Rododendronia[Na skraju miasta] - Spokojne dni

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

[Na skraju miasta] - Spokojne dni

Post autor: Eldan »


        Kolorowe stragany, różnoracy handlarze, opasane zaopatrzeniem osły i konie, czasami nawet karety handlowe. Typowy jarmark przed murami ogromnymi murami Rododendronii. Ten widok mógł zwiastować tylko jedno - Sunrię. Pierwszy dzień wolny od pracy, uchwalony przez Magnus Ediktus Alaranius. Ulubiony dzień wielu istnień, początek odpoczynku i wszelakiej zabawy w praktycznie całej Alaranii. Wracając do jarmarku, rozciągał się on od terenu przed potężną główną bramą wejściową miasta, aż do samego szerokiego centralnego placu. O ile na obrzeżach miasta częstsze były markety z zawartością skierowaną bardziej dla chłopów, którzy zjeżdżali z wiosek leżących nieopodal, tak w centrum usytuowały się bogate sklepy oferujące najwyższej jakości produkty i surowce. A kupić podczas jarmarku, można było niemal wszystko. Ekwipunek, uzbrojenie, jedzenie, przedmioty, artefakty, minerały, mikstury, lekarstwa, wysublimowany trunek, odzież - dosłownie wszystko, czego dusza mogła zapragnąć. Oprócz tego, jarmark oferował mnóstwo usług. Oferowali się najemnicy, alchemicy, medycy, kurtyzany, kowale, stolarze, matematycy, szewcy i wszelacy inni, którzy mogli cokolwiek zaoferować w zamian za pieniądze. I choć Sunria była uważana za pierwszy dzień wolny od pracy, to właśnie ten dzień dawał największy przychód miastu spośród wszystkich innych. Na sam koniec warto byłoby wspomnieć o wszelakich artystach. Co jakiś czas przechodziła parada oferująca piękną muzykę i śpiewy, a czasami w zaułku można było spotkać całą kapelę muzyczną grającą wesołe nuty, a przed nimi dziesiątki istot tańczących w rytm muzyki. Gdzieniegdzie można było dostrzec malarzy lub rzeźbiarzy. Tak wyglądała dobra strona całego przedsięwzięcia. Niestety, jest to również największy dzień łowów dla wszelakich złodziejów i oszustów. I nawet takie miasto jak Rododendronia, słynące z bezpieczeństwa zapewnianego przez tysiące strażników i żołnierzy, nie mogła się tego ustrzec, chociaż z pewnością, jest to o wiele rzadziej spotykane tutaj, niż w większości miast na świecie. Dlatego łupem padają zazwyczaj ci, którzy są nierozważni, nieuważni lub po prostu nietrzeźwi...


- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - zapytała Lea, gdy wspólnie z Eldanem przekraczali łuk głównej bramy.
- A czy muszę mieć powód? - odpowiedział, a następnie dodał - Co można innego robić w Rododendronii o tak młodej godzinie podczas Sunrii?
- Ehhh... - westchnęła przeciągle.


        Z początku Lea wyjątkowo nie lubiła charakteru swojego dowódcy. Wręcz była przerażona jego niesamowitą otwartością, gadatliwością i troską jaką okazywał, nawet mimo tego, że był on jedynym, który chciał nająć niezwykle młodą awanturniczkę. To się jednak zmieniło w krótkim czasie, w pierwszej wyprawie na północ, którą odbyła wspólnie z nim. Od tej pory zaczęła go szanować, a także podziwiać za niesamowity talent przywódczy. Wkrótce również zaczęła tolerować jego zachowanie względem jej, a być może nawet, delikatnie polubiła. Eldan dobrze wiedział o tym, że ta dziewczyna ma ciężki charakter, oraz brak jakichkolwiek umiejętności nawiązywania znajomości. I prawdopodobnie gdyby miała wymienić swoich znajomych, to nie wliczając karczmarza, u którego w karczmie codziennie nocowała, to prawdopodobnie właśnie ten, z początku wkurzający dowódca, byłby jej jedynym znajomym, chociaż sama by temu zaprzeczyła...



        Przechodząc kilkadziesiąt metrów wśród straganów, które w większości oferowały żywność, natknęli się na chłopca, który przypatrywał się stoisku z owocami. Łatwo można było dostrzec, że jest wyjątkowo wpatrzony w jabłka mieniące się czerwienią. Wtedy też skręcili w stronę tegoż stoiska, zaś Eldan zakupił za miedzianego kruka dwa jabłka, które następnie wręczył dziecku klękając przy nim. Chłopiec nie dziękując, uciekł niemal natychmiastowo zabierając ze sobą dwa owoce.

- Zawsze jesteś taki dobroduszny? - zapytała, chociaż z pewnością mogła domyślić się odpowiedzi - To przykre, że dziecko nawet ci nie podziękowało. - W tym momencie Eldan podniósł się na równe nogi wpatrując się w dal za biegnącym chłopakiem.
- W obecnej chwili nie mogę zrobić dla niego więcej. - odpowiedział na pytanie o dobroduszności. - To nie jest przykre, nie oczekuje podziękowań czy oklasku za dobroć. Wystarczy mi to... że mogłem spełnić marzenie tego dziecka. - dodał

Lea nic więcej nie dodała i po chwili oboje kontynuowali drogę głównym traktem, aż dotarli do stoiska, którym właścicielem był chłop uprawiający ziemię nieopodal.

- Rohimie, potrzebuję zaopatrzenia na drugą z kolei Nastrię. - Eldan wraz z Leą przystanęli obok szybko wykonanego blatu, za którym siedział owy chłop.
- To co zawsze?
- Zgadza się, dasz radę?
- Nie powinienem mieć z tym problemów. W razie czego dokupię od sąsiada... To wszystko?
- Tak, zgodnie z umową. - Eldan podał w jego ręce jednego złotego gryfa.
- Dziękuję, towar będzie na miejscu, syn dopilnuje, że będzie to na czas.

Eldan skwitował jego odpowiedź uśmiechem, a następnie wspólnie z Leą ponownie wrócili na główny trakt, kierując się ponownie w kierunku przeciwnym do bramy, chcąc dojść do ostatnich stoisk z tej strony...
Awatar użytkownika
Mezzrat
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mezzrat »

Jedno z dwóch jabłek, nieco może zbyt dorodnych jak na tak drobne dłonie o chudych palcach, spadło i poturlało się po bruku, kiedy dziecko zderzyło się z którymś z przechodniów. Nie było w tym za bardzo jego winy - samo przecież, przejęte, biegło bez zastanowienia, zapewne znanym sobie dobrze slalomem między mieszczanami. W dodatku ten, na którego wpadło, też jakby wyłonił się spod ziemi, czy też raczej: z samego cienia. Bo kiedy ciemne oczy malca podniosły się w mrocznym gniewie tak typowym dla wychowanków ulicy, gniew ów został momentalnie złamany. Nieważne nawet stało się to jabłko, które zniknęło gdzieś między jednym straganem a skrzynią, na której wykładano towar. Dzieciak cofnął się, przycisnął pozostały owoc do piersi, a potem uciekł.
Przechodzień nawet na niego nie spojrzał. Może wcale nie musiał? Już w jego postawie było coś, przed czym rzeczywistym odruchem musiała być ucieczka; miał w sobie taki element, który poeta mógłby nazwać utajonym żarem, wygasłym wulkanem budzącym się do życia. Nie było to widoczne może w ciele, okrytym dokładnie ciężkim płaszczem z narzutą ze skóry wilka, ale zdecydowanie objawiało się w oczach, te bowiem, wpatrzone bez mrugnięcia w jakiś jeden stały punkt w oddali, zdawały się płonąć jak w gorączce. Drobny ruch kącika warg, drgnięcie warg pod wąsami - było w tym wszystkim coś dzikiego . Od razu było widać, że w tej statuarycznej niemal postaci, stojącej nieco na uboczu bez zwracania na siebie zbytniej uwagi, toczyć musi się wyjątkowa batalia, i to batalia zwycięska.
Mistrz uniósł ręce, poprawił rękawice. Dziwna rzecz - uśmiechnął się - a potem dopiero wtedy odwrócił głowę, kiedy cel jego upatrywań oddalił się na tyle, że nie widział już ani jego barczystych ramion, ani ułożonych włosów. Na moment opuścił wzrok, uspokajając szalejące w jego głowie pobudzenie. Potrzebował teraz planu, a o plan było łatwo w warunkach, kiedy dookoła tak wiele działo się przeróżnych rzeczy.
Skoro tylko pojawił się staruszek z wozem pełnym rzepy, pojawił się i plan.


- Uważajcie na wyboje, panie.
Starszy człowiek podniósł wzrok na kroczącego obok dżentelmena o szlacheckim wyglądzie. Przez chwilę jego pogodny uśmiech zbladł, ale potem tylko pewniej chwycił ciągnięty wózek i uśmiechnął się szerzej.
- Bez obaw, eee… dobry człowieku! - rzekł z rozbawieniem, które łatwo przerodziło się w rodzaj dumy. - Co dzień zdarza mi się jeździć tą drogą, nawet gdy jarmarku nie ma! Nie ma tu dużo wybojów, wierzcie mi, człeku…
Ale zapewnienia handlarza nie na wiele się zdały, kiedy dosłownie moment później jego wóz podskoczył tak gwałtownie, jakby poruszyła się pod nim ziemia, a cała konstrukcja była blisko przewrócenia się. Poleciały tylko rzepy - ciężkie bulwy ułożone dotąd w pokaźny stos spadły z solidnej wysokości, tak że poobijałyby boleśnie każdego na swojej drodze. Jeszcze przed chwilą rzeczywiście ktoś tam był. Co za szczęście, że w ostatniej chwili sam Mezzrat, niezwykle, zdałoby się, poruszony odciągnął młodego człowieka na bok.
- Na Jedynego! - zawołał może donośniej, niżby należało, ale zaraz skłonił nisko głowę przed tym, któremu rzekomo pomógł. - Czyście cali, mój panie? Kto spodziewałby się tego w tak pogodny dzień… Uniknęliście obrażeń? Oho, to, zdaje się, wasza towarzyszka? Gotów jestem pomóc, muszę mieć tu gdzieś maści na obtłuczenia… choć widać po was, panie, że nie takie rany wam straszne! Co za szczęście, że tu byłem i żadna z tych rzep nie uszkodziła was, tak powiem, mocniej.
I jeszcze raz skłonił głowę, chociaż wzroku niemalże ani przez moment nie podnosił, jak człowiek rzeczywiście bardzo skruszony przed kimś, wobec kogo czułby się gorszy. Upewniwszy się, że młodzieńcowi nic nie jest, odsunął się nieco i stanął dumniej, ale nie całkowicie dumnie. Można by go wziąć za kupca, właściciela dóbr ziemskich lub mniejszego szlachcica z okolicy.
I tylko staruszek od rzepy ciągle trzymał się za głowę, powtarzając do siebie: „Wszakże nie było tu nigdy wyboi!”.
Awatar użytkownika
Umm
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: maie nieboskłonu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Umm »

        Jak wielki może być świat? Czy jego nieskończone piękno może mieć granice? Ciężko byłoby sobie wyobrazić, że ta wspaniała przestrzeń pełna niesamowitych tajemnic mogła być skończona. Choć skromność nakazywałaby pewnie myśleć, że jest to jednak możliwe, myśli ukształtowane marzeniami skłaniały się do tej drugiej opcji. I wcale nie musiała ona oznaczać brak poszanowania dla realizmu. Nie, po prostu bezgraniczność stałaby się jego częścią. Maie, który przez dziesiątki lat widział jedynie odległości z pięknem i majestatem niedostępnym dla innych zmysłów, naturalnie uważał, że nawet ziemia może być tak samo rozległa, jak to co nad nią. A to dawało wspaniałe perspektywy. Życie, któremu celu nigdy nie zabraknie. W końcu było tak wiele miejsc do zobaczenia i równie wiele osób do poznania. Heroglobina czekała tylko, by zapełnić swe strony, a policzki Umm wyczekiwały możliwości zarumienienia się.
        Był tak bardzo ciekawy, gdzie tym razem zaprowadzi go koperta, schowana pomiędzy czterysta ósmą a czterysta dziewiątą stroną. Na jej grubym tworzywie zostały napisane tylko dwa słowa: Mistrz Mezzrat. Brzmiało to intrygująco i trochę... niepokojąco. Umm czuł, że musi to być jakaś ważna i poważna persona. Na co wskazywał również opis jego wyglądu. Dlatego stresował się nieco tym spotkaniem. Całe szczęście był zaledwie chłopcem z listami, doręczycielem przesyłek różnego rodzaju. Więc, gdy będzie miał ochotę, to po prostu zniknie tak szybko, jak się pojawi. Jednak sama podróż trwała już trzeci dzień i mogła okazać się jeszcze dłuższa. Ale to oznaczało również więcej przygód! Dlatego, mimo lekkich obaw, Umm przede wszystkim był podekscytowany.
         Powiedziano mu, że Mistrza znajdzie gdzieś w Rododendronii. Jeszcze nigdy tam nie był, ale w księgach o geografii, wyczytał, że jest to miasto niezwykłe. Surowe i bardzo odmienne w swej estetyce. Mieszkali tam najdzielniejsi z wojowników. Nie bez powodu. Rododendronia miała ważną rolę kontrolowania granicy między południem a północą pełną potworów, zaś w wojsku posiadano smoczą kawalerię. Wszystko to brzmiało dosyć stresująco. Tak jakby nikt nie potrafił się w mieście bawić. Choć nie powinno to dziwić, skoro mieszkańcy znajdowali się w tak niebezpiecznym regionie. Mimo wszystko... Może Umm uda się im zapewnić nieco rozrywki? Chyba każdy jej czasem potrzebuje.

        Jakie było więc zdziwienie młodego maie, gdy zobaczył kolorowe stragany przed murami miasta. Poczuł to dziwne uczucie, które w ludzkim ciele wywołuje przyspieszone bicie serca. Jak łatwo można było sobie wyobrazić coś tak odmiennego od rzeczywistości! Wspaniale było być zaskakiwanym.
        Tak, tak... Oczywiście. Mury były potężne, grube i wysokie. Ale to co się działo przed nimi było po prostu piękne! Kolory mieszały się ze sobą, tworząc pstrokate obrazki. Kobiece suknie, czapki grajków, zadaszenia straganów, warzywa, luźne tkaniny, przyprawy i przeróżne przedmiociki... Wszystko to zachwycało oczy i kusiło na każdym kroku. Nie sposób było nie zatrzymać dłużej na czymś spojrzenia. Każdy element barwnego obrazka wydawał się niezwykle interesujący. Jak to możliwe, że w mieście o tak nietypowej sławie, bawiono się jak wszędzie indziej? W powietrzu unosiły się dźwięki muzyki, gwar rozmów, czasem jakieś krzyki i odgłosy zwierząt. Było tłoczno, ruchliwie i wesoło. Czy każdy dzień wyglądał tu w ten sposób?
        Umm zniżył lot, by wszystko dokładniej obejrzeć. Nikt nie mógł go zobaczyć, bo choć jego naturalna postać nie była przezroczysta, to jednak wirująca nad głowami mieszanka półcieni, mogła nie być rzucającym się w oczy zjawiskiem. Maie nie krępował się więc zaglądać ludziom do koszyków, a czasem nawet zaplątywać się im we włosy. Powoli stawał się coraz śmielszy i wkrótce beztrosko tańczył między przechodniami, bawiąc się ich zabieganiem. Czasem ktoś odgonił go dłonią, jak owada, raz dostał od kogoś z łokcia, innym razem został podrapany przez obdartusa. Nie robił sobie z tego jednak nic, bo wirowanie wśród straganiarzy i ich klientów było bardzo przyjemne.
        Zastanawiała go jedna kwestia. Jak to możliwe, że na tak ogromnym świecie, tak wiele rzeczy się powtarza? Dawało to pewne poczucie bezpieczeństwa, jednak w gruncie rzeczy zawsze chciało się widzieć coś jak najbardziej egzotycznego. Pragnienie to nie opuszczało również przybyłego listonosza, dlatego wśród tłumu wyszukiwał potwierdzeń każdej informacji o Rododendronii, zawartej w książkach.
        W ten sposób dojrzał pewną dwójkę. Wyglądali na rycerzy. A przynajmniej poważnych wojowników. Żołnierzy. Oboje mieli zbroje i byli przedstawicielami obu płci. To nieco zdziwiło Umm, gdyż większość kobiet o których miał pojęcie, nawet jeśli posługiwały się bronią, nie ubierały raczej zbroi. To sprawiało, że mimo widocznie zaokrąglonych kształtów i długich włosów, przedstawicielka płci pięknej upodabniała się nieco do mężczyzny obok. Czy to dlatego, że zajmowali się tym samym? W końcu oboje mieli przy sobie broń. Jedna z nich umieszczona była nawet na plecach, wraz z tarczą, co zastanowiło nieco obserwatora. Czy za każdym razem, gdy chce się wyjąć miecz, trzeba zrobić to samo z tarczą?
        Maie wędrował przez pewien czas za nimi, nieco zamyślony potrącając niektórych przechodniów. Zdezorientowani wypuszczali czasem coś z rąk lub podskakiwali. Dopiero po chwili Umm wzniósł się znów ponad głowy tłumu i wtedy zatrzymał się raptownie.
- Mistrz Mezzrat – szepnął, a jego głos był jak myśl rozlegająca się w głowie, gdyż ciężko było zobaczyć wstęgę energii unoszącą się w powietrzu. A jednak nie było to niemożliwe.
        Zatem odnalazł swój cel. I to tak łatwo! Całkiem przypadkowo. I teraz patrzył na godnego adresata listu, porównując go ze swoimi wyobrażeniami. Nie były one wyjątkowo odmienne od rzeczywistości. Mistrz wyglądał poważnie i dostojnie. Nawet trochę dziko przez skórę wilka na ramionach, brodę i ten dziwny żar w oczach. Umm nie wiedział co myśleć. Wyczuwał w tym człowieku coś, czego nie potrafił do końca zrozumieć, a tym bardziej nazwać. Sprawiało to jednak, że nie zmienił się od razu w chłopca z listem w ręku, lecz zaczął krążyć wokół niego, aż do momentu, gdy w pewnym zdarzeniu wykazał się wrażliwością na szkodę. Maie odetchnął słysząc jego słowa i widząc uśmiech na twarzy. Może ten człowiek po prostu lubił się tak ubierać i urodził się z dziwną aurą? Umm wyczuwał jej chłód i coś, co mieszało mu w głowie. Zarazem jednak godność nakłaniała do ufności. W każdym razie... Nie można było z tego powodu od razu myśleć o człowieku nieprzyjemnie. Właśnie po tym postanowieniu Umm miał już zmienić swą formę, kiedy nagle brodacz zagadał do uzbrojonej dwójki.
         Umm nastawił uszu, postanawiając jednak jeszcze chwilkę poczekać z doręczeniem listu. Zniżył się więc tylko, chowając za wozem i obserwował całe zajście.
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldan »

        Dobrze wyczuł moment zadrżenia ziemi. Bez wątpienia użyto tutaj magii, w której on sam się specjalizował, bo jakby inaczej wytłumaczyć trzęsienie ziemi, na tak niewielkiej i skoncentrowanej przestrzeni? Inną sprawą był fakt, że przez dwadzieścia pięć lat jego żywota, na tych terenach nigdy nie wydarzyło się naturalne trzęsienie ziemi. Jednak cała rzesza ludzi dookoła powodowała, że odnalezienie sprawcy tego zajścia było wręcz awykonalne dla kogoś takiego jak on, a być może nawet dla przeciętnych magów z zakonu Rododendronii. Jednego był pewien, to zdecydowanie nie był przypadek. I choć w tym olbrzymim mieście wszelaka magia jest wszem i wobec zakazana, ktoś nie zna tutejszego prawa, albo dobrze wiedział, że nikt nie będzie w stanie go namierzyć.

        Jego reakcja rzeczywiście była nieco wolna, ale to głównie z powodu użycia przez kogoś magii ziemi nieopodal, która spowodowała odwrócenie na chwilę jego uwagi, przez co sam skupił się raczej na możliwym ataku na jego osobę, gdy tylko zrozumiał, że rzepa była poniekąd wymierzona dokładnie w jego stronę i nie zagrażała ona nikomu z przechodniów. Taki atak jednak nie nastąpił i z tego też powodu jego zareagowanie było delikatnie spowolnione w stosunku do spadającego warzywa. Jednak młodzieniec doskonale wiedział, że jego zbroja nie obawia się żadnej rzepy.

        Warzywo z rodziny kapustowatych, zaczęło spadać z stosunkowo sporej wysokości, ale nadal nie było to realne zagrożenie, którym należałoby się jakkolwiek przejmować. Był jednak pewien problem, o którym Eldan wiedział od samego początku. Lea była całkowicie nieświadoma tego niewielkiego zagrożenia, ponieważ widok na niezabójczą rzepę był przysłonięty z powodu stojącego po jej lewicy towarzysza. Zwracając tylko częściowo uwagę na jadalne bulwy, aby przypadkowo jedna z nich nie spadła mu wprost na głowę - co byłoby najgorszą możliwością. Lekko przesunął się wraz z czarnowłosą w jej stronę, oddalając ją od zagrożenia, jednocześnie zasłaniając dziewczynę samym sobą. Wtedy też zwrócił uwagę na mężczyznę w średnim wieku z interesującą narzutą na bark, który po chwili odciągnął go na bok, a co za tym idzie także czarnowłosą, która w jakiś sposób zaplątała się w objęcie młodego szlachcica i mimowolnie nadal pozostawała pod jego osłoną.


- Dz-Dzięki... - cicho powiedziała w stronę Eldana, zostając nie dłużej niż sekundę po wydarzeniu w tej względnie bezpiecznej pozycji, by potem odejść na krok, obserwując skutek całego zajścia.


        "Dziękuję ci magu!" - wykrzyknął Eldan w swojej głowie, słysząc tak niebywale rzadkie słowa podziękowania od tak twardej kobiety. W tymże też momencie, ich uwagę zwrócił mężczyzna, który pomógł im trochę bardziej zniwelować i tak niewielkie szkody, a który teraz zaczynał swoją przemowę w ich kierunku. Choć jego reakcja, była nieco wyolbrzymiona od takiego zajścia, z pewnością należały mu się podziękowania za trud, bez względu na to, czy był realnie potrzebny, czy też nie.

- Cali i zdrów, również dzięki tobie, szanowny panie. - odpowiedział. - Rzeczywiście niespotykane wydarzenie w tak piękny, słoneczny dzień... Proszę się nie przejmować, nic nam się nie stało. Maść z pewnością, nie będzie potrzebna, ale dziękujemy ci za twą troskę. - wkrótce Eldan zauważył jego skłonioną głową oraz wzrok, który ewidentnie unikał z nim kontaktu. - Podnieś głowę przyjacielu, toż ty i ja ludźmi tylko jesteśmy, niepotrzebna teraz twoja skrucha, wszak, pomogłeś nam przed chwilą. - uśmiechnął się delikatnie, w tym momencie spora ilość osób wpatrywała się w to zajście, a staruszek od rzepy delikatnie podszedł również z uniżoną głową, jednakże zanim cokolwiek zdołał powiedzieć, szlachcic go uprzedził.

- Nie przejmuj się! - zawołał - Jestem pewien, że nie z twojej winy ta rzepa spadła niespodziewanie, choć proszę, abyś uważał bardziej, jakoby żaden przechodzień lub niewinne dziecko nie ucierpiało od tej dorodnej rzepy. - po tych słowach wśród tłumu wokół rozgorzały się szepty, a jeden z nich tak brzmiał :

- Czy to... To chyba... Toż to Eldan, z rodu Tar Ancal, ostatni męski potomek! Baron de iure południowych ziem, na których onegdaj leżało potężne Rolderon oraz Elois, na które spadła ta nieprzewidywalna inwazja za jego poprzednika i które teraz zgliszczami i ruina stoją! To były Kapitan Gwardii Rododendrońskiej, oraz obecny przywódca niegdyś elitarnego oddziału Ancalów, który on sam znów powołał do życia... To dobry człowiek jest, króla i królową zna! Wyśmienity wojownik, który często w wyprawy na północ się udaje i mnóstwo przeróżnych dziwadeł ubija...!

Informacja obiegła cały pobliski tłum niezwykle szybko, a potem większość mocno przycichła nie zważając na trwający wciąż jarmark.

- Heja! - zawołał donośnie szlachcic. - Czemu gwar i zabawa ucichła, Sunria tylko raz w tygodniu, świętujmy póki czas! - jego słowa błyskawicznie zadziałały na tłum, nawet jakaś orkiestra niedaleko ponownie zaczęła grać i wszyscy rozeszli się do zabawy i tańców. Kilku mężczyzn pomogło staruszkowi z rzepą, układając tym razem towar w sposób jaki zasugerował młody dowódca. Wkrótce jednak wrócili do rozmowy z postawnym mężczyzną ze skórą wilka na barku.

- Dziękuję ci jeszcze raz, nadano mi imię Eldan i tak też mnie ludzie i inne istoty nazywają, jakie zaś jest twoje imię? - zapytał z nieukrytą ciekawością.
Awatar użytkownika
Mezzrat
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mezzrat »

- Niespotykane, niespotykane doprawdy! - powtórzył niemal usłużnie Mezzrat, tym razem chyba tylko dla zasady nie schylając znowu głowy w usłużnym pokłonie, zaraz jednak usłyszał także i słowa, w których mu to odradzano. Powoli podniósł więc wzrok, a wówczas po raz pierwszy tak naprawdę z bliska przyjrzał się człowiekowi, którego z różnych źródeł znał już od kilku dni i za którym podążał, zawsze w pewnym oddaleniu, zawsze w cieniu.
Tak - mógł rzec sobie w myślach - ten tutaj bez dwóch zdań miał w samych rysach twarzy coś z arystokraty. Chociaż jego oczy biły ciepłą dobrocią, to jednak rysy miał godne uwiecznienia na pomniku, i to bez zbytniej idealizacji. A więc to był ów Eldan Tar Ancal. Niemalże człowiek-legenda, jedyny ocalały z czegoś, o czym dziś opowiadały przede wszystkim mity. Mówiono o nim niesłychane rzeczy - czego to nie przeżył, czego nie dokonał, a przede wszystkim jakichże to nie ma znajomości! Ile było w tym prawdy, to należało dokładnie sprawdzić. Faktem pozostawało, że w tej dziwnej, obcej krainie, gdzie rządzi czas wzajemnego pokoju między tutejszymi lordami, ten właśnie człowiek był kimś pozostającym nie bez znaczenia, kto odpowiednio pokierowany mógł stać się doskonałym pionkiem w rękach silniejszego.
Warto było poświęcić tyle czasu na szukanie, aby trafić w końcu na takiego czarnego konia.
- Przyjemność to dla mnie, mój panie - wymamrotał Mistrz, ledwie poruszając wargami, kiedy właściwie nikt go już nie słuchał. Zaraz nastała bowiem wrzawa, która potwierdziła jedynie to wszystko, co dotąd wiedział. Tutejszy ludek był jednogłośny, a sam młody Eldan doskonale wpisywał się we wzorzec, którym go określano. Brakowało mu korony wieńczącej tą ładną główkę. Przecież byłby tak szlachetnym i mądrym królem! Mezzrat udał jednak, że jego mina to tylko wyraz zdumienia na dźwięk zasłyszanych okrzyków, a nie ironiczny uśmiech do własnych myśli, a od tej chwili trzymał się już trochę dumniej. Łatwo było mu wejść w rolę zagranicznego lordzika, gotowego oddać się w służbę pierwszemu lepszemu bogaczowi i wiernie raczyć go swoimi radami.
Byłby pewnie nawet wczuł się w to lepiej, gdyby nie poczuł w pewnej chwili czegoś, co wytrąciło go nieco z równowagi. Zawirowanie mocy. Niby ziarnko piasku u stóp skalistego zbocza, ale jednak - coś było w powietrzu. Zwęziwszy po kociemu oczy szarpnął głową w bok, gotów zobaczyć to, co niewątpliwie gdzieś tu wisiało i miało silny związek z magią, której jeszcze nie znał, ale nie dostrzegł niczego. Zamiast tego zauważył parę oczu, które uważnie przypatrywały się jemu. Parę kobiecych oczu. Odchrząknął i uśmiechnął się w odruchu, który można by z powodzeniem uznać za życzliwy, a chwilę później uratował go sam Eldan, zwracający się w jego stronę.
Mezzrat uniósł brwi i skwapliwie pokiwał głową.
- Wam już nie potrzeba się przedstawiać, panie - zapewnił gorąco. - Niejedno słyszałem, a wszystko to same dobre rzeczy na twój temat. To prawdziwy zaszczyt poznać ciebie i twą miłą towarzyszkę, dopiero teraz też widzę, jak wielkim błogosławieństwem obdarzył mnie nasz Pan, że zjawiliście się na mojej drodze. Wołają mnie Mezzrat.
Tu pozwolił sobie przytknąć końce palców do piersi i raz jeszcze skłonić głowę.
- Zupełnie jestem nietutejszy, muszę przyznać. Przybywam z odległych ziem, których nie ma na waszych mapach, a misje mam dwie: nauczać i uczyć się samemu. Pochodzę z pradawnego zakonu, mój panie, oddanego szczerej praktyce w służbie dobrego Pana, mistrza ziemi i wszystkiego, co na niej żyje… Nie wiąże się to z wielce złożoną doktryną, mogę przy okazji święta przybliżyć ją paniczowi przy, powiedzmy, czarze pitnego miodu? Persona tak znaczna jak wy przyniosłaby Panu więcej czci, niż wielu innych ludzi!
Awatar użytkownika
Umm
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: maie nieboskłonu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Umm »

        Powietrze pachniało śniegiem. Jego zapowiedź przychodziła z gór, dzięki wietrznej poczcie. Tylko wrażliwsi jednak mogli to poczuć w mieszaninie zapachów jarmarku. Zresztą na co dzień nosy mieszczan były poddawane wielu próbom i przytępiały jego możliwości. Niemniej dzisiaj, jakkolwiek słaby węch by się nie miało, z pewnością można było się cieszyć zapachem bułeczek z mięsem, cukierków czy przypraw. Ludzie cieszyli się, mogąc zapomnieć o zbliżającym się zimnie i ciemnościach. Dla maie jednak każda pora roku była wspaniała. Dlatego, zapewne, jako jedyne chwytały ulotny zapach zimy, by wyobrażać sobie co też ciekawego im przyniesie. Lub też czym oni będą mogli zadziwić ludzi.
        Umm rozmyślał o tym zapachu w drodze do miasta. Teraz jednak, pragnął poczuć się jak jeden z dziesiątek bawiących się ludzi. Połykał więc łapczywie każdą woń święta.
        Kiedy chował się za wozem, podpatrując spotkanie trojga interesujących postaci, jego zmysły rejestrowały fantastyczne zapachy... Choć pośród nich uderzająca wręcz była woń ludzkiego potu. Umm wiedział, że to aury mogą ją powodować, jednak generalnie w tłumie ludzi zawsze taki zapach był zupełnie zwyczajny. Całe szczęście, on nie wydzielał takiego zapachu, więc pewnie nawet pies nie mógł odkryć jego obecności.
        Dlatego spokojnie mógł notować w pamięci każde zasłyszane słowo. Było warto.

        Gdyby Umm miał wtedy oczy, otwierałyby się one coraz szerzej, podobnie do ust, a policzki rumieniły. Z każdą chwilą zdawał sobie sprawę, że jego wyprawa do Rododendronii mogła zaowocować w fascynującą historię do opisania. Oto... kilka kroków przed nim stało troje ludzi, a jeden z nich był ożywieniem słów zapisanych w Heroglobinie.
         Eldan, z rodu Tar Ancal, przywódca Ancalów o tragicznej historii. Mimo to, o szlachetnym sercu, za które ludzie go kochali. Umm podobała się jego energia i radość, która, gdy tylko się odezwał, wydawała się być bardzo naturalna. Ponadto maie słyszał, że jego talent przywódczy odkryto w bardzo młodym wieku, co intrygowało i zastanawiało. Był człowiekiem, którego chciało się poznać, którego historii chciało się słuchać, a słowa spisywać. Tak, tej okazji nie można było przegapić. Tylko kim jest ta kobieta obok?
        Umm wyjął z worka na plecach Heroglobinę i zaczął ją wertować w poszukiwaniu informacji o Rododendronii i Eldanie z rodu Tar Ancal. Może jego historia wspominała również coś o towarzyszce...

~*~


        Czułe promyki słońca rozkosznie ogrzewały zziębnięte dłonie, zaciśnięte na ramie wozu. Jedna dłoń podtrzymywała furkoczące stronice Heroglobiny, która niestety nie dała pożądanych odpowiedzi. Choć dzień był jasny i wszystko było bardzo wyraźne, ciepło było czymś bardzo pożądanym. Ktoś mógłby powiedzieć, że Umm przyniósł ze sobą mróz. To nie była jednak prawda. Już w nocy, czyste, gwieździste niebo zapowiadało mroźny dzień. Nadchodziła zima, szczególnie odczuwalna na północy, a z tym niczego nie można było zrobić. Nawet maie nie decydowały o tak istotnych warunkach pogodowych. To by było łamanie naturalnego cyklu. Tak więc chłopiec nie przyniósł ze sobą zimna, jednak wraz z jego przybyciem, te stało się bardziej odczuwalne. Dlaczego? Po prostu młody doręczyciel wykorzystał zimny wiatr znad rzeki, zmierzający ku Rododendronii. Ulokował się wygodnie na jego froncie, dlatego też przybycie tych dwojga ktoś mógłby zrozumieć na wyrost. W każdym razie trzeba było się liczyć z temperaturą. Przydałyby się więc rękawiczki... Tylko gdzie znów je schował?
        Oderwał dłonie od drewna i... Chwila. Jakie dłonie?! Przecież w postaci energetycznej...
- Och! – wyrwało mu się, gdy zrozumiał, że przejęty podsłuchiwaniem powoli zaczął zamieniać się w człowieka. Właściwie widoczne były tylko jego czerwone dłonie i szeroko otwarte oczy. Powoli też zaczynał majczyć kolor jego kożucha, na zgarbionych lekko plecach. Były niczym tarcza. Na jego nieszczęście.
- Magia! Magia! – pisnęło ludzkie pisklę. Stało kilka kroków obok, i podekscytowane wykryciem występku celowało w Umm palcem. Wiatr rozwiewał mu grzywkę, a mróz czerwienił czubek nosa. Wyglądało na dynamiczne dziecko. I z pewnością potrafiące wykorzystać sytuację. Co chwilę zerkał bowiem na omiatanego spojrzeniami przywódcę Ancalów.
        Umm zarumienił się zmieszany, z popłochem spoglądając na własne ciało. Bardzo powoli stawało się coraz bardziej widoczne. Wciąż jednak był zaledwie plamami fizyczności unoszącymi się w przestrzeni. Jakby ktoś pomalował go farbą-niewidką. Musiało to wyglądać zabawnie... Mimo to zapragnął znów zniknąć. Nie wynikało to bynajmniej ze strachu. Nie miał pojęcia, że w Rododendronii nie wolno używać magii. Poczuł się jednak zażenowany swoim brakiem profesjonalizmu. Jak głupio było samemu się zdemaskować, akurat w trakcie obserwowania tak interesującego zajścia! Teraz wszyscy zobaczą, że doręczyciel poważnych listów, zachowuje się tak amatorsko. Ktoś mógłby powiedzieć – niedojrzale, ale młody maie nie znał jeszcze tego słowa. Nie najlepiej szło mu studiowanie ksiąg biologicznych. Wszystko tam było zapisane w tak dziwny, sztywny sposób, pełnym schematów i wzorów. A on... On naturę po prostu czuł. Tak jak czuje się...
- Ał!
        Chłopiec rzucił w niego kamyczkiem, w czasie, gdy kilku gapiów zdążyło już podchwycić nowy temat. Trafił w chude ramię, które właśnie ciekawie zawitało w mieście i natychmiast rozpłakało się czerwienią, tworząc na skórze ciemną plamę rozgoryczenia. Nie było już czasu na powrót do poprzedniej formy.
        Umm skrzywił się i spojrzał z zaskoczeniem na chłopca.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytał, a jego łagodny głos nieco zbił z tropu napastnika. – Czy to forma zabawy? Możemy razem pograć. Skoro tak interesuje cię magia, mogę ci zrobić piłkę z kurzu, chcesz? Bardzo fajnie się nią rzuca...
        Tamten rozdziawił szeroko usta, nie rozumiejąc z kim lub czym ma dokładnie do czynienia. Był jednak święcie przekonany, że nie jest to nic właściwego.
- Czarodziej! – krzyknął tym razem, by zaraz potem sprawdzić reakcję swojego uzbrojonego idola.
        Widok przesłonił mu niespodziewany tuman żółci. Był przepiękny. Delikatny i pachnący, o intensywnym kolorze. Przypominał kwietny pyłek, które wróżki czasem nosiły w malutkich wiadereczkach, a pszczoły na nóżkach. To nie była jednak pora i miejsce na takie prace. Obłok pochodził z pobliskiego stoiska z przyprawami. Chłopiec kichnął trzy razy i odwrócił się osłaniając oczy. Mgiełka zaś powędrowała lekko i wesoło, niesiona chłodnym podmuchem, prosto w szare tęczówki Umm. Znowu zrobił się chaos. Maie podskoczył odwracając się i ukrywając oczy. Jednak w zamieszaniu stracił równowagę i wypuścił księgę. Ze środka zaś wyleciała koperta i spokojnie, wręcz dostojnie poleciała w stronę chłodnej aury "powołanego, by zmieniać".
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldan »

        - Nie powiem, gustowna to propozycja, aby zasiąść do wspólnego stołu przy akompaniamencie dobrego trunku i takiego też towarzystwa. Jednak... dzień jeszcze młody, noc nie nadejdzie zbyt szybko, a w zwyczaju mam, aby nie przebywać w przeróżnych karczmach i gospodach jeszcze za dnia gdy miasto tak tętni życiem. Nie widzę jednak problemu, gdyby nasze spotkanie odbyło się w jednej z tutejszych gospód, tuż po zachodzie tego dzisiejszego, pięknie mieniącego się słońca. - Sięgnął ręką do jednej z wewnętrznej kieszeni płaszcza wierzchniego, z którego wyciągnął niewielki papierowy świstek, który następnie podał do rąk tajemniczego przybysza. - To są namiary na gospodę, w której będę dziś przebywał. Nazywają ją Pod Łabędziem, co można spostrzec z daleka przez jej ozdobiony front kamiennym łabędziem nad drzwiami. Jeśli więc wtedy będziesz miał czas, a twoje chęci pozostaną niezachwiane w ciągu tych kilku godzin, będę rad, aby wtedy wysłuchać twojej opowieści.

        W tym momencie uwagę całej trójki zwrócił chłopiec, którego po chwili okrzyknięto czarodziejem, a który wkrótce potem przewrócił się i upuścił list wprost pod nogi człowieka z wilczą narzutą. Żaden z trójki nie widział także jego energetycznej postaci, a zwrócili na niego uwagę dopiero wtedy, gdy chłopiec był już całkowicie widoczny. Eldan nie był jednak zainteresowany zawartością upuszczonego listu. Nawet jeśli owa korespondencja skierowana była do niego, nie było to z pewnością nic nadzwyczajnego. Wspólnie z towarzyszką podeszli do chłopca, wpierw odganiając przechodniów, a szczególnie zdziwione dziecko, które bez pardonu odeszło nie chcąc narażać się poważnym osobistościom jak tajemniczy przybysz, który jeszcze przed chwilą stał obok znajomego mu z twarzy szlachcica. Szatyn kucnął obok nieznajomego chłopca pomagając mu wstać a także przyglądając się jemu lekko sinemu ramieniu.

        - Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie w momencie gdy Lea zza pleców Eldana spoglądała na leżący list...
Awatar użytkownika
Mezzrat
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mezzrat »

Oczekiwanie na odpowiedź i sam moment jej otrzymania przyprawiły Mezzrata o wygląd niemal posągowy. Przez te kilka chwil naprawdę mogło zdawać się, że oto wyraz uprzejmości na jego twarzy został tam utrwalony na stałe, tak bardzo bowiem postarał się zachować spokój. Jego samego odrobinę to zastanowiło. Może powinien częściej przebywać z ludźmi i poznawać ich bliżej, w końcu zwykle bardzo walczył o naturalność, tak potrzebną przy zdobywaniu względów obcych ludzi. Tu jednak wychodziło na to, że nie musiał robić wiele. Bo chociaż dumny Tar Alcan w pierwszej chwili, zdałoby się, odmówił, to najwyraźniej wcale nie zamierzał pozostawić nowopoznanego sobie człowieka. Mezzrat z niemal szczerym zdumieniem a na pewno ze szczerym zadowoleniem patrzył, jak w jego stronę wędruje kawałek papieru - coś, co natychmiast uznał za bilet do świata tego młodego człowieka. Jeden wspólny wieczór w karczmie powinien przecież wystarczyć do zacieśnienia więzi, jakkolwiek miałoby się to odbyć, a potem… cóż, potem powinno być już łatwo. Jeżeli młodzian jeszcze nie miał w planach odzyskania swoich dawnych dóbr, to myśl tę łatwo będzie w nim zasiać. A potem? Bogaczom zdarza się wiele przykrych wypadków. Ale może lepiej byłoby nie wybiegać tak daleko w przyszłość.
- Jestem pewien, że się spotkamy - odpowiedział trochę ciszej, nadal nieco zamyślony. Nie miało to jednak trwać długo. Zanim bowiem zdążył schować karteczkę z nazwą gospody, jego skupioną dotąd uwagę zajęło coś innego, coś zgoła niespodziewanego, co miało miejsce nieopodal. Przedziwna sprawa! Czy to nie to samo miejsce, gdzie i przedtem stało się coś nagłego, jak gdyby z powietrza? To samo zgoła. I proszę bardzo - oto również, zdałoby się, znikąd zjawiło się dziecko, które w pierwszej chwili można by nawet uznać za jakieś tutejsze. Ktoś normalny może nawet dałby się na to nabrać, nie dostrzegłszy pewnych drobnostek, ale mistrz wyczuł wyraźnie, że gdyby odetchnął bliżej tej istotki, to wręcz podrażniłby go zapach magii.
Akurat w tej chwili pozwolił, by wszystko działo się wedle porządku świata, a sam pozostał biernym widzem. Cóż, prawie biernym. Wraz z chwilą bowiem, gdy u jego stóp wylądowała solidnie wyglądająca koperta, skierował ku niej spojrzenie i z prawdziwym zainteresowaniem spostrzegł, że i to nie mogło być przypadkiem. Zupełnie, jak gdyby list - lub cokolwiek, co znajdowało się wewnątrz koperty - również nosiło na sobie magiczne znamię, tak by dostać się bezpośrednio do, no właśnie - adresata? Już mniej zainteresowany wszystkim dookoła schylił się i ujął kopertę w dłoń. Nie zdążył obejrzeć jej z każdej strony. Dopiero wtedy jego spojrzenie skrzyżowało się z wyraźnie nieufnym wzrokiem tej panny, Lei, ale wytrzymał to i nawet delikatnie się uśmiechnął. Prosta sprawa, wystąpił natychmiast krok do przodu i wyciągnął rękę w stronę pacholęcia, którym zajął się już Eldan. Po chwili dziwnego wyciszenia znowu dotarły do niego wszystkie dźwięki jarmarku.
- Zdaje się, że to należy do ciebie - odezwał się, ale było coś dziwnego w jego tonie. Zupełnie, jakby spodziewał się znaleźć w kopercie naprawdę coś ciekawszego, niż ludzkie sentymenty przelane na papier, i w związku z tym planował ją sobie zatrzymać. Coś zaskoczyło go w spojrzeniu wielkich, szarych oczu. - To mało bezpieczne miejsce na zabawę, hm?
Awatar użytkownika
Umm
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: maie nieboskłonu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Umm »

        Malutki, misternie wydziergany płatek śniegu ruchem śpiącej baletnicy opadał na ziemię... Wraz z nim zrzucane były setki innych. Niemal dało się słyszeć wilgotny i delikatny śmiech chmur. W ciągu roku przychodził taki moment, kiedy zaczynały się nudzić. Nuda nakazywała im znaleźć sobie jakieś ciekawsze zajęcie. Zaczynały więc dziergać, a swoimi pracami zasypywały stworzonka u dołu. Zabawnie i przyjemnie było patrzeć na świat okrywany białym kocem. Chmury były przekonane, że ich śnieżynki niosą tylko zabawę.
        Jedna z białych baletnic zatrzymała się idealnie na czubku nosa przestraszonego chłopca. On również myślał o swoich działaniach wyłącznie w kategorii radosnej i przyjemnej niespodzianki. Ale nie zawsze udawało się dać o tym do zrozumienia istotom wokół. Na przykład temu chłopcu, który wcale bawić się nie chciał. Jakie to dziwne! Czy nie każde dziecko pragnie wyłącznie beztroskiej zabawy? Dlaczego ten wolał zrezygnować z kurzowej piłki – czegoś tak niezwykłego – i zamiast tego wytykać palcem i ściągać niepochlebne spojrzenia innych? Co... Co się właściwie działo?
        Umm pomyślał, że właśnie został zdradzony. Mieszkańcy Rododendronii musieli być profesjonalistami. Dlatego widząc zachowanie nie dość poważne jak na dostarczyciela przesyłek, obrzucali go zimnymi spojrzeniami. Skompromitował się. Coś okropnego. Teraz nie dostrzegą jego zalet. Obraz maie został przysłonięty przez ten jeden błąd. Powinien był jako ludzki chłopiec podejść dumnie do adresata listu i wyćwiczonym ruchem podać mu kopertę. Powinien był, ale ciekawość zrobiła swoje.
        Płatek śniegu rozpuścił się na zaczerwienionym nosku chłopca, kiedy ten jeszcze przebywał nieodpowiednio blisko ziemi. Ale kiedy gotowy był już na jakiś nieprzyjemny rozwój wydarzeń, stało się coś, o czym z reguły można tylko pomarzyć. Eldan Tar Ancal wyciągnął rękę, by mu pomóc. Był to gest, który doszlifował cudowny obraz obiektu zainteresowania. Jeszcze jakiś czas temu nawet o nim nie myślał. Potem zobaczył go i pozwolił sobie na nieskrępowane niczym, chwilowe wyobrażenia. Tymczasem nawet nie zdążył zrezygnować z dalszych obserwacji na rzecz obowiązków, kiedy myśl stała się rzeczywistością!
        Umm stanął na nogi, cichutko dziękując i mówiąc, że wszystko w porządku.
-To tylko drobna ranka. Nic nie szkodzi - mówił, otrzepując ubranie z piasku. Starał się nie patrzeć rycerzowi i Mistrzowi w oczy. Po prostu zajmował się sobą, jakby cała nieszczęsna sytuacja była dla niego codziennością. Sięgnął po Heroglobinę, leżącą smutno na skraju wozu, i schował ją do worka. Miał przy tym nadzwyczaj nienaturalnie poważną minę, która mogła wyglądać zabawnie na tak młodym licu. W końcu jednak znieruchomiał, stwierdzając, że nie można przeciągać czegoś w nieskończoność. Stanął prosto, z rękoma opuszczonymi wzdłuż boków, i odważył się spojrzeć na trójkę przed nim.
- Bardzo przepraszam za to zamieszanie... Ja po prostu... Nie wiedziałem...
        W tym momencie obserwujący całe zajście Mistrz Mezzrat wręczył mu list, którego braku Umm nawet nie zauważył. Fakt ten jeszcze bardziej go zestresował. Zaraz więc stracił całą swoją powagę, chowając nieco twarz za grubym szalem.
- Tak, dziękuję... – powiedział, odbierając list. Zaraz jednak znowu wyciągnął ręce do przodu z przesyłką w nich. – Ale właściwie nie jest mój. Jest zaadresowana do Mistrza Mezzrata. To... pan, prawda?
        Koperta ciążyła mu w dłoniach. Poza imieniem Mistrza, nie miała na sobie żadnych znaków. Żadnych informacji o nadawcy. Pragnął jak najszybciej się jej pozbyć i mieć to wszystko z głowy. Z drugiej jednak strony nie miał ochoty porzucać takiej okazji!
- Niebezpieczne? – spytał, gdy list w końcu został odebrany. Uważnie obserwował teraz kopertę, jakby samemu będąc ciekawym, co się w niej znajduje. – Rzeczywiście, może czasem jest trochę mało bezpieczne. Trochę dużo tu ludzi... Ale moglibyśmy grać przecież gdzieś indziej...
        Jak na zawołanie za Eldanem i jego towarzyszką rozległ się brzęk metalu. Dopiero teraz maie zdał sobie sprawę, że coś jest naprawdę nie w porządku. W ciągu swojego krótkiego życia zrozumiał, że gdy w twoim kierunku idzie dwójka strażników, oznaczać to może kłopoty. Ich miny nie wyglądały zachęcająco. Choć czaiła się w nich niepewność, to Umm głównie dostrzegał surowość na twarzach dwójki wysokich mężczyzn. Kiedy jednak dostrzegli, kto zainteresował się zamieszaniem, wydawało się, że zmarszczki na ich twarzach nieco się wygładziły. Podeszli równo do Eldana i pozdrowiwszy go, obwieścili:
- Powiadomiono nas o potencjalnym zagrożeniu magicznym, panie.
        W tym też momencie spojrzeli na podejrzanego. Jakby wyczuwając jego chłodną aurę, mięśnie pod zbroją napięły się. Wyglądał na kogoś takiego, kto mógłby być zdolny do nielegalnego praktykowania magii. I, co gorsza, wyglądał niebezpiecznie. Na tyle, że jeśli dojdzie między nimi do starcia, będzie trzeba przywołać oficjalnych magów. Bo kto by nie czuł się niepewnie w towarzystwie dumnego pana z wilczą skórą na ramionach?
        Tak... Podejrzenia nie padły na Umm – licho wyglądającego chłopca. Gdyby nie świadkowie wydarzenia, bardzo łatwo byłoby zinterpretować wszystko nieco na opak. Dostojnego wędrowca uznano by za niebezpiecznego wroga, zaś chłopca za jego ofiarę. Choć czy aby na pewno podejrzany był bez winy?
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldan »

        - Żadne to zamieszanie, nie sprawiłeś żadnego problemu... - rzekł do chłopca, a następnie zwrócił wzrok w stronę nadciągającej straży.

        Eldan przywitał obu strażników, a następnie rozpoczął z nimi rozmowę. Pozostała trójka za plecami szlachcica była w stanie ją usłyszeć.
        - Mamy magiczne zagrożenie; mag ziemi. Czarował z odległości nieprzekraczającej dwadzieścia pięć sążni. Niemożliwy do wykrycia w tak dużym tłumie, jaki tutaj przed chwilą był. Spowodował wywrócenie się wozu z rzepą, narobił sporo hałasu. Być może coś zostało skradzione z najbliższej okolicy. Przydałoby się także wzmocnić straże aż do wieczora. Najprawdopodobniej włada magią za pomocą inkantacji, więc szukajcie osób powyżej trzydziestego roku życia... Z wyglądu może przypominać... - Spojrzał w prawo i lewo, szukając odpowiedniej osoby, potem zaś się obrócił. Szybkim ruchem złapał ramię Mistrza - ...Pana Mezzrata! - Choć oczywiście, mógł to być każdy, nie wykluczył także i nieznajomego jegomościa. Skierował delikatne, choć poważne spojrzenie w jego stronę, ukazując tym razem swoją wojowniczą stronę. Strażnicy podnieśli swą broń, jednak w tym samym momencie Eldan im przerwał. - To tylko przykład. Taka osoba może wciąż przebywać w tym rejonie. A co do pana Mezzrata, choć groźnie wygląda, powątpiewam w jego udział w tej sprawie... Ze mną jest także Lea Adriel, znana wojowniczka oraz... - W tym momencie spojrzał w stronę chłopca, nie był w stanie przedstawić go z imienia, nie znał go. Strażnicy mogli jednak nawet jego podejrzewać o użycie magii, więc musiał coś szybko wymyślić... - Znajomy mojego niebianskiego przyjaciela. - Podłapał szybko fakty, mały chłopiec wręczający listy mógł nawet nie być człowiekiem, co byłoby zresztą logiczne, gdyż tak młodzi chłopcy z reguły tylko pomagają listonoszom, nie zaś robią to za nich, a sama sytuacja z nim była co najmniej dziwna. Jego sposób wypowiedzi również był inny niż tutejszych chłopców, których raczył opowieściami, a czasami podarkami. Pozostaje mu tylko wierzyć, że sam młody się nie wygada, a także że ludzie z Rododendronii nadal pamiętają sławnego, wojowniczego niebianina. - Czasami przynosi mi wiadomości od mojego przyjaciela. - To było oczywiście kłamstwo, choć czasami rzeczywiście niebianin dawał o sobie znać, szczególnie w przeszłości, to z pewnością nie robił tego ten chłopiec. Obaj strażnicy rozluźnili mięśnie.
        - Od pana Iliana? - zapytali, spoglądając na młodą istotę.
        - Tak, to nie czas jednak na opowieści z północy i przygody z nimi związane. Rozpocznijcie bezzwłocznie poszukiwania osoby odpowiedzialnej za ten wypadek
Strażnicy zgodnie podziękowali Eldanowi i już po chwili oboje ruszyli w pośpiechu do zamku, aby tam przekazać wieści. Po krótkiej chwili znowu zrobiło się cicho.

        - Panie Mezzrat... Zna się pan na magii? - zapytał po chwili, w końcu sam oświadczył, że pochodzi z zakonu wielbiącego Pana, mistrza ziemi. A wszyscy bez wątpienia wiedzą, że osoby z zakonu mają aż nadto czasu na studiowanie magii. - Jeśli tak, jestem ciekaw, czy poczuł pan te same zawirowania, co ja sam... - Odwrócił się od niego, spoglądając w stronę miejsca, w którym ziemia zadrżała; bez wątpienia zdradził właśnie to, że on sam posługuje się tą magią, choć nigdy w mieście. W tym samym momencie Lea spojrzała się w jego stronę. Choć sam Eldan nie miał powodów, aby zgłębiać się w politykę i towarzyszące jej intrygi, nie można mu odmówić ponadprzeciętnej inteligencji - jak przystało na stratega i taktyka. Nie mógł więc tak po prostu ani zaufać, ani wierzyć wręcz nieznajomemu człowiekowi.

        Po dłuższej chwili szlachcic spojrzał w stronę młodego chłopca, podchodząc do niego krok bliżej.
        - Jak brzmi twoje imię? - zapytał. - Doniosłeś list panu Mezzratowi, należy się tobie jakaś nagroda... Czy mogę zapytać, jak długo sprawujesz się jako donosiciel listów? - Nie chciał na razie zadawać młodej istocie więcej pytań.
Awatar użytkownika
Mezzrat
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mezzrat »

Od momentu, w którym okazało się, że list należy właściwie do samego Mistrza, ten odrobinę wypadł z roli. Może i nadal było mnóstwo wrodzonego dostojeństwa w sposobie, w jakim przyjął kopertę z powrotem do rąk, ale z drugiej strony mogło to niebezpiecznie przypominać wrogie szarpnięcie. W końcu to mu się należało. Przez te kilka sekund naprawdę gromko zbeształ się w myślach za nieuwagę, wszak gdyby przyjrzał się listowi bardziej, odrobinę bardziej, to natychmiast wiedziałby, że nie powinien go oddawać. Może dotyczył on czegoś ważnego. Może właśnie był blisko stracenia czegoś, co powinien mieć tylko przy sobie, a co niewątpliwie mogło przynieść mu wielką korzyść. Nie otrzymywał korespondencji od byle kogo i również byle komu nie powinien jej nigdy pokazywać. Ludziom łatwo było o nadużycie. Łatwo było paść ofiarą spisku. Należało mieć oczy zawsze dookoła głowy i wyprzedzać innych o krok, a w tym, jak dotąd, Mistrz uważał się za prawdziwie godnego tego tytułu.
        Łatwe do przegapienia. Miano adresata zapisane drobnymi literami, choć na samym środku koperty. List, którego nie powierza się byle posłańcowi, tylko komuś, kto przenigdy nie zawiódłby nadawcy, kto wypełniłby swoją misję rzetelnie i bez namysłu. Chłodne spojrzenie Mezzrata przeniosło się z koperty na buzię chłopca, który zdecydowanie nie był ziemskim chłopcem. Zdecydowanie było w nim coś… wyjątkowego. Coś, co swoją specyfiką może przypominać tylko odblask gwiazd na nocnym niebie, coś trudnego do odczytania, ale gdyby się skupić…
        Teraz jednak nie było wiele czasu na skupienie.
        Użyć hipnozy. Zaczarować kogo trzeba. Ruszyć znowu ziemię i choćby wciągnąć pod ziemię.
        Mistrz schował kopertę za pazuchę, zanim któryś ze strażników zdążył się nią zainteresować, a potem, prawdę mówiąc, ponownie zabawił się w cichego obserwatora. Przybrał tylko pewien wyraz zdumienia na twarzy, dosyć typowy dla rzeczywiście zaskoczonego człowieka, przybysza z dalekich stron, który - nieobeznany z tutejszym prawem i zasadami - może ostrożnie lękać się wszelkich organów władzy. Jedna tylko rzecz poruszyła go naprawdę: moment, w którym Eldan wskazał na niego, a tych dwóch strażników natychmiast zrozumiało sytuację opacznie. Chociaż, czy zaraz tak opacznie? "Ludzie", pomyślał sobie Mistrz, "mają niezmiennie szaloną tendencję do upartego mylenia się." Nie pozwoliły im się pochwycić, to prawda, ale przecież tego wymagałaby idea sprawiedliwości. To on zawinił. Zadziałał ze względu na siebie, użył magii w tym dziwnym mieście, gdzie musiało to być zabronione, i byłby za to ukarany, gdyby nie pomyłka młodego panicza Eldana. Co pozostawało jemu? Najpierw zrobić minę zdziwioną i unieść w zaniepokojeniu dłonie, a potem fałszywie odetchnąć z ulgą. A więc zdążył już zdobyć zaufanie u tego człowieka. Czyż sprawy mogłoby toczyć się wygodniej?
        I znowu można było się skupić.
        - Na magii? - powtórzył Mezzrat, zdolnie wyglądając na odrobinę zaaferowanego. Poprawił narzutę z wilczej skóry, sprawdzając jeszcze raz, czy ma przy sobie otrzymany przedtem list. - Wyznam ci, panie, że wiele czytałem na ten temat swego czasu, zgłębiłem, hmm, doprawdy szeroko pojęte zagadnienia dotyczące czarnoksięstwa, nigdy jednak nie odkryłem w sobie podobnych zdolności. Uważam to za jeden ze swoich defektów.
        Tu nastąpiło coś, co niewątpliwie miało być nieco skrępowanym uśmiechem. Wyglądało dziwnie.
        - Cóż, tak czy inaczej nie poczułem tego, o czym mówicie. Wyjątkowa sprawa, wyjątkowa…
        Rozejrzał się uważnie, jakby poszukiwał wzrokiem właśnie jakiegoś czarnoksiężnika w pelerynie i tiarze, ale kiedy tylko uwaga przestała skupiać się na nim, spojrzał znowu na małego posłańca. Ten mógł mu się jeszcze przydać! Można to było załatwić następująco: zapozna się zaraz z treścią listu i przez tego malca odeśle odpowiedź, potem zaś spotka się ponownie z Eldanem, jak się rzekło. Wówczas kolejne działania byłby już zupełnie rozplanowane i nie powinny pojawić się żadne wątpliwości. A póki co… Chwila kokieterii.
Skoro tylko Eldan zaczął rozmawiać z chłopcem, Mistrz przysunął się bliżej panny Lei i z uprzejmym uśmiechem skłonił się przed nią, jakby przedtem wcale się nie witał.
        - Również w podróży, co? - zagadnął życzliwie. - To wyjątkowe miasto, i taki wielki człowiek w okolicy! Jak to jest z tymi magikami tutaj, co? Zdaje się, że dotyczą ich jakieś szczególnie restrykcyjne przepisy… Ale, musi to być wyjątkowa sprawa, podróżować z paniczem Eldanem. Jeszcze raz, jaką panienka sprawuje funkcję…? Proszę mi wybaczyć! Taki jestem wszystkiego piekielnie ciekaw!
Awatar użytkownika
Umm
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: maie nieboskłonu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Umm »

        Kolejne płatki śniegu wirowały w powietrzu, jakby na przekór zagęszczającej się atmosferze. Czy były nieświadome niecnych myśli ludzi, na których głowy spadały? Chyba tak, bo jak inaczej mogłyby tak beztrosko tańczyć? Maie słyszał ich czystość, czuł w kościach łaskoczący śmiech obłoków. Przede wszystkim jednak ich ciężar. Był doskonale wyczulony na ich obecność. Wiedział więc, że na czubku jego głowy, zdążyła się zgromadzić już spora ich grupa. Urządziły sobie spotkanie (na jedynej głowie, która nic przed nimi nie ukrywała). Albo, tak jak Umm, znieruchomiały, obserwując wysokiego szlachcica, który z piękną towarzyszką u boku... właśnie odprawiał strażników.
        Nie od początku było to takie oczywiste. Kiedy tylko dwójka stróżów prawa pojawiła się, płosząc spokój Umm w umyśle i odrętwiając jego nogi, Eldan przejął inicjatywę. Współpracował z nimi, pomagając zidentyfikować zagrożenie. Tak, jak by się tego oczekiwało. Praworządny, szlachetny wojownik o sprawiedliwość powinien tak robić. Dlatego może chłopiec nawet by się trochę uspokoił, ale w pierwszym momencie, poczuł się jak złapany w pułapkę. Nie pomyślał przecież, że, nieświadomie czyniąc coś niepoprawnego w świetle prawa, obiekt jego zainteresowania stanie się karcącym batem. Z jakiegoś jednak powodu okazało się, że wcale nie chodzi o Umm! Ten odetchnął więc głęboko, lecz słuchając dalszego opisu, zachowywał się podobnie do strażników. Wierzył w każde słowo szlachcica, a te co i rusz zmieniały kierunek. Najpierw więc Umm myślał o sobie - jako o niedobrym chuliganie -, potem spojrzał na Mistrza Mezzrata i aż zadrżał, bo opis bardzo do niego pasował. W chaotycznych myślach maie obraz tego mężczyzny, który nagle okazuje się niesamowicie niebezpiecznym magiem, bardzo do siebie pasował. Wyobraził sobie katastrofę. Mistrz Mezzrat o płonącym spojrzeniu, z rękoma uniesionymi do góry. Wiatr łopotał jego narzutą, a wilk na ramionach szczerzył kły. I wtedy wszystkie wozy z rzepą uniosły się do góry! Ziemia zadrżała, a one podskoczyły, by ponad głowami mieszkańców odwrócić się i wysypać całą swoją zawartość na ziemię. Zrobił się chaos. Bulwy toczyły się po ziemi, a ludzie krzyczeli, uciekając! Oto nadszedł dzień trwogi... lecz Eldan mówił dalej, niszcząc potworna wizję, tak jak przebija się balonik. Pan Mezzrat był tylko przykładem! Umm spojrzał na niego i zrobiło mu się trochę głupio. Jak mógł tak o nim pomyśleć?!
        W końcu padły słowa, które bardzo zastanowiły chłopca. Uruchomił wszystkie swoje wewnętrzne siły, by przewertować stronice pamięci. Niebiański przyjaciel... Ilian, Ilian... najwidoczniej musiał o czymś zapomnieć. Cóż, zdarza się. Nie przeszkodziło to nagłemu entuzjazmowi.
- Więc mamy wspólnych przyjaciół?! – zawołał radośnie, nie zauważając karcących spojrzeń strażników. Teraz jego myśli były zbyt zaprzątnięte fantastyczną nowiną.

        Umm trochę oszukiwał. Tak to jest, gdy spala cię wstyd i nieśmiałość. Po pierwsze, choć ranka po kamyczku faktycznie była niewielka, to zdecydowanie wymagała choćby najmniejszego zainteresowania. Nie było to jednak zbyt dobrze widoczne pod ubraniem. Jeśli jednak zdjąć by jedną jego warstwę, oczom ukazałaby się czerwona plama na jasnej koszuli a pod nią nadzwyczajnie uporczywe skaleczenie z większym siniakiem. W tej chwili nie było powodów do zmartwień. Nikt przecież nie umrze od czegoś takiego. Nawet ciało Umm ze swoją skazą krwi nie zdążyłoby się wykrwawić. Zasklepi się przecież za pewien czas... Choć z pewnością czekać trzeba będzie dłużej niż u istot z normalnym układem krwionośnym. Chłopiec musiał jednak pamiętać, by nie wystawiać ramienia na żadne zanieczyszczenia. Ale kto tam się przejmował takimi sprawami! Ranka była pod kożuchem, a on raczej zdejmować go nie zamierzał. Nie na dworze. Drobnostka! Po prostu kolejny siniak. Taki deseń na skórze maie. Niektórzy mają tatuaże, inni mają siniaki, krwiaki i czerwone strużki, znaczące ścieżki na skórze.
        Po drugie... Oszukiwał trochę samego siebie i innych wokół. Wcale nie był poważnym doręczycielem listów, choć trzeba przyznać, że spisywał się w tym znakomicie. Wszystkie listy i paczki mu powierzone zawsze docierały na miejsce w idealnym stanie i z zaskakującą prędkością. Miewał jednak problemy z dyskrecją. Zdarzało się to w momentach, gdy coś go za bardzo zafascynowało. A był chorobliwie ciekawską osóbką. Dlatego nie można było uwierzyć jego poważnej minie i gotowości do bycia odprawionym. Och, tak bardzo tego nie chciał! Pragnął zostać tu jeszcze trochę, porozmawiać ze sławnym Eldanem, uzupełnić braki informacji w Heroglobinie. To by był ciekawy odnośnik do charakterystyki Rododendronii. „Żył tam pewien szlachetny mąż, o sercu miękkim, lecz i sile potężnej. Nieraz widywało się go na ulicach, gdy bezinteresownie pomagał potrzebującym, nie bacząc na ich status społeczny, wiek czy rasę. Zyskiwał tym ich miłość i wszędzie chwalono sławnego Eldana z Rodu Tar Ancal. Przede wszystkim jednak mówiono o nim jako o doskonałym dowódcy i nieraz...” Umm puścił wodze fantazji, sprawiając, że wyraz jego twarzy znów stał się rozmarzony. Tak! Takiego chciałby go widzieć. Pragnął, aby jego wyobrażenia nie odbiegały od rzeczywistości. A żeby się o tym przekonać, pozostawało tylko jedno wyjście...
- Umm... – powiedział cicho, choć był wyraźnie podekscytowany. Mogło to zabrzmieć jak zwykłe, niezdecydowane mruknięcie, ale maie nie przejmował się tym. Przecież tak właśnie miał na imię. Sam sobie je nadał. – Nie trzeba, nie trzeba nagrody... – powiedział, zastanawiając się, dlaczego właściwie mówi o tym pan Eldan, nie Mistrz Mezzrat. Ten jednak był wyraźnie pogrążony w myślach, które przerwał dopiero, by porozmawiać z towarzyszką rododendrońskiego bohatera (jak się okazało Leą Adriel, znaną tutaj wojowniczką). Jak łatwo można było zmieniać zdanie o tym człowieku. W jednej chwili wydawał się przyjemnie wesoły i uprzejmy, w drugiej niepokojąco groźny... Ale to tylko pozory. Szlachcic przecież sam zapewnił, że nie należy się obawiać mężczyzny. On sam zaś nawet nic nie wiedział o dziwnych, magicznych zawirowaniach. Cóż, Umm, również je przeoczył. Jak więc Mistrz Mezzrat mógłby być magiem powodującym trzęsienia ziemi, magiem o ponurych intencjach?
- Ile lat? – powtórzył pytanie i zdał sobie sprawę, że dokładnie notuje historie innych, lecz jego własna jest jakby... mniej konkretna. – Sam nie wiem... Ale przez ten czas widziałem dzieci dopiero co zaczerpujące pierwszy oddech i te same już zawierające przysięgi małżeńskie. To chyba musi być dla nich dość dużo czasu.
        W tym też momencie podchwycił słowa wypowiadane przez adresata niedawno doręczonego listu. A te przyniosły wspaniałą myśl.
- Chociaż... właściwie byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym mógł usłyszeć pańskie historie! Jestem pierwszy raz w Rododendronii i bardzo bym chciał, aby jej opis w mojej księdze nie pominął kogoś tak sławnego, jak pan!
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldan »

        Lea spojrzała w stronę tajemniczego Mezzrata, gdy ten skierował swoje słowa w jej stronę.

        - Używanie wszelakiej magii jest tu surowo karane i zabronione. Każdy, kto decyduje się na podróż do tego miasta powinien o tym wiedzieć, czyż nie, podróżniku? Wydaje mi się, że nie jest pan typem osoby, która podróżuje na kocią łapę, a ktoś tak światły jak Pan z pradawnego zakonu powinien o tym wiedzieć. W końcu nie jest to tajemnicą, a nawet jest to powszechnie znane - nie tylko w tym rejonie -, że takie prawa tutaj działają - dodała po chwili niemalże z kamienną twarzą, nie wykazując nawet minimalnego zainteresowania w kontynuacji tejże rozmowy. - Wybacz, ale nie będę w stanie zaspokoić twojej piekielnej ciekawości w żaden sposób jeśli chodzi o sławetnego Eldana, a tym bardziej odnośnie mej osoby. Proszę mi wybaczyć moją nieuprzejmość, ale nie jestem odpowiednią towarzyszką do takich rozmów. - Szorstka odpowiedź, jasno dała do zrozumienia Mezzratowi, że wyciągnięcie z nich jakichkolwiek racjonalnych informacji będzie w zasadzie niemożliwe. Lea nie chciała jednak urazić w jakikolwiek sposób rozmówcy; szczególnie po tym co się stało, nie wypadało tak nagle zniknąć i wrócić do swoich spraw... A miał to być tylko felerny spacer po mieście na prośbę swojego dowódcy. - Jeśli jednak chcesz dowiedzieć się czegoś o mieście lub o czymś innym... Być może jestem w stanie udzielić ci jakichś informacji.

        Ciężko było wyciągnąć z dziewczyny więcej niż absolutne minimum. Z tym samym problemem borykał się także Eldan i mało co zmieniło się w tym aspekcie nawet po kilku latach wspólnych wypraw, więc podobne zachowanie w stosunku do Mezzrata, którego dopiero co spotkała, nie było niczym dziwnym w jej przypadku; wręcz reakcją naturalną w stosunku do nieznajomego. Cóż, wciągnięcie dziewczyny w rozmowę było nie lada wyzwaniem, a nawet odrobina flirtu czy kokieterii nie miała tutaj prawa bytu. Przekonało się o tym już wielu mężczyzn, a także i sam waleczny szlachcic, chociaż on sam nie był kimś, kto szybko dawał za wygraną...

        Skoro mowa o samym szlachcicu, ten sam kontynuował rozmowę z chłopcem.

        - Nie jesteś człowiekiem, mam rację? - zapytał chłopca. - To nie jest żaden problem! - powiedział po chwili, nie chcąc, aby dziwnie to wybrzmiało w głowie istoty o młodzieńczym wyglądzie. - Nie chcę po prostu błędnie traktować cię jako kogoś, kim wcale nie jesteś.

        - Nie mam nic przeciwko, aby opowiedzieć ci część moich przygód, chociaż sądzę, że nieco przeceniasz moją sławę... - Tutaj chwilę się zastanowił jak nazwać chłopca... Jego ciche mruknięcie imienia, była niczym naturalna reakcja na przyjęcie wiadomości, a powtórzenie tego w taki sam sposób, jak stojąca naprzeciwko niej istota, wydawała się... dziwne. Ostatecznie jednak spróbował. - ... Umm? - powiedział to z małym zawahaniem, nie będąc pewny co do wypowiedzianego imienia i czy to właściwie jest imię. Zostawił jednak te przemyślenia na bok.

        - Jesteś więc kronikarzem? - zapytał z zaciekawieniem, gdy ten wspomniał o zapisaniu jego przygód w księdze. Niezbyt zależało mu na tym, aby je w jakikolwiek sposób zapisać, ale jeśli ktoś z własnej woli zechciał to zrobić... Chyba nie będzie miał nic przeciwko. I względnie to właśnie ta mała istota wywołała większe zainteresowanie u szlachcica niż poważny i z wyglądu niebudzący zaufania nieznajomy. - Jeśli nie śpieszysz się gdziekolwiek, chętnie opowiem ci, o czym będziesz chciał. Do tego jednak jest potrzebne odpowiednie miejsce, a wspólnie z Leą trafimy do karczmy "Pod Łabędziem" dopiero po zachodzie słońca. Myślę, że to odpowiednie miejsce na takie spotkanie... Do tego czasu mógłbyś wspólnie z nami podążyć traktem do miasta, a następnie w kierunku tutejszego sierocińca i placu zabaw. Myślę, że moja towarzyszka nie będzie miała problemu, jeśli dołączysz do naszej niewielkiej wyprawy po tym mieście. Lea? - zapytał dla pewności, ona zaś tylko przytaknęła głową na znak zgody. - To jak? - Zapytanie tym razem skierowane było w stronę chłopca.
Awatar użytkownika
Mezzrat
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mezzrat »

Wyciąganie informacji od pewnych ludzi nigdy nie było sprawą prostą, bo o ile z wykrojonego odpowiednio mózgu można było, wedle niektórych zakazanych woluminów, dowiedzieć się wiele o choćby charakterze człowieka, to nawet z żywym „preparatem” problem pojawiał się, o ile tylko ten nie chciał z własnej woli odpowiadać na pytania. Wystarczyło spojrzeć na tę pannę by dowiedzieć się o niej wielu rzeczy - by wyczytać ciężką pracę z charakteru rąk i zaciętość z ułożenia kącika oka czy delikatnego wysunięcia dolnej wargi. Mistrz widział pasma mięśni poruszające żuchwą i odczytywał miejsca przebiegu ważnych naczyń krwionośnych. A mimo to, kiedy panna nie mówiła mu tego, co chciałby usłyszeć, czuł się ślepy i obrzydzało go to. Miałby przecież metody. Ktokolwiek zakazywał używania magii w mieście, zakazywał też najpewniej tortur. Jak długo można udawać uprzejmość? Ile wytrwa fałszywe uniżenie, co przyniosą zakłamane uśmiechy? Jak długo?
        Dziewczyna nie mogła przynieść mu teraz korzyści. Eldan Tar Ancal musiał pozostać żywy i w jednym kawałku jako ten, który miał szansę na położenie kamienia węgielnego pod mglistą wizję przyszłego imperium. Poza tym, nie sposób manipulować kimś, kto nie jest w pełni sprawny. Ach, wyobrażenia na ten temat rosły szybko i strzelały w niebo kwiecistymi kolumnadami: maszerujące wojska, maszyny, ogień i kolejne tereny pod ręką, kolejne plamy na mapie, zajęte grody, klękający monarchowie, głowy spadające z karków i korony przetapiane na łańcuchy.
        Jeszcze chwila, a z dzikich oczu Mistrza strzeliłyby iskry.
        - Będziemy mogli… wierzę… pomówić nieco żywiej w późniejszym czasie. O wszystkim - rzekł kurtuazyjnie, schylając delikatnie głowę, i poczynił znowu krok do tyłu, jakby niepewny. Podobny do karalucha siedzącego sztywno w kącie. Dłonie złączył za plecami, chwilę wpatrywał się w kostkę brukową u swoich stóp, rzekomo zamyślony, a w rzeczywistości wyłapujący każde słowo z rozmowy między dzielnym rycerzem a chłopcem-posłańcem. I jego bowiem zaczynał interesować ten drugi. A więc miał jakąś księgę? Księgi to dzieje, dzieje to wiedza, a każdą wiedzę należy posiąść, jeżeli to tylko możliwe. W tym przypadku natomiast nie mogło chodzić o jakąś zwykłą wiedzę, ale niewątpliwie o coś głębszego, obejmującego szerszy zakres. Kim właściwie mógł być ten malec? Mistrz nie przypominał sobie, by spotkał kiedyś istotę mu podobną, kogoś o duszy splecionej z tak delikatnej materii gwiezdnej - takim bowiem widział drobnego posłańca.
        Łeb wilka na futrzanej narzucie zdawał się szczerzyć podle kły. Gra świateł.
        - I ja… - odezwał się powoli Mezzrat, utkwiwszy spojrzenie w tym, który musiał nosić imię Umm. Imię, którego nie nadałaby żadna ziemska matka, bo nie sposób wołać nim na strawę. - I ja zjawię się na ten czas w gospodzie. Niezwyklem ciekaw, co skrywają karty księgi, o której mówisz, chłopcze. Zdaje się również, że wyświadczysz mi tę przyjemność i spełnisz raz jeszcze rolę posłańca, gdyby przyszło mi odpowiedzieć na list… Czyż nie?
Awatar użytkownika
Umm
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: maie nieboskłonu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Umm »

        Kim jesteś, mała gwiazdeczko, co tak w białe koronki lubisz się oblekać? Marzeniem jesteś cała i spadasz je wyśpiewując. Powiedz mi proszę, jeśli to nie sekret śmiertelny: czy twój taniec rozkoszny nie upodabnia cię do człowieka?
        Chłopięce dłonie czerwieniły się na knykciach. Skórę drażnił mróz, zupełnie tak, jak to powinno wyglądać. Wyciągnięte przed siebie ręce były bardzo ludzkie. Reagowały na zimno i wilgoć, przypominały o własnym istnieniu i odwiecznych zasadach świata. Dodatkowym przypomnieniem był nieśmiało wynurzający się spod czerwonej plamy ból. Naznaczone niedawno ramię postanowiło jednak ujawnić swoją wartość. Umm zastanawiał się, czy w takim razie jest człowiekiem. Czy posiadanie fizycznego ciała o odpowiednich cechach nadawało mu prawo nazywania tak siebie?
        Maie po raz kolejny poczuł, jak trudne są rozmowy z innymi. Łatwiej było zwyczajnie odczuwać i pozwalać innym bez słów to rozumieć.
        - Ja... Chyba jestem człowiekiem w tej chwili - powiedział zamyślony. - Przynajmniej bardzo się starałem, kiedy bibliotekarz kazał mi wybrać materialną formę. Teraz tylko... Czasem się zapominam i przemieniam fragmentami. Mam nadzieję, że wszystko jest na swoim miejscu!
        Po tych słowach zaczął energicznie oglądać siebie samego, szukając energetycznej plamy, przez którą prześwitywałaby droga. Na szczęście takiej nie znalazł. Uspokoiwszy się więc, opuścił ręce wzdłuż ciała i zakłopotany spojrzał na mówiącego. Chyba nie to miał na myśli rycerz, chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał...
        - Nie urodziłem się człowiekiem... - dodał więc po chwili. W gruncie rzeczy nie był pewien, czy ktokolwiek go urodził w ten powszechnie rozumiany sposób. Jego wspomnienia dotyczące dzieciństwa zawsze rysowały się jako ciemne niebo i błyszczące, kochające punkciki na nim. To nie dawało zbyt wielu informacji. Z tego jednak, co wiedział Umm... Jeśli ludzie pamiętaliby swoje pierwsze chwile na świecie, nie wyglądałyby one w ten sposób. Najprawdopodobniej. Choć może... Gdyby ich spytać..? Maie obiecał sobie, że przy kolejnej dłuższej rozmowie z człowiekiem zapyta go o ten moment w życiu. Może nawet samego Eldana?
        Pozyskiwanie informacji wcale nie było takie trudne. Na stronicach swej księgi Umm zapisał już wiele przeróżnych historii i danych. Oczywiście ludzie nie przychodzili do niego, by opowiedzieć o sobie, innych i ogółem o świecie. Jasne, że nie! Nawet gdyby wiedzieli, że niesie to ze sobą jakieś powszechnie znane korzyści, to po zobaczeniu maie najpewniej machnęliby ręką. Nie traktowano go poważnie. W końcu wyglądał i zachowywał się jak niedorostek. Ten jednak nie baczył na te opinie, czy może raczej... nie zdawał sobie sprawy z ich wagi. Nie dostrzegał wielu barier, lecz mając w sobie nieskończony zapas entuzjazmu, po prostu nawiązywał kontakt z ludźmi, którzy go interesowali. Ten krok zawsze był najtrudniejszy... Widać to było nawet po spotkaniu z rycerzem, jego towarzyszką i mistrzem Mezzratem. Gdyby nie przypadek, pewnie krążyłby jeszcze długo, nim w końcu odważyłby się na pierwszy kontakt. Wciąż jednak jedno było pewne – zrobiłby to. A kiedy to już następowało, potem było o wiele łatwiej. Łagodność, otwartość i naiwność nie wzbudzała poczucia zagrożenia. Gdy zdaje się z tego sprawę, można sobie pozwolić na chwilę przyjemności. Ludzie więc rozpoczynali opowieść z różnych powodów... Potrzebowali zostać wysłuchani, chcieli czegoś nauczyć, zostać docenionym, usłyszeć prawdę... lub przetrwać na stronach Heroglobiny. Księga fascynowała wielu. Tych, którzy potrafili czytać i analfabetów... Tych, którzy chcieli mówić... i milczących. Tak, ci ostatni również mają swoje miejsce w księdze. Wystarczyło z nimi zwyczajnie porozmawiać, a ci również, nie wyczuwając zagrożenia, przełamywali się. Bo faktycznie nie było czego się bać. Jeśli zaś trafiał się ktoś o wyjątkowo twardej skorupce, można było wykorzystać jeszcze jeden sposób: Pokażę ci, co zapisałem, ale najpierw pozwól mi zapełnić kolejną stronę! Handel wymienny. Coś za coś.

        - Nie jestem kronikarzem – odpowiedział w końcu. - Jestem doręczycielem listów. Ale kiedy tylko mogę spisuję historie, które wydają się ciekawe. Na przykład takie jak twoja... Na pewno będzie ciekawa!

~*~


        Maie walczył z niepokojem, który czuł, spoglądając kątem oka na adresata listu. Wilcza głowa na jego ramieniu zdawała się również go obserwować. Szczerzyła kły, jakby upominała otaczających, że trzeba się mieć na baczności. Dopiero teraz chłopiec zrozumiał, że kiedyś musiała to być żywa istota. Żadna atrapa. Prawdziwy, groźny drapieżnik. Teraz zaś owijał się potulnie wokół karku dostojnego mistrza Mezzrata. Jego ogon zwisał bezwładnie na piersi oprawcy. A mimo to wydawało się, że w środku cały czas czai się żywe niebezpieczeństwo. Czy ten niezwykły człowiek nie bał się, że wilk ożyje i zanurzy kły w jego szyi? A może... Co wydawało się jeszcze gorsze... Może z dumną nosił tę skórę jako trofeum, szczycąc się swoją odwagą i złowrogością?
        Znów trzeba było się skarcić za te podłe myśli! Nie, trzeba było zachować się uprzejmie i odpowiedzieć na pytanie, które padło z ust uprzejmego jegomościa. A słowa te nagle rozbudziły i oczyściły umysł. Maie znów był sobą. Można by powiedzieć, że zszedł na ziemię.
        - Oczywiście, tym właśnie jestem – posłańcem! Bardzo chętnie doręczę cokolwiek mi mistrz poleci. I jeśli Heroglobina nie będzie mieć nic przeciwko, to pokażę, co w niej zapisałem. – Uśmiechnął się promiennie, po czym ostatni raz zwrócił w stronę dwójki rycerzy. – Niestety nie będę mógł pójść teraz z wami. Muszę jeszcze odnaleźć pewnego kartografa... Chętnie jednak dołączę do was w... siero.. sierocińcu, jeśli to nie problem. A potem razem pójdziemy do gospody.
        Nie mógł przyznać się, że nie miał pojęcia, czym jest miejsce, w którym obiecał się spotkać. Czuł jednak, że gdy rycerz tam będzie, on akurat zdąży załatwić dodatkową sprawę w mieście. Zresztą... Jeszcze większym wyzwaniem wydawało się odnalezienie gospody. Wolał więc udać się tam już w towarzystwie.
Awatar użytkownika
Eldan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eldan »

        - Wspaniale! - odrzekł z uśmiechem na twarzy. - Widzimy się w takim razie w gospodzie, jeszcze dzisiejszego wieczora, a z tobą, Umm, w okolicach sierocińca.

        Nie przedłużając rozstania, Eldan wraz z Leą ruszyli naprzód, w kierunku murów miejskich, opuszczając przedmieścia Rododendroni i cały kolorowy jarmark przed murami. Wolnym krokiem kontynuowali przechadzkę, oddając się rozmowie i atrakcjom festynu, który odbywał się wewnątrz miasta. Nie trwało to jednak zbyt długo, dotarli do wspomnianego wcześniej sierocińca w niecałe dwie godziny. Słońce wisiało jeszcze wysoko na niebie, chociaż już powoli skłaniało się ku zachodowi, aby tam oddać się zasłużonemu odpoczynku. Dwójka wojowników wstąpiła do progów sierocińca, mijając na placu przed wejściem sporą ilość dzieci. Ich twarze przyozdobione w tym momencie rumieńcem, wesoło uśmiechały się w kierunku dwójki przybyszów. I choć Lea przybyła tu po raz pierwszy do tego przybytku, spora część dzieci wyglądała tak, jakby znany był im wysoki szlachcic. Wywołało to początkowo niewielkie zdumienie u dziewczyny, chociaż już po krótkiej chwili zniknęło ono zupełnie. Wewnątrz budynku przez jakiś czas Eldan oddał się rozmowie z dziećmi, które oblegały go wręcz z każdej strony. W międzyczasie ten wskazał dzieciom również Leę i nie musiał długo czekać, gdy spora część grupki zaczęła zataczać ścisły okrąg wokół dziewczyny. Częściowo zmieszana sytuacją, obudziła się z niej, dopiero gdy młody szlachcic delikatnie uszczypnął ją w lewe biodro, co było całkowicie niespodziewanie dla niej. Dopiero po tym zaczęła odpowiadać i także reagować na wszelakie pytania i stwierdzenia dzieci wspólnie z potomkiem rodu Tar Ancal, oboje spędzili w ten sposób miły czas nawet kilkudziesięciu minut. I chociaż często i gęsto zdania dzieci nie miały żadnego konkretnego składu i ładu, tak część z nich wprowadziły ją w niemałe zakłopotanie. Jedna ze starszych dziewczynek zadała pytanie, czy aby na pewno nie jest ona wybranką Eldana, bo jak sama stwierdziła, sama chciałaby nią być, jeśli nadal jest to możliwe. Lea potrząsnęła głową, nie mając żadnego pomysłu jak w ogóle zareagować na to pytanie, nie wspominając o ewentualnej odpowiedzi. Kątem oka zauważyła wtedy, że szlachcic właśnie w tym momencie zniknął za drzwiami, gdzie przesiadywała właścicielka tego miejsca...

        Wszystko zakończyło się jednak w przeciągu następnych dziesięciu minut. Właścicielka tego miejsca, niejaka Gina, zaprowadziła wszystkie dzieci w okolice placu zabaw, dając możliwość spokojnego odejścia Eldanowi i Lei z tego miejsca. Oboje wtedy, korzystając z tej okazji, wyszli przed plac sierocińca. Lea nie miała jednak żadnego pojęcia, co działo się za drzwiami właścicielki i jakie sprawy szlachcic mógłby załatwić w tym miejscu.

        - Podobała ci się ta mała wizyta? - zapytał, wpatrując się z zaciekawieniem w jej stronę.

        Dziewczyna odpowiedziała tylko krótkim szczerym uśmiechem w jego kierunku, który jednak po chwili znikł z jej twarzy, gdy uświadomiła sobie, jak dużo tak małych, niewinnych dzieci, nie ma żadnej pomocy, ni oparcia ze strony swoich rodziców, będąc zostawionymi samym sobie... Zupełnie jak ona. A był to tylko jeden sierociniec z kilku jakie były w tym mieście. Z drugiej strony... Ciężko było jej porównywać siebie do tych dzieci. One mają gorzej, ona sama zdołała chociaż zaznać i dobrze zapamiętać ciepło rodzinnego ogniska... Ta wyprawa była jednak udana, była zadowolona i trochę wdzięczna swojemu dowódcy, że przy okazji zajrzeli do tego miejsca, bez względu na to, czy było to zrobione specjalnie dla niej, czy też rzeczywiście w jakiejś sprawie... Przez jakiś czas oddała się rozmyślaniom, czy Eldan zna jej przeszłość, a jeśli tak, to jaką rolę w niej odegrał? Teraz mogła się tylko zastanawiać albo wyczekać na odpowiedni moment, aby spytać. Któż mógłby pomyśleć, że wizyta w tym miejscu, skłoni ją nie tylko do refleksji, ale także do kolejnego, być może ledwie zauważalnego otwarcia w kierunku szlachcica...

        Odpowiedź dana przez dziewczynę, delikatnie rozgrzała w środku Eldana, który niezwykle rzadko miał okazję do zaobserwowania tak ładnego i szczerego uśmiechu należącego do pięknej Lei. Wspólnie zaczęli się rozglądać, za nowo poznaną istotą, która niedługo miała przybyć w to miejsce...
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości