciał zdradzać jakichkolwiek podejrzeń, plotek czy przemyśleń, kiedy dowiedzą się, że kobieta chce ruszyć w wyprawę. Bynajmniej nie zawsze spotykała się z takim poparciem, dlatego też wolała pozostać w roli plotkary niż bohaterki, za którą nawet się nie uważała.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Znowu leje...
Dwoje zielonkawych oczu wyjrzało spod ciemnego kaptura, zatracając się na chwilę całkowicie w szarym kolorze nieba. Niebo wydawało się takie... smutne. Zresztą jak całe to przeklęte miasto. Nic, tylko kamień, kamień i jeszcze raz kamień. Można by pomyśleć, że żyjąc tak blisko gór, ludzi najdzie ochota na coś innego, bardziej żywszego. Ale nie! Jak daleko by nie spojrzał swym zmysłem magicznym, to wszędzie wyczuwał kamień. I cisza. Ta przejmująca cisza, którą zauważyć może jedynie ktoś tak głęboko związany z naturą jak maie. Żadne drzewo nie śpiewało. Żaden kwiat nie zanucił melodii. Martwa i przejmująca cisza.
Wtem dźwięki wróciły. Odgłos kropli wody odbijającej się od mokrych kamieni czy zmatowiałych szyb. Dźwięki stukotu końskich kopyt - zapewne jakiegoś podróżnika, który nie zdążył uchronić siebie i swego konia przed deszczem. I wreszcie pijackie śpiewy. Te ostatnie wydobywały się z pobliskiej karczmy. Wyglądało na to, że ludziom wcale nie przeszkadzały melancholijna pogoda czy też szarość miasta. O ile było piwo, wino lub kawał mięcha.
"Barbarzyńcy" - mruknął, kierując się w stronę gospody. Drzwi ustąpiły w miarę lekko - znak, że oberżysta oliwił zawiasy regularnie. Nie minęła nawet sekunda, gdy w twarz uderzył go podmuch ciepłego powietrza, zrywając jednocześnie kaptur z głowy. Darshes z niepokojem spojrzał na najbliższych klientów, ci jednak byli zbyt spici, by zauważyć cokolwiek poza ich czwórką. Maie mlasnął z niesmakiem i wszedł do środka. Odgłos trzaskających drzwi zwrócił uwagę oberżysty.
A był to człowiek tęgi z dobrze uwydatnionym brzuszyskiem. Ubrany w standardowy fartuch, wycierał niezbyt już czystą szmatą kolejną szklanicę. Ich spojrzenia się skrzyżowały i maie nie mógł się powstrzymać od wrażenia, że tamten go w jakiś sposób ocenia. Spojrzenie mężczyzny prześlizgnęło się po kosturze i spoczęło na wypchanej torbie, przewieszonej przez ramię druida, tuż pod ciemnozielonym płaszczem. Kiwnął głową, jakby na powitanie, i odprawił ręką tęgiego chłopaka - zapewne sławetnego wykidajłę.
Maie podszedł do lady i położył parę orłów.
- Piwo i coś, co nie śmierdzi psiną. Ostatnio za dużo naoglądałem się tej wygłodniałej padliny na gościńcu - powiedział.
Karczmarz wzruszył ramionami, coś odburknął i odszedł w stronę beczek, zabierając uprzednio monety. Wkrótce dotarł do niego kufel piwa - takiego porządnego, a nie szczyn, których nałykał się w przydrożnych gościńcach. Zapewne mógłby powiedzieć coś więcej o jego smaku, jednak w jego ustach każdy alkohol smakował tak samo. Kiwnął więc tylko oberżyście z uznaniem głową i przechylił kufel, sącząc powoli trunek. W miarę jak mijały minuty, Darshes dowiadywał się coraz więcej o gościach.
Hałasująca czwórka zdawała się prowadzić rozmowę, która nie trzymała się kupy. Ze strzępków tych bardziej logicznych zdań można było wywnioskować, że opijają urodziny czyjegoś dziecka czy śmierć teściowej. Cóż, może jedno i drugie. Ciszej rozmawiała grupka miejscowych żołdaków. Dyskutowali oni o jakiś problemach z Maurią. Ta nazwa coś druidowi mówiła, ale nie potrafił sobie przypomnieć, co. Trochę na lewo od nich grupka mieszczan rozmawiała z zakapturzonym przybyszem sączącym wino. Było w nim coś dziwnego, a jednocześnie znajomego. Może chodziło o te ruchy? A może o szczupłą sylwetkę nieznajomego? Nieważne.
Ważniejsze jest to, że jego ciało natychmiastowo domagało się jedzenia, a wygłuszanie tego magią przestało przynosić rezultaty. Poszukał więc wzrokiem barmana i zobaczył, że ów prowadzi konwersację z wielce podejrzanym osobnikiem. Widząc zarówno jego przyodzienie, jak i laskę, Darshesa naszła nieprzyjemna myśl, że oto znalazł się w jednej karczmie z nekromantą. Postanowił zrezygnować z oczekiwań i dołączył do grupy mężczyzn i owego tajemniczego jegomościa wymieniających się wieściami.
Torba szeleściła mu pod płaszczem, a dębowy kostur dźwięcznie stukał w rytm jego kroków.
- Słyszę, że omawia się to interesujące historie. Zachce mnie ktoś wtajemniczyć? - zagadnął zakapturzonego nieznajomego.
W tym samym momencie jego wzrok padł na dłonie mężczyzny... Nie, to nie były męskie dłonie. Nieznajomy musiał być kobietą!
Awatar użytkownika
Hermina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hermina »

        Hermina od trzech dni pracowała w tej karczmie, zbierając plotki i bajeczki, w poszukiwaniu bardziej prawdopodobnych informacji. Z miotłą między stołami nasłuchała się więcej niż gospodarz za ladą. Z kilku rozmów z gośćmi wywnioskowała, że warto się sprawą zainteresować. Miała już dokładny obraz całej sytuacji, oparty na bardziej pewnych informacjach. Jednak swoje własne wnioski uznała za najbardziej prawdopodobne. Nie wierzyła w to, że kupca pożarł kobiecy upiór.

        Z piętra, gdzie zmęczeni lub pijani podróżni mogli wykupić pokój na noc, zeszła niska, młoda, drobna kelnereczka. Miała na sobie czarny gorset wyszywany różnobarwnymi tulipanami i prostą ciemnozieloną spódnicę do kostek skrytych w butach na wysokim obcasie. Zadarty okrąglutki nosek na twarzy posiadającej jeszcze niedojrzały dziewczęcy urok. Wypieki na lekko piegowatej twarzy odzwierciedlały zaduch panujący w karczmie. Na głowie miała dwa warkocze, które odsłaniały odstające i zaokrąglone uszy. Skromna pierś, która nie ucieszyłaby żadnego męskiego oka, a właścicielkę przyprawiała o troski i zmartwienia, była wypięta wprzód jak powód do dumy. Karczmarz wydał wzrokiem jej polecenie, by obsłużyła śnieżnowłosego czarodzieja. Po chwili, z promiennym uśmiechem na twarzy, szybko znalazła się przy gościu, który wydał się jej godny poznania.
- Witamy w karczmie „Nocny Grzmot” - powiedziała przyjemnie ciepłym głosem. - Namyślił się pan, co chce zamówić?
        Rozbieganym okiem szybko zmierzyła czarodzieja, który faktycznie wyglądał na czarodzieja. Po chwili rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku gospodarza, który był zajęty jakimś gościem przy ladzie. Zaraz dziewczyna dosiadła się do mężczyzny, zajmując miejsce po jego prawicy.
- Słyszał pan o kupcu? - spytała półszeptem. - Jako kelnerka słyszałam więcej niż karczmarz. Mogę pochwalić się najbardziej ciekawszymi informacjami. Pytanie brzmi: czy ma pan zamiar udać się do Maurii? Dużo zła czai się na samotnych wędrowców. Mogłabym wtedy panu towarzyszyć. Razem raźniej.
        Hermina nie zamierzała się pochwalić żadną, prawie prawdziwą, informacją, jeżeli okazałoby się, że jej rozmówca nie wybiera się do Maurii. Chciała się do kogoś doczepić i z nim lub z nimi podróżować. Jeszcze słaby z niej był czarodziej mocy ziemi i niezbyt celny strzelec. Zaawansowany poziom manipulacji aurą niezbyt zdawał się podczas zagrożenia. Wiedziała, że jako piętnastolatka sama ma marne szanse na przetrwanie, jednak chciała się tam udać. Czarodziej wydał się odpowiednim towarzyszem.
Awatar użytkownika
Xaira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xaira »

Xaira podróżowała już nieustannie przez ostatnie trzy dni, i to w nieustającym deszczu. Dobrze, że miała Rainę, do której mogła się przytulić w nocy, bo nie szło rozpalić ogniska, chyba że w jakiejś jaskini, ale nieczęsto można było na nią trafić. Poza tym przy bardziej wezbranych rzekach i strumykach dawała sobie radę lepiej niż koń, który nie umiał pływać. Generalnie nekromantka nie miała nic przeciwko opadom deszczu, nie musiała nawet nakładać żadnej substancji na swoje włosy, żeby wyglądały jak mokre, no ale co za dużo, to niezdrowo, prawda? Przydałoby się prawdziwe schronienie znaleźć chociaż na dzień lub dwa.
Raina w końcu wspięła się na miejsce, gdzie jak się okazało, mieszkali jacyś ludzie. Kilka drewnianych chatek było porozrzucanych tu i ówdzie. Przed jej oczami ukazała się jednak dosyć dziwaczna scena. Jakaś nieumarła wyła rozpaczliwie na schodach, prosząc o to, żeby wpuścić ją do domu. Podjechała na jaszczurce bliżej topielicy, w sumie teraz chyba dosyć i sama ją przypominała.
- Witaj. Widzę, że potrzebujesz schronienia tak jak ja. Możemy się tam dostać na parę sposobów. Raina może wyważyć drzwi, mogę ich wystraszyć tak, że będą uciekać z domku, mogę też ich zabić. Co wybierasz? Albo masz może jakiś lepszy pomysł? - zapytała tonem zupełnie pozbawionym emocji Xaira.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

- Hmmm?
Mruknęła przeciągle pod nosem, obracając tym samym głowę w stronę mężczyzny. Spod kaptura wyłoniły się czekoladowe oczy, które w blasku żółtego światła miały jeszcze głębszy kolor. Przy okazji oświetlenie komponowało się z jej zielonkawą skórą, nadając jej nieco więcej żywotności. Na jej lewym policzku można było ujrzeć jeszcze odrobinę zadrapanej skóry. Jeszcze przez kilka sekund przyglądała się towarzyszowi w milczeniu. Wlepiła swoje ślepia w jego zielone oczy, jakby czegoś szukała.
- Widzę, że gustujemy w tym samym, względem ubioru oczywiście.
Jej kącik ust delikatnie się uniósł; spojrzała przy tym ukradkiem na płaszcz nieznajomego. Splotła szczuplutkie palce na stole. W tak prostym geście można było odnaleźć tyle delikatności, swobody. Był tak lekki, a zarazem pewny siebie, tak bardzo niepodobny do Frigg. Powolnym ruchem, tak, aby nikt nie zwrócił uwagi, pochyliła się w stronę mężczyzny:
- Przyszedłeś tutaj tak po prostu? Nie z powodu historii, którą wręcz UPARCIE krąży po całej okolicy? - wyszeptała.
Trudno było stwierdzić, jakiej odpowiedzi tak naprawdę oczekuje.
Awatar użytkownika
Hajime
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hajime »

- Istotnie, namyśliłem się - odpowiedział niebieskooki czarodziej, przenosząc spojrzenie z tajemniczego klienta przy ladzie na kelnerkę, której szeroki uśmiech dodawał pogody zarówno karczmie, jak i deszczowemu porankowi. - Poproszę pstrąga z zasmażanymi ziemniakami oraz lampką słynnego thenderiońskiego wina. - Tak zapowiadała się przyjemna uczta, pod warunkiem, że wszystko zostanie przygotowane zgodnie z kanonem sztuki kulinarnej, w której nasz bohater, nie chwaląc się, był mistrzem...
Na poufne pytanie dotyczące Maurii czarodziej nieznacznie podniósł lewą brew, zmieniając spojrzenie, jakim obdarzał kelnerkę, na badawcze, ale nie nachalne czy też ciążące. Miasto umarłych nie zajmowało wysokich miejsc w plebiscytach na najchętniej wybierane przez ludzi rejony na wakacje, a fakt, że tak krucha istota szukała możliwości udania się w jego stronę, był przynajmniej interesujący.
Co prawda czarodziej wolał unikać nekropolii i zamiast tego zbadać sprawę Upiornej Dziewicy, a w kwestii kupca jedynie powęszyć, by rozwiązać zagadkę wielkiego zainteresowania wokół sprawy, to jednak jakoś nie specjalnie zachęcała go wizja tej dziewczyny szwendającej się pośród wszelakiej maści najemników szukających szybkiego zarobku i tanich atrakcji.
Szczerze powiedziawszy, los tej tutaj nie był jego losem, ale intuicja podpowiadała mu, że nie ma przed sobą pierwszej lepszej ciekawej przygód naiwnej dziewczyny. Było w niej coś, no właśnie, coś, co wzbudzało jego czujność. Nie wiedział jeszcze, co się za owym przeczuciem kryło, ale wewnętrzny głos nigdy go nie zawiódł. Co więcej, przeczucia te potwierdzały takie fakty jak niewymuszony pogodny ton głosu, ogólnie dobry stan oraz przede wszystkim miejsce, które ją interesowało - z tej kompilacji nie mogło wyjść nic dobrego.
Równocześnie należy też zaznaczyć, że jasnowłosy czarodziej nie urodził się wczoraj. Widział i przeżył w życiu wystarczająco, by nie ufać pierwszej lepiej napotkanej osobie. Nasz bohater brał pod uwagę możliwość, że Hermina szuka okazji do jakiegoś łatwego zarobku. Możliwym było, że niewinnie wyglądające dziewczę doskonale wie, w co się w życiu gra i próbuje znaleźć kompana do podróży, którego okradnie przy pierwszej możliwej okazji. Jeśli tak jest, to cóż, z tym czarodziejem może jej nie wyjść, zresztą lepiej, że trafiła na niego, niż kogoś o mniejszych zapasach spokoju i dystansu...
- Załóżmy, że Mauria leży mi po drodze - zaczął spokojnie, nieco konspiracyjnym tonem, po czym raz jeszcze obrzuciwszy wzrokiem "pana przy ladzie", jakby chcąc się upewnić, czy ten gdzieś nie powędrował, dodał, skupiając na dziewczynie spojrzenie: - Pytaniem jest, czego ty szukasz w mieście umarłych? Bo jeśli chcesz pozwiedzać, to zaręczam, że nie ma tam niczego godnego uwagi. - Cóż, Hajime zazwyczaj mówił prosto z mostu i na temat, i chociaż mógł zadać jeszcze kilka innych, dość istotnych, pytań takich jak na przykład "jak Hermina mogłaby mu pomóc w obliczu czającego się na traktach zła", to na razie ograniczył się do "małej" sondy.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Nieprzyjezdni, szarzy, otuleni we własne sprawy. Thenderion lubił przyjmować gości. U frontu bramy głównej Galanoth czuł wonie kupczonych perfum, futer przyrządzonych zwierząt i kipiących rondli. Mieszkańcy pocili się jak świnie, zwykle unikając wody w sposób natrętnie infantylny. Czasem i magiczny. Wzdłuż ulic powozy ciągnęły tumany towarów handlowych, wraz z prostytutkami i żołnierzami. Wielokrotnie jedni i drudzy zamieniali się miejscami. Dopóki złoto sypało się z kasy do kasy, król Arin z dumą patrzył na prężne, bogate miasto budujące własną, obfitą w sukcesy przyszłość.
Do karczmy trafił z poręczenia znajomości. Gdyby nie przyjazne, stare twarze gawiedzi, bogowie wiedzą, jak długo elf błąkałby się po skrzyżowaniach i alejkach. Budynek szynku komponował się z resztą dzielnicy. Misternie wykonany szyld wisiał tuż nad drzwiami. Skrzypiły mocniej niż stary muzyk sunący po jednostrunowej bandziolajce. Okazały się jednak sygnałem obwieszczającym przybycie nowych gości, klientów, pieniędzy. Jak zwał, tak zwał.
Większość oberży w pasie Gór Druidów słynęła z wyjątkowego, wręcz ponadprzeciętnego podejścia do reflektantów. Zawsze wytarte, czyste stoły, krzesła podbijane dodatkowymi parami gwoździ, piwo krzesane z tajemniczych mroków piwnic - rynsztunek karczmarzy często przekraczał wartość samego lokum, i choć Galanoth nie unikał podobnych miejsc, nie wierzył w przychylność i sympatyczny charakter arendarzy. Ich uśmiechy bywały bardziej kwaśne od portowego bigosu.
Wyjątkowo stronił od łakomych kąsków. Z dwoma pintami piwa u boku oraz talerzem zupy marchewkowej, elf przysiadł w kącie karczmy. Czerwone, rubinowe skrzydła płaszcza oddzielały całość odzienia podwiązanego u góry elegancką, drobiazgową, acz solidnie wykonaną broszą. Tors Galanotha migotał na przestrzeni gry między ogniami a cieniem. Wolnym, niespiesznym ruchem począł nakładać sedno zupy na łychę, jakby nie zwracając uwagi na otoczenie. Za zamrożonym, lodowatym spojrzeniem rycerza tkwiła dociekliwość, głęboko zamaskowana i uśpiona chłodnym stosunkiem do rzeczywistości. Na słowa wspominek o bogatym kupcu i mieście nieumarłych, usta Galanotha zatańczyły w uśmiechu. Podobne tematy i pogłoski krążyły po gminie z prędkością dziewiczej nierządnicy i często zamieniały się w ufarbowaną urban legendę. Galanoth zaś skłonił ucha, by podsłuchać rozmówców, nie tylko tych otępiałych od chmielu i przystawek wieczoru, ale także oryginalnych, znalezionych w czasie i miejscu nie z przypadku. Gwiazdy lubią zapisywać losy nowych bohaterów, a nie od dziś zwykło określać Thelasa mianem pogromcy Nieumarłych.
Ostatnio edytowane przez Galanoth 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Driada!
Dla kogoś wychowanego w leśnej kniei, rozpoznanie driady powinno być proste, zaledwie dziecinna igraszka. A jednak. Było w niej coś... ludzkiego. Fakt, wśród driad nie było mężczyzn. Każde ich dziecko było po prawdzie mieszańcem. Ta istota jednak nosiła w sobie cechy plagi. Plagi nazwanej ludzkością. Darshes nie był jednak pewien, czy to wynikało z wychowania pośród owych barbarzyńców, czy też ran, jakie pozostawili na jej duszy
Jego rozmyślania przerwało pytanie. Zorientował się, że nie usłyszał poprzednich słów swej rozmówczyni. Druid wyczuwał w słowach kobiety drugie dno i rozważył kłamstwo. Nie odważył się jednak na to. Posiadał olbrzymi dług u owego leśnego ludu i póki sytuacja tego nie wymagała, nie miał zamiaru budzić w jego przedstawicielach jakiejkolwiek nieufności.
- Można by powiedzieć, że cel mojej podróży zaszył się na królewskim dworze niczym mysz pod miotłą. - Tu zaklął paskudnie, odruchowo przechodząc na leśny. - Stary szczur owinął się magicznymi barierami i naśmiewa się z tych wszystkich tygodni, które spędziłem na pogoni. - Nagle przypomniał sobie, że odbiegł od tematu rozmowy. - W każdym bądź razie, jestem od kilkunastu dni w ciągłej drodze i dopiero dziś zdecydowałem się na postój w karczmie. Z tego, co udało mi się jednak podsłuchać, tutejsza gawiedź oddaje się bajaniom i spekulacjom. - Powiedział to niemal z pogardą, jednak jego twarz pozostawała kamienna. Zauważył również, że jego uwagi przyciągnęły ciekawskie spojrzenia, a niejedna para uszu zaczęła się przysłuchiwać ich rozmowie. Zniżył więc głos do ledwie słyszalnego szeptu. - Według mnie w całej tej Topielicy jest tyle samo prawdy, co zwierząt w Dolinie Umarłych. Natomiast sprawa zaginionego kupca jest... interesująca. Otwiera pewne możliwości na dworze Thenderionu. - Tu spojrzał przenikliwie w czekoladowe oczy driady. Niesamowite! Nie mógł z nich nic wyczytać. Były jak bezdenna otchłań, która pochłania wszystko, co spotka na swej drodze, nie pozwalając się jednocześnie czemukolwiek wydostać. - Nie przepadam za umarlakami, jednak jeśli sytuacja tego wymaga, gotów jestem zapuścić się w najgłębsze mroki Otchłani, wyrywając jednocześnie jej esencję. - Powiedział to twardo, zimno i kompletnie bez uczuć. Zupełnie jakby mówił o czymś oczywistym, co nie wymaga dalszej dyskusji. Następnie jego twarz "rozpogodził" krzywy grymas, co przy ogromnym nakładzie dobrej woli można było wziąć za uśmiech. - Tak więc? O co chodzi z tym kupcem?
Awatar użytkownika
Hermina
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hermina »

        Piętnaście lat. Można by powiedzieć, że Hermina miała pstro w głowie. Po części tak było. Miała okazję poznać w swoim krótkim życiu namiastkę okrucieństwa, którą najchętniej wyrzuciłaby z pamięci. Widziała i słyszała to, czego nie chciała, jednak nadal zachowała swą dobroć, choć nie krystalicznie czystą. Świat nie jest zły, ale wszystkie rasy rozumne tak. Mimo tej życiowej wiedzy była nadal naiwna, choć mniej. Dziewczyna nauczyła się nadrabiać wszelkie słabości kłamstwem i sprytem, więc nadawała się na szpiega. Uparta jak osioł i nierezygnująca z raz postawionej opinii. Teraz chciała się dostać do Maurii z kimś godnym zaufania, a Hajime wydał się idealnym towarzyszem.

- Słyszałeś pewnie, jakie ważne osoby upominają się o zwłoki kupca. Po co władze całego państwa dopytywały się o jedną osobę? - Spojrzała rozmówcy głęboko w oczy, a złożone ręce położyła na blat stołu. - Chcą sprawdzić, czy rzeczywiście nie żyje, ale wszystko próbują zwalić na upiora. Mauria kłamie. Powiedz mi, jak to jest możliwe, że nagle zniknęła cała kupiecka karawana? Zniknęli najemnicy, zniknęły kosztowności, zniknęły konie i wszystkie pojazdy. Po co upiór to wszystko zabrał? Za tym musi stać jakaś organizacja. W Maurii jest cała zgraja nekromantów, którzy tworzą ze sobą te… - zacięła się na chwilę, nie mogąc znaleźć słowa. - No właśnie! I w dzień, nim zniknął kupiec, zniknął kamień runiczny zapomnianej magii. Jaki złodziej kradłby coś takiego sprzed nosa nekromantów? Po nieożywionych strażnikach został tylko czarny pył, a przecież to była silna magia. To jest coś wielkiego, a ja chcę to rozgryźć. Wiem, jak można omamić zmysły wielkich nekromantów. Możliwe, że ktoś używa tego samego sposobu.
        Hermina przedstawiła wersję historii, jaką uznała za najbardziej prawdopodobną, na tyle, że gotowa była wyruszyć natychmiast. Może powiedziała za dużo, trudno. Co do mamienia zmysłu, mówiła prawdę. Łatwość sprawiała jej manipulacja czymś tak eterycznym, jak aura, do tego stopnia, że cało przeszłaby przez magiczne pułapki, które uruchamiają się w pobliżu aury żywych istot. Omamienie nekromanty nie byłoby żadnym wyzwaniem. Jej celem nie była nagroda w złocie. Interesowała ją mniej pewna informacja, która przewinęła się w karczmie na tyle dużo razy, by wziąć ją pod uwagę, a na tyle mało, by uczynić z niej pewnik. Kupiec, który zbił majątek w dość krótkim czasie, nie miał żadnych problemów ze swoim majątkiem, do kiedy nie zniknął. Krążyły słuchy, że miał Dżinna, który spełnił jego życzenia. Jeżeli ostatnie życzenie nie zostało wypowiedziane, to Hermina Miriam Turkot wiedziała, o co poprosi.
        Kelnerka wstała od stołu, tylko po to, by zaraz wrócić z zamówieniem czarodzieja.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Gdybym miała pomysł, to nie sterczałabym tu jak głupia - wyburczała nieumarła dziewczyna nad wyraz niegrzecznie, ale kto bawiłby się w grzeczności w podobnych okolicznościach... - Rób co chcesz, kimkolwiek jesteś, byle mnie tam wreszcie wpuścili...

Topielica głośno zapłakała, z początku zbyt zrezygnowana i wściekła, żeby się chociażby zdziwić tym niespodziewanym towarzystwem. To prawda, było jej wszystko jedno, co stanie się z mieszkańcami tej chaty - czy ktoś ich zabije, czy przegoni na cztery wiatry, czy zostawi w spokoju. Nie miała w zwyczaju przesadzać z empatią i współczuciem dla innych, zwłaszcza od chwili swojej śmierci. Rąbnęła raz jeszcze pięścią w drzwi, tak samo bezskutecznie, jak do tej pory. Aishele bezsilnie osunęła się do poziomu gruntu, prosto w kałużę. Okrywająca jej ciało sukienka, szara, wyszywana matowymi koralikami, była już równo ubłocona od dołu do góry, ale co za różnica... Na żaden wytworny bal nieumarła się przecież nie wybierała, bo kto zaprasza na bale martwe dziewczyny?

Dopiero gdy kolejny piorun trzasnął w pobliskie drzewo, Aishele w spazmie przerażenia odwróciła głowę i spojrzała po raz pierwszy na Xairę. I choć nieumarła nie miała pojęcia o czytaniu aur, to emanacja otaczająca tę kobietę z jakiegoś powodu wydała jej się tak wroga i niebezpieczna, że w jednej chwili przez myśl przebiegły jej wszystkie przekleństwa, jakie tylko zdołała poznać, odkąd zaczęła dreptać po tym świecie. Zaś widok potężnej jaszczurki przerósł ją do tego stopnia, że najpierw zamarła, wytrzeszczyła oczy, potem zaczęła znów wyć jak dziecko.

Do świadomości topielicy wcale nie przeniknął fakt, iż ma do czynienia z nekromantką. Jednak na widok Xairy sparaliżował ją jakiś głęboki, pierwotny lęk, który przywoływał odległe, bardzo odległe wspomnienia tego, kto przywrócił jej "życie" dla własnej zabawy i korzyści. Tego, który brutalnym piorunem wyrwał ją ze snu i miękkiej, wiecznej ciemności, która zalegała tam, na dnie tamtego jeziora.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Przez chwilę zdawało się, że na jej twarzy pojawiło się... hm... zdezorientowanie? Nie przywykła do wpatrywania się w jej oczy. Mimo to nie dała za wygraną, przymrużyła je w momencie, gdy towarzysz skończył zdanie.
"Hm... Nie wygląda na idiotę..."
- W pogoni za... szczurem? Rozumiem, że żadnych "królewskich" znajomości nie masz... - burknęła nieco zawiedzionym głosem. - A co to za szumowina zwana szczurem? - spytała, unosząc delikatnie brew. - Jeśli można wiedzieć, oczywiście!
Można było wyczuć, że driada nieco się rozluźniła. Czuła się już bardziej swobodnie, w teorii wiedziała, na czym stała, jeżeli chodzi o rozmowę z młodym mężczyzną. Sięgnęła po wino, po czym uniosła delikatnie lampkę z trunkiem w geście toastu:
- Za zaginionego thenderyjskiego kupca, co zniknął w tajemniczych okolicznościach z całym dobytkiem w otchłani Maurii, gdzie, nie wiedząc czemu, królewskie władze Thenderion chcą go wykupić, i to nie za małą sumę! Albo chociażby zdobyć jego martwe ciało, byleby w całości! Pewnie więcej kosztuje niż to wszystko co miał sam włóczęga, pff! Czemu władzom tak zależy? Tego już nikt do końca nie wie... podobno! - powiedziała dość donośnym głosem, tak, by nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. W końcu wszyscy wokół namiętnie rozmawiali na ten temat i to, co powiedziała, nie było żadną tajemnicą.
Wolną doń przyłożyła do policzka, tak, by zakryć usta przed resztą towarzystwa, po czym szepnęła:
- Co do tego, dlaczego chcą go wykupić, słyszałam już wiele opowieści. Te pijackie włóczęgi gadają jak najęte o tym, co słyszeli, ale trudno mi w którąkolwiek wieść uwierzyć. Tak naprawdę... to w żadną nie wierzę - ucięła. - Jednakże też nie zaprzeczam, że są niemożliwe! Aczkolwiek mam swoje zdanie na ten temat - stwierdziła nonszalancko.
Upiła łyk wina. Zaczęła bujać kieliszkiem w ramach drobnej zabawy. Można byłoby to odebrać za gest znudzenia, po raz setny powtarzała tak już żmudną dla niej historię. Być może jednak chciała, aby mężczyzna poczuł się równie swobodnie, co ona? Jej postawa natomiast nie była adekwatna do tego, co chciała tak uzyskać, jeżeli cokolwiek mogła! Rzucała ciągłe ukradkowe spojrzenia na jego zielone oczy, które (nie ukrywajmy) wysuwały się na pierwszy plan. Jakby ciągle czegoś szukała, jakby wciąż chciała coś odgadnąć, czegoś wyszukać. Krążyła i krążyła badawczo po nim ślepiami. Z pewnością nie mógł poczuć się swobodniej pod ciągłą obserwacją...
Coś jednak rozkojarzyło dziewczynę. Nieznajomy towarzysz wreszcie mógł poczuć się wolny od ciągłej obserwacji. Poczuła się nieco nieswojo i rozejrzała się po karczmie. Jej uwagę przykuł mężczyzna o jasnych włosach. Zauważyła również elfie uszy, co od razu wywołało u niej rozdrażnienie i nie kryła się z tym nadmiernie. Łatwo było odgadnąć, że poczuła się nieswojo - po zmarszczonych brwiach. Sama jednak nie była do końca świadoma swojej reakcji i tego, że jest ona widoczna.
Awatar użytkownika
Xaira
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xaira »

Xaira uśmiechnęła się kącikami ust. Pogłaskała jaszczurkę po pysku. Cieszyła się, że ma wolną rękę. W końcu moment, na który czekała. Odrobina zabawy. Roześmiała się głośno w duchu, jednak nie na głos, bo raczej nie miała tego w zwyczaju, poza tym nie chciała na wstępie wystraszyć topielicy. Nie miała pojęcia, że już jest na to za późno.
Miała natomiast wrażenie, że Raina mogła ją wystraszyć. Poklepała jaszczurkę po szyi, a do Aishele powiedziała:
- Nie bój się jej, nic ci nie zrobi, w dodatku jest roślinożerna. Możemy odsunąć się nieco od drzwi. - A kiedy już odeszły kilka kroków, jaszczurkę poprosiła o wyważenie ich. Raina jednym uderzeniem swojego ogona sprawiła, że drzwi rozleciały się na kawałki.
Weszła do środka i od razu rzuciła czarną, magiczną kulą w mężczyznę znajdującego się w izbie, a jego ciało zaczęło czernieć i rozpadać się na kawałki. Kobiecie wbiła paznokcie przez ubranie, na wysokości serca. Po kilku sekunda przestało bić. Natomiast dwójce dzieci ukazała przez oczami mroczne wizje śmierci, na tyle silne, że ich umysły tego nie wytrzymały i obydwoje wrzeszcząc i jęcząc uciekli z chaty.
Kiedy już było po wszystkim, wychyliła się nieco z chatki i zawołała do topielicy.
- Teraz możemy się czuć już jak u siebie w domu. I nie bój się, nie zrobię Ci krzywdy. Obiecuję - powiedziała i zaprosiła ją gestem do środka. Odkroiła kawałek mięsa ze stołu i zaczęła przeżuwać. Kiedy skończyła, rzuciła:
- Wybacz, wypadałoby się przedstawić, skoro mamy być pod jednym dachem. Jestem Xaira. I mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci zwłoki? - zapytała z cieniem uśmiechu.
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości