Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Słowa Samiela utwierdziły Namira, co do profesji nieoficjalnego chłopaka Leili. A więc był zabójcą. Gdy demon znikł w zaroślach lisołak wygiął kwaśno usta. O ironio losu, sam był niegdyś ćwiczony na wojownika, by zabijać na rozkazy swego właściciela, ale z natury Verka nie był zabójcą i nikogo pozbawiać życia nie chciał. Nawet jeżeli byłby w tym doskonały to wewnętrzne opory mu na to nie pozwalały. Teraz powoli wywijał się z czarnych interesów i z wielką chęcią odmieniał życia na takie, którego pragnął, czyli poświęcając się sztuce. Wiedział, że kilka mroźnych podmuchów na karku wciąż chłodzą jego marzenia, ale gdy tylko zerwie wszelkie zlecenia z czarnego rynku będzie wolny. Ku wielkiemu zaskoczeniu Leila, która miała dla kogoś tańczyć teraz ćwiczy się na zabójcę. Nie mógł znieść tej myśli, nie mieli zamieniać się rolami!
        - Naprawdę to jest to czego pragniesz w życiu? – spytał wbijając w pierwszej chwili wzrok w ziemię. – Rozumiem, że chcesz umieć się bronić. Nie mam ku temu nic przeciwko, ale chcesz żeby cię wynajmowano do takich zleceń jakie przyjmuje Samiel? – mówił, lecz tym razem przerzucając wzrok na lisicę. Tutaj nie mieli wrogów, szli sami, zagłuszani przez stukot kopyt i toczące się koła. Namir gdzieś w głębi duszy chyba miał nadzieję, że Leila nie do końca rozumie z czym wiążę się praca mężczyzny. Wówczas był gotów ją całkowicie uświadomić, nawet jeżeli miałaby się na niego obrazić. Obiecał być szczerym! Będzie, będzie totalnie szczery! Skupił się w następnych chwilach by dokładnie wysłuchać dziewczyny.
        W pewnym momencie lisołak nagle się wyprostował przypominając odrobinę doglądającą okolicę surykatkę. Jego wzrok od razu nabrał innego wyrazu i nie krył się z węszeniem okolicy. Przygotowujący zasadzkę nie spodziewali się, że niedoczyszczona broń może tak rozbudzić zwierzę, a w szczególności takie z przewrażliwionym nosem, jaki posiadał Namir. Muzyk zaczął łączyć fakty. Samiel dość długo nie wracał, a kolorowa karawana na pewno rzuciła się już wcześniej w oczy. Zmiennokształtny próbował określić źródło zapachów, ale znajdowały się one niemalże wszędzie. Przed zasadzką musieli się bardzo dużo kręcić po niewielkim obszarze.
        - Zatrzymaj wóz! – krzyknął, a Japker wychylił łeb nastawiając ucha.
        - Co?! – krzyknął elf.
        - ZATRZY… - nie dokończył, gdy drużynę ogłuszyły rwące się nawzajem gałęzie opadającego drzewa. Wszyscy, jak jeden mąż, patrzyli nieco osłupiale na lecący naturalny słup. Filipie zdawała się na swój sposób najbardziej oniemiała, ale i też najbardziej podekscytowana. Wstała klaszcząc w dłonie by wygłosić plan, ale od razu usiadła widząc elfa o białych włosach oraz niezbyt przyjaznym nastawieniu. Musiała przyznać, że gość z czarną brodą wydał się całkiem przystojnym mężczyzną. Szkoda tylko, że chciał ją zabić.
        Artystka piszczała przerażona, gdy poleciały pierwsze bełty. Białowłosy elf aż przetarł palcem ucho, gdy Fui pozostawiła przeciągły pisk w jego pamięci. Japker momentalnie zsunął się z wozu porywając za sobą blondynkę by znaleźli się między końmi.
        - Nikt nie każe im nas trzymać jako jeńców, niech chociaż darują nam życie! Jestem za piękna by ginąć z tak błahego powodu, jakim są kosztowności! – poskarżyła się klęcząc skulona między wozem a końmi.
        - Oto twoja przygoda.
        - To nie przygoda, tylko napad! – prychnęła, gdy nagle rozległ się zduszony krzyk z zarośli.
        Japker popchnął Filipie w stronę krzaków, gdzie znajdował się prawdopodobnie (wg niego) Samiel.
        - Schowaj się w wozie – nakazał, a sam sięgnął ręką pod wóz.
        Tymczasem z tyłu wozu niewiele mogło się zadziać. Namir pociągnął do siebie Leilę, gdy jedna ze strzał posłana była w ich stronę. Ukryty łucznik był na tyle mądry by spróbować trafić w ochronę podążającą za wozem. Samiel długo pogrywał sobie z bandą, którą doskonale rozbił i zdezorganizował. Verka rozstawił nogi lekko zginając kolana, chwycił lisołaczkę za dłoń posyłając dziewczynie ostatnie spojrzenie przed walką. Pełne determinacji i wsparcia.
        - Jestem przy tobie – zapewnił, po czym nabrał wdechu i ruszył biegiem w stronę frontu przeciwników.
        Z pewnością zwrócił na siebie sporą część uwagi. Człowiek wybiegający naprzeciw ich strzałom – to brzmiało szaleńczo, ale Namir skoczył i na krótką chwilę przemienił się w lisa, by ponownie wrócić do ludzkiej postaci. Wszystko to stało się w półlocie, jakby nagle zniknął pozostawiając jedynie obraz przecinających się czarnych pazurów. Przeciwnicy nie za bardzo wiedzieli, co właściwie nastąpiło, ale ostatecznie mężczyzna biegł w ich stronę żywy. Łatwo było więc zadać pierwszy cios jednemu z łuczników, któremu lisołak podciął gardło. Verka od razu przeskoczył do cięższej strony przeciwników, w której znajdywali się ci walczący mieczem, włócznią i toporem. Ten z włócznią był najgorszym dla lisołaka przeciwnikiem. Najbardziej zaburzał jego rytmiczne uniki, bo broń miał stosunkowo lekką i niestety długą. W połączeniu z dwoma mieczami stał się istnie kłopotliwy. Kiwał się z bandytami podejmując się roli osoby na przegranej pozycji. Chciał podkusić włócznika i dodać mu odrobinę zbyt dużej pewności siebie tak, aby kolejny atak przebił kompana a nie zmiennokształtnego, któremu wystarczyło podnieść rękę i odchylić tułów zaledwie o kilka palców. Zszokowany włócznik mocno trzymał swoją broń. Verka od razu to wykorzystał i wbił sztylet w jego dłoń. Szarpnął ostrze w swoją stronę przecinając część ciała niemalże na pół. Gość zawył, od razu objął w nadgarstku ranną rękę patrząc na nią z przerażeniem. Namir nie musiał wyrywać włóczni. Wystarczyło ją chwycić i skrócić żywot rannego nie dając mu możliwości zemścić się na lisołaku. W tym także pomógł mu Japker, który strzelił z kuszy prosto w łeb bandyty. Verka cofnął się dwa kroki w tył i obrócił odstraszając miecznika, który chciał do niego dobiec szykując zamach. Zatrzymał się, a zdyszany zmiennokształtny szybko zliczył towarzystwo wokół. Brakowało mu kogoś.
        Filipie wrzasnęła, ale krzyk elfki trwał bardzo krótko. Musiała dostać w głowę, bo Verka wyczuł zapach jej krwi. Wyciągnął szyję, ale białowłosy elf nagle stanął mu na drodze. Postąpił kolejne dwa kroki w tył wiedząc, że za plecami ma miecznika. Lisołak spojrzał wrogo na głównego wroga i z okrzykiem ruszył w jego stronę. Zadowolony elf już zacisnął ręce na łuku, ale lis wykiwał go w epicki sposób, czyli wbijając ostrze włóczni w ziemię i skoczył nad gościem wykorzystując broń jako tyczkę. Namir wylądował niczym piórko, gdy jego stopy dotknęły ziemi. Białowłosy elf został postrzelony przez Japkera w ramię i machnął głową Verce by ruszał dalej.
        - Leila, jestem twoimi plecami! – krzyknął artysta asekurując lisołaczkę, o ile zaszła taka potrzeba.
        Verka skrył się za kotarą drzew biegnąc ile sił starczyło mu w nogach. Japker strzelił po razu kolejny, elf zawył i spojrzał na artystę z nienawiścią.
        - Co jest kur.wa?! – rozległ się głos Duila, który stanął z krótkim mieczem w ręku patrząc na obraz toczącej się potyczki. Miał przekrwione oczy, ale był na tyle świadom by także móc pomóc towarzystwu.

        Verka biegł w ślad za gościem z toporem. Jak na kogoś kto obsługuje tak ciężką broń nieźle biegał. Szczególnie, że na ramieniu miał bezwładne ciało artystki. Na moment więc Namir przemienił się w lisa. Jako zwierzę brnął szybciej. Nie miał tylu przeszkód, był mniejszy, węższy i mieścił w wielu zaroślach, gdy takie napotkał. Chciał okrążyć przeciwnika by stanąć mu na drodze, ale zgubił trop. Bieg zmienił się w trucht. Namir dreptał rozglądając się w dezorientacji. Czuł, że w powietrze się zmieniło, a las nabrał złowrogiego obrazu. Lisek w końcu stanął patrząc na boki. Wrócił do ludzkiej formy. Zgarbił się wyraźnie czując narastające napięcie. Otoczyła go mleczna mgła, ale Verka nie tracił opanowania. W tej nieciekawej sytuacji wyczuł znajomą woń. Woń, której nie lubił. Wychwycona postać zorientowała się i ani trochę przejęła. Wyszła mu naprzeciw.
        - Lovisa, jakże miło cię tu spotkać. W lesie – Namir strzyknął sobie kością w kręgosłupie.
        - Widzę, że młodość wciąż się ciebie trzyma – zażartowała zakrywając usta, gdy z mgły wyłoniła się niska kobieta ubrana w czerń. Srebrne włosy zakrywał czarny kapelusz z wielkim rondem i nietrudno było się domyśleć, że była to z pewnością wiedźma lub czarownica. Verka nigdy nie pytał o jej wiek, ale był niemalże pewien, że niejedną młodość sobie zawłaszczyła.
        - Zawsze pojawiałem się w twoim towarzystwie, gdy chciałaś „załatwić” z kimś sprawę. Teraz nie masz u swego boku nikogo… a ty przyszłaś do mnie – zauważył niemalże warcząc.
        - Och, tak. Zawsze byłeś taki spostrzegawczy… Evir się upomina. Zobowiązałeś się do wykonania zlecenia, a od wielu miesięcy nie pisnąłeś chociażby słówkiem. Bał się o ciebie czy aby nadal żyjesz – udała smutną minkę.
        - Zobowiązałem się już tak dawno temu, że powinien o mnie zapomnieć. A więc to twoja sprawka z tymi bandytami? Zawsze uważałem, że stać cię na więcej – powiedział zgryźliwie.
        - Mówisz o ty patałachach? Ach! Proszę cię! Ja im tylko powiedziałam, że chcę te elfkę. Wszak honorowy z ciebie mężczyzna, kobiety w opałach nie zostawisz – odpowiedziała zbliżając się do lisołaka, który automatycznie się odsuwał.
        - Mans, co się z tobą stało? – zdziwiła się Lovisa. – Nie widzę cię nawet na Czerwonych Ulicach…
        - Już nie zobaczysz. A teraz wybacz, ratuję damę w opałach.
        Namir zwrócił się do Lovisy plecami, ale w tedy mgła zacisnęła swój okrąg.
        - Nie pojawiłam się tu bez powodu, Mans. Jestem wierna Evirowi, a ty za daleko już zaszedłeś by cię tak puścić. Wykonasz to zlecenie, nie puszczę cię wolno – głos kobiety był niebezpieczny. Namir patrzył zdezorientowany na gęstnącą mgłę. Niczym oparzony wycofał rękę, gdy jej dotknął, chociaż nic mu nie zrobiła. Nic, dopóki nie zaczęła się unosić. Lisołak dostrzegł wyrysowany na trawie znaki, chciał zetrzeć jeden z nich by przerwać czar, ale nie zdążył. Mgła go ogłupiła. Wdarła się do jego nozdrzy, wiedział, że jego podatność na zapach stała się teraz jego słabością. Lovisa zbliżyła się do mężczyzny i objęła dłońmi twarz lisołaka. Chciał się z tego wyrwać, ale czar zerwał kontakt między duszą a ciałem. Kobieta czule głaskała policzek Verki. Przeczesała drobną dłonią jego włosy i szeptała łącząc ich oddech w jedno. Cicho wypowiedziała zaklęcie, Namir nie wiedział ile czasu minęło, lecz gdy tylko wyczuł, że wreszcie może się wyrwać – zrobił to. Lovisa zaśmiała się okrutnie i zaciągnęła za sobą płaszczyk.
        - Wróć do mnie kiedy załatwisz sprawę. Wiesz gdzie mnie szukać! – po tych krótkich słowach wykonała piękny obrót pochłaniając całą mgłę.
        - Nie uciekniesz mi – usłyszał jak jego głos się zmienił, a jego percepcja zaczęła szaleć. Ból przeszył ciało lisołaka. Verka zgiął się w pół czując narastający brak kontroli. Wszystkie jego mięśnie napinały się kurczowo, ginął w spazmach jakiejś dominującej nad nim siły. Warczał ochryple z tego powodu, niczym oszalałe zwierzę, ale już po chwili wszystko zaczęło się stabilizować. Wyciągnął ręce w stronę Lovisy, która powoli troiła się i dwoiła w oczach. Słyszał jej bezlitosny śmiech. Miał ochotę chwycić ją za gardło i udusić, to przez nią zaraz oszaleje.
        - Wybieraj więc, ja czy ona – rzuciła prowokacyjnie i jednym skokiem w górę przemieniła się w czarnego kruka. Namir przeklął siarczyście, wiedział, że woli zająć się Filipie.

        Wiódł go czysty instynkt. Teraz już nieważne było otoczenie i przeszkody, biegł za wonią kobiecej krwi, którą zapamiętał. Wszystko trwało zaskakująco szybko, głównie z powodu adrenaliny, która nią targała. Niewiele czasu poświęcił sytuacji. Po prostu ruszył łapiąc się pierwszej lepszej myśli. Dojrzał bandytę oraz Filipie. Artystka się ocknęła i najwidoczniej wyrwała, bo Verka spojrzał na dwójkę w momencie, gdy rabuś pchnął elfką w drzewo. Fui boleśnie uderzyła plecami o pień, przy okazji dorobiła się kolejnego guza na głowie. Upadła wyciągając z bólu ciało. Namir nawet nie wiedział, co też gość gada. Wybiegł z zarośli, w pierwszej chwili chciał się przemienić, ale zwolnił na kilka kroków. Zdziwił się, że nie może przybrać innej formy niż hybryda. Bandzior wykorzystał nieuwagę lisołaka i obrócił się w jego stronę.
        - Kogo my tu mamy! – zarechotał od razu atakując zmiennokształtnego. Ten jednak stracił odrobinę ludzkiego rozumu więc nie zastanawiał się tyle, co przedtem. Zbił z toru atak poprzez uderzenie w broń bandyty długim, płaskim sztyletem, po czym uderzył pięścią w podbródek porywacza. Zęby zadzwoniły w szczęce trafionego, który przetarł rękawem usta. Spojrzał złowrogo na Verkę nie chcąc bawić się w głupie żarty. Jednak nie było co doszukiwać się szans dla bandyty. Namirem wiodły zwierzęce wyższości. Machanie wciąż w powietrzu toporkiem ostatecznie skończyło się kopnięciem w zagłębienie łokcia, by następnie lisołak doskoczył do mężczyzny gryząc ofiarę w odsłoniętą część ciała, tuż przy szyi. W postaci hybrydy Namir miał ostro zakończone zęby, można by rzec, że niemalże zdarł skórę z przeciwnika. Zmiennokształtny wyrwał szczęki dopiero, gdy bandyta zranił go tępym nożem, który trzymał przy pasie. Verka odskoczył. Oczy zmiennokształtnego wypełniła zwierzęcość i dzikość. Bandzior wrzeszczał trzymając krwawiącą ranę, ale przerażenie owładnęło nim dopiero, gdy dojrzał jak lisołak sięga po wypuszczony topór.
        - Błagam, litości!
        - Ty byś nie miał litości dla tej pani – warknął człapiąc w stronę porywacza. Był niczym boa dusiciel, zapędzał bandytę w sytuację bez wyjścia, nie miał gdzie iść ani uciekać. Łzy wypełniały kąciki oczu rabusia, które niemalże wyskakiwały mu z czaszki. Namir wykonał ostatni zamach, tak mocny, że topór przeciął głowę w połowie. Ciało bezwładnie padło na ziemię, a Verka zbliżył się od razu do Filipie.
        Artystka była w takim szoku, że dopiero w ostatniej chwili obróciła się by podjąć próbę ucieczki. Namir chwycił elfkę za skrawek sukni, tak, że upadła. Próbowała uciec jeszcze na czworaka, ale lisołak przyciągnął ją do siebie, gdy tylko zdołał złapać elfkę za kostkę. Fui okrywała się rękoma, byleby nie patrzeć na twarz zmiennokształtnego.
        - Tylko nic mi nie rób! – krzyczała i wyrywała się z rąk. Verka przycisnął ją do ziemi. Musiał siłą uspokajać Fui.
        - Nic ci nie zrobię – warczał, a rozpacz Filipie narastała.
        - Nie jestem tego taka pewna… Woooah! Potrafię sama wstać! Ach, moja sukienka… Aj! Nie trzymaj tak mocno! – marudziła, gdy Verka chwycił kobietę za nadgarstek i pociągnął za sobą.
        Dłuższą część przemierzanego odcinka milczeli. W końcu lisołak puścił elfkę, która szła, jak na szpilkach.
        - Na-Namir… to naprawdę ty? – spytała jakby chciała otrzymać inną odpowiedź. Jednak ten spojrzał na nią pobłażliwie, szybko jednakże kierując wzrok przed siebie.
        - Masz… brudne… - dokończyła pokazując dłonią obszar ust i brody. Namir zatrzymał się i zaczął wycierać koszulą twarz. Polizał językiem zęby, poprawił to i owo, a następnie wyjął sztylet by zobaczyć się w odbiciu. Wszystkie rejony po jego zwierzęcym wszczepieniu szczęk w ludzkie ciało wydawały się już czyste. Zatrzymał spojrzenie na dłużej w swoim odbiciu. Jego rysy były wyostrzone, włosy na całym ciele bardziej gęste, chociaż nie miał futra. Palce zakończone pazurami, ostre zębiska jak u drapieżnika. Był roztargniony, ale to jego oczy zdradzały niepohamowane decyzje, szaleństwo i dzikość.
        Verkna przełknął głośno ślinę, jabłko Adama na jego gardle poruszyło się wyraźnie. Na miejscu opuszczonej broni pojawiło się oblicze Filipie, która patrzyła na niego wielkimi oczami.
        - Ja jej nic nie powiem.
        Doskonale wiedziała czego chciał uniknąć. Nienawidził tej postaci. Wstąpił w niego potwór i nie mógł się przemienić. Tkwił w pułapce w jakiej niegdyś była Leila. Tylko on zabijał, gdy tylko odrobina chaosu wytrącała go z równowagi. Przeniósł spojrzenie dalej. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zostawić Filipie i uciec, ale straciłby wówczas lisicę na zawsze. Rozłąka między nimi trwała zbyt długo, ale nie wyobrażał sobie by Leila widziała go w takim stanie. Rozjuszonego, gotowego w każdym momencie zadać śmiertelny cios lub stracić rozum w przeciągu kilku sekund. Lisie uszy Namira rozłożyły się na boki a ogon bujał niespokojnie, gdy nagle Filipie zachwiała się na nogach. Verka złapał elfkę w ramiona. Dzisiaj miała i dużo wrażeń i dużo guzów na głowie.
        Mężczyzna zakradł się do obozu trzymając Fui w rękach. Musiał najpierw zorientować się w sytuacji czy aby jego towarzysze nie potrzebują pomocy.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Gdy Samiel powiedział, że odchodzi na chwilę na krótki zwiad, przytaknęła mu od razu i odprowadziła mężczyznę wzrokiem, aż nie zniknął jej pomiędzy zaroślami. Marszczyła przy tym delikatnie brwi, zastanawiając się, czy Zabójca może mieć rację i czy zwierzęta nie zostały przez kogoś spłoszone. Powinna wcześniej o tym pomyśleć, zamiast od razu bagatelizować zagrożenie. Musi się jeszcze wiele nauczyć. Od rozmyślań oderwał ją głos Namira. Zaskoczył ją nagłą zmianą tematu i samym pytaniem nawet, ale gdy spojrzała na niego zaskoczona, wzrok miał wbity w ziemię. Spojrzał na nią dopiero po chwili, ale wówczas dziewczyna zdążyła już przyjąć postawę obronną. Nie tylko wobec siebie.
        - Nie wiesz przecież, jakie zlecenia bierze – burknęła, odruchowo broniąc Samiela i dyplomatycznie pomijając fakt, że ona również nie ma pojęcia na jakich zasadach przyjmuje zlecenia Zabójca. Poza tym te słowa jej przyjaciela były najłatwiejsze do obalenia, gdyż pytanie o to, czego pragnie w życiu było dla dziewczyny jak policzek. Zacięła się na moment, a jej twarz spoważniała, gdy Leila próbowała ubrać w słowa kierujące nią emocje.
        - Chcę być taka silna jak on – powiedziała w końcu, patrząc na drogę przed sobą. – Nie chcę się nikogo bać i przed nikim uciekać. I nie chcę już dla nikogo tańczyć.
        Ostatnie słowa niemal wyszeptała, z wyraźnie słyszalną goryczą w głosie. Objęła ramiona dłońmi, jakby dla ogrzania ciała, chociaż dzień był ciepły. Głowę miała opuszczoną i wyglądała na zasmuconą tematem rozmowy, ale gdy i do niej doleciał obcy zapach, zatrzymała się w pół kroku, moment po Namirze, unosząc lekko głowę, gdy węszyła, niby jego mniejszy cień.
        Obcy.

        Obserwowała, jak drzewo wali się na ziemię niby w zwolnionym tempie. Gdy pierwszy bełt przeciął powietrze Leila zerwała się w stronę wozu, chcąc przede wszystkim chronić Felipie. Po pierwsze dlatego, że obiecała, zobowiązując się do jej ochrony, a po drugie dlatego, że oprócz artystki każdy sobie jakoś poradzi. Kolejny deszcz strzał zmusił ją jednak do przykucnięcia przy wozie i tylko kątem oka obserwowała, jak Japker ściąga kobietę na ziemię i chowa się z nią między końmi. W tym samym czasie Namir złapał lisicę w pasie, odciągając w bok, gdy w ziemię koło nich zaczęły wbijać się kolejne pociski. Dziewczyna fuknęła wściekle przez nos, usiłując dojrzeć napastników pomiędzy zaroślami. Tchórze!
        Uśmiechnęła się słabo do Namira i z dziwnie ściśniętym sercem obserwowała jak biegnie w stronę napastników. Wiedziała, że lis sobie poradzi, musi, bo inaczej ona mu tego nie daruje, ale i tak okropnie się o niego martwiła. Odczekała na moment, gdy większość strzelców ładowała kolejną strzałę czy bełt i ruszyła biegiem wzdłuż wozu, dopadając do piszczącej w niebogłosy i straszącej konie elfki.
        - Felipie!
        - AAAaaaaaa!
        - Felipie, to ja!
        - Płomyczku! Oni strzelają!! Do mnie!!!
        - Wiem, chodź ze mną. Nie wychylaj się.
        Japker osłaniał je z kozła, gdy wyciągała trzęsącą się artystkę spomiędzy stąpających nerwowo końskich kopyt i prowadziła bokiem na tył wozu. Po drodze usłyszała głos Samiela, jawnie naigrywający się jeszcze ze znacznie przewyższających ich liczbą napastników i uśmiechnęła się wesoło, zupełnie niepomiernie do okoliczności. Nie wiecie z kim zadarliście, a teraz jest już za późno, pomyślała, nasłuchując biegu Zabójcy przez zarośla.
        Gdy dotarły z elfką do tyłu wozu, z poduch gramolił się właśnie Duil, trzeźwiejąc szybko, chociaż z widocznym trudem, gdy nad uchem świsnęła mu strzała. Leila wepchnęła bezceremonialnie elfkę na wóz i, ignorując jej donośne protesty, przykryła kocami. W ostatniej chwili. Zdążyła tylko się odwrócić, gdy przed nią stanęło dwóch rosłych mężczyzn, jeden z jakimś wielkim toporem, drugi ze zwykłym mieczem. Spojrzała pytająco na Duila, a ten westchnął ciężko.
        - Dobra, biorę tego z toporem.
        - Dzięki! – uśmiechnęła z ulgą.
        Napastnicy ruszyli na nich w tym samym czasie, zupełnie ignorując ustalenia lisołaczki i elfa. Leila ledwo odskoczyła, nim ciężki topór roztrzaskał tylne koło wozu. Korzystając jednak z okazji, że ostrze wbiło się ostatecznie w ziemię, skoczyła na drzewce, biegnąc po nim niczym po linie i kopiąc ciężkim butem zaskoczonego mężczyznę w głowę, która aż odleciała mu do tyłu. Może nawet udałoby jej się poderżnąć mu gardło, ale w tym samym czasie usłyszała za sobą charakterystyczny świst, o wiele za późno by zareagować. Strzała ledwie ją drasnęła, przecinając na wylot koszulę, ale tylko muskając bok dziewczyny. Wystarczyło jednak, by lisica straciła równowagę i przewagę. Wściekły topornik wykorzystał daną mu przez los szansę i szarpnął dziewczynę za nogę, ściągając z kija na ziemię, aż huknęła w nią głową. Szczęście w nieszczęściu, że jednak zostawił broń wbitą w ziemię, by przyłożyć leżącej Rudej z pięści w twarz.

        Ocknęła się po krótkiej chwili, walka wciąż trwała w najlepsze, ale ona nie widziała wokoło ani topornika, ani tego z mieczem, ani Duila. Trzymając się za głowę ruszyła chwiejnym krokiem w stronę wozu i gwałtownym ruchem odrzuciła koce, tylko po to, by przekonać się, że Felipie zniknęła. Leila tupnęła wściekle nogą, gdy nagle poczuła, jak ktoś pcha ją gwałtownie na wóz, a po chwili odciąga za włosy do tyłu.
        - Zobacz, co mam! – wrzasnął jej nad uchem męski głos, a dziewczyna jęknęła w proteście, gdyż wciąż kręciło jej się w głowie.
        - Szef mówił, żeby nie brać jeńców – rozległ się drugi głos, a Leila skupiła rozdwojone wciąż spojrzenie, akurat by dostrzec drugiego nadchodzącego mężczyznę z mieczem. Ten który trzymał ją za włosy prychnął cicho, najwyraźniej kompletnie nie obawiając się żadnego oporu ze strony swojej ofiary.
        - No weź, szkoda żeby się zmarnowa…aaagh! Ty mała suko! – wrzasnął i odepchnął od siebie dziewczynę.
        - Trzeba było tyle nie gadać – prychnęła lisołaczka, odsuwając się szybko i niechętnie orientując, że znalazła się pomiędzy dwoma przeciwnikami. Tak jeszcze nie uczyła się walczyć, ale na szczęście jeden z nich szybko odpadnie, skoro przed chwilą rozorała mu sztyletem tętnicę udową. Opierał się teraz z trudem o wóz, jedną ręką usiłując zahamować krwawienie, nim osunął się na ziemię, żywy, ale niezdolny do walki. Jego miecz leżał mu pod nogami. Nawet po niego nie sięgała, to nie była jej broń.
        Źle się czuła, bolała ją głowa i szczęka, a w ustach czuła nieprzyjemny smak krwi. Była jednak wściekła, jak jej się chyba nigdy w życiu nie zdarzyło, i nagle dotarło do niej, że prędzej dałaby się znów zakuć w obrożę niż pozwolić, żeby skrzywdzono jej przyjaciół. Bez słowa czy ostrzeżenia gestem, skoczyła na drugiego mężczyznę, jednocześnie umykając pod jego mieczem i atakując dwoma sztyletami. Nawet jeśli walczył od niej lepiej, ona była szybsza, mniejsza i zwinniejsza. Nie bez wysiłku, ale skutecznie, umykała przed ciężkim ostrzem, za każdym razem wykorzystując odsłonięcie się mężczyzny do pchnięcia go sztyletem. Czasem trafiała, czasem nie, ale musiała być wyjątkowo irytująca, bo jej przeciwnik klął coraz głośniej i zupełnie tracił rytm, ostatecznie machając bronią na ślepo, aż nie udało jej się skoczyć za jego plecy i z rozmachem wepchnąć mu sztylet w kręgosłup. Charknął kilka razy i upadł na twarz, a próbująca wyjąć spowrotem swoją broń Leila poleciała razem z nim.
        - No co za cholerstwo, utknęło – mruknęła niepomiernie zdziwiona, klęcząc na plecach trupa, gdy nagle znów usłyszała świst strzały i przypadła odruchowo do ziemi.
        - To nie do ciebie rudzielcu – usłyszała znajomy głos i podniosła spojrzenie na Japkera, który zbliżał się w jej stronę z łukiem. Ktoś ranił go w ramię, miał cały rękaw zakrwawiony, ale nie skomentowała tego, podążając za jego wzrokiem za siebie. Leżał tam kolejny z napastników, ze strzałą w piersi i mieczem w ręce. Spojrzała znów na elfa z uśmiechem.
        - Dzięki.
        - Nie ma za co. Gdzie reszta? Na drodze został tylko Samiel i.. no trupy.
        - Nie wie… Namir! – zerwała się na równe nogi, widząc zbliżającego się od strony lasu przyjaciela, który niósł na rękach… - Felipie! Nic wam nie jest? – podbiegła do nich, porzucając wbity w trupa sztylet i dopadła do przyjaciela, zatrzymując się nagle o krok od niego. Spomiędzy dredów wystawały lisie uszka, a zza pleców wyglądała bujna kita. Dziewczyna otworzyła buzię ze zdziwienia, pierwszy raz widząc chłopaka w formie hybrydy. Ale przynajmniej teraz już nie musiał się ukrywać. Uśmiechnęła się więc szeroko i przeniosła na niego błyszczące oczy.
        - Cześć lisie – zaświergotała, szczerząc radośnie ząbki.
        W tym czasie Japker wciąż rozglądał się ze zmarszczonymi brwiami.
        - Gdzie jest Duil?
        Leila znów rozejrzała się bezradnie, ale nie umiała powiedzieć nic więcej poza tym, że straciła go z oczu w tym samym czasie, gdy straciła przytomność. Zaraz jednak dostrzegła zbliżającego się do nich Samiela i wyszła mu naprzeciw.
        - Miałeś nosa z tymi jeleniami. Nic ci nie jest? – zapytała z troską, przyglądając mu się uważnie w poszukiwaniu obrażeń. Nie wiedziała jeszcze, że sama jest prawie cała we krwi i ziemi, a na kości policzkowej rozkwita jej piękny, kolorowy siniak.
        - Samiel, sztylet mi utknął – poskarżyła się, wyraźnie zawstydzona, wskazując wystającą z pleców leżącego mężczyzny rękojeść.
        - WINA! – wydarła się w jękliwie Felipie, opadając znów bezwładnie w ramionach lisołaka.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Smocze oko, które pozostało mu z czasu, gdy jeszcze nie był przemienionym demonem, czasami było naprawdę pomocne. Aktualna sytuacja była tego świetnym przykładem, bo Samiel wykorzystywał je, żeby widzieć wypuszczone strzały, zanim te dosięgnął celu, czyli jego. Dzięki temu unikał ich bez problemu, co strasznie denerwowało białowłosego elfa. Najwidoczniej uważał się za świetnego strzelca i nie podobało mu się to, że ktoś z taką łatwością uchyla się od jego śmiercionośnych pocisków. Miarka się przebrała w momencie, w którym Samiel wykonał krzyżowe cięcie i zniszczył nim strzałę na chwilę przed tym, jak miała wbić się w jego klatę piersiową. Długouchy wrzasnął zrezygnowany i odbiegł w inne miejsce, szukając kogoś łatwiejszego do zabicia.
Ehh… A Samiel już miał zamiar zaatakować go, a nie wyłącznie unikać jego strzał. No trudno, będzie musiał go poszukać.
         – Wracaj tu, miałeś zająć się mną osobiście – powiedział głośno przemieniony, tak, żeby białowłosy łucznik usłyszał go. Ton głosu zabójcy wskazywał na jawną drwinę, a także na to, że uznał go za zwykłego tchórza. To wywołało kolejny wrzask elfa, jednak nie wrócił się on do demona i nadal szukał sobie łatwiejszego celu. Samiel nie miał zamiaru pozwolić na to, żeby zabił go ktoś inny. Można było powiedzieć, że białowłosy został naznaczony znakiem Zabójcy, a ten będzie go ścigał, aż nie wbije w niego ostrza, co byłoby równoznaczne z pozbawieniem go życia.

Przemieniony zabił leśnych bandytów, którzy napatoczyli się po drodze. Próbowali go atakować, jednak im to nie wychodziło. Chyba domyślili się, z kim mają do czynienia i chcieli być tymi, którzy zabili kogoś takiego, jak Samiel. Niestety dla nich, kończyło się to na jednym i precyzyjnym cięciu, które pozbawiało życia każdego z nich. Celem zabójcy był przywódca łuczników, który teraz walczył z Namirem. Japker trafił go w ramię, jednak wydawało się, że elf w ogóle się tym nie przejął. Ciało napędzane adrenaliną aktualnie starało się ignorować rany, aby walczyć jak najlepiej.
Samiel wyskoczył w górę, gdy był już niedaleko białowłosego łucznika i wykonał kopnięcie z półobrotu, którego celem było ranne ramię przeciwnika. Trafił. Przecież nie mogło być inaczej. Długouchy odleciał kilka kroków w bok, jednak nie stracił równowagi.
         – Ja się nim zajmę – powiedział stanowczo do Japkera i odwrócił się w stronę przeciwnika.
         – Teraz nie uciekniesz. Nie pozwolę ci na to – rzucił do łucznika i spojrzał na niego Smoczym Okiem. Dreszcz przerażenia, który przebiegł po ciele białowłosego był, aż za bardzo, widoczny. Jednak, mimo tego, udało mu się dość szybko opanować i od razu posłać strzałę w kierunku przemienionego. Oczywiście, Samiel uniknął strzały, bo oczywiście nie mogło być inaczej. Był w pełni sił, więc takie rzeczy były dla niego czymś normalnym. Tym razem od razu przystąpił do kontrataku – zaatakował podwójnym cięciem, jednak elf zablokował oba ostrza swoim łukiem, a także odskoczył w tył. Szybko schował łuk i dobył sztyletów. Mimo, że jasnowłosy był ranny, i tak udawało mu się nadążyć za tempem Samiela. Cóż… to było coś, czego nie widzi się na co dzień.
Zabójca nie miał zamiaru bawić się z nim, więc postanowił skończyć to, jak najszybciej, mimo że przeciwnik najpewniej mu to nieco utrudni. Co prawda, obaj walczyli sztyletami, jednak ostrza przemienionego były dłuższe, co dawało mu trochę większy zasięg. Zaatakował ponownie, jednak tym razem była to tylko sztuczka, bo prawdziwy atak odbył się niżej – Samiel kopnął białowłosego na wysokości łydek. Było to dość niezwykłe, jednak długouchy wyskoczył w górę i uniknął upadku. Cóż… zabójca był na to przygotowany i od razu wykonał drugie kopnięcie. Po prostu cofnął nogę, którą kopał przed chwilą i ponownie nadał jej pęd. Tym razem pięta trafiła właśnie tam, gdzie celował wcześniej i elf wywrócił się, padając plecami na ziemię. Teraz jednej cios mógł zakończyć całą walkę, jednak długouchy musiał to utrudniać. Przeturlał się w bok, jednak noga Samiela i tak go dosięgnęła, trafiając prosto w żebra. Coś strzeliło i dźwięk ten przypomniał odgłos łamanych kości. Żebra zostały złamane, o czym także poświadczyła krew, którą wykaszlał białowłosy. No… może teraz bardziej brązowowłosy.
         – To już koniec, nie wiem, po co przeciągasz własną śmierć – powiedział do niego zabójca. Tym razem nie mówił za głośno, nie chciał, żeby usłyszał go ktoś poza elfem. Ten odpowiedział mu krwawym splunięciem, które wycelowane było w niego, jednak przeleciało obok. Samiel wzruszył tylko ramionami, błyskawicznie doskoczył do przeciwnika i dobił go, wbijając mu ostrze prosto w pierś, zatrzymując tym jego serce.

Było po wszystkim, przynajmniej tak mu się wydawało. Otaczały go ciała, na szczęście leżeli tam tylko zabici bandyci. Mimo wszystko, pierwszym, co zrobił nie był powrót do towarzyszy, a powrót do zawalonego drzewa. Zrzucił z niego ciała, a później własnoręcznie przesunął spróchniałe drzewo tak, żeby można było tamtędy przejechać. Był silny, to prawda, jednak adrenalina także dawała tu co nieco od siebie, mimo że jej wpływ na ciało Samiela malał z sekundy na sekundę. Dopiero później dołączył do reszty, zauważając też, że wszyscy wrócili w pobliże wozu. On sam miał to do siebie, że jego ataki były na tyle szybki, że nie brudził się krwią wrogów. Wbrew pozorom, osiągnięcie takiego efektu nie było czymś prostym – to nie zależało wyłącznie od szybkości, bo precyzja cięcia także była tu ważna.
         – Mnie nic… - odpowiedział i zaczął uważnie przyglądać się lisołaczce. Obejrzał ją od góry do dołu, na krótką chwilę zatrzymując wzrok na wysokości klatki piersiowej dziewczyny.
         – Za ty mogłabyś zmyć z siebie tę krew – odparł po chwili. Tą czerwień ciężko będzie też zmyć z ubrań, jeśli w ogóle da się to zrobić.
         – I, chyba, będziesz też musiała zmienić ubranie… A przynajmniej koszulę – dodał. Jej spodnie i buty nie miały na sobie śladów krwi, tylko koszula przez nie ucierpiała i to właśnie tę część ubrania Leilii przydałoby się zmienić.
         – Co? Sztylet? - zapytał i spojrzał na pobliskie ciało, z którego wystawała broń należąca teraz do zmiennokształtnej. Samiel podszedł do zwłok, nachylił się przy nich i sięgnął do rękojeści sztyletu. Po chwili szarpnął, raz i porządnie, a ostrze zostało uwolnione z ciała.
         – Proszę – powiedział i oddał jej ostrze.
         – Droga jest już, niby, przejezdna, ale możemy przepchnąć drzewo całkowicie na pobocze – odparł. Drzewo było lżejsze, niż mogłoby się wydawać, a to wszystko przez to, że jest ono spróchniałe. Jemu było to, w sumie, obojętne, bo zrobił na drodze tyle miejsca, żeby ich karawana mogła spokojnie przejechać.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Gdy lisołak usłyszał swoje imię od razu jego uszy spłaszczyły się grzecznie, jakby przed chwilą dostał burę a nie został przywitany. Nawet bardzo cicho syknął, gdy został tak nagle nakryty z Filipią w ramionach. Miał ochotę obrócić twarz, schować wszelakie lisie elementy i udawać, że nic takiego nie nastało, ale nie mógł… i to było jeszcze gorsze! Jednak speszenie rozwiało się w mgnieniu oka, gdy do nozdrzy zmiennokształtnego doszedł zapach krwi Leilii. Od razu wyprostował się podrzucając delikatnie elfkę i nerwowo rozglądał się po okolicy wychodząc całkowicie zza krzewów. Wokół mnóstwo trupów, żadnego po ich stronie, chociaż ranni się znaleźli. Wśród nich była także lisołaczka. Twarz Verki nabrała zupełnie innego wyrazu. Jego nastawienie gwałtownie się zmieniło, na początku chciał się ukryć teraz mógł dosłownie zabić, gdy dotarło do niego, że zagrożona jest osoba ze stada. Stada? Czy on myślał jak zwierzę?
        Mężczyzna delikatnie rozdziawił usta, jakby chciał wykrztusić z siebie potok słów, ale zdołał tylko powiedzieć:
        - Leila?... – bardziej spytał, po tym ujrzał poharataną twarz dziewczyny. Gdyby nie Filipie to z pewnością od razu by podbiegł do lisicy oglądając jej rany, ale powstrzymał się… chociaż był blisko porzucenia nieprzytomnej artystki. Przerażało go to instynktowne działanie. Był gotowy po zwierzęcemu wylizać rany lisołaczki i miał ochotę pukać głową w mur by wybić tego typu myśli. Muzyk potrząsnął głową, mrugnął kilka razy by oczy nie świdrowały mu na boki, był tak pobudzony zapachem krwi, szczególnie Leili. Ostatecznie wykrzesał z siebie uśmiech zaciskając palce na ciele Fui, bo zrobił to z niemałym wysiłkiem.
        W tedy na horyzoncie pojawił się Japker poszukujący ostatniego artysty. Spojrzał wpierw na buty zmiennokształtnego, a po chwili podniósł głowę łapiąc spojrzeniem całą sylwetkę swego znajomego. Verka mógł dostrzec, że na twarzy towarzysza pierwszy raz (poza sceną) dostrzegł coś poza bezgraniczną łagodnością, a było to mianowicie zdziwienie.
        - Namir? – ciągnął nieświadomie grę wypowiadania imion. Oboje stali gapiąc się na siebie w milczeniu i nie za bardzo wiedząc, jak na siebie zareagować. Artysta właśnie dostał dawkę nowych informacji, zaś Verka otrzymał spotęgowaną ilość zapachów. Jeżeli wcześniej był wyczulony na konkretne wonie tak teraz mógł dosłownie oszaleć. Osoby zbliżały się do niego i oddalały, wszystko było teraz całkowicie inne, ilość bodźców była niezwykle przytłaczająca.
        Artysta wykonał pierwszy ruch by wyjść z konsternacji, postanowił po prostu zignorować wygląd przyjaciela i obrócił się by odetchnąć pod pretekstem szukania Duilesgara. Verka jeszcze na moment podążył wzrokiem za rudowłosą, która poszła skarżyć się na sztylet. Aghrrr! Teraz Filipie była balastem w jego rękach! Zrobił kilka kroków w stronę Leili, ale jak miał wyjąć ostrze mając zajęte ręce? Nawet nie mógł przyjrzeć się rannej lisicy! Musi pozbyć się ciała. Znaczy… zwolnić ręce!
        Zmiennokształtny drgnął, gdy Filipie krzyknęła. Obrócił z niechęcią łeb, ale to był dobry znak – skoro prosiła o wino to znaczy, że była zdrowa. Mimo wszystko zadbał o artystkę i pokierował się na tylną część wozu by ułożyć Fui wygodnie na posłaniu. Japker obchodząc pobliskie krzaki usłyszał za to Duila.
        - Japker… zaparz mi korzeń mniszka lekarskiego… - wydusił z siebie elf z bólem. Młodszy kolega wyjrzał w stronę Duilesgara i od razu zmarszczył brwi prychając.
        - Czemu wyżerasz moje lekarstwa? – rzucił z pretensją.
        - Bo nas na to stać? – odparł elf ciężko oddychając i pochylając się w stronę krzewu. – No nie bądź taki… - mruknął trzymając dłoń na brzuchu w okolicach żołądka. Japker pokręcił głową krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej.
        - Gdybyś ty chociaż chory był…
        - Przecież jestem!
        - Nie jesteś chory a skacowany. – Skwitował artysta artystę.
        - No weź… - stęknął Duil. – Taki z ciebie kolega? Gdzie idziesz? Jap… BLEEEEH!
        - Jak to mawiają ludzie – cierp ciało co chciało.
        Japker machnął ręką, po czym skierował się w stronę wozu. Verka ostrożnie poprawiał pazurem pasmo blond włosów. Elf dostrzegł w tym geście troskę, chociaż wewnątrz Namir bardzo chciał podejść do Leili. Mimo to, lisołak wolał odmeldować całkowicie artystkę i oddać ją w ręce bardziej obeznanego w temacie leczenia elfa, który już na pierwszy rzut oka mógł powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Aktor chwilę przyglądał się temu majestatycznemu obrazkowi. Piękna kobieta, która wybijała się swoją kolorystyką na tle powieszonych, drogich i raczej ciemnych tkanin. Niczym śniąca królewna czekająca na swego wybawiciela, a tuż obok bestia z sercem. Skupiając się odrobine na Verce Japker dostrzegł, jak nozdrza lisołaka wciąż się poruszają, jak uszy stają na baczność a po chwili rozsuwają się na boki, jakby cały świat nagle stał się czterema ścianami, które na niego naciskają. Szczęście, że to akurat on, a nie Duil właśnie miał zbliżyć się do Namira, bo Japker znał się na zwierzętach, z natury był łagodny i nie działał tak pochopnie, jak jego współpracownik.
        Aktor zbliżył się na tyle do powozu, by to jego zapach okazał się tym głównym w okolicy. Verka przyjął to bardzo instynktownie, wyczuł artystę, ale nie reagował. Japker otrzymał akceptację, mógł spokojnie podejść bliżej. Namir był mu wdzięczny za takie zachowanie, wciąż trudno mu było się uspokoić.
        - Przeżyje – rzucił elf wspinając się na wóz i spokojnie siadając obok Filipie. Spod stert wygodnych poduszek wygrzebał skrzynkę, która służyła za apteczkę. Wyjął buteleczkę ze spirytusem oraz chwycił pobliską chustkę, aby oczyścić ranę i zabandażować ją. Gdy tylko Filipie poczuła cholernie pieczenie od razu zerwała się całkowicie żywa, po czym zaczęła wyzywać elfa w ojczystym języku. Artysta uśmiechnął się pogodnie ocierając policzek Fui. Wyzwiska przemieniły się w pojękiwania. Wiedziała, że Japker musi się nią odpowiednio zająć, ale ile musiała za to poświęcić!
        Lisołak także odrobinę się rozluźnił. Powoli sytuacja się uspokajała. Zostawił więc dwójkę, a sam poszedł w stronę kolejnej pary. Namir obszedł wóz przyglądając się jego stanowi, jedno z kół nie wyglądało za ciekawie, ale teraz ważniejsza była Leila. Zmiennokształtny podszedł do demona oraz lisicy wyłapując propozycję Samiela.
        - Musimy je jeszcze odrobinę przesunąć, żeby wóz nie zahaczył o tę dziurę. Jedno z kół nie wygląda chyba zbyt najlepiej… - odpowiedział, po czym skierował wzrok na Leilę.
        - Powinnaś zgłosić się do Japkera, twoja twarz… - Verka szukał odpowiednich słów by czasem nie urazić swojej towarzyszki. – Jesteś po prostu ranna – nagle tonacja jego głosu złagodniała. Namir delikatnie odchylił rude włosy i przyjrzał się dziewczynie.
        - Powiem mu aby przygotował jakieś środki przeciwbólowe. Teraz tego nie czujesz, ale jak tylko zejdą pierwsze emocje zaraz zacznie pękać ci głowa. Dobrze się czujesz mimo wszystko? Mam nadzieję, że nie złamał ci nosa. Ach… – Namir cicho warknął zagryzając wargę. Mógłby sobie teraz powiedzieć, że dałby niezły łomot temu kto to zrobił, ale cóż… Gość już nie żył, a jego śmierć z pewnością nie należała do lekkich.
        - Nosz kur-wa! – przeklął zbolały Duil, który wreszcie zdołał doprowadzić się do jako takiego stanu i wyłonił się z krzaków. – Szprychy mi zniszczyli! Niech to…
        Duilesgar patrzył na uszkodzenia drapiąc się po głowie. Mamrotał pod nosem w elfickim języku zastanawiając się czy być może ma coś, co by pomogło odratować koło. Posiadał narzędzia, ale żadna inna drewniana część by tu teraz nie pomogła.
        - No nic, odjedziemy kawałek dalej. Nie mam zamiaru tłumaczyć się przed strażą leśną, gdy nas przyłapią z tymi martwymi ciałami. Do skrzyżowania w stronę Menaos jakieś pół godziny, tyle powinno wytrzymać. Kto wie, może spotkamy jakiegoś handlarza – uśmiechnął się optymistycznie.
        - O stary! Co ci się stało?!... – spytał zaskoczony artysta patrząc na grajka, gdy wreszcie oderwał wzrok od koła.
        Verka nie odpowiedział, a jedynie przytaknął na pomysł aktora. Postanowione, ruszają dalej. Lisołak zbliżył się do drzewa, które z całych sił pchnął. Droga była gotowa do przejazdu, ale sam mężczyzna syknął, gdy zwolnił uścisk. Piekący ból rozprowadził się po brzuchu i żebrach, mimo to zignorował to i popchnął drzewo jeszcze raz, by nikt nie musiał obawiać się o wóz. A Filipie o suknię.
        Otarł ręce z zadowolenia, lecz nie dał rady swobodnie się wyprostować. Ból przeszył go po raz kolejny. Jego nauki na temat odczuwania prawdziwego cierpienia „po czasie” szybko wyszła w praktyce. Lisołak spojrzał na ranę, jaką zadał mu bandyta tępym nożem, gdy ratował Fui. Przetarł delikatnie bok brzucha umazując dłoń we krwi. Podwinął nieznacznie koszulkę wyginając usta z niezadowolenia. Nie pamiętał czy tępe narzędzie czasem nie było także zardzewiałe. Na myśl o oczyszczeniu rany aż zesztywniały mu wszystkie stawy, ale przecież nie mogą tu zostać zbyt długo. Będzie musiał wytrzymać te pół godziny.
        - Ruszajmy – burknął, a może bardziej warknął Namir.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Lisica szybko wyłapała posyłane w jej stronę znaczące spojrzenia i speszyła się nieco, odgarniając włosy za ucho i spuszczając wzrok.
        - To nie moja krew – mruknęła w swojej obronie, zarówno do Samiela, jak i Namira. – No… nie cała jest moja.
        Rzeczywiście dała się trochę pochlapać, koszula znowu była do wymiany. Ona sama nie odniosła jednak większych obrażeń. Ot, draśnięcie na boku, które zdradzało się lekką plamą krwi na materiale szaty, ale to nic poważniejszego. Ból jeszcze nie przebił się przez mur adrenaliny, prawdopodobnie uderzy, gdy dziewczyna się w końcu rozluźni. Pęknięta warga z jednej strony, tam gdzie dostała pięścią, i obita kość policzkowa od tego samego ciosu. Ciało dziewczyny było dość delikatne, chociaż ona sama nawykła do ciosów. Za czasów swojej niewoli nawet jeśli starała się być grzeczna, czasem wywinęła coś, co wymagało kary, albo po prostu Dothr miał gorszy dzień. W każdym razie siniak był widoczny, ale bez przesady, nie była ze szkła. Oblizała pękniętą wargę i spojrzała na Samiela, który przyniósł jej sztylet.
        - Dzięki – powiedziała cicho, chowając sztylet do pochwy przy biodrach. – Nieźle poradziłeś sobie z tymi facetami. Ilu ich było? – zapytała, gdyż wcześniej tylko słyszała pojedyncze krzyki, gdy Zabójca przemierzał zarośla wzdłuż drogi. Była jednak zbyt zajęta wydostawaniem Felipie z pomiędzy koni, by liczyć głosy. Dobrze, że ostatecznie nic jej się nie stało. Któryś musiał ją uprowadzić, gdy ona oberwała i straciła przytomność. Namir ją chyba znalazł.
        Na wspomnienie przyjaciela odwróciła się w jego stronę, ale ten już gdzieś zniknął. Rozglądała się przez moment skonsternowana i w końcu westchnęła cicho. Coś było nie tak, dziwnie się zachowywał. Nie wiedziała, co spowodowało, że zdecydował się na przemianę w hybrydę, skoro chciał zachować swoją rasę w tajemnicy, ale wyraźnie nie był zadowolony z takiego rozwoju zdarzeń. Ona co prawda też nie lubiła swojej hybrydziej formy, była za bardzo… „pomiędzy”. Ale nie miała nawet szansy porozmawiania o tym z przyjacielem, bo zniknął gdzieś zaraz, a gdy wrócił, zaczęli rozmawiać z Samielem o dalszej drodze. Nie odzywała się, za wiele nie pomoże przy przepychaniu drzewa, a za chwilę lisołak zwrócił się w jej stronę. Westchnęła, gdy znów wrócił dziwnym wzrokiem do jej twarzy, ale nie odsunęła się, gdy odgarniał jej włosy.
        - Nic mi nie jest, nie przesadzaj – stwierdziła chmurnie, bo zachowywał się, jakby dostała nie raz, a kilkanaście razy. – Bliskie spotkanie z męską pięścią, nie pierwszy raz, przeżyję.
        Wcale nie zgrywała bohaterki, po prostu wiedziała, że rany goiły się na niej jak na psie. Najlepszym dowodem był fakt, że kilka dni temu oberwała podobnie i to z ręki w metalowej rękawicy, w drugą stronę twarzy, po czym nie było już śladu. Swoją drogą nie wiedziała, dlaczego tak często obrywa po buzi, może była po prostu na takiej wysokości?
        Widziała jednak, że Namir nie ma nic złego na myśli, więc uśmiechnęła się do niego słabo i przechyliła lekko głowę. Powolnym ruchem sięgnęła do jego głowy i pogłaskała go palcami po lisim uchu.
        - Pierwszy raz cię takiego widzę – powiedziała, zabierając dłoń i splatając ją z drugą za plecami. – Wymagająca walka? – strzeliła na ślepo, zastanawiając się nad przyczyną przemiany chłopaka. Nawet jeśli nie trafi, to pewnie ją poprawi, a wtedy wszystko się wyjaśni. Nie do końca było też dla niej jasne, dlaczego Namir w swojej hybrydziej formie był tak bardzo ludzki. Ona w formie pośredniej wyglądała jak lisek na dwóch nogach, miała nawet pyszczek. A przecież stworzył ich jeden człowiek. Czy to znaczyło, że miała w sobie więcej z lisa, czy to po prostu zwykły przypadek? Różnorodność, jak w wyglądach ludzi?

        Odprowadziła Namira i Samiela wzrokiem, gdy ruszyli przepychać drzewo z drogi, po czym sama skierowała się w stronę wozu. Wcale nie do Japkera, jak sugerował lisołak, tylko zobaczyć, jak czuje się Felipie.
        - Płomyczku! Och, jak dobrze, że jesteś. Podaj mi tę poduszkę proszę, jest tak daleko! Tak, tą , dziękuję ci kwiatu… och! Co ci się stało?!
        Leila parsknęła cicho śmiechem na tak zadane pytanie i chwilę milczała, zastanawiając się czy elfce chodzi o siniaka, pękniętą wargę czy koszulę.
        - Dostałam trochę, nic takiego – machnęła ręką, a tajemnica szybko się wyjaśniła, gdy artystka szarpnęła ją za ubranie.
        - Musisz się przebrać! W sukienkę! – piszczała, szarpiąc wciąż materiałem koszuli, a dziewczyna mimo zmęczenia zaczęła się głośno śmiać, usiłując wyplątać ze szponów Felipie.
        - Na pewno nie w sukienkę – sprostowała, uwalniając w końcu materiał koszuli od szczupłych palców kobiety. – Sama widzisz, że muszę się normalnie ubierać, wyobrażasz sobie, żebym walczyła w tej sukience?
        - Och nie wiem słonko, tak mnie boli głowa. Wybierz coś sobie z wozu. Jak nie moje, to Duila. I zawołaj tego łachmytę, zostawił mnie tu samą, a wino tak daleko! Moja głowaa! – zajęczała Fui i opadła na poduszki, teatralnym gestem przysłaniając czoło przedramieniem.
        Może i się tylko zgrywała, ale naprawdę wyglądała pięknie, w tej pozie, z rozrzuconymi po kolorowych materiałach blond włosami. Dziewczyna usłużnie podała jej pozostawioną łokieć dalej butelkę i wdrapała się na wóz, w poszukiwaniu czegokolwiek, co nie jest sukienką i jest pozbawione frędzli. Trwało to jednocześnie długo i krótko, bo chociaż ubrań artystka nie miała wiele, to takich zupełnie normalnych jeszcze mniej. W końcu zdecydowała się na rzuconą błaho propozycję artystki i wzięła jedną z męskich koszul leżących obok, przebierając się w nią szybko i znów podwijając za długie rękawy do łokci. Nie wiedziała oczywiście, że to nie Duilowa koszula, ale należąca do Namira, który zostawił ją tu na tyle dawno, że jego zapach wywietrzał, pozostawiając tylko mieszaninę woni elfiego towarzystwa.
        Wyskoczyła na zewnątrz, pogłaskawszy wcześniej odpoczywającą Felipie po jasnych włosach, minęła wymiotującego w krzakach Duila i podeszła do reszty grupy. Japker akurat pogonił konie, które wolno zaczęły ciągnąć za sobą wóz po oczyszczonej już drodze. Ona z kolei właśnie przyłapała spojrzeniem Namira, jak ogląda swoją ranę, a mimo jej powagi, opuszcza koszulkę i rusza dalej. Zmarszczyła brwi i dogoniła go.
        - Pokaż – mruknęła i uniosła materiał, a płatki jej nosa poruszyły się, gdy zrobiła gniewną minę.
        - Ja mam iść do Japkera z siniakiem, ale ty możesz biegać z rozciętym bokiem? – fuknęła na niego. – Głupek – dodała już ze słabym uśmiechem. Już ona dopilnuje, żeby opatrzyli go, jak tylko się zatrzymają. Najważniejsze, to zostawić trupy za sobą.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

         – To dobrze – odpowiedział krótko. To, że krew na jej koszuli należała do mężczyzn, których zabiła, oznaczało, że te kilka lekcji, które mieli za sobą, przyniosły jej jakąś nową wiedzę. Wiedzę, którą mogła wykorzystać w praktyce, przy okazji sprawdzając, czy to rzeczywiście działa. Samiel nadal uważał się za osobę, która nie powinna uczyć innych tego, co umie on sam, jednak, z drugiej strony, dobrze, że te nauki nie poszły na marne. Osobiście, i tak wątpił w to, że zmieni zdanie na ten temat i bardzo możliwe było to, że Leila pozostanie jedynym wyjątkiem od reguły. Był też pewien, że nie nauczy jej wszystkiego, co należało do wiedzy „normalnej”, bo nie miał zamiaru przekazywać komuś swoje własne techniki, które opracował w pojedynkę. Niczym niezwykłym nie powinno być to, iż niektóre cięcia i kombinacje wykonywane przez przemienionego, można zauważyć wyłącznie u niego. Ktoś musiałby mieć doskonałą pamięć i przeżyć walkę z nim, żeby później móc użyć takich technik. W międzyczasie, kucnął przy jednym z ciał i wyciągnął stamtąd sztylet, który później podał lisołaczce. Może była szybka i zwinna, jednak trochę siły także było jej potrzebne, w końcu prędzej lub później nastanie czas, gdy sama będzie musiała wyciągać swoje ostrza z ciał wrogów.
         – Hmm… - mruknął Samiel, pamięcią wracając do niedawnych wydarzeń, żeby policzyć łuczników, których zabił, gdy ci ukrywali się w zaroślach.
         – Tylko sześciu. W dodatku byli to łucznicy, a to tylko ułatwiło robotę – odezwał się w końcu. Trzech zabił ostrzami, a kolejną trójkę bełtami, które wypuścił jeden po drugim – tak szybko, jak było to możliwe przy jego umiejętnościach, zręczności i szybkości.

Przemieniony kiwnął tylko głową, gdy Namir zaproponował, żeby jeszcze bardziej przesunęli powalone drzewo. Do drogowej przeszkody dotarł jako pierwszy, bo lisołak rozmawiał jeszcze z jednym z elfów. Później, we dwóch, bez problemu poradzili sobie z drzewem i zepchnęli je na pobocze tak, że cały trakt stał się przejezdny. W dodatku, sam powalony pień mógł też robić za miejsce przyszłych odpoczynków, czy tam postoi.
         – Powinieneś to opatrzyć – odezwał się Samiel, gdy zauważył, że Namir jest ranny i na jego boku zaczyna pojawiać się krew. Nie wiedział, w jakich okolicznościach powstała ta rana, jednak, według niego, ktoś powinien zająć się nią jak najszybciej.
Zabójca postanowił wykorzystać czas, który mu pozostał i przeniósł na pobocze ciała zalegające na drodze – w pierwszej kolejności zajmując się tymi, które leżały na drodze wozu elfów. Z tego, co wiedział, jedno z kół było uszkodzone, więc lepiej, żeby ich środek transportu miał drogę z jak najmniejszą liczbą przeszkód. Martwi łucznicy cały czas leżeli w zaroślach, więc nimi nie musiał się martwić. Najpewniej zajmą się nimi leśne drapieżniki, które wyczują zapach krwi. Dopiero po tym dołączył do reszty, gdy ci już ruszyli, jednak nie oddalili się za bardzo od miejsca zasadzki, w którą wpadli i walki, którą wygrali.
Nie chciał wątpić w wartości bojowe towarzyszy, jednak wiedział, że z taką grupą dałby radę rozprawić się w pojedynkę. Nigdy nie przepadał za wypowiadaniem takich przechwałek na głos, ale to nie oznaczało, że czasami pojawiały się one w jego myślach. Cóż… znał swoje możliwości, wiedział, co umie i, jak długo już żyje. Samiel mógł uważać się za szczęściarza, bo miał naprawdę dużo czasu na to, żeby posiąść wiedzę, której niejeden może mu pozazdrościć. Poza tym, udało mu się utrzymać w zawodzie naprawdę długo i to, mimo że cały czas jest dla kogoś konkurencją, co jakiś czas przeprowadzane są zamachy na jego osobę, a organizacje łączące zabójców, nadal próbują go zwerbować, chociaż już od jakiegoś czasu odbywa się to coraz rzadziej. Może, w końcu, naprawdę zrozumieli, że Samiel pracuje w pojedynkę i naprawdę nie interesują go oferty, które słyszy. Szedł w ciszy przy wozie, niedaleko lisołaczki. Pogrążył się w swoich myślach, jednak cały czas miał ją na oku. Ją, a także okolicę, żeby ponownie dostrzec ewentualne zagrożenie, zanim zrobi się niebezpiecznie.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Źrenice Namira poszerzyły się diametralnie, gdy tylko do jego uszu dotarła wieść o tym, że Leila nie pierwszy raz odczuła na sobie męską pięść. Zagotował się od środka, nie powinna podchodzić do tego tematu tak zwyczajnie i błaho, nie zasługiwała na takie traktowanie – nieważne kto był oprawcą, taki dupek powinien dostać po mordzie… aż za mocno. Zagryzł jednakże swoje zębiska raniąc się w język. Zmiennokształtna przez wiele lat była niewolnicą obleśnego typa, nie da się więc nie mieć nijak spaczonego wyobrażenia o zasadach świata po tak ciężkich przeżyciach. Tknęły go okrutne myśli tego, co prawdopodobnie miało miejsce podczas jej niewolniczej służby. Pragnął w jakiś sposób oczyścić jej umysł z takich niezdrowych przyzwyczajeń i nauczyć na nowo żyć na wolności, ale przeszłości nie dało się wymazać… nawet, gdy amnestia dotknie wspomnień to dusza i przeczucia pozostają takie same. Męczyły go od środka tajemnice z niedalekiej przeszłości Leili, a swoją nerwowość wyraził to zaciskającymi, to rozluźniającymi się palcami, aż do momentu bodźca jakim był dotyk dziewczyny.
        Spojrzał na nią jaśniejszym wzrokiem, a nieco ugłaskany lisołak zdołał skupić rozbiegane myśli tylko na swojej kompance.
        - Walka?... – powtórzył tempo, ale od razu potrząsnął czupryną. Miał wrażenie, że w jego głowie pędzi stado chomików i każdy z nich biega w drewnianym kole tworząc jakiś niewyobrażalny tłok irytujących drobiazgów.
        - Niestety to nie walka… - odparł poważnie, a jego wzrok umknął gdzieś na bok. Nie potrafił odpowiedzieć jeszcze, co ma zamiar zrobić, nie ułożył żadnego planu, ale w tym szaleńczym pędzie odbierania wzmożonych bodźców pamiętał o swojej obietnicy. Nigdy więcej już nie zatajać przed nią prawdy.
        - Wyjaśnię ci wszystko, tylko najpierw się stąd zwińmy – zaproponował pojednawczo głaszcząc Leilę po ramieniu. Musieli przepchnąć te felerne drzewo i ruszać przed siebie.
        Drzewo tym razem miało okazać się najmniejszym problemem w przyszłości tej niewielkiej kompanii. Namir oddychał dosyć szybko, ale miarowo. Rzucił Samielowi krótkie spojrzenie, gdy mężczyzna zwrócił uwagę na jego ranę. Przytaknął w podzięce, ale zaraz tłumaczył się jak najszybszym wybyciem z miejsca niezapowiedzianej potyczki. Naprawdę nikomu nie na rękę była straż leśna. Gdyby takowych strażników spotkali to od razu rozpoczęły się niezliczone godziny przesłuchiwań, a sam lisołak prędzej by się wykrwawił albo zdechł z powodu wdania się infekcji niż wyszedł poza mury lochów. Taki pobyt w więzieniu mógłby ominąć jedynie Filipie, która swoją charyzmą oraz gamą zmyślonym złych samopoczuć nie pozwoliłaby by się wtrącić gdzieś poniżej poziomu ziemi.
        Verka czuł jednakże ulgę, że tak sprawnie idzie im cała akcja, a przesuwaniem ciał głównie zajęli się pozostali mężczyźni z ekipy. Nim Namir sięgnął po jakiekolwiek martwy dowód rzeczowy, wpierw dostrzegł zbliżającą się Leilę, która niefortunnie przyłapała go na doglądaniu rany. Nie zmartwił się w żaden sposób tym co pomyśli, ponieważ co innego wzbudziło w nim zainteresowanie. Kojarzył materiał, który obecnie na sobie miała i próbował wygrzebać z pamięci do kogo narzuta należała. Patrzył na lisołaczkę badawczo poruszając przy tym płatkami nosa by spróbować wyłapać zapach znajdujący się na koszuli, gdy Leila znalazła się wystarczająco blisko. Niestety – jedynie typowo wywietrzała woń zmieszana z piżmem, który stanowił podstawę perfum Filipie pryskającej każdy swój ciuch, o ile zbliżała się do miasta. To mu niewiele pomogło, ale i też ta niewiedza mu nie przeszkadzała. Flanelowa koszula w szaro-czarną kratę dodawała lisicy ostrzejszego charakteru, ale luźny i za duży materiał łamał ten kontekst sprawiając, że wygląda delikatnie i niewinne. Taka mieszanka zazwyczaj oznaczała wiele niespodzianek, a Namir lubił taki niespodzianki. Gęste, rude włosy idealnie wkomponowały się w gamę kolorów i bardziej miał ochotę zedrzeć z niej ten materiał oraz wgryźć się pocałunkiem w jej szyję, ale to ona uniosła skrawek jego koszuli doglądając rozcięcia.
        Na chwilę przerzucił wzrok na piekącą ranę, ale kątem oka wciąż widział tylko szaro-czarną kratę. Wędrował spojrzeniem po zapięciu koszuli i dostrzegł ten jeden, różniący się od reszty jasno brązowy guzik. W odpowiedzi na jej pretensje jego usta ułożyły się w długim uśmiechu, nieco zbyt pewnym siebie.
        - Ano głupek – potwierdził czochrając dziewczynę po czuprynie.
        - Nawet z tym okropnym siniakiem potrafisz się ładnie zaprezentować w mojej koszuli – dodał nie ukrywając zadowolenia i delikatnie pogłaskał ją kciukiem po podbródku. – Wolałbym częściej cię widzieć w moich ubraniach – powiedział cicho i zaczepnie.
        Wóz zdołał już ruszyć więc Verka kiwnął głową lisołaczce, by nie zostawali w tyle. Kawałek drogi przeszli w całkowitej ciszy, jakby nikt nie chciał aby ktokolwiek ich usłyszał w obawie przed nachalną strażą. Nastał spokój. Namir szedł delikatnie pochylony, gdyż automatycznie jego ciało szukało wygodnej pozycji, która sprawiłaby najmniej bólu dla rany. Jedyne, co go irytowało to ocierający ranę materiał bluzki, ale dopiero na rozwidleniu dróg mogli zrobić postój. Nie marudził tylko grzecznie szedł, wszak wykaraskał się z o wiele gorszych sytuacji. No… jeszcze do szału doprowadzała go dominacja instynktu. Jego uszy wciąż to stawały na baczność bądź też rozchodziły się na boki, a nos poruszał, ponieważ nie potrafił zignorować szemrającej w krzakach myszy albo zapachu pobliskiego królika. Owiana ciszą kompania była idealną chwilą, by wyjaśnić Leili niesprzyjające okoliczności w jakich się znalazł, ale nie ukrywał także swoich problemów przed Samielem. W końcu na ten moment byli drużyną, a Ruda bardzo ufała demonowi.
        - Wracając do… mojej postaci… - zagaił cicho, by nie obudzić śniącej w wozie Filipie.
        - Widzisz… wkręciłem się w czarny rynek, gdzie najmniej skomplikowanym zadaniem było kogoś… „uciszyć” poprzez podcięcie mu gardła, ale takie zlecenia mnie nie kręcą. Gdy nie muszę to nie zabijam… - wyznał nieco skrępowany. – Właściwie to w ogóle czarny rynek nie jest dla mnie, ale wcześniej nie wiedziałem z czym to się przysłowiowo je. Lubiłem wykorzystywać swoją inteligencję do wykonywania zadań i to niestety mnie zgubiło. Początkowo błahe zlecenia zaczęły być coraz bardziej skomplikowane, musiałem być z każdym ruchem ostrożniejszy, dokładniejszy, w pewnych momentach bawiło mnie to wszystko, ale czasem trafiałem na propozycje według mnie nie do przyjęcia. Jednak środowisko, w które się wszczepiłem niełatwo odpuszcza i tak jest tym razem. Chciałem to wszystko rzucić, nie znajdować się w sytuacjach, w których ktoś rzuca mi zlecenie i każe robić, a gdy się nie zgadzam to wykorzystuje moje słabości. Każdy jakąś słabość ma… I każdy szpieg musi mieć haka na innego szpiega, by móc coś ugrać. Inaczej niedługo się pożyje w takim towarzystwie, a już wolę nie mieć co do pyska włożyć niż zmuszać się do czegoś czego robić nie chcę. Usuwałem się więc delikatnie w cień by dyskretnie wykraść się z czarnego rynku, przez jakiś czas z resztą nie działałem w ciasnych uliczkach załatwiając własne sprawy, ale ktoś się o mnie upomniał.
        Wóz gwałtownie podskoczył wpadając na jakiś kamień. Duil aż jęknął ze strachu wpatrując się w koło. Kazał wszystkim się zatrzymać i zaraz poleciały przekleństwa oraz sprzeczka między dwoma artystami, których nikt nie starał się zrozumieć. Elficki język nie pasował do tak naturalnych sytuacji, jakim jest sprzeczka. Był zbyt melodyjny na rzucanie „kurwami” wokół siebie, ale można było się domyśleć, że tym razem wcale słowa nie były tak piękne.
        - La roue s'est effondrée! Faire a la.
        - Commantu ea? Je mooentre cheval – odpowiedział niespotykanie podirytowany Japker.
        - Que?... – wysunęła rozczochraną głowę Filipie. Przewróciła oczami, gdy każdy z artystów próbował się wytłumaczyć. Ostatecznie zsunęła się płynnych ruchem na ziemię, po czym podeszła by zjednoczyć skłóconych kompanów. Dla Namira był to widok znany, chociaż nieczęsty. Machnął ręką by odczekać chwilową burzę. Duil miał manię na temat technologii (w tym przypadku względem zbudowanego jego rękoma wozu), a Japker miał bzika na punkcie zwierząt, których nie można zmuszać by szły bardziej tak, a nie inaczej. Na tej płaszczyźnie ich wartości niestety się mijały.
        - Zaraz skończą się kłócić albo dadzą sobie po papie i będzie wszystko w porządku – zapewnił Verka nie ukrywając rozbawienia sytuacją.
        - A póki jeszcze możemy rozmawiać… - lisołak zwrócił się ku zmiennokształtnej oraz przemienionemu.
        - Upomniał się o mnie pewien gość, którego na oczy nigdy nie widziałem, chociaż znam całą szajkę sieci jaką operuje. Podjąłem się odnalezienia pewnego szpiega działającego wiele… ale to wiele lat temu na rzecz królewskiej rodziny. Na pewnym etapie byłem najbliżej rozwikłania tajemnicy kto nim jest lub też gdzie go odnaleźć i zgaduję, że nikt dalej ode mnie nie zaszedł. Inaczej zleceniodawcy nie szkoda by było gdybym zaginął albo nigdy nie wrócił. Hehe… Właściwie wiem o wiele więcej niż im mówiłem. Dobry szpieg nie mówi za dużo, gdy wyczuje niepewność, lecz cóż… Coś musiało pójść nie tak, skoro zjawiła się po mnie jego prawa ręka w postaci znajomej mi czarownicy. Wiedziała co robić… Skoro przemieniła mnie w hybrydę i uniemożliwiła zmianę postaci… - Namir wcisnął dłonie w kieszenie spodni i stanął luźno. Ogon poruszał się niespokojnie, nie wiedział co zrobić. Przed sobą miał trudny wybór, w którym mógł albo wplątać w to wszystko Leilę bądź też rozdzielić się i załatwić sprawy po cichu. To był dopiero początek jego dylematów. Doskonale zdawał sobie sprawę do jakiej skrajności jest w stanie popaść w tej postaci i wolał aby lisołaczka nie ryzykowała dla niego zbyt wiele. Nawet jeżeli u boku zmiennokształtnej stał profesjonalista to nie nic nie dawało mu gwarancji na bezpieczeństwo dziewczyny.
        - Gdybym kiedykolwiek wpadł w szał to nie próbujcie mnie ratować, a jeżeli trzeba będzie… - spauzował Namir, chociaż wszystko mówił z dziecinną lekkością i przyzwyczajeniem, tak samo niezdrowym jak bicie kobiet w przypadku Leili.
        - … to nie bójcie użyć się ostrza – uśmiechnął się zadziorne sam do siebie.
        Poczuł świeżą krew, jakiś drapieżnik właśnie upolował sobie zacny obiad. Krew… była w tylu miejscach. Na nieoczyszczonych ostrzach, na jego ubraniu, pociekła stróżka z jego rany, ale przede wszystkim pamięcią wracał do tej, która znajdowała się w jego zębiskach. Zarówno topornika, którego zabił niedawno w lesie i… i jeszcze kogoś.
        Verka gwałtownie pochylił się do przodu wtapiając palce w roztargnione włosy. Uderzyła go mozaika chaotycznych wspomnień rozpoczynających się na krótkich scenach w kanałach, a kończąc na prażącym słońcu wśród zawiłych uliczek jednego z królestw. Wówczas polało się wiele krwi, czego dowodem był obraz odsłaniającej się kości upapranej w szkarłatnej barwie odchodzącego mięśnia.
        Lisołak warknął zatopiony w tym niedokończonym obrazie, a gdy tylko ktoś z zewnątrz próbował go dotknąć od razu odepchnął rękę i postąpił jeszcze kilka kroków by się oddalić. Sapał ciężko pobudzony do ataku czegokolwiek lub kogokolwiek. Szukał ofiary, na której mógł się wyżyć, chociaż nie miał ku temu konkretnego argumentu. Był wściekły po prostu, a nie z jakiegoś powodu.
        - Strażnicy… - powiedział nagle Verka całkowicie nie swoją tonacją głosu. – Cholera, niedaleko są strażnicy.
        - Jesteś pewien? – spytała bardzo ostrożnie Filipie, której lekkomyślność stawała się w takich sytuacjach bardzo przydatna. Duilesgar oraz Japker spoglądali zagadkowo na lisołaka zadając sobie w głowie tysiące pytań. Wciąż nie docierał do nich fakt przemiany ich przyjaciela w hybrydę lisa i człowieka, w dodatku w zachowaniu mocno różniącego się od poprzedniego. Artystów wyraźnie męczył niepokój, tylko jeszcze nie wypowiedzieli tego w głos.
        - Czuję elfy… A jeden z nich to strażnik z Menaos. Wlazłem mu kiedyś na odcisk.
        - Nie wiedziałam, że masz tylu znajomych, którzy cię nie lubią – złożyła w dziubek usta Fui, lecz jak zwykle elfka momentalnie doznała olśnienia.
        - Wiem! – klasnęła w dłonie zachwycona kobieta. Duil psychicznie szykował się na przyjęcie jakiegoś absurdalnego pomysłu Filipie.
        - Oni zapewne czekają na tym rozdrożu by przeszukiwać wozy, prawda Japker?
        - Całkiem możliwe.
        - Możemy więc ich zgrabnie ominąć jadąc przez Nacré! – uśmiechnęła się lśniąco Fui.
        - O nie! – sprzeciwił się Duil. – Nie jedziemy tam! Nie ma w ogóle mowy!
        - Och, ale dlaczego?!
        - Pytasz jakbyś nie wiedziała! Nie jedziemy tam! Znowu pójdziesz do tej głupiej wróżki!
        - Nie jest głupia!... I nie pójdę!
        - Obiecujesz?
        - Obiecuję!
        - Ta, jasne… Nagada ci jakiś farmazonów, a później będziesz miała jakieś „przeczucia”. Poza tym, wysuwaj ręce do przodu! Zapewne je krzyżujesz. Nie, nie wierzę ci, pokazuj dłonie! – Filipie zmarszczyła w niezadowoleniu brwi, ale posłuchała elfa. Duil dokładnie przyglądał się palcom aktorki, zarówno tymi na dłoni, jak i tym na stopie. – Obiecuj, a ty Samiel patrz czy nie krzyżuje palców u stóp!
        - Dlaczego nie Leila?!
        - Bo biedaczkę jeszcze weźmiesz na litość albo solidarność kobiecą. A co? Jednak chcesz przejść się do wróżki?
        Filipie zacisnęła usta, ale już po chwili nabrała elfiej godności. Zarzuciła włosy na plecy, podniosła dumnie głowę utrzymując dłonie przed sobą.
        - Obiecuję, że nie pójdę do wróżki by zajrzała w moją przyszłość.
        Duil stał twardo wpatrując się w obliczę artystki, która w niezłomnej postawie czekała na reakcję mężczyzny, która mocno ją zawiodła.
        - I tak nie pojedziemy.
        - Czemu?! Przecież obiecałam!
        - La roue détruira… - odparł elf.
        - Ja ci zaraz dam to twoje „la roue”! Uwieszę cię na tym „la roue”! Na tych…tych o, tutaj… co to jest?!
        - Szprychy – podpowiedział Japker.
        - Szprychach, a później przetoczę po chodniku pełnym zgniłych pomidorów! Chcesz mieć do czynienia ze strażnikami i się tłumaczyć dlaczego mamy broń we krwi, hę? Pewnie już dostali zgłoszenie o tym, że coś stało się po drodze. Elfy mają długie uszy! – na nic zdawały się wyzwiska artystki, Duil wciąż wstał niewzruszony. – W dodatku w Nacré mają pełne wyposażenie sprzętu do leczenia, a nam się kończy opium, bo wszystko wypaliłeś.
        - Do Menaos wytrzymam – stwierdził sucho Duilesgar.
        - Ale nam się przyda i… i Namir o, zobacz jest ranny! Namir, na bratki w ogródku mojej ciotki, ty jesteś ranny?!
        - Cóż za wysoki poziom spostrzegawczości – wtrącił się ironicznie Verka.
        - No zobacz, Duilesgar! Tyle dobrych argumentów! Spójrz, jaki blady jest! Poza tym… - zamilkła niespodziewanie Filipie by zwrócić na siebie spojrzenia wszystkich wokół, a gdy już to zrobiła to uwiesiła się na szyi elfa ciągnąc go zgodnie z siłą grawitacji, czyli do ziemi.
        - Prrrrrrrroszę! Proszę, proszę, proszę! Tak ładnie prrrroszę! A tak ładnie proszącej kobiecie odmówisz przy tak wielu par oczu? – Fui zatrzepotała długimi rzęsami spoglądając artyście w oczy czystą niewinnością. Duil próbował uciekać, udawać, że nie widzi tego magicznego spojrzenia, ale wlepiona jak sroka w gnat aktorka nie dawała za wygraną.
        - Ale Filipie, tam są takie wyboje. Ciasna ścieżka, pełno jakiś szyszek… Nie dojedziemy z takim kołem do wioski w lesie- próbował jakoś wybronić się Duilesgar.
        - I tęsknie za moimi znajomymi, dawno ich nie widziałam – mówiła słodko jakby ignorując słowa mężczyzny. – Tęsknie za moją przyjacióóóółkąąąąą…
        - Ta… szczególnie tą najlepszą – wróżką.
        - Nieprawda! Ella pewnie się zastanawia kiedy ją odwiedzę! Prrrroszę… Ładnie prrrrroszę!
        - Właściwie to przydałoby się zahaczyć o Nacré – dodał po namyśle Japker.
        - Ech!... Jeżeli reszta się zgodzi to niech będzie. Niech ten wóz tylko się tam dotoczy… Na twoją odpowiedzialność Filipie!
        - Yay! Dziękuję! Hihihi! Was też mam prosić czy się zgodzicie? – Fui zalotnie zagryzła paznokieć wpatrując się w resztę towarzyszy.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        „Tylko sześciu”. Ona zabiła dwóch, przy czym w kręgach jednego utknął jej sztylet, a wcześniej dostała tak w twarz, że wyłączyło ją z akcji na minutę. Ale tym się już chwalić nie będzie, bo znowu ją potraktują jak dziecko i wyląduje na wozie obok Felipie. Same liczby nie działały bardzo na jej niekorzyść, w końcu dopiero się uczyła i właściwie po części cieszyła się, że ciągle żyje, jednak sam przebieg walki pozostawał wiele do życzenia. Jeśli o Samiela chodzi to bardziej pasowałoby stwierdzenie, że swoich przeciwników po prostu wyeliminował. Ona nie tylko walczyła o swoje i cudze życie, ale też oberwała bardziej niż powinna, a na pewno większe oczekiwania wobec niej miał Zabójca. Lisołaczka nie mogła jednak już nic poradzić na to, że na jej delikatnym ciele nawet draśnięcie od strzały sprawiało ból, jak przy poważniejszej ranie i momentami krzywiła się nieznacznie.
        Było to jednak nic w porównaniu z obrażeniami Namira, więc Leila nie skarżyła się słowem. Uśmiechnęła się lekko, gdy zwróciła w końcu na siebie jego uwagę, chociaż spoważniała zaraz, gdy i w jego głosie zabrzmiała dziwna surowość. Zmarszczyła brwi na to niedopowiedzenie o walce, ale dosłownie ugłaskana skinęła głową, pozwalając na odłożenie rozmowy. Później zniknęła w wozie, gdzie się przebrała i pomogła Felipie tyle, ile mogła. Gdy wróciła do Namira i Samiela, drzewo było już przesunięte, a oni maszerowali wzdłuż wozu. Lisołak przyglądał jej intensywnie, gdy się zbliżała, a ona tylko uciekała wzrokiem, nie wiedząc o co mu chodzi. Później przyłapała go na skrywaniu rany i tym się zajęła. Jej twarz złagodniała nieco, gdy lisołak nie kłócił się z nią, tylko poczochrał po głowie, znajomym gestem. Jak zawsze fuknęła na niego i wymknęła się spod dużej dłoni, chociaż uśmiechała się rozbawiona zaczepkami. Uśmiech spływał powoli z twarzy, gdy docierały do niej znaczenia jego kolejnych słów. Najpierw zaskoczona, spojrzała na siebie, jakby sprawdzała co dokładnie ma na ciele, a później uniosła gwałtownie głowę.
        - Przepraszam, nie wiedziałam, że to twoja, była u Felipie… – tłumaczyła się szybciutko, ale sama widziała, że Namir nie wyglądał na urażonego. Przeprosiny były chyba tylko po to, by mogła się zająć czymś konstruktywnym, zamiast wpatrywać się w szeroki, zadowolony uśmiech lisołaka, usiłując go rozwikłać. Jej umysł poddał się jednak zupełnie, gdy chłopak pogłaskał ją pod brodą, kolejnymi słowami zupełnie zbijając z pantałyku. Czuła jak delikatne rumieńce oblewają jej policzki i zamrugała szybko, po czym uciekła wzrokiem przed intensywnie niebieskimi oczami. Nawet nie zauważyła, że zatrzymała się w miejscu, dopóki przyjaciel nie pogonił jej gestem, gdy zostali w tyle. Wyrównała zaraz krok, wpatrując się w czubki swoich butów i znów ukrywając twarz za kurtyną rudych włosów.
        Nie sposób było opacznie zrozumieć Namirowych słów, jednak ona bardzo starała się znaleźć dla ich inne wytłumaczenie, mimo że wyczuła jego intencje tak samo, jak wyczuwała jego zadowolenie lub złość. To, że zupełnie nie pasowały do relacji, jaka była między nimi, to osobna sprawa. Przyjaźnili się przecież od dziecka… nie, na pewno źle zrozumiała, przecież on na pewno nie… nie chodziło mu o to, że… oh rety, rety. „Nie no bez przesady, przecież to Namir! Wygłupia się jak zawsze, to wszystko, co też mi po głowie chodzi”, postanowiła sobie w myślach miętosząc w palcach rant koszuli. Zaraz puściła go jednak speszona i wygładziła szorstki materiał, zerkając ukradkiem na lisa.
        Jej myśli uspokoiły się nieco, gdy zmiennokształtny zaczął opowiadać. W międzyczasie zbliżyła się do Samiela i wędrowała przy jego boku, jednocześnie spoglądając na Namira, gdy mówił. Cieszyła się, że nie ukrywa się ze swoją historią przed Zabójcą. Początkowo słuchała przyjaciela ze wzrokiem utkwionym przed sobą lub po bokach drogi, z czasem jednak zaczęła znów spoglądać na niego, a gdy jego opowieść się rozwinęła, nie spuszczała już z niego oczu. Teraz zrozumiała niechęć, z jaką przyjmował wieść o profesji Samiela i to, że ona miała podobne aspiracje. W końcu Leila sama pchała się w coś, z czego on się ledwo wyrwał. A właściwie nawet nie uciekł do końca, bo przeszłość najwyraźniej się o niego upomniała.
        Spojrzała wystraszona na wóz, gdy koło uderzyło z hałasem w jeden z wystających kamieni, ale wbrew jękom Duila nie było z wozem najgorzej. Potoczyła chwilę wzrokiem po kłócących się elfach, ale nie skupiła na nich większej uwagi, przejęta tym, co mówił Namir.
        - Teraz się tu pojawiła? – zapytała z niedowierzaniem. – Teraz, podczas walki? I uwięziła cię w tej postaci? – syknęła przyciszonym głosem, nie mogąc wręcz uwierzyć w to, co mówi. Sytuacja nie tylko była nieprzyjemnie irracjonalna, ale trącała też czułą nutę w sercu dziewczyny. Ją uwięziono w ludzkiej formie na lata, Namira teraz w pośredniej, której tak nie lubił. Drobne dłonie Leili zacisnęły się w pięści.
        - Czego chce? – zapytała wprost, uznając za oczywiste, że trzeba szybko uporać się z tym zadaniem i przywrócić Namirowi wolność. Słysząc nietypową prośbę potrząsnęła głową zaskoczona, aż podskoczyły rude pukle.
        - Chyba sobie żartujesz – fuknęła, zupełnie nie biorąc takiego rozwiązania pod uwagę. Chyba do reszty mu padło na głowę, jeśli myśli, że ona mogłaby go kiedykolwiek skrzywdzić. Nie zrobiłaby tego, nawet gdyby on miał zranić ją. Zaskoczenie przemieniało się powoli w irytację, ale ta nagle zgasła niczym zdmuchnięty płomień świecy, gdy zastąpiło ją zmartwienie. Odruchowo wyciągnęła rękę za Namirem, gdy ten zaczął miotać się w szale, ta jednak szybko została odtrącona i Leila przyciągnęła dłoń do siebie. Przyglądała mu się tylko niepewnie, nie wiedząc, co się stało i szukając wzrokiem odpowiedzi kolejno u Duila i Japkera. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że znajomi lisa jeszcze jakiś czas temu nie wiedzieli w ogóle, że jest zmiennokształtnym, więc i pewnie z tym zachowaniem nie są zaznajomieni. Stała więc tylko bezradnie, obserwując jak jej przyjaciel walczy z samym sobą, nim uniósł się nagle, informując o zbliżających się strażnikach. Sama nie poczuła ich wcześniej i teraz zadarła lekko głowę, węsząc w powietrzu, a płatki jej nosa poruszały się nieznacznie. Dolatywał do niej słaby zapach obcych, ale Namir zawsze miał bardziej wyczulony zmysł powonienia niż ona, więc uwierzyła mu nawet, gdy rozpoznał jednego ze strażników.
        Mimo lekkiego niepokoju, z rozbawieniem obserwowała wymianę zdań między Duilem a Felipie, przy czym artystka trajkotała z szybkością szczebioczącego ptaka, tylko dodając barw swoim wypowiedziom. Leila jawnie się już uśmiechnęła, gdy Samiel został wybrany na ochotnika, by pilnować prawdomówności elfki. Z jakiegoś powodu postawienie poważnego Zabójcy w takiej sytuacji wydawało jej się strasznie śmieszne i kątem oka zerkała na Przemienionego, czy ulegnie, czy będzie protestował. Nie rozumiała oporów Duila przed tym, by Felipie udała się do znajomej, w końcu czym mogło to grozić? Felipie była… Felipie. Nawet Leila to widziała, zaledwie po jednym dniu znajomości, i niewiele było chyba osób i rzeczy, które mogły ją zmienić. A tego się chyba obwiał elf, jakiejś zwiększonej intensywności zachowania artystki. Lisica obserwowała ją ciągle, jak gra na emocjach, jak przemawia, słowami i mimiką, wymagając na swoim towarzyszu decyzję. Chociaż przez większość czasu zachowywała się śmiesznie, stawiała jednak zawsze na swoim, co nie umknęło uwadze Leili. Na pytanie, które padło w jej stronę jedynie wzruszyła ramionami z miłym uśmiechem.
        - Felipie, zatrudniłaś nas, idziemy tam gdzie ty – pozwoliła sobie odpowiedzieć za nich obojga, zerkając tylko pytająco na Samiela, czy nie ma jednak nic przeciwko. Tak czy siak musieli ominąć przecież straże, a Namira koniecznie trzeba było opatrzyć. Nie wykrwawi się, ale chodzenie z rozbabraną raną na pewno mu nie pomoże.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Właściwie, mógł powiedzieć, że było ich „sześciu”, a nie „tylko sześciu”. Dopiero później zdał sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć, jakby się przechwalał… a on nie przepadał za robieniem czegoś takiego. Nie wiedział, ilu zabiła lisołaczka, jednak na pewno liczba ta była mniejsza niż ta, którą podał – może nie zauważyłaby tego, gdyby nie to „tylko”. Z drugiej strony, on pewnie nie przejmował się, gdyby ktoś o wiele lepiej wyszkolony zabił więcej ludzi niż on, oczywiście, jeśli byłby na miejscu zmiennokształtnej. Jak dobrze, że aktualnie, osoby zabijające lepiej od niego są rzadkością. W każdym razie, droga była odblokowana, a ciała, mniej więcej, sprzątnięte na bok, więc mogli ruszyć dalej.

Mimowolnie przyspieszać kroku, dołączył do dwójki lisołaków. Na początku nie przysłuchiwał się ich rozmowie, jednak później zmienił nastawienie i zaczął słuchać opowieści Namira, chociaż na początku spodziewał się, że nie będzie chciał o tym mówić, gdy nie może rozmawiać z Leilą w cztery oczy. On i dziewczyna znali się już wcześniej, więc niczym dziwnym nie było to, że ufał jej bardziej niż jemu… o ile w ogóle można było mówić tu o zaufaniu między nimi dwoma. Im dłużej Namir opowiadał o swoim życiu, tym bardziej Samiel rozumiał, jego niechęć do tego, że lisołaczka chce uczyć się zabijania, a później, może, właśnie w ten sposób zarabiać na życie. Mógłby coś powiedzieć na ten temat, jednak nie chciał przerywać, chociaż chwilę później i tak do uszu wszystkich dobiegł dźwięk koła uderzającego o kamień, co po chwili zmieniło się w kłótnię w języku elfów. Najpierw ograniczyło się to do Duilego i Japkera, jednak później dołączyła do nich Filipie, którą najpewniej musieli zbudzić. Chyba chciała pogodzić kłócących się mężczyzn, jednak Namir wrócił do swojej opowieści, a Samiel zaczął słuchać go ponownie.
         – Pewnie, chociaż myślę, że użycie ostrzy będzie naprawdę ostatecznością – odpowiedział po chwili. Możliwe, że słowa te wypowiedział ze względu na Leilę, chociaż dziewczyna na pewno zareaguje jakoś na to, że Samiel będzie gotów zabić jej przyjaciela, jeśli sytuacja będzie naprawdę zła. Z drugiej strony, zapewnił, że po sztylety sięgnie w ostateczności, więc lisołaczka mogła mieć pewność, iż przedtem spróbuje zrobić wszystko, co nie będzie wymagało poważnego zranienia Namira albo nawet zabicia go.

Nagle zmiennokształtny wydawał się zachowywać tak, jakby chciał zaprezentować przykład, jak może wyglądać początkowa faza wpadania przez niego w szał… przynajmniej tak stwierdził sam Samiel, oczywiście wyłącznie w swojej głowie. Prawą ręką zagrodził drogę przed Leilą, wykorzystując do tego to, że cały czas szła obok niego. Przekaz był jasny i mówił, że lepiej teraz nie podchodzić do Namira.
Strażnicy… Cóż, Samiel też nie miał o nich najlepszego zdania, a także nie był z nimi w dobrych stosunkach. Już kilka razy na własnej skórze przekonał się o tym, że, jeśli ma się możliwość, powinno się ich jakoś ominąć, żeby szybciej dotrzeć na miejsce. Możliwe, że akurat ci strażnicy nie skojarzą go, jednak to nie zmienia faktu, że i tak zaczęliby dochodzenie, gdyby tylko zauważyli ślady po walce, czym mogłyby być plamy krwi albo wgłębienia jasno świadczące o tym, że z właśnie z tego, konkretnego miejsca została wyrwana strzała. W dodatku przeszukują oni wozy, więc Samiel był niemalże pewien, że jeden z nich w końcu zauważy coś, co sprawi, że zatrzymają ich na kilkugodzinne przesłuchanie, będą chcieli sprawdzić miejsce, w którym walczyli z leśnymi bandytami i tak dalej… a to może potrwać naprawdę długo.
         – Myślę, że ominięcie ich jest dobrym pomysłem, jeśli nie chcemy spędzić połowy dnia na przesłuchaniach. Uwierzcie mi, że wiem, o czym mówię – odparł, a słowa te mimowolnie przyniosły ze sobą wspomnienia dawnych lat…
Był wtedy w podobnej sytuacji, jednak podróżował w tamtym czasie z grupką najemników. Wyszkolonych najemników. Zostawili wtedy za sobą trzydzieści dwa ciała, bo bandyci myśleli, że liczebnością będą w stanie przewyższyć umiejętności Samiela i sześciu innych, którzy z nim podróżowali. Przeliczyli się i to bardzo, bo zabójca i najemnicy skończyli z kilkoma ranami, z którym żadna nie była groźna. Co do bandytów… cóż, wszyscy zginęli. Poszli szlakiem dalej, zmierzając ku swemu celowi. Co prawda, wiedzieli, że na skrzyżowaniu spotkają strażników, jednak nic sobie z tego nie robili. Sytuacja okazała się bardziej skomplikowana, niż im się wydawało, bo jeden z mężczyzn zauważył ich rany i od razu zaczął zadawać pytania. Każdy z nich wiedział, co zaszło, więc ich wersje zgadzały się, jednak strażnicy i tak im nie wierzyli, a ich dowódca kazał jednemu z nich zaprowadzić jego i trzech innych na miejsce. Powiedział, że ciała będą wystarczającym dowodem i muszą je zobaczyć, żeby potwierdzić ich opowieści, albo zaprzeczyć im, co może wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Grupa zagrała w prostą grę i przegrany miał pójść ze strażnikami – wypadło na Samiela. Pogodził się z tym i zaprowadził ich na miejsce… Wszystko skończyło się dobrze, co więcej, dostali nawet nagrodę pieniężną, bo okazało się, że szef tamtej bandy był poszukiwanym przestępcą. Sumę podzielili między sobą i ruszyli dalej. Niby wszystko skończyło się dobrze, jednak stracili praktycznie cały dzień na to „śledztwo”.

Wspomnienie wciągnęło go w siebie na chwilę, niczym wzburzone wody podczas sztormu zaciągają w głębiny nieszczęśników, którzy, zmuszeni przez coś lub kogoś, właśnie w nich pływają. Przez to nie słyszał części rozmowy między elfami, a także mimowolnie zgodził się na to, czego chciał od niego Duil. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że poprosił go o to, żeby patrzył na palce u stóp Filipie i pilnował, żeby elfka ich nie krzyżowała.
         – Moglibyśmy jechać prosto i wpaść na strażników, jeśli macie naprawdę dobre wytłumaczenie na te plamy krwi na wozie i ślady po strzałach – wtrącił Samiel. Wiedział, że Filipie może odebrać to jako stawanie po jej stronie, jednak dla niego nie miało to znaczenia. Według niego, jego słowa były dość dobrym argumentem i ktoś, kto był już w podobnej sytuacji, powinien zrozumieć, co też kryje się w tym zdaniu.
         – Leila ma rację – stwierdził krótko, gdy to w ich rękach pozostała decyzja co do tego, gdzie mają jechać. Samiel naprawdę nie miał nic przeciwko omijaniu straży.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Tłumaczenie się Leili stanowiło klarowną słodycz dźwięków, jaka docierała do uszu Namira. Karmił się jej zmieszaniem, w pełni usatysfakcjonowany, niczym rasowy, dominujący samiec, którym tak przesadnie z reguły nie był, ale cóż… Teraz panowały odrobinę inne reguły. Wpatrywał się więc w nią bezwstydnie i niemalże bezczelnie, gdy na jej twarzy pojawił się rumieniec. Wypuszczenie lisicy z sideł jego bezpośredniości nastąpiło dosyć szybko. Sam Verka wiedział, że nachalność do niczego go nie doprowadzi, a teraz tknął ją silnym bodźcem, który planował w późniejszym czasie rozwinąć (o ile jego logiczność nie zastąpi zwierzęcy umysł…).
        W dalszej rozmowie nie dziwił się ani pytaniom, ani reakcjom dziewczyny oraz najemnika, chociaż różniły się one znacznie między sobą. Z Leilą przyjaźnił się od dzieciństwa więc spodziewał się, że jego prośba będzie dla zmiennokształtnej niezrozumiała. Stał jednak luźno, z nonszalancją i nie zmieniał zdania, jakby każdy sprzeciw po nim spływał, jak po kaczce dając tym samym do zrozumienia obserwatorom, iż faktycznie nie ma zamiaru zmieniać podjętych decyzji. Wiedział, że jest to pojedynek jednego osła z drugim, bo Leila wbrew wszelkim pozorom trzymała się mocno własnych wartości. Wykorzystał jednakże reakcję Samiela, który z profesjonalną beznamiętnością był gotów odpowiednio zareagować. Musiał być to w pewnym sensie bolesny cios dla lisołaczki, ale praca najemnika wiązała się z pewnymi działaniami – nawet jeżeli to oznaczało skrzywdzenie (lecz nie zdradzenie!) własnego przyjaciela. Verka uśmiechnął się pogodnie i w sposób znany osobom ściśle powiązanych z czarnym rynkiem. W pewnych sytuacjach nie ma już zasad. Najważniejsze to pozostać wiernym i podejmować słuszne decyzje.
        - Ahahaha! – zaśmiała się teatralnie artystka przykładając dłoń do piersi. – Ach, faktycznie! Przecież was zatrudniłam! Traktuje was za bardzo na przyjaciół! – Upomniała samą siebie, po czym spojrzała na wciąż dyskutujących elfów.
        - Możemy ruszać – powiedział niepewnym głosem Duil, po czym wskazał kierunek drogi.
        Drużyna musiała zejść z ubitego szlaku, który przemienił się w niebotyczną katorgę, choć początkowo droga w lesie, jaką podążali, wcale nie zdawała zapowiadać gąszczu czy wielu kamieni. Duilesgar był zadowolony z podjętej decyzji, ale idąc coraz dalej miał wrażenie, że dzicz jest gęściejsza i coraz mniej okiełznana. I nie obchodziły go liche krzaki czy odstające gałęzie, mimo że też stanowiły problem dla materiałowych ścian wozu, lecz te wszystkie przeszkody stanowiące element krajobrazu podłoża. Aktor był tak samo przewrażliwiony na temat wozu, jak Filipie na temat sukienki. Z kolei elfka z przerażeniem spoglądała na odstające korony drzew. Można więc powiedzieć, że oboje się zgrali. Uszata, co rusz spoglądała na boki pojazdu, a Duil doglądał każdego większego kamienia. Tylko biedny Japker został zmuszony do wysłuchiwania ich „Zatrzymaj się!”, „Wolniej!”, „Uważaj!”, i może by to zniósł, gdyby nie fakt, że ta przeplatanka słów jawiła się co kilka dłoni.
        Tymczasem reszcie pozostało przysłuchiwanie się krupie, a na pewno Namirowi, któremu wigor zdecydowanie spadł. Gdyby ktoś przyjrzał się jego oczom to z pewnością dostrzegłby nienaturalnie zwężone źrenice, takie same jak u rozjuszonych zwierząt. W początkowych odcinkach ich wędrówki starał się nawet prostować, ale ostatecznie kroczył pochylony nie tylko z powodu bólu. Miał prawdziwą ochotę poruszać się na zgiętych kolanach i wspierać, co jakiś czas, na rękach, by odrobinę odciążyć kręgosłup dokładnie tak, jak robią to zwierzęta używające zupełnie innej gamy mięśni do utrzymania prostej postawy niż ludzie. Próbował więc odnaleźć złoty środek w swoim zachowaniu, bo jego staranność o zachowanie jasnego umysłu szła na marne. Musiał się uspokoić, a przede wszystkim musieli pozbyć się krwi z broni oraz z ran, które należy wyleczyć. Wówczas będzie mu na pewno łatwiej.
        - Stój! – krzyknął Duilesgar dogryzając paznokcia.
        - Moglibyście pozwolić nam jechać? Minęło z pół godziny, a nie przejechaliśmy choćby połowy staja – odparł już zmęczony sytuacją Japker.
        - Kto by pomyślał, że w zaledwie kilka miesięcy tak może zarosnąć las! Musieli mieć dobry powód do tego w Nacré by się w ten sposób odgradzać.
        - Albo to ty skonstruowałeś za szeroki powóz – burknął w odpowiedzi młodszy aktor.
        - Zobacz, tędy się nie zmieścimy! – na nowo wtrącił się starszy elf.
        - A czy mógłbyś mi chociaż raz zaufać? – Japker był gotów zeskoczyć z wozu ku nowej sprzeczce między dwojgiem, ale Duilesgar nabrał powietrza w policzki i odwrócił wzrok błądząc nim po drzewach. – To zaledwie dwa drzewa do wyminięcia. Jeżeli twierdzę, że tędy przejedziemy to nie oznacza nic innego, jak PRZEJEDZIEMY. Spójrz, dalej droga jest przejezdna, drzewa się rozrzedzają…
        - Ale będziemy zjeżdżać z górki… Dobra, dobra! Zaufam ci! Ale łatwiej mi będzie nie patrzeć – stwierdził Duil, jednakże w następnych chwilach z spostrzegawczością sokoła doglądał wozu, gdy koła przetaczały się przez odległość zaledwie dwóch sąsiadujących ze sobą szczupłych pni. Serce elfa łopotało niebywale głośno, chyba nawet głuchy dziad by usłyszał. Japker przemierzył jednak zbyt wiele dróg by tak po prostu spartolić sprawę, a doświadczenie widać to było po tym z jakim wyczuciem kierował końmi i w jaki sposób obcował z lejcami. Ani razu nie uniósł głosu, a jedynie szeptał opanowanym tonem kierując się w ten sposób do zwierząt. Palec po palcu, był coraz dalej, a na czole starszego kompana pojawiało się coraz więcej kropli potu.
        - Byłem blisko utraty życia przez brak wdechu – zakomunikował przecierając przedramieniem pot z czoła.
        - Teraz to z górki! – zażartowała Fui brnąć do przodu w sarnich podskokach i można było te słowa także użyć w przenośni, gdyż faktycznie - gęste topole przerzedzały się na rzecz bardziej sobie odległych grabów.
        W pewnym jednak momencie owe obniżenie terenu stało się bardziej strome, przez co musieli znowu zwolnić tempo. Japker westchnął z ciężkim zrezygnowaniem. Gdy nareszcie ucichły głosy za jego plecami nakazujące mu się zatrzymać, to teraz musi uważać by nie stoczył się niczym beczki ze statku towarowego, tylko zamiast wpaść do wody staranowałby kilka chałup w wiosce znajdującej się nieopodal. Odniósł wrażenie, że w tym tempie minie mu kolejny dzień.
        Namir, mimo niezbyt pogodnego humoru, pozostał czujny na zapachy wokół. Po drodze wyłapał kilka elfich postaci, które przechodziły las już z pewnością jakiś czas temu, gdyż woń ich była słaba i rozmyta. Nigdzie jednak nie zanotował w swoich obserwacjach strażnika, więc nawet bandyci mogli im wyskoczyć a byłby zadowolony. To nadal lepsze niż siedzenie w lochach. Duil posunął się na przód drużyny, jakby nagle zgubił trop prowadzący ich do osady i chciał rozejrzeć się po okolicy. Verka, w zboczonym odruchu swego kompana, przejął pilnowanie nawierzchni przyjmując tę posadę odruchowo, bez informowania reszty drużyny. Pochylił się delikatnie, gdy wzrokiem wyłapał jakąś niepokojącą nierówność i wówczas stało się coś, czego nawet czujne zwierzę by się nie spodziewało.
        - Pajęczyny! – pisnęła rozgotowanym głosem Filipie pociągając z całych sił ogon Namira, który poczuł się instynktownie zaatakowany. Lisołak nie o tyle co warknął, ale wydał przerażający niemalże ryk obracając się nagle w stronę elfki i zadzierając rudą kitę za siebie. Zmiennokształtny był równie mocno zaskoczony własną reakcją, co artystka, lecz tę chwilę zawieszenia i dezorientacji powstrzymały rozjuszone konie. Wspięły się na tylnych kopytach unosząc przednie i rżąc donośnie. Japker pociągnął mocno za lejce przywierając plecami aż do przedniej ściany karawany. Zwierzęta były gotowe ruszyć do niekontrolowanego galopu, gdy na ich drodze stanął Duil.
        - Calme! – krzyknął, ale wierzchowce ani myślały słuchać elfa. Jeden z koni pchnął aktora kopytem, odbił w bok wpadając na drugiego ze swej pary. Zwierzęta zaczęły toczyć się zgodnie z zsuwającym się powozem, gdzie pośrodku tego wszystkiego znalazł się szczęśliwiec – Namir. Wszystko działo się tak zaskakująco szybko. Lisołak próbował wyjść poza okręg niebezpieczeństwa, lecz z jednej strony sunął na niego tył wozu, z drugiej został niemalże wdeptany w ziemię przez kilka par kopyt panikujących wierzchowców. Przebiegła przez jego głowę myśl, że skoro nie bokami to może dołem? Wówczas usłyszał głośny trzask. To felerne koło łamało się na kolejne kawałki pod wpływem nienaturalnego wygięcia oraz ciężaru. Zacieśniający się kąt pozostawiał coraz mniej możliwości, ostatnią deską ratunku pozostawał skok. Verka chwycił się górnego szczebla mając nadzieję, że zdąży wspiąć się po ściance i jakimś cudem przeskoczyć, lecz niestety koło wtoczyło się pod podwozie i cała konstrukcja legła w gruzach niczym ścięte drzewo. Verka poczuł silne uderzenie w plecy oraz ucisk na klatce piersiowej. Miał wrażenie, że na moment odebrano mu możliwość oddychania, ale gdy tylko nadała się okazja nabrał głębokiego wdechu. Krzyki Japkera ustały, a także siła zewnętrzna. W tle usłyszał spokojny ćwierk pobliskich ptaków, jakby przed chwilą nic się nie stało. Lisołak drżał na całym ciele z powodu nagromadzonej adrenaliny. Próbował zepchnąć z siebie cały ciężar, ale coś znowu pękło i naparło na niego jeszcze mocniej zaciskając pułapkę. Poczuł ból w okolicach brzucha. Miał ochotę szarpać się na wszystkie strony i wyślizgnąć, ale było tylko coraz gorzej. Zacisnął powieki by policzyć do dziesięciu, podobno to pomaga się uspokoić.
        Co się stało z Filipie? Czy ktoś ją chwycił?
         I czy Leila była wystarczająco daleko od niebezpieczeństwa? Nie widział jej, chciał krzyczeć, ale ciężar na jego ciele był zbyt duży.
        - Namir żyjesz?! – usłyszał głos Japkera, niepokojąco drżący. Verka przełknął cały gniew, co kosztowało go bardzo dużo wysiłku.
        - T…tak – odpowiedział najbardziej spokojnym tonem jaki potrafił w tym momencie z siebie wykrzesać. Musiał za wszelką cenę zachować spokój, jeżeli konie znowu wpadną w panikę to zostanie zgniecioną śliwą.
        - A twoja rana? Czujesz, że masz coś wbitego? – spytał pospieszne artysta i dopiero w tym momencie Verka odważył się rozeznać w swoim położeniu.
        Gdyby nie drzewo to zapewne ten wypadek skończyłby się dla niego o wiele gorzej. Widział elfa i jedną stronę swego ciała miał nawet (jak na takie możliwości) swobodną, mógł ruszyć ręką i przesunąć nogę, chociaż tego nie robił w obawie przed pogorszeniem sytuacji. Nie był zaś pewien na ile dobrze odczuwa drugą stronę. Ledwo mógł zmienić położenie barku, o nodze już nie wspominając, ale najgorsze było określenie zagrożenia dla jego rany. Ból odczuwał w obszarze całego tułowia, ciężko mu się oddychało, ale cieszył się, że w ogóle mógł oddychać.
        - Nie wiem… Chyba mogło być gorzej – odpowiedział.
        - Mogło, gdyby nie to głębokie wyżłobienie w drzewie. Idealnie się w nie wpasowałeś – zauważył elf, a Namir uśmiechnął się blado.
        - Co z Leilą? – spytał pośpiesznie lisołak. Japker milczał, bo sam czuł gule w gardle, która blokowała go przez rozejrzeniem się za pozostałymi. Sam niemalże nie wpadł pod kopyta, a jedyne co dane mu było dojrzeć to kopnięcie Duila, który pewnie stracił przytomność. Elf zniknął z oczu Verki pozostawiając lisołaka na moment w niepewności.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        To nie było tak, że nie potraktowała ostrzeżenia Namira poważnie. Rozumiała, że może inaczej zachowywać się w nowej postaci i była na to gotowa, ale nie w sposób, który najwyraźniej mieli na myśli mężczyźni. Podczas gdy ona niemal urazą reagowała na sugestię, by w ostateczności powstrzymać przyjaciela bronią, Samiel po prostu mu przytaknął. Płomiennorude włosy załopotały w powietrzu, gdy Leila odwróciła się gwałtownie w stronę Zabójcy. O ile jednak nie miała najmniejszego problemu z ruganiem Namira, gdy ten coś wywinął, o tyle teraz wpatrywała się w Samiela z zaciśniętymi ustami, nie mając chyba odwagi zwrócić mu uwagi. Reprymenda utknęła jej w gardle, gdyż poza wieloma uczuciami, jakie żywiła do mężczyzny, miała też do niego wyraźny respekt. Poza tym wiedziała, że tylko powtórzyłby to, co powiedział wcześniej – „w ostateczności”. Jej młody umysł nie chciał jednak przyjmować nawet do wiadomości, co musiałoby się stać, by sama wyjęła sztylet na przyjaciela. W tej chwili nie umiała sobie tego wyobrazić. Później mogła tylko biernie obserwować, jak lisołak sam musi radzić sobie ze swoją naturą. Odgrodzona od niego ramieniem Zabójcy jedynie spoglądała na chłopaka z niepokojem, nim rozpętało się kolejne zamieszanie związane z kierunkiem jazdy.
        Dalsza droga okazała się katorgą. Nie tylko poruszali się w większości ślimaczym tempem, ale też dlatego, że teren nieustannie się zmieniał, wszyscy skakali wokół wozu, by się nie rozpadł i atmosfera była co najmniej napięta. Leila zaczynała powoli odczuwać skutki poprzedniej walki i chociaż nic poważnego jej się nie stało, głowa zaczynała pulsować coraz ostrzejszym bólem, przysłaniając nawet drobne pieczenie rany na boku. Szła więc w milczeniu, nie zaczepiając ani Namira, ani Samiela, ani tym bardziej gadatliwej Felipie. Właściwie to była jej pierwsza chwila względnej samotności od dawna, ale dziewczyna nawet nie miała siły rozmyślać nad minionymi wydarzeniami. Wszystkie nieprzyjemności, wątpliwości, obawy i nadzieje zepchnęła na razie gdzieś w głąb umysłu, wyciszyła się na odgłosy rozmów, wypełniając głowę tylko muzyką lasu.
        Ocknęła się nieco z amoku dopiero, gdy artystka zniknęła jej z oczu. Lisica bardzo poważnie potraktowała swoje nowe zadanie i chociaż Felipie od początku chronić chciała przede wszystkim jakąś cenną rzecz w wozie, zmiennokształtna poza tym mimowolnie usiłowała chronić przede wszystkim elfkę. Ktoś cyniczny powiedziałby, że jeśli artystce stanie się krzywda to nie będzie miał kto im zapłacić za zlecenie. Dziewczyna jednak po prostu wyjątkowo polubiła ekscentryczną blondynkę i chociaż ta przyjaciółmi nazywała ich dość lekko, w Leili naprawdę wykształciło się poczucie więzi z kobietą i chciała ją chronić, skoro może. Słysząc więc jej wysoki głos gdzieś na przodzie, rudowłosa pomknęła lekko zboczem żlebu, w którym biegła ścieżka i wyminęła wóz, dobiegając do aktorki. W tym właśnie momencie Felipie pociągnęła Namira za ogon.
        Leila syknęła cicho przez zęby, znając to nieprzyjemne uczucie, ale zagłuszył ją prawdziwy ryk lisołaka, który odwrócił się w stronę Felipie z obnażonymi zębami. Sama dziewczyna okręciła się w drugą stronę, słysząc za sobą rżenie koni. Później wszystko działo się tak szybko, że przypominało jedynie migawkę obrazów z odległego wspomnienia. Duil poleciał w bok, Felipie krzyknęła, a Leila skoczyła w jej stronę, by odciągnąć ją w bok. Artystka jednak zamiast uciekać koniom z drogi, szarpnęła się i chciała przebiec przed nimi na drugą stronę, do przyjaciela. Dziewczyna się nawet nie zawahała, tylko zawróciła na pięcie po blondynkę, ale wtedy nie było już czasu ciągnąć ją spowrotem. Bez pardonu pchnęła ją mocno w krzaki, usuwając tym samym z obszaru zagrożenia, samej znajdując się jednak nagle między końmi i wozem. Wówczas miała już czas tylko na jedno.

        - Leila? – Japker wyprostował się i rozejrzał wokół, szukając dziewczyny. Widział Samiela, a po chwili z krzaków dobiegł go głos Felipie, której najwyraźniej nic nie było. Młodej rudowłosej jednak ani śladu. Obszedł wóz, podchodząc do przodu i unosząc nagle brwi wysoko.
        - Eee… - zaczął, ale po chwili stwierdził, że nie bardzo wie, jak przekazać Namirowi wieści. Podszedł więc najpierw ostrożnie do koni i podniósł z ziemi ubrania i broń dziewczyny, zwijając je w zgrabny tobołek, który odłożył gdzieś z boku. Co miał powiedzieć przyjacielowi? Że zniknęła? Wyparowała? Co jest, do licha?
        - Duil! – krzyczała za to piskliwie artystka, odwracając na moment uwagę elfa od tajemniczego zniknięcia przyjaciółki Namira. Podszedł do skraju lasu i tam zobaczył klęczącą na ziemi artystkę, która z zapamiętaniem trzaskała Duila dłonią po policzku. Sam widok, w połączeniu z rytmicznym plaskiem, byłby nawet śmieszny, gdyby nie to, że mężczyzna był wciąż nieprzytomny.
        - Duil, ja przysięgam na wszystkie dzieła sztuki, w tym mnie, że jeśli za chwilę się nie ockniesz to ja już nigdy się do ciebie nie odezwę! – piszczała, wciąż okładając nieprzytomnego mężczyznę, teraz przechodząc też do uderzania drobną piąstką w jego pierś. Japker poczuł się już wówczas zobowiązany do interwencji i odciągnął protestującą Felipie, samemu podchodząc do przyjaciela i szybko oceniając jego stan.
        - Oddycha Felipie – uspokoił ją nieco, siebie z resztą również. Żadnych widocznych złamań nie widział, podobnie jak krwi. Niepokoiło go trochę, że elf oberwał kopytem w pierś, ale i oddech nie był świszczący, więc być może po prostu stracił przytomność.

        W międzyczasie coś niewielkiego i rudego przemknęło linią lasu. Leila kryła się wyraźnie po zaroślach, dopóki nie zeszła z oczu koniom. Cudem wydostała się spomiędzy ich kopyt, w ostatniej chwili przemieniając w drobnego liska, który niemal niezauważony przez zwierzęta umknął między ich nogami, dostając tylko lekkiego kuksańca w bok. Nie chciałaby ich wystraszyć, bo znów ruszyłyby z kopyta, a nie mogły poruszyć zawalonym wozem. Pod spodem był Namir.
        Cicho popiskując zakręciła się wokół uszkodzonego taboru, aż nie znalazła niewielkiego przesmyku, pomiędzy zapadniętym podwoziem, a ziemią. Na ugiętych łapkach wcisnęła się w szczelinę, przepychając aż do uwięzionego chłopaka. Znów z myślą o durnych koniach powstrzymała się od radosnego szczeknięcia na jego widok, ale rozdziawiony w zwierzęcym uśmiechu pyszczek i zamiatający ziemię puszysty ogon zdradzały radość zmiennokształtnej, że jej przyjacielowi nic nie jest. No, może nie „nic”, ale żyje, oddycha, mówi i się wkurza, a to już dobrze. Lisica podczołgała się do niego bliżej, wciąż przesuwając się na ugiętych łapkach, a gdy dotarła do Namira zaczęła lizać go po twarzy na pocieszenie. Przynajmniej nie siedzi tu sam. Zaraz go wyciągną!
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

No tak, Leila mogła zdenerwować się tym, że Samiel był gotowy na pozbawienie życia Namira, jeśli sytuacja wymagałaby tego i stałaby się naprawdę nieprzyjemna. Dziewczyna nie musiała nic mówić, jeśli w ogóle chciała to zrobić, bo jej uczucia były widoczne w spojrzeniu i w zaciśniętych ustach, gdy przemieniony spojrzał na nią po chwili, a ich spojrzenia mogły się spotkać. Na początku chciał powiedzieć coś, co mogłoby brzmieć jak „Jeśli chcesz coś powiedzieć, to zrób to”, jednak powstrzymał się i tylko wpatrywał się w lisołaczkę, jakby na coś czekał. Właśnie tak było, chciał zobaczyć, czy rudowłosa odezwie się, czy może skończy się na tym, co robiła teraz — prawidłowa okazała się druga możliwość.
Nie miał jej tego za złe, bo wiedział, że sprawia wrażenie osoby, której nie powinno się upominać… Zwłaszcza jeśli ma rację. Zresztą, przecież wyraźnie powiedział, że zrobi to w ostateczności, a patrząc na cechy fizyczne jego ciała i umiejętności, które posiadał… ta ostateczność może być czymś naprawdę, naprawdę poważnym. Możliwe, iż Leila mogła się tego nie domyślić, jednak warunek, który wcześniej postawił Samiel, dla niego oznaczał, że zabije Namira dopiero wtedy, gdy będzie sprawiał otwarte zagrożenie życia innych, a także będzie próbował kogoś poważnie ranić lub nawet zabić. Najpierw zawsze spróbowałby go obezwładnić lub ogłuszyć i później czymś związać i dopiero, gdy to nie przyniosłoby skutku, przeszedłby do czegoś bardziej drastycznego. Wydawało mu się, że właśnie tak to będzie wyglądać. W głowie odtworzył już kilka potencjalnych scenariuszy, wykorzystując to, że aktualnie nikt z nim nie rozmawiał, w nich były też dwa, które kończyły się śmiercią zmiennokształtnego.
Zdał sobie sprawę, że poruszają się wolniej niż wcześniej, a w tle słyszał też głosy elfów, jednak nadal większą uwagę przykładał do swoich przemyśleń. Przesunął się też trochę do przodu, żeby iść w pobliżu uszkodzonego koła – w razie czego będzie mógł pomóc, gdyby było trzeba zatrzymać wóz czy coś.

Nagle wydarzenia przyspieszyły i wszystko stało się naprawdę szybko. Filipie krzycząca coś o pajęczynach, niemalże zwierzęcy ryk Namira, a później zdenerwowane rżenie koni i krzyk Duilego, który próbował je uspokoić, jednak one nie posłuchały go. Co więcej, długouchy dostał kopytem w klatkę piersiową i poleciał w tył, wpadając w pobliskie zarośla. Samiel na chwilę stracił lisołaka z oczy, a gdy udało mu się go dostrzec… zniknął ktoś inny. Leila pobiegał w stronę Filipie i odepchnęła ją w bok, przez co sama mogłaby wpaść pod końskie kopyta, gdyby nie to, że zmieniła się w lisa.
Samiel błyskawicznie pojawił się przy nieprzytomnym elfie, kucnął przy nim i sprawdził, czy jego żebra nie są złamane. Na szczęście nie były.
         – Oddycha. Obudzi się… Miał szczęście, że końskie kopyta nie połamały mu żeber – powiedział, możliwe, że bardziej do siebie, niż do pary elfów stojących w pobliżu. To zależało wyłącznie od tego, czy go słuchali, czy może robili coś innego i nie skupili na nim swojej uwagi. Przemieniony wstał w czasie, gdy mówił i rozejrzał się, tym razem szukał Namira. Nie zauważył go od razu, bo musiał podejść do zsuniętego na bok wozu, żeby spostrzec, że między nim a drzewem znajduje się nie kto inny, jak właśnie lisołak. Chłopak miał szczęście, bo gdyby nie specyficzna budowa drzewa, to wszystko mogłoby się skończyć dla niego o wiele gorzej.
         – Odepchnę wóz na bok, jeśli dasz radę, wyjdź stamtąd sam, a jeśli nie, pomogę się wydostać – poinformował lisołaka.
Akurat Samiel miał naprawdę dużo siły, co mogłoby wydawać się dość niezwykłe, zwłaszcza że był zabójcą, a jego ciało nie składało się na naprawdę rozbudowane i duże mięśnie. Profesja przemienionego i atletyczna sylwetka kojarzyły się głównie z kimś zwinnym i, może, silnym, jednak na pewno nie tak bardzo. W końcu zaparł się o ziemię stopami, a dłonie położył na drewnianej ścianie wozu. Po chwili naparł na ręce, uginając je i popchnął wóz do przodu. Pojazd ruszył się, a konie nerwowo ruszały łbami – najwidoczniej nie do końca podobało im się to wszystko. Kilka chwil później było po wszystkim, a wóz został odepchnięty od drzewa na tyle, że można było stamtąd wyciągnąć lisołaka. Już wcześniej zauważył, że Leila także się tam znajduje, jednak ona sobie poradzi i nie wyglądała na ranną, czyli była w lepszym stanie niż Namir.
         – Dasz radę chodzić? - zapytał Samiel, podchodząc bliżej i oferując mu swoje ramię, żeby oparł na nim tę bardziej poszkodowaną połowę ciała.
         – Myślę, że najlepiej będzie położyć cię w wozie, żebyś odpoczął – dopowiedział, kierując się w pobliże elfów… albo tego, który stał najbliżej. Najlepiej będzie zapytać ich o to, gdzie może położyć poszkodowanego, co miał zamiar zrobić przemieniony.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Japker długo milczał, a co gorsze – wyraźnie chciał milczeć i Namir to wyczuł. Nie wiedział tylko dlaczego, ale nerwowość szybko odwzorowała się na zmiennokształtnym, którego ogon możliwe chaotycznie omiatał pień a uszy płasko rozsunęły się na boki. Lisołak westchnął podirytowany tą sytuacją. Elf zwlekał z odpowiedzią, a on sam nie mógł ruszyć się choćby o jeden palec. Powtarzał jednak w myślach mantrę zachowania szczególnego spokoju, jeżeli nie chce zostać całkowicie zgnieciony przez wóz.
        Słyszał „plaskacze” na twarzy Duila, piskliwe nadzieje Filipie, niepoprawnie opanowany głos Japkera oraz Samiela, ale w tłumie dźwięków nie odnalazł Leili. Nie aby się nie cieszył z wiadomości, że Duilesgar ma się całkiem nieźle, mimo braku przytomności, ale lisołaczka była głównym obiektem jego zainteresowania.
        Verka postawił uszy na baczność, gdy do jego nozdrzy dotarł zwierzęcy zapach. „Leila!” pomyślał uradowany.
        - Hm? – mruknął odruchowo spoglądając punktowo gdzieś pod nogi, gdy usłyszał lisie piski.
        – Leila, nie wciskaj się tu… - powiedział zrzędliwie, wolał aby omijała tak oczywiste i ryzykowne sytuacje jak ta, ale lisica nie miała zamiaru rezygnować. Jej pyszczek pojawił się chwilę po wypowiedzianych słowach i chociaż wewnątrz Namir wciąż się martwił, to na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Rozdziawiony pyszczek oraz omiatający ziemię ogon były tym widokiem, który pragnął widzieć codziennie. Szczęście wypływające z oczu dziewczyny stanowiło wynagrodzenie wszelkich ran i w takich momentach odrobinę zapominał o tym, co złego mogłoby się stać. Nie potrafił skarcić jej ani bardziej, ani na tyle by faktycznie wycofała się z pułapki w jakiej on sam utknął. Chciał ją czule pogłaskać, ale jego ręce utknęły zbyt mocno by mógł w jakiś sposób opuścić je do wysokości lisicy.
        Leila jednak nie pozostała w bezpiecznej odległości, a postanowiła jeszcze bardziej zbliżyć się do przyjaciela. Verka początkowo wygiął usta wyrażając brak aprobaty dla tego pomysłu, ale powinności szybko odeszły na bok, gdy znalazła się bardzo blisko niego. Spojrzał na nią zdziwiony i zmarszczył nieco zdezorientowany brwi, lecz czując na poliku zwierzęcy język aż znieruchomiał. Teraz był w prawdziwej pułapce!
        Kompletnie nie wiedział w jaki sposób odebrać ten gest. Czy to była zwyczajna troska, czy też może inicjatywa Leili miała jakieś głębsze znaczenie? Totalnie zgłupiał i chociaż bardzo chciał wierzyć w tę drugą wersję, to przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ona uznaje go wyłącznie za przyjaciela. Jednak niedawno dosadnie wyraził własne intencje wobec dziewczyny więc może?...
         „Nieeee…” próbował uwierzyć sam sobie, ale nadal szukał dowodów. Spojrzał na Leilę, wyśledził wzrokiem jej oczy i gdy chciał wyczytać z nich coś więcej usłyszał Samiela. Namir odwrócił głowę, nieco wyrwany z atmosfery próbował skupić się na słowach najemnika.
        - Tak, dam radę – odparł bez dłuższego namysłu.
        Gdy Samiel poruszył wozem pierwsze kogo przepuścił lisołak „na wolność” była oczywiście Leila. Ruda kita przemknęła zgrabnie chroniąc się przed rozpadliną zbitych desek. Verka nawet starał się popchnąć wóz, gdy tylko zyskał odrobinę tchu o gdy wciąż wiedział, że się nie przeciśnie. W końcu dostrzegł moment, w którym mógł umknąć, chociaż nieco za wcześnie, ponieważ oczywiście musiał dodatkowo nadszarpnąć ranę odstającą dechą. W tym momencie było mu już jednak wszystko jedno, był zmęczony i chciał nabrać powietrza pełnym wdechem. Kilkoma krokami odsunął się daleko od wszelkiego zagrożenia związanego z taborem i upadł na kolana. Rana piekła więc dłoń mężczyzny spoczęła w tym miejscu, ale jakie to miało teraz znaczenie? Namir uśmiechnął się i pokręcił głową. Miał już dość pułapek na ten dzień – jedną z nich było jego ciało, drugą skutki wypadki. Verka z chęcią przyjął wsparcie demona, wsparł się o jego ramię i dopiero teraz dostrzegł zaplamioną od krwi koszulkę.
        - Wszystko mi jedno, mogę leżeć nawet pod drzewem albo i w tym wozie pod warunkiem, że konie nie będą do niego uwiązane – rzucił niemalże ironicznie.
        - Moja sukienka! – pisnęła Filipie i zaraz miała podbiec do wozu, gdy jej gwałtowny ruch wstrzymał chwyt Japkera.
        - Nie płosz koni –mruknął aktor.
        - Ale… wiesz co tam się mogło wydarzyć?! – buchnęła artystka.
        - A wiesz co może się wydarzyć, jak znowu zechcą gdzieś sobie…na przykład kogoś staranować spłoszone konie uczepione do wozu? – prychnął elf.
        - To je tam głaszcz po głowach i gadaj czule, a ja zajrzę do środka – odpowiedziała, jakby był to oczywisty plan.
        - Ech, Filipie, poczekaj jeszcze. Nie lepiej ściągnąć najpierw pomoc? – Japker puścił elfkę, a ta w zastanowieniu podrapała się po podbródku. – Duil wciąż jest nieprzytomny… - naciskał aktor.
        - Racja. – Stwierdziła mądrze Fui. – Duilesgar leży nieprzytomny, a Namir nie da chyba rady dojść do Nacré. Jest jeszcze kawałek… - analizowała w głos w ojczystym języku, ale ostatecznie artystka uśmiechnęła się pogodnie, po czym zbliżyła do Samiela i…
        Chwila, chwila!
        - Ale… gdzie Leila? – spytała tempo blondynka, a Japker pacnął sobie otwartą dłonią w twarz. On już zdołał połączyć ze sobą fakty.
        - Tu… jest… - podpowiedział Verka wskazując ruchem głowy drobnego liska. Fui złożyła usta w dziubek mrugając wielokrotnie i nagle łapiąc o co w tym wszystkim chodzi.
        - Ojej… - skomentowała elfka nie za bardzo wiedząc co właściwie ma teraz zrobić z taką Leilą.
        Japker w tym czasie sięgnął po złożony wcześniej tobołek i wręczył go artystce.
        - Zgaduję, że będzie musiała się ubrać…
        - Ach, tak… Dobrze! W takim razie, gdy już się ubierzesz Leilo proszę byś wraz z Samielem ruszyła do Nacré i chcę abyście spytali o Ecae, to taki uzdrowiciel. Podążajcie ścieżką wciąż w dół. Na pewno łatwo dojrzycie wioskę, położona jest nisko, ale drzewa ma wysokie i na kilku z nich możecie dojrzeć hm… pomieszczenia gospodarcze wyglądających jak chatki. Zapewne będą zdystansowani do obcych więc możecie im powiedzieć „Filipie parler oranae”, tylko bez akcentu na „r”! Bo ich obrazisz. Musisz przedłużyć „aaaaaeeeee” – mówiła przesadnie. – Czy ona mnie właściwie rozumie? – spytała patrząc po reszcie towarzystwa, jakby szukała w nich odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Przeciskała się dzielnie w stronę przyjaciela, a słysząc jego zrzędliwy głos tylko rozdziawiła szczerzej pyszczek w lisim uśmiechu. Skoro marudzi to znaczy, że nic mu nie jest, a to było w tej chwili dla niej najważniejsze. Zawsze ostrożna i zachowawcza dziewczyna wpakowała się przecież właśnie pod wóz i to bez wahania, byle tylko upewnić się, że Namirowi nic się nie stało oraz pomóc, w miarę swoich skromnych możliwości. Widząc jego ciepły uśmiech, uznała swoją misję za częściowo spełnioną, jak też nieco rozbawiona jego bezradnością wobec swojego zachowania. "Nie bądź taki zdziwiony Namir, nigdy cię aż tak nie słuchałam", uśmiechnęła się w myślach.
        Zmiennokształtna w swojej zwierzęcej formie dostrzegła, że lisołak spiął się nagle, gdy polizała go po policzku, więc przekrzywiła lekko łepek w niemym pytaniu. Wpatrywał się w nią intensywnie, ale odpowiadało mu tylko niezmiennie beztroskie spojrzenie błękitnych oczu, gdy dziewczyna uznała, że coś musiało go mocniej przycisnąć i stąd taka reakcja. No bo o co innego mogło chodzić?
        Łapki omsknęły jej się lekko na drzewie, ale lisiczka zaraz poprawiła swoją pozycję, przyciskając się do boku Namira i czekając z nim na pomoc. Samiel oczywiście nie zawiódł i gdy tylko rozległ się na zewnątrz jego głos, Ruda szczeknęła radośnie zaraz po odpowiedzi Namira, a gdy poczuła, że wóz unosi się nieznacznie, czmychnęła zgrabnie na zewnątrz. W tej formie nawet nie mogłaby pomóc wydostać się przyjacielowi, a nie chciała bardziej przeszkadzać.
        Mignęła więc tylko ruda kita i Leila po chwili biegała beztrosko między nogami obecnych, uważając jednak, by nie pokazać się koniom na oczy. Z tego samego powodu wciąż przebywała w swojej zwierzęcej formie, bo jej ubrania zostały pod końskimi kopytami i nie mogła się przemienić. Ależ by jej się przydał taki koralik, jak ma Namir! Nie musiałaby się ciągle przejmować nieszczęsnym odzieniem, tylko przemieniać w jedną i drugą stronę, kiedy tylko zechce.
        Teraz jednak pozostało jej tylko czekanie, więc Ruda pomykała wciąż między elfami, a Felipie biegnąc do wozu niemal potknęła się o nią dwa razy, ale nawet nie zwróciła na to uwagi, zbyt przejęta zagrożeniem swojej drogocennej sukni. Gdy Samiel posadził Namira na wozie, lisica wskoczyła tam od razu, siadając obok chłopaka i owinąwszy się ogonem, złożyła go dostojnie na łapkach, przyglądając się pozostałym. Wtedy też właśnie jej nieobecnością zainteresowała się artystka, rozglądając teatralnie za dziewczyną, a gdy Namir wskazał ją gestem, Leila szczeknęła głośno, zwracając na siebie uwagę skonsternowanej elfki. Widząc jednak, że Japker trzyma w rękach jej ubrania, wstała i zaczęła zamiatać po deskach rudą kitą, próbując sięgnąć pyszczkiem do pakunku. Tobołek został przekazany artystce, która na dobre się rozgadała, ale teraz zmiennokształtna zdołała już sięgnąć do swoich rzeczy i złapała w zęby owinięte rękawem koszuli ubrania i buty. Przynajmniej da radę odnieść je kawałek w las, by się przebrać.
        Wszystkie informacje podane przez Felipie starała się zapamiętać, wliczając w to nietypowy sposób wymowy obcych słów, a mając zajęty pyszczek jedynie pokiwała nim gorliwie, na pytanie czy rozumie. Później zerknęła krótko na Samiela, nie mając jak powiedzieć mu, by na nią poczekał, więc czmychnęła szybko w las, zadzierając śmiesznie łepek, by nie targać ubraniami po ziemi. Dopiero, gdy uznała, że oddaliła się od grupy wystarczająco, rzuciła szaty na ziemię i przemieniła się w swoją ludzką postać, ubierając szybko rozrzucone rzeczy. Było jej spieszno, by przyprowadzić do Namira uzdrowiciela, ale też cały czas pokonywała irracjonalny strach, że grupa zostawi ją tu samą i odjedzie. Ot, niczym nieuzasadnione lęki młodej dziewczyny, samej w lesie. Ubrała się więc szybko, w biegu dopinając guziki koszuli i rozsznurowanych jeszcze butach wypadła z powrotem na trakt.
        - Jestem! – rzuciła, przygładzając rozczochrane lekko włosy i przykucając, by zawiązać porządnie buty. Robiła to jednak zupełnie na ślepo, spoglądając w górę na znajomych. Nie komentowała jednak ujawnienia swojej rasy, uznając temat za chwilowo nieistotny, chociaż pewnie wrócą do tego, gdy wszystko się uspokoi.
        - Oczywiście, przyprowadzimy z Samielem tego uzdrowiciela, Ecae – powiedziała, podnosząc się i podchodząc do Namira. – Wytrzymaj dobrze? – uśmiechnęła się do przyjaciela, ściskając na moment jego dłoń, po czym odwróciła się w stronę Zabójcy. – Chodźmy!

        Nie trzeba było jej nawet narzucać szybkiego kroku, Leila maszerowała o wiele żwawiej niż do tej pory, najwyraźniej samej będąc świadomą tego, że czas ich goni. Nie wiedziała też jak daleko znajduje się wspomniana przez Felipie wioska, a miała na uwadze, że muszą tam dotrzeć, przekonać tego całego uzdrowiciela, by poszedł z nimi, i wrócić z nim do pozostałych. Czy w ogóle zdążą przed zmrokiem? Początkowo nie odzywała się wiele, zerkając tylko czasem na małomównego Zabójcę, ale po jakimś czasie po prostu złapała go za dłoń, splatając z nim palce i idąc bliżej niego. Tak czuła się pewniej.
        - Myślisz, że Duilowi nic nie będzie? Wciąż był nieprzytomny, gdy odchodziliśmy. I Namir. Czy jego rana jest poważna? – zapytała, wyraźnie zmartwiona, zerkając na Samiela. Na pewno znał się o wiele lepiej niż ona na takich obrażeniach. Dziewczyna widziała tylko krew, ciężko było jej dostrzec coś poza tym, chociażby jak głęboka jest rana. Nie była na to zbyt wrażliwa, tylko nie miała w tym doświadczenia, a na draśnięcie to jednak nie wyglądało.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Samiel był naprawdę silnym człow… znaczy, silną istotą. Dlatego też nie miał problemu z wydostaniem Namira z miejsca, w którym chłopak utknął. Powiedział, że da sobie radę, jednak skończyło się na tym, że wydostał się, przeszedł kilka kroków i padł na kolana. Przemieniony bez słowa podszedł do zmiennokształtnego i przykucnął przy nim, pozwalając mu na to, żeby oparł się na jego ramieniu. Wstał powoli i skierował się w stronę wozu, w którym będzie mógł położyć Namira.
         – Dobrze by było, żebyście nawet prowizorycznie opatrzyli jego rany. To zmniejszy krwawienie do czasu naszego powrotu z uzdrowicielem – odparł zabójca, gdy już wszyscy zebrali się w pobliżu i uzgodnili ze sobą, że to on i Leila pójdą po osobę, która zajmie się Namirem. Przez chwilę przyglądał się też ranom chłopaka, a przynajmniej tym, które był w stanie dostrzec, oceniając jego stan zdrowia i szanse na przeżycie. Uszkodzenia ciała nie wydawały się groźnie, chociaż krwawiły i na pewno bolały, utrudniając przy tym normalne funkcjonowanie.
         – Poczekam na nią na zewnątrz – powiedział jeszcze krótko po tym, jak dziewczyna w lisiej formie wybiegła z wozu, niosąc w pyszczku swoje ubrania. Musiał przyznać, że poradziła sobie z tym naprawdę szybko, bo minęli się w progu, więc zatrzymał się właśnie tam i poczekał na nią. Chwilę później byli już na trakcie, idąc w stronę wioski elfów.

Zawsze poruszał się szybko, nawet jeśli chodziło o zwykły marsz. Jeśli już z kimś podróżował i osoba ta o tym nie wiedziała, zawsze zarzucała mu, że gdzieś się spieszy. Później taka osoba albo dotrzymywała mu tempa, albo szła za nim, chociaż i tak nie dalej niż kilka kroków. Słabsi od niego, zwłaszcza jeśli chodzi o umiejętności, chyba jakoś podświadomie wyczuwali, że lepiej jest trzymać się bliżej kogoś takiego jak Samiel, bo w razie niebezpieczeństwa on na pewno sobie poradzi. Dobrze, że częściej podróżował samotnie, niż z kimś.
Spodziewał się, że Leila też będzie szła za nim, jednak ona maszerowała tuż obok niego. Najpewniej chęć pomocy przyjacielowi dawała jej nowe pokłady siły, wytrzymałości fizycznej, a także sprawiała, że chciała jak najszybciej odnaleźć uzdrowiciela i doprowadzić go do rannego lisołaka. Szli w ciszy, a Nacré była coraz bliżej. Jemu nie przeszkadzało to, że nie rozmawiali. Już dawno przyzwyczaił się do samotnych wędrówek, w trakcie których, jeśli już chciał się odezwać, to mógł porozmawiać tylko ze sobą, co i tak robił w myślach. Najczęściej i tak były to jakieś przemyślenia związane z celem podróży albo czymś innym, co akurat zaprzątało mu głowę. Gdy spojrzał przed siebie, mógł już zauważyć wioskę rysującą się w oddali, jednak jego wzrok po chwili skierował się w dół, prosto na dłoń, którą złapała Leila. Nie przeszkadzało mu to. Nie zabrał swojej dłoni, co mógłby wytłumaczyć odruchem i zaskoczeniem. Możliwe nawet, że przez jego twarz przebiegło coś, co można by było nazwać cieniem uśmiechu. Dziewczyna mogłaby to zauważyć, w końcu chusta spoczywała pod jego szyją i nie zakrywała dolnej części twarzy Samiela.
         – Zanim pomogłem Namirowi, szybko sprawdziłem, co z Duilim. Nie miał połamanych żeber, szczęściarz, bo końskie kopyto z łatwością może doprowadzić do czegoś takiego. Myślę, że odzyska przytomność, gdy wrócimy, a jeśli nie… najwyżej zbada go ktoś, kto zna się na tym lepiej ode mnie – odpowiedział na jedno z pytań, które przerwało ciszę.
         – Namira osłabia więcej niż jeden uraz. Nie powiem ci wiele na temat jego rany, bo jej nie widziałem… jednak nie wydaje się głęboka i, raczej, nie uszkodziła niczego ważnego. Boli i utrudnia poruszanie się, jednak wydaje mi się, że nie jest ciężka – powiedział jej tyle, co sam zaobserwował i na podstawie tego mógł wysunąć jakieś wnioski. Zmiennokształtny był osłabiony, a to powodowało, że skutki obrażeń ciała odczuwał bardziej, niż działoby się to normalne, gdyby rana byłaby tylko jedna.
Samiel przypomniał sobie, że miał porozmawiać z dziewczyną sam na sam i dobrze, że to zrobił, bo teraz byli sami na trakcie.
         – Leila… Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będziemy… ja nie będę, cały czas podróżować z Namirem i resztą. Gdy już do tego dojdzie, będziesz musiała wybrać, czy chcesz podróżować ze mną, czy może z nimi – mówił to, patrząc na lisołaczkę, a nie przed siebie, co robił wcześniej.
         – Nie mówię, że masz dokonać tego wyboru teraz. Po prostu chodzi mi o to, żebyś miała to na uwadze i, może, pomyślała trochę o tym i później, gdy już rzeczywiście będziesz musiała podjąć decyzję, nie przedłużała niepotrzebne tego oczekiwania na twoją odpowiedź – dodał, kończąc to, co chciał jej powiedzieć. Jeszcze przez chwilę przyglądał się jej, a później znowu spojrzał na drogę i wioskę, która była już naprawdę blisko.
         – Jesteś mi mniej obojętna niż inni, jednak nie będę miał do ciebie pretensji, jeśli postanowisz zostać z Namirem i elfami – dodał, tym razem uporczywie patrząc w stronę Nacré. Chciał powiedzieć też, że Leila bardziej pasuje do tamtej grupy, a nie do starego zabójcy, który przeważnie podróżuje samotnie, jednak tego nie zrobił. Sam nie wiedział, dlaczego postanowił zachować to zdanie dla siebie.

Oboje zbliżyli się w końcu do wioski, a Samiel zaczepił pierwszego elfa, którego spotkali. Był on młody i ciemnowłosy, wzrostem nie dorównywał zabójcy, jednak równocześnie był wyższy od lisołaczki, co nie było takie trudne, jeśli chodziło o mężczyzn… Elf po prostu był średniego wzrostu.
         – Mam nadzieję, że znasz mowę wspólną? - zapytał go. Chłopak spojrzał na niego nieufnie, o czym wcześniej wspomniała im Filipie, jednak powoli kiwnął twierdząco głową.
         – Nie wiem, co to oznacza, ale powiedziano mi, żebym to powiedział, bo przez to spojrzycie na nas nieco przychylniej… „Filipie parler oranae” - odparł, ostatnie słowa wypowiadając tak, jak kazała to zrobić sama Filipie.
         – Niedaleko stąd mieliśmy wypadek i Filipie powiedziała, żebyśmy pytali o uzdrowiciela Ecae – wytłumaczył długouchemu, który teraz patrzył na nich mniej przychylnie i, chyba, zaskoczyło go to, że wspomnieli imię elfki.
         – Poczekajcie tu. Zaraz go do was przyprowadzę – odpowiedział ciemnowłosy i ruszył w stronę środka wioski, aby po niedługiej chwili wrócić z osobą, o którą zapytali. Był to chudy, starszy elf, którego czarne włosy, przeplatane siwymi pasmami, związane były w męski kucyk. Twarz miał typową dla elfów leśnych, czyli pociągłą i z delikatnymi rysami. Ubrany był w długi i, teraz, rozpięty płaszcz z zielonkawego materiału, pod którym widać było zwykłą, lnianą koszulę. Skórzane spodnie i buty, a także torba, najprawdopodobniej z różnymi rzeczami potrzebnymi uzdrowicielowi, dopełniały jego wizerunku.
         – Skoro wszyscy są, możemy ruszać – powiedział Samiel i odwrócił się plecami do wioski. Spodziewał się, że młody elf ruszy razem z nimi, jednak on i Ecae wymienili między sobą kilka zdań, a uzdrowiciel dołączył do nich bez dodatkowej obstawy. Chwilę później szli już traktem.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir z błogością przyjął ułożenie się na resztkach wozu. Nawet nie śmiał się zastanawiać nad tym, czy czasem deski nie załamią się pod jego ciężarem. Ułożył się z ostrożnością zranionego, czyli bardziej patrząc na to by nie zwiększyć bólu niż na samo otoczenie. Westchnął z wyraźną ulgą. Lisołak nie odpowiedział dziewczynie, a jedynie uśmiechnął się do niej. Zacisnął palce na dłoni Leili, mimo wyraźnego zmęczenia zrobił to bardzo zdecydowanie, zupełnie jakby chciał poklepać ją po plecach i kazać ruszyć własną drogą. Chwilę później wysłana dwójki zniknęła, a Verka odchylił głowę wspierając ją o przypadkową poduszkę.
        Wydawało się, że zdołał szybko usnąć, ale marszczący się co rusz nos oraz zaciskające się usta zdradzały, że zmiennokształtnego zadręczał nie tylko ból. Filipie patrzyła na mężczyznę z odległości kija i bała się przekroczyć głową linię wozu.
        - Może złapał jakąś gangrenę i nas pozaraża? Albo umrze i pozamienia nas w trupy!– powiedziała przerażona aktorka. Namir nie wydusił z siebie chociażby jęku, a jedynie posłał elfce spojrzenie świadczące o tym, że żyje i nie stracił słuchu.
        W tym momencie jego oczom ukazał się Japker, który zmarszczył brwi i przyjrzał się rannemu. Przyłożył dłoń do czoła Namira. Lisołak poczuł, że była chłodna i przyjemna.
        - Masz gorączkę – stwierdził zaniepokojony. – Pokaż tę ranę.
        Jak na zwierzę przystało – Verka syknął odpychając dłonie elfa.
        - Nadal nie zwolniłem koni z lejców… - rzucił surowo artysta, a zmiennokształtny zagryzł wargę. Musiał przyznać, że był to jednak udany szantaż.
        - Wdało się gangrena, mówiłam! – zlękła się Filipie.
        - Nie, to nie gangrena.
        - Naprawdę?! Uf! Co za ulga…
        - Ale może się nią stać.
        - Ajajaj! – aktorka odsunęła się o kolejne kilka stóp do tyłu.
        - W tym miejscu pojawił się stan zapalany. Zdaje się, że ktoś kto dźgnął cię tym tępym narzędziem stracił przy okazji jego kawałek.- Japker po tych słowach spojrzał na Namira. Zmiennokształtny syknął zaciągając koszulkę by zakryć ranę.
        - Cholera… To było zardzewiałe ostrze…
        Filipie nie za bardzo orientowała się w powadze sytuacji, więc w tym momencie wiele działań wydawało się dla niej bardzo proste. Zbliżyła się do dwójki i spojrzała twardo na elfa.
        - To mu to wyjmij. – Rzuciła z pretensją.
        - I czym zaszyję? Złotą nicią do sukienek? Nie mamy innej…
        - Poczekamy na nich – wtrącił się Verka, ale jego wzrok wydawał się być obojętny, jakby z góry pogodził się z ewentualną wersją wydarzeń.
        Aktorka nie mogła znieść tego widoku! Chociaż z drugiej strony była to scena wyjęta prosto z desek teatru. Tragizm, dramat… Umierający! Bliski śmierci! To było ekscytujące! Tylko szkoda, że akurat padło na jej przyjaciela.
        - W razie śmierci będę pisać o tobie poematy! – zapewniła złamanym głosem Fui.
        - Filipie! Tak nie pociesza się umierających – skarcił ją Japker, ale zaraz złapał się na własnych słówkach. – Z resztą, on jeszcze nie umiera. Mógłbym spróbować to wyjąć…
        - Ale?
        - Ale jak to, co w nim utknęło dotyka ważniejszej części jego wewnętrznego ciała to jesteśmy…
        - W dupie – dokończyła z miną smutnej nastolatki Filipie.
        - Tak… W dupie… - powtórzył z niesmakiem artysta. – Dam ci coś na zbicie gorączki i na zmniejszenie bólu.
        - Yhym… - mruknął mnie przytomnie Namir.
        - Tylko daj mu dużo leków – szepnęła na ucho elfka artyście.
        Niedługo potem Filipie wraz z Japkerem siedzieli na wspinającej się wyżynie lasu i czas zdawał się zatrzymać. Gdyby tylko chcieli to mogliby usłyszeć głęboko oddychających w śnie lisołaka oraz Duila, który zbudził się z tajemniczym (dla niego) bólem twarzy, gdy elfka próbowała bezskutecznie zataszczyć aktora do wozu ciągnąc go za nogę. Quinnlikasio ciężko wzdychał patrząc na marne działania Fui. Nawet we dwójkę wątpił by dali radę dotargać elfa na posłanie, choć był to niewielki odcinek. Japker był szczupły i filigranowy, Filipie tym bardziej i oboje przypominali świeżo zasadzone korzonki przy Zortwilkanie, który mimo swej rasy oraz postury, raczej smukłego uszatego towarzysza, ważył o wiele więcej niż mogłoby się zdawać, dzięki czemu ów aktor miał pretekst by przechwalać się jakże wyćwiczonymi mięśniami.

„Będę śpiewać Ci piosenkę,
Tylko proszę pamiętaj kochanie
Będę śpiewać Ci piosenkę
Nim ten okropny dzień nastanie.

Na rozstaju naszych dróg,
Pamiętaj, że czuwa nad tobą bóg.

O Prasmoku, wielki miłosierny
On jest Tobie całe życie wierny,
Nigdy nie zapomnij o mej miłości,
która przeradza się w szaleńczej zaciekłości.
Proszę, nie zabieraj mi go już więcej,
nie zabieraj duszy, choćby odrobinę prędzej,
by śpiewał o mnie zawsze
bo wówczas cały świat mu klaszcze.”


        Nuciła pod nosem Filipie otaczając rękoma zgięte kolana. Japker przeczesał jasne pasmo włosów, które chętnie odbijały jasne promienie słońca nadając im tajemniczo - zimny odcień. Jej blada cera maskowała zmarszczki, a długie i spiczaste uszy idealnie wpasowały się w utworzony kanon niewinności. Elf odsłonił szyję kobiety i tylko niesforny, pojedynczy kosmyk przysłaniał jej policzek. Pochylił się, a jego oddech spoczywał swoim ciepłem na jej skórze.
        - Kocham cię Filipie – szepnął, a ona tylko delikatnie skuliła ogrzane jego oddechem ramię.

        Czas mijał niemiłosiernie wolno, ale wydawało się, że nikomu to nie przeszkadza. Dwóch artystów spokojnie czekało nie słysząc żadnych jęków ani skarg za swoimi plecami. Konie zdecydowanie się uspokoiły i skubały trawę, która nieśmiało wychodziła na wierzch między złożami mchu.
        - Witam. – Rzekł surowo nieznajomy, męski głos i dwójka elfów obróciła głowy. – Czy moglibyśmy się dowiedzieć, cóż takiego tu zaszło?
        - Zaszło? – spoglądała dookoła zagubionym wzrokiem Filipie. – Oh, mieliśmy wypadek… Lecz proszę wybaczyć! – aktorka wstała i strzepała z sukienki trawę w sposób przykuwający uwagę do jej pośladków, co zrobiła „nieświadomie”. – Nie przedstawiłam się, Loe van Devarejlot oraz jakże bliski mojemu sercu towarzysz, panicz Marlos – skłoniła się nisko, a w odpowiedzi otrzymała skinienie. – Czuwacie nad tym lasem?
        - Owszem, czuwamy – przytaknął elf, a u jego boku stało jeszcze czterech innych. – Podążaliśmy śladem kół, które doprowadziły nas tutaj… - rzucił tajemniczo strażnik.
        - Doprawdy? Gdybyście pojawili się tu wcześniej!
        - Tak? – elf twardo spojrzał na Filipie, która wydawała się być nieco spłoszona. Dłuższą chwilę milczała spuszczając głowę w dół, ale zebrała w sobie siły by mówić dalej.
        - Mieliśmy wypadek, mamy rannych, mój cały dobytek… Cóż za nieszczęście!
        - Mhm… - mruknął dowódca straży, po czym postąpił kilka kroków w stronę ów dobytku.
        Nos Namira poruszył się. Zmiennokształtny zmarszczył brwi, a już krótką chwilę potem mrużył oczy pokazując ostrzejsze kły, jakby z niezadowolenia.
        - Filipie? – szepnął półprzytomnym głosem Verka.
        - Och! Mój synu! – elfka momentalnie doskoczyła do lisołaka przytulając go, a następnie głaszcząc gorączkowo po twarzy. – Filipie tutaj nie ma kochany. Zapewne znów nawiedziła cię w snach – mówiła z niebywałą troską artystka.
        - Syn? – zdziwił się jeden ze strażników.
        - Oczywiście, że mój syn! – zaprotestowała Fui. – Czyś ty kiedykolwiek widział lisołaka, co ma rasową matkę albo ojca? Biedak, nie ma za krzty zdolności do czarowania i porzucił go jakiś okropny czarodziej, gdy był jeszcze małym liskiem – skarżyła się elfka patrząc jednak na Namira z matczyną miłością.
        - Yhym… To jak panienka wytłumaczy, że akurat do was prowadzą ślady z miejsca, gdzie najwidoczniej odbyła się niezła jatka?
        - Jatka? – Fui podniosła ze zdziwienia brwi. – Ależ panie, ja pragnęłam dojechać tylko do Menaos, na festiwal artystyczny!
        - Nie sądzę, bo skąd tak poważna rana? Te ślady prowadzące do was? – naciskał strażnik, a Filipie wydawała się być jeszcze bardziej osłupiała niż kiedykolwiek.
        - Czego chcecie od tej bezbronnej kobiety? – warknął Verka dociskając dłoń do rany. – Owszem, rana jest poważna, ale nie z powodu jakiejś jatki – powiedział ostro, po czym zagryzł wargę, jakby odczuł niesamowicie wielki ból.
        - Nie nadwyrężaj się – szepnęła zmartwiona Filipie, a lisołak spojrzał porozumiewawczo na swoją towarzyszkę, po czym skierował wzrok na strażników.
        - Nie wiem, co takiego spłoszyło konie, ale mogę zapewnić, że było to nieprzyjemne uczucie. Wyczuwałem w powietrzu niebezpieczeństwo, usłyszałem jakiś hałas… - mówił strapionym tonem Namir. – Konie oszalały, zboczyły z trasy, a później jedyne, co pamiętam to to, że odepchnąłem moją matkę a sam utknąłem między pniem a odstającymi kołkami, które po części wbiły mi się w brzuch. Minęło sporo czasu nim zdołano mnie stamtąd wyciągnąć. Ach, nie wierzycie mi? Zdaje się, że mam lepszy słuch, węch i intuicję zwierzęcia, jakby ktoś nie zauważył – syknął złośliwie.
        - Nie bądź taki porywczy – upomniała go Fui.
        - Nie mogę, gdy widzę, jak cię traktują – sprzeciwił się Verka.
        - O, cholera, co jest? – spytał Duil, który uniósł się na prostej ręce i spojrzał zaskoczony na pięciu strażników. – Przyszli nam z pomocą!
        - My? – spytał zdezorientowany dowódca straży.
        - A nie? – zdziwił się Duilesgar. – Posłaliśmy naszych towarzyszy po pomoc… - wyznał elf. – Nieopodal jest jakaś wioska, nieprawdaż? Chcieliśmy przejechać skrótem, ale był to głupi pomysł.
        - Skrótem, przez Nacre? – zdziwił się strażnik. – Nadrobiliście tylko kawał drogi.
        - Naprawdę?! Ale nas oszukali na tej mapie, ci kupcy po drodze! – zaklął Duilesgar po czym zsiadł z wozu. – Wybaczcie memu przyjacielowi, trudno nad sobą zapanować, gdy doskwiera mu tak mocny ból.
        - Ej szefie, czy on ci kogoś nie przypomina? – szepnął jeden ze strażników do dowódcy, który baczniej przyjrzał się Verce. – On nie jest tym jednym z tych poszukiwanych opryszków w Menaos? – dowódca pokiwał głową w zastanowieniu, a Namir przeklął w myślach swoją charakterystyczną twarz, która teraz wyglądała nieco inaczej niż standardowo, ale jak już odgrywać scenę to do końca i w każdym szczególe.
        - Chcieliśmy tylko dotrzeć do Menaos, na ten festiwal, a taka przydarzyła się nam przygoda… - powiedział ciszej z żalem Namir, ale w sposób odpowiednio głośny by każdy ciekawski go usłyszał.
        - Wynająłem kilka osób do ochrony, między innymi tych braci a i także przyjaciół naszej rodziny. W Menaos odbędzie się festiwal, interesy w Kryształowym Królestwie ostatnio ciężko idą. Dla zwykłej krawcowej tak wielkie królestwo bywa zdradliwe, gdy na scenę wchodzą młodsze dusze o bogatej wyobraźni. Pomyślałem, że projekty podbiją serce artystów w Menaos, zawsze jakiś grosz wpadnie, lecz teraz…teraz żałuję – wyznał cicho Verka spuszczając głowę.
        - Och nie! Nie żałuj! To ja niepotrzebnie wplątałam cię we własne kłopoty! Już wszystko będzie dobrze, tylko proszę wytrzymaj jeszcze chwilę! – płakała Fui skrywając twarz w dłoniach. – Proszę pomóżcie mi! Nie chcę by on umarł! Ściągnijcie jakąś pomoc! Gdzie ta wioska?! Och, syneczku mój!
        Strażnicy stali niczym słupy spoglądając na podróżników, wszystko wydawało się takie prawdziwe w ich ustach, chociaż rozum podpowiadał by nadal być czujnym.
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości