RododendroniaRynek w centrum miasta

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

- Nie przepraszaj, głupku – powiedziała, czując jak ją obejmuje i wtula się w jej pierś. Dobrze, że nie ma dziś dekoltu, bo mogłoby zrobić się niezręcznie.

- Nie jesteś słaby, po prostu wiele przeszedłeś – usprawiedliwiła go momentalnie, wierząc jednocześnie we własne słowa i wkładając w to tyle szczerości ile mogła, by on sam również w to uwierzył.

Z każdym jego kolejnym słowem jej serce pękało na coraz drobniejsze kawałki. Nie znała takich słów, którymi mogłaby go pocieszyć, więc po prostu przytulała go do siebie, przygryzając nerwowo wargę. Nie wyobrażała sobie, jak się musi czuć, nie mogąc opowiedzieć tego nikomu. Z jednej strony widziała, z jakim trudem przychodziło mu opowiedzenie swojej historii, ale z drugiej – jak długo można nosić w sobie tyle cierpienia, zanim się po prostu pęknie? Była to właściwie kwestia czasu, coś takiego nie przechodzi bez echa. Cieszyła się tylko, że w końcu to z siebie wyrzucił i miała nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Przynajmniej ona postara się mu pomóc, jak tylko może, skoro już wie o wszystkim. Gdy podniósł głowę i na nią spojrzał, westchnęła cicho, widząc ból na jego twarzy.

Spojrzała na niego pytająco, widząc, że zbiera się, żeby coś powiedzieć, ale takiego pytania się nie spodziewała. Otworzyła na chwilę usta, jakby do odpowiedzi, jednak zamknęła je zaraz, nie wiedząc co powiedzieć. Zaskoczony umysł dopiero ruszał z kopyta usiłując rozszyfrować pytanie, które w jej głowie miało tak wiele znaczeń. Nie było jednak takiej odpowiedzi, która byłaby odpowiednia dla wszystkich, więc musiała po prostu poprosić go o doprecyzowanie.

- Malachi.. wybacz, ale nie rozumiem. Mam zostać tutaj? To znaczy na noc? – Dziękowała w myślach Prasmokowi, że nie ma w zwyczaju się rumienić. – Czy w mieście? To znaczy nigdzie się nie wybieram w najbliższej przyszłości. I zostanę, gdzie chcesz, tylko powiedz – mruknęła i urwała nagle, zdając sobie sprawę, że być może powiedziała zbyt wiele. Przymknęła oczy zażenowana i odetchnęła głęboko, nim znów na niego spojrzała. Weź się w garść dziewczyno, nikt nie potrzebuje, żebyś jeszcze ty się tu rozsypała.

- Poradzimy sobie ze wszystkim – powiedziała ni to do siebie ni to do niego.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Nigdy wcześniej nie czuł się tak mały jak teraz. Niczym bezbronny chłopiec biegający po podwórku, którego każdy mógł skrzywdzić. Gdyby widział go ktoś z jego drużyny, gdyby ktokolwiek zobaczył go takiego... To byłaby dla niego hańba. Dlatego jego kompani nie wiedzieli nic o jego przeszłości, a do jego pokoju nikt nie miał wstępu. Tutaj, w tych czterech ścianach mógł mieć jako taki spokój. Tutaj mógł mieć swoje koszmary. Chociaż był pewien, że jego podwładni zauważyli zmiany w jego wyglądzie, to z pewnością nie mieli pojęcia, że Malachi sypie się także w środku. W tej chwili był prawdziwie załamany. Nigdy w życiu nie obnażył się tak przed nikim, jak teraz przed Ananke. Nawet jako dziecko nie zdarzało mu się okazać słabości. Tymczasem teraz posypał się jak domek z kart.
- Jutro będzie lepiej... - powiedział chyba bardziej do siebie niż do elfki.
- Jutro już będzie lepiej... - powtórzył, a jego oddech stał się powolny i spokojny. Zamknął oczy i przez chwilę milczał. Starał się by wszystkie jego myśli zniknęły, by w jego głowie powstała pustka. Po to by nie widzieć już obrazów z przeszłości, by być tu i teraz.

- Chciałem cię prosić żebyś została ze mną na noc - odezwał się w końcu po bardzo długiej chwili milczenia.
- Wiem... to egoistyczne z mojej strony. To może zszargać twoją reputację, ale potrzebuję cię jak nikogo innego na świecie. Tylko ciebie mogę wpuścić do mojego życia. Nikt inny nie ma tu wstępu. Nikt inny nie może ze mną zostać. Tylko ty się liczysz. Nie chcę nikogo innego - Malachi lepiej nie mógł określić tego co czuje. Nie wierzył, że umie kochać, ale z pewnością mógł stwierdzić, że potrzebuje Ananke. Jej i nikogo innego. Przez tyle długich miesięcy nie potrafił się przed nią otworzyć. Przez tyle tygodni był twardym, odpowiedzialnym i silnym kapitanem, a teraz pękł. Po prostu pękł. Cała jego siła rozprysła się pod naporem jednego pytania. Pod wpływem jej zainteresowania. Tyle czasu zdołał dusić wszystko w sobie, ale teraz było inaczej. Nie widział jej tak długo, przez tyle tygodni był sam ze sobą. Nie miał z kim szczerze porozmawiać, a teraz kiedy wróciła odczuł tęsknotę jaką próbował z siebie wyprzeć przez cały ten czas, kiedy jej nie było.

- Śpij ze mną - powiedział absolutnie poważnie.
- Nic więcej. Będę spał na podłodze. Ty na łóżku. Tylko zostań ze mną dzisiaj.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

Siedziała cicho jak trusia, bojąc się odezwać lub poruszyć. Kompletnie nie wiedziała, co ma zrobić, jak mu pomóc. Chciała ulżyć mu w cierpieniu, ale jak można pocieszyć kogoś, kto tyle przeszedł? Powiedzieć mu „będzie dobrze”, „wszystko się ułoży”? Bzdura. Od jego porwania minęło tyle lat, a jego wciąż dręczą wspomnienia, przeszłość powraca jak bumerang, uderzając coraz mocniej. Nic dziwnego, że jest coraz słabszy, każdy po pewnym czasie straciłby chęć do walki, a jego siły zaczęłyby się wyczerpywać. Poza tym nie miała prawa mu doradzać, nie wiedziała przez co przechodzi, widziała jedynie ile go to kosztuje. Przez jej głowę przelatywały miliony myśli, pomysłów i rozwiązań, jednak żadne nie wydawało się satysfakcjonujące. Czuła się tak strasznie bezużyteczna. Przyzwyczaiła się, że zawsze, gdy napotykała jakiś problem to po prostu mobilizowała wszystkie swoje siły i stawiała mu czoło, zawsze wygrywając. Teraz jednak zupełnie nie wiedziała co robić. Nie wiedziała jak obchodzić się z taką traumą, nie miała odpowiedniego doświadczenia ani wiedzy. Jego milczenie działało na jej korzyść, dawało jej czas do namysłu. Wiedziała, że w końcu będą musieli się z tym skonfrontować, nie może tak po prostu dusić w tego w sobie. Skoro nie przeszło mu przez te wszystkie lata samo, to znaczy że trzeba działać. Poza tym ona nie będzie umiała tak tego zostawić. Skoro już jej wszystko powiedział, to musi liczyć się z tym, że będzie próbowała mu pomóc. Ona musi działać, coś zrobić. Gdy w końcu się odezwał, wysłuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia i pokiwała powoli głową, chociaż jej serce zabiło mocniej na myśl, że spędzi u niego noc. Oczywiście zaraz uderzyła w nią fala wyrzutów sumienia, że jej umysł podąża takimi ścieżkami, kiedy jej przyjaciel cierpi.

- Oczywiście, że zostanę. Chędożyć reputację, niech sobie gadają, co chcą, nie obchodzi mnie to – mruknęła. Nie było to do końca prawdą, gdyż opinię do tej pory miała nieposzlakowaną, jednak w tym jednym wypadku nie obchodziło jej, co pomyślą sobie ludzie. Są rzeczy ważniejsze od dobrego imienia. Poza tym wiedziała, że ma grupę osób, między innymi swój oddział, dla których plotki nie będą ważne, i których nastawienie do niej się nie zmieni, nawet gdyby sama królowa twierdziła, że na własne oczy widziała jak Ananke z głowy wyrasta trzecia ręka.

Zapewnienia Malachiego, co do jego uczucia do niej, zaczęły jednak mącić nieco w sercu elfki, która znów się zmieszała. Zawsze nazywał ją przyjaciółką, twierdził, że nie może kochać i po każdych czulszych słowach mówił coś ostatecznie ucinającego temat, ale teraz pozwoliła sobie na moment zwątpienia. Trwał on jednak krótko. Nie chciała wykorzystywać jego chwili słabości tylko dlatego, że sama czuje do niego coś więcej. Machnęła ręką niedbale, gdy stwierdził, że będzie spał na podłodze. Bez przesady, są dorośli, jeśli postanowią, że do niczego między nimi nie dojdzie to tak będzie. Takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek. Poza tym po tym co usłyszała wątpiła, by Malachi chciał kiedykolwiek zbliżyć się do jakiejś kobiety. Na tą myśl poczuła lekkie ukłucie w sercu, ale zaraz się otrząsnęła.

- Bez przesady, skoro już i tak zostaję tutaj na noc to nie musimy nikomu nic udowadniać. Na łóżku zmieścimy się oboje. Oprócz tego, że mogę trochę kopać przez sen, raczej nie powinno być ze mną problemów – próbowała zażartować, ale jej uśmiech wypadł dość blado, jakby jej usta przez ten krótki czas, który tu spędziła, zapomniały jak to się robi. Nie chcąc się rozkleić wstała powoli i poprawiła na sobie mokrą odzież.

- Wybacz, że wracam do tak trywialnych spraw, ale czy mógłbyś jednak dać mi coś suchego do ubrania? Faktycznie jestem trochę mokra – mruknęła, uznając to za lekkie niedopowiedzenie, gdyż nadal tworzyła wokół siebie plamy wody, gdziekolwiek się nie ruszyła.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi nigdy nie czuł się tak jak dzisiaj. Jedyne słowo, które przychodziło mu do głowy to pokonany. Tak, czuł się pokonany przez własne lęki, wspomnienia, przez samego siebie. Rozkleił się, rozpadł na tysiąc kawałków, ale w całym tym bałaganie Ana była dla niego latarnią. Wiedział, że jutro, kiedy się obudzi będzie już lepiej. Nie mógł sobie pozwolić na to, by zupełnie się rozkleić. W głębi duszy miał ogromną nadzieję, że jeśli Ana z nim zostanie to wreszcie uda mu się usnąć.

Zastanawiał się, czy to nie za dużo, prosić ja o taką rzecz, ale jeżeli istniała na świecie osoba, która zrozumiałby jego słabość, to była to właśnie Ananke. Przecież nie poprosiłby Izajasza, albo Rafaela o to by spali z nim w jednym pokoju. No co to to nie. Raz, że byli mężczyznami, dwa, że byli jego podkomendnymi, a trzy... no nie darzył ich takim uczuciem jak Ananke! Z resztą, o czym on rozmyślał. Tfu! Jak to się stało, że jego umysł pokierowało na takie tory? Potrząsnął głowa odruchowo, wybijając sobie z głowy wszelkie durnoty.

Z dziwacznych rozmyślań wyrwał go głos Anankę. Ach, tak, przecież ona była cała mokra. Z resztą on już teraz też, bo tulił ją do siebie jak obłąkany.
- Tak, tak, już coś dla ciebie znajduje - powiedział i w tym momencie oboje usłyszeli pukanie do drzwi. Malachi spojrzał na przyjaciółkę przepraszającym wzrokiem. Wstając zsadził ją ze swoich kolan i postawił na ziemi. A sam ruszył do drugiego pomieszczenia, gdzie znajdowały się drzwi wejściowe. Mokry i sponiewierany otworzył je i zobaczył, że stoi za nimi Safira.

Safira była ich uzdrowicielką. Owszem, większość z oddziału posiadała magie leczące, lecz tylko Safira była wyspecjalizowana w tych dziedzinach. Znała anatomie, alchemię, zielarstwo, botanikę i przez lata doskonaliła swój talent magiczny w arkanie życie. Była piękną, szczupłą kobietą, o długich i gęstych blond włosach. Wyglądała jak uosobienie niebianki. Choć tutaj, na ziemi, będąc częścią tajnego oddziału nosiła się skromnie, tak jak wszyscy pozostali, a włosy splatała w gruby warkocz, to z pewnością nie jeden domyślał się, że Safira nie jest zwykłym człowiekiem. Jej oblicze promieniało, a oczy iskrzyły.

- Malachi... - przywitała się dziewczyna, a jej głos brzmiał tak dźwięcznie, że aż nienaturalnie.
- Przysyła mnie Azajasz. Jutro trzeba wyruszyć na północ, sprawdzić granice. Podobno grasuje tam jakaś banda. Twierdza nie chce wysyłać tam swoich zbrojnych. Ostatni oddział nie wrócił. Azajasz podejrzewa, że to piekielni, ale nie mamy pewności. Będziesz dowodził? Czy mam wysłać Rafaela i Izajasza na zwiad? - Safira była bardzo konkretna. Choć wyglądała raczej na kobietę, która ubiera zdania w kwieciste słowa, to jednak potrafiła bardzo mocno ograniczyć swoją wypowiedź i skorcić ją do kilku konkretnych informacji.

- Jeśli to piekielni to trzeba nas więcej. Pojadę z nimi, niech Azajasz powiadomi Rafaela, Serafina i Michaela. W piątkę powinniśmy dać radę. Ty też pojedziesz. Azajanasz niech zostanie tutaj, na miejscu, ktoś musi zająć się sprawami miasta - oświadczył.
- Niech Dea i Idris przygotują wymarsz na jutro przed południem.
Malachi brzmiał teraz jak on. Konkretny, decyzyjny, pełen siły, władczy. Tak jak zawsze był na co dzień. W jego głosie nie było już słabości, w mgnieniu oka ze sponiewieranego i cierpiącego mężczyzny stał się pełnym siły dowódcą. Przed swoimi podkomendnymi nie mógł i nie chciał okazywać słabości. Kiedy skończyli rozmawiać anioł pożegnał się krótko z Safirą i zamknął za nią drzwi. Szybko wrócił do drugiej części komnaty i zaczął szukać w swoim kufrze ubrań dla przyjaciółki.

Mierząc ponad dwa metry wzrostu, wiedziała, że drobna elfka dosłownie utonie w jego odzieniu. Wyciągnął ze swojego dobytku białą płócienną tunikę, która jemu sięgała do połowy uda. Uznał, że dla Ananke, będzie niczym nocna koszula sięgająca z pewnością za kolana. Spodni nie było sensu wyciągać. Gdyby je włożyła wyglądałaby i czuła się jak w wielkim worku. Z resztą uznał, że sama koszula chyba wystarczy.
- Proszę - rzekł i podał jej odzienie.
- Ja... wyjdę - odwrócił się i wyszedł z pokoju udając się do części za ścianą, gdzie stało jego biurko. Usiadł za nim i oparł łokcie o blat, a głowę o dłonie. Jego umysł zalała fala pytań. Czu dobrze robi? Czy ma prawo prosić Anę o zostanie z nim? Czy to nie stawia jej w złym świetle? Czy to nie wymaga od niej za dużo? ...
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

Czekała za ścianą, chcąc nie chcąc słysząc całą wymianę zdań. Wiedziała, że Safira była świadoma jej obecności tutaj, jednak jakoś nie miała ochoty na rozmowę. Oparła się o biblioteczkę, uśmiechając się słabo na dźwięk mocnego głosu Malachiego, w którym nie było już śladu tej słabości, którą okazał przed chwilą. Podziwiała go za to, że tak długo radził sobie z tym wszystkim sam i dopiero teraz pękł. Nie mogła się również powstrzymać przed myślami, jak ona by się zachowywała, gdyby jej przydarzyło się coś tak strasznego. Czy w ogóle by to przeżyła? On w końcu był aniołem, a ona tylko elfem.

Skrzywiła się słysząc, że jutro musi wyruszyć. Nie chciała myśleć, że nie jest gotowy, ale powinien odpocząć. Przecież on jest wyczerpany! Przebierała nogami w miejscu, wsłuchując się w dźwięczny głos Safiry. Wiedziała, że w razi czego ona o niego zadba, ale z drugiej strony jej przyjaciel stanie na rzęsach, żeby tylko nie dać po sobie pokazać słabości. To może go zgubić w walce. Usłyszała zamykane drzwi i pokazała się w wejściu spoglądając na niego karcąco.

- Nigdzie nie idziesz – mruknęła tonem niezadowolonej nauczycielki. – Poradzą sobie sami, potrzebujesz odpoczynku.

Splotła ramiona na piersi, starając się być maksymalnie stanowcza. Patrzyła jak szuka w kufrze ubrań dla niej i zastanowiła się właściwie, co takiego mogłaby założyć, żeby w tym nie utonąć. Widząc płócienną tunikę uśmiechnęła się pod nosem. Najwyraźniej Malachi nie miał takich rzeczy. Wiedziała, że gdyby poprosiła którąś z anielic o coś do ubrania chętnie by jej pomogły, były od niej wyższe, ale nie aż tak bardzo jak jej przyjaciel. Wolała jednak aż tak się z nimi nie spoufalać. Nie ukryje faktu, że tu nocuje, ale może zachować chociaż podstawy przyzwoitości.

Odebrała od niego odzież i odprowadziła go wzrokiem, gdy przeszedł do drugiej części swojej kwatery, by dać jej nieco prywatności. Zaraz, gdy zniknął za ścianą, zaczęła się rozbierać, jednocześnie mówiąc do niego.

- Wiem, że jesteś ich dowódcą, ale sądzę, że naprawdę nic im nie będzie, jeśli wyruszą na zwiad sami – mruknęła ściągając z nóg buty i odstawiając je pod ścianę.

- A jak będziesz uparty i postanowisz jechać, to jadę z tobą – zarządziła, ściągając kamizelkę, bluzkę i spodnie i przewieszając je przez oparcie krzeseł. Cholera, oby to wyschło do rana.. Będąc jeszcze nago, odchyliła ostrożnie opatrunek w pasie i zerknęła na ranę. Jeszcze krwawiła, ale wyglądała już znacznie lepiej, na pewno nie będzie jej przeszkadzać, jeśli jutro się gdzieś wybierze. Bardziej bolał ją tyłek od siodła, ale i z tym sobie poradzi. Poszukała szybko góry w tym płóciennym worku i szybo wciągnęła na siebie tunikę, poprawiając ją na ciele i wyciągając włosy. Spojrzała w dół i zaśmiała się pod nosem, gdy zobaczyła, że materiał sięga jej niemal do pół łydki, a rękawy musi podwinąć aż po łokcie. Na bosaka podeszła do przejścia do drugiej części izby i zajrzała tam, spoglądając na Malachiego.

- Zobacz, wyglądam jak zakonnica – uśmiechnęła się i okręciła wokół własnej osi, a tunika wypełniona nagle powietrzem, nabrała kształt dzwonu, opadając dopiero, gdy elfka się zatrzymała.

Ananke spojrzała na anioła w zamyśleniu, a jej spojrzenie stało się nagle poważniejsze.

- Albo nigdzie jutro nie jedziesz, albo jadę z tobą, to nie podlega dyskusji – stwierdziła stanowczo. Mogła sobie pozwolić na taką wyprawę, w końcu nie miała nic w planach na najbliższe tygodnie, a w razie czego Sagi poradzi sobie z jej oddziałem. Od czegoś się w końcu ma tego zastępcę prawda? Niech w końcu się do czegoś przyda, a nie tylko oczami świeci.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Zastępcą Malachiego był Azajasz. Miał ciemne włosy i dość posępną twarz. Nie przypominał anioła. Wyglądał raczej na jakiegoś wędrownego łowcę. Poza planem niebiańskim, gdzie nie pokazywał swoich skrzydeł spokojnie można było go wziąć za człowieka. Miał półdługie, kręcone, czarne jak noc włosy i twarz o ostrych rysach. Był nieco młodszy od swojego dowódcy. Nie urodził się jednak aniołem tak jak Malachi. Stał się nim dopiero po śmierci. Nikt jednak nie wiedział co Azajasz robił za życia, kim był, czy miał rodzinę, dzieci. On sam był raczej zamknięty w sobie, nikt też na niego nie naciskał. Był świetny w boju, bezbłędnie posługiwał się mieczem i można było mieć do niego zaufanie. Nie zdradzał sekretów, z resztą w ogóle był małomówny. Został zastępcą Malachiego z przydziału, choć znali się jeszcze przed rozpoczęciem misji na ziemi. Właśnie dlatego, że był zastępca kapitana, Malachi nie chciał go brać na zwiad, wolał żeby został zresztą grupy tutaj, na miejscu. W razie gdyby coś się działo.

- Wiesz dobrze, że nie odpuszczę – odezwał się zza ściany męskim głosem, który teraz brzmiał zupełnie inaczej niż jeszcze kilka minut temu.
- Muszę jechać, to mój obowiązek – dodał. Mógł być zmęczony, wyczerpany, niewyspany, ale nie było takiej opcji by on odpoczywał, a jego kompania wykonywała całą robotę. Był za nich odpowiedzialny, był odpowiedzialny za bezpieczeństwo królowej, a banda piekielnych grasująca gdzieś na obrzeżach królestwa była czymś co trzeba było zlikwidować. Nie mógł dopuścić do tego, by zbliżyli się do miasta. Nawet jeśli to była tylko plotka, ktoś napadał na ludzi. Jeśli byli to zwykli bandyci to spokojnie można ich było pojmać i wsadzić do lochu. Jeśli jednak byli to piekielni zapewne nie obędzie się bez ostrej walki. Może Ana miała rację? Może powinien zostać? Jego kondycja nie mogła być nadszarpnięta w takiej walce. Nie, nie. Nie mógł tak myśleć, jego oddział go potrzebował. Poza tym miał czas żeby się wyspać. Mógł to zrobić dzisiaj. Skoro wyruszali dopiero przed południem, jeśli uda mu się zasnąć, będzie mógł spać do późna. Jeśli się uda...

- Nie musisz ze mną jechać, wiesz, że sobie poradzę. Mam swój oddział – oświadczył, choć i tak wiedział, że na ma szans z uporem Ananke. Jeśli postanowiła, że z nimi pojedzie to tak właśnie zrobi i wołami jej od tego nie odciągnie. No ale cóż, zawsze próbował, więc i tym razem nie zaszkodziło powiedzieć, że da sobie radę.

Kiedy stanęła w drzwiach uśmiechnął się. Jej widok ubranej w jego dużo za dużą tunikę sprawił, że zrobiło mu się cieplej na sercu. Byli tylko przyjaciółmi, ale w tej chwili Malachi wyobraził sobie, że tak właśnie mogłoby wyglądać jego życie z Ananke u boku. Nie, to nie było wielkie miłosne uniesienie, raczej pewność, że z tą jedną osobą mógłby wreszcie odzyskać spokój. Poczuł, że nagle z jego barków spadał wielki ciężar, który nosił od wielu miesięcy. Wcześniej miał wrażenie, że nie jest w stanie nic z nim zrobić, okazało się jednak, że bardzo się mylił.

- Wyglądasz bardzo ładnie – powiedział spokojnie, a na jego twarzy gościł uśmiech, którym obdarzał tylko Anankę. Nie był to uśmiech od ucha do ucha, nie przypominał w niczym wielkiej, rozdziawionej gęby rubasznego karczmarza, ani też wyszczerzonych zębów błazna. Był lekki, bez pokazywania zębisk, dostrzegalny tylko dla tych, którzy znali mężczyznę. Kąciki jego ust były tylko troszkę uniesione, ale dało się w nich rozpoznać pewne ulotne szczęście.

- Musze jutro tam jechać, ale wiesz, że nie zabronię ci jechać ze sobą. Chociaż z nas dwojga, to ty powinnaś odpocząć, dopiero wróciłaś – mówiąc wstał od biurka i podszedł do Any. Chciał przejść do drugiego pomieszczenia, ale dziewczyna zagradzała mu drogę.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

Pokazując mu się w tunice miała nadzieję, że pośmieje się razem z nią. Zupełnie nie spodziewała się takich słów i teraz mocno się zmieszała widząc jego spojrzenie. Chociaż miło było jej to słyszeć, wiedziała też, że to nic nie znaczy i nie chciała robić sobie zbyt wielkich nadziei. Kobiety chyba jednak mają to do siebie, że czasem wystarczy odpowiedni uśmiech i tracą dla faceta głowę. Ona swoją straciła już dawno. Z ulgą powróciła do tematu wyprawy i z satysfakcją kiwnęła głową, ciesząc się, że nie będą się o to kłócić.

- No i co z tego, że dopiero wróciłam, tu i tak nie mam nic do roboty – stwierdziła szczerze, wzruszając ramionami. Po prawdzie ona dosłownie żyła swoją pracą, i nawet jej najbliżsi przyjaciele to Malachi i jej oddział. Nie miała nikogo więcej. Więc pewnie nawet gdyby nie wpakowała się na jutrzejszą anielską wyprawę i tak znalazłaby sobie jakieś zajęcie, wymagające zabrania Iana ze stajni i ruszenia poza miasto. Ian był jej smokiem i chociaż nie latał, uważała go za jedno z piękniejszych zwierząt, jakie widziała. Był potężny, ale szybki i zwrotny, co bardzo ceniła sobie w walce. Jego łuski miały cudowny, głęboki ciemnozielony kolor, błyszcząc w słońcu niczym grube szkło. Miała z nim naturalną więź, jak każdy jeździec ze swoim smokiem, jednak Ian był także jej przyjacielem i bardzo sobie tą relację ceniła. Wiedziała, że może na nim polegać.

- Poproszę jutro Sagitura by miał pieczę nad oddziałem pod moją nieobecność, zabiorę Iana i jestem gotowa – uśmiechnęła się, spoglądając na anioła i dopiero teraz spostrzegając, jak blisko niej się znalazł. Zamyśliła się przez chwilę i dopiero teraz dotarło do niej, że zagradza mu drogę. Odwróciła się odruchowo bokiem, by go przepuścić, nie wiedząc co ponadto mogłaby ze sobą zrobić. Czuła się okropnie zmęczona, ale wbrew własnym zapewnieniom czuła się nadal trochę niezręcznie w komnacie Malachiego. Oparła się plecami o futrynę, splatając za sobą dłonie i zerkając w górę na mężczyznę. Teraz ona poczuła się przy nim dziwnie bezbronna, ale znużenie nie pozwoliło jej się tym martwić. Tutaj chyba mogła sobie pozwolić na chwilę słabości, zwłaszcza po tym, jak okazał ją mężczyzna, udowadniając jak bardzo jej ufa.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Wiesz, że ty też powinnaś czasem odpocząć? - rzekł, ale uśmiechnął się. Wiedział bowiem, że jego przyjaciółka i tak nigdy nie odpoczywa. W tym byli do siebie bardzo, bardzo podobni. Oboje angażowali się w swoja pracę za bardzo i praktycznie nie posiadali życia prywatnego. Ich życie osobiste ograniczało się do spania w kwaterze i od czasu kurtuazyjnych wizyt w twierdzy. Malachi oczywiście miał znajomych i wśród mieszkańców miasta i na zamku, ale to byli ludzie z którymi wymieniał kilka zdań. Zawsze bardziej słuchał niż mówił o sobie. I to znów było związane z jego pracą, bo przecież musiał być na bieżąco z tym co działo się tak w twierdzy, jak i w mieście. Całe jego życie było podporządkowane misji. W końcu był aniołem. Nie narzekał. Zwyczajnie był przyzwyczajony do takiego życia. Aniołowie w końcu rodzili się by służyć i taki właśnie był Malachi. Służył jakiejś większej sprawie i tego się trzymał.

Przeszedł obok Ananke, kiedy ta przesunęła się i przepuściła go w drzwiach.
- Martwię się o ciebie - powiedział nagle, ale nie odwrócił się tylko przeszedł przez pokój i przykucnął przy skrzyni.
- Długo cię nie było, musisz mi opowiedzieć co robiłaś w Rapsodii - przez chwilę grzebał w skrzyni, a w końcu wyciągnął z niej białą tunikę, identyczną jak miała na sobie Ananke i luźne, lniane spodnie. Przez cały czas był odwrócony do dziewczyny plecami i nie odwracając się zdjął z siebie tunikę, a potem koszulę. Wyciągając ręce do góry, przy zdejmowaniu, dało się zobaczyć jego niezwykle umięśnione plecy. Malachi nie miał grama tłuszczu, całe jego ciało było zbudowane z potężnych, twardych mięśni. Widać było, że nie folguje sobie podczas treningów. Jednak tylko przez moment nie był ubrany, szybko bowiem wciągnął na siebie tunikę. Żeby ubrać spodnie wyszedł jednak do drugiego pomieszczenia. Nie chciał krepować Ananke, ale też siebie. Rozbieranie się przy kobietach jakoś nie było jego mocną stroną.

Kiedy był już przebrany wrócił do części sypialnej i zaczął ścielić łoże. Zdjął z niego skórę niedźwiedzia i położył na podłodze. Pod spodem znajdowała się dość cienka pierzyna z kaczego puchu. Malachi odrzucił ją na koniec łóżka, a potem położył się i przesunął tak, by znaleźć się blisko ściany. Koniec końców spojrzał na Anę i otworzył ramiona, pokazując jej, że ma do niego przyjść.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

- Odpoczynek? Co to? – uśmiechnęła się słabo, zdając sobie sprawę z tego, że akurat dzisiaj naprawdę przegięła. Nie spała już chyba drugi dzień z rzędu, nie licząc tej krótkiej drzemki na brzegu fontanny. Wiedziała jednak, że Malachi wypomina jej to tylko z troski, w końcu sam zachowywał się jeszcze gorzej niż ona, zajeżdżając się do granicy wyczerpania. Przyganiał kocioł garnkowi, chociaż tak naprawdę on mógł sobie na to trochę bardziej pozwolić, regenerując się znacznie szybciej niż elfka. Oboje jednak żyli głównie pracą i z tego co się orientowała, żadnemu z nich to nigdy nie przeszkadzało. Przynajmniej tak sądziła, mężczyzna nigdy nie mówił nic na temat swojego życia prywatnego, a jako że widziała ile pracuje, podejrzewała, że po prostu go nie ma. Poza tym chyba wspomniałby jej, gdyby w Planach czekała na niego jakaś anielica z gromadką dzieci, prawda?

Spojrzała za nim, gdy przechodził i wzruszyła lekko ramionami, słysząc troskę w jego głosie. Nie, żeby to bagatelizowała, naprawdę doceniała to, że się o nią martwi, ale jednak mimo wszystko wiedział, jakie życie prowadzi Ananke. Martwienie się o żołnierza po prostu mijało się z celem, skoro jej zawodem było narażanie życia i zdrowia. Przyglądała mu się, gdy ściągał koszulę, chcąc nie chcąc podziwiając sylwetkę mężczyzny. Nie da się ukryć, że rozmarzyła się nieco, badając wzrokiem poruszające się pod skórą mięśnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że anioł zadał jej pytanie. Odchrząknęła zmieszana i opuściła wzrok, wciąż splatając ręce na piersi. Wstyd Ananke, naprawdę, jak nastolatka!

- Rapsodia jest.. piękna – odparła po chwili zastanowienia, naprawdę tak uważając.

- Niemal całe miasto zbudowane jest z marmuru, albo szkła, jest mnóstwo fontann i strzelistych wieżyczek. Piękni są tam nawet ludzie, wiesz, w większości bowiem elfy i nimfy.

Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, jakby to, co mówiła kłóciło się jednak z jej wewnętrzną opinią. Miała chwilę do namysłu, gdy Malachi wyszedł do drugiego pokoju, a ona przeszła do biblioteczki, by dać mu więcej prywatności i nie sterczeć w przejściu. Po chwili wzruszyła sama do siebie ramionami, jakby poddając się rozmyślaniom.

- Miasto było piękne naprawdę, jednak poza jego granicami wyglądało już zupełnie inaczej, atmosfera jakby ucięta ostrzem miecza. Nagle pojawili się ludzie biedniejsi, których nie stać było na życie w obrębie strzeżonych magią murów miasta, a którzy usiłowali się tam wedrzeć, gdy ta banda oprychów napadła na okolicę. Jak wszędzie, były miejsce zapierające dech w piersiach oraz takie, które ściskały za serce żalem.

Spojrzała na anioła, który wrócił już do komnaty i szykował im łoże. Potrząsnęła głową, opędzając się od złych myśli. Była zbyt zmęczona, na takie głębokie refleksje, a przed nimi jutro długi dzień. Podeszła powoli do łóżka, dość niepewnie podnosząc wzrok na przyjaciela. Czy dobrze właściwie robi, sama się tak katując? Najchętniej naprawdę by tam do niego dołączyła, jednak zrzucając z siebie wcześniej tę ogromną tunikę i udowadniając mu, że to czym go torturowano naprawdę może być przyjemne. Przepędziła jednak zaraz te myśli, ogarnięta ogromnym poczuciem winy, że znowu myśli tylko o sobie. Ma kogoś tak bliskiego, kto jej potrzebuje i na niej polega. Jej obowiązkiem jest zadbanie o jego komfort psychiczny, a nie stawianie w jeszcze gorszej sytuacji. Na pewno wiele kosztowało go to, by jej o wszystkim opowiedzieć. Przecież to okropnie trudny temat, nawet jeśli rozmawia się o nim z przyjacielem, który na dodatek jest jeszcze przeciwnej płci. Uśmiechnęła się do niego ciepło i weszła w końcu do łóżka, łapiąc pierzynę i przykrywając oboje, gdy się kładła. Przysunęła się bliżej do Malachiego, by objęły ją jego otwarte ramiona i opierając głowę na poduszce, spojrzała na niego pytająco.

- Wszystko w porządku?
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Tak – odparł bez namysłu. I tak było w rzeczywistości. Mimo, że naprawdę wiele kosztowało go powiedzenie Ananke o swojej przeszłości, to teraz czuł, że kamień spadł mu z serca. Już wiedziała i nie było powrotu do tajemnic. Ale najważniejsze było to, że go nie potępiła, że zrozumiała i ciągle chciała z nim zostać, a może przede wszystkim chciała z nim zostać. Potrzebował to powiedzieć, teraz rozumiał to bardziej niż wcześniej. Czuł się tak, jakby z ramion zdjęto mu ogromny ciężar. Musiał przyznać sam przed sobą, że choć była to rozmowa chyba najtrudniejsza w jego życiu, to ostatecznie okazała się ona uzdrawiająca.

Kiedy weszła do łóżka Malachi objął ją mocno ramionami. Paradoksalnie, choć to on otaczał ją swoim ciałem, to sam czuł się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Jej bliskość sprawiała, że jego serce biło spokojniej i przepełnione było swego rodzaju radością

- Pochodzę z Rapsodii – rzekł niespodziewanie. Choć znali się tak długo, Malachi nigdy nie powiedziała Ananke skąd pochodzi. Jakoś nie było ku temu okazji, poza tym generalnie, mimo tego co ich łączyło wiedzieli o sobie niewiele.

- Moja matka strzeże tam granic. Nie wychowałem się w planach niebiańskich tylko w mieście. Znam Rapsodię lepiej niż Rododendronię – wyznał.
- Masz rację, to piękne miasto i piękni ludzie. Wychowałem się pośród elfów i czarodziejek. Tam też się szkoliłem. Wstąpiłem do straży i wszystkiego nauczono mnie właśnie w Rapsodii. Potem odesłano mnie do Szepczącego Lasu. Wychowała mnie matka, ojciec i mój starszy brat byli w Adrionie. Tam też mnie wysłano. Nie znałem ojca, a już tym bardziej brata. Oni żyli tak jak ja teraz. Tak jak my – pracą. W zasadzie to oni nauczyli mnie dystansu do wszystkiego. Prawda jest taka, że wcześniej trudno mi było rozgraniczyć życie prywatne od pracy. Wszystko się mieszało, bo chciałem mieć i to i to. Ale potem to się zmieniło i moje życie stało się takie jak jest teraz. Mniej prywatne, bardziej urzędowe.

- Pracowałem razem z ojcem i bratem w Adrionie, a potem... - zatrzymał się na chwilę by wziąć głęboki oddech.

- A potem mnie porwano. Kiedy wreszcie mnie uwolniono wysłano mnie do matki. Przez trzy lata nie powiedziałem do nikogo ani słowa. Nie wiem dlaczego, nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu milczałem. Nie chciałem nikomu powiedzieć co się stało. Po tych trzech latach moje struny głosowe były bardzo słabe i na nowo musiałem praktycznie uczyć się mówić.

- Spędziłem w Rapsodii kolejne piętnaście lat. Sądziłem, że już jest dobrze, że się wyleczyłem. Koszmarów było mniej, zacząłem sypiać w nocy. Nie codziennie, ale od czasu do czasu. Potem przyjechałem tutaj. Początkowo było dobrze, ale jak już wiesz jakiś czas temu wszystko wróciło.

Malachi położył się na plecach i pociągnął za sobą Ananke. Tak, że teraz leżała z głową na jego torsie i objęta była przez obie ręce anioła. Zamknięta w bezpiecznym uścisku przyjaciela.

- Dziękuję, że tu jesteś – powiedział ciszej.
- Nie poradził bym sobie bez ciebie...
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

Wtuliła się w niego, czując się jak mała dziewczynka, nagle bezbronna i potrzebująca opieki. Może potrzebowała tego by raz się tak poczuć, by to ktoś się nią zaopiekował, dojrzewając przez tą maskę obojętności, jaką sobie wykształciła, że nawet twarda pani kapitan potrzebuje czasem odpoczynku w męskich ramionach. Na niespodziewaną informację, zdołała jedynie lekko zadrzeć głowę, by na niego spojrzeć. Rzeczywiście, wcześniej nie wspominał nic o swoim pochodzeniu, a ona w naturalnym odruchu założyła, że wychował się w planach niebieskich. Może to stąd wynikała jego wrażliwość, że widział więcej świata niż przeciętny anioł i był świadom jego złożoności i niedoskonałości. Na myśl, że mogła spotkać w Rapsodii matkę Malachiego uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe.

Było jej przyjemnie ciepło i błogo, wsłuchana w jednostajny ton jego głosu i wtulona w niego. Poczuła jak spiął się lekko, gdy znów wspomniał o porwaniu i odruchowo pogłaskała go po policzku, nie wiedząc, co więcej może zrobić. Wyobrażała sobie teraz ile wycierpiał i przemęczył się, nie mając z kim podzielić się swoją tajemnicą, leżąc każdej nocy sam i przeżywając w kółko na nowo te same tortury, których doznał tyle lat temu. Pękało jej serce na myśl o tym, że już dawno mogła tu być i mu pomóc. Winiła się, że nigdy nie zapytała o nic, zwiedziona jego dobrą miną do złej gry, którą bronił się przed niewygodnymi pytaniami. A ona nie drążyła, przekonana, że tak będzie lepiej, nie mając pojęcia, jakie okropne sekrety skrywa jego serce.

Poczuła jak przekręca się na plecy, biorąc ją ze sobą, i poprawiła się, opierając głowę na jego piersi i słuchając miarowego oddechu z przymkniętymi oczyma. Usłyszała jeszcze, że za coś jej dziękuję i chciała powiedzieć, że nie ma za co, że przecież nic nie zrobiła, że beznadziejna z niej przyjaciółka, skoro nic wcześniej nie zauważyła i pozwoliła mu męczyć się z tym samemu. Chciała powiedzieć mu, że teraz będzie inaczej, bo ona mu pomoże i razem sobie z tym poradzą. I może kiedyś uda mu się zapomnieć. Chciała powiedzieć mu to wszystko, by spokojniej spał i wiedział, że może na niej polegać. Ale nie zdążyła.. zasnęła.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi zamilkł, bo zorientował się, że Ana właśnie zasnęła. Pochodnie w pokoju zgasił jeszcze zanim się położyli. Teraz tylko na nocnym stoliku paliła się świeca. Uniósł się delikatnie i zdmuchnął ją, a w komnacie natychmiast zrobiło się ciemno jak w grobie. Przez wąskie okna nie wpadało tu za wiele światła księżyca. Otoczył ich mrok nocy. Anioł leżał spokojnie i gładził Ananke po ramieniu. W jego objęciach wydawał się być taka mała i krucha. Nigdy wcześniej tak o niej nie pomyślał. Zawsze była dla niego pewna siebie i twarda, jak przystało na kapitana.

Tymczasem teraz zdawała się być taka bezbronna. Chyba po raz pierwszy dostrzegł w niej mała kobietę, a nie silną panią kapitan. I było mu z tą informacją zaskakująco dobrze. Jej bliskość była dla niego kojąca. Jakby ktoś lał balsam na wszystkie jego rany. Długo leżał patrząc w ciemność. Myślał o tym co się wydarzyło. Pierwszy raz odkąd sięgał pamięcią był tak blisko kobiety. I nie chodził mu tylko o to, że właśnie spali obok siebie, ale też oto co zrobił wcześniej, że przytulił się do jej nóg, że ona usiadła mu na kolanach. Jakby nie byli tylko przyjaciółmi. No właśnie... czy oni nadal byli tylko przyjaciółmi? Czy może już kimś więcej? Malachi poprosił ją o, w jego mniemaniu, wielką rzecz. O to by z nim została, a ona się zgodziła. Czy kobieta, która ma cię za przyjaciela tak postępuje? Aniołowi przeszło przez myśl, że chyba jednak nie.

I pewnie zagłębiłby się w te rozmyślania bardziej, gdyby nie to, że i jego zaczął powoli morzyć sen, Powoli zamknął oczy. Owszem nie spał jeszcze przez dłuższą chwilę, lecz w końcu i on usnął. Tej nocy miał w głowię błogą pustkę. Nic mu się nie śniło. Tak dobrze nie spał od dobrych kilku miesięcy. Obudził się jednak dość wcześniej. Dopiero co wstało słońce i jego blade promienie powoli zaczęły oświetlać komnatę.

Otworzył powoli oczy i spojrzał w sufit. Och, jak dobrze było spać bez koszmarów, bez ciągłego budzenia się w nocy. Wziął głęboki oddech i na moment jeszcze przymknął powieki. Nie wytrzymał jednak długo w półśnie. Odwrócił głowę i spojrzał na śpiącą jeszcze obok niego Anę. Nie leżała już na jego ramieniu, a obok. Spoczywała na plecach, z jedną ręka odrzuconą za głowę i druga położoną na brzuchu. Malachi przekręcił się na bok i oparł się na łokciu.

Była taka spokojna. Oddychała powoli i cicho. Usta miała leciutko rozchylone. A jej klatka piersiowa unosiła się i opadała równo i miarowo. Była piękna. Jej blada, porcelanowa cera zlewała się z bielą jej włosów, które odrzucone były na wszystkie strony. Czemu do tej pory nie zauważył, jak piękna jest Ananke? Jak to się stało, że dopiero teraz widział, kogo miał przy sobie? Przecież tej nocy mogła być gdziekolwiek indziej, a była tutaj, przy nim. Wyciągnął dłoń w kierunku jej twarzy i delikatnie pogładził ją po policzku. Choć jej skóra wydawała się blada, to pod dłonią była całkiem ciepła. Przesunął kciukiem po jej skórze, spływając dłonią z jej policzka na szyję. Nie chciał jej budzić. Wpatrywał się w nią jakby była najcudowniejszym dziełem sztuki na ziemi. Poczuł, jak robi mi mu się ciepło na sercu. Wiedziony nagłym impulsem pochylił się nad jej twarzą i zbliżył się do jej lekko różowych warg. Nie myślał za wiele, po prostu ją pocałował. Delikatnie dotknął jej ust swoimi wargami. Może nie powinien tego robić, może powinien to wcześniej przemyśleć, ale nie zrobił tego. Po prostu zadziałał, zupełnie nie myśląc o tym czy i jakie będą z tego konsekwencje.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

To ciekawe, jak funkcjonuje ludzki umysł. Za każdym razem, gdy ktoś próbował zakraść się do Ananke, starając się być najciszej jak to możliwe, elfka budziła się momentalnie, skrajnie przytomna ze sztyletem w ręku. Nie było takiej mocy, by podejść ją niezauważenie podczas snu. Teraz jednak, gdy spała w zupełnie obcym miejscu, na dodatek z bronią daleko poza zasięgiem dłoni, nie obudziło jej nawet delikatne muskanie opuszkami palców po poliku i szyi. Było jej na tyle ciepło i bezpiecznie, by jej umysł uznał wszelkie otaczające ją bodźce za niestanowiące zagrożenia.

Dopiero ciepło oddechu na twarzy sprawiło, że zmarszczyła delikatnie ciemne brwi, mrucząc coś przez sen, a gdy miękkie wargi dotknęły jej ust, otworzyła powoli oczy. Widząc nad sobą Malachiego w pierwszej chwili jej serce zalała fala ciepła, a elfka otoczyła szyję mężczyzny ramionami, oddając mu pocałunek ze zdwojoną mocą. Dopiero po chwili od przebudzenia zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że coś jest jednak nie tak. Oderwała od niego wargi i otworzyła oczy, spoglądając na niego przestraszona i zakrywając usta.

- Przepraszam – bąknęła speszona, po czym jęknęła zakrywając twarz dłońmi.

Co ona najlepszego zrobiła.. Ananke, na smoki tej ziemi, czy ty go właśnie pocałowałaś skończona wariatko?! Poczuła się, jakby dostała nagle pięścią w brzuch, gdy wina i strach zalały ją w pełni, przypominając wszystkie obrazy minionego wieczoru, wszystkie słowa, które padły i uczucia, które malowały się na twarzy jej PRZYJACIELA, gdy opowiadał jej coś, czego nigdy wcześniej nie zdradził. Poczuła się z nim tak dobrze, tak normalnie, to wszystko było takie wiarygodne, że przez chwilę uwierzyła w tą sielankę, w której budzi się u boku mężczyzny, którego kocha. Oczywiście, że go kochała, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Do niczego między nimi nigdy nie doszło, a po wczorajszych rewelacjach wątpiła, by kiedykolwiek takie zbliżenie miało miejsce. Przez moment jednak zapomniała o tym wszystkim i teraz miała gorzko za to zapłacić. W końcu, jeśli po tym co wczoraj usłyszała tak się zachowuje to Malachi na pewno jej już więcej nie zaufa. Co więcej, z pewnością nie będzie już między nimi tak samo. Och, czemu zgodziła się tu zostać? Nie. Została dla niego, to nie ulegało wątpliwości. Chciał by z nim została, tylko do ciężkiej cholery miała mu pomóc, a nie zastawiać na niego sidła.

- Przepraszam – powtórzyła, lecz tym razem złapała jego twarz w dłonie, przyglądając mu się ze smutkiem. Nie mogła wytłumaczyć mu, dlaczego to zrobiła, bo tych słów nie mogłaby już cofnąć. Po prostu milczała zażenowana.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi tego ranka naprawdę nie myślał. Najwyraźniej ciągle był pod wpływem wczorajszej rozmowy. Powodował nim impuls, nie zastanawiał się za bardzo jakie będą tego konsekwencję. Ana leżała tuż obok niego, była tak blisko. Nigdy wcześniej nawet przez myśl nie przeszło mu by ją pocałować. Ale teraz czuł się tak jakby to było zupełnie naturalne. Nie powinien był tego robić, a jednak nic go nie powstrzymało. Kiedy objęła go za szyję, jakby upewnił się, że nie robi nic wbrew jej woli. Całowała go, więc tego chciała. Malachi poczuł jak po całym jego ciele, wprost od serca rozchodzi się fala ciepła. Nigdy wcześniej tak się nie czuł. Owszem, potrafił czuć radość, ale nigdy nie w ten sposób. Teraz miał w sobie mieszankę różnych uczuć. Bezpieczeństwa, radości, spokoju. Zapewne powinien czuć zupełnie co innego. Może zażenowanie, może winę, ale tak się nie stało.

Dopiero, kiedy Ananke odsunęła się od niego i zasłoniła twarz dłońmi, odsunął się zaskoczony. Jeszcze przed chwilą otaczała swoimi ramionami jego szyję, a teraz nagle ukrywała twarz w dłoniach. Czy to on zrobił coś nie tak? Odruchowo chciał przepraszać, tymczasem to ona przepraszała jego. Zmieszał się i przez moment zupełnie nie wiedział co robić. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział co powiedzieć. Może nie mówił po próżnicy, może nie był wielkim gadułą, ale nawet w trudnych sytuacjach wiedział co powiedzieć. Jednak teraz zupełnie odebrało mu mowę.

- Nie... Nie przepraszaj – wydukał ciągle zaskoczony. Ana odsunęła w końcu ręce od twarzy i położyła mu je na policzkach. Jej oczy były przeraźliwie smutne. Malachi nie wiedział, czy to z jego winy, czy też nie. Nie pojmował także dlaczego go przepraszała. Przecież to on ją całował, nie ona jego. Jeśli ktoś miał się czuć winny to on. I pewnie powinien tak właśnie się czuć, ale jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie potrafił. Kiedy tak wpatrywał się w nią wcale nie miał ochoty się odsunąć. Może powinien jej to wszystko wytłumaczyć, może powinien wyskoczyć z tego łóżka i uciec jak najdalej od niej, może powinien wdać się w kolejną długą i bardzo męczącą rozmowę. Tak, to byłoby w jego stylu, tak zachowywał się na co dzień. Ale w tej niecodziennej sytuacji jakby nie był sobą. Zamiast mówić, postanowił działać. Wsunął dłoń pod jej plecy i przyciągnął ją do siebie, a potem zaczął całować. Miał wiele do stracenia. Mógł dostać w twarz i stracić na zawsze swoją przyjaciółkę, lecz nie był w stanie o tym myśleć, upojony błogim uczuciem, które otaczało jego serce.
Awatar użytkownika
Ananke
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Żołnierz , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ananke »

Nie rozumiała, dlaczego wyglądał na tak zaskoczonego, zajęta własnymi myślami, w których wyzywała się od najgorszych. Jak miała go nie przepraszać, skoro zachowała się tak samolubnie, jak gdyby nie wiedziała…Obiecała, że będzie go chronić, a co robi? I co on robi? Poczuła, jak wsuwa dłoń pod jej plecy i przyciąga ją do siebie. Zmarszczyła cienkie brwi, spoglądając na anioła z wyraźnym bólem na twarzy. Przymknęła jednak oczy i pozwoliła się pocałować, po chwili obejmując go znów za szyję i odwzajemniając pocałunek, nie mogąc mu się oprzeć. W głowie jej huczało od natrętnych myśli walczących z postępującym uniesieniem, które starała się zdusić w zarodku. Zupełnie nie wiedziała, co kieruje Malachim, że zdecydował się na taki ruch w jej stronę. Dlaczego to robi? Dlaczego ją tak całuje? Chociaż przyjaźnili się od lat, zdawał się nigdy nie dostrzegać w niej kobiety, nawet gdy na początku ich znajomości dość ostrożnie starała się go uwieść. Później ta relacja przerodziła się w pełną zaufania, lecz przyjacielską zażyłość, której nie miała zamiaru niszczyć mówiąc mu o swoich uczuciach. Wielu na świecie jest nieszczęśliwie zakochanych ludzi. Ona była jednym z nich i pogodziła się z tym, zakładając że może z czasem jej przejdzie.

Wczoraj otworzył się przed nią jak nigdy dotąd, wykładając karty na stół i opowiadając o swoim uwięzieniu. I chociaż Ananke wyglądała dość niewinnie, była świadoma mnogości tortur, jakie istnieją na świecie, a mimo to nie spodziewała się, że jej przyjaciel został skrzywdzony w taki właśnie sposób. Jak więc teraz z czystym sumieniem miała oddać się przyjemności z nim, skoro wiedziała to wszystko? Z ogromnym wysiłkiem oderwała od niego usta, oddychając ciężko i szukając wzrokiem na jego twarzy jakichkolwiek odpowiedzi na pytania kłębiące się w jej głowie. Miała wrażenie, że coś ją fizycznie przyciąga w jego stronę i musiała skupić całą swoją wolę, by nie dać ponieść się chwili.

- Dlaczego teraz? – odezwała się w końcu szeptem. Jej twarz nadal była tak blisko jego, że muskała wargami jego usta, gdy mówiła. Próbowała uspokoić oddech, zdając sobie sprawę, że anioł wyczuje jej walące serce. Widziała po nim, że do niczego się nie zmusza, że jakimś cudem nagle zapragnął ją pocałować, jednak nadal nie wiedziała, co nim kieruje. Nigdy nie pomyślałaby o Malachim, że może chcieć ją wykorzystać, był na to zbyt dobry. Jednak nadal jego motywy pozostawały dla niej tajemnicą i chociaż bała się nieco o własne uczucia, po tym dającym jej nadzieję na coś więcej pocałunku, bardziej zależało jej na ich przyjaźni. Lecz teraz nawet gdyby przerwali w tym momencie, a ona by po prostu wyszła, ich relacja została już nieodwracalnie zmieniona. Może nie zniszczona, ale zmieniona. Poza tym nie chciała wychodzić.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Początkowo był zupełnie opanowany i spokojny, ale kiedy przyciągnął ją do siebie poczuł, że serce zaczyna walić mu jak młotem. Jej piersi opierały się teraz o jego tors. I tak jak jemu, jej też serce waliło niemiłosiernie mocno. Nie odsunęła go, był więc przekonany, że tak jak on, ona też tego chce. Nie planował, nie myślał o tym co dalej, po prostu był tu i teraz. Miała takie miękkie, ciepłe wargi. Mimo tego co przeżył, mimo całej przeszłości w jego głowie nie pojawił się żaden obraz z porwania. Był pewien, że jeśli choćby spróbuje zbliżyć się do kogoś wszystko do niego wróci. I chodź wczoraj wyjawił jej największy sekret swojego życia, przeszłość została w przeszłości. Przed oczami miał tylko bladą twarz jedynej na świecie osoby, której w pełni ufał.

Nagle oderwała się od jego ust i odsunęła go od siebie. W pierwszym momencie znieruchomiał i wtedy podało jej pytanie. Oparł się na rękach i spojrzał jej w oczy. „Dlaczego teraz” zabrzmiało mu w głowie i nagle jakby dostał obuchem w łeb. Odsunął się od niej już znacznie. A w końcu zupełnie ją puścił i przekręcił się na plecy, kładąc się zupełnie obok. Jedna ręką roztarł sobie zmarszczone czoło. Już po chwili serce przestało mu bić jak oszalałe.

- Przepraszam – wybąkał.
- Nie chciałem – dodał, choć natychmiast zrozumiał, że kłamie.
- Nie... to nie prawda, chciałem – westchnął i wyjaśnił od razu. Co jak co, ale anioł miał to do siebie, że kłamstwa zupełnie nie leżały w jego naturze.
- Wybacz mi, nie wiem co we mnie wstąpiło. Obudziłem się, ty jeszcze spałaś... Wyglądałaś tak... spokojnie. Pomyślałem, że... właściwie nie wiem co pomyślałem. Pytasz mnie dlaczego... Bo już wiesz. Nie ma już we mnie nic czego byś nie wiedziała, a jednak tu jesteś. I... nie wiem – zacisnął powieki i przykrył oczy dłonią. Wyraźnie plątał się w tym co mówił, a to praktycznie mu się nie zdarzało. Wziął kilka głęboki oddechów, a bicie jego serca zupełnie się uspokoiło.

- Przepraszam cię Ano. Przepraszam. Nie chciałem nic złego. Nie ma na świecie nikogo kto wiedziałaby o mnie tyle co ty. Wiem, byłem niedostępny. Cały czas cię od siebie odsuwałem. Bałem się, że to wszystko co na mnie spoczywa, że nikt tego nie udźwignie, że ja tego nie udźwignę, że nigdy nie będę w stanie się przełamać. A wczoraj... wczoraj coś we mnie pękło. Nikomu wcześniej nie pokazałem słabości. Nikomu. Jesteś jedyną osobą na świecie, której ufam. Przez tyle lat męczyłem się sam ze sobą, a wczoraj... Wczoraj poczułem się uleczony. Myślałem, że jeśli zbliżę się do kogoś wszystko do mnie wróci, ale nie wróciło. Nie przypuszczałem, że poproszę cię żebyś została. Nie myślałem nad tym, nie zastanawiałem się, ale czułem, że nie mogę zostać sam, że nie mogę zostać bez ciebie. Tęskniłem. Po raz pierwszy od dawna, tak mocno tęskniłem. Przecież już nieraz oboje byliśmy gdzieś daleko. Nie widzieliśmy się przed tygodnie, ale teraz było inaczej. Przestałem sypiać, czekałem, aż wrócisz. Tak bardzo ucieszyłem się na twój widok. Jak nigdy wcześniej. Pytasz mnie czemu teraz... Kiedy ja sam nie jestem tego pewien. To wszystko złożyło się w jedno. Mój ból, który sięgnął granic i twój powrót.

- Na Najwyższego... nie wiem. Nie wiem. Przepraszam. Nie chciałem niczego zniszczyć. Chciałem tylko mieć cię blisko. Nie wiem nawet, czy umiem kochać, ale jeśli umiem, to tylko ciebie – Malachi zasłonił twarz dłońmi. Był udręczony i zagubiony. Miał ochotę skulić się w sobie i zniknąć. Albo wybiec stąd i zrobić wszystko byle tylko wyrzucić z siebie nagromadzone emocje.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości