Żelazna Twierdza[Żelazna Twierdza]Nie możesz zostać sam.

Twierdza wznosząca się na wzgórzu górującym nad miastem Rododendronia. Jej ściany w przeciwieństwie do większości tego typu budowli zostały wykonane z żelaza i kamienia. Twierdza jest bardzo stara, a sposób jej powstania ginie w pomrokach dziejów. Legenda głosi, iż mury twierdzy pamiętają jeszcze czasy świetności Środkowego Królestwa.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan przeszedł na wojnie tak wiele, że w trudnych sytuacjach zawsze zachowywał zimną krew. Było niewiele rzeczy, które potrafiły go przerazić. W sytuacji zagrożenia życia odruchowo wiedział co powinien czynić. Tak było i tym razem. Wszystko co robił było automatyczne. Błyskawicznie analizował sytuację i dokonywał odpowiednich decyzji. Natychmiast po tym jak usłyszał trzask pod płozą domyślił się, że najechali na coś twardego, co sprawiło pęknięcie drewna, a może nawet roztrzaskało płozę w drobny mak. Wiedział też, że w takiej sytuacji konie spłoszą się, a sanie stracą równowagę i przewrócą. Musiał więc za wszelką cenę ratować Meredith. I tak też zrobił. Nie pytał czy może, po prostu chwycił ją i wyciągnął z sań.

Mężczyzna wpadł w zaspę bokiem, trzymając jednocześnie Meredith. Kiedy znaleźli się na bezpiecznym puchu puścił dziewczynę, sam wstał i chciało pomóc wstać jej, jednak Meredith była już na nogach.
- Mnie? Nie! Ale co z tobą? Drżysz? Jesteś ranna? - odruchowo chwycił dziewczynę za oba ramiona, niezbyt silnie, bardziej asekuracyjnie, gdyby była ranna, lub gdyby miała zemdleć, nie pozwoliłby by się przewróciła. Nagle dziewczyna wspomniała o woźnicy. Tristan odwrócił gwałtownie głowę w stronę sań, nie puszczając jednak ramion Meredith.
- Artur! Artur! - krzykną, w poszukiwaniu młodego.
- Artur! - powtórzył.
- Jestem! - w końcu odpowiedział mu głos chłopaka.
- Jesteś cały?!
- Tak panie, nic mi nie jest - chłopak stał już na nogach. Był cały w śniegu, ale nie wyglądał jakby doznał poważniejszych obrażeń. Tristan zobaczył, że z chłopakiem jest w porządku, zostawił więc mu sprawę koni, a sam postanowił zająć się Meredith. Spojrzał jej w twarz. Jej piękne, fiołkowe oczy były teraz wielkie i przerażone. Twarz miała bledszą niż śnieg. Dygotała. Tristan przesunął dłońmi po jej ramionach strzepując śnieg z jej płaszcza. Meredith była w wyraźnym szoku.
- Spokojnie - rzekł ciepło, patrząc prosto w oczy.
- Już dobrze, nic nam nie grozi - odruchem serca zbliżył się i objął ją ramionami.
- Dotrzemy do dworu cali i zdrowi - powiedział cicho. Jego uścisk był dość nieśmiały, nie chciał jej przytłoczyć, a już tym bardziej się narzucać. Jednak uważał, że w sytuacji silnego zdenerwowania, strachu, a nawet przerażenia najlepiej pomaga bliskość drugiego człowieka. Nie wiedział co prawda, czy zostanie odepchnięty czy też nie, ale uznał, że warto spróbować.

W tym czasie lekko poobijany Artur zajął się końmi. Miał szczęście, cudem wyszedł z tego bez szwanku. Tak czy inaczej odpiął konie od sań, zdjął cały niepotrzebny osprzęt i przywiązał oba rumaki do gałęzi drzewa. Potem zaczął przyglądać się saniom.
Meredith
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 139
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meredith »

Meredith odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że z Tristanem wszystko dobrze. Kobieta wstała ze śniegu, otrzepała nieco płaszcz, ale jej ręce trzęsły się więc wcale nie było to takie łatwe. Aven patrzyła w bok, rozglądając się za Arturem, który na pewno ucierpiał o wiele bardziej niż oni, w pewnym momencie poczuła dłonie Tristana, który chwycił ją lekko za ramiona, od razu spojrzała w jego oczy, nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że przerażenie maluje się jej na twarzy.
- Wszystko dobrze Tristanie, nic mi nie jest, jestem tylko przestraszona. – powiedziała nieco drżącym głosem. Mężczyzna przejął się nią, to było przyjemne, wiedziała, że nie jest mu obojętna jako człowiek, tak samo Artur, o niego też się martwił. To był znak, że mężczyzna ma dobre serce, choć nie zawsze to widać.
- Och, jak dobrze, że nic mu nie jest, to wyglądało naprawdę groźnie. – powiedziała z ulgą, kiedy Artur odezwał się i potwierdził, że wszystko z nim dobrze. Naprawdę, Meredith była wdzięczna niebiosom, że wszystko skończyło się właśnie w ten sposób, bo nie wyglądało to dobrze.
Tristan ponownie spojrzał w jej oczy, widać było, że jest przejęty tym co się stało, martwił się o nią, nie chciał by stało się jej coś złego i naprawdę dał jej to odczuć. Dwórka patrzyła na niego, jej wielkie były pełne strachu, choć teraz była już nieco spokojniejsza. Nie chciała myśleć o tym, co by było gdyby nie Tristan, który zachował zimną krew i uratował ich oboje. Mężczyzna próbował ją uspokoić, pocieszyć, nawet poczuła, że przysunął ją do siebie i przytulił lekko. Aven byłą w takim szoku po tym wszystkim, że bez wahania wtuliła się w niego i zamknęła oczy.
- Dziękuje, uratowałeś mnie. – szepnęła po dłuższej chwili milczenia i uspokajania w jego ramionach, na chwilę odsunęła się od niego, uwalniając go ze swojego uścisku.
- Co teraz? Jak dotrzemy na miejsce? – zapytała spokojniej już, była ciekawa czy Tristan ma jakiś plan.
- Nie sądziłam, że czeka mnie tyle wrażeń tego dnia. – powiedziała, gdy poczuła się już lepiej, nawet spojrzała na Tristana z lekkim uśmiechem na ustach, szok powoli odpuszczał, by niedługo uciec gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie go potrzebował.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Nie chciałem ci takich wrażeń fundować, zaplanowałem to zupełnie inaczej - rzekł patrząc na Meredith. W opiekuńczym geście, kiedy kobieta się odsunęła roztarł jej ramiona.
- Na pewno ci zimno - stwierdził. Pogoda była bardzo mroźna, a oni wylądowali w zaspie. Jakby tego było mało, zaczął prószyć śnieg.
- Pojedziemy wierzchem - odpowiedziała spokojnie na jej pytanie. W końcu nadal mieli do dyspozycji dwa konie. Nie były one szczególnie przystosowane do jazdy, ale lepsze to niż nic.
- Przesunę z Arturem sanie, żeby nikt nie mógł na nie wpaść, a do dworu dojedziemy konno - oznajmił.
- Zaczekaj tutaj - poprosił.

Odszedł na moment od dziewczyny. Artur stał spokojnie przy drzewie i pilnował koni. To był naprawdę cud, że był jedynie poobijany. Rumaki mogły go stratować na śmierć. Tristan miał to ciągle gdzieś w podświadomości. Zapytał Artura jak się czuje, wymienił z nim kilka zdań na temat wypadku i doznanych obrażeń, a potem oboje zabrali się za przesunięcie sań. Musieli zabrać je z drogi. Przy okazji Tristan ocenił uszkodzenia sań. Połowa lewej płozy była połamana. Kiedy przesunęli drewniany pojazd okazało się, że na drodze leży wielka, twarda jak skała, bryła lodu. Tristan nie bardzo wiedział skąd mogła się wziąć na drodze. Wyglądało to tak, jakby ktoś celowo przytachał ją tam, ale przecież to było niemożliwe. Tak czy inaczej bryłę trzeba było przesunąć, tak jak sanie, żeby nikt więcej nie rozbił się o nią. Nie każdy miałby tyle szczęścia co oni. Kiedy droga była oczyszczona Tristan wziął Zefira, a Wichra oddał Arturowi. Konie nie miały siodeł, jedynie prowizoryczne uzdy, lecz to nie stanowiło problemu dla Tristana. W Lirien często jeździło się na oklep. Dzieci uczyły się jazdy w siodle i bez. Zwłaszcza chłopcy, którzy w przyszłości mieli pójść na wojnę. Tam trzeba było sobie często radzić bez udogodnień. Co do młodego woźnicy też nie miał wątpliwości, widział kiedyś, jak ten trenuje konia na padoku, bez siodła.

Ciemnowłosy podszedł wraz z koniem do Meredith.
- Cóż, teraz możemy liczyć tylko na naszego przyjaciela - powiedział i poklepał konia po szyi, po czym odwrócił się od dziewczyny i wskoczył na grzbiet Zefira. Przesunął się na koniu, tak by siedzieć bardziej na zadzie, tym samym robiąc przed sobą miejsce dla dziewczyny.
- Usiądź jak ci wygodnie - rzekł, pochylił się i wyciągnął rękę do Meredith by pomóc jej wsiąść. Nie wiedział, czy dziewczyna jeździła w damskim siodle, czy okrakiem, a może raczej wybierze najbezpieczniejszą pozycję przodem do niego, żeby móc się chwycić jego pleców. Dla niego nie robiło to różnicy i tak wiedział, że będzie ją podtrzymywał, po prostu inaczej martwiłby się, że dziewczyna zaraz zsunie mu się z końskiego grzbietu. Uznał, że najlepiej będzie jak sama wybierze.
Meredith
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 139
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meredith »

- To nie Twoja wina. – powiedziała do mężczyzny, który tak bardzo przejął się tą sytuacją. Nie miała mu za złe tego co się stało, nie miał na to wpływu, a mogło skończyć się znacznie gorzej, a wcale tak nie jest. Wyszli z tego cało i za to była wdzięczna, w końcu to dzięki niemu nie ucierpiała podczas tego wypadku.
- Dobrze, to jest dobre rozwiązanie. – uśmiechnęła się do niego ciepło, bo widziała jak bardzo martwiło go to co się stało, ale czuła troskę z jego strony, to było naprawdę miłe uczucie, kiedy ktoś dba właśnie w ten sposób.

Kiedy poszedł do Artura, czekała na niego tak jak polecił. Miała ogromną nadzieję, że młodemu woźnicy nie stało się nic złego, bo to jak wpadł pomiędzy konie wyglądało przerażająco i mogło zakończyć się tragicznie… Ale woźnica stał, chodził, zajął się nawet końmi, a to był dobry znak. Tristan porozmawiał z nim, Meredith nie wiedziała co mówią, ale była przekonana, że ciemnowłosy mężczyzna martwił się również o niego i dopytywał się o jego stan. Potem zajęli się saniami, które nie wyglądały dobrze po tym incydencie, trochę było jej szkoda tych pięknych sań, ale pomyślała, że może ktoś je kiedyś naprawi? Później obaj mężczyźni uporali się z bryłą lodu, która leżała na drodze, stanowiąc zagrożenie dla wszystkich podróżujących. Tristan w końcu spojrzał w jej stronę i po chwili przyprowadził jednego z koni, by mogli spokojnie dokończyć podróż do dworu.

- Zefir na pewno poradzi sobie z dwójką pasażerów. – podeszła do konia i poklepała go po szyi.
- Biedactwo, na pewno też najadł się strachu. – powiedziała z troską, a później spojrzała na Tristana, który siedział już na grzbiecie zwierzęcia, robiąc miejsce dla Aven.
Przez moment zastanawiała się jak powinna usiąść, teraz będzie jeszcze bliżej Tristana, los ciągle sprawiał, że dziwnym trafem zbliżali się do siebie. Meredith nie miała zamiaru wybrzydzać, sprzeciwiać się czy coś takiego, dla niej ta podróż tak czy siak była czymś niezwykłym, nawet jeśli wydarzył się taki wypadek, nic nie działo się bez przyczyny.
Z pomocą mężczyzny, dwórka usiadła na konia, biorąc pod uwagę to w jakim stroju była, wybrała damski sposób, choć może nie był najwygodniejszy, nic sensowniejszego nie przyszło jej do głowy, a może powinno.
- Mam nadzieję, że tak będzie Ci wygodnie? – zapytała cicho, nieco onieśmielona jego bliskością, ale nic na to nie mogła poradzić, tak po prostu było i koniec. Szok po wypadku niemal prawie znikł, przez co kobieta była spokojniejsza i na pewno weselsza, nadal nie mogła doczekać się tego, aż zobaczy dwór, o którym tyle słyszała. Nawet prószący śnieg czy mróz powoli dający się we znaki nie psuły jej humoru.
- Możesz być pewny tego, że nigdy nie zapomnę o tym dniu. - powiedziała z uśmiechem, który ponownie zjawił się na jej ustach, może powinna przezywać to co się stało, ale teraz czuła się bezpiecznie, a ekscytacja podróżą wróciła na swoje miejsce.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan nie był tak wesoły, on po prostu nie okazywał strachu w trakcie wypadku i po nim. Nie potrafił tego robić, tak go nauczono. Z resztą po wojnie wiele się w nim zmieniło, między innymi okazywanie takich uczuć jak strach. Wszystko zmieniło się kiedy Meredith wsiadła na konia. Nagle ukryty głęboko strach zniknął. Nie było już wypadku, sań, zimna. Był przekonany, że jest bezpiecznie. Dokładnie w tym momencie kiedy chwycił Meredith i poczuł ją blisko siebie. To było przedziwne uczucie, przedziwne. Nie bardzo pojmował dlaczego się pojawiło. Miał jednak pewność, że to uczucie nie było przypadkowe, że nie chodziło właśnie o Meredith, że gdyby zdarzyło się to z inną osobą nie czuł by się właśnie w ten sposób. Przełknął ślinę, nie powinien tak czuć, to było niebezpieczne. Przywiązywał się, choć wcale tego nie chciał. Z drugiej strony przecież sam ją zaprosił. Zachowywał się tak jakby nie wiedział czego chce.
Spiął konia nogami i obrócił go w stronę drogi. W reszcie ruszyli. Ciemnowłosy skinął na Artura by ten ruszył za nimi.
- Jest dobrze - odrzekł na pytanie lawendowookiej.
- Może ten dzień miał być niezapomniany - dodał - choć nie jestem pewien, czy właśnie w ten sposób. Wybacz, że tak się z stało. Myślę, że droga powrotna nie będzie już tak wyboista. Poślę kogoś po sanie, cieśla je naprawi, a przy okazji oczyszczą drogę - rzekł spokojnie.
- Ale o czym ja mówię - uśmiechnął się do siebie - przecież jeszcze nawet tam nie dojechaliśmy. Nie warto myśleć o drodze powrotnej.
- Musimy przejechać przez las - zmienił temat - pochodnie zostały przy saniach, ale sądzę, że mamy wystarczającą ilość czasu, żeby przebyć drogę przed zmierzchem, choć wierzchem nie będziemy we dworze tak szybko jak bylibyśmy saniami.
Meredith
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 139
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meredith »

Meredith czuła się całkiem bezpiecznie na grzbiecie konia, nie miała wrażenia, że spadnie, nawet jeśli siedziała w taki sposób. Odniosła wrażenie, że cokolwiek by się nie działo Tristan na pewno zadba o to, by oboje wyszli cało z każdej sytuacji. O dziwo całkiem ufała w jego zdolności, nawet jeśli nie znała go zbyt dobrze. Mężczyzna spiął konia, a ten powoli ruszył w kierunku narzuconym przez jeźdźca. Aven z uśmiechem patrzyła na drogę przed sobą, rozmyślając o tym co jeszcze ją czeka. Do tego wszystkiego dochodziła obecność Tristana, który cały czas udowadniał jej, świadomie czy też nie, że nie jest tym samym mężczyzną, którego poznała, gdy pierwszy raz przybyła do jego komnat.
- Nie masz za co przepraszać, naprawdę. – powiedziała spokojnie, kiedy usłyszała jego przeprosiny.
- Nie miałeś na to wpływu, to nie była Twoja wina. Uratowałeś nas, za co jestem Ci naprawdę wdzięczna. – powiedziała z uśmiechem, choć nie spojrzała na niego, może temu, że dziwnie działała na nią jego bliskość, ale nie mogła jasno stwierdzić, że było to nieprzyjemne uczucie.
- Naprawdę? Można je jeszcze naprawić? – ucieszyła się na słowa dotyczące tego, że ktoś zostanie wysłany by zająć się zniszczonymi saniami.
- Cieszę się, bo są piękne i szkoda gdyby nikt nie mógł już nimi jeździć. – dodała po chwili, może jest ktoś kto potrafi odzyskać ich piękno sprzed wypadku.
Tristan wyjaśnił jej co ich czeka, droga do dworu zajmie im więcej czasu, dodatkowo będą musieli przeprawić się przez las, najlepiej przed zmierzchem. Nie brzmiało to zbyt skomplikowanie, ale jak już zdążyła się przekonać – los potrafił zsyłać różne niespodzianki.
- Mam nadzieję, że zdążymy przed zmierzchem. – odezwała się do Tristana przez moment zerkając na niego, lecz zaraz potem ponownie odwróciła spojrzenie.
- Ciemny las nie brzmi bezpiecznie. – mimo tych słów i tak jakoś strach do niej nie docierał, może właśnie działała tak na nią obecność Tristana?
- Wiesz? Podoba mi się taka podróż. Nawet jeśli jest nieprzewidywalna, może czasem niebezpieczna, ale całkiem mi się podoba. – powiedziała szczerze, ale z wyczuwalnym zaskoczeniem. Możliwe, że większość kobiet uciekłaby, rozpłakała, nie ruszyła się z miejsca po takim wypadku, ale Merdedith czuła się naprawdę dobrze, mimo takich niepowodzeń, a to naprawdę mogło zaskoczyć niejedną osobę, nawet ją samą.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Jesteś niezwykła - powiedział bez namysłu.
- Naprawdę. Większość kobiet, które znałem nie widziały wokół siebie tych dobrych rzeczy. Nie umiały się cieszyć z drobnych spraw, a ty nawet po wypadku widzisz tą podróż jako coś niezwykłego. To rzadka cecha, widzieć w świecie piękno i dobro. Cieszyć się z takich rzeczy o których ja nawet bym nie pomyślał. To... bardzo budujące.
Nie myślał za dużo o tym, że właśnie intensywnie ją komplementuje, nie była to kwestia przypodobania się. On po prostu mówił to co właśnie pomyślał, a myślał, że jest niezwykła. Bo naprawdę taka była. Dawno nie spotkał na swojej drodze kogoś takiego. Pełnego życia.
- Cieśla naprawi sanie na pewno, przytwierdzi nową płozę, zrobi rzeźbienia, pomaluje je i będziemy mogli wrócić nimi do Żelaznej Twierdzy. Jeżeli tylko będziesz chciała zostać w Lawendowym Dworze kilka dni. A mam nadzieję, że spodoba ci się i że zostaniesz. Muszę przypilnować kilku rzeczy, ale też bardzo chciałbym pokazać ci najciekawsze i najpiękniejsze miejsca w posiadłości.

Jechali niezbyt szybko, z daleka widać było las. Zbliżali się do niego co raz bardziej. Artur wyjechał lekko na przód, zostawiając za sobą Tristana i Meredith. Tristan wiedziała, że młody sprawdza drogę prze nimi. Śnieg padał co raz mocniej, a mroźny wiatr owiewał ich twarze. Nawet Tristan czuł, jak bardzo jest zimno. Wiedział, że przed nimi jeszcze kawałek drogi.
- Zimno ci? - zapytał jasnowłosą.
Meredith
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 139
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meredith »

Meredith zamarła kiedy usłyszała słowa Tristana. To był komplement, którego zupełnie się nie spodziewała, poza tym nie słyszała od mężczyzn takich słów. Przez chwilę milczała, a mężczyzna mówił dalej. Aven uśmiechnęła się, kolejne słowa padające ze strony Tristana były budujące również dla niej. Po chwili dwórka rozluźniła się, sprawił jej ogromną przyjemność mówiąc coś takiego, sama zawsze myślała, że to jak się zachowuje jest po prostu dziecinne, a tutaj ktoś odebrał to jak coś naprawdę pozytywnego.
- Dziękuję, to bardzo miłe co mówisz, nigdy nie usłyszałam od kogoś czegoś takiego. – przyznała szczerze i westchnęła cicho, ale na jej ustach nadal widniał uśmiech.
- Gdyby człowiek nie cieszył się z małych rzeczy, doszedłby do wniosku, że jego życie jest szare i smutne. Ja nie miałam prawdziwego, wesołego dzieciństwa, więc może przez to jestem jaka jestem? Sama nie wiem. – zaśmiała się cicho.
- A ty naprawdę dałeś mi powody do radości. – dodała po chwili.
Na wieść o tym, że cieśla naprawi sanie, Meredith uśmiechnęła się wesoło. Czyli jednak istniała szansa na to, że ktoś odzyska ich piękno i znowu będą mogły służyć podróżnym!
- Zostanę. – powiedziała od razu, choć może było to za szybko, może i nie myślała o nim jak o mężczyźnie dla siebie, ale jego towarzystwo sprawiało, że czuła się dobrze. Zdecydowanie nie wykluczała przyjaźni, a wyglądało na to, że między nimi może wytworzyć się ta niezwykła więź.
- Będziesz mógł spokojnie zająć się swoimi sprawami i wrócimy kiedy będziesz gotowy. – powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach. Bardzo chciała zobaczyć dwór, a kiedy w grę wchodzi kilka dni, będzie mogła zwiedzić go i zobaczyć nowe, piękne miejsca. A przynajmniej taką miała nastawienie co do tej podróży.
Aven spojrzała na Artura, który nieco przyspieszył, zapewne chciał upewnić się, że droga będzie bezpieczna.
- Nic mu nie będzie? – zapytała, bo przecież był sam, a co jeśli napotkają grupkę jakichś bandytów? A może znowu za bardzo rozmyślała o tym, o czym nie powinna.
- Trochę tak, ten mróz robi się nieznośny. – przyznała szczerze, bo faktycznie mroźny wiatr nie był ich sprzymierzeńcem.
- Daleko jeszcze? – zapytała po chwili, ale nie było to pytanie nacechowane nudą, ale zwyczajnie martwiła się, czy nie zmarzną za bardzo zanim dotrą do dworu.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Poradzi sobie - odparł krótko.
Przełożył lejce do jednej ręki, a wolną naciągnął poły futrzanego płaszcza na przód, tak by przykryć nim Meredith. Otulił dziewczynę z obu stron, powtarzając manewr z lejcom. Jego płaszcz, krojony z koła, miał szerokie i obszerne boki, którymi mógł okryć siedzącą przed nim kobietę. Chwycił ją mocniej, tak by nie zsunęła mu się z końskiego grzbietu i teraz oplatał ją nie tylko ramionami, ale też, chroniącym od wiatru płaszczem. Futro okryło ją od szyi, mniej więcej do kolan. Była prawie jak w zamkniętym, motylim kokonie, chroniącym od wszystkiego co na zewnątrz.
- Powinno być ci cieplej - dodał i popędził konia.
- Jeszcze trochę. Przejedziemy przez las, potem przez dolinę i będziemy na miejscu. Nie pozwolę żebyś bardziej zmarzła - wyrwało mu się, po czym zamilkł natychmiast. Artur pognał do przodu, a Tristan chcąc uniknąć dalszej rozmowy zrobił to samo. Zbyt wiele mówił, a za mało myślał, postanowił więc skupić się na dotarciu do dworu. Błyskawicznie przejechali przez las. Dolina za nim była zasypana śniegiem, musieli więc zwolnić. Drogi przysypał biały puch, a konie co raz mniej chętnie dźwigały na grzbiecie swoich towarzyszy. Wjechali w wielkie zaspy, które sprawiały problemy nawet czarnym wałachom. Po tej stronie wiatr wiał jakby mocniej, przesuwając śnieg i tworząc z niego wielkie białe wydmy. Niebo stawało się co raz bardziej szare. Śnieg nie prószył już, a padał przykrywając świat kolejną warstwa białego aksamitu.

W końcu przejechali przez dolinę, a konie powoli zaczęły wspinać się na niewielki pagórek. Tu śniegu było nieco mniej, ale to wcale nie usprawniało podróży. Jednak wolnym tempem dotarli wreszcie na kolejną równinę, na której w oddali zamajaczył stary dwór, przysypany śniegiem. Okrągłe wieżyczki sterczały samotnie ponad białym, ośnieżonym dachem reszty dworu. Już z daleka widać było, że w oknach pali się światło. Ktoś czekał w środku na przyjęcie gości. Im bliżej byli tym więcej okien jaśniało światłem świec. Z każdą chwilą dwór robił się większy i większy. Wieżyczki oddalały się od siebie, a pomiędzy nimi wyrastały kolejne skrzydła budowli. Na początku zdawało się, że Lawendowy Dwór jest malutki, ale im bliżej byli tym bardziej rósł. Z jednego piętra, nagle zrobiły się trzy, okna, których wcześniej było tylko kilka teraz dwoiły się i troiły. W powietrzu dało się wyczuć intensywną woń dymu, który kłębami wydobywał się z kominów, wyrastających ponad dach budowli. Dotarli do długiej, klonowej alei prowadzącej wprost na dziedziniec. Stare klony, stały spokojnie, a ich nagie konary stykały się ze sobą wysoko ponad głowami jeźdźców zmierzających do dworu.
Meredith
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 139
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Meredith »

Meredith uspokoiła się, kiedy usłyszała zapewnienie Tristana, że Artur da sobie radę. Ufała mężczyźnie, czuła się przy nim bezpiecznie i była pewna, że dobrze wie co mówi. Poza tym znał chłopaka lepiej niż ona i nie wziął by na wyprawę kogoś, na kim nie mógłby polegać. Dwórka patrzyła na drogę przed nimi, kiedy nagle poczuła ruch Tristana. Zaskoczona poczuła, że mężczyzna otula ją swoim płaszczem, by było jej cieplej, na jej ustach pojawił się uśmiech, bo dawno nikt nie dbał o nią w ten sposób. Od razu poczuła przyjemne ciepło, które powoli ogarniało jej zmarznięte ciało, wkrótce mężczyzna popędził konia by jak najszybciej przejechać przez las i dotrzeć do dworu.
- Dziękuję. – powiedziała spokojnym tonem głosu, otulona płaszczem mężczyzny.
- Teraz jest mi lepiej. – dodała po chwili, będąc zaskoczoną zachowaniem jej towarzysza. Kto by pomyślał, że okaże się taki troskliwy nawet dla niej. Gdyby nie fakt, że jej policzki były zarumienione od mrozu, na pewno pojawiłby się na nich jeszcze większy rumieniec, ale tego Tristan mógłby nie zauważyć. Meredith dostrzegła wyraźną różnicę w jego zachowaniu, wcześniej taki nie był, wręcz wyrzucił ją ze swoich komnat, a teraz? Dbał o nią, obsypywał komplementami i troszczył się o to by było jej dobrze. Momentami nie wiedziała jak na to reagować, nie przywykła do takiego traktowania, ale nie potrafiła zaprzeczyć, że było to przyjemne.
Droga mijała całkiem spokojnie, choć wcale nie była łatwa. Konie były coraz bardziej zmęczone i coraz gorzej radziły sobie z terenem, ale kobieta miała nadzieję, że wytrzymają jeszcze trochę zanim wszyscy dotrą do dworu. Pomimo siarczystego i nieprzyjemnego mrozu, Meredith rozglądała się czasem po okolicy, która pod białą warstwą śniegu wyglądała magicznie. To właśnie było piękne w zimie, wszystko wyglądało tak spokojnie, czysto, a puch pokrywający wszystko dookoła dodawał widokom swego rodzaju uroku.

Gdy przejechali przez dolinę, dwórka dostrzegła pagórek, tam śniegu było jakby mniej, co na pewno ułatwi podróż. Kiedy dotarli do równiny, Meredith dostrzegła budynek stojący gdzieś w oddali.
- Widzę dwór! – powiedziała z uśmiechem na twarzy i w miarę gdy zbliżali się do miejsca przeznaczenia, mogła dostrzec coraz więcej szczegółów.
- Ale… Ale on jest piękny! – odezwała się wesoło, kiedy dostrzegła zaokrąglone wieżyczki, nadające całej budowli tego piękna, które zaparło dech w piersiach kobiety. Im bliżej byli, tym większe wrażenie robił na młodej kobiecie. Była pewna, że dwór jest mały, a okazało się, że jego wielkość przeszła jej najśmielsze oczekiwania. Widziała płonące świece w oknach, dym spokojnie wydobywający się z kominów, na widok czego od razu poczuła przyjemne ciepło.
- Nie spodziewałam się, że jest taki duży. – powiedziała będąc pod wrażeniem okazałości tej pięknej budowli, która aż zachęcała podróżnych do wejścia. Klonowa aleja prowadząca wprost na dziedziniec była piękna, nawet jeśli drzewa były pozbawione liści. Meredith już wyobrażała sobie jak pięknie muszą wyglądać podczas reszty pór roku.
- Gdyby to był mój dwór, przebywałabym w nim o wiele częściej. Tutaj jest magicznie. – jej głos zdradzał jak bardzo podobało się jej w tym miejscu, już nawet zimno przestało mieć znaczenie, a jedyne co ją pochłaniało to piękno otoczenia.

Ciąg dalszy: Oboje
Zablokowany

Wróć do „Żelazna Twierdza”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość