- Stałe życie wcale nie jest takie nudne! - odparła z uśmiechem. Jakieś krzesło z trzaskiem przewróciło się na podłogę, lecz szybko zostało znowu postawione na nogi. Kin widziała, że nie tam było jego miejsce, ale za sprzątanie miała zamiar zabrać się dopiero, gdy radosna gromadka wyczołga się z karczmy, by udać się do swoich domostw.
- Patrzy na tych tam. Rododendronię zamieszkują na stałe, a z każdym dniem przynoszą mi coraz to nowsze historyjki ze swojego życia - powiedziała radośnie, wciąż wpatrując się w głąb sali. - Choć jak tak na nich patrzę... Pewnie połowa jest zmyślona - dodała po chwili i uśmiechnęła się sama do siebie.
- Karczemną historię? Ha! Jasne, że takie mam. Mam ich mnóstwo. Są pełne piwa, muzyki i... wymiocin - odpowiedziała krzywiąc się trochę. - Czasem trafi się jakiś klient z charakterem i zabrudzi mi krwią podłogę... Ale nie uznaję tego za specjalnie godne uwagi. Za barem to ja głównie przyjmuję zamówienia. Bo widzisz... A zresztą, co ja ci będę opowiadać. Lepiej ci pokażę!
Kin rozejrzała się ostatni raz po sali i gdy uznała, że nic nie odbiega zbytnio od normy, zeskoczyła ze skrzyni, która kolejny raz lekko się zatrzęsła. Zanotowała sobie w pamięci, żeby ją jak najszybciej wymienić. Ominęła kilka worków, które dostarczono jej dzisiejszego ranka, a których zawartości jeszcze nie znała, weszła za ogromny kredens, który stojąc przy ścianie, sprawiał wrażenie, iż do niej przylegał. Kilka stojących nieopodal beczek sprawiało, że do tego miejsca prawie nie docierało światło. Krasnoludzica wyjęła brzęczący pęk kluczy, odruchowo wyciągnęła odpowiedni i otwarła zamek. Drzwi były dużo nowsze od głównych, otwarły się więc płynnie.
- Idziesz, czy nie? - ponagliła norda, przekraczając już próg. - Uwaga, trochę tu ciepło. Zapłaciłam całkiem sporo magowi, który załatwił mi to palenisko... Ogień mi w nim nie gaśnie. Oczywiście trzeba do niego dokładać, żeby się mocniej paliło, ale roboty jest mniej.
Kuźnia Kin nie była duża. Przez spore okno umieszczone dość wysoko wpadało sporo księżycowego blasku. Głównym źródłem światła był jednak płomień w palenisku, który odbijał się od wielu leżących na długim stole świecidełek. Kamienie, stara biżuteria i niedokończone dzieła rzucały kolorowe błyski na zniszczony blat mebla. W centrum kuźni stało oczywiście kowadło, o które tym razem nie było oparte żadne narzędzie.
- No. Tak sobie pracuję - powiedziała z zadowoleniem, opierając ręce na biodrach.