Kryształowe JezioroPowrót w bezpieczne krainy

Nad Kryształowym Jeziorem żyje się powoli i spokojnie. Majestatycznym pegazom i jednorożcom jezioro służy za wodopój. Magowie i elfy przychodzą tutaj odpocząć i szukać rzadkich ziół. Driady i Nimfy odnajdują tutaj schronienie. Dla wszystkich istot przyjaznych jezioro jest niezwykłym schronieniem. Położone w rozległym lesie, otoczone drzewami i krzewami tworzy osobną krainę ciszy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Powrót w bezpieczne krainy

Post autor: Kharginei »

        Zbliżała się trzecia doba odkąd opuściła śmierdzące lochy Trytonii, w których to poznała nowego strażnika. Nie żeby zabawił jakoś długo pilnując rzezimieszków – w tym Kharginei. Od początku coś w nim było zbyt miękkiego do tak odpowiedzialnego zadania, więc zrezygnował po miesiącu. Nie zdążyła nawet dobrze się mu przyjrzeć, gdy zniknął jak kamfora. Ale czego się spodziewała? Przyjaźni? Zażyłości? Szczerości? Mógł jej chociaż zostawić krótki liścik, cholera! Po kilku przebytych rozmowach, czy tak dużo oczekiwała? Cedwell tymczasem nie dawał znaku życia, więc po jakimś czasie o nim zapomniała. To pierwszy człowiek, który zawiódł ją w widoczny, niemal namacalny sposób. Brak rozmowy z nim sprawiał jej coś jakby fizyczny ból, bo nie mogła odezwać się do tych barbarzyńców z celi obok, dlatego jedyną okazją do rozmowy okazał się półgodzinny spacer wokół twierdzy. Milczenie dało jej się we znaki, po jakimś czasie z wesołej i przebiegłej lisołaczki przeistoczyła się w skrytą i milcząca babinę o smutnej, szarej twarzy. Postarzała się przynajmniej o dwadzieścia lat, a po dawnym uroku niewiele zostało. Gdy zorientowała się, że kończy się jej kara, zaczęła odliczać dni do wyjścia. Od początku prowadziła dziennik, w którym zapisywała najważniejsze wydarzenia oraz przeżycia. Odsiadka to coś okropnego i nie życzyła jej nikomu, zwłaszcza za coś tak błahego jak kradzież. Zresztą nie ukradła tych owoców i każdy dobrze o tym wiedział, włącznie ze strażnikami oraz sędzią. Wygodnie było po prostu zwalić winę na nią, zamiast usadzić wysoko postawionego człowieka.

        Dni w więzieniu mijały jej głównie na pracy w garkuchni, gdzie miała okazję otworzyć do kogoś gębę na dłużej niż parę minut. Poznawała różnych typów, najczęściej tych spod ciemnej gwiazdy, ale i ładnie ubranych i pachnących, do których z przyjemnością posyłała uśmiechy. Gotowała dobrze i ze smakiem, mało istot narzekało na zupy jej autorstwa czy wydawane skromne posiłki. Jej specjałem okazał się prosty gulasz z kaszą, o którego większość stworzeń pytała zaraz za przestąpieniem progu karczmy.

        Teraz jednak więzienne dni należały do przeszłości. Do tej pory nie mogła w to uwierzyć. A więc tak smakuje wolność, myślała rozanielona lisołaczka zbliżając się do Kryształowego Jeziora, by zażyć kąpieli. Zdjęła niespiesznie postrzępione ubranie, obiecując sobie w duchu, że pójdzie do miasta z zamiarem kupna całkiem nowego odzienia. W okolicy nikogo nie było, więc mogła radośnie moczyć strudzone ciało. Na kostkach i łokciach znalazło się parę zadrapań, bo żeby się tu dostać obrała jedną z gorszych (aczkolwiek krótszych) dróg – przez iglasty las pełen nieprzyjemnych niespodzianek, takich jak wystające konary drzew czy kłujące krzewy. Więzienie jednak zahartowało ją do tego stopnia, że nie przejmowała się takimi drobnostkami jak poniesione drobne rany.

        Kąpiel trwała może z dziesięć minut. Chciała dłużej cieszyć się ze strumieni wody padających na jej twarz (tak się składa, że niedaleko jeziora znajdował się mały wodospad, gdzie lubiły moczyć się nimfy czy driady), ale czekało ją jeszcze sporo rzeczy do zrobienia. Powinna poznać lepiej miasto wokół Kryształowego Jeziora, aby móc swobodnie się po nim poruszać.

        Nie chcąc wywoływać niepotrzebnego szumu wokół siebie, przybrała postać humanoidalną, w przeciwieństwie do lochu, gdzie prezentowała się jako hybryda, a w ostateczności lis, gdy zmuszała ją do tego podbramkowa sytuacja.

        Tymczasem zbliżało się południe, gdy postanowiła nieco odpocząć. Wyciągnęła się pod drzewem i zamknęła oczy słuchając śpiewu ptaków.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Upłynęły lata, gdy Alarania usłyszała ponownie o rycerzu z Dalekiej Północy. Jak lodowa skorupa pokrywający ląd, tajemnica pochłonęła los Galanotha. Kolejne wystawienie na próbę tych, którzy wierzyli w wielką misję Elfa, wielką odpowiedzialność i moc, jak mawiał jego wujek. Narastało jednak pytanie: ile tarcz księżyca przeminęło, ile ognistych kul paliło skały, nim legendarna postać wróciła zza grobu domniemań? Kolejny dzień chylił się ku końcowi, a niebo z każdą minutą przypominał splot purpurowo-pomarańczowej tkaniny szytej przez władający czas. Galanoth próbował obalić ten rząd.

Ponoć wyłonił się z głębin lasu, pochylony nisko nad ziemią, kuśtykając prawą nogą, jakby sparaliżowany dotkliwym atakiem. Głośna eksplozja za plecami Galanotha wybudziła ze śpiączki okoliczne ptactwo. Natychmiast wzbiły się w powietrze, a szmer bitych skrzydeł zagłuszył jęk bólu. Rycerz z trudem podniósł się, nie szczędząc przy tym klątw i wulgaryzmów, których nie powstydziłaby się najtańsza kurtyzana w porcie. Otwartą dłonią opierał ciężar ciała o wysokie, strzeliste drzewa, zachowywał pion mimo kilku czerwonych plam intensywnie krwawiących z jego pleców. Długie siarczyste syknięcie, zacisk zębów i ryk - jeszcze głośniejszy niż eksplozja wybuchającego portalu. Nieludzki. Przypominający gadzi warkot.

Galanoth rzucił ciałem bestii przed siebie. Wysiłek kosztował go sekundy uciążliwego, palącego bólu. Monstrum odpowiedziało mu gardłowym, przerażającym wrzaskiem. Wzdłuż wystawionych groźnie kłów spływały dawki toksyny. Elf zdążył ją poznać. Nie mógł pozwolić sobie na drugi błąd. Ten wszak będzie jego ostatnim.
Złapał za miecz ciśnięty obok jaszczura. Różyczka natychmiast zapłonęła ogniem gniewu. Długie, fantastyczne ostrze zaczęło jarzyć się miliardem iskier, by w sekundach stać się jednym niepodzielnym płomieniem. Miecz zdawał się mówić, szeptać, Galanoth wpadł w kolejny trans. Oczy przybrały świetlistej barwy, włosy zjeżyły się i naprostowały, pamięć mięśniowa zaczęła działać, tańczyć w parze ze sztuką walki. Przygrywała im intuicja rycerza.

Długi, zwalisty jaszczur rzucił się na Galanotha. Przednie pazury wyciągnięte w geście ataku, paszcza wyciągnięta szeroko z morderczymi zębami i śliniącym jęzorem. Bestia kłapnęła zajadliwie. Elf miał tylko chwilę, aby zareagować. Szybki unik w prawo, wytoczenie sztychu Różyczki. Teraz albo nigdy, on albo ten potwór z głębin...

Wytoczyli się z krzaków. Szamotanina dłoni i pazurów trwała przez moment. Zielona jucha bryzgała na boki. Elf wypowiadał... coś, jakieś głoski, niewyraźne mamroczenie. Zielona aura otaczała go z każdej strony, pochłaniała jak jakaś mgła, promień. W jednej chwili złożył ręce jak do starodawnej modlitwy. Ogon bestii zwalił go z nóg. Przytłaczającym cielskiem przyszpilił Elfa do ziemi.
I to był idealny moment, by zakończyć walkę.

Inkantacja zakończyła się spektakularnym pociskiem energii. Moc uderzenia dłońmi przebiła na wylot podłą, lepką kreaturę. Ostatnim tchnieniem walki o przeżycie wydusiła z siebie przeraźliwy jazgot. Twarz Galanotha, oblana płynami mutanta, pokazywała po sobie tylko jedną emocję - furię. Furię tak wielką, i imponującą w swej potędze, że w oka mgnieniu przecięła potwora na pół. Galanoth zerwał się z ziemi, przekoziołkował przed siebie i natychmiast biegiem runął do wody. Kryształowe Jezioro znał jak swoją własną kieszeń. Każdy krok wieńczył zrzuceniem dodatkowej warstwy ubrań. Jego skóra płonęła, a zielona aura, bijąca kojącym spokojem i dobrem, zanikała. Nie był w stanie utrzymać dłużej tego stanu. Wraz z Różyczką ściskaną ponownie w dłoniach zniknął pod taflą jeziora.

Nastąpiła cisza.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Śniła dość długo. O wszystkim tym, co ominęło przez pobyt w więzieniu. O dzieciństwie i ciepłym dotyku matczynej sierści. O dzielnym czarodzieju tkwiącym w jej umyśle po dziś dzień za sprawą tego, co dla niej dokonał. Dziwna sprawa wiedzieć jak to jest być lisem i potrafić to wykorzystać. I wreszcie- śniła o wrażeniach. Czuła przyjemny dotyk rosy na nosie spływającej po policzku z wysokiej trawy. Czuła błogość i spokój, czyli coś, czego bardzo potrzebowała. Śnił jej się sad, a w nim mnóstwo owoców- gruszki, jabłka, śliwki… Zrywała je jeden po drugim, ale zamiast jeść, wsadzała do torby i rozdawała głodnym podróżnym czekającym w kolejce po jedzenie. Mieli na nogach kajdany, a dłonie poorane bliznami, gdzieniegdzie ze strumykami świeżej krwi kapiącymi na ziemię. Kap, kap. Na żywo rosa, w śnie – krew. Przez sen zamruczała kilka razy i podkuliła pośladki do siebie, błędnie myśląc, że zgina ogon, którego obecnie nie posiadała.

        Sen urywał się nieoczekiwanie w kilku momentach. Nie wiedziała dlaczego rozdaje owoce i co robią ci ludzie obok niej. Dlaczego stoją w kolejce? Na co czekają? To do niej nie docierało. Poruszała się jak robot, by wreszcie zniknąć we mgle i przenieść w czasie do ciemnych, klaustrofobicznych lochów, gdzie za kamrata miała jedynie szczury i pająki. Wydobyła z siebie krzyk, ale kolejne odgłosy dochodziły jakby spoza niej.

        Wtem wybudziła się gwałtownie z policzkami mokrymi od łez. Przesunęła ciało do konaru drzewa i oparła o niego głośno oddychając. Zachowaj spokój, myślała. Zaraz wszystko będzie dobrze. Nie potrafiła się uspokoić, wciąż przypominając sobie traumatyczne przeżycia w lochach. Pozbawiona wolności, brudna i w podartych ubraniach leżała oczyma wyobraźni na pryczy. Znów tam była. Znów ją to dotyczyło. Cholera, czy to kiedyś się skończy? Nie pojmowała dlaczego do tego wracała, czemu jej psychika nie może tego wymazać, czemu to pamięta? Czemu nie może zapomnieć?

        Tymczasem wspomnienia zbliżały się niebezpieczne, koszmary wracały. Pamiętała wszystko doskonale. Umysł płatał jej figle przeplatając jej bardzo realistyczne sny z czasów więzienia z obrazami prosto z celi. Nie mogła się opanować. Płakała. Nie zwracała uwagi, czy zostanie przez kogoś zauważona. Ból zagościł w jej duszy. Ból oraz niezrozumienie dlaczego ją to spotkało.

        Otworzyła dziennik. Otworzyła na dacie 14 października. Otworzyła – paradoksalnie – by poradzić sobie z tym, co aktualnie przeżywała. Wertowała chwilę kartki, ale liczyło się jedno. Znów to zrobiła. Otworzyła. Taka jej słabość, która może przerodzić się w siłę, jeśli tylko zechce. Psychika może nieraz zaskoczyć, a przez amnezję, na którą chorowała, co jakiś czas obrazy zanikały i były takie odległe. Dlatego ten dziennik. Dlatego otwierała go za każdym razem, by być bliżej. By oswoić to, co nieuniknione i to, co już raz miało miejsce.

Dzisiaj znów szczęście mnie opuściło. Nie dostałam kolacji. Musiałam sprzątać. Spojrzenia Tego wciąż we mnie tkwiły. Krytykował mnie. A ja chyba go polubiłam. Polubiłam Tego. Czasem mnie wkurza. Siedzę tu dość długo. Nie pamiętam ile. Czasem mnie zamyka i sobie idzie. Czasem ma ochotę na rozmowę. Inne dziewczyny bywają pomocne, bo chociaż podrzucają książki. Nic z nich nie rozumiem, bo nie umiem czytać, ale przeglądam obrazki. Chociaż tyle, by zabić nudę.
A nudzi się tu często. Wolę monotonię, niż dramatyczny obrót zdarzeń, który jest nie do przeskoczenia. Próbowano podpalić karczmę, ale zjawił się bohater i wszystko ugasił. Nie przedstawił się i nie wiem jak ma na imię… Dlaczego
To wszystko jest
Ale wiem, że


        W kilku miejscach tekst się urywał, chyba zapomniała podyktować dalszy ciąg dziewczynie siedzącej z nią w celi. Była człowiekiem, potrafiła to, czego ona się nie nauczyła - czytać i pisać. Chciała zachować wspomnienia po więzieniu, więc pomoc w prowadzeniu dziennika okazała się nieunikniona. Spuściła głowę i zatopiła w rozmyślaniach.

        Naraz usłyszała krzyk, ten sam, który był obecny w jej śnie. Rozejrzała się. Prawdopodobnie dochodził z jeziora i był niedaleko. Gdy wytężyła wzrok dostrzegła wielkiego zielonego potwora śliniącego się z pyska, który miał oko na jakiegoś wojownika. Nie była pewna, czy już jest na jawie, czy dalej śni, bo zaraz wojownik gdzieś zniknął i tyle go widziała.

        Rozciągnęła się i ziewnęła. Wstała i powiodła spojrzeniem po okolicy. Usłyszała głośny szmer i czyjś śmiech. Na jej karku pojawiły się dreszcze. To jedyne, co zapamiętała zanim ktoś uderzył ją w głowę.
Ostatnio edytowane przez Kharginei 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Nastała ciemność, światła zgasły, a mrok sprawujący pieczę nad smoczym demonem zawładnął elementem wody. Tafla zajęła się błękitnym, skrzącym się światłem, jakby alchemicznym ogniem wymyślonym przez krasnoludy. Języki płomieni jednak niczego nie paliły, nie rozprzestrzeniały pożogi. Nie pozostawiały po sobie zniszczenia. One broniły, odgradzały Kryształowe Jezioro od reszty świata. Demon próbował przebudzić się ponownie. Jadeitowa otoczka otulająca Elfa zanikała w drastycznym tempie, zmniejszała swe rozmiary im głębiej zanurkował. W momencie, gdy ładunek mocy uzdrawiającej skumulował się w obrębie pieczęci na plecach, Galanoth zawył z bólu. Szeroko otworzył usta, by krzyknąć, ale woda dotarła do płuc przed czasem. Machnął Różyczką jakby zamierzał odpędzać od siebie tumany głębin...

Długi, przerażający śmiech i krew otumaniająca wodę. Wybuch podrzucił wodę, na moment odkrywając Galanotha. Listowie z drzew w jednej chwili spaliło się pod wpływem energii śmierci, którą emanował. kamienie i skały skruszyły się ze strachu przed tym, w co właśnie ewoluował. Chropowate, łuskowate tworzywo stawało się tylnymi łapami zamiast nóg, włosy przybierały szary, popielaty kolor, by wkrótce nabrać węglistego, ciemnego odcienia. Pieczęć rywalizująca z naturą magii wyrzucała z siebie pokłady pierwotnego zła, przeobrażając ją w duże rozłożyste skrzydła jak u pierwszych smoków władających krainą.

Galanoth wyczuł pojedyncze, kruche śmiertelne ciało, które bezwładnie upadło na ziemię. Wyszedł z wody, cały okryty energią rozrywającą życie. Trawa po której kroczył przemieniała się w proch. Tam, gdzie postawił stopę, zostawiał dziedzictwo cierpienia. Rozruszał skrzydła, lecz zapomniał, jak ich używać. Forma Elfa z Dalekiej Północy nie znała pojęcia naturalnego lotu, wzbijania się w powietrze czy chowania w gęstwinie chmur.
Przystąpił z nogi na nogę. Mała, bezbronna istota zdawała się śnić ból, przeżywać ból. Smoczy zmysł go nie oszukiwał. Jej aura lepiła się w pysku. Pysku, który dopiero powstawał.

Podszedł bliżej. Powłoki mrocznej materii okrążały Galanotha, orbitowały i dotykały nieznajomej, niczym zefir muskający piaszczyste wybrzeże. Próbował przypomnieć swoje stare imię, wywołać je gromadą burzy nachodzącą na nieboskłon. Nocne niebo stało się ciemnością, niezmąconą kopułą gromu i plugawej mocy Pustki. Rycerz podniósł raz jeszcze Różyczkę, wyciągnął ją ku niszczejącemu światłu gwiazd, po czym z całej siły zamachnął nad głową dziewczyny.

Przebił się ostrzem. Nie zwlekał z ciosem.
Upadł tuż obok niej.



Właściwie, nie czuła bólu, ani rany, ani jednego guza na głowie. Ani jeden siniak nie ostał się na ciele lisołaczki. Była natomiast niepewność, wątpliwości i skruszone serce. Należała do istot lasu. Pierwsze, co mogła wyczuć po odzyskaniu świadomości, to zapach pieczonego mięsa - mięsa zwierzyny, której z jakiegoś powodu nie mogła zidentyfikować. Leżała na czymś miękkim, wytrzymałym. Zapach wielu światów, krwi, magii i tawern. Leżała na płaszczu Elfa. Ten zaś siedział w odległości dwóch metrów od ogniska. Różyczka wbita w ziemię zachowywała się jak ogień, paląc mięso zawieszone na prowizorycznym rożnie. Cokolwiek działo się kilka godzin temu, nie pozostawiło po sobie żadnego śladu na rycerzu - nie licząc torsu okrytego wyłącznie bandażem, starającym się jak najlepiej zakamuflować rubinową plamę na środku brzucha.
Zniszczona trawa powoli odrastała, zapewne dzięki jakiejś magicznej sztuczce, podobnie jak woda - ta natomiast stawała się czystsza wraz z upływającą nocą. Zwierzęta i mieszkańcy Jeziora powoli wracali, kto wie czy nie zwabiani inną mocą, dość jasno i wyraziście emanującą dookoła ogniska.
Dziewczyna nie była wtajemniczoną czarodziejką, nie znała się na poziomach wyższych magii, stąd też zrozumienie jak działa miecz Galanotha wymagało od niej cierpliwości oraz jasnych horyzontów. Natomiast, im dłużej wpatrywałaby się w miecz, tym prędzej dojrzałaby runy wyryte na rękojmi i zbroczu, rozsiewające dookoła aurę spokoju, miłości, ciepła oraz poczucia bezpieczeństwa. Była to magia, której nie dało się zakłócić czy sfałszować. Uczucie to kontrastowało z ponurą miną mężczyzny.
- Przepraszam, jeśli doznałaś krzywdy z racji... - zaczął, by od razu przerwać samemu sobie. Mówił szeptem i nadal tonął. Tonął we własnych myślach oraz pokorze. - Zaopiekowałem się tobą tak dobrze, jak tylko potrafię. Nie bój się. Cokolwiek się stało, panuję nad tym. Cóż, przynajmniej teraz...
Wyprostował się na kamieniu na którym dotychczas siedział. Pojedynczym ruchem ręki poprawił przygrzewane mięsiwo, po czym wrócił do lekko zgarbionej, pełnej zagubienia pozycji. Tuż za plecami Elfa powiewał sztandar, a na nim symbol głowy arktycznego lisa, białego na jasnobłękitnym, kremowym tle. Tuż pod jego łbem widniały niezidentyfikowane przez Kharginei symbole. Większość z nich zlewała się w cudzodziemski bełkot. Jedyną poszlaką służył znak tarczy wpisany w sztandar, nachodzący na symbol gwiazdy porannej, Jutrzenki.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Jakieś szmery docierały do niej zanim się przebudziła. A potem spostrzegła ognisko, na nim zaś mięso. Mimowolnie skrzywiła się. Fuj. Nic tak jej nie obrzydzało jak jedzenie tego świństwa. Nie odzywała się przez pewien czas, jedynie obserwując czujnie towarzysza. Zdawało się, że mówi coś w obcym języku, bo w umyśle odczuwała jedynie dziwną mgłę zakłócającą normalne widzenie sytuacji.
- CO? - spytała jedynie, a właściwie jej pytanie stanowiło bardziej krzyk. Coś jakby odgłos kruka, ciężko było zaliczyć ten wyraz głębokiego zdziwienia, wręcz szoku, do ludzkiego głosu.

        Chwila, która zdawała się wiecznością uzmysłowiła jej, że nie ma elfowi wiele do powiedzenia. Zapomniała nagle wszystkich słów.
- Ej, coś ty za jeden? - zwróciła się do niego zaczepnie, gdy już odzyskała świadomość. Nic jej nie bolało, a pamiętała, że została uderzona. Też mi coś... czary jakieś? Czuję, że ten dzień nie będzie udany. Jakiś ciołek koło mnie siedzi, podczas gdy nie mam ochoty na czyjeś towarzystwo. Prychnęła mimowolnie a potem uśmiechnęła się do siebie nieco ironicznie. Płaszcz, na którym leżała był wygodny i miękki. Rozłożyła się na nim jakby należał do niej i wyciągnęła dłonie, bawiąc się kamyczkami oraz ziemią, którą przesypywała z ręki do ręki.

        Jednocześnie pojawił się spokój, ciepło i bezpieczeństwo. Aura wydzielana przez miecz działała w najlepsze, więc Kharginei nie zdobyła się na atak histerii, który miała w zwyczaju. Zadawała natomiast konkretne, krótkie pytania i mówiła bardzo niewiele.
Gdy powiedział, aby się niczego nie bała, prychnęła. Czego miałaby się bać? W więzieniu wielokrotnie przekonała się, że strach jest złym doradcą i do niczego nie prowadzi. Potrafiła też ukrywać prawdziwe emocje. Nie należała do wylewnych istot.

        Zastrzygła uszami. Nawet nie spostrzegła jak przemieniła się w hybrydę. Lśniący krótki ogon unosił się delikatnie, gdy ognisko strzelało iskierkami w jej kierunku. Nie czuła za bardzo zapachu mięsa - zmysł powonienia wciąż nie chciał z nią współpracować. To właściwie dobrze, dzięki temu uniknęła wdychania wielu nieprzyjemnych wydzielin w lochach. Wątpiła, że nos kiedykolwiek zacznie normalnie odczuwać zapachy. Węch miała jedynie szczątkowy z powodu dawnego wypadku, gdy jeszcze chodziła po świecie w jedynie zwierzęcej odsłonie.

        Zdawała sobie sprawę, że dla elfa może być dziwadłem imitującym kobietę. W rzeczy samej czuła się bardziej lisem, aniżeli człowiekiem i gdyby miała wybierać, zostałaby w tej lisiej formie. Aczkolwiek możliwość przemiany dawała jej pewną iluzję przewagi, czuła moc, którą niewiele istot posiadało. Lubiła to kim jest obecnie.

        Po krótkiej prezentacji, wojownik uśmiechnął się wyrozumiale względem lisołaczki. Wyciągnęła do niego małą białą łapkę, która nie zdążyła jeszcze przeistoczyć się w ludzką dłoń. Znał już jej imię, a ona jego. Przemieniała się powoli w człowieka, a z powodu zmęczenia nie było to łatwe. Potrzebna była cierpliwość, aby nastąpiła pełna człowiecza forma. Gdy podała swoje imię, mrugnęła zachęcająco.
- Ale mięsa to ja nie jem, kolego. Zadowolę się tym - wskazała na pieczywo leżące w jej torbie oraz kilka owoców. - Nie bywam zanadto głodna, więc spokojna twoja rozczochrana.
Spojrzała na poważną minę Gala i wybuchnęła śmiechem. Wyglądał jakby ktoś mu zjadł obiad. Jakiś taki niepocieszony. Z choinki się urwał czy jak?

        - Hop! Więcej życia, więcej życia! Czy ty działasz na komendy? - Sięgnęła po patyk i rzuciła go w jego kierunku. Może nie było to mądre, ale miała ochotę go połaskotać, by zaczął zachowywać się swobodniej, jednak na to przyjdzie jeszcze pora. Ożywiła się i klasnęła w dłonie. - A może ty śpiący jesteś, hm? Bo ja już swoje odespałam chyba.
Patrzyła jak elf posila się mięsem. Przysłuchiwała się ciszy przeplatanej z pohukiwaniem sowy. Tyle jej wystarczyło do zadowolenia. Kontakt z naturą. Trudno powiedzieć, czy lubiła elfy, gdyż nie miała z nimi zbyt często do czynienia, ale ten siedzący przed nią był całkiem do rzeczy. Sytuacja, w której siedzieli obok siebie przy ognisku wydała jej się na tyle kuriozalna, że co jakiś czas śmiała się w głos. Dawno nie przeżyła niczego tak zabawnego.

        - Wybacz, ale wyszłam dopiero co z kicia i muszę się rozluźnić. Chcesz?
W ręku trzymała butelkę pełną płynu, po którym zazwyczaj ci mniej odporni chodzą slalomem. Napój bogów w czystej postaci. Podała drugą z buteleczek swojemu towarzyszowi. W jego dłoni prezentowała się niemal arystokratycznie, bo właśnie w ten sposób się z nią obchodził. Nigdy nie widziała, by ktoś czynił całe misterium z picia wina. Pociągnęła kilka łyków. Na jej twarzy pojawiło się rozanielenie, mięśnie zwiotczały, a niedługo spojrzenie zrobiło się mętne. Zaśmiała się w taki sposób, że można to było odebrać jako chrumknięcie, po czym zasnęła popadając w błogostan.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Zmartwiony, pełen niezmąconej głębi spokoju wzrok Elfa utkwił na sylwetce dziewczyny. Dopiero teraz nadarzała się chwila warta ocenom, przyjrzeniu się szczegółom, detalom rysującym włosy nieznajomej, kontury żuchwy, kości policzkowych czy figury zaszytej w typowym dla mieszczaństwa odzieniu. Płomienie ciosane magią ognia i Różyczki rozświetlały najbliższe otoczenie, promień sięgający nie więcej niż trzech metrów. Noc zapowiadała się wyjątkowo zimno, lecz dziewczyna chyba nie odczuwała temperatury ciężko, w przeciwieństwie do tutejszych mieszkańców włości.
Galanoth przenicował ukradkiem jej twarz, zwrócił uwagę na niepowtarzalne, rzadkie skądinąd piegi, na punkt nosa i piersi chowane pod nieco chłopięcym kombinezonem. Analizował sytuację, drobiazgowo przełykając pierwiastki wyglądu Kharginei - jak kazała się nazywać. Intrygujące imię, pomyślał, a jego głos - nieco pomrukliwy, lecz pełen mądrości i harmonii -zabrzmiał w odpowiedzi.
- Galanoth Thelas. Sir Galanoth Thelas. Niech nie zwiedzie cię sztandar. Nie jestem aż tak ważną osobą na dworze królewskim. A przynajmniej... już nie.
Uśmiechnął się sympatycznie, podciągając kąciki warg nieco ku górze. Z żywym zainteresowaniem przyglądał się niecodziennej transformacji. W sumie, nie spodziewał spotkać wolno hasającej lisołaczki - opuszczonej i samotnej, wszak istoty jej pokroju zazwyczaj mocno obrywały od wszędobylskich plugawych łowców i myśliwych. Ludzie zawsze byli zachłanni, głodni na punkcie magicznego futra. Galanoth co nieco na ten temat wiedział. Machinalnie dłoń wojownika powędrowała w dół, przez prawą nogę zaraz obok kamienia. Poklepał podłużny, twardy pakunek. Rozplątał sznury plecaka, by po chwili wydobyć ze środka... bułki. Były świeże, pachnące, pozbawione toksyn i magicznych ulepszaczy, którymi chwalili się tak zwani alchemicy, niezależni eksperci od siedmiu boleści. Niezgrabność kształtów sugerowała robotę początkującego piekarza. Galanoth należał do grona trudnych uczniów. Nie można natomiast odjąć pieczywu zalet smaku i odpowiedniego wyważenia pomiędzy chrupką warstwą skórki, a miękkim, ciepłym wnętrzem rozpływającym się w ustach wraz z każdym kolejnym gestem.

Jedną z pary bułeczek przekazał Kharginei, zaraz po przywitaniu się. Skoro nie preferowała mięsa, na pewno doceni starania na gruncie nieśmiertelnego rzemiosła pieca. Cóż... a może po prostu był ciekawy, który wypiek uzna za lepszy.

Galanoth wziął pojedynczego kęsa, przełknął naprędce. Mimo rzucenia patykiem i obśmiania, lekki pół-uśmiech nie schodził z twarzy. Można by przysiąc, że zarechotał pod nosem. A może był tylko pomruk zamyślenia? Spojrzenia Elfa i Lisołaczki skrzyżowały się w połowie drogi, tuż nad koroną paleniska.
-Sam sobie jestem komendą, i wcale nie muszę reagować na twoje dziecięce zaczepki, droga panno. - odparł uszczypliwie. Widać, że próba przejścia do porządku dziennego(sick!) wymagała od Galanotha poważnego nakładu sił. Lewą dłonią nadal podtrzymywał zasklepiający się po ranie brzuch. Mimo, iż po próbie uwolnienia pieczęci nie ostał się ani jeden ślad, oczy rycerza wyrażały ból. I coś... coś na podobieństwo tęsknoty.
- Wyglądasz mi na renegata. - przyznał po chwili pełnej katującej uszy ciszy. Galanoth wyraźnie rozpromieniał. - I to dość... heh... nietypowego. Właściwie, to nim jesteś.
Ostatni kęs, bułka zniknęła. Strzepał okruszki przed siebie, a palcem wskazującym zapunktował nogi kobiety.
- Buty. Zdradzają cię buty. Wy, zmiennokształtni, nie umiecie żyć z dala od kłopotów.
W jego głosie zabrakło szydery, natomiast pojawiło się sporo miejsca dla troski wymieszanej z niedowierzaniem.
- Albo często wpadasz na wybuchające piaskojeże z Jadeitowego Wybrzeża...
Och, jak on ich nienawidził!
- ... Albo często zmieniasz szyk kolekcji. Na twoim miejscu postarałbym się je natychmiast wyrzucić i znaleźć nowe, mniej kojarzone z bandyckim żywotem. Lokalne bandziory lubią przymierzać buty u tego samego szewca. Hah... Co ja gadam...
Zakręcił głową, jakby rozbawiony własnymi słowami.
- Całą okolicą rządzi Martin "Szewczyk" Dratefe. O ironio...

Na dalszą dyskusję zabrakło szans. Kharginei chyba wiedziała, co robi, skoro pozwoliła samej sobie otumanić się czymś paskudnie śmierdzącym. Elf dla świętego spokoju sumienia sprawdził tętno dziewczyny, czoło - w wypadku potęgującej gorączki lub nagłego ataku wymiotów. Butelkę podarowaną chwilę temu powąchał tylko pobieżnie - nie musiał ingerować daleko zmysłami, aby wyczuć, jak paskudnym ekskrementem wśród alkoholi radowała się niewiasta.
- Szajs... - wyszeptał, oglądając jak pojedyncza kropla "boskiego trunku" ląduje na trawie. Cichy syk wypalił dziurę w źdźble.

Było zdecydowanie za późno na wyruszenie w dalszą podróż ku Ołtarzowi. Zresztą, nie zostawiłby nabzdryngolonej kobiety na pastwę losu, nawet jeśli wydaje się być samowystarczalną machiną rzucającą kąśliwymi uwagami. W tym względzie przypominała jego mamę.

Rozgwieżdżone niebo wciskało swe gwiazdy pomiędzy gałęziami wielkich bujnych drzew. Pohukiwania, trzaski ognia, plusk przepływającej nieopodal wody... Galanoth czuł się, jakby znów był młody, jakby nie miał... jakby nigdy nie doszło do walki w tunelach pod Meot. Westchnął głośno, zaciągnął koszulę. Przywdział napierśnik, dłonie okrył ponownie rękawicami. Poprawił buty, nagolenniki wypucował pikowanym materiałem rękawa od kamizelki. Machinalnie, bez zastanowienia, jak co noc.

Wschód słońca rozpromieni jezioro tysiącem świetlanych diamencików za około 3h. Do tego czasu zdąży rozważnie zaplanować dalszą podróż, a przede wszystkim - zastanowić się, co zrobić z chrapiącą zmiennokształtną, która nawet przez sen nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu.
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Doszło do niej z kim ma do czynienia. Towarzysz wyglądał na eleganckiego i poważnego. Tworzyli przeciwieństwo, lecz jeśli faktycznie Galanoth był członkiem królewskiego dworu, znajomość z nim mogła zaprocentować. Nigdy nie miała do czynienia z kimś wysoko urodzonym czy czymś w tym rodzaju, więc zrobiła nieodgadnioną minę.

        Bułki były pyszne, o wiele lepsze od tych, które miała w torbie. Z uczuciem, że powinna te swoje wypieki wyrzucić do ogniska, przeciągnęła się lekko zniesmaczona. Owe uczucie niezadowolenia (a może zawstydzenia?) przeplatało się z czymś, czego nie potrafiła nazwać. W brzuchu coś jej niemrawo kołatało, z czasem jednak to wrażenie narastało, by przemienić się w autentyczną sympatię względem elfa.

        Elfy… niewiele o nich wiedziała, o dziwo. Choć – podobnie jak zmiennokształtni – lubili przebywać na świeżym powietrzu, zwłaszcza w lasach, na pustyniach czy nieopodal zbiorników wodnych. Ale dlaczego tak mało ją zawsze interesowały? Być może uprzedziła się niepotrzebnie, wyobrażając sobie te istoty jako nieżywotne, wydelikacone lalusie, które z walką miały tyle wspólnego, co ona z baletem. Tak, stereotypy bywają krzywdzące i w tej chwili dotarło to do niej dobitnie.

        Na wzmiankę o renegacie nie zareagowała wcale tak gwałtownie, jak to miewała w zwyczaju. Po pierwsze, zmęczenie zaczynało ją powoli i nieuchronnie ogarniać, mimo wcześniejszych zapewnień o wyspaniu. Po drugie, bułki sprawiły, że miała pełny brzuch, a wiadomo, że wówczas polepszał się jej nastrój. Po trzecie, coś w tym było… ale czy musiała o tym opowiadać? Postanowiła, że te tematy zostawi na później. Każdy ma coś na sumieniu, więc Kharginei nie zamierzała zgrywać niewiniątka.

        - Renegatem… coś w tym jest. Rzadko zgadzam się z zastanym porządkiem i lubię iść pod prąd – rzekła krótko. Mogła na ten temat mówić i mówić, ale podejrzewała, że miała do czynienia z inteligentnym elfem, więc resztę sam sobie dopowie. Wiadomo, że indywidualizm niesie ze sobą pewien rodzaj buntu czy odstępstwa, przynajmniej w niektórych sytuacjach. Gdy temat zszedł na buty, jej największy konik, uśmiechnęła się, a jej oczy zaczęły wysyłać radosne światełka. Nie zastanawiała się nad oficerkami, czyżby przestały do niej pasować? A może nigdy nie pasowały? Na pewno się z nimi zżyła, ale kwestia przyzwyczajenia i pokocha równie mocno ich następców.

        Zanim zasnęła, zdążyła zapytać, czy Galanoth idzie również spać. Nie pamiętała co odpowiedział, podobnie jak tego, czy spróbował jej wino. No i co on właściwie mówił o tych zbójach? Z takimi też szło się dogadać. Zapewne w jego oczach również była zbójem, ale nic na to nie mogła poradzić. Wolała być sobą niż kreować wizję nierealnej siebie.
Nic jej się nie śniło. Może oprócz tego potwora, który przypominał jakiegoś wampira albo gorzej. Wystraszyła się, na czole wystąpiły drobne kropelki potu. Obudziła się z pomrukiem.

        Zabawne, byle sen potrafi wyprowadzić mnie z równowagi... Dość z tym. To jedyne pomyślała, gdy oddalała się od ogniska. Swoją drogą, już się nie paliło, więc poczuła zimno. Co jakiś czas szczękała zębami. Brrr. Nie wiedziała dokąd idzie, ani co jej chodzi po głowie. Dopadła ją znów amnezja, zapomniała po co siedziała przy tym ognisku tyle czasu? Po chwili jednak doszło do niej, że poznała pewnego uroczego elfa i żal by było go opuszczać, skoro nawet dobrze się rozmawiało. Zawstydziła się. Na jej policzku pojawił się rumieniec. Dziwne, ale tylko na jednym! Nie mogła tego co prawda dostrzec, jednak uczucie zawstydzenia ogarnęło ją całkowicie.
- Wy... wybacz za... że się upiłam. - Spuściła głowę. Co więcej dodać? - Czasem mam... zaniki pamięci.
Fakt, brzmiała może jak totalna sierota, ale nic na to nie mogła poradzić. Próbowała robić dobrą minę do złej gry. Usiadła na ziemi, wyciągnęła z torby jakieś kawałki szmatki i usiadła na nich. Pomyślała, że byłoby cieplej, gdyby miała przy sobie jakiś pled. Ale nie miała. Westchnęła głęboko i spojrzała z ukosa na Galanotha. Musi myśleć, że nie jestem zbyt mądra, przemknęło jej przez myśl.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

To była długa, pełna zastanowienia noc. Galanoth czcił czas wolny niczym własną matkę, oddawał cześć chwilom, w których mógł zakopać się, wyłączyć od świata zewnętrznego. Ratunkiem dla zszarganych myśli była twierdza namysłu, poddanie uczuciom, emocjom i wrażliwościom, które... niestety, nie przychodziły łatwo. Aby się doń zbliżyć, poprawił sylwetkę, wyprostował się niczym panicz zasiadający na złotym tronie. Ramiona skrzyżował, dłonie otwarte w geście oparł o kolana. Oczy przymknął. Ogień wybijający się ponad ostrze zaklętego miecza wzbogacało twarz Elfa, nadawało mu prawdziwych starczych rys, przypominał szamana z nienazwanych stepów czytającego przyszłość z trawionej płomieniami ziemi. Galanoth trafił do zupełnie innej krainy.

Przeszedł wyboistą drogę pełną poświęceń. Spotkanie czarodziejki Aphrael przewróciło jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Żywot oparty na lekkomyślnych przygodach, bijatykach, samosądach czynionych mieczem i magią... Wszystko zatraciło swój sens, wartość moralną. Aphrael zaczęła być Największym Dobrem, własnością samą w sobie do której Galanoth wspinał się, i z każdą ponawianą próbą upadał co raz niżej. Dotkliwy ślad wyrządzony mocami demonicznego smoka sprawił, że pożądanie za marzeniami przestało być tak łatwe i proste, idylliczne niczym sielanka na letniej polanie. Kal Idron, stowarzyszenie magiczne, Wiekuiste Więzienie, polowanie na umagicznionych... Galanoth intuicyjnie zacisnął pięści.

Choć Aphrael zaginęła bezpowrotnie, wielu uznało ją za zmarłą, Thelas nie potrafił pogodzić się z utratą kobiety. Kiedy ostatni raz widział jej twarz...? Zatonął w morzu wspomnień. Pierwsze, co przychodziło do głowy, było obrazem krwiawiących łańcuchów uderzających o ściany i maski pozbawione twarzy, z żółtymi, mocnymi jarzeniami wychwytujące nawet najdrobniejszy ruch, choćby mrugnięcie oka.
Szkarłatna Twierdza... Hm... To właśnie tam doszło do ziszczenia się przepowiedni proroka Arhena - cóż, przynajmniej w połowie. To właśnie tam Galanoth poznał naturę pieczęci, jej siłę, potęgę i moc zapowiadaną w koszmarnych snach. Gwiazdy z których wieści odczytywał Arhen mówiły same za siebie. Czas płynął i tylko jedno rozwiązanie pozostało Galanothowi. Jeśli chciał powstrzymać pełne spełnienie się proroctwa, jego wykonanie w samym środku serca Alaranii, potrzebował jeszcze jednej nocy, jeszcze jednego dnia... Według pogłosek i znaków pozostawionych przez Najstarszych, Ołtarz ukryto gdzieś niedaleko, jedną podróż słońca stąd. Galanoth nie mógł dalej zwlekać. Naglił go ból.

Obłok poranka ścierał z daleka horyzont, wypalał korony drzew, a tafla jeziora nabierała krystalicznej, wspaniałej pełni blasku. Widok zaintrygował rycerza, i choć widział go tysiące razy, obraz wybudzenia inspirował go, poniekąd rozczulał. Rzadko które miejsce w Alarani potrafiło wzbudzić w nim błogi spokój... coś na podobieństwo poczucia bezpieczeństwa.

Odszedł od obozowiska, lecz nie pozostawił Kharginei samą. Przemijające ognie wzbudził na nowo.
- Powstań... - rozkazał ognisku, nie szczędząc mocy, by kobiecie zrobiło się cieplej. Nadal słodko spała.

Wrócił do parszywego stwora. Zwłoki opakowane w znoszony wór - chronione sznurami o poczwórnym zaklęciu anty-degenerującym, trzymały potwora w stanie pośmiertnego zawieszenia. Jeden po drugim rozwiązał wszystkie. Truchło było gotowe. Zapach nie odstręczał dzięki energii podtrzymującej stadium rozkładu. Wstrętny odór ginął przykryty umagicznioną aurą... bułek. Galanoth doskonale znał się na wspaniałomyślnościach życia, totem uważał, że jeśli ma kroić trupa, a w koło braknie przyzwoicie pachnących kwiatów, użyje czegoś uniwersalnego, klasycznego, a co jest bardziej tradycyjne i zgodne z wolą przodków niż wyrób pieczywa?
No właśnie.
Począł zatem wykrajać coś w mięsiwie jaszczura, a raczej - w tym, co z niego pozostało. Poręcznym nożem o nieproporcjonalnie długim ostrzu wycinał poszczególne elementy, oddzielał mięso od kości, gruczoły jadowe odkładał zupełnie na bok, z dala od reszty ciała. Asekurowała go magia życia - dość znana zielona poświata chroniła twarz, tułów i dłonie Galanotha. Skamereny słynęły z nieoczekiwanych eksplozji gruczołów zwłaszcza po śmierci, co wypadek w Muzeum Biologii Zakazanej w Arturon udowodnił co najmniej trzema zgonami i tuzinem rannych.
- Zaniki pamięci? - zareagował po chwili, zupełnie wyrwany z zajęcia. - Hah... Ja mam zupełnie odwrotnie. Próbuję pozbyć się wspomnień, pewnych... wydarzeń, ciężarów, które sama widziałaś, co ze mnie uczyniły. Nie jest to proste zajęcie, ale mam nadzieję, że tobie idzie znacznie lepiej, niż mi.
Kolejny świst nożem i trzeci gruczoł wyciągnięty.
- Wyspałaś się?
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Obudziła się z lekkim bólem głowy i zanim poczłapała sama nie wiedząc gdzie i po co, przeciągnęła się i ziewnęła, nie przejmując się zasadami kultury, że twarz należy zakrywać podczas tej czynności. Zamruczała coś. Sięgnęła rękoma do góry w poszukiwaniu uszu, jednak nie znalazła ich tam. Masz ci los, pewnie zdążyłam się przemienić w ludzką formę, uświadomiła sobie na pół śpiąco. Nie potrafiła jeszcze zanadto kontrolować swoich przemian, lecz gdy tylko czuła przypływ sił, uczyła się tego i szło jej coraz lepiej. Ból głowy nie ustępował, ale nie to mąciło jej spokój. Coś nie pozwalało ot tak po prostu udać się w swoją stronę jakby tworzyła z nowo poznanym elfem rodzaj więzi. Może to za sprawą jakiegoś uroku, który na mnie rzucił?, zastanawiała się, lecz na razie nie chciała werbalizować swoich wątpliwości, ani zadawać pytań.

        Temat dotyczący wspomnień nasunął się sam. Elf wspomniał coś, że chciałby się ich pozbyć. Cóż, ona nie miała tego problemu za sprawą zaników pamięci wstecznej. To, co zdarzyło się miesiąc temu mogło ulec degradacji w jej głowie, a to, co stało się dzień wcześniej mogło być całkowicie niezarejestrowane za sprawą nieco dziurawego umysłu. Odbijało się to na jej intelekcie, bo skoro pamięć szwankowała, ciężko było podjąć się mądrej dyskusji, skoro ulatywało z głowy co powiedział przed chwilą rozmówca. To zresztą nie było tak, że zapominała na zawsze. Nie. Z czasem sobie przypominała, ale to nie nastąpiło natychmiast. Musiało minąć trochę czasu, dlatego niektórzy, z którymi miała do czynienia odbierali ją jak wariatkę. Nic dziwnego, skoro miała tendencję do zadawania w kółko tego samego pytania. Nie inaczej było i tym razem. Nasuwały się jej pytania, na które poprzedniego wieczoru poznała odpowiedź, na przykład o imieniu swojego towarzysza. Dała jednak czas dziurawej głowie i zaraz sobie przypomniała. Rozmawiała z Galanothem, ale nazwiska już nie zapamiętała. Coś z sir, jednak arystokraci byli dla niej dość obcy, bo na co dzień nie obracała się w ich kręgu, więc to, kim jest ów elf nie odgrywało dla niej znaczącej roli.

        - Tak, wyspałam się - odparła na jego pytanie. - Nic mi się nie śniło. Zazwyczaj jednak mam sny, a po obudzeniu czułam taki spokój... Dawno nic takiego mi nie towarzyszyło. - A czy ty spałeś?
Trudno jej wyobrazić sobie sytuację, w której ona smacznie chrapała, a Galanoth nie, bo wolał czuwać, by nic jej się nie stało.
- Masz ochotę na spacer po okolicy? Musiałabym iść na rynek, by kupić jakieś ubrania.

        Poprawiła swoją pogniecioną koszulę i zapięła górny guzik, który zdążył się odpiąć. Buty faktycznie mogła kupić inne, bo te - już lekko zniszczone na czubkach - nie prezentowały się tak okazale jak jeszcze dwa lata temu, gdy zakupiła je na miejskim targowisku.

        Niedaleko Kryształowego Jeziora, czyli w miejscu ich obecnego pobytu niewiele istot się przechadzało. Byli całkiem sami na niewielkiej równinie, obok gęsty lasek i płynące liczne strumyki. Taka kompozycja krajobrazu nasuwała jej dość refleksyjne skojarzenia. Po roku w lochach zadowoliłaby się czymkolwiek innym, niż brudnymi i ciemnymi ścianami.
- Pięknie tutaj - zachwyciła się. - Dawno nie patrzyłam na coś równie czarującego jak ten wodospad albo jezioro. - Wodospad znajdował się nieco dalej niż jezioro, ale zmiennokształtna zdążyła już zażyć kąpieli w płynącej w dół wodzie.

        - Wspomnienia mogą ranić tak samo jak amnezja. - Mrugnęła do elfa sympatycznie. Uśmiechnęła się i skupiła uwagę na mieczu. - Wyjątkowy okaz - pochwaliła broń, która poprzednim razem wysyłała emanację spokoju i błogości, za sprawą czego dość szybko usnęła.

        Nagle z jej kieszonki przy spodniach wyskoczyło coś małego i brązowego, a właściwie brązowo- szarego. To coś ruszało się bardzo zwinnie i szybko, więc na moment zarówno elf, jak i lisołaczka stracili orientację i nie wiedzieli w którą stronę patrzeć. Zanim się obejrzeli, błyskawiczne zwierzątko wskoczyło na świerka rosnącego przy polanie i zaczęło czyścić sobie mordkę.
- Haha, Kuku! Ty rozrabiako! Wracaj natychmiast! - Śmiała się do rozpuku z poczynań małej wiewiórki, dla której kieszonka, z jakiej wyskoczyła stanowiła dom i pożywienie, bowiem zawsze zostawiała w niej trochę orzechów czy marchewek. O dziwo, jej wiewiórka kochała podjadać marchewki. Czasem też zabierała się za chleb czy owoce i w ten sposób zjadała jej zapasy żywności, więc musiała pilnować, by schować jedzenie przeznaczone dla siebie w takie miejsce, by ta mała bestyjka się do nich nie dostała.
        - Poznajcie się. To jest Kuku, moja wiewiórka. A oto Galanoth.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Skinął ze zrozumieniem głową. Długie, siwe włosy elfa poruszyły się nieznacznie jak fala jeziora pędzona lekkim podmuchem wiatru. Nie stanowiły natomiast wiarygodnego źródła oceny jego wyglądu, wbrew kolorowi. Galanoth dość mocno zakorzenił się w legendach Alaranii jako rycerz mężny, odważny, o wyraziście szlachetnych rysach twarzy, pozbawiony plamiącego piękno grzechu fizjonomii. Opowiadano o nim mniej lub mocniej przerysowane historie, niekiedy dotykające spraw - wydawać by się mogło - uważanych za intymne lub niezręczne. Księżniczki, które ratował z opresji, najczęściej z łap obleśnych smoków, zamknięte w niedostępnych na szczytach gór zamkach, wieżach i fortyfikacjach, do których jedynym wejściem jest odpowiedź na zagadkę zadaną przez zaklętego odźwiernego sfinksa. Czyste bajdurzenie pozbawione ziarenka prawdy. Zacznijmy od tego, że Galanoth nie zabijał smoków. Te okazywały się być zazwyczaj sympatyczne - znacznie przyjaźniejsze i milsze od dam w potrzebie.
Sęk w tym, że plotki o wyglądzie Galanotha często okrążały pointę i sens. Pozbawiały jego twarzy zadumy, oczy zamiast spokoju najczęściej przypominały kurwiki pełne energii. Ba, nawet i rasę woja potrafiono modyfikować, specjalnie kustomizować wedle miejsca w którym legendy były opowiadane. Niejednokrotnie Thelas stawał się ofiarą okrasnoludzenia, genezy prosto z dziewiątego kręgu piekielnego czy nieuzasadnionego zapisywania w kontekście państwa Trytonów i Syren. Cóż, przynajmniej ta wersja bohatera uwzględniała poprawny wiek.
- Spałem, i nie spałem. Trudno stwierdzić. Od dłuższego czasu nie potrzebuję snu. W zasadzie, nie powinienem spać. To by groziło prawdopodobnym przebudzeniem się tego, co widziałaś kilkanaście godzin temu. Medytacja mi wystarcza. Dopóki jestem jeszcze świadomy swoich czynów i potrafię sprawować kontrolę nad własnym ciałem, jest dobrze. No... prawie.
Westchnął cicho, angażując uwagę do okrajania gruczołów jaszczurki. Pozostały dwa woreczki - położone najgłębiej, zaraz pod grdyką, nad układem oddechowym. Nieostrożne skaleczenie, przebicie jakby pęcherzyków pokrywających płuca, skończy się mini katastrofą ekologiczną. Galanoth zamarł.
- Obawiam się, że nie mogę poświęcić tobie więcej czasu, Kharginei. Powrót do miasta jest mi zupełnie nie na rękę i nie po drodze. Mam mało czasu, a powinienem udać się...
Ugryzł własny język. No tak, zapomniał...
- Chociaż... tak. Jest pewna sprawa warta rozwiązania, w bibliotece należącej do tutejszych. Nic wielkiego, prosta wizyta informacyjna. Poszukiwanie wiedzy, gra na czas, zaklęte grimuary pełne niebezpiecznych zaklęć i szokujących wiadomości.
Galanoth zaśmiał się pod nosem. Lubił, gdy ktoś nieobeznany z jego żywotem komplementował Różyczkę. Radość płynęła podwójna, wszak okazja do nitkowania opowieści i sprawozdań przychodziła sama, bez pytania, no i kolejny mieszkaniec Alaranii mógł zażyć kąpieli we wspaniałym blasku losu Elfa, zgotowanego przez nieunikniony koniec do którego zmierzał.
- Wspaniały towarzysz. - przyznał szczerze Gal. - Wiewiórki są niekiedy bardziej kłopotliwe i aroganckie niż koty. Zachowują się jak połączenie chomika i kota, hm...
Zamruczał w geście rozbawienia.
- Cześć, Kuku. Mam nadzieję, że dbasz o swoją panią. I że pani dba o ciebie jak tylko może.
Odsunął się od zwłok jaszczurostwora. Gruczoły z toksynami jeden po drugim schował do worka, ostrożnie, uważając, by nie potrząsnąć nimi lub w coś nie uderzyć. Delikatna natura nakazywała rozwagę.
- Świetnego kompana wybrałaś sobie do towarzystwa. - zaczął ponownie Gal, zerkając raz na kobietę, raz na wiewióra. - Moim starym koniem, a raczej ptakiem, jest... kruk. Wedle reguł biologii nie powinien żyć, wszak żaden normalny kruk nie dożywa pięćdziesięciu lat, ale ćśś... nie mów nikomu, że urwał się z chowu klatkowego specjalnie dla początkujących adeptów magicznych. Nie przepada za powrotami do przeszłości.
Mrugnął porozumiewawczo.
- O ile tylko do mnie przyleci...
Awatar użytkownika
Kharginei
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Włóczęga , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Kharginei »

        Przechadzając się po okolicy może i nie mówili do siebie zbyt wiele, wysyłając jedynie krótkie i konkretne komunikaty, aczkolwiek gdy tylko którekolwiek z nich otworzyło usta, mówiło ciekawie i z namysłem. Zresztą Khar sprawiała wrażenie lekko oderwanej od rzeczywistości, zwłaszcza w tym momencie wodziła myślami gdzieś daleko, daleko i co chwila wzdychała przeciągle. Kiedy napotkała zdziwione spojrzenia Gala, machnęła ręką i zaśmiała się histerycznie, mówiąc, że to nic takiego, po prostu lubi sobie czasem pobłądzić gdzieś myślami.

        Za to Kuku ciekawsko rozglądała się dokoła, skupiając uwagę raz po raz na elfie, co jakiś czas popatrując ukradkiem na swą właścicielkę. Wydobyła z siebie radosne piski usłyszawszy, że elf przywitał się z nią uprzejmie, dlatego chyżo wskoczyła srebrnowłosemu na ramię i - oczywiście, piszcząc - zaczęła drapać Galanotha ostrymi pazurkami, na co zareagowała Kharginei, zwracając się do wiewiórki bez ceregieli:
- Kuku, przestań! Znów jesteś niesforna! Jeśli nie przestaniesz, będę zmuszona wymierzyć ci karę! Zrozumiano, moja panno?
Khar w rzeczywistości tylko udawała złość na podopieczną. Nie potrafiła się gniewać na Kuku zbyt długo.
- Mówisz, że masz kruka? - podchwyciła, gdy temat zszedł na zwierzęta. - Chciałabym go poznać. Kruki to mądre zwierzęta. Co do Kuku, czasem mi ucieka, bywa też nieznośna, bo wszędzie jej zawsze pełno. Lubi być w centrum wydarzeń i jest dość wścibska. Gdy tylko z kimś rozmawiam, natychmiast zjawia się nie wiadomo skąd i chce nad wszystkim czuwać.
Kharginei lubiła zwierzęta i cieszyło ją, że Gal posiada swojego pupila. Akurat na temat zwierzaków mogłaby mówić całymi dniami.
- Ostatnio uczyłam Kuku małych sztuczek. Prawda, mała? - mrugnęła do pupilki, która - o dziwo - słyszała ją i dobrze rozumiała co właścicielka do niej mówi. - Pokaż Galanathowi jak robisz salto w tył!

        I Kuku wykonała salto w tył. Aby to zrobić, powiesiła się na najbliższej gałęzi. Wyglądało to w ten sposób, że zaczepiła się pazurkami o konar, następnie podskoczyła i przechyliła się mocno do tyłu, by miękko opaść ciałkiem tam, gdzie stała.
Kharginei nie potrafiła ukryć, że cała sytuacja bardzo ją rozbawiła. Kuku pokazała jeszcze kilka sztuczek, wyraźnie zależało zwierzakowi, by oczy właścicielki i elfa były zwrócone tylko na nią. Często popisywała się przed obcymi bądź nowo poznanymi, tak było i w tym przypadku.
- Co robimy? - spytała bez ogródek. - Nie chcę zajmować ci czasu... może masz inne plany, a ja cię ciągnę do miasta - zaśmiała się bezceremonialnie i swobodnie poprawiła swoje brązowo - rude pukle.

        To dziwne, ale czuję, że go lubię... Dawno kogoś tak szybko nie obdarzyłam sympatią. Bila się z myślami, czy podzielić się tym, że polubiła Gala, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Przez krótki czas patrzyła się na wprost siebie bez słowa i nagle podjęła:
- Wiesz... lubię cię. Tak po prostu. Wydajesz się sympatyczny. - Uśmiechnęła się grzecznie i poczłapała w kierunku lasku, mówiąc na odchodne, że zaraz wróci, gdyż idzie na stronę. Zdjęła ubranie, a właściwie jej dolną część i załatwiła swoje potrzeby w pobliżu małego krzaczka. Poczuła ulgę. Podobnie pewnie czuł się jej przepełniony pęcherz.

        - Jeśli masz ochotę, można już iść na rynek - zaproponowała i poszła przodem z tańczącą wokół niej Kuku. - Przy okazji, muszę znaleźć Zefira. To mój osioł...
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości