Wodospad Snów(Polana nad wodospadem) O tym, jak szczur poskromił smoka...

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Szaleństwo? Tak, to było dobre słowo. Charlotte balansowała na jego krawędzi raz zbliżając się ku zatraceniu, a raz powracając do ogólnie przyjętej normalności. Nie wiadomo, czy wychodziło jej to na dobre, ale gdyby nie owa umiejętność jakże ciężko byłoby jej istnieć na tym świecie. Z drugiej strony czy odrobina szaleństwa nie była potrzebna każdemu, by życie nie było nudne? Ona nie miała nic do stracenia, dlatego jeśli tylko przeznaczenie jej na to pozwalało, to czerpała od losu wielkimi garściami.
        - Ach, no fakt! Przecież żaden człowiek nie wszedłby do smoczej paszczy! – Zabawne, że sama w tym czasie podziwiała jego ostre kły. – Wyobrażasz sobie takiego gada z olbrzymią szczotką do zębów? To dopiero byłby widok!
        A potem zaczęły się na nowo pytania. Kiedy Ognaruks przez dłuższy czas nie odpowiadał zdała sobie sprawę, że jej niewyparzony język znowu nawalił. Dlaczego nie miała wyczucia i nie wiedziała o co należy pytać? Jedno nieodpowiednie słowo mogłoby zaważyć na całej ich krótkiej znajomości, a kto wie do czego zdolny byłby rozzłoszczony smok?
        - Wiesz… jeśli zadaję Ci pytania, na które nie chcesz odpowiadać to po prostu tego nie rób. To przez to, że jesteś pierwszą osobą od miesięcy, z którą mogę porozmawiać. Czasami nie kontroluję co mówię. – Miała wielką nadzieję, że gadzinka nie żywi do niej urazy. Kiedy jednak odpowiedział nieco się uspokoiła. Przecież gdyby był zły to pewnie wcale by się nie odezwał! – Rozumiem… to trochę podobnie do mnie! Znaczy nie mówię o tym, że nigdy nie spotkałam mężczyzny, tylko no… nie byłam z żadnym blisko, by zobaczyć… Wiesz o co mi chodzi! Swoją drogą jak na smoka byłeś też bardzo czarującym człowiekiem.
        W tej chwili bardzo się cieszyła, że siedzi plecami do Ognaruksa. Jeszcze by do tego doszło, że mógłby pooglądać jej rubinowe policzki, które paliły ją niemiłosiernie od wstydu. Dlaczego mu to powiedziała?! Mówić tak mistycznej istocie, że jej ludzkie przebranie jest przystojne? No bez przesady! Nagle łuska smoka, na której siedziała zrobiła się niesamowicie niewygodna, przez co zaczęła się wiercić. Przecież to, że żyła w dziczy nie usprawiedliwiało wszystkich jej dziwnych zachować!
        - Raczej nie. Nie będę miała komu tego opowiedzieć. – Sama perspektywa była bardzo sympatyczna, owszem. Kiedy wyobraziła sobie zebrane u jej stóp dzieci przysłuchujące się mrożącym krew w żyłach opowieściom aż się uśmiechnęła. Nie, na to nie było szans. Jeśli nie zginie dzięki czyjejś „pomocy” zrobi to runa. Nie wiedziała ile miesięcy jej pozostało, by ból podczas zatrzymania klątwy osiągnął punkt krytyczny, lecz przynajmniej mogła mieć nadzieję, iż jej męki kiedyś nareszcie się skończą. – Poza tym nie wyglądasz, jakby ci to przeszkadzało, gadzinko? – Kiedy się odwróciła, by spojrzeć w jego wielkie ślepia na twarzy miała szczery uśmiech. Cieszyła się z towarzystwa smoka, to było widać.
        W pewnym momencie jednak się przestraszyła. Dźwięki, które wydawał z siebie demon nie przypominały jej nic, co by już znała, lecz gdy zawtórował dziewczynie kolejny raz zrozumiała, że Ognaruks w ten sposób się śmieje. A więc i jemu latanie sprawia wielką przyjemność! Kiedy smok ustabilizował swój lot i nie musiała się martwić o żadne turbulencje rozłożyła szeroko ręce na boki.
        - Wielu z nas o tym marzy, wiesz? Obserwując szybujące ptaki zazdrościmy im tej możliwości. Wydają się takie wolne, niczym nieograniczone. Zupełnie jakby można było po prostu rozpostrzeć skrzydła i uciec od wszystkich zmartwień pod bezkres nieba. Już rozumiem dlaczego tak bardzo kochasz latać, to wspaniałe uczucie! – Jazda bez trzymanki w tym momencie okazała się niezbyt mądrym pomysłem, bo gdy zawiał mocniejszy podmuch poważnie się zachwiała przeważając na jedną stronę. Czuła jak się zsuwa po ciepłych łuskach i dosłownie w ostatniej chwili złapała się kolca. Strach jaki poczuła był ogromny, lecz kto zareagowałby inaczej widząc tyle setek metrów nad ziemią i trzymając się jedynie na rękach? Instynkt jednak zadziałał jednak szybciej niż logika. Odruchowo przywarła do łusek gada, a kiedy wiatr ustał podciągnęła się mocno do góry. Dopiero siedząc tak jak poprzednio odetchnęła głośno trzymając jedną rękę na sercu. – No… niekoniecznie o to mi chodziło. Widzisz? Dobrze mówiłam o tym siodle na czole!
        Mimo przerażenia, które nadal jej nie opuszczało nie mogła przestać żartować. To był jej sposób na odreagowanie, a jeśli się nie myliła to napędziła stracha również Ognaruksowi. A przecież miała się mocno trzymać! No nic, teraz na pewno nie puści jego kolca aż do momentu lądowania. Zdziwiła się jednak, kiedy smok rozpoczął swoją opowieść o próbie dosięgnięcia gwiazd. Kto jak kto, ale myślała, że gadzinka dałby radę.
        - Biedni ludzie! Kiedy cię zobaczyli lub usłyszeli musieli być przerażeni! Tak rodzą się potem historie o bestiach, które straszą wieśniaków, wiesz? – Przejechała dłonią po łuskach za swoimi plecami delikatnie głaszcząc smoka. – Ale to dziwne, ciekawe dlaczego się tak dzieje i jak daleko tak naprawdę są gwiazdy. A na księżyc próbowałeś polecieć? Skoro jest taki wielki, to pewnie jest bliżej! Chyba…
        Nie ważne jednak jak daleko by się nie znajdowały, dla Charlotte nadal pozostawały piękne. Widziała srebrzyste wstęgi ciągnące się przez cały nieboskłon, dziesiątki konstelacji a do tego ten piękny, ogromny księżyc. Nieco raził ją po oczach, lecz nawet to miało swój urok.
        Cicho ziewnęła, kiedy smok zadał jej pytanie. Wbrew jego obawom wcale nie odebrała tego jakoś gwałtownie, a tylko na chwilę zamyśliła się nad odpowiedzią.
        - Tak, parę razy. Jednak to, co bym chciała różni się od tego, co bym zrobiła. Nie umiem już zaufać ludziom. Zabawne, że najpierw musiałam się stać bestią, by dostrzec ją w innych. Z resztą… nawet teraz przypominam bardziej dzikie zwierzę. Nie mam już oporów przed pozbawieniem kogoś życia, jeśli mam się w ten sposób obronić. Gdybym zrobiła coś takiego w mieście zostałabym uwięziona i skazana. Gdyby jakimś cudem miało się stać tak jak mówisz najprawdopodobniej zostałabym w lesie. – Kończąc ostatnie zdanie ziewnęła przeciągle i oparła się na kolcu całym ciężarem ciała mrużąc oczy. Była zmęczona, a późna godzina wcale nie pomagała jej w zachowaniu świadomości. Niby jedyna noc w miesiącu, kiedy mogła być człowiekiem, lecz jednocześnie dosięgały ją ludzkie ograniczenia. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyła, że smok prawie powiedział o swoim sekrecie.
        - Wracajmy na ziemię... Pośladki mnie już bolą od twoich łusek. – Nawet na moment nie mogła przestać żartować. Chciał zabrać ją na darmowy lot liniami Ognaruks Dragon? To niech znosi jej droczenie się! Chociaż… może da mu spokój. Przecież był taki ciepły i duży… akurat do przytulania, kiedy jej powieki były tak bardzo ciężkie.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Kiedy Charlotte powiedziała mu, że nie musi odpowiadać na pytania, na które nie chce, poczuł przypływ wdzięczności. Ale i tak odpowiedział, skoro pytanie już padło, to niech przynajmniej usłyszy odpowiedź. Po samym fakcie zdziwiło go, że w ogóle to powiedział. Dokąd nikomu nie przekazał tego, co przed chwilą kobiecie. ”Nigdy nie uważałem, aby ktokolwiek powinien to wiedzieć. Dziwne, że teraz jest inaczej. Ech, tyle rzeczy mógłbym jej jeszcze powiedzieć... Tej nocy zdecydowanie nie zdążę tego zrobić, nieważne jak bym się nie starał. No i jestem pewien, że mógłbym też wiele ciekawych rzeczy usłyszeć od niej.”
        Dosyć go zdziwiły jej następne słowa. Przyznała się do tego, że jest dziewicą, co zważając na jej wygląd było dla smoka ciężkie do uwierzenia. ”Skoro wybrali ją na najpiękniejszą w wiosce, to na pewno musiała być choć jedna osoba, która się do niej zalecała. A wydaje mi się, że o wiele więcej. Cóż... w późniejszym czasie jest to do zrozumienia, ale przedtem... Hm, ciekawie zresztą przechodzi między tematami.” Gdy wypowiedziała ostatnie słowa, spojrzał na nią ze zdziwieniem. Nie mógł zauważyć jej twarzy, co w tej chwili niezbyt mu się podobało.
- Ja... dziękuję – powiedział powoli i z lekkim wahaniem. Nikt chyba jeszcze nie nazwał go „czarującym”, pod jego adresem padały zazwyczaj zupełnie inne epitety, zwłaszcza po ujrzeniu jego prawdziwej postaci. Może kiedyś ewentualnie jego rodzice mogliby go tak nazwać, ale tego i tak nie pamiętał. - Ty też jesteś... urocza.
        ”Urocza? Naprawdę? Lepszego słowa nie mogłeś znaleźć, góro czarnych łusek? Tyle synonimów, tyle epitetów, a musisz tutaj walnąć taką głupotę... Oby tylko źle tego nie zrozumiała.
- Znaczy się... chodziło mi o to, że jesteś cudowna. Znaczy się... olśniewająca... to jest... - ”Zamknij po prostu paszczę, stary gadzie.”
        Nagle ze zdziwieniem wyczuł swoim szóstym zmysłem, że Charlotte zaczyna się strasznie wiercić. ”Rozumiem, że może jej być niewygodnie, ale chyba na takiej wysokości można znieść odrobinę dyskomfortu.”
- Czy przeszkadza? Absolutnie nie – odpowiedział Oganruks, gdy Charlotte obróciła się w jego stronę z uśmiechem. Zrobił zeza, aby móc się jej lepiej przyjrzeć. Wyglądała na zadowoloną z lotu. W dodatku smok zauważył, że użyła w stosunku do niego żartobliwego zdrobnienia „gadzinka”. Tak to zdecydowanie nikt go nigdy nie nazwał. - Po prostu jestem nieco zdziwiony taką sytuacją. Zazwyczaj gdy ktoś na mnie leci, kuli się jak królik, co wyczuł złego wilka.
        Gdy Charlotte rozłożyła ręce, zaniepokoił się nieco, ale widząc, że kobiecie raczej nic nie jest, uspokoił się i ponownie zaśmiał. Wiedział, że choć właśnie na nim leci, to czarnowłosa nie jest w stanie naprawdę zrozumieć, jak to jest lecieć na skrzydłach. Ujarzmianie prądów powietrznych i pełna swoboda ruchu we wszystkich kierunkach było czymś, czego nie dało się opisać słowami. Nagle jednak kobieta zachwiała się i o mało co nie spadła. Zawisła na chwilę na jednym z jego kolców, czemu Ognaruks z lekkim przerażeniem się przyglądał. Nie wątpił, że zdołałby złapać Charlotte zanim by spadła, ale wiedział, jak straszne musi to być przeżycie. Ku jego uldze kobiecie udało się wspiąć z powrotem na jego łeb.
- Nie strasz mnie tak – powiedział z lekkim zmartwieniem. Akrobacja Charlotte sprawiła, że sam o mało jakiejś nie uczynił, tak bardzo skupił uwagę na kobiecie. - Wybacz, że nie posiadam takowego siodła, jesteś moim pierwszym pasażerem od jakichś... trzystu lat? Raczej nie mogłem się spodziewać, że nagle tak się to zmieni.
- Masz pojęcie, jak ja się wtedy przeraziłem? - spytał Oganruks, udając oburzenie. - Wyobraź sobie, że spadasz z wysokości kilkudziesięciu tysięcy stóp, wirując niekontrolowanie i masz świadomość, że za chwilę zostanie po tobie tylko olbrzymi krater. W dodatku jeśli ocknęło się na chwilę przed uderzeniem. Br...
        Ku uldze smoka Charlotte dosyć spokojnie odpowiedziała na jego pytanie, nie zauważając przy tym nawet, że Ognaruks zachował się dziwnie.
- Mi zaufałaś – stwierdził. Fakt, może człowiekiem nie był, ale smok już się przekonał, że ludzie mówiąc „ludzie” często mają na myśli wszystkie rasy. Dziwiło go, że jego rasa jest nazywana przez nich egoistyczną, skoro oni sami mówią takie rzeczy. Kiedy jednak usłyszał, że Charlotte zostałaby uwięziona i skazana, gdyby zabiła kogoś w mieście, poczuł się nieco dziwnie. - Oj, bez przesady, ja wiele razy zabijałem kogoś w mieście i jak widać nadal tu stoję. A nie byłem wtedy olbrzymim jaszczurem, którego nikt nie mógł uwięzić, tylko człowiekiem. Chociaż rozumiem twoją decyzję. W tej formie też raczej wolałbym pozostać z dala od ludzi.
        Nieco zaskoczyło go to, że Charlotte tak szybko chce wrócić na ziemię. Owszem, jego ten powolny lot też zaczynał nudzić, ale dla kobiety była to przecież jedyna taka okazja, a dla niego coś zupełnie normalnego.
- Jak tylko sobie zażyczysz – powiedział, po czym dodał żartobliwie. - Więc przygotuj się na drugą kąpiel.
        Gwałtownie zanurkował, wpadając prosto w chmury. Tym razem nie był w nich tak długo jak przedtem, jedynie przez nie przeleciał, ale i to wystarczyło, aby poczuł wzbierającą wilgoć na swoich łuskach. Podejrzewał, że kobieta także nie obyła się bez powtórki z rozrywki. Pikował ciągle w dół, lecząc naprawdę szybko. Lubił w taki sposób lądować, a przy okazji chciał nieco rozerwać Charlotte. Wyglądało to tak, jakby spadał na ziemię, która w błyskawicznym tempie się przybliżała. Smok już z daleka wypatrzył ten sam skraj lasu, na którym lądował poprzednio. Tuż nad drzewami zaczął hamować i opadł na stworzoną przez siebie polanę, wywołując drobne drganie ziemi, jak i jego nóg. ”Chyba nieco przesadziłem, to lądowanie akurat trochę bolało. Albo po prostu ja się robię kruchy na starość.” Oganruks pochylił łeb tak, żeby jego szczęka dotykała ziemi, a Charlotte mogła bez problemu z niego zaskoczyć. Gdy już kobieta znalazła się bezpiecznie na ziemi, podniósł z powrotem głowę, po czym spojrzał na nią z zadowoleniem.
- To jak wrażenia z lotu? Mógłbym coś poprawić, zrobić coś inaczej?
        Dostrzegł, że Agnir już zmierza w ich stronę z jego ubraniami. Ognaruks przymknął oczy, po czym ponownie się skupił. Po chwili stał już na ziemi jako człowiek. Przyjął od niewielkiego smoczka swoje ubrania, które natychmiast zaczął na siebie nakładać. Gdy był już ubrany, podszedł do Charlotte.
- Swoją drogą dziękuję, że kazałaś mi lądować. Obawiam się, że mógłbym tam zostać całą noc, a w dzień nie mógłbym nawet zamachać skrzydłami.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Dla niej było to czymś naturalnym. Kiedy nie chciało się o czymś mówić po prostu się tego nie robiło, a słuchacze nie mieli prawa mieć do tej osoby żalu. Każdy miał swoje tajemnice lub tematy, które jedynie rozdrapywały stare lub też świeże rany. Sama miała takich kilka, więc doskonale rozumiała smoka. Przecież to, że cały był pokryty masą twardych jak… coś naprawdę twardego łusek wcale nie znaczyło, że w głębi nie posiadał wrażliwego serca. Tym bardziej doceniła fakt, że jednak zdecydował się z nią tym podzielić. Zaskakujące jak zwykła szczerość potrafiła zbliżyć do siebie dwie istoty? Gad zdobył jej sympatię w krótkim czasie mimo, że na początku najchętniej trzymałaby się od niego z daleka. ”Chciałabym, żeby ta noc trwała wiecznie…” Nie wiedziała jedynie, na czym jej najbardziej zależało. Oglądanie gwiazd owszem, miało swój urok, jednak bez niego to nie byłoby to samo.
        Chwilę po tym, kiedy powiedziała już co miała powiedzieć otworzyła szeroko oczy. Z porządnym opóźnieniem dotarło do niej to, co wyprawiała. „Na cholerę mu to wszystko mówię?! Przecież… On jest gadem wielkości góry, a ja? To czysta głupota. Poza tym co go interesuje, czy jacyś amanci zabiegali o moje względy? Powinnam się po prostu zamknąć i nic nie mówić do czasu, aż wylądujemy. To te gwiazdy, to wszystko ich wina! Rzucają taki romantyczny srebrny blask… OGARNIJ SIĘ!” Zaraz jęknęła cicho i uderzyła lekko głową o kolec, którego się trzymała. Co też gadzinka musiała sobie o niej pomyśleć teraz?
        - Nie ma za co. Chociaż uważam, że w łuskach ci bardziej do twarzy. – Jakby na potwierdzenie swoich słów przesunęła pieszczotliwie dłonią po jego pysku tam, gdzie dosięgała. Rozmawiała ze smokiem, ba! Leciała na nim! Oczarowana tym wszystkim chwilami nie myślała logicznie dając się po prostu porwać chwili.
        To nie był jednak koniec niespodzianek dla niej. Kiedy Ognaruks nazwał ją uroczą z wrażenia mało się nie zachwiała, by potem odwrócić się do niego twarzą. On żartował, prawda? Zaraz jednak kontynuował swój wywód na temat jej wspaniałości i po prosto nie mogła się nie uśmiechnąć.
        - Ja… dziękuję. – Słowa były tak bardzo podobne do tych, które sam smok wypowiedział przed chwilą. Kolejny już raz tej nocy poczuła rumieńce na policzkach, a gdy znów spojrzała w niebo gwiazdy nabrały dla niej zupełnie nowego blasku. Do tego to dziwne uczucie w żołądku… Przecież to szaleństwo! Zauroczyć się w smoku? Naprawdę? Pokręciła głową starając się odgonić od siebie te myśli. Kiedy nastanie ranek rozstaną się i będzie tak, jakby nigdy się nie spotkali. Ona zapamięta za to piękno nocy oraz ciepło gadzich łusek.
        Na szczęście Ognaruks sam w sobie potrafił odwrócić jej uwagę od niepożądanych myśli.
        - Może to dlatego, że przeważnie to ja jestem tym złym wilkiem? – Roześmiała się, a kiedy kolejny raz się odezwała, tym razem była poważna. – Wiesz… gdybyś chciał mnie zabić zrobiłbyś to już dawno tego. Ba! W życiu nie zaoferowałbyś wspólnego lotu i oglądania gwiazd. Do tego starasz się, żebym czuła się komfortowo przy tobie, więc dlaczego mam się bać? Postanowiłam ci zaufać gadzinko. Z resztą… gdybym się ciebie bała to nie mogłabym nacieszyć się pięknem nocy. Jeszcze raz dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
        Potem nastała przerażająca chwila, w której na własnej skórze mogła poczuć co to znaczy upadek z dużej wysokości. Czy to szczęście, przeznaczenie lub inne wyższe siły, nad którymi nikt nie miał władzy, najważniejsze jednak, że udało jej się znaleźć z powrotem na grzbiecie smoka. Przez dłuższą chwilę oddychała ciężko trzymając rękę na sercu, lecz nie mogła się uspokoić. Dopiero słysząc słowa Ognaruksa na jej twarzy znów zagościł przewrotny uśmieszek.
        - No co ty nie powiesz! Właśnie taki los czekałby mnie, gdybym się nie utrzymała, a ty nie zdążyłbyś mnie jakimś cudem złapać! Może nie zostałby po mnie olbrzymi krater, ale krwawa plama na wycieraczce też raczej nikogo by nie ucieszyła. – Pokiwała głową ze śmiechem. Kolejny raz reagowała w ten sposób na strach, który dopiero zaczął ją opuszczać. – Poza tym… skoro ostatniego pasażera miałeś setki lat temu, to ile żyją smoki?
        Pewnie bardzo długo i sama nie mogłaby sobie tego nawet wyobrazić. Upływ czasu dla ludzi i dla innych ras był tak odmienny…
        - Ponieważ nie jesteś człowiekiem. Może nie mam zbyt dużego doświadczenia, lecz zdążyłam zauważyć, że inne rasy są bardziej honorowe. Szczególnie te powiązane z przyrodą jak elfy czy zwierzołaki. Spotkałam kiedyś tygrysołaka z wielkim poczuciem sprawiedliwości. Nie pamiętam jak się nazywał, ale uważał się za takiego leśnego stróża prawa i porządku. Już Fellarianie nawet mimo wielkich podobieństw do ludzi mają zupełnie inny stosunek do natury. Wiesz… ja wyznaję zasadę, że jedynie tej silniejszy da radę przetrwać. Może właśnie dlatego tak się przy tobie bezpiecznie czuję? Miałeś tyle okazji, by pozbawić mnie życia, a jednak tego nie zrobiłeś. Poza tym czy istnieje potężniejszy drapieżnik niż smok? Może będę mało bezinteresowna w tym co powiem, ale bardzo opłaca się mieć takiego sojusznika jak ty. Jeśli miałabym gdzieś żyć zostałabym w lesie. Chociaż… zawsze marzyłam, żeby zobaczyć morze. Gdybym jakimś cudem pozbyła się klątwy, to to byłoby pierwsze miejsce, do którego bym zmierzała. – Rozgadała się, a to rzadko zdarzało się dziewczynie. Czy Ognaruks naprawdę potrzebował więcej zapewnień, iż Charlotte obdarzyła go zaufaniem?
        Kiedy usłyszała słowo „kąpiel” w pierwszym momencie nie do końca zrozumiała, co gad miał na myśli. Chwilę później, kiedy przeraźliwie krzycząc przebili chmury i czuła ich wilgoć na sobie miała ochotę udusić bestię za to, że wykonał tak gwałtowny manewr. Myślała, że spadnie! Znowu! Przylgnęła do jego kolca z całej siły, a i tak miała wrażenie, że powoli zsuwa się do tyłu. Widziała już drzewa pokryte czernią nocy oraz nikłe światełko, które miało być ich ogniskiem. Najbardziej jednak obawiała się spotkania z ziemią.
        - Ognaruks…! – Trzeba przyznać, tym razem udało mu się ją nastraszyć. Nawet gry wylądował i trwał z głową na ziemi ona trzęsła się z zaciśniętymi mocno powiekami (nie wiedziała nawet, kiedy zamknęła oczy) kurczowo ściskając kolec. Dopiero po chwili uniosła jedną powiekę, by rozejrzeć się ostrożnie, a jak uznała, że jest bezpiecznie zrobiła to samo z drugim okiem.
        Gdy stanęła na ziemi nogi jej się trzęsły, a gdy spojrzała na smoka krzyknęła nieco roztrzęsiona.
        – Uduszę cię! Myślałam, że coś ci się stało w skrzydło i oboje spadniemy! – Wzięła kilka głębokich oddechów. – Ja chcę jeszcze raz!
        Fakt. Atrakcja, chociaż bardzo niespodziewana przypadła dziewczynie do gustu. Co z tego, że teraz była cała mokra, a włosy kleiły się jej do ciała? Widząc, że gadzinka zaczęła zmieniać postać ostentacyjnie zakryła oczy dłońmi i odsłoniła je dopiero, kiedy doszedł ją głos Ognaruksa z niedalekiej odległości. Znów miała przed sobą mężczyznę w ludzkim wydaniu.
        - Było wspaniale. Tylko następnym razem uprzedź, jak masz zamiar spadać z tak dużej wysokoś… A PSIK! – No tak. Wilgoć oraz silne podmuchy wiatru skutecznie ją oziębiły. Objęła ramiona dłońmi drżąc lekko na całym ciele, a do tego adrenalina zaczynała mijać. Teraz dopiero poczuła całe zmęczenie, które skumulowało się w jej organizmie, a z tego wszystkiego nawet jeść jej się odechciało.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Stwierdzenie, że w łuskach mu do twarzy, sprawiło, że po raz kolejny poczuł się... dziwnie. Zresztą była to kolejna z tych rzeczy, których nikt jeszcze nigdy mu nie powiedział. Zaskakiwało go teraz, że jest ich aż tak dużo. Z doświadczenia wiedział, że ludziom zazwyczaj podobała się jego humanoidalna postać, bardziej akceptowali to, co było im bliższe. Charlotte... cóż, ta kłopotów z tolerancją raczej nie powinna mieć. O czym Ongaruks orientował się po raz kolejny tego wieczoru. ”Zawsze mi się wydawało, że wiem wszystko, czego potrzebuję, a teraz? Teraz zaskakuje mnie, jak wiele rzeczy wcześniej nie wiedziałem.”
        Kiedy mu podziękowała, spojrzał na nią, robiąc zeza. Dostrzegł, że ta też się w niego wpatruje, uśmiechając się przy tym. Smok nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Gdy tylko połączyły się ich spojrzenia, natychmiast spuścił wzrok w dół, na chmury. Przez dobrą chwilę nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak właściwie to zrobił. ”Pojedynkowałem się na spojrzenia z największymi postrachami tego świata i zawsze wygrywałem. Nawet jak pewnego razu otoczyli mnie kusznicy, to i tak ich dowódca spuścił wzrok, a nie ja. Wszyscy to zrobili, po kolei. Jak... jak ona może tak po prostu to robić? Co się ze mną dzieje.” Powinno go raczej martwić, że kobieta łamie wszystkie jego normy, ale przynosiło to mu... zaskakujący spokój. Spokój, którego dawno już nie doświadczył i który odzyskał dopiero przy niej. ”Oj, przestań, wciąż jesteś niezrównoważonym demonem groźnym dla otoczenia. Przestań się łudzić, że może być inaczej. Przestań się łudzić, że ona...”
        Nagle Charlotte sprawiła, że otrząsnął się ze złych myśli.
- Nie wyglądasz mi ani na kogoś złego, ani na wilka – powiedział rozbawiony Ognaruks. - To dla mnie czysta przyjemność.
        Teraz smok zrozumiał, dlaczego po Charlotte nie było widać ani odrobiny strachu. Po prostu ufała mu na tyle, że wierzyła, że nie ma się czego bać. ”Czym ja sobie zasłużyłem na to zaufanie? Może tym, że sam jej zaufałem? Przecież była taka skryta, dopóki nie powiedziałem jej o tym, że jestem smokiem. No to mam lepsze pytanie. Dlaczego ja jej zaufałem? Przecież... przecież spotkałem ją w lesie i...”
- Ale przynajmniej od razu byś wiedziała, że spadasz. Ja to sobie uświadomiłem tak nagle, kiedy prawie już było za późno – zaśmiał się Ognaruks. Po raz kolejny zawędrowali do dziwnych tematów rozmowy, co jakoś szczególnie mu nie przeszkadzało. W końcu żadne z ich dwojga zbyt normalne nie było. - Ile żyjemy? Hm, długo. Bardzo długo. Konkretniej ci nie powiem, dla każdego smoka jest to odmienna kwestia. Ale powiedziałbym, że przeciętnie jakoś... kilka tysięcy lat? Tak plus-minus.
        Z uwagą przysłuchiwał się jej wywodowi na temat zaufania, innych ras oraz niego samego. Zdziwiło go trochę to, że kobieta mówi, jakby sama nie była człowiekiem. Chociaż gdyby na to popatrzyć z innej strony, to rzeczywiście bliżej jej było chociażby do zmiennokształtnych, niż do ludzi. Łączyło ich przede wszystkim jedno – odmienność.
- Cóż, ludzie to zadziwiająco ekspansywna rasa – stwierdził smok. - Są prawie wszędzie na Alaranii, to uznają ją za własność i sądzą, że mogą robić co chcą, co wcale nie jest aż tak wielką przesadą. Innych ras jest mniej, nie czują takiej pychy. Nawet my, dumne smoki, nie mamy chęci wyplenić wszystkiego co odmienne, choć patrząc z przestrzeni czasu ten świat należy do nas.
        Jej słowa o tym, jakim to jest silnym i potężnym drapieżnikiem może i były tym, co Ognaruks powtarzał sobie niemal bez przerwy, ale i tak sprawiły mu przyjemność. To, że byłby dobry sojusznikiem to też raczej było coś normalnego, choć także połechtało jego smocze ego.
- Uznam to za komplement – powiedział z zadowoleniem. - Chciałabyś zobaczyć morze? - Smok nie potrafił powstrzymać się od lekkiego wzdrygnięcia, które Charlotte musiała poczuć. - Wybacz, mam pewne nieprzyjemne doświadczenie z tym miejscem, raz o mało nie utopił mnie olbrzymi potwór morski. Od tamtego czasu wolę unikać statków. Ale samo w sobie jest piękne. Ta niewyobrażalnie wielka tafla wody skrywa więcej sekretów niż można by przypuszczać.
        Zastanowił się. Dla niej może i morze znajdowało się bardzo daleko, ale dla niego to było prawie tak blisko, jak do domu w Górach Druidów. Choć może raczej powinien powiedzieć „zagarniętego domu”?
        Może i powinien ostrzec Charlotte, że za chwilę ostro zapikuje w dół i że nie powinna się tym martwić, ale nie potrafił się powstrzymać od tego, aby zrobić kobiecie niespodziankę. Nie potrafił się nadziwić, że ta tak spokojnie przeżywa cały lot, chciał sprawdzić, czy choć teraz okaże choć odrobinę strachu. Gdyby mu się nie udało choć w jednym momencie ją przestraszyć, to chyba by się na sobie zawiódł. Wyglądało jednak na to, że tym razem Charlotte poważnie się przestraszyła. Gdy wylądował, a ta przez chwilę tylko trzęsła się z zamkniętymi oczami, to on się przestraszył, że może jednak odrobinę przesadził. Niepokoił się nawet, kiedy ta stanęła na ziemi i krzyknęła na niego z lekkim roztrzęsieniem. Po chwili jednak uspokoił się, a w jego oczach pojawiły się radosne iskierki.
- Gdybym rzeczywiście spadał, to sam bym krzyczał. - Z jego gardła po raz kolejny dobiegł warkot śmiechu. - Gratuluję, większość osób tak panikuje, kiedy startuję. Już myślałem, że zaczynam się starzec i nie potrafię zrobić na nikim takiego wrażenia.
        Kiedy już się przemienił w człowieka i z uśmiechem wysłuchał słów Charlotte, nagle się zaniepokoił. Kobieta wyglądała na przemarzniętą, drżała i obejmowała się rękami. Smok podszedł do niej jeszcze bliżej i położył swoją ciepłą dłoń na jej ramieniu.
- Wybacz, że tak cię przemoczyłem, a potem jeszcze przewiałem. Chyba powinniśmy wracać do ogniska. Agnir, idziesz?
~Już ~ odpowiedział mu niewielki smoczek. ~ Tylko wiesz, razem wyglądacie tak rozkosznie, że aż szkoda wam przeszkadzać.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Czuła się jak we śnie. Na krótką chwilę przestała przejmować się przyziemnymi sprawami pogrążona w radości. Pod sobą widziała blask odległych miast, skrzącą się w promieniach księżyca wodę oraz chmury, które wbrew mimo wszystko przyjemnie pieściły jej ciało. Nie miało znaczenia, że po ich delikatnym dotyku na ciele dziewczyny pozostawały kropelki wody w ilości więcej niż wystarczającej. Mokre pasma włosów przyklejały się do jej ciała, zaś przemoczona na wskroś stara postrzępiona koszulka, którą na sobie miała odsłaniała więcej blizn, niż zakrywała. Charlotte nie było jednak zimno. Ciepło bijące od smoka sprawiało nie dość, iż czuła się bezpiecznie to jeszcze skutecznie ogrzewało czarnowłosą. Tej nocy w jej życiu miała miejsce magia, której jak dotąd nigdy nie poznała. Świat natury zawsze wydawał jej się piękny, choć nieco brutalny. A teraz? Była tak oczarowana lotem, nocnym niebem oraz uczuciem spełnienia, że mogłaby zamieszkać wśród łusek ogromnego gada.
        Najbardziej niesamowity był jednak fakt, że znalazła przyjaciela. Może nie powinna od razu tak określać Ognaruksa, lecz podświadomie czuła, że może mu zaufać. Nie miało znaczenia, iż był on gadem wielkości góry, jednym z najniebezpieczniejszych drapieżników jakich widział ten świat... Dawał jej ciepło, którego nie czuło się ciałem, lecz duszą. Ukradkiem pogładziła jeden z jego kolców sądząc, że nie powinien tego poczuć. Był tak wielki, więc pewnie ona dla niego stanowiła ledwie odpowiednik mróweczki. Na szczęście rozmiary nie zawsze mierzono fizycznymi normami, ona była wielka duchem!
        A wracając do ich rozmowy... ona chyba nigdy normalna nie była. Dziewczyna usłyszawszy jednak ile żyją smoki otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Odruchowo przylgnęła mocniej do kolca na nosie Ognaruksa, by szok nie sprowadził jej za szybko na ziemię.
        - W takim razie ja dla Ciebie pewnie jestem dzieciakiem! Ale... taka długowieczność to smutna sprawa, jeśli spędza się ją samemu. - Gdyby nie runa mogąca zabić ją każdego miesiąca z powodu klątwy sama pewnie przeżyłaby o wiele więcej, niż przeciętny człowiek. Z tego co wiedziała jej Gadzinka nikogo poza swym małym kompanem nie miała. A ona? Znajdowała coraz więcej wspólnych cech, które łączyły ją z Pradawnym.
        - Owszem, chciałabym. Morze jest dla mnie czymś nieosiągalnym, więc to pewnie dlatego. Ogrom wody sięgający aż po horyzont... chyba tak staruszek z mojej rodzinnej wioski je opisywał. A gdy byłam w handlowym miasteczku udało mi się dojrzeć długie sznury pereł, muszli oraz słoje z piaskiem. Na statek bym nie weszła, więc spotkanie z wężami morskimi raczej mi niestraszne. - No bo jakby weszła a jakikolwiek jacht płynący dłużej niż jeden dzień, to pewnie najpierw wyrżnęłaby wszystkich w pień jako dzika bestia, a potem sama zginęła z głodu. No chyba, że w pierw by się po prostu nie utopiła.
        Swobodny upadek dla niektórych może i mógłby stanowić jakąś przyjemność, lecz dla niej omal nie był przyczyną zawału serca. Posiadacze skrzydeł mogli lubić takie atrakcje. Wiatr rozwiewający włosy, ryk powietrza w uszach i ziemia zbliżająca się z każdą chwilą... Charlotte jedna stwierdziła, że ludzie powinni twardo stąpać po glebie a nie wznosić się w przestworza. Oddychała ciężko próbując uspokoić serce, a jej zabójczy wzrok utkwiony był w smoku. Cały problem polegał na tym, że przez tą jego niespodziankę była zziębnięta, przemoczona i przestraszona! A najgorsze, że gad mówił z sensem...
        - No... niby racja... ale i tak wrażenie na kobiecie powinieneś wywierać w inny sposób! - Dopiero ciepło jego dłoni sprawiło, że napięcie zaczęło znikać z jej ciała. Ciężko jej z kolei było się kontrolować, by całkiem do niego nie przylgnąć. Stanowił tak intensywne źródło ciepła jak przenośny termofor, że trudno było się oprzeć.
        - Jak się rozchoruję to będziesz mi musiał kur nałapać i rosołu nagotować, wredna Gadzinko. - Mimo wszystko uśmiechnęła się w jego kierunku potulnie dając się prowadzić z powrotem do ogniska. Nawet pomimo żaru bijącego od smoka lekko drżała, a gdy zbierało jej się na kichanie zatykała nos, by w momencie kichnięcia podskoczyć nieco w miejscu od nadmiaru zebranego powietrza.
        Gdy już dotarli do ogniska szybko usiadła jak najbliżej niego, chwyciła w ręce dwa patyki z upieczonym już niedźwiedzim mięsem i jeden wyciągnęła w kierunku właściciela imponujących łusek. Teraz musiała też przyznać, że możliwość zmiany postaci w jego przypadku była bardzo wygodna. I dlaczego samo patrzenie w jego oczy sprawiało, iż czuła się jakby miała gorączkę?
        - Zjedzmy póki ciepłe. I jak ty to robisz, że pomimo lotu w chmurach jesteś cały suchy? To niesprawiedliwe... - Udając naburmuszoną wgryzła się w swoją porcję, a gdy pierwszy kęs znalazł się w żołądku dziewczyny od razu wzięła następnego. Dopiero teraz przypomniała sobie jak bardzo była przecież głodna.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Charlotte poruszyła temat, nad którym Ognaruks rzadko kiedy się właściwie zastanawiał. A może raczej starał się robić wszystko, aby nie dopuścić do siebie myśli o tym, że tak naprawdę nie ma nikogo, z kim mógłby te kilka tysiącleci przeżywać. Agnir i owszem, był razem z nim, ale mały smok tak naprawdę stanowił jedynie cząstkę Ognaruksa – powstał z jego magii oraz charakteru. Mówienie do niego było pod pewnym względem równoważne z mówieniem do siebie, a przebywanie z samym sobą zaliczało się do definicji samotności. ”Tęsknię za Agnirem. Za tym zdradzieckim wężem czarodziejem znacznie mniej, ale jednak... Może to i dobrze, że nie pamiętam całego mojego życia? Gdybym posiadał tak wiele wspomnień, to rzeczywiście byłbym dla ludzi czymś... oszałamiającym. I tak taki jestem, ale z innej przyczyny.” Ludzie zazwyczaj w rozmaity sposób reagowali na informacje o jego wieku, ale jeszcze chyba nikt nie stwierdził, że coś takiego wiąże się z samotnością. Smok podejrzewał, że to przez to, że Charlotte sama tak się czuła. W końcu o wiele łatwiej dostrzec coś, co samemu się przeżyło. Postanowił, że zachowa swoje przemyślenia na lepszy moment.
        Przerażanie ludzi zazwyczaj go bawiło, podobnie zresztą było w tym przypadku, jednak obserwując rozdygotaną Charlotte, poczuł także coś innego. Coś, czego nie potrafił nazwać. Miał wrażenie, że nigdy wcześniej nie miał okazji do odczucia tej emocji. Już w zasadzie go to nie dziwiło, przywykał powoli, że tej nocy dzieją się rzeczy, jakie nie spotkały go w ciągu całego jego, dosyć długiego życia.
- Mówisz sensownie – powiedział Ognaruks. - Jednakże nie zapominaj, że masz przed sobą smoka. Pedantyczną istotę, której przyjemność sprawia przerażanie ludzi oraz imponowanie im rzeczami, których oni sami nigdy nie doświadczyli. I która przehandlowałaby złoto za parę komplementów.
        Większość mówił z własnego doświadczenia, może poza tym ostatnim. On sam nie miał złota, co najwyżej kilka artefaktów ukrytych w pałacu w Górach Druidów, a tych nie oddałby za nic. Pozostawało mu mieć nadzieję, że inne smoki także posiadają przynajmniej podobny do niego charakter, w przeciwnym razie mógł się trochę zagalopować i opowiedzieć kobiecie stek bzdur.
- To byłaby czysta przyjemność. - Ognaruks zaśmiał się, gdy Charlotte zaczęła mówić o łapaniu kur. Podejrzewał, że zdolność przenoszenia się z miejsca na miejsce znacznie ułatwiałaby mu zadanie. Biedne kury nie spodziewałyby się, że za nimi stoi smok. - Takim jednym chapnięciem to mógłbym z dwa tuziny złapać.
        Idąc przez las, co jakiś czas musiał się powstrzymywać od chęci roześmiania się. Bawiło go to, w jaki sposób Charlotte kicha. Najpewniej miało to coś wspólnego z tym, że ludzi śmieszyło, kiedy z kolei to on robił to samo. Powiedziałby o tym kobiecie, ale nie chciał, aby pomyślała, że jeszcze się cieszy z tego przeziębienia, które tak właściwie sam spowodował. Niedługo potem na szczęście dotarli do ogniska. Ognaruks już czuł, że jeszcze trochę i nie wytrzyma – naprawdę się zaśmieje i to dosyć głośno. Zamiast tego jednak usiadł przed płomieniami, Charlotte zrobiła to samo, w dodatku bardzo blisko niego. Agnir natomiast zasiadł za nimi, w oddaleniu kilku stóp. Ognaruks przyjął porcję od kobiety. Przy okazji musnął jej dłoń, przez co poczuł dziwne mrowienie na skórze. Musiał się powstrzymać, aby nie drgnąć.
- W taki sam sposób, w jaki mam w brzuchu ogień, a nie spalam się – odpowiedział Ognaruks, uśmiechając się. Owszem, nie było to w ogóle sprawiedliwe, ale sprawiedliwość nie leżała w smoczej naturze. - Nieważne, jak bardzo wysilam wyobraźnie, i tak nie mogę sobie wyobrazić, jak to w zasadzie jest być człowiekiem. Samo przebywanie w tej postaci wydaje się dziwne, ale to, w jaki sposób widzicie świat... czysta abstrakcja.
        Spojrzał na swój kawałek niedźwiedziny. Obrócił trzymany kij, obserwując mięso z każdej strony. Jego zapach wydawał się być o wiele słabszy niż zazwyczaj, smok nie miał wcale ochoty, aby go zjeść. Zamiast tego spojrzał na Charlotte, która z apetytem pałaszowała swoją porcję.
~Grymasisz? Ja tak się starałem, a ty nawet nie chcesz tego zjeść? Jeżeli tak, to oddaj mi go, ja go z przyjemnością zjem.
        Ognaruks obrócił się i rzucił mięso na pożarcie Agnirowi. Ten złapał je w powietrzu i jednym ugryzieniem pochłonął. Może i nie potrzebował jeść, ale jednak smak pokarmu czuł tak samo dobrze, jak każdy smok. Ognaruks natomiast ponownie spojrzał na Charlotte. Przez chwilę milczał, nie wiedząc, co takiego właściwie powiedzieć.
- Myślałem o tym, co mówiłaś. - W końcu się zdecydował. - O długim życiu i samotności. Kiedyś miałem dwóch długowiecznych przyjaciół, ale cóż, już ich nie ma. Owszem, naprawdę czuję się samotny, ale staram się nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej większości życia nie pamiętam. Wtedy to uczucie najpewniej byłoby silniejsze.
        Zamilkł. Po raz kolejny nie miał pojęcia, o czym miałby mówić. Wpatrywał się tylko w Charlotte. Nigdy nie prowadził zbyt długich rozmów, zazwyczaj wolał po prostu wiedzieć tyle, ile musiał. O czarnowłosej kobiecie nie musiał dowiedzieć się niczego, jednak czuł, że potrzebuje jak najwięcej. Przeniósł spojrzenie na niebo, które teraz wydawało się być straszliwie ubogie w gwiazdy.
- Niezwykła noc, czyż nie? - spytał. Naprawdę nie przychodziło mu nic innego do głowy. Czuł w niej dziwną pustkę, która pojawiła się nagle, znikąd. Ale jedna myśl zrodziła kolejną i dzięki temu Ognaruks zdołał ułożyć kolejne pytanie. - Co masz zamiar zrobić jutro? Masz jakieś większe plany czy chcesz tylko... przeżyć?
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Samotność nigdy nie była łatwym tematem. Najpopularniejszą jej odmianą była separacja od osób nam bliskich, którzy się od nas odwrócili bądź odeszli na zawsze. Z tym jednak można było sobie poradzić, łatwiej zaakceptować. Najgorzej, gdy przebywało się wśród tłumu ludzi, a osamotnienie wynikało z niezrozumienia. Być jedynym w swoim rodzaju, stanowić jednostkę niezwykłą... Ludzie bali się tego, co inne i nieznane, zapewne jak większość ras. Charlotte poznała to uczucie aż za dobrze, lecz nawet jeśli przeżyłaby wiek to i tak nigdy nie będzie w stanie pełni poją bólu, który każdego ranka odczuwał smok. Przerażała ją myśl, iż mogłaby się kiedyś obudzić i stwierdzić, że przed sobą ma jeszcze wiele tysiącleci samotnej tułaczki po świecie.
        Wędrując przez las u boku Ognaruksa zastanawiała się, jak wiele w swoim życiu musiał wycierpieć. Nie zdradził jej wcale zbyt wiele na swój temat, lecz mogła odkryć w jego spojrzeniu, że to niekoniecznie artefaktów tak zapamiętale szukał. Być może nie przyznawał się sam przed sobą, jednak podświadomie szukał istoty, która mogłaby być mu bliska. Skąd to wiedziała? Miała wiele czasu, by rozmyślać nad swoim życiem, a pomimo oczywistych różnic była bardziej podobna do swego smoczego towarzysza niż mu się wydawało. Z niezrozumiałego dla siebie powodu nagle odczuła przemożną potrzebę złapania go za dłoń. Wcale nie po to, żeby ogrzać własną rękę. Po prostu... Ognaruks również zasługiwał na ciepło. Z trudem się powstrzymała.
        - Ach, prawda! Jak mogłam cię zaniedbać... Naprawdę zaimponowałeś mi tym lotem! Siła, która z ciebie emanowała była niezwykła, zaś w twych oczach odbijały się gwiazdy! W każdym twym ruchu czuć było majestat i... przy tobie pierwszy raz od wielu lat poczułam się bezpiecznie. - O ile na początku chciała się z nim ewidentnie podroczyć, tak potem jej wyznanie było szczere. Speszona spuściła głowę przyglądając się ściółce pod stopami z zadziwiającą wręcz intensywnością. To jednak prawda, u boku najgroźniejszego z możliwych drapieżników odnajdywała spokój oraz poczucie bezpieczeństwa. Tego stanu rzeczy nie zmieniłaby nawet wieść o demonicznych aspektach Ognaruksa.
        - Pod warunkiem, że wszystkie by się nie rozbiegły w różne strony. No i potem plułbyś piórami cały dzie.... A PSIK! - Widziała, że gadzince z twarzy nie znika uśmiech. Kiedy obserwowała ukradkiem zmieniającą się mimikę smoka czuła dziwnego rodzaju wewnętrzny spokój. Jego śmiech działał jak balsam dla duszy dziewczyny, co było tak samo absurdalne, jak sama możliwość zakochania się w ciągu jednej nocy. "To dlatego, że oboje tak rozpaczliwie szukamy kogoś, dla kogo nie będziemy potworami. Samotność wyciąga na wierzch nawet te najbardziej niespodziewane aspekty cudzych osobowości. Nie ma potrzeby się oszukiwać..."
        W końcu doszli do ogniska, którego ciepło dziewczyna tak bardzo teraz potrzebowała. Nie miała się w co przebrać, więc mokra koszula przylepiona do jej ciała sprawiała, iż czuła się tylko bardziej skrępowana. Minusem było również to, że gdy woda zawarta w materiale wyparowywała jeszcze bardziej ochładzała ciało Charlotte. No ale cóż, przecież nie będzie siedzieć nago, prawda?
        Krótka chwila, na jaką złączyły się dłonie dwojga tak odmiennych od siebie istot dla Szarlotki zdawała się trwać o wiele dłużej. Tym razem nie zadrżała przy kontakcie fizycznym ze smokiem. Nie miała odruchu uciekania, nie spodziewała się uderzenia. Czy Ognaruks to zauważył? "Przestań, na co ci złamane serce? Nie dość masz ciężko w życiu?" Uciekłszy spojrzeniem skupiła się na kawałku niedźwiedziny, który przynajmniej dawał jej wymówkę, by przez chwilę nic nie mówić. Dopiero po dłuższym czasie połknęła kęs mięsa i zapatrzyła się w ogień.
        - To dlatego, że żyjemy chyba najkrócej ze wszystkich ras. Staramy się złapać wiatr chociaż to niemożliwe, marzymy o odkrywaniu nieznanych miejsc, zwiedzić świat... kochać mocniej niż ktokolwiek inny. Ludzkie życie jest jak płomień świecy. Nieochroniony może łatwo zgasnąć, lecz kiedy już płonie to z pełnym blaskiem, na jaki tylko może sobie pozwolić dopóki tylko starczy sił. Chcemy zagarnąć pełnymi ramionami piękno tego świata, wyryć w pamięci szczęśliwe chwile, gdyż w każdej chwili wisi nad nami fatum śmierci. Wszyscy się jej boją, lecz jeśli wykluczyć śmierć z ręki innej osoby to właśnie ludzie najszybciej wyjdą jej na przeciw. - Dziwne, że przy takich tematach kiedy na niego spojrzała w jej oczach smok mógł dostrzec szczerą radość, fascynację oraz... zmęczenie. - To dlatego byłam tak zafascynowana światem, który ty możesz oglądać codziennie.
        Ileż to już razy powiedziała mu, że lot wywarł na niej wielkie wrażenie? Swojej wdzięczności nie umiała jednak w należyty sposób wyrazić słowami. Nie ważne jak by to zrobiła, to ciągle by czegoś brakowało. Dlatego po prostu ofiarowała mężczyźnie najpiękniejszy uśmiech, na jaki było ją stać. Efekt być może psuła blizna na jej policzku, jednak szczerość gestu powinna dotrzeć do smoka.
        - Tak, czasami zapomnienie jest najlepszym lekarstwem. Co jednak, jeśli o zmarłych już wszyscy zapomną? Tak, jakbyśmy nigdy nie istnieli. Jakiś czas temu zdecydowałam, że nawet jeśli samotność ma mnie zabijać od środka, to chcę pamiętać o wszystkich osobach, które spotkałam. W ten sposób tak długo jak ja będę żyła to i oni nie zginą do końca. - Czy ktoś będzie o niej pamiętać? Czy gdyby pewnego dnia już by się nie obudziła, to ktoś by się zmartwił? Nie wiedziała tego, lecz póki nosiła w swoim sercu wspomnienia szczęśliwych dni była w stanie przeć naprzód. Spotkanie z Ognaruksem dodało jej sił, których od dłuższego czasu Charlotte brakowało.
        - Powiedziałabym, że wręcz magiczna. - Kiedy na niego spojrzała w jej oczach odbijał się blask ogniska. - Jutro? Cóż... zanim cię spotkałam pewnie odpowiedzią na to pytanie byłoby po prostu przeżycie. Chciałabym jednak znowu spróbować... poszukam Czarodziei, którzy mogliby mi pomóc. Pomogłeś mi uwierzyć, że magia to nie tylko powód do strachu. Jeśli Prasmok spojrzy na mnie przychylniej może znajdę kiedyś okazję, by pozbyć się klątwy.
        Mówiło się niegdyś, że nadzieja jest jak choroba i sprowadza więcej bólu niż pożytku. Co jej jednak pozostało? Nie miała nic do stracenia poza swoim życiem, lecz teraz była wystarczająco zmotywowana, żeby walczyć. Do tej pory jedynie uciekała, najwyższy czas w końcu zatrzymać się na chwilę i zdecydowanie sięgnąć po to, czego ona sama pragnęła.
        Tej nocy nawet ogień miał w sobie coś magicznego. Trzaskające drwa oraz ciepły blask sprawiały, że dziewczyna zaczęła odpływać powoli w świat marzeń. Nawet nie zauważyła, jak niedojedzona porcja niedźwiedziego mięsa opadła jej na kolana, zaś głowę wygodnie oparła na ramieniu Ognaruksa. Nie ma co się jednak dziwić, rozmawiali większą część nocy, a za dnia dziewczę też nie odpoczywało. Swoim spokojnym oddechem delikatnie muskała odsłonięty obojczyk gada, jednak powoli osuwając się ku ziemi zapewne prędzej czy później skończy z głową na kolanach smoka. Biedak... najpierw robił jej za podniebnego rumaka, a teraz za materac.
        W pewnej chwili Charlotte podświadomie złapała go za dłoń. Cały dzień to za nią chodziło, a gdy teraz nie mogła już kontrolować swoich odruchów stało się. Demon mógł jeszcze tylko zauważyć jak jej wargi się poruszają nadając sens sennym dźwiękom.
        - Nie odchodź... - Pierwszy raz od całego miesiąca spała jako człowiek, równie bezbronna co niemowlę w kołysce, lecz gdzieś tam w sennych odmętach czuła, że jeszcze nigdy nie była aż tak bezpieczna jak teraz.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruksa rozśmieszyło, kiedy Charlotte zaczęła wymieniać komplementy. Po części dlatego, że brzmiało to trochę tak, jakby kobieta miała nadzieję zyskać dzięki temu bogactwa smoka. Przede wszystkim jednak dlatego, że wymieniane przez nią rzeczy były aż do przesady wyolbrzymione, żeby nie powiedzieć wymyślone. Nawet sam Ognaruks nigdy nie mówiłby tak o sobie. Jednak smocza natura pozostawała takową, nawet takie komplementy sprawiały mu dużo przyjemności. Zwłaszcza, że pochodziły z ust takiej osoby. Smok miał zamiar także zażartować, jednak jej zawahanie pod koniec oraz niewielka zmiana w tonie sprawiły, że zaniechał tego. W dodatku Charlotte spuściła wzrok. Żarty widocznie się skończyły, a Ognaruks był równie zakłopotany, co kobieta. W jej towarzystwie i on czuł się bezpieczny. Nie obawiał się tego, co mogła zrobić jego magia, nie czuł pożerającego go od środka chaosu. Po prostu wiedział, że gdy Charlotte jest w pobliżu, nie potrafi robić nic potwornego. Gdy na nią patrzył, wstydził się swojej przeszłości.
- Ja... dziękuję – odpowiedział powoli. Podążył wzrokiem za spojrzeniem Charlotte. Zaiste, podłoże było naprawdę interesujące. - Nie pamiętam, kiedy miałem równie przyjemny lot. Miłą odmianą jest spotkać kogoś na tyle dzielnego, że go to całkowicie paraliżuje. A zwłaszcza kogoś, kto mi ufa.
        Ostatni raz zaufał mu ktoś o wiele zbyt dawno temu, w lepszych czasach. A i to było dopiero po wielu miesiącach wspólnej pracy. A teraz? Charlotte nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo smok doceniał jej ufność. Zwłaszcza, że tak wiele o nim wiedziała. Zazwyczaj czyjeś zaufanie udawało mu się zdobyć udając kogoś, kim wcale nie był. Tej nocy czuł, że po raz pierwszy od dawna może być po prostu sobą.
- Uważam, że rezultat byłby godzien takiego poświęcenia. - Smokowi nie w głowie było teraz, aby mówić „na zdrowie” po tym, jak kobieta kicha. Często zapominał o wielu zachowaniach przyjętych wśród ludzi za normalne. A coś takiego jak kichnięcie wydawało się mu być bardzo małą błahostką. Dosyć zabawną, ale jednak błahostką. - A pióra w paszczy nie są takie złe. Najgorsze bezkonkurencyjnie są owce. Że też natura stworzyła takie wybryki natury, co zamiast normalnego futra mają wełnę, którą po latach można znaleźć między zębami. - Naprawdę go dziwiło to, że dzielił się z kobietą tak dziwnymi aspektami swojego życia, a nie mówił jej chociażby o tym, że jest demonem, o Lirze czy swojej historii. ”Przy niej tak zwyczajne rzeczy wydają się być niesamowicie ciekawe, a dramaty mojego życia nudnymi faktami, może i jedynymi w historii Alaranii, ale pozostającymi nudnymi.”
        Przy ognisku Ognaruks z naprawdę wielką ciekawością przysłuchiwał się opowieści Charlotte o ludzkim życiu. Poniekąd część z tych rzeczy słyszał już wielokroć, lecz w ustach kobiety zdawały się nabierać zupełnie nowego, o wiele przejrzystszego znaczenia. Wiedział, że ze wszystkiego zdawał już sobie sprawę wcześniej, a pomimo tego wydawało mu się, że dowiaduje się o tym po raz pierwszy.
- Jesteście poniekąd bardzo... emocjonalni – stwierdził Ognaruks. Swoje własne życie mógł porównać do słońca. Coś niesamowitego, potężnego, dającego światło całemu światu, a ludzie i tak jedynie czasami zdawali sobie sprawę, jak niesamowitym jest ono zjawiskiem. Natomiast życie Charlotte? Wydawało mu się być niczym pożar, który wybuchł gdzieś w lesie. Trwał krótko, a pomimo tego był o wiele bardziej interesujący od słońca. Od słońca, dla którego był on niedostrzegalnym wydarzeniem. - Nie dziwię się wam, ale nie potrafię tego w pełni zrozumieć. Dla mnie to abstrakcja. Mnie również fascynuje twój świat.
        Jej uśmiech był czymś oszałamiającym. Przez dobrą chwilę smok musiał powstrzymywać się od rozdziawienia ust i przypatrywaniu się temu pięknemu zjawisku. Wydawało mu się, że blask rzucany przez ognisko pada jedynie na Charlotte, nadając jej twarzy nieziemski wygląd. ”Opanuj się, co się z tobą dzieje? Czemu się czuję, jakby ktoś ciął mnie w głowę i krew ją zalała? I czemu sprawia mi to taką przyjemność?” W międzyczasie Agnir zniknął. Ani smok, ani kobieta nie zważyli, jak przemienia się w czerwoną mgiełkę i znika gdzieś za plecami Ognaruska. Pozostali przy ognisku sami.
        Gdy Charlotte zaczęła mówić o pamiętaniu o zmarłych, smok odwrócił się od niej i spojrzał na płomienie. Pomyślał o Agnirze. O nim przecież nie zapomniał, nazwał tym imieniem cząstkę własnej osobowości, chyba nie mógł zrobić nic więcej, aby o nim pamiętać. Goshvila Ognaruks wolał nie pamiętać, ale Agnir był zbyt z czarodziejem związany. Bardziej go martwiło co innego. Jeszcze trochę tysięcy lat sobie po tym świecie pochodzi, ale gdy umrze, kto będzie go pamiętał? Jakakolwiek inna rasa żyłaby tak krótko, że byłoby to po prostu echo jego śmierci, które niemal natychmiast by zanikło. No i dlaczego niby ktoś miałby wspominać go miło? Wyrządził Alaranii tyle zła, że jego zgon powinno się świętować.
- A czy i o mnie będziesz pamiętać? - zapytał w końcu. Pytanie było dosyć głupie, w końcu prędzej Charlotte zginie niż on. Ta myśl była naprawdę nieprzyjemna, lecz nie mógł zaprzeczać faktom. On żył najdłużej spośród wszystkich ras, ona – najkrócej. A pomimo to naprawdę mu zależało na jej pamięci.
        Przeniósł spojrzenie z płomieni na nią, gdy zaczęła ponownie mówić. Tym razem jej słowa wzbudziły w smoku czystą, niemal irracjonalną radość. To, co robił wcześniej, to było na wpół przechwalanie się, na wpół próba pocieszenia jakoś kobiety, teraz jednak przynosiło to naprawdę poważne skutki. Świadomość, że pomógł Charlotte odzyskać nadzieję na normalne życie... świadomość, że zrobił coś naprawdę dobrego... zwłaszcza dla niej... Smoki zazwyczaj traktowały emocje z przymrożeniem oka, niemal bez przerwy czuły kilka rzeczy naraz. Bycie ogarniętym przez jakieś uczucie, całkowicie skupić się tylko na jednej emocji, było wśród nich naprawdę rzadkością i mówiono wtedy, że ktoś czuje coś „po ludzku”. Teraz Ognaruks radował się naprawdę po ludzku. Szeroko się uśmiechnął.
- Naprawdę nie wiesz, jak się cieszę, słysząc to – powiedział, a jego radość można było bez problemu usłyszeć. Lecz ludzkie emocje zazwyczaj bywały krótkotrwałe, te nie należały do wyjątków. ”Magia nie zawsze jest zła, ale nie zawsze też dobra. Niektórzy zechcą wykorzystać jej wyjątkowość dla własnych celów. A ona nie zdoła nawet poznać, co takiego robią.” Ognaruks poczuł ponownie to nienazwane uczucie, co wcześniej. Tym razem miał jednak wrażenie, że kiedy indziej też to odczuwał, w zupełnie innych czasach. Nie pamiętał jednak, kiedy.
        Ognaruks zastanawiał się nad tym, jednak nagle stało się coś, co kompletnie go zaskoczyło. Nagle głowa Charlotte opadła na jego ramię. Smok poczuł jej oddech na swojej skórze, w jego nozdrza uderzyła jej woń, serce szybciej zabiło mu w piersi, jakby właśnie pikował w kierunku ziemi. Spojrzał na twarz kobiety i zrozumiał, że ta jest po prostu wymęczona. Nie wiedział, co powiedzieć: czy zwrócić Charlotte uwagę, czy też może zażartować, czy powiedzieć, jak pięknie pachnie. Zachował więc milczenie, czekając na jakiś znak z jej strony. Po chwili poczuł, jak jej dłoń odnajduje jego i zaciska się wokół niej. Odwzajemnił uścisk, zdziwiony, że zrobił to tak machinalnie. Usłyszał, jak kobieta wypowiada dwa słowa, których całkowicie się nie spodziewał. Spojrzał na jej twarz, szukając na niej wyjaśnień, ale Charlotte już zasnęła. Ognaruks po raz kolejny poczuł to dziwne uczcie. Tym razem już wiedział, kiedy je czuł. Wiedział, jak się nazywa i nie wiedział, czy ma rozkoszować się tym, co oznacza, czy też się tego bać. ”Troska”.
        Podniósł wolną dłoń i powoli przeniósł ją nad głowę kobiety, robiąc wszystko, aby jej nie obudzić. Pogładził ją po jej długich, hebanowoczarnych włosach. Poczuł, że napięcie w barkach, które odczuwał niemal bez przerwy, zniknęło. Podobnie, jak cały ból wywoływany przez chaos wewnątrz jego ciała. Tak, jakby niszczycielska energia nagle wyparowała. Jego usta zadrżały, kiedy nimi poruszył.
- Nie zostawię cię – powiedział do śpiącej kobiety, nie oczekując, że to usłyszy. Mówił to dla siebie, słowo wypowiedziane nawet wtedy, gdy nikt inny nie mógł tego usłyszeć, obowiązywało o wiele bardziej niż myśl. Smok przeniósł spojrzenie na ognisko. Skupienie, zazwyczaj trudne do osiągnięcia, teraz okazało się nadzwyczaj łatwe. Płomienie zaczęły słabnąć, powoli, ledwo dostrzegalnie. W ciągu pół godziny ognisko powinno całkiem zgasnąć. Ognaruks spojrzał na Charlotte i westchnął, po czym po raz kolejny wciągnął do nozdrzy jej zapach. Spanie na siedząco, zwłaszcza w ubraniach było czymś, na co smok mógłby narzekać następnego dnia. Ale nie miał serca budzić Charlotte. Spojrzał na nią raz jeszcze, uśmiechnął się i zamknął oczy. Nawet się nie dziwił, że ciągle miał przed nimi ten sam, przepiękny obraz.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Owszem, ludzie byli emocjonalni. Często nawet bardziej niż powinni, jednak czy można ich za to winić? Ich życie było nie jak pożar lasu, lecz płomień świecy. Takie krótkie a zarazem jasne na tyle, by przegnać mroki dnia codziennego. Niestety, kończyło się bardzo szybko. Charlotte znała ból straty, gdy własna rodzina wygnała ją byle dalej od domu. Nawet jeśli mówiła, iż nie wini ich za to lub nie czuje żalu, to jednak te uczucia kryły się w jej sercu napędzane przez klątwę. Prawdziwa miłość? Okazali ją jej jedynie bracia, bo dla ojca była morderczynią jego żony, zaś uroda dziewczyny jeszcze bardziej mu ją przypominała. Jak można kochać drzazgę, która ciągle sprawia ból? Teraz siedząc przy ognisku i patrząc w oczy mężczyzny tak wyjątkowego, że nawet nie był człowiekiem poczuła nadzieję. Ale... ona wcale nie była dobra. Przynosiła ze sobą również strach jeszcze większego bólu. Lecz nawet jeśli by go szczerze pokochała ze wzajemnością śmierć rozdzieliłaby ich w czasie, który dla smoka byłby zaledwie niewiele krótszy od minuty. Czy bycie bestią sprawiało, że naprawdę miała serce potwora? Dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę co to by dla niego znaczyło. Zapomnienie wcale nie było takie złe, jeśli miałoby oszczędzić bólu.
        Delikatny uśmiech wypłynął na jej bladą twarz, kiedy czułym gestem dotknęła policzka siedzącego przy niej mężczyzny.
        - Dopóki będę oddychać, a moja krew będzie płynąć w moich żyłach. Jesteś najbardziej niesamowitą osobą jaką spotkałam i wcale nie mam tutaj na myśli łusek, ogona, paszczy pełnej śmiercionośnych kłów czy ego wielkiego jak... dwie stodoły ustawione jedna na drugiej. I to takie duże stodoły. - Zaśmiała się cicho używając z premedytacją porównania, którym wcześniej posłużył się sam zainteresowany. - Ciebie się nie da zapomnieć.
        Wtedy też zabrała swoją dłoń, by przez chwilę zapatrzeć się na nią z tęsknym uśmiechem. To prawda, Ognaruks był taki ciepły... Nie chodziło jedynie o temperaturę jego ciała. Serce smoka wypełniały takie pokłady dobra, których sam zapewne się nie domyślał. Potrafił naginać zasady rządzące światem samą swoją obecnością sprawiając, że pragnęła być zawsze blisko niego. Dawał jej ciepło zupełnie innego rodzaju.
        Zmęczenie w końcu jednak wzięło górę. Zasnąwszy wtuliła się w smoka zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, a kiedy ten pogłaskał ją po głowie zamruczała cicho. Dźwięk ten przypominał bardziej kota niż śmiech przemienionego w jego prawdziwej formie, jednak miał w sobie coś urzekającego.
        Śniły jej się gwiazdy. Szybowała spokojnie po bezchmurnym niebie w stronę księżyca o kształcie sierpa, zaś dookoła niej leciały małe smoki. Co rusz któryś z nich wydawał z siebie zadowolone odgłosy robiąc spektakularne beczki, wydawały się bardzo szczęśliwe. Gdzieś powyżej nich pojawił się cień odgradzający ich od jasnego blasku gwiazd, jednak ona się nie bała. Czuła, że to właśnie tam znajduje się miłość jej życia. Ktoś, kto czuwa nad nią w każdej chwili niosąc szczęście i ciepło.
        Jednak nagle coś się zmieniło. W jednej chwili ogarnął ją strach tak wielki, że zupełnie ją sparaliżował. Smoki gdzieś zniknęły, zaś ją zaczęła pochłaniać tak przerażająca pustka, która dotykała wręcz jej serca. Zdawała się wyciągać pożądliwie szpony w stronę jej serca, a sama Charlotte nie mogła nic zrobić. Zdawało jej się, że spada w najgłębsze otchłanie wypełnione jedynie zimnej oraz smutkiem. Wtem ostre jak brzytwa pazury wbiły się w jej klatkę piersiową. Kiedy opuściła wzrok widziała jedynie zroszony krwią nadgarstek wystający spomiędzy jej piersi, by następnie poczuć szarpnięcie. Ból wstrząsnął całym jej ciałem, lecz krzyk uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, ani jeden dźwięk nie mógł opuścić jej ust mimo rozpaczliwych prób dziewczyny.
        - Głupia... naprawdę sądziłaś, że pozwolę ci kochać? Spójrz na siebie! Przecież taki nic niewarty szczur jak ty nie może kochać, hahahaha! - Znała ten głos, ale skąd? Mrożący krew w żyłach śmiech objął jej ciało, jednak... to już nie było jej ciało. Gdy spojrzała na własne dłonie okazały się ona łapami ratakara zakończonymi szponami brudnymi od błota i lepiej nie myśleć czego jeszcze. Futro pokrywało niemal całą sylwetkę, omijało jedynie ogon wijący się za nią niczym obślizgła glizda wyciągnięta z ziemi.
        Nagle spadła z dużym impetem na jakieś twarde podłoże, a ból miażdżonych wnętrzności niemal pozbawił ją przytomności. Jednak nie mogła zginąć, klątwa trzymała ją przy życiu lecząc każdą ranę. Nawet kiedy spojrzała na swoją pierś widziała zasklepioną ranę wskazującą na miejsce, w którym niegdyś znajdowało się serce dziewczyny. Teraz jednak nie znajdowało się ono w ciele dziewczyny, lecz na wyciągniętej najpiękniejszej kobiety, która kroczyła po ziemi. Jej alabastrowa cera zapierała dech w piersiach, malinowe usta kusiły pełnymi kształtami, a czarne oczy przypominały dwa węgielki. Włosy prostą kaskadą sięgały pasa i jedynie nieliczne kosmyki okalały arcydzieło, jakim była twarz wiedźmy. Na sobie miała czarną suknię, która z niewytłumaczalnych przyczyn błyszczała w sposób budzący odrazę nawet w najtwardszych sercach.
        - To jest twoje miejsce, bezmyślna dziewucho. U moich stóp! Nigdy o tym nie zapominaj. - Szyderstwo w jej głosie zdawało się nabierać mocy, zaś podczas przemowy z premedytacją zgniatała momentami serce Charlotte w dłoni. Magia jednak nie była dobra. Sprawiała, że dziewczyna za każdym razem czuła ból w klatce piersiowej mimo, iż jej serce znajdowało się w rękach czarownicy. - Wiesz... mogłabym Cię zabić w każdej chwili, lecz o wiele większą przyjemność sprawia mi patrzenie jak się męczysz. Pewnie myślałaś, że o tobie zapomniałam, co? Że dałam ci spokój? Hahaha! Obserwowanie twojego cierpienia jest dla mnie czystą rozkoszą. A te krzyki... miód na moje uszy! Głupia wieśniaczko, moja klątwa nie jest tak prosta jak ci się wydaje! Nie myśl nawet, że ktoś mógłby pokochać taką pokrakę jak ty. Już ja tego dopilnuję. Pamiętasz? Jesteś bestią, żyjesz jak bestia! Hahahahahahahaha!
        Jej potworny śmiech mieszał się z szumem w uszach Charlotte. Ból, jaki odczuwała osiągnął swój apogeum, nie mogła go już wytrzymać. Obudziła się cała zlana potem krzycząc tak głośno, że spłoszyła drzemiące w pobliżu do tej pory ptactwo. Na jawie ból jej jednak nie opuścił, a dodatkowo miała wrażenie jakby ktoś przyłożył jej do piersi rozgrzany do białości pręt. Niczym opętana zaczęła zrywać z siebie materiał podartej już i tak koszuli, a kiedy doszła do skóry również i ją boleśnie rozorała paznokciami. Najdziwniejsze było jednak to, że na oczach smoka, który zapewne już się obudził, zaczęła pojawiać się nowa blizna. Dokładnie w miejscu, w którym znajdowało się serce dziewczyny znajdował się jej środek, następnie nieregularnie rozszerzała się na boki tworząc promienisty wzór. W powietrzu czuć było magię, tą złą i przerażającą. Jedynie runa żarząca się teraz jasnym, błękitnym światłem powstrzymywała ją przed zmianą w szczuropodobną bestię , przysparzając jednak wijącej się na ziemi dziewczynie jeszcze więcej bólu.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks, jako smok, miał własne porównania, odnoszące się do o wiele większej skali, niż te wygłaszane przez Charlotte. Świeca nie wydawała mu się być dobrym porównaniem do życia człowieka, bo czym wtedy on miałby być? Głazem, który przetrwa nieskończenie dłużej od płomienia, a i tak nie zrobi dla nikogo tyle, ile on? Czy może też wiatrem, nie na tyle silnym, aby zwrócić kogokolwiek uwagę, ale na tyle, aby zgasić płomień? Smok szukał po prostu w jej wizji życia ludzkiego miejsca dla siebie. Nie mógłby powiedzieć, że jest ogniskiem, bo rządzące nim emocje były słabsze od człowieczych, podobnie wola działania. Ludzie wiedzieli, czego chcą, i potrafili do tego dążyć z siłą, którą smok pokazywał jedynie w prawdziwym szale. A on? On błąkał się po świecie, nie wiadomo czemu szukając artefaktów. I tak dawno przestał wierzyć w ideę, która mu kiedyś przyświecała. Musiał jednak robić coś, aby zapełnić pustkę. Szukać rzeczy, o których tylko on mógł wiedzieć, spalać wioski przez ból, który trafił go od środka, kochać... Tego ostatniego nigdy nie zaznał, taka możliwość pojawiła się przed nim dopiero teraz. Sama myśl o tym, że mogłoby zaistnieć coś takiego.
        Przemilczał następne słowa kobiety, choć wywołały w nim silne emocje, a zwłaszcza pięć ostatnich. ”Z różnych powodów”, dodał sobie w myślach. Charlotte byłaby chyba pierwszą osobą, która pamiętałaby o nim z powodu dobrych rzeczy. Może wyjątek stanowił Agnir, ale przy nim był codziennie, sanginer nie mógł o nim zapomnieć. Każdemu innemu przynosił nieszczęście lub śmierć. Nawet tym dwóm demonicznym upadłym aniołom, których wyrzucono z Nieba, a potem i z Piekła. Musiał z byle przyczyny zabić jednego z nich. Że też musiało mu się to wszystko przypominać w takiej chwili... nie mógł jednak odrzucić od siebie myśli, że Charlotte nie zna jego prawdziwej natury. A może wprost przeciwnie. Amnezja nie wpływa dobrze na określenie samego siebie. Zwłaszcza, kiedy żyje się tak długo.
        Ognaruks uśmiechnął się, kiedy Charlotte zamruczała przez sen. Był to naprawdę dziwny dźwięk, zwłaszcza kiedy pochodził ze środka człowieka, ale nie bawił jak kichnięcia. Też sprawiał, że smok czuł się dziwnie, ale poza tym sprawiał mu niesamowitą przyjemność. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego tak jest, tym bardziej, gdyby zapytał go ktoś inny. Wszystko, co wiązało się z kobietą, było dla niego czymś pięknym. Nic nie mógł na to poradzić.
        Większość stworzeń zapada w sen, podczas którego regenerują swoje siły, lecz rasa tak dumna, jak smoki, nie mogła nazwać w ten sposób tego stanu. Ognaruks nie zasypiał. On zapadał w letarg. W praktyce od snu różniło się to głównie nazwą. No i jeszcze tym, że smok miał pełną świadomość tego, co się podczas letargu dzieje. Ognaruks nie śnił. A przynajmniej wolał sobie to powtarzać. Zdarzało mu się, że podczas letargu widział obrazy. Za każdym razem te same. Nigdy się nie zmieniały. Kiedy się pojawiały, smok doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że są one tylko iluzją, wytworem jego wyobraźni, wizją z przeszłości. A i tak nie potrafił się obudzić. A i tak bał się tego, co widział. Nazwa „letarg” nie stanowiła tu żadnej różnicy. Po prostu miał wtedy koszmary. Niezwykle rzadko, ale miał. Zazwyczaj znaczyły, że dzieje się w okolicy coś złego. Smok dowiadywał się tego następnego dnia. Co wówczas jeszcze bardziej podkopywało jego samopoczucie.
        Przed oczami Ognaruksa ciągle pojawiały się obrazy Charlotte. Jednak to on sam je przywoływał. Nie potrafił się powstrzymać od myślenia o niej. W najrozmaitszy sposób. Smok czuł się przez to winny, lecz nie potrafił nic zrobić, aby to zatrzymać. Wina nie tkwiła w letargu, lecz w nim. A nigdy nie potrafił rozwiązywać problemów z samym sobą. Nagle pojawiło się coś, czego Ognaruks się obawiał, a czego miał nadzieję nie zobaczyć. Ciemność. Rozświetlana piorunami na burzliwym niebie. I połyskujące ciało leżące pośrodku równiny. Smok poczuł na nowo ten ból. Trwająca setki lat przemiana niegdyś omal go nie zabiła. Dowiedział się o tym dopiero po pierwszym koszmarze. Tymczasem na horyzoncie pojawiły się sylwetki. Ognaruks wiedział, co się stanie. Znał to na pamięć. Będzie obserwować wszystkie demony, które przyjdą i będą żywić się jego chaosem, rozrywając fragmenty jego ciała. A przemiana będzie trwać ciągle. Przez setki lat. Pierwszy z demonów już podszedł i uniósł dłoń zakończoną długim ostrzem, aby wbić ją w jego pierś.
        Nagle stało się coś, co Ognaruks mógł przeżyć po raz ostatni w Otchłani. Obudził się. Nie wyszedł z letargu, ale się obudził. Zamrugał oczami, zdezorientowany. Krzyk Charlotte doszedł do jego uszu po sekundzie. Po kolejnej do jego mózgu. Ognaruks był naprawdę przerażony. Po raz pierwszy od powrotu z Otchłani. W krzykach kobiety słychać było ból, ona sama zaczęła zrywać z siebie koszulę. Smok natychmiast wstał, ale zawahał się, nie mając pojęcia, co takiego się dzieje. Entropia w jego ciele odzywała się o wiele głośniej niż zazwyczaj, co nie wróżyło niczego dobrego. Poczuł, że otacza go coś złego. Nie czuł nic takiego od czasu pobytu w Otchłani. Ciągle patrzył z przerażeniem na Charlotte, która teraz zaczęła zdzierać z siebie skórę. Kiedy smok wstawał, Lira wypadła z jego ubrań. Wszystko działo się tak szybko, że dopiero teraz zdążyła upaść na ziemię. Ognaruks spojrzał na nią, wahając się. W sytuacji stresowych myślał o wiele szybciej. Bez wątpienia to, co działo się z kobietą było skutkiem jakichś naprawdę złych zaklęć. Ognaruks naprawdę rzadko używał słowa „złe”. Nawet w myślach. Zagranie choćby jednej nuty na Lirze i wypowiedzenie rozkazu mogłoby zatrzymać magię. Ale smok nie mógł zaufać Lirze, nie, kiedy chodziło o Charlotte. Gdyby powiedział „pozbądź się tej magii”, mogłoby się stać wszystko. Osoba rzucająca czar mogłaby natychmiast zginąć, cała magia w pobliżu nagle by zniknęła, a może nawet rzucająca się na ziemi kobieta rozpadłaby się na kawałki. Lira nigdy nie spełniała rozkazu tak, jak tego oczekiwano. I zawsze żądała zapłaty. Nie ważne co by powiedział, wiedział, że coś w okolicy by ucierpiało. A przed sobą miał Charlotte.
        Lira odpadała bez cienia wątpliwość. Ognaruks nie wiedział, co tak właściwie się dzieje, jego magia wydała mu się być bezużyteczną. Czuł, że nie może nic zrobić, aby naprawdę pomóc kobiecie, ale musiał coś zrobić. Nie mógł patrzeć, jak Charlotte rozdrapuje sobie klatkę piersiową. Dlatego też dopadł do niej i złapał ją za ręce. Nie chciał tego robić zbyt silnie, ale nie mógł również i za słabo, bo natychmiast by się wyrwała. Człowiek w sytuacji zagrożenia robi się nadzwyczaj silny. Jego uścisk musiał ją zaboleć. Ale najpewniej było to nic w porównaniu z tym, co robiła jej magia, no i ona sama. Dlatego też Ognaruks uznał, że będzie to humanitarna decyzja. Zabawne, kiedy smok myśli o humanitarności.
- Charlotte – odezwał się. Miał nadzieję, że kobieta go usłyszy. Sam doskonale wiedział, jak to jest czuć niewyobrażalny ból, on sam doświadczał go nieomal bez przerwy. Tyle, że on miał kilka setek lat, aby się przyzwyczaić. Racjonalność podpowiadała mu, że nie zdoła nic zrobić, nie eliminując najpierw źródła problemów. Ale serce mu mówiło, że musi. - Jestem tutaj. Nie wiem, jak pomóc, ale obiecuję, że cię nie zostawię. Przenigdy. Słyszysz mnie? - Nie miał pojęcia, dlaczego mówi akurat to w akurat takiej chwili. Słowa wydawały mu się być bezsensowne, ale usta same się układały do wypowiedzi. Nie mógłby tego powstrzymać, nawet gdyby chciał. A tak nie było.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Tak, sposób postrzegania świata niejednokrotnie jest warunkowany tym, co sami o sobie myślimy. Olbrzymi smok, który żyje wiele tysięcy lat z pewnością inaczej odbierze pojedynczy wschód słońca od motyla, którego życie zakończy się wraz ze zniknięciem gwiazdy za horyzontem. Pewnych rzeczy wcale się nie zauważa dopóki nie przeminą, inne samym swym pojawieniem się przewracają nasze życie do góry nogami. Czy można porównać jakiś okres czasu do kwiatu? Oczywiście. Spotkanie będące zasadzonym nasionem wraz z toczącą się dyskusją, która jest niczym życiodajna woda stopniowo wykiełkuje dając nadzieję przerodzenia się w coś pięknego. Stopniowo wraz z zaufaniem jakie się wytworzy pomiędzy dwiema osobami zawiąże pąk. Czy kiedyś zakwitnie? To już zależało jedynie od dwójki osób oraz od tego w jaki sposób będą pielęgnować swoją wieź.
        Nie ważne więc do czego się odnosimy, liczy się sens, jaki chcemy przekazać. W ich przypadku różnica wieku owszem, była znacząca, lecz czyż miłość, która zrodziła się w sercach dwojga tak odmiennych od siebie istot naprawdę musiała być określana za pomocą słów? Nie trzeba było o niej mówić. Ją się czuło. Była obecna w delikatności, z jaką Ognaruks przytulał śpiące ciało kobiety. Stanowiła ją harmonia, z którą zaczęły bić serca obojga istot. To poczucie bezpieczeństwa, którego nie da się znaleźć nigdzie indziej, jak by boku ukochanej osoby.
        Miłość. To właśnie ona sprawiła, że czarownica na nowo zainteresowała się Charlotte. Jako posiadaczka magicznych mocy była w stanie zmieniać swój wygląd, głos, mamić słowami innych ludzi, jednak nigdy nikt jej szczerze nie pokochał. Zazdrość sprawiała, iż serce wiedźmy stawało się coraz bardziej nikczemne oraz czarne jak smoła. Widok szczęśliwych par napawał ją obrzydzeniem. Nie mogła pozwolić, żeby jedna z jej ofiar poznała smak uczucia, które jej było odebrane. Bez znaczenia był fakt, czy wieśniaczka pokroju Lottie cierpiała każdego dnia zyskując nowe blizny nie tylko na ciele, ale również i sercu. Tak naprawdę niewiele do tej pory obchodziła tą, która ją przeklęła. Tej nocy jednak, kiedy klątwa czarownicy była nienaturalnie osłabiona miłość zrodziła światełko nadziei w sercu Lottie, gniew zawładnął czarnym sercem.
        Ból zadawany Charlotte był niczym w porównaniu z tym, co przeżywali zniewoleni biedacy w lochach wiedźmy, jednak i tak zdołał przyćmić jej umysł. Rozrywając umysł dziewczyny nie miał żadnej litości, zaś rozdrapana klatka piersiowa sprawiała, iż stawał się on także fizyczny. Księżyc, gwiazdy, szum wodospadu czy nawet słowa wypowiadane przez Pradawnego… to wszystko przestało istnieć. Dziewczyna nie wiedziała, skąd nadchodzą fale przerażenia, które obezwładniały całe jej ciało. Ognaruks przytrzymujący ją za przeguby nie był w stanie zobaczyć w jej oczach nic więcej, tylko przerażenie.
        Kto wie, co w tej chwili czuł smok? Jako jedna z najpotężniejszych istot Alaranii w tej chwili był zupełnie bezbronny w obliczu wroga, którego nie mógł dosięgnąć. Wtem jednak się coś równie nieoczekiwanego, jak agonia Charlotte. Wydawszy z siebie rozdzierający duszę krzyk odrzuciła głowę do tyłu, by następnie całkiem zamilknąć, lecz gdy spojrzała na smoka… to już nie były jej oczy. Niby nic się nie zmieniło, lecz czające się w nich zło przyprawiało o ciarki najodważniejszych rycerzy. Uśmiechając się z pogardą wiedźma patrzyła na posiniaczone nadgarstki Lottie, oglądała jej pokryte bliznami ciało, aż w końcu skupiła się na mężczyźnie.
        - Och… nigdy jej nie zostawisz, co? Ależ spójrz tylko! Prędzej czy później sam ją zabijesz, demonie – zjadliwe słowa przerwał złowrogi śmiech, lecz wtem uwagę kobiety zwrócił na pozór niepozorny instrument leżący na ziemi. Zaskoczenie, a zaraz potem chciwość znalazło swoje odbicie w spojrzeniu tej, którą pradawny sobie ukochał. – Chcesz ją mieć? Zaoferuj mi coś o minimum równej wartości. Pamiętaj, że nigdy nie wiesz, kiedy jej serce przestanie bić! Hahahaha…!
        Nie dała mu szansy na odezwanie się. Opuszczając ciało Lottie zabrała ze sobą wspomnienia słów wypowiedzianych do smoka. Ognaruks w swych ramionach trzymał teraz kruche ciało osoby, która zjawiła się niespodziewanie w jego życiu, a do tego wywróciła je do góry nogami. Fale bólu w końcu ustały, zaś sama dziewczyna drżała na całym ciele z przerażenia, jakie pozostawiła magia czarownicy. Krew delikatnie sączyła się z rany na piersi kobiety zraszając koszulę smoka, lecz już było widać początkowy proces krzepnięcia. Lottie nie mogła znaleźć ukojenia w śmierci. Co więcej! Teraz miała dla kogo żyć.
        Delikatnie uchylając powieki powiodła nieprzytomnym, przerażonym wzrokiem dookoła jakby spodziewała się kolejnego źródła cierpienia. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy w końcu była w stanie skupić spojrzenie na osobie mężczyzny rozchyliła usta chcąc coś powiedzieć, jednak… nie była w stanie. Z jej oczu popłynęła kaskada łez, szloch wstrząsnął całym jej ciałem, a podrażnione struny głosowe nie były w stanie uformować dźwięków wychodzących z gardła dziewczyny w ani jedno logiczne słowo. Do tego runa na plecach dziewczyny nie dość, że żarzyła się srebrzystym blaskiem, to wręcz zaczęła parzyć w dotyku. Z ubrania Charlotte już niemal nic nie zostało.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks zagryzł wargi, powstrzymując się od wybuchu paniki. Nic nie wskazywało na to, aby kobieta chociażby zdawała sobie sprawę z tego, że smok w ogóle istnieje, a tym bardziej coś do niej mówi. Nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi na to, że Ognaruks uniemożliwia jej większość ruchów, smok miał nadzieję, że przynajmniej coś takiego mogłoby zwrócić jej uwagę, w jakiś sposób sprawić, aby powróciła do rzeczywistości. Nigdy w życiu nie musiał sprawiać, aby ktoś inny wyrwał się z bólu, nie miał najmniejszego pojęcia, w jaki sposób mógłby to zrobić. Patrząc na przerażenie Charlotte, czuł wściekłość. I strach.
        Nagle smok stał się świadkiem dziwnej sceny. Kobieta niespodziewanie wydała z siebie wrzask, przez który Ognaruks zadrżał, po czym rzuciła głowę w tył. Przez chwilę nie wiedział, co to tak właściwie oznacza i co powinien zrobić, ale kiedy spotkały się ich spojrzenia... ”Czy to właśnie widzą ludzie, kiedy na mnie patrzą? Czy to właśnie to uczucie? To takie... dziwne. Nie... Ech, rozgarnij się. Większym problemem jest to, dlaczego tak się dzieje?” Smok wysoko podniósł brwi, kiedy Charlotte się odezwała. Jej głos był tak odmienny od tego, co Ognaruks wcześniej słyszał... Oprócz tego sama treść jej słów. To, że wiedziała o jego demonicznej naturze, że mówiła o kobiecie w trzeciej osobie. Jeżeli smok miał jeszcze jakieś wątpliwości, to teraz wszystkie się rozwiały. Coś, a tak właściwie ktoś opętał kobietę. Wcześniej Ognaruks myślał, że to zło w jej oczach spowodowane jest tym bólem, ale teraz nie wchodziło to w grę. To nie była ona.
        Smok podążył za spojrzeniem kobiety, kiedy ta wypowiadała kolejne słowa, przypatrywał się leżącej na ziemi Lirze. Zdawało mu się, że instrument drży, zupełnie jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że to o nim mowa. Co zresztą nie zaskoczyłoby Ognaruksa. ”Chce Lirę? To niech ją sobie weźmie. Najpewniej po pierwszym użyciu zostanie z tego kogoś co najwyżej kupka popiołu. Przebywałem w Otchłani tak długo, a nawet ja nie jestem w pełni ogarnąć natury tego artefaktu. Tego kogoś to przytłoczy.”
        Smok chciał odpowiedzieć, ale nagle zorientował się, że ktokolwiek kontrolował ciało Charlotte, właśnie je opuścił. Kobieta drżała na całym ciele, zdecydowanie nie było widać po niej tej samej pogardliwości, co jeszcze kilka sekund temu. Kiedy otworzyła oczy, przyglądał się jej z zaniepokojeniem. Dostrzegł, jak otwiera usta, był gotów odpowiedzieć jej na każde pytanie. Ale niczego nie powiedziała. Zamiast tego rozpłakała się. Ognaruks szeroko otworzył oczy. Puścił trzymane dotąd nadgarstki, Charlotte już nie stanowiła dla siebie żadnego zagrożenia. Odsunął się trochę i spojrzał na nią. Czuł niewiarygodnie silną potrzebę pocieszenia jej w jakikolwiek sposób, ale nie wiedział jak. Nigdy nie musiał nikogo pocieszać, może pomijając tę noc. Ale wcześniej nawet się zastanawiał, zaś teraz... teraz czuł bezradność. Po raz kolejny. W końcu zbliżył się do kobiety i chwycił ją za plecy, delikatnie zmuszając do przyjęcia pozycji siedzącej, po czym przytulił ją. Z tak wielkim uczuciem, jak tylko mógł.
- Spokojnie, już po wszystkim. - Było to dziwne uczucie, podobnie jak przed chwilą, ale to sprawiało mu przyjemność. Po raz kolejny poczuł zapach kobiety, dotykał jej ciepłej skóry dłońmi... Jej łzy oraz krew spływały na jego ubranie, ale nic go to już nie obchodziło. I tak i tak będzie musiał je wymienić, nie warto było przez taki drobiazg czegokolwiek oszczędzać. Dłonie, ku jego zaskoczeniu, piekły go, kiedy dotykał pleców Charlotte. Ale i to go teraz nie obchodziło. Co najwyżej uniósł prawą dłoń nieco wyżej i zaczął gładzić jej włosy. Mógłby w tej pozycji tkwić do końca życia, ale wiedział, że nie może. Westchnął i po raz kolejny się odsunął. Przyjrzał się jej. Była cała we krwi.
        Wsunął dłonie pod jej nogi i plecy, po czym podniósł i skierował się w stronę wodospadu. Delikatnie położył Charlotte tuż przy wodzie, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku, ale zawahał się. Jego strój i tak był w opłakanym stanie, więc Ognaruks nawet się nie zastanawiał. Urwał drugi rękaw i zawinął go, po czym zanurzył w wodzie i zaczął obmywać ciało kobiety. Starał się być tak delikatny, jak to tylko było możliwe. Co chwila wyżymał kawałek materiału i ponownie go moczył. W ten sposób udało mu się oczyścić Charlotte z krwi, przynajmniej tak mu się wydawało. Przez cały czas czuł wypieki na twarzy. Mógł mówić, że nagość jest dla smoków czymś naturalnym, ale w tym przypadku wcale tak nie było.
- Wszystko będzie dobrze – zaczął zapewniać Ognaruks, po części sam siebie. Wewnątrz siebie czuł wściekłość. Nie wiedział nawet, na kogo ma ją skierować. Kto tak właściwie stał za tym, co się stało z Charlotte. - Powiedz mi tylko, kto to zrobił. Proszę.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Ciemność... otaczała ją z każdej strony raz za razem przecinana krwistymi błyskawicami bólu. W uszach dźwięczał jej pisk milionów stworzeń nakładając się na siebie i tworząc swoistą kakofonię. Już po zniknięciu całej magii czarownicy nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej dusze oplótł wyjątkowo bolesny kolczasty drut. To było co innego niż świadomość bycia przeklętą. Wcześniej wiedźma zdawała się nie pamiętać o istnieniu dziewczyny tudzież ignorować ten fakt. Czy conocna przemiana w ratakara nie była wystarczającym cierpieniem, jakie Charlotte musiała znosić? To uczucie wyobcowania, alienacja od ludzi, którzy niegdyś byli jej bliscy... lub mogli nimi być. to jednak było za mało. Jeden raz odkąd została przeklęta w jej duszy pojawiła się mała iskierka nadziei. Jednak nie! Nawet ona musiała zostać zgaszona nim zdążyła przekonać dziewczynę do lepszego życia. Nienawiść oraz rozgoryczenie rosło w niej wraz z każdą raną na jej duszy.
        Bała się. Była przerażona nie tylko z powodu bólu, który czarownica na nią zesłała. Perspektywa śmierci napawała ją lękiem tak wielki, że trudność stanowiło nawet nabranie powietrza. Niegdyś nie byłoby to problemem, sama szukała przecież wytchnienia w życiu pozagrobowym. Teraz jednak... miała dla kogo żyć. Myśl, że mogłaby już nigdy nie ujrzeć wschodu słońca sprawiała, że Lottie drżała na całym ciele. Dopiero ciepło bijące od smoka, gdy ten wziął ją w ramiona, zdawało się powoli przebijać przez ogrom strachu. Tocząc rzewne łzy przylgnęła do niego całym ciałem zupełnie jakby chciała skryć się przed całym światem. Cała pewność siebie oraz siła, którą starała się okazywać w nawet najtrudniejszych chwilach teraz ją opuściła. Chciała zniknąć, schować się tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. Była jednak zbyt osłabiona, żeby chociażby wstać i utrzymać się na własnych nogach. Słowa smoka dochodziły do niej jakby z oddali, a przecież Ognaruks był tuż przy niej.
        Nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna wziął ją na ręce. Wydawało jej się, że posiadała ciało z kamienia. Ukrywając twarz w koszuli smoka nie wiedziała, iż ten zmierza w kierunku wody, żeby ją umyć. Dopiero w chwili, gdy została zanurzona w syknęła głośno jednocześnie się napinając. Runa była tak gorąca, że woda niemal zawrzała przy zetknięciu ze skórą dziewczyny, lecz na szczęście stanowiła idealny sposób, żeby ukoić ból. Stopniowo rozluźniała napięte mięśnie, zaś magiczna runa zdawała się stygnąć i na powrót przybierać odcień smoły.
        A Charlotte? Wtulona w tors smoka stopniowo się uspokajała. Po łzach pozostały jedynie zaczerwienione oczy oraz nierówny oddech, lecz w każdą chwilą dziewczyna była coraz cichsza. Nie reagowała na zabiegi Ognaruka aż do chwili, kiedy ten nie dotknął wilgotną szmatką jej policzka. Wtedy też podniosła na niego wzrok, lecz stanowiła tak marny obraz, że zaraz szybko go spuściła.
        - Nie będzie... Dominique mnie zabije... - Zacisnęła dłonie w pięści, żeby tak bardzo jej się nie trzęsły ręce. - To ona rzuciła klątwę lata temu. Myślałam, że o mnie zapomniała, ale ona ciągle mnie obserwowała... Nie wiem gdzie jest ani jak mnie znalazła, ale... Ognaruksie, ja nie chcę jeszcze umierać...
        Łzy na nowo popłynęły jej po policzkach, jednak tym razem nie drżała. Nie miała już siły na to, jej ciało było wycieńczone. Spotkanie ze smokiem sprawiło jednak, że chciała dla siebie lepszego życia niż to, które obecnie prowadzi. Chyba pierwszy raz nie ucieszyły jej promienie wschodzącego słońca barwiące niebo ciepłą czerwienią.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Fakt, że kobieta w końcu przemówiła, wielce ucieszył Ognaruksa. Zapewne uśmiechnąłby się do niej, gdyby nie sam sens wypowiedzianych przez nią słów. A te były bardzo poważne. Charlotte miała rację, sytuacja nie przedstawiała się najlepiej i smok nie miał po co sam siebie oszukiwać. Poznał w końcu imię tej, która stała nie tylko za nagłym atakiem bólu, najpewniej niewyobrażalnego, ale w dodatku zniszczyła życie kobiety. Ognaruks poczuł naprawdę silny gniew. W końcu miał kierunek, w którym mógł płynąć, nareszcie pojawił się jakiś cel tej nienawiści. Tym większy, kiedy doszedł do bardzo ważnych wniosków. ”Ta wiedźma jest do skroś przesiąknięta zazdrością. Nie zabije Charlotte, a przynajmniej do czasu, kiedy ta będzie nieszczęśliwa. Póki co tylko spowodowała mnóstwo bólu, ale jeżeli nie będzie w stanie powstrzymać jej szczęścia... Dominique musi zginąć. Bez tego nie ma szans, aby Charlotte mogłaby zdjąć z siebie tę klątwę, a co dopiero żyć szczęśliwie. Przyrzekam na Wszechchaos wypełniający Otchłań, że wkrótce zginie. Oby jak najboleśniej. A kiedy już tak się stanie, odnajdę bramy piekielne i zabiją ją ponownie, aby nigdy nie powróciła. Dopiero wtedy dam ujście tej wściekłości.”
- Nie umrzesz ty, lecz ona – powiedział ponuro smok. Czuł, że wypełniająca go wściekłość zaczyna zbyt bardzo przybierać na sile. Zorientował się, że zaczyna delikatnie świecić, jego oczy przybrały gadzi kształt. Szybko przerwał przemianę, zanim urósłby przynajmniej do takich rozmiarów, aby zniszczyć ubranie. Następnie zamknął oczy i odetchnął parę razy. Gdy je otworzył, były już ludzkie. Zaniósł Charlotte do ledwo tlącego się ogniska, po czym, używając magii ognia, ponownie je rozpalił. Ogień nie mógł palić się na zwęglonych resztkach drewna, dlatego też całą energię czerpał od Ognaruksa, co było nieco męczące. Na pewno o wiele bardziej, niż gdy płonął naturalnie. - Nie pozwolę jej cię zabić – powiedział, gładząc kobietę po policzku.
        Wstał i rozejrzał się. Przypasał do pasa miecz, który wcześniej leżał na ziemi, a następnie podszedł do Liry i podniósł ją. Poczuł znajomy dreszcz oraz ból w rękach. Odsunął się trochę od ogniska tak, aby znajdować się jak najdalej od Charlotte. Wiedział, że to nie powinno zrobić jej krzywdy, ale wolał być ostrożny. Przeciągnął rękę po strunach Liry, wydobył się z niej niezwykle niski, zupełnie niepasujący do rodzaju instrumentu dźwięk, od którego ziemia lekko zadrżała. Równocześnie zerwał się silny wiatr. Ognaruks skrzywił się, podtrzymanie ognia stało się teraz jeszcze trudniejsze.
- Gdzie jest Dominique, wiedźma, która rzuciła klątwę na Charlotte i przed chwilą przejęła jej ciało? - spytał Ognaruks w Smoczej Mowie. Z doświadczenia wiedział, że Lira reaguje lepiej, gdy przemawia się w tym języku. A przynajmniej w jego wypadku. Nikt inny nigdy nie zdołał użyć niezwykłego instrumentu.
        Wiatr ustał, co było bardzo dziwne, zważając na niedaleką przyszłość. Otóż z drzew otaczających polanę nad wodospadem zaczęły odpadać liście, niesione w stronę Ognaruksa. Upadały wokół, a kiedy tylko dotykały podłoża, zapalały się jasnym płomieniem i po ułamku sekundy zmieniały w proch. Proch ów zwijał się po ziemi, układając się w linie. Liści były setki, smok przypatrywał się temu z niepokojem. Po kilkudziesięciu sekundach stało się jasne, co takiego przedstawia popielny wzór. Była to olbrzymia mapa całej Alaranii. Z popiołu. Każde większe miasto zostało odwzorowane przez drobinki z wielką szczególnością, pośrodku mapy wznosiły się popielne góry. Ognaruks nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego. Mapa nie tylko była przecudna, była także żywa. Drzewa w Szepczącym Lesie uginały się pod wiatrem, w rzekach płynęła woda. ”Czasami zrobi coś tak pięknego, a czasami o mało cię nie zabije. Ale w tym też jest druga strona medalu. Te wszystkie drzewa... Tych liści były setki... Nie znam się na tym, ale to raczej źle.”
        Piękno mapy sprawiło, że Ognaruks na chwilę zapomniał, czego tak właściwie chciał. Nagle zdziwiła go pewna nieprawidłowość. Na południowym-wschodzie działo się coś dziwnego. Gdyby smok był dłużej na morzu, powiedziałby, że wyglądało to jak niewielki wir wodny z popiołu. Nie potrzebował jednak tego porównania, zrozumiał, że tak Lira zaznaczyła miejsce przebywania wiedźmy. Po chwili wszystkie wątpliwości zniknęły. Pośrodku wiru pojawiła się litera „D”, w przeciwieństwie do otoczenia stabilna i nieruchoma. ”To dość duży obszar, ale podejrzewam, że bliżej mi nie pokaże. Lepszy rydz niż nic. Trzeba tam wyruszać.”
        Schował Lirę za pazuchę. Kiedy tylko instrument stracił kontakt z dłoniami Ognaruksa, cała mapa opadła, a wiatr rozwiał kurz na wszystkie strony. W tym po części na smoka, który zaczął mocno kaszleć. Kiedy już mu przeszło, otrzepał ubranie z pyłu. Płaszcz był już w naprawdę marnym stanie.
- Już wiem, gdzie jest – powiedział, odwracając się do Charlotte. - Możemy...
        Wtedy zrozumiał, że nie, jeszcze nie mogą. Podszedł do kobiety. Powiedział jej, że bardzo mu przykro, ale muszą wyruszać, a Charlotte wstać. Po czym pomógł jej to zrobić. Powoli, przytrzymując kobietę, aż nie była w stanie ustać na własnych nogach. Następnie zdjął z siebie swój marny płaszcz i nałożył na nią.
- Wybacz, że daję ci takie kiepskie ubranie – powiedział z prawdziwą przykrością – ale innego nie mam. Po drodze kupię ci jakieś w pierwszej lepszej osadzie.
        Po czym chwycił kobietę za rękę, częściowo aby poczuła jego wsparcie, częściowo aby zaprowadzić ją na miejsce, gdzie już dwukrotnie lądował. Szedł powoli, nie chciał, aby Charlotte się przemęczała, nie po tym, co musiała przeżyć. Uważał także, czy aby nie ma zamiaru się przewrócić, był gotów ją uchwycić i uchronić przed upadkiem. Bardzo się troszczył o jej stan, choć nawet nie zauważał, że nie pamiętał, aby kiedykolwiek zachowywał się w podobny sposób. Za dnia przez las szło się o wiele przyjemniej niż w nocy, nawet pomimo tego że była pełnia. Wszystko było doskonale widać, co ułatwiało Ognaruksowi omijanie przeszkód, na których Charlotte mogłaby się wywrócić, na przykład korzeni drzew czy większych kamieni.
        Po kilku minutach dotarli do lekko wymuszonej przez smoka polanki udekorowanej pniami powywracanych drzew. Za dnia wyglądało to jeszcze tragiczniej. Nieopodal nawet lamentowała jakaś kobieta, Ognaruks dzięki zdolności czytania Aur zrozumiał, że to driada. Gdy ich ujrzała, chciała podbiec w ich kierunku, ale kiedy spotkały się spojrzenia jej i smoka, zatrzymała się. Przez chwilę wpatrywała się przestraszona, po czym czmychnęła do lasu. ”Chyba nieprędko będę mógł tutaj bezkarnie wrócić. Ale co tam, za jakieś pięćdziesiąt lat wszystkie driady, z którymi ta podzieli się nowinami, zapomną o mężczyźnie ze spojrzeniem z Otchłani.”
        Ognaruks zatrzymał się i posadził Charlotte na pniu jednego z drzew, tak daleko, że nie musiała obawiać się jego transformacji. Następnie sięgnął po Lirę i przywołał Agnira. Nakazał mu w myślach przypilnować przez ten krótki czas jego rzeczy oraz Charlotte. Nie chciał zostawiać kobiety chociażby na chwilę samej. Było to nieco nieracjonalne, ale nie obchodziło to smoka. Ten rozebrał się, położył ubranie na ziemi, po czym ruszył na środek polany. Przemienił się szybko, wypełniająca go wściekłość ułatwiła przyjęcie tej morderczej formy największego drapieżnika na świecie. Następnie odwrócił się do Charlotte i pochylił głowę, pozwalając jej wejść. Tym razem starał się bardziej ułatwić jej wdrapanie się, przekrzywił łeb tak, że bez problemu powinna dosięgnąć wierzchu jego głowy. Kiedy kobieta znajdowała się już w miarę bezpiecznie na jego łbie, powoli go podniósł, po czym nakazał Agnirowi także na niego wzlecieć, razem z jego rzeczami, ulokować się obok Charlotte i pilnować, aby nie spadła. Komunikacja myślowa w smoczej postaci była dla niego o wiele łatwiejsza.
- Gotowa na drugi, o wiele dłuższy lot? - spytał, po czym rozpędził się i wbił w powietrze. Gdyby nie to, że miał na sobie pasażera, zrobiłby beczkę w powietrzu. Powstrzymał się od tego i po prostu skręcił na wschód, w stronę wielkiej, oślepiająco jasnej kuli pojawiającej się na horyzoncie.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        To wszystko ją przytłoczyło. Przez wszystkie lata zmagania się klątwą nauczyła się brnąć przez życie mimo wszelkich trudności, chociaż... należałoby to nazwać bardziej niekończącą się egzystencją niż życiem. Nauczyła się pokonywać swoje lęki, przyzwyczaiła do cierpienia, które rozdzierało jej serce. Pogodzona z perspektywą pustelniczej wędrówki dawno porzuciła wszelką nadzieję, że kiedykolwiek jej życie się odmieni. Tak było łatwiej. Nie miała żadnych oczekiwań, a przypisując sobie wszelkie najgorsze cechy utwierdzała się w przekonaniu, iż nie zasługuje na nic lepszego. Mniej ją wtedy bolało.
        Teraz jednak, kiedy czuła delikatny dotyk dłoni Ognaruksa na swoim ciele oraz ciepło bijące od postaci mężczyzny nie chciała się dłużej na to zgadzać. Czy naprawdę tak wielki grzech popełniła przychodząc na świat? Pragnęła zbuntować się porządkowi dotychczasowej egzystencji. Stanąć na nogi. Napisać własnoręcznie kolejne stronice swojej historii. Jeśli to przeznaczenie dyktowało jej to cierpienie pragnęła za wszelką cenę je zmienić. Być panią swojego losu. Po prostu... być szczęśliwą.
        To tej nocy zrozumiała jak wiele jej odebrano. W niewinnych żartach, ciepłym spojrzeniu oraz opiekuńczym obejmowaniu Pradawnego odkryła to, czego jej brakowało przez całe życie. Nie była idealna. Serce dziewczyny zdobiło o wiele więcej blizn, niż można by się ich było doliczyć na ciele Charlotte. Czy była w pełni zdrowa psychicznie? Ciągłe odosobnienie, alienowanie się od własnego gatunku, ciągła ucieczka przed każdym rozumnym stworzeniem... To wszystko odbiło się na niej bardziej niż można by było przypuszczać. Czy to jednak skazywało ją na życie w niekończącej się udręce? Pragnęła cudu, który wskaże jej drogę prowadzącą do lepszego jutra.
        Unosząc głowę spojrzała na mężczyznę skąpanego w promieniach wschodzącego słońca. Znali się zaledwie od kilku, może kilkunastu godzin, a stał się dla niej niezwykle bliski. Zdawał się rozumieć ogrom bólu, z jakim musiała walczyć. Kim on był? Tak niewiele wiedziała o swym smoczym towarzyszu. Pomógł jej dojrzeć inną ścieżkę niż tą, którą do tej pory podążała. Pomógł jej uwierzyć, że też może być szczęśliwa. Pomógł jej zrozumieć, że nadal może być człowiekiem. Czy tym właśnie był cud?
        Wtem zaskoczona zauważyła, że sylwetka mężczyzny zaczęła się delikatnie żarzyć. Widząc rosnący w nim gniew instynktownie napięła wszystkie mięśnie, jakby w celu ucieczki. Niestety, przez te wszystkie lata wykształciły się u niej odruchy, których nie mogła pokonać. To wszystko sprawiło, że dopiero po chwili zdała sobie sprawę ze znaczenia wypowiedzianych słów.
        - Czy ty chcesz ją...? - Nie mogła w to uwierzyć! Owszem, widziała prawdziwą formę Ognaruksa i rozumiała, że jest niesamowicie silny, jednak Dominique stanowiła zbyt duże zagrożenie. Obserwowała chwilową walkę mężczyzny o opanowanie własnych emocji, a gdy znów spojrzał na nią ludzkimi oczyma delikatnie wyciągnęła dłoń ku jego twarzy. Jeszcze w momencie, gdy ten układał ją przy ognisku chciała zniechęcić go do dążenia do obranego przed chwilą celu. - Proszę, nie próbuj nawet. To zbyt niebezpieczne! Wiem, że jesteś potężny, jednak nadal...! Dominique nie jest zwykłą wiedźmą. Ognaruksie, proszę...
        On jednak nie usłuchał. Zostawszy sama mogła jedynie obserwować, jak ten przywoławszy niezrozumiałą dla niej magię zająć się lokalizowaniem swego przeciwnika. W jednej chwili każde drzewo w najbliższej okolicy straciło wszystkie liście, które niesioną niewidzialną siłą przybywały do użytkownika artefaktu. Leżąc przy ognisku nie była w stanie dostrzec piękna popielnej mapy, lecz nawet jako istota nieobyta z magią zdawała się czuć przepływającą w powietrzu energię. Czuła strach wynikający z niezrozumienia oraz obawę o życie oraz zdrowie smoka. Nie chciała, żeby dla niej ryzykował. Był jedyną istotą, która dojrzała w niej coś więcej poza odrażającym potworem. Jeśli coś by mu się stało... wtedy zniknąłby jej cud. Nie rozumiała słów, które wypowiadał do Liry. Nie wiedziała czym sam instrument był. Jedynie jednej rzeczy była pewna - determinacji swego gadziego towarzysza, a wraz z każdą chwilą uzmysławiała sobie, że w żaden sposób nie jest w stanie odwieść go od powziętej decyzji.
        - Ognaruksie... - Zaczęła do niego przemawiać, lecz nie wiedziała co dalej powiedzieć. Odnalazł tę, która skazała ją na wieczną tułaczkę do czasu, aż krew w żyłach dziewczyny całkiem nie wyschnie i nie zamieni się w pył. Nie wiedziała, czy powinna się z tego powodu cieszyć, czy wręcz się obawiać. Usłuchawszy jego polecenia, żeby się podnieść niezgrabnie stanęła na nogach, lecz zapewne gdyby nie pewny uchwyt smoka od razu znalazłaby się z powrotem na ziemi. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, zmęczenie powoli brało górę, zaś nikły ból pozostawał z nią jako cień dawnego cierpienia. Zmusiła się jednak, żeby ustać. Dopiero poczuwszy ciężar płaszcza na swoich ramionach zdała sobie sprawę, że do tej pory zupełnie nie przejmowała się swymi odsłoniętymi wdziękami. - Nie przepraszaj. To co dla mnie robisz... choćbym dziękowała ci przez cały życie nie mogłoby to w pełni wyrazić mojej wdzięczności. Ty... ratujesz mi życie.
        Głos miała słaby, ciągle ochrypły po wcześniejszym przerażającym okrzyku, jaki z siebie wydała. Stanowiła ledwie cień dziewczyny, którą smok spotkał przy zachodzie słońca. Mimo wszystko walczyła. Każdy krok przez las stanowił dla niej wyzwanie równie wielkie co próba przepłynięcia morza wpław, jednak ciepło bijące z ciała mężczyzny zdawało się jej dodawać odrobinę siły. To, w jaki sposób ją dotykał... Delikatność oraz opiekuńczość, jakie jej okazywał sprawiały, że mogłaby dla niego przejść całą Alaranię wzdłuż i wszerz. Cóż, przynajmniej do czasu, aż całkiem by nie straciła władzy na swoim ciałem. Nic dziwnego, że nie dostrzegła driady opłakującej drzewa, którym tak nagle odebrano życie.
        Nie odzywała się. W tej chwili słowa nie były potrzebne, zaś kłębiące się w sercach obojga uczucia były w tej chwili jeszcze zbyt nieokiełznane, żeby poruszać niektóre tematy. Pozwoliła mu się posadzić na pniu drzewa, zaś kiedy pojawił się Agnir obdarzyła go jedynie słabym, zmęczonym uśmiechem. Na nic więcej nie miała już siły, a jednocześnie rozumiała, że nie mieli czasu na odpoczynek. Smok chciał działać od razu i pewnie by to zrobił, gdyby nie pewien balast w postaci ledwo żywej dziewczyny. Zdawała sobie z tego sprawę, lecz żal do samej siebie zaskoczył ją swoją intensywnością. To dlatego zebrawszy w sobie resztkę sił wspięła się na łeb Ognaruksa, zaś kiedy mniejszy smok zajął miejsce tuż obok niej pozwoliła sobie na chwilę słabości. Owinięta płaszczem przywarła do jednego z kolców Pradawnego, zaś kiedy startowali jej słowa zginęły w szumie powietrza. Czy któryś z nich je usłyszał? Nie wiedziała.
        - Dziękuję...
        Chwilę później, kiedy szybowali w nieznanym jej kierunku zasnęła zbyt wyczerpana, żeby dalej toczyć walkę ze swoim ciałem.


Ciąg dalszy historii Ognaruksa oraz Charlotte - NASTĄPI
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości