Rododendronia[Karczma "Cień anioła"] Dzień jak co dzień.

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Karczma "Cień anioła"] Dzień jak co dzień.

Post autor: Malachi »

Malachi nie był zwykłym rycerzem. Tacy jak on, należący do elitarnych oddziałów zwykle pilnowali Twierdzy i jej mieszkańców. Z Malachim był inaczej. Ona pracował w terenie, słuchał i obserwował, a wszytko co wydawało mu się podejrzane należało sprawdzić. Było popołudnie. Mężczyzna siedział w najciemniejszym kącie karczmy i przyglądał się otoczeniu. Nie miał kufla z piwem jak inni, ani kielicha z winem, a jedynie duży, drewniany kubek, a w nim zioła. Piwo, wino, krasnoludzka wódka, to mąciło umysł. Woda i zioła, to jedyne napoje jaki powinno się pić będąc na służbie. Jego oddział miał się tego trzymać, gdyby zobaczył, któregoś ze swoich podwładnych pijanego, czekałaby go surowa kara. Oczywiście poza służbą mogli pić co chcieli, ale takich chwil było stosunkowo niewiele.

Tak, czy inaczej anioł siedział w milczeniu i patrzył na przewijających się przez karczmę ludzi. Ostatnio niewiele się działo i chwała za to Najwyższemu. To jednak nie zwalniało Malachiego z obowiązków. Zamachy na głowy państwa zdarzały się nader często. Sekty, bandy oprychów, zakony magów nekromantów, w każdym mieście było jakieś podziemie, które mogło zagrażać królestwu i jego mieszkańcom. Takie przesiadywanie w karczmie miało na celu wychwycenie jakiś podejrzanych rozmów i typków. Jednak oprócz tych spraw głowę Malachiego zaprzątało coś jeszcze, a właściwie ktoś jeszcze, a mianowicie Tira, jego najlepsza przyjaciółka i kapitan oddziału pseudosmoków. Ostatnio zrobiła się otępiała, małomówna i nieobecna, a anioł nie miał pojęcia dlaczego. Nie chciała mu powiedzieć, choć zawsze zwierzali się sobie z najgłębszych sekretów. Coś wyraźnie było nie tak, lecz mężczyzna nie miał pojęcia co. W normalnej sytuacji zapewne udałby się na zwiad, śledził taką osobę, aż dowiedziałby się co się dzieje. Ale nie mógł tak postąpić z Tirą, nie z nią. Zbyt długo się znali, za bardzo przyjaźnili, żeby traktował ją jak obiekt, który należy zbadać.

Spojrzał na drzwi karczmy, które co chwila otwierały się i zamykały. Upił łyk herbaty i zmarszczył brwi przyglądając się kolejnym osobą, wchodzącym do przybytku...
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Stukot kopyt rozbrzmiewał po niewielkiej równinie blisko Rododendronii. Zeharick jechał w otoczeniu czterech wojów Qeranisa. Po lewo widział rozciągającą się rzekę. Nie znał jej nazwy. Próbował odgonić z umysłu wszystkie myśli, wyciszyć się. Jeden z wojowników przyśpieszył kroku i jechał obok Foxa.
-To tutaj, Serce? - zapytał kierując twarz w stronę zakapturzonego mężczyzny.
-Tutaj Oleh, tutaj... - odpowiedział Czarny nie odwracając wzroku od miasta. Za jakieś dwa kwadranse powinni być...

W mieście było dość pusto, ale i nie dziwota, bo o tej porze każdy odpoczywa w oberżach. Serce zamierzał zrobić to samo.
-Hej chłopcy idźcie do tego Waltera, a ja odpocznę przy kufelku, dobra? - var Fox nie oczekiwał odpowiedzi. Ruszył do stajni, gdzie zostawił Ra'ę i pokierował się w strony najbliższej piwiarni. Wchodząc nie zdjął kaptura. Stanął w progu i popatrzył po twarzach gości. W oczy rzuciła mu się grupka awanturników, hazardzista ogrywający kolejnych kupców w karty i nadludzko wysoki mężczyzna. Foxowi zdawało się, że bije od niego blask, jak od latarni... Karczmarz patrzył na niego pytająco.
-Jedna żytnia, ten stolik - najemnik wskazał palcem na niewielki mebel przy ścianie pomieszczenia. Stąd będzie wszystko widział... Niestety zanim karczmarz wlał do naczynia trunek kilku nowych gości zajęło jego miejsce. "Szlag by to..." - pomyślał odbierając kufel z rąk barmana. Rozejrzał się jeszcze raz po karczmie.

Podszedł do wysokiego mężczyzny, od którego biła biała łuna.
-Można? - zapytał zbir i nie czekając na jakąkolwiek reakcje dosiadł się.
Wyciągnął dłoń przedstawiając się:
- Czarne Serce jestem. A ciebie, panie jak zwą?
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi był mocno zdziwiony, że ktoś chce się do niego dosiąść. To nie było na porządku dziennym. Anioł był mężczyzną, którego raczej się bano. Szerokie bary, poważna twarz i nieprzeciętny wzrost, raczej nie przyciągały ludzi. Poza tym ubrany był w skórzany napierśnik, czarne spodnie, ciemnozieloną koszulę, a na jego barkach spoczywał ciemny, lekki płaszcz. Poza tym jego anielską aurę i wszelakie magiczne przejawy tego, iż jest niebianinem ukrywał amulet spoczywający pod jego koszulą. Wyglądał więc bardziej na jakiegoś bandziora, niż przyjaźnie usposobionego anioła.
- Witaj - odparł zdawkowo, taksując wzrokiem przybysza. Nie bardzo miał wpływ na jego zachowanie, nie powiedział więc nic na temat jego przysiadania się.
- Czarne Serce - powtórzył po mężczyźnie.
- Dla ciebie panie jestem Raphael. Zdradź mi swoje prawdziwe imię, nie przydomek, a ja zdradzę ci swoje - rzekł spokojnie i dość beznamiętnie.
- Chyba, że wolisz pozostać, przy tych imionach, jakie już sobie zdradziliśmy? - zapytał spokojnie. Nie miał na celu obrażenia przybysza. Po prostu chciał ustalić pewne warunki. On mówi mu prawdę, a Malachi odpowiadał tym samym, lub nie. Wszystko zależało od nieznajomego.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Zeharick słysząc odpowiedź mężczyzny wbił czarne oczy w podłogę. Raphael, bo tak się przedstawił nieświadomie przypomniał Czarnemu jego przeszłość. Serce pociągnął łyka z kufla nie odrywając oczu od drewnianych belek stanowiących podłogę. W końcu rzekł:
-Widzisz, panie ja już nie mam imienia... Dawno temu zwali mnie Zeharickiem, ale te czasy już przeminęły... - "Zeharick szczęśliwy..." - myślał niemal drwiąco.
- Jeśli chcesz, panie bym znał cię jako Raphaela, tak też będę cię zwał, ale Zeharick nie żyje od wielu lat. Jam Czarne Serce jak już mówiłem.
Przez chwile jeszcze milczał, lecz w końcu zaduma minęła. Podniósł głowę i zrzucił kaptur. Ponury mąż zwący się Czarnym Sercem okazał się mieć wychudłą twarz o ostrych rysach i czarnych jak całun oczach.
Najemnik dostrzegł końcówkę miecza wystającą spod płaszczu Raphaela.
-Widzę, że broń ci, panie nie obca. Kim jesteś? Strażnikiem? - Fox jednym przechyleniem wypił zawartość swojego kubka i skinął na karczmarza, aby dostać drugi.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- A więc Zeharicku, jestem Malachi Raphael Rachmieli - przedstawił się pełnym imieniem. W swoim towarzyszu i w jego słowach dostrzegł zaś ból i cierpienie. Jego martwe oczy zdradzały przeszłość, która musiała być pełna rozczarowań i smutku. Twarz zaś mężczyzny była wymizerniała, jakby od środka trawiła go choroba. Pytanie jednak brzmiało, czy choroba ta była chorobą ciała, czy duszy. Malachi miał przeczucie, że stoi przed nim człowiek o rozdartym sercu, który przeszedł w życiu już bardzo wiele.
- Zaiste, broń mi nie obca - rzekł. Spod płaszcza faktycznie wystawał mu miecz, który zdjął wchodząc do karczmy. Z drugiej zaś strony przy pasie ciągle wisiał bułat, który na szczęście skrzętnie skrył pod ciemną tkaniną. Nie mówiąc już o kosturze, który w zmniejszonej formie ukryty był pod tuniką.
- Czy jestem strażnikiem? Tak bym siebie nie nazwał. Raczej bacznym obserwatorem otoczenia, który potrafi bronić się w razie potrzeby. No chyba, że spotkam na swojej drodze kogoś, z kim od razu należy przejść do ofensywy - Malachi nie mógł i nie chciał przyznać się kim jest naprawdę. Po pierwsze i tak by mu nie uwierzono, a po drugie był tutaj jako człowiek, nie anioł, ani kapitan tajnego oddziału. O tym kim był naprawdę wiedziała zaledwie garstka osób. Jego oddział i odpowiedni ludzie w pałacu. To wystarczyło.
- Widzę, że trapi cię nie jedno zmartwienie - rzekł widząc, jak mężczyzna wychyla kufel, wnioskował to raczej z chęci wypicia kolejnego, niźli z wyglądu przybysza. Sam Malachi natomiast upił łyk herbaty, która dla odmiany roznosiła po karczmie zapach ziół, a nie alkoholu.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Zeharickowi wydawało się, że karczma przepełnia się kolejnymi gośćmi. Chłopi wracający z pól aby odpocząć i napić się grzańca, awanturnicy, którzy zatrzymywali się tu na noc w czasie podróży i hazardziści miejący nadzieje zarobić nieczystymi zagrywkami. Gospodarz podał najemnikowi nowy kufel przyglądając się jego posturze oraz grubości mieszka i zastanawiając się ile taki człowiek może wypić. Serce miał dobrą głowę do alkoholu, ale jutro miał zlecenie do wykonania dlatego postanowił się ograniczyć.
-A i owszem, panie nie jedno. Jak to każdego najemnego zbira - odparł Czarny. Przed nikim nie próbował kryć, kim jest. Jego rynsztunek i tak wskazywał tylko na najemnika. Nikt już nie pamięta o rodzie var Fox. Nikt też nie wie kim był Zeharick. Wszyscy, którzy to wiedzieli albo nie żyją, albo myślą, że Fox nie żyje. Pociągnął łyka.

Po chwili do karczmy weszła grupa ludzi odzianych w czarne opończe i z herbami wyszytymi na piersi. Herb przedstawiał dwa śnieżnobiałe łabędzie skierowane głowami w prawo. Czarne Serce powiedział:
-Zaraza, ludzie Waltera - a następnie narzucił kaptur ponownie na głowę i usunął się w cień. Niektórzy z nich mieli hełmy, inni zaś kaptury, lecz każdy miał przy pasie toporek bądź mały obuch. Karczmarz patrzył na nich pytająco wycierając dłonie w szmatkę.
-Czarne Serce. Był tu taki? Wydaje się porządny, ale to chuj jakich mało - z pod hełmu jednego z nich dobył się niemal metaliczny głos.
-Panie, moi goście nie zawsze zdradzają mi imiona, tyle ile mi powiedziałeś to za mało... - Odpowiedział karczmarz. Tamten odsunął go tylko i rozkazał swoim ludziom przeszukać gospodę. Fox udawał spitego chłopa chowającego się w płaszczu przed zimnem. To się może źle skończyć...
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Mówienie o sobie "zbir" świadczyło albo o tym, że się nim nie jest, albo chce się tylko za takiego uchodzić. Tak przynajmniej myślał Malachi. Wydawało mu się dziwne, że ktoś może mówić o sobie w ten sposób, tak jakby bandzior wszedł do karczmy i oświadczył wszystkim, że jest oprychem i złodziejem. Równie dobrze mógłby z tym iść do miejskiego więzienia i dać się skuć bez zbędnych ceregieli. Zeharick zaiste dziwnym był człowiekiem.

Kiedy do karczmy wkroczyli rycerze o nieznanym mu herbie Malachi czuł, że nie obędzie się bez walki. Szukali towarzysza Malachiego. Anioł póki co nie zamierzał reagować. Nie wiedział bowiem czy Czarne Serce poszukiwany jest słusznie, czy też nie. Spojrzał na mężczyznę pytająco, skupiając wzrok na jego twarzy, teraz lekko przysłoniętej przez kaptur. Czuł, że jeśli mężczyźni dotrą do ich stolika w karczmie zacznie się burda. Cokolwiek zrobił Zeharick, Malachi sam mógł go wsadzić do lochu, bez karczemnej bójki. Celowo odchylił poły płaszcza, tak by widać było bułat przy jego pasie i miecz postawiony obok. Liczył, że jeśli zobaczą dwumetrowego mężczyznę uzbrojonego po zęby odpuszczą sobie i obejdzie się bez awantury.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Wojownicy zaczęli przeszukiwać karczmę. Goście i bardowie ucichli, w budynku zrobiło się bardzo nerwowo. Zeharick naciągnął kaptur tak, aby nie było widać wcale jego twarzy. Starał się też nie ruszać. Czarne Serce waliło mu w piersi jak młotem. Starał się zachowywać spokój. Zastanawiał się też skąd wiedzieli, że jest tutaj. Były tylko dwa możliwe wytłumaczenia. Albo jego towarzysze zostali złapani przez Waltera, albo Qeranis od początku planował zdradę, a jego ludzie powiedzieli Walterowi gdzie jest var Fox. Najemnik obstawiał to drugie, mając jednocześnie nadzieje, że się myli. W końcu lepsza honorowa klęska niż zdrada przyjaciela. Jeden z wojów podszedł powoli do stołu, przy którym siedzieli dwaj mężczyźni. Jeden był wysoki, a obok niego stał miecz oparty o ławę, a drugi miał zarzucony na głowę kaptur. Tamtego interesował właśnie ten w kapturze. Malachi i Serce nie reagowali, a wojownik wyciągał już rękę, by odrzucić kaptur. W tej właśnie chwili do gospody wbiegł młody chłopak z mieczem u pasa.
-Znaleźli go! Znaleźli Eriona Srebrnego! - Zeharickowi nie mówiło to imię nic. Młody mężczyzna mówił dalej - Chodźcie! Chodzież wszyscy! - Mężczyzna, który miał za chwilę zdemaskować Czarnego gwałtownie ukłonił się chłopcowi i pobiegł za nim mówiąc:
-Jak sobie życzysz sir.
Za nim pobiegli wszyscy inni. Serce był uratowany.
-No, było blisko. - powiedział zrzucając kaptur. Twarz teraz miał wykrzywioną w uśmiechu, jaki tańczy na twarzach awanturników, którzy zdołali wyrwać się ze szponów śmierci. Oczy jego jednak nadal były czarne i smutne.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi zamierzał pozostać niewzruszony tak długo jak to było możliwe. Gwałtowna reakcja nie była wskazana. Póki tamci byli spokojni i on zamierzał taki pozostać. Jego wzrok był obojętny i zimny, jakby sytuacja w ogóle go nie dotyczyła. Po części tak właśnie było. Choć jesli rozpętałaby się burda zapewne by zareagował. Tymczasem, kiedy jeden z rycerzy już miał sprawdzić kto kryje się pod kapturem towarzysza, do karczmy wtargnął młody chłopak i krzycząc oświadczył, że kogoś znaleziono. Ten zaś, który stał przy ich stoliku odwrócił się nagle i po prostu odszedł. Oddział, który był wraz z nim również opuścił karczmę. Malachi z nadal niewzruszoną miną obserwował jak mężczyźni znikają za drzwiami. Gdy ostatni zatrzasnął za sobą stare odrzwia anioł przeniósł wzrok na swojego towarzysza i zaczął mu się intensywnie przyglądać.
- Więc... - odezwał się w końcu - co zrobiłeś, że cię szukają? - spytał beznamiętnie.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Zeharick, pociągając z kufla kolejne łyki przekroczył pierwszą miarkę i stał się o wiele bardziej wylewny, rozmowny i towarzyski. Na pytanie swego stołowego towarzysza odpowiedział:
-A nic żem nie robił, ino własną robotę... Ukraść miałem jakiś atre... Atrefak, czy coś tam... - mówiąc to machnął lekceważąco ręką nie patrząc już na swego kompana, ale na walory miejscowych dziewek. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie powiedział przypadkowemu człowiekowi cel swojej misji. Przynajmniej początkowo. Chwile później pohamował się, nim powiedziałby mu imiona swoich pracodawców i współpracowników.
-Panie baczny obserwatorzeee... - przeciągnął - nie jesteście wy aby tym, no, drabem miejskim... To znaczy strażnikiem miejskim, oczywiście, panie baczny obserwatorze - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ponownie zgubił wątek swej wypowiedzi. Pociągnął jeszcze łyk z kufelka i powiedział:
-Ja to się, ten no... Nie mogę dzisiaj upijać, bo ta, praca jest jutro, no... - zaczął mówić już tak samo, jak większość gości tej gospody. Mówiąc jeszcze kilka zdań pijackim bełkotem próbował wstać, ale zachwiał się i niemal przewrócił. Szybko wrócił na swe poprzednie miejsce.
-To ja może... Przenocuje tu, na tym, no stole. - po chwili pociągnął kolejny łyk. I kolejny. Z czarnych oczu patrzyło mu już tępo, a czarne serce biło mu już wiele wolniej. Gdyby nie rozmowa z Malachim pewnie już dawno by usnął...
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Cóż... - westchnął Malachi już wiedząc, że nie zostawi nieznajomego w karczmie. Tak pijanego zapewne okradli by natychmiast, a ten obudziłby się następnego dnia w jakimś rowie goły i wesoły. Malachi niby obojętny, a jednak na tyle dobry by zająć się nawet pijanym jegomościem. Cóż, taki charakter i taka natura. Nie musiałby nic robić, ale sumienie mówiło mu, że powinien. Przez chwile jeszcze słuchał głupot jakie opowiadał mu towarzysz, ale kiedy ten usnął z głową na stole, Malachi nie bardzo miał ochotę pozostawać w gospodzie. W zasadzie jako anioł powinien wziąć go za fraki i odstawić do miejskich lochów za kradzież, do której sam się przyznał, ale prawda była taka, że nie dostrzegał w mężczyźnie zła. Ot, najemny złodziejaszek, który krzywdy nie robi, a tylko chce przeżyć. Wsadzanie go za kraty byłoby przesadą. Przynajmniej tak uważał ciemnowłosy.

- No chłopie, czas iść - mruknął bardziej do siebie niż do Zeharicka. Ręką przywołał kelnerkę i zapłacił i za siebie i za rycerza. Potem wstał, przypiął swój miecz do pasa i ruszył w stronę pijanego chłopa. Chwycił go za nadgarstek i przerzucił sobie jego rękę przez barki. Ten zaczął coś mamrotać, jakby na kilka sekund się przebudził, ale anioł zupełnie go z ignorował i zaczął taszczyć go do wyjścia.
Do kwatery anioła był spory kawał drogi, ale Malachi nie bardzo miał jakieś inne wyjście. Tak więc ciągnąc ze sobą woja udał się na mały "spacer".

Kwatera Malachiego znajdowała się w dużym, kamiennym budynku przy północnych murach miasta. Razem z nim stacjonowało też kilku jego podwładnych. Oczywiście Malachi miał też komnatę w Żelaznej Twierdzy, jednak nie korzystał z niej prawie nigdy. Wychodził z założenia, że im dalej jest od pałacu, tym mniejsza szansa że ktokolwiek go rozpozna. Stąd też jego oddział swoje kwatery miał w mieście, a nie w zamku.

Zataszczył Zeharicka do jednego z wolnych pokoi. Pomieszczenie było małe, znajdowało się w nim pojedyncze, drewniane łóżko, stary kufer i niewielki stolik z jednym krzesłem. Zaraz nad posłaniem znajdowało się małe okno, które wpuszczało jednak trochę światła do komnaty. Anioł położył spitego mężczyznę na posłaniu i dał mu spokój. Na stole zostawił mu jednak kartkę z napisem: "Jadalnia, ostatnie drzwi na prawo. Przyjdź jak wytrzeźwiejesz." Bez podpisu i zbędnych komentarzy. Prosta informacja.
- Mam nadzieję, że umiesz czytać - burknął jeszcze mężczyzna i opuścił pokój.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

Zeharick wstał oszołomiony w nieznajomym sobie miejscu. Leżąc jeszcze sprawdził czy mieszek jest tam, gdzie być powinien. Upewniając się iż nie został okradziony wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Izba zbudowana z kamienia wykończona była drewnem, a na jednej ze ścian wisiał sporej wielkości pawęż. Pod drugą ścianą stało owe drewniane łoże, na którym przenocował. Trzecia ze ścian przedziurawiona została dużym oknem, czwarta zaś stanowiła wyjście. Pod łóżkiem stał cały arsenał wojownika, lecz ten z bólem kości uświadomił sobie, że spał w pancerzu.
-Ała... - powiedział masując kark i dostrzegając świstek papieru leżącego na stole znajdującym się w środku pomieszczenia. Nie zwracając na niego uwagi podszedł do okna i otworzył okiennicę. Jego czarne oczy gwałtownie się zmniejszyły, a on przysłonił twarz i jęknął:
-Światło dzienne, cholera...
Mrok, który przeżarł jego serce zdołał już obrzydzić mu światło czy to słoneczne, czy też księżycowe. Jedyne światło na jakie jego czarne ślepia mogły patrzeć było światłem ognistym. Gdy poruszał się poza pomieszczeniami zawsze miał na sobie czarny płaszcz. Z niewyraźną miną trząsnął okiennicami czyniąc ten pokój oświetlanym przez świeczkę stojącą na stole. Świeczka najwyraźniej paliła się tu całą noc, bo niewiele z niej pozostało. Obok pozostałości świeczki leżał świstek papieru zapełniony tajemniczymi znaczkami.
-Litery... Aż mnie oczy bolą... - Powiedział patrząc na kartkę. Ponownie rozejrzał się po pokoju i stwierdził, że nie ma w nim już nic interesującego. Siadł ponownie na łóżko i począł zdejmować pancerz. Piętnaście minut później kawałki metalu leżały na podłodze i stole.
-Cholerne żelastwo - powiedział patrząc na odciski na nadgarstkach. Wstał zaraz, przywdział czarny płaszcz i nacisnął klamkę.
- Gdzie tutaj można się napić? - zapytał retorycznie sam siebie i rozejrzał się. Jedne drzwi były niedomknięte i te właśnie najbardziej zainteresowały najemnika. Otwierając je zobaczył pomieszczenie znacznie większe niżby to, w którym przyszło mu spędzić noc. Większość sali była pusta, lecz na środku stał długi stół, a po jego lewej i prawej stronie stały ciężkie, rzeźbione ławy. Na końcu jednej z tych ław siedział poznany w karczmie wojownik. Czarny podszedł tam i siadł po przeciwnej stronie.
- Witajże chłopie - powiedział - nie ma tu może czegoś do picia? Tylko nie wódki, bo po tym wczorajszym to...
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- No, w końcu, wytrzeźwiałeś - Malachi spojrzał na mężczyznę, podnosząc wzrok, znad pergaminu, który miał rozłożony na stole. Kiedy Zeharick podszedł, anioł skrzywił się mocno.
- O na Najwyższego, ale śmierdzisz jak gorzelnia. Radził bym nie stosować zasady "klin, klinem". Proponuje zanurzyć łeb w wiadrze - ruchem głowy wskazał nieduże drzwi z tyłu pomieszczenia - prowadzą na podwórze. W beczce znajdziesz wodę.
- A jeśli chodzi o napój to masz do wyboru wodę, albo zioła. Trunków tu nie posiadamy - stwierdził i zaproponował jednocześnie.
Wtem do pomieszczenia wkroczyło dwóch mężczyzn, wyłonili się z korytarza, który prowadził do innych kwater. Obaj rośli, o szerokich barkach i silnych nogach. Obaj w jasnych, lnianych koszulach, ciemnych spodniach i wysokich, brązowych skórzanych butach. A także w identycznych, skórzanych pancerzach. Jeśli dobrze się przyjrzeć można było dostrzec, że ich ubiór i pancerze były podobne nie tylko do siebie, ale również do tego który nosił Malachi. Jeden z nich miał przytroczoną do pleców kuszę, a przy pasie wisiały mu trzy, krótkie noże. Drugi zaś nosił miecz i bułat, podobnie jak anioł.
- Raphael, Nesayah - anioł skinął głową na powitanie przybyszów.
- Malachi - mężczyźni odpowiedzieli chórem i identycznym skinieniem głowy.
- Północna dzielnica, wróćcie przed zmierzchem, jeśli ich nie znajdziecie, rano zawiadomimy resztę - Malachi mówił oschle i pewnie, nie pokazując żadnych uczuć.
- Tak jest - odparli obaj mężczyźni i ruszyli do drzwi prowadzących na podwórze.
- I jeszcze coś - zatrzymał ich głos ciemnowłosego - Tira będzie w północnej wieży, przekażcie, że jej potrzebuje.
Mężczyźni tylko skinęli głową i wyszli z pomieszczenia.

Ciąg dalszy: Malachi
Ostatnio edytowane przez Malachi 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Zeharick
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zeharick »

-Może kiedy indziej... - odpowiedział na wzmiankę o myciu się Zeharick. Gdy towarzysz powiedział jeszcze, że do picia jest tylko woda i jakieś zielska najemnik skrzywił się tylko i chciał coś powiedzieć, ale do sali weszło dwóch lekkozbrojnych mężczyzn. Przemilczał ich rozmowę z jak się okazało dowódcą i dopiero gdy wyszli poczuł się znów pewnie. Wstał i zaczął gmerać po szafkach.
-Jesteś dowódcą? Ilu masz pod pod sobą? - nagabnął towarzysza ciągle czegoś szukając. - wszyscy wyglądają tak samo? - dodał drwiąco.
-Nie możliwe... On naprawdę nie ma nic do picia... - niedowierzał nie znajdując pośród skrzyń ani butelczyny spirytusu czy też piwska. Oparłszy się o owe szafki zwrócił się ponownie do towarzysza:
-Dzięki za gościnę i za zabranie mnie z tamtego przybytku... ale ja chyba już pójdę. - To mówiąc wyciągnął z mieszka orła i podrzucił nim tak, że moneta wylądował na stole tuż przy pergaminie zapełnionym tajemniczymi znaczkami zwanymi literami. Myślał też co teraz zrobi. Będzie musiał uciekać z miasta jeśli jego pracodawca go zdradził. Jeśli zaś Walter zdołał złapać wojaków Qerenisa Serce spróbuje im zapewne pomóc. Czy to mu się uda, czy też nie, i tak będzie musiał uciekać. Czy to w towarzystwie wojów, czy to sam. Wrócił do izby, w której przyszło mu nocować, zabrał stamtąd swoje rzeczy i jeszcze raz pożegnał się z Malachim uściskiem dłoni. Następnie odszedł w swoją stronę.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości