Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Lisołak z przepychanki słownej z Duilem, spiął się z zupełnie innego powodu. Jego sylwetka nieznacznie się wyprostowała w delikatnym geście skrępowania, by po chwili znowu puścić barki na boki. Nieco nerwowo podrapał się po brodzie. Pytań wokół nie było końca, ale rozumiał każde ich pojawienie się. Musiał wyjść z roli pomagiera niecnych planów i przejść na płaszczyznę czysto prywatną. Najbardziej w tym przeszkadzała mu obecność Samiela, na którego był wyczulony. Może to właśnie z powodu demona tak trudno było mu przejść do codzienności?
        - No tak… - zaśmiał się lekko na pierwsze pytanie Leilii. – Gram, śpiewam i… - zaciął się na moment. Nie zdawał sobie sprawy, jak było trudne wypowiedzenie ostatniego słowa. Wielokrotnie w posiadłości obserwował taniec dziewcząt i nie jeden raz chciał dołączyć do układu. Tylko w tedy to wszystko było dla niego śmiesznie i poniżające. Chłopcy przeco mogą jedynie tańczyć na królewskich dworach, a że nie był on ani księciem, ani choćby szlachcicem, to ta umiejętność była mu niepotrzebne. Poza tym, walce i sztywne kroki wcale go nie kręciły. Wolał klimaty bardziej teatralne, a nawet i do tego stylu było mu daleko. W wiosce wolnej od praw nałożonych przez ludzi, elfy czy czarodziei, taniec również był o wiele bardziej wyzwolony. Nie dziki i pustynny, lecz pojawiało się rytmiczne poruszanie biodrami, rękoma.. Zupełnie co innego niż sam mógłby się spodziewać wobec własnej pasji.
        - … i tańczyć – dokończył po pauzie.
        Namir uśmiechnął się do wspomnień, jakie teraz w spokojnym rytmie, ujawniły się w jego głowie. Zawsze tak skrupulatnie odmawiał tańca Leilii, a teraz sam mógł ją porwać w ramiona. Nawet brak muzyki by mu nie przeszkadzał.
        Mężczyzna speszył się odrobinę na pochwałę lisicy. Nie ukrywał iż specjalnie chwycił w ręce butelkę, której zaczął się przyglądać, jakby chciał uniknąć, mimo wszystko, tematu. Poczytał sobie ulotkę napisaną w jakimś dziwnym języku. Skład „Fuirrento”.
        Elf uśmiechnął się w stronę zmiennokształtnej. Verka miał nadzieję, że zostawi temat w spokoju, ale w grę weszła osoba jeszcze bardziej uparta i ciekawska niż ktokolwiek na świecie.
        - Najlepszy w swoim roczniku?! – zachwyciła się Filipie. – To co ty u diabła tutaj robisz?! Namirze, powinieneś już dawno skakać po deskach!
        - Źle zrozumiałaś, Fui. Nie w tańcu, śpiewie czy graniu byłem… Ach, czy byłem taki najlepszy – zastanowił się. Arsen zawsze mu dopiekał i wytykał braki.
         – Dziękuję Leilo – wybrnął w końcu lis. – Ale pamiętaj, że ty też nie byłaś dłużna w umiejętnościach – odpowiedział odruchowo, a dopiero po usłyszeniu własnych słów w głowie zdał sobie sprawę, jaką pożywkę będą teraz stanowić dla elfki.
        - Mamy tutaj dwóch orłów! – wzdychała zachwycona Fui. – A w jakiś dziedzinach osiągnęliście takie podium?
        Lisołak musiał bardzo ostrożnie spoglądać na własne słowa. Nie chciał wypowiadać się za Leilę, nie wiedział do końca, jak podchodzi sama do tematu tańca, po tym co przeżyła. Był w stanie wziąć na siebie cały potok ciekawości Filipie jeżeli ta zbyt mocno naciskałaby lisołaczkę.
        - Ach, trochę nauczyłem się walczyć – powiedział z nadmierną pewnością siebie i uśmiechnął się zadziornie do elfki. – Smoczych głów nie odcinałem, zabójcą na zlecenie nie jestem, ale chyba do wojaczki miałem kiedyś iść.
        - Tyyyyyy? Do wojska?! – parsknęła śmiechem artystka, do tego stopnia, że uroniła kilka łez.
        - Właśnie – w odpowiedzi zaśmiał się także Verka.
        - Proszę, proszę. Rzekłbym „artysta do szpiku kości”, a jednak nie błąkasz się jak bard i nie śpiewasz, ani do teatru nie trafiłeś – zauważył Duilesgar podłapując temat. Namir miał wrażenie, że niestety słowa Leili obróciły się przeciwko niemu. Zdawał sobie sprawę, że chciała ukierunkować rozmowę w zupełnie na inny tor, ale niestety tylko podjudziły żar ciekawości. Podpałki do ognia podrzuciły także następnie pytania lisicy i Namir wiedział, że już nie ma szans z ukryciem tożsamości. Wbrew wszystkiemu, to właśnie dzięki dziewczynie lisołak poczuł się swobodniej. Pod wpływem nacisku z kilku stron ostatecznie poddał się. Przestał walczyć z okryciem osoby, którą na siebie nałożył. Poczuł, że może przestać grać, a wreszcie czuć sobą.
        - Zadajecie tyle pytań, że chyba nie wiem od czego zacząć.
        Było kilka faktów, które… Chciał pominąć w towarzystwie. Utracił pamięć z własnej głupoty, po drodze wiele narozrabiał, był gościem od ciemnych interesów, chociaż teraz układał wszystko na nowo. Podobnie jak Leila… Ona także posiadała już inne życie. Życie na wolności. Tak samo jak on. Co prawda, blizna na jego twarzy stanowiła pewien rodzaj więzienia wobec tego, co miało miejsce kiedyś, ale z drugiej strony czyniła go kimś wolnym. Już się jednak nauczył, że przeszłość zawsze będzie jego częścią. Nauczył się układać teraźniejszość na własnym zasadach, nie dając się ściągnąć na drogę głupich decyzji.
        Przytoczył sobie jakiś mniejszy kołek by móc wygodnie się o niego podeprzeć. Skoro już miał opowiadać, to chociaż pozycję musiał przybrać luźną i swobodną. Nie chciał pokazać ile faktycznie przeżył. Czasu nie mógł cofnąć. „To już przeszłość” próbował się usprawiedliwiać, ale te słowa nie zsyłały błogiego ukojenia na wszystko, co zrobił po wydostaniu się z posiadłości. Nie ze wszystkiego był dumny, ale kręcił na to obojętnie nosem. Każdy jednak posiada w sobie własnego demona. On dorobił się kilku.
        - Tak naprawdę, i w wielkim skrócie, można to ująć w jednym zdaniu – „szlajałem się po świecie” – powiedział dosyć opornie. Już pierwsze zdanie zapowiadało, że Namir będzie czuć się jeszcze gorzej po swojej marnej opowieści, która będzie brzmiała jedynie prawdziwie w tonie jego głosu oraz luźnym reagowaniu jego ciała. Wydusi z siebie teraz z siebie najlepszą aktorską grę, znowu uda kogoś innego, ale nie chciał opowiadać o swoich prawdziwych przeżyciach przed całym towarzystwem. Miał nie kłamać…
        Zagryzł wargę. „Niech to szlag” pomyślał i od razu zadecydował, że będzie musiał to rozegrać zupełnie inaczej. Czuł się w potrzasku. Teraz miał być całkowicie szczery z Leilą i bardzo tego chciał, a jednak zadała mu to pytanie publicznie, pełni nieświadoma tego, że sam miał ręce brudne od paskudnych występków. Nie mógł całkowicie pominąć wszystkich zdarzeń.
        - Generalnie byłem w ciągłym ruchu, chociaż przyznać muszę, że większość czasu spędziłem w slumsach. Dla takich, jak ja , nie ma miejsca w wyższych sferach – spojrzał znacząco na Leilę.
        - Trafiłem na kilka miesięcy do „rodziny” – mówił nie chcąc bezpośrednio zdradzić się słowem „zmiennokształtnych”. Niech elfy tkwią w przekonaniu, że jest człowiekiem. – Mieszkałem wraz z nimi i tam też dopiero utwierdziłem się w myśli, że istnieje dla mnie inne rozwiązanie niż ciągłe życie na krawędzi. Mogłem wreszcie robić coś dla przyjemności, a okazały się nimi taniec czy śpiew. Poznałem tam mnóstwo przyjaciół, a jednak… Odszedłem. Kilka spraw ze „slumsów” ciągnęło się za mną w nieskończoność więc postanowiłem trochę to naprostować. Z tego powodu powstał bardzo duży konflikt, który nie pozwolił mi wrócić, ale… - machnął ręką by rozluźnić atmosferę. – Nie szkoda mi – dodał uśmiechając się szczerze. – Wyrwałem się w końcu z poprzedniego życia by zacząć nowe. Można rzec, że teraz chodzę i barduję – powiedział zaczepnie w stronę Duila.
        - Od, taka moja historia. Dopiero od jakiegoś czasu funkcjonuję w miarę zgodnie z prawem hehe.
        W trakcie krótkiej opowieści Japker poczęstował Samiela winem. Spoglądał na demona, jakby oczekiwał, że ten może w zamian opowie coś o sobie. W końcu oni własnej tożsamości nie ukrywali, bo nie mieli czego ukrywać. Mentor lisicy pozostał wciąż tą samą zagadką i tym razem wzbudził ukryty niepokój także w artyście. Dało się łatwo zauważyć, że ów elf nie wyraża zbyt wielu myśli na głos i wcale nie powoduje, że zdusza w sobie komentarze. Taki po prostu był. Spokojny, łagodny… Jego robotę w byciu bezpośrednim i tak już wykonywał Duil wraz z nieokiełznaną Filipie. I ona miała dopełnić tego czynu.
        - Musieliśmy was poznać, aby wreszcie Namir zaczął więcej o sobie opowiadać! – zaśmiała się Fui. – A ty Samielu? Jaka jest Twoja historia ?
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila siedziała wciąż przytulona do Samiela, a gdy ten się do niej zwracał, unosiła nieznacznie głowę i opierała brodę na jego ramieniu, wpatrując się w mężczyznę. Przytaknęła jedynie, gdy ją uspokoił, lecz chociaż nie obawiała się już tematu ich rozmowy, nadal się nad nim zastanawiała, ciekawa, o co też może takiego chodzić, że nie chce rozmawiać przy innych, nawet ukradkiem. Po krótkiej chwili jednak i ten temat umknął jej z głowy, gdy wokół ogniska zrobiło się głośniej, a główna uwaga spoczęła na Namirze. Dopiero po kilku wymianach zdań między nim, a jego przyjaciółmi zdała sobie sprawę, że swoimi słowami mogła bardziej namotać niż mu pomóc. Gdy tylko więc złapała jego spojrzenie, bezgłośnie wypowiedziała w jego stronę „przepraszam”, uśmiechając się z zakłopotaniem i nie wątpiąc nawet przez chwilę, że z ruchu jej ust odczyta wiadomość.
        W milczeniu i pod lekkim kątem obserwowała siedzących przy ognisku, gdyż jej głowa nadal opierała się nieznacznie na ramieniu Zabójcy. Krążyła spojrzeniem od jednego elfa do drugiego, przez artystkę i do Namira. Uśmiechała się, słysząc ich słowne przepychanki i chociaż widziała, że jej przyjaciel strasznie się spina i wyjątkowo kręci w swoich odpowiedziach, uznawała to za raczej przyjemne. Interesowali się nim przecież, chcieli wiedzieć o nim jak najwięcej. Było widać od razu, że nie jest im obojętny i Leila nie mogła się nadziwić, dlaczego ich uwaga tak go peszy i stresuje.
        Wyprostowała się, gdy zobaczyła, że Namir szykuje się w końcu do opowiedzenia swojej historii. Tak była tego ciekawa, co się z nim działo od czasu gdy się rozstali, czy był szczęśliwy, co mu się przytrafiło, czy się czegoś nauczył.. jednak i ta opowieść była chaotyczna i niejasna, Leila nic z niej nie zrozumiała. Nawet gdy przez moment zdawało jej się, że wyłapała w jego słowach przyjemne wspomnienie, „rodzinę”, i ten fragment urwał się szybko, a na twarzy chłopaka nie widać było zbyt wielu emocji. Otworzyła nawet usta, by o coś zapytać, dowiedzieć się więcej, jednak nie starczyło jej odwagi, by znów pakować się pomiędzy obce towarzystwo. Została na swoim miejscu, zanurzając usta w napełnionym na nowo kubku z winem i razem ze słowami Felipie przeniosła wzrok na Samiela.
        Tym razem odsunęła się od niego kawałek, by dać mu trochę przestrzeni, zwłaszcza, że po słowach artystki wszystkie spojrzenia skupiły się na mężczyźnie. Ruda nie miała zbyt wielkich nadziei na to, że uda im się coś z tego milczka wyciągnąć. Skoro Namirowi udało się tak obrócić kota ogonem, że wciąż niczego o sobie nie zdradził, tym bardziej nie mają na to szans u małomównego demona. Chociaż oczywiście, gdyby Samiel jednak zdecydował się uchylić rąbka tajemnicy, słuchała uważnie, by dowiedzieć się o nim czegoś nowego. Ciężko było jej go czytać, zbyt wiele emocji ukrywał, bo nie wierzyła wciąż, że ich nie odczuwał. Zakładała po prostu, że tak dobrze się kamufluje, nie zdradzając ze swoimi myślami, a i ona też mogłaby się tego nauczyć, bo aktualnie można było z niej czytać, jak z otwartej księgi.

        Niebo nad ich głowami stało się już tak ciemne, że gwiazdy na nim płonęły jasno, jakby zawieszone pod sklepieniem lampiony, a na dole jedynym źródłem światła było ognisko, którego blask rozbijał się po roześmianych twarzach siedzących wokół niego osób. Felipie opowiadała właśnie jakąś historię, gestykulując tak gwałtownie, że wylała całe swoje wino z kubka i niemal powybijała oczy Japkerowi i Duilowi. W końcu zirytowana tymi ograniczeniami wstała i zaczęła biegać i tańczyć wokół nich wszystkich, próbując sobą tylko zaprezentować scenę, w której brało udział co najmniej pół tuzina osób. Używała swoich towarzyszy, jako rekwizytów, unosząc ich ręce, gładząc Namira po głowie, czy zniżając głos do konspiracyjnego szeptu, gdy ramionami obejmowała lisicę i demona, a jej pełna skupienia twarz pojawiła się między nimi. Leila była wdzięczną słuchaczką, w odpowiednich momentach śmiejąc się i wstrzymując oddech z przejęcia, karmiąc tym samym głodną uwagi duszę Felipie. Coraz częściej jednak zaczynała ziewać, a wypite wino krążyło w jej organizmie, ciążąc na tyle, by powoli zaczęły opadać powieki i głowa lisołaczki. Widząc to Duil w końcu wtrącił się w jedną z krótkich pauz pomiędzy opowieściami przyjaciółki i subtelnie, acz stanowczo, zarządził odpoczynek.
        Dziewczyna próbowała kilka razy zaoferować swoją pomoc przy szykowaniu obozowiska, ale elfka była w swoim żywiole. Rozstawiała swoich trzech mężczyzn po kątach, każdemu natychmiast znajdując zajęcie, a Leilę wyrzucając co chwila z drogi, więc dziewczyna postanowiła skorzystać z tej okazji i wymknąć się na moment.
        - Przejdziemy się? – zapytała, zerkając na Samiela, a gdy zgodził się skinięciem głowy, odeszła powoli kawałek dalej, zatrzymując się jeszcze na polanie, ale już pod osłoną koron drzew. Co prawda nadal docierały do nich odgłosy krzątaniny i narzekania Felipie, gdy zobaczyła jakie posłania przyszykował Japker, jednak była pewna, że nikt nie usłyszy ich rozmowy. Oparła się plecami o pień jednego z drzew i zadzierając lekko głowę zerknęła na Zabójcę.
        - O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Westchnął, gdy usłyszał pytanie skierowane w swoją stronę. Czuł też spojrzenia każdego z tej grupy, które teraz utkwione były właśnie w nim. Wiedział, że stanowi dla nich zagadkę i nie przeszkadzało mu to, czego najpewniej nie można było powiedzieć o reszcie towarzystwa. Cóż, Leila miała nad nimi drobną przewagę, gdyż spędziła z nim trochę więcej czasu, to z kolei oznaczało, iż wiedziała o nim troszeczkę więcej niż oni. W każdym razie, może zareagowałby nieco inaczej na to pytanie, gdybym nie dotyczyło ono jego osoby. Nie pamiętał, żeby w jego życia zdarzył się okres, kiedy lubił o sobie mówić. Przemieniony, po prostu, nigdy nie przepadał za robieniem tego. Poza tym, aktualnie informacje na jego temat mogły być niebezpieczne pod tym względem, że ktoś może chcieć go odszukać czy coś podobnego, a żeby to zrobić, najpierw będzie poszukiwał osób, które miały z nim kontakt. Może Samiel był trochę przewrażliwiony na tym punkcie, jednak według niego był to dość dobry argument, aby nie podawać informacji na swój temat osobom, których prawie w ogóle nie zna.
Milczał przez chwilę, która mogła wydawać się dość długa. Elfy i zmiennokształtni nie wiedzieli, iż Samiel w tym czasie dość intensywnie myślał o tym, co może im powiedzieć, a czego nie powinien. Na pewno pominie to, że jest skrytobójcą, może coś tam wspomni o tym, że ze sztyletami szło mu lepiej, niż z innym orężem, jednak na pewno nie powie im, czym zajmuje się przez większość swego życia. Prawdziwego wieku pewnie też im nie poda.
         – Urodziłem się sanginierem… lub drakonem, jak kto woli. Teraz nim nie jestem, bo kiedyś stało się coś, co mnie zmieniło, ale nie mam zamiaru o tym mówić. Od małego przejawiałem talent do posługiwania się sztyletami i nauka walki tą bronią szła mi nadzwyczajnie łatwo. Do tego doszła walka wręcz i kusza. Hmm… Wolę też działać z ukrycia i stosować element zaskoczenia. Nie miałem trudnego dzieciństwa, chociaż większość tego czasu spędziłem na nauce potrzebnych mi umiejętności. Później zginęli moi rodzice i stało się to, o czym wcześniej wspomniałem i nie chcę o tym mówić. Włóczyłem się po Alaranii przez jakiś czas, aż w końcu postanowiłem zrobić pożytek z moich umiejętności i dzięki temu zarabiać na życie. Co prawda, nadal włóczyłem się po świecie, jednak miałem w tym jakiś cel i, co najważniejsze, dzięki niemu zawsze miałem czym zapłacić za jakiś pokój w karczmie, wyżywienie, prowiant na drogę i tak dalej. Nie będę opowiadał o tym ze szczegółami, bo nie chcę tego robić, ale byłem w wielu miejscach, a moje oczy widziały naprawdę wiele rzeczy… I to nie jest tak, że wszystko to było przyjemne do oglądania – opowiedział naprawdę ogólnie i dość krótko. Następnie przerwał w sposób, w którym nawet jego ton głosu sugerował, że to tyle i więcej nie będzie mówił na ten temat. Napił się wina ze swojego kubka, opróżniając go do połowy.
         – A… i jestem starszy, niż mogłoby się wam wydawać – dopowiedział na sam koniec i opróżnił kubek. Po chwili znowu przesunął go w stronę jednego z elfów, który nadal trzymał w pobliżu naczynie z winem. Mężczyzna napełnił kubek Samiela, a ten znowu podziękował mu skinieniem głowy.

Nawet nie zauważył, kiedy niebo nad ich głowami stało się ciemne, a to, że będą spać na polanie, stawało się coraz bardziej prawdopodobne. Po jego opowieści elfka szybko zmieniła temat i zaczęła opowiadać jakąś historię, nie ograniczając się jedynie do mówienia, bo także gestykulowała przy tym, a później zaczęła nawet tańczyć. Po tejże opowieści nadszedł czas, aby pozwolić swym ciałom na odpoczynek. Wypity alkohol wcale tu nie pomagał, bo powodował tylko, iż całemu towarzystwu chciało się spać jeszcze bardziej. Filipie zaczęła szykować obozowisko, a propozycja pomocy ze strony lisołaczki zakończyła się odmową.
Był to dobry moment, żeby porozmawiać z Leilą na osobności. Już chciał to zaproponować, jednak Ruda zrobiła to pierwsza, a on tylko kiwnął głową i poszedł za nią.
         – Filipie oddała ci tę sukienkę, prawda? - zapytał. Rudowłosa już wcześniej mogła domyślić się, iż odzież ta spotkała się z szybką aprobatą przemienionego. A jeśli tego nie spostrzegła lub miała co do tego wątpliwości, to pytanie na pewno je rozwieje albo upewni ją w tym, że jemu ta sukienka naprawdę się spodobała i oczywiście to, jak leży na lisołaczce.
         – Chciałem cię zapytać o wcześniejszą sytuację. Pytałem o to Namira, jednak on powiedział, żebym porozmawiał z tobą. No więc… o co chodziło? - zapytał. Mimika i ton głosu nie sugerowały, że chciałby zrobić coś znajomemu Rudej za to, co wcześniej się stało. I było to prawdą, gdyż Samiel nawet nie myślał o czymś takim, a zadał właśnie takie pytanie, gdyż kierowała nim ciekawość. Poza tym, ton jego głosu zapowiadał, iż może to nie być jedynie pytanie, jakie przygotował sobie na okazję, którą była rozmowa w cztery oczy.
         - Jak długo chcesz tu zostać? Poza tym, gdybyś chciała zostać w towarzystwie Namira i elfów, a przez to nasze drogi rozeszłyby się, nie miałbym ci tego za złe. Alarania nie jest taka duża, jak mogłoby się to wydawać, więc po jakimś czasie pewnie spotkalibyśmy się ponownie - odparł po tym, jak dziewczyna odpowiedziała na jego pierwsze pytanie. Mówił spokojnym głosem, który zapewniał o szczerości intencji i nie sugerował błędnych wniosków, które mogłaby wysunąć, a którymi mogłoby być to, że jest to dla niego pretekst, aby zostawić ją pod opieką kogoś innego.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Ze wszystkich stanów oraz twarzy Filipie, ta wydawała się być na swój sposób najmniej męcząca. Już nie zwracała tak natrętnie uwagi na każde wypowiedziane słówko. Nie musiała wszystkiego rozumieć i jeżeli komuś na tym zależało to z pewnością mógł odetchnąć. W pewnym sensie pełną piersią zaczął oddychać Verka, który przestał chodzić po polu minowym a dał się tylko rozstawiać po kątach i dotykać jak marionetka, gdy ta opowiadała największe historie z życia wzięte. Nie koniecznie z jej życia, chociaż w roli głównej zawsze występowała ona – wielka Roc Fui. Wszystko to dało się odczuć na starcie absurdalnych sytuacji jakie przedstawiała, ale zabawianie towarzystwa kilkoma kłamstwami jeszcze nikogo nie skróciło o głowę. Zmiennokształtny tylko czuł ból, gdy tak targała go na prawo i lewo, a nawet za włosy próbując zniżyć domniemany stół z historii do odpowiedniej historii. Może nie byłby tak perfidnie wykorzystywany przez elfkę, gdyby Duil dał rade ustać na prostych nogach, ale średnio mu to szło. Podpita artystka przecież potrzebowała dobrej podpory! Szczególnie po tym, jak raz odważyła się wykorzystać Duilesgara do przedstawienia opowieści, lecz oboje upadli na ziemię. Na całe szczęście, obyło się od rozbitych łbów, a wystąpił głośny śmiech tej niezdarności.
        Filipie nie zwróciła nawet uwagi, gdy Leila z Samielem gdzieś zniknęli. Była zbyt zajęta ustawianiem Namira, a może tylko tak się zdawało?
        Stała zdyszana i podśmiechiwała się co chwila. Lisołak wlepił wzrok w ślad za parą, która zniknęła. Dopiero po chwili zorientował się, że kobieta ma ubaw z niego. Spojrzał na oblaną rumieńcami twarz Filipie i zerknął pytająco. Dobry humor artystki sprawił, że i zmiennokształtny uśmiechnął się szeroko.
        -… on się w tedy tak strasznie wyrżnął! – chichotała zakrywając usta. – Tak oooo! Do tyłu, że aż nogi pogubił w niebie!
        - Filipie, kto? – spytał rozbawiony lisołak.
        - Nie wiem… - zorientowała się elfka.
        - Bełkoczesz, Filipie – zauważył klepiąc ją delikatnie po ramieniu i ironicznie ją tym pocieszając.
        - O kim ja mówiłam? – spytała się w głos. Oczy wędrowały nie wiadomo gdzie. Właściwie co tu się działo? Choćby sekundę temu? – Ach, nie on się wyrżnął! – przypomniała sobie myśl.
        - A kto? – spytał powtórnie ze śmiechem Verka.
        - Jego serce.
        Namir uniósł brew. Nie potrafił zdefiniować tego mało jasnego przekazu. Trudno było mu określić czy Filipie bełkocze już farmazony wyciągnięte prosto z teatru czy też kieruje te słowa bezpośrednio do niego. Z tłoku nieco stłumionych alkoholem myśli wyrwała go elfka, gdy uwiesiła się na jego szyi niczym czosnek wiązany do kuchennych półek by chronić przed wampirami. Tylko tym razem nie chronił a przyciągnął takie wampira co karmi się sensacjami. Była teraz ciężka i śmierdząca, odorem alkoholu, ale i tak każdy mógł jej ulec. Nieważne w jakim stanie, Rui była po prostu urocza w każdej możliwej postaci.
        Przyglądała mu się. Cierpiał jego kark, ale odczuje to zapewne dopiero jutro rano. Sytuacja z każdą chwilą stawała się dla niego coraz bardziej niezręczna. Wiedział, ze Filipie to Filipie, ale niezbyt komfortowo czuł się, gdy jedna z jej dłoni powędrowała na jego policzek i czule go głaskała, przy czym wciąż uparcie wpatrywała się w jego twarz. Ujął ją w talii, chciał odsunąć. Udało mu się odchylić głowę do tyłu. Nagle zrozumiał, że to nie tego typu bliskość mu przeszkadza. Nie chciała go uwieść czy pocałować (mimo, że nie miałaby problemu całować kogokolwiek), a starała się go odczytać. To właśnie go spłoszyło.
        Puściła go z objęć, a następnie zgarnęła blond włosy na bok.
        - Namir, nie obrażaj się – poprosiła ładnie. – Przecież wiesz, że cię kocham! – wyznała piskliwie i niemalże błagając o wybaczenie gestem wymacania jego klatki piersiowej. Skwaśniała mu mina. Uściskał ją krótko, by później pstryknąć ją w czoło. To było ryzykowne, kobieta mocno się zachwiała.
        - Aj jaj! Okropne! – prychnęła łapiąc się za wyznaczony przez mężczyznę punkt. – Głowa mi pęka… - jęknęła. – Japker, chodź do mnie!
        - Ej, a za mną się nie stęskniłaś? – rozległ się głos Duila, który był bliski uchwycić elfkę w ramiona. Artystka okazała się szybsza, gdy plasnęła go otwartą dłonią w twarz i spojrzała, jakby był chłopem od obory.
        - Ty chcesz mnie trzymać? Lepiej powieść się za gacie o jakieś drzewo! O ile nie runie razem z tobą! Japker!
        Starszy elf zrobił zgaszoną minę, ale machnął ręką pozostawiając dwójkę współpracowników razem. Sam zaś zabrał się do wozu i ocalił go chwyt za koszulę. Lisołak w porę zorientował się by Duil nie rąbnął łbem o koło wozu. Elf zaśmiał się wesoło ignorując zagrożenie. Miał dobrego kompana u boku! Pościągał materiały, wszystko zwalił na ziemię przeszukując co się tylko da. Namir rozejrzał się dookoła. Teraz to nie była krupa artystów, a cyrk na kółkach. Duil na klęczkach, który nie mógł wyplątać rąk z materiałów oraz napruta Filipie, która z okrzykami radości, szczęścia czy też całkowitego wyzwolenia, zdjęła kieckę w samym środku lasu. Nie, aby pierwszy raz ją widział gołą i wesołą, ale z grzeczności obrócił wzrok. Z resztą, chciał czy nie chciał to i musiał, bo Duilesgar zebrał się na równe nogi i skierował w stronę drzew z obietnicą, że wywiesi hamak. Dobrze, że Japker pozostał właściwie trzeźwy. Wypił może z dwa kubki wina dzisiejszego dnia. Poradzi sobie z Filipie.
        Namira aż rozbolał brzuch ze śmiechu, gdy widział, jak kompan męczy się z zaprojektowanym w głowie hamakiem. Głosił dziwne wywody, mówił o skomplikowanych instrukcjach tego działania. Oczywiście elf nie przyjmował pomocy lisołaka, a temu akurat nie było aż tak szkoda uszatego. Póki oboje się śmiali to miał zamiar dotrzymać obietnicy nie tknięcia chociażby palcem w tej sprawie. Ostatecznie Duil wykonał połowę zadania, gdyż przywiązał jeden koniec materiału do drzewa. Drugi się zerwał, gdy próbował usiąść, ale najwidoczniej mu to nie przeszkadzało. Oparł się o drzewo rolując coś w palcach.
        - Że też masz sumienie podbierać leki Japkerowi – powiedział nieco złośliwie lisołak, gdy Duil wciskał skruszone zioła do fajki.
        - Aj tam! – splunął w bok elf. – Tego mi nie szkoda, łatwo jest go zdobyć, gdy ma się taką sławę. Nawet nie wiesz jak jest po tym dobrze… To przeciwbólowe zielsko sprawia, że cały jesteś całkowicie rozluźniony. Nie moja wina, że lubię to uczucie – uśmiechnął się zadziornie w stronę Verki. Nie musiał wygłaszać tych myśli na głos, doskonale to znał. I jeden i drugi.
        Elf wyciągnął w jego stronę rozpalone ziele, lecz Verka machnął przecząco ręką. Odwrócił wzrok gdzieś w bok, a właściwie chciał spojrzeć czy Leila i Samiel mają zamiar wrócić. Ukuła go myśl, że postanowili dyskretnie się ulotnić. Lisica nie dawała mu oznak złości, ale decyzja sprzed laty mogła przekreślić decyzję innych, a w szczególności jej. Tak bardzo chciał wyznać dziewczynie całą prawdę o sobie. Zdał sobie sprawę, że w przeciągu tych kilku lat na wolności wciąż bezwzględnie ufał tylko jej. Raz oddane serce tak szybko nie wraca. Czuł, że Leili mógł powiedzieć nawet największą tajemnicę. I chciał to zrobić, chociaż wspomnienia wciąż mdło jawiły się w jego głowie. Ta noc będzie okropna. Nie będzie mu dane się wyspać, ale odzyskał bardzo wiele wspomnień. Tak mu się przynajmniej wydawało. Wolał nie przeholować z alkoholem, a już na pewno nie łączył trunku z innymi przyjemnościami. W innych okolicznościach i nie w pierwszy dzień odzyskania Leili zapewne nie odmówiłby. Nie miał nigdy powodów by nie ufać Erle Marto.
        - Nigdy nie odmawiałeś – powiedział Zortwilkan niczym echo w głowie lisołaka.
        - Bo nigdy wcześniej nie męczyło mnie sumienie – zażartował wymijająco, ale elf na szczęście nie naciskał. Nie był tak bezlitosny, jak Rui. Rozmowa zeszła na typowo męskie tematy przeplatane typowymi, przyjacielskimi złośliwościami.
         - Wrócą... - mruknął w pewnym momencie Duilesgar. - Na pewno wrócą.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Spuściła wzrok na sukienkę, zaplatając jeden z kończących ją frędzelków na palec i wyginając delikatnie usta w nieśmiałym uśmiechu.
        - Właściwie to pożyczyła, tak sądzę. Obiecała przyszyć mi jutro guziki koszuli, które zerwała. Cieszę się, że ci się podoba. – Zerknęła na niego z nieco szerszym uśmiechem, ale wzruszyła zaraz ramionami. – Spodnie jednak będą nieco praktyczniejsze i na pewno wygodniejsze w podróży – stwierdziła rozsądnie.
        Naprawdę zależało jej na tym, żeby Samiel był zadowolony, ale z pewnością nie będzie, jeśli przez taki strój będzie utrudniała im podróż. Poza tym nie chciała już tylko ładnie wyglądać, chciała być traktowana poważniej i móc swobodnie walczyć, wybór był więc prosty. Sukienka zostaje u Felipie. Kolejne pytanie sprawiło jednak, że uśmiech zniknął z jej twarzy, a dziewczyna odwróciła spojrzenie, opierając głowę o pień drzewa. W innej sytuacji pewnie próbowałaby uniknąć odpowiedzi, jednak głos Zabójcy był delikatny, a ona wypiła wystarczająco, by rozwiązał jej się język. Westchnęła i spojrzała mu w oczy, zaczynając opowiadać i jedynie czasem błądząc spojrzeniem po niebie, gdzieś nad jego ramieniem.
        - Pamiętasz, jak mówiłam ci o tym magu, który mnie stworzył i wychował.. który później mnie sprzedał. Wychowywaliśmy się w zamku razem z Namirem, był mi tam najbliższą osobą chyba. Miałam też kilka koleżanek, ale z nim wymykałam się, żeby uczyć się walczyć i jakoś tak po kryjomu łatwiej było się przed kimś otworzyć. Był ode mnie starszy i mądrzejszy, więc po czasie naturalnie zaczęłam mu ufać. – Zwiesiła na moment głos, odgarniając włosy i zbierając myśli. – Zareagowałam tak gwałtownie teraz, bo.. powiedział mi, że on wiedział o wszystkim. Od początku, wiesz. Wiedział, dlaczego tam jesteśmy i jaka czeka nas przyszłość, z czego ja nigdy nie zdawałam sobie sprawy, myśląc naiwnie, że będę tancerką.. taką prawdziwą – zaśmiała się smutno, zerkając w nieruchome oczy Zabójcy i wzruszyła znów ramionami. – Może zareagowałam nieco przesadnie, ale zraniło mnie to mocno. Zawsze byłam z nim szczera, mówiłam mu o wszystkim i myślałam po prostu, że on odwzajemniał to zaufanie. Rozumiem teraz, że chciał mnie chronić, że chciał dobrze, ale.. – pokręciła głową. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jaką ulgę przyniesie jej powiedzenie tego wszystkiego. Nie miała odwagi powiedzieć Namirowi tego w twarz, ta troska w jego oczach ją peszyła, przy Samielu jakoś łatwiej było jej się otworzyć.
        - Nie rozumiem chyba, jak sam mógł żyć z tą wiedzą, ale też jak mógł przez tyle lat mnie okłamywać. To trochę wywróciło mi wszystko w głowie do góry nogami. Ale to chyba kwestia czasu, przejdzie mi – skończyła w końcu, uśmiechając się z wysiłkiem, jednak stwierdzając po chwili, że było jej nieco lżej na sercu. Kiedy jednak sądziła, że trudna rozmowa jest już za nią, Samiel poruszył temat, który ona od jakiegoś czasu konsekwentnie wypychała ze swojej głowy. Wyciągnęła ręce w jego stronę, łapiąc poły skórzanej kurtki i przyciągając się za nią do mężczyzny. Oparła na moment czoło o jego pierś.
        - Nie wiem. Ale nie chcę, żeby nasze drogi się rozchodziły – wymruczała, dopiero po chwili prostując się i podnosząc wzrok na Zabójcę. – Ale nie chcę też zostawiać Namira, dopiero go spotkałam, po tylu latach.. – urwała zmieszana. Wiedziała, że brzmi dziecinnie, przecież nie mogą zostać w trójkę na zawsze. Każdy z nich ma swoje życie, tylko ona się błąka bez celu po świecie, a to nie jest wystarczający powód, by tak się nad sobą użalać. Pokręciła lekko głową, zasłaniając nieco twarz rudymi lokami. – Możemy jeszcze o tym nie rozmawiać? Jestem strasznie zmęczona – zamarudziła żartobliwie, a w tym samym momencie rozległ się piskliwy krzyk Felipie.
        - Płooomyyyczkuuu! Płooomyyyczkuuu, gdzie jeeesteeeś? – wołała śpiewnie artystka, chichocząc niepohamowanie, co z kolei wywołało rozbawienie u lisołaczki.
        - Chodź, wracajmy – pociągnęła Samiela za rękę w stronę obozowiska, a po chwili im oczom ukazał się zupełny harmider.
        Felipie krążyła po polanie odziana w długą białą suknię, mającą chyba pełnić funkcję nocnej koszuli, jednak w ciemności nocy przypominała w niej ducha. Między drzewami wisiały trzy hamaki: w jednym spał już Japker z kapeluszem nasuniętym na twarz aż po nos, a na drugim siedzieli Duil i Namir, zaśmiewając się z czegoś do utraty tchu. Trzeci czekał pusty na elfkę, która dopadła jednak do powracającej lisołaczki, obejmując ją zaborczo i wtulając twarz w jej włosy.
        - Jestem.. – zaczęła wzdychając ciężko, a Leila podśmiewała się cicho pod nosem, usiłując podtrzymać kobietę w pionie. – Jestem tak strasznie pijana! – oznajmiła i znów wybuchnęła śmiechem, niemal ogłuszając dziewczynę, która rozejrzała się za pomocą.
        - Duil! Ratunku! – zwołała wesoło i rękami pokazała na uczepioną wciąż jej szyi Felipie.
        - Idę! – elf gramolił się chwilę z hamaka, ostatecznie zrzucając z niego zarówno siebie, jak i lisołaka, co wywołało kolejną salwę śmiechu u wszystkich obecnych. W końcu jednak artysta pozbierał się i dopadł do kobiet, ostrożnie przeczepiając ręce Rui z szyi Leili na swoją, po czym pociągnął za sobą protestującą z rozbawieniem kobietę w stronę jej hamaku.
        Leila odetchnęła ciężko, odgarniając rude włosy na plecy i rozglądając się po polanie. Pozostałe posłania rozrzucone były losowo wokół powoli dogasającego ogniska, wybrała więc sobie to pośrodku i usiadła tam z westchnięciem. Pomachała jeszcze Namirowi z uśmiechem i zwinęła się w kłębek na swoim legowisku, przykrywając tylko nieznacznie uszykowanym dla niej pledem – noc była wystarczająco ciepła. Leżała jeszcze przez chwilę z rękami przytulonymi do piersi nasłuchując odgłosów lasu, już coraz rzadziej zabarwianych czyimś nagłym śmiechem lub wołaniem. Cały obóz układał się już do snu, więc i ona przymknęła oczy, usypiając niemal w tym samym momencie, wycieńczona emocjami i winem.

        W tym samym czasie w Adrion, pod rozpostartymi skrzydłami nocy, na jedną z mniej uczęszczanych uliczek zajechał powóz, z którego wyskoczyło trzech, przyjaźnie wyglądających, młodych mężczyzn. Bez słowa skierowali się do jednego z mieszkań, z rozczarowaniem zatrzymując się przy wyważonych drzwiach, skąd już ostrożniej wchodzili do środka. Leżące tam cały dzień trupy zaczęły już cuchnąć, a krew zasychała na ścianach i podłodze.
        - Kretyni, mieli nam najpierw dać znać, a później łapać dziewczynę – sarknął jeden z przybyłych, szturchając butem martwe ciało jednego z mężczyzn.
        - Gdyby Arsen nie szczędził na środkach i załatwił jakiegoś maga od teleportacji to też bylibyśmy tu wcześniej – mruknął drugi, lecz ugiął się pod twardym spojrzeniem dwóch kolegów. – Mówię tylko..
        - Kosztowała go już wystarczająco dużo – przerwał mu trzeci. – Nieważne, musimy sami ją znaleźć i zabrać z powrotem, mam dosyć wysługiwania się byle żądnym złota zbirem.
        - No to dalej, nie może być daleko.
        Cała trójka zniknęła nagle, a z mieszkania wybiegły trzy lisy, ruszając biegiem w miasto.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Właściwie sam nie wiedział, co sądzi na temat możliwości, że elfka jedynie pożyczyła lisołaczce sukienkę. Z jednej strony wydawało mu się, że nie powinien przejmować się tym, jak jest naprawdę, a z drugiej… nie miałby nic przeciwko, gdyby okazało się, iż Leila może zatrzymać to ubranie. Ostatecznie nic nie powiedział na ten temat i skupił się na kolejnych słowach rozmówczyni.
         – Tak, to prawda – zgodził się z jej słowami. Dziewczyna naprawdę miała racje i, jeśli podróżowało się pieszo lub konno, spodnie były najlepszym wyborem.
Po zadanym pytaniu, gdy już zaczął obserwować zachowanie zmiennokształtnej i czekać na odpowiedź, wydawało mu się, że na początku nie odpowie na jego pytanie i spróbuje uniknąć tego tematu. Podpowiedziało mu to jej zachowanie, jednak ostatecznie i tak zdecydowała się zaspokoić jego ciekawość, a on wysłuchał jej w spokoju i bez przerywania. Nie wtrącał żadnych swych uwag i komentarzy, a także nie zadawał pytań, które mogłyby być związane z tym, o czym mówiła.
         – Chyba oboje zgodzimy się, że rzeczywiście zareagowałaś na to nieco przesadnie – powiedział do niej, a jego usta przybrały formę uśmiechu. Nie chciał jej w ten sposób obrazić czy coś podobnego, po prostu uważał, że jej reakcja rzeczywiście była trochę przesadna.
         – Znaczy, zdenerwowanie się i odejście było na miejscu. Jedynie utrata przytomności sprawiła, że mam na ten temat taką opinię, a nie inną – dodał po chwili. Wolał, żeby zrozumiała, na czym opiera swoje zdanie i, co spowodowało, że jest ono właśnie takie. Zauważył, że wygadanie się przyniosło lisołaczce ulgą, którą przez chwilę mógł dostrzec z łatwością.

Następne zadane przez niego pytanie było chyba trudniejsze. To także stwierdził po reakcji rudowłosej. Chciał usłyszeć na nie odpowiedź, bez różnicy jaka ona będzie, jednak nie sprzeciwiał się, gdy Leila wyciągnęła dłonie w jego stronę i przyciągnęła się do niego.
         – Nie będziemy całe życie podróżować w swoim towarzystwie. Kiedyś nasza droga rozdzieli się na dwie… Ja pójdę jedną, a ty drugą – odparł, ale po chwili kiwnął głową, gdy dziewczyna wspomniała, że nie chce o tym teraz rozmawiać. Cóż, nie miał zamiaru naciskać, chociaż chyba wolałby, żeby zaczęty temat został od razu zakończony. Lisołaczka odkłada na później rozmowę, którą i tak będzie musiała z nim odbyć, a on wolałby przejść przez to od razu, skoro już o tym wspomniał. Była to jedna z różnic między nimi, ale, przecież każdy różni się od innych w większym lub mniejszym stopniu. Samiel, tak naprawdę, nie chciałby, żeby Leila stała się taka, jak on. Uczył ją walki i tak dalej, jednak nie miał zamiaru wpajać jej swoich zasad i zachowań. Droga, którą sam sobie wyznaczył, nie była prosta, i to nie tylko ze względu na wykonywany zawód.
Mogliby kontynuować rozmowę tylko, że na inny temat, jednak bardziej prawdopodobne było to, że wrócą na polanę, skoro jedno z nich było już zmęczone. W każdym razie, nawoływanie Felipie zadecydowało, iż oboje udadzą się w drogę powrotną. Ruszył za Leilą, przez chwilę nawet przyglądając się częściom jej ciała, które znajdują się z tyłu i mężczyźni lubią się im przyglądać.
Polana zmieniła się trochę w trakcie ich nieobecności. Ognisko powoli wygasało, a między pobliskim drzewami rozłożone były hamaki. Jeden zajmowany był przez Namira i jednego z elfów, którzy rozmawiali o czymś i śmiali się, a w drugim spał drugi długouchy. Przemienionemu wydawało się, że jest to Japker. Felipie dostrzegła ich naprawdę szybko, całkiem możliwe, że dlatego, iż cały czas nawoływała lisołaczkę. Samiel uśmiechnął się tylko, gdy zobaczył, jak Duil wstaje z hamaka i zrzuca z niego zarówno siebie, jak i lisołaka siedzącego obok. W końcu elf odciągnął Felipie, mimo jej protestów. Niedługo po tym, wszyscy poszli spać.

Samiel położył się niedaleko Leili, jednak tej nocy sen nie chciał do niego przyjść. Kilkukrotnie przewrócił się z jednego boku na drugi, aby ostatecznie położyć się na plecach i oglądać gwiazdy. Było ciemno, bo ognisko zmieniło się w kilka rozżarzonych węgielków, drzewa nie blokowały mu widoku, a jego ponadprzeciętny wzrok i Smocze Oko tylko ułatwiały obserwację nocnego nieba. Myślałem, że może ten widok pomoże mu w zaśnięciu, bo czasami naprawdę tak było… jednak nie tym razem. Właściwie, nie wiedział, dlaczego zdarza mu się mieć problemy ze snem. Gdy dopiero zaczynał działać jako skrytobójca, miał jeszcze poczucie winy związane z zabijaniem, mimo że przyjmował zlecenia tylko na osoby, które jego zdaniem zasłużyły na śmierć. Teraz był całkiem inną osobą i wcześniej wspomniane uczucie już go nie dotyczyło. Niby nawet teraz starał się postępować tak, jak wcześniej, czyli nadal akceptował te zlecenia, w których przychodziło mu uśmiercać kogoś, kto sobie na to zasłużył. Z drugiej strony zdarzało mu się obierać za cele takie osoby, za których zabicie płacono mu naprawdę sporo. Poza tym, coraz mniej przejmował się tym, czy ktoś zasługuje na śmierć, czy może nie warto brać takiego zadania. Wtedy najczęściej dochodził do wniosku, że jeśli nie on, to pewnie ktoś inny skusi się nagrodą i zakończy życie konkretnego osobnika.
Przerwał nagle i rozejrzał się wokół. Wszyscy spali… No, nie licząc jego oczywiście. Wstał cicho, co nie było dla niego wyczynem. Rozejrzał się ponownie, jednak tym razem szukał dość wysokiego drzewa, na którego koronę będzie mógł się wspiąć i właśnie stamtąd obserwować gwiazdy, a także okolicę. Przy okazji mógłby ponownie wprowadzić swe myśli w ruch. Wiedział, że już i tak nie uda mu się zasnąć, a gdyby nagle zmorzył go sen, zawsze może się zdrzemnąć na drzewie. Nie byłby to pierwszy raz, gdyby spał właśnie w takim miejscu. Wypatrzył odpowiednią roślinę i podbiegł do niej, nadal poruszając się wystarczająco cicho. Wbiegł kilka kroków po pniu i zaczął wspinaczkę, a ta poszła mu nad wyraz sprawnie. Szybko znalazł się w pobliżu korony, mimo iż drzewo nie było niskie. W końcu dotarł niemalże na sam szczyt i usiadł na jednej z gałęzi. Nawet tutaj były one grube i wytrzymałe, co Samiel sprawdził poprzez kilka kontrolowanych skoków, a także krótkie zawiśnięcie i podciągnięcie. Nie brakowało mu niczego w tym widoku – miał gwiazdy, a także widok na okolicę, żeby w razie niebezpieczeństwa ostrzec pozostałych. W dodatku drzewo było zbudowane tak, że, stojąc na polanie, wystarczyło nieco wytężyć wzrok i dałoby się go zauważyć z samego dołu. Usiadł w końcu, opierając się plecami o pień drzewa. Wsłuchał się w nocne odgłosy lasu, rozejrzał się po okolicy i rozgwieżdżonym niebie, a później wrócił do rozmyślań, oczekując na poranek.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Filipie jakby czytała w myślach lisołaka. Dłuższa nieobecność sprawiła, że alkohol sam zaczął podsuwać niechciane myśli. Zastanawiał się na ile właściwie wybaczyła mu Leila i czy właściwie w ogóle to zrobiła czy też chciała? Odzywali się do siebie, lecz czy rozmawiała z nim z poczucia obowiązku? Pokręcił głową. Nie. Byli (niestety wciąż) przyjaciółmi. Takich więzi nie odrzuca się tak od razu. Poza tym, lisica miała naprawdę złote serce, zdolne do wybaczania, bo chociaż postąpił głupio to nie na tyle, by chciała mu wbić nóż w gardło. A to już wystarczyło by być o krok bliżej odnowienia relacji. W tedy to właśnie, gdy myśli niczym cień przy zachodzącym słońcu zaczęły się skradać, Fui magiczną mocą głosu zdołała rozwiać wszystkie wątpliwości Verki. Jego napięte ciało jakby nagle rozlało się w hamaku z poczucia ulgi, gdy tylko dostrzegł wyłaniające się dwie postacie.
         „Została…” to słowo brzmiało niczym błogosławieństwo z ust samego Prasmoka. Uśmiechnął się automatycznie w stronę towarzystwa. Hamak zabujał się niespokojnie, oczy Namira momentalnie wypełniło mocne zwątpienie w zdolności chodzenia Duila, ale było już za późno. Elf wyrżnął się równie teatralnie, co lis. Dobrze, że zdążył wesprzeć się na łokciach, był bliski rozkwaszenia sobie nosa.
        - Chcesz mi dorobić kolejnych blizn? Uch! Nie jestem twoją podpórką!– zażartował nie mogąc powstrzymać dławiącego go śmiechu.
        Gęsta atmosfera śmiechów powoli gasła. Mimo wywrotki na hamaku, Namir postanowił wybrać właśnie to a nie inne posłanie. Dźwięk ocierających się delikatnie o pień sznurów wydawał mu się relaksacyjny. Jego jednostajna tonacja wprawiła go w czujny stan. Oglądał się za Leilą, gdy ta obierała odpowiednie miejsce. Odwzajemnił uśmiech, jakby obiecał dziewczynie, że może spać spokojnie. Verka w to nie wątpił. Miał raczej płytki sen, a dzisiejszej nocy spodziewał się, że części nawet nie prześpi wciąż świadom powracających wspomnień. Oparł głowę o liny, ale kątem oka wciąż gdzieś śledził swoich towarzyszy. Dostrzegł, że Samiel nie ułożył się tuż przy lisicy, nie objął jej ramieniem, nie szeptali sobie czułych słówek. Spodziewał się całkiem innego obrazu niż w rzeczywistości zobaczył, czy było mu z tym tak źle? Miał ochotę zmienić miejsce. Podejść do Leili, położyć się przy niej i objąć ją w pasie. Zacisnąć objęcie, dotykać ją dłońmi, wdychać jej zapach. Pragnął otrzeć policzek dziewczyny swoim i wyszeptać do ucha, jak bardzo jej pragnie. Utuliłby ją poczuciem bezpieczeństwa. Wino potęgowało tą chęć, ale i też stało się przyczyną rezygnacji z tego planu. Wolał nie robić nic głupiego pod wpływem trunku. Paliły go palce oraz serce, aż przeczesał swoją czuprynę dłonią. Poprawił się jeszcze raz w hamaku, po czym przymknął oczy. Sen przyszedł bardzo szybko i czuł się spokojny.
        Jak już wcześniej było wspomniane – Verka miał płytki sen. Budził się kilkukrotnie w nocy, ale nie z powodu koszmarów a z powodu wzmożonej czujności. Był wyciszony w środku, spokojny, chociaż spodziewał się niebywałej męczarni. Zawsze przy powracających wspomnieniach przez kilka dni był wyjęty z życia, przemęczony i nawet nie miał ochoty zjeść żadnego królika, chociaż mięso to uwielbiał. Obecność Leili naprawdę mu pomagała. Miał wrażenie, że teraz jest już w stanie przebrnąć przez każde niepowodzenie. Sam fakt, że spała tak blisko, wprawiał mężczyznę w ten dziwny stan poczucia stabilizacji. Wiedział czego chce i obiecał sobie tej nocy, że z niej nie zrezygnuje.
        Samiel chyba długo nie mógł zasnąć. Doszedł do takiego wniosku po tym, jak zauważył iż demon wspina się na drzewo. Ciekawe o czym tak rozmyślał, co też dręczyło go tej nocy. Namir zabujał się na hamaku, bardzo delikatnie by wprowadzić siebie do krainy snów. Spojrzał na Leilę, zmarszczył brwi. Westchnął cicho, a następnie zsunął się na ziemię. Podkradł się do lisicy by dotknąć jej czoła oraz dłoni. Noc była ciepła, ale wolał sprawdzić czy Leila nie marznie. Lisy w końcu lubiły ciasne nory, gdzie czuły się bezpiecznie a też były szczelnie opatulone. Dziewczyna faktycznie mocno trzymała materiały, trochę marszczyła nosek, ale nie groziło jej zmarznięcie czy przeziębienie. Uspokojony mężczyzna wrócił więc na swoje miejsce by ponownie zasnąć.

        Ostatnia jego pobudka odbyła się dosyć wcześnie rano, gdy słońce dopiero co zaczęło dotykać nieba. Lisołak chwilę wpatrywał się w korony drzew układając ponownie obrazy wspomnień. Tym razem było ich naprawdę wiele, jakieś… osiemnaście lat jego życia, a czuł się wyspany. Dźwignął się do siadu. Lubił budzić się o świcie, ten był szczególnie ciepły na tle innych. Zawsze uważał, że wyjątkowe poranki spotyka się nad jeziorem, gdy można wyczuć chłód wody, która uderza o brzeg dzikiej plaży. O tak, i ta chęć wskoczenia do jeziora, radość z samego kontaktu z nim, a już szczególnie w towarzystwie drugiej osoby. Lisołak wyprostował się. Zdał sobie sprawę, że warunki ma bardzo zbliżone do tych wymarzonych, a kilka kroków dalej pewna postać sprawia, że nie będzie już złych wschodów słońca.
        Postawił ostrożnie nogę na trawie. Pilnował by hamak nie zatrzeszczał, był wszak dobry w skradaniu się i okradaniu. Na klęczkach, niby to zwierzę, niby to człowiek, podkradł się do zmiennokształtnej. Wyciągnął rękę, ale cofnął ją. Ułożył ręce na kolanach. Okrył dziewczynę częściowo cieniem własnej postaci, lecz wkradająca się między liśćmi jasność oświetlała obliczę lisicy. Zupełnie jej to nie przeszkadzało w drzemaniu, a lisołak mógł wreszcie jeszcze raz spojrzeć na śniącą przyjaciółkę sprzed lat. Rzadko kiedy miał okazję ujrzeć ją w takiej sytuacji. Pamiętał, jak raz przysnęła mu na kolanach w słoneczny dzień, gdy nie obarczały ich żadne obowiązki, tylko kilka wolnych godzin z powodu jakiejś sprzeczki między personel nauczającym. Teraz była dorosła, ale gęste włosy rozłożone były wokół jej głowy, jakby malarz sam sobie ją ustawił do portretu. Nie przepuściły one chociażby źdźbła trawy, jakby nie chciały zepsuć malującego się obrazu. Twarz miała jasną, nos delikatnie zadarty, ale nie przywoływał skojarzenia „zarozumiała” a „krucha”. Rzęsy miała tak długie, że i pod ich obecnością pojawiły się cienkie cienie. Uśmiechnął się sam do siebie podziwiając piegi na skórze lisicy. Pocałunki słońca – jakże idealnie to określenie pasował do obecnego widoku. Sam mógłby ją czule całować, a później nazywać własnymi pocałunkami. Zsunął włosy z jej szyi, jakoś automatycznie dotknął własną bliznę palcami. To były znamiona na resztę ich życia, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Nic nie było w stanie oszpecić Leili. Wciąż była piękna, czy wśród zieleni, czy wśród murów posiadłości – pasowała wszędzie.
        Z trudem musnął jej policzek oszukując się trochę, że chciał ją tym zbudzić. Ona wciąż jednakże spała, gdyż ruch mężczyzny był zbyt delikatny. Pogłaskał szczupłe ramię dziewczyny, szturchnął lekko, ale też na tyle mocno by poczęła coś przebąkiwać pod nosem.
        - Pst! Ruda!
        Leila mrużyła oczy nieco zdezorientowana. Od razu, pomiędzy gromadą czarnych rzęs dostrzegł błękitną tęczówkę. W tym momencie wydawała się wyjątkowo klarowna, szczególnie, że źrenice pomniejszyły się pod wpływem jaśniejącego poranka. Myślami błądziła jeszcze gdzie indziej, ale i tak lisołak pochylił się ku rudej i mówił szeptem.
        - Wstawaj śpioszku, czas rozprostować kości, a i może uda nam się załapać na niepowtarzalny widok - zapewnił po czym odsunął się nieznacznie, by Leila mogła wesprzeć się na rękach. Była odrobinę nieswoja, ale Verka pozwolił lisicy na poranne nieprzyjemności z wstawania, bo tak czy siak, miał ją wprowadzić w dobry nastrój. Nie pozwolił też by trwało to w nieskończoność, gdy jeszcze Leila powoli witała się z nowym dniem, on wstał i wyciągnął do niej rękę. Nie był pewien czy chwyciła ją automatycznie, ale nie robiło to żadnej różnicy. Momentalnie sam dźwignął ją do góry i trzymając wciąż jej dłoń pokierował poza obręby obozowiska.

        - Właściwie to wiesz, gdzie jesteśmy? – spytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Nazywają to miejsce „Wodospad Snów”. Długo się zastanawiałem właściwie dlaczego. Podobno jest to idealne schronienie dla zwierząt… Coś w tym chyba faktycznie jest, wyjątkowo dobrze spało mi się tej nocy. Mam nadzieję, ze tobie również – posłał jej nieśmiałe spojrzenie, nie był pewien czy czasem zachowanie Samiela w pewien sposób nie zraniło dziewczyny.
        - Ludzie mówią, że w jaskiniach wodospadu mieszka biały smok. Nigdy go jeszcze tu nie widziałem. Może dlatego jest to takie bezpiecznie miejsce dla zwierząt? – zaśmiał się. – Kto by się nie bał takiej straży?
        Gdy już oddalili się na odpowiednią, według Verki, odległość, lisołak przystanął i zwrócił się bezpośrednio w stronę towarzyszki. Oczy wciąż miała delikatnie ospałe, musiał ją czymś zagadać by czasem nie przysnęła na stojąco. Zawsze miała problem z szybkim rozbudzaniem się.
        - Może uda się go ujrzeć dzisiejszego ranka? – uśmiechnął się wyzywająco. Nie liczył iż faktycznie ujrzą gada, ale taka kapryśna zachęta idealnie pasowała do odzwierciedlenia ich relacji. Chciał też z resztą rozluźnić atmosferę. Namir pochylił się, jakby miał się złożyć w kłębek. Czarne ślady pazurów w powietrzu osłoniły jego ciało, a chwilę później męska sylwetka stała się ogoniastym mieszkańcem lasu.
        Przemiana lisołaka zaszła bardzo szybko, bez zastanowienia. Lis szturchnął wilgnym nosem nogę zmiennokształtnej. Otarł czule łepetynę o jej ciało, po czym zwrócił się radośnie w stronę okrężnej drogi do wodospadu. Rudo-biały ogon kołysał się ze zniecierpliwienia, ale Leila poddała się tej pokusie - może nie koniecznie ujrzenia smoka, a bardziej utkwienia w zwierzęcej formie. Gdy tylko się przemieniła, ubranie opadło na ziemię. Z gęstwiny materiału wyłoniła się w pełni słowa znaczeniu lisica. Namir był tak przyzwyczajony do paciorka zachowującego jego ubranie, że zapomniał o tym iż nie wszyscy posiadają taki luksus. Zbliżył się do jej odzienia. Wolał nie ryzykować czyimś psikusem podkradnięcia jej sukienki. Ponownie wrócił do człowieczej formy i uśmiechnął się pod nosem.
        - Tylko obiecaj, że nie będziesz się głośno śmiała.
        Przełożył sukienkę dziewczyny na swoje przedramię, wszelkie sztylety pozbierał i powciskał gdzie się tylko dało, odstawały z pasów i mógł teraz przypominać jeża, a buty rudej założył luźno na dłonie. Był idealnym kąskiem dla świeżo trenujących, ponieważ wyglądał jak wypchana kukła. Uśmiechnął się niewinnie, choć cwanie i ponownie wrócił do zwierzęcej formy. Podbiegł do Leili i szturchnął ją w bok, jakby chciał jej powiedzieć „kto pierwszy ten lepszy!”, a następnie wyminął w podskokach. Lisica mrugnęła kilkukrotnie, gdy otrząsnęła się z osłupienia od razu pobiegła w ślad za Verką. Dogoniła go bez przeszkód. Bieg jednak przemienił się w lisie pląsy. Raz to on kilkoma skokami ją okrążył, innym razem ona przemknęła mu pod pyskiem. Wydawali te dziwaczne, lisie dźwięki, które sprawiały im niemałą radość. Czasem ku zaczepce lisek próbował nadepnąć delikatnie na łapkę towarzyszki, ale wówczas Leila sama trącała go po uchu. Namir postawił uszy słysząc bardzo wyraźny szum wodospadu. Lisie pary oczu spotkały się, jakby wiedziały, że czeka ich kolejny, mały wyścig. Leila opuściła przednią część ciała i machała wzniesionym ogonem na boki dając znak, że jest gotowa do startu. Wyglądała naprawdę słodko, chociaż o takie myśli trudno w zwierzęcej formie. Nie czekał długo, gwałtownie wystartował zaskakując swoją towarzyszkę. Ponownie go dogoniła. Lisołak skoczył tak, by nie zrobić krzywdzie lisicy, ale dzięki temu poturlali się aż do brzegu nad wodą przypominając teraz jedną, wielką, rudą kulkę.
        Oboje teraz leżeli swobodnie na trawie. Verka wzniósł się delikatnie machając ogonem z zadowolenia, jakby był to najzabawniejszy kaprys w świecie. Ustawił głowę do boku, po czym otarł się zaczepnie o kark lisicy, jakby chciał ją przeprosić, ale za bardzo go kusiło. Przyjrzał się jej, nie wyczuł krwi więc turlanie się po trawie okazało się całkiem bezpieczne. Rozejrzał się dookoła. Widział kilka zwierząt przy wodospadzie. Łanie z młodym, mnóstwo ptaków, a nawet dostrzegł zająca, który położył uszy na grzbiecie w przestrachu przed drapieżnikami. On jednak nie miał zamiaru polować, nie czuł takiej potrzeby, bo Filipie ma zapas na cały rok w rozklekotanym wozie. W wolnej chwili zając zdecydował się uciec, ale wszystko niknęło na znaczeniu, gdy ona była obok. Poczuł, że lisołaczka kładzie pyszczek na trawie wspierając się częściowo o jego łapę. W pierwszym momencie cofnął uszy, nieco zdezorientowany, ale szybko się uspokoił. Czuł się jak w wieloletnim stadzie, chociaż należeli do niego tylko on i Leila. Spojrzał na taflę wody, teraz widział odrobinę inaczej, ale wciąż był w stanie ocenić porę dnia. Nie zdążyli na różowo-fioletowy wschód słońca. Oko Prasmoka było już bardzo wysoko na niebie i tylko oślepiało błyskami na wodzie. Uszy mu opadły, tak bardzo chciał pokazać dziewczynie ten widok. Pocieszyła go jednak myśl, że mogli oboje wreszcie swobodnie pohasać po lesie. Nigdy wcześniej czegoś podobnego wspólnie nie przeżyli. Owszem, w wiosce zmiennokształtnych nieraz biegał z braćmi i siostrami po dzikich łąkach, ale z Leilą wszelkie proste przeżycia nabierały nowych, nasyconych barw.
        Wzrokiem powędrował bliżej brzegu. Dostrzegł tworzące się kręgi na tafli wody oraz rozmazany obraz dwóch lisów. Nagle uderzyło go wspomnienie znad wody, gdzie oddał część siebie. Momentalnie wycofał łeb przymykając oczy, jakby ktoś poraził go ostrym światłem. Kochał dźwięk deszczu, lubił pływać, ale z drugiej strony, to umiłowanie stało się jego błędem. Wstał i otrzepał futro czując na sobie wilgoć bryzy. Poruszał niespokojnie uszami, starał się pozbyć nieprzyjemnego uczucia. Pokręcił nosem i stał przez krótki moment w totalnym bezruchu. Sam nie wiedział co ma w głowie, jakąś taką… pustkę. Verka przemienił się w ludzką postać i uśmiechnął do dziewczyny, gdy ustawił ręce na boki, tak by czasem jej buty nie wpadły do wody.
        - Trochę już… wcześnie – zauważył spoglądając na słońce.
        Zdjął z siebie cały dobytek Leili. Serce wciąż szybciej mu biło, nie odważył się spojrzeć we własne odbicie w tafli oczka wodnego.
        - Przebierz się… Nie będę patrzył – mruknął w obietnicy, a jeżeli wolała przebrać się w miejscu bardziej zaludnionym przez drzewa, to nie widział ku temu przeszkód. Tylko nie oddalał się za bardzo, na wypadek niechcianego towarzystwa.
        Byli gotowi wrócić do obozu. Spacerowali w ciszy, ale Verka w końcu postanowił się odezwać.
        - Oni nie wiedzą, że jestem lisołakiem – wyznał szczerze. – Wolałbym aby tak zostało…
        Zastanowił się. Pewnie Leila będzie chciała wiedzieć dlaczego, wolał uprzedzać odpowiedziami.
        - Filipie to straszna pepla, co już zapewne zauważyłaś, a ja mam nieprzyjazne stosunki z prawem – uśmiechnął się zawadiacko. – Jeżeli ktoś z wyżej ustawionych dowie się z kim to zadaje się wielka aktorka od razu zaczną ją męczyć, przesłuchiwać. Wolałbym uniknąć takich sytuacji. To dla świętego spokoju, i dla mnie, i dla niej.
        Byli zaledwie kilka kroków od obozu. Namir zaczął żałować, że wschody słońca i poranki trwają tak krótko. Pragnął nacieszyć się towarzystwem Leili jeszcze przez jakiś czas… Wciąż brakowało go na wszystkie wyznania. Mógł opowiedzieć jej wszystko, mógł ją obejmować godzinami, chciał by i ona była w stanie spojrzeć na niego z zupełnie innej perspektywy, ale teraz jakby się mimo wszystko nie znali. Musiał jej powiedzieć, musiał!
        W przypływie emocji Namir chwycił lisicę za ramiona i zwrócił ku sobie. Czuł jej oddech na swoich ustach, byli tak blisko siebie. Wszczepił w nią wzrok. Błękitne tęczówki pochłaniały jego duszę, zupełnie jak tamta woda. Tonął zniewolony uczuciem do niej.
        - Ja… - wykrztusił z siebie cicho.

***
        Elfka boleśnie jęknęła przykładając sobie rękę do czoła niczym postrzelona łania. Bardzo głośno przeżywała fakt, że w wozie jest wszystko prócz odpowiedniego ustrojstwa do chłodzenia kostek lodu. Teraz z wielką przyjemnością przełożyłabym kilka z nich do głowy, owinięte bawełnianym ręczniczkiem. Była ciekawa, czy kiedyś coś podobnego może wymyślą i to bez użycia magii. Świat byłby lepszy z takim, jak to ujęła aktorka, „chłodzolodem”. Teraz jednak ziemia Alarańska była nieco brzydsza w skacowanych i podkrążonych oczach Filipie.
        - Duil, wymyśliłeś tyle rzeczy a nadal jesteś za głupi by stworzyć chłodzolód – rzuciła niczym rozkapryszona księżniczka. Elf zapewne by odpyskował, gdyby sam nie musiał pójść w boczne krzaki wymiotować z powodu „złego samopoczucia”. Dzisiaj już wiedział, że braknie mu sił. Nie patrzył na nikogo, od razu wyłożył się jak kłoda w wozie. Mogli wrzucić tam teraz cały dobytek, nie obchodziło go to. Chciał spać jak niedźwiedź w zimowe dni.
        Jedynie Japker miał jasny umysł w tej krupie. Siedział grzebiąc w kuszy, aż do momentu, gdy na czworaka doczłapała się do niego Fui obdarzając go przesłodzonym i błagalnym spojrzeniem, aby zrobił jakiś specyfik na te wyjątkowe bóle głowy. Musiała się go nieźle naprosić, ale w końcu się zgodził. Pocałowała go z wdzięczności w usta i wcale się z tym nie kryła. Elf wstał doszukując się odpowiednich ziół, musiał przewalić Zortwiklana gdzieś pod ścianę wozu by mógł dostać się do swoich rzeczy. Ruc zaś, jak się doczołgała tak też i została. Spoglądała w niebo, kochała słońce, kochała drzewa. Kochała także Duila i Japkera. Dobrze, że ma ich blisko siebie. Cieszyła ją ta myśl. Pewnie Leila też się cieszy, że ma Samiela i w tedy to właśnie dojrzała przemienionego. Leżał na drzewie, prawdopodobnie już się obudził. Było zbyt jasno, szczególnie tam, na górze, gdzie obrał miejsce bez cienia liści.
        - Hej, bohaterze! – krzyknęła machając ręką, by zwrócić na siebie uwagę demona. – Może zechciałbyś przekąsić co nieco? – zaproponowała, ale gdy tylko dźwignęła się na łokcie od razu opadła. – Uch, ale mi ciężko… - westchnęła teatralnie. – Jak chcesz to sobie weź… Jak ci się spało kochany? Że też utrzymałeś się na tych gałęziach!
        Elfka przymknęła oczy zastanawiając się jaką kreację dzisiaj powinna ubrać. Nagle jej głowę przecięła rażąca myśl. Myśl o swojej sukni. Tym razem dźwignęła się swobodnie do siadu. Dzień wcześniej napadli ich zbiry, być może polowali na Leilę, lecz z drugiej strony ich krupa jest obrzydliwie bogata więc stali się dobrym kąskiem dla takich łowców. Uśmiechnęła się zachwycona tą myślą. Bogactwo nie starczyło do tego by przeżyć przygodę, ale sława za złapanie lisicy plus bogactwo już owszem. Nieważne, że większość złota trzymała w bankach, a ze sobą woziła jedynie ubrania, jedzenie, garnki i tym podobne rzeczy. Jeżeli ktoś znał aktorkę to chciał ją okraść. Przy łowcach nagród bardziej rozpoznawalna była chyba jednakże Leila. To wszystko było niebywale ekscytujące, ale mogła na tym ucierpieć suknia. Poza tym, jakoś polubiła te dwójkę. Chciała jakoś zatrzymać przy sobie nowych znajomych. Zaprzyjaźnić się z nimi, ale teraz nie mieli powodu ku temu by zostać z krupą. Głaskała palcami podbródek.
        - O czym tak myślisz? – spytał Japker gniotąc jakieś zioła w miseczce.
        - Czy kolor niebieski mi pasuje?
        - We wszystkim wyglądasz pięknie.
        - No tak, zapomniałam – przyznała i naprawdę o tym często zapominała. Lubiła słuchać komplementów, które przywoływały ją do porządku.
        - Samielu, a gdzie masz… O! Płomyczek wrrrrrócił!
        Filipie zerwała się by pomachać parze zmiennokształtnych. Namir wpatrywał się jeszcze w lisicę, ale nie łudził się na prywatność. Elfka momentalnie wparowała między dwójkę i pociągnęła za sobą dziewczynę.
        - Po pierwsze! Musisz mi powiedzieć czy…ach… ta ….uch!... sukienka…Duil! Zachowujesz się jak święta krowa!
        - Uhm… - mruknął zduszony głos utopiony w stercie ubrań.
        - Dlaczego musisz być taki męski? W sensie… ciężki! – wyrwała spod niego kieckę zawiązywaną na cienkich ramiączkach. Podobnie jak poprzednia, była prosta, jedynie zwężana innym sznureczkiem gdzieś na wysokości bioder. – Czy taki kolor mi pasuje? – spytała mierząc do siebie ubiór i lekko się kołysząc. – Zastanów się dobrze! A po drugie… Samiel! Potrzebuję cię pogromco bazyliszków! – zachichotała kokieteryjnie.
        Gdy demon zbliżył się do towarzystwa, Rui od razu przyciągnęła dwójkę do siebie i ustawiła tak by patrzyli tylko na nią. Słodki uśmiech zastąpił się nagle poważnym spojrzeniem, całkiem niepodobnym do elfki.
        - Mam pewną sprawę – rzuciła jakby mimochodem. – Jedziemy w stronę Menaos, a ostatnio napadli nas ci brzydcy ludzie. Nie chciałabym aby ta sytuacja się powtórzyła, boję się teraz podróżować. Wiecie… Mam nawalonego w wozie Duila, a Japker ma złote serce. Najchętniej to by komara nie zabił, gdybym tak nie marudziła. Przewożę bardzo cenną rzecz, nie chce aby wpadła w niepowołane ręce. Ty uratowałeś ją, ona uratowała mnie… - głos aktorki znowu nabrał słodyczy. – Jesteście idealni do prostego zlecenia. Zdążyłam wam już zaufać… A poza tym, jestem i wypłacalna, i za pomoc bardzo wdzięcznym pracodawcą. Czy uczynilibyście dla mnie ten zaszczyt i przyjęli moją propozycję? Muszę koniecznie trafić do królestwa w moim towarem!
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Chociaż miała wiele na głowie i jej myśli krążyły wciąż niespokojnie wokół trudnej dla niej rozmowy z Samielem, zasnęła bez problemu. Jak zawsze zresztą. To akurat Leili trzeba było oddać, że niezależnie od sytuacji, niespokojnego umysłu, a nawet możliwego zagrożenia, zasypiała jak kamień, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki. Lub ziemi, w tym wypadku. Minęło więc zaledwie kilka chwil, nim zwinięta w kłębek na posłaniu, trzymając kurczowo w objęciach kawałek pledu, pogrążyła się w głębokim śnie.
        - Pst! Ruda! – rozległo się koło jej ucha razem z delikatnym szturchnięciem.
        Poruszyła lekko płatkami nosa, gdy poczuła znajomy lisi zapach, jednak cichym pomrukiem protestowała przed wczesną pobudką. Pierwszy sygnał do wstawania jednak już powstał i teraz jej sen sypał się niczym domek z kart, gdy do zamroczonego umysłu docierały kolejne bodźce. Zmrużyła oczy, walcząc z nadchodzącym rozbudzeniem, jednak w końcu jej powieki uchyliły się lekko. Uśmiechnęła się nieco zaspana, widząc pochylonego nad sobą Namira i słuchała go jednym uchem, podnosząc się na rękach i przecierając dłonią oczy.
        Jej myśli zgubiły się tylko na chwile, gdy zmącone przerwanym snem łączyły obecność lisołaka z ich dzieciństwem w zamku. Ta mara została jednak szybko rozwiana przez leśną okolicę i dojrzałe już oblicze przyjaciela. Z uśmiechem złapała jego dłoń i dała poprowadzić się za rękę, wciąż poziewując ukradkiem. Na pytanie pokiwała przecząco głową, dalej tylko słuchając, aż chłopak nie spojrzał na nią pytająco – wówczas skinęła głową na potwierdzenie. Nigdy nie była zbyt rozmowna z samego rana, widząc jednak znaczące spojrzenie Namira zaczęła rozbudzać się powoli, a propozycja psot wywołała uśmiech na jej twarzy. Oczywiście nawet gdyby mieli szansę na zobaczenie smoka, nie zbliżyłaby się do niego na więcej niż zasięg wzroku, w końcu mógłby ich przypiec i zjeść. Wiedziała jednak co lisołakowi chodzi po głowie jeszcze zanim opadł na ziemię w swojej zwierzęcej postaci. Uśmiechnęła się, gdy trącił ją wilgotnym nosem w łydkę, po czym sama przymknęła na moment oczy i opadła na ziemię, ginąc w swoich ubraniach.
        Lisica z cichym fukaniem wyplątywała się z rzemieni utrzymujących jej sztylety przy udach, a później spod sukienki, która przez moment zdawała się barierą nie do pokonania. W końcu jednak wyskoczyła na zewnątrz z rozdziawionym z radości pyszczkiem i dobiegła do przyjaciela, ten jednak minął ją, wracając do jej ubrań. Widząc, że przemienia się znów w człowieka przysiadła na zadku i przechyliła ze zdziwienia łepek z takim impetem, że jej uszy załopotały. Z zaciekawieniem obserwowała jak przerzuca sobie przez ramiona jej ubrania, po czym znów wraca do zwierzęcej formy. Szczeknęła zaskoczona, gdy i jej strój zniknął jak zaczarowany, przez co oczywiście umknął jej start niezapowiedzianego wyścigu. Poczuła jedynie trącenie w bok, a później widziała już tylko ogon odbiegającego w podskokach lisa. Niedoczekanie!
        Dogoniła go w mgnieniu oka, jednak Namir z wyścigów zrobił małą potyczkę, ciągle ją zaczepiając, obiegając wokoło i próbując podeptać po łapkach. Nie pozostała mu dłużna, trącając go bokiem i ciągle wyprzedzając, by pokazać, że jest szybsza. Zatrzymała się jednak, słysząc szum wodospadu i posłała lisowi znaczące spojrzenie, jednocześnie przypadając do ziemi, gotowa do kolejnych wyścigów. Znów ją uprzedził, oszukując, więc z oburzonym szczeknięciem dogoniła go w podskokach i już obejmowała prowadzenie, gdy poczuła padający na nią rudy ciężar i potoczyła się w dół. Zaplątała się w łapach lisołaka, próbując dziabnąć go w ucho za ten podstęp, ale ciągle lecieli bezwładnie w dół, więc ograniczyła się do pokopania go trochę, gdy już wylądowali. Zaraz jednak położyła się na trawie, opierając pyszczek o łapę Namira i uśmiechając się błogo, zapatrzona w wodę. Było tak wspaniale i beztrosko! Tak długo nie mogła się przemieniać, że teraz zdawało jej się, iż mogłaby pozostać w tej postaci w nieskończoność. Miała przy sobie najlepszego przyjaciela i to jej wystarczało, zwłaszcza że w lisiej formie miała tendencję do zapominania o rzeczywistości, ginąc nieco w ferii zwierzęcych instynktów.
        Podniosła łepek, gdy poczuła jak ciało lisa spina się całe. Pytające spojrzenie dziewczyny ścigało odwracającego wzrok Namira, aż ten nie przybrał ludzkiej postaci. Szczeknęła w jego stronę, ale on już zostawiał jej ubrania na trawie odwracając się, by dać jej nieco prywatności. Sapnęła przez nosek nieco zdezorientowana, ale posłuchała i powróciła niechętnie do swojej ludzkiej formy. Od razu zrobiło jej się chłodniej i niezręcznej. Rzuciła nieco zazdrosnym spojrzeniem na w pełni odzianego przyjaciela i podeszła do swoich ubrań, wciągając je na siebie jak najszybciej, chociaż chwilę walczyła ze skomplikowanymi pasami na sztylety. W pełni odziana podeszła do Namira, zerkając na niego ukradkiem, chcąc wybadać co też się stało, że tak nagle oklapł mu humor.
        - Oczywiście – odpowiedziała zaraz na prośbę, nie pytając o powody takiej decyzji, jednak chłopak zaraz sam zaczął się tłumaczyć. Leila wysłuchała grzecznie, chociaż ciągle nurtowała ją inna kwestia, co w końcu z siebie wyrzuciła.
        - Jak to robisz, że po przemianie twoje ubrania znikają, a później znów się pojawiają i nie jesteś… nagi – zapytała, uśmiechając się nieśmiało. Pamiętała przecież, że w zamku po wspólnych zabawach chłopcy szli do swojej szatni, a dziewczynki do swojej, by dzieciaki nie biegały razem po podwórzu, gołe jak je Arsen stworzył. Było to niezwykle kłopotliwe i była wtedy przekonana, że gdyby istniał jakiś sposób na to, by pozwolić młodzieży zachować stroje, mag by go wykorzystał. Teraz jednak, z perspektywy czasu i zdobytej wiedzy, to mógł być kolejny sposób na kontrolowanie lisołaków. Tak zamyśloną złapał ją Namir, odwracając nagle ku sobie. Spojrzała na niego z pytaniem w błękitnych oczach, gdy próbował coś z siebie wyksztusić.
        - Wszystko w porządku? – zapytała nieco zmartwiona, jednak zdanie zmiennokształtnego miało pozostać nieskończone, gdy do uszu obojga dobiegło znajome śpiewne, lecz tym razem nieco zachrypnięte wołanie. Leila zaśmiała się pod nosem, podczas gdy Namirowi oklapły ramiona, gdy elfka wparowała między nich, jakby nie dostrzegała chłopaka i pociągnęła za sobą dziewczynę. Ta z kolei zdążyła tylko złapać przyjaciela za rękę i takim łańcuszkiem dobiegli do obozu.
        Ruda przyglądała się Felipie przez chwilę, by zaspokoić jej żądanie „zastanowienia się”, ale nie miała wątpliwości. Kobieta we wszystkim wyglądała przepięknie i takie też słowa usłyszała od dziewczyny.
        - Och, Płomyczku, komplementy są zbędne – machnęła niedbale zgrabną dłonią.
        - Ależ to prawda, będzie ci pięknie w tej sukience – powtórzyła ze szczerym uśmiechem, a elfka zaśmiała się perliście.
        - Skoro nalegasz! – zachichotała i przeszła zaraz do kolejnego problemu. Leila w tym czasie podążyła wzrokiem do Samiela i uśmiechnęła się do niego miło.
        Wstyd przyznać, ale dopiero teraz przypomniało jej się, że mężczyzny nie było na posłaniu obok, gdy się budziła. Faktem jest, że percepcję lisołaczki o poranku można przyrównać do kamienia, ale mimo wszystko poczuła wyrzuty sumienia. Na pewno martwił się, że zniknęła tak bez słowa, a ona nie pomyślała wcześniej by powiadomić kogokolwiek, że odchodzą na chwilę z Namirem. Teraz jednak nie miała okazji przeprosić Zabójcy za to zniknięcie, gdyż Felipie skutecznie przykuwała całą ich uwagę, a dziewczyna słuchała jej z rosnącym zdumieniem i podekscytowaniem.
        JEJ PIERWSZE ZLECENIE!
        Błękitne oczy rudowłosej rozszerzyły się w zachwycie, ale też powędrowały też zaraz w stronę Samiela, gdy dziewczyna milcząco pytała o pozwolenie. Ale dlaczegóż by się nie zgodzić? Będą mieli okazję pobyć dłużej z nowymi znajomymi, Leila znowu się czegoś nauczy i jeszcze zarobią. Oczywiście rozumiała, że dla takiego Zabójcy jak on, takie zadanie to błahostka, może nawet uznać, że poniżej jego godności. Ale ona by tak bardzo chciała! Mało co nie pociągnęła go za rękaw, ale gdzieś na dnie podekscytowanego umysłu znalazły się resztki godności i lisica wyprostowała się nieco, splatając dłonie przed sobą.
        - Ja bardzo chętnie! Samiel? – zapytała słodko, zerkając na niego w nadziei, że jej nie odmówi… tak od razu.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wschód słońca oglądało się tak samo przyjemnie, jak gwiazdy na niebie. Samiel nie zmrużył oka przez całą noc, jednak to nie oznaczało, że za dnia będzie odczuwał to w postaci zwiększonego otępienia zmysłów czy może tego, że będzie denerwować go więcej rzeczy niż normalnie. Często zdarzało mu się wytrwać więcej niż jedną noc bez snu, w jednym miejscu i z ciągłym oczekiwaniem na dogodny moment do zaatakowania ofiary. Ludzie często wyobrażali sobie robotę skrytobójcy jako taką, która polega na wytropieniu celu i natychmiastowym zabiciu go. Oczywiście, najczęściej było to błędne myślenie, bo tego typu „szybkie zlecenia” można było nazwać rzadkością. Nieczęsto zdarzało się, iż zabójca, gdy już wyśledzi ofiarę, trafi od razu na moment, w którym będzie ona przechodzić przez ciemną lub pustą uliczkę, będzie w miejscu, w którym nikt nie usłyszy jej ewentualnych krzyków i nie zobaczy, jak jest zabijana albo, gdy po prostu jest sama w domu lub pokoju w karczmie. Najczęściej trzeba było przez jakiś czas podążać za celem i wyczekiwać odpowiedniej chwili na to, żeby pojawić się i zabrać mu życie.
Przemieniony obserwował słońce, które powoli wyłaniało się zza horyzontu i oświetlało Alaranię, sprawiając, że wszystko budziło się do życia, zachęcone tym, iż otoczenie robiło się coraz jaśniejsze. Usłyszał szelest, który zignorował, bo był niemalże pewien, że został on wywołany przez niegroźne zwierzęta. Gdyby była to kolejna grupa bandytów, na pewno usłyszałby ich rozmowę. Mimowolnie, pełnił też rolę wartownika, który obserwował otoczenie i wypatrywał czegoś, co mogłoby zagrozić tym, którzy śpią tam na dole. Później znowu pogrążył się w swoich myślach, a do rzeczywistości przywołał go głos elfki, gdy usłyszał, że woła go po imieniu.

Większość drogi na dół pokonał skacząc po gałęziach, a później odbił się od tej, na której stał i pozwolił sobie opaść w dół, aby miękko wylądować na trawie. Lata doświadczeń nauczył go, jak skutecznie lądować, gdy zeskakuje się z czegoś, co znajduje się na wysokości przekraczającą liczbę twojego wzrostu. Skutecznie, czyli tak, żeby nie połamać sobie nóg.
Podszedł do Felipie, a także do lisołaczki, którą elfka znalazła najpierw. Twarz przemienionego, standardowo, miała na sobie wyraz, z którego ciężko było odczytać emocje. Kolejne przyzwyczajenie, jednak ono nie pozwalało na wyczytanie innym jego intencji, co przydawało się także w walce, gdy przeciwnik patrzył się na niego i próbował odczytać, jaki będzie następny krok zabójcy. Taki wyraz twarzy utrudniał na tyle dobrze, że o jego zamiarach było wiadomo dopiero wtedy, gdy zdecydował się na jakiś ruch. Zdawał sobie sprawę, że przez to może wydawać się mniej ludzki osobom, z którymi zwyczajnie rozmawia, bo jego „maska” działała wtedy na podobnej zasadzie, co w trakcie walki – naprawdę utrudniała odczytanie jego emocji, o ile nie robiła tego praktycznie niemożliwym. Uważnie przyglądał się elfce, gdy ta tłumaczyła im, o co chodzi. Felipie mogła ich zwyczajnie zapytać o to, gdzie zmierzają i poprosić, żeby towarzyszyli im, aż do Menaos, jednak ona umiejętnie zamieniła prośbę w zlecenie.
         – Niech weźmie je Leila. Ja… nie jestem kimś, kto zajmuje się eskortą. To będzie jej pierwsze zlecenie, a ja będę ją obserwował i sprawdzał, jak sobie radzi. Oczywiście wkroczę, jeśli sytuacja będzie tego wymagała, jednak głównie będę ograniczał się do tego, o czym wspomniałem wcześniej – odpowiedział po chwili, którą poświęcił na zastanowienie się nad tym, co chce powiedzieć. Mógł odmówić, to prawda, bo przecież i tak nie zajmował się takimi rzeczami, jednak zmienił to tak, żeby zlecenie to było pierwszym, którego podejmie się Leila.
         – Wezmę trzecią część zapłaty, a Leila dostanie resztę – dodał na koniec. Niby był tu jedynie pomocą, jednak nadal musiał coś z tego mieć, skoro już zdecydował się na to, że oboje podejmą się tego zadania. Właściwie, mógłby powiedzieć, żeby całość powędrowała do Rudej, bo on i tak nie musiał narzekać na braki w sakiewce, jednak… chciał coś z tego mieć, bo przecież on także zgodził się na to zlecenie. Poza tym, opłata ta gwarantowała też to, iż wkroczy do akcji, jeśli sytuacja naprawdę będzie nieprzyjemne i będzie wiedział, że lisołaczka może sobie nie poradzić w pojedynkę.
         – Zgadzacie się na to? - zapytał, spoglądając najpierw na zmiennokształtną, a później na elfkę. Obie mogły coś dodać lub pozmieniać w tym, co właśnie ustalali między sobą. Właśnie to miało zasugerować jego pytanie – jeśli chcą coś dopowiedzieć, to należy zrobić to właśnie teraz… albo przyjąć takie warunki, jakie zostały im przedstawione.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Namir spojrzał na Leilę z delikatnie zwężonymi ustami. Uśmiechnął się automatycznie na pytanie lisicy. Był tak przyzwyczajony do swojego paciorka, że czasem zapominał o jego funkcjonalności oraz braku takich gadżetów u swoich braci.
        - Paciorek – wyznał chwytając jednego dreda, na którym ów magiczny przedmiot został ulokowany. – Nie pamiętam skąd go wytrzasnąłem, ale muszę przyznać, że to jedna z lepszych rzeczy jaka wpadła mi w ręce. Hm… Może udałoby mi się załatwić taki drugi, ale to gdy dotrę do jakiegoś królestwa.
        Filipie potrafiła rozpalić serca, ale była zdolna do równie szybkiego ugaszenia atmosfery, o czym przekonał się po raz kolejny Verka. Jego wyznanie odeszło gdzieś na bok, gdyż w centrum uwagi zawsze musiała pozostawać niezaspokojona artystka. W dodatku kobieta dosłownie porwała mu kobietę. Niemniej jednak, w pewnym sensie aktorka mu to wynagrodziła, gdy na twarzy rudowłosej ukazał się zachwyt.
        Namir zbliżył się o kilka kroków spoglądając na dwójkę, stał gdzieś za plecami Fui, która na słowa ów Płomyczka zagryzła dolną wargę by nie piszczeć z radości. Powstrzymywała się równie mocno, co Leila w oczekiwaniu na pełne wypowiedzi towarzyszy.
        - Och, układy i podziały między wami mnie nie interesują – machnęła obojętnie ręką. – Grunt, że… - zaczęła niskim tonem - … się zgodziliście iiiiiiii!!!!!! – pisnęła w podskokach łapiąc lisicę za dłonie. Tak ogromnie się cieszyła! Będzie teraz mogła przeżyć wielką przygodę w tym nudnym świecie odgrywania ciągłych ról!
        - Ogarnia mnie niezmierna radość! – wyznała szczerze. – Zapakujmy wóz i ruszajmy w drogę – uśmiechnęła się urokliwie Fui.
        Elfka w dziewczęcych podskokach zebrała kilka materiałów, oczywiście tak by się nie zmęczyć. Brudną robotę zawsze odwalali jej dwaj współtowarzysze, teraz liczyła na Japkera oraz Namira. Elf z przyzwyczajenia zbierał to co cięższe, a lisołak z grzeczności nie omieszkał odmówić pomocy dla przyjaciół. Wbrew pozorom, artyści nie dbali o idealny porządek w wozie, rozpakowywali się praktycznie co noc więc nawet Filipie nie widziała sensu w dokładności układania wszystkiego, chyba, że było to ubranie. Byleby wiedzieć orientacyjne, co gdzie się znajduje, nie uwierało i zmieścić przy okazji podróżnych.
        - Płomyczku – w pewnym momencie elfka ponownie zagaiła do Leili. – Przyszyłam ci te guziki, do tej… ehm… koszuli – powiedziała oddając z niechęcią odzienie zmiennokształtnej. Dla Filipie grzechem było nosić coś tak zwykłego na kimś tak pięknym! – Doszyłam dwie szlufki i proszę o, tutaj dla ciebie pasek, żeby trochę uwydatnić to twoje cudne wcięcie w tali! Mrrr! Hihi!
        Japker przygotował konie do uprzęży. Nie dało się ukryć, że ma on niebiańskie podejście do zwierząt, które czują się przy nim szaleńczo bezpiecznie. Filipie zawsze cieszyła się na przejażdżki, nawet jeżeli była to codzienność.
        - Nigdy nie stajesz w miejscu, a wciąż brniesz do przodu – mówiła z dziwnym spokojem.
        W końcu byli gotowi ruszyć w podróż. Artystka usiadła na przodzie, tuż obok Japkera pozostawiając konającego Duilesgara na tyłach wozu. Wyznała swoim nowym „ochroniarzom” iż cenna rzecz znajduje się tuż za ścianką, ale nie było co marnować dnia na pokazywanie towaru. Jeszcze nie teraz! Nie mieli w planach pędzić szaleńczo przez las więc równie dobrze zarówno Leila, jak i Samiel, mogli usiąść na tyłu na wozie lub iść obok. Byleby dobrze pilnowali!
        - Hej, grajku – uśmiechnęła się przed odjazdem do Namira. – Ruszasz z nami?
        - A płacisz za ochronę? – odpowiedział zaczepnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
        - Nie znasz starej zasady? Starych przyjaciół się nie wynajmuje – obróciła głowę, niby urażona. – A wykorzystuje – dodała z uśmiechem.
        - Za to nowych kupuje? Hehe, no już. Nie patrz tak na mnie. Menaos może być mi po drodze –uśmiechnął się lisowato, a gdy ruszyli w drogę on zrównał się do towarzystwa Leili i Samiela.
        Verka wyciągnął z wyraźną ulgą, gdy szedł spokojnym krokiem.
        - Miejmy nadzieję, że nic się nie wydarzy – mruknął drapiąc się palcem po zaroście. – A więc… teraz pracujecie razem? – spytał ostrożnie zmiennokształtną i przemienionego.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila słuchała słów Samiela z szerokim uśmiechem na twarzy, dosłownie rozpromieniona. Tak się cieszyła, że się zgodził! Pomysł, by było to tylko jej zadanie wywołał tylko nutkę niepokoju, czy na pewno sobie poradzi, ale Zabójca obiecał przecież, że będzie miał na nią oko, więc nie powinna się tym martwić. O zapłacie w ogóle nie pomyślała, ciesząc się przede wszystkim, że znów będzie mogła nauczyć się czegoś nowego, że być może będzie miała okazje do walki, a przede wszystkim, że spędzi jeszcze trochę czasu z Samielem i Namirem. Nie mówiła jednak tego głośno, samodzielnie dochodząc do wniosku, że zrzekanie się zapłaty nie świadczy dobrze o profesjonalizmie danej osoby, bo skoro ona nie potrafi siebie docenić, jak miałby zrobić to ktoś inny? Gdy więc Samiel zapytał tylko czy takie rozwiązanie jej odpowiada, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała krótko w usta w ramach odpowiedzi. Zaraz jednak została porwana znów przez Felipie, która niemal odtańczyła taniec radości, zdając się być jeszcze bardziej zachwyconą tym pomysłem niż Leila, co było z pewnością zaskakujące.
        Pakowanie poszło zaskakująco szybko, a lisołaczka wykorzystała ten moment by odejść na bok z elfką i odebrać od niej swoje ubranie.
        - Dziękuję ci Felipie – powiedziała i uciekła do wozu, by się przebrać, na co oczywiście artystka pognała za nią.
        - No ależ nie ma za co, zupełnie. Żaden problem, poza tym no nie da się ukryć, że jednak przeze mnie ci te guziczki poodlatywały – zachichotała, opierając się o ścianę i bez krępacji przyglądając się jak dziewczyna się przebiera. – Ale wiesz Płomyczku, naprawdę lepiej byłoby ci w sukience. No ale dobrze już, wiem, rozumiem! Daj, ja ci pomogę z tym paseczkiem, o, to idzie tutaj i tu sobie związujesz, zobacz! Jaką masz talię dziewczyno!
        Leila z ulgą wciągnęła znów swoje spodnie i koszulę, odpowiednio zmodyfikowaną przez Felipie. Rzeczywiście teraz nie wyglądała już tak męsko, gdy do podwiniętych do łokci rękawów dołączył pasek, ściągający materiał w talii i profilujący koszulę w bardziej kobiecym wydaniu. Ostatecznie też artystka wcisnęła dziewczynie do plecaka pasy na broń, gdyby ta kiedyś zmieniła zdanie i przerzuciła się na sukienki, albo chociaż ucięte spodenki i chciała nadal nosić broń przy udach. Poprzytulały się na koniec i wyszły na zewnątrz, Leila już w dawnym stroju, zostawiając plecak w wozie.

        Gdy nietypowe towarzystwo zebrało się w końcu do drogi, dziewczyna ruszyła początkowo marszem koło wozu. Nie była typem piechura, ale uznała, że powinna przyzwyczajać się do dużej ilości chodzenia, w końcu nie wiadomo kiedy taka wytrwałość może się przydać. Poza tym w razie czego może przecież wsiąść na wóz, albo biec w formie liska. Na czterech łapkach nigdy się nie męczyła! Nagłe pytanie Namira, który zrównał z nimi krok, nieco ją zaskoczyło i na moment starło lekki uśmiech z twarzy.
        - My? Nie… To znaczy… - zwątpiła na moment, znów stając przed trudnym zadaniem zdefiniowania swojej relacji z Zabójcą, ale postanowiła się oprzeć na tym, co sam mężczyzna ostatnio o nich mówił. – Samiel mnie uczy, ja jeszcze niewiele wiem – powiedziała bardzo samokrytycznie, spuszczając wzrok.
        – Umiałam posługiwać się sztyletem, ale to jak on walczy jest niesamowite! – powiedziała, ponosząc znów zachwycony nagle wzrok i spoglądając to na jednego to na drugiego, idąc między nimi. W końcu też zatrzymała spojrzenie na Namirze, gdy przypomniała sobie o czym rozmawiali wcześniej. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, szturchając zaczepnie dreda, na którym znajdował się paciorek.
        - Przydatna rzecz, jak możesz nie pamiętać skąd go masz? – zapytała cicho ze śmiechem, w jej mniemaniu zupełnie niewinnie. Pamiętała, że obiecała Namirowi nie zdradzać ich rasy, ale Felipie była zagadana ze swoimi towarzyszami, a Samiel nawet jeśli usłyszał to nie ma w zwyczaju plotkować. A ona tak bardzo chciałaby mieć taki paciorek! Mogłaby się zmieniać w lisa i wracać do ludzkiej postaci kiedy tylko by zapragnęła! Żeby tylko ten wariat przypomniał sobie skąd go ma. Bo z pewnością takiego cudu nie można było kupić na byle straganie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Spodziewał się, że Leila pozytywnie zareaguje na jego decyzję. Właściwie, wcześniej sam nie był do końca pewien, gdzie powinni się udać, jednak później, gdy elfka przedstawiła im swoją propozycję, uznał, że Menaos mogłoby nadawać się na ich cel. Dlatego też powiedział, że i tak jest im po drodze. Jeśli chodzi o samą reakcję lisołaczki… bardziej spodziewał się szerokiego uśmiechu i pozytywnych słów, a nie tego, że dziewczyna rzuci się na niego i pocałuje. Chociaż, dobrze było ponownie poczuć smak jej ust, nawet przez niedługą chwilę.
         – Tak, tak. Nie ma za co – odpowiedział, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Można było powiedzieć, że była to odpowiedź zarówno na radość Filipie, jak i na reakcję lisołaczki. W każdym razie, wyglądało na to, że spędzą jeszcze trochę czasu w takim towarzystwie.

Leila i Filipie znowu gdzieś zniknęły, a on, z racji tego, że brakowało mu jakiegoś zajęcia, postanowił pomóc w złożeniu wszystkiego i przygotowaniu do dalszej drogi. To zajęcie wystarczyło mu tylko na niedługą chwilę, jednak w tym czasie dziewczyny zdążyły już wrócić. Leila ponownie ubrana była w koszulę i spodnie, ale dało się dostrzec kilka poprawek, które najpewniej wprowadziła elfka. Było to widać zwłaszcza w przypadku koszuli, która leżała teraz na ciele zmiennokształtnej o wiele lepiej niż wczoraj. Nawet przyjemniej się na to patrzyło, zwłaszcza że materiał podkreślał talię dziewczyny. Niedługo po tym, w końcu ruszyli w drogę, a on i lisołaczka zaczęli iść obok wozu. Namir dość szybko do nich dołączył, od razu zadając pytanie.
         – Szlak jest nieprzewidywalny. Lepiej być gotowym na wszystko, a nie trzymać się nadziei, że podróż przebiegnie bezpiecznie – odpowiedział po chwili. Nie kryła się w tym uraza albo coś podobnego, co można by było przekazać osobie, która ma inny tok myślenia niż ty. Samiel zawsze był gotowy na ewentualność walki z kimś… lub czymś, dlatego zaskoczenie go było dość trudne. Przemieniony był na tyle szybki, iż wyćwiczone odruchy przyczyniały się do tego, że mógł dobyć swe ostrza błyskawicznie i od razu ruszyć do ataku. Walczył własnym stylem. Sam go opracował już po tym, gdy stwierdził, że nie znajdzie osoby, która będzie w stanie nauczyć go więcej. Niby ktoś mógłby powiedzieć, że widział już kiedyś podobne ruchy, jednak to dotyczyłoby tylko części sposobów, jakimi walczył zabójca. Jego system walki opierał się trochę na tym, co umiał już wcześniej, a to z kolei była wiedza, którą jedna osoba posiadła od drugiej, ta jeszcze od innej… i tak dalej. Demon obiecał lisołaczce, że nauczy ją walki, jednak nie miał zamiaru pokazywać jej coś, co kwalifikowało się do jego osobistego stylu – wystarczy, że pokaże jej część tego, czego nauczyli go jego mistrzowie. Nie to, żeby chciał ją opuścić jak najszybciej, czy coś, jednak nie spodziewał się, aby przebywali ze sobą na tyle długo, że uda jej się posiąść całą wiedzę, która została mu przekazana przez innych wojowników używających sztyletów do zadawania ran, także tych śmiertelnych.
Głos zmiennokształtnej wyrwał go z zamyślenia. Przypomniał sobie pytanie, które zostało zadane przez Namira.
         – Chociaż nasza relacja może się nieco różnic od takiej przykładowej relacji między nauczycielem a uczniem – dopowiedział. Musiał przywołać w pamięci słowa, którymi odpowiedziała dziewczyna, żeby wiedzieć, co do tego dodać. Wcześniejszy pocałunek, którym Leila podziękowała mu za to, że zgodził się na pomoc elfom, mógł być dobrym przykładem, żeby potwierdzić to, o czym wspomniał Samiel. Z drugiej strony, na początku nie był pewien, czy powinien wypowiadać te słowa, jednak przekonał sam siebie, że może lepiej będzie to powiedzieć, niż przemilczeć tę kwestię.
         – Dzięki, miałem dużo czasu na naukę – odparł szczerze na komplement od zmiennokształtnej i uśmiechnął się do niej. Cóż, musiał przyznać sam przed sobą, że ta dziewczyna miała w sobie coś, co sprawiało, że uśmiechał się trochę częściej. Nie był pewien, jak może to nazwać, dlatego nawet nie próbował tego robić. Wydawało mu się, iż jest to związane z jej charakterem, jakaś cecha w nim, która powoduje u niego takiego zachowanie, jednak nie zmieniało to faktu, że i tak nie do końca wiedział, jak ją nazwać.

Leila i Namir zaczęli ze sobą rozmawiać, a on postanowił poświęcić trochę czasu na obserwację otoczenia. Skupił się na tym trochę bardziej niż na słuchaniu rozmowy, która toczyła się między dwójką idącą obok niego. Nagle coś sprawiło, że krzaki po lewej stronie traktu zaszeleściły złowrogo, a wzrok zabójcy od razu skierował się w tamto miejsce. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą, gdy z zarośli wybiegło niewielkie stado jeleni i szybko przedostało się na drugą stronę drogi, aby tam zniknąć w leśnej gęstwinie. Fałszywy alarm, jednak i tak mógł podnieść ciśnienie każdej osoby z karawany – wystarczy, że wszyscy przypomnieli sobie to, co wczoraj stało się na polanie. Z drugiej strony to, jak każdy z osobna zareagował na podejrzany szelest, świadczyło też o tym, czy dana osoba obserwuje otoczenie i zwraca uwagę na sygnały, czy może tego nie robi.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Pocałunek Leili był… cóż… Nie dało się go zignorować. Całe szczęście, że trwał krótko, bez zbędnych namiętności, bo Namir nie sądził by dał radę tak po prostu stać i patrzeć, a obrócenie głowy w drugą stronę przyszło mu z trudem nawet teraz, bo chociaż bardzo nie chciał na to patrzeć to ukłucie zazdrości zwyciężyło. Odwrócił wzrok dopiero po akcie, który w jego oczach trwał wiele godzin, a nie zaledwie niespełna minutę. Sposób w jaki zmiennokształtna obejmowała Samiela był rozrywający, jakby tępy pazur wbity w klatkę piersiową za wszelką cenę brnął w dół ignorując twarde kości na swej drodze. Filipie swoim darem wpieprzania się gdzie popadnie chociaż raz się na coś zdała i zmiennokształtny mógł odetchnąć przełykając wielką gulę zazdrości w jego gardle, gdy porwała za sobą lisicę.
        Przygotowania trochę zajęły mu głowę. Starał się szybko wymazać zapamiętany obraz. Mimo wszystko, gdzieś wciąż to za nim chodziło.
        - Ja po prostu nie lubię walczyć – odparł swobodnie Namir na wypowiedź przemienionego. – Zadawanie bólu mnie wybitnie nie bawi, chociaż są sytuacje bez wyjścia – dopowiedział nieco ciszej wkładając dłonie do kieszeni.
        Pytanie lisołaka zabrzmiało zaskakująco lekko, ale wewnątrz wciąż był wzburzoną wodą i tak jak wypowiedź Leili była akceptowalna, tak dopowiedzenie kilku słów ze strony Samiela wzbudziły nowy wiatr na otwartym morzu. Brwi Namira delikatnie ściągnęły się do środka, a na jego ustach zagościł mało zadowolony uśmiech.
        - Tak, to dało się zauważyć – odpowiedział, lecz od razu też miał ochotę ugryźć się w język. Czy on naprawdę musi się złościć, że Leila być może kogoś ma? Nie mógł jej przecież zabronić kochać innego mężczyznę, a już szczególnie takiego, który ją uratował… „W przeciwieństwie do niektórych” – wyrzucił sobie w myślach.
        - Fach masz w ręku – dodał szybko potwierdzając zdolności Samiela. Gość miał na karku z pewnością wiele wiosen, nie reagował pochopnie podczas walki. Każdy jego ruch zdawał się przemyślany i celny. Verka był świadom swoich nietrafnych ciosów, ale głównie pojawiały się one z powodu oporu do zadawania śmiertelnych ran. Poza tym, lisołak nie myślał nad kolejnym ruchem, a wyłapywał słabe punkty w trakcie walki. Doglądał okazji, a nie odgórnie zakładał pewne układy. Stąd też zdecydowanie bardziej musiał unikać ciosów podczas takiego oczekiwania na okazję niż zadawać cięcia sztyletem. Czuł się w tej formie wygodnie, miał dzięki temu poczucie kontroli. W pewien sposób dostosowywał się do gry przeciwnika by w ostateczności złamać jego zasady. Pewność siebie zawsze pozwala brnąć do przodu, bo jeżeli coś pójdzie nie tak to często ratuje odrobina narcyzmu i podziwu dla samego siebie by wykaraskać się z opałów. Ludzie słabi upadają i tylko silny bodziec jest w stanie dźwignąć osobę do góry, a tym bodźcem są najczęściej emocje, którym nie zawsze warto ufać.
        Namir delikatnie przystanął, ale szybko złapał na nowo krok słysząc ostatnie słowa dziewczyny. Wyglądało jakby pogubił się w rytmie własnego chodu i wydawał się być wiarygodny w połączeniu z niewinnym uśmiechem. Słowa typu „zapamiętać”, „wspomnienia” i wszystkie inne odmiany „pamięci” zawsze zbijały go z tropu. Niewielu osobom zdradził swoją tajemnicę, Leila powinna należeć do tego grona osób, ale… Tak przy Samielu o tym opowiadać? Nieeeeee… Może być nawet wybrankiem życia lisicy, a i tak nie potrafiłby się z nim tak bratersko zbratać. I to z powodu właśnie Leili.
        - Ekhm… - odchrząknął i powstrzymał od drapania po karku (mimo wielkiej ochoty), ponieważ to by zdradziło jego nerwowość. – Przydatna, to fakt, ale tyle przeżyłem po drodze… Mam wrażenie, jakby sto lat dzieliło mnie od wydarzeń, które miały miejsce zaledwie rok temu – Namir wyznaczył bezpieczną część granicy swojej pamięci. Był nawet dumny z wybrnięcia, ale to nie mogło przecież trwać wiecznie. Czuł się głupio… Z resztą, czy on rzeczywiście pamiętałby skąd ma ten paciorek?
        - W Menaos mam dobrych znajomych więc nie musisz się martwić o brak takich „bajerów” – zażartował pstrykając lisicę w nos.
        - Będziesz w pewnością uroczo wyglądać z takim paciorkiem – powiedział niskim tonem przeczesując palcami złapany kosmyk włosów Leili bez odrywania z rozmówczyni spojrzenia.
        To on pragnął ją całować. Lubił krążyć po jej ciele palcami bez względu na to, czy były to jej włosy, plecy, ramię, czy też policzek. Jej skóra była taka gładka i miękka, musiał panować nad sobą w towarzystwie Samiela. Wolał nie wdawać się z nim potyczkę i stawiać tak bezpośrednio Leilę między młotem a kowadłem.
        Chwilę wtopienia się w jej oblicze przerwał cichy szelest. Lisołak podniósł głowę, ale nie przejął się zbytnio hałasem wyczuwając jedynie woń zwierzyny. Żadna z nich nie była ranna więc i kłusowników brak czy też innego towarzystwa. Odruchowo jednak ułożył dłoń na plecach zmiennokształtnej zapewniając ją, że wszystko jest w porządku. Nie dało się jednakże nie usłyszeć pisku Filipie, który zgasł momentalnie głębokim i zawiedzionym westchnięciem, gdy sarny wyłoniły się z krzaków.
        - Och, a myślałam, że przeżyję przygodę… - miauknęła do Jaspera przytulając się do jego ręki.
        - Jeszcze by nam ukradli Duila – powiedział zgryźliwie elf i na te słowa otrzymał odpowiedź o jego żywotności głośnym chrapnięciem pijanego artysty.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Maszerowała raźno traktem, zaczepiwszy kciuki o szelki plecaka. Jej idealnie prosta sylwetka i niemalże taneczny krok wyróżniały się teraz jeszcze bardziej, niespecjalnie współgrając z męskim strojem i ciężkimi butami. Leila zerkała na zmianę to na Namira, to na Samiela, gdy któryś z nich się odzywał, więc czasami jej głowa latała na boki razem z peleryną rudych włosów, upodabniając dziewczynę jeszcze bardziej do ciekawskiego liska, nawet pod jej ludzką postacią. Wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną, gdy Zabójca się uśmiechnął, bo mimo ich krótkiej znajomości wiedziała, jak rzadko się to zdarza i każdy taki grymas był jej powodem do dumy, z czym jednak starała się kryć.
        Gdy Samiel dorzucił od siebie drobne dopowiedzenie odnośnie ich relacji, momentalnie wywołał tym figlarny uśmiech na twarzy dziewczyny. Wspomnienia ich pobytu w karczmie wciąż wywoływały u niej uderzenia gorąca i dziewczęcy rumieniec na policzkach. Starała się go ukryć, opuszczając głowę i pozwalając by jej twarz zasłoniła ruda kurtyna. Manewr stary jak świat, znany każdej długowłosej dziewczynie, nawet tak niedoświadczonej w skrywaniu swoich emocji jak Leila. Nie masz gdzie uciec? Schowaj się za włosami, tam cię nie znajdą! A przynajmniej będziesz miała czas, żeby doprowadzić się do porządku, czy to jeśli chodzi o ukradkowe otarcie łez, czy jak w jej przypadku, o starcie głupiego uśmiechu z twarzy. Okazało się to jednak wyjątkowo trudne, gdyż za każdym razem, gdy usiłowała przybrać poważną minę, w jej głowie znów pojawiał się jakiś obraz, który sprawiał że Leila głębiej nabierała powietrza w płuca.
        Do rzeczywistości jednak szybko przywróciła ją ledwo słyszalna, ale dla niej wystarczająco niepokojąca, gorycz w głosie Namira, gdy ten nieco uszczypliwie skomentował słowa Samiela. Podniosła na niego zaskoczone spojrzenie, akurat by zobaczyć niezadowolony uśmiech i zacięty wyraz twarzy. Nie wiedziała, czym się tak zdenerwował, ale w ogóle zdawał jej się cały spięty i niespokojny, a gdy wspomniała o paciorku aż stracił rytm w marszu. Przez moment zaniepokoiła się, że za bardzo wtyka nos w nieswoje sprawy, przecież taka rzecz musiała być ogromnie cenna i może po prostu nie chciał dzielić się tym z każdym ciekawskim. A ona jak zwykle pakuje mu się z łapkami w życie, zupełnie jak w szkole. Już chciała się wycofać, gdy w końcu jej przyjaciel uśmiechnął się zaczepnie i pstryknął ją w nos.
        - Hej! – fuknęła na niego, machinalnie pocierając podrażniony nos, ale nawet to nie mogło popsuć jej teraz humoru. Będzie miała taki paciorek!
        Po raz drugi nadzieja na inny rodzaj wolności czekała na nią w nowym mieście. Wcześniej Adrion z Samielem i pozbycie się obroży, by mogła w końcu znów przemieniać się w lisa. Czuła się wtedy jeszcze bardziej wolna niż po ucieczce z zamku Dothra, gdyż większymi więzami był dla niej przymus pozostania w ludzkiej postaci niż sama klatka czy łańcuchy. To nie tak, że nie lubiła tej formy, sądziła wręcz zawsze, że jest w większej części człowiekiem niż lisem, jednak pozbawienie jej w ogóle takiej możliwości wyboru było nie do zniesienia. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jakby się czuła teraz, spotkawszy Namira, gdyby wcześniej Nergui nie uwolnił jej ze złotych okowów. Teraz zaś miała szansę na kolejny dar w Menaos. Nigdy nie narzekała na to, że przemiana obejmuje tylko jej osobę, pomijając zupełnie odzież i ekwipunek, które opadały bezwładnie, gdy ona lądowała na łapkach. Jak to jednak bywa, gdy dowiedziała się o szansie uniknięcia tylu niezręcznych sytuacji, jej perspektywa poszerzyła się znacznie, ukazując ogrom możliwości. Nawet teraz mogłaby przemienić się w lisa i powrócić do swojej dziewczęcej postaci bez konieczności zbierania ubrań i znikania w popłochu za drzewem. Dlaczego wcześniej jej tego nie brakowało? I dlaczego Namir tak na nią patrzy?
        Teraz ona zgubiła krok, przytrzymana spojrzeniem lisołaka tak długo, aż lekko speszona nie odwróciła wzroku. Uśmiechnęła się jednak na jego słowa, podnosząc znów błękitne oczy, gdy przeczesał palcami jej włosy.
        - Dziękuję – stwierdziła nieśmiało, nie wiedząc jak inaczej skomentować jego słowa.
        Bardzo się zmienił odkąd ostatni raz się widzieli. Kiedyś bał się do niej zbliżyć nawet podczas treningów, a teraz czuł się tak zupełnie nieskrępowany jej obecnością, nie wiedziała z czego to wynika, ale było przyjemne. Leila na pierwszy rzut oka nie zdawała się zbyt otwarta w relacjach, jednak Namira znała od dziecka i czuła się przy nim najswobodniej, przynajmniej zawsze tak było. Teraz coś się w nim zmieniło i chociaż podświadomie to wyczuwała, wciąż nie umiała tego nazwać.
        Ona również wyczuła zwierzęta, jeszcze zanim poruszyły się krzaki, dlatego nie zareagowała gwałtowniej, wciąż wpatrzona w twarz przyjaciela, jakby usiłowała rozwikłać zagadkę, którą wciąż dla niej był. Nim jednak mężczyzna zdążył to zauważyć, jej oczy znów utkwione były w drodze przed nimi.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wzruszył ramionami naprawdę lekko, trzeba było uważnie mu się przyglądać, żeby zauważyć ten gest.
         – Nie powiedziałem, że ja lubię albo, że walka sprawia mi przyjemność… Po prostu jestem w tym cholernie dobry i już dawno dostrzegłem w tym sposób zarabiania na życie – powiedział wprost. Wiedział, że tymi słowami może wywołać pewne myśli w głowie Namira i to najpewniej dotyczącego prawdopodobnej profesji Samiela. Może chłopak już wcześniej domyślił się, czym zajmuje się przemieniony, jednak on sam nie miał zamiaru mówić o tym wprost. Uważał, że nie ma się czym chwalić, po prostu robi coś naprawdę dobrze, więc stara się to wykorzystać nie tylko dla własnej satysfakcji, lecz także jako źródło zarobków. I… cóż, nie mógł narzekać na to, że brakuje mu ruenów w sakiewce, bo to był tylko ułamek jego oszczędności – większość zgromadzona była w zaufanym banku, gdzie wiedział, że będą bezpiecznie, a także dość łatwo dostępne, jeśli będzie chciał wybrać jakąś ich część.
         – Tak też można to ująć – odparł, gdy Namir powiedział mu, że ma fach w ręku. Całkiem możliwe, że jego nadzwyczajny talent do władania bronią ograniczał się wyłącznie do sztyletów, jednak on w ogóle na to nie narzekał. Co prawda, miał też mniejszą wersję kuszy i nią także mógł skutecznie walczyć, ale to ostrza w dłoniach czyniły z niego tak skutecznego zabójcę. Jego ataki w większości trafiały tam, gdzie chciał – po prostu trzeba było mieć naprawdę spore umiejętności, żeby mieć szansę z nim wygrać. Teraz mógł też stawać się niewidzialny, a to dzięki trzeciemu sztyletowi, który zdobył nie tak dawno. Co prawda, było to tylko tymczasowe, jednak dawało naprawdę sporą przewagę w walce – zwłaszcza, jeśli chce się zaskoczyć przeciwnika i zadać mu jak największe szkody, zanim spostrzeże twoją obecność. Oczywiście, Samiel miał też wady i jedną z nich było to, że nie używa magii. Nie to, że nigdy nie chciał się nauczyć jakiegoś arkana lub dwóch, które jeszcze bardziej zwiększyłyby jego możliwości, po prostu przychodziło mu to naprawdę trudno i słabo przyswajał typową wiedzę dotyczącą zaklęć. Dlatego też zrezygnował z takich nauk i bardziej skupił się na umiejętnościach, które wykorzystywały fizyczne atrybuty jego ciała.

Nie wtrącał się do rozmowy między Namirem i Leilą, chociaż i tak jej słuchał. Może akurat dowie się czegoś nowego na temat znajomego lisołaczki. Szelest okazał się fałszywym alarmem, bo spowodowała go leśna zwierzyna, która przecierała ich szlak. Możliwe, że jelenie nie spostrzegły nawet ich obecności i, po prostu, pognały w swoją stronę. Zabójca milczał już jakiś czas, uważnie obserwując otoczenie. Może zwierzęta zostały przez kogoś lub coś spłoszone, dlatego wyglądały tak, jakby uciekały. Przez taką myśl, Samiel zaczął rozglądać się jeszcze uważniej. Próbował też nasłuchiwać jakichś podejrzanych dźwięków, które jasno wskazałyby mu, że w pobliżu czai się coś potencjalnie niebezpiecznego. Coś mu tu nie pasowało, a przynajmniej tak podpowiadało mu przeczucie. Co prawda, nie był nieomylny, jednak wyrobił w sobie pewne nawyki i zapamiętał pewne schematy, które pozwalały mu na dostrzeżenie niebezpieczeństwa jakiś czas, nawet krótką chwilę, przed tym, gdy będzie miał nadejść.
Pomyślał, że pójście na zwiad może być dobrym pomysłem. Nawet, jeżeli nikogo nie znajdzie, przynajmniej upewni się w tym, że nic im nie grozi.
         – Idę na zwiad. Muszę sprawdzić coś, co zaprząta mi myśli od czasu jeleni przecinających naszą trasę – oznajmił, przerywając ciszę ze swojej strony.
         – Uważnie obserwujcie otoczenie… tak będzie lepiej – dodał i ruszył na lewą stronę pobocza, czyli stronę lasu, z której wcześniej wybiegły zwierzęta.

Samiel wiedział, jak poruszać się na takim obszarze, żeby nie wydawać przy tym odgłosów i nie musieć się skradać. Musiał się tego nauczyć, żeby być tak skutecznym, jak jest teraz. Niczym niezwykłym nie było to, że nawet wyostrzone zmysły lisołaków miały problem z wyczuciem przemienionego – czy to przez znikomą ilość hałasu, jaką wytwarzał, czy też przez jego zapach, który teraz mieszał się z typowymi zapachami lasu. W tym czasie zabójca starał się wypatrywać jakichś znaków, które jasno wskazywałyby mu na obecność człowieka czy innego stworzenia, które jest doń podobne. Szukał złamanych gałęzi, śladów butów, starał się nasłuchiwać i wyłapać jakieś rozmowy lub inne odgłosy, które nie były tak naturalne dla środowiska, w którym aktualnie się przemieszczał.
W końcu jego przypuszczenia sprawdziły się, chociaż on sam dowiedział się o tym bardziej przypadkowo, niż specjalnie i po znalezieniu jakiegoś śladu, aby później móc nim podążać. Po prostu natknął się na grupę bandytów, którzy gadali o zasadzce zastawionej na szlaku i głupich jeleniach, które mogli wystrzelać, bo te zwierzęta jeszcze zdradziłyby swą ucieczką to, że ktoś czai się w pobliżu. Cóż… mieli rację, bo Samiel zdecydował się na odgrywanie roli zwiadowcy, właśnie zaalarmowany takim zachowaniem leśnej zwierzyny. Nie wiedział jednak, o jaką pułapkę chodzi, ale miał dziwne przeczucie, że Leila i reszta dowiedzą się o tym szybciej, niż by na początku przypuszczał.
         – Musimy iść, jeśli chcemy załapać się na podział łupów – powiedział jeden z mężczyzn. Wyglądał na starszego, niż mógłby być w rzeczywistości, a wszystko to przez długą i czarną brodę, która kończyła się niemalże na jego brzuchu. Samiel zauważył, że bandyta ten nosi na plecach wielki topór bojowy, mimo że ubrany był zaledwie w lekką i skórzaną zbroję. Przemieniony szybko przeleciał wzrokiem po niedużej polanie, na której znajdowała się cała grupa i naliczył dziewięciu przeciwników. Będzie musiał jakoś zmniejszyć ich liczbę albo pozbyć się ich całkowicie. Chociaż… powinien zostawić część przy życiu, bo nadal nie wiedział, gdzie konkretnie zaplanowani sobie miejsca na zasadzkę.
         – Hugo i jego oddział czekają już na miejscu, prawda? - zapytał młody i jasnowłosy mężczyzna z dużym nosem, który swym kształtem przypomniał szpon. Może mógłby być przystojny, jednak najpierw musiałby mieć inny nos.
         – Tak, on i jego łucznicy są już przy uszkodzonym drzewie – odpowiedział brodacz. Coś podpowiadało zabójcy, że jest on kimś w rodzaju przywódcy tej grupy.
         – To idziemy? - zapytał rudzielec, który był niewiele starszy od Leilii. Przy jego pasie wisiał miecz, a na plecach zaczepioną miał okrągłą tarczę.
         – Mhm, zbierajcie się i za mną – Czarnobrody wydał rozkaz i ruszył w sobie znanym kierunku. Najlepszym, co mógł zrobić Samiel, było śledzenie ich i czekanie na okazje, w którym będzie mógł się na chwilę wychylić i niepostrzeżenie pozbawić życia jednego z mężczyzn. Nie chciał wdawać się z nimi w otwartą walkę, bo wtedy wiedzieliby, że ich zasadzka ma większe szanse na niepowodzenie.

Na szczęście, szli przez las. Drzewa rosły tu gęsto, a Samiel miał, aż za dużo, szans na to, żeby zmniejszyć liczebność grupy, którą śledził. Co prawda, na końcu szedł osobnik o podobnym uzbrojeniu, co sam zabójca, jednak nie był tak dobry i nie miał tak wyostrzonych zmysłów, jak przemieniony. Jednocześnie wbił mu ostrze w plecy, na wysokości serca, i zakrył usta wolną dłonią, żeby towarzysze nie usłyszeli go. Ciało ukrył za pobliskim drzewem. To samo zrobił jeszcze kilka razy, a liczebność śledzonej grupy zmniejszyła się do czterech osób. Tyle wystarczyło, a zabójca ograniczył się teraz wyłącznie do śledzenia ich.
W końcu dotarli w pobliże traktu. Grupa Czarnobrodego dołączyła do innej, której przewodził wysoki elf z włosami w kolorze śnieżnej bieli. Miał je związane w warkocz, przez co od razu dało się dostrzec jego szpiczaste uszy. To, a także… wielki łuk, który trzymał w dłoni. Wykonany był z ciemnego drewna, a zdobienia na nim tworzyły ptaka, prawdopodobnie, orła – na środku, z miejsca, z którego posyłało się strzały, widniała jego głowa i zaostrzony dziób, natomiast skrzydła ptaka tworzyły ramiona łuku. Samiel był niemalże pewien, że lotki strzał elfa wykonane są z piór ptaka przedstawionego na tymże łuku. Oprócz długouchego, drugą grupę tworzyli też łucznicy z mieczami lub sztyletami, a ich liczba wynosiła pełną dziewiątkę. Elf wykonał kilka gestów dłonią, a cała grupa rozdzieliła się – trzech ukryło się na lewo poboczu, trzech na prawym, a trzech zostało przy drzewie.
         – Dlaczego jest was tylko czterech!? - zapytał nagle białowłosy.          – Co ty pieprzysz, Agis? Przecież moja grupa składa się z takiej samej liczby ludzi, co twoja – odparł zaskoczony Czarnobrody i odwrócił się, co także zrobili jego ludzie. Popatrzyli po sobie, milczeli przez chwilę, w której najpewniej liczyli siebie nawzajem i wszyscy, jak jeden mąż, rzucili wiązankę przekleństw.
         – Ale… jak? Kto? Kiedy!? - zaczął zadawać pytania brodacz. Agis spojrzał tylko na niego wzrokiem, którym patrzy się na idiotę i odwrócił się w stronę traktu, który ponownie zaczął obserwować.
         – Mniejsza z tym, już i tak za późno na ściągnięcie większej liczby ludzi – powiedział po chwili, głosem, w którym na próżno było szukać emocji. Samiel znał ten ton, aż za dobrze.

Tymczasem, grupa podróżująca traktem nie napotkała żadnych problemów. Może mogliby nawet pomyśleć, że ich znajomy zabójca mylił się w ocenie sytuacji i, tak naprawdę, nic im nie groziło. Z drugiej strony, najpewniej wróciłby już ze zwiadu, jednak nigdy nie było go widać… ani słychać. Wtem, jakby na potwierdzenie wcześniejszej przestrogi Samiela, przed karawaną zawaliło się drzewo, zagradzając im drogę. Po chwili, wskoczył na nie białowłosy elf, a za nim łysy mężczyzna z długą i czarną brodą. Obaj w gotowości bojowej – długouchy z łukiem i naciągniętą nań strzałą, a brodacz z dwuręcznym toporem w ręku.
         – Obchodzą nas kosztowności, a nie jeńcy. Zabić ich! - krzyknął Czarnobrody. W zaroślach błysnęły groty strzał, a zza zawalonego drzewa wypadła trójka łuczników, a także czwórka wojowników – dwóch z mieczami, trzeci z dwuręcznym młotem, a czwarty z włócznią.
Nastąpił nagły zwrot akcji i poruszenie w zaroślach z lewej strony. Dało się też słyszeć krzyk jednego z czających się tam łuczników.
         – Co się tam dzieje!? - krzyknął jasnowłosy elf. Jedyną odpowiedzią były trzy bełty, które stamtąd wyleciały i trafiły w mężczyzn z łukami, którzy czaili się po drugiej stronie drogi.
         – Nic takiego, po prostu twoja drużyna to niekompetentni idioci – odpowiedział mu głos z zarośli. Leila, Namir, Filipie, Duili i Jasper mogli rozpoznać właściciela tego głosu.

Samiel umyślnie poruszał się wśród leśnej gęstwiny tak, żeby było to słyszalne. Ruszał się błyskawicznie, przez co bandyci mieli problem ze zlokalizowaniem go, a przemieniony doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak działa to na ich psychikę.
W końcu zamaskowana postać wyskoczyła z krzaków, wpadając na Czarnobrodego, natychmiast powalając go. Zabójca nie patyczkował się z nim, od razu zabijając go i nie dając mu szansy na obronę.
         – To… nie tak miało wyglądać – brodacz wypowiedział swe ostatnie słowa i skonał. Elf od razu odskoczył na względnie bezpieczną odległość od osoby odpowiedzialnej za śmierć jego wspólnika i posłał strzałę w stronę Samiela. Nie trafił tylko dlatego, że demon przyglądał się mu, ujrzał nadlatującą śmierć i wykonał unik.
         – Co się tak gapicie!? Atakujcie ich! - krzyknął do swoich ludzi. Mężczyźni posłuchali go – łucznicy wysłali strzały w kierunku wozu i osób, które znajdowały się na nim lub w jego pobliżu, a ci z bronią biało ruszyli zabijać.
         – Zabójcą zajmę się osobiście – powiedział ze stanowczością w głosie i wypuścił kolejną strzałę w kierunku przemienionego.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Słowa Samiela utwierdziły Namira, co do profesji nieoficjalnego chłopaka Leili. A więc był zabójcą. Gdy demon znikł w zaroślach lisołak wygiął kwaśno usta. O ironio losu, sam był niegdyś ćwiczony na wojownika, by zabijać na rozkazy swego właściciela, ale z natury Verka nie był zabójcą i nikogo pozbawiać życia nie chciał. Nawet jeżeli byłby w tym doskonały to wewnętrzne opory mu na to nie pozwalały. Teraz powoli wywijał się z czarnych interesów i z wielką chęcią odmieniał życia na takie, którego pragnął, czyli poświęcając się sztuce. Wiedział, że kilka mroźnych podmuchów na karku wciąż chłodzą jego marzenia, ale gdy tylko zerwie wszelkie zlecenia z czarnego rynku będzie wolny. Ku wielkiemu zaskoczeniu Leila, która miała dla kogoś tańczyć teraz ćwiczy się na zabójcę. Nie mógł znieść tej myśli, nie mieli zamieniać się rolami!
        - Naprawdę to jest to czego pragniesz w życiu? – spytał wbijając w pierwszej chwili wzrok w ziemię. – Rozumiem, że chcesz umieć się bronić. Nie mam ku temu nic przeciwko, ale chcesz żeby cię wynajmowano do takich zleceń jakie przyjmuje Samiel? – mówił, lecz tym razem przerzucając wzrok na lisicę. Tutaj nie mieli wrogów, szli sami, zagłuszani przez stukot kopyt i toczące się koła. Namir gdzieś w głębi duszy chyba miał nadzieję, że Leila nie do końca rozumie z czym wiążę się praca mężczyzny. Wówczas był gotów ją całkowicie uświadomić, nawet jeżeli miałaby się na niego obrazić. Obiecał być szczerym! Będzie, będzie totalnie szczery! Skupił się w następnych chwilach by dokładnie wysłuchać dziewczyny.
        W pewnym momencie lisołak nagle się wyprostował przypominając odrobinę doglądającą okolicę surykatkę. Jego wzrok od razu nabrał innego wyrazu i nie krył się z węszeniem okolicy. Przygotowujący zasadzkę nie spodziewali się, że niedoczyszczona broń może tak rozbudzić zwierzę, a w szczególności takie z przewrażliwionym nosem, jaki posiadał Namir. Muzyk zaczął łączyć fakty. Samiel dość długo nie wracał, a kolorowa karawana na pewno rzuciła się już wcześniej w oczy. Zmiennokształtny próbował określić źródło zapachów, ale znajdowały się one niemalże wszędzie. Przed zasadzką musieli się bardzo dużo kręcić po niewielkim obszarze.
        - Zatrzymaj wóz! – krzyknął, a Japker wychylił łeb nastawiając ucha.
        - Co?! – krzyknął elf.
        - ZATRZY… - nie dokończył, gdy drużynę ogłuszyły rwące się nawzajem gałęzie opadającego drzewa. Wszyscy, jak jeden mąż, patrzyli nieco osłupiale na lecący naturalny słup. Filipie zdawała się na swój sposób najbardziej oniemiała, ale i też najbardziej podekscytowana. Wstała klaszcząc w dłonie by wygłosić plan, ale od razu usiadła widząc elfa o białych włosach oraz niezbyt przyjaznym nastawieniu. Musiała przyznać, że gość z czarną brodą wydał się całkiem przystojnym mężczyzną. Szkoda tylko, że chciał ją zabić.
        Artystka piszczała przerażona, gdy poleciały pierwsze bełty. Białowłosy elf aż przetarł palcem ucho, gdy Fui pozostawiła przeciągły pisk w jego pamięci. Japker momentalnie zsunął się z wozu porywając za sobą blondynkę by znaleźli się między końmi.
        - Nikt nie każe im nas trzymać jako jeńców, niech chociaż darują nam życie! Jestem za piękna by ginąć z tak błahego powodu, jakim są kosztowności! – poskarżyła się klęcząc skulona między wozem a końmi.
        - Oto twoja przygoda.
        - To nie przygoda, tylko napad! – prychnęła, gdy nagle rozległ się zduszony krzyk z zarośli.
        Japker popchnął Filipie w stronę krzaków, gdzie znajdował się prawdopodobnie (wg niego) Samiel.
        - Schowaj się w wozie – nakazał, a sam sięgnął ręką pod wóz.
        Tymczasem z tyłu wozu niewiele mogło się zadziać. Namir pociągnął do siebie Leilę, gdy jedna ze strzał posłana była w ich stronę. Ukryty łucznik był na tyle mądry by spróbować trafić w ochronę podążającą za wozem. Samiel długo pogrywał sobie z bandą, którą doskonale rozbił i zdezorganizował. Verka rozstawił nogi lekko zginając kolana, chwycił lisołaczkę za dłoń posyłając dziewczynie ostatnie spojrzenie przed walką. Pełne determinacji i wsparcia.
        - Jestem przy tobie – zapewnił, po czym nabrał wdechu i ruszył biegiem w stronę frontu przeciwników.
        Z pewnością zwrócił na siebie sporą część uwagi. Człowiek wybiegający naprzeciw ich strzałom – to brzmiało szaleńczo, ale Namir skoczył i na krótką chwilę przemienił się w lisa, by ponownie wrócić do ludzkiej postaci. Wszystko to stało się w półlocie, jakby nagle zniknął pozostawiając jedynie obraz przecinających się czarnych pazurów. Przeciwnicy nie za bardzo wiedzieli, co właściwie nastąpiło, ale ostatecznie mężczyzna biegł w ich stronę żywy. Łatwo było więc zadać pierwszy cios jednemu z łuczników, któremu lisołak podciął gardło. Verka od razu przeskoczył do cięższej strony przeciwników, w której znajdywali się ci walczący mieczem, włócznią i toporem. Ten z włócznią był najgorszym dla lisołaka przeciwnikiem. Najbardziej zaburzał jego rytmiczne uniki, bo broń miał stosunkowo lekką i niestety długą. W połączeniu z dwoma mieczami stał się istnie kłopotliwy. Kiwał się z bandytami podejmując się roli osoby na przegranej pozycji. Chciał podkusić włócznika i dodać mu odrobinę zbyt dużej pewności siebie tak, aby kolejny atak przebił kompana a nie zmiennokształtnego, któremu wystarczyło podnieść rękę i odchylić tułów zaledwie o kilka palców. Zszokowany włócznik mocno trzymał swoją broń. Verka od razu to wykorzystał i wbił sztylet w jego dłoń. Szarpnął ostrze w swoją stronę przecinając część ciała niemalże na pół. Gość zawył, od razu objął w nadgarstku ranną rękę patrząc na nią z przerażeniem. Namir nie musiał wyrywać włóczni. Wystarczyło ją chwycić i skrócić żywot rannego nie dając mu możliwości zemścić się na lisołaku. W tym także pomógł mu Japker, który strzelił z kuszy prosto w łeb bandyty. Verka cofnął się dwa kroki w tył i obrócił odstraszając miecznika, który chciał do niego dobiec szykując zamach. Zatrzymał się, a zdyszany zmiennokształtny szybko zliczył towarzystwo wokół. Brakowało mu kogoś.
        Filipie wrzasnęła, ale krzyk elfki trwał bardzo krótko. Musiała dostać w głowę, bo Verka wyczuł zapach jej krwi. Wyciągnął szyję, ale białowłosy elf nagle stanął mu na drodze. Postąpił kolejne dwa kroki w tył wiedząc, że za plecami ma miecznika. Lisołak spojrzał wrogo na głównego wroga i z okrzykiem ruszył w jego stronę. Zadowolony elf już zacisnął ręce na łuku, ale lis wykiwał go w epicki sposób, czyli wbijając ostrze włóczni w ziemię i skoczył nad gościem wykorzystując broń jako tyczkę. Namir wylądował niczym piórko, gdy jego stopy dotknęły ziemi. Białowłosy elf został postrzelony przez Japkera w ramię i machnął głową Verce by ruszał dalej.
        - Leila, jestem twoimi plecami! – krzyknął artysta asekurując lisołaczkę, o ile zaszła taka potrzeba.
        Verka skrył się za kotarą drzew biegnąc ile sił starczyło mu w nogach. Japker strzelił po razu kolejny, elf zawył i spojrzał na artystę z nienawiścią.
        - Co jest kur.wa?! – rozległ się głos Duila, który stanął z krótkim mieczem w ręku patrząc na obraz toczącej się potyczki. Miał przekrwione oczy, ale był na tyle świadom by także móc pomóc towarzystwu.

        Verka biegł w ślad za gościem z toporem. Jak na kogoś kto obsługuje tak ciężką broń nieźle biegał. Szczególnie, że na ramieniu miał bezwładne ciało artystki. Na moment więc Namir przemienił się w lisa. Jako zwierzę brnął szybciej. Nie miał tylu przeszkód, był mniejszy, węższy i mieścił w wielu zaroślach, gdy takie napotkał. Chciał okrążyć przeciwnika by stanąć mu na drodze, ale zgubił trop. Bieg zmienił się w trucht. Namir dreptał rozglądając się w dezorientacji. Czuł, że w powietrze się zmieniło, a las nabrał złowrogiego obrazu. Lisek w końcu stanął patrząc na boki. Wrócił do ludzkiej formy. Zgarbił się wyraźnie czując narastające napięcie. Otoczyła go mleczna mgła, ale Verka nie tracił opanowania. W tej nieciekawej sytuacji wyczuł znajomą woń. Woń, której nie lubił. Wychwycona postać zorientowała się i ani trochę przejęła. Wyszła mu naprzeciw.
        - Lovisa, jakże miło cię tu spotkać. W lesie – Namir strzyknął sobie kością w kręgosłupie.
        - Widzę, że młodość wciąż się ciebie trzyma – zażartowała zakrywając usta, gdy z mgły wyłoniła się niska kobieta ubrana w czerń. Srebrne włosy zakrywał czarny kapelusz z wielkim rondem i nietrudno było się domyśleć, że była to z pewnością wiedźma lub czarownica. Verka nigdy nie pytał o jej wiek, ale był niemalże pewien, że niejedną młodość sobie zawłaszczyła.
        - Zawsze pojawiałem się w twoim towarzystwie, gdy chciałaś „załatwić” z kimś sprawę. Teraz nie masz u swego boku nikogo… a ty przyszłaś do mnie – zauważył niemalże warcząc.
        - Och, tak. Zawsze byłeś taki spostrzegawczy… Evir się upomina. Zobowiązałeś się do wykonania zlecenia, a od wielu miesięcy nie pisnąłeś chociażby słówkiem. Bał się o ciebie czy aby nadal żyjesz – udała smutną minkę.
        - Zobowiązałem się już tak dawno temu, że powinien o mnie zapomnieć. A więc to twoja sprawka z tymi bandytami? Zawsze uważałem, że stać cię na więcej – powiedział zgryźliwie.
        - Mówisz o ty patałachach? Ach! Proszę cię! Ja im tylko powiedziałam, że chcę te elfkę. Wszak honorowy z ciebie mężczyzna, kobiety w opałach nie zostawisz – odpowiedziała zbliżając się do lisołaka, który automatycznie się odsuwał.
        - Mans, co się z tobą stało? – zdziwiła się Lovisa. – Nie widzę cię nawet na Czerwonych Ulicach…
        - Już nie zobaczysz. A teraz wybacz, ratuję damę w opałach.
        Namir zwrócił się do Lovisy plecami, ale w tedy mgła zacisnęła swój okrąg.
        - Nie pojawiłam się tu bez powodu, Mans. Jestem wierna Evirowi, a ty za daleko już zaszedłeś by cię tak puścić. Wykonasz to zlecenie, nie puszczę cię wolno – głos kobiety był niebezpieczny. Namir patrzył zdezorientowany na gęstnącą mgłę. Niczym oparzony wycofał rękę, gdy jej dotknął, chociaż nic mu nie zrobiła. Nic, dopóki nie zaczęła się unosić. Lisołak dostrzegł wyrysowany na trawie znaki, chciał zetrzeć jeden z nich by przerwać czar, ale nie zdążył. Mgła go ogłupiła. Wdarła się do jego nozdrzy, wiedział, że jego podatność na zapach stała się teraz jego słabością. Lovisa zbliżyła się do mężczyzny i objęła dłońmi twarz lisołaka. Chciał się z tego wyrwać, ale czar zerwał kontakt między duszą a ciałem. Kobieta czule głaskała policzek Verki. Przeczesała drobną dłonią jego włosy i szeptała łącząc ich oddech w jedno. Cicho wypowiedziała zaklęcie, Namir nie wiedział ile czasu minęło, lecz gdy tylko wyczuł, że wreszcie może się wyrwać – zrobił to. Lovisa zaśmiała się okrutnie i zaciągnęła za sobą płaszczyk.
        - Wróć do mnie kiedy załatwisz sprawę. Wiesz gdzie mnie szukać! – po tych krótkich słowach wykonała piękny obrót pochłaniając całą mgłę.
        - Nie uciekniesz mi – usłyszał jak jego głos się zmienił, a jego percepcja zaczęła szaleć. Ból przeszył ciało lisołaka. Verka zgiął się w pół czując narastający brak kontroli. Wszystkie jego mięśnie napinały się kurczowo, ginął w spazmach jakiejś dominującej nad nim siły. Warczał ochryple z tego powodu, niczym oszalałe zwierzę, ale już po chwili wszystko zaczęło się stabilizować. Wyciągnął ręce w stronę Lovisy, która powoli troiła się i dwoiła w oczach. Słyszał jej bezlitosny śmiech. Miał ochotę chwycić ją za gardło i udusić, to przez nią zaraz oszaleje.
        - Wybieraj więc, ja czy ona – rzuciła prowokacyjnie i jednym skokiem w górę przemieniła się w czarnego kruka. Namir przeklął siarczyście, wiedział, że woli zająć się Filipie.

        Wiódł go czysty instynkt. Teraz już nieważne było otoczenie i przeszkody, biegł za wonią kobiecej krwi, którą zapamiętał. Wszystko trwało zaskakująco szybko, głównie z powodu adrenaliny, która nią targała. Niewiele czasu poświęcił sytuacji. Po prostu ruszył łapiąc się pierwszej lepszej myśli. Dojrzał bandytę oraz Filipie. Artystka się ocknęła i najwidoczniej wyrwała, bo Verka spojrzał na dwójkę w momencie, gdy rabuś pchnął elfką w drzewo. Fui boleśnie uderzyła plecami o pień, przy okazji dorobiła się kolejnego guza na głowie. Upadła wyciągając z bólu ciało. Namir nawet nie wiedział, co też gość gada. Wybiegł z zarośli, w pierwszej chwili chciał się przemienić, ale zwolnił na kilka kroków. Zdziwił się, że nie może przybrać innej formy niż hybryda. Bandzior wykorzystał nieuwagę lisołaka i obrócił się w jego stronę.
        - Kogo my tu mamy! – zarechotał od razu atakując zmiennokształtnego. Ten jednak stracił odrobinę ludzkiego rozumu więc nie zastanawiał się tyle, co przedtem. Zbił z toru atak poprzez uderzenie w broń bandyty długim, płaskim sztyletem, po czym uderzył pięścią w podbródek porywacza. Zęby zadzwoniły w szczęce trafionego, który przetarł rękawem usta. Spojrzał złowrogo na Verkę nie chcąc bawić się w głupie żarty. Jednak nie było co doszukiwać się szans dla bandyty. Namirem wiodły zwierzęce wyższości. Machanie wciąż w powietrzu toporkiem ostatecznie skończyło się kopnięciem w zagłębienie łokcia, by następnie lisołak doskoczył do mężczyzny gryząc ofiarę w odsłoniętą część ciała, tuż przy szyi. W postaci hybrydy Namir miał ostro zakończone zęby, można by rzec, że niemalże zdarł skórę z przeciwnika. Zmiennokształtny wyrwał szczęki dopiero, gdy bandyta zranił go tępym nożem, który trzymał przy pasie. Verka odskoczył. Oczy zmiennokształtnego wypełniła zwierzęcość i dzikość. Bandzior wrzeszczał trzymając krwawiącą ranę, ale przerażenie owładnęło nim dopiero, gdy dojrzał jak lisołak sięga po wypuszczony topór.
        - Błagam, litości!
        - Ty byś nie miał litości dla tej pani – warknął człapiąc w stronę porywacza. Był niczym boa dusiciel, zapędzał bandytę w sytuację bez wyjścia, nie miał gdzie iść ani uciekać. Łzy wypełniały kąciki oczu rabusia, które niemalże wyskakiwały mu z czaszki. Namir wykonał ostatni zamach, tak mocny, że topór przeciął głowę w połowie. Ciało bezwładnie padło na ziemię, a Verka zbliżył się od razu do Filipie.
        Artystka była w takim szoku, że dopiero w ostatniej chwili obróciła się by podjąć próbę ucieczki. Namir chwycił elfkę za skrawek sukni, tak, że upadła. Próbowała uciec jeszcze na czworaka, ale lisołak przyciągnął ją do siebie, gdy tylko zdołał złapać elfkę za kostkę. Fui okrywała się rękoma, byleby nie patrzeć na twarz zmiennokształtnego.
        - Tylko nic mi nie rób! – krzyczała i wyrywała się z rąk. Verka przycisnął ją do ziemi. Musiał siłą uspokajać Fui.
        - Nic ci nie zrobię – warczał, a rozpacz Filipie narastała.
        - Nie jestem tego taka pewna… Woooah! Potrafię sama wstać! Ach, moja sukienka… Aj! Nie trzymaj tak mocno! – marudziła, gdy Verka chwycił kobietę za nadgarstek i pociągnął za sobą.
        Dłuższą część przemierzanego odcinka milczeli. W końcu lisołak puścił elfkę, która szła, jak na szpilkach.
        - Na-Namir… to naprawdę ty? – spytała jakby chciała otrzymać inną odpowiedź. Jednak ten spojrzał na nią pobłażliwie, szybko jednakże kierując wzrok przed siebie.
        - Masz… brudne… - dokończyła pokazując dłonią obszar ust i brody. Namir zatrzymał się i zaczął wycierać koszulą twarz. Polizał językiem zęby, poprawił to i owo, a następnie wyjął sztylet by zobaczyć się w odbiciu. Wszystkie rejony po jego zwierzęcym wszczepieniu szczęk w ludzkie ciało wydawały się już czyste. Zatrzymał spojrzenie na dłużej w swoim odbiciu. Jego rysy były wyostrzone, włosy na całym ciele bardziej gęste, chociaż nie miał futra. Palce zakończone pazurami, ostre zębiska jak u drapieżnika. Był roztargniony, ale to jego oczy zdradzały niepohamowane decyzje, szaleństwo i dzikość.
        Verkna przełknął głośno ślinę, jabłko Adama na jego gardle poruszyło się wyraźnie. Na miejscu opuszczonej broni pojawiło się oblicze Filipie, która patrzyła na niego wielkimi oczami.
        - Ja jej nic nie powiem.
        Doskonale wiedziała czego chciał uniknąć. Nienawidził tej postaci. Wstąpił w niego potwór i nie mógł się przemienić. Tkwił w pułapce w jakiej niegdyś była Leila. Tylko on zabijał, gdy tylko odrobina chaosu wytrącała go z równowagi. Przeniósł spojrzenie dalej. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zostawić Filipie i uciec, ale straciłby wówczas lisicę na zawsze. Rozłąka między nimi trwała zbyt długo, ale nie wyobrażał sobie by Leila widziała go w takim stanie. Rozjuszonego, gotowego w każdym momencie zadać śmiertelny cios lub stracić rozum w przeciągu kilku sekund. Lisie uszy Namira rozłożyły się na boki a ogon bujał niespokojnie, gdy nagle Filipie zachwiała się na nogach. Verka złapał elfkę w ramiona. Dzisiaj miała i dużo wrażeń i dużo guzów na głowie.
        Mężczyzna zakradł się do obozu trzymając Fui w rękach. Musiał najpierw zorientować się w sytuacji czy aby jego towarzysze nie potrzebują pomocy.
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości