W przeciwieństwie do Lokiego - Vaxen nie napinał mięśni i nie oczekiwał z każdej strony problemów. Coś mu się wydawało, że już było po wszystkim i Biblioteka pozwalała im odejść. Tak jakby to miejsce żyło i przed chwilą sprawdzało, czy są godni wiedzy, którą posiedli. Ale po co sobie zaprzątać głowę nieistotnymi sprawami? Czas to złoto, a mowa jest srebrem. Wychodzili, by móc zasmakować po raz kolejny świeżego powietrza. Zresztą plan był prosty. Rytuał już znają, trzeba odnaleźć miejsce, gdzie go można odprawić. Odpowiednio silne magicznie, spokojne i bezpieczne, aby w trakcie odradzania nikt nie mógł przeszkodzić. Tylko jeden ołtarz się nadawał do tego konkretnego rytuału.
— Nie musisz się tym martwić. Już Ci mówiłam — wtrąciła się w tok myśli Vaxena rudowłosa — że istnieję dla ciebie i tobie poświęcam wszystko, co mam, Czarny Szermierzu.
— Jednak czytasz w myślach?
— Owszem. Aż tak to cię dziwi po tym, jak tłumaczyłam ci wszystkie te zapiski, runy, zaklęcia i zagadki?
Znaleźli się w korytarzu, który przyprawiał ich wcześniej o gęsią skórkę - wijące się spiralnie do góry schody, którymi wcześniej się tu dostali. Jakby minęły całe wieki...
— Wyjaśnisz mi to wszystko?
— To nie jest żadna tajemnica, mój drogi. Istnieję dla ciebie. Zostałam stworzona dla ciebie.
"Oho, kolejna wariatka? Już jedną taką spotkałem, co chciała mi wcisnąć, że jestem tatusiem jej bachora." pomyślał zapominając zupełnie, że Envy wszystko słyszy. Po chwili w głowie Zamaskowanego pojawiła się nie jego myśl o głosie rudej wiedźmy "Wariatka mówisz...?".
— Nie muszę się tłumaczyć. — rzucił oschle Vax, gdy wszyscy wychodzili z podziemi do kaplicy, w której to poznali dziewczynę osobiście.
Na powierzchni było zbyt cicho. Nigdzie żywego (czy też martwego) ducha. Nawet podmuchu wiatru za otwartymi wrotami. Lokstar odetchnął, Vaxen też złapał się na tym, że po tej wszędobylskiej woni kadzideł, papirusu i kurzu wziął głębszy wdech. Nie wiedzieli, co teraz zrobić dalej. Spodziewali się ataku wroga, naporu całej hordy piekielnych, którzy tylko czekali na to, aż demony wyjdą z Biblioteki. A tutaj rozczarowanie - spokój i nuda. Czarnemu coś śmierdziało i nie była to wcale piwnica czy zgnilizna. Śmierdziało pułapką.
— Jest dość cicho, nie sądzicie? — rzucił kapelusznik, jego głos poniósł się delikatnym pogłosem pod kopułą kaplicy.
Faktycznie - zastanawiające było, że nie było widać żadnych śladów walki. Żadnej krwi, ciał, uszkodzeń w architekturze. Wszystko wydawało się nienaruszone. Jakby nic nigdy się tutaj nie wydarzyło. Jakby czas się... Cofnął! Czyżby kolejne zachwiania czasu? A może to jakaś pradawna dziedzina magii zapomniana przez wszystkich? Może sam świat próbuje wyprzeć istnienie takiej mocy? "Mocy, co? Nawet świat nie jest dla mnie dostatecznym wrogiem!" rozzłościł się Szermierz.
— To co? Teraz do ołtarza? Może czegoś się dowiemy. — dodał Lokstar ruszając do wyjścia, gdzie się zatrzymał — Jest tylko taki mały, malutki kłopot. — pokazał na podręcznikowy przykład piekielnego łowcy dusz czy innego diabła. Nie trzeba było długo czekać, jak posłał w jego kierunku kartę. kartonik leciał coraz wolniej, wyraźnie zwalniał, obracał się mniej niebezpiecznie, aż w końcu się zatrzymał, a wraz z nim piekielny, który był celem. "Nie, to zatrzymał się czas!" domyślił się Vaxen dzięki temu, że oni byli wciąż żywi, poruszali się i wszystko widzieli. Tak, jakby ktoś po prostu zatrzymał wszystko, poza nimi. Jakby anomalia dotyczyła tylko ich...
Niespodziewanie czas ruszył z kopyta do przodu. Ale dużo szybciej, niż normalnie, w dodatku drastycznie przyspieszał. Sylwetki i postacie migały jak błyszczące poświaty magii, nawet nie dało się dostrzec ich podczas ruchu. Trójka towarzyszy mogła obserwować, jak czas jest potężny - silniejszy niż wszystko inne. Oto bowiem na ściany wypełzła niczym robactwo roślinność, na kamiennych cegłach pojawiły się pęknięcia, zmatowienia, fragmenty zdobień odpadały i kruszały. Klasztor na ich oczach, w o wiele, wiele większym niż normalne tempie, rozpadał się. W którymś momencie nawet kopuła, pod którą Vax stał z szulerem i rudą nie wytrzymała uporu czasu i zawaliła się.
— Co do... Widzicie to?!
— Tak jakby... — odpowiedzieli zgodnym chórem Wojownik i wiedźma.
Gdy już nie było nic, co mogłoby się bardziej zburzyć Czas znowu się zatrzymał, o czym Vax się przekonał po motylu zastygłym w locie przed jego twarzą, i w tym samym tempie cofać! Wszystko, co w tym pokazie się zawaliło powstawało niczym nieumarli z ziemi. Roślinność się cofała, ściany odbudowywały cegła po cegle, łuki podnosiły jak kwiaty, pęknięcia wypierane były przez lite głazy i czystą powierzchnię. Wszystko trwało i wirowało zaledwie chwilę, po której Vaxen i Loki stwierdzili, że wszystko jest tak, jak było, kiedy...
...byli zaraz po walce z podrzędnymi piekielnymi przed bramą. Czas się cofnął do momentu, gdy jeszcze nie przekroczyli bariery powstrzymującej wysłanników Lorda Ciemności od zawładnięcia wyspą. Co dziwne - była z nimi Envy, której ówcześnie tu nie było.
— Dobra... Co się stało? Przed chwilą staliśmy w kaplicy a teraz jesteśmy...? — spytała rudowłosa.
— Lepsze pytanie... Kiedy? — odparł Loki.
— Dlaczego jesteście tacy spokojni? — spytała mocno zdezorientowana.
— Po wizycie w bibliotece nic nas już nie powinno dziwić. Chyba że smok będzie leciał tyłem grając na lutni. To fakt, może się zdziwię... — zaśmiał się w głos. — Ale co teraz?
— Pierdolę tę zabawę z czasem. Idziemy do ołtarza! — zdenerwował się na poważnie Vaxen chwytając rudowłosą za nadgarstek i ciągnąc ją w stronę bramy drugą ręką dobywając ostrza. Envy nie miała zbyt wiele do powiedzenia, ale gdy zobaczyła pytające spojrzenie kapelusznika wyrwała swoją dłoń z uścisku Zamaskowanego.
— Idziemy do ołtarza przyzwania. Tam odprawimy rytuał dający Vaxenowi moc jakiej pragnął, a ja będę mogła wypełnić swoje przeznaczenie. — wyrecytowała jak w transie Envy.
— Rytuał? Przeznaczenie? O czym ty mówisz, Envy? — skrzywił się na słowa rudej szuler.
Czarny był już wystarczająco zdeterminowany, gdy patrzył na Lokstara i wiedźmę czarnym, zimnym, matowym, wypranym ze wszelkich pozytywnych emocji wzrokiem.
— Odwrócisz ich uwagę. — zadeklarował mrocznie, ale słowa te i tak by na nic się zdały. Loki już postanowił, że tak zrobi, nim jeszcze Vaxen mu "rozkazał". Poprawił więc tylko kapelusz na głowie.
— Będę tego żałował. — Odwrócił się, włożył do ust wyczarowaną wykałaczkę, wyciągnął kartę i pchnął wrota, za którymi słychać było kolejnych piekielnych.
Za drewnianymi skrzydłami wielkimi jak skrzydła Panicza wszelkie kreatury ruszyły na demona. Karciarz wykonał tylko krok w tył i fala mrocznych ciał uderzyła w niewidzialną barierę jak woda. Więcej już nie interesowało Vaxena. Stanął jak najbliżej muru razem z Envy, żeby tamta zgraja go nie dostrzegła. Loki właśnie wpadł pomiędzy zgniliznę i wybuchy na teren klasztoru. Vax natomiast rozłożył eteryczne skrzydła, chwycił dziewczynę jedną ręką w pasie, drugą wciąż dzierżył hebanową klingę i wzbił się ponad mur. Liczył tylko, że wataha go nie zobaczy. Rudowłosa natychmiast namierzyła budynek i wskazała go Vaxenowi magią umysłu. "Może w ten sam sposób spowodujesz, że będziemy dla nich niewidzialni?" zapytał w myślach rudą. "Za dużo umysłów" odpowiedziała mu w ten sam sposób. Najszybciej jak się dało dopadli do wieży odosobnionego zabudowania i wpadli razem z witrażem przez okno. Po chwili, gdy otrząsnęli się, ujrzeli ołtarz na środku placyka na kręgi i runy oraz regały z wieloma księgami na każdej ze ścian - prawdopodobnie różne czary przeciw piekielnym położone tutaj, aby były blisko, w zasięgu ręki i dostępne na zawołanie.
Czarny Szermierz zdjął maskę, którą położył obok ołtarza na ziemi, podobnie uczynił potem z płaszczem i sayami na plecach. Następnie zamknął oczy i spróbował sobie przypomnieć szczegóły całego rytuału. Czy zdążą? Ile czasu kupi im Lokstar? Nie mogą się tym nad tym skupiać. Nie będzie lepszej okazji. A raczej nie będzie więcej żadnej okazji! To ten ołtarz ze snu, Envy, Vaxen. Wszystko się złożyło idealnie.
— Tutaj. Teraz — dziewczyna zwróciła ponaglającym głosem uwagę odwróconego plecami do niej i do ołtarza Vaxa. Ten spojrzał na nią znad ramienia, a to, co ujrzał wprawiło go w zdumienie. Sala, zupełnie jak we śnie, spowita była teraz nagle dziwną ciemnością, a na skalnym wyniesieniu - ołtarzu - siedziała, w jaśniejszym kręgu pochodzącym z okien wieży, Envy z jedną nogą odchyloną w bok, a stopą drugiej opartą na kamieniu. Oba kolana rozłożone były w różne strony odsłaniając kobiecy owoc rudowłosej. Z jej ramienia niczym wodospad spłynął szkarłatny materiał jej sukni odsłaniając więcej nagiej skóry. Siedziała przed nim niemal tak, jak we śnie, roznegliżowana.
— Długo mam czekać? Chyba już wystarczy przypatrywania się, Szermierzu — zaśmiała się cucąc Wojownika z osłupienia — Zaczynajmy już, Vaxenie.
Więc posłuchał. Zbliżył się do niej, oparł się ręką o stół ofiarny za dziewczyną, drugą dłoń położył na plecach pomiędzy łopatkami kochanki. Po jej ciele przebiegł dreszcz. Złączyli się w rozkoszy. Ciche echo jej jęku zlało się z uderzeniem w drzwi kapliczki. Krew grzechu skapnęła na posadzkę i ołtarz, gdy błona dziewicza odpuściła walkę. Zaiskrzyły na złoto i pomarańczowo runy wokół szyi dziewczyny oraz takie same dookoła ołtarza, wzdłuż regałów z księgami. Posadzka zadrżała. A może to tylko kolejny dreszcz rozkoszy? Po chwili to on leżał plecami na zimnym kamieniu wyniesienia, a ona, już zupełnie naga, dopełniała swojego przeznaczenia i rytuału. Aksamit jej sukni leżał na ziemi obok. Aksamit skóry jej ciała muskał szorstką powierzchnię jego ciała. W jej dłoniach w złotawym blasku pojawił się rdzawy sztylet, który uniosła ponad głowę razem z własnym uniesieniem. Szczytowała. Jeszcze ruch. Jeszcze dwa. Dopełniło się przeznaczenie. Grzech. Sztylet. Niebiosa, Mrok. Ostrze w dłoni grzesznicy spadło z impetem i wbiło się w serce Vaxena. Envy natychmiast wydobyła broń trzymając ją blisko swojego serca, jakby ją tuliła. Kobieta nachyliła twarz nad twarz Vaxena i czule go pocałowała, mężczyzna konając odwzajemnił pocałunek. Usta rudowłosej przeniosły się nad ranę na sercu, skąd zaczęły spijać szkarłatną posokę. Łyk. Dwa. Trzy. Zakrztusiła się "Dalej Envy, uda ci się, musisz to zrobić siedem razy!" pomyślał Czarny czując, jak powoli odchodzi z niego życie. Cztery i pięć poszły gładko. Przy szóstym wpiła się na prawdę namiętnie i rozwarła płaty skóry na piersi rozszerzając miejsce, gdzie był wbity sztylet. Przy siódmym wbiła dodatkowo swoje kły i zassała tyle, ile jej się zmieściło w usta. "Teraz... Twoja... Rola..." zdążył pomyśleć umierając Vaxen i opadł blady jak stół ofiarny, na którym go złożono.
Oczy Envy zaświeciły się szkarłatem, natomiast runy na jej szyi nie przestawały skrzyć się na rdzawo, złoto i pomarańczowo. Spojrzała błędnym wzrokiem na sklepienie wysoko ponad nią i zaczęła recytować zaklęcie rytuału - główną moc tego, co ma odrodzić Vaxena potężniejszym niż kiedykolwiek.
Nienawidzę siebie, skrępowane ruchy mam
Tak niewinna jadowite usta mam
Kuś mnie kuś kochanie, bo jestem na dnie
Każdego dnia lgnę do Ciebie
Nakarmioną uczyń mnie
KAŻDEGO DNIA LGNĘ DO CIEBIE
NAKARMIONĄ UCZYŃ MNIE!
Ty potrafisz hipnotyzować mnie
Kiedy życie i śmierć spowiadają się
W twoich oczach widzę wszystko co we mnie jest
Każdego dnia lgnę do Ciebie
Nakarmioną uczyń mnie
Runy i symbole wokół ołtarza rozbłysnęły złotym promieniem w górę niczym wulkany, chwilę promienie krążyły po ścianach, regałach, w końcu skierowały się na parę w miłosnym uniesieniu - złocisto-szkarłatną Envy i martwego Vaxena, którego ciało... Zaczęło powoli czarnieć, pokrywać się jakby piórami. Hebanowymi piórami, jak na jego anielskich skrzydłach. Pokryły całe ciało spowite w blasku run i płonących żywym, krwawym ogniem włosów rudej.
Wszystko mnie boli. Zwłaszcza pierś i głowa. Umarłem. Zabiła mnie. Gdzie jestem? Pustka. Ciemność. Już powinienem wrócić. Powinno być po jej części. Teraz ja muszę otworzyć oczy i skończyć zaklęcie. No dalej. Zmuś się do podniesienia powiek. Boli. Cholernie boli. Nigdy tak mnie to wszystko nie wkurwiało. Nie może się na tym skończyć. Dalej. Dawaj. Całą ta moc. Potęga. Zaklęta we mnie. Moja moc. MOJA moc! Nie mogę... To jest sen. Podnieś się. Rytuał dobiega końca. Proszę, Envy, tylko się nie pomyl! Czemu panikuję?! Co się dzieje?! Umarłem. Umarłem. Cholera. Kurwa... Umarłem. Nie. Nie. Nie. Nie mogę. Nie. Nie. Nie nie nie. Nie. NIE!
— Już wszystko rozumiesz? — odezwał się w tej bezuczuciowej i nieprzeniknionej pustce wielogłos jakby z zaświatów. Vaxen znał ten głos. Nie słyszał go już od wielu wielu lat. Lord Ciemności. Postrach całej Alaranii i wszystkich innych światów na innych łuskach Prasmoka. Samo Zło we własnej i jedynej osobie. — Tylko nic nie mów i dobrze się zastanów nad pierwszymi słowami w tym stanie, Vaxenie. — przerwał nim Czarny (choć nie tak czarny, jak Lord czy Pustka) zdążył cokolwiek z siebie wydusić. Pulsowały w nim wszelkie wnętrzności, o ile jakiekolwiek jeszcze istniały. — Envy. Klasztor. Piekielni strzegący wejścia. Nawet Lokstar... To wszystko było po to, żeby ciebie tam zwabić, pokazać ci tę bibliotekę i wydobyć z ciebie wszystkie mroczne tajemnice tam ukryte. W zamian podarowałem ci na prawdę wiele. Przyjaciela, na którego nie zasługujesz. Kobietę, gotową oddać za ciebie wszystko. Moc, której tak pragniesz. I dom, w którym znajdziesz chwilę spokoju zawsze, nie ważne jak daleko i na jak długo się udasz. Tak, Vaxenie. Envy jest kreaturą, którą stworzyłem z ludzkiej wiedźmy specjalnie dla ciebie. Należy do ciebie. Jest twoją niewolnicą i strażnikiem tego ołtarza, który da ci możliwość wiecznego zmartwychwstawania. Każdy rytuał ma jednak swoją cenę. Twoją jest przekazanie wszystkich tych tajemnic, których dotknąłeś w bibliotece mnie. A teraz, nim wszystko zepsujesz - dobrze się zastanów co chcesz powiedzieć. — po tych słowach Lord już więcej nic nie mówił. Nie było go ani słychać, ani tym bardziej widać.
O co mu chodziło. O co. Envy. Loki. Piekielni. Rytuał. Cena. Tajemnice. Biblioteka. Czas. Moc. Moc. Moc. Moja moc. Co mam powiedzieć? Zapomniałem? Zaklęcie. Rytuał. Dalej, Vaxen!
Wtedy to właśnie śniłem na jawie...
Wszystko co wtedy straciłem... stało się początkiem nowego mnie...
Pamiętam jak uczyniłaś mnie niewolnikiem swoich rąk.
Wtedy to właśnie śniłem na jawie.
Wszystko co wtedy straciłem stało się początkiem nowego mnie.
PAMIĘTAM TO. ŚNIŁEM NA JAWIE!
WSZYSTKO, CO WTEDY STRACIŁEM STAJE SIĘ POCZĄTKIEM NOWEGO MNIE!
Nic się nie działo. Runy zgasły, ciało Vaxena pokryło się piórami i zastygło bezczynnie. Envy skończyła swoją część, ale nie poruszała się. Patrzyła tylko ze smutkiem na swojego władcę. Czarny Szermierz. Czyżby rytuał zawiódł? Nie mógł. Nie mogli się pomylić. Może to on coś pomylił? Może pierwsza część jego zaklęcia musi być powiedziana w specjalny sposób? Może potrzeba trzeciej osoby? Loki! Lokstar mógłby im teraz pomóc!
Jak na zawołanie wraz z drzwiami wpadł kapelusznik. Umorusany, zziajany i wyraźnie w amoku bitwy. Ujrzał nagą Envy ze strużką krwi na bladej skórze przy kąciku ust oraz z zakrwawionym, rdzawym sztyletem w dłoniach. Jej spojrzenie błagało o pomoc. "Loki, musisz znać to zaklęcie. Znaj je. Wypowiedz!" błagała w myślach, ale Loki jej nie usłyszał. Nie mógł.
— Jeśli nie jesteście zbyt zajęci to... — szuler spojrzał na rudowłosą — Nie ważne — dodał wstając, otrzepał się i ukłonił. — Nie przeszkadzajcie sobie. — i wybiegł z budynku. Nie zrozumiał błagającego spojrzenia. "Vaxen umarł".
Ciało pod Envy drgnęło. Zerknęła na twarz Vaxena. Przewiercały ją hebanowe, mroczne oczy Szermierza. Nastała pora na dalszą część jego zaklęcia. Oboje to wiedzieli. Rudowłosa stanęła nad Vaxem na ołtarzu, a z pierwszymi jego słowami pióra, które pokryły jego ciało zaczęły odlatywać w wirze, spirali w górę i krążyć w kaplicy.
Nie zdołasz mnie mieć!
Gwałcony poprzez myśli czołgam się jak dziecko
I strachem napełniony oglądam swe marzenia
W uczuciu odrzucenia jest moje piekło
To krzyczy moja dusza
Tym krzykiem gniew wyraża
Ty stoisz nadal sama kłamstwami oblegana
W ogniu zaklętych pytań
Spytaj mnie czego pragnę
Bądź dalej im poddana
Tak gaśnie wiara
Wybuch rdzawego światła ze wszystkich run oraz z oczu Envy i Vaxena rozświetlił pozostałe mroki wieży, tym razem już zdecydowanie to ziemia się zatrzęsła, a runy na posadzce spłonęły w fioletowym ogniu. Były jednak jeszcze znaki wokół szyi rudej, które niczym obroża tworzyły niezwykły element rytuału. Te również spłonęły w fioletowym ogniu, ale pozostawiły po sobie czarny tatuaż, swoje odbicia na skórze Envy utrwalone na wieczność.
— Pomóż mi wstać — powiedział Vax, a dziewczyna usłużnie zeszła z ołtarza i pomogła mu się podnieść do pół-siadu. Przez wyrwę, gdzie niegdyś stały drzwi wszedł wesoły Lokstar. Jakby nigdy nic wspiął się na drabinę, przejechał na niej wzdłuż kilku regałów, dobył jakąś księgę i zjechał. Ściana z drewnianą półką wielkości ściany nagle wsunęła się do środka i odsunęła w bok odkrywając za sobą magiczny pokój, a w nim kilka skrzyń, łoże i płonącą lampę naftową. "Kobieta, przyjaciel, moc i dom. Lord mnie nie okłamał. Ten podarunek za wiedzę, którą posiadł... To chyba nie jest zły interes?". Czarny otrzepał się z resztek piór. Jego ekwipunek. Też go tu nie było. Przecież wcześniej leżał obok ołtarza... Nie zważając na dziewczynę i karciarza wstał zupełnie nagi, nieco obolały, ale zdrowy i, co najważniejsze, bez rany na torsie. Skierował kroki do tajemniczego pokoju, gdzie w jednej ze skrzyń odnalazł wszystko, co należało do niego. Szybko się ubrał i wyszedł do głównej komnaty. Envy zamknęła przejście wkładając dowolną księgę w miejsce tej, którą zabrał Lokstar. Tajemny pokój zamknął się i był niewidoczny, ukryty pod całunem magii w jednej z ksiąg.
— Nie śpieszyliście się. — zaśmiał się kapelusznik schodząc z drabiny z księgą, po czym usiadł pod ścianą i odetchnął
— To już? Działa? — zdziwił się Vaxen. Wszak ciężko stwierdzić, czy jest się nieśmiertelnym w inny sposób, niż dać się zabić. Zdążył jednak dostrzec w oczach Lokiego błysk — o, nawet o tym nie myśl! Możemy się zbierać.
— Ja tu zostaję. To jest moje przeznaczenie. — rzuciła Envy siadając, już ubrana w swoją szkarłatną suknię, na ołtarzu. Vaxen tylko kiwnął głową. Wszystko już sobie wyjaśnili w myślach i spojrzeniem. Wiedzieli, jaki jest jej cel istnienia.
Motyw muzyczny rytuału oraz pochodzenie treści zaklęcia: Poza Prawdą