Rododendronia[Drużyna potrzebna od zaraz]

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Rouge
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

[Drużyna potrzebna od zaraz]

Post autor: Rouge »

Rouge zgodziła się z Diornem. Rododendronia była najlepszym miejscem, żeby rozpocząć poszukiwania członków ich nowej drużyny. Oboje znali drogę i zatrzymywali się tylko wtedy, kiedy elf musiał załatwić fizjologiczne potrzeby, o czym Rouge nagminnie zapominała. Sama nie posiadała ciała, o które musiała dbać, uważała więc, ze takie czynności jak sen czy jedzenie niepotrzebnie opóźniają ich przemarsz, milczała jednak na ten temat. Podobnie zresztą jak na wiele innych, chociażby odnośnie swoich przemyśleń o bezsensowności tej inicjatywy. Mimo entuzjazmu towarzysza nie wierzyła, że uda im się zwerbować kogokolwiek do tej samobójczej misji zabicia maga-szaleńca władającego nieznanymi mocami. Ale, jak już zostało wspomniane, nie marudziła, a przynajmniej nie na głos. Może gdzieś tam w głębi serca cieszyła się z przerwania monotonii swojego nieżycia?

Tymczasem miasto było coraz bliżej. Kapturek oznajmiła, że nie może pokazywać się nikomu w swojej prawdziwej formie, bo nikt nie weźmie na poważnie pomysłu pójścia na drugi koniec Doliny Umarłych z fajtłapowatym elfem i dziwnym dzieckiem unoszącym się nad ziemią. Żeby więc przydać wiarygodności Diornowi, opętała dużego wilczura, który nie wiadomo czy był potomkiem udomowionego wilka czy zdziczałym psem, w każdym razie wyglądał dość groźnie. Aura zjawy dodawała mu tylko tajemniczości i mogła budzić niepewność, a nawet strach, czyli dokładnie to, czego, według Rouge, potrzebowali. Teraz para mścicieli z przypadku miała mocno ograniczone możliwości komunikacji, ale dziewczynie to w zupełności nie przeszkadzało. Jeszcze zanim pojawiła się przed elfem w ciele wilczura, powiedziała mu, że zebranie drużyny zostawia jemu, a ona będzie tylko, jak sama to nazwała, nadzorować. Miało to sens, jako, że nieumarła nie wiedziała zupełnie, jak podejść do ludzi, umiała za to ocenić ich siłę. Dalsze losy ich karkołomnej wyprawy leżały więc teraz w rękach Diorna, jednak Rouge była skłonna pomóc mu unieść ten ciężar, jeśli tylko mogła.
Awatar użytkownika
Diorn
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Diorn »

        Długie i męczące wędrówki nie były nigdy dla elfa niczym uciążliwym, jednak ta była zupełnie inna. Zjawa parła niezmordowanie do przodu i Diorn musiał mocno wyciągać nogi, żeby nie pozostawać w tyle. O postoje musiał się nieustannie upominać, a trwały one na tyle krótko, że nie był w stanie zregenerować całkowicie swoich sił. Gdyby nie ogarniający go entuzjazm i widmo drużyny u celu, pewnie pozostałby gdzieś na drodze nieskory do jakiegokolwiek ruchu, jednakże był na tyle mocno zmotywowany, że postanowił nie narzekać. Zmęczenie odebrało mu nawet chęć do pogawędek, a to zdarzało się nader rzadko, także podróż była cicha i można rzec mało wesoła. Postronny obserwator mógłby nawet stwierdzić, że ta dwójka pała do siebie ogromną, obustronną niechęcią, lecz nie było to prawdą. Elf odczuwał do dziewczynki sympatię, a jej obecność dodawała mu otuchy.
        W niemal grobowej ciszy szli traktem prowadzącym do Rododendronii, gdy nagle Rouge poinformowała elfa, że nie może pojawić się w swojej prawdziwej formie w mieście i oddaliła się. Diorn z radością przyjął tę chwilę wytchnienia i usiadł na przydrożnym kamieniu, pociągnął z dość pokaźnego bukłaka spory łyk wody, a następnie wyjął grzebień i poprawił fryzurę. Akurat gdy ulubiony przedmiot elfa znalazł się z powrotem w plecaku wyczuł za sobą aurę zjawy, jednak gdy obrócił się dostrzegł ogromnego psa o (według Diorna) przyjaznym pysku. Pytania nie były potrzebne, gdyż cała sytuacja była całkowicie jasna. Ruszyli dalej, w stronę bramy, która była już widoczna na horyzoncie.

* * *

        Przechodząc przez próg bardzo zatłoczonej karczmy oczywiście się potknął, a ratując się rozpaczliwie przed upadkiem złapał za ramię jakiegoś jegomościa, który, wykazując się niezwykłym refleksem, pomógł mu zachować równowagę i prawdopodobnie zapobiegł zadeptaniu. Wybawca był niezbyt wysokim, lecz krępym facetem z długą, niemal całkowicie siwą brodą i pogodną twarzą.
- I kolejny klient! - powiedział wesoło, nim Diorn zdążył otworzyć usta. - Co podać? Proponuję panu dzisiejsze danie dnia - gulasz z baraniny, a do tego piwo. Nasze jest najlepsze w całym mieście! - pomiędzy pytaniem a dalszym ciągiem wypowiedzi przerwa była krótsza niż zaczerpnięcie oddechu. No, cóż gość wyraźnie się spieszył. Nim elf zdążył przetrawić podaną informację, facet już uznał że propozycja została zatwierdzona. W końcu milczenie od zawsze oznaczało zgodę. - Proszę się udać do tamtego stolika, a ja zaraz wszystko przyniosę. - i z tymi słowami zniknął gdzieś w tłumie.
        Diorn rozejrzał się jeszcze po wnętrzu i ruszył we wskazanym kierunku. Przy stole siedziała czwórka ludzi, która w milczeniu i ze wzrokiem wbitym w talerze spożywała swoje posiłki. Elf zajął wolne miejsce.
- Witam państwa. - powiedział uprzejmie, lecz odpowiedział mu tylko niezrozumiały burkot. W tym momencie pojawił się sympatyczny jegomość niosący parujący talerz i trzy kufle piwa. Postawił dwa naczynia na stole, przyjął od Diorna naprędce odliczoną zapłatę i oddalił się. Gdy tylko elf zobaczył jedzenie zrozumiał jak bardzo jest głodny i postanowił odłożyć dalszą konwersację na później.
Awatar użytkownika
Francesska
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Francesska »

Nagle karczemny gwar przerwał trzask i dźwięk tłuczonego szkła. Bo butelce wina została tylko kupka szkła i czerwony zaciek na dawno już pobielanej ścianie. Na sali zapanowała cisza, a oczy wszystkich skierowały się w stronę stolika na środku. Stała nad nim kobieta niespotykanej urody, o długich śliwkowogranatowych włosach spływających luźno na jej ramiona. Ubrana była w skąpy strój w odcieniach purpury i granatu. U jej stóp leżał zwijając się z bólu starszawy mężczyzna z pokaźną łysinką na głowie, lecz gęstym wąsem pod nosem.
-I niech to będzie ostatni raz. Następnym razem, o ile do takowego jeszcze dojdzie, puszczę tę chatę z dymem - odezwała się kobieta zajmując miejsce przy stoliku, przy którym stała. - A teraz masz czas do zmroku i przynieś mi prawdziwe wino, bo te szczyny, które śmiesz nim nazywać, nie są warte złamanego miedziaka. Bierz dupę w troki! A żywo! -krzyknęła patrząc pogardliwie na czołgającego się za ladę mężczyznę, po czym wróciła do pieczeni z królika ociekającej aromatycznym miętowym sosem. Obok jej dania leżał pokaźny półmisek z nóżkami kurcząt, które błękitnooka po kolei, co jakiś czas wrzucała pod stół. Ktoś siedzący w odpowiednim miejscu, posiadający dobry wzrok, dostrzegłby, że pod stołem, w cieniu długiej, wysoko wciętej spódnicy ucztującej kobiety, leży wielka, czarna puma pochłaniająca kawałeczki drobiu w kilku gryzach, powarkując przy tym cicho, raz na jakiś czas.
Niebieskowłosa przerwała jedzenie i podniosła ze stołu jakąś karteczkę. Była ona lekko naddarta u góry, na środku, jakby była szybkim ruchem zerwana z trzymającego ja przy ścianie lub tablicy gwoździa. Niewątpliwie było to ogłoszenie, które zaintrygowało jej znudzony od dłuższego czasu umysł. Przeczytawszy już któryś raz treść, zlustrowała salę, dokładnie przyglądając się każdemu znajdującemu się wewnątrz. Speszeni klienci oberży odwracali wzrok, udając, że wcale nie przyglądali się jej półnagiemu ciału, ponętnemu obliczu, jedwabistym włosom czy hipnotyzującym oczom. W końcu jej wzrok spoczął na przeuroczym i przerażonym elfie o złotych lokach. Patrzyła się prosto w jego oczy uśmiechając zawadiacko.
Awatar użytkownika
Rouge
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rouge »

Mimo, iż właściciel karczmy wyróżniający się nie tylko pokaźną brodą, ale też skąpym wzrostem był przemiłym człowiekiem, to za nic nie chciał wpuścić do środka psa, w którego wcieliła się Rouge.
- Wystarczy mi to czarne bydle pod stołem - mruknął do siebie pędząc do klientów. Dziewczynie nie pozostało nic, prócz położenia się koło drzwi i czekaniu na swojego "pana". Przy okazji mogła się dostroić do zmysłów zwierzęcia. Jego wzrok nie był najlepszy i dodatkowo nie rozróżniał kolorów, za to słuch i węch były aż nadto rozwinięte. Mimo, że od gości w karczmie zjawę dzieliły grube, drewniane drzwi, to bez problemu mogła określić ile w środku znajduje się osób, co zamówiły i jak często zażywają kąpieli. Mimo, ze kundel niedawno się pożywiał i wciąż miał jeszcze pełen żołądek, to zapachy pieczonego, gotowanego i smażonego mięsiwa sprawiały, że do pyska napływała mu ślina. Rouge przez chwilę walczyła z instynktem rzucenia się na właśnie co wysypane z karczmy resztki, kiedy jej psie uszy wyłapały z otoczenia nowy dźwięk - zupełną ciszę.
Zdawało się, że wszystko w oberży zamarło. Wszystko - oprócz jednej, władczej i bardzo niezadowolonej kobiety. Korzystając z braku rozgarnięcia pachołka, który wysypywał resztki i zapomniał domknąć drzwi wilczur wszedł nie zauważony przez nikogo do kuchni, a potem do izby ze stolikami i klientami. Wszyscy gapili się na wrzeszczącą na jakiegoś dziadka kurtyzanę. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że wilczur chapnął z jednego ze stolików kawał krwistego steku i pożerając go w biegu skrył się pod blatem przy którym siedział lokowany fajtłapa. Rouge dotknęła pyskiem nogi elfa, by dać mu znać o swojej obecności. Miała nadzieję, że nikt inny jej nie zauważy, bo sama miała dość ograniczone pole widzenia.
Kobieta umilkła, a w sali ponownie zapanowała grobowa cisza. Tylko co jakiś czas słychać było zawstydzone chrząknięcie, szurnięcie krzesłem lub stuknięcie łyżką o talerz. Ktoś z głębi sali próbował powrócić do przerwanej rozmowy, ale mówił szeptem, a atmosfera nadal była ciężka.
Rouge kuliła się w niewygodnej pozycji, bo za mało miejsca było, by się położyć i za mało, żeby usiąść. Zaczęła żałować, że w ogóle wlazła do środka, bo nic nie mogła zobaczyć poza nogami krzeseł i ludzi. Dopiero po chwili zauważyła świecące ślepia pod stolikiem na środku. "Czarne bydle", którego aura zdecydowanie nie pasowała do zwykłego zwierzaczka. A mówiąc już o aurach, właścicielka tego dziwnego tworu również wypadała ponadprzeciętnie. Dziewczyna żałowała, iż nie może powiedzieć Diornowi, że ktoś taki zdecydowanie by im się przydał.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość