Żelazna Twierdza ⇒ [Żelazna Twierdza]Nie możesz zostać sam.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Przez większość czasu Meredith siedziała nad dokańczaniem stroju, przez ten okres nie myślała o niczym, oczyściła swój umysł, skupiając się na tym, by wszystko był jak należy. Kiedy dokończyła swoje nowe dzieło, wstała z krzesła i przeciągnęła się, a pled, który miała na ramionach upadł na podłogę. Aven spojrzała na niego, po czym pochyliła się i podniosła, lekko mnąc go w rękach rozmyślała o spotkaniu z Tristanem. Całkiem przyjemnie było siedzieć z nim w tej ciepłej komnacie, gdzie mogli napić się herbaty, poza tym okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż za pierwszym razem, do tego jego dzieci były tak kochane, a on był im oddany bez reszty. Dwórka miała okazję by zobaczyć go w roli ciepłego, dobrego mężczyzny, który kocha swoje dzieci i nieba by im uchylił, dał wszystko to co najlepsze byleby były szczęśliwe.
Czy pokochałaby go? Tego nie była w stanie stwierdzić, możliwe, że tak. Jednak jeszcze nie myślała o małżeństwie. Mimo wszystko cieszyła się z tego, że posłuchała Aurory, zmiana podejścia do Tristana naprawdę wiele dała i pomogła jej poprowadzić to spotkanie tak, jak powinno być już od samego początku. Kobieta ponownie zarzuciła pled na swoje ramiona i otuliła się nim ciepło, na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, bo może właśnie udało się zapoczątkować coś wyjątkowego? Nie miała wielu przyjaciół, a Tristan mógł nim zostać, miał wszelkie predyspozycje do tego, może on myślał podobnie?
Meredith usłyszała pukanie do drzwi, byłą przekonana, że to żadna z dwórek, bo one po prostu wchodzą, dlatego od razu podeszła do drzwi i otworzyła je. Przed nimi zobaczyła mężczyznę średniego wzrostu, który trzymał coś w dłoniach.
- Pani. – skłonił się uprzejmie, po czym wyciągnął do niej dłoń, w której trzymał list.
- To dla pani. – powiedział miłym głosem ,ale przy tym był całkiem poważny. Zaskoczona dwórka zabrała list i powoli odpieczętowała. To co przeczytała niemal zwaliło ją z nóg i zaszczyciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem, mając przy tym lekko rozchylone wargi. Na karteczce, całkiem zgrabnym pismem widniały słowa:
"Meredith,
Wybieram się do mojego dworu za miastem. Byłoby miło gdybyś zechciała mi towarzyszyć.
Tristan."
- Proszę zaczekać. – powiedziała nagle i pobiegła do stolika, gdzie powinna mieć jakieś arkusze papieru, znalazła w końcu niewielką karteczkę, może to nie było w zbyt dobrym guście, ale postanowiła odpowiedzieć właśnie w ten sposób.
Na liściku pojawiły się takie oto słowa:
„Tristanie,
Bardzo dziękuję Ci za tak zaskakujące zaproszenie. Z przyjemnością będę Ci towarzyszyć.
Meredith.”
Pisała te słowa nieco dłużej niż osoba władająca tą zdolnością o wiele lepiej, ale w końcu złożyła liścik i pobiegła do mężczyzny, któremu przekazała odpowiedź. Ten skłonił się, Aven również pożegnała go i po chwili zamknęła drzwi, nie wierząc w to, że zgodziła się na tak szalony pomysł.
Czy pokochałaby go? Tego nie była w stanie stwierdzić, możliwe, że tak. Jednak jeszcze nie myślała o małżeństwie. Mimo wszystko cieszyła się z tego, że posłuchała Aurory, zmiana podejścia do Tristana naprawdę wiele dała i pomogła jej poprowadzić to spotkanie tak, jak powinno być już od samego początku. Kobieta ponownie zarzuciła pled na swoje ramiona i otuliła się nim ciepło, na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, bo może właśnie udało się zapoczątkować coś wyjątkowego? Nie miała wielu przyjaciół, a Tristan mógł nim zostać, miał wszelkie predyspozycje do tego, może on myślał podobnie?
Meredith usłyszała pukanie do drzwi, byłą przekonana, że to żadna z dwórek, bo one po prostu wchodzą, dlatego od razu podeszła do drzwi i otworzyła je. Przed nimi zobaczyła mężczyznę średniego wzrostu, który trzymał coś w dłoniach.
- Pani. – skłonił się uprzejmie, po czym wyciągnął do niej dłoń, w której trzymał list.
- To dla pani. – powiedział miłym głosem ,ale przy tym był całkiem poważny. Zaskoczona dwórka zabrała list i powoli odpieczętowała. To co przeczytała niemal zwaliło ją z nóg i zaszczyciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem, mając przy tym lekko rozchylone wargi. Na karteczce, całkiem zgrabnym pismem widniały słowa:
"Meredith,
Wybieram się do mojego dworu za miastem. Byłoby miło gdybyś zechciała mi towarzyszyć.
Tristan."
- Proszę zaczekać. – powiedziała nagle i pobiegła do stolika, gdzie powinna mieć jakieś arkusze papieru, znalazła w końcu niewielką karteczkę, może to nie było w zbyt dobrym guście, ale postanowiła odpowiedzieć właśnie w ten sposób.
Na liściku pojawiły się takie oto słowa:
„Tristanie,
Bardzo dziękuję Ci za tak zaskakujące zaproszenie. Z przyjemnością będę Ci towarzyszyć.
Meredith.”
Pisała te słowa nieco dłużej niż osoba władająca tą zdolnością o wiele lepiej, ale w końcu złożyła liścik i pobiegła do mężczyzny, któremu przekazała odpowiedź. Ten skłonił się, Aven również pożegnała go i po chwili zamknęła drzwi, nie wierząc w to, że zgodziła się na tak szalony pomysł.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Po przeglądzie kompanii Tristan udał się do swojego gabinetu. Musiał wypisać kilka dokumentów, które były niezbędne po takim przeglądzie. Myślami jednak ciągle uciekał do rozmowy z lawendowooką. Miał silne poczucie, że powinien coś zrobić, żeby ich spotkanie nie było jednorazowe. Ona przyszła go przeprosić i przeprosiła, więc zapewne więcej by się nie spotkali. Tym razem on musiał wyjść z jakąś propozycją. I prawdę mówiąc bardzo zależało mu na tym by Meredith go nie zapomniała...
Godziny mijały, a Tristan żmudnie wypełniał niezbyt ciekawe dokumenty. Jedna ze służek międzyczasie przyniosła mu herbatę. Na zewnątrz zmierzchało. Mężczyzna musiał zapalić świece, by widzieć co pisze. Ciągle nęciły go myśli o jasnowłosej dwórce. W końcu wstał od biurka i zaczął przechadzać się po komnacie w tę i z powrotem. Nie mógł się zdecydować, czy powinien wysłać do niej wiadomość, czy nie. A może było za wcześnie? Przecież widział się z nią w południe - powinien zaczekać. Miał jednak silne poczucie, że myśli nie przestaną go męczyć póki czegoś nie zrobi. Co miał do stracenia? Właściwie nic. Przecież ledwo ją znał, lepiej było dostać odmowę kontaktów teraz, niż kiedy zacznie myśleć o niej inaczej niż jako znajomej, z którą miło spędził czas.
Edgar od jakiegoś czasu wiecznie narzekał, że Tristan nie odwiedza swojego dworu. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że powinien doglądać posiadłości i że ma wielkie szczęście iż ją otrzymał, lecz nie miał serca by odwiedzać to miejsce. Było puste i smutne. Mieszkali tam tylko i wyłącznie służący, którzy zajmowali się posiadłością. Tristan wiedział, że powinien już dawno się tu przeprowadzić, ale naprawdę nie miał ochoty. Nie widział siebie w murach przepełnionych ciszą. Uznał jednak, że jeśli ma odwiedzić to miejsce, to może tym razem nie sam. Dłuższą chwilę bił się z myślami. Jednak w końcu znów usiadł przy biurku, wyciągnął czystką kartkę i napisał na niej krótką notkę, po czym złożył ją i zapieczętował. Wezwał sługę i kazał zanieść liścik Meredith.
Nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi, dlatego nie napisał kiedy zamierza wyruszać. Uznał, że jeśli zechce mu towarzyszyć poinformuje go o tym na przykład rano, lub za parę dni. Usiadł więc ponownie za biurkiem i zaczął sprawdzać wypisane niedawno dokumenty. Był bardzo skrupulatny w pracy i nie znosił pomyłek, zwłaszcza na własnych pismach. Minęło może pół godziny, a usłyszał pukanie do drzwi.
- Wejść - rzucił od niechcenia. Do komnaty wszedł sługa, któremu wcześniej dał liścik. Zobaczył, że mężczyzna niesie w dłoni złożoną kartkę. Poczuł nagły przypływ beznadziei i smutku. Odesłała jego wiadomość... No tak mógł się tego spodziewać, co on sobie myślał... Dręczył się w myślach.
- Odpowiedź - rzekł służący. Tristan zmarszczył brwi z niedowierzaniem i wyciągnął rękę po kartkę.
- Zaczekaj - rzekł do sługi otwierając liścik. Ulżyło mu. Nie mógł czekać i od razu napisał odpowiedź.
"Wyjeżdżam za dwa dni w południe. Będę czekał przy stajniach.
Tristan"
Złożył kolejną kartkę i kazał zanieść ją słudze do Meredith.
Godziny mijały, a Tristan żmudnie wypełniał niezbyt ciekawe dokumenty. Jedna ze służek międzyczasie przyniosła mu herbatę. Na zewnątrz zmierzchało. Mężczyzna musiał zapalić świece, by widzieć co pisze. Ciągle nęciły go myśli o jasnowłosej dwórce. W końcu wstał od biurka i zaczął przechadzać się po komnacie w tę i z powrotem. Nie mógł się zdecydować, czy powinien wysłać do niej wiadomość, czy nie. A może było za wcześnie? Przecież widział się z nią w południe - powinien zaczekać. Miał jednak silne poczucie, że myśli nie przestaną go męczyć póki czegoś nie zrobi. Co miał do stracenia? Właściwie nic. Przecież ledwo ją znał, lepiej było dostać odmowę kontaktów teraz, niż kiedy zacznie myśleć o niej inaczej niż jako znajomej, z którą miło spędził czas.
Edgar od jakiegoś czasu wiecznie narzekał, że Tristan nie odwiedza swojego dworu. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że powinien doglądać posiadłości i że ma wielkie szczęście iż ją otrzymał, lecz nie miał serca by odwiedzać to miejsce. Było puste i smutne. Mieszkali tam tylko i wyłącznie służący, którzy zajmowali się posiadłością. Tristan wiedział, że powinien już dawno się tu przeprowadzić, ale naprawdę nie miał ochoty. Nie widział siebie w murach przepełnionych ciszą. Uznał jednak, że jeśli ma odwiedzić to miejsce, to może tym razem nie sam. Dłuższą chwilę bił się z myślami. Jednak w końcu znów usiadł przy biurku, wyciągnął czystką kartkę i napisał na niej krótką notkę, po czym złożył ją i zapieczętował. Wezwał sługę i kazał zanieść liścik Meredith.
Nie spodziewał się szybkiej odpowiedzi, dlatego nie napisał kiedy zamierza wyruszać. Uznał, że jeśli zechce mu towarzyszyć poinformuje go o tym na przykład rano, lub za parę dni. Usiadł więc ponownie za biurkiem i zaczął sprawdzać wypisane niedawno dokumenty. Był bardzo skrupulatny w pracy i nie znosił pomyłek, zwłaszcza na własnych pismach. Minęło może pół godziny, a usłyszał pukanie do drzwi.
- Wejść - rzucił od niechcenia. Do komnaty wszedł sługa, któremu wcześniej dał liścik. Zobaczył, że mężczyzna niesie w dłoni złożoną kartkę. Poczuł nagły przypływ beznadziei i smutku. Odesłała jego wiadomość... No tak mógł się tego spodziewać, co on sobie myślał... Dręczył się w myślach.
- Odpowiedź - rzekł służący. Tristan zmarszczył brwi z niedowierzaniem i wyciągnął rękę po kartkę.
- Zaczekaj - rzekł do sługi otwierając liścik. Ulżyło mu. Nie mógł czekać i od razu napisał odpowiedź.
"Wyjeżdżam za dwa dni w południe. Będę czekał przy stajniach.
Tristan"
Złożył kolejną kartkę i kazał zanieść ją słudze do Meredith.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Dwórka była dziwnie podekscytowana propozycją Tristana, chodził tam i z powrotem nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ale co wprawiło ją w taki nastrój? Możliwość rozwinięcia tego spotkania w coś większego? W przyjaźń, której tak potrzebowała? W końcu człowiek nie jest stworzony po to, by żyć w samotności. Jedna wiadomość od Tristana i tyle radości, ciekawe co by zrobił gdyby o tym wiedział. A może popełniła błąd, że odpisała tak szybko? Może to nie było w dobrym guście i było takie… Łatwe? Ale przecież niczego więcej jej nie proponował, to tylko wspólny wyjazd i może być spokojna, że niczego złego z tego nie będzie. Meredith była tak naładowana energią, że wysprzątała cały stolik, przy którym pracowała, zaczęła nawet układać rzeczy przydatne przy szyciu, kiedy nagle usłyszała pukanie do drzwi. Od razu spojrzała w ich stronę i czym prędzej ruszyła, by je otworzyć. Przed nimi stał ten sam mężczyzna, który wcześniej przyniósł jej wiadomość, tym razem przywitała go wesołym uśmiechem, co mogło wyglądać jakby czekała na ten liścik niczym zakochana w Tristanie. Aven zabrała karteczkę i odczytała wiadomość. Więc to już za dwa dni!
Postanowiła odpisać jeszcze, może to sprawi mu radość? Właściwie… Nigdy nie dostawała takich listów. Raz dwa naskrobała na czystym kawałku papieru:
„ W takim razie spodziewaj się mnie. Może wytrzymasz ze mną nieco dłużej.
Meredith.”
Zaśmiała się do siebie i od razu złożyła karteczkę, po czym wręczyła ją oczekującemu słudze. Pożegnała się z nim uprzejmie, po czym zamknęła drzwi. W co się wpakowała? Tego jeszcze nie wiedziała, ale zapowiadało się ciekawie.
Dwa dni później.
Meredith miała wrażenie, że momentami czas dłużył się nie do zniesienia. Cóż, musiała przyznać przed samą sobą, że naprawdę czekała na ten wyjazd z Tristanem. Po pierwsze, będzie miała okazję poznać go lepiej, może nawet od innej strony, a po drugie, będzie miała również okazję by zobaczyć jego dwór, a to na pewno będzie całkiem ciekawym doświadczeniem. Czas zabijała robieniem kolejnych ozdób, przygotowywaniem materiałów… Jej myśli krążyły wokół mężczyzny, który zrobił na niej miłe wrażenie. Ale co będzie dalej? Czas pokaże.
W końcu nadszedł ten wyczekiwany czas, w którym musiała przygotować się do wyjazdu. Zima była mroźna, więc nie mogła pozwolić sobie na jakąś zwiewną sukienkę, poza tym, podróż na pewno odbędzie się konno, więc powinno być jej wygodnie. Niewiele zwlekając zaczęła przebierać się w coś ciepłego, założyła ciepłe, wełniane pończochy, nawet pokusiła się na ciepłą halkę, by nie rozchorować się podczas podróży. Co do reszty stroju, wybór padł na sukienkę wykonaną z warstw grubszych materiałów w odcieniach brązu i zieleni, do tego włożyła płaszcz z futrem, które szczelnie otulało szyję. Całości dopełniła jasna, futrzana czapka, wręcz idealna na taki mróz, a na dłoniach kobiety znalazły się rękawiczki. Meredith spojrzała na swoje odbicie w lustrze, poprawiła sukienkę, płacz i kaptur, po czym uśmiechnęła się lekko. Była gotowa do tej niecodziennej podróży.
Zadowolona ruszyła raz dwa do umówionego miejsca, byłą naprawdę podekscytowana i nie mogła doczekać się wyjazdu. Aven skierowała swoje korki w kierunku stajni, już z jakiejś odległości dostrzegła Tristana, który rozmawiał z kimś, na sam widok mężczyzny, na jej ustach pojawił się uśmiech i od razu przyspieszyła korku.
Postanowiła odpisać jeszcze, może to sprawi mu radość? Właściwie… Nigdy nie dostawała takich listów. Raz dwa naskrobała na czystym kawałku papieru:
„ W takim razie spodziewaj się mnie. Może wytrzymasz ze mną nieco dłużej.
Meredith.”
Zaśmiała się do siebie i od razu złożyła karteczkę, po czym wręczyła ją oczekującemu słudze. Pożegnała się z nim uprzejmie, po czym zamknęła drzwi. W co się wpakowała? Tego jeszcze nie wiedziała, ale zapowiadało się ciekawie.
Dwa dni później.
Meredith miała wrażenie, że momentami czas dłużył się nie do zniesienia. Cóż, musiała przyznać przed samą sobą, że naprawdę czekała na ten wyjazd z Tristanem. Po pierwsze, będzie miała okazję poznać go lepiej, może nawet od innej strony, a po drugie, będzie miała również okazję by zobaczyć jego dwór, a to na pewno będzie całkiem ciekawym doświadczeniem. Czas zabijała robieniem kolejnych ozdób, przygotowywaniem materiałów… Jej myśli krążyły wokół mężczyzny, który zrobił na niej miłe wrażenie. Ale co będzie dalej? Czas pokaże.
W końcu nadszedł ten wyczekiwany czas, w którym musiała przygotować się do wyjazdu. Zima była mroźna, więc nie mogła pozwolić sobie na jakąś zwiewną sukienkę, poza tym, podróż na pewno odbędzie się konno, więc powinno być jej wygodnie. Niewiele zwlekając zaczęła przebierać się w coś ciepłego, założyła ciepłe, wełniane pończochy, nawet pokusiła się na ciepłą halkę, by nie rozchorować się podczas podróży. Co do reszty stroju, wybór padł na sukienkę wykonaną z warstw grubszych materiałów w odcieniach brązu i zieleni, do tego włożyła płaszcz z futrem, które szczelnie otulało szyję. Całości dopełniła jasna, futrzana czapka, wręcz idealna na taki mróz, a na dłoniach kobiety znalazły się rękawiczki. Meredith spojrzała na swoje odbicie w lustrze, poprawiła sukienkę, płacz i kaptur, po czym uśmiechnęła się lekko. Była gotowa do tej niecodziennej podróży.
Zadowolona ruszyła raz dwa do umówionego miejsca, byłą naprawdę podekscytowana i nie mogła doczekać się wyjazdu. Aven skierowała swoje korki w kierunku stajni, już z jakiejś odległości dostrzegła Tristana, który rozmawiał z kimś, na sam widok mężczyzny, na jej ustach pojawił się uśmiech i od razu przyspieszyła korku.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Tristan stał przed stajnią i rozmawiał z kawalkatorem, mistrzem jeździectwa, który zajmował się trenowaniem koni w królewskiej stajni. Mężczyzna miał około czterdziestu lat, ale był smukły i wysportowany. Miał na sobie futrzany płaszcz, długie, granatowe spodnie i czarne kozaki obszywane futrem. Wyglądał niezwykle elegancko. Kawalkatorów w zamku było kilkoro. Król cenił sobie konie, a co za tym szło, ich treningi. Wierzchowce sprowadzano do Rodendronii nawet z Nandan-Theru, który przecież słynął z najlepszych w Alaranii koni.
Sam Tristan ubrany był jednak dużo lepiej niż kawalkator. Od razu widać było, który z nich jest szlachcicem. Miał na sobie płaszcz z srebrnego futra o długim włosiu. Spięty pod szyją złotymi, ciężkimi broszami. Ciemne włosy zaplecione w warkoczy przylegający do głowy i zawiązane mocno czarnym rzemieniem. Grzywkę zagarniętą miał na tył głowy, odsłaniał więc całe swoje oblicze. Futrzaną czapkę trzymał w rękach, na które nałożono czarne, grube rękawice. Na nogach zaś miał ciemnobrązowe kozaki sięgające za kolano, mocno związane kilkoma rzemieniami wokół łydki, tak by śnieg nie dostawał się do środka.
Mężczyzna usłyszał chrupanie śniegu pod czyimiś stopami i odwrócił się. Na jego ustach pojawił się wielki, szczery uśmiech. Przyszła. Odetchnął z ulgą. Ciągle bał się, że jednak się rozmyśli. Ale jednak przyszła. Aż sam nie mógł uwierzyć w to jak bardzo się ucieszył.
- Meredith - uśmiechnął się raz jeszcze witając z kobietą. Tym razem ominął formułki grzecznościowe. Chwycił jej dłoń i pochylił się, jakby całował ją w rękę. Jednak gdy kobieta miała zimowe ubranie i rękawiczki należało jedynie pochylić głowę.
- Bardzo ładnie wyglądasz - dodał, choć nie miał pojęcia czy powinien.
- To Lawrenc - przedstawił dwórce kawalkatora.
- Lawrenc, to panienka Metredith - trener ukłonił się i przywitał z kobietą.
- Panienko - rzekł grzecznie.
- Cieszę się, że cię widzę - dodał Tristan, gdy Lawrenc już się przywitał.
- Gotowa do drogi?
Sam Tristan ubrany był jednak dużo lepiej niż kawalkator. Od razu widać było, który z nich jest szlachcicem. Miał na sobie płaszcz z srebrnego futra o długim włosiu. Spięty pod szyją złotymi, ciężkimi broszami. Ciemne włosy zaplecione w warkoczy przylegający do głowy i zawiązane mocno czarnym rzemieniem. Grzywkę zagarniętą miał na tył głowy, odsłaniał więc całe swoje oblicze. Futrzaną czapkę trzymał w rękach, na które nałożono czarne, grube rękawice. Na nogach zaś miał ciemnobrązowe kozaki sięgające za kolano, mocno związane kilkoma rzemieniami wokół łydki, tak by śnieg nie dostawał się do środka.
Mężczyzna usłyszał chrupanie śniegu pod czyimiś stopami i odwrócił się. Na jego ustach pojawił się wielki, szczery uśmiech. Przyszła. Odetchnął z ulgą. Ciągle bał się, że jednak się rozmyśli. Ale jednak przyszła. Aż sam nie mógł uwierzyć w to jak bardzo się ucieszył.
- Meredith - uśmiechnął się raz jeszcze witając z kobietą. Tym razem ominął formułki grzecznościowe. Chwycił jej dłoń i pochylił się, jakby całował ją w rękę. Jednak gdy kobieta miała zimowe ubranie i rękawiczki należało jedynie pochylić głowę.
- Bardzo ładnie wyglądasz - dodał, choć nie miał pojęcia czy powinien.
- To Lawrenc - przedstawił dwórce kawalkatora.
- Lawrenc, to panienka Metredith - trener ukłonił się i przywitał z kobietą.
- Panienko - rzekł grzecznie.
- Cieszę się, że cię widzę - dodał Tristan, gdy Lawrenc już się przywitał.
- Gotowa do drogi?
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Już z daleka dostrzegła to, że Tristan wygląda tak bardzo.. dostojnie? Tak wyróżniał się na tle innych, aż dziwnym był fakt, że nikt go nie pokochał, bo przecież nie był złym człowiekiem ,a do tego prezentował się całkiem niczego sobie. Meredith westchnęła cicho, bo to wydawało się jej całkiem dziwne i nieco przykre.
Mężczyzna zauważył ją, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, od razu odwzajemniła ten gest, idąc w jego stronę i starając się nie wywinąć orła na skrzypiącym śniegu.
- Dzień dobry, Tristanie. – powiedziała wesoło, bo takie przyjemnie powitanie z jego strony, było naprawdę miłe. Ktoś ucieszył się na jej widok, a do tego naprawdę nie przywykła, nie zawsze widziała takie uśmiechu na ustach ludzi, których spotykała, a prostując – na ustach mężczyzn.
Tristan ponownie przywitał się z należytym szacunkiem, na co uśmiechnęła się wesoło, a po chwili mogła również usłyszeć komplement.
- Dziękuję, bardzo mi miło. – podziękowała za te miłe słowa, a jej spojrzenie przesunęło się po ubraniu Tristana, musiała przyznać, że naprawdę wyglądało imponująco, przynajmniej w jej oczach.
- I nie tylko ja dziś ładnie wyglądam. – posłała mu uśmiech, po czym spojrzała na mężczyznę, który został jej przedstawiony.
- Dzień dobry. – powiedziała uprzejmie, na jej twarzy wciąż gościł uśmiech, tak bardzo cieszyła się z podróży, poza tym, dawno nie miała okazji by jeździć konno!
- To dobry znak, biorąc pod uwagę pierwsze spotkanie. – zaśmiała się, bo to naprawdę było tak odmiennym doświadczeniem, kto by pomyślał, że w ogóle spotkają się po tamtym razie, pewnie sami wyśmialiby osobę, która powiedziałaby im wtedy, że wybiorą się gdzieś razem.
- Cieszę się, że zechciałeś zabrać mnie ze sobą. – powiedziała szczerze, bo nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką przyjemność sprawił jej tym gestem.
- Jestem gotowa, wręcz nie mogę się doczekać. – odezwała się do niego, choć może nie powinna pokazywać mu jak bardzo się cieszy.
- Daleka droga przed nami? – zapytała po chwili, ale wcale nie przeraziłaby się gdyby musieli jechać przez długi czas, przynajmniej miała okazję na kolejne wyrwanie się z tego miejsca, a naprawdę lubiła podróże.
Mężczyzna zauważył ją, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, od razu odwzajemniła ten gest, idąc w jego stronę i starając się nie wywinąć orła na skrzypiącym śniegu.
- Dzień dobry, Tristanie. – powiedziała wesoło, bo takie przyjemnie powitanie z jego strony, było naprawdę miłe. Ktoś ucieszył się na jej widok, a do tego naprawdę nie przywykła, nie zawsze widziała takie uśmiechu na ustach ludzi, których spotykała, a prostując – na ustach mężczyzn.
Tristan ponownie przywitał się z należytym szacunkiem, na co uśmiechnęła się wesoło, a po chwili mogła również usłyszeć komplement.
- Dziękuję, bardzo mi miło. – podziękowała za te miłe słowa, a jej spojrzenie przesunęło się po ubraniu Tristana, musiała przyznać, że naprawdę wyglądało imponująco, przynajmniej w jej oczach.
- I nie tylko ja dziś ładnie wyglądam. – posłała mu uśmiech, po czym spojrzała na mężczyznę, który został jej przedstawiony.
- Dzień dobry. – powiedziała uprzejmie, na jej twarzy wciąż gościł uśmiech, tak bardzo cieszyła się z podróży, poza tym, dawno nie miała okazji by jeździć konno!
- To dobry znak, biorąc pod uwagę pierwsze spotkanie. – zaśmiała się, bo to naprawdę było tak odmiennym doświadczeniem, kto by pomyślał, że w ogóle spotkają się po tamtym razie, pewnie sami wyśmialiby osobę, która powiedziałaby im wtedy, że wybiorą się gdzieś razem.
- Cieszę się, że zechciałeś zabrać mnie ze sobą. – powiedziała szczerze, bo nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką przyjemność sprawił jej tym gestem.
- Jestem gotowa, wręcz nie mogę się doczekać. – odezwała się do niego, choć może nie powinna pokazywać mu jak bardzo się cieszy.
- Daleka droga przed nami? – zapytała po chwili, ale wcale nie przeraziłaby się gdyby musieli jechać przez długi czas, przynajmniej miała okazję na kolejne wyrwanie się z tego miejsca, a naprawdę lubiła podróże.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
- Miło jest mieć towarzystwoi - uśmiechnął się pogodnie.
- Zwłaszcza takie towarzystwo - dodał.
- Pojedziemy trochę ponad godzinę, wszystko zależy od tego na jaką drogę trafimy, być może czeka nas przeprawa przez zaspy. Pojedziemy przez las, nie powinniśmy napotkać wielu przeszkód, ale kto to wie - opowiedział.
- Chodźmy - rzekła do dziewczyny i zrobił ruch ręką podobny do tego kiedy chciało się kogoś obciąć za plecy, jednak nie dotknął jej. Był to raczej gest asekuracyjny. Wszędzie był śnieg, lód, nie chciał by Meredith co się stało.
weszli do stajni, to śnieg był zamieciony i wyrzucony na zewnątrz. W boksach stały piękne konie różnej maści. Czarny ogier, który stał w ostatnim boksie zarżał głośno. Trener koni szedł przodem prowadząc Tristana i Meredith. Wyszli na zewnątrz, z drugiej strony stajni.
Przed nimi stały piękne, rzeźbione sanie. Duże, z ciemnego drewna, pomalowane czerwoną i zieloną farbą, rzeźbione w ostrokrzewy. Siedzisko w saniach wyściełane było futrem, przez bok przewieszono wielki, gruby, brązowy pled. W saniach siedział już młody woźnica w wełnianej czapce. W boki sań włożono niezapalone jeszcze pochodnie. Najpiękniejsze jednak były zaprzęgnięte do sań konie. Dwa, wielkie wałachy fryzyjskie i długich szczotkach przy kopytach i grzywach zaplecionych w warkoczyki. Każdy zapięty w czerwoną uprząż z szeregiem złotych dzwoneczków i przystrojone w świeży świerk.
- Zwłaszcza takie towarzystwo - dodał.
- Pojedziemy trochę ponad godzinę, wszystko zależy od tego na jaką drogę trafimy, być może czeka nas przeprawa przez zaspy. Pojedziemy przez las, nie powinniśmy napotkać wielu przeszkód, ale kto to wie - opowiedział.
- Chodźmy - rzekła do dziewczyny i zrobił ruch ręką podobny do tego kiedy chciało się kogoś obciąć za plecy, jednak nie dotknął jej. Był to raczej gest asekuracyjny. Wszędzie był śnieg, lód, nie chciał by Meredith co się stało.
weszli do stajni, to śnieg był zamieciony i wyrzucony na zewnątrz. W boksach stały piękne konie różnej maści. Czarny ogier, który stał w ostatnim boksie zarżał głośno. Trener koni szedł przodem prowadząc Tristana i Meredith. Wyszli na zewnątrz, z drugiej strony stajni.
Przed nimi stały piękne, rzeźbione sanie. Duże, z ciemnego drewna, pomalowane czerwoną i zieloną farbą, rzeźbione w ostrokrzewy. Siedzisko w saniach wyściełane było futrem, przez bok przewieszono wielki, gruby, brązowy pled. W saniach siedział już młody woźnica w wełnianej czapce. W boki sań włożono niezapalone jeszcze pochodnie. Najpiękniejsze jednak były zaprzęgnięte do sań konie. Dwa, wielkie wałachy fryzyjskie i długich szczotkach przy kopytach i grzywach zaplecionych w warkoczyki. Każdy zapięty w czerwoną uprząż z szeregiem złotych dzwoneczków i przystrojone w świeży świerk.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Meredith uśmiechnęła się radośnie, oboje mieli dobre humory i najwyraźniej cieszyli się ze swojego towarzystwa. Może faktycznie gdyby nie Tristan, taka wycieczka nie byłaby zbyt fajna? Może trafiłaby na kogoś niemiłego i nudnego? A tu proszę, mężczyzna, który okazuje się całkiem miłą osobą.
- Brzmi jak bardzo ciekawa podróż. – powiedziała z uśmiechem na twarzy, nie mogąc doczekać się aż wsiądzie na konia i oboje ruszą przed siebie. Tyle atrakcji jednego dnia! Dwórka była naprawdę zadowolona z takiego obrotu spraw.
Tristan wyciągnął do niej rękę, przez moment myślała, że chce ją objąć, na co spięła się lekko, choć on tego pewnie nie zauważył. Szybko jednak okazało się, że wcale jej nie dotknął, a zwyczajnie dbał o to by nie przewróciła się. Kolejny plus dla niego, za tak pozytywne zachowanie. Aven ruszyła w stronę stajni, lubiła to miejsce, choć wcale nie przebywała w nim często, ale wiedziała jak piękne konie znajdują się właśnie tutaj.
Kobieta przyglądała się pięknym koniom, uśmiech nie znikał z jej ust, pomyśleć, że za chwilę będzie mogła dosiąść jednego z nich i pojechać razem z Tristanem do jego dworu.
Jakie było jej zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie czekają na nich osiodłane konie, a coś zupełnie innego.
- Nie wierzę… - wyrwało się z jej ust, kiedy stanęła zupełnie osłupiała, z otwartymi ustami, a jej spojrzenie było wlepione w piękne sanie zaprzęgnięte w jeszcze piękniejsze konie.
- To.. Te sanie.. My.. – popatrzyła na Tristana, nie mogąc wypowiedzieć zdania, a potem ponownie zerknęła na sanie.
- One… są piękne! – podbiegła do sań by przyjrzeć się im bliżej. Były takie piękne! Nigdy nie jechała saniami , a teraz będzie miała okazję! Jej dłoń odziana w rękawiczkę, przesunęła się delikatnie po rzeźbieniach, Meredith była wniebowzięta. Z ogromnym uśmiechem na twarzy podziwiała każde żłobienie, kolory, nie potrafiła wyrazić zachwytu z tego co zobaczyła. Po chwili odwróciła się do Tristana, który mógł zobaczyć w jej oczach szczerą radość. Zaraz potem ruszyła do koni, pięknych koni, które prezentowały się idealnie w tej scenerii i z tymi saniami. Aven wyciągnęła dłoń do jednego z nich, po chwili pogłaskała go po szyi, była po prostu zafascynowana tym wszystkim, zupełnie jak małe dziecko, które pierwszy raz widzi coś tak pięknego. Dwórka podniosłą spojrzenie na młodego woźnicę i ukłoniła się radośnie, by potem ponownie zerknąć na Tristana.
- Nie spodziewałam się tego, sprawiłeś mi ogromną radość, dziękuję! – powiedziała ciesząc się jak nigdy.
- Brzmi jak bardzo ciekawa podróż. – powiedziała z uśmiechem na twarzy, nie mogąc doczekać się aż wsiądzie na konia i oboje ruszą przed siebie. Tyle atrakcji jednego dnia! Dwórka była naprawdę zadowolona z takiego obrotu spraw.
Tristan wyciągnął do niej rękę, przez moment myślała, że chce ją objąć, na co spięła się lekko, choć on tego pewnie nie zauważył. Szybko jednak okazało się, że wcale jej nie dotknął, a zwyczajnie dbał o to by nie przewróciła się. Kolejny plus dla niego, za tak pozytywne zachowanie. Aven ruszyła w stronę stajni, lubiła to miejsce, choć wcale nie przebywała w nim często, ale wiedziała jak piękne konie znajdują się właśnie tutaj.
Kobieta przyglądała się pięknym koniom, uśmiech nie znikał z jej ust, pomyśleć, że za chwilę będzie mogła dosiąść jednego z nich i pojechać razem z Tristanem do jego dworu.
Jakie było jej zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie czekają na nich osiodłane konie, a coś zupełnie innego.
- Nie wierzę… - wyrwało się z jej ust, kiedy stanęła zupełnie osłupiała, z otwartymi ustami, a jej spojrzenie było wlepione w piękne sanie zaprzęgnięte w jeszcze piękniejsze konie.
- To.. Te sanie.. My.. – popatrzyła na Tristana, nie mogąc wypowiedzieć zdania, a potem ponownie zerknęła na sanie.
- One… są piękne! – podbiegła do sań by przyjrzeć się im bliżej. Były takie piękne! Nigdy nie jechała saniami , a teraz będzie miała okazję! Jej dłoń odziana w rękawiczkę, przesunęła się delikatnie po rzeźbieniach, Meredith była wniebowzięta. Z ogromnym uśmiechem na twarzy podziwiała każde żłobienie, kolory, nie potrafiła wyrazić zachwytu z tego co zobaczyła. Po chwili odwróciła się do Tristana, który mógł zobaczyć w jej oczach szczerą radość. Zaraz potem ruszyła do koni, pięknych koni, które prezentowały się idealnie w tej scenerii i z tymi saniami. Aven wyciągnęła dłoń do jednego z nich, po chwili pogłaskała go po szyi, była po prostu zafascynowana tym wszystkim, zupełnie jak małe dziecko, które pierwszy raz widzi coś tak pięknego. Dwórka podniosłą spojrzenie na młodego woźnicę i ukłoniła się radośnie, by potem ponownie zerknąć na Tristana.
- Nie spodziewałam się tego, sprawiłeś mi ogromną radość, dziękuję! – powiedziała ciesząc się jak nigdy.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Tristan poczuł w sercu coś bardzo dziwnego. Ukłucie, które nie było mu obce, lecz bardzo rzadko się pojawiało. Sprawił komuś radość, patrzył na zachwyconą Meredith i poczuł, że jej uśmiech, jej podekscytowanie i szczęście, ta lekkość i jej spontaniczność, jemu sprawia równą radość, co jej widok sań. Uszczęśliwił ją i przez to sam poczuł się szczęśliwy. Ach... jak dawno zgasło w nim to uczucie, zupełnie nie pamiętał kiedy ostatnio tak się czuł. Meredith była taka żywa i wesoła. Jej uśmiech był ja ogień w kominku w zimowy dzień, tak ciepły i prawdziwy. Na policzkach miała rumieńce od mrozu, a w oczach iskierki radości. Jej widok sprawił, że przez myśl przeszło mu, że mógłby tak uszczęśliwiać ją... częściej. Ais miała rację, ta dziewczyna była pełna wigoru, pełna radości i uśmiechu. W niczym nie przypominała wyrachowanej i pyskatej dziewuchy sprzed kilku dni. Teraz była zupełnie kimś innym, kimś kogo Tristan z pewnością mógłby pokochać, jednak nie potrafił się do tego przyznać.
- Ty sprawiasz radość mnie - powiedział Tristan i przysunął się do niej. Staną za Meredith, ale nie dotknął jej. Wyciągnął tylko dłoń do konia by pogłaskać go takimi samymi ruchami co dziewczyna. Tristan był postawny i wysoki, więc mógł stać tak swobodnie, nie naruszając granic Meredith.
- To Zefir - rzekł - piękny koń prawda, jest silny i opanowany, niezwykły rumak. A to - odsunął się od Zefira, obszedł Meredith i podszedł do drugiego wałacha - jego brat Wicher - położył Wichrowi dłoń na pysku i zaczął go głaskać.
- Wicher jest młodszy i zdecydowanie bardziej narwany niż jego starszy brat. Prawda Wicherku - odezwał się do konia, podszedł jeszcze bliżej i oparł swoje czoło o czoło zwierzęcia.
- Tak, mój piękny, jesteś porywczy, ale wcale nie taki zły, masz dobre serce - mężczyzna cmoknął konia w pysk, a ten zarżał wesoło.
- No masz dobre serce, zobacz kogo ci dziś przyprowadziłem - wyciągnął rękę do Meredith w geście zaproszenia, tak by podeszła bliżej i pokazała się Wichrowi. Koń zarażał jeszcze raz wyrzucając głowę do tyłu, co sprawiło, że dzwoneczki przypięte do uprzęży zaczęły dzwonić.
- Hahaha - zaśmiał się Tristan - ja wiem, lubisz młode panny - żartował gładząc konia po pysku.
- Tak więc Meredith - spojrzał na kobietę - te dwa piękne konie będą nam dziś towarzyszyć i to dzięki ich uprzejmości my będziemy mogli podróżować w saniach. Bardzo cieszę się, że mogłam sprawić ci radość naszym sposobem podróży. U nas w Lirien sanie były najczęstszym środkiem transportu zimą, kiedy spadał śnieg. Poza tym uznałem, że wygodniej nam będzie w saniach, niż jadąc wierzchem.
- Ty sprawiasz radość mnie - powiedział Tristan i przysunął się do niej. Staną za Meredith, ale nie dotknął jej. Wyciągnął tylko dłoń do konia by pogłaskać go takimi samymi ruchami co dziewczyna. Tristan był postawny i wysoki, więc mógł stać tak swobodnie, nie naruszając granic Meredith.
- To Zefir - rzekł - piękny koń prawda, jest silny i opanowany, niezwykły rumak. A to - odsunął się od Zefira, obszedł Meredith i podszedł do drugiego wałacha - jego brat Wicher - położył Wichrowi dłoń na pysku i zaczął go głaskać.
- Wicher jest młodszy i zdecydowanie bardziej narwany niż jego starszy brat. Prawda Wicherku - odezwał się do konia, podszedł jeszcze bliżej i oparł swoje czoło o czoło zwierzęcia.
- Tak, mój piękny, jesteś porywczy, ale wcale nie taki zły, masz dobre serce - mężczyzna cmoknął konia w pysk, a ten zarżał wesoło.
- No masz dobre serce, zobacz kogo ci dziś przyprowadziłem - wyciągnął rękę do Meredith w geście zaproszenia, tak by podeszła bliżej i pokazała się Wichrowi. Koń zarażał jeszcze raz wyrzucając głowę do tyłu, co sprawiło, że dzwoneczki przypięte do uprzęży zaczęły dzwonić.
- Hahaha - zaśmiał się Tristan - ja wiem, lubisz młode panny - żartował gładząc konia po pysku.
- Tak więc Meredith - spojrzał na kobietę - te dwa piękne konie będą nam dziś towarzyszyć i to dzięki ich uprzejmości my będziemy mogli podróżować w saniach. Bardzo cieszę się, że mogłam sprawić ci radość naszym sposobem podróży. U nas w Lirien sanie były najczęstszym środkiem transportu zimą, kiedy spadał śnieg. Poza tym uznałem, że wygodniej nam będzie w saniach, niż jadąc wierzchem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Dwórka z zachwytem przyglądała się zwierzętom, przypomniała sobie jak dawno nie miała okazji by jeździć wierzchem, może to przez to, że nadeszła zima i nie miała aż tylu okazji do wypraw? Mimo wszystko, radość malowała się na jej twarzy i jak się okazało, Tristan również podzielał to szczęście.
Mężczyzna podszedł bliżej niej, wcale jej to nie przeszkadzało, czuła się przy nim jakoś tak bezpieczniej, zupełnie inaczej niż tamtym razem, kiedy był tak rozdrażniony.
- Witaj Zefirze. – powiedziała wesoło i raz jeszcze pogłaskała konia, kiedy Tristan przedstawił jej ich nowego przyjaciela. Drugi z nich miał na imię Wicher, bardzo ładne imiona jak dla koni, przeszło jej przez myśl. Meredith spojrzała na Tristana, który opowiadał jej o drugim koniu, później jakby nigdy nic zaczął przemawiać do niego. Słowa, które padły z ust mężczyzny sprawiły, że na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech i aż podeszła bliżej.
- Macie więc coś wspólnego. – powiedziała przyjaźnie, bo tak właśnie było, oboje byli narwani, ale mieli dobre serca. Spojrzenie Aven powędrowało do wałacha, nawet ukłoniła się miło, ale zabawnie, kiedy została przedstawiona, reakcja zwierzęcia tak ją rozbawiła, że roześmiała się wesoło.
- Kto by pomyślał, że taki z niego wielbiciel. – powiedziała rozbawiona i położyła dłoń na jego szyi, by powoli przesunąć nią w lekkie pieszczocie.
- Piękny jesteś, miło cię poznać. – odezwała się patrząc na zwierzę, później jej spojrzenie powróciło do Tristana, który sprawił jej dziś tak ogromną radość.
- Naprawdę, potrafisz zaskakiwać, nie spodziewałam się czegoś takiego. – przyznała z uśmiechem, patrząc na mężczyznę.
- Pomyśleć, że nigdy nie miałam okazji do podróżowania w ten sposób. Nie mogę się doczekać. – dodała z autentycznym entuzjazmem i raz jeszcze pogłaskała oba konie.
- Na pewno długo nie zapomnę tego momentu. – zerknęła na Tristana, ciesząc się, że na tę podróż wybrał właśnie ją.
- Chodźmy! – rzuciła wesoło, choć może nie powinna, ale naprawdę nie mogła doczekać się podróży.
Mężczyzna podszedł bliżej niej, wcale jej to nie przeszkadzało, czuła się przy nim jakoś tak bezpieczniej, zupełnie inaczej niż tamtym razem, kiedy był tak rozdrażniony.
- Witaj Zefirze. – powiedziała wesoło i raz jeszcze pogłaskała konia, kiedy Tristan przedstawił jej ich nowego przyjaciela. Drugi z nich miał na imię Wicher, bardzo ładne imiona jak dla koni, przeszło jej przez myśl. Meredith spojrzała na Tristana, który opowiadał jej o drugim koniu, później jakby nigdy nic zaczął przemawiać do niego. Słowa, które padły z ust mężczyzny sprawiły, że na jej ustach pojawił się ciepły uśmiech i aż podeszła bliżej.
- Macie więc coś wspólnego. – powiedziała przyjaźnie, bo tak właśnie było, oboje byli narwani, ale mieli dobre serca. Spojrzenie Aven powędrowało do wałacha, nawet ukłoniła się miło, ale zabawnie, kiedy została przedstawiona, reakcja zwierzęcia tak ją rozbawiła, że roześmiała się wesoło.
- Kto by pomyślał, że taki z niego wielbiciel. – powiedziała rozbawiona i położyła dłoń na jego szyi, by powoli przesunąć nią w lekkie pieszczocie.
- Piękny jesteś, miło cię poznać. – odezwała się patrząc na zwierzę, później jej spojrzenie powróciło do Tristana, który sprawił jej dziś tak ogromną radość.
- Naprawdę, potrafisz zaskakiwać, nie spodziewałam się czegoś takiego. – przyznała z uśmiechem, patrząc na mężczyznę.
- Pomyśleć, że nigdy nie miałam okazji do podróżowania w ten sposób. Nie mogę się doczekać. – dodała z autentycznym entuzjazmem i raz jeszcze pogłaskała oba konie.
- Na pewno długo nie zapomnę tego momentu. – zerknęła na Tristana, ciesząc się, że na tę podróż wybrał właśnie ją.
- Chodźmy! – rzuciła wesoło, choć może nie powinna, ale naprawdę nie mogła doczekać się podróży.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Sprawianie jej radości było niezwykłe i niespotykanie przyjemne. Nie mógł się nie uśmiechać. Nie sądził, że ten wyjazd sprawi jej taka radość. Nie zaplanował go specjalnie w ten sposób. Ot uznał, że podróż saniami będzie dużo lepsza niż wierzchem. Nie próbował jej zaimponować, po prostu chciał żeby miło spędzili czas nie tylko we dworze, ale też po drodze. Miał nadzieję, że nie pomyślała, że robi to specjalnie. On był po prostu miły, a Meredith była godną towarzyszką, wreszcie nie musiał jechać do dworu sam.
- Chodźmy - rzekł i ruszył do sań, rzecz jasna puścił Meredith przodem i pomógł jej wsiąść. Potem sam wszedł do sań i siadł obok niej. Chwycił za gruby pled, który do tej pory przewieszony był przez bok sań. Rozłożył go i przykrył ich oboje. Pled przyległ do ich nóg i teraz grzał ich przyjemnie.
- Ruszamy - powiedział do woźnicy. Młody spiął konie. Sanie ruszyły powoli, konie zarżały, a dzwoneczki przypięte do uprzęży zaczęły dzwonić rytmicznie. Wielkie kopyta, dwóch czarnych koni wyrzucały spod siebie śnieg. Sanie sunęły, a zimny wiatr owiewał im twarze. Szybko wyjechali z dużego placu, który znajdował się za stajniami. Znaleźli się na otwartej przestrzeni. Na wielkiej równinie znajdującej się na południe od Rododendronii. Przed nimi rozciągała się bezkresna biel. Niebo było lodowo niebieskie i w linii horyzontu zlewało się z ziemią. Była prawdziwie zimowa pogoda. Tristan nie bardzo wiedział co powiedzieć teraz. Siedzieli bardzo blisko siebie, otuleni w futrzane płaszcze i przykryci ciepłym kocem.
- Chodźmy - rzekł i ruszył do sań, rzecz jasna puścił Meredith przodem i pomógł jej wsiąść. Potem sam wszedł do sań i siadł obok niej. Chwycił za gruby pled, który do tej pory przewieszony był przez bok sań. Rozłożył go i przykrył ich oboje. Pled przyległ do ich nóg i teraz grzał ich przyjemnie.
- Ruszamy - powiedział do woźnicy. Młody spiął konie. Sanie ruszyły powoli, konie zarżały, a dzwoneczki przypięte do uprzęży zaczęły dzwonić rytmicznie. Wielkie kopyta, dwóch czarnych koni wyrzucały spod siebie śnieg. Sanie sunęły, a zimny wiatr owiewał im twarze. Szybko wyjechali z dużego placu, który znajdował się za stajniami. Znaleźli się na otwartej przestrzeni. Na wielkiej równinie znajdującej się na południe od Rododendronii. Przed nimi rozciągała się bezkresna biel. Niebo było lodowo niebieskie i w linii horyzontu zlewało się z ziemią. Była prawdziwie zimowa pogoda. Tristan nie bardzo wiedział co powiedzieć teraz. Siedzieli bardzo blisko siebie, otuleni w futrzane płaszcze i przykryci ciepłym kocem.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Dwórka pozwoliła Tristanowi na pomoc we wsiadaniu do sań. Siedzenie okazało się całkiem przyjemnie wygodne. Kobieta spojrzała na Tristana, który usiadł obok niej, a zaraz potem okrył ich ciepłym pledem. Uśmiech nie znikał z ust Meredith, która cieszyła się w tym momencie najmniejszą rzeczą, nawet zaśmiała się cicho, kiedy usłyszała dzwoniące dzwoneczki, gdy tylko sanie ruszyły. Widok świata pokrytego grubą warstwą białego puchu był tak piękny, że Aven przez dłuższą chwilę rozglądała się chłonąc każdy obrazek. Zaaferowana tym wszystkim, dopiero potem zdała sobie sprawę jak blisko Tristana siedzi, właściwie, to pierwszy raz gdy ma okazję spędzać z jakimkolwiek mężczyzna czas w ten właśnie sposób, nie wspominając o bliskości.
- Widzisz? Zima potrafi być piękna, wszystko wydaje się takie czyste, spokojne. – spojrzała na niego uśmiechając się i podając powody, za które jednak można lubić zimę.
Meredith przez moment przyglądała się Tristanowi, tak jakby zastanawiała się nad czymś, choć minę miała bardzo wesołą, a to przez to, że była naprawdę zadowolona z tej podróży.
- O czym myślisz? – zapytała z uśmiechem, zastanawiając się co też siedzi mu teraz w głowie, choć to pytanie nie miało być wścibskie czy w jakikolwiek sposób złośliwe.
Przez chwilę zastanawiała się nawet czy byłaby w stanie pokochać Tristana. Odpowiedź na to pytanie z pozoru była bardzo prosta – oczywiście, że tak. Ale z drugiej strony bała się tego, może nie była też gotowa na oddanie się komuś, na zmianę życia. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jadą do dworu, w którym mieszałaby jako żona Tristana. Póki co jednak, nie zaprzątała sobie głowy takimi myślami, chciała skupić się na radości, jaką daje jej podróżowanie w ten sposób, poza tym, w końcu podróżuje bez żadnych obowiązków.
Swoją droga, również nie mogła doczekać się tego, aż zobaczy dwór, który należy do Tristana, nie dlatego, że kiedyś mogłaby w nim zamieszkać, a tak po prostu, była ciekawa.
- Widzisz? Zima potrafi być piękna, wszystko wydaje się takie czyste, spokojne. – spojrzała na niego uśmiechając się i podając powody, za które jednak można lubić zimę.
Meredith przez moment przyglądała się Tristanowi, tak jakby zastanawiała się nad czymś, choć minę miała bardzo wesołą, a to przez to, że była naprawdę zadowolona z tej podróży.
- O czym myślisz? – zapytała z uśmiechem, zastanawiając się co też siedzi mu teraz w głowie, choć to pytanie nie miało być wścibskie czy w jakikolwiek sposób złośliwe.
Przez chwilę zastanawiała się nawet czy byłaby w stanie pokochać Tristana. Odpowiedź na to pytanie z pozoru była bardzo prosta – oczywiście, że tak. Ale z drugiej strony bała się tego, może nie była też gotowa na oddanie się komuś, na zmianę życia. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jadą do dworu, w którym mieszałaby jako żona Tristana. Póki co jednak, nie zaprzątała sobie głowy takimi myślami, chciała skupić się na radości, jaką daje jej podróżowanie w ten sposób, poza tym, w końcu podróżuje bez żadnych obowiązków.
Swoją droga, również nie mogła doczekać się tego, aż zobaczy dwór, który należy do Tristana, nie dlatego, że kiedyś mogłaby w nim zamieszkać, a tak po prostu, była ciekawa.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
- Myślę o bardzo wielu rzeczach - odpowiedział spokojnie.
- Na przykład o tym, że sprawienie ci przyjemności mnie uszczęśliwia. Odkryłem to kiedy zobaczyłaś sanie. Nie sądziłem, że tak bardzo się ucieszysz. Nie wybrałem ich żeby ci zaimponować, ot po prostu chciałem żeby było ci wygodnie, żeby podróż minęła nam przyjemnie. Widzisz... przepraszam cię za tamto spotkanie. Rozmawiałem wtedy z Ais, powiedziałem jej że ma rację, że zdrowy rozsądek nakazuje mi znaleźć żonę, bo dzieci potrzebują mamy. Ale nie chciałem małżeństwa z przymusu. Nie chcę takiego małżeństwa. Powiedziałem jej, że jeśli kogoś mam poznać, to tylko wtedy kiedy ta druga osoba też będzie tego chciała. Myślałem, że Ais przyprowadzi mi kobietę, która szuka męża, szuka stabilności, bezpieczeństwa i jest w stanie zająć się moimi dziećmi. Kiedy powiedziałaś, że przychodzisz by nikogo nie zawieźć poczułem się oszukany. Mam nadzieję, że rozumiesz. Wiem, że w tym wszystkim nie było w ogóle twojej winy, a oboje zachowaliśmy się wobec siebie jak najgorsi wrogowie. Przepraszam - powtórzył.
- Mam do ciebie pytanie - zmienił nagle temat.
- Nie przeszkadza ci, że mówię to wszystko, że opowiadam o moich żonach, o moich dzieciach, o tym co przeżyłem, o tym jak wyglądało moje życie, że było trudne? Nie chcę żebyś się nade mną litowała, nie chcę żebyś myślała, że jestem słaby. że narzekam, że żale ci się. Wcale tak nie jest, po prostu... kiedy przyszłaś przeprosić wzbudziłaś we mnie ogromne zaufanie, więc postanowiłem mówić otwarcie.
- Na przykład o tym, że sprawienie ci przyjemności mnie uszczęśliwia. Odkryłem to kiedy zobaczyłaś sanie. Nie sądziłem, że tak bardzo się ucieszysz. Nie wybrałem ich żeby ci zaimponować, ot po prostu chciałem żeby było ci wygodnie, żeby podróż minęła nam przyjemnie. Widzisz... przepraszam cię za tamto spotkanie. Rozmawiałem wtedy z Ais, powiedziałem jej że ma rację, że zdrowy rozsądek nakazuje mi znaleźć żonę, bo dzieci potrzebują mamy. Ale nie chciałem małżeństwa z przymusu. Nie chcę takiego małżeństwa. Powiedziałem jej, że jeśli kogoś mam poznać, to tylko wtedy kiedy ta druga osoba też będzie tego chciała. Myślałem, że Ais przyprowadzi mi kobietę, która szuka męża, szuka stabilności, bezpieczeństwa i jest w stanie zająć się moimi dziećmi. Kiedy powiedziałaś, że przychodzisz by nikogo nie zawieźć poczułem się oszukany. Mam nadzieję, że rozumiesz. Wiem, że w tym wszystkim nie było w ogóle twojej winy, a oboje zachowaliśmy się wobec siebie jak najgorsi wrogowie. Przepraszam - powtórzył.
- Mam do ciebie pytanie - zmienił nagle temat.
- Nie przeszkadza ci, że mówię to wszystko, że opowiadam o moich żonach, o moich dzieciach, o tym co przeżyłem, o tym jak wyglądało moje życie, że było trudne? Nie chcę żebyś się nade mną litowała, nie chcę żebyś myślała, że jestem słaby. że narzekam, że żale ci się. Wcale tak nie jest, po prostu... kiedy przyszłaś przeprosić wzbudziłaś we mnie ogromne zaufanie, więc postanowiłem mówić otwarcie.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Meredith wcale nie musiała czekać na odpowiedź Tristana, z początku myślała, że jej słowa zostaną odebrane jak żart, a mężczyzna po prostu odpowie jakąś uwagą, po czym Aven zachichotała, ale okazało się, że on naprawdę powiedział jej co myśli. Kobieta przyglądała się mu słuchając tego co mówi. Nie sądziła, że kiedykolwiek usłyszy od niego coś takiego, a tutaj proszę, dzień pełen niespodzianek!
- Och nawet nie pomyślałam, że chcesz mi zaimponować, ale gdybyś chciał to faktycznie miałbyś czym. – zaśmiała się cicho.
- Sprawiłeś mi niesamowitą radość, to mój pierwszy raz, bardzo cieszę się, że zrobiłeś coś takiego. – powiedziała ze szczerym uśmiechem pełnym radości. Podczas kolejnej wypowiedzi Tristana, Meredith nie przerwała mu, wysłuchała do końca , bo chciała znać jego zdanie i naprawdę, była im potrzebna taka rozmowa.
- Ja wiem, tamto spotkanie wyszło dosyć dziwnie. Ja jestem upartą osobą, czasem w złych momentach, wiem, że nikt do niczego mnie nie zmusza. Źle powiedziałam to co myślę, potem zrobiło się niemiło. Powinnam bardziej uważać na to co mówię.- uśmiechnęła się do niego przepraszająco, naprawdę żałowała tamtego spotkania, chociaż kto wie, może właśnie gdyby nie ono, byłoby też inaczej?
- Nie chciałam Cię skrzywdzić, naprawdę. Nie chciałam zawieść siebie, bo gdybym nie przyszła, skreśliłabym Ciebie już na początku, prawda? A przecież tak nie traktuje się ludzi. – wyjaśniła krótko, bo nie chciała drążyć tematu, nie chciała też by on coś opacznie zrozumiał.
- Ale cieszę się z tego, że teraz jest lepiej. – uśmiechnęła się do niego wesoło, po czym wysłuchała pytania, które miał do niej. Meredith musiała przyznać, że odpowiedź wcale nie jest taka łatwa…
- To trochę skomplikowane, tak mi się wydaje. – zerknęła ponownie na mężczyznę.
- Nie chciałabym Cię urazić w żaden sposób. – powiedziała spokojnie, nie odwracając spojrzenia od niego, ale w końcu postanowiła powiedzieć mu jak ona to widzi.
- Z jednej strony to Twoja przeszłość, sprawia, że jesteś tym kim jesteś, bez niej nie byłbyś w tym miejscu, w którym jesteś teraz. Ja chciałam Cię poznać, chciałam wiedzieć co się stało, że jest teraz właśnie tak, nie inaczej. – powiedziała, starając się nie zaplątać we własnych słowach.
- Z drugiej strony, chciałabym by między nami wszystko szło swoim tempem, co ma być to będzie, ja nie chce spieszyć się do niczego. Zaczynam lubić Twoje towarzystwo, nie jesteś takim złym człowiekiem jak myślałam. – tutaj uśmiechnęła się niewinnie, ale też nieco zabawnie.
- Chciałabym żebyś w przyszłości był moim przyjacielem, a potem niech się dzieje co chce. Dlatego nie musisz się krępować, możesz mówić to o czym chcesz mi powiedzieć. – dodała po chwili, po czym zamilkła na chwilę, by później znowu się odezwać.
- To prawda, Twoja przyszłość nie należy do najłatwiejszych, owszem, jest mi Ciebie żal, ale to w żaden sposób nie wpływa na moje zachowanie. No może trochę. Według mnie, jesteś bardzo silnym mężczyzną i tego może pozazdrościć Ci niejeden rycerz. – powiedziała całkiem szczerze, zastanawiając się, czy tym razem dobrze wszystko zrozumiał i czy nie wyniknie z tego jakieś nieporozumienie.
- Och nawet nie pomyślałam, że chcesz mi zaimponować, ale gdybyś chciał to faktycznie miałbyś czym. – zaśmiała się cicho.
- Sprawiłeś mi niesamowitą radość, to mój pierwszy raz, bardzo cieszę się, że zrobiłeś coś takiego. – powiedziała ze szczerym uśmiechem pełnym radości. Podczas kolejnej wypowiedzi Tristana, Meredith nie przerwała mu, wysłuchała do końca , bo chciała znać jego zdanie i naprawdę, była im potrzebna taka rozmowa.
- Ja wiem, tamto spotkanie wyszło dosyć dziwnie. Ja jestem upartą osobą, czasem w złych momentach, wiem, że nikt do niczego mnie nie zmusza. Źle powiedziałam to co myślę, potem zrobiło się niemiło. Powinnam bardziej uważać na to co mówię.- uśmiechnęła się do niego przepraszająco, naprawdę żałowała tamtego spotkania, chociaż kto wie, może właśnie gdyby nie ono, byłoby też inaczej?
- Nie chciałam Cię skrzywdzić, naprawdę. Nie chciałam zawieść siebie, bo gdybym nie przyszła, skreśliłabym Ciebie już na początku, prawda? A przecież tak nie traktuje się ludzi. – wyjaśniła krótko, bo nie chciała drążyć tematu, nie chciała też by on coś opacznie zrozumiał.
- Ale cieszę się z tego, że teraz jest lepiej. – uśmiechnęła się do niego wesoło, po czym wysłuchała pytania, które miał do niej. Meredith musiała przyznać, że odpowiedź wcale nie jest taka łatwa…
- To trochę skomplikowane, tak mi się wydaje. – zerknęła ponownie na mężczyznę.
- Nie chciałabym Cię urazić w żaden sposób. – powiedziała spokojnie, nie odwracając spojrzenia od niego, ale w końcu postanowiła powiedzieć mu jak ona to widzi.
- Z jednej strony to Twoja przeszłość, sprawia, że jesteś tym kim jesteś, bez niej nie byłbyś w tym miejscu, w którym jesteś teraz. Ja chciałam Cię poznać, chciałam wiedzieć co się stało, że jest teraz właśnie tak, nie inaczej. – powiedziała, starając się nie zaplątać we własnych słowach.
- Z drugiej strony, chciałabym by między nami wszystko szło swoim tempem, co ma być to będzie, ja nie chce spieszyć się do niczego. Zaczynam lubić Twoje towarzystwo, nie jesteś takim złym człowiekiem jak myślałam. – tutaj uśmiechnęła się niewinnie, ale też nieco zabawnie.
- Chciałabym żebyś w przyszłości był moim przyjacielem, a potem niech się dzieje co chce. Dlatego nie musisz się krępować, możesz mówić to o czym chcesz mi powiedzieć. – dodała po chwili, po czym zamilkła na chwilę, by później znowu się odezwać.
- To prawda, Twoja przyszłość nie należy do najłatwiejszych, owszem, jest mi Ciebie żal, ale to w żaden sposób nie wpływa na moje zachowanie. No może trochę. Według mnie, jesteś bardzo silnym mężczyzną i tego może pozazdrościć Ci niejeden rycerz. – powiedziała całkiem szczerze, zastanawiając się, czy tym razem dobrze wszystko zrozumiał i czy nie wyniknie z tego jakieś nieporozumienie.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Rozumiem - odparł Tristan. Tak faktycznie było, nie miał nic do dodania. Jednak by nie urazić Meredith zamierzał zagadnąć ją i zacząć inny temat. Co prawda nie miał nic konkretnego w zanadrzu, jednak wiedział, że zaraz coś wymyśli.
Nagle szarpnęło saniami. Coś gruchnęło głośno, sanie wjechały na jakąś przeszkodę i gwałtownie wychyliły się w bok a siłą rozpędu wyskoczyły w górę. Tristan zareagował natychmiast. Szybko chwycił poręcz sań znajdująca się od strony Meredith, tak by siłą rozpędu nie wyrzuciła jej poza sanie. Drugą ręką chwycił poręcz po swojej stronie i zaparł się nogami o podłogę. Sanie przechyliły się na bok ale zaraz wylądowały znów na płozach.
Woźnica nie miał tyle szczęścia. Wypadł do przodu, przekoziołkował i upadł pomiędzy Wichra i Zefira. Konie spłoszyły się i zaczęły wierzgać. Woźnica cudem uniknął stratowania. Tristan chwycił Meredith za brzuch i przyciągnął do siebie, tak by nie wypadała w razie gdyby zdenerwowane konie rzuciły się do ucieczki. Woźnica skulił się na śniegu zasłaniając dłońmi głowę, przerażony całą sytuacją nie chciał dać się zabić wielkim rumakom, pomiędzy którymi się znalazł.
Wicher uspokoił się w kilka sekund, dzięki czemu Zefir też się opanował. Sanie przechyliły się w drugą stronę,tak że Meredith zjechała z siedziska w stronę Tristana. Coś musiało zniszczyć całą płozę.Wszystko działo się w ułamkach sekund. Ciemnowłosy wiedział, że nie mogą zostać w saniach, które zaraz przewrócą się i przygniotą ich oboje. Chwycił Meredith drugą ręką i wyskoczy pociągając ją za sobą. Sanie pochyliły się i przewróciły na bok. Między czasie Artur - młody woźnica, zdarzył wyczołgać się spod kopyt czarnych koni. Tristan i Meredith wylądowali na wielkiej, śnieżnej zaspie, niedaleko sań.
Nagle szarpnęło saniami. Coś gruchnęło głośno, sanie wjechały na jakąś przeszkodę i gwałtownie wychyliły się w bok a siłą rozpędu wyskoczyły w górę. Tristan zareagował natychmiast. Szybko chwycił poręcz sań znajdująca się od strony Meredith, tak by siłą rozpędu nie wyrzuciła jej poza sanie. Drugą ręką chwycił poręcz po swojej stronie i zaparł się nogami o podłogę. Sanie przechyliły się na bok ale zaraz wylądowały znów na płozach.
Woźnica nie miał tyle szczęścia. Wypadł do przodu, przekoziołkował i upadł pomiędzy Wichra i Zefira. Konie spłoszyły się i zaczęły wierzgać. Woźnica cudem uniknął stratowania. Tristan chwycił Meredith za brzuch i przyciągnął do siebie, tak by nie wypadała w razie gdyby zdenerwowane konie rzuciły się do ucieczki. Woźnica skulił się na śniegu zasłaniając dłońmi głowę, przerażony całą sytuacją nie chciał dać się zabić wielkim rumakom, pomiędzy którymi się znalazł.
Wicher uspokoił się w kilka sekund, dzięki czemu Zefir też się opanował. Sanie przechyliły się w drugą stronę,tak że Meredith zjechała z siedziska w stronę Tristana. Coś musiało zniszczyć całą płozę.Wszystko działo się w ułamkach sekund. Ciemnowłosy wiedział, że nie mogą zostać w saniach, które zaraz przewrócą się i przygniotą ich oboje. Chwycił Meredith drugą ręką i wyskoczy pociągając ją za sobą. Sanie pochyliły się i przewróciły na bok. Między czasie Artur - młody woźnica, zdarzył wyczołgać się spod kopyt czarnych koni. Tristan i Meredith wylądowali na wielkiej, śnieżnej zaspie, niedaleko sań.
-
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 139
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Nie było im dane dokończyć rozmowy, gdy po ostatnich słowach Tristana zapadła chwilowa cisza. Meredith chciała coś powiedzieć, zapewne sam mężczyzna chciał podzielić się czymś, lecz oboje poczuli nagłe szarpnięcie. Aven przestraszyła się i odruchowo przysunęła bliżej Tristana. Nie wiedziała co się dzieje, ale przestraszyła się, nawet bardzo. Kobieta prawie krzyknęła gdy sanie podskoczyły gwałtownie i zapewne gdyby nie szybka reakcja Tristana, wypadłaby z sań. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła zapytać co się stało… Nawet woźnica ucierpiał na tym wypadku, również nie mając czasu na odpowiednią reakcję. To był ten moment, gdzie Meredith chciała wyjść z tych sań, nie chciała dłużej jechać, wszystko chybotało się na prawo i lewo, coraz mocniej, dwórka bała się, że wszystkim stanie się krzywda i nikt nie wyjdzie z tego cało. Serce waliło jej jak oszalałe, a oddech gwałtownie przyspieszył. Sanie ponownie przechyliły się na tyle mocno, że poczuła jak przesunęła się w stronę Tristana, nawet nie miała jak się wybronić przed tą siłą, która działała na sanie. Kolejne szarpnięcie, które poczuła było wywołane przez Tristana, który niewiele zwlekając objął ją i pociągnął mocniej, wyskakując z sań, by nie rozbili się razem z nimi. Meredith poczuła jak wpadła w zaspę, nie widziała co stało się z saniami, ale dźwięk nie pozostawił wielu złudzeń…
Kobieta podniosła nieco głowę i odsunęła czapkę, która spadła jej na oczy, zaraz potem dwórka przetarła twarz, by spojrzeć na Tristana.
- Nic ci nie jest? – leżała tuż przy nim, dzięki niemu oboje byli cali, gdyby nie on, ta podróż na pewno zakończyłaby się inaczej.
- Wszystko dobrze? – zapytała jeszcze, była zdyszana, serce nadal tłukło się w jej piersiach, a oddech nie zwalniał tempa. Aven była przerażona.
- Woźnica. – zerknęła próbując się uspokoić, bo nie tylko oni jechali saniami, a powożący nie miał tyle szczęścia co oni i wpadł pomiędzy konie.
Kobieta podniosła nieco głowę i odsunęła czapkę, która spadła jej na oczy, zaraz potem dwórka przetarła twarz, by spojrzeć na Tristana.
- Nic ci nie jest? – leżała tuż przy nim, dzięki niemu oboje byli cali, gdyby nie on, ta podróż na pewno zakończyłaby się inaczej.
- Wszystko dobrze? – zapytała jeszcze, była zdyszana, serce nadal tłukło się w jej piersiach, a oddech nie zwalniał tempa. Aven była przerażona.
- Woźnica. – zerknęła próbując się uspokoić, bo nie tylko oni jechali saniami, a powożący nie miał tyle szczęścia co oni i wpadł pomiędzy konie.
- Tristan
- Poszukujący Marzeń
- Posty: 411
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Arystokrata
- Kontakt:
Tristan przeszedł na wojnie tak wiele, że w trudnych sytuacjach zawsze zachowywał zimną krew. Było niewiele rzeczy, które potrafiły go przerazić. W sytuacji zagrożenia życia odruchowo wiedział co powinien czynić. Tak było i tym razem. Wszystko co robił było automatyczne. Błyskawicznie analizował sytuację i dokonywał odpowiednich decyzji. Natychmiast po tym jak usłyszał trzask pod płozą domyślił się, że najechali na coś twardego, co sprawiło pęknięcie drewna, a może nawet roztrzaskało płozę w drobny mak. Wiedział też, że w takiej sytuacji konie spłoszą się, a sanie stracą równowagę i przewrócą. Musiał więc za wszelką cenę ratować Meredith. I tak też zrobił. Nie pytał czy może, po prostu chwycił ją i wyciągnął z sań.
Mężczyzna wpadł w zaspę bokiem, trzymając jednocześnie Meredith. Kiedy znaleźli się na bezpiecznym puchu puścił dziewczynę, sam wstał i chciało pomóc wstać jej, jednak Meredith była już na nogach.
- Mnie? Nie! Ale co z tobą? Drżysz? Jesteś ranna? - odruchowo chwycił dziewczynę za oba ramiona, niezbyt silnie, bardziej asekuracyjnie, gdyby była ranna, lub gdyby miała zemdleć, nie pozwoliłby by się przewróciła. Nagle dziewczyna wspomniała o woźnicy. Tristan odwrócił gwałtownie głowę w stronę sań, nie puszczając jednak ramion Meredith.
- Artur! Artur! - krzykną, w poszukiwaniu młodego.
- Artur! - powtórzył.
- Jestem! - w końcu odpowiedział mu głos chłopaka.
- Jesteś cały?!
- Tak panie, nic mi nie jest - chłopak stał już na nogach. Był cały w śniegu, ale nie wyglądał jakby doznał poważniejszych obrażeń. Tristan zobaczył, że z chłopakiem jest w porządku, zostawił więc mu sprawę koni, a sam postanowił zająć się Meredith. Spojrzał jej w twarz. Jej piękne, fiołkowe oczy były teraz wielkie i przerażone. Twarz miała bledszą niż śnieg. Dygotała. Tristan przesunął dłońmi po jej ramionach strzepując śnieg z jej płaszcza. Meredith była w wyraźnym szoku.
- Spokojnie - rzekł ciepło, patrząc prosto w oczy.
- Już dobrze, nic nam nie grozi - odruchem serca zbliżył się i objął ją ramionami.
- Dotrzemy do dworu cali i zdrowi - powiedział cicho. Jego uścisk był dość nieśmiały, nie chciał jej przytłoczyć, a już tym bardziej się narzucać. Jednak uważał, że w sytuacji silnego zdenerwowania, strachu, a nawet przerażenia najlepiej pomaga bliskość drugiego człowieka. Nie wiedział co prawda, czy zostanie odepchnięty czy też nie, ale uznał, że warto spróbować.
W tym czasie lekko poobijany Artur zajął się końmi. Miał szczęście, cudem wyszedł z tego bez szwanku. Tak czy inaczej odpiął konie od sań, zdjął cały niepotrzebny osprzęt i przywiązał oba rumaki do gałęzi drzewa. Potem zaczął przyglądać się saniom.
Mężczyzna wpadł w zaspę bokiem, trzymając jednocześnie Meredith. Kiedy znaleźli się na bezpiecznym puchu puścił dziewczynę, sam wstał i chciało pomóc wstać jej, jednak Meredith była już na nogach.
- Mnie? Nie! Ale co z tobą? Drżysz? Jesteś ranna? - odruchowo chwycił dziewczynę za oba ramiona, niezbyt silnie, bardziej asekuracyjnie, gdyby była ranna, lub gdyby miała zemdleć, nie pozwoliłby by się przewróciła. Nagle dziewczyna wspomniała o woźnicy. Tristan odwrócił gwałtownie głowę w stronę sań, nie puszczając jednak ramion Meredith.
- Artur! Artur! - krzykną, w poszukiwaniu młodego.
- Artur! - powtórzył.
- Jestem! - w końcu odpowiedział mu głos chłopaka.
- Jesteś cały?!
- Tak panie, nic mi nie jest - chłopak stał już na nogach. Był cały w śniegu, ale nie wyglądał jakby doznał poważniejszych obrażeń. Tristan zobaczył, że z chłopakiem jest w porządku, zostawił więc mu sprawę koni, a sam postanowił zająć się Meredith. Spojrzał jej w twarz. Jej piękne, fiołkowe oczy były teraz wielkie i przerażone. Twarz miała bledszą niż śnieg. Dygotała. Tristan przesunął dłońmi po jej ramionach strzepując śnieg z jej płaszcza. Meredith była w wyraźnym szoku.
- Spokojnie - rzekł ciepło, patrząc prosto w oczy.
- Już dobrze, nic nam nie grozi - odruchem serca zbliżył się i objął ją ramionami.
- Dotrzemy do dworu cali i zdrowi - powiedział cicho. Jego uścisk był dość nieśmiały, nie chciał jej przytłoczyć, a już tym bardziej się narzucać. Jednak uważał, że w sytuacji silnego zdenerwowania, strachu, a nawet przerażenia najlepiej pomaga bliskość drugiego człowieka. Nie wiedział co prawda, czy zostanie odepchnięty czy też nie, ale uznał, że warto spróbować.
W tym czasie lekko poobijany Artur zajął się końmi. Miał szczęście, cudem wyszedł z tego bez szwanku. Tak czy inaczej odpiął konie od sań, zdjął cały niepotrzebny osprzęt i przywiązał oba rumaki do gałęzi drzewa. Potem zaczął przyglądać się saniom.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość