Smocze Pieczary[Poprzez wrota chaosu] Rozkazy Króla Licza

Głęboko w podziemiach ogromnego lasu znajdują się niezwykle tajemnicze Smocze Pieczary. Zamieszkane przez przyjazne i inteligentne bestie -Smoki Ziemi, kryją w sobie wiele tajemnic. Uważaj żeby nie zgubić się w setkach zawiłych korytarzy łączących smocze mieszkania. Pieczary kryją w sobie ogromne biblioteki z tajemniczymi zwojami i niezwykłymi skarbami. Znajdziesz tu także podziemne ogrody, w których smoki hodują niezwykle rzadkie zioła o niesamowitych właściwościach.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

[Poprzez wrota chaosu] Rozkazy Króla Licza

Post autor: Aishele »

Ów niemalże pogodny spokój, z jakim Aishele podeszła do podróży odrażającym, chaotycznym portalem, przyjęty został przez nią chyba trochę na wyrost.

Choć w rzeczywistości droga z Doliny Umarłych do rejonu smoczych pieczar w Szepczącym Lesie trwała nie dłużej, niż ułamek sekundy, topielicy dłużyła się ona niesamowicie i przypominała przeciskanie się przez wąski i klaustrofobicznie niski tunel, zbudowany z lepkiej, organicznej, pulsującej nierówno substancji, wypełnionej migoczącymi z szaloną częstotliwością kolorami. Od dźwięków, jakie temu wszystkiemu towarzyszyły, dziewczynie włosy stawały dęba - była to plątanina przeraźliwych pisków, skrzeków, zgrzytów, dalekich ryków i niskich pomruków.

Dziewczynie huczało w głowie i coraz bliższa była szaleństwa. W pewnej chwili zaczęły się chorobliwe majaki.

*


Znów zapadała się w ciemność i chłód. Pędzące smugi barw zastygły w miejscu i zmieniły się w śnieżnobiałe płatki, które nasiąkając wodą opadały na dno, na dno, razem z nią, powoli, coraz cięższe. Gdzieś z góry dał się słyszeć zawodzący, jękliwy śpiew, dobywający się z kilku kobiecych gardeł. Potem wszystkie dźwięki zlały się w jednostajne, wwiercające się w mózg brzęczenie. Rozpaczliwie spróbowała zaczerpnąć powietrza, ale zamiast porcji ożywczego tlenu poczuła tylko wodę, zalewającą jej płuca, wraz z falą obezwładniającego bólu.

Zapach gnijących liści, wilgoć i powiew przeszywająco zimnej, jesiennej mgły - poczuła. Grube, nagromadzone na wielkiej powierzchni wielowarstwowe chmury, fioletowo-szare, straszne i piękne, przytłaczające, zasnuwające resztki jasnożółtego nieba na zachodzie - zobaczyła. Przyspieszony oddech i stłumiony jęk tuż przy swoim policzku, na poduszce z mokrego mchu, i szeptane w pośpiechu, w listopadowym chłodzie tego niespodziewanego zbliżenia słowa, takie, których zawsze jest za mało, niedopowiedziane, wyjęczane, wychrypiane, wykrzyczane, urywane - usłyszała.
Malinowe zarośla wśród nich dawno już były wyschnięte i ogołocone, ale cóż z tego?
Jego szczupła, przyjemnie ciepła dłoń przesunęła się po jej udzie, odgarnęła z chudego, dziewczęcego ciała niepotrzebne warstwy wilgotnej materii sukienki, potem trochę niezdecydowana przemknęła po drobnej piersi i po twarzy, przystanęła na chwilę na różowych ustach, zatrzymana pocałunkiem, by zaraz zsunąć się na biodra, i jeszcze dalej, dalej, i rozniecić płomień.

...płomień! Dziki płomień, niszczący i straszny, rozlewany strumieniami, ba, rzekami, chciałby pochłonąć cały świat, gdyby mu tylko pozwolić. Gdzieś napotyka jednak opór i zderza się z drugim, jeszcze jaśniejszym i żywszym płomieniem. Czy ogień może spopielić inny ogień?

Cienie przemykają po ścianach jaskini i jest ich o wiele więcej, niż powinno.

Płatki popiołu wirują wysoko, wysoko, rozgrzane powietrze drga, ukazując tym, którzy patrzą i widzą, postaci pół-zwierzęcych demonów. Jakaś silna magia skupiona w jednym drobnym punkcie przyciąga je wszystkie do siebie. Robi się zbyt gorąco, bo można było oddychać. Ponowny rozpaczliwy wdech każe się przebudzić. Cienie znikają jakby kilka sekund później, niż reszta zwidów.

*


Topielicę przebudziło twarde lądowanie na kamiennej posadzce jakiejś rozległej, ciemnej jaskini. Po podróży portalem czuła się koszmarnie - kręciło jej się w głowie, a kości jakby ból rozsadzał od środka. Na dodatek skronią uderzyła o jakiś skalny występ, przez co zrobiło się jej tak niedobrze, że musiała odczołgać się na bok, a jej żołądek ścisnął kilkakrotnie odruch wymiotny. Cóż, Aishele nie jadła jednak od naprawdę bardzo dawna. Ucieszyła się za to w duchu, że nie ona trzymała podczas tej teleportacji ów nieszczęsny słój z owadzią zarazą.

Mag śmierci stał niewzruszony nad nią, a dwa kruki kołowały ponad jego głową. Nieumarła podniosła się z wysiłkiem i zlustrowała wzrokiem miejsce, w które przeniosły ich megdarowe wrota chaosu.

Pieczara była tak wysoka, że Aishele nie była w stanie dostrzec sklepienia. Była też bardzo szeroka, a blade, chłodne światło, dobywające się nie wiadomo skąd, pozwalało się zorientować, że w ścianach znajdują się liczne okrągłe otwory różnej wielkości. Zapewne wejścia do tuneli, stanowiących sieć Smoczych Pieczar.

- Pani... pani Gardenio...? - zawołała topielica bez przekonania w mrok. Odpowiedziało jej tylko upiorne echo.
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Gdyby jakaś postać przechadzała się po Szepczącym Lesie i trafiła na pewną niewielką polankę, otoczoną wielkimi drzewami, zauważyłaby samotną postać, tajemniczo osłoniętą czarnym, skórzanym płaszczem, z kapturem na głowie. Twarz była ledwo oświetlona przez łunę rzucaną przez skromne ognisko, rozniecone przed postacią. Mimo tego wątłego światła, nie dało się zobaczyć twarzy samotnika. Jednak na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie jest uzbrojony. Lecz przezorny zawsze ubezpieczony - można było założyć, że broń ma ukrytą. Mało kto dzisiaj podróżuje bez broni i to jeszcze przez Szepczący Las. Nad ogniskiem trzymał, nabity na kijek, kawałek mięsa, prawdopodobnie kupiony u rzeźnika, nie upolowany.

Silv, przyglądając się kawałkowi mięsa, analizował swoją aktualną sytuację. Nie miał broni.

"Kilka godzin temu, wraz z Adearinem, przekroczyli bramę Nandan-Ther. Złapali dobrze płatną fuchę, wykonali ją i teraz czekali już tylko na odbiorcę towaru, który miał im przekazać ich należność. Jednak klient się spóźniał, a sytuacja stawała się powoli niepewna i nerwowa. Adearin swoje zniecierpliwienie pokazywał poprzez ciągłe gadanie i żartowanie. Silv jednak go nie słuchał. Tak to już z nimi było i obaj byli do tego przyzwyczajeni. Była to pewnego rodzaju umowa, niepisana: Silv nie denerwował się, że Adearin wciąż gada, zaś Adearin nie dziwił się, gdy się później okazywało, że brat go nie słuchał. I tak było teraz. To zawsze starszy brat musiał czuwać nad sytuacją, to on miał lepszy zmysł przewidywania i właśnie teraz ten zmysł podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Klient był umówiony na konkretną godzinę, a od dłuższego czasu nikt się nie pojawiał. W milczeniu, przy ciągłym nawijaniu brata, obserwował okolicę. Dlatego to on pierwszy zauważył łuczników, pojawiających się jeden po drugim na dachu i próbujących się ukryć przed jego przenikliwością. Pochwycił zdecydowanym ruchem ramię brata i szarpnął go w stronę jednej z wąskich uliczek. Widział, że łucznicy skaczą po dachach, podążając za nimi. Adearin zrezygnował z zadawania pytać, po trzecim braku odpowiedzi. Do tego też już się przyzwyczaił. Skręcili znowu. Niestety dla nich, Silv nie znał miasta, mimo wszystko starał się kierować w stronę głównej ulicy. Przy następnym zakręcie trafili wprost na łuki wycelowane w ich stronę. Silveren szybko się zawrócił, ale za nimi stali już kolejni. W górze następni. Wiele lat spędzonych razem wyuczyło ich instynktów i Silv wiedział, że w takiej sytuacji brat go nie zawiedzie. W jednej chwili stali do siebie plecami, z dobytą bronią. Silv z dwoma mieczami, Adearin z niezawodnym łukiem. Jednak Silv nie był głupi. Zdawał sobie sprawę, że mogli walczyć w ten sposób, obracając się, z wojownikami, ale nie z łucznikami. I stało się to, czego się spodziewał.
- Opuśćcie broń. Wiecie, że nie macie szans.
Spośród łuczników wyłoniła się postać w kosztownych szatach.
- Kroczyliśmy za wami od miesięcy, LaVienowie. I nie tylko my. Tym bardziej jestem dumny, że to ja was pochwyciłem. Wasze przekręty denerwowały ważne głowy. Więc teraz to ja będę bogaty i sławny, a wy będziecie gnić w cytadeli Nandan-Ther. To koniec. Opuśćcie bronie.
I tak się stało. Złożyli bronie, a później wszystko potoczyło się szybko. Niesprawiedliwy, szybki proces i skazanie na dożywocie w Cytadeli Nandan-Ther, z której jeszcze nikt nie uciekł. Ale nie docenili braci LaVien..."
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Głęboko poniżej polanki, na której palił beztrosko swoje ognisko podróżnik imieniem Silveren, w ciemnych i strasznych podziemiach, wśród plątaniny korytarzy łączących pieczary smoków miotała się bezsilnie nieumarła dziewczyna, zgodnie z rozkazem swego pana poszukując tu maie płomienia, Gardenii - a raczej tego, co z niej zostało.

W chwili, gdy wrota chaosu zniknęły, zapadając się jakby w sobie z odgłosem paskudnego, mokrego mlaśnięcia, Aishele poczuła się jeszcze bardziej samotnie i niepewnie. Prawda, towarzyszył jej mag-szkielet, ale ten był mało rozmowny i jego obecność nie napawała dziewczyny wcale otuchą. Były z nią jeszcze dwa kruki, to fakt. Kruki, których życie już dawno ustało...

- Ej, ty - burknęła do jednego z ptaków. - Chodź tu. - Kiedy wątłe, nadgniłe z lekka ptasie truchło podfrunęło posłusznie ku topielicy, ta chwyciła je oburącz i przytuliła mocno, niczym dziecko tulące ukochaną szmacianą laleczkę, by dodać sobie otuchy.
Nieumarły mag litościwie pozostawił tę scenę bez komentarza i dopiero po paru chwilach tej bezsensownej czułości powiedział swym cichym, szeleszczącym jak zeschnięte liście głosem:
- Idźmy.

Aishele skinęła głową, choć nie wypuściła kruka z rąk.
- Stefaaan! - zawołała na drugie ptaszysko. Gdy to usiadło na jej ramieniu, wydała mu najrozsądniejsze polecenie, jakie przyszło jej w tym momencie do głowy. - Stefan, szukaj Gardenii, rozumiesz? Szukaj swojej pani! No JUŻ! - Wraz z ostatnim wykrzyczanym słowem zrzuciła martwego kruka ze swojego ramienia, a ten z furkotem i krakaniem pofrunął prosto w mrok jednego z tuneli po lewej stronie. Raz, dwa - i już go nie było, zniknął z pola widzenia. Aishele westchnęła i niezgrabnym biegiem ruszyła za nim. Jej bose, mokre stopy plaskały śmiesznie po kamiennej posadzce. Za nią dostojnie sunął szkielet w purpurze, który wysilił się chociaż na tyle, aby delikatnym zielonkawym ognikiem wysnutym ze swojego kostura oświetlić drogę w tunelu.

*


- ...Stee-faan! Głupia sterto piór, gdzie ty jesteś, do wszystkich demonów?!
Czarnopióry posłaniec przepadł gdzieś już parę godzin temu, a topielica za nic nie mogła go teraz znaleźć. Skręciła w korytarz, którym poleciał ptak, lecz tunel ów rozwidlał się zaraz na kilka kolejnych... - i gdzie tu dalej iść, żeby się nie zgubić? Mądrzej byłoby zapewne poczekać w miejscu na powrót kruka, a nie tak po prostu na oślep za nim biec. Ale Aishele jakoś o tym wcześniej nie pomyślała. Dopiero teraz.
- Ej, słuchaj - zwróciła się do maga śmierci, absolutnie bez należnej mu dozy szacunku. - Lepiej poczekajmy tu na niego, a jak wróci, to nas zaprowadzi. Ja nie mam już siły tak dalej biec, i to po ciemku.
Rzekłszy to, mała nieumarła usiadła pod ścianą i momentalnie zapadła w płytki, niespokojny sen, nadal ściskając w ramionach swojego ptasiego strażnika.

*


Krążyła zdenerwowana po błękitnej krainie snu, tej znanej sobie, po której umiała się poruszać. Była sama. Była znów żywa. Nie żadna topielica, ale zwykła, zwyczajna dziewczyna o czarnych warkoczach i lekko rumianych policzkach. Nerwowo przesuwała palcami perełki w swoim naszyjniku i krążyła, krążyła, wystraszona i zła. Wtem... ujrzała zardzewiałą, uchyloną furtkę, oznaczoną symbolem dwóch skrzyżowanych mieczy. Pachniało stalą i słychać było poświstywanie wichru, a usta ciekawskiego dziewczęcia napełnił gorzko-słony smak.

*


To dziwne. Zwykle bramy do snów innych istot były zamknięte i potrzeba było do nich klucza. Topielica nie wiedziała, że coś takiego jak teraz mogło zdarzyć się tylko w jednym, wyjątkowym przypadku - kiedy ktoś zapadł sen w dokładnie tym samym momencie co ona.

A los najwidoczniej zechciał, by przydarzyło się to pewnej zakapturzonej postaci, zanurzonej we wspomnieniach przy dogasającym ognisku, na polance w Szepczącym Lesie. Głowa Silverena opadła bowiem nieprzytomnie na pierś w tej samej chwili, w której Aishele również zmrużyła swe bezbarwne oczęta i odpłynęła w sen.

*


Zaintrygowana otworzyła furtkę szerzej i nie zważając na przeraźliwe skrzypnięcie weszła. Znalazła się wewnątrz jakiegoś więzienia, w celi, gdzie zamknięty był postawny mężczyzna z wytatuowaną twarzą.

- Co to za miejsce? - zapytała zaciekawiona.
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Ani się obejrzał, a mięso było zjedzone. Przez te rozmyślania nawet nie zwracał uwagi na to co się dzieje dookoła. Instynkt wojownika podpowiadał mu, żeby się ocknął. Przecież na pewno go szukają. Ale było mu tak dobrze, nagle przestał się czymkolwiek zamartwiać. Sen coraz mocniej zaciągał go w swoje czeluści. Od ucieczki z więzienia jeszcze nie spał. Dwie doby na nogach. Życie żołnierskie go tego nauczyło, ale przecież w końcu musiał odpocząć. Wydawało się, że jest wystarczająco daleko od twierdzy. Jego ciało mocniej opadło na konar drzewa, o który się opierał, a później głowa opadła na szyję. Oczy już dawno były zamknięte. Przyjął ten spokój z radością...

...tylko po to, aby po otwarciu oczu się przerazić. Cała ta ucieczka była tylko snem! Znowu siedział w swojej celi! Wstał z łóżka, wyjrzał przez okratowane okno i zaczął krzyczeć. Daleko w dole roztaczał się spokojny widok Nandan-Ther, a on z powrotem zamknięty był w cytadeli-więzieniu. Jako jeden z najbardziej poszukiwanych, siedział bardzo wysoko. W celi obok siedział jego brat. Zaś wyżej siedzieli już tylko seryjni mordercy i psychopaci, których krzyki bardzo często słyszał w nocy. Zawsze go to irytowało, jednak teraz się tym nie przejmował. Sam zaczął się wydzierać przez okno, sfrustrowany tym pokrzepiającym snem. Sen dawał mu nadzieję. Był wolny, uciekł. A jednak wciąż tkwił w tej wieży, której wysokości dorównywały jedynie wieże pałacu królewskiego. Gdy tak krzyczał, zaczął zastanawiać się nad jedną rzeczą: dlaczego nie pojawili się jeszcze strażnicy, żeby go uciszyć? Zamiast tego usłyszał głos brata:
- Silveren, spokojnie. Co ci jest? - zapytał.
- PRZECIEŻ MY STĄD UCIEKLIŚMY! JA STĄD UCIEKŁEM! - wrzeszczał.
- Jak to uciekłeś? Kiedy? I sam? Zostawiłeś mnie?!
- ZŁAPALI CIĘ W TRAKCIE UCIECZKI! OBIECAŁEM CI, ŻE PO CIEBIE WRÓCĘ!
- Dzięki, bracie. Ale jak widzisz... nie było żadnej ucieczki.
Po tych słowach głos brata z celi obok znikł. Jego ostatnie słowa brzmiały niczym gwoździe wbijane do trumny. Wojownik znów zaczął krzyczeć pod niebiosa. Nagle usłyszał skrzypienie drzwi do celi. Czyli jednak wszystko w normie, pomyślał. Zamknął oczy i usiadł pod oknem, opierając się plecami o ścianę. Patrzył w podłogę w oczekiwaniu na pierwszy cios. Gdy to się nie stało, powoli podniósł głowę... Jakież było jego zdumienie, gdy zamiast strażników, ujrzał młodą dziewczynę. Mogła być nawet jakieś dziesięć lat młodsza, a do tego była całkiem urodziwa. Gdyby nie ta różnica... Pogonił te myśli, bo to nie było istotne. Istotne było to, co ona tutaj robi.
- Co ty tutaj robisz?
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Przyszłam - odparła po prostu dziewczyna, a drzwi za nią zatrzasnęły się na dobre i z drugiej strony dał się słyszeć szczęk zamykanego zamka. - Usłyszałam, jak krzyczysz. Dlaczego krzyczałeś?

Aishele odrzuciła na plecy dwa czarne, długie warkocze i uniosła skraj swojej jasnopopielatej sukni, nie chcąc by ta dotykała brudnej podłogi celi. Następnie, nie patrząc już na więźnia, podeszła do zakratowanego okna i wyjrzała przez nie, by zorientować się, że są bardzo wysoko. Za oknem było szaro i bezbarwnie - nie była pewna, czy to świt, czy popołudnie. Nie było widać słońca, tylko grubą warstwę chmur.

Odwróciła się z powrotem w stronę Silverena i znów zmierzyła go wzrokiem, tym razem uważniej. Dostrzegła ładny, niebieski kolor tęczówek. Drgnęła gdzieś w środku, bo przypomniała sobie niejasno kogoś, kto miał takie oczy. Kiedyś, dawno.

- Co to za wieża? Jesteś tutaj uwięziony, prawda? Za co? - Czarnowłosa przechyliła głowę i wyraźnie oczekiwała odpowiedzi na swoje pytania. Coś w jej łagodnym, przepełnionym spokojem spojrzeniu budziło zaufanie i zdawało się mówić: "chodź, daj mi rękę, a wyprowadzę cię stąd".
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Silveren prychnął i spuścił głowę w dół. Niewiele zostało z dawnego wojownika, przynajmniej w sensie fizycznym. Dawniej golona regularnie głowa, aby włosy nie przeszkadzały w walce, teraz była mocno zarośnięta. Włosy sięgały za uszy, a broda do klatki piersiowej. Koloru czarnego. Na twarzy można było zauważyć pierwsze objawy szaleństwa. W końcu od jakiegoś roku nikt do niego nie zaglądał. A może dłużej? Po pewnym czasie przestał nawet liczyć czas. Dostawał jedynie skromne jedzenie.
Stan psychiczny jeszcze do niedawna był świetny. Dusza wojownika nie pozwalała mu na odpoczynek. Jedynym jego zajęciem w celi były ćwiczenia fizyczne, dlatego też zyskał na rzeźbie i sile. Do tego cały czas planował ucieczkę. Jednak tracił powoli nadzieję. Czuł, że umysł go opuszcza. Pierwszym objawem była halucynacja, że uciekł. Teraz kolejnym była młoda dziewczyna, wchodząca do jego celi. Resztki zdrowych zmysłów mówiły mu, że to nie może być rzeczywiste i miały zamiar się tego trzymać. Dlatego nie odezwał się. Nie miał zamiaru rozmawiać z halucynacjami. Jeśli strażnicy to odkryją, najpierw będą szydzić, a gdy jego stan się pogorszy, wyślą go na najwyższe piętra do tych popaprańców. Nie... póki miał na to siły, miał zamiar trzymać się zdrowego rozsądku. Nie wiedział ile wytrzyma, ale walczyć. Nie odpowiadał...
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Aishele podeszła bliżej więźnia, by pełnym współczucia gestem położyć drobną dłoń na jego ramieniu.

- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytała zmartwiona. - Patrz, przyniosłam coś dla ciebie - dodała i zachęcająco wyciągnęła ku niemu rękę. Dopiero teraz zauważył, że garść miała pełną świeżych, dorodnych malin. A może przedtem po prostu ich nie było? Po nadgarstku dziewczęcia spłynęła cienka strużka różowego, wonnego soku. Owoce pachniały tak intensywnie, tak słodko, że nie mogły, ach, nie mogły być przecież złudzeniem! Poza mocnym, leśnym aromatem, również ciepły oddech czarnowłosej i jej zupełnie materialny, odczuwalny dotyk świadczyły na korzyść realności zjawiska.

Czy to dzięki intuicyjnemu użyciu Magii Emocji, czy może po prostu dlatego, że była kobietą, Aishele wyczuwała wyraźnie niepewność i lęk mężczyzny, w którego śnie przebywała. Spróbowała go uspokoić:
- Nie bój się, nikt tu nie przyjdzie, nikt nie słyszy... Nie, póki ja tu jestem. No, popatrz na mnie. Jak ci na imię?
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Silveren poczuł dotyk na ramieniu i automatycznie położył na jej dłoni swoją. Po krótkiej chwili konsternacji zrzucił ją z ramienia, jakby strzepywał pył. Kiedy podała mu maliny, zaczął śmiać się spazmatycznie, wariacko. Śmiał się z własnej ułomności. Jego mózg wysyłał mu halucynacje, w których w najwyższych komnatach wieży pojawia się młoda dziewczyna, przechodzi przez zamknięte kraty i jeszcze podaje mu garść malin. Nie dość, że wysyłał takie obrazy, to jeszcze chciał go zmusić, aby w to uwierzył. Jego śmiech przeszedł w tragiczny płacz. Wiedział, że tracił zmysły. Jego brat pewnie już dawno by w to uwierzył, ale nie z nim takie numery... I nagle stało się to, czego się obawiał. Słysząc jego wycie, strażnicy zdecydowali coś z tym zrobić. Słyszał jak nadchodzą. Dziwne było jednak to, że nadchodzili z różnych stron. Kolejne halucynacje? Szybko wstał i odepchnął dziewczynę. Stanął w bezruchu, w pozie bojowej, pomimo braku ostrzy i nasłuchiwał. Po chwili wszystko wokół zaczęło wirować i tracić na realizmie. Wszystko odpływało, stawało się odległe. Dziewczyna również...

...i nagle otworzył oczy i przekonał się, że spał. Ten sen był tak realny, a zarazem nierealny. Realny, bo wszystko wydawało się takie żywe, takie prawdziwe. A nierealny... przecież nawet nie oddawał niedawnej rzeczywistości. Nie siedział samotnie w najwyższej wieży, cały czas sam. Życie w więzieniu przypominało małe społeczeństwo. Spotykał się z innymi więźniami, z bratem. Mogli się wspinać w hierarchii więziennej, w czym właściwie pomagała im reputacja braci LaVien. No i wcale nie był zarośnięty. Jednak teraz nie mógł o tym wszystkim myśleć. Tylko jedna rzecz w tym śnie była prawdziwa i na szczęście instynkt wojownika go zaalarmował i wyrwał ze snu. Głosy nadchodzących strażników... Jak oni go tutaj znaleźli? Przecież nawet ognisku się już nie paliło. Może krzyczał, jak we śnie? Nie ważne. Nadchodzili, a on nie miał broni. Wstał i jak najciszej zaczął oddalać się od miejsca drzemki. Mimo wszystko głosy stawały się coraz głośniejsze. Przystanął i przestał oddychać. Najwidoczniej nic to nie dało, bo chwilę później ujrzał łunę, bijącą prawdopodobnie od pochodni. Zerwał się do biegu i od razu usłyszał krzyk, wskazujący jego położenie. Strażnicy zerwali się w pościg, który nie trwał długo, bo zaraz zablokowali go z drugiej strony. Okrąg, w którym był zamknięty, zaczął się zacieśniać. Znowu pójdzie siedzieć, wszystko stracone przez głupi sen. Upadł na kolana i zaczął się drzeć. Wśród strażników wzbudziła się lekka konsternacja. Dopiero po chwili klęczący zauważył co było jego przyczyną. Wokół niego zaczął wirować wiatr. Wirował coraz szybciej i szybciej. Już wcześniej zdarzały się takie anomalia, jednak nigdy tak mocne. Nigdy też nie rozumiał skąd się brały, a jednak często ratowały mu życie. Strażnicy zaczęli się cofać pod naporem wichury. Silveren wstał i zaczął kierować się w stronę kręgu, planując go przerwać i uciec. Strażnicy cofali się dalej, a ci którzy postanowili się postawić, byli odrzucani do tyłu. Po kilku minutach tej dziwnej walki, wiatr ustał a wokół nie było żywej duszy. On zaś stał przy skalnej ścianie. Zawróciłby, gdyby nie zobaczył wejścia do jaskini, która może być dobrym schronieniem na noc. Zanurzył się w ciemności...
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Aach! - Nagłe, wyjątkowo niedelikatne dziobnięcie w bok głowy wyrwało topielicę z tego arcyciekawego snu, który z każdą chwilą zaczynał sprawiać jej coraz więcej uciechy. Nie zdążyła zabrać śniącego z wieży i wyprowadzić gdzieś na manowce, no cóż. Za to na sekundę przed przebudzeniem, tak jak zazwyczaj, przebyła znów przyspieszoną drogę w dół, na dno zimnego, głębokiego jeziora, wśród oddalających się szlochów i lamentów. W deszczu maleńkich, białych kwiatów. Przez to obudziła się rozedrgana i zaskoczona, z nieumarłym krukiem na kolanach i perłowym naszyjnikiem zaciśniętym w dłoni. Kilka chwil zajęło jej dojście do siebie i przypomnienie sobie, gdzie jest i dlaczego.

Kruk zwany Stefanem obwieścił swój powrót nie tylko dziobaniem śpiącej, ale i donośnym krakaniem, które miało w sobie jakby odcień rozpaczy, a zwielokrotnione przez echo brzmiało doprawdy upiornie. Trzepotał skrzydłami, gubiąc nieliczne już i tak pióra, i wyraźnie wyrywał się w stronę jednego z korytarzy.
Aishele wstała, zachwiała się i zaplątała w fałdy własnej spódnicy - przed upadkiem uratowało ją to, że w porę złapała się kościstego ramienia maga.

- Kruk odnalazł drogę do ognistej sługi Megdara - stary szkielet w purpurze oświadczył to, czego topielica w gruncie rzeczy domyśliła się sama. - Albo tego, co pozostało z jej ciała. Tak czy inaczej, zlokalizował miejsce, którego szukamy. Udajmy się tam czym prędzej.

Mag pogładził w zamyśleniu pokrywę słoja, w którym kłębiło się robactwo. Aishele odwróciła wzrok. Dalej zastanawiała się nad swoim niedawnym snem. Żałowała, że nie udało jej się zabawić kosztem śniącego, jak planowała. Z drugiej strony jednak ciekawa była, kim mógł być ów więzień. I czy naprawdę go więziono, czy ten koszmar to był tylko wytwór jego wyobraźni tudzież popularnej literatury.
Co ją mogło tak zainteresować w tej postaci? Tak naprawdę chyba tylko jedno - te błękitne oczy, których kolor zupełnie przypadkowo rozbudził jakieś nieczytelne wspomnienie, odbijające się teraz echem w jej duszy.

- Tak. Tak, masz rację, idźmy już!

Tym razem kruk prowadził ich w umiarkowanym tempie. Po jakimś czasie - Aishele nie wiedziała jakim, wędrowała bowiem bezmyślnie i automatycznie, nie rejestrując upływu minut i godzin - po jakimś czasie w każdym razie nieopodal dały się słyszeć czyjeś kroki i w słabym, sączącym się z niewiadomego źródła świetle zamajaczyła jakaś ciemna sylwetka.

- Hop hop? Pani Gardenio...? - zawołała topielica bez namysłu w stronę postaci, zupełnie głupio i bezsensownie zresztą. Przecież śmierć maie była już raczej oczywista. Znowu upiorne echo powtórzyło kilka razy jej słowa.
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Nie minęło dużo czasu, od momentu kiedy przekroczył próg jaskini, a już okazało się, że nie zazna tutaj chwili spokoju, na którą miał nadzieję. Miał tylko zamiar gdziekolwiek odpocząć, po dwudniowej ucieczce i przeczekać burzę spowodowaną ucieczką. Ale bogowie się chyba na niego uwzięli, bo po prostu się nie dało. Tylko wszedł do jaskini i okazało się, że jest nawiedzona. Słyszał odległe głosy, niezidentyfikowane, nie było pewności czy należą do jakichś ludzi czy do duchów nawiedzających to miejsce. A on był bez broni. Cóż to za fatalne uczucie! Taki bezbronny. W przypadku zagrożenia mógł liczyć wyłącznie na łut szczęścia, że zadziałają jakieś jego wrodzone moce, pozwalające mu kontrolować powietrze. Ale co się stanie, kiedy to chociaż raz zawiedzie? Nie mógł ryzykować. Nie mógł odpoczywać. Musiał dotrzeć jak najszybciej do Valladonu lub Leonii. Tam będzie mógł wypłacić zebrane fundusze i wyekwipować się. Jedynym problemem było to, że nie wiedział, którędy najkrótsza droga i do którego z miast w ogóle powinien zmierzać. Jedno było pewne - ta jaskinia tam nie prowadziła. Zrezygnowawszy z odpoczynku, odwrócił się i skierował do wyjścia...
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Ktoś oplótł ramieniem szyję Aishele i pociągnął ją do tyłu, w zacienioną część tunelu. Druga ręka definitywnie zakryła jej buzię.
- Przestań krzyczeć, szuwarku. Tutejsze smoki mają bardzo duże uszy.
Mag śmierci uniósł ręce w górę. Jego palce sztywno zaplecione w magicznym geście przypominały teraz białe ostrza. Nie wypowiedział jednego słowa. Pozbawione wyrazu oczy lustrowały przez krótką chwilę osobę stojącą za plecami nieumarłej. W końcu mag przerwał ofensywną inkantację i swobodnie założyć ręce na piersi.
Maie również zwolniła chwyt. Cofnęła się o krok i oparła plecami o ścianę. Światło z sufitu korytarza nie docierało do miejsca, w którym stała, ale nawet gdy jej postać otoczona była mrokiem można było wyczuć, że nie wszystko było w porządku. Po pierwsze jej mowie towarzyszyły dziwne gwizdy, przypominające dźwięk uchodzenia powietrza z dziurawego kowalskiego miecha. Po drugie otaczał ją dość wyrazisty zapach zaschniętej krwi.
- Dlaczego tu jesteście?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Gdyby Aishele nie była martwa, to niechybnie umarłaby właśnie teraz na zawał.

Niespodziewane spotkanie z maie tak ją wyprowadziło z równowagi - wprawdzie, nie bójmy się tego przyznać, zwykle i tak dość względnej i chwiejnej, ale jednak równowagi - że chciała zacząć wrzeszczeć, kopać i gryźć. Na szczęście Gardenia to przewidziała i zastosowała odpowiednie środki zaradcze. I chwała jej za to, bo histeryczny jazgot faktycznie mógłby sprowadzić tu jakiegoś zaniepokojonego smoka z dużymi uszami i równie dużymi zębami.

Kruk Stefan zatrzepotał gwałtownie skrzydłami i w pierwszym momencie jakby chciał się wyrwać ku Gardenii, nawet ze swego rodzaju radością, ale zaraz coś go powstrzymało, każąc zachować dystans.

- Dlaczego jesteśmy...? No jak to, jak to? - wyjąkała dziewczyna zdezorientowana. Przecież maie miała być nieżywa... - Szukamy twojego, znaczy się, pani ciała. Znaczy się, zwłok. No bo Megdar kazał. Ale to chyba, ee... nieaktualne?

Chwila ciszy nastąpiła po tym cokolwiek niezręcznym i niemądrym pytaniu.

- Coś tu dziwnie pachnie, prawda...? - rzuciła wreszcie Aishele, byle tylko przerwać krępujące milczenie. Swoją drogą, istotnie, woń zaschniętej krwi dość mocno kłuła nozdrza.

*


W tym samym momencie, w korytarzu nieopodal, szukającemu bezpiecznego odpoczynku mężczyźnie wyjście z pieczary zastąpiła wysoka, dostojna postać w brunatnym płaszczu. Stała pod światło, jej twarz spowijała więc ciemność i nie dało się odczytać szczegółów wyglądu, poza połyskującymi miedzianym blaskiem oczami.

- Zaczekaj. Czego tu szukasz? - dał się słyszeć głęboki, kobiecy głos. Nie wrogi, ale niecierpliwy. I w jakiś sposób nienaturalny, jak gdyby nienawykły do ludzkiej mowy. - Jesteś tu z tymi, tam? To ty zabrałeś Kamień?
Awatar użytkownika
Silv
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Ludzie
Profesje:

Post autor: Silv »

Wrodzona umiejętność Silverena do pakowania się w kłopoty nie mogła go opuścić na zbyt długo. Kolejna mroczna postać, których wiele spotkał na swojej drodze. Większość to była banda przebierańców, ale kilkoro z nich okazało się na prawdę groźnych. Niewiele osób chciałoby z nimi zaczynać. Tak czy siak Silveren nie miał wyjścia. Jak był pytany o jakiś kamień to był w dupie. Jeśli odpowiedziałby 'nie' i tak przecież nikt by mu nie uwierzył. Jeśli przyzna się, choć tak na prawdę nie miał pojęcia o co w ogóle chodzi, to postać go nie puści, dopóki owego kamienia nie dostanie. Ewentualnie może zginąć. Co może zrobić w takiej sytuacji? W pomoc przyszły geny, których zdecydowanie więcej miał jego brat. Czasami w takiej sytuacji szczęście człowiekowi mogły dać tylko żarty. Przyklęknął więc na jedno kolano przed postacią.
- Wybacz, panie. Oczywiście, że mam Twój kamień. -Przyznał się. W międzyczasie namacał na ziemi jakiś pierwszy lepszy kamień i chwycił go. Wstał i wyciągnął otwartą dłoń w stronę Mrocznego Pana, a na niej leżał podniesiony kamień. Silveren patrzył na postać z udawaną skruchą i szacunkiem.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        - Przyszliście po surowce do powtórnego wykorzystania, tak? – maie zachichotała nerwowo. Zakaszlała. – Cóż, mogłam się domyśleć, że Megdar przedsięweźmie takie kroki, kiedy przerwę kontakt. – przeniosła spojrzenie na swojego kruka. Wyciągnęła w jego kierunku przedramię.
Stefanek, ty gnijąca niemoto, chodź tu. – pierzasty ożywieniec ochoczo zanurkował w dół, prosto na rękę magini. Zakrakał. Gardenia poczochrała go po robaczywym brzuszku.
- Masz się słuchać pani Aishele dopóki nie wrócę, zrozumiano?
Chyba zrozumiał, bo zaczął merdać lewym skrzydełkiem. A może po prostu lubił być czochrany.
- Nie mogę jeszcze z wami wrócić. Podczas walki w tamtej grocie zgubiłam moją harmonijkę. Jest dla mnie bardzo ważna i nigdzie się stąd nie ruszę dopóki jej nie odzyskam. – ostrożnie dotknęła miejsce pod obojczykiem, gdzie jeszcze niedawno nosiła Zęby Mandragora. Teraz znajdowała się tak dość długa blizna o nierównych, porwanych brzegach. - Smoczyca odebrała mi artefakt więc nie mam pewności, czy mi się to uda. Dlatego ustalmy coś zawczasu. – rozognione oczy magini zgasły na chwilę przykryte powiekami, by po chwili błysnąć ponownie. – Jeśli zginę nie chcę by stosowano na mnie zaklęcia dziedziny śmierci. Nie chcę „wracać”. – zaśmiała się gorzko widząc jak Stefanowi od energicznego wachlowania skrzydłami ponownie wypadło oczko i zawisło luźno na przegniłym ścięgnie. – Nie w ten sposób. – podrzuciła kruka w powietrze a ten zawahał się, po czym wylądował na kamiennej podłodze, tuż obok stóp topielicy.
- Mimo wszystko wciąż jestem naturianką. Stan „nieumarły” stoi w sprzeczności ze wszystkim w co wierzę. Nie wyobrażam sobie… - przerwała. W milczeniu pokręciła głową.
– Aishele, przekaż Megadrowi, że przybędę do Fortu tak szybko jak to możliwe. A teraz idźcie już. Smoki na pewno zdążyły się zorientować, że ktoś naruszył ich teren.

***


        W tym momencie Maie usłyszała coś, co spowodowało, ze jej silna wola posiadania musiała zrejterować pod naciskiem instynktu samozachowawczego. Długi, gardłowy warkot gdzieś z głębi korytarza, zakończony wężowym sykiem, od którego podnosiły się włoski na karku. Zaraz potem dudnienie potężnej pary łap. Zbliżało się.
- Eeech…
Oh nie, już dwóch.
- Szuwarku, po namyśle przerzucę się na skrzypce. Otwieraj portal.

***


        Aishele ponownie popadła w stupor, a więc z teleportu nici. Mag śmierci natomiast wciąż tylko manewrował przy zakrętce trzymanego słoika, w którym kotłowało się coś czarnego i bezkształtnego. Gdyby nie niedorzeczność tego pomysłu Gardenia mogłaby przysiąc, ze jest to ta sama maź, która zaatakowała ją oraz Akkarina w drodze powrotnej z Maruii. Mroczna Dolina została jednak daleko w tyle. Maie pokręciła głową i zwróciła się do nekromanty.
- Musimy się stąd zbierać i to natychmiast! – mag mrugnął ale nic nie odpowiedział. Po przyjrzeniu się jego szyi stwierdziła jednak, że po prostu nie mógł ze względu na przegniłe struny głosowe.
Nie czekając dłużej naturianka transformowała w konia i przywołała maga. Nieumarły posadził przed sobą Aishele i chwilę potem cała trójca pogalopowała w stronę wyjścia z Jaskiń. W trakcie ucieczki nekromanta wychylił się w bok i wypuścił ze słoika tajemnicze stworzenie. To opadło na podłogę korytarza i pośpiesznie zaczęło rozłazić się we wszystkie strony, wchłaniając każdą żywą materię, którą napotkało na swojej drodze.

***

        Po opuszczeniu nieprzyjaznych dla nieproszonych gości Smoczych Jaskiń trójka posłańców Megdara przebyła jeszcze kilkanaście metrów, po czym nogi maie odmówiły posłuszeństwa. Z zadziwiającą zwinnością mag śmierci opuścił grzbiet wierzchowca i niosąc ze sobą topielicę wylądował na trawie tuż obok zwalającej się na ziemię magini. Gardenia powrócił do swojej humanoidalnej formy i oparła się o drzewo. Z miejsca gdzie się zatrzymali wciąż można było obserwować ziejący czernią otwór wejścia do legowiska smoków. Maie nie zauważyła, by któryś z gigantycznych jaszczurów podążał ich śladem. Znak, że żarłoczna, żyjąca masa tajemniczych stworzeń zupełnie zaabsorbował ich uwagę.
- W porządku. – chrząknęła i oblizała spierzchłe wargi. Była bardzo zmęczona. Podciągnęła kolana pod siebie i oparła czoło na złożonych przedramionach. – Magu, potrzebuję twojej pomocy. – powiedziała wciąż nie otwierając oczu. Za bardzo kręciło jej się w głowie. – Potrzebuję zaczerpnąć z twojej energii.
Nieumarły nekromanta wydał z siebie coś na kształt bardzo cichego chrapnięcia, po czym przykucnął tuż przy Gardenii i wyciągnął w jej stronę rękę. Kobieta ujęła ją i po zawiązaniu zaklęcia dziedziny energii zaczęła pobierać od ożywieńca kolejne porcje mocy. Minęło kilkanaście minut zanim uznała, że wystarczy. Przerwała kontakt. Ten dodatkowy zastrzyk energii rozjaśnił jej w głowie i wyklarował myślenie.

Poprawił się również słuch, na tyle, że maie usłyszała czyjeś kroki.
Otworzyła oczy.
- Kto idzie?!
Zza drzew za plecami nieumarłego wychyliła się głowa nieznajomego młodzieńca o zaskakująco złotawym odcieniu włosów.
- Smok. – wymamrotała. Prawie równocześnie z ożywieńcem wyciągnęła w jego stronę ręce z gotowym do użycie czarem ofensywnym.
- Zaczekaj! – młody pradawny uniósł obie dłonie, zając do zrozumienia, że nie ma złowrogich zamiarów. – Nie jestem tu, żeby walczyć. Chcę ubić z wami interes.
- Interes. – Gardenia rozproszyła czar. – Jaki interes?
- Chcesz odzyskać swój artefakt, prawda? Mogę go dla ciebie wykraść ze skarbca matki ale to cię będzie kosztować.
– Brzmi uczciwie. - Magini założyła ręce na piersi. – Czego w takim razie chcesz za zwrot mojego artefaktu?
Złocistowłosy smok przeskoczył przez dzielące ich zarośla i podał maie złożony kawałek pergaminu.
- To cała lista? – lekko zbita z tropu magini zaczęła rozwijać wiadomość. Uważnie prześledziła jej treść z góry na dół i jeszcze raz. – Kosztowne… - wymamrotała do siebie, nie przerywając czytania. - …trudno dostępne...dość obrzydliwe…Jesteś pewny, że tego właśnie chcesz za mój naszyjnik? – nagle na twarzy wypłynął jej wyraz kompletnego zaskoczenia. – Zaraz, zaraz, co to znaczy „jedna nadobna dziewica”? – popatrzyła na smoka oczami okrągłymi jak denka butelek. – Słuchaj, będę z tobą szczera, ta twoje lista jest naprawdę ciężka do realizacji. Rozumiem jednak, że te wymienione rzeczy są dla ciebie ważne, tak? Jestem tylko prostą właścicielką oberży, mimo to z wysiłkiem mogę większość tych zamówień zorganizować i zrealizować. Ale to? Wybacz, pradawny, ale nie handluję towarem deficytowym.
Zapadła krótka, dość krępująca cisza.
W końcu Gardenia uśmiechnęła się promiennie i rozłożyła ręce w przyjaznym geście.
- Może być owca?

***

        Gdy zakończyły się negocjacje i umówiono kolejne spotkania smok powędrował z powrotem do Jaskiń a maie odwróciła się w stronę swoich towarzyszy.
- Wrócę teraz do karczmy, muszę się podleczyć po starciu z tą gadziną.
W powietrzu zaczął formować się zarys bramy portalu.
- Nad jeziorem powinniście znaleźć kościanego smoka, zabierze was do Doliny Śmierci. Zobaczymy się w forcie za parę dni.
Po tych słowach magini znikła.

Ciąg dalszy
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Z chwilą gdy upuszczony przez nekromantę słój roztrzaskał się na kamieniach, lśniąca czernią i nabrzmiewająca wielkimi bąblami smoła zalała oczy topielicy - tylko po to, aby zaraz, w jasnym, elektryzującym rozbłysku, rozpaść się na tysiące pojedynczych, żarłocznych istnień, które z chrzęstem chitynowych pancerzyków rozpełzły się na wszystkie strony.

Jej świadomość znów przestała nadążać za wydarzeniami, zupełnie jakby hamowały ją macki czy ramiona utkane z jakiejś lepkiej i ciemnej materii. Skąd tu się wziął ten koń, ten pęd, te głuche porykiwania i ciężkie kroki w oddali? Skąd, kiedy, gdzie? Co się stało z Gardenią? Obrazy i dźwięki wirowały w głowie dziewczyny, a umysł nie radził sobie z ich przetwarzaniem. Spotkanie z nadobnym smoczym synem o złotych włosach zupełnie jej umknęło albo wzięła je za gorączkowe majaczenie. Cienista zaraza nie dawała widocznie za wygraną i pomału lecz metodycznie trawiła wnętrze biednej nieumarłej, jednak brak było zewnętrznych oznak tego stanu i zarówno mag, jak i maie musieli pomyśleć, że dziewczyna po prostu zasnęła. Zwłaszcza, że zdarzało się to jej coraz częściej.

Ocknęła się dopiero nad brzegiem Kryształowego Jeziora, owiana chłodem ciągnącym nocą od wody.

Ciąg dalszy: Aishele

*


Tymczasem kolonia owych przedziwnych, żarłocznych, z najczarniejszego cienia zrodzonych insektów rozprzestrzeniała się wśród plątaniny smoczych tuneli.
Ich nienaturalne i złowrogie chrzęszczenie dotarło do czułych uszu miedzianookiej postaci, która przed paroma chwilami oskarżyła Silverena o kradzież Kamienia Mocy. Wyraz niezrozumienia i pogardy na twarzy kobiety w brunatnym płaszczu przerodził się w niepokój. Zamarła z otwartymi ustami, jak gdyby zapominając, co miała odpowiedzieć mężczyźnie. Fala robactwa zmierzała w jej stronę, a ściana ognia, jaką bez słowa stworzyła parę kroków przed sobą, zatrzymała tylko część z nich. I tylko na chwilę. W ciągu paru uderzeń serca z wyniosłej niewiasty pozostał tylko ogołocony, biały szkielet.

Nieudolnie i pospiesznie stworzony portal, którym smocza niewasta chciała - lecz nie zdążyła - uciekać przed żarłoczną chmarą, zamigotał w powietrzu ciepłym blaskiem i wydając donośne "gulp!" przypadkowo wciągnął stojącego zbyt blisko Silva... co najprawdopodobniej uratowało mu życie. Przynajmniej na jakiś czas.
Zablokowany

Wróć do „Smocze Pieczary”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości