Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Choć widział ten obraz nie pierwszy raz, to przestrzeń bogata w konstelacje nadal zachwycała lisołaka przykuwając jego pełną uwagę. Oczywiście, że pierwsze, co rzucało się w oczy to srebrzyste blaski, ale Namir wiedział, że pod tymi połyskującymi punkcikami kryją się tajemnice przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zapewne Uera wiedziała zdecydowanie więcej niż mówiła, ale była to jedyna wróżbitka, jaką znał, która znała znaczenie „tajemnicy zawodowej”.
        Verka oparł się o drzewo krzyżując ręce, a z czasem jego prosty siad zmienił się w nieco bardziej swobodny i luźny. Śledził wzrokiem wskazane przez kobietę konstelacje. Około rok temu sam przeżył coś podobnego. Czy to, co przepowiedziała mu wówczas Uera spełniło się?
        Zmiennokształtny zmarszczył nos próbując sobie cokolwiek przypomnieć z tamtejszego spotkania. Na pewno było okropne. Grzebanie w jego pamięci, na jakikolwiek sposób, wzbudzało w nim wściekłość, ból, ale najgorsze było uczucie wypalającego się od środka ciała. Nie. Niewiele mu wówczas przepowiedziała. Mało znaczące fakty, ale to żrące uczucie... nie palenie, ale jakby polewano go kwasem, prosto w serce i rozpływało się po reszcie tułowia oraz po kończynach.
        Brr. Namir aż się wzdrygnął. Postanowił skupić się na tym co tu i teraz. Uśmiechnął się rozbawiony słowami Filipie i reakcją Leili na nadmierną wścibskość artystki.
        Dwie drogi. Namir tlił w sobie nadzieję, że któraś z nich dotyczy jego, że gdzieś i jego konstelacja łączy się z gwiazdozbiorem lisicy. Zaraz jednak odrobinę przystopował ze swoimi radościami. Jedna trudniej dostępna, ale bardziej znacząca w jej życiu. Mniej dróg, mniej wyborów. Czy mógł zapewnić jej takie życie? Spokojne, pełne wyjątkowych chwil? Ciekawe tylko czy ów zdarzenia były bardziej pozytywne czy negatywne. Wolałby nie napiętnować życia Leili ogromnym nieszczęściem.
        I ta druga gałąź. Niebezpieczna. Wiele dróg do wyboru, zagrożenie... Mężczyzna delikatnie się przygarbił. To by mu bardzo pasowało. Pragnął sielankowego życia, a wciąż tylko wodzą za nim nosem ludzie z czarnego rynku. Nie może się wyzwolić. Dostał się na bruk i się z niego nie wydostanie. Uera mówiła także o szczęściu i satysfakcji...
        Agh! Na co on tu przychodził? Trzeba było zostać nieprzytomnym.
        Później przyszła kolej Samiela. Filipie zatarła dłonie, chciała wyłapać jakiś ciekawy kąsek na temat demona. Jest stary. Wiedziała! Wiedziała, że to doświadczony wojownik! Aktorka cała drżała z ekscytacji. Już wyciągnęła rękę, już miała krzyczeć, już widziała te jedną konstelację, gdy... Samiel powiedział, że tylu mu wystarczy.
        Że jak?!
        Tylko tyle?!
        A inne smoki do pokonania?!
        A może by ją uratował?
        Może mają jakąś wspólną miłosną konstelację?!
        - Ou... - miauknęła zawiedziona artystka
        Jedyne czego się dowiedziała to to, że zarówno i Samiela, i Leilę spotka przeszłość. Ktoś po nich wróci. Ktoś ich na nowo zechce. Albo przeszłość połączy serca tych dwojga raz na zawsze?! Jakie to romantyczne! W głowie Filipie już zaczęła układać piosenki i sceny do nowego spektaklu. O tak! Wyobrażała to sobie. Ona w niebezpieczeństwie, dawny okrutny partner wraca do niej, ale przecież jest pod czujnym okiem Smoczego Wojownika. Cóż to jednak? Dawna miłość wojownika wraca i mąci mu w głowie! Ona musi wybrać, czy chce o niego wciąż walczyć czy też uzna, że tak naprawdę szczęśliwy jest jedynie z byłą kochanką? Odejdzie w ręce straszliwego partnera... nie, nie! Lepiej pasuje - potwora! Potwora, który kiedyś ją zniewolił tylko po to, by Smoczy Wojownik zaznał prawdziwego szczęścia! Dramat jednak jest o wiele gorszy. Jej dusze pożera powtór, a Smoczy Wojownik nie zdołał wrócić by ocalić tę którą naprawdę kocha. Płomiennego kwiatuszka.
        - Jakie to piękne... - wzruszyła się Filipie ocierając łezkę z kącika oka.
        - Hm... To może teraz ja? - odezwał się nagle lisołak, który już stał uśmiechając się nieco przebiegle.
        Uera jedynie skierowała wzrok na zmiennokształtnego, ale całą reakcję zaskoczenia przejęła Filipie, która zmarszczyła brwi a usta złożyły się w nieme „cooooooo?”.
        - Je... jesteś pewien? - spytała nieco nerwowo Fui.
        Namir zajął główne miejsce w pomieszczeniu i poprawiając poduszkę odpowiedział złośliwie:
        - A co? Nie jesteś ciekawa?
        - Jestem! - zapewniła szybko Filipie. - Ale...
        - Trochę się zmieniło – odparł cicho spoglądając ukradkiem na Leilę.
        - Więc zaczynajmy...
        Wróżbitka wpatrywała się w oblicze zmiennokształtnego. Gdy ten się zbliżył i pochylił ku wodzie, także i elfka delikatnie zbliżyła się do lisołaka.
        - Jesteś pewien? - spytała elfickim
        - Na ten moment, tak. - Odparł w tym samym języku.
        „Zacznę żałować po fakcie” pomyślał sceptycznie męzczyzna.
        Verka zbliżył dłonie do tafli wody. Zatrzymał się jeszcze na chwilę tuż przed zanurzeniem ich. Był pewien swojej decyzji, ale jakieś dziwne uczucie go odpychało. Tworzyło barierę, jakby odpychał go zimny powiew między palcami. Jeszcze raz spojrzał na wróżbitkę, ale ta tylko uniosła głowę szykując się na obserwacje „nieba”.
        W końcu dotknął cieczy, która zaczęła obejmować jego paliczki niebieską barwą. Zacieki powoli sięgały nadgarstków, ale w tym momencie, gdy tuż nad jego głową ujawniła się konstelacja bliźniąt, Namir zaczął odczuwać okropny ból. Gałęzie powolutku rozrastały się ku górze, lecz przeszłość szybko malowała swoje odnogi ku dołowi.
        - Przesuń ten fragment... - nakazał lisołak.
        - Nie mogę – odpowiedziała Uera. - Zatop dłonie, dotknij samego dna, nie mogę operować na tak słabych gwiazdach, a twojej przyszłości nie jest śpieszno. Nie chce się tak szybko pokazać.
        Zmiennokształtny usłuchał. Zanurzył dłonie głębiej. Konstelacje przedstawiające minione zdarzenia były praktycznie niewidoczne. Rozmazane, poszarpane, rozmyte, niewyraźne, ale jednak rozwijały się dalej sięgając niewygodnych zakamarków amnezji. Verka uniósł głowę. Widział nić przeszłości. Jedną, jasną, choć półprzezroczystą. Czy to była Leila? Szukał wzrokiem podpowiedzi, ale ciało zaczął pożerać niewidoczny dla oczu kwas. Co za ból, co za okropny ból. Spojrzał wyżej, na sam czubek. Zaczął prostować sylwetkę i cofać dłonie. Chciał zapamiętać jak najwięcej. Wyjął dłoń, przetarł twarz. Paskudnie się czuje.
        - Tu się kończą konstelacje z obecnej chwili... - poinformowała morska elfka. Mrużyła oczy, wytężała wzrok, aż w pewnym momencie znacząco wyprostowała swoją sylwetkę.
        - Trzy kruki... - mruknęła głucho w elfickim języku Uera.

        - Nareszcie Mans. Odszukaj go dla mnie... - rozbrzmiał znajomy głos w głowie Namira.

        „Lovisa...”. Lisołak gwałtownie wycofał ręce. Ten głos był tak realny, jakby stała tuż za jego plecami. Rozejrzał się dookoła szukając wiedźmy, ale ona gościła tylko w jego myślach.
        - FILIPIE!!!!!
        Aktorka wraz z lisoałkiem zerwali się na równe nogi. Filipie z paniki, Namir po prostu zareagował na potencjalne zagrożenie.
Do pomieszczenia wpadło ostre światło. Kotarę trzymał Duil i patrzył wściekle na aktorkę. Wszyscy w pomieszczeniu jęknęli niczym niezadowolone dzieci, którym rodzic przeszkodził w zabawie wywoływaniu duchów za karę oślepiając ich promieniami słońca jakie gości za dnia.
        Filipie wystrzeliła do przodu, przedzierając się przez całe towarzystwo i wyszła jako druga. Pierwszą osobą był Duilesgar, którego wypchnęła. Aktor był blisko zrobienia burdy i awantury w ciasnym pniu wierzby.
        - Duilesgarze... - zaczęła słodko Fui.
        - Nie wachluj mi tutaj tymi rzęsiskami! Co ty wyprawiasz?!
        - Kochany, uspokój się, uspokój... - aktorka lekko klepała elfa po ramieniu.
        - Ja mam być spokojny? Obiecałaś!
        - I dotrzymałam słowa! - odpowiedziała z wielką duma Fui.
        - Tak? Nie zauważyłem byś dotrzymała słowa!
        - Obiecałam, że nie będzie wróżyć mi. Wróżyła im – uśmiechnęła się pokrzepiająco Filipie.
        Duil uniósł ręce wyginając palce, jakby miał zaraz ze złości udusić te cwaniarę! Jeszcze chwilę walczył, próbował przegryźć jej słowa, ale... Nie w przypadku Duila. Kłótnia potoczyła się dalej, tyle, że już w mowie elfów. Dwójka wyglądała komicznie, gdy tak artystycznie gestykulowali między lianami wierzby. Zdmuchiwali z siebie listki, by wpaść w kolejne pnącza, odwijali nadgarstki, gdy za bardzo się wplątali, ale kłótnia trwała na wysokim poziomie krzyków. Filipie próbowała ugłaskać Duilesgara, łasiła się do niego i cmokała, ale on nie dawał za wygraną. Ostatecznie obrazili się na siebie śmiertelnie i obrócili do siebie plecami.
        - Oho, będzie pite – skomentował nieco obojętnie lisołak wychodząc na zewnątrz.
        - Gdzie ten lis? - mruczała pod nosem Joena, która właśnie przechodziła obok wierzby.
        - Uhm, tu jestem.
        - Ach! Gdybym nie wiedziała to bym zemdlała! Cały się upaćkałeś tą niebieską farbą! Dobrze, że szybko spływa. Eace kazał ci podać leki. Wypijesz to paskudztwo i cię oddaję.
        - Chyba się przydadzą... Nie najlepiej się czuje - burknął Namir wyraźnie nie w humorze.
        - Co za tępy bakłażan!
        - Burak. Mówi się burak – podpowiedział Japker, który znalazł się tuż za plecami Joeny.
        - Co za różnica? Warzywo to warzywo. Jak można być tak głupim jak rękawiczka?
        Japker nie odpowiedział. Jedynie pacnął sobie dłonią w czoło.
        - Och, z Duilesgarem się pokłóciłaś? Nie smuć się kochana! Już zaczynają piec jelenia. Zebraliśmy jabłka, maliny, jagody... Możecie szykować ozdoby do dzisiejszego ogniska albo pójść na polowanie albo szykować ognisko... Generalnie należy się wam odpoczynek. Dostaliście nowy wóz, choć Duil oczywiście zrzędził. Pewnie go ulepszy, jeżeli nie sprowadzimy waszego, ale z niego to chyba niewiele zostało... Zrelaksuj się wraz z twoimi towarzyszami - uśmiechnęła się ciepło zielarka. - Ten wieczór będzie wyjątkowy dzięki tobie - Joena szepnęła ostatnie słowa do ucha aktorki, po czym ucałowała czule Filipie w policzek. Fui uśmiechnęła się - niby zawstydzona.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila wręcz zamarła pod spojrzeniem, którym obdarzył ją zabójca. Chyba po raz pierwszy spojrzał na nią w ten sposób – z niezadowoleniem, groźnie. Wcześniej zwyczajnie łypał i był po swojemu niebezpieczny, ale nie bezpośrednio w jej stronę. Do tego nawet akurat zdążyła się przyzwyczaić i wręcz nieliczne uśmiechy były jak nagroda za coś, co zrobiła. Teraz jednak wyraźnie podpadła, ale było już za późno. Jej drobne dłonie mogły tylko ostrożnie wycofać się z wody, zostawiając tam silne ręce mężczyzny, który przeniósł już z niej uwagę, pozwalając Leili wycofać się szybko w cień.
        Poniosło ją! Poczuła tą krążącą wokół niej magię, ten czar, przyszłość, przeszłość i teraźniejszość, wirujące wokół pod postacią gwiazdozbiorów. Tak bardzo chciała by i on to zobaczył i poczuł, że zupełnie nie pomyślała o konsekwencjach. Może gdyby się chwilkę zastanowiła, domyśliłaby się, że ten poważny zawsze mężczyzna niekoniecznie może podzielać jej entuzjazm, ale teraz znów z jego oczu nie można było nic odczytać, a Rudej pozostawało tylko wycofanie się na swoje miejsce.
        Usiadła na swojej poduszce ze skrzyżowanymi nogami i zaciskając dłonie w piąstki. Żałowała, że ją poniosło, ale mleko się już rozlało, a ciekawość wręcz ją zalewała. Od razu przeniosła uwagę na konstelacje nad głową mężczyzny, szukając czegoś znajomego, czegoś co by rozpoznała. Udało jej się wyróżnić kilka węzłów, które pojawiły się i u niej, chociażby to błahe zepsucie wozu. Chociaż po chwili już nawet tego nie była pewna, a i tak nie potrafiła zinterpretować niekończących się linii, bo przecież nie znała się na tym aż tak dobrze. Poza tym… było ich tak wiele!
        - Whoa… - szepnęła, zadzierając głowę.
        O ile „jej” chmury rozpościerały się nad nią, pozornie nie mając końca, nieboskłon nad Samielem wręcz napierał na ściany wnętrza drzewa, kłębiąc się w nich z wielkim trudem. Liczne punkty, linie, sploty, rozgałęzienia… nie wiedziała na czym zawiesić wzrok. Jednym uchem słuchała Uery, rozmawiającej z demonem, wciąż usiłując znaleźć mniej więcej bieg drogi w przyszłość Zabójcy, gdy dotarły do niej słowa wróżbitki.
        Samiel spotka kobietę ze swojej przeszłości. Leila oklapła nieco, płynąc we własne wnioski. Nie była przecież aż tak naiwna (ale nawet gdyby była, trudno inaczej zinterpretować słowa wieszczki), raczej nie chodziło o jego matkę, na los, oczywiście, że chodzi o kobietę. Nieświadomie pochylała się lekko w przód, próbując jednocześnie obserwować przepływające po niebie konstelacje przesuwane przez Uerę, podglądać reakcje Samiela (chociaż tego, jak zawsze, nie było wiele) oraz podsłuchiwać interpretacji wieszczki.
        Skończyło się szybciej niż się zaczęło i Leila gwałtownie wyprostowała się na swojej poduszce. Czy u niej też było tak krótko? Na pewno nie. Przecież Felipie zadawała tyle pytań, ona sama potrzebowała kilku wyjaśnień i to z pewnością trwało o wiele dłużej. Może dłonie zabójcy nie były zanurzone wystarczająco głęboko w niebieskiej farbie i przez to wróżba była krótszą. Ją przecież elfka wepchnęła do wody prawie po łokcie. Tak, to musiało być to. Wyjaśnienie jednak jej nie wystarczyło, wciąż była ciekawa Samiela, wciąż tak niewiele o nim wiedziała, a chciała go poznać lepiej. Decyzja mężczyzny nie była jednak zaskoczeniem i rudowłosa tylko westchnęła cicho, spoglądając za rozwiewającymi się chmurami jego przyszłości.
        Reakcja Felipie natomiast rekompensowała wszelkie niedopowiedzenia. Jęknięcie zawodu nie umknęło nikomu w drzewie, natomiast to, co tak momentalnie wzruszyło artystkę już tak, a przynajmniej lisołaczce, która z wyraźną konsternacją przyglądała się ocierającej łzę blondynce. Ta kobieta była fascynująca i przerażająca na tak wiele różnych sposobów!
        Leila spojrzała nagle zaskoczona na Namira, gdy ten wyraził chęć wróżenia. Nie by nie podejrzewała go o to (jak Felipie, która wyglądała na bez mała zszokowaną), ale zwyczajnie martwiła się o przyjaciela, który wciąż nie wyglądał najlepiej. Takie błądzenie wśród swojej historii nie było raczej wycieńczające fizycznie, ale emocjonalnie na pewno, przynajmniej dla niej, więc czy to na pewno dobry pomysł? Gdy lisołak na nią spojrzał uśmiechnęła się jednak pokrzepiająco, nawet jeśli nie do końca zrozumiała nawiązanie do jego słów. Zamiast tego obserwowała z lekkim niepokojem, jak ostrożnie chłopak zabiera się do wróżenia. Jakby wcale nie chciał. Ale przecież sam się zgłosił. To może… jakby to było dla niego nieprzyjemne?
        Jej przemyślenia szybko potwierdził grymas przebiegający przez twarz zmiennokształtnego i Leila odruchowo pochyliła się w jego stronę, opierając uspokajająco dłoń na jego ramieniu. Chciała go wesprzeć, bo zawsze się wspierali w trudnych chwilach, ale wtedy Uera spojrzała na nią srogo ponad ramieniem lisa.
        - Burzysz widzenie – mruknęła, nie oschle, ale wystarczająco beznamiętnie, by palce Leili odskoczyły od Namira jak oparzone.
        - Przepraszam – szepnęła, wracając na swoje miejsce i obserwując jak lisołak w końcu się przemaga i zanurza głębiej dłonie. To go bolało, teraz to widziała. Zmartwiona, przyglądała się bardziej jemu niż konstelacjom, z trudem kłębiącym się pod sklepieniem, urywających się w losowych momentach linii i splotów o takiej liczbie rozgałęzień, że mogła od tego rozboleć głowa. Tam nie widziała już nic.

        Leila też zerwała się na równe nogi słysząc krzyk. Przymrużyła oczy niezadowolona bijącym nagle światłem, które po ciemnościach wewnątrz wierzby zdawało się czystą światłością w pełnym tego słowa znaczeniu. Niepewnie podziękowała Uerze i powoli wyszła na zewnątrz, szerokim łukiem omijając kłócących się Duila i Felipie, chociaż i tak dostała w nos kilkoma odepchniętymi przez ich dłonie gałązkami. Zatrzymała się na moment, korzystając z chwili samotności i nawet kojącego dotyku małych listków na ramionach i głowie. Zgarbiła się lekko, pocierając twarz dłońmi i dochodząc ze sobą do porządku. To co tam przeżyła, było tak intensywne, że wciąż czuła ślady farby na dłoniach, a gdy przymknęła oczy, wciąż widziała swoje niebo i płynące po nim konstelacje. Chciałaby powiedzieć, że dopatrzyła się podobnych u Samiela i Namira, ale naprawdę w większości były to dla niej niejasne plątaniny symboli, których nie mogła odczytać. A cóż, trochę farby naprawdę zostało jej na kosmyku włosów.
        W zamyśleniu zdrapywała zaschnięty barwnik, gdy uzdrowicielka rozmawiała z Namirem, ale jako kolejna nowa osoba, nieco przywróciła Leilę do rzeczywistości i ta rozejrzała się za Samielem.
        - Hej – zwróciła na siebie jego uwagę, dotykając jego ramienia i wracając szybko do zdrapywania farby z włosów. – Przepraszam, że tak wyskoczyłam z tym wróżeniem. Nie pomyślałam, że możesz nie chcieć, chyba sama byłam ciekawa, przepraszam – mruknęła, uśmiechając się nieśmiało.
        Nie wiedziała czy powinna i czy chce nawiązywać do jego wróżby, a gdyby nawet się zdecydowała to chyba i tak nie wiedziała, jak się do tego zabrać, więc nie mówiła już nic więcej, pozwalając Joenie rozporządzić ich dalszymi planami.
        - Ja chętnie pomogę – odezwała się wyjątkowo, jak na siebie odważnie. – To znaczy może z ozdobami najlepiej – dodała już ciszej, momentalnie żałując nagłego napływu chęci integracji.
        Chciała jednak przyczynić się jakoś do tego wydarzenia. Miała przeczucie, że to może być naprawdę przyjemny wieczór. Ostatni, który spędzili pijąc i rozmawiając z trupą artystów zdawał jej się jak z bajki, a co dopiero ten? W gronie prawie zupełnie obcych osób, ale życzliwie ich witających, przy ognisku, jakichś ozdobach, rozmowach? Leila od jakiegoś czasu uczyła się życia na nowo i dzisiaj miała okazję zrobić kolejny krok w tą stronę. Nawet jeśli dla niektórych było to zwykłe ognisko, dla niej to będzie kolejne przeżycie w normalnie działającej społeczności. To zaś uczucie było jak zapomniana historia, tak odległa we wspomnieniach, że nie wiedziało się już samemu, czy wspominane wydarzenia miały miejsce naprawdę czy były jedynie usłyszaną niegdyś bajką. Chciała być czegoś częścią, nawet jeśli tylko na chwilę, to jej nie przeszkadzało. Po prostu normalnie żyć, nie kryjąc się ciągle, nie czekając na nieuchronny cios – beztrosko. I kolejne ognisko w znajomym gronie i atmosferze zabawy, chociaż banalne, brzmiało dla niej jak marzenie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Właściwie, nawet on sam był pod wrażeniem ilości gwiazdozbiorów, które były jego historią. Chyba dopiero teraz tak na poważnie zdał sobie sprawę z tego, jak wiele przeżył i… że jest stary, mimo wyglądu mężczyzny mającego na karku około trzydzieści lat. To wszystko było ładne i w ogóle, ale Samiel nadal wykazywał niewielkie zainteresowanie swoją przyszłością, nawet jeśli powiedział, że chciałby wiedzieć, co mu się niedługo przydarzy.
„Spotka kobietę z przeszłości” - nie mógł wiedzieć o kogo chodzi, bo przecież żył tak długo, że spotkał ich naprawdę wiele. Wróżbitka powiedziała też coś o tym, że w przeszłości mógł spotkać tę tajemniczą kobietę więcej niż raz, co niby zawężało lekko krąg, jednak nadal ciężko było wybrać tą jedną, o którą może jej chodzić. W każdym razie… najpewniej zapamięta wróżbę i kiedyś sobie o niej przypomni, co może stać się właśnie wtedy, gdy spotka osobę, której ona dotyczy. Przemieniony postanowił też, że nie potrzebuje wiedzieć więcej na temat przyszłych wydarzeń, dlatego też powiedział to, co powiedział. Wydawało mu się, że Filipie była najbardziej zawiedziona tak szybkim końcem wróżby, co więcej, wyglądała nawet na kogoś, kto już miał gotowe pytania, co do historii demona i możliwe, że zadałaby je, gdyby on sam przeciągnął to o chwilę lub dwie. Samiel pozwolił resztce farby całkowicie opuścić jego dłonie i wycofał się na miejsce, które zajmował wcześniej.
Następnie to Namir wyraził chęć wróżenia, co otwarcie zaskoczyło Filipie. To była trochę dziwna reakcja, połącza zresztą z pytaniem o to, czy jest tego pewien. Cóż, demon był trochę ciekaw tego, co może się stać albo, co stało się wcześniej, że reakcja elfki była właśnie taka. Może dowie się czegoś więcej na ten temat, gdy już Uera będzie wróżyć z gwiazdozbiorów zmiennokształtnego… Ten seans też nie trwał długo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zakończył gwałtownym ruchem Namira i jego spojrzeniem, jakby szukał czegoś, czego nie było wewnątrz drzewa. Może w jego przeszłości było coś, czego się obawiał i dlatego wróżenie z historii było dla niego „niebezpieczne”? Może… Samiel nie wiedział i wydawało mu się, że nie uzyskałby odpowiedzi, gdyby zaczął pytać. Dlatego też postanowił, że da temu spokój i przyjmie swoje przypuszczenia jako możliwy powód.

Do środka najpierw wpadł męski krzyk, a później jasne światło, które poraziło oczy każdego. Samiel wstał błyskawicznie, jakby instynktownie reagując na coś, co mogłoby być zagrożeniem, mimo że w głowie coś podpowiadało mu, że przecież znał ten głos i wiedział do kogo, prawdopodobnie, należał. Zresztą, wyglądało na to, że seans i tak się zakończył, więc niedługo i tak opuściliby drzewo wróżbitki. Elf i elfka szybko zaczęli się kłócić, chociaż najpierw Filipie wyszła na zewnątrz, wcześniej wypychając tam Duilesgara. Samiel tylko westchnął cicho i też wyszedł, wcześniej przepuszczając w progu lisołaczkę. Później po prostu szedł przed siebie, nie przejmując się tym, że gałązki wierzby muskają lub nawet czasami smagają jego twarz, szyję i ramiona.
Usłyszał głos lisołaczki i poczuł jej dotyk na swoim ramieniu. Odwrócił się w jej stronę, naturalnie chcąc usłyszeć, co dziewczyna ma mu do powiedzenia.
         – Nic się nie stało – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu. Gdyby zmiennokształtna spojrzała mu w oczy, nie ujrzałaby tam tego niezadowolenia, które widziała tam wcześniej. Nawet, jeśli ciężko było odczytać emocje, które odczuwa… przynajmniej nie było tam żadnych, które mogłyby być negatywne. Po chwili zabrał dłoń, ale i tak pozostał w pobliżu lisołaczki.
         – Mogę pomóc z przygotowaniem ogniska – zaproponował. Niby miał ze sobą kuszę i mógłby udać się na polowanie, jednak te na zwierzęta nie były tymi, w których się odnajdywał. Owszem, tutaj także było trzeba tropić ofiarę, zaczaić się i atakować ją z ukrycia, jednak… myśliwi na pewno patrzyliby się na niego dziwnie, gdyby wyskoczył ze sztyletami na zwierzynę, chociaż pewnie byliby zaskoczeni, gdyby udało mu się pozbawić ją życia właśnie w ten sposób. Nie to, żeby wątpił w swoje umiejętności… po prostu wydawało mu się, że i tak nie dałby rady dogonić uciekającego jelenia i jeszcze zbliżyć się do niego na tyle, żeby zabić go bronią białą.
         – Tak… pomogę z ogniskiem – potwierdził swe słowa sprzed chwili, chociaż brzmiało to tak, jakby zapewniał o tym sam siebie i jednocześnie odsuwał na bok inne pomysły.

Właściwie podejrzewał, że wykonywanie ozdób i prace przy ognisku dzieją się w tej samej okolicy, więc on i Leila i tak szli w tym samym kierunku. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy nie zająć tego czasu rozmową i, chyba podjął decyzję.
         – Szczerze mówiąc, jakoś niezbyt wierzę w te całe wróżby – zaczął, na krótką chwilę spoglądając na lisołaczkę. Jakby chciał sprawdzić, czy zaczęła go słuchać.
         – Mogę ci nawet powiedzieć, dlaczego podchodzę do tego tak… niechętnie – dodał i wzruszył lekko ramionami, chcąc wskazać, że nie widzi nic złego w tym, żeby opowiedzieć jej o tym. Wcześniej chciał nawet od razu wspomnieć o tym, że nawet nie jest pewien, o jaką kobietę mogło chodzić wróżbitce, bo przecież w ciągu swojego życia spotkał ich wiele i z dużą liczbą współpracował więcej niż raz… albo po prostu spotkał się kilka razy, jednak jakoś nie udało mu się ubrać tego w słowa tak, żeby nie brzmiało to, jakby coś sugerował – dlatego też postanowił to przemilczeć.
         – W przeszłości kilkukrotnie dałem się zaciągnąć na różne wróżby i żadna z nich się nie sprawdziła, więc stwierdziłem, że nie można przewidzieć tego, co kogoś spotka. Z drugiej strony, nie przeczę, że Uera nie ma talentu… może nawet jest jedną z tych nielicznych wróżbitek, które naprawdę się na tym znają i ich wróżby mogą się sprawdzić – tego nie dowiemy się, dopóki nie spotka nas to, co zostało nam przepowiedziane. Poza tym, sposób w jaki to robiła był niezwykły, a przez to sprawiał, że naprawdę chciało się uwierzyć w te wszystkie gwiazdozbiory i ich interpretacje, ale… Ja mam swoje zdanie na temat wróżb i najwyżej zmienię je nieco, gdy faktycznie niedługo trafię na kogoś, kogo rzeczywiście znam i spotkałem już wcześniej, i to kilka razy – powiedział w końcu. Może mówił trochę za długo i nie dał jej szansy na wtrącenie swoich uwag odnośnie do czegoś konkretnego, o czym tu wspomniał, jednak zawsze mogła to zrobić teraz – mimo że zbliżali się już do niewielkiego placu na środku wioski, na którym jedno ognisko paliło się już w najlepsze, a jelenie mięso piekło się w jego ogniu. Niedaleko, przy niedużym i drewnianym stole, siedziały też cztery kobiety, które robiły ozdoby.
         – Spotkamy się później – powiedział do lisołaczki i poszedł w stronę ogniska. W niedużej odległości od tego ogniska, po jego prawej stronie, został ułożony drugi krok z kamieni, który wyznaczał granice drugiego ogniska. Najpewniej nad nim będzie piekło się mięso zwierzęcia, które upolują myśliwi. Na placyku było też kilka innych osób, różnej płci i przedziału wiekowego – starszy mężczyzna pilnował ognia i mięsa nad nim, młody chłopak wprowadzał ostatnie poprawki w kamiennym kręgu i poprawiał kamienie, dwóch siedziało na ławie i stroiło swoje instrumenty, przygotowując je do gry… a inni także byli czymś zajęci, w tym także rozmowami pomiędzy sobą.

Samiel postanowił ściągnąć kurtkę, którą odrzucił gdzieś na bok. Podwinął też, mniej więcej do łokci, rękawy koszuli. Oczywiście całość nie uszła uwadze niektórych kobiet, które przez chwilę przyglądały mu się różnymi spojrzeniami, a później wróciły do swych zajęć. A on? Po prostu podszedł do miejsca, w którym leżało drewno i zaczął znosić je na miejsce wyznaczone przez krąg kamieni. Właściwie, zaczął pomagać elfowi, który to robił, na co ten powiedział coś w swoim języku i uśmiechnął się lekko. Zabójcy wydawało się, że mężczyzna zwyczajnie podziękował mu za pomoc. Gdy już znieśli potrzebną ilość drewna, przemieniony pomógł zamontować rusz, a później przyniósł podpałkę w postaci suchej trawy – oczywiście, wcześniej miejsce wskazał mu ten sam elf, któremu pomagał. Następnie chciał rozpalić ognisko, jednak mężczyzna pokręcił głową, wskazał na las, a później pokręcił głową ponownie. No tak – myśliwi nie wrócili jeszcze z upolowaną zwierzyną, więc jeszcze nie warto było rozpalać ognia. Samiel kiwnął tylko głową ze zrozumieniem i podszedł do beczki z wodą, przy której stał też mały stolik z drewnianymi kubkami – wziął jeden z nich, zanurzył w cieczy i wypił powoli… a później usiadł na pobliskiej ławie.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Cała trójka na pewien czas rozdzieliła się całkowicie. Duin zniknął z oczu wszystkich, Filipie zaciągnęła Leilę do stolików, gdzie wykonywano ozdoby, a Samiel przyłączył się do przygotowań bardziej praktycznych. Joeana zaś zaciągnęła Namira na kontrolną wizytę, ale i nie tylko...
        Oboje weszli do drzewa, w którym uprzednio leżał lisołak. Verka poruszył nosem, ale nie odczuwał już tak intensywnie zapachów więc niewiele mu przeszkadzała ta dziwna woń zmieszanych specyfików. „Trudno się przyzwyczaić”, pomyślał drapiąc się po płatku nosa, jakby miało mu to momentalnie przywrócić przewrażliwiony węch.
        Joena krzątała się po pewnej części drzewa, a dokładniej przy regałach, gdzie stały wyłącznie książki. Zmiennokształtny wygiął usta czekając na jakąś kolejną dawkę paskudztwa do wypicia, ale zielarka była bardziej przejęta lekturami niż nim.
        - A na co tu jestem? - spytał nieco zaczepnie mężczyzna.
        - Ach, wybacz! Tak się przejęłam, Filipie prosiła o pewną książkę... próbuję ją znaleźć, gdzie ona... Wczoraj dopiero, co ją widziałam! Naprawdę! - Joena na nowo zaczęła mamrotać do siebie pod nosem więc lis wzruszył ramiona i zaczął pomagać w poszukiwaniach.
        Natrafił na niedługą lekturę. Obdarta w wielu miejscach, szczególnie na krawędziach, z mocno pożółkłym papierem, choć okładka twardo zachowywała pełny obrazek utrzymany w mrocznym klimacie. Drzewa, na których znajdowały się czarne, jak noc kruki oraz postać otulona świetlistą bielą.
        - Dramat „Trzy kruki” - przeczytał zmiennokształtny, po czym przejrzał książkę z zainteresowaniem. Obejrzał dookoła, niczym niebywały okaz, aż w końcu zaintrygowany otworzył książkę na pierwszej stronie.

„Chciałem nam pokazać czyste niebo,
miłość, przyjaźń więc pytam dlaczego,
szukam odpowiedzi, lecz znaleźć nie mogę
po co to wszystko? Jakby zasiano we mnie chorobę,
cud kwiatu, gładkość łodygi, płatka cnotliwość.
Zabijało mnie lat tyle, ma fuirrento.”


        Lisołak starał się przetłumaczyć tekst najdokładniej, jak potrafił, jednak zaciął się na ostatnim słowie. Zmarszczył brwi, już gdzieś mu się to obiło o uszy.

„Płyniesz w mych żyłach już całe wieki
kłamiesz prosto w oczy nie chcąc mej opieki?
Myślę o tobie w ciągu dnia i nocy,
a one krzyczą i krzyczą, że chcą mej pomocy!
Cóż myśleć i cóż czynić mam?
Nie chcę wierzyć, doskonale cię moja miła znam”


        Dokończyła Joena wzdychając do ściany drzewa.
        - To doprawdy wzruszający dramat... O śmierci i nowym zrodzeniu. O elfie, który czynił dobro, a po śmierci powstał jako sługa Pana. Dobrze mu służył, wiele wieków i każdego dnia próbował zasklepić pustkę po elfce, którą kochał całym swym sercem w poprzednim życiu. Służąc Panu nie miał czasu na jej odnalezienie, aż w pewnym momencie po prostu zapomniał o tym co było... Był tak dobry i uczynny, że Pan podarował mu skrzydła a następnie Złoty Łuk Sprawiedliwych. Otrzymał bardzo trudne zadanie, odnalezienia zdrajcy wśród jego wiernych, a następnie bezwzględne zabicie go. Złoty Łuk Sprawiedliwych miał wyznaczyć zdrajcy śmierć bez możliwości odrodzenia się, lecz żeby zabić strzałą wypuszczoną z tej broni musiał całkowicie wierzyć w sprawiedliwość swego działania, wierzyć w wykonaną zdradę, wierzyć, że czyni dobrze... Gdyby tego dokonał urósł by do rangi archaniołów. Tak wierzyły morskie elfy – wyjaśniła zielarka uśmiechając się pogodnie. - Nasi nadmorscy bracia zawsze na pierwszej stronie pisali najbardziej trapiący fragment dramatu aby zachęcić czytelnika do zapoznania się z treścią.
        - A gdyby nie zabił?
        - Upadłby. Pokusa byłaby zbyt wielka by jej nie ulec, by i on stał się zdrajcą. Jednak ta historia kończy się całkiem inaczej, to chyba najstarszy dramat w literaturze morskich elfów. Zdrajcą okazała się jego niegdyś żyjąca ukochana, która też stała się sługą Pana, a którego go zdradziła. Anioł wiedział i wierzył w jej zdradę całkowicie, sama się do niej przyznała bez cienia wzruszenia. Stąd też wypuścił strzałę i ją zabił... lecz ból był tak wielki, sprawiedliwość tak okrutna, że tuż po zabiciu i on postanowił dokonać zamachu na własne życie. Splugawił swoją duszę, by móc na nowo związać się z ukochaną. W kolejnym życiu, w kolejnej krainie – być może duchów?         Jego miłość miała im dać szansę w innych czasach.
        - A te trzy kruki na okładce?
        - Od tego właśnie zaczyna się historia. Wieśniacy ujrzeli ciało Leona w świetlistej postaci, a nad nim trzy kruki. Ludzie wywróżyli mu śmierć wielu, to właśnie oznaczają. Dla sprawiedliwości Leon musiał dokonać masakry... Tonął w kałużach krwi trzymając w objęciach Palianę, aż sam się zabił.
        - A fuirrento?... Co to znaczy?- spytał zduszonym głosem lisołak.
        - Nic nie znaczy. To nazwa własna. Fuirentto to... hm... to są takie morskie, niezwykle piękne... wręcz olśniewające i trujące kwiaty. Zabijają bardzo powoli, ale to niezwykle powolutku, lecz towarzyszy temu okropna śmierć. Bolesna i ciągnącą się w nieskończoność, tak to właśnie opisują. Jedną z najokropniejszych śmierci, podobno wyhodowały je same syreny, gdy zostały zdradzone przez ludzi. Porzucone przez mężczyzn, w których się zakochiwały podawały im trutkę z kwiatów fuirrento.. rośliny te powstały z samej zemsty syren... Pewnie więcej w tym bujdy niż prawdy, ale co tam... Dramat sam w sobie jest doprawdy przepiękny... - rozkojarzył się uzdrowicielka.
        - Rozumiem... - mruknął blady, jak mąka Namir.
        - O! Znalazłam! Chodź, sprawdzę bandaże i przygotuję lek. Coś chyba pobladłeś...


        Namir wyszedł starając się złapać oddech. Trzy kruki zwiastują śmierć wielu. Lisołak mocno zacisnął palce. Czy to naprawdę możliwe? Czy te przepowiednie faktycznie mogą nastać? Tym razem to nie był blef?
        Uera wyglądała na całkowicie poważną w swej szczerości podczas wróżenia, ale może jest po prostu dobrą aktorką? Lepszą od Filipie Roc Fui? Wydawała się nie być oszustką. Tylko jak...
        Ta historia, o której nie chciał pamiętać, powtórzy się? Verka przetarł czoło mocno zaciskając zęby. Przyglądał się gwiazdozbiorowi Leili, ale czy któraś z tych konstelacji wskazywała w jakikolwiek sposób na to, że lisołaczka będzie brała udział w masowej śmierci? Gdyby jej coś zrobił, gdyby on... on...
        Chwila, chwila. Drogi lisiczki rozdwajały się. Żyła dalej. Jej linia nigdzie nie została przerwana... Im bardziej widoczne są konstelacje tym bardziej prawdopodobne, że dana osoba dokona tego wyboru. Jego gwiazdozbiór za to... sam już nie pamiętał. Kończył się, czy było widać coś dalej? Nie, chyba nie doszli do samego szczytu.
„Szlag...” klął w myślach Namir przecierając palcami skronie. Zrobiłby dla niej wszystko, nie potrafiłby jej skrzywdzić. Prędzej sam wbiłby sobie sztylet w serce nim ją skrzywdził.
        Ogon lisołaka poruszył się niespokojnie. „Kur...wa” pomyślał znowu Namir. Zrobiłby dla niej wszystko! Chciał żeby żyła i z życia korzystała, by spożytkowała swój cały potencjał, by nie spędziła swoich dni na ulicy, a u boku kogoś bardziej rozsądnego, opiekuńczego. Szła z Samielem w stronę przygotowywanego ogniska. Była przy nim szczęśliwa, ten gość przeżył już naprawdę wiele lat, był w stanie ją ochronić, zadbać o nią. Gdy rzucała mu spojrzenie, pełne zaufania i nadziei...
        Istniała więc jedyna możliwość, by Leili nie spotkała masakryczna przyszłość. Opuścić ją... Najzwyczajniej uciec.
Lisołak ruszył przed siebie. Szedł omijając okolicę, w której obecnie gromadzili się mieszkańcy. Przytłoczony myślami natrafił na całkiem ładny, nowy wóz. Rozpoznał od razu do kogo należy. Te wiszące szpargały Filipie rzucały się w oczy. Ułożone w miarę w ładzie, szybko przenoszone z pokracznych desek do nowego pojazdu artystów. Podszedł bliżej. Chyba nie wiedział co ze sobą zrobić. Ściekająca krew. Jej woń. Jej smak. Delikatna istota nie powinna tego nigdy zobaczyć. Leila była zbyt wrażliwa by żyć z mordercą. Nie z zabójca, nie z najemnikiem, a zwykłym mordercą, któremu mord sprawia dziwny rodzaj przyjemności. Jemu samemu na tę myśl robiło się niedobrze, ale dokonał... Dokonał czegoś takiego...
        Głowa go rozbolała. Pochylił się przekładając ubrania, gdy nagle usłyszał znajomy głos.
        - Szukasz swoich rzeczy?- spytał Duil
        Lisołak wyraźnie spiął się na ciele, a jego ogon pokręcił się z powodu rozdrażnienia.
        - Cześć Duil, nie musisz mnie tak straszyć – odpowiedział wymijająco.
        Aktor pochylił się w stronę zmiennokształtnego. Uszy Verki oklapły, był rozjuszony, nie chciał z nikim rozmawiać. Nie teraz.
        - Chciałbyś uciec tej nocy?
        Namir obrócił głowę w stronę artysty marszcząc brwi. Miedzy dwójką zapadła cisza, napięcie wzrosło momentalnie, ale lisołak zaraz uśmiechnął się pogodnie, choć wyraźnym wymuszeniem.
        - Po co miałbym to robić? - spytał lis przekładając kolejny ciuch Fui.
        - Nie wiem. Może ty mi to powiesz? To nie ja skrywam tajemnice przed całą drużyną. Nie możesz się przemienić ani w lisa, ani w człowieka. Nie wierzę, że chcesz tkwić w tym ciele. Jesteś gwałtowny i wiecznie pobudzony, jak wygłodniały wilczór. Nawet przy Leili jesteś wyraźnie spięty, jakbyś bał się postawić krok w przód... - głos aktora nie brzmiał przyjaźnie. Duil był stanowczy i wypełniony wieloma, niewypowiedzianymi groźbami.
        - Chciałem tylko zapalić fajkę – wyznał Verka prostując się i zwracając do elfa.
        - Doprawdy? - powiedział niskim tonem Duil przyglądając się zmiennokształtnemu. Napięcie wciąż się utrzymywało, Namir miał wrażenie, że między nimi zaraz dojdzie do bójki. Próbowali przejrzeć się nawzajem, aż w końcu aktor... uśmiechnął się.
        - Cóż, tutaj jest szkatułka z tytoniem, a tu fajki – powiedział artysta wyjmując na wierzch wskazane przedmioty. - Twoje koszula się ceruje i pierze, Joena nie lubi zaschniętej krwi na ubraniach. Reszta leży bezpiecznie, o tutaj – mówił przyjaźnie Duil, który sam postanowił zapalić. Nim jednak odszedł, elf pochylił się w stronę kompana, jego policzek niemalże zetknął się z polikiem Namira, po czym wyszeptał – Rimba essë, nie musisz mi zdradzać swych tajemnic, ale jeżeli Filipie spadnie choć jeden włos z głowy, nie będę się wahał. Jeżeli Leila stanie po twej stronie i będzie starała ci się pomóc, nie będę miał wyboru. Proponuję ci to dla twego dobra, nie chcę nikogo skrzywdzić pomogę ci uciec nocą, lecz jeżeli dnia kolejnego zobaczę cię... To doskonale znasz moją postawę. Za Filipie jestem w stanie oddać życie... - Duil oddalił się od Verki klepiąc go z łagodnym uśmiechem po ramieniu. - Bajo – machnął do lisołaka wypuszczając kłębek dymu.
        Namir sięgnął szkatułki, w której artyści trzymali tytoń. Zapalił, po czym, jak nigdy wcześniej, mocno się zaciągnął. Odkładając na poprzednie miejsce kasetkę usłyszał, że stuknęła ona o szklany przedmiot. Verka przełożył miękkie poduszki i sięgnął butelki z winem. Im chyba nigdy nie brakowało ani odurzających ziół ani alkoholu. „Fuirrento” gdzie on to słyszał? Chwila! Butelka z winem, to tam, po drugiej stronie etykiety widniała nazwa tej rośliny!
Verka zacisnął zęby na fajce i obejrzał się za odchodzącym Duilem.


        Lisołak skierował się w stronę strefy przygotowań do wielkiego wieczoru. Mnóstwo dorosłych i dzieciaków krzątało się wokół, ale Verka śmiało przechodził między nimi uśmiechając się pogodnie. Czuł się z pewnością o wiele swobodniej od Leili i Samiela, bo znał także język elfów, a mieszkańcy chętnie wskazali mu drogę do stolików, gdzie szykowano ozdoby.
        - Ładna? - spytała dziewczynka pokazując Filipie lalkę z listków.
        - Och, perełko moja, oczywiście, że śliczna! Dodaj jej jeszcze kwiatek, o proszę, weź niezapominajkę. Musisz ją jakoś ładnie nazwać!
        - Wolę ten czerwony – powiedziała dziewczynka. - Nazwę ją Płomyczek... - cicho szepnęła, a po zabraniu kwiatka spojrzała nieśmiało na lisicę. Uciekła zaraz zaraz po tym.
        Fui uśmiechnęła się pogodnie splatając łodygi kwiatów. Była naprawdę rozradowana, równie mocno przejęta wydarzeniem, co Leila. Elfka oczywiście świergotała i pokazywała dziewczynie różne możliwości zdobień, a przy rozmowie próbowała wycisnąć z dziewczyny jakieś ciekawe smaczki na jej plany w życiu. Na przykład, czy chce po dotarciu do Menaos, gdy skończy się jej pierwsza misja to pójdzie dalej z Samielem? Plotkarski ton Fui ucichł, gdy na stole ułożyła się męska dłoń.
        - O! Witaj Namirze! Będziesz z nami plótł łańcuchy? - spytała wesoło Fui.
        - Powiedzmy – rzucił lisołak, po czym usiadł okrakiem na ławce. - Nie mam chyba takich zdolności manualnych – uśmiechnął się Verka.
        - Racja! Płomyczek wykonuje najładniejsze wianki!
        - Prawda. Moje byś wyśmiała.
        - Nie ukrywam – odparła szczerze Fui.
        - Przyszedłem z innego powodu... - zmiennokształtny odsunął dłoń, pod którą chował czerwony paciorek. - To mój magiczny paciorek. To ten, który sprawia, że zatrzymuję przy sobie wszystkie rzeczy podczas przemian.
Filipie spojrzała na Verkę wielkimi oczami. Pisnęła z zachwytu! To takie miłe z jego strony!
        - Nie próbuj mi odmówić – rzucił lisołak głaszcząc Leilę po plecach. - Mnie i tak się teraz nie przyda. Ponadto... będzie ci pasował. Mogę go wpleść we włosy, albo... jeżeli ma się mocno ciebie trzymać to trochę zmienimy ci fryzurę. Taki jeden dred pod włosami doda ci uroku – uśmiechnął się Verka ujmując przypadkowy kosmyk włosów, który przeczesał między palcami.
        - Oh, mam coś dla ciebie, Filipie. Znalazłam te książkę. A tu mam szydełko Namir, na co ci one? - odezwała się zdyszana Joena,
        - Iiiiii!!! Kocham cię Joena! Jesteś wielka! - Filipie zerwała się na równe nogi wyrywając ciężką księgę z rąk zielarki. - Cudownie! Muszę, muszę teraz znaleźć Samiela!
        - Dziękuję Joena – powiedział wolno Namir śledząc wzrokiem uciekającą w podskokach aktorkę.
        - Uhm... Idę opatrzyć ranę Kooranowi, podobno rzucali się kamieniami i rozciął sobie brew. Te dzieciaki i ich pomysły - westchnęła lekarka oddalając się.
        - Więc jak? Mógłbym spleść go na samym środku, albo tu z boku... Na początku trochę ci poprzeszkadzam, ale obiecuję, że nie będzie boleć! - zaśmiał się lisołak, po czym wyjął fajkę z ust wydmuchując dym na bok. Podparł wyraźnie rozluźniony głowę na zgiętym łokciu, a wolną ręką poczochrał dziewczynę po czuprynie.
        - Rudzielcu... - mruknął. - Miło będzie z tobą posiedzieć.


        Spojrzenia kobiet były różne. Te zamężne odwracały wzrok. Te zamężne, ale zaintrygowane mrugały, cała reszta była widocznie onieśmielona. Niby nieco speszona sytuacją, ale ukradkowo spoglądały na Samiela licząc na to, że on ich nie nakryje. Ta ostatnia nie patrzyła zaś na przylegającą do klaty koszulę. Gdy demon usiadł zaraz obok niego pojawiła się roztargniona aktorka, która uderzając książką o ławkę przylepiła się do mężczyzny patrząc na niego z nieokiełznaną ciekawością.
        - Samielu, pozwól mi siebie poznać – rzuciła Fui kierując swoje palce z jego klatki piersiowej nieco niżej... na jego dłoń. Objęła ją oburącz, a następnie przyciągnęła do siebie odwracając stroną dłoniową. Księga leżaca obok i zaraz została otwarta na odpowiedniej stronie. Z wyrysowanymi dłońmi, liniami, strzałkami i wyjaśnieniami.
        - Chcę poćwiczyć czytanie przyszłości i przeszłości z dłoni! - pochwaliła się aktorka.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Przyglądała się niepewnie Samielowi, ale chociaż nie uśmiechnął się do niej nawet troszkę to wystarczyło jej, że nie był zagniewany. Spojrzenie beznamiętne, jak cały wyraz jego twarzy, ale już nie niezadowolone, a… to już coś, prawda? Uśmiechnęła się lekko, nieco pocieszona, ale po chwili mężczyzna zabrał dłoń z jej ramienia i odwrócił się w stronę innych, podejmując pomocy przy ognisku. Leila westchnęła cicho, ale ruszyła z zabójcą, mając jeszcze chwilę na rozmowę z nim, skoro i tak szli w tym samym kierunku. Przeniosła na niego spojrzenie, gdy zaczął mówić i znów uśmiechnęła się słabo, skinąwszy głową. Mogła się tego domyślić, ale zwyczajnie była wtedy zbyt podekscytowana, by po prostu się zastanowić nad tym co robi. No i tak wyszło. Teraz jednak skinęła głową, korzystając z okazji do rozmowy.
        - Mi nigdy nie wróżono – przyznała, gdy Samiel wyjaśnił jej swoje pobudki. – Byłam zwyczajnie bardzo ciekawa, a też spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Może i nie miałam z tym nigdy do czynienia, ale słyszałam o wróżeniu z ręki na przykład. Albo u... kiedyś na zamku była kobieta, która wróżyła z fusów po herbacie – opowiadała, nieco na szybko zmieniając zdanie, by uniknąć dokładnych odniesień. Samiel wiedział, co jej się przytrafiło, ale zwyczajnie nie chciała teraz o tym mówić, gdy nie było to konieczne. Poza tym mieli zupełnie inny temat. – I to rzeczywiście nie wyglądało poważnie, wiesz, jakieś rozmoknięte zioła na dnie filiżanki. Ale to? To było niesamowite – westchnęła z szerszym uśmiechem, spoglądając na mężczyznę i dodając, zanim zdążyła ugryźć się w język: - Chciałam też dowiedzieć się czegoś więcej o tobie.
        Odwróciła spojrzenie, korzystając z okazji, że zbliżyli się już do placu w centrum wioski. Leila coraz bardziej zainteresowana przyglądała się elfom przygotowującym do przyjęcia. Właściwie z jakiej okazji było to wydarzenie? Jakieś ich święto może? Chyba wypadałoby wiedzieć, zapyta Felipie zaraz.
        - Do zobaczenia – uśmiechnęła się do mężczyzny odprowadzając go wzrokiem. Nie jako jedyna, jak się okazało, gdy za zabójcą powędrowały też zainteresowane spojrzenia mieszkanek wioski. Lisołaczka przestała się uśmiechać, marszcząc lekko brwi, ale wtedy do jej boku dopadła Felipie, zasypując ją potokiem słów i ciągnąc w drugą stronę. Dziewczyna szybko zapomniała o swoich wątpliwościach, dając wciągnąć się w szał przygotowań.

        Leila przyłapywała się na tym, że każda kolejna chwila spędzona w towarzystwie tej kobiety była jeszcze lepsza od poprzedniej, a ona sama zawzięcie w duchu powtarzała, że dawno nie spędziła tak miło czasu. Felipie była głośna, intensywna, wścibska i dość przytulaśna, ale za to nieprawdopodobnie swojska i sprawiała wrażenie, jakby przy niej nie liczyły się żadne problemy tego świata. Oczywiście sama miała ich wiele, chociażby podnosząc raban, gdy zahaczyła materiałem sukni o drewnianą ławkę, ale właśnie te błahostki były urokliwe, gdy dla porównania miało się niedawną jatkę na trakcie, czy niewolę w kartach historii. Ruda więc z uśmiechem i anielską cierpliwością przyjmowała wszystkie uwagi, pytania i szczupłe palce poprawiające jej włosy. Uśmiechała się coraz częściej, aż w końcu śmiała w głos, gdy Fui zaczęła opowiadać coś tak obrazowo, że aż musiała wstać, wyciągając nad siebie ręce i pokazując dokładnie, jak przedstawiała się sytuacja. To co artystka powoli zasiewała w jej duszy i sercu było jeszcze zbyt nikłe, by dziewczyna w ogóle była świadoma postępujących w niej zmian, na tyle jednak podnoszące na duchu i ciepłe, że podświadomie chciała się jakoś odwdzięczyć. A czymże były odpowiedzi na kilka pytań w obliczu wprowadzenia do jej małego świata takiej radości i beztroski?
        - To jak Płomyczku, masz jakiś pomysł na to, cóż to za rozwidlenie dróg życia cię czeka? – zaświergotała niewinnie blondynka, kątem oka spoglądając na lisołaczkę.
        Ta zaś ciągle uśmiechnięta splatała wianki z kwiatów. Chociaż nigdy tego nie robiła, przychodziło jej to wyjątkowo naturalnie i było czystą przyjemnością, a do tego relaksowało gdy do czułego nosa dobiegała woń różnorodnego kwiecia. Nie odpowiadała jeszcze, ponieważ pewne małe spiczaste uszka niemal trzepotały z ciekawości – jedna z dziewczynek im towarzyszyła, od razu zajmując miejsce koło lisołaczki. Leila początkowo ostrożnie zerkała na młodziutką elfkę, ale szybko się z nią oswoiła, pomagając w splataniu trudniejszych elementów jej lalki. W końcu zaś mały twór ochrzczono jej przezwiskiem, a rozbawiona ruda tylko uśmiechnęła się miło i założyła dziewczynce na głowę wianek ze stokrotek, nim ta czmychnęła rumieniąc się wyraźnie. Leila zaś wzięła kolejne kwiaty, tym razem szykując je na girlandę i dopiero wtedy spojrzała na Felipie.
        - Przecież sama dobrze wiesz – mruknęła pobłażliwie i westchnęła. – W tej chwili nie widzę innego wyjaśnienia niż właśnie to, co stanie się w Menaos. Naprawdę nie wiem, Felipie, nie wiem co robić – powiedziała nagle, gubiąc uśmiech z którym nie rozstawała się już tak długo i spoglądając na artystkę. – Wiesz, ja nie wiem czy Samiel będzie chciał, bym mu towarzyszyła w dalszej drodze. Już teraz jestem niejako na doczepkę. Ale z drugiej strony to nie powinno być problemem, bo spotkałam Namira, wiesz, my się przyjaźnimy naprawdę od dziecka, nie mam nikogo bliższego niż on. Ale on ma was, a Samiel swoją profesję i tą kobietę z przeszłości, co ma ją znowu spotkać, a ja… ja naprawdę nie wiem co robić. Nie mam nikogo.
        Leila wyrzuciła z siebie dosłownie potok słów, mówiąc coraz szybciej, a błękitne oczy poszerzały się coraz bardziej, gdy ledwo nadążała za własnymi myślami. Dopiero teraz dotarło do niej, jak wiele strachu i wątpliwości kłębi jej się w głowie, a nie miała nikogo, z kim mogłaby o tym porozmawiać! A teraz, jakby jakaś tama w niej pękła i lisołaczka nie mogła już powstrzymać wylewających się z niej słów, bezradnym spojrzeniem szukając wsparcia u jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Nawet Felipie chyba dała się na moment zaskoczyć tą szczerością, ale szybko się pozbierała i natychmiast przytuliła mocno dziewczynę.
        - Ależ Płomyczku, kochanie! – zachłysnęła się Fui tuląc do siebie drobną dziewczynę i głaszcząc delikatnie rude włosy. Zaraz odsunęła się, zaglądając w smutną twarz młódki, głaszcząc ją czule po policzku i łapiąc za ramiona. – Jak to nie masz nikogo, jak masz nas! My ci zginąć nie damy, skarbeńku! A przecież i twój wojownik cię nie zostawi samej, nawet tak nie myśl!
        - Nieprawda – mruknęła cicho Leila, spuszczając wzrok, gdy zaczęło do niej docierać, jak się nad sobą użala. Ale Felipie była taka miła…
        - Prawda, prawda! Ty mi tu nie mów jak jest, bo ja wiem lepiej! Jesteś jeszcze młoda i taka zdolna, cały świat stoi przed tobą otworem, możesz być kim zechcesz! – artystka zacisnęła szczupłe palce na ramionach dziewczyny, a oczy jej rozbłysnęły. – Tak, tak kochana, widziałam te możliwości! Dosłownie! Widziałam je w twoich chmurach! Nieskończone sieci szans, przygód i okazji, tylko czekające byś po nie sięgnęła! A, a! – przerwała jej, widząc, że dziewczyna znów otwiera usta do protestu. – Teraz ja mówię. Pojedziemy do Menaos i tam z pewnością zobaczysz znak! Tak, zawsze są znaki kochana, tylko większość ludzi jest ślepa i nie zauważyliby swojej życiowej szansy, nawet gdyby dostali nią w twarz, ale nie bój się, bo ja będę przy tobie i ci pomogę Płomyczku. Czeka cię cudowne i niesamowite życie, ja to wiem! Ale, jeśli nadal wątpisz w moją mądrość życiową, a nie powinnaś oczywiście kwiatuszku, to umówmy się, że dopóki tej twojej szansy nie znajdziemy, to będziesz podróżować z nami, dobrze? A gdy nadejdzie czas wyboru poradzisz sobie, a do tej pory nie martw się niczym i wypatruj swojej szansy, w porządku?
        Leila w końcu potulnie skinęła głową, a na usta zaczął nieśmiało wracać uśmiech, gdy Felipie prowokowała go własnym, szczerząc się figlarnie do swojej towarzyszki. W końcu przytuliła znów mocno dziewczynę i poprawiła jej włosy i kołnierzyk koszuli.
        - No ale już dobrze, proszę mi się tu nie smucić, bo z tego złe wibracje idą w świat, proszę uśmiech. Co to za grymas, uśmiechnij się dziewczyno porządnie, bo ci pomogę. O, zaraz lepiej. A teraz pleciemy girlandy. Powiedz, chciałabyś mieć takie w ogrodzie na swoim ślubie? Och, za szybko? No dobrze, dobrze, nie rób mi takich oczu wielkich, bo ci wypadną.
        W końcu wrócił beztroski nastrój, a Leila i Felipie chichotały jak nastolatki, które właśnie coś przeskrobały, gdy na stole pojawiła się znajoma dłoń. Szepty szybko ucichły, a lisołaczka podniosła rozbawione spojrzenie na właściciela tej mocno obrośniętej ręki. Zaczepne pytanie Fui zadane niewinnym tonem wywołało kolejny wybuch wesołości rudej, która kryła się za czerwonym kwiatem maku, starając się nie parsknąć w głos, gdy słyszała wymianę zdań lisołaka i artystki. Zaraz jednak Namir zdradził prawdziwą przyczynę swojego przybycia i podczas gdy Felipie piszczała z radości, Leila wpatrywała się w paciorek wielkimi oczami.
        - No co ty, Namir, nie mogę… - zaczęła, ale chyba było to do przewidzenia, bo mężczyzna zaraz ją uciszył, obejmując plecy zmiennokształtnej i kontynuując. Nawet się znów uśmiechnęła, słysząc ten pewny siebie ton, którego już dawno nie prezentował, aż nagle nie spojrzała na niego zaskoczona.
        - Dreda? – zdziwiła się, zerkając od razu na jego fryzurę i sięgając do niej dłonią. – To te kołtuny się tak nazywają, tak? – uśmiechnęła się nieco złośliwie i zabrała rękę, splatając dłonie na podołku. W międzyczasie odprowadziła wzrokiem Felipie i Joenę, machając im na pożegnanie, ale Namir zaraz znów ściągnął na siebie jej uwagę, przeczesując palcami rude włosy.
        - Sama nie wiem – wahała się jeszcze, przyglądając przyjacielowi, ale wydawał się w takim dobrym humorze, jak dawno go nie widziała, więc gdy poczochrał ją po głowie fuknęła jeszcze, wciąż jednak ze śmiechem i spojrzała na niego łagodniej. – No dobra, ale jednego! – zastrzegła z rozbawieniem unosząc palec w góry dla podkreślenia zastrzeżenia. – I nie podpal mi włosów tą fajką – mruknęła, rozganiając dym kwiatkiem, który trzymała wciąż w dłoni, a po chwili wahania przychyliła się jeszcze w stronę lisiej głowy, spoczywającej spokojnie na złożonym ramieniu, i cmoknęła Namira w policzek.
        - Dziękuję za paciorek. Oddam ci go, jak tylko uda nam się ściągnąć z ciebie ten czar – obiecała z absolutną pewnością, nawet przez chwilę nie wątpiąc, że uda im się tego dokonać. A do tego czasu spróbuje znaleźć sobie jakiś własny koralik i znów będą mogli razem biegać!
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Czuł na sobie spojrzenia kobiet znajdujących się w pobliżu – a przynajmniej tej ich części, która odważyła się patrzeć na niego dłużej niż krótką chwilę – tylko, że… zwyczajnie nie przeszkadzały mu one. Przemieniony zwyczajnie je ignorował, przez tyle lat przyzwyczajony już do tego, że inni się na niego patrzą i to wzrokiem, który może wyrażać różnorakie emocje. Nie obchodziło go to, bo zdawał sobie sprawę z tego, że głównie przyciąga ich spojrzenia przez to, że jest mężczyzną i jednocześnie nie jest też elfem, które zamieszkują to miejsce.
I nagle przysiadła się do niego Filipie.
Zaskoczyło go nie tylko to, że usiadła obok i niemalże przylepiła się do niego… bo też to, co powiedziała chwilę później. Kobieta chciała uzyskać od niego pozwolenia, aby go poznać. To było też dziwne, bo Samiel niemalże od razu pomyślał, że elfka ukrywa przed nim swoje prawdziwe intencje. Później powiedziała mu, że chce poćwiczyć czytanie z dłoni, wcześniej łapiąc jego dłoń, obracając stroną wewnętrzną do góry i przyciągając do siebie. Na początku nie chciał się zgodzić i od razu wytłumaczyć się tym, że już odpoczął i chciałby wrócić do pomagania elfom w przygotowywaniu do uczty – oczywiście, nie wspomniałby nic o tym, że robi to także dlatego, żeby móc wymigać się z tego, co mu zaproponowała, a także nie pozwolić jej na to, żeby spróbowała poznać go lepiej. Z drugiej strony, może dzięki temu zaspokoi jej ciekawość i nie będzie wymyślała innych sposób, aby pozyskać informacje, które chce posiąść… dlatego też dość poważnie zastanawiał się nad tym, co zrobić. Wydawało mu się, że drugi możliwość będzie dla niego lepszy – przynajmniej na jakiś czas. Poza tym, jeśli Filipie chce to poćwiczyć, może oznaczać to, że nie za dobrze jej to idzie i z linii na jego dłoni dowie się naprawdę niewiele. Nie mówiąc już o tym, że Samiel zwyczajnie nie wierzył w takie rzeczy, bo naprawdę rzadko kiedy się one sprawdzają albo są prawdziwe. I, na sam koniec, wewnętrzny głos podpowiadał mu, że gdy już zapyta ją o to, co wyczytała, to może ona wykorzystać to na własną korzyść.
         – Niech ci będzie – odparł, wcześniej dość głośno wciągając powietrze, co oznaczało, że przygotowywał się do podjęcia decyzji.
         – Nie, żebym wierzył w tego typu wróżby, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli się na to zgodzę – dopowiedział, patrząc prosto przed siebie. Przez chwilę miał nawet taki wzrok, jakby mógł dojrzeć to, co znajduje się między drzewami, a nawet za nimi – zupełnie, jakby mógł przeszyć je wzrokiem. Po chwili mrugnął i jego spojrzenie znowu stało się zwyczajne, nawet spojrzał w stronę otwartej książki, którą przyniosła jasnowłosa elfka i wydawać by się mogło, że próbował wyczytać w niej coś, co mogłoby go chociaż trochę zainteresować.
         - Poza tym... Moja historia może nie być tak ciekawa, jaka ci się wydaje - dodał na sam koniec i nie powiedział już nic więcej.

Po jakimś czasie, w którym Filipie zajęta była przesuwaniem palcem, dwie palcami lub nawet niemalże całą dłonią po liniach na jego dłoni, w końcu powoli zaczęło nudzić go takiego siedzenie i przyglądanie się mieszkańcom wioski, którzy powoli kończyli przygotowania do uczty połączonej z zabawą. Już wcześniej zauważył myśliwych, którzy wrócili z owocnego polowania. Widział też rozpalającego ognisko mężczyznę, któremu wcześniej pomagał z noszeniem drewna i, który uprzedził go gestami, że nie powinni podpalać drewna, skoro myśliwi jeszcze nie wrócili. W końcu jego oczy spoczęły też tej, która siedziała tuż obok niego i zajęta była czytaniem linii znaczących skórę jego dłoni – czasem zdarzyło jej się powiedzieć coś na temat wróżby i tego, co udało jej się odczytać, jednak Samielowi wydawało się, że trzyma ona w sobie większość informacji i czeka tylko na to, aż zapyta ją o to, co tam wyczytała… On albo ktoś inny.
         – To… Co udało ci się wyczytać z mojej dłoni? - zapytał w końcu. Poczuł też w sobie ciekawość związaną z tym, co też usłyszy w odpowiedzi, a także w jaki sposób kobieta zdecyduje się to wszystko opisać i… jak głośno będzie mówiła. Przemieniony miał nadzieję, że jednak nie zdecyduje się ona na to, żeby każda kobieta w pobliżu usłyszała jakieś nowe informacje na jego temat. Z drugiej strony… cóż, właśnie tego spodziewał się po osobie z charakterem Filipie.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Mógł spoglądać na Leilę godzinami. Teraz, otoczona różnobarwnymi kwiatkami wyglądała jeszcze delikatniej. Nie mieściło mu się w głowie, że ta drobna istotka została sprzedana i uciekła z rąk jakiegoś oblecha. Ukryta za płatkami maków, które jeszcze mocniej podkreślały jej urodę, nie wyglądała na skrzywdzoną czy zaniepokojoną. Pełna promiennych uśmiechów i drobnych piegów mogła być zjedzona na deser albo chowana pod kloszem przed całym światem.
        Namir poruszył nosem, jakby chciał odgonić te skojarzenia. Czy to właśnie nie takie podejście do niej sprawiło, że tyle wycierpiała? Wierzył, głęboko wierzył, że mogą żyć inaczej. Gdy tylko rozmówi się z tą wiedźmą będzie miał szansę na normalne życie. Gdzieś w teatrze, albo nawet jako podróżujący kuglarz. Każda z tych opcji była lepsza od czarnego rynku. Serce mu się krajało na myśl ile jeszcze Leila może nie wiedzieć o brudnym życiu. Momentami wydawało mu się, że nie zasłużyła na taki świat. Urodziła się na nieodpowiedniej łusce, pełnej zdrad i podstępów.
        Lisołak jednak nie tracił humoru. Przy Filipie trudno było być zresztą smutnym, a nawet skrajne przemyślenia związane z lisicą wcale nie stanowiły przewagi do tego, by ją opuścić. Jego serce mocniej biło, gdy tylko rudowłosa pojawiała się na horyzoncie, nie chciał się przed tym bronić ani tego w jakikolwiek sposób tłumaczyć. Pragnął się tym w pełni cieszyć i czerpać z ich wspólnych chwil pełną garścią, jednak takie podejście kryło w sobie drugą stronę medalu. Egoizm, jakim się posługiwał w takich momentach, wywoływał w nim poczucie winy. Trudno było wyczuć granicę między powinnością, a własnym dobrem i ta odwieczna walka doprowadzała go ciągłych i wewnętrznych potyczek. Decyzji, której nie chciał podejmować lecz musiał. Zostać czy też uciec?
        - Tak, to te odstające patyki z mojej głowy. Nie pomyl z uszami – odparł drocząc się z lisicą.
        Mężczyzna uniósł kąciki ust w długim uśmiechu, a jego powieki delikatnie się przymknęły, gdy Leila zgodziła się na drobne zmiany.
        - Tylko jeden i bez palenia twoich końcówek – obiecał wciąż podpierając się na ręce.
        Jego myśli jeszcze chwilę krążyły wokół rozplanowaniu plecenia dreda, wzrokiem sięgnął już szydełka, gdy nagle poczuł bliżej siebie dziewczynę. Kątem oka rzucił jej zdezorientowane spojrzenie, a zaraz po tym poczuł symboliczny pocałunek w policzek.
        Zaskoczony lisołak wypuścił z palców fajkę. Milczał wpatrując się w obliczę dziewczyny i chyba tylko dźwięk uderzającego przedmiotu o stół przywrócił go do porządku. Jednak w ciągu przemijających sekund w głowie Verki pojawiło się tysiące myśli. Była tak blisko niego, gdy zwrócił ku niej twarz, niemalże stykali się nosami. Nabierając powietrza poczuł, jak zaciąga się wydechem dziewczyny. Miała gładkie, bladoróżowe usta oraz oczy pełne niespełnionych marzeń. On był zdecydowanie niespełniony! Bardzo! W tym momencie to mógł całować Ecae po dłoniach za ten brak węchu, bo by się na nią bez głębszego namysłu rzucił! Taki pobudzony, zaskoczony i intuicyjny, jej zapach tylko by go skłonił do spontanicznego ruchu. Teraz wyłącznie analizował gest czułości. Na Prasmoka, jak ona go pociąga! Na początku próbował odpowiedzieć sobie na pytanie czego pragnie Leila. Może ten całus w policzek miał mu dać do zrozumienia, że jednak jest nim zainteresowana? Może teraz oczekiwała czegoś więcej? Razem z Filipie tak wesoło świergotały i nagle ucichły, jakby przerwał im w babskich pogaduchach sercowych. Kto wie co tej Fui odbiło, była w stanie nawrócić każdego... nawet zagorzałego homofoba na bycie homoseksualistą. Już nieraz słyszał takie historie z jej własnych ust (oraz ust „nawróconych”). Lisołak wyciągnął dłoń by objąć dziewczynę w talii, ale zatrzymał się w pół ruchu. A jeżeli źle zinterpretował jej intencje? Tak bardzo bał się ją spłoszyć. Nagle zaczęło mu przeszkadzać to ryzyko utracenia przyjaciółki z powodu całusa. Gdyby się pośpieszył wyszedłby na skończonego dupka, któremu tylko jedno w głowie. Fakt, teraz był bardziej wrażliwy na takie chwile... ale dla niej mógł czekać wieki! Żeby nie uznała go tylko za totalnego zboczeńca to będzie dobrze. Zaraz jednak cofnął się do słowa „przyjaciółka”. Brzmiało tak... brrr! Ugh, nie było na to żadnego dobrego określenia. Tak czy owak, jej całus wcale nie musiał wiele znaczyć. Wyłącznie oznaka wdzięczności, a nie wzniosłe uczucia, które wyniosłyby ich na wyższy poziom znajomości. Nagle okrutna rzeczywistość dotarła do niego wraz z uderzeniem fajki o drewniany blat stołu. Namir uśmiechnął się pogodnie nim na twarzy Leili pojawiło się zwątpienie powiązane z odważnym gestem.
        - Wybacz, wyrwałem się z myśli – powiedział próbując sobie przypomnieć, co przed chwilą do niego powiedziała. Po aktorsku zachował pozory zwyczajności i sięgnął szydełka.
        - Nie będę miał serca ci go odbierać – uznał zbierając tytoń, który usypał się z fajki. W końcu wszystko poukładał tak, by żadna szkodząca substancja nie zmieszała się z płatkami kwiatów. Lisołak odwrócił się w stronę Leili i swobodnym głosem dopowiedział – Czerwone elementy podkreślają twoją urodę. Zarówno te maki, jak i teraz ten paciorek – rzucił pewnym siebie głosem trącając ją kwiatkiem po nosie.
        - Nie będę na ciebie chuchał – zapewnił lisołak wtykając fajkę do ust. - Jak będzie ci mocno przeszkadzać to zgaszę, tylko nie bój się mówić. Nie pierwszy i nie ostatni tytoń w moim życiu. To jak? Którędy go poprowadzić? Pamiętaj, że wyjdzie długi – poinformował łapiąc się na absurdalnym i dwuznacznym toku myślenia. Lisołak potrząsnął głową, co za infantylność!
        - Nie zrobię go wysoko, bo będzie ci przeszkadzać w rozczesywaniu włosów. Najlepiej nisko, o tutaj – Namir starała się zachować stoicki spokój. Pochylił się do Leli przykładając palce w wyznaczone miejsce.
        - Nisko, tuż u podstawy czaszki. Hm... Albo bardziej po kobiecemu, na przykład stąd i przeciągniemy go na przód – lisołak objął kosmyk włosów i przeciągnął po nim swoje palce. - Zejdzie aż tutaj – wyjaśnił puszczając końce rudych taśm, które opadły dokładnie między piersi dziewczyny.
        Namir zakasłał uderzając się pięścią w klatkę piersiową. Nie był w stanie zwrócić się ku swojej przyjaciółce, która chyba wyraźnie zaniepokoiła się jego stanem. Jak on ma jej teraz spojrzeć w oczy?! Mężczyzna, wciąż kaszląc, uniósł nieznacznie wzrok, jakby chciał zaraz pokazać, że wszystko z nim w porządku, ale nie spodziewał się, że jego spojrzenie utknie na wysokości biustu zmiennokształtnej. Verka odwrócił całkowicie głowę skrywając dłonią usta, a przy okazji także nos i policzki.
        - Za mocno się zaciągnąłem...- wyjaśnił powoli doprowadzając się do stabilnego stanu.
        Gdy Namir odzyskał spokój ducha, w miarę, i gdy razem ustalili najlepsze ułożenie dreda, mógł w końcu przejść do działania. Co również okazało się z początku niełatwe. Verka spiął gęste włosy Leili spinką podkradzioną Filipie (przy okazji grzebania aktorom po rzeczach w poszukiwaniu tytoniu) i poprosił dziewczynę o przytrzymanie ich, przynajmniej na samym początku by pojedyncze kosmyki nie przeszkadzały mu w najważniejszym momencie plecenia dreda. Pierwsze jego myśli okazały się być katorgą. Odsłonięty kark dziewczyny wydawał się dla niego niebywale kuszący. Mógł się w niego wgryźć, całować i obejmować palcami. Przeklinał swoją zwierzęcość w głębi duszy, ale w końcu się opanował. Myślał o upolowanym jeleniu, ognisku i innych praktycznych rzeczach, które w mniejszym stopniu mogły nakierować go na drogi wybujałej wyobraźni. Wyjaśnił lisołaczce, że z początku może trochę ją ciągnąć za włosy (szlag!), co z kolei wywoła odrobinę bólu, ale obiecał być delikatnym (skojarzenia jednak nie mają końca...). Na szczęście uratowała go sama Leila i ich luźne rozmowy. Gdy miał już wykonana samą podstawę dreda postanowił na nowo, nieco rozsądniej, z większą koncentracją oraz z pomocą lisicy, spiąć rude włosy, by dziewczyna mogła kontynuować twórcze działania obejmujące plecenie wianków.
        - To trochę potrwa – rzucił mimochodem, gdzieś podczas rozmowy. - Nie dlatego, że specjalnie przedłużam kręcenie – uśmiechnął się - masz długie włosy, ale to nic nie szkodzi. Mamy okazję nadrobić stracony czas. Sam nie wiem od czego zacząć... Zawsze czułem, że mamy nieskończoną ilość tematów do obgadania – przyznał dłubiąc szydełkiem w rudym kosmyku.
        Namir na krótką chwilę zamilkł skupiające się na swoim zadaniu. Tak mogło się przynajmniej wydawać. Po prostu... jeszcze nie powiedział jej o utracie pamięci, o tym, że nie pamiętał jej imienia... Ale pamiętał ją samą! Śniła mu się po nocach, siedziała w zakamarkach jego wspomnień! Nie wiedział tylko w jaki sposób powiedzieć o tym Leili. Czy to nie brzmiało jak kiepskie wytłumaczenie?
        Próbował zacząć jakiś temat z jego przeszłości, ale tak niewiele pamiętał. Większość wspomnień związanych z Leilą już raczej kojarzył... Chyba. Nie wiedział właściwie czego nie wie. Miał dziury w głowie! Ta posiadłość... Próbował połączyć ze sobą wszystkie fakty. Kto tam był oprócz nich? Kręcił nosem kreując w głowie ze zlepek skojarzeń znajome Leili. Nawet własnych przyjaciół widział jak przez mgłę. I ten gość, który sprzedał lisicę. Verka sądził, że pojawienie się dziewczyny ze snów wszystko wyjaśni, że to w niej kryje się tajemnica jego amnezji. Jednak to nie ona chowała jego wspomnienia.
        Nieco strapiony postanowił mówić o życiu, które pamięta. O tych przyjemnych chwilach.
        - Pamiętam, jak poznałem Filipie. Napotkałem ją w Szepczącym Lesie. Siedziała na kamieniu, muskały ją promienie słońca. Była taka samotna i płakała. Z początku myślałem, że to jakaś pokusa ze strony nimf – zaśmiał się Verka. - Ale nie mogłem przejść obok niej obojętnie. Zbliżyłem się i usiadłem obok. Wiedziała, że jestem, ale tak mocno płakała, że nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby jednego słowa. Czekałem więc cierpliwie, aż w końcu ułożyłem dłoń na jej plecach. Wtuliła się we mnie i wtedy rozwiała wszystkie moje wątpliwości. Nie była wilkiem w stroju owcy. Pamiętam, że po jakimś czasie spytałem co się stało, a ona zaczęła bełkotać po elficku. Powtórzyłem się, tylko w zrozumiałym dla niej języku. Mówiła o tym, że nikt jej nie rozumie, że jest całkowicie sama w tym świecie, że wszyscy ciągle od niej wymagają. Czuła się przytłoczona ludźmi, opiniami... Bolało ją to, że nikt nie zna jej prawdziwej twarzy. Głosili opinie, tuż za jej plecami, a nawet patrząc jej prosto w oczy i każdy miał własną rację. Starałem się jej jakoś pomóc, ale kiepsko mi szło. Przynajmniej do momentu, gdy się okazało, że jest najsłynniejsza aktorką w całej Alaranii, a ja o tym nie wiedziałem – Namir uśmiechnął się na to wspomnienie.
        - I wiesz co? Była zachwycona. Nie znałem jej, nie potrafiłem jej ocenić. Mogła mówić, co tylko zechciała, a ja i tak stawałem po jej stronie, bo co innego miałbym zrobić? Miała artystyczny kryzys oraz dużą butlę wina. Z początku była pijana... Potem napruta, co zostało jej do dziś, ale dobrze wspominam ten dzień i noc. Mówiła mi „Jesteś jak Korio z Opowieści o snach, taki nieprawdziwy! Ale chcę w ciebie wierzyć chochliku” - Verka otarł kącik oka wyraźnie rozbawiony cytowanymi słowami. - Teraz mówi, że pierwszy raz widziała mnie na rynku w Nowej Aeri, gdy grałem piosenkę. Te samą, co usłyszałaś podczas naszego spotkania po wielu latach – zauważył z uśmiechem.
        - Całkowicie nie pamięta tego spotkania w lesie.
        Verka ponownie zamilkł odpływając gdzieś poza granicę Alaranii. Chwycił paciorek i nawlekł go na dreda sprawdzając czy będzie się dobrze trzymał. Przekierował dziergany kosmyk włosów na przód, by go odpowiednio spleść i nie uciekał tak często na plecy. Tak bardzo skupił się na tym, co robi, że zapomniał się odezwać.
        - Wybacz – mruknął i wciąż nie przerywając czynności dodał – ja nigdy o tobie nie zapomniałem. Wiele się u mnie działo, nawet na przestrzeni minionego roku... Ale ty nigdy ode mnie nie uciekłaś. Los mógł próbować wyrwać mi ciebie siłą, lecz ty wciąż siedziałaś gdzieś z tyłu mojej głowy. Myślałem o tobie... próbowałem cię odnaleźć, dowiedzieć się gdzie jesteś i gdy ujrzałem cię nieopodal Wodospadu Snów... Sadziłem, że zwariowałem. To było tak nierealne dla mnie... A teraz siedzisz tu, obok mnie, a ja plotę ci dreda – lisołak wzruszył beztrosko ramionami.
        - To mówisz, że razem ze mną ściągniesz ze mnie ten urok?
        Verka podniósł wzrok napotykając błękitne oczy Leili.
        - Szlag by to – powiedział i nie odrywając od niej spojrzenia objął lewą dłonią jej policzek wsuwając palce za ucho dziewczyny. Przyciągnął ją do siebie ostrożnie i ignorując upadające szydełko. Pocałował, najpierw łagodnie obejmując jej usta, jakby chciał tylko zaznaczyć, co do niej czuje. Oderwał je, ale nie mógł już dłużej wytrzymać. Verka uniósł się i przyciągnął do siebie Leilę, tym razem całując ją łapczywie, niczym wygłodniałe zwierzę. Smakowała niezwykle słodko, jej usta były miękkie i delikatne. Mógł je porównać do najwyśmienitszego musu jaki serwują w najdroższych restauracjach, ale to nadal nie odzwierciedliłoby uczucia jakie mu towarzyszyło. Jej drżenie i niepewność, jakie chciał zasklepić niewypowiedzianymi zapewnieniami, że jej nie opuści. Adrenalina mu towarzysząca sprawiła, że sam drżał cały na ciele z powodu podniecenia, z powodu trwającej chwili, w której wyraził tak wiele. Jakaś szczątku rozumu kazała mu przerwać, ale wcale się nie oddalał od lisicy. Przyłożył czoło do jej czoła, a czubki ich nosów wciąż do siebie przylegały.
        - Cholernie za tobą tęskniłem.


        Filipie siedziała grzecznie i skrupulatnie oglądała dłoń Samiela. Artystka przyniosła ze sobą także magiczne pióro piszące srebrnym atramentem. Dzięki niemu zaznaczała na skórze demona linie i kropki, które miały za zadanie pomóc jej w przepowiadaniu przyszłości. Przerzucała strony księgi, po czym do nich wracała czasem łaskocząc piórkiem dłoń przemienionego. Tak bardzo starała się zrobić wszystko dobrze! Nie chciała nic skreślać, robić powtórzeń... ale tego nie dało się uniknąć. Fui mamrotała pod nosem, czasem podpowiadała sobie takimi głośnymi myślami, a czasem próbowała zrozumieć słowa księgi, którą co jakiś czas przeklinała. Z winem poszłoby jej to o wiele szybciej.
        Kobieta całkowicie nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wokół. Była zbyt skupiona by dowiedzieć się czegoś więcej o Smoczym Wojowniku, impreza niech szykuje się sama. Mają tam sprawne ręce Leili więc sobie poradzą, a czytanie przyszłości z dłoni?! To dopiero była sztuka!
        Sam Samiel zachowywał stoicki spokój. I co z tego, że on nie wierzy w te brednie! To Fui miała wierzyć, a nie on! Dla Filipie dziwne było, że ludzie i nieludzie potrafią wierzyć w magię, a w czytanie przyszłości już nie. Przecież to tez jest magia! Taka drobna i okrojona, zapewne mocno mijająca się z prawdą w rękach takiego lajka, jak ona, ale może akurat się jej uda?
        W końcu jednak udało się jej do czegoś dojść. Przynajmniej tak myślała, nie miała kartek by zapisać sobie wszystkie informację, tylko część spoczęła zapisana na jej udzie srebrnym atramentem.
        - O tak! - pisnęła podekscytowana Fui podciągając jeszcze mocniej brzeg kiecki, tak aby dokładnie mogła widzieć własne zapiski.
Filipie kręciła palcem po swojej nodze, a później przeskakiwała na dłoń demona próbując ustalić kolejność zdarzeń.
        - Wróżby mówią, że kiedyś byłeś zupełnie inny, ale to mało mi wyjaśnia! Każdy się zmienia! A po konstelacjach już wiem, że jesteś stary. - Burknęła w niezadowoleniu.
        - Dowiedziałam się jednak jeszcze czegoś innego. Twoja linia życia jeszcze długo będzie ci towarzyszyć, lecz w niej widzę dużo oznak krwi. Zabijałeś albo nadal zabijasz, każda z tych kropek, którą tutaj pozaznaczałam wskazuje na duże doświadczenie w fachu. Sztylet dobrze ci leży w dłoni... ale to akurat moje spostrzeżenia! Masz mocny zacisk palców, o, a tutaj otarcia typowe dla nożownika – uśmiechnęła się promiennie aktorka.
        - Ewentualnie ktoś bardzo chce cie zabić – dodała z zamysłem.
        - A ta kobieta, którą masz spotkać ma pazur, tu widzę taki ostry zarys. Zgaduję, że to o nią chodzi albo jakieś duże niebezpieczeństwo. Głupia ta książka... - stwierdził elfka marszcząc nos.
        - To już te konstelacje są dokładniejsze. Faktycznie, badziewne wróżenie z dłoni. Za dużo domniemań – prychnęła garbiąc delikatnie swoją sylwetkę.
        Ta książka mówi, że coś ci może przejść tuż pod nosem, ale nie wiem... A może to chodzi o jakąś niespodziankę? Niech to! Muszę znaleźć inny sposób na wróżenie! Hm... Może coś jeszcze wymyślę – zastanowiła się aktorka wypinając klatkę piersiową i próbując uchwycić jakąś genialną myśl, która pozwoliłaby jej poznać Samiela.
        - A może... Byś tak coś o sobie opowiedział? - spytała przeciągle, po czym pochyliła się do demona niczym zaciekawiona kocica. Oparła ręce o ławkę, a nogi rozłożyła wzdłuż ziemi by podkreślić kobiece kształty.
        - Masz takie ładne oczy, nietypowe i nie chcą nic powiedzieć, a skoro mamy jeszcze ze sobą trochę podróżować, to może jakiś mały ochłap informacji dla zaciśnięcia więzi, hm?
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Nie wiedziała, co właściwie skłoniło ją do takiego odważnego, w jej mniemaniu gestu. Może trochę dojrzała i nie uważała by taki niewinny pocałunek w policzek mógł być niestosowny? Przecież znali się już tyle czasu, że nawet gdyby lisołak poczuł się z tym dziwnie to chyba udałoby im się przejść nad tym do porządku dziennego. Ona zwyczajnie tak strasznie się za nim stęskniła, że nie potrafiła wyrazić tego słowami, a teraz jeszcze Namir podarował jej coś tak cennego i dającego tyle wolności, której przecież zawsze jej pozbawiano. Nie namyślała się wówczas wiele tylko cmoknęła szybko lekko zarośnięty polik mężczyzny, z lekkim rozbawieniem stwierdzając, jak dziwny wydaje jej się fakt, że jej przyjaciel ma brodę. Przecież nie byli już dziećmi, a jednak ona ciągle nie mogła poradzić sobie z tym przeskokiem w latach, gdy ostatni raz widziała chłopca, a teraz siedziała koło mężczyzny. Mężczyzny, któremu właśnie wypadła fajka z ręki, rozsypując tytoń na stole.
        - Ale rozrabiasz – uśmiechnęła się złośliwie, nie dostrzegając urwanego gestu, którym lisołak chciał ją objąć. Przymknęła lekko oczy, gdy tłumaczył, że się zamyślił i skinęła głową, rumieniąc się zaraz, gdy usłyszała komplement. W zupełnej sprzeczności dla słów Namira, odruchowo odłożyła mak na stół, zawieszając speszone spojrzenie na koraliku, którego kolorytowi niemal dorównywały jej policzki. Bo przecież gdzie… rudy i czerwony razem, to na pewno nie wygląda ładnie. Chyba.
        - Fajka nie będzie mi przeszkadzać – powiedziała tylko i zerkając jeszcze krótko na przyjaciela, odwróciła się do niego bokiem, nie bardzo wiedząc, jak ten zamierza zabrać się do plecenia. Uśmiechała się pod nosem, kątem oka widząc, jak fajka podskakuje w zębach lisa, gdy ten mówił.
        - Nie wiem… tak jak będzie najlepiej… - zastanawiała się na głos, wracając uwagą do swojego dreda i ostatni raz zastanawiając, czy to aby na pewno dobry pomysł. Namir jednak wkręcił się już zupełnie w zadanie i nie miałaby serca (ani odwagi) się teraz wycofać, więc tylko uśmiechała się lekko i wzruszała ramionami na propozycje, nie wiedząc co powiedzieć.
        - Może być tak do przodu, chyba będzie wygodniej – przejęła w palce rude pasmo, które opadło między jej piersi.
        Zaraz jednak spojrzała na lisołaka, który kaszlał z trudem, a jej brwi zjechały się lekko w zmartwieniu. Leila bawiła się swoim ognistym kosmykiem, przyglądając z troską przyjacielowi, który ledwo opanował oddech, a znów odwrócił się cały, osłaniając dłonią twarz. Ach ta fajka. Pokiwała głową na wyjaśnienia, ale przyglądała mu się wciąż z nieodpartym wrażeniem, że Namir się jakoś dziwnie dzisiaj zachowuje. Szybko jednak sama sobie uzasadniła wszelkie nietypowe zachowania faktem, że jeszcze nie tak dawno lisołak był poważnie ranny, a później nafaszerowany jakimiś medykamentami, co na pewno też nie pozostało bez wpływu na jego samopoczucie. Przecież nawet u tej wróżbitki, czy wiedźmy, podczas odczytywania jego konstelacji widać było, że nie czuje się najlepiej, wręcz że jest obolały. Właściwie to powinien odpoczywać, a nie dredy pleść, jej skromnym zdaniem, ale mężczyzna zaraz odzyskał oddech i rezon, szybko wracając do tematu i nieco, tylko trochę, rozwiewając obawy dziewczyny.
        Posłusznie uniosła włosy, splatając je w mniej więcej zwarty kłąb i przytrzymując wysoko na głowie, by nie przeszkadzały Namirowi i nie plątały się z wybranym przez niego kosmykiem. Spłoniła się odrobinę, czując ciepły oddech i muskanie palców na karku oraz pokrywające się gęsią skórką przedramię, ale zaraz skarciła się w myślach i skupiła na rozmowie. Jak to ona i jak to z Namirem, gadała o wszystkim i o niczym, swobodnie, jakby wcale nie podzieliły ich lata rozłąki i doświadczeń, jakby wciąż byli dzieciakami, spędzającymi razem wolny czas pomiędzy obowiązkami. Uśmiechnęła się, gdy lisołak praktycznie potwierdził jej myśli słowami.
        - Bo mieliśmy. Chociaż kiedyś chyba nie byłeś aż tak rozmowny, wydaje mi się, że to ja zawsze byłam taką paplą – zaśmiała się, wyginając lekko usta, karcąco wobec samej siebie. Zaraz też, na myśl o tym, co chce powiedzieć, speszyła się znów, spinając nieznacznie. – Namir? – zerknęła na niego ukradkiem przez ramię, by nie przeszkadzać w pleceniu. – Bo… ja ci z grubsza powiedziałam, co się ze mną działo przez te lata. To znaczy gdzie byłam – poprawiła się szybko, zdając sobie sprawę, że lisołak nie ma pojęcia, co się z nią wtedy działo i tak powinno pozostać. – Ale gdzie ty byłeś? Długo zostałeś u Arsena? Co się później z tobą działo? Opowiedz mi… - poprosiła, korzystając z okazji, że mają chwilę dla siebie.
        Lisołak milczał przez dłuższy czas, a później zaczął opowiadać. Najpierw o Felipie. Leila słuchała z uśmiechem na ustach, który pojawił się tam, gdy tylko usłyszała imię artystki, jakby podświadomie spodziewała się czegoś przyjemnego lub zabawnego po tej historii. I chociaż nie cala taka była, jej koniec nie rozczarował lisicy i zachichotała razem z Namirem, który aż musiał otrzeć oczy z rozbawienia. Ruda znała elfkę tylko kilka dni, ale już ją uwielbiała i docierało do niej, że teraz też stawałaby po jej stronie, cokolwiek by o kobiecie nie powiedziano.
        Zmieniła lekko pozycję, gdy Namir zaczął przeciągać plecionkę włosów do przodu. Już wcześniej siedziała do niego bokiem i teraz tylko przekręciła się jeszcze trochę w stronę przyjaciela, podciągając zgięte kolano na ławkę między nimi i mogąc już na niego swobodnie spojrzeć. On zaś jakby odpłynął myślami, niby wpatrzony w tkanego dreda, ale z lekko zmarszczonymi brwami.
        - Namir? – odezwała się cicho. – Wszystko w porządku? – zapytała i uśmiechnęła się lekko, słysząc, że lisołak nieco ocknął się z zamyślenia.
        Kolejne jego słowa jednak szybko zmazały beztroski grymas, zastępując go postępującą konsternacją, na smutny sposób łagodzącą rysy dziewczyny, która słuchała przyjaciela z lekkim trudem. Nie chciała znowu się w to zagłębiać, bała się, że znów poczuje do niego żal, że nie powiedział jej o wszystkim, gdy miał na to szansę. Nie wiedziała co prawda nawet, czy by mu w ogóle uwierzyła, a nawet jeśli tak, to co zrobiłaby z tą wiedzą, ale zwyczajnie nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, gdy wszyscy wszystko wiedzą, poza nią, chociaż to ona była najbardziej zainteresowana. Wiedziała, że musi się uporać ze swoją przeszłością, ale nie wiedziała czy ma na to siłę w tej chwili, pomiędzy kwiatowymi girlandami i najlepszym przyjacielem plotącym jej włosy. Ona też za nim tęskniła, też o nim myślała, ale i tak jego słowa zaczynały brzmieć inaczej niż powinny. Rosnące z niewiadomej przyczyny obawy Leili rozwiało wspomnienie o ich niedawnym spotkaniu i w końcu rudowłosa uśmiechnęła się słabo.
        - Ty przynajmniej mnie poznałeś – zażartowała, siląc się na wesoły ton, ale poczucie winy przebiło się przez błękitne oczy. – Wybacz mi. Zmieniłeś się bardzo, urosłeś, te włosy… i miałeś inny zapach – tłumaczyła się pokrętnie ze spuszczonymi oczami. Podniosła oczy dopiero na naiwne pytanie Namira, a na usta znów nieśmiało zaczął wracać uśmiech.
        - No pewnie, że tak, głupku – prychnęła rozbawiona, obserwując, jak podnosi na nią wzrok. – Przecież jesteśmy…
         „…przyjaciółmi?”
        Urwała, gdy zaklął cicho pod nosem, sięgając do jej twarzy. Dokończyła niepewnie w myślach, wyjaśnień szukając już tylko spojrzeniem, gdy szorstka dłoń ujęła jej policzek. Zaskoczona nawet się nie odsunęła, pozwalając lisołakowi przyciągnąć się bliżej, ale nagle jego twarz znalazła się tak bardzo, bardzo blisko, że dziewczyna odruchowo zamknęła oczy, jakby spodziewała się uderzenia. Ale jeśli wcześniej była zaskoczona, to czując dotyk warg Namira na swoich ustach prawie straciła oddech z szoku. Sztywna jak kłoda Leila pozwoliła się pocałować bardziej z braku wyboru oraz jakiegokolwiek pojęcia, co się w ogóle tutaj dzieje, niż w wyrazie świadomego przyzwolenia na ten gest. Pocałunek był delikatny i przyjemny, ale („nie powinien mieć miejsca!”) po nim miała tylko chwilę na oddech, wstrzymywany chyba od pierwszego dotyku Namira, nim ten wpił się w jej usta z taką pewnością i żarem, że na nowo straciła oddech. Nawet nie czuła, że drży, a tego co działo się w jej głowie nawet burzą myśli nie można było nazwać, bo nie było tam na takowe miejsca. Ogarnął ją czysty emocjonalny chaos sprawiający, że z jednej strony marszczyła brwi, zaciskając kurczowo powieki, jakby robiono coś wbrew niej, z drugiej zaś, przyciągnięta przez Namira, złapała go za koszulę, uczepiając się jej kurczowo, jakby ostatniej deski ratunku.
        Był tak znajomy, a jednocześnie tak obcy. Znała ten zapach od dziecka, a jednak teraz sprawiał, że zmiękła w jego ramionach, pozwalając przygarnąć się bliżej. Był większy niż pamiętała. I wyższy. Podrapał ją brodą po policzku. Miał wąskie wargi, ale długie, pozwalające mu na ten lisi uśmiech. Czuła tytoń… W końcu odważyła się otworzyć swoje oczy i zlękniona spojrzała w jego, tak blisko! Ufała mu najbardziej na świecie, jak nikomu innemu, ale teraz wyglądała na przestraszoną, chociaż wcale nie była. Była… zaskoczona. Bardzo, bardzo zaskoczona! Tak zaskoczona, jak może być dziewczyna pocałowana nagle przez przyjaciela, po którym się tego nie spodziewała. Przez kilka sekund wydawało się, że ucieknie. Zerwie się z ławki i odbiegnie, nie oglądając za siebie, znikając znów gdzieś pomiędzy drzewami. O dziwo jednak nie ruszyła się, rozglądając przytomniejącym powoli spojrzeniem po otoczeniu, które na te kilka chwil zniknęło jej z pola widzenia. I chociaż jej świat się zachwiał w posadach, nikt nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Mieszkańcy wioski wciąż szykowali się do swojego święta, wygłuszone dźwięki otoczenia zaczęły znów napływać do uszu lisołaczki, Felipie wciąż wróżyła Samielowi… Samiel! A niech to... Ale przecież to nie jej wina! Ale to też nie najlepsze wytłumaczenie…
        Leila nie zerwała się i nie uciekła, co przy dużej dozie optymizmu można by podciągnąć pod dojrzewanie dziewczyny. Odważyła się też (z trudem, bo z trudem, ale jednak) spojrzeć na Namira, którego oddech wciąż czuła na ustach. Otworzyła własne, by mu odpowiedzieć, ale nie mogła nic wykrztusić. Dopiero teraz zaczynało do niej powoli docierać, co się stało i chociaż rumiana była już od jakiegoś czasu, teraz poczuła falę gorąca uderzającą w nią aż po czubek głowy. Zorientowała się też, że się uśmiecha.
        - Ja za tobą też – wydusiła z siebie w końcu i razem z przytomniejącym umysłem, zaczęła doprowadzać się do porządku. Puścić jego koszulę. Wygładzić, jakby wcale jej nie ściskała w garści. Ona też ma na sobie jego koszulę… Mózgu, pracuj, błagam cię. Oddychać. Cofnąć nieco na ławce, nabrać dystansu, potrzebowała powietrza. Dłoń zostawiła w jego garści, czemu? Nie wiedziała jeszcze. Znów otworzyła usta, by coś powiedzieć i znów wyszło z nich tylko tchnienie, gdy nie znalazła słów, wpatrzona w oczy mężczyzny, z którym przyjaźniła się całe ich dzieciństwo, a który teraz pozbawił ją tchu pocałunkiem.
        - Ale Namir, dlaczego… to znaczy czemu… Nie rozumiem…
        „Rozumiesz, głupia, tylko nie dopuszczasz do siebie tej myśli, bo to nie ma sensu”, pomyślała tylko, niezdolna do sklecenia sensownego zdania. Nic więcej nie powiedziała, bo nie miała słów, a jedynie wielki mętlik w głowie, szukając odpowiedzi w oczach lisołaka.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Samiel przyglądał się przygotowaniom do uczty i zabaw, nie przeszkadzając przy tym Filipie w próbie odczytania czegoś z linii na jego dłoni. Wyglądało na to, że wszystko szło dobrze i według planu, który wcześniej ustalili sobie organizatorzy – wszyscy albo byli czymś zajęci, albo odpoczywali lub siedzieli i rozmawiali ze sobą, jednak nie przeszkadzali tym w przygotowaniach. Głos elfki sprawił, że przemieniony przeniósł wzrok na nią, jednak po chwili znów wrócił do przyglądania się otoczeniu. Przecież mógł jej odpowiadać nawet wtedy, gdy nie patrzył bezpośrednio na nią.
         – Może chodzi o to, że moja rasa uległa zmianie. Urodziłem się sanginierem… lub drakonem, jeśli ktoś woli taką nazwę, ale teraz jestem kimś innym – odparł. Właściwie, specjalnie dobierał słowa tak, żeby nabrać aury tajemniczości w jej oczach, a także dać jej do zrozumienia, że ma swoje sekrety i nie są to takie, którymi chciałby się dzielić.
         – Zabijam nadal, co zresztą chyba powinnaś wiedzieć, bo byłaś świadkiem sytuacji, w których to robiłem… To o sztylecie też jest prawdą, w końcu używam tego typu broni jako głównego, jeśli chodzi o walkę – odezwał się znów, a przez jego oblicze po chwili przebiegł uśmiech. Może nawet przeszedłby on w krótki śmiech, gdyby nie to, że Samiel się powstrzymał.
         – Zdziwiłbym się, gdyby nikt nie chciał mnie zabić. Każdy ma jakichś wrogów, jednak wydaje mi się, że ja mam ich ponad normę – odparł. Tak naprawdę, dopiero teraz uświadomił sobie, że jego słowa są tak naprawdę pewnymi poprawkami, jeśli chodzi o wróżby Filipie – może nawet wbrew własnej woli uświadamia jej też, że przepowiadanie przeszłości lub przyszłości jest bardziej prawdziwe, niż uważa on sam.
Usłyszał propozycję elfki i możliwe, że nawet coś na nią odpowie – chociaż pewnie niezbyt jej się to spodoba – ale z odpowiedzią zwlekał głównie dlatego, że na własne oczy ujrzał pocałunek Namira i Leilii. Wiedział, że zmiennokształtni znali się już wcześniej, a nawet dostrzegł, że lisołak może coś czuć do Rudej, jednak to i tak nieco go zaskoczyło. Co prawda, nie było tego po nim widać, jednak odczuł to w sobie, chociaż i tak nie wypuścił.
         – Możliwe, że będę z wami podróżował nieco krócej, niż zakładasz – odparł i lekkim skinieniem głowy wskazał na parę zmiennokształtnych. Pewnie ich usta nie były już połączone, gdy Filipie na nich spojrzała, jednak nadal znajdowali się bardzo blisko siebie, więc elfka powinna domyślić się, co mogło między nimi zajść.
         – Zresztą… wcześniej powiedziałem ci już coś o sobie. Poza tym, możliwe, że lepiej będzie, jeśli jednak nie będziesz wiedziała o mnie zbyt wiele – dopowiedział, przez chwilę patrząc prosto w jej oczy.

Znów spojrzał w stronę Leilii i Namira, wyczekując momentu, w którym dziewczyna spojrzy w jego stronę. Gdy tak się stało… skinął głową w bok – miał nadzieję, że zrozumie ten sygnał i będzie wiedziała, że powinna pójść za nim, gdy tylko wstanie i uda się w jakieś lekko oddalone miejsce, gdzie na nią poczeka i będą mogli porozmawiać w cztery oczy.
         – A teraz muszę cię przeprosić. Myślę, że powinienem porozmawiać teraz z kimś innym – odezwał się w końcu, a po chwili wstał, wcześniej zabierając swą dłoń z dłoni Filipie.
Po tym rozejrzał się i w końcu skierował w stronę sporego drzewa, które rosło mniej więcej na granicy placu, na którym się znajdowali i krawędzi lasu otaczającego wioskę. Gdy już tam dotarł, stanął pod nim i oparł się bokiem o jego pień. Patrzył w stronę, z której powinna nadejść Leila, jeżeli w ogóle odważy się z nim porozmawiać w cztery oczy. Teraz sytuacja była jaśniejsza i wydawało mu się, że mogą odbyć taką rozmowę. Cóż… jeśli Ruda postanowi jednak nie zjawić się tutaj i pozostać z Namirem… on wtedy pozostanie sam na sam ze swoimi myślami, a także uzyska odpowiedzi na niektóre pytania, które pojawiły się w jego głowie. Oczywiście, nie planował też niczego, co zakończyłoby się tym, że po cichu opuściłby wioskę i udałby się w swoją stronę – bo nawet jeśli chciałby odejść przed tym, jak stąd wyruszą, to i tak nie zrobiłby tego bez kilku słów pożegnania, które akurat należały się każdemu, kogo zdążył lepiej poznać. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir działał bardzo intuicyjnie. W pierwszym dystansie jaki uzyskali, mimo że nie był on wielki, był niemalże przekonany, że Leila zerwie się z ławki i ucieknie. Spojrzał na nią niepewnie i gdyby taka sytuacja miała miejsce, zapewne puściłby dziewczynę. Jednak najpierw próbował ją zatrzymać przy sobie nieznacznym gestem, jakim było zaciśnięcie palców na jej ciele. Wzrok dziewczyny zaczął nabierać wyrazu, powoli przytomniała i powoli docierały do niej napływające fakty, które zdecydowanie ponownie przyspieszyły akcje jej serca. Lisołak zaś już zaczął cieszyć się z samego faktu, że nie zniknęła mu w obłokach lasu. Gdy na niego spojrzała, ten nie krył się z uśmiechem zdecydowanego lisa. Nie żałował. W tym momencie niczego nie żałował.
        Przypatrując się jej emocjonalnemu chaosowi z niebywałym spokojem, nie miał zamiaru ingerować żadnym wyjaśniającym słowem. Zamiast tego ułożył dłoń na jej rudych włosach i pogłaskał dziewczynę po głowie wciąż pozwalając na kurczowe trzymanie swojej koszuli.
        Uśmiech mężczyzny wydłużył się na padające z ust lisicy słowa. Jego opanowanie przerodziło się w lekkie rozbawienie, gdy Leila próbowała doprowadzić się do porządku. Cmoknął rozweselony, ale w tych kilku niesfornych ruchach zmiennokształtnej, kobieca dłoń wylądowała w męskim uścisku. Serce Verki mocniej zabiło, sam nie wiedział kiedy ją ujął, było to dla niego naturalne i pewnie nie zwróciłby na to uwagi, gdyby lisołaczka nie przekierowała na ten akt wzroku. Nagle jego stoicki spokój przerwała pytaniem, którego się spodziewał, a jednak i tak czuł się zaskoczony. Dlaczego?
        Gdyby on sam to wiedział.
        - Ja... bo...
        Nie. On doskonale wiedział, tylko... wystarczyło to z siebie wyrzucić, a... ale nie potrafił. Oczy dziewczyny rozejrzały się po okolicy i widać było, że napotkała nimi pewien punkt. Namir doskonale wiedział jaki. Samiel.
Sam jednak lisołak nie spojrzał w kierunku demona. Odsunął się do tyłu wypuszczając gładkie palce lisołaczki. Patrzył na nią spokojnie, bez żadnego wyrzutu, przecież to on zainicjował pocałunek. Tylko teraz ona ma przez niego przesrane. Kiwnął rudowłosej na znak, że rozumie o co chodzi i że ze spokojem pozwala jej odejść.
        I znów to samo. Przecież u boku Samiela była bezpieczna, ale to on chciał się nią opiekować. Zaraz tam pójdzie i rozkwasi mu nos... Ale za co? Za to, że to on ją uratował z niewoli? Za to, że go kochała? Teraz i Verka wyglądał na zmieszanego. Z jednej strony wściekły, że przemieniony chce rozliczyć się z nią, a nie z nim, on by mu pokazał argumenty! Z drugiej... Logiczne było, że chce porozmawiać z Leilą. Gdyby choć jedno nieodpowiednie słowo padło w jej stronę nie wahałby się ani chwile, ale nie wyobrażał sobie podsłuchiwać ich rozmowę.
        W dodatku Namir zdawał sobie sprawę, że Leila nie zna całej prawdy o nim. Gdyby teraz o wszystkim powiedział dziewczynie, to mogłaby mieć szersze pole do podejmowania decyzji, o ile w ogóle zaczęła mieć dylemat między dwojgiem mężczyzn.
Dziewczyna wstała i obracała się ku niemu plecami. Mógł ją zatrzymać, jeszcze ma szansę.
        - Leila... - Namir zbliżył się do rudowłosej chwytając ja za ramię i ponownie obracając ku sobie, lecz tym razem utrzymywał odpowiedni dystans.
        - Wybacz moją zuchwałość – powiedział nader spokojnie w kwestii pocałunku. - Nie powiedziałem ci tylko... Nie jestem tym kim chciałbym w tym momencie być i problem w tym, że nie jestem tym... kim mnie znasz lub pamiętasz. To niestety tylko przykrywka, iluzja, w której nie powinnaś być trzymana. Jeżeli najemnik zabija bez uczuć, z zimną krwią to jest w stanie utrzymać kontrolę nad tym, co robi i kogo pozbawia życia, ale jeżeli... ktoś czyni to z premedytacją albo niekontrolowanie...
        Źrenice Verki wyraźnie się zwęziły, a lisi ogon poruszył się niespokojnie. W jego głowie odbił się znajomy krzyk cierpienia, stłoczone szczekanie, a w nozdrzach zatańczył zapach krwi.
        - To stanowi kiepski rodzaj towarzystwa dla ciebie... I nie jest to z pewnością Samiel – rzucił dosyć surowo, po czym odszedł wodzony przeczuciem, że zbyt mocno przywarł do próby przywołania wspomnień z tamtego felernego dnia.
        Gdy zniknął, dosyć niespodziewanie, w tłumie elfów, próbował oczyścić umysł i przywołać się do porządku. Jego skronie pulsowały, on sam rozglądał się łapczywie dookoła widząc, jak kucharka przygotowuje mięso z królika. Jakiś chłopiec przewrócił się i zdarł kolano, krew spływała po jego łydce. Czemu te cholerne leki nie działają?
        Nagle przypomniała sobie o nim czarownica, która zamknęła go w postaci hybrydy. Podsycała jego myśli, pobudzała wyobraźnię, podpowiadała co robić by... mordować.
        Namir potoczył się do przodu zaciskając powieki, czuł się coraz bardziej dziki, coraz chętniej słuchaj wypowiadanej przez Lovisę mantry „zabij, zagryź”. Wszystkie skojarzenia wirowały wokół tych dwóch słów, aż do momentu, gdy ktoś nie trzasnął mu książką w nos.
        - A może kula?
        - C... co? - spytał Namir mrużąc oczy i odsuwając twarz od księgi.
        - Kula, jak wróżki, do wróżenia – powiedziała Fui. - Z ręki kiepsko mi szło, to może z kuli zacznę wróżyć?
        Verka ułożył palec na okładce i sugestywnie oddalał od siebie książkę patrząc z irytacją na aktorkę.
        - Mało mnie to obchodzi, odejdź Filipie – prychnął zmiennokształtny wymijając elfkę, ale ta zatrzymała go ponownie, tym razem wciskając mu w nos bukiet białych kwiatów.
        - Apsik! - kichnął Verka oddalając twarz od kwiatków.
        - Chciałam mieć wianek z białych róż, ale ostatecznie zdecydowałam się na azalie. Nie chce nikogo sprowadzić do krainy duchów. Dlaczego białe róże to symbol śmierci? - marudziła artystka. - Przez głupie przesądy nie mogę mieć przepięknego wianku na głowie. Moje blond włosy idealnie by z nimi współgrały, najbardziej to ucierpi jakaś panna młoda.
        - Ech Filipie... - westchnął lisołak pociągając nosem.
        „Czasem mam ochotę cię walnąć, a czasem przytulić”, pomyślał szczerze Verka.
        - Chyba, że panna młoda chce kogoś zabić. Przecież azalie też są piękne – dokończył mężczyzna.
        Filipie wykrzywiła usta, najpierw w niesmaku, potem w radości, gdy wypowiedziane słowa lisołaka zaczęła przeinaczać w dramatyczną opowieść. Przechadzali się tak po wiosce zawijając ostatecznie do centrum zabawy. Wieczór sięgał ich po rak kolejny w podróży, a wielkie ognisko miało właśnie zapłonąć. Instrumenty poszły w ruch, pieśń głównego organizatora rozbrzmiała po okolicy, butelki z alkoholem niedługo miały się otworzyć. Przygotowano nawet piętrowe, drewniane siedzenia pomalowane białą farbą i na jednym brzegu usiadł Namir przyglądając się widowisku. Okoliczne drzewa obwieszone były długimi łańcuchami wielokolorowych kwiatów. Wszelkie akcenty, jak kołki do siedzenia czy też stoły, również pokryte były białą farbą, zupełnie jakby weszło się do tej bogatszej okolicy Rapsodii zbudowanej wyłącznie z marmuru. Gdzieś nieopodal usiadł Duil przeżuwający tytoń. Prychnął napotykając wzrok Filipie i oboje odwrócili głowy. Niemniej jednak, Filipie była w lepszej sytuacji, bo gdy spostrzegła Japkera to od razu dosiadła się do niego bliziutko i czule obejęła ramię mężczyzny. Głaskała go opuszkami palców po karku by wywołać dodatkową zazdrość u Duilesgara, aż policzki mu się zapiekły ze złości. Verka tylko potrząsnął głową i zapalił fajkę.
        Namir wyglądał na spokojnego, ale w gruncie rzeczy męczył się niemiłosiernie. Może jednak to on powinien pójść porozmawiać z Samielem? Czas powinien ostudzić zapał lisołaka, ale wciąż walczył z tym samym uczuciem, co jego dobry przyjaciel Duilesgar - z zazdrością.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Namir wciąż ją obejmował, teraz jeszcze głaszcząc po głowie, gdy dochodziła do siebie, co było przecież gestem tak znajomym, że znów mieszały jej się myśli, gdy zmienił się nagle kontekst takiego zachowania. Albo wcale nie? Nic już nie wiedziała. Uśmiechała się zupełnie mimowolnie, bo była szczęśliwa i dlatego, że on się uśmiechał, nawet jeśli z tym jego lisim, cwaniackim zadowoleniem. Bo przecież mogła nie wiedzieć, co się dzieje i być niepewna, ale też czuć ciepło na sercu, prawda? To było możliwe? Musiało być. Przez moment jakby wszystko wróciło do normy. Atmosfera znów zrobiła się przyjazna, chociaż nieco bardziej czuła i zażyła niż do tej pory. Dopiero jej z trudem wydukane pytanie poruszyło wiszący jednak między nimi temat, którego, jak się okazało, nawet lisołak nie potrafił ugryźć. Nie spodziewała się niczego, zbyt skołowana na wymyślanie możliwych scenariuszy, jednak i tak zaskoczyła ją jego niepewność. Jakby Namir był niepewny tak samo, jak ona… Ale przecież to on zaczął i, jakkolwiek głupio to nie brzmi, myślała, że wie co robi.
        Nie odpowiedział jednak, a ona opuściła lekko ramiona, jakby zawiedziona. Nie spodziewała się przecież niczego, ale jednak jakby tak. Teraz nic nie powstrzymywało ją od rozmowy z Samielem. Widział ich pocałunek, widziała to w jego oczach, chociaż jak zawsze mimika nie zdradziła jego emocji. Sugestywny ruch głową był jednak dla niej jak głośne polecenie i dziewczyna poruszyła się zdenerwowana na ławce, ostatecznie otrząsając z przyjacielskiego (ta, jasne) objęcia.
        - Muszę… muszę porozmawiać z Samielem – powiedziała cicho, spoglądając na Namira. Wyczekująco, jakby wciąż liczyła, że powie coś więcej i wyjaśni jej swoje zachowanie. Zatrzyma ją może? Uśmiechnie się znowu? Powie jej, dlaczego ona się czuje, tak jak się czuje? Ale milczał, więc zgarbiła się jeszcze bardziej i uśmiechnęła słabo, wstając z ławki i kierując w stronę lasu.
        Nagle zatrzymana za ramiona odwróciła się z nadzieją w oczach, która zgasła, gdy tylko dziewczyna zobaczyła wyraz twarzy przyjaciela. Co się stało? Dlaczego tak szybko… dlaczego wcześniej wszystko było w porządku, a teraz jest tak źle? Jak to się w ogóle stało? Gdzie wianki, gdzie dred? Och rany…
        Słuchała Namira początkowo z niejakim zagubieniem w oczach, które później przerodziło się w zupełną dezorientację. Nie miała pojęcia o czym on mówi, a później nawet otworzyła usta, by zaprotestować, powiedzieć, że to nieprawda, że ona go doskonale zna… Zamknęła je jednak zaraz, przytłoczona tonem i zachowaniem lisołaka, zniechęcona jego postawą i dystansem, którego nagle nabrał w stosunku do niej. Zrobiło jej się przykro, zupełnie irracjonalnie, zdawała sobie z tego sprawę, ale i tak było jej smutno, że najpierw…. no pocałował ją, a teraz zachowuje się w taki sposób. Odtrąca ją, tak jak kiedyś próbował zniechęcić do swojego towarzystwa w szkole. Wtedy nie dała za wygraną, bo jej zależało i teraz też nie zamierzała. Przecież nie byli sobie obcy! Jak to nie był dobrym towarzystwem, znali się całe dzieciństwo, to ponad połowa jej życia! Ale on po prostu odszedł.
        Spoglądała za nim oszołomiona, przez moment stojąc jak słup soli. Wciąż nic nie powiedziała, a usta miała głupio rozchylone, niczym idealny obrazek kogoś niepojmującego otaczającej go rzeczywistości. Dopiero po chwili przymknęła je i wzdychając, odgarnęła odruchowo włosy. Palce zaczepiły się o niedokończonego dreda, którego próbowała przez chwilę rozplątać zirytowana, aż w końcu poddała się i odrzuciła kosmyk na plecy, razem z resztą loków.

        Wciąż czując na wargach smak ust Namira, a w sercu zmieszanie, szła w stronę Samiela na miękkich nogach i z wyrzutami sumienia, ciążącymi jej, jak wypchany czyimś życiowym dobytkiem plecak. Rumieniła się silnie, nie potrafiąc znieść spojrzenia Zabójcy i co chwila spuszczając wzrok, nim znów podnosiła go lękliwie na mężczyznę. W końcu stanęła przed nim z opuszczoną głową i splecionymi przed sobą dłońmi, nawet nie zdając sobie sprawy, że przybrała pokorną pozycję niewolnicy, którą tak długo była. Umysł zareagował instynktownie „byłaś nieposłuszna, czeka cię kara”, a do tego tym razem naprawdę czuła się winna. Nie wiedziała nawet, czy jego to obchodzi, ale i tak czuła się okropnie. A przecież przed chwilą się uśmiechała! To wszystko było takie mylące…
        - Hej… - przywitała się niezręcznie, podnosząc wzrok na mężczyznę i zaraz znów opuszczając go w trawę. Milczała dobrą chwilę, nim znów odważyła się odezwać, mimo że nawet nie wiedziała co chce powiedzieć.
        - Samiel, ja… - mruknęła spomiędzy rudych włosów, za którymi jakby próbowała się schować – przepraszam, to tak nie powinno być, ja wiem, ale stało się tak szybko i ja... ja nie wiedziałam, że on… ale to też moja wina – podniosła nagle głowę, spoglądając na Samiela ze strachem w oczach, gdy przyszło jej do głowy, że on może być zły na Namira.
        Nie czuła się właściwie, by to była jej wina, ale czuła się winna, a to przecież prawie to samo, prawda? Poza tym… poza tym to wszystko było za trudne! Dlaczego? Nie chciała żeby Samiel był na nią zły. I nie chciała żeby Namir był taki dziwny, jak przed chwilą. Dlaczego nie mogło być tak jak wcześniej? Ale nie chciała by było jak wcześniej… gdy Namir ją pocałował, nagle zachciała, by było jeszcze lepiej. Leila westchnęła i zakryła twarz dłońmi. Ugh! To skomplikowane!
        - Przepraszam – westchnęła znów tylko i wyprostowała się w końcu, odejmując ręce od twarzy i spoglądając zrezygnowana na Samiela. – Gniewasz się?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Leila zauważyła jego gest, jednak nie był pewien, czy zrozumiała, co chciał jej przekazać. Mimo wszystko, i tak oddalił się w dogodne miejsce i tam zaczekał na to, aż dziewczyna się zjawi. Czekał tak… jakiś czas, ale już wcześniej postanowił sobie, że nawet jeśli lisołaczka tu nie przyjdzie i nie będzie chciała z nim rozmawiać, to i tak postoi tu sobie jakiś czas i pomyśli o różnych rzeczach. Chwilę później okazało się, że nie będzie musiał tego robić, bo zauważył ją idącą właśnie w jego stronę. Zrozumiała sygnał. Dobrze. Poza tym to, że tu przyszła – prawdopodobnie – oznaczało, że będzie chciała z nim rozmawiać i zdaje sobie też sprawę z tego, o czym chciał z nią pomówić na osobności.
         – Nie gniewam się, może to będzie dla ciebie lepsze – odezwał się, gdy był pewien, że zmiennokształtna sama nie chce już niczego dodać. Właściwie, stojąc tu i czekając na nią, myślał też o pierwszych słowach, jakie chciałby jej powiedzieć… i były one trochę inne o tego, co usłyszała przed chwilą, jednak zakładał, że to on zacznie rozmowę – tak się nie stało, więc słowa też uległy zmianie.
         – Chodzi mi o to, że… Może lepiej będziesz się czuła podróżując w towarzystwie Namira i elfów, a nie w towarzystwie starego zabójcy, który ma problemy nawet z tym, żeby pokazać komuś emocje, które siedzą gdzieś w nim – kontynuował. Możliwe, że te konkretne słowa chciał powiedzieć jej wcześniej albo delikatnie zasugerować w jakiś sposób, że właśnie tak uważa, jednak nie zrobił tego z różnych powód. Cóż… teraz jest na to odpowiedni moment i prawdopodobnie powie jej jeszcze więcej tego, co siedziało w jego myślach i właśnie czekało też na taką rozmowę na osobności, bo słowa te były przeznaczone wyłącznie dla jej uszu. Na początku zresztą miał dziwne wrażenie, że Leila przyprowadzi ze sobą Namira albo sam lisołak postanowi zakraść się w pobliże miejsca, w którym rozmawiają z zamiarem podsłuchiwania tego… na jego szczęście, jednak nie zdecydował się tego zrobić. Samiel był dość pewien tego, że udałoby mu się wyczuć podsłuchującego mężczyznę, a wtedy nie miałby oporów przed tym, żeby posłać w jego stronę bełt albo otwarcie zaatakować go z bliska. Raczej nie zabiłby go. Raczej… Po prostu zraniłby go na tak, żeby miał nauczkę na następny raz i wiedział też, że nie powinien z nim zadzierać.
         – W dodatku, ty i Namir znacie się o wiele dłużej niż my. Poza tym, jemu bardziej na tobie zależy i dość otwarcie pokazuje, że coś do ciebie czuje. Wcześniej dawał ci takie sygnały, ale wasz pocałunek raczej nie pozostawił wątpliwości co to stanu jego emocji i uczuć względem ciebie. Myślę, że w jego towarzystwie będziesz czuła się lepiej niż w moim, a jeśli go poprosisz... podejrzewam, że nie będzie miał problemu z tym, żeby nauczyć cię walki i samoobrony – mówił dalej. Nie zakończył w sposób, który wskazywałby, że już skończył mówić i teraz czeka na to, aż ona coś powie. Chciał jej powiedzieć coś jeszcze.
         – I… Tak naprawdę, nie chciałbym, żebyś szła drogą, która ja poszedłem. W sensie, żebyś została zabójczynią działającą na zlecenie innych i zarabiającą na siebie śmiercią innych. To nie jest droga odpowiednia dla każdego i przez długi czas będą nawiedzać cię obrazy osób, które zabiłaś… Myślę, że to zajęcie nie jest dobre dla dziewczyny z twoim charakterem – odparł, wcześniej robiąc chwilę przerwy, zupełnie jakby zastanawiał się, w jaki sposób dobrać słowa i, jak je wypowiedzieć.
         – Z powozem elfów podróżowałem głównie przez ciebie i przez to, że mnie na to namówiłaś. A patrząc na to, że Namir, Filipie, Japker i Duilesgar są lepszym towarzystwem niż ja… Możliwe, że własną i samotną ścieżkę obiorę wcześniej, niż zakładałem na początku – powiedział na koniec. Zdawał sobie sprawę z tego, że powiedział jej więcej rzeczy i własnych przemyśleń niż wcześniej… właściwie, chyba w tej jednej rozmowie mogła go poznać trochę lepiej niż dotychczas, jeśli wiedziała jak zrozumieć i poprawnie rozwinąć te szczątkowe emocje, które mogła tu wyczuć. Teraz chciał wiedzieć, co ona o tym myśli – właściwie, może części tego, co powie i tak już się domyślał, jednak chciał to usłyszeć z jej ust.

Po rozmowie, którą odbyli, mogli już wrócić na plac i do mieszkańców wioski, którzy siedzą tam, jedzą i bawią się przy muzyce. Wracali w milczeniu, a przynajmniej Samiel się nie odzywał… Przynajmniej wyjaśnili sobie kilka rzeczy, a on mógł powiedzieć jej, co też myśli o całej tej sytuacji. Zdradził jej też małą część swojego planu, jednak możliwe, że akurat to zrobił trochę za wcześnie. Nie powiedział jej, że zniknie bez słowa, jednak zdawał sobie też sprawę, że osoba jego pokroju właśnie w ten sposób rozstaje się z towarzystwem, gdy nie chce, aby pozostali próbowali go zatrzymać… Tylko, że on zamierzał się pożegnać i może nawet powiedzieć im, dlaczego postanowił zdecydować się na ponowną, samotną wędrówkę.
         – Pójdę coś zjeść… Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć, jeśli nie, to i tak nie będę się gniewał – odezwał się do lisołaczki. Nie kazał jej siedzieć przy nim i próbować z nim rozmawiać, może tym samym podejmując próbę zrozumienia go i tego, co w sobie ukrywa – w końcu nie była jego służką czy kimś innym, kto nie powinien go opuszczać.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir, po płytkim westchnięciu, puknął się kilka razy zapaloną fajką w sam środek czoła. „Idiota” pomyślał, a czasu na ów przemyślenia miał w sumie sporo. Gdy zgasło w nim uczucie zazdrości i wymarły absurdalne scenariusze, mógł jasno dojść do wniosków, które ciążyły mu na duszy już od bardzo dawna, ale dopiero teraz dopuścił ich sens do swojej głowy. Nigdy nie pójdzie na przód, gdy będzie stał w miejscu. Proste? A jednak wymagało czasu.
        Nie chciał popełnić tego samego błędu co kiedyś. Musiał zdać się na Leilę i tym razem to on miał jej zaufać, a nie na odwrót. To z pewnością nie był łatwy orzech do rozłupania, ale czy miał inny wybór? Prędzej czy później doszłoby do opowiedzenia całej prawdy więc lepiej, gdy ona usłyszy to od niego niż od osoby trzeciej. Nie mógł wymagać od niej niczego, nie mógł jej do niczego zobowiązywać. Zmienili się, oboje. Żałował tych lat, gdy nie mogli być ze sobą blisko... z powodu jego błędu. Teraz był krok od tego by popełnić go znowu. Nie umiałby żyć z myślą „a gdyby” po raz kolejny. Szalenie ją kochał i za nią tęsknił, choćby miał się przed nią czołgać na kolanach, musi jej powiedzieć. Po prostu musi!
        Nagle lisołak poczuł mocne klepnięcie po plecach. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła i zaraz wzrokiem wyłapał Joenę oraz Eace.
        - A co ty z taką grobową miną świętujesz? Ja bym poczuł się urażony takim gościem – rzucił medyk do uzdrowicielki.
        - Uhm, wybaczcie – mruknął Verka zaciągając się fajką.
        - Biedny, nie może zatopić rozterek w winie. Przynajmniej nie radziłbym – uśmiechnął się staruszek machając drewnianym kubkiem. - Nie po tym, co ci podałem.
        - Właściwie... Co my świętujemy?
        - Och, my świętujemy wyzwolenie. Kiedyś nasi przodkowie ściśle podlegali Menaos. To były jakieś polityczne potyczki, wojna domowa by wybuchnęła i inne cuda niewidy. Teraz żyją tam elfy i ludzie, ale nie zawsze było tak kolorowo. Długo by opowiadać o historii tych dwóch światów, rozległe i dalekie. Nikt do końca nie wie jak to było, ale polityka wówczas wrzała niesamowicie. My uważamy jedno, ludzie co innego... Tak czy siak, wybuchły zamieszki, było tylko gorzej i część niegdyś znaczących osób...podobno jakaś nawet sama księżna ze strony elfów, musiała uciekać podziemnymi korytarzami. Zostali oni wyprowadzeni, część musiała uciekać dalej, ale ci przywiązani do tej ziemi założyli naszą wioskę. Co się stało z ów księżną? Powiadają, że zbudowała królestwo na całkiem innej łusce Prasmoka. Dzisiejsza data nakłada się prawie z rocznicą śmierci wielkiego poety z Menaos, więc gdy tam dotrzecie zapewne będzie trwał festyn. W Menaos nikt nie przejmuje się małą wioską – zaśmiała się pogodnie elfka. - To tylko legenda, ale bardzo piękna... Gdybyś słuchał początkowej pieśni to byś wiedział – zwróciła zaczepnie uwagę Joena.
        - Chodź, nie marnuj się tu dla fajki. Wiesz, jakie oni tu rzeczy potrafią upichcić?
        Namir uśmiechnął się do starszego elfa i rozłożył ręce, jakby nie miał już żadnej linii obrony. Lisołak zaskoczył z siedzenia zagadując Joenę, a Eace spojrzał krótko na Filipie. Zmiennokształtny obrócił głowę i dostrzegł to uczucie tęsknoty, ale także i pragnienia jakim Eace obdarował aktorkę. Fui wydawała się to dostrzec, ale tylko skrzywiła usta wtulając się w bezpieczne objęcia Japkera.
Verce humor wydawał się poprawić i tak faktycznie było. Na niektóre przekąski aż usta same się wykrzywiały, zaś inne smaki całkowicie go zaskakiwały. Najbardziej wyczekiwane przez lisołaka było oczywiście mięso z królika! Ten jeleń z jabłkami mu tak bardzo nie podszedł, jak długouchy zwierz. Cieszył się też, że jego zmysły zostały przytłumione i zapachy wcale nie pobudzały go do polowania nocą. Poznał również kilku mieszkańców wioski, którzy najpierw podchodzili do niego sceptycznie, ale po usłyszeniu ładnie zaakcentowanego języka elfickiego otworzyli się przed nieznajomymi. Również względem Samiela i Leili.
        Namir dostrzegł ich z daleka i na krótki moment przechwycił spojrzenie zmiennokształtnej. Uśmiechnął się do niej łagodnie, z odrobiną troski. Namieszał jej w głowie, ale sam miał chaos w sercu. Niepotrzebnie psuł jej ten wieczór. Na demona również spojrzał, ze spokojem, bez wyrzutu, po prostu przywitał go w gronie elfów. Lisołak odwrócił głowę, gdy jeden z mieszkańców zaczepił go by zadać pytanie. Po chwili śmiał się z własnego przekrętu językowego, źle wypowiedzianego słowa. Atmosfera była luźna, wesoła, beztroska. Wszyscy grali, śpiewali, niektórzy tańczyli. Jeden z elfów dopadł się gitary i wskakując na białe, drewniane siedziska zaczął śpiewać rytmiczną, rymowaną piosenkę do zabawy. Filipie spojrzała wielkimi oczami na towarzystwo, gdy ktoś nagle porwał ją do łańcuszka. Zaśmiała się beztrosko tłumacząc, że już nie pamięta kroków a później skarżąc się, że nikt nie rymuje we wspólnej mowie, a przeco mają gości! Ktoś odważył się coś sklecić, Verka wybuchł śmiechem słysząc słowa:

        - Hej krasnolud, pije piwo
        -Ten trunek sprawdza się jako spoiwo!!
        - Bawić się trzeba, pisać pieśni
        - Tak by cię Prasmok jasnym okiem popieścił!
        - Ćwiczyć wszak trzeba kaligrafię!
        - Gdybym tylko miał... e... żyrafę!

        Wszyscy zaśmiali się głośno na ostatnie próby zrymowania jednego z mieszkańców. Verka, chcąc nie chcąc, również został zaciągnięty do łańcuszka. Patrzył na ruchy pozostałych rozkładając ręce na boki, aż wreszcie nie porwała go kucharka i wzięła w obroty. Niczym rodzona i niezwykle wymagająca matka deptała mu po palcach, gdy tylko się pomylił. Żartował, że ma bardzo niewyrozumiałą nauczycielkę i co rusz zasłaniał twarz dłonią nie mogąc spamiętać układu. Łzy rozbawienia ciekły mu po policzkach, elfy uwielbiały urozmaicenia, nawet w prostych zabawach! Krok, obrót, krok, krok, klaśnięcie, obrót, zamiana, krok, klaśnięcie. Z boku leżały stroje, gotowe do scenek komediowych. Fui zagryzała wargi nie mogąc się ich doczekać, choć wiedziałam, że dużo później zaplanowano ich wprowadzenie. Założyła tej nocy obcasy, nadepnęła kogoś, przeprosiła, zaśmiała się. Kręciła się w kółko, chciała wygrać tę zabawę. Wszyscy byli ciepli i bez ograniczeń. Ktoś rozrzucił kwiaty, Filipie zakręciła się między nimi.
        Nie chciał psuć jej tego wieczoru, a przynajmniej nie jeszcze bardziej. Nie chciał by Leila siedziała naburmuszona na ławce, lecz nie sądził aby wyrwanie ją do tłumu było dobrym rozwiązaniem. Pocałował ją i wcale tego nie żałuje. Znał ją, gdyby zaczął na nią naciskać ta wycofałaby się. Jeżeli siedziała choć trochę spokojniejsza przy Samielu to mógł się tym trochę cieszyć - że nie uciekła w las, jak spłoszony lis. Była tu i to było najważniejsze. Nawet jeżeli odrobinę na niego zła... albo zmieszana obecnością przyjaciela, który zdobył się na nieplanowany gest i który ma jej dokończyć dreda.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Czekała na reakcję Samiela, jak na wyrok, a gdy padły pierwsze słowa uśmiechnęła się z ulgą… na moment. Po chwili uśmiech zgasł, a konsternacja na powrót objęła jej mimikę we władanie i dziewczyna w milczeniu próbowała pojąć sens wypowiedzi mężczyzny. Przechyliła lekko głowę i ośmieliła się postąpić jeszcze krok w stronę Zabójcy, szukając jego ciepła i może nieco podświadomie zakładając, że jej bliskość złagodzi jego zły humor, gdyby taki się pojawił. Korzystając więc z okazji, że nikt ich nie widzi, przytuliła się do mężczyzny, obejmując go w pasie, chowając twarz w jego kurtce i słuchając jego głosu. Nie przerywała mu, wiedziała, że tego nie lubi, więc czekała aż powie jej wszystko, co ma do powiedzenia.
        Miał rację, on zawsze miał rację. Namira znała od dziecka, a zabójczynią była beznadziejną, jak się okazywało. Ostatnim razem może i pokonała kilku przeciwników, ale przecież… no przecież w jednym utknął jej sztylet, na los, to było takie upokarzające! Była za słaba, musiała trenować… Ale słuchała. Nie obchodziło jej, że Samiel jest stary, ani że nie umie okazywać uczuć. Ona też nie umiała, robiła wszystko źle i na opak, przez połowę czasu samej w ogóle nie wiedząc co robi. Zesztywniała nieco, słysząc jak mężczyzna mówi, że Namirowi zależy na niej bardziej niż jemu. Ten niewielki płomyk nadziei, który tlił się w niej i rósł za każdym razem, gdy zabójca okazywał jej sympatię, zmalał teraz do żałosnych rozmiarów. I oczywiście, jak to ona ucieszyła się też nieco, bo przecież tak sformułowane zdanie znaczyło, że Samielowi też zależy! Zaraz jednak skarciła się za te dziecinne analizy. „Słuchaj dziewczyno, co on do ciebie mówi, a nie doszukuj się tego, co chciałabyś usłyszeć”, westchnęła w duchu.
        Widział pocałunek. Podejrzewała to, ale teraz była pewna. Co więcej, powiedział, że Namir wcześniej dawał jej sygnały. Jakie sygnały? Czemu ona ich nie zauważyła? To znaczy… może czasem zachowywał się nietypowo, jak na niego, ale przecież nie widzieli się od tak dawna, to normalne że ich relacje uległy zmianie… ach! Oszukiwała sama siebie, to nie fair wobec żadnego z nich. Przecież widziała, jak Namir czasem na nią spogląda, tylko to wypierała, przekonana, że łączy ich tylko przyjaźń. Bo przecież zawsze tak było! Uch! Miała ochotę tupać ze złości nogami i schować się jako lis gdzieś w norce w lesie, ale nie mogła. Nie wypadało już nawet chować się w objęciach Samiela, więc powoli i ostrożnie cofnęła się o krok, spoglądając na niego ze smutkiem w oczach. Nie chciał jej.
        - Zabijałam już i w ogóle mnie to nie prześladuje! – wyrzuciła z żalem w głosie, nie mogąc się już powstrzymać i przerywając zabójcy. Zabiła tamtych ludzi, którzy ją uprowadzili, zabiła wcześniej Dothra, a teraz tych, którzy ich napadli na trakcie. Kilku w każdym razie. No, dwóch. Czyli razem…czterech? Ale nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia. I o jakim „jej charakterze” mówił? O to nie miała już odwagi zapytać.
        - Przepraszam – powtórzyła znów, już nie dbając o to, za co przeprasza. Chciała naprawić wszystkie swoje winy, jakiekolwiek by one nie były. – Nie chcę, żebyś odchodził – powiedziała smutno, tuląc się ostatni raz do Samiela. Nie była wystarczająco dojrzała, by uszanować jego wybór, ani docenić tego, że mężczyzna może naprawdę chcieć dla niej lepiej. Ona chciała by został, bo bała się zostać sama. Ale na wypowiedzenie tego na głos nie starczyło jej już odwagi. Pokiwała więc tylko głową, gdy powiedział, że wraca do ogniska, na chwilę zostając sama przy drzewie. Spoglądała za oddalającą się sylwetką, przenosząc później wzrok na inną, siedzącą w oddali, w kręgu elfów.
        - Uch! Czemu to musi być takie trudne! – mruknęła z niezadowoleniem i kopnęła w drzewo ze złości. Drzewo niestety oddało i lisołaczka syknęła na obolały palec u nogi – Aucia…

        Dogoniła Samiela przed samym ogniskiem, dobiegając do niego i zrównawszy z nim krok, ujmując go za dłoń. Może i nie była głodna, ale przecież nie będzie siedziała sama w lesie, gdy wszyscy są tutaj. Podchodząc bliżej kręgu dojrzała Namira i przez jej twarz przebiegła niepewność. Uśmiech lisołaka, tak łagodny, zamiast ją ukoić sprawił jednak, że dziewczyna zawahała się, na moment ściskając mocniej dłoń Samiela, nim doprowadziła się do porządku i odwzajemniła słaby uśmiech. Niepewnie, bo nadal nie rozumiała zachowania Namira (teraz jeszcze mniej niż po pocałunku, a to już dziwne!), ale wciąż był jej przyjacielem i nie umiała się do niego nie uśmiechać, po prostu. Po chwili jednak ktoś go zaczepił i lis zaśmiał się wesoło, a uśmiech Leili wreszcie nabrał radośniejszego wyrazu. Takiego go znała, roześmianego. Nie zawsze przy niej, właśnie częściej przy jego znajomych, gdy obserwowała go z boku, ale pewnego siebie i nie obawiającego się niczego.
        Po chwili i ją uprowadzono, gdy jedna z elfek nie przyjmowała „nie”, jako odpowiedzi, siłą prowadząc dziewczynę do stołu z jedzeniem.
        - Na Prasmoka dziewczyno, jesteś taka chuda! Musisz coś zjeść.
        - Właściwie to nie jestem głodna – protestowała nieśmiało lisica, której nos przyjemnie drażniły cudne zapachy, ale jakoś brakowało jej po tym wszystkim apetytu.
        To niestety nawet nie wchodziło w grę i już po chwili podgryzała niewielki szaszłyczek z przepiórki i papryki, który udało się elfce jej wcisnąć. Stała koło niej, jakby pilnując, czy dziewczyna na pewno zje całą zakąskę, a Leila posłusznie skubała mięso, z rozbawieniem obserwując zabawy toczące się przy ognisku. Od rymowanek po tańce, które sprawiły, że zamyślona dziewczyna odruchowo zaczęła kołysać biodrami do rytmu, co zaś szybko zostało wypatrzone.
        - Nie ma podpierania stołów, nie runą! – zaśmiała się jakaś młoda dziewczyna podbiegając do lisołaczki i nawet nie zwalniając, bez uprzedzenia złapała ją za dłoń, ciągnąc za sobą, aż lisica zgubiła patyczek.
        Z odruchowym dziewczęcym piśnięciem Leila wpadła w krąg, tańczący radośnie wokół ogniska, a gdy zorientowała się, że wszyscy powtarzają te same kroki, próbowała szybko uciec, nim zacznie przeszkadzać, nie znając przecież tańca. Koło się jednak zamknęło, nie wypuszczając speszonej i rozbawionej rudowłosej. Zaraz jednak została uratowana, świadomie lub nie, przez dziewczynkę, która wcześniej plotła z nią wianki. Teraz młodziutka elfka ciągnęła ją za rant namirowej koszuli, a gdy lisołaczka przykucnęła przy dziewczynce, ta nałożyła jej na głowę swój wianek z białych stokrotek. Ruda podziękowała z uśmiechem, a ośmielona młódka szybko pociągnęła ją za rękę do tańca i po chwili obie biegły wokół ogniska, nie przejmując się innymi tańczącymi.
        Muzyka zaś zrobiła resztę. Leila była tancerką i to było dla niej naturalne, a w ciepłym blasku ogniska, pod obsypanym gwiazdami nocnym niebem nie czuła lęku, który towarzyszył jej podczas tej czynności przez ostatnie lata. Ośmielona również zaczęła tańczyć, początkowo tylko wygłupiając się z dziewczynką, potem porywając z siedziska jednego z chłopców, który do tej pory tylko nieśmiało podrygiwał nogami, przyklejony zadkiem do ławki. Później zaś wirowała już sama, stąpając lekko jakby unoszona na wietrze, który wyginał jej ciało w rytm wybijanej na bębnach muzyki i oklasków, które stopniowo, ale rytmicznie zaczęły rozlegać się wokół. Wirująca peleryna rudych włosów dodawała ruchom lisicy rozmachu, a ich płynności nie potrafiła ukryć nawet za duża koszula, przesuwająca się gładko po szczupłym ciele. Leila tańczyła.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Nie zrobił kroku w tył i nie odepchnął od siebie dziewczyny, gdy ta podeszła bliżej i po chwili przytuliła się do niego. W ten sposób mógłby pokazać jej, że rzeczywiście mu na niej nie zależy, a… tak właściwie nie było. Oczywiście, wiedział też, że lepiej będzie, jeśli ostatecznie Leila wybierze podróż z Namirem i elfami, jednak wiedział także, że zmiennokształtna nie była mu obojętna. Z drugiej strony, nie próbował jej też zatrzymać, gdy już w końcu chciała się odezwać i zrobiła krok w tył, żeby móc stanąć naprzeciw niego.
         – Tylko, że wtedy zabijałaś, bo walczyłaś o swoje życie, prawda? Właśnie… Chodzi o to, że zabijanie za pieniądze jest całkowicie inne, bo może być tak, że dana osoba, według ciebie, nie będzie zasługiwać na śmierć, a i tak będziesz musiała ją zabić… chyba, że chcesz przeciwstawić się pracodawcy, stracić pieniądze za zlecenie i nieco zniszczyć swoją reputację, jeśli już sobie taką wyrobiłaś – odezwał się, a słowa te brzmiały zupełnie tak, jakby wiedział, o czym mówi i kiedyś sam znalazł się w takiej sytuacji. Cóż… możliwe, że właśnie tak było – w końcu był dość stary i przeżył już naprawdę dużo, znajdując się przy tym w różnych sytuacjach i dzięki temu powiększał też swoje doświadczenie życiowe, a także uczył się na błędach.
         – Kiedyś i tak odejdę. Ostatecznie moja „droga samotnika” i tak się o mnie upomni – odezwał się znowu. Może się mylił, a może nie… jednak to przecież on sam wiedział o sobie najwięcej, a przez to wiedział też, co się stanie i jak się wtedy zachowa. Chyba zbyt często podróżował samotnie i w pojedynkę wykonywał zadania, a przez to już jakiś czas temu stało się tak, że zaczął lubić taką pracę, a także podróże i przez to trochę ciężej było mu przebywać przez dłuższy czas w towarzystwie jednej osoby lub grupy takich osób.
W końcu ich rozmowa zakończyła się – a przynajmniej teraz i na ten temat – a przez to chyba oboje mogli odetchnąć z ulgą. Samiel odszedł od miejsca ich rozmowy jako pierwszy, ale Leila i tak dołączyła do niego chwilę później. Nie sprzeciwił się, gdy postanowiła ująć go za dłoń – nie cofnął swojej i nie pokazał jej, że chciałby to zrobić, bo to też mogłoby sprawić, że pomyślałaby, że w ogóle mu na niej nie zależy. Zamiast tego, spojrzał tylko na ich połączone dłonie, a przez jego twarz przebiegł niewielki uśmiech – grymas był ledwo dostrzegalny, jednak lisołaczka mogłaby go ujrzeć, jeśli akurat wtedy spojrzałaby na jego twarz.

Dłonie przemienionego i zmiennokształtnej rozłączyły się, gdy dziewczyna została przechwycona przez jedną z elfek i niemalże zmuszona do tego, żeby coś zjeść. Samiel już wcześniej powiedział jej, że chciałby coś zjeść i właśnie to miał zamiar zrobić. Chwycił drewniany talerz i widelec, a później podszedł do rożna, na którym znajdował się jeleń – część mięsa była już odkrojona, więc Samiel mógł być pewien, że mięso nadaje się do zjedzenia. Dlatego też chwycił za nóż wbity w jelenia i odkroił sobie spory kawałek mięsa, a później usiadł przy najbliższym stoliku i zaczął jeść. Słyszał muzykę i właściwie widział też, jak część mieszkańców do niej tańczy – jedyni w parach, a inni w grupkach – jednak on… po prostu wolał to obserwować, już pomijając fakt, że nigdy nie przepadał za taką formą zabawy i przez to nie umiał tańczyć. Cechy fizyczne ciała mogłyby mu pomóc w tym, żeby nie deptać potencjalnej partnerki w tańcu i nie zachowywać się jak kłoda, spoglądając na inne tańczące pary i po prostu próbując tych ruchów, które widział u nich, ale… nie. Lepiej będzie, jeśli posiedzi tu sobie, naje się i poobserwuje. Może niektóre kobiety spoglądały na niego i myślały o tym, żeby jakoś zasugerować mu taniec albo poprosić go o to, jednak nawet te, które wcześniej go obserwowały i nawet nie odwracały wzroku, gdy na nie spojrzał, teraz nie miały tyle odwagi, żeby zaproponować mu coś takiego. Dziwił im się trochę, bo sam uważał się za osobę przeciętnej urody, ale i tak mu to nie przeszkadzało, bo mógł w spokoju zjeść, posłuchać muzyki i obserwować otoczenie. Z tego grona mógłby wykluczyć Filipie, bo domyślał się, że elfka podeszłaby do niego i poprosiła o taniec, gdyby chciała z nim zatańczyć, a gdyby jej odmówił... możliwe, że spróbowałaby go zaciągnąć, żeby to zrobił albo powiedziałaby lub zrobiła coś innego, co mogłoby go do tego przekonać... Samiel miał nadzieję, że do czegoś takiego nie dojdzie. Naprawdę na to liczył.
Zresztą, możliwe, że niedługo i tak będzie musiał przerwać to, co robił, bo dopiero teraz zauważył, że z jego talerza zniknęła cała porcja mięsa, którą wcześniej sobie nałożył. Było ono naprawdę dobre, a przez zamyślenie się nawet nie zauważył, że jego talerz zaczął świecić pustkami. Zabójca zamierzał coś z tym zrobić, więc wstał i znów ruszył w stronę ogniska, nad którym wisiało jelenie mięso.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Verka bawił się bez najmniejszych oporów. Kucharka zajęła sporą część uwagi lisołaka machając na niego groźnie palcem. W pewnym jednak momencie dojrzał zmiennokształtną, która w pełni wyzwolona poruszała się u boku ogniska. Tańczyła. Leila tańczyła. Tak jak powinna, tak ja pragnęła, tak jak ona chciała. Krzycząca i krępa elfka rozmyła się gdzieś w przestrzeni, wzrok muzyka utkwił na dziewczynie. Cała fala rudych włosów mieniła się w płomieniach ogniska tysiącami refleksów. Ciepłe światło obejmowało ciało tancerki, zdecydowanie luźniejsza koszula opinała się momentami na jej biodrach, pośladkach czy piersiach. Powoli przykuwała spojrzenia innych, między innymi kucharki, która szturchnęła łokciem Namira. Zmiennokształtny spojrzał na mieszkankę wioski i nieco się zmieszał. Chciał przeprosić, ale kobieta uśmiechnęła pobłażliwie dając mu znak, że nie ma na co czekać. Lisołak odwrócił wzrok, niepewny swoich pragnień. On... on nigdy z nią nie tańczył.
        - Auć – syknął Namir czując obcas na śródstopiu.
        - Będziesz stał jak łysy dąb przez tysiące lat czy masz zamiar coś zrobić? - Rzuciła ostro kucharka krytykując spojrzeniem zmiennokształtnego.
        Leila zawirowała wokół własnej osi. Jej ciało odchyliło się do tyłu, wręcz prosiła się o objęcie, chwycenie w ramiona i Verka z automatu zbliżył się do dziewczyny ujmując jej dłoń i obracając ją jeszcze raz. Delikatnie przechylił dziewczynę. Rude włosy spłynęły w dół, jej talia była tak drobna, niewiele siły potrzebował by utrzymać lisicę w tej pozycji. Była lekka i filigranowa. Ich spojrzenia ponownie się ze sobą spotkały, Verka patrzył na nią spokojnie, nic nie powiedział na zmieszanie Leili. Uniósł ją i zdecydowanym ruchem postąpił krok w bok, jakby chciał się z nią podroczyć. Kącik jego ust uniósł się, nie odrywał od niej spojrzenia, nie rozplatał ich palców.
        - Jesteś mi winna taniec. Za naukę walki – rzucił całkiem pewny siebie głosem, po czym zatoczył koło wokół niej.
        Nigdy ze sobą nie tańczyli, a teraz delikatnie oddalił się od niej wciąż trzymając jej dłoń. Nieznacznym gestem, w całkiem naturalnej dla nich kolei rzeczy, postąpili dwa kroki w bok, by następnie postąpić kolejne dwa i wrócić do poprzedniego punktu. Skrzypce zwolniły tempo, grajek dostosował się do ich ruchów. Leila była zakłopotana, onieśmielona sytuacją, lecz Namir nie pozwolił jej na rozpływanie się w analizach. Ostrożnie, dla samego wprowadzenia, rozpoczął taniec. Najpierw w bardziej sztywnych ramach tanga, lecz styl ten powoli zanikał. Prosta sylwetka mężczyzny rozluźniała się już po chwili. Nie był w stanie nie zerkać na twarz lisołaczki, wręcz przeciwnie. Śledził jej spojrzenia. Odskoczył zgodnie z obrotem dziewczyny, lecz wciąż nie oddalał dłoni. Pociągnął ją dalej, mieszkańcy odsunęli się by dać im więcej miejsca. Gdyby miała suknie to spódnica wirowała by w przestrzeni tworząc obłoki i fale, po czym zatrzymała się wzburzona na zgrabnych nogach lisicy. Ich płynne i nieśmiałe ruchy, próba odnalezienia się w tańcu, powoli nabierała kształtu. Verka stawał się coraz odważniejszy, razem z nią podskoczył, puścił dziewczynę i wykonał piruet. Nie obawiał się, że będzie za szybki lub też za wolny, wyczuwał tempo swej partnerki, a ona zdawała się oddychać równo z nim. Był jej opoką, pewną dłonią, obietnicą, że złapie ją w każdej chwili. Gdy odchylała ciało do tyłu, on obejmował ją w pasie. Razem zakołysali biodrami, odsunął twarz, gdy poczuł, że są zbyt blisko siebie. Pragnął zaprowadzić ją na deski teatru i tam całkowicie ponieść się odważnym ruchom tańca, lecz teraz, w brzasku ognia, odważył się ja unieść i utrzymać na rękach. To trwało bardzo krótką chwilę, gdy rude włosy muskały jego twarz i ramiona, i oboje wirowali. Opuścił ją lekko, po czym zaśmiał się słysząc, jak muzyka nabiera tempa. Mocno zatopił palce Leili we własnym uścisku, wszyscy ponownie przyłączyli się do zabawy podskakując lub też klaszcząc. Wracali do zabawy, jaką rozpoczęły elfy. Tym razem jego partnerką była Leila, ani razu nie zgubił kroku i ani razu nie nadepnął jej na stopę. Kucharka zaśmiała się rzucając do mieszkańca obok luźny żart, że chłop musiał zmienić partnerkę, a nie zapamiętywać taniec. Verka zagryzł wargę, gdy wszyscy poruszali się coraz szybciej i szybciej. W jego oczach pojawiła się pasja i wolność, łamał zasady zabawy co jakiś czas wirując wraz z Leilą. Mocno uderzali piętą o ziemię, aż w końcu muzyka gwałtownie się urwała. Oboje stanęli naprzeciw siebie dysząc ze zmęczenia, ale lisołak (niechętnie) utrzymał odpowiedni dystans by nie płoszyć dodatkowo Leili. Zaśmiał się nieco nerwowo opuszczając ramiona.
        - Bałem się, że za tobą nie nadążę – powiedział rozbawionym głosem.
        - Dajesz radę, rudzielcu – dodał czochrając ją zaczepnie po głowie, a gdy Leila próbowała odratować fryzurę i utrzymać wianek na włosach, ten zdołał się już od niej oddalić.
        - Może napijesz się wody? - rzucił przez ramię.
        Namir zbliżył się do stołu, a tuz obok niego pojawiła się rozświergotana Filipie.
        - Mówiłam ci, mówiłam – rzuciła pośpiesznie aktorka, a Verka skierował na nią niejasne spojrzenie.
        - A... Nie, nie zagram Aighana – odpowiedział lisołak nalewając do kubka wodę.
        - Masz rację! Na Aighana to ty się totalnie nie nadajesz!
        - Tak, dokładnie. Nie pasują mi skrzydełka motyla – odpowiedział kwaśno Namir.
        - Powinieneś zagrać Rosvelta de LaVo! Leila zaś... Leila zaś byłaby idealną Lorence Kefre, zagubioną duszyczka z lasu Voregald, duchem przeszłości, wewnętrznym głosem, który jest delikatniejszy od samego wiatru – Filipie doskoczyła do lisicy obejmując czule dłonie rudowłosej i wpatrując się w nią niczym w boginię.
        - Płomyczku, jesteś prawdziwa inspiracją dla mojej wypłowiałej duszy! Jakże wielkim zaszczytem było cie cię oglądać, zarówno solo, jak i z partnerem! Nie możecie marnowac takiego talentu! - Wzburzyła się Fui, po czym sięgnęła po kubek z wodą, który Namir skierował do kobiet.
        - Pij, pij kochanie. To jest woda... Potem możemy ponieść się dalej, na alkohole. Wiesz, jakie dobry tworzą tu cydr z jabłek? Powinniście spróbować, ty i Samiel! Wyśmienite! Kochana, jak ty się mogła kryć przede mną z takim talentem? - Filipie ponownie wróciła do tematu poprawiając kołnierzyk Leili. Dla zasady, nie z jakiegoś konkretnego powodu.
        - Może właśnie dlatego... - burknął Verka upijając łyk wody. - Dziękuję za taniec – lisołak wzniósł delikatnie kubek, jako bezalkoholowy toast.
        - Samiel, widziałeś jak ona przepięknie tańczy?! Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że mam koło siebie taki talent? Hah! - Podniecała się Filipie.
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości