ThenderionJaki żywioł się tam skrywa? Część Pierwsza

Thenderion zbudowany jest głównie z kamienia, więc domy są tu masywne i trwałe, ale ich wnętrza są zimne mimo dość ciepłego klimatu. Budynki mieszkalne mają zazwyczaj jedno lub dwa piętra, zaś budynki użyteczności publicznej są zwykle wyższe i bardziej rozległe jak np. gmach sądu. Okna masywniejszych budowli zdobią barwne witraże. W mieście znajduje się rezydencja króla Arina, sprawuję on głównie władzę nad miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Dattan
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Jaki żywioł się tam skrywa? Część Pierwsza

Post autor: Dattan »

Poszukiwania pozostałych trzech Różdżek Żywiołów były teraz nadrzędnym celem Dattana. Pewien początkujący czarodziej wygadał się naszemu magowi o fragmencie jednej z nich, który rzekomo znajduje się w Zrujnowanej Warowni. Nie był to może bardzo wiarygodny osobnik, ale chwilowo to jedyny trop, na jaki natrafił Dattan. I nie mógł tego zignorować. Przybył więc do Thenderion, miasto znajdującego się stosunkowo blisko Mrocznych Dolin, aby odpowiednio przygotować się do wyprawy. Wprawdzie miał swój Kamień Teleportacji, ale jakaś mroczna siła nie pozwalała mu przenieść się bliżej swego celu. Czego mogę potrzebować w miejscu, gdzie gnieżdżą się najmroczniejsze stworzenia i siły w całej Alarnii? Prowiant, parę eliksirów i...ehh, jakiś towarzysz. Dattan nie przepadał zbytnio za ludźmi, gdyż jak twierdził, tylko wchodzili mu w drogę. Nie tylko ludzie zresztą. Ale był człowiekiem rozsądnym i wiedział, że zapuszczanie się w tamte tereny samotnie jest więcej niż niebezpieczne. Tylko jak tu znaleźć kogoś, nie zwracając przy tym na siebie uwagi? Przecież nie stanie na podeście pośrodku targowiska i nie zacznie wykrzykiwać, że szuka ludzi. Musiał znaleźć bardziej subtelny sposób. Ale po kolei. Najpierw eliksiry. Czyli musi znaleźć jakiegoś alchemika. Czy w tym mieście są sklepy alchemiczne? Jak na zawołanie, Dattan dostrzegł przed sobą wielki szyld z napisem "Czerwona ampułka". Brzmiało jak nazwa takiego właśnie sklepu. Szczęście mi dopisuje, ale jak długo jeszcze. Mag wszedł do sklepu. Mały dzwoneczek przy drzwiach poinformował właściciela o nowym kliencie. Za ladą pojawił się niski staruszek, z długą siwą brodą, sięgającą niemalże kolan. Czerep za to miał zupełnie łysy, i teraz śmiesznie błyszczał w świetle świec.
- Ach, witam, witam. Czego ci potrzeba czarodzieju? - głos starca był życzliwy, a jego uśmiech szczery. Zniknął jednak, gdy Dattan przedstawił swoją listę - Odpędzenie nieumarłych? Ochrona przed Mrokiem? Coś mi mówi, że wybierasz się do Mrocznych Dolin, mam rację?
- Niech cię to nie interesuje, starcze. Masz te rzeczy? - Dattan był jak zwykle oschły i bezpośredni.
- Mam, mam. Proszę. Nie radzę tam się zapuszczać. To niebezpieczne miejsce, nawet dla silnego maga...
- Wiem o tym. Dziękuję. Żegnaj - mag sypnął na ladę kilka monet i wyszedł ze sklepu. Poprawił torbę podróżną na ramieniu, sprawdzając przy tym, czy wszystko jest na swoim miejscu. A dużo tego nie było. Zakupione eliksiry, skórzane rękawiczki no i Wielka Księga Życia i Śmierci, która w zasadzie zajmowała najwięcej miejsca. Czyli wszystko było. Prowiant na końcu. Teraz towarzysz. Jedyny pomysł jaki przyszedł mu do głowy do karczma. Ale nie jakaś brudna knajpa. Zaczepił jakiegoś przechodnia.
- Wskaż mi drogę, do najlepszej gospody w mieście - uprzejmość nie leżała w naturze Dattana.
- "Złoty Szyling"? Prosto i na najbliższym zakręcie w lewo. Przechodzień miał na szczęście wystarczająco oleju w głowie, żeby wykonać posłusznie polecenie. Tak też poszedł Dattan, i już po chwili siedział w cichej izbie, sącząc całkiem dobry miód i oglądając innych przybyłych.
Awatar użytkownika
Nathira
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nathira »

        Thenderion... Nathira była zmuszona się tutaj zatrzymać, by uzupełnić zapasy i odpocząć. Była wyczerpana po długiej podróży przez dzicz. Nie przepadała za miastami, spotykała w nich mnóstwo ludzi, którymi gardziła i którzy przypominali o katastrofie, która spotkała mieszkańców jej wioski w Górach Fallarionu. Dziewczyna w miastach nie pokazywała swych skrzydeł, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń i ekscytacji wśród przechodniów. Idąc raźnym krokiem w stronę centrum miasta, robiło jej się niedobrze. Wszędzie czuła zapach ludzi, ten, który tak dobrze zapamiętała z dzieciństwa. Przy jednym ze straganów uzupełniła zapasy jedzenia i picia na przynajmniej pięć dni. Kupiła też kołczan z dwoma tuzinami strzał. To wszystko czego było jej trzeba. Na odchodnym zerknęła na tablicę ogłoszeń w poszukiwaniu jakiejś łatwej pracy, aby w szybki sposób zarobić trochę złota, lecz nic ciekawego nie znalazła. Nathira ubolewała nad faktem, iż kończyły się jej pieniądze. Za dzisiejsze zapasy zapłaciła praktycznie swoimi ostatnimi oszczędnościami. Z polowania i dostarczania mięsa kupcom trudno było wyżyć, zaś aby zarabiać na gotowaniu, musiałaby się osiedlić w jednym miejscu na dłuższy okres czasu, co nie było w naturze Fellarianki. Dziewczyna zdecydowanie wolała podróżować po świecie i odkrywać jego nowe tajniki.
        Maszerując wybrukowanym chodnikiem szukała jakiegoś miejsca, w którym mogła spędzić noc. Nie uśmiechał się jej powrót do dziczy nocą, a zaczynało już zmierzchać. Na końcu ulicy zobaczyła szyld "Karczma Złoty Szyling''. ~ Hmm... Brzmi obiecująco, mam tylko nadzieję, że będzie mnie stać na pokój. - pomyślała i ruszyła w jej stronę. Otworzyła drzwi i jej oczom ukazała się obszerna izba, w której przy stołach zobaczyła różnych podejrzanych typów, z którymi nie miała ochoty wdawać się w żadne kontakty. Podeszła do karczmarza i zapytała o wolny pokój.
- Niestety, wszystkie pokoje zajęte. Jesteśmy najlepszą gospodą w mieście, dlatego ciężko u nas znaleźć wolne miejsca. Przepraszamy. - odpowiedział wyraźnie zakłopotany. Dziewczyna podziękowała i zamówiła kufel piwa. Wziąwszy go usiadła przy oddalonym od pozostałych stole, który stał w samym rogu pomieszczenia. Nie miała ochoty wracać na ulicę, tutaj było przynajmniej ciepło, dzięki kominkowi, który stał mniej więcej pośrodku izby. Siedząc tak popijała z kufla swój 'napój' i rozmyślała nad swym życiem. Nie miała pojęcia co robić dalej. Nie chciała nawet myśleć o tym jak będzie wyglądało jej życie bez grosza przy duszy. Musiała wziąć się w garść i znaleźć sobie jakąś pracę. Zacznę od jutra! To już postanowione! - pomyślała. Nie chciała więcej myśleć o tym dzisiejszej nocy. Chciała w spokoju posiedzieć sobie tutaj i chwilę odpocząć. Czy dany będzie jej odpoczynek? Nie wiedziała, że ktoś ukradkiem ją obserwował......
Ostatnio edytowane przez Nathira 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Undine
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:

Post autor: Undine »

Wieczór był spokojny, a w gospodzie pojawiało się coraz więcej ludzi. Jedni chcieli tutaj nocować, inni stwierdzili, że jadło i mocny trunek wystarczą, by zaspokoić ich potrzeby. I wszystko by się naturalnie zgadzało, gdyby w pewnym momencie do środka nie weszło pięcioro mężczyzn, wyraźnie podekscytowanych. Długa podróż odcisnęła na nich swoje ślady, czym przede wszystkim był niezbyt zachęcający odór potu. Brud na ich twarzach tworzył niemal ochronną skorupę, która izolowała ich przed chłodnym nocnym powietrzem, lecz żaden z nich na to nie zważał. Kiedy podeszli do lady, za którą siedział właściciel tego wesołego przybytku zaczęli z nim rozmawiać. I żaden z nich nie zachowywał się cicho, co to to nie. Przez chwilę wykłócali się o wolny pokój, a kiedy ich żądania nie przyniosły zamierzonych efektów rzucili na ladę spory mieszek pełen monet. Na ten widok nawet mężczyzna z drugiej strony lady musiał ustąpić. Przez chwilę się nie odzywał, przejrzał jego zawartość i zdawałoby się, że w swoim umyśle coś kalkuluje. W końcu jednak przyjął zapłatę kiwając głową, a jakby tego było mało zaproponował im kolejkę ciemnego piwa, co pięcioro przybyłych zareagowało entuzjazmem. Dwóch z nich jeszcze na moment opuściło gospodę mówiąc coś o "zabezpieczeniu ładunku", po czym po kilkunastu minutach cała zgraja siedziała przy stole gawędząc przy trunku. Nie trzeba było nawet zbytnio się skupiać, żeby usłyszeć wzmianki o "duchu wody", "niesamowitej urodzie" czy "szklanej trumnie wypełnionej wodą z ziołami usypiającymi". Alkohol tym bardziej rozwiązywał im języki, więc teraz zażarcie dyskutowali, czy lepiej towar sprzedać jakiemuś bogatemu szlachcicowi jako atrakcję do udomowienia, czy lepiej zachować go dla siebie. Wspomnieli nawet coś o górze złota, kiedy zaczną sprzedawać bilety chętnym pragnącym zobaczyć "ten żywioł", jak to określali swój dobytek. Jak się okazało dwójka, która wcześniej wyszła, przestawiła ich wóz podróżny na tyły gospody, gdzie były stajnie. I chociaż słowo "syrena" ani razu nie padło oni aż zacierali ręce, żeby doczekać się fortuny, którą mieli na niej zarobić. Sama Undine omamiona działaniem ziół leżała w szklanej trumnie nieruchomo zawieszona w dziwnym stanie pomiędzy jawą a snem. Obecnie bezbronna, nie mogła użyć magii by się wyswobodzić, a przez kilkudniową już podróż, gdy to nic nie jadła, była osłabiona na tyle, że nie mogła nawet zamienić ogona na nogi. Jej życie obecnie spoczywało w rękach nielegalnych handlarzy "rzadkimi gatunkami" i nic nie wskazywało na to, że szybko wróci do oceanu.
Po dłuższym zastanowieniu się jednak handlarze stwierdzili, że zaczęło się tu schodzić za dużo podejrzanych istot. Nie chcieli ryzykować, że zostaną zdemaskowani, a tym bardziej nie zamierzali stracić swojego towaru. Jak gdyby nigdy nic wstali i wyszli, byle tylko nie zwracać na siebie uwagi. I co teraz będzie z syrenką...?

CDN...
Undine -> KLIK
Ostatnio edytowane przez Undine 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Quetzalcoatl
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Quetzalcoatl »

Drzwi karczmy otworzyły się nagle, zatoczyły półokrąg i trzasnęły głośno o ścianę, o mało nie wylatując z futryny. Słabo widoczna w półmroku panującym na zewnątrz postać spojrzała po swojej uniesionej do przodu ręce i mruknęła coś o niezwykle wrażliwych i lekkich konstrukcjach wznoszonych przez ludzi. Gdy przybysz uniósł głowę i skierował ją wprost do karczmarza, blask lamp oświetlających wnętrze przybytku odbił się w jego oczach. Było w nich coś niepokojącego i nieludzkiego, jednak z tej odległości zebrani w środku goście nie potrafili orzec co z nimi jest nie tak.

- PRZEPRASZAM - do środka wdarł się, niczym podmuch wiatru, głos przybysza, przetoczył przez salę i odbił wielokrotnym echem niczym na górskich zboczach. Nawet płomienie zamigotały pod jego wpływem, jakby rzeczywiście głos był wiatrem. A może to tylko złudzenie wywołane zbyt dużą ilością wypitych trunków? Kilku bywalców, spojrzało w dno swoich kufli. - Przepraszam - rozbrzmiał ponownie głos, tym razem ciszej i normalniej.

Przybysz pochylił się i z niejakim trudem przecisnął przez nieco małą ramę drzwi. Odziany był w luźne, szaro-błękitne kimono, na których plecach została przymocowana dziwna ozdoba. Gdy obecni oderwali wzrok od stroju i skierowali go wyżej ich oczom nie ukazało się ludzko wyglądające oblicze, lecz podłużny, zaszczurzy pysk w kolorze burzowego nieba. Z paszczy wysunął się nagle, długi, wężowaty język i "posmakował" powietrze unoszące się w karczmie. Efekt był taki, że przybysz prychnął z niezadowoleniem. Ktoś nerwowo zakaszlał, ktoś inny sięgnął do pasa po broń, jeszcze ktoś - wyjątkowo nietrzeźwy - burknął coś o nieproszonych odmieńcach. Nieznajomy zignorował te drobne gesty, jakby zupełnie ich nie zauważył i skierował swe kroki w stronę karczmarza, który w pierwszej chwili chciał chyba załatwić jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę na zapleczu, zatrzymał się jednak w pół drogi, przypominając sobie, że jeśli nie zostanie, to pewnie do rana nie będzie co zbierać karczmy. Gdy nieznajomy poruszył się, stało się jasne, że dziwna "ozdoba" na plecach, to w rzeczywistości dwie pary skrzydeł wyrastające z pleców. Ruchy miał płynne, a bose "stopy" - a raczej gadzie łapska - przy stąpaniu nie wydawały niemal najmniejszych dźwięków. Nawet stara, chybotliwa deska, która miała tendencję do skrzypienia, tym razem nie wydała z siebie żadnego dźwięku, jakby nieznajomy wcale nie stąpał a płynął w powietrzu.

Zanim karczmarz zdążył zadać swoje rutynowe pytanie, odezwał się nieznajomy uprzedzając go:
- Kocioł wody - oberżysta uniósł pytająco brwi. - Duży kocioł, CZYSTEJ wody - przedostatnie słowo podkreślił na wszelki wypadek, po czym sięgnął za pazuchę, wyciągając stamtąd dość pokaźny woreczek i wysypał jego zawartość na blat. Kilka grudek srebra uderzyło o drewno z metalicznym brzdękiem, a obok nich potoczył się, nieoszlifowany szmaragd z srebrną inkluzją. - Tu się schował - powiedział z wyraźną radością w głosie gad zauważając kamień. Chwycił go w pazury, uniósł do góry i... wsadził sobie do pyska. Rozległo się głośne "chrup" a potem przełknięcie. Trudno powiedzieć czy zebrani w karczmie goście byli bardziej zaintrygowani tym faktem, czy parą szponiastych dłoni, które wyglądały jakby mogły wyrwać im tchawice w mgnieniu oka.

Nieznajomy sprawiał jednak wrażenie przyjaznego - na tyle, na ile można było sprawiać wrażenie przyjaznego z takimi szponami i ostrymi jak igły zębiskami, które mogli przez krótką chwilę podziwiać. Rozejrzał się po gospodzie. Większość stolików zajmowali ludzie, natomiast przy stoliku w kącie wyczuł stworzenie mu pokrewne - przynajmniej częściowo. Związane było z powietrzem! Nieznajomy uradował się, bał się już że będzie musiał przebywać sam w towarzystwie tych nieszczęśników. Ruszył raźnie w jej stronę. Chyba zbyt raźnie, gdyż nieznajoma odruchowo skuliła się. Zwolnił więc, a gdy dotarł na miejsce pochylił głowę i schował dłonie za plecami w przyjaznym geście.
- Jestem Quetzalcoatl - przedstawił się, a imię zabrzmiało donośnie. Powietrze za wibrowało od jego wielotonowego dźwięku. Jednocześnie przetoczyło się niczym nawałnica jak i zaszeptało niczym liście w delikatnym podmuchu wiatru. Wybrzmiało tak dziwnie, że prawie nikt kto je usłyszał, nie byłby w stanie opisać wrażenia, które wtedy odniósł, ani nie był w stanie go powtórzyć. Nikt - może za wyjątkiem znajdującego się w karczmie maga, który większość swojego życia poświęcił na studiowanie słów w których drzemała moc, a w tym niewątpliwie taka był. - Możesz mówić mi Quez - tym razem słowo zabrzmiało normalnie, niemal bez wyrazu. - Nie będziesz miała nic przeciwko, bym dołączył do twego towarzystwa? Wydajesz się być interesującą istotą.
Awatar użytkownika
Dattan
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dattan »

Dzisiejszego wieczoru, w karczmie panował spory ruch. Byli tu prawdopodobnie przedstawiciele większości ras żyjących w Alarnii. Nawet Smok się znalazł. Kiedy wszedł do środka wszyscy wyraźnie się przestraszyli bądź nastroszyli, zależnie od ilości alkoholu we krwi. Tylko Dattan wciąż siedział niewzruszony, jak gdyby widywał takich codziennie. Hmm...może sie przydać. Ciężko go będzie przekonać.... Mag już dawno skończył swój miód i teraz siedział tylko, uważnie przyglądając się przybyszowi. A tym samym kobiecie, do której się przysiadł. Wyczuł swój swego. Nie żeby Dattan miał coś do smoków, o nie. Bardzo szanował te potężne stworzenia. Najbardziej Smoki Ognia, z racji bliskiego mu żywiołu. Ten tutaj zdawał się raczej być Smokiem Wiatru. Rozmawiał z kobietą, która na smoka raczej nie wyglądała...bardziej na...Fellariankę. Dattan wiedział jak rozpoznać dane rasy. Oczywiście, nie zawsze się to sprawdzało, toteż mag nie czynił osądu od razu. To było tylko założenie.

W karczmie panował półmrok. Większość gości albo spała w pokoju, albo pod stołem, czym nie za bardzo się przejmowano.
- Najlepsza karczma w mieście, co? - Dattan mruknął do siebie poirytowany. Nie lubił, wręcz nienawidził przychodzić do takich miejsc. Wylęgarnia pijaczków, przestępców i innych śmieci. Ale innego wyjścia nie miał. To jedyne miejsce, gdzie mógł porozmawiać z kimś, nie wzbudzając zbytnio podejrzeń. No i trafił tu na dwójkę potencjalnych towarzyszy. Silnych towarzyszy. Bawił się teraz niewielkim płomykiem, który wyrósł z jego dłoni. Formował z niego różne kształty. Nie spodobało się to chyba jednemu z gości. Był to mroczny elf, ubrany w długą czarną szatę, podobną do tej, którą nosił Dattan.
- Te! magu! Zgaś ten ogień, bo nas wszystkich popalisz! - ryknął na całe gardło, wyraźnie pijany. Wstał nawet, chcąc wyglądać groźniej. Mag ognia nawet na niego nie popatrzył, tylko powiększył dwukrotnie płomień. Skierował rękę w stronę elfa.
- Masz coć jeszcze do powiedzenia, robaku? - głos Dattana był niski, przeszywający i zupełnie wyprany z emocji. Odwaga mrocznego elfa ewidentnie zmalała, ale przecież był tu z kompanami, którzy teraz stali obok towarzysza - Pięciu na jednego? Chyba wam życie nie miłe.
- Słuchaj płomyk. Albo podwiniesz sukienkę i sam stąd wyjdziesz, albo ci pomożemy! - tym razem głos należał do wielkiego orka. Niestety zrobił coś bardzo głupiego. Obraził Dattana, który "schował" płomień w zaciśniętej pięści. - Mądry trefniś. Wnoś się!
Ci, którzy jeszcze siedzieli w gospodzie patrzyli teraz na tę scenę, kilku nawet o tym dyskutowało. Mag wstał powoli i zwrócił się twarzą do przeciwników. Patrzył na nich z pogardą, jakby zupełnie lekceważył i przewagę liczebną.
- Niemądrze jest obrażać silniejszego, chamie - odparł mag.
- Ty silniejszy?! Spójrz na siebie! Mógłbym cię zdmuchnąć, jak świeczkę... - orka rozbawiło zdanie Dattana.
- A skoro o płomyku mowa... - to była sekunda, gdy Dattan zamachnął się delikatnie do tyłu i cisnął niewielką kulą ognia w orka, który momentalnie stanął w ogniu, krzycząc i machając bezradnie rękoma. Wszyscy skupili się na gaszeniu kompana. To dało Dattanowi czas na kolejny atak, bardziej subtelny. Rozłożył dłoń, na której pojawił się żar. Dmuchnął w niego i łącząc magię wiatru i ognia, posłał w stronę przeciwników "płonące powietrze". Tamci oddychając, nieświadomie wciągnęli to do płuc. Wtedy żar zapłonął i zaczął palić ich ciała od wewnątrz. To była prawdziwa agonia. W kilka sekund zostały z nich tylko popalone zwłoki. Teraz gdy wszyscy i tak zwrócili na niego uwagę, porzucił tą nieznośną dyskrecję. Popatrzył na Smoka i wskazał go palcem.
- Musimy pomówić - powiedział do najgrubszym i najbardziej przerażającym głosem jakim potrafił.
Zablokowany

Wróć do „Thenderion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości