Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Spotkanie z podłogą nie było najprzyjemniejszą rzeczą w życiu Aldarena, jednakże nie zamierzał teraz o tym myśleć. Zwłaszcza, że wiedźma najpewniej po raz kolejny sprawiła przykrość jego ukochanemu. A ta zniewaga krwi wymaga. Oczywiście nie było wątpliwości, że staruszka najprawdopodobniej wyrze wampirem podłogę i zrobi uroczą ozdobę do kluczy z jego zasuszonej głowy, ale i tak czuł, że powinien, że musiał bronić honoru i dobrego samopoczucia swojego partnera. Podniósł się z ziemi i skierował w stronę drzwi z żądzą mordu w oczach.
        Do momentu, aż Mitra nie zastąpił mu drogi. Skrzypek był bardzo zaskoczony jego zachowaniem, jednakże powstrzymał się od warknięcia, aby zszedł mu z drogi. Nie mógłby sprawić Mitrze takiej przykrości. Miał nadzieję, że niebianin wyjaśni o co chodzi. I rzeczywiście tak było. Tylko... jak to Ama go niczym nie zdenerwowała? Zaczął się nad tym zastanawiać, gdy się już cofnął od partnera, a przy tym zaczął się widocznie uspokajać.
        - No w porządku... - mruknął, choć widać było, że nie był co do tego nazbyt przekonany. Zastanawiał się przez chwilę o co takiego mogło pójść, że Mitra nie chciał rozmawiać z Amą. Przeanalizował raz jeszcze relację ukochanego z jego krótkiej wymiany zdań ze staruszką i... naprawdę nie wiedział, co mogło być nie tak. Zwłaszcza, że z tego co mówił nekromanta, wiedźma wyjątkowo była dziś miła. A może po prostu wziął do siebie za bardzo tę burę, mimo że, z tego co rozumiał wampir, kobieta dała blondynowi przyzwolenie by się czuł jak u siebie. W ogóle nie brał pod uwagę tego, że Mitra to... Mitra, który z natury nie przepada za kontaktami z innymi ludźmi i najchętniej by je pewnie ograniczał do zera.
        W końcu jednak dał sobie z tym spokój i po prostu oddał się przyjemności płynącej ze stania w objęciach niebianina. Nie spodziewał się przy tym, że kiedy skrzypek będzie się rozpływał w jego ramionach, błogosławionego weźmie na żartowanie.
        - To bardzo kusząca propozycja, jednakże obawiam się, że chyba tym razem nie skorzystam. Mam już swoje sześć i pół kamienia księcia i nekromanty w jednym i nie zamierzam go wymieniać - odpowiedział bardzo z siebie dumny, samą swoją postawą wyrażając: "Ha! I co powiesz na to?!". Oprócz tryumfalnie uniesionej głowy i zamkniętych przy tym oczu, miał również charakterystycznie wypiętą pierś i stał wyprostowany. Zaraz jednak otworzył jedno oko i spojrzał na ukochanego, nawet nie myśląc przegapić jego reakcji na swoją ripostę.
        Niedługo po tym Aldaren przerwał ich przytulanki, powracając do rzeczywistości i wycofał się w głąb pokoju by wyszykować się do wyjścia. Na boso przecież szedł nie będzie, a i wypadałoby przynajmniej z początku schować się pod płaszczem i kapturem, bo z tego co widział to na dworze świeciło słońce. Może nie było tak pięknie jak zeszłego dnia, bo było na niebie sporo chmur, dzięki czemu było nieco przyjemniej dla wampira, ale mimo wszystko i tak wolał się chronić przed usmażeniem. Z resztą... przez słońce zwykle był bardzo osłabiony, a przez to mógłby być markotny i... mógłby przez przypadek sprawić Mitrze przykrość albo zepsuć mu ten wspaniały dzień.
        Po niedługiej chwili wampir już w pełni gotowy do drogi wrócił do swojego lubego i mogli w końcu udać się w stronę Tartos. I po raz kolejny tego dnia w nieumarłym sercu skrzypka rozlało się przyjemne, napawające go szczęściem ciepło, gdy usłyszał komplement ukochanego. Pogłaskał go szczęśliwy po głowie, w ogóle nie przeszkadzało mu to, że głaskał go przez kaptur, choć wolałby oczywiście bezpośrednio, ale szanował Mitrę i jego fobie, dlatego był zadowolony i z tak ograniczonego kontaktu.
        - Przyjmuję wyzwanie. Będę musiał się w takim razie mocno postarać by być dla ciebie godnym przeciwnikiem. Obiecuję dać z siebie wszystko - przysiągł pogodnie, niemalże cały w skowronkach, ze szczęściem wręcz bijącym z jego lica. To był ten moment, gdy brakowało mu merdającego, psiego ogona dla dopełnienia efektu jego rozanielenia. No i może też pary uszu, z czego jedno byłoby przyklapnięte, a drugie stojące.
        Skrzypek uśmiechnął się z oddaniem i miłością, gdy został pogłaskany przez ukochanego. Nie mówiąc już o tym, że z rozkoszą przymknął oczy i wtulił policzek w dłoń partnera. Odetchnął głęboko, gdy kciuk błogosławionego prowokacyjnie zahaczył kącik wampirzych ust. Zerknął z czułością w oczach i żarzącym się w nich pragnieniem na Mitrę, lecz zaraz przeniósł spojrzenie na drogę przed nimi. Ugryzł się w język by nie powiedzieć niebianinowi, aby nie igrał z ogniem, bo się poparzy.
        - Przecież nie mogę ci zabronić rozmawiania z innymi - powiedział od razu, bez namysłu i najmniejszego zawahania. Odwrócił wzrok na Mitrę i uśmiechnął się do niego łagodnie, szczerze, aby ten wiedział, że wampir naprawdę nie miał nic przeciwko prośbie ukochanego. Z resztą... chyba nawet się domyślał o co nekromanta mógłby zapytać, a przez to jeszcze bardziej był zdecydowany, by nie zabraniać partnerowi tego spotkania na osobności. Doskonale też rozumiał czemu niebianin chciałby rozmawiać z upadłym w cztery oczy i tym bardziej nie chciał się wtrącać. To była sprawa wyłącznie Mitry i wampir był tam potrzebny, jak umarłemu kadzidło.
        - Ojej, a o cóż to jest oskarżony panie władzo? - zapytał z rozbawieniem, bo to zastrzeżenie Mitry na samym końcu jego wypowiedzi, wręcz rozbroiło skrzypka. Brzmiało tak bardzo poważnie i trochę niepokojąco przez to, że dla właściwego efektu w głowie wampira "przekonam" zastąpione zostało przez "zmuszę", co dawało taki wydźwięk jakby upadły naprawdę miał być przesłuchiwany przez błogosławionego, a nie jak zwyczajna rozmowa. - Daj mi tylko znać kiedy miałbym być zazdrosny - dodał, szturchając delikatnie ukochanego łokciem i mrugnął do niego zaczepnie, gdy nekromanta zwrócił na niego uwagę. Nie było wątpliwości, że wampir postanowił się nieco z ukochanym podroczyć, nim wkroczyli do miasta.
        Tam beztroski nastrój Aldarena nieco wyparował, wampir szedł nieco spięty z nieco przygaszonym wyrazem twarzy, który równie dobrze można by uznać za poważny, albo neutralny, bez emocji. Obrał taką drogę by nie musieć przechodzić obok głównego placu, na którym wczoraj stał stos i omal nie wydała na nim ostatniego tchnienia niewinna dziewczyna. Nie był wcale taki pewien czy Mordehai nakazałby swoim ludziom posprzątanie tego całego dziadostwa. Zwłaszcza, że a nuż się przyda, aby jednak kogoś na nim spalić ot tak. Dla własnej rozrywki, albo gdyby kolejna szanująca się niewiasta odrzuciła jego zaloty.
        Przeszli jeszcze przez dwie uliczki - w tym jedną prowadzącą tam, gdzie wczoraj stracili sporo swojego cennego czasu przez jakiegoś kota, tyle że z drugiej strony - i w końcu wampir zatrzymał się przed skromnym, niewielkim domkiem, wciśniętym między dwie, piętrzące się po obu jego bokach kamienice. Parter zajmowała niewielka kwiaciarnia z czego widać było, że kilku wystawionym na zewnątrz kwiatom, stanowczo nie służyło zbyt długie przebywanie na słońcu i zbyt mała ilość wody. Zdecydowanie od kilku dni były zaniedbywane. Na drzwiach wisiała tabliczka z namalowaną zamkniętą kłódką, co miało pewnie oznaczać dla tych co nie potrafili czytać, że sklep był zamknięty. Przekaz jednak nie był tak jasny dla wampira, który zaraz zaczął pukać do drzwi, a po kilku uderzeniach czekał, aż ktoś im w końcu otworzy.
        No i otworzył. Znaczy najpierw w oknie przy drzwiach pojawiła się blada, surowa twarz z lekkim kilkudniowym zarostem, mężczyzny o kruczoczarnych, długich, związanych rzemieniem włosach z niepokojąco czarnymi oczami z czerwoną, jarzącą się dziko tęczówką i po chwili zniknęła. Dopiero po tym rozległ się szczęk odblokowujących się zamków i drzwi stanęły otworem przed wampirem i nekromantą. Mężczyzna ubrany w czarną, skórzaną, lekką zbroję zastąpił jednak wejście i choć założył ręce na szerokiej piersi, nie było wątpliwości, że jeden nieostrożny ruch i pierwszy z brzegu mężczyzna, stojący pod domem i sklepem Rosic, skończyłby bez głowy. Chyba właśnie dlatego założył ręce na piersi. By przybysze bez problemu dostrzegli spoczywający przy nodze w pochwie miecz.
        - Witaj Renadielu - Aldaren uśmiechnął się od razu przyjaźnie to tego emanującego wrogością i groźbą mężczyzny, na co ten nieco spuścił z tonu i uścisnął z wampirem dłoń, lekko go przy tym klepiąc w ramię druga ręką i przytrzymując ją na nim. Na tym ramieniu, który był tak stłuczony. Aldaren się jedynie nieco pogodniej uśmiechnął, by ukryć fakt, że go w tym momencie zabolało jak diabli.
        - Dobrze cię widzieć van der Leeuw i... - burknął zerkając zza skrzypka na Mitrę.
        - To mój bliski przyjaciel, Mitra. Jest lekarzem i chcielibyśmy sprawdzić co z Rosic. Jak się czuje, obejrzeć jej rany i coś na nie zaradzić, pomóc jej - powiedział zaraz, na co upadły zabrał ręce i jedną podrapał się lekko zakłopotany po karku przepuszczając obu mężczyzn, by weszli do środka. Zamknął za nimi drzwi.
        - Ona tak bardzo cierpi... tamta mikstura od ciebie niewiele jej pomogła - odparł cicho mężczyzna, z pobrzmiewającą w głowie bezsilnością, goryczą i złością.
        - Jak to niewiele pomogła? Ama sama warzyła te miksturę - zdziwił się wampir i spojrzał na swojego ukochanego. Po tym z powrotem na Renadiela, za którym zaraz przeszli przez sklep, aż doszli do zaplecza, a tam wdrapali się schodami na piętro gdzie zza drzwi jednego z pokoi, dochodziły pełne agonii jęki oraz krzyki i wręcz histeryczny szloch.
        - Chciałbym jej jakoś pomóc, ale... nie wiem jak... - wyznał ze wstydem ten potężny mężczyzna, sprawiający na początku pozory strasznego i okrutnego.
        Aldaren zerknął na niego, ale nie skomentował w żaden sposób. Zamiast tego nacisnął klamkę i pchnął drzwi wchodząc do pokoju, w którym... aż zakręciło mu się w głowie od zapachu krwi, ropy oraz spalonego ciała. Zrobiło mu się niedobrze i widać było, że z trudem przełknął to, co zbierało mu się w gardle, ale ani trochę nie pomogło mu opanować mdłości. Podszedł do łóżka i kucnął przy nim chwytając delikatnie dziewczynę za owinięta rękę nasączonym jakimś olejkiem bandażem.
        - Witaj Rosic, wraz z moim przyjacielem jesteśmy tutaj by cię obejrzeć i ulżyć twojemu cierpieniu. Jesteśmy lekarzami. Ja jestem Aldaren van der Leeuw, a mój towarzysz nazywa się Mitra Aresterra...
        - Błagam... zabijcie mnie... - wyszlochała, a Aldarenowi aż serce się krajało, patrzył na jej oszalałe z bólu i rozpaczy oczy. Na jej w połowie owiniętą bandażem twarz. Choć i tak na tej drugiej połowie widać było poparzenia, jednak znacznie lżejsze, niż to, co kryło się pod nasiąkniętymi miejscami ropą i krwią opatrunkami. Tam gdzie nie miała zwęglonej tkanki, najprawdopodobniej już pojawiły się paskudne bąble, których część z nich już zapewne popękała, sprawiając biednej kwiaciarce jeszcze większy ból. Aczkolwiek, Aldaren był pewien, że już te poważnie rany, które miała na początku, zostały nieco zminimalizowane dzięki miksturze Amy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jak dobrze, że wampir tak szybko dał się udobruchać i zrezygnował z karania Amy za wyimaginowany dyshonor. I był w wystarczająco dobrym humorze, by dać się wciągnąć w żartobliwe przepychanki słowne. Jego ostatnia odpowiedź całkowicie Mitrę zaskoczyła, ale w pozytywny sposób. Cicho się zaśmiał, mocniej przytulając skrzypka. Może nawet trochę za mocno.
        - Ja ci dam wypominać mi wagę – zagroził żartobliwie. – To przez twoją kuchnię… Czekaj. Dwa w jednym? – podłapał dopiero w tym momencie, odsuwając się odrobinę od skrzypka i patrząc na niego by upewnić się czy na pewno dobrze usłyszał. Nie potrzebował jednak żadnego słownego potwierdzenia, bo ta dumna postawa wampira wystarczyła za całą odpowiedź. Mitra znowu parsknął i ponownie przytulił się do niego.
        - Niestety ten nekromanta nie ma rodowodu, więc trudno będzie udowodnić jego pochodzenie – powiedział cicho, trochę żartem, a trochę serio. No bo kto wie czy nie był jakimś bękartem? W końcu nie znał swoich rodziców. Szansa na to była kosmicznie mała, ale kto tam wie… Ale nie było co gdybać - pora zbierać się do drogi. Aldaren chyba doszedł do podobnych wniosków, bo odsunęli się od siebie jakby to planowali.

        - Już teraz jesteś dla mnie trudnym przeciwnikiem - zauważył Mitra, gdy Aldaren z takim zaangażowaniem przystał na pomysł jakiegoś wyimaginowanego prześcigania się w komplementach. Nie zdawał sobie sprawy, że takimi swobodnymi rozmowami i gestami troszkę prowokuje swojego ukochanego. Całe szczęście nie ciągnęli tego, a on przypadkiem zmienił temat na bardziej neutralny. Aldarenowi zaś zebrało się na żarty.
        - Nie to miałem na myśli - parsknął błogosławiony w udawanym oburzeniu. - Ale wiesz, że może nie być chętny by rozmawiać o prywatnych sprawach. O jeny, gdyby ktoś do mnie tak przyszedł i po godzinie zapytał o moje pochodzenie to bym chyba na zbity pysk wyrzucił…
        Mitra aż pokręcił głową, by odgonić od siebie nie te myśli. Nie było co się negatywnie nakręcać, może akurat Renadiel będzie chętny do rozmowy. I będzie miał do tego głowę… Przekonają się.

        Gdy w końcu dotarli do domu kwiaciarki, Mitra wyraźnie się wycofał i szedł krok za Aldarenem – nie pierwszy raz mu się to zdarzyło, ale nie robił tego ze strachu, po prostu wolał, by to jego ukochany przejmował stery w takich sytuacjach, a on by pozostał w cieniu. Gdyby stał obok, w zasięgu wzroku, wydawało mu się, że byłyby z tego kłopoty. Wolał być z początku niewidoczny, mieć święty spokój i nie utrudniać ukochanemu. A tu z jakiegoś powodu spodziewał się kłopotów. Był spięty, choć widział, że skrzypek zachowywał się w miarę spokojnie. Może nie jakby go to nie obchodziło, ale na pewno tak, jakby nie węszył kłopotów. To dobrze – w końcu on znał gospodarza.
        A sam gospodarz robił wrażenie. Oj bardzo robił wrażenie. Gdyby to od Mitry zależało, w mgnieniu oka by odpuścił i udawał, że to pomyłka – nie chciałby się konfrontować z Renadielem. Nabrał złych przeczuć, gdy spostrzegł, że upadły niespecjalnie chciał odpuścić, choć niby znał Aldarena. Spodziewał się po nich czegoś złego? Cały świat uważał w tym momencie za wrogów? Jakże znajomy sposób myślenia…
        Mitra od razu zwrócił uwagę na poufałe poklepywanie się po ramieniu i momentalnie go to oburzyło. Nie przez zazdrość, a przez to, że wiedział, które to było ramię – cholera, Ren miał ten bark obity, na pewno go to zabolało! Nekromanta aż uniósł się, choć nie wiedział jak zaprotestować – tym bardziej, że jego ukochany się uśmiechał. Stał więc i milczał z niezadowoleniem, a gdy Renadiel na niego spojrzał – spiął się. Nie protestował, gdy został przedstawiony jako lekarz, wręcz mu to trochę pochlebiło. Miło było słyszeć, że ratuje się komuś życie, a nie wskrzesza zwłoki… A z ust Aldarena brzmiało to wręcz jak pochwała. Z Mitry momentalnie zeszły wszystkie nerwy. Ukłonił się w milczeniu gospodarzowi, a gdy zostali wpuszczeni do środka, podążył za skrzypkiem, cały czas trzymając się raczej jego pleców, niż poruszając się swobodnie. Uważnie patrzył na upadłego, gdy ten mówił o stanie Rosic. Wymienił spojrzenia z ukochanym, gdy ten na niego spojrzał – też był zaskoczony, że mikstura Amy niewiele pomogła. Spodziewał się, że ta starucha potrafi uwarzyć naprawdę silne eliksiry… Ale nie chciał gdybać po próżnicy. Lekko wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć „nie mam zdania”, po czym ruszył za Renadielem i swoim partnerem. Już u dołu schodów usłyszał pierwszy krzyk kwiaciarki. Spodziewał się co zastanie na górze i zaczął się stresować. Nie da rady…
        A jednak nie było tak najgorzej. Jego zapach unoszący się w pokoju rannej nie mdlił – znał go, przywyknął. Co prawda mdląco-słodka woń spalonych tkanek stanowiła pewną nowość, ale krew, ropa, rozkład… Znał to – i jako lekarz, i jako nekromanta. Nie robiło to na nim takiego wrażenia, jak aura Rosic… Ale i ona okazała się być nie taka najgorsza. Mitra stał tuż za progiem i patrzył na nią. Dziewczyna była silna, miała wolę życia. Jej aura migotała, ale nie tak gwałtownie jak u osoby, która była o krok od śmierci. Ona chciała żyć wbrew temu co mówiła. I miała jeszcze dość energii, by się nie poddać. Tylko ktoś musiał jej pomóc.
        Mitra podszedł do łóżka wolnym krokiem. Aldaren już dawno był przy kwiaciarce i z nią rozmawiał. Nekromanta podziwiał jego ton i mowę ciała – był pewny, że na jej miejscu uwierzyłby w każde słowo, jakie wypowiedziałby do niego skrzypek. Był tak pewny tego, że uda im się jej ulżyć, taki łagodny, troskliwy, opanowany. Ale na pewno cierpiał. Mitra podejrzewał, że ten zapach krwi mu nie pomaga, a czy stan dziewczyny również nim nie wstrząsnął, tego nie wiedział.
        Aresterra głęboko nabrał tchu. Stanął bliżej Rosic i przyjrzał się jej trochę jak eksponatowi – teraz uczucia na bok, trzeba było jej pomóc. Lekko ściągnął brwi, czego nie było za dobrze widać pod maską, po czym nachylił się i delikatnie zabrał jej dłoń z ręki Aldarena. Przyjrzał się opatrunkowi, a później podniósł wzrok na twarz kwiaciarki. Jego spojrzenie złagodniało. Odłożył jej rękę na posłanie.
        - Pomożemy ci – oświadczył łagodnie. – Ren, mógłbyś…
        Mitra gestem zasugerował, że chce podejść bliżej Rosic. Mógł niby obejść łóżko i stanąć po drugiej stronie, ale wtedy zasłaniałby sobie światło, a chciał dobrze widzieć. Gdy już miał swobodny dostęp, odkrył ciało kwiaciarki i obejrzał wszystkie rany i opatrunki. W pewnym momencie podwinął rękawy do łokci i zaczął badać jej obrażenia również dłońmi. Przez cały czas nic nie mówił, o ile dziewczyna nie zaczynała oczywiście krzyczeć – wtedy przerywał, wyciągał rękę do jej głowy i dotykając niespalonej części jej twarzy, mówił coś uspokajającym tonem. „Spokojnie”, „Przepraszam, nie chciałem”, „Już kończę, wytrzymaj proszę jeszcze trochę” i tego typu podobne slogany. Starał się sprężać, by oszczędzić jej bólu – całe szczęście przypadek był dość oczywisty i nie wymagał wiele czasu do oceny. W końcu Mitra wyprostował się. Spojrzał na Renadiela i później na Rosic, a gdy mówił, choć zwracał się głównie do niej, przeskakiwał wzrokiem między tą dwójką i jeszcze swoim ukochanym.
        - Dobrze, że zostałaś opatrzona, ale opatrunki były źle dobrane, założone za ciasno i nasączone jakimś dziadostwem, to potęgowało ból i spowalniało gojenie ran. Wszystkie opatrunki trzeba wymienić, a rany oczyścić... Wiem, że może to nie jest wielkie pocieszenie, ale ból świadczy o tym, że oparzenia nie są głębokie – ktoś dobrze zajął się tobą tuż po wystąpieniu poparzeń, szybko schłodził te miejsca. Rany zagoją się, gdy będą odpowiednio pielęgnowane. Wyjdziesz z tego, Rosic, a przy odrobinie szczęścia blizny nie będą rzucać się w oczy – zapewnił, cały czas mówiąc łagodnie i z przekonaniem.
        - Potrzebuję nożyce – zwrócił się do Renadiela, już mniej delikatnym tonem. Teraz mówił stanowczo, jak dowódca wydający instrukcje podkomendnym. Oby upadły nie uniósł się przez to przypadkiem honorem. – I nowe opatrunki, im więcej tym lepiej. Dużo gazy i świeże, szerokie bandaże, poza tym ciepłą wodę. I wódkę. Albo najlepiej spirytus.
        Nie za dużo? Nie, raczej powinien zapamiętać – tak naprawdę lista nie była specjalnie długa, a przy tym dość intuicyjna.
        Aresterra odłożył swoją torbę na ziemię pod ścianą i zaczął w niej grzebać. Na stolik nocny obok łóżka wyjął puszkę z mydłem theryjskim i niewielkie skórzane etui – miał nosa, że je ze sobą zabrał, pewnie się przyda… Ale to później. Na razie Mitra musiał się przygotować do zabiegu.
        - Muszę umyć ręce – powiedział, jakby mówił do siebie. Podwinął rękawy jeszcze wyżej i pozwolił sobie skorzystać z misy stojącej w pokoju. Woda była zimna, ale w połączeniu z mydłem powinna wystarczyć. – Ren, pomożesz mi, prawda?
        Pytanie było w sumie zadane dla formalności – tak by jego ukochany był pewny, że Mitra chce jego asysty, bo nie miał wątpliwości, że skrzypek chciałby pomóc. On miał zdecydowanie serce po prawidłowej stronie i nie zostawiłby cierpiącej młodej kobiety, gdy mógłby ją uratować.
        - Trzeba zdjąć wszystkie opatrunki, oczyścić rany i opatrzyć je na nowo, tym razem bez żadnych specyfików. One w tym momencie nie pomogą, przydadzą się później. Jedynie postafira mogłaby być tu przydatna, ale ja jej nie mam, a wątpię by dało się ją tu zdobyć – mówił, mydląc ręce prawie po same łokcie. W końcu spłukał mydliny i osuszył ręce. Był gotowy do zdejmowania opatrunków. Akurat wkrótce wrócił Renadiel z tym, co udało mu się do tej pory zdobyć z listy wymienionej przez nekromantę. Najważniejsze w tym momencie były nożyce – to nimi Mitra zainteresował się w pierwszej kolejności.
        - Dobrze… - mruknął, po czym wrócił do Rosic. – Teraz zdejmiemy z ciebie wszystkie te stare opatrunki. Może czasami boleć, mów gdybyś poczuła się gorzej. Wiem, że bardzo cierpisz, ale jesteśmy tu by ci pomóc. Proszę, wytrzymaj, a my postaramy się zrobić to jak najszybciej i najmniej boleśnie. Obiecuję, że po tym poczujesz się lepiej. Ren, zdejmij te opatrunki, które są luźne – zwrócił się do ukochanego, by mogli działać na cztery ręce i nie wchodzili sobie w drogę. Sam zabrał się za rozcinanie tych bandaży, które były ciaśniej zawiązane. Wszystko rzucał na ziemię koło łóżka – nie była to kwestia tego, że z natury był bałaganiarzem, ale tak robiło się w rzeźni. Tam zawsze jakiś młokos – na przykład on – biegał i sprzątał, a gdy wszystkie brudy lądowały na ziemi, nie musiał przeszkadzać lekarzom w pracy. Tam również rzucano zużyte skalpele, nożyce… tylko igły zbierało się do woreczków przypiętych do stołów, bo je trudno było znaleźć na ziemi.
        Mitra działał bardzo metodycznie, z dużym przekonaniem, jakby doskonale wiedział co robi. Tak naprawdę jego technika nie była idealna, bo mimo wszystko specjalizował się w chirurgii, ale radził sobie lepiej niż medyk, który wcześniej zajmował się skatowaną kwiaciarką. Wkrótce wszystkie rany zostały odsłonięte, a on mógł dokładniej ocenić ich stan. Skrzywił się lekko, gdy przyjrzał się stopom i łydkom.
        - Muszę je dokładniej oczyścić - obwieścił, bo tam poparzenia sięgały głębiej. - To będzie bolało, ale to konieczne, by nie wdało się zakażenie i byś mogła szybciej zdrowieć. Chcesz coś do zagryzania zębów albo do ściskania? Nie mogę niestety dać ci znieczulenia, nie mam niczego tak silnego…
        Po tym jak doszedł do porozumienia z Rosic, sięgnął po etui, które przygotował sobie wcześniej - miał w nim skalpel i przybory do szycia, taki malutki zestaw chirurgiczno-krawiecki. Sięgnął po ostrze i trzymając je w ręce nachylił się tak nad łydkami Rosic, aby swoimi plecami zasłonić jej widok - po co ma się stresować. Aldarena poprosił, by ją trzymał, po czym ogrzał skalpel w dłoni i przystąpił do usuwania martwej tkanki. Teraz był w swoim żywiole, to mu zawsze szło najlepiej - operowanie, cięcie, szycie. Wykazywał się największym zdecydowaniem i precyzją i jakby cały świat przestawał dla niego istnieć. Całe szczęście przy Rosic nie musiał się popisywać wielką wirtuozerią, to były tylko niewielkie fragmenty tkanki. Wkrótce było po wszystkim, a Mitra odrzucił zdecydowanym gestem skalpel na ziemię.
        - Już, najgorsze za nami - wyjaśnił dziewczynie. - Byłaś bardzo dzielna. Teraz przemyjemy twoje rany i założymy nowe opatrunki.
        Mitra zabrał się za przemywanie ran alkoholem, a gdy już coś kończył, prosił Aldarena, by ten założył opatrunek - w razie czego poinstruował go, by dawał grubą warstwę gazy i wiązał luźno, bo rana musi być odizolowana od brudu z zewnątrz, ale również musi oddychać. Trochę im to zajęło, ale razem dali radę założyć Rosic nowe opatrunki.
        - Gotowe - zakomunikował na koniec Mitra. - Byłaś bardzo dzielna, dziękuję, że nam zaufałaś. Teraz będziesz szybciej zdrowieć. Zostawię ci jeszcze leki przeciwbólowe, które będziesz mogła zażywać.
        To powiedziawszy Mitra wyprostował się, wzdychając cicho, bo jednak przez długi czas się garbił. Spojrzał przeciągle na oparzoną dziewczynę by upewnić się, że niczego nie przeoczył, ale wydawało mu się, że zrobił wszystko co w jego mocy. Poza jednym… Ale to za chwilę. Najpierw musiał umyć ręce.
        - Teraz, jeśli się zgodzisz, chciałbym wzmocnić twoją regenerację czarami - zwrócił się do Rosic, wracając do niej po tym, jak z grubsza doprowadził się do porządku. - To nie będzie bolało, możesz poczuć najwyżej ciepło i delikatne dreszcze.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ciężko było się nie poddać rozbawieniu, gdy Mitra tak się obruszył na rzucenie w żarcie, ile jego błogosławiony mógł ważyć. A jeszcze bardziej rozbrajające było to, jak dotarło po czasie do blondyna, co powiedział wampir. Uśmiechnął się czule i odwzajemnił uścisk nekromanty, gdy ten skrzypka przytulił.
        - Dla mnie zawsze będziesz moim księciem - powiedział i pocałował ukochanego w czoło. A chwilę po tym zebrali się do drogi i wyszli z chatki. Choć atmosfera była bardzo przyjemna i oboje dobrze się bawili w swoim towarzystwie, niestety mieli bardzo dużo planów na obecny dzień, a czas bardzo trudno było zatrzymać. Może na plaży uda im się nieco dłużej podroczyć. Aldaren miał szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie.

        - Wiesz... praktycznie żadna normalna i rozsądna osoba nie byłaby chętna do rozmowy o prywatnych sprawach - powiedział skrzypek, gdy szli w stronę miasta i Mitra wyszedł ze swoim zamiarem porozmawiania z upadłym aniołem.
Wiedział, że zapewne w ogóle nie pocieszy tym ukochanego, ale już jakiś czas temu obiecał sobie być z nim zupełnie szczerym. Z resztą na tyle długo się znali, że Mitra powinien wiedzieć, iż wampir nie chciał mu wcale w tej chwili podcinać skrzydeł i tej nutki entuzjazmu, gdy nekromanta o tym mówił. Aldaren domyślał się, że jest to dla jego ukochanego bardzo ważne i to wystarczyło, aby postanowił wspierać pomysł partnera. Poza tym uważał, że to dobry sposób na to, aby trochę podnieść jego pewność siebie, zazwyczaj niebianin stronił od towarzystwa, a szczególnie od kontaktów z obcymi, rzadko kiedy wychodził sam z siebie z propozycją porozmawiania z kimś kogo w ogóle nie znał. Według Aldarena był to naprawdę wielki postęp i był bardzo dumny z Mitry.
        - Jednakże sądzę, że nie powinieneś mieć z tym żadnych problemów. Zwłaszcza, gdy Renadiel zauważy jak dobrym lekarzem jesteś i jak bardzo ci zależy na tym, aby Rosic wróciła do zdrowia. Może i jest piekielnym, ale wierz mi, że ma dobre serce i umie docenić starania innych - zapewnił go Aldaren, spoglądając na ukochanego z czułością i się do niego delikatnie uśmiechając w ten swój charakterystyczny sposób, jakby jednocześnie chciał zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
        Brał pod uwagę to, że piekielny rzeczywiście mógłby nie chcieć rozmawiać z niebianinem, jednakże zbytnio się tym nie przejmował, gdyż planował go w razie potrzeby do tej rozmowy nakłonić. Co prawda jeszcze nie wiedział jak, ale był pewien, że ma na tyle uroku osobistego oraz charyzmy, że nie powinno być z przekonaniem go żadnych problemów. Dla Mitry byłby nawet w stanie zagrozić upadłemu, że jego ukochana umrze, jeśli anioł nie porozmawia z błogosławionym. Choć cały czas starał się być dobrej myśli. Wierzył, że nawet jeśli Rendiel za pierwszym razem nie będzie skory do konwersacji, to w końcu się i tak uda, a wampir nie zostanie zmuszony do ostateczności.

        W domu kwiaciarki, gdy zobaczył upadłego, był jeszcze bardziej przekonany o tym, że uda się wampirowi nakłonić go jakoś do rozmowy z blondynem. I już chyba miał idealny pomysł jak tego dokonać. Z tego co się domyślał, Renadiel nie odstępował Rosic na krok, więc jego zemsta na Mordehaiu nie miała jeszcze miejsca. Aldaren mógł tego użyć jako karty przetargowej i chyba nawet nie zastanawiałby się zbyt długo nad wydaniem oprawcy kwiaciarki upadłemu aniołowi na tacy, gdyby była taka konieczność.
        Wampir może nie znał jakoś dobrze Renadiela, nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale i tak dobrze wiedział do czego upadły byłby zdolny. Zwłaszcza wobec osób, które w żaden sposób nie zrobiły nic złego, a co jedynie mogły w obecnej chwili jedyni irytować swoją obecnością. Nie stracił więc swojego pogodnego wyrazu twarzy i pewności siebie, piekielny ani trochę go nie przeraził swoim wrogim nastawieniem. Przywitał się z upadłym, zaciskając przy tym zęby, by jakoś wytrzymać promieniujący od ramienia ból, starając się ukryć to pod uśmiechem, po czym przedstawił Mitrę. Nie umknęło uwadze wampira to, jak jego ukochany się spiął. Domyślał się co było tego powodem i strasznie żałował, że nie może w tej chwili choćby dotknąć dłoni błogosławionego, aby dodać mu otuchy, ale miał w sumie nieco inny pomysł. Bez wątpienia dużo mniej skuteczny, ale przynajmniej może trochę pomoże Mitrze.
        - "Spokojnie najdroższy, jestem tu" - podsunął mu telepatycznie, zerkając na ukochanego przyjaźnie, chciał mu w ten sposób delikatnie przypomnieć, że nie był tu sam i że wampir na pewno nie pozwoli go w żaden sposób skrzywdzić czy to słowem, czy czynem.
        Po wymianie formalności ruszyli na górę, do dotkliwie poparzonej kobiety i sporym niedomówieniem byłoby stwierdzenie, że wampir nieźle sobie radził w tym pokoju wypełnionym drażniących i prowokujących jego naturę zapachów. Była to dla niego straszna tortura i sporo wysiłku kosztowało go powstrzymywanie się, by nie skorzystać z okazji, że kobieta nie byłaby w stanie się bronić, a zanim Renadiel by się przy nich znalazł, Aldaren już dawno miałby kły wbite w jej ciało. Z łatwością mógłby zabić ranną kwiaciarkę w takiej sytuacji, gdyby anioł postanowił zrobić choćby jeszcze jeden krok w ich stronę... Ugh! Nie! Nie mógł o tym myśleć. Musiał się skupić na uspokojeniu poszkodowanej, by w ogóle mogli spróbować jej jakoś pomóc. Strasznie żałował, że nie pomyślał przed wyjściem o zaspokojeniu chociażby pierwszego głodu, ale już trudno. Musiał się jakoś nauczyć nad sobą panować i kontrolować swoje pragnienie, bo gdy tylko szpital zacznie działać, osób ze świeżymi, krwawiącymi ranami będzie jeszcze więcej i jeśli wampir nie oszaleje, to na pewno dojdzie do tragedii. I to on słusznie zostanie okrzyknięty mordercą.
        Ukucnął przy łóżku i ostrożnie wziął kobietę za rękę, uśmiechając się do niej łagodnie, choć mentalnie ślinił się jak jakaś wygłodniała bestia. Przedstawił ich ciepłym, spokojnym tonem, a gdy poprosiła by ją po prostu zabili, spojrzał jej w oczy ze szczerą skruchą.
        - Wiem, że bardzo cię boli, ale nie możemy tego zrobić. Nie moglibyśmy siebie wtedy nazywać lekarzami, bo bylibyśmy mordercami i to chyba jednymi z najgorszych. Poza tym Renadiel nigdy by na coś takiego nie pozwolił. Z resztą... wiem, że nie byłabyś w stanie zostawić go samego na Łusce. Daj więc sobie pomóc, wytrzymaj i zaufaj nam, a zapewniam cię, że poczujesz się lepiej zaraz po tym jak skończymy - powiedział łagodnie, delikatnie gładząc ją po dłoni.
        Rosic wyraźnie zaczęła się uspokajać, choć z jej przepełnionych ogniem, bólem i strachem oczu nadal płynęły łzy. Cicho szlochała i przy każdym konwulsyjnym nabraniu tchu, krzywiła się i drżała, jednakże powstrzymała się od krzyku i wyrywania się. Spojrzała na Mitrę, gdy i ten zapewnił, że jej pomogą i lekko kiwnęła głową, podciągając przy tym nosem.
        - Ah, tak, tak, już. Wybacz, naj...Mitro - odparł, trochę się z przyzwyczajenia zagalopowując, ale przynajmniej w porę urwał i zaraz usunął się na bok, by zrobić ukochanemu miejsce przy rannej kwiaciarce.
        Nie przeszkadzał partnerowi, gdy ten pochłonięty był wstępnym rozeznaniem obrażeń Rosic, choć gdy ta krzyczała z bólu czy starała się jakoś uciec przed dotykiem niebianina, ciężko było wampirowi to znieść. Miał wrażenie jakby mu samemu to sprawiało ból, czuł jakby krew w nim wrzała. Chyba zaczynało mu z głodu odbijać albo podświadomie czuł jakby to on leżał teraz cały poparzony, ledwo zdjęty z płonącego stosu. Odetchnął głęboko, przez krótką chwilę stojąc z odwróconym spojrzeniem, wbitym w podłogę, skupiając wzrok na Mitrze, zaraz po tym, gdy nekromanta się odezwał.
        - Już je niosę - odpowiedział upadły, wychodząc od razu z pokoju, by przynieść rzeczy, o które prosił blondyn.
        Aldaren natomiast stał cały czas lekko za Mitrą i przypatrywał się temu co robił, posyłając co jakiś czas pokrzepiający uśmiech Rosic, gdy na wampira spojrzała. Skupił się jednak w pełni na ukochanym, po tym, jak został przez niego wezwany.
        - Oczywiście, że pomogę - powiedział spokojnie. - Ama mogłaby dać radę coś wykombinować, albo może miałaby coś innego, co by mogło pomóc - zastanowił się nad tym, planując w sumie po powrocie ją o to zapytać. Chwilę po tym jak Mitra skończył myć ręce, zrobił to również wampir. Co prawda nie grzebał w ziemi, ale jakieś tam niewidoczne gołym okiem świństwa na dłoniach każdy miał, a wolałby nie doprowadzić do zakażenia którejś z ran kwiaciarki.
        Kiedy usłyszał otwierające się drzwi, spojrzał w ich stronę. Renadiel zbliżył się do Mitry podając mu nożyczki trzymając je za ostrza, a nie szpikulcem w stronę nekromanty. Postawił też na szafce obok łóżka spirytus, o który Mitra prosił.
        - Opatrunki schowałem tutaj do szafki, by mieć je pod ręką - poinformował i zaraz tez kilka gaz i bandaży wyciągnął z szafki, kładąc wszystko obok butelki. Nie odszedł jednak tak od razu, by zrobić miejsce medykom i im nie przeszkadzać. Zamiast tego pogładził ukochaną po głowie i nachylił się nad nią lekko, by móc pocałować ją delikatnie w czoło.
        - Wytrzymaj to najdroższa, obiecuję, że po wszystkim już po kres snu Prasmoka będziemy razem - powiedział do niej czule i wyprostował się by w końcu odejść i dać pracować przybyłym niedawno mężczyznom, lecz Rosic złapała go za rękę i przytrzymała w miejscu. Bała się bólu, który jeszcze będzie musiała znieść, bała się, że nie da rady tego dłużej wytrzymać i się po prostu podda, ale najbardziej się chyba bała tego, że Renadiel kłamał, by ją tylko zmotywować do dalszego życia.
        - Zaufaj mi, dopilnuję, by twoje marzenie się spełniło. I o nic się nie bój, będę tu zaraz przy tobie - odezwał się, nim zdołała coś z siebie wyrzucić i posłał jej pełen oddania uśmiech. Po tym wycofał się, aby zrobić Mitrze i Aldarenowi miejsce przy kobiecie, by mogli zająć się jej ranami.
        Zgodnie z poleceniem Mitry, wampir zajął się lokalizowaniem i zdejmowaniem luźnych bandaży z ciała kwiaciarki. Był bardzo ostrożny i skupiony na tym. Nawet na moment nie pozwolił sobie na dekoncentrację i odpłynięcie gdzieś myślami. Tak właściwie, to w ogóle starał się obecnie nie myśleć, robił tylko to, co mówił nekromanta. Po prostu uznał, że to najlepsze rozwiązanie, by nie dać żądzy krwi nad sobą zapanować. A gdy uwinął się ze swoim zadaniem, zgarnął rzucone na podłogę przez Mitrę rzeczy. Bandaże, opatrunki i tym podobne dal upadłemu aniołowi do wyrzucenia, a porzucone narzędzia umył i odkaził spirytusem, by zaraz znów mogły zostać użyte.
        - Proszę, nie... - jęknęła kwiaciarka, krzywiąc się z bólu, gdy Mitra oglądał dokładniej jej poważnie poparzone nogi. - Proszę... - powtórzyła błagalnie z przerażeniem, gdy okazało się, że w przypadku tych obrażeń nie skończy się jedynie na zmianie opatrunków.
        - Wszystko będzie dobrze, tylko powiedz, gdzie mógłbym znaleźć jakieś nieduże drewienko, albo szmatkę na której mogłabyś zacisnąć zęby podczas zabiegu i ich sobie nie popsuć - Aldaren zwrócił się łagodnie do kobiety, patrząc na nią przyjaźnie i nie mając świadomości, że jego oczy zaczęły się powoli robić czerwone.
        - Pan jest... - odezwała się cicho, lecz zaraz przerwała i spojrzała w stronę upadłego, który właśnie wyszedł z pokoju.
        Skrzypek również zwrócił wzrok w tamtą stronę, gdy usłyszał odgłos zamykanych drzwi do pokoju, by niecałą minutę później wziąć od upadłego mały ręczniczek, służący pewnie tylko do tego, by złapać gorące ucho garnka, albo wyjąć coś z pieca. Wątpił by był do rąk, bo na oko wampira, był do tego stanowczo za mały.
        Podziękował piekielnemu, zwinął szmatkę w niewielki rulon i podał go Rosic by umieściła sobie go w ustach.
        - Będzie dobrze, tylko patrz cały czas na mnie - zapewnił po raz kolejny, na co zaniepokojona kobieta, której oddech słyszalnie przyspieszył ze stresu, kiwnęła lekko głową. Pogładził ją delikatnie po włosach i dał drugą jej swoją druga rękę, by mogła ją ścisnąć.
        - Spokojnie. Oddychaj głęboko. Nic złego się nie dzieje - mówił cały czas łagodnie, gładząc ją po głowie, na co kobieta zaczęła się z wolna uspokajać, choć i tak wydobywały się z jej ust pełne bólu jęki i krzyki stłumione przez szmatkę i zaciskane zęby.
        Aldaren pozwolił sobie w pewnym momencie na użycie odrobiny magii i zahipnotyzowanie dziewczyny, gdy ból z powodu odcinanej przez Mitrę spalonej tkanki był dla niej nie do wytrzymania. Co prawda nadal się krzywiła i syczała, szlochając, ale już przynajmniej nie starała się wyrywać nekromancie. Miała mętny, na wpół przytomny wzrok, gdy błogosławiony na sam koniec już zlewał te świeże rany alkoholem by je odkazić.
        - Świetnie się spisałaś Rosic - pochwalił ją wampir, biorąc opatrunki, które miał jej założyć i zaraz też się za to zabrał, nie owijając ich ciasno, a zgodnie z instrukcjami blondyna.
        - Dziękuję. W porządku - mruknęła cicho, nieprzytomnie, gdy już było po wszystkim, a Mitra poinformował ją o zostawieniu dla niej leków.
        - Odpocznij sobie. Zasłużyłaś na to - odezwał się spokojnym tonem do niej Aldaren, delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. Rosic jednak w żaden sposób nie zareagowała na to, oprócz zamknięcia powiek. A niedługo po tym jak Mitra zaczął używać na niej swojej magii, dziewczyna usnęła spokojnie.
        - Van der Leeuw... - odezwał się cicho upadły, nie zbyt pewny czy już skończyli, czy może zamierzali coś z Rosic robić.
        Skrzypek na to wezwanie wstał od łóżka i by nie przeszkadzać ukochanemu, lekko ścisnął jego ramię w wyrazie uznania za jego starania i by ten nie myślał, że wampir chciał go teraz zostawić samego.
        - Dokończ na spokojnie, ja porozmawiam z Renadielem - powiedział przyciszonym głosem, by nie zbudzić dziewczyny, nawet jeśli ta była obecnie pod wpływem zaklęcia Aldarena. Chwilę po tym odszedł od łózka i zbliżył się do upadłego.
        - Mitra jest naprawdę wspaniałym medykiem, tylko patrzeć jak Rosic w mgnieniu oka wróci do zdrowia - odezwał się zaraz po zbliżeniu się do piekielnego.
        - Dziękuję wam za pomoc, naprawdę nie wiem jak mógłbym się wam odwdzięczyć - odparł, na co wampir jedynie machnął ręką.
        Nie liczyli przecież z Mitrą na żadną zapłatę. A przynajmniej wampir na nic nie liczył. On zawsze jak pomagał, pomagał bezinteresownie, no może w tym przypadku będzie inaczej, ale tylko wtedy, gdy upadły nie będzie chciał porozmawiać z Mitrą.
        - W sumie to... miałbym do ciebie Aldarenie jeszcze jedną małą prośbę... - wyrzucił z siebie z pewnego rodzaju zakłopotaniem. Nabrał głęboko powietrza, by na jednym wdechu wyrzucić to z siebie. - Przemieniłbyś Rosic w wampira?
        - Słucham? - wzburzył się skrzypek, zduszonym głosem, jakby się zachłysnął tym co właśnie usłyszał. - Jeśli to tylko przez to, że miałyby jej zostać blizny...
        - Nie o to chodzi. Rosic zawsze będzie dla mnie najpiękniejsza na świecie kobietą nawet jeśli do końca życia miały jej zostać strupy po tych poparzeniach. Chodzi o to, że nim się obejrzę, ona odejdzie ze starości, podczas gdy ja będę miał przed sobą nadal całą wieczność. Podejrzewam, że na moim miejscu, gdybyś miał bardzo bliską swojemu sercu osobę, również martwiłbyś się o to, że ty będziesz żył jeszcze długo, długo po tej osobie - wyjaśnił upadły, ale skrzypek i tak nie wydawał się być co do tego przekonany. Szczerze to wampir czuł się, jakby właśnie został spoliczkowany przez piekielnego. I to po tym jak pomógł jego lubej.
        - To nie jest moje widzimisię. Rosic zaczęła się o to martwić kilka miesięcy temu... - powiedział myśląc, że może dzięki temu może skrzypek nieco złagodnieje i chociaż rozważy tę propozycję. Co mu szkodziło zmienić kobietę w wampira?
        Wampir zacisnął pięści i chciał stanowczo wybić upadłemu z głowy tak chore pomysły, jednakże zamiast tego zerknął w stronę Mitry i... Westchnął ciężko. Faktycznie niejednokrotnie sam się martwił o to, co będzie, gdy Mitra się zestarzeje i wybije jego godzina. Sam się zastanawiał nad przemianą ukochanego w wampira, ale... bał się, że albo go przez przypadek zabije próbując, albo Mitra go znienawidzi właśnie przez to, że wampir zrobił z niego podobnego do siebie potwora. Poza tym błogosławiony liczył na wspaniały, udany dzień, a Aldaren wątpił by sprzedanie prawego prostego piekielnemu w nos pomogło w uczynieniu tego dnia jeszcze wspanialszym.
        - Zastanowię się, ale... nie pytaj mnie o to ponownie - burknął z rezygnacją, odpuszczając sobie tę walkę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - To ty włożyłeś mi koronę na głowę - oświadczył z czułością Mitra, wtulając się w Aldarena i nie było w tym ani krztyny podlizywania się, bo naprawdę tak myślał. Jeśli ktokolwiek na tym świecie sprawił, że Mitra był cokolwiek więcej wart, na pewno był to skrzypek i jego miłość.

        - Nie pocieszasz – westchnął Mitra, ale bez żalu, bo wiedział, że takie są fakty. Renadiel może nie chcieć z nim rozmawiać i kazać się wynosić. Jeśli tak się stanie: trudno. Tyle lat błogosławiony żył w nieświadomości albo w każdym razie w niedoedukowaniu, że nie powinno mu to robić wielkiej różnicy. Chciał tylko lepiej poznać kim tak naprawdę jest, poznać samego siebie, ale jeśli nie uda mu się w ten sposób to znajdzie inny. Może nie będzie mu do tego potrzebny żaden upadły anioł.
        - Cóż, przekonamy się – uznał, gdy Aldaren zaczął go pocieszać. – Wiesz… nawet nie brałem w tym momencie pod uwagę jego rasy. Piekielny czy nie, co za różnica. Sam jestem półkrwi aniołem, a uprawiam nekromancję, więc on może być piekielnym o gołębim sercu. Tylko… każdy może się wściec, nawet święty, gdy zacznie się pytać o jego pochodzenie. – Mitra przerwał, by głęboko odetchnąć. – Zobaczymy jak to będzie – podsumował. – Niczego nie tracę.
        ”Poza nerwami”, dodał w myślach. Bo na pewno ta rozmowa będzie ich kosztowała nerwy, ale może nie będzie tak źle. Nie może całe życie siedzieć w swojej strefie komfortu – nie po to były te rozmowy z Aldarenem. W końcu będzie musiał nauczyć się rozmawiać z obcymi, a to może się okazać dobrym początkiem.

        Bardzo trudnym początkiem, jak się po chwili okazało, gdyż Renadiel nie sprawiał wrażenia specjalnie przyjaznej osoby. I to mało powiedziane! Mitra momentalnie zaczął się zastanawiać czy to był na pewno dobry pomysł, aby próbować wyciągnąć z niego jakieś informacje… Ale niech to, nie mógł się cały czas chować. Czy to było jednak warte ryzyka? Mogli zająć się Rosic i odejść. Błogosławiony uznał ten pomysł za świetny i nawet zaczął się w nim już utwierdzać, ale wtedy usłyszał w głowie głos ukochanego. Spojrzał na niego odruchowo, nie potrafiąc jeszcze tak zupełnie niezauważalnie przyjmować rozmów telepatycznych, ale w sumie dobrze, że to zrobił – dzięki temu Aldaren mógł dostrzec w jego oczach bezbrzeżną wdzięczność i być pewnym, że gdyby tylko nekromanta mógł, rzuciłby mu się na szyję w podzięce. Te słowa i ton, jakim zostały wypowiedziane, bardzo wiele dla Mitry znaczyły i bardzo ułatwiły mu wejście do tego domu i konfrontację z Renadielem.
        - ”Dziękuję” – spróbował mu odpowiedzieć w myślach, gdy przekraczali próg kwiaciarni. Żałował, że nie może uścisnąć jego dłoni albo chociaż dotknąć jego ramienia – bardzo chciałby okazać mu jak bardzo docenił to telepatyczne pocieszenie.
        Gdy już byli u Rosic, Mitra pozwalał, by to głównie jego ukochany mówił i zajmował się poparzoną dziewczyną. Powinien się z tym zmierzyć i odciążyć Aldarena, który na pewno cierpiał w tych okolicznościach, ale on miał znacznie więcej taktu, empatii, zwykłej ludzkiej sympatii. Mitra nie umiałby tak pięknie mówić do kwiaciarki, uspokajać ją i mówić, że będzie dobrze. Był – jak to mówiono w wojsku – rzeźnikiem. On kroił, szył i leczył, bo na froncie nie było czasu na okazywanie troski i wsparcia, jedynie konkrety. Fakt, jako dzieciak często przesiadywał przy łóżkach chorych jako taka pocieszająca maskotka-opiekunka – chyba musiał sobie przypomnieć jak to wtedy było. Lecz wtedy wystarczyła chyba sama jego obecność, by komuś było lepiej, bo był kimś zupełnie innym – słodkim maluchem, a nie skrzywionym dziwakiem jak teraz.
        Błogosławiony lekko drgnął, gdy Aldaren prawie zwrócił się do niego “najdroższy”. Całe szczęście szybko się poprawił. Chociaż… Może nie byłoby tak źle, gdyby przez przypadek coś im się wypsnęło? Mitra w sumie nie wiedział jak tu podchodzono do związków jednopłciowych. Może więc lepiej nie ryzykować - całe szczęście Ren w porę zareagował, na co nekromanta uśmiechnął się do niego pod maską z wdzięcznością. Akurat on miał szansę odczytać wyraz jego twarzy z samych tylko oczu - na pewno już nabrał w tym wprawy.
        - Yhm, będzie można porozmawiać o tym z Amą - zgodził się, gdy Aldaren złożył taką propozycję po wyjściu Renadiela. Osobiście nie uważał tego za konieczne, choć fakt, nie zawadzi zapytać. Może akurat stara wiedźma będzie miała ochotę pomóc. A jeśli nie to nic nie stracą.
        Po powrocie Renadiela Mitra nie był taki, aby tak od razu wygonić upadłego - dał mu chwilę, aby porozmawiał z ukochaną, by ją uspokoił i pocieszył. Nie był taki bez serca i wiedział, że to słowa najbliższej osoby będą najlepszym pocieszeniem dla niej w tej chwili. Chociaż… Ciekawe co miał na myśli mówiąc o tym marzeniu? Mitrę ogarnęła taka zwykła, ludzka ciekawość, ale nie zapytał. Podziękował skinieniem głowy, gdy zrobiono im miejsce i przystąpił do zabiegu ręka w rękę ze swoim ukochanym. Wszystko szło jak po maśle, a współpraca z Aldarenem była jak marzenie, choć uwadze niebianina nie umknęło to jak jego ukochany czasami robił się nieobecny - pewnie ten zapach mu nie służył, biedactwo… Tym większą mobilizację czuł jednak Mitra, aby to szybko skończyć. Dlatego nie dał się prosić, gdy doszło do wycinania martwej tkanki - wiedział, że musi to zrobić, czy Rosic tego chciała czy nie, bo to chodziło o jej zdrowie. Doraźnym uśmierzeniem bólu zajęli się Ren i upadły, więc on mógł przystąpić do zabiegu. W sytuacjach takich jak ta Mitra pokazywał jak silny potrafił być, gdy się uprze - nawet zanim Aldaren użył swoich czarów, był w stanie przytrzymać sobie kwiaciarkę, aby móc operować. Wiedział, że nie było to wcale przyjemne, ale niestety konieczne. To znaczy: nieprzyjemne dla Rosic, bo dla Mitry... No cóż, skłamałby gdyby powiedział, że to nie było satysfakcjonujące. Nie to, że ona się wyrywała, ale to, że mógł operować. Wolałby, by pacjent nie czuł bólu, ale najważniejsze było zdrowie i życie. Złościć na niego będzie się mogła później.
        I już, wkrótce było po wszystkim, a Rosic mu nawet podziękowała, co Mitra przyjął z niemym skinieniem głową. Szybko się ogarnął, by jeszcze skorzystać z paru czarów. Przysiadł przy kwiaciarce, by lepiej skupić się na jej ciele i wyciągnął nad nią ręce, jedną trzymając nad jej głową, a drugą nad sercem. Skupiony był na tyle, że jeszcze docierały do niego bodźce z zewnątrz, usłyszał więc, gdy Aldaren się do niego odezwał i nawet delikatnie się uśmiechnął czując jego dotyk. A gdy później usłyszał, że jest świetnym medykiem - och, jaki dumny się zrobił! Z ust skrzypka ta pochwała miała dziesięć razy większą wartość niż z czyichkolwiek innych.
        A później wszystko runęło. Mitra z początku nie dosłyszał prośby Renadiela, ale zaraz zrozumiał wszystko z kontekstu. I momentalnie poczuł złość - jak on mógł o to prosić Aldarena? Nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji? Nie brał w ogóle pod uwagę uczuć skrzypka? Co za buc, jak on śmiał! Mitra był na niego zły za to, że poruszył ten temat. Jednak jego myśli i serce rozpalała jeszcze jednak niezwykle silna emocja - zazdrość. Na myśl, że jego ukochany miałby przemienić obcą kobietę, robił się prawie biały z zazdrości i miał ochotę ją zabić gołymi rękami, by do tego nie dopuścić. Z tego względu musiał przestać czarować, bo rozbudzające go negatywne emocje nie pozwalały na korzystanie z magii dobra. Wtedy skupił się na wymianie zdań między Aldarenem i Renadielem, delikatnie odwracając w ich stronę głowę. Powinien kontynuować i jeszcze chwilę podtrzymać czar, ale już nie potrafił. Patrzył na Aldarena, na jego zaciśnięte pięści… Ich oczy się spojrzały i Mitra widział, jak jego ukochany cierpiał. Tego było już za wiele. Aresterra zerwał się ze swojego miejsca i szybki krokiem znalazł się tuż przy Renadielu. Nim którykolwiek z mężczyzn zdołał zapytać o co chodzi, on uderzył upadłego w twarz i zaraz po tym złapał go za kołnierz.
        - Ani się waż go o to prosić! – syknął, jeszcze przytomnie tłumiąc głos by nie obudzić Rosic, choć miał ochotę wrzeszczeć. W jego błękitnych oczach widać było gniew. - To nie jest mała prośba! Wiesz co to będzie znaczyło dla niej i dla niego?! Wiesz jakie są konsekwencje tego o co prosisz?! To poważna sprawa. Nie będziecie mogli tu zostać. Rosic będzie potrzebowała mistrza, będzie musiała nieustannie unikać słońca, żywić się krwią. Skąd jej ją zorganizujesz? Zwierzęca nie jest nawet w połowie tak odżywcza jak ludzka. Skąd weźmiesz ludzką krew, Renadielu? Naprawdę chcesz ją na to skazać? To nie jest coś, co można usprawiedliwić miłością! Jestem w związku z osobą, która przeżyje mnie o setki lat i NIGDY bym o to nie poprosił! A ty - Mitra zwrócił się do Aldarena, puszczając w końcu Renadiela. - Nie waż się na to zgadzać. Nawet cholera o tym nie myśl.
        Błogosławiony opuścił w końcu ręce, sapiąc ze złości. Szybkim krokiem udał się pod ścianę, gdzie leżała jego torba. Podniósł ją i zarzucił sobie na ramię, idąc już w stronę wyjścia z pokoju.
        - Rosic ma dużo pić – oświadczył. – Mleka, soków, naparów ziołowych. Nie czystej wody i nie alkoholu. Ma się dobrze odżywiać. Rany powinny zagoić się same, chyba, że masz możliwość zorganizować dla niej postafirę, to będzie można zrobić jej z tego okłady. Pod żadnym pozorem nie wolno przebijać pęcherzy. To wszystko. Do widzenia. Aldaren?
        I nie czekając na reakcję Renadiela Mitra kiwnął na ukochanego i zszedł na dół, głośno wymyślając upadłemu od niewdzięczników, po czym szarpnął za klamkę drzwi wejściowy i wyszedł, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdyby ktoś wampirowi powiedział na samym początku, że wizyta i chęć pomocy niesłusznie oskarżonej i skazanej na spalenie kwiaciarce będzie miała taki koniec, od razu zapomniał by o istnieniu kobiety oraz o tym, że był świadkiem jak dzień wcześniej próbowano ją spalić. Odwodziłby również Mitrę od pomysłu sprawdzenia jej stanu i opatrzenia ran, choćby miał go do łóżka przywiązać. Chociaż nie. Myślałby jak to inaczej załatwić, by nie sprawić przykrości ukochanemu, ani go nie zezłościć. Tak bardzo chciał, by to był wspaniały dla niego dzień. Jednakże wystarczył jeden upadły anioł by wszystko szlag trafił.
        Aldaren był naprawdę wściekły, gdy piekielny wyskoczył ze swoją prośbą. I to jeszcze w takiej sytuacji, gdy jego ukochana leżała poważnie ranna i mocno cierpiała. Zamiast być przy niej i okazywać wsparcie, okazywać jej jak mocno ją kocha, on bez zawahania wykorzystał okazję, że odwiedził ich wampir. Skrzypek nawet nie starał się ukryć jak zły w tej chwili był na upadłego za jego niestosowną prośbę. Nie tylko miał zaciśnięte pięści i spięty tak, jakby w każdej chwili był gotów uderzyć piekielnego w twarz. Jego oczy jarzyły się niebezpiecznie intensywną czerwienią, marszczył nos jak jakieś dzikie zwierzę, a do tego zaciskał mocno zęby, którymi bez wątpienia by zazgrzytał gdyby jeden z mięśni szczęki lekko drgnął. Nawet ślepy dostrzegłby w tej chwili, że wampir był napięty jak struna, która w każdej chwili mogła pęknąć.
        Tak się jednak nie stało, choć było bardzo blisko. I to za sprawą słów Renadiela, po których Aldaren zwyczajnie zamarł. Upadły chciał jedynie spełnić prośbę swojej ukochanej, która martwiła się co z nim będzie, gdy jej już zabraknie. Nie mógł być na piekielnego zły w takiej sytuacji, inaczej byłby hipokrytą, bo przecież... sam dość często się zastanawiał nad tym co zrobi by zabraknie przy nim Mitry. Albo by dzielić z nim całą wieczność. Sam przecież bez większego namysłu próbował przemienić swoją ukochaną prawie pięć wieków temu.
        Spojrzał ze smutkiem w stronę swojego ukochanego. Renadiel miał rację. Prawdopodobnie w pierwszym odruchu zrobiłby coś takiego dla Mitry bez najmniejszego zawahania. Gdyby ten oczywiście tego chciał. Poza tym... liczył na to, że jego lekki wybuch nie został zauważony i jeszcze uda mu się uratować ten dzień, gdy obieca upadłemu, że się zastanowi. Choć przez krótka chwilę był gotów się zgodzić, popełniając tym samym najprawdopodobniej największą głupotę w całym swoim życiu.
        Gdy ich spojrzenia się spotkały, od razu dostrzegł jego gniew, lecz w żaden sposób nie był w stanie zareagować, by go powstrzymać, gdy nekromanta nagle się zerwał i po zbliżeniu się do piekielnego wyższego od niego o głowę, uderzył go w twarz. Obaj nieśmiertelni mężczyźni byli w tak samo wielkim szoku. Aldaren chyba nigdy nie spodziewałby się aż tak gwałtownej reakcji ze strony swojego ukochanego, a co dopiero Renadiel, który w ogóle błogosławionego nie znał.
        Na szczęście pierwszy zdołał się otrząsnąć wampir, ale zamiast próbować siłą oderwać nekromantę od upadłego, położył partnerowi dłoń na ramieniu. Nie chciał samemu oberwać, choć domyślał się, że i jemu się należało. Zwłaszcza, że doprowadził do tego, że ich cudowny dzień właśnie legł w gruzach.
        - Mitro - odezwał się spokojnie, choć z pobrzmiewającym w głosie niepokojem i poczuciem winy. - Puść g... - nie zdążył dokończyć, gdy Mitra zaczął wyrzucać z siebie argumenty dlaczego to jest głupi pomysł i wcale nie mała prośba. Kiedy go słuchał był mocno zaskoczony. Co prawda nigdy nie wątpił w to, że nekromanta wie jak wielkim brzemieniem jest obarczony człowiek przemieniony w wampira, ale... skrzypek był naprawdę mocno poruszony tym, jak dobrze jego ukochany go rozumiał.
        Renadiel słuchał uważnie błogosławionego, był spokojny i nawet nie wykazywał chęci by oddać niebianinowi za to uderzenie, choć w pierwszej chwili był wściekły. Nie przejął się jednak tyradą nekromanty, bo nie widział żadnego problemu w przemianie swojej ukochanej, był przekonany, że dałby radę się nią odpowiednio zająć. W tej jednak chwili najbardziej był skupiony na relacji między tymi dwoma, bo wątpił by zamaskowany aż tak żywiołowo zareagowałby gdyby łączyła ich tylko nic nie znacząca znajomość, czy przyjaźń. Był gotów dyskutować, nawet wykorzystać fakt, że oni byli w tym samym położeniu, co on z Rosic, że Mitra prędzej czy później umrze ze starości czy choroby, a skrzypek będzie miał jeszcze całą wieczność. Powstrzymał się jednak, bo zrozumiał, że mógł delikatnie przegiąć takim zapytaniem wprost, poza tym dostrzegł jak Aldaren lekko pokręcił głowa by przynajmniej na ten moment odpuścić.
        No i ostatecznie wampirowi również się oberwało. Słownie co prawda, ale i tak. Gdy Mitra zwrócił się do skrzypka, ten z niepokojem zadrżał lekko, a po tym spuścił ze skruchą głowę. Czyli ich wspaniały dzień pozostanie jedynie marzeniem wciśniętym między bajki dla dzieci. Aldaren miał ogromne wyrzuty sumienia.
        - Do-widzenia... - wydukał z siebie oszołomiony upadły, bo nie do końca jeszcze to wszystko do niego dotarło. Choć chyba nadal najbardziej dziwiło go to, że ci daj mężczyźni mogliby być razem i... jakim cudem tak spokojna osoba, jaką wydawał mu się na początku zamaskowany, mogła wydawać się tak bardzo niebezpieczna.
        - Już idę - odpowiedział od razu wampir, gdy Mitra go wezwał stanowczym tonem, choć nie wyszedł od razu za nim.
        - Jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść - powiedział cicho Aldaren, by nie zbudzić Rosic, po wyjściu Mitry. Spojrzał na upadłego z mieszanką stanowczości i skruchy w czerwonych oczach. - A ja odejdę razem z nim, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wybij Rosic ten pomysł z głowy, bo pozwalając jej na przemianę w wampira, zrobisz jej największą krzywdę. Dbaj o nią najlepiej jak umiesz. Przepraszam, Rendielu i do zobaczenia - dodał, po czym zaraz zszedł na dół i skierował się do wyjścia, by opuścić w końcu z Mitrą to przeklęte miasto.
        Wyszedł przed dom, zamykając za sobą drzwi, by nikt nie proszony nie skorzystał z tego, że były otwarte na oścież i spojrzał przepraszająco na Mitrę. Nadal wydawał się mocno zdenerwowany, a Aldaren czuł się temu wszystkiemu winny. Gdyby tylko mógł przytuliłby niebianina i zaczął go tak długo przepraszać, aż ten by mu w końcu nie wybaczył. Ewentualnie błagałby na kolanach nekromantę, ale i jedno i drugie odpadało w tej chwili z powodu tego, że byli niemalże w centrum miasta. A poza tym Mitra bez wątpienia by się tylko jeszcze bardziej przez to wściekł. Zaciągnął kaptur na głowę i skierował się w stronę wschodniego wejścia do miasta, którym tutaj przyszli.
        - Przepraszam cię. Gdybym tylko wiedział, że tak wyjdzie... Obiecuję, że od teraz będzie to najlepszy dzień w całym twoim życiu. Najlepsza randka... Bo... Czy... - zaczął dukać nieskładnie, nie będąc pewnym czy w ogóle ma to wszystko jeszcze jakiś sens. Czy nekromanta nie zruga go za to, że teraz już nie będzie żadnej randki, że nigdzie nie idą, co najwyżej do domu. - Chciałbym nadal pójść z tobą nad to morze odpocząć i pobyć trochę razem z dala od wszystkich i od wszystkiego. Jeśli miałbyś ochotę - wyrzucił w końcu z siebie z ogromnym poczuciem winy, bojąc się nawet spojrzeć na ukochanego, by nie zobaczyć tego jak bardzo nekromanta był nim rozczarowany. Z drugiej strony dobrze też z tego powodu, że nadal miał czerwone oczy, choć nie odczuwał obecnie gniewu, był głodny choć nie zwracał na to uwagi zbyt przygnębiony tym co się stało i że najprawdopodobniej znów wszystko zepsuł. Gdyby z Renadielem poczekali z tą rozmową aż wyjdą chociaż z pokoju... Chciał się zapaść pod ziemię i już nigdy z niej nie wychodzić.
        - Przepraszam najdroższy - powtórzył ze skruchą raz jeszcze, nawet nie zwracając uwagi na miauczenie, rozlegające się z zaułka, obok którego właśnie przeszli, a w którym poprzedniego dnia pomogli małemu kotku. Niedługo po tym byli za murami Tartos, na drodze prowadzącej w stronę domu Amy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Czy można było ich winić za ten szok? Nie. No, może poza Aldarenem, który Mitrę jednak trochę znał i mógł poznać pierwsze zwiastuny tego, że błogosławiony zaraz pokaże, że w jego żyłach płynie również trochę piekielnej krwi. Renadiel jednak na pewno nie wiedział, co go trafiło. No bo czy ktoś spodziewałby się takiego ataku od Mitry, który pewnie ważył połowę tego co upadły, o jego zdolnościach nawet nie wspominając? W walce nie miałby najmniejszych szans - a jednak zaatakował. Zrobił to jednak dla Aldarena, w jego imieniu i w imieniu ich miłości. Nie mógł się na to zgodzić, a propozycja tak go rozjuszyła, że nie zastanawiał się nad konsekwencjami swojego ataku - tego fizycznego i słownego również.
        Skrzypek przytomnie próbował ratować sytuację, ale tak, by samemu nie oberwać. Mitra nie był co prawda na niego zły, ale jego “nie wtrącaj się!” mogło przybrać bardzo dramatyczną formę, więc lepiej, że jego ukochany ograniczył się do położenia mu ręki na ramieniu i cichego wezwana do zaprzestania. Fakt, niewiele to pomogło - jedynie gdzieś z tyłu głowy nekromanta zarejestrował ten gest, ale Renadiela puścić nie zamierzał, bo chciał mu wszystko wygarnąć jak należy, a nie dać mu możliwość obrony. Nie wiedział nawet jak teraz musieli śmiesznie wyglądać - jak szczeniak oszczekujący dorosłego psa. Ale co było w tym jeszcze śmieszniejsze to to, że ten dorosły pies wcale nie protestował, choć może i nie brał sobie tych wszystkich słów tak do końca do serca.
        Przejął się dopiero, gdy zobaczył minę Aldarena po tym, jak na niego nakrzyczał - wtedy zrobiło mu się głupio, bo nie chciał swojego ukochanego przestraszyć. Po prostu za dobrze go znał i spodziewał się, że on z dobroci serca mógłby się na to zgodzić, więc wolał postawić sprawę jasno. Wyszło… Za gwałtownie. Ale później go za to przeprosi. Teraz jedyne co chciał to wyjść z tego domu. Wydał więc Renadielowi instrukcje jak ma opiekować się ukochaną i skierował się w stronę wyjścia. Widział, że Aldaren poszedł za nim, ale później na chwilę stracił go z oczu. Przystanął więc w progu kwiaciarni, ale gdy tylko skrzypek pojawił się w zasięgu jego wzroku, ruszył dalej.
        Na ulicy szedł w milczeniu, dość zamaszystym krokiem, ze wzrokiem wbitym w bruk kawałek przed swoimi stopami. Wracał tą samą drogą, którą tu dotarli, więc nie było problemu, że mógłby się zgubić. Zerkał tylko od czasu do czasu za siebie by upewnić się czy Aldaren idzie za nim. Widział to jego przepraszające spojrzenie, ale był jeszcze zbyt nabuzowany by się odezwać, dlatego to skrzypek miał pierwszy szansę, aby przeprosić. Choć nie miał za co! Już te pierwsze przeprosiny podziałały jak igła, która przebiła balon i wściekły Mitra nagle opuścił ręce, rozluźnił mięśnie i spojrzał na ukochanego smutnym wzrokiem, zwalniając kroku. Chciał mu wybić teraz z głowy, że to była jego wina, ale nie chciał mu przerywać, a gdy skrzypek zaczął dukać, nekromanta był w szoku. Domyślał się do czego dążyły te słowa i… czy naprawdę… On myślał, że to jego wina i że z randki nici? Fakt, przez bardzo krótki moment Mitra chciał iść do domu a nie na plażę, ale teraz chciał tym bardziej spędzić czas z ukochanym, bo gdy złość z niego zeszła, pozostał tylko ten strach, że przez zgodę na prośbę Renadiela mógłby w jakiś sposób stracić ukochanego. Będzie musiał mu o tym powiedzieć… Niech wie, co tak naprawdę się tam wydarzyło. W końcu tyle wczoraj rozmawiali o tym, że powinni sobie więcej mówić - a zwłaszcza tyczyło się to Mitry.
        Gdy Aldaren wyraźnie wyartykułował swoje nadzieje na resztę dnia, nekromanta przystanął. Obrócił się frontem do ukochanego i podszedł do niego, starając się spojrzeć mu w oczy.
        - Nie bluźnij - poprosił go cicho. - Nie masz mnie za co przepraszać. Chodźmy stąd - zarządził stanowczo. - Z dala od wszystkiego i wszystkich, tylko ty i ja, nigdy nie brzmiało tak kusząco jak teraz.
        I poszli. Mitra znowu zaplótł ręce na piersi, ale już nie szedł tak szybko i nie miał tak napiętych mięśni.
        - Zostawiłem u niej skalpel - mruknął z pewnym żalem, bo jednak szkoda byłoby stracić takie narzędzie. Nie wyglądał jednak na bardzo przejętego, a to pewnie przez to, że obaj zdawali sobie sprawę, że następnego dnia przyjdzie im wrócić do Rosic. W końcu była ich pacjentką.
        - I jeszcze nie dałem jej aracety - burknął cicho, jakby ganił samego siebie. - Ale Renadiel jest chyba rozgarnięty na tyle, że skoro pozwoliłem jej brać leki przeciwbólowe to coś jej poda sam…
        To usprawiedliwienie było dla Mitry na tyle dobre, że odczuł ulgę. Tak, na pewno jakoś sobie poradzą do jutra bez jego pomocy. Był jednak tym tak przejęty, że i on nie słyszał miauczenia dobiegającego z zaułka. Na pewno by się ucieszył na wieść, że kotek nadal żył, ale teraz zupełnie tego nie zauważył, nadal zbyt przejęty tą sytuacją sprzed chwili.
        Dopiero za murami Tartos błogosławiony wystarczająco się rozluźnił, by rozpleść ręce i trzymać je swobodnie. Spojrzał wtedy też na Aldarena z wielką czułością i troską. Musnął palcami wierzch jego dłoni - byli za blisko miasta, aby okazał mu bardziej otwarcie uczucia, ale chciał go jakoś podnieść na duchu.
        - Przepraszam za to, co narobiłem u Renadiela - wyznał. - Ty nie miałeś za co przepraszać, bo to nie była w ogóle twoja wina, nie wiedziałeś co ten dureń wymyśli i załatwiłeś to bardzo dyplomatycznie, ale... Musiałem zareagować. To było głupie, wiem. I takie nierozsądne… Ale nie mogłem milczeć, tak mnie wkurzył, że nie mogłem mu odpuścić. Nie mogłem pozwolić, byś się na to zgodził. Wiem, że mógłbyś ulec, trochę bałem się, że to zrobisz, bo masz za dobre serce. Ich miłość postawiłbyś wyżej niż własne szczęście. A ja wiem, że nie chciałbyś tego zrobić i co o tym myślisz. Że masz złe wspomnienia z przemian, że nie lubisz takich rozwiązań, że to w ogóle nie jest takie proste i że życie przemienionego to nie bajka. Nie mogłem pozwolić, by cię to gryzło. I by Rosic pakowała się w coś, o czym pewnie nie ma pojęcia. I...
        Mitra zawiesił głos, jakby nagle zabrakło mu tchu. Spłonił się tak bardzo, że rumieniec na jego licu było widać w otworach maski, choć zaraz obrócił wzrok.
        - Nie mogłem znieść myśli, że byś to zrobił - burknął, zdobywając się w końcu na to wyznanie. - Z nią. Cholera, Ren, na samą myśl, że miałbyś ją przemienić, ogarnęła mnie taka zazdrość, że miałem ochotę ją udusić! Wiem jak wygląda przemiana, nie zniósłbym tego, że ty miałbyś ją ukąsić, że ona miałaby pić twoją krew. To co by was połączyło... Dla mnie byłoby nie do zniesienia. Z obcą babą! - uniósł się i spojrzał na Aldarena z przejęciem, mając nadzieję, że ten go zrozumie. Aż przystanął by mogli patrzeć sobie w oczy. Później jednak spuścił nieśmiało wzrok.
        - Przepraszam, przesadziłem - mruknął z prawdziwą skruchą.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie tak miał wyglądać ten dzień. Stanowczo nie tak. Może.. gdyby to on dał upust swojej złości i przywalił Renadielowi za jego niestosowną prośbę... może wtedy nie czułby się tak okropnie. Co najmniej jakby dostał propozycje by się z kimś przespać za plecami Mitry i jeszcze się zastanawiał czy tego rzeczywiście nie zrobić. Czuł się winny tej całej sytuacji i chyba właśnie dlatego bał się w jakiś bardziej stanowczy sposób zareagować i odciągnąć Mitrę od upadłego anioła. Bał się, że w tym gniewie Mitra mógłby powiedzieć przez przypadek coś, czego nie chciał, a co zraniłoby skrzypka, powodując w konsekwencji późniejsze wyrzuty sumienia nekromanty. Naprawdę wolałby tego uniknąć, a już w szczególności tego dnia. Mitra się przecież tak bardzo cieszył z rana na ten dzień. Na ich randkę. Zostawił więc w spokoju ukochanego, pozwalając mu wyładować się na piekielnym. A raczej wyrzucić mu wszystko, co myślał o jego prośbie.
        Po wyjściu Mitry i Aldaren dodał swoje pięć ruenów na koniec tej wizyty. Dopiero po tym dołączył do Mitry na parterze, by razem z nim opuścić w końcu dom kwiaciarki, a następnie miasto.
        Kiedy szli jego ulicami... ani trochę nie pocieszała skrzypka rosnąca między nimi cisza. Nienawidził jej, bo stanowczo zbyt często nastawała, gdy w wampir coś przeskrobał i w ich związek niebezpiecznie balansował na granicy rozpadu. Może trochę za bardzo w tej chwili panikował i nadinterpretowywał, ale nie miał miłych skojarzeń z taką ciszą między nimi. Zapewne sporo ryzykował przerwaniem jej, gdy Mitra wciąż był taki zły, ale nie mógł jej już dłużej znieść. Najwyżej dowie się, że wcale nie przesadzał aż tak bardzo ze swoimi obawami i faktycznie już raczej do końca dni zostanie między nimi ta cisza i dystans.
        Aldaren niepewnie przyspieszył kroku, by nie wlec się trzy sążnie za ukochanym, a podążać chociażby krok za nim. Wolał uniknąć konfrontacji z powodu tego, że szedłby z nekromanta ramię w ramię, gdy ten by sobie akurat w tej sytuacji tego nie życzył. Choć może gdyby szedł zaraz obok niego, nie musiałby walczyć o zachowanie równowagi, gdy po jego słowach, Mitra przystanął nagle i gwałtownie się odwrócił w stronę skrzypka. Aldaren w pół kroku musiał się zatrzymać by nie zderzyć się z ukochanym, a przez to zachwiał się lekko. Zdołał się jednak uchronić przed upadkiem, cofając się o krok. Albo nawet dwa. Spojrzał na niego smutno, wzrokiem skruszonego psiaka, który właśnie pogryzł ulubione buty swojego pana i nie miał przy tym odwagi odwrócić uciec oczami gdzieś na bok.
        Powstrzymał się by jeszcze raz nie przeprosić, gdy Mitra się w końcu odezwał, mówiąc, że skrzypek nie ma za co przepraszać. Kiedy jednak padła druga część jego wypowiedzi, zmarniały wampir od razu się nieco ożywił z tlącą się nieśmiało iskierką nadziei w czerwonych oczach, które zdawały się pytać: "Naprawdę? Mogę iść z tobą?". Nawet się na moment lekko zarumienił przez te uwagę, którą Mitra podsumował swoją propozycję. To pomogło w pełni obudzić w nim tę nadzieję na udaną randkę z jego ukochanym.
        Szedł z błogosławionym powoli by opuścić w końcu miasto. Spojrzał lekko na niego, kiedy ten zaczął mówić jakby do siebie. Otworzył usta by zaproponować, że może się wrócić, ale domyślał się, że to nie będzie najlepszym pomysłem. Nie po tym co się stało i nie dzisiaj. Z resztą najprawdopodobniej następnego dnia i tak przyjdą do Rosic, więc nic straconego. A nawet jeśli, to Aldaren postara się wyprosić jakiś skalpel od Amy (chociaż wątpił by staruszka operowała takimi rzeczami, bardziej prawdopodobny wydawał jej się nóż myśliwski), albo udałby się do Niry, by kupić ukochanemu cały zestaw chirurgiczny.
        - Każdemu zdarza się zapomnieć - odezwał się po chwili niepewnie, aby uniknąć tego, że swoim milczeniem mógłby sprawić Mitrze przykrość. No i by dać dowód na to, że Aldaren cały czas go uważnie słuchał. - Dadzą sobie radę - "A jeśli nie to może i lepiej, jeśli nie będziemy mieli powodu, aby tam wracać" - pomyślał dość okrutnie, zwłaszcza wobec kwiaciarki, która przecież niczym nie zawiniła, a która potwornie cierpiała.
        Szedł cały czas z lekko spuszczoną głową i pochłonięty własnymi czarnymi myślami, raczej niepokojącymi biorąc pod uwagę, że zaczął myśleć o ulżeniu kobiecie przez wypicie całej jej krwi i zabicie jej w ten sposób. Nie musieliby tam wracać następnego dnia i oglądać Renadiela. On nie byłby już tak głodny, a i Mitrze może byłoby lżej na sercu, gdyby dostał dowód na to, że skrzypek nie przemieni Rosic, bo ta będzie jedynie stygnącą, wysuszoną do ostatniej kropelki skorupą.
        Ocknął się gwałtownie z lekkim niepokojem z tych rozmyślań, przyprawiających go o ślinotok, po tym jak Mitra musnął jego dłoń i spojrzał na blondyna, nieco zdezorientowany. Zaraz jednak się w pełni ocucił i lekko uścisnął dłoń ukochanego, z którym zaraz ruszył dalej, po puszczeniu jego ręki. Słuchał uważnie wypowiedzi blondyna i nie śmiał mu przy tym przerywać. Co najwyżej co jakiś czas zerkał na niebianina, z którym szedł teraz ramię w ramię, by okazać mu swoje wsparcie i że nie ma do niego o nic żalu. Czego chyba najlepszym dowodem było to, że chwycił go za dłoń, kiedy Mitra się nagle zwiesił, choć bez wątpienia miał coś jeszcze do dodania. Nie spodziewał się jednak, że Mitra mógłby być aż tak zazdrosny. I to nie o spędzanie czasu czy obściskiwanie się z kimś innym, a przez to, że miałby jakąś obcą osobę przemienić w wampira. Oczywiście dla skrzypka przemiana kogoś nie była jakąś tam błahostką, ale był naprawdę zaskoczony tym, jak oburzony byłby z tego powodu Mitra. Teraz tak naprawdę w pełni zrozumiał powód całej jego wściekłości na Renadiela. Wiedział, że najpewniej nekromanta będzie na niego wściekły za "atak" z zaskoczenia, ale Aldaren nie mógł już dłużej wytrzymać.
        Zatrzymał się bez ostrzeżenia, nadal trzymając ukochanego za dłoń (szczerze to zapomniał o tym, że nadal trzymali się za ręce) i lekko go pociągnął w swoją stronę, by zaraz zamknąć przypartego do swojej piersi niebianina w swoich objęciach. Pochylił lekko głowę, by móc ją wtulić w bok jego głowy i schować twarz w zagięciu między szyją i ramieniem. Przytulił go mocno, prawdopodobnie jak jeszcze nigdy wcześniej, ale nie tak by połamać mu żebra czy zrobić inną krzywdę.
        - Jestem i zawsze będę cały wyłącznie twój. Moje ciało, serce, dusza, moja krew i moje przekleństwo, to wszystko jest tylko twoje i nikogo innego - mruknął spokojnie acz bardzo stanowczo jakby miał zaraz zamiar zabić każdego, kto miałby tylko czelność podważyć jego słowa. Darował sobie przy tym uwagę, że teraz Mitra wie, jak on się czuł gdy nekromanta oddał swoją krew Nihimie. Nie kłócił się też, że przemienić kogoś można wypijając krew z nadgarstka i nadstawiając później własny. Że z Rosic nigdy nie łączyłoby go to samo, co łączy go z Mitrą.
        - Nie przepraszaj najdroższy, nie masz za co. Zwłaszcza, że jestem ci wdzięczny za to jak się wtrąciłeś i mnie przed tym powstrzymałeś. Nie chce byś przepraszał, bo wtedy ja musiałbym przeprosić za swoją wdzięczność - szepnął mu czule do ucha. Oczywiście w swoich wyjaśnieniach kierował się typową dla Aldarena aldarenową logiką, ale ten typ już po prostu tak miał i nic nie dało się na to poradzić. - Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą twoje słowa, jak bardzo mnie poruszyły oraz twoje zrozumienie. - Nigdy by nie przypuszczał, że Mitra okaże mu takie wsparcie w kwestii przemiany kogokolwiek, że bez wahania przywali większemu od siebie. To było głupie, fakt, ale dowodziło temu, że Mitra rzeczywiście jest niezwykle silny, tak jak mówiła Ama. Może nie fizycznie, ale na pewno ma bardzo silnego ducha.
        Nadal trzymając ukochanego w swoich objęciach, przyciśniętego do swojej piersi, odetchnął głęboko, jakby chciał wyrzucić w ten sposób całe swoje napięcie. Dobrze, że Mitra miał w tej chwili założony na głowę kaptur, bo inaczej Aldaren chyba by oszalał, gdyby poczuł w tej chwili na swoich ustach smak jego skóry, gdyby przez przypadek przy tym wydechu musnął ją swoimi wargami.
        W końcu wypuścił błogosławionego ze swych objęć i cofnął się nieco, by zwrócić ukochanemu jego przestrzeń osobistą. Spojrzał mu głęboko w oczy, kryjące się w cieniu maski, nadal pozostając śmiertelnie poważny.
        - Nigdy nikogo nie przemienię, a każdemu, kto mnie o to zapyta wgniotę nos w twarzoczaszkę - obiecał, wyciągając rękę w stronę Mitry by pogłaskać go lekko po głowie przez kaptur. Co prawda chciał go pogładzić po policzku, ale przez maskę nie miało to większego sensu, a ściągać jej mu nie chciał, bo wiedział jak bezpiecznie i pewnie się nekromanta pod nią czuje.
        Zrównał się z partnerem i nieśmiało chwytając go za dłoń kontynuował z nim wędrówkę w stronę zatoki i szumiącego w niej morza. Szedł przez moment w milczeniu, pochłonięty własnymi myślami, a raczej obawami, czy powinien się jeszcze odezwać odnośnie tematu przemiany, czy jednak zostawić już go w spokoju i cieszyć się wspólnym towarzystwem.
        - Rozumiem skąd taki pomysł przyszedł Renadielowi do głowy... - postanowił jednak zaryzykować i doprowadzić ten temat do końca. Później już mogliby nie mieć na to okazji. Poza tym obiecali sobie przecież mówić o wszystkim co siedziało im na wątrobie. - Sam przecież próbowałem przemienić Lorelin, by móc z nią być już na zawsze. Odkąd jestem z tobą, też niejednokrotnie martwiłem się o to co zrobię, gdy ciebie zabraknie albo czy nie powinienem cię przemienić, by się o to nie martwić i móc dzielić z tobą całą wieczność. Jednakże nigdy nie byłem pewien czy chciałbym ci robić taką krzywdę i skazywać cię na to przekleństwo z powodu własnego egoizmu. Wiem, że mamy jeszcze masę czasu, by się sobą nacieszyć i o tym nie myśleć, ale jestem przekonany, że gdy nadejdzie ta chwila, odejdę razem z tobą mój najdroższy aniele, bo bez ciebie moje życie nie miałoby już dłużej sensu - wyjaśnił, zerkając kątem czerwonego oka na swojego partnera, do którego zaraz się czule uśmiechnął, gładząc delikatnie kciukiem jego dłoń.
        - Jak twoja ręką? - zapytał z troską po jakimś czasie. - Nieźle mu przywaliłeś, nic ci się nie stało? - dodał, powoli schodząc z udeptanej drogi i kierując się w stronę klifu oraz rozciągającego się coraz bardziej bezkresnego morza.
        Odbił w prawo, w stronę większych skał stojących przy krawędzi i wszedł między nie, zaczynając ostrożnie schodzić bardzo stromym, sypkim zboczem, cały czas trzymając i asekurując ukochanego, by ten nie nabawił się żadnej kontuzji. Pod nimi zaraz przy ścianach zbocza znajdowała się niewielka, spokojna plaża otoczona skałami i ścianami klifu gęsto porośniętego drzewami z jednej strony. Po prawe nawet spomiędzy skał wypływała woda z podziemnego źródła tworząca niewielki wodospad. Było tu przyjemnie ciepło, bo ciepłe powietrze bijące od morza zatrzymywało się na ścianach klifu i chwilę musiało zająć by się wdrapało na samą górę i mogło dalej przesunąć w las i po równinie. Dzięki tym klifom było tu też całkiem sporo cienia i to przez większość dnia. Nie można było sobie wymarzyć chyba lepszego miejsca na pobycie sam na sam z ukochaną osobą. Było tu cicho, spokojnie, a przez to, że wejście było raczej schowane i na terenach należących do Amy, raczej niewiele osób tutaj przychodziło czy nawet wiedziało o takim miejscu.
        Aldaren zszedł na plażę i skierował się w stronę tego mini wodospadu, by tam się usadowić pod skałami. Od razu jak tam się znaleźli, wampir zrzucił w końcu z siebie płaszcz, cupnął na piasku i zdjął również buty i postawił je obok.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie do końca zdawał sobie sprawę z tego jak cisza zaległa między nimi działa na jego ukochanego - domyślał się, że była ona dla niego trudna, ale nie znał skali tego zjawiska. Sam również nie czuł się specjalnie dobrze, gdy atmosfera robiła się ciężka, ale sam ją czasami wywoływał, by nie wybuchnąć. Tak jak teraz - choć nie był zły na Aldarena, musiał trochę poukładać sobie myśli, by na niego nie nakrzyczeć bez powodu. Był tym tak pochłonięty, że momentami nie zwracał uwagi na zwiększający się między nimi dystans - zerkał tylko czy skrzypek jest jeszcze w zasięgu jego wzroku, ale czy był to sążeń czy dwa to już nie było takie ważne. Jak dobrze, że pierwsze szanse na poprawę sytuacji pojawiły się, gdy jeszcze byli w mieście. Radość w oczach skrzypka na wieść, że jednak pójdą na plażę, rozgoniła również część czarnych chmur spowijających myśli nekromanty.

        Naprawdę dobrze zrobiło się jednak dopiero, gdy byli już sami na drodze, z dala od wścibskich spojrzeń. Ciekawe czy wampir w ogóle zdawał sobie sprawę jak ważny był w tym momencie jego uścisk dla Mitry? Nekromanta nie był wielkim zwolennikiem kontaktu fizycznego, ale teraz go chyba tak po ludzku potrzebował, by wykrzesać z siebie siły do przeprosin i wyjaśnień. A te, o dziwo, poszły mu zadziwiająco sprawnie. Nie jąkał się, nie dukał - wypowiadał pełne zdania, sensowne, wynikające jedno z drugiego. Ubranie w słowa własnych uczuć szło mu nawet lepiej niż poprzedniego dnia i był z tego powodu strasznie dumny z siebie, choć duma ta przyszła dopiero po czasie, gdy już wszystko z siebie wyrzucił.
        To jak Aldaren ścisnął go za dłoń pomogło mu podjąć, gdy się zawiesił i Mitra był mu za to niewypowiedzianie wdzięczny. Mówił więc dalej, z przejęciem, nie spodziewając się ataku. A gdy ten nastąpił, błogosławiony wydał z siebie krótki okrzyk zaskoczenia, ale nie wyrwał się. Też nie tak od razu partycypował w przytulaniu się, bardzo zaskoczony tą sytuacją, ale gdy tylko się w niej zorientował, delikatnie objął skrzypka i przygarnął jego głowę do swojego ramienia. Wydawało mu się, że to oznacza, że Aldaren mu wybaczył. Nie spodziewał się nawet, że nie tylko zostało mu wybaczone, a wręcz skrzypek był mu trochę wdzięczny za to zrozumienie i, cóż, zaborczość.
        - Co za ulga - pozwolił sobie na lekkie westchnienie. - I… chyba ty też nie wiesz jak bardzo się cieszę, że… ty się cieszysz. Naprawdę zrobiłem to dla ciebie, dla nas, z myślą o tobie.
        Głos niebianina był czuły, choć troszkę nieśmiały. Za każdym razem wydawał z siebie cichy jęk, gdy był mocniej przytulany, ale nie była to oznaka bólu, bo ani się przy tym nie spinał, ani nie uciekał. Chyba po prostu tak wyrażał to, że czuje jakąś zmianę w zachowaniu Aldarena - jak bardzo wokalny kot reagujący na głaskanie.
        - Może na początek wystarczy, że odmówisz - parsknął, gdy skrzypek wypowiedział swoją obietnicę w kwestii przemian. - Po masakrowaniu czyjejś twarzy jest strasznie dużo sprzątania.
        Mitra nachylił się lekko, gdy został pogłaskany po głowie, a później z chęcią szedł ze skrzypkiem za rękę polną drogą. Teraz był już w o wiele lepszym humorze, zrobiło mu się lekko na sercu i momentami nawet się cieszył, choć nadal w głowie miał powidok tamtej sceny w domu kwiaciarki.
        Nie spodziewał się, że Aldaren nadal będzie chciał o tym rozmawiać, ale nie przeszkadzało mu to. Spojrzał na niego z uwagą, ani o włos się nie odsuwając i ani jednym drgnięciem nie sugerując, że coś może mu się nie podobać. To wyznanie było dla niego bardzo ważne, dlatego starał się z niego nie uronić ani słowa. Chciał nawet na niego cały czas patrzeć, ale już po chwili spuścił wzrok i sam się trochę zadumał nad tym tematem. W końcu, gdy skrzypek skończył, on powiedział co sam o tym myśli.
        - Też wielokrotnie nad tym dumałem - przyznał. - Nie chciałbym, abyśmy byli razem tylko te kilkadziesiąt lat… I nie chcę, byś widział mnie starego. Chciałbym być przy tobie wiecznie młody, tak jak ty teraz. Ale nigdy nie myślałem o przemianie. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe w przypadku mojej rasy, ta niebiańska domieszka może sporo namieszać… Ale myślałem nad jakimiś… Swoimi metodami - wyjaśnił mętnie, nie chcąc wprost mówić, że w grę wchodziła nekromancja. - Na nic co prawda jeszcze nie wpadłem, ale bardzo bym chciał wydłużyć ten nasz czas razem… I… Nie chciałbym, byś odchodził razem ze mną. Chciałbym byś dalej żył i cieszył się tym, co razem zbudujemy do tego momentu… Ale to akurat są troski, które będą nas dotyczyć za kilkadziesiąt lat, a może nigdy, jeśli dobrze ruszymy głową do tego czasu - dodał pogodnie, ściskając Aldarena za dłoń, by dodać mu otuchy. Nawet podniósł maskę na czubek głowy, by było widać, że się uśmiecha.
        Kolejny powód do uśmiechu pojawił się chwilę później, gdy skrzypek zapytał o stan ręki błogosławionego - Mitra nie powstrzymał rozbawionego parsknięcia.
        - Trochę piecze, ale chyba mniej niż jego - odparł, spoglądając na swoją dłoń, która faktycznie nadal lekko mu pulsowała. - A przypuszczam, że najbardziej to boli jego duma, że dostał od takiego chuderlaka - zażartował na koniec. Zaraz jednak spoważniał i spojrzał na skrzypka z czułością.
        - Masz… czerwone oczy od momentu, gdy weszliśmy do Rosic - zauważył cicho. - Tak bardzo cię męczy?
        Nie musiał mówić co, nie musiał kończyć tego zdania - obaj wiedzieli o co chodzi. A że był to temat delikatny, Mitra zaraz postarał się go trochę złagodzić i nim Aldaren zaczął mówić, on puścił jego dłoń i objął jego ramiona, by go do siebie przyciągnąć. A jeśli będzie taka potrzeba, to nawet go przytuli. Gdy zaś wrócą znad morza pomyśli jak sobie poradzą z jego problemem. W końcu między innymi po to tu przyjechali.

        Później, podczas dość kłopotliwego zejścia na plażę, Mitra nie był w stanie ukryć swojej ekscytacji - co chwilę zerkał w stronę morza, które już było tak doskonale słychać, a czasami również widać spomiędzy gałęzi. Oczy mu błyszczały, czasami nawet się uśmiechał. Przypominał dziecko, które rodzice zabrali na pierwsze wakacje poza domem. Dobrze, że był na tyle rozsądny, by schodzić z pomocą Aldarena, a nie wyrwać do przodu i połamać sobie przy okazji nogi. Wyrwał się dopiero, gdy już byli na samym dole, a pod stopami poczuł piasek. Wtedy puścił dłoń skrzypka i gdy on odszedł na bok i zaczął się spokojnie rozbierać z niepotrzebnych warstw ubrań, Mitra od razu poleciał na sam brzeg morza, nie zostawiając po drodze nawet torby i nie zdejmując kaptura. Przystanął tam i patrzył jak zaczarowany na ten bezmiar błękitu, nie zważając na to jak lekka morska bryza targała jego płaszczem i włosami - kaptur spadł mu z głowy chwilę wcześniej. Wyglądał na zszokowanego, podekscytowanego… i bardzo szczęśliwego. Wodził przez moment wzrokiem za falami, a gdy patrzył na te najbliżej brzegu, nagle tknęła go jakaś myśl. Nie zastanawiając się nad nią długo, stanął na jednej nodze i z drugiej spróbował zdjąć buta. Piasek był jednak miałki, a jego płaszcz zadziałał jak żagiel, przez co Mitra zaraz wywinął spektakularnego orła, wzbijając w powietrze fontannę piasku i krzycząc krótko. Upadł na tyłek, ale śmiał się sam z siebie. A skoro już siedział, zdjęcie butów wyszło mu już znacznie lepiej. Dopiero gdy oba trepy trzymał w ręce, obrócił wzrok na Aldarena. Uśmiechał się od ucha do ucha i oczy mu błyszczały szczerą, prostolinijną radością, którą tak rzadko było widać na jego obliczu, choć i tak skrzypek widywał ją coraz częściej ostatnimi czasy.
        Mitra wstał i trzymając buty w jednej ręce, drugą spróbował otrzepać swój płaszcz, gdy szedł w stronę ukochanego. Uklęknął obok niego na piasku i po odłożeniu butów i torby na piasek, oparł dłonie na kolanach i wychylił się do skrzypka, uśmiechając się z rozmarzeniem.
        - To najpiękniejsze miejsca na randkę jakie mogłem sobie wymarzyć - powiedział z czułością. - Najpiękniejsze miejsce, najwspanialszy partner i najmilsze wakacje w życiu. Chyba jestem w niebie - podsumował, śmiejąc się radośnie. Delikatnie dotknął policzka skrzypka i pocałował go z czułością.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Tak powinno być od samego początku. Odwiedzić Tartos, zająć się Rosic i niczym się nie przejmując opuścić miasto, by skierować się w stronę plaży i cieszyć własnym towarzystwem. Co prawda i tak na jedno wyszło, ale mimo wszystko według Aldarena dużo lepiej by było, gdyby Mitra nie musiał się denerwować. Choć może z drugiej strony to i dobrze wyszło, bo nie było by teraz tej rozmowy i wyznania skrzypka, że wszystko co miał należało wyłącznie do nekromanty. Był mu całkowicie oddany i nie było wątpliwości, że nie zmieniłoby się to, gdyby nagle błogosławiony stwierdził, że nie chce być dłużej w związku z wampirem, a jedynie mieć do za znajomego z pracy.
        - Wiem to kochany - przyznał cicho, rozkoszując się tą bliskością z ukochanym, wtulając się w niego niemalże całym sobą. Był naprawdę szczęśliwy w tej chwili i chciał z niej czerpać ile tylko się dało by odgonić chociaż na moment wszystkie swoje obawy i się rozluźnić.
        Odsunął się nieco, gdy Mitra zażartował, wampir sam parsknął i spojrzał na ukochanego z lekko uniesioną jedną brwią, jakby pytał: "Oh, doprawdy?".
        - Renadiel się chyba właśnie o tym dowiedział - zaśmiał się w końcu i pogłaskał delikatnie Mitrę po głowie, mimo wszystko przystając na propozycję ukochanego by następnym razem zwyczajnie odmówić i w ostateczności komuś przywalić.
        Nie wytykał Mitrze, że ten jakoś się nie zastanawiał na tym, że po uderzeniu upadłego trzeba będzie sprzątać, bo nie chciał psuć nastroju, no i naprawdę był błogosławionemu wdzięczny za jego reakcję. Gdyby nie on, skrzypek bez wątpienia popełniłby największe w swoim życiu głupstwo i jeszcze pociągnąłby za sobą niewinną kobietę na samo dno piekła, przez co do końca życia żyłby z wyrzutami sumienia. Dobrze się więc stało.
        Z nieukrywaną ulgą przyjął to, że Mitra nie był zły o to, że wampir chciał omówić ten temat do końca. Choć nie był najlżejszy, bo przecież odnosił się do śmierci i końca ich związku, ale jednak Aldaren chciał wyznać błogosławionemu, że myślał o jego przemianie, ale zdecydował się po prostu razem z nim umrzeć i odejść z tego świata. Mitra jednak jak się okazało również o tym myślał i miał zupełnie inny pomysł jak to rozwiązać. Na swój nekromancki sposób. Wampirowi nawet to nie przyszło do głowy, choć rzeczywiście znał wielu nekromantów, którzy oszukali nie tylko śmierć, ale i czas. Co prawda nie można było mówić, że nadal są ludźmi, ale nie byli również całkiem nieumarłymi, bo choćby ich ciała nie ulegały rozkładowi jak w przypadku lichy. I rzeczywiście mogło to być rozsądniejsze rozwiązanie, niż próba przemiany niebianina w wampira, co mogłoby się skończyć jak z Lorelin, choć ta była zwykłym człowiekiem, a zawiniło to, że Aldaren był młodym, słabym i niedoświadczonym wampirem.
        Spuścił lekko głowę, gdy Mitra powiedział, że chciałby, aby po jego śmierci Aldaren nadal żył i opiekował się tym, co wspólnie stworzą. Tego się wampir najbardziej obawiał, gdy dojdzie już co do czego, bo naprawdę ciężko było mu znieść myśl, że miałby dalej żyć bez ukochanego niebianina. Żyć ze świadomością, że mógłby go już nigdy nie zobaczyć, usłyszeć jego cudownego głosu, że nie mógłby go już nigdy więcej przytulić.
        - Tak... - mruknął lekko zachrypniętym głosem, jakby miał gulę w gardle albo jakby go bolało. Odchrząknął. - Mamy jeszcze masę czasu by się tym przejmować, a dziś nie jest najlepszy do tego dzień - dodał nieco pewniej, zbierając się w sobie, by odgonić te przygnębiające myśli i się nie rozkleić w tym momencie.
        Uścisk niebianina był bez wątpienia bardzo pomocny i podnosił na duchu. A już w szczególności ten uśmiech na twarzy ukochanego, gdy blondyn zsunął maskę ze swojego przepięknego lica. Tak, mieli na to jeszcze sporo czasu, by o tym myśleć, a dziś mogli sobie pozwolić po prostu cieszyć się dobrą pogodą i własnym towarzystwem. Randką, która ich czekała. Zmiana tematu była jak najbardziej wskazana i padło na pełne troski pytanie odnośnie ręki nekromanty.
        - Oj bez wątpienia zranioną dumę będzie leczył dużej, niż tą zbitą twarz, ale sam jest sobie winny - zgodził się z lekkim rozbawieniem ze swoim ukochanym, uśmiechając się do niego czule. Spoważniał jednak nieco, gdy przyszła kolej Mitry na zamartwianie się. Z początku skrzypek otworzył szerzej oczy, zaskoczony jego pytaniem, z lekko rozchylonymi ustami, lecz po chwili wbił spojrzenie w ścieżkę przed sobą. Gdy został przygarnięty przez ukochanego, odetchnął głęboko, nie myśląc o tym by mu się wyrywać. Przymknął nawet na moment oczy, jakby miało mu to pomóc pozbierać myśli i nabrać w sobie pewności na odpowiedzenie, dzięki bliskości Mitry.
        - Odkąd wyszliśmy już mniej, staram się o tym nie myśleć. Pobyt u niej i czary nieco mnie osłabiły, do tego jeszcze to słońce... Ale powinno mi za niedługo przejść, nie masz się o co martwić - powiedział z pocieszającym uśmiechem, delikatnie gładząc lubego po policzku. Nie kłamał, rzeczywiście póki nie myślał o krwi, to głód był nawet do zniesienia, co najwyżej mógł się mylić odnośnie tego, że powróci mu naturalny kolor oczu, gdy tylko trochę odpocznie, ale tego sam nie był do końca pewien. Z resztą póki nie myślał cały czas o krwi, o tym by ugryźć Mitrę, nie ślinił się na niego niczym wygłodniały wilk na spętane jagnię podstawione mu pod pysk, to nie było według niego jeszcze aż tak tragicznie. Wiedział, że z dnia na dzień będzie coraz gorzej, ale dla Mitry musiał wytrzymać. Nie będzie pił krwi. Postara się jakoś zmusić siebie i swój organizm do przyjmowania stałych posiłków. Ama znów go za to zruga, że w ogóle nie dba o siebie, ale miał to gdzieś. Ona nigdy tego nie zrozumie.

        W końcu dotarli do celu ich obecnej podróży - do niewielkiej zatoczki, gdzie mogli by na spokojnie odpocząć od wszystkiego i od wszystkich, w pełni móc się nacieszyć własnym towarzystwem. Aldaren od razu po zejściu na plażę udał się w stronę zacienionej części zatoki, z ulgą schodząc wreszcie ze słońca. Zrzucił z siebie płaszcz i buty pod ścianą klifu, nając kilka sążni na prawo od siebie ten niewielki wodospad z podziemnego źródła i cupnął twardo na piasku opierając się plecami o lekko wilgotną skałę. Rozpiął sobie do połowy koszulę, aby nie było mu aż tak gorąco. Zamknął oczy odchylając głowę do tyłu, dotykając czubkiem ściany i odetchnął głęboko. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że długo tak nie pociągnie, a pojedynek z Zaborem w takim stanie będzie samobójstwem nie zależnie od tego czy będzie miał prosty i skuteczny sposób na to by go pokonać. Ale naprawdę póki co nie zamierzał myśleć o posileniu się, póki trzymał kontrolę nad instynktami i ani razu nie przeszło mu przez myśl by ukąsić ukochanego. A jeśli nie wytrzyma, to po powrocie do chatki coś pomyśli.
        Słysząc pełne wysiłku stękanie ze strony plaży wyprostował głowę i otworzył oczy, zerkając w stronę nekromanty, akurat w momencie, gdy jego wygibasy zakończyły się stłuczeniem sobie zadka na piasku. Aldaren zaśmiał się pod nosem, nie mogąc powstrzymać rozbawienia i przyglądając mu się z czułością.
        - Co ty wyczyniasz? - zapytał z pogodnym uśmiechem.
        Odkleił swoje plecy od chłodnej ściany i nie odrywał pełnego szczęścia spojrzenia od zbliżającego się do niego partnera.
        - Mógłbym powiedzieć to samo - powiedział łagodnie, wtulając policzek w dłoń ukochanego. Nie miał głowy by myśleć nad jakąś bardziej wymyślną odpowiedzią. Z resztą i tak pewnie nie dostałby szansy na wysłowienie się w pełni, zwłaszcza, że zaraz Mitra go pocałował. Aldaren zamruczał cicho z zadowoleniem, gdy ich usta były z sobą połączone. Uniósł swoją rękę, by ująć dłoń, którą Mitra trzymał policzek wampira i delikatnie ją ujął, by powoli zsunąć ją na swoją pierś kryjącą się między krawędziami nieco rozpiętej koszuli. Spojrzał z miłością na ukochanego, zatrzymując jego dłoń na swoim sercu, które biło spokojnie wewnątrz zimnej klatki piersiowej nieumarłego.
        - Ono bije tylko dla ciebie i tylko dzięki tobie, mój słodki aniele - mruknął czule do nekromanty i sam zaraz ujął jego policzek, by go pocałować delikatnie i krótko w usta. Odetchnął głęboko, gdy zakończył pocałunek. Pogładził policzek ukochanego i pocałował go jeszcze w czoło, zaraz podnosząc się z piachu i zdejmując z siebie koszulę, by pozwolić delikatnej bryzie smagać jego bladą skórę umięśnionego torsu, nadal noszącego na sobie dowody tego jak demony dały mu zeszłego dnia w kość. Na boku natomiast widniała zabliźniona pamiątka po Zaborze.
        Odszedł kawałek od miejsca, w którym przed chwilą siedział i odwrócił się zaraz frontem w stronę Mitry. Wyciągnął w jego stronę ręce, z każdym krokiem coraz bardziej oddalając się od tego miejsca i coraz bardziej zanurzając okryte spodniami nogi w wodzie. Uśmiechnął się łobuzersko, jednocześnie z miłością, choć jego spojrzenie, przez czerwoną barwę tęczówek, nadawało temu grymasowi nieco drapieżnego wyrazu.
        - Chodź do mnie najdroższy - mruknął cicho zatrzymując się po kolana w wodzie. Nie opuszczał jednak rąk, czekając aż nekromanta zechce do niego dołączyć w wodzie. Schylił się i zamachnął się zdrową ręką po łuku w wodę, by psotnie ochlapać partnera i w ten sposób zachęcić do dołączenia do siebie. Był zmęczony i słaby, ale nie mógł sobie pozwolić na bezczynne siedzenie w jednym miejscu, bo za dużo wtedy myślał, a myślenie będąc potwornie głodnym, nie było najlepszym pomysłem w przypadku wampira. Zwłaszcza TEGO wampira. Mitra będzie musiał więc skrzypkowi wybaczyć, że nie siedział z nim teraz zbyt długo i pewnie stanowczo za szybko przerwał czułości niebianina, ale nieumarły przynajmniej w tym momencie musiał się po prostu czymś zająć. Zająć czymś głowę, a co było lepszego od wspólnego popluskania się w wodzie?
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jak dobrze, że teraz potrafili żartować z tej sytuacji w domu kwiaciarki – choć nieprzyjemna, chyba w ostatecznym rozrachunku nie była taka zła, bo stosunkowo niewielkim kosztem zyskali pretekst do czynienia pewnych wyznań. Z początku całkiem lekkich, a później poważniejszych, ale nadal nie takich, by psuły atmosferę. Chyba po rozmowie z poprzedniego dnia miało już być tylko lepiej. Nawet jeśli rozmawiali o swojej własnej śmierci.
        Wyczuwając pewne wzruszenie Aldarena, Mitra pogłaskał go po wierzchu dłoni, aby dać do zrozumienia, że wszystko jest w porządku i jakoś go wesprzeć. Nie drążył już tematu – oboje zgodzili się, że to nie jest rozmowa na teraz.
        Trudnym tematom nie było jednak końca – przez dość niewinne pytanie o stan ręki niebianina dotarli do stanu skrzypka, którego oczy prawie od samego rana pozostawały czerwone. Mitra nie chciał nalegać na ten temat, ale z drugiej strony nie mogli unikać tej kwestii w nieskończoność, bo to na pewno bardzo męczyło Aldarena. Zresztą ponoć po to tu przyjechali, czyż nie?
        - Jutro jeśli do nich pójdziemy, wejdę do niej sam – zakomunikował Mitra, czyniąc tym samym subtelny unik od drążenia tematu. Co nie znaczyło, że całkowicie o tym zapomniał, bo w jego głowie zaczęła kiełkować pewna myśl – pomysł jak sobie z tym poradzić… Ale wrócą do tego później, bo teraz i tak był on chyba niemożliwy do zrealizowania. Potrzebowali spokoju, a skrzypek musiał się trochę rozluźnić.

        Tak, tak powinno być od samego początku – powinni zająć się Rosic, zgarnąć podziękowania i cieszyć się swoim wyjątkowym dniem. Tymczasem zamiast podziękowań dostali metaforycznie w twarz (dosłownie w twarz dostał Renadiel) i tylko ich własny opór sprawił, że teraz było tak cudownie. W każdym razie Mitra to tak czuł – zapomniał już o nieprzyjemnościach w Tartos, pamiętał co najwyżej rozmowę swoją i Aldarena, którą odbyli w drodze, a te nieprzyjemne wspomnienia po prostu zeszły na tak daleki plan, że przestały się liczyć. Cieszył się, że tu był, że przyszli nad morze i mogli tu być naprawdę sami, ciesząc się swoim towarzystwem. No i morzem samym w sobie, bo jego widok poruszał w błogosławionym jakąś wrażliwą strunę. Widok był niesamowity, hipnotyzujący i kuszący. Mitra bardzo chciał zamoczyć nogi w falach rozlewających się po plaży, dlatego spróbował zdjąć buty, jednak jego próba nie skończyła się najlepiej. Nie zepsuło mu to jednak humoru, a radosny ton Aldarena, który go w tym momencie zaczepił, ukierunkował jego myśli w zupełnie inną stronę. Spojrzał na ukochanego, który tak pięknie wyglądał z tą rozpiętą koszulą, siedząc na piasku. Zamiast w stronę morza, poszedł do niego, bo bardzo chciał mu podziękować i podzielić się swoim szczęściem. Jego radość zaowocowała czułościami i nawet nie zwrócił uwagi na to, że skrzypek odpowiedział mu tak prosto, bez pięknych metafor w swoim stylu – najważniejsze było, że czuli to samo. Choć i tak ukochany miał dla niego pewną niespodziankę.
        - Jak zawsze zaskakujesz mnie swoją romantycznością – powiedział cicho Mitra, wpatrując się w swoją dłoń schowaną częściowo pod połami koszuli Aldarena. Wydawało mu się, że naprawdę czuje bicie jego serca i bardzo go to ekscytowało. Tak zapatrzył się w swoją dłoń spoczywającą na piersi wampira, że nie zauważył jak ten wyciągnął do niego rękę. Podniósł wzrok, ale za chwilę zamknął oczy, z ukontentowaniem przyjmując jego pocałunek. Westchnął unisono ze skrzypkiem, z radością przyjmując jego czułości. Myślał, że będą one trwały i miał ochotę je kontynuować, ale nie był rozczarowany, gdy Aldaren nagle wstał. Klęcząc na piasku wodził za nim oczami, ciekawy co też planuje. Głębiej nabrał tchu, gdy skrzypek zdjął z siebie koszulę. Niby już wielokrotnie widział go takiego półnagiego, ale nigdy tak w świetle dnia, rozluźnionego, swobodnego. Bardzo mu się ten widok podobał. Usiadł na piasku i przyglądał mu się z czułością, choć wyraz jego twarzy zmienił się, gdy skrzypek się obrócił i przybrał wyraz czujnego zainteresowania. Co też on planował? Błogosławiony powinien wstać i podejść?
        - Ren, woda… - ostrzegł go w pewnym momencie, ale on na to najwyraźniej nie zważał. Mitra patrzył na niego coraz bardziej zaintrygowany. Jakże on pięknie wyglądał. Jak ten jego uśmiech działał na Mitrę – niebianin aż słyszał jak mu krew w uszach szumi z tego wszystkiego. To na pewno nie był fale… Lecz mimo to siedział i patrzył jak zaczarowany, błyszczącymi z ekscytacji oczami, bo wiedział, że coś się dzieje, coś miłego, ale jeszcze nie do końca wiedział co.
        Wkrótce się dowiedział. Prośbę Aldarena przyjął głęboko nabierając tchu i prostując się, prawie jakby podskakiwał w miejscu. Chwilę jeszcze siedział, jakby łączył wątki, po czym wstał i szybko zaczął zdejmować z siebie płaszcz. Rzucił go niedbale na piasek i podbiegł lekko do brzegu morza, ciesząc się uczuciem biegania boso po plaży. Zatrzymał się, gdy zimna woda oblała mu stopy. Lekko zacisnął wargi, patrząc pod nogi, po czym cofnął się o krok, aby stać na pewnym gruncie i znowu stając na jednej nodze zaczął podwijać sobie nogawki. Najpierw jedna, później druga – mniej więcej do połowy łydki, bo wyżej się nie dało. Zaśmiał się i cofnął o krok, unosząc ręce w obronnym geście, gdy skrzypek na zachętę spróbował go pochlapać. Parę kropel spadło na twarz błogosławionego – miłe, bardzo odświeżające uczucie i wbrew pozorom zachęcające. Mitra spojrzał więc na swojego ukochanego i również wyciągając do niego ręce wszedł do wody. Jeden kroczek, drugi – ostrożnie, by się nie wywalić. Fale jednak szybko zaczęły uderzać w jego łydki tuż pod podwiniętymi nogawkami i błogosławiony miał z tym ewidentny problem. Zerknął w dół, lekko zaciskając z konsternacją wargi. Chwilę dreptał w miejscu, po czym podniósł wzrok na Aldarena, na jego promienny choć zmęczony uśmiech, na nagi tors smagany morską bryzą (ależ ten bark źle wyglądał, nic się nie goił…), mokre nogawki… I cofnął się.
        - Zamknij oczy, Ren – poprosił go, jakby coś kombinował i sam był podekscytowany swoim pomysłem, ale trochę się go też obawiał. – Zaufaj mi, zamknij oczy.
        Nie było to dokładnie to zdanie, które stanowiło ich czuły kod, ale Mitra był pewny, że skrzypek zrozumie co miał na myśli i spełni jego prośbę. Poczekał aż tak się stanie, po czym wyszedł z morza i wrócił w miejsce, gdzie zostawili swoje rzeczy. Zdjął z siebie bluzę – bez większych problemów, bo już to robił przy Aldarenie, a to miejsce choć przecież stanowiło otwartą przestrzeń, było tak odosobnione, że nie obawiał się obcych spojrzeń. Gdy już był półnagi i składał swoje ubranie w kostkę, poczuł na rozgrzanej skórze chłodny, słony wiatr i przeszedł go lekki dreszcz, ale to nie odebrało mu determinacji. Spojrzał jeszcze w stronę czekającego nań ukochanego, przestąpił z nogi na nogę i po chwili zmobilizował się, by kontynuować.

        - Ren, możesz otworzyć oczy.
        Mitra stał po kostki w wodzie. Nie miał na sobie bluzy ani… spodni. Odziany był jedynie w bieliznę – długie do kolan cienkie spodenki z niebarwionego materiału, dość nobliwe jeśli chodzi o szeroko pojęte standardy, ale jak na niego to wręcz odważne. Niepewnie osłaniał się dłońmi w zupełnie podświadomym odruchu i to patrzył na ukochanego, to uciekał wzrokiem w mieszance wstydu i skromności. Przestępował z nogi na nogę i przygryzał wargę, chyba nadal niepewny tego co robi. W końcu jednak wyciągnął jedną rękę do Aldarena, jakby prosił go, by ten pomógł mu wejść na głębszą wodę. Dosłownie i w przenośni.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Może nie wybrali sobie najbardziej romantycznego tematu na rozpoczęcie randki, ale Aldaren chciał omówić z Mitrą tę kwestię, przynajmniej trochę, by poinformować ukochanego, że rozumie powody kierujące Renadielem, gdy zadawał swoje pytanie, bo skrzypek sam wielokrotnie o tym myślał. No i przy okazji chciał złożyć Mitrze obietnicę, że nigdy nikogo nie przemieni, a gdy na nekromantę przyjdzie czas - umrze razem z nim. Temat był bez wątpienia ciężki i definitywnie nie nadawał się na randkę, ale na szczęście zakończył się zaraz po omówieniu ważniejszych kwestii. Odtąd mogło być już tylko przyjemniej tego dnia.
        No... może jeszcze tak nie do końca, bo po pełnym troski pytaniu odnośnie stanu ręki nekromanty, którą ten przecież z całą swoją siłą uderzył upadłego, przyszła pora na spowiedź wampira z jego dolegliwości i samopoczucia. Wampir nie krył tego, że bywało lepiej, ale też nie było jeszcze aż tak tragicznie. Na decyzję blondyna, że pójdzie następnego dnia samemu do poparzonej kobiety, Aldaren nabrał tchu, chcąc zaprotestować, lecz tylko westchnął i pocałował ukochanego w głowę, skrytą pod kapturem, który skrzypkowi ani trochę nie przeszkadzał w tej chwili. Nie chciał puszczać Mitry samego do tego domu, obawiając się, że upadły mógłby zechcieć się zemścić, za to uderzenie go w twarz, z drugiej jednak strony wiedział, że w swoim obecnym stanie nie na wiele przyda się partnerowi, a co najwyżej mógłby przysporzyć niepotrzebnych kłopotów. Z resztą i tak wszystko zależało od tego, jak się jutro będzie czuł, a nuż nieco mu się polepszy i będzie w stanie wytrzymać w domu kwiaciarki.

        Nie było jednak co długo się zastanawiać nad mało przyjemnymi rzeczami, teraz tylko pozostawało się skupić na tym co tu i teraz, na pięknej pogodzie i miłym towarzystwie swojego ukochanego mężczyzny. Zwłaszcza, gdy ten był szczęśliwy i podekscytowany jak dziecko, gdy znaleźli się w końcu na plaży. Mitra był strasznie uroczy w takim stanie i chyba nie było na Łusce takiej siły, która uchroniłaby wampira przed zarażeniem się wesołością niebianina. To tylko utwierdzało wampira w przekonaniu, że temu mężczyźnie oddałby wszystko i wszystko by dla niego zrobił.
        - Czasem mi się uda - odpowiedział skromnie z czułością w głosie, nim ujął policzek Mitry i go pocałował. Nekromanta był najlepszym lekarstwem na wszystkie bolączki skrzypka i jego czarne myśli. Choć jeszcze chwilę temu myślał o swoim głodzie, teraz o nawet nie pamiętał o tym. Był w pełni pochłonięty zupełnie czym innym. Czymś dużo bardziej słodkim i interesującym, niż krew.
        I może by tak do wieczora siedział z Mitrą pod tą skałą i się z nim całował, lecz nie po to przecież przyszli na plażę. Nie miałoby to większego sensu, zwłaszcza, że siedzieć w jednym miejscu i się całować mogli równie dobrze w ich chatce i to przez cały prasmoczy dzień. Byli jednak na plaży i prawdziwym grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i się nie popluskać nieco z Mitrą. Zwłaszcza, że chłodna woda niewątpliwie chociaż odrobinę ukoiła by obolałe siniaki nieumarłego. Taki też Aldaren miał zamiar, gdy przerwał czułości z Mitrą i wstał, by się rozebrać z koszuli i odejść w stronę słonej wody.
        - Hm? Co z nią nie tak? - zapytał pogodnie i bardzo niewinnie. Znaczy... tak niewinnie na ile tylko pozwalało to jego drapieżne spojrzenie, które pewnie miałoby więcej łagodnego wyrazu, gdyby jego oczy nie były krwiście czerwone.
        Nie uszło jego uwadze to, jak Mitra niemalże trząsł się z ekscytacji. Wampir uśmiechnął się do niego czule, by jeszcze bardziej zachęcić w ten sposób ukochanego by do niego podszedł, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak jego uśmiech, działał na nekromantę. Z uwagą i nieukrywanym zadowoleniem przyglądał się jak Mitra poddaje się jego "czarowi" i zbliża się do wody, by po pierwszym kontakcie z nią się nieco cofnąć.
        - Tylko nie przewróć się znowu - poradził z rozbawieniem obserwując to, jak blondyn znów stawał na jednej nodze, by podwinąć sobie najpierw jedną, a po tym drugą nogawkę swoich spodni.
        - Chodź do mnie, albo sam po ciebie pójdę, a wierz mi, nie chciałbyś tego - zagroził żartobliwie, po czym ochlapał lekko partnera, co by dać mu dowód na to, że nie mówił tego poważnie, a jedynie był w nastroju by się nieco podroczyć z ukochanym.
        Trochę się zaniepokoił, gdy jednak mimo najszczerszych chęci połyskujących w oczach Mitry, niebianin nadal nie wchodził głębiej. Aldaren zaczął się martwić czy jego luby nie bał się czasem wody, albo może nie umiał pływać i przez to wolał się bardziej nie zanurzać? Na szczęście zanim wampir zaczął się na siebie złościć, za to, że wcześniej nie wziął takich ewentualności pod uwagę, Mitra poprosił by skrzypek zamknął oczy. Z początku nieumarły nie do końca rozumiał o co mogło chodzić i naprawdę się martwił, chciał dopytywać, lecz gdy nekromanta powtórzył, jakoś tak lżej zrobiło się od razu na sercu wampira. Zrozumiał, że w takim wypadku nie mogło być to nic strasznego i zaraz dostosował się do prośby swojego partnera.
        Oj korciło, strasznie korciło podejrzeć chociaż na jedno uderzenie serca, co kombinował Mitra. Rzadko jednak nekromanta prosił Aldarena o zamknięcie oczu i między innymi dlatego wampir postanowił powstrzymać swoją ciekawość i pozostać lojalnym wobec swojego narzeczonego. Nie zamierzał otwierać oczu, dopóki niebianin mu na to nie pozwoli. Kompletnie nie wiedział czego się spodziewać, zwłaszcza, że szum morza nie pomagał w usłyszeniu tego, co robił Mitra, by się może choć trochę domyślić. Musiał więc pozostać cierpliwy, choć to co podsuwała mu własna wyobraźnia, wcale niczego nie ułatwiały. Za to przez moment nawet spowodowały, że ogarnął wampira lekki niepokój.
        Rozchylił lekko powieki, gdy doszedł go głos ukochanego. Chwilę je mrużył lekko się krzywiąc przez drażniącą jasność, mimo tego, że stał w cieniu, a kiedy otworzył je szerzej... Aż go zamurowało i stał z szeroko otwartymi oczami i lekko opadniętą szczęką. Jego wzrok był w pełni skupiony na praktycznie nagim błogosławionym i momentalnie jego twarz zaczął oblewać rumieniec, a ciało przeszył delikatny prąd. To... Przełknął czując suchość w gardle i było mu strasznie gorąco przez co tylko bardziej zapragnął zanurzenia się z niebianinem w wodzie, by się ochłodzić.
        Zawsze uważał Mitrę za niezwykle urodziwego, a przy tym bardzo delikatnego mężczyznę, ale ten widok naprawdę robił wrażenie. Ta jego szczupła sylwetka i świetlista cera... a to jak próbował bezskutecznie ukryć swoją niecałkowitą nagość... wyraz jego twarzy w tej chwili wręcz przyprawiał wampira o zawrót głowy i mało brakowało by pociekła mu z nosa krew z emocji, które się w nim obecnie wręcz gotowały.
        -... przepiękny i obłędnie uroczy... - pomyślał głośno, nim zdołał sobie uświadomić, że takie rzeczy wypadałoby mówić sobie w głowie, a nie na głos.
        Zaraz jednak odzyskał przytomność umysłu i zbliżył się do Miry ujmując jego dłoń. Wyciągnął do niego również drugą, by blondyn ją chwycił. Uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny swojego życia, by dodać mu w ten sposób chociaż odrobinę pewności siebie.
        - Jeśli będziesz mnie trzymał za obie dłonie, nie będę mógł zrobić ci niczego, czego byś sobie nie życzył - wyjaśnił swoją decyzję o podaniu mu drugiej dłoni. Sam będzie się czuł w ten sposób dużo pewniej, zwłaszcza, że już miał nieodpartą ochotę by objąć ukochanego i przytulić go do siebie mocno, przyciskając swoja pierś do jego, gładząc go przy tym po plecach i ramionach, podczas gdy ich usta złączyłby w pełnym miłości i namiętności pocałunku. Gdy Mitra chwyci jego dłonie i będzie je trzymał, wampir ro najwyżej będzie mógł pocałować partnera, ale nic poza tym. Będzie mógł go dotknąć jedynie gdy Mitra wyrazi na to zgodę.
        - Jesteś naprawdę piękny, mój słodki Mitro, oszałamiająco piękny - powiedział czule trzymając go za dłoń lub obie jeśli niebianin chwycił również druga rękę nieumarłego, i prowadząc go powoli na głębsze wody, która stopniowo zaczynała sięgać połowy łydek, kolan, połowy ud, aż w końcu mieli ją po pas, wtedy też wampir przyciągnął delikatnie nekromantę do siebie i ujmując jego policzek, pocałował go łagodnie, lecz z ogromną miłością, kryjąca się za tym pocałunkiem. Cały czas się lekko rumienił na twarzy powstrzymując przyjemne dreszcze przebiegające mu po plecach, gdy tylko pomyślał o tym, że jego serce należy tylko do tego niezwykle uroczego, praktycznie nagiego mężczyzny przed nim. Łza się w oku kręciła, zwłaszcza jak przypomnieć sobie, że jeszcze niedawno Mitra nie odkrywał przed wampirem nawet ramion i torsu.
        - Cieszę się, że jestem tutaj razem z tobą. Że pozwoliłeś mi bym cię pokochał. I że jesteś razem ze mną - mruknął czule i nie puszczając dłoni partnera, pocałował go delikatnie w nos, patrząc na niego z bezgranicznym uczuciem w czerwonych oczach. - Dziękuję ci za to... za wszystko.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Rzekłbym, że całkiem często - zripostował rezolutnie Mitra, znowu z rozmarzeniem wpatrując się w wargi swojego ukochanego, by skraść mu kolejny pocałunek za te piękne wyznania. On jednak miał inne plany… Może nawet lepsze niż takie całowanie się. Pewnie obaj by się zgodzili, że szkoda zmarnować pobyt nad morzem na coś, co mogli robić nawet w Maurii. Tylko w tym momencie błogosławionemu trzeba było zdjąć miłosne klapki z oczu - trochę za mocno ogarnęła go chęć na czułości, co wcale nie znaczyło, że pomysłu Aldarena nie przyjął z zainteresowaniem.

        - Zam… M… - Mitra chciał tłumaczyć, dlaczego ostrzegł ukochanego przed falami, ale temu najwyraźniej nie robiły one różnicy. Cóż, błogosławiony nie zamierzał się nad tym zastanawiać, bo chwila była zbyt przyjemna i stanowczo zbyt intrygująca, by przejmował się takimi drobiazgami. Chciał wiedzieć co kombinuje Aldaren! A gdy się dowiedział, prawie na wyścigi starał się spełnić jego zachętę - pewnie, że chciał do niego dołączyć! Nie wziął jednak pod uwagę tego, że musiałby się przy tym zamoczyć, a niespecjalnie miał ochotę tak być mokrym od góry do dołu. Dlatego tak dreptał na skraju morza, kombinując co by tu zrobić. Aldaren ze swoimi radosnymi zaczepkami nie ułatwiał, choć Mitra na pewno nie miał mu za złe takiego zachowania - w życiu by się nie obraził, gdy jego ukochany tak radośnie go zaczepiał. Nawet śmiał się, gdy był ochlapywany.
        - Litości! - poprosił ze śmiechem, ścierając z policzków pojedyncze krople słonej wody.
        No i wymyślił jak dołączyć do swojego ukochanego w wodzie.

        Mitra nie sprawdzał czy Aldaren faktycznie go nie podgląda – ufał, że tak właśnie było, a poza tym zawsze gdy zerkał na wampira, ten miał zamknięte oczy i grzecznie stał i czekał. To w jakiś sposób rozczulało niebianina i utwierdzało go w przekonaniu, że dobrze robił – skoro skrzypek mu zaufał, nie mógł go teraz zawieść. Oby tylko to co planował było warte tego zaufania i czekania. Mitra sam nie wiedział co z tym począć, nie umiał przypisać temu momentowi właściwej wartości. Wydawało mu się, że sam przywiązuje zbyt wielką wagę do tego co chce zrobić, bo przecież co tam, tylko zdejmował spodnie. Ale… To było dla niego ważne. Nie wiedział tylko czy nie działa za szybko. Ale przecież teraz czuł się dość silny, by to zrobić. Wydawało mu się, że to był dobry moment. Z drugiej strony martwił się, czy ze względu na stan Aldarena powinien to robić. Biedak, może nie chciał tego dnia przeżywać takich emocjonalnych uniesień? Mitra nadal miał przed oczami te jego czerwone tęczówki, które nie blakły już od dłuższego czasu. Nawet, gdy się śmiał i uśmiechał. Nie by wyglądał przez to brzydko, bo błogosławionego nawet ta drapieżność pociągała, lecz wiedział co się tak naprawdę za tym kryje i tego nie chciał… Wrócił jednak myślami do tego, co robił teraz. Odłożył spodnie i podszedł na brzeg morza. Nie wiedział zupełnie co ze sobą zrobić, gdzie schować wzrok, co zrobić z rękami. Wstydził się tak stać prawie nago, ale w sumie nagi nie był, wielu mężczyzn tak paradowało nawet po ulicach miast - w samych krótkich spodenkach i bransoletce, która tak się odcinała teraz na tle jego jasnej skóry, bez żadnej czerni wokół. A on miał się pokazać swojemu ukochanemu… Ukochanemu, któremu ufał, z którym chciał spędzić całe życie i dla którego mógł zrobić absolutnie wszystko.
        A mimo to był taki spięty, gdy go w końcu wezwał. Nerwowo to zerkał, to obracał wzrok. Nie myślał nawet o analogii tej sytuacji do tamtego incydentu ze skrzydłami - stresował się tak ogólnie. Nie pomagały grymasy, które robił Aldaren, bo błogosławiony nie miał pewności, że to od słońca, a nie z dezaprobaty. Cóż zrobić - gdyby był spokojny nigdy nie podejrzewałby skrzypka o niesmak w takiej sytuacji, ale teraz się stresował. Później jednak… Im ciemniejsze stawały się policzki wampira, tym spokojniejszy był błogosławiony. Widział jak na dłoni, że ten był poruszony i choć nie umiał się cieszyć jego reakcją, trochę mniej się wstydził - już trochę łatwiej patrzyło mu się na Aldarena.
        Ten komentarz, który tak nieświadomie wyrwał się skrzypkowi, zdecydowanie rozluźnił atmosferę. Mitra parsknął cicho, a na jego wargach pojawił się bardzo subtelny uśmiech. Spojrzał na ukochanego oczami pełnymi wdzięczności i w końcu opuścił tę drugą rękę, którą cały czas próbował się zakryć. Spojrzał z lekką dezorientacją na dłoń, którą wyciągnął do niego Aldaren, gdy już trzymali się za ręce. Złapał go oburącz nim jeszcze usłyszał czemu to ma służyć. Dopiero teraz podniósł wzrok na skrzypka tak, aby ich spojrzenia się spotkały. Zamrugał, jakby kosmyk włosów wpadł mu do oka.
        - Ufam ci, ale chcę, byś mnie tak trzymał. Czuję się… pewniej - wyjaśnił. - Jakby twoja bliskość pozwalała mi nie utonąć.
        Choć Mitra posłużył się metaforą i nieświadomie nawiązał do swoich snów, w których zaskakująco często się topił, w ich aktualnym położeniu te słowa zabrzmiały bardzo prozaicznie. A przecież umiał pływać… Ale nie mógł tego powiedzieć, bo wtedy zupełnie zabiłby magię tej chwili. Całe szczęście pierwszy odezwał się Aldaren, wypowiadając pod jego adresem przepiękne komplementy, które Mitra przyjmował, patrząc na niego jak na zbawiciela, z mieszaniną niedowierzania, uwielbienia i niewiary w to, że w ogóle jest godny. W końcu obrócił wzrok, samemu się rumieniąc. Puścił jedną rękę skrzypka, by zasłonić sobie twarz i spąsowiałe policzki, ufnie podążając za nim na głębszą wodę. Stęknął, gdy sięgnęła już bioder i wtedy znowu złapał ukochanego za obie dłonie, uważnie patrząc pod nogi, choć już prawie nie widział swoich stóp i niewiele mu to dawało. W jego głowie zaświtała myśl, by może zaprotestować, że już starczy, gdy woda sięgała mu po pas, lecz Aldaren jakby czytał mu w myślach i w końcu się zatrzymał. Przyciągnął do siebie błogosławionego, który nie dość, że sam z siebie nie stawiał nawet najmniejszego oporu, to jeszcze został pchnięty przez falę, prosto w objęcia wampira. Podniósł na niego błyszczące z przejęcia spojrzenie, a pocałunkowi oddał się z całkowitą ufnością i uległością, wręcz topniejąc w ramionach skrzypka. Później zaś było coraz gorzej… Albo lepiej, kwestia perspektywy. Mitra nie dość, że prawie drżał z przejęcia, to jeszcze patrząc na Aldarena, gdy ten mu dziękował, zaczął mieć rozmazany obraz przed oczami - pod jego powiekami zebrały się łzy i w końcu dwie z nich uciekły i szybko pomknęły po jego policzkach w dół. Mitra nawet nie zdążył ich otrzeć wierzchem dłoni.
        - To ze wzruszenia - wyjaśnił szybko, śmiejąc się trochę z własnej wrażliwości. - Niech cię, Ren, już dawno tak często nie płakałem! Ale nie mam nic przeciwko takim łzom - dodał po chwili z czułością w głosie. - Nawet… Mógłbym tak częściej. Bo to ze szczęścia. Też mam ci za co dziękować - oświadczył, patrząc Aldarenowi w oczy i mocno ściskając jego dłonie. - Za to, że byłeś taki cierpliwy i poczekałeś, aż do mnie do dotrze, że też cię kocham, choć robiłem wszystko, by to utrudnić. I za to, że… Z nas dwóch to ty jesteś tym mądrzejszym, gdy chodzi… o nas. Nawet nie wiesz jak wiele ci zawdzięczam. Tak wiele… Dałeś mi nowe życie, Ren. Nowe, wspaniałe życie. Byłem już tak pewny tego, że już nic się w moim życiu nie zmieni i będę tak po prostu egzystował, a wtedy zjawiłeś się ty… To ja mam za co ci dziękować, bo zwróciłeś mi moje życie i nadałeś mu całkowicie nowy sens. Ty zostałeś tym sensem - dodał, uśmiechając się z czułością i radością, po czym pocałował skrzypka z takim samym uczuciem, jak on wcześniej jego. Nie powstrzymał pełnego satysfakcji westchnienia. Objął go obiema dłońmi za twarz, puszczając jego ręce - ufał mu, że nic się nie stanie. Nawet gdyby Aldaren go teraz objął nie było w tym nic złego, o ile oczywiście objęcia nie byłyby ciasne. Mitra nie zamierzał jednak dać się ponieść namiętności. Pocałunek wkrótce zakończył i odsunął się od skrzypka, patrząc na niego z rozmarzonym wyrazem twarzy. Później zaś zamknął oczy, rozłożył ręce i padł na plecy w wodę. Na ułamek sekundy zniknął pod falami, zaraz jednak się wynurzył, ale tylko do ramion. Jego złote loczki wyprostowały się i przykleiły do czaszki, zasłaniając mu uszy i oczy. Stulił wargi i posłał w kierunku Aldarena strumyczek wody jak jakaś marmurowa fontanna, po czym zaśmiał się i odgarnął w końcu włosy z twarzy.
        - Umiesz pływać? - upewnił się i uderzył dłońmi w wodę, jakby ją popychał w stronę skrzypka, aby go pochlapać. W końcu obaj wiedzieli, że skoro byli na plaży, trzeba było to wykorzystać.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Kiedy Mitra poprosił o zamknięcie oczu, Aldaren nie wiedział czego się spodziewać. Przypuszczał, że mogłoby to być związane znowu ze skrzydłami na plecach niebianina, albo ten chciał spłatać wampirowi jakiegoś psikusa. Nie pomyślał by jednak, że nekromanta zdecyduje się praktycznie całkiem rozebrać, pozostając jedynie w samej bieliźnie. I to nie w jego bezpiecznym azylu w Maurii, a kilkanaście dni drogi konno od swojego domu. W praktycznie obcym sobie miejscu i to jeszcze na otwartej przestrzeni. Fakt, że ciężko było, by ktokolwiek ich tu podpatrzył, ale mimo wszystko nie byli schowani w zamkniętych czterech ścianach.
        A rozebrany Mitra robił wrażenie. Oh, i to jakie! Nie dość, że Aldarenowi trudno było oderwać od błogosławionego wzrok od jego szczupłej sylwetki i świetlistej, delikatnej skóry, to jeszcze niemal od razu zaczął się rumienić. Był nim wręcz oczarowany tak, że odebrało mu mowę. Ale czemu tu się dziwić - pierwszy raz widział swojego partnera praktycznie nagiego i naprawdę wiele wysiłku kosztowało wampira, aby powstrzymać się od jakiś niestosownych myśli, czy słów. Zwłaszcza gdy przeszła mu przez głowę wizja, obsypania pocałunkami całego jego torsu czy wgryzienia się w jego aksamitną, smukłą szyję, podczas, gdy dłonią zwiedzałby i badał każdy najmniejszy skrawek jego odsłoniętej skóry...
        Wypsnęło mu się co myślał w tej chwili o Mitrze, i już skrzypek chciał przepraszać, gdy sobie to uświadomił, jednakże okazało się, że chyba nie było takiej potrzeby, a nawet wyszło to na dobre, bo blondyn zdawał się dzięki temu bardziej rozluźnić i nabrać nieco więcej pewności siebie. Aldaren jednak mimo wszystko sobie nie ufał, nie gdy musiał tak mocno się pilnować i walczyć ze samym sobą. To właśnie dlatego nie tylko chwycił jedną dłoń Mitry, ale wyciągnął do niego również drugą, by nie być w stanie skrzywdzić ukochanego.
        Słysząc odpowiedź Mitry na swoje tłumaczenia, dlaczego wampir podał mu obie dłonie, skrzypkowi zrobiło się niezwykle miło na sercu, aż się delikatnie uśmiechnął. Co prawda znał siebie na tyle dobrze, że nigdy by sobie nie zaufał tak, jak to robił w tym momencie niebianin, ale nie chciał się z nim o to kłócić. Nie chciał się z nim kłócić już nigdy, o cokolwiek. Uniósł delikatnie dłonie błogosławionego, trzymane w swoich i pocałował je delikatnie, spoglądając na blondyna z miłością. "Za to ja dzięki tobie czuję się jakbym odżył na nowo" - pomyślał skrzypek, lecz tym razem trzymał to dla siebie, nie wypowiadając tego na głos. Nie chciał psuć atmosfery przypomnieniem, że przecież był w gruncie rzeczy martwy.
        - Wiesz, że nigdy nie pozwolę, by stało ci się coś złego. A jeśli będziesz miał utonąć, utonę razem z tobą, mój ukochany Mitro - powiedział czule, może trochę zbyt dosłownie odbierając słowa Mitry o utonięciu, ale przynajmniej wampir był szczery.
        - Hehe... - zaśmiał się łagodnie i krótko, rozbawiony i jednocześnie rozczulony tym, jak poruszyło Mitrę to, co mówił nieumarły. - Nie ukrywaj ich przede mną, nawet sobie nie wyobrażasz jak uroczo wyglądasz, gdy się tak rumienisz - dodał z miłością chwytając delikatnie dłoń ukochanego, którą ten zabrał by się zasłonić i jednocześnie powoli oddalał się coraz bardziej od brzegu, aż woda nie zaczęła mu sięgać prawie do pasa, bo nie uszło jego uwadze to, jak nekromanta stęknął w proteście. Poza tym i tak przez cały ten czas patrzył na swojego ukochanego partnera i trudno byłoby nie zauważyć tego, jak coraz mniej komfortowo blondyn się czuł, im na głębsze wody odchodzili. Aldaren nie zamierzał niepotrzebnie stresować niebianina, z resztą i tak nie miał zbytniej potrzeby, by iść jeszcze głębiej.
        Ostrożnie przyciągnął do siebie nekromantę, nie spodziewając się, że morze stanie po jego stronie i wepchnie niebianina w jego ramiona. Zaśmiał się łagodnie, szczerze tym rozbawiony. Odgarnął delikatnie wolną dłonią kosmyki z oczu błogosławionego i zatrzymując dłoń na jego policzku, pocałował go z miłością. Drugą dłoń nadal trzymał splecioną z jego. Nie mógł nie wykorzystać tej cudownej chwili, dlatego postanowił wyznać Mitrze jak bardzo wdzięczny mu był. Przede wszystkim za jego miłość i bliskość. Patrzył na niego z ogromną czułością w czerwonych oczach, która po chwili w sumie zmieniła się w troskę, gdy wampir dostrzegł, jak po policzkach błogosławionego spływają łzy. Sam również nie zdążył ich zetrzeć, choć jedna z nich zatrzymała się na dłoni nieumarłego, którą nadal gładził kciukiem z miłością skórę niebianina na policzku. Odetchnął jednak zaraz z lekką ulgą, gdy okazało się, że te łzy nie były spowodowane smutkiem czy złością. Sam się przy tym krótko zaśmiał.
        - Jeśli "niech mnie Mitra" to ja bardzo chętnie - powiedział z pogodnym uśmiechem, tym przy którym do pełni efektu brakowało wampirowi jedynie merdającego energicznie, psiego ogona. Nie wciął się z uwagą, że wolałby aby Mitra nigdy więcej nie płakał, a zamiast tego:
        - Zaraz to ja będę płakał - powiedział nieco żartobliwie, choć naprawdę był bardzo wzruszony słowami ukochanego, tym wszystkim co właśnie powiedział. Jakby nie patrzeć, wampir mógłby powiedzieć to samo, bo gdyby nie Mitra wciąż byłby jedynie ulubioną maskotką Fausta, marionetką w jego rękach podatną na wszelkie manipulacje. Z resztą... gdyby jego Mistrz nadal żył... w ogóle nie byłoby już na świecie Mitry, choć to on uratował nekromantę przed głodem skrzypka. Bo przecież nie było innej możliwości, niż ta, że Faust musiał zlecić komuś ze swojej służby przyprawienie posiłku nekromanty, przed wyruszeniem do Thulle. Nawet jeśli nie miało to najmniejszego sensu, skoro niebianin i tak według założeń Fausta miał wyzionąć ducha w tamtych ruinach. Aldaren w ogóle go nie rozumiał, ale nie żałował, że wybrał Mitrę zamiast swojego mistrza.
        Planował jeszcze coś dodać, jakiś komentarz odnośnie słów blondyna, może również komplement, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, został skutecznie uciszony. Mitra zaatakował z zaskoczenia, przeprowadzając zmasowany atak na wargi nieumarłego. Nie był w stanie powstrzymać przeciągłego, pełnego rozkoszy i zrelaksowanego mruknięcia, gdy odwzajemniał pocałunek blondyna. Kiedy jego dłonie zostały puszczone, od razu objął nimi swojego partnera jeszcze nieco przyciskając go do siebie. Nie stracił jednak wszystkich szarych komórek, nie ściskał Mitry tak jakby chciał mu odebrać ostatni oddech czy uwięzić w swoich objęciach na wieki. Aldaren trzymał go przy sobie i przytulał, ale nie na siłę i gdyby blondyn tylko zechciał, mógłby się uwolnić z jego objęć, choćby cofając się dwa kroki.
        Zamruczał cicho z wyraźnie pobrzmiewającą w głosie przyjemnością i chwile po tym również protestem, gdy czułości zostały przerwane. Poważnie się zmartwił, gdy niebianin nagle przewrócił się do wody, myślał, że może zasłabł, albo coś tych rzeczy. Na szczęście zaraz odetchnął z ulga, jak tylko blond czupryna wynurzyła się z wody.
        -He-hej...! - zaśmiał się, lekko osłaniając siebie dłonią, gdy Mitra postanowił niczym miejska fontanna, opluć go wodą, na co wampir w odwecie spróbował go ochlapać.
        - Oj nie wiesz z jakimi siłami zadzierasz, mój drogi - ostrzegł nieco poważnym tonem, by zaraz z podstępnym uśmieszkiem dać nura, aby spod wody zaatakować niebianina i go do niej powalić... lecz tym razem woda była stanowczo po stronie nekromanty. Fale wypluły nieumarłego niemalże przy samym brzegu i nie był zbyt zadowolony z faktu, że jego misterny plan został udaremniony. Mokre włosy praktycznie całkiem zakryły mu twarz i nie pomogło nawet to, że pokręcił kilka razy energicznie głową.
        - Oszukujesz! - pożalił się skrzypek, zgarniając całkiem przemoczone kosmyki ze swojej twarzy do tyłu. Zbliżył się do Mitry z taką miną jakby nie godził się na porażkę i chciał rewanżu. Ochlapał znów ukochanego tylko po to, by móc w mgnieniu oka stanąć za nim. Pogładził delikatnie partnera po ramieniu i ucałował bok jego głowy razem z górną krawędzią ucha i delikatnie też zszedł na szyję.
        - I co ja mam teraz z tobą zrobić? Taki cwany byłeś - zamruczał do niego cicho, drażniąc się z nim. Stał cały czas za Mitrą i go lekko obejmował, tak by ten w każdej chwili mógł na spokojnie uciec.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie bał się Aldarena i wszelki opór jaki okazywał, wynikał nie ze strachu przed nim, a przed samym sobą i przed demonami przeszłości, które nadal siedziały gdzieś tam z tyłu głowy. Jego ciało było jego najgorszym wrogiem - ściągnęło na niego wszystkie nieszczęścia, jakie do tej pory mu się zdarzyły. Choć wszyscy mówili, że jest piękne, on tego nie przyjmował. A nawet jeśli dopuszczał do siebie myśl, że mógłby być uznany za urodziwego, chciałby to zniszczyć - może wtedy mógłby żyć normalnie. Gdyby obdarł sobie plecy ze skóry, poparzył twarz wrzątkiem, może wtedy już nie byłby rzeczą. Przez te wszystkie lata bał się jednak, że gdyby to zrobił, przestałby przedstawiać jakąkolwiek wartość i… no właśnie, i co wtedy? Może zamiast dać mu spokój, zabiliby go. Może musiałby znosić jeszcze gorsze upokorzenia, bo już nie byłoby niczego, co stanowiłoby dla tamtych przeszkodę.
        Gdy jednak to Aldaren mówił, że jest piękny, wierzył mu. Słowa niby były te same, ale różnica tkwiła w tym jak to było mówione, jakim tonem, jak skrzypek na niego w tych chwilach patrzył. Mitra czuł się wtedy naprawdę dobrze, bo czuł, że… może sprawia mu radość. Że to nie ma nic wspólnego z tym zwierzęcym zachowaniem, które doświadczał do tej pory, a z miłością. I że mimo tego, że podobał się Aldarenowi wiedział, że on go nie skrzywdzi, że jest przy nim bezpieczny, że nie spotka go nic złego. W pełni ufał swojemu ukochanemu, nawet jeśli ten miał czerwone oczy. Widział przecież jak emocjonalnie on reagował, jaki był delikatny, czuły… To aż Mitrę wzruszało, a co więcej, przez moment żałował, że nie może spojrzeć w lustro, bo aż nie wierzy, że oboje widzą to samo. Co sprawiło, że skrzypek był tak zachwycony?
        Nie zapytał - niech to pozostanie na razie tajemnicą, bo akurat Aldaren podał mu ręce, by mógł się go złapać. Jego zastrzeżenie świadczyło o tym, że cały czas miał na uwadze fobie błogosławionego, ale to nie znaczyło, że Aresterra podzielał w tym momencie jego lęki. Ufał mu i wszystko co powiedział, mówił absolutnie serio. Uśmiechał się, gdy jego ukochany tak gorliwie zapewnił, że nie stanie mu się nic złego i nawet nie chciało mu się dyskutować w kwestii tego topienia się - nie to miał na myśli, ale chwila była zbyt miła i podniosła, by bawić się w semantykę.
        - Ale… - próbował protestować, gdy skrzypek starał się odsłonić jego zarumienione oblicze. Stawiał minimalny opór, ale w końcu pozwolił zabrać swoją rękę i zerknął nawet wtedy na Aldarena tak, jakby pytał go “zadowolony jesteś?” i jednocześnie “Udało ci się tylko przez to, że sam tego chciałem”.
        - Lubisz mnie, gdy jestem taki uroczy? - zapytał, choć chyba znał odpowiedź. Po chwili zaś, gdy rumieniec już nieco zszedł z jego policzków, podniósł na Aldarena śmiało wzrok.
        - Ja nie potrafię ci się oprzeć, gdy się tak słodko zachowujesz - wyjaśnił. - Choć… Gdy jesteś drapieżny to też bardzo na mnie działasz. Trochę w inny sposób, ale nadal silnie.
        Chyba dawno nie zdarzyła im się tak romantyczna i jednocześnie spokojna chwila. Z reguły jakieś namiętne uczucia budziły się między nimi w chwilach, gdy się kłócili, gdy w gwałtownej wymianie zdań przedstawiali co ich do tej pory bolało, a bali się tego powiedzieć. Teraz… Nie było kłótni, nie było żadnych zgrzytów między nimi. I było naprawdę cudownie. Mitra uśmiechał się i śmiał razem ze swoim ukochanym, bez oporów poddawał się pieszczotom. Chyba w tej chwili jaśniał nie tylko dlatego, że taka była z natury jego skóra, ale też przez to, że był tak szczęśliwy. Tak bardzo, że aż w którymś momencie uronił z tego powodu kilka łez, co Aldaren skomentował tak bardzo pasującym mu żartem.
        - A co by cię niby miał ten Mitra? - zapytał rezolutnie błogosławiony, ewidentnie drocząc się z ukochanym. Nie dał mu jednak wiele czasu na odpowiedź, bo zaraz zamknął mu usta pocałunkiem, który smakował jeszcze lepiej, gdy słyszało się te westchnienia wampira. Nekromancie bardzo się to podobało. Również to jak był przytulany - był blisko Aldarena, bezpieczny w jego ramionach, ale jednocześnie bezpiecznie wolny, bo wiedział, że wystarczył jeden ruch, aby się uwolnić, gdyby dopadły go złe, niechciane wspomnienia. Te jednak siedziały cicho, pozwalając, by kochankowie mogli cieszyć się chwilą. Aż może trochę szkoda, że Mitrę wzięło na psoty, ale był to ten wentyl bezpieczeństwa, którego obaj potrzebowali - co by nie gadać, nie byli jeszcze gotowi na więcej. I tak zrobili spore postępy, ale… Może lepiej nie przesadzać. Trochę wygłupów w wodzie na pewno pozwoli im odetchnąć.

        - Nie boję się ciebie! - odparł rezolutnie, gdy Aldaren oświadczył mu, że niby nie wie z czym się mierzy. Jednak wbrew swoim buńczucznym zapewnieniom nadal siedział po ramiona w wodzie, jakby myślał, że w ten sposób skrzypka przechytrzy i trudniej będzie w niego trafić. Jego ukochany miał jednak inny plan i zanurkował, a gdy nie wynurzył się po dwóch sekundach, Mitra wyprostował się i zaczął rozglądać gdzie on jest. Jeszcze nie zaczął panikować, że skrzypek utonął i nie zastanawiał się nawet czy to w ogóle możliwe w przypadku wampira, a nim takie myśli pojawiły się w jego głowie, usłyszał chlupot za sobą i szybko się odwrócił.
        - Wypraszam sobie, nie znam magii wody! - obronił się, niby urażony tymi zarzutami o oszukiwanie, chociaż przecież przed chwilą się śmiał. Patrzył na Aldarena z zaczepką w oczach i lekko kiwał się na boki, jakby gotowy do zrobienia uniku. Jednak i tak dał się pochlapać - ze śmiechem osłonił się rękami i nawet podniósł jedną nogę, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc. To jednak wystarczyło, by stracił z oczu Aldarena, a ten zaraz pojawił się za jego plecami. Nim jednak Mitra zorientował się w sytuacji, rozejrzał się gwałtownie, szukając swojego ukochanego. Jego dotyk poczuł wcześniej niż go dojrzał i był pewny, że to on - ta delikatność była nie do pomylenia - dlatego nie zareagował gwałtownie. Przeszedł go lekki dreszcz, na jego ciele pojawiła się gęsia skórka, ale nie cofnął się. Jęknął cicho i poddał się tym pieszczotom, przymykając z lubością oczy. A pocałunki… Błogosławiony prawie stopniał w ramionach skrzypka i bezwiednie odchylił głowę w niemej prośbie “tak mnie całuj, nie przestawaj”. Gdyby on chciał go teraz ugryźć… Mitra chyba by się nie opierał. Nie, na pewno by się nie opierał - przecież już kiedyś o tym rozmawiali i wyznał jak bardzo by tego chciał. Tak bardzo, że może nawet teraz by się na to zgodził…
        Jednak Aldaren swoim pytaniem wyrwał go z tej spirali myśli. Mitra zaśmiał się niskim, kuszącym tonem. Poruszył się pod dotykiem jego dłoni, jakby szukał sobie pod nimi wygodniejszego miejsca.
        - Litości, lordzie Aldarenie - odpowiedział mu w żartach. Powoli i ostrożnie obrócił się w jego ramionach, by stali twarzą do siebie. Objął go za szyję i już zdawało się, że będzie taki gruchający i zalotny przez cały czas, ale w oczach świeciły mu diabliki.
        - Nie powiedziałem, że będę grzeczny - oświadczył chytrze. Nie czekał z realizacją swojego planu - gdy tylko stali twarzą do siebie i nim wampir zdołał zwęszyć podstęp, błogosławiony oparł dłonie na jego ramionach i podskoczył, by mając po swojej stronie cały ciężar swojego ciała pchnąć go do wody. Nie powiedział wcale, że to koniec przepychanek!
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Mitra nawet nie miał pojęcia, jak wiele uroku osobistego miał w sobie i jak czarujący był, gdy się tak usilnie próbował zakryć swoje zawstydzenie. Nie starał się siłować z niebianinem, a jedynie delikatnie chciał opuścić jego dłonie, bo według wampira, nie miał czego ukrywać. Gdy mu się w końcu udało wygrać ten mini pojedynek, roześmiał się z rozbawieniem, gdy zobaczył to naburmuszone spojrzenie ukochanego. I jak tu z takim dyskutować? Położył dłoń na jego zarumienionym policzku i dał mu krótkiego buziaka, patrząc z czułością w jego przepiękne jasnoniebieskie oczy.
        - Nie - odpowiedział zaraz na zadane przez niego pytanie, głaszcząc delikatnie kciukiem jego skórę. - Kocham cię Mitro, nie lubię. I dla mnie jesteś zawsze uroczy, nawet gdy się na mnie wściekasz. Dla tych rumieńców i twojego uśmiechu mógłbym zabić, gdyby od tego zależało częstsze ich oglądanie - mruknął łagodnie i pocałował blondyna w czoło, odchodząc jeszcze kawałek, aż woda nie sięgała im do pasa.
        - Oh, doprawdy? - zapytał wyraźnie zaintrygowany tym co właśnie usłyszał. Uśmiechał się łobuzersko z uniesioną nieco jedną brwią, jakby nie do końca dowierzał słowom blondyna. - Czyli nawet gdy jestem wielkim, złym wampirem muszę uważać by z drapieżnika nie stać się ofiarą - zamruczał uwodzicielsko, patrząc na Mitrę lekko przymrużonymi oczami, gdy jego dłoń wolno zjechała w dół, muskając palcami bok szyi nekromanty, przejechała przez jego ramię i dalej w dół, aż chwycił ponownie dłoń blondyna. Wyszczerzył z rozbawieniem kły i pokręcił ze śmiechem głową. - Do czego to doszło? - roześmiał się pogodnie, oczywiście mając na myśli to, że miałby się stać ofiarą dla jeszcze groźniejszego drapieżnika od siebie samego, którym miał być oczywiście Mitra.
        Praktycznie nic nie robili, stali tylko po pas w wodzie i rozmawiali ze sobą, patrząc sobie w oczy, a mimo to czuł się tak błogo i był naprawdę szczęśliwy. W tej jednej chwili jakby wszystkie troski i cały prasmoczy świat przestał istnieć. Byli tylko oni dwaj i wypełniający zmysły smak sielanki oraz słonej, morskiej bryzy. Niby nie pierwszy raz przecież oddawali się z Mitrą romantyzmowi i wspólnym czułościom, a jednak coś było inaczej niż zwykle. Czuł się jak w raju, po prostu ciesząc się chwilą i o nic się nie martwiąc. Ani o Zabora, ani o głód, jakby na nowo był zwykłym człowiekiem przeżywającym swoją pierwszą prawdziwą miłość. Mogło być tak już zawsze. Nawet by się nie przeciwstawiał, gdyby jakaś siła wyższa postanowiła uwięzić ich na wieki w tej chwili, niczym owada w zaschniętej żywicy. Choć już i bez tego dla skrzypka nie liczyło się nic innego, niż tylko jego partner. Nigdy nie był tak szczęśliwy jak z Mitrą.
        Na zadziorne pytanie błogosławionego w oczach momentalnie błysnęły tańczące chochliki i już chciał podsunąć bez najmniejszego zastanowienia, że choćby mógłby go na śmierć zacałować, lecz okrutny niebianin, nie dał mu na to szansy, zakneblował mu usta swoimi własnymi, w które Aldaren mógł jedynie zamruczeć przeciągle w odpowiedzi. Czuł jak rozlewa się po jego ciele przyjemne ciepło, któremu tak ciężko było się oprzeć. Objął Mitrę i przytulił go do siebie, na szczęście nim namiętność całkiem przejęła kontrolę nad tą chwilą i doprowadziła do czegoś więcej, na co nie byliby jeszcze gotowi, Mitra postanowił przerwać te czułości i wykorzystać okazję do oplucia nieumarłego strumieniem słonej wody, którą nabrał w usta, gdy na moment zniknął pod falami.
        - W takim razie trzeba będzie to zaraz zmienić. W końcu jestem wielkim, złym wampirem, gr, gr - ostrzegł szczerząc kły i pokracznie warcząc, przy czym wymachiwał dłońmi z rozczapierzonymi palcami lekko zakrzywionymi jakby miały imitować jakieś potworne szpony. Przyjął jednocześnie gotowość do ataku i wykorzystując nadpływającą falę zanurzył się w wodzie by podstępnie zaatakować partnera spod wody, by go do niej powalić. Nie przemyślał jednak dokładnie swojego misternego planu, bo fala zamiast pomóc mu po prostu się ukryć, porwała wampira aż do samego brzegu. Oczywiście dumny nieumarły nie chciał przyznać się do własnego błędu i porażki, obwiniając o nią (w żartach) nekromantę, choć doskonale wiedział, że blondyn nie miał w ogóle możliwości, by ta sytuacja była choć w najmniejszym stopniu jego sprawką.
        - Oszustwo! - krzyknął obruszony skrzypek, zostając nadal przy swojej teorii i szykując się już do słodkiej zemsty.
        Wrócił do wody i zbliżył się do nekromanty na tyle by móc go poważnie ochlapać, co miało być jednocześnie kontratakiem i zasłoną do zajęcia dogodniejszej pozycji - tuż za plecami błogosławionego. Ostrożnie, z przyzwyczajenia już by nie wystraszyć ukochanego pogładził jego ramię, a po tym go delikatnie objął, obsypując łagodnymi pocałunkami bok jego głowy, ucho, szyję... I może nawet Aldaren by się w tym całkiem zatracił, nieświadomie oddając kontrolę swojej wampirzej naturze, przez co w pewnym momencie rzeczywiście wbiłby swoje kły w delikatną skórę swojego partnera... Gdyby nie to z jaką ufnością Mitra odchylił głowę i nadstawił kusząco swoją szyję pod wpływem tych pocałunków. Na moment przerwał, naprawdę poruszony tą wiarą i ufnością, tym jak bezpiecznie mimo wszystko nekromanta czuł się przy wampirze. To naprawdę wiele znaczyło dla skrzypka, czego dowodem powinno być to, że szkarłat zaczął znikać z jego oczu, zastąpiony błękitem bezkresnego oceanu, o czym nawet nie miał pojęcia.
        Znów musnął ustami jego szyję i w pocałunku, i wypowiadając swoje pytanie pytanie. Na odpowiedź blondyna, parsknął rozbawiony, nieco się prostując, by dać Mitrze możliwość obrócenia się do nieumarłego twarzą. To nie była najlepsza chwila by obrażać się za to nazwanie go "lordem", poza tym wiedział, że to tylko żarty i Mitra nie ma nic złego na myśli. Kiedy został objęty za szyję, był pewien, że znów skończy się czułym pocałunkiem, lecz te chochliki w oczach niebianina...
        - Ho? - mruknął zaskoczony wampir, otwierając nieco szerzej swoje oczy, w których pozostał już jedynie gdzieś tam z tyłu czający się cień tego niebezpiecznego szkarłatu. W ogóle się nie spodziewał, że nekromanta zwyczajnie go znów chytrze podejdzie i pośle pod powierzchnię wody.
        Nie trudno było się domyślić, że zaskoczony takim obrotem spraw skrzypek straci równowagę i znów zaryje tyłkiem o dno. Przez to ile miał już piachu w spodniach żałował, że nie posłuchał od razu Mitry i nie postanowił ich zdjąć, nim jeszcze zaczęli całkiem siedzieć w wodzie. Jedno było pewne, tym razem już nie zamierzał się ciaćkać z nekromantą. Jak Smok Szewczykowi, tak Szewczyk Smokowi.
        Spod wody wyłoniła się jedynie głowa wampira i choć jego oczy miały swój naturalny, lazurowy kolor, miał spojrzenie żądnego krwi rekina, biorąc pod uwagę, że byli w morzu.
        - Uciekaj - poradził groźnie, lecz nie dał zbyt wiele czasu niebianinowi i wraz z kolejną falą zanurzył się, by korzystając z pchających ją prądów, podpłynął szybko ponownie za Mitrę, by zakotwiczyć się na dnie zaraz za jego nogami, tak by wraz z siłą kolejnej fali i tym, że przez wampira nekromanta nie miał się jak cofnąć, zostać tym razem samemu wepchniętym do wody.
        Wynurzył ponownie głowę i zachichotał z rozbawieniem, szczerząc szeroko swoje kły. Chyba tylko oni potrafili tak w jednej chwili zmienić się z pożerających siebie spojrzeniami, przepełnionych namiętnością kochanków w skore do psot dzieciaki. Co chwila to się chlapał z Mitrą, to wpychali siebie nawzajem do wody albo pociągali pod jej powierzchnię ze sobą. Ktoś obserwujący to wszystko z boku mógłby mieć poważne trudności z rozpoznaniem czy kotłowanie się tej dwójki faktycznie było niewinną zabawą przestarzałych dzieciaków, walką śmiertelnych wrogów czy jakimś dziwacznym tańcem... w ich przypadku najpewniej godowym. Zwłaszcza, że w pewnym momencie gdy obaj przy sobie stali, Aldaren napiął wszystkie mięśnie, aby oprzeć się sile uderzających w nich fal i w jednej chwili bez ostrzeżenia podciąć Mitrze nogi, aby złapać go, lekko kucając, w ostatniej chwili nim ten całkiem wpadłby do wody. Pocałował nekromantę w czoło i uśmiechnął się tryumfalnie, trzymając go na swoich rękach, bez najmniejszego trudu jakby niebianin ważył tyle co pojedyncze piórko.
        - Co ty na to, by wygrzać się nieco na słońcu? - zaproponował czule, nie będąc w stanie oderwać od niego pełnego miłości spojrzenia, w którym kryła się również troska. I chyba nie powinno to nikogo dziwić, zwłaszcza, gdy wampir dostrzegł lekko posiniałe usta swojego partnera. Nie chciał jednak o nich wspominać, by nie psuć tej pełnej beztroski chwili.
        - Kocham cię mój słodki Mitro, jesteś całym moim światem - mruknął z czułością i pocałował go krótko w te delikatnie sine usta, stawiając niebianina w końcu z powrotem na nogach w wodzie. Z przyjemnością będzie wracał do wspomnieniami do tego cudownego dnia.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldaren jak zawsze zaskoczył Mitrę łapiąc go tak sprytnie za słówko - w oczach błogosławionego przez moment widać było zaskoczenie i brak zrozumienia, no bo jak to, przecież wcześniej dał tak trochę do zrozumienia, że lubi jak jest uroczy, więc o co chodzi? A to wcale nie chodziło o to, że uczucia wampira były wręcz przeciwnie, a raczej jeszcze mocniejsze - nie “lubił”, a “kochał”. I choć Mitra czasami się irytował za takie słowne gierki, tym razem mu się ona podobała - w końcu dzięki temu otrzymał bardzo miły komplement, który jeszcze bardziej go ośmielił, aby nie ukrywać rumieńców. Z radością też przyjął kolejnego buziaka i nawet zdobył się na swoje wyznanie. Był ciekaw reakcji Aldarena, a tej odpowiedzi, z którą się spotkał to nigdy by się nie spodziewał. Na jego łobuzerski uśmiech odpowiedział równie cwanym uśmieszkiem.
        - Nie znasz dnia ani godziny, panie drapieżniku - odpowiedział mu, po czym wydał z siebie dźwięk, który miał być chyba rykiem dzikiego kota, nawet pokazał przy tym ząbki, ale no… wyszedł raczej kociak niż lew, bo Mitrze jednak sporo brakowało do prawdziwego drapieżnika. Chociaż… Kto go znał, ten wiedział, że ten słodki aniołek potrafił być naprawdę groźny, gdy był odpowiednio zmotywowany.
        Było cudownie. Mitra chyba po raz pierwszy od czasu gdy był dzieckiem zachowywał się tak swobodnie i prawie jakby nie pamiętał o wszystkich swoich fobiach - sam się rozebrał, nie miał żadnych problemów, gdy był dotykany, żartował, zaczepiał Aldarena… Ciekawe czy właśnie taki by był, gdyby tamtego dnia sprawy potoczyły się inaczej? Może wtedy wyszalałby się jako dzieciak i teraz byłby poważnym, statecznym chirurgiem? Ale… Wtedy nie poznałby Aldarena - miłości swojego życia. A mając w perspektywie tamto potencjalne życie bez ukochanego, a bieżące z nim, zawsze dokonałby tego samego wyboru. Warto było poświęcić te lata, by znaleźć kogoś tak ważnego w swoim życiu i znaleźć się tu i teraz…

        Pokaz “wielkiego strasznego wampira” nie przestraszył Mitry, za to wywołał jego szczery, radosny śmiech.
        - Mowa trawa! - oświadczył buńczucznie błogosławiony, gdy Aldaren zaczął go straszyć. - Uwierzę jak zobaczę, choć i pokaż jaki to z ciebie straszny potwór!
        Oczywiście, że skrzypek przyszedłby i bez zaproszenia. I oczywiście, że Mitra spodziewał się, że wcale nie spotka go krzywda, choć teraz ich zapasy w wodzie miały stać się znacznie poważniejsze… A nie, jednak nie. Na razie można powiedzieć, że przez falę zaliczyli drobny falstart. Mimo to błogosławiony nadal prowokował i zaczepiał swojego ukochanego, który tak rozkosznie oburzał się na prasmocze sny, że mu się jego sprytny fortel nie udał. No i tym razem się doigrał, choć w sumie… W sumie to nie miał pretensji o to, że tym razem Aldarena było na wierzchu. Te pieszczoty były tak szalenie miłe, te pocałunki, to jak go dotykał… Aż prawie Mitra zapomniał o co toczy się gra i gdyby w porę się nie ocknął to kto wie, jak by się to dalej potoczyło.
        To nazwanie skrzypka “lordem” nie było po złości - stanowiło element gry, zaczepki. Gdyby błogosławiony był na niego zły albo chciał mu po prostu dopiec, na pewno powiedziałby “lordzie van der Leeuw”. A że użył imienia, był to tylko szturchaniec i całe szczęście on to dokładnie tak odebrał. I - na szczęście dla Mitry - udało się go podejść również z tymi czułymi objęciami. Nim się Aldaren zorientował, już był w wodzie, a błogosławiony stał na nogach i śmiał się.
        - Ale miałeś minę! - zawołał, ucieszony, że fortel mu się udał. Gdy jednak nad powierzchnię wody wyłoniła się głowa skrzypka z tym zabójczym wyrazem lazurowych oczu, mina mu zrzedła. Nie to, by się przeraził tak naprawdę, ale wiedział, że teraz czeka go odwet i w sumie też trochę grał tak, jak mu ukochany grał. Pisnął niby z przestrachem i cofnął się, ale nie miał szans uciec przed “zemstą”. Tym razem to Mitra poleciał do wody, wydając z siebie okrzyk zaskoczenia. Plusk był imponujący jak na to jak drobny był błogosławiony - może przez to, że rozpaczliwie starając się utrzymać równowagę zaczął machać jak szalony rękami? Nic mu to nie pomogło i tylko rozbryzg wody był przez to bardziej spektakularny.
        - Tak łatwo skóry nie oddam! - oświadczył, rzucając się do kontrataku.
        Nie tylko obserwator miałby problem, aby jakoś zaklasyfikować tę scenę, bo Mitra również miał z tym problem. Czasami była to niewinna zabawa, która na mgnienie oka stawała się jakby poważniejsza, a czasami… zmysłowa. Do Mitry podprogowo docierało od czasu do czasu, że obaj są półnadzy i siłują się w wodzie, ale… ta myśl nie wywoływała żadnych skrajnych emocji. Żadnego strachu, żadnego wstydu, żadnej niechęci. Tak jak przed jej pojawieniem się był skupiony na tym, by nie dać się złapać albo by dopaść Aldarena, tak nadal pozostawało to jego priorytetem. Nie myślał w ogóle o tym jak bezbronny tak naprawdę w tym momencie był. Przecież ze strony skrzypka nic mu nie groziło, tego był pewny. Dałby sobie za to głowę obciąć. Zabawa mogła więc trwać w najlepsze - taka cudowna, radosna, swobodna.
        Jednak wszystko co dobre kiedyś ma swój kres, choć tego jak skończyła się ich zabawa Mitra by się w życiu nie spodziewał. Poczuł, że został podcięty przez falę i że Aldaren go złapał… Ale był totalnie zaskoczony tym, że nagle jego nogi straciły kontakt z podłożem i zamiast wpaść do wody albo złapać grunt z pomocą ukochanego, wzniósł się ku górze. Skulił się nieznacznie z zaskoczenia przyciągając ramiona do piersi, dopiero po chwili orientując się, że siedział bezpiecznie w objęciach skrzypka. Zerknął na niego jeszcze trochę skołowanym wzrokiem.
        - Wygrałeś - bąknął, uroczo bezbronny i zdezorientowany. - Złapałeś mnie, panie wielki zły wampirze - dodał zaczepnie, nawiązując do tego jak jego ukochany nazwał siebie samego na początku tej gry.
        Widać było jednak, a i Mitra to teraz poczuł, że to naprawdę koniec zabawy - był już zmęczony tymi harcami, a pewnie skrzypek też potrzebował wytchnienia. Zresztą… Jak można odmówić, gdy ktoś składa ci propozycję patrząc takim czułym wzrokiem? Błogosławiony musiałby nie mieć serca, by nalegać na dalsze przepychanki.
        - Mógłbym powiedzieć to samo, Ren - zgodził się z jego czułym wyznaniem, nadstawiając wargi do pocałunku. Delikatnie dotknął palcami jego policzków, choć ręce cały czas trzymał przy sobie, jakby kulił się w jego ramionach. Nie panikował, ale sytuacja była dla niego dość nowa i trochę niezręczna - nie uciekał, ale nie wiedział jak się zachować. Całe szczęście skrzypek to pojął i postawił go na ziemi.
        - Chodźmy - zgodził się z nim Mitra i nim zdążył przyznać, że jest mu trochę zimno, wstrząsnął nim dreszcz i na jego skórze wystąpiła gęsia skórka.
        - Zimno! - poskarżył się. Potarł dłońmi ramiona i później wyciągnął do Aldarena rękę, by ten poprowadził go na plażę. Zostając troszkę z tyłu błogosławiony nieustannie przyglądał się z czułością swojemu partnerowi - krople wody na jego bladej skórze lśniły jak diamenciki, aż miało się ochotę ich dotknąć, strącić, scałować… Mitra lekko przygryzł wargę, lecz zamiast oddać się teraz czułościom, nagle puścił dłoń Aldarena i cofnął się.
        - R-Ren… - bąknął ze skrępowaniem, obracając się doń bokiem i osłaniając rękami tak jak na początku ich igraszek w wodzie. - Czy… Mógłbyś mi podać coś… Czym mógłbym się zakryć? - zapytał nieśmiało. Dopiero teraz dotarł do niego pewien problematyczny fakt: że biały mokry materiał tak lepił się do ciała, że tak naprawdę niewiele zasłaniał. By nie powiedzieć, że nic nie zasłaniał - tak właśnie czuł się nekromanta w tym momencie, jakby był zupełnie nagi. I strasznie źle się z tym czuł, stąd ten cały cyrk. Jednocześnie gdzieś na granicy świadomości wiedział, że gdyby sam nie zrobił teraz sceny, być może skrzypek wcale nie przejąłby się tym, że jego spodenki prześwitują… Nie no, byłby naiwny, gdyby myślał, że ten nie zwróci uwagi.
        Zabawne było jednak w tej sytuacji to, że gdy tak się wygłupiał z Aldarenem w morzu, wcale mu to nie przeszkadzało.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości