Dalekie Krainy[Wielkie Bagna Ivin-Dir] Bagno to bagno

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        Niestety tym razem Firouzeh nie była w stanie współczuć Ledze tak, jak jeszcze poprzedniego dnia. Teraz była zbyt skupiona na swoich zadaniach. Musiała oczyścić bagna z pieczęci Firouza i przy okazji odnaleźć jego ślad, aby móc podjąć pościg zaraz po tym, jak po nim posprząta. Musiała być więc nieustannie skupiona - nie wiedziała przy którym z jego przyzwańców znajdzie jego ślad, bo choć nawet jakby trafiła na niego teraz to, by za nim nie ruszyła przez silne poczucie obowiązku, ale wiedziałaby przynajmniej gdzie się cofnąć w razie czego. Miała więc dość kwestii do ogarnięcia i niestety zabrało jej w tym momencie czasu i miejsca na współczucie…
        W duchu przeklinała swojego brata.


        Firouzeh zeskoczyła z głowy hydry, gdy tylko była pewna, że nie skończy się to dla niej połamaniem nóg. Brała poprawkę na to, że nadal są na bagnie, więc pod warstewką zmurszałych liści może być dół, gałąź czy jakakolwiek inna przeszkoda, więc naprawdę była ostrożna i kto ją znał, wiedział, że potrafiła wylądować bez uszczerbku na zdrowiu z dużo większej wysokości.
        - Hah, oczywiście, smacznego – zgodziła się z pytaniem o zjedzenie przeciwnika. Spodziewała się, że ono padnie, ale i tak ją rozbawiło.
        Jakiś instynkt kazał Firouzeh nie aktywować zaklęcia na odległość. Podeszła w miejsce, gdzie znajdowała się pieczęć – po prostu leżała na ziemi, na wąskim wydeptanym fragmencie przypominającym ścieżkę, którą zwierzęta chodziły do wodopoju. Kartka papieru jak każda, dla laika z takimi samymi symbolami jak na wszystkich innych pieczęciach… Ragarianka jednak aż szerzej otworzyła oczy, gdy przeczytała zaklęcie. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale niemal natychmiast się powstrzymała. Zerknęła w stronę hydry, po czym nagle się rozluźniła. Potrząsnęła głową jak przy poprawianiu włosów, po czym sięgnęła do swojego pasa, z którego wyjęła własne pieczęci. Wybrała jedną – zdawało się, że na chybił-trafił, ale ona przecież doskonale wiedziała czym dysponowała. Obeszła kartkę tak, jak obchodzi się dużą przeszkodę, a nie tylko kawałek papieru leżący na ziemi, który na dobrą sprawę mogłaby po prostu przekroczyć.
        - Jest wasz – oświadczyła, po czym wzniosła wysoko rękę ze swoim zaklęciem i rzuciła ją na ziemię gestem, którym hazardzista rzuca na stół kartę, która da mu zwycięstwo. Obie pieczęci zajaśniały, a po chwili ta zostawiona przez Firouza zaczęła tworzyć wir szarej mgły podobnej do chmur. Wyłonił się z niej humanoidalny kształt. Chociaż… w sumie wyglądało to tak, jakby pojawił się przed nimi prawdziwy człowiek – na ziemi siedział nagi mężczyzna o czarnych włosach, bladej cerze, lekko skołowany, ale o dzikim spojrzeniu. Nie był nemorianinem, choć wielu osobom mógłby się tak skojarzyć. To był jakiś pomiot tej rasy, tak naprawdę imitator a nie prawdziwie potężny przeciwnik… Ale niejednego by oszukał swoim wyglądem i być może wzbudziłby skrupuły. Ale nie w Firouzeh – ona nie miała skrupułów rzucić go na pożarcie Faer i jej siostrom. W końcu chciały zjeść też ją, więc teraz nie powinny mieć obiekcji. Może tylko będą grymasić, bo ofiara była dość chuda – jej siła płynęła z magii, a nie z fizycznych umiejętności. Tak… gdyby mniszka po prostu aktywowała czar i nie skorzystała z odpowiedniej pieczęci, która od razu otumaniła ofiarę, starcie mogłoby być naprawdę ciężkie – każdy dobry mag to trudny przeciwnik, jeśli da mu się przewagę zaskoczenia. Niestety, gdy tej przewagi nie miał, był bezbronny jak pisklak. Pisklak rzucony do terrarium z wężem. To jednak udowadniało, że Firouz był jeszcze bardziej cwany, niż go o to podejrzewała.
        Czyżby planował wrócił do Doma Aritur z jej rogiem jako drugim wotum?
Awatar użytkownika
Faer
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Faer »

        - "Oby było warto, bo to ostatnie było takie..." - zaczęła Lega, choć szybko Tava wtrąciła jej się w słowo.
        - "...Meh. Jakbyśmy choć raz nie mogły zjeść czegoś normalnego" - poskarżyła się prawa głowa opadając nieco bliżej ziemi, jakby naprawdę miała już dość jedzenia wszystkiego co spotkają na swojej drodze. Bez znaczenia czy było to rozkładające się od kilku tygodni truchełko, czy niby świeżo upolowana zdobycz, ale cała umazana mułem, błotem i innym bliżej niezidentyfikowanym świństwem.
        Faer westchnęła ciężko i przewróciła oczami. Tak jak początkowo miała idealny plan nie wchodzić w tą dyskusję i zignorować temat, tak w tej chwili pytanie wręcz samo próbowało się wyrwać z jej paszczy.
        - "Co rozumiesz przez COŚ NORMALNEGO?" - zapytała i w sumie nie wiele trzeba było czekać, by zaczęła żałować, że jednak się nie powstrzymała.
        - "Chciałabym kiedyś spróbować tej legendarnej owsianki, o której wszyscy mówią praktycznie w każdej wiosce" - odparła z podekscytowaniem Tava. Od razu jej się humor poprawił, a z pyska kilka razy skapnęła na ziemię ślina jadowitej gadziny.
        - "Hej, Firo! Jadłaś kiedyś owsiankę? Wiesz, gdzie ją upolować? Może dałybyśmy radę skądś ją wziąć i spróbować?" - zagaiła rogatą, pełna entuzjazmu i wręcz nie mogąc się doczekać skosztowania swojej wymarzonej potrawy. Nawet zaczęła się dokoła rozglądać jakby to na poszukiwanie owsianki wyruszyli, a nie niebezpiecznych potworów zawiniętych w papierki.
        Jakoś tak na rozmowie o "legendarnej" owsiance minęła im cała wędrówka, choć ta nie okazała się wcale tak długa i wyczerpująca. Prawdopodobnie przez to, że dnia poprzedniego pokonały prawdopodobnie dłuższą część drogi i być może byłyby w stanie dotrzeć do tej pieczęci przed wczorajszych zmierzchem, gdyby nie zaatakował ich ogromny bagienny krokodyl i jakby nie poturbował tak mocno Tavy. W każdym razie w końcu dotarły na miejsce.
        Prawy łeb hydry zbliżył się do ziemi, umożliwiając Ragariance bezpieczne znalezienie się na twardym, stabilnym gruncie i nie przeszkadzały jej. Stanęły sobie z boku i przyglądały się uważnie całym tym podchodom kobiety. Prawdopodobnie uznałyby ją za nienormalną, gdyby dopiero rogatą spotkały i na własne oczy nie zobaczyłyby co z takiego marnego świstka papieru potrafiło wyjść. Dały więc jak największe pole do popisu swojej towarzyszce i... były odrobinę skonsternowane, gdy w końcu pojawił się przed nimi "potwór" z papierka.
        Niby słyszały przyzwolenie rogatej na pożarcie tego człowieka, a wcześniej wspominały o zjedzeniu niewinnych wieśniaków, jednakże w tym momencie zastany osobnik był czymś czego się w ogóle nie spodziewały. Podczas gdy Lega i Tava mierzyły demona ostrożnie spojrzeniem, Faer zwróciła pytający wzrok w stronę Firouzeh. Zaraz jednak znów spojrzała na plecy tego mężczyzny, podczas gdy Lega zbliżyła swój pysk by go powąchać. Wystarczyło mgnienie oka, by wszystkie trzy paszcze złapały za stanowczo zbyt małą ofiarę jak dla nich trzech i chwilę po tym rozerwały ją w powietrzu na trzy części, warcząc przy tym groźnie, rozszarpując wypadające z pysków fragmenty demona, na jeszcze mniejsze kawałki. Były bardzo rozwścieczone, czego dowodziły wszystkie łuski i kolce na ich ciele postawione na szpic. Może i ten demon nie miał nic wspólnego z tamtą badaczką i jej elektrycznym latającym węgorzem, którego miały nie-przyjemność spotkać jakiś czas temu, jednakże pradawnej w zupełności wystarczyło, że ten nagi mężczyzna, którego właśnie rozszarpywały z taką wściekłością, był tak bardzo podobny do tego, który towarzyszył tamtej istocie. Tavę nadal bolała głowa na samo wspomnienie tamtej sytuacji, pomijając już sam fakt tego, że całą hydrę co rusz przeszywało nieprzyjemne uczucie czegoś obcego w jednej z jej głów. Nie ważne, że to był jednorazowy incydent i szybko uwolniły się od problemu, wspomnienie tego nieprzyjemnego doświadczenia nadal tkwiło jak cierń w boku. Albo raczej wewnątrz głowy.
        Gdy było już po wszystkim, nadal były mocno rozdrażnione, a amok w jakim jeszcze przed chwilą były nie uleciał z nich do końca. Widać było, że mimo wszystko bardzo się powstrzymują, by i rykoszetem nie chwycić w swoje paszcze rogatej i na niej nie wyładować do końca swojej frustracji. Na szczęście dla nich, na nieszczęście dla ich ofiary, w pobliżu pojawił się wysoki na dwa sążnie potwór bardzo mocno przypominający odzianą w jakieś podarte łachmany ropuchę, poruszającą się na dwóch nogach. Stwór gabarytowo już bardziej odpowiadający podziałowi na trzy smocze głowy, choć niestety z dość przykrą dla nich specjalnością, gdyż jego ciało potrafiło eksplodować jak bańka, obryzgując swoja zawartością wszystko dokoła, gdy znalazł się w sytuacji bez szans na ucieczkę. Substancje zawarte w jego ciele potrafiły być bardzo toksyczne, jednakże najbardziej trującą istotą w całym tym rejonie była bez wątpienia Faer wraz z siostrami. Można by rzec, że były królowymi trucizn.
        Wybuch ropucha jednak wystarczył by przywrócić rozdrażnioną hydrę do porządku i po niedługim czasie, była gotowa by ruszać dalej. Choć nadal była oblepiona bebechami człowieka-ropuchy oraz umazana krwią jego, jak i wcześniej rozszarpanego demona.
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        Trochę zaskakujące, lecz na Firouzeh ta wymiana zdań o normalnym jedzeniu zrobiła nawet wrażenie. Po apetycie Tavy spodziewała się, że dziewczyny są przyzwyczajone do jedzenia z bagien i tak naprawdę albo nie zwracają uwagi na jego smak, albo doń przywykły, bo nie znają innego. Może to jednak nie była kwestia tęsknoty za smakami związanymi z cywilizacją, a zwykła ciekawość? Trudno orzec – w sumie dziewczyny wyraźnie miały ochotę pójść między ludzi, niekoniecznie po to, by siać wśród nich popłoch.
        - Och… - Pomysł polowania na owsiankę wyraźnie wybudził ją z rozważań i lekkiego rozespania, w które wpadła przez to miarowe kołysanie głowy podczas marszu.
        - Jadłam – przytaknęła. – Nie wiem czy wam posmakuje, jest… Trochę mdła. Przynajmniej ta, którą ja znam – zastrzegła, przypominając sobie zboża gotowane na zwykłej wodzie, posolone. Równie dobrze mogłaby jeść namoczone trociny. – Ale ponoć poza górami ludzie potrafią ją przyrządzić tak, by miała jakiś smak. Coś pokombinujemy, byście mogły jej spróbować – zapewniła, puszczając do dziewczyn oko. Dla niej nie byłoby problemem kupić w jakiejś mijanej wiosce kankę mleka (ponoć taka na mleku była lepsza) i mały worek owsa, więc chyba sobie poradzi.
        - A jadłyście kiedyś świeży chleb? – zapytała, trochę zaintrygowana zwyczajami kulinarnymi hydry. Owsianka była o tyle problematyczna, że trzeba było ją przyrządzić na świeżo i pewnie nikt jej ot tak nie woził w słoiku, na zimno, ale pieczywo to co innego, tego smoczyce mogły mieć okazję skosztować, o ile trafiły na odpowiedniego podróżnika.

        Firouzeh nigdy w życiu nie spodziewałaby się tego, jak sytuacja rozwinie się później. Pomyślała, że… Ma przerąbane. Że za bardzo zaufała hydrze, że zbyt protekcjonalnie albo przedmiotowo je potraktowała. Dając im demona na pożarcie nie spodziewała się wściekłości, jaką w nich wywoła – gniewu, którego nie znała przyczyny. Wcześniej pożerały wszystko bez większych emocji, a w tej jednej ofierze było coś, co ewidentnie rozjuszyło Faer i jej siostry. I to jeszcze zanim go spróbowały – więc nie było mowy o truciźnie.
        Nie dociekając dłużej przyczyn, Firouzeh przygotowała się na to, że będzie musiała stoczyć walkę z dotychczasowymi towarzyszkami. Wywinęła młyńca kijem, drugą ręką sięgnęła do swojego pasa, gotowa sięgnąć w każdej chwili po nowe zaklęcie. Nie zaatakowała jednak pierwsza – chwilę stała i mierzyła się wzrokiem z Faer. Wyczuła pewne wahanie z jej strony, wyraźny opór, choć też równie wyraźny bodziec, z którym walczyła. Co powinna zrobić? Odłożyć broń i próbować załagodzić sytuację? Uderzyć, póki ma szansę? To ostatnie kusiło najbardziej – była stworzona do walki, więc upatrywała w niej naturalnego rozwiązania. To byłoby jednak jak włożyć jej głowę do pyska – samobójstwo.
        Sytuację rozwiązała żaba. Czy coś do żaby trochę podobnego. Firouzeh zobaczyła stworzenie w tym samym momencie co smoczyce – stwór się specjalnie nie krył, jakby w ogóle nie wyczuł niebezpieczeństwa. Na jego nieszczęście, hydra niespecjalnie się krępowała i zaatakowała momentalnie. Ragarianka w tym czasie miała tylko chwilę, by uskoczyć w tył i osłonić się przed tym, jak ofiara Faer i jej sióstr w ostatnim rozpaczliwym odruchu obronnym eksplodowała paskudną, cuchnącą cieczą. Całe szczęście na mniszkę nie padła ani kropla, a hydra tymczasem zeżarła ofiarę i sprawiała wrażenie jakby było jej lepiej.
        - Jeny… co się stało? – zapytała Firo, podchodząc do dziewczyn na odległość, która już nie była bezpieczna, ale instynkt podpowiadał jej, że nie musi się już tym przejmować. – Co ten demon miał w sobie takiego, że ws tag szlygtrafikrwa…
        Mniszka zaczęła bełkotać i wyraźnie chwiać się na nogach. Poczuła, że coś jest nie tak, więc wsparła się na swoim kiju i przyłożyła dłoń do twarzy. I wtedy Faer mogła zauważyć, że jednak Firouzeh nie do końca osłoniła się przed trucizną człowieka-ropucha – jedna niewielka kropla spadła na wierzch jej dłoni.
Awatar użytkownika
Faer
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Faer »

        - "Mdłe? Ughh... Czyli na pewno smakuje jak jaja Yashhht'Shhherke" - podsumowała Tava z niesmakiem i ogromnym zawodem na pysku. Spodziewała się, że legendarna owsianka będzie słodka, albo chociaż jak owoce przyjemnie kwaśno-cierpka, a jak się okazało była w ogromnym błędzie. Na szczęście nim całkiem straciła nadzieję i wiarę w to, że ludzkie jedzenie jest bez porównania lepsze od tego wszystkiego czym żywiły się dotychczas, a co w większości było kiedyś mieszkańcami bagien, Firouzeh wspomniała o innym wybitnie pysznie brzmiącym rodzaju jedzenia, którego skosztowania Tava oraz Lega się wręcz nie mogły już doczekać.
        - "Nie mam zielonego pojęcia co to świeży chleb..."
        - "...ale już nie mogę się doczekać go upolować i zatopić w nim swoje kły" - dokończyła Lega, śliniąc się niemiłosiernie i z niesmacznym mlaśnięciem oblizując sobie pysk z tego niekontrolowanego ślinotoku. Prawdopodobnie kiedyś zdarzyło im się jeść chleb, ale nigdy nie miały szansy poznać nazw nawet typowo podróżniczego prowiantu. A raczej osoby, które go ze sobą do hydry "przynosiły", nie miały nigdy szansy powiedzieć jej jak co się nazwa.
        Przyjazna rozmowa o normalnym jedzeniu trwała do momentu, aż nie dotarły do kolejnego demona zostawionego przez brata ich towarzyszki. Musiały na jakiś czas zawiesić swoje rozważania na temat tego co spożywali ludzie i powrócić do teraźniejszości, gdzie o to miały zaraz pożreć kolejne gorzkie paskudztwo. Chociaż nie. To, co się pojawiło po "rozwinięciu" papierka, pradawna pożarła z czymś więcej, niż smakiem i zapałem. Rozszarpała osłabionego mężczyznę z płonącą w oczach furią, przez która o mały włos nie oberwało się Ragariance rykoszetem.
        Ropuch, który najpewniej wybrał się na ryby, nie miał niestety tyle szczęścia i szybko zakończył swój żywot w żołądku rozwścieczonej hydry. Ona natomiast odzyskała utracone opanowanie i mogły spokojnie kontynuować swoją wędrówkę. A przynajmniej mogłyby, gdyby ich towarzyszka nie zaczęła się dziwnie zachowywać. Nawet nie zdążyły odpowiedzieć na jej pytanie, wyjaśniając tym samym swoje zachowanie, gdy rogata zaczęła niewyraźnie mówić i chwiać się na nogach.
        Hydra zaklęła pod nosem w smoczej mowie, jak tylko dostrzegła powoli rozchodzącą się po organizmie Firouzeh truciznę, swojego ostatniego obiadu. Rozejrzała się dokoła każda głowa kilka razy w każdą stronę i jedną z łap przysunęła do kobiety duży kamień, o który ta mogła się oprzeć i przy nim usiąść. Gdyby wiedziały, że przypadkowo rogata ucierpi... Miały do siebie ogromny żal o swój wybuch furii. Tava strasznie się bała stracić swoją pierwszą (i jedyną) w życiu przyjaciółkę, Faer lojalnie i honorowo nie chciała dopuścić do śmierci niewinnej osoby, do tego własnego towarzysza i nawet Lega była przejęta całą sytuacją, w której się znalazły, choć po niej akurat widać to było najmniej.
        W pierwszej kolejności zanurzyły się całkowicie w mulistej wodzie, aby spłukać z siebie toksynę ropuchy. Lega zawładnęła umysłem przelatującego nad nimi sokoła błotnego, który lubował się w polowaniach na ukrywające się w mule ryby i niewielkie gady, a który mógł osiągnąć wielkość średniego psa. Od razu udała się na poszukiwania pewnej paproci podczas, gdy Tava panikowała zawładnięta histerycznym płaczem, a Faer próbowała jakoś zapanować nad sytuacją, co wcale nie należało do najłatwiejszych zadań, gdy posiadało się dłoń wielkości osoby, której chciało się udzielić pomocy. Ponownie zaklęła paskudnie z powodu swojej bezradności, bo jedyne co mogła zrobić w obecnym stanie, to kontrolować swoim "trzecim okiem" rozprzestrzenianie się trucizny po ciele kobiety oraz pracę jej serca. Rozejrzała się po okolicy czy nie przechodził może ktoś, kto mógłby wyssać z krwiobiegu Ragarianki choć część trucizny, bez konieczności odgryzania jej przy tym ręki przy samej rzyci, a Tava w tym czasie panikowała.
        Chwila minęła nim przed hydrą wylądował kontrolowany przez Legę ptak, trzymający w szponach kilka młodych liści intensywnie bordowej paproci. Wyrwała sobie z grzbietu jedną łuskę i... nie wiedziała jak mogłaby ugryźć Ragariankę, tak, by nie odgryźć jej żadnej części ciała, ani jej całej przez przypadek nie pożreć. Pierwszy raz w życiu były w takiej sytuacji i żałowały, że są tak duże. Gdyby były takie jak w momencie gdy wypełzły z jajka, albo nawet trochę większe, niż wtedy, ale nadal sporo mniejsze, niż obecnie... Choć nie. Tylko Faer i Lega były w obecnie przejęte i wściekłe na swoje gabaryty, bo Tava nadal była zbyt zajęta panikowaniem.
        Nagle stało się coś, czego hydra nigdy by się nie spodziewała i to była jedyna chwila, gdy wszystkie trzy były jednakowo przerażone tym co się działo. Ich ciało nagle zaczęło się kurczyć i zmieniać. Nim się zorientowały były... ludzkiej wielkości, może nieco drobniejsze i niższe od Firouzeh, ale znacznie bardziej podobne jej wzrostowo. Nie było jednak czasu teraz się nad tym zastanawiać, bo raz - ich towarzyszka potrzebowała pomocy, a dwa... zgubiły gdzieś swoją łuskę. Tava ani trochę nie pomagała w poszukiwaniach swoim panikowaniem, a Lega... Faer się mocno zaniepokoiła gdy prze moment nigdzie nie widziała swojej siostry, nawet kątem oka. Słyszała za to jej syczące przekleństwa, a po chwili nawet sama zaklęła, gdy coś po lewej stronie ją mocno szarpnęło. Boleśnie nawet. Szczęście, że Lega się odnalazła i nawet znalazła ich łuskę. Faer włożyła i młode liście paproci i swoją łuskę do paszczy i zaczęła je rzuć aż całkiem ich nie zmieliła na papkę. Delikatnie owinęła swoim ubłoconym, wężowym ogonem rękę Firouzeh i przytrzymała ją na wysokości swojego pyska, by zaraz po chwili ją ugryźć i umazać powstałą ranę swoją śliną i zmieloną przed chwilą papką. Nie było w okolicy przecież bardziej jadowitego stworzenia od niej i jako królowa trucizn doskonale zdawała sobie sprawę, że jej własna toksyna mogła stanowić idealne antidotum na wszystkie inne występujące w tym regionie. Skoro pożarła praktycznie każdego przedstawiciela z występujących tu gatunków...
        Usmarowała dłoń Firouzeh błotem i odpełzła od niej na moment, by przepłukać sobie pysk z resztek paki. Pochyliła się nad mętną wodą, a zaraz po tym z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Jak oparzona odsunęła się od bagna i w popłochu zaczęła oglądać swoje ciało. Ogon pozostał bez zmian tylko był mniejszy. To samo tyczyło się jej sióstr, które również zdawały się w ogóle nie zmienić, prócz tego, że się w porównaniu do niej bardzo skurczyły i były w coś zaplątane. Nie można jednak powiedzieć, że nic się nie zmieniło, bo sama Faer przybrała bardziej... ludzkich kształtów. Miała jedną parę drobnych, ludzkich rąk z długimi zwinnymi palcami godnymi urodzonego pianisty i bardzo smukłą talię, przez którą nawet nie zwróciła uwagi, że ma bardziej ludzkie, niż wężowe ruchy, gdy się przemieszczała. Wstrzymała powietrze i sięgnęła swojej głowy. Ani trochę nie była podobna do swoich sióstr! A to w co były zaplątane, albo raczej pod czym skrywały się dwa wężowe pyski było długimi, czarnymi kosmykami. One... Faer... zmieniła się w człowieka... albo raczej pół człowieka pół węża z potarganymi włosami i dorodnym biustem na wierzchu. Całkiem naga...
        Tava na nowo zaczęła panikować, Faer próbowała otrząsnąć się z szoku jakiego doznała i jakoś zrozumieć to, co właśnie się stało, natomiast Lega, gdy zrozumiała, że te obce ręce należą do nich samych i że bardzo boli, gdy próbuje je przeżuć i po prostu zjeść, z zaciekawieniem zaczęła oglądać ich nowe ciało i badać, co z perspektywy trzeciej osoby mogło dość dziwnie wyglądać, gdy kobieta, albo raczej w ich przypadku eugona, zaczęła samą siebie obmacywać, łącznie z piersiami.
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        Jak smakują jaja tego krokodylopodobnego stwora Firouzeh nie wiedziała i w sumie to nawet nie zależało jej na tym, by się tego dowiadywać. Prowiantu miała dość, by sobie poradzić, zawsze mogła zajść do jakiejś wioski, by się posilić, a poza tym jeśli już miałaby szukać sobie pożywienia na własną rękę, z pewnością wybrałaby coś bezpieczniejszego niż potomstwo ogromnego wodnego gada. A może płaza? Stwora, niech będzie stwór.
        Mimo braku wiedzy z tej gałęzi kulinariów i chęci, by tę wiedzę uzupełnić, mniszka i tak potaknęła siostrom, po czym już gładko przeszła do kolejnego tematu, na którym znała się trochę lepiej.
        - Tego musicie spróbować - zapewniła je zdecydowanie. - Jak tylko będzie okazja, obiecuję zdobyć dla was taki ciepły chleb.
        Co prawda Firouzeh zdawała sobie sprawę z tego jak trudne to może być zadanie, ale nie zrażało jej to. Nie w każdej wiosce był piec chlebowy, nie w każdy dzień były też one czynne, więc tu będzie musiała liczyć na łut szczęścia. No i nie wyobrażała sobie, by jeden bochenek miał zadowolić smoczyce, skoro paszcza każdej z nich mogła przegryźć ją na pół bez większego wysiłku - raz kłapną zębami i nawet nie poczują smaku. Tu będzie musiała trochę pokombinować - może wystarczy, że kupi sześć bochnów, a może będzie trzeba się bardziej nagimnastykować. Niemniej uważała, że warto sprawić Tavie i Ledze przyjemność. I Faer oczywiście też, choć ta akurat w tym momencie nie brała udziału w rozmowie i chyba kulinaria naprawdę średnio ją interesowały, o ile w ogóle.

        Firouzeh w ogóle nawet nie poczuła, że chlapnęła na nią odrobina trucizny. Substancja była ciepła i pod wieloma względami podobna do złocistego oleju, którym arystokratki nacierały skórę po kąpieli - niby oleista, ale sucha, nie zostawiająca śladu na ciele, o ile się ją równo rozprowadziło. A jednak na tym podobieństwa się kończyły. Mniszka w jednej chwili poczuła się, jakby za dużo wypiła albo czymś się naćpała. Miała miękkie kolana, w oczach jej się dwoiło i troiło, świat się wokół niej kręcił, a proste czynności - nie tylko mówienie, ale nawet stanie w miejscu - okazały się być bardzo trudne. Serce jej przyspieszyło i zrobiło jej się zimno i słabo - gdyby nie asekuracja hydry na pewno runęłaby na ziemię jak kłoda, a tak to tylko zsunęła się po kamieniu, nie obijając sobie przy tej okazji pośladków.
        Z natury jednak Firouzeh była bardzo zawzięta i też bardzo żywotna, dlatego nie poddała się tak do końca działaniu trucizny. Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła swój mózg do współpracy i wygospodarowaniem chociaż odrobiny zasobów, by wymyślić jakiś ratunek. Nie mogła przecież sczeznąć na bagnach przez przypadkowy kontakt z jakimś trującym ropuchem, to była straszna hańba! W pierwszej kolejności wytarła wierzch dłoni o ubranie, niedbałym gestem, jakim ściera się plwocinę. Przyjrzała się swojej ręce, ignorując fakt, że aktualnie widzi ją podwójnie. Na skórze miała niewielką czerwoną plamkę, jak ślad po ugryzieniu komara. Dotknęła tego miejsca, co w jej stanie udało się dopiero po kilku próbach. Twardy, gorący wyprysk, który na dodatek bolał, gdy się go ruszało. Nie wyczuła jednak płynu pod skórą… Co zresztą miałaby z nim zrobić?
        Fioruzeh nagle targnęły torsje. Raz, mocno, ale nieskutecznie - nie zwymiotowała. Przeczuwała jednak, że to się może powtórzyć i nie wiedziała czy powinna się temu poddać czy nie - może to przyspieszy rozprzestrzenianie się trucizny w ciele, a może wręcz przeciwnie, pozwoli się jej pozbyć? Zapytałaby o to Faer, ale nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, z jej ust wydobywał się tylko bełkot.
        Była zmęczona. Chętnie położyłaby się na drzemkę albo chociaż na chwilę przymknęła oczy, by świat na moment przestał wirować wokół niej. Ale nie, nie mogła sobie na to pozwolić, bo się już pewnie nie obudzi. Nie panując w ogóle nad odruchami ani się nad nimi nie zastanawiając, wychyliła się ostrożnie w bok, by sięgnąć po leżący na ziemi lekko wydłużony kamyk. Wbiła go w ziemię i zakreśliła nim łuk. Później kolejny. I koło. I dwa trójkąty, jeden w drugim…
        Po co próbowała cokolwiek przyzywać?
        Ręka z kamieniem bezwładnie opadła jej na ziemię, jakby nakreślenie tych kilku linii niebywale ją zmęczyło. Powiodła mętnym wzrokiem wokół siebie, szukając Faer. Nie widziała jej. Ale jak to? Kurde, przecież wcale nie jest tak łatwo zgubić takie bydle… ”Bez urazy, Faer, ale no, mała nie jesteś”, pomyślała zaskakująco trzeźwo. Szkoda, że ta jedna trzeźwa myśl została zmarnowana na to, by przepraszać smoczycę, która nawet nie wiedziałaby za co to.

        Jakaś nowa osoba, która pojawiła się przy Firouzeh, nie wywołała w niej takiego zaskoczenia jak powinna. Ragarianka gapiła się na nią tępo i coś tam stękała pod nosem, chyba chcąc zadać jakieś pytanie, ale nie potrafiąc zmusić ust i języka do współpracy. Chwiejąc się siedziała i pozwalała robić z sobą wszystko, co ta obca kobieta chciała. Wydawało jej się, że to nie był wróg, wręcz przeciwnie, że ona chce jej pomóc.
        Już po zabiegu Firouzeh zaległa pod głazem jak szmaciana lalka, oddychając spokojnie, miarowo i patrząc przed siebie z wyraźnym zmęczeniem w oczach. Powoli, powoli odzyskiwała ostrość widzenia. Skupiła wszystkie swoje siły, by podnieść głowę i przyjrzeć się opatrunkowi na dłoni. Była umazana jakąś papką, która nie pachniała za dobrze, ale przecież każde lekarstwo było śmierdzące i gorzkie, więc to ją nie niepokoiło. Podniosła więc spojrzenie, by odszukać swoją dobrodziejkę i jej podziękować. Dostrzegła… O na Prasmoka, cóż za dziwny widok. Firouzeh stęknęła i zacisnęła powieki, przekonana, że zaczyna mieć już naprawdę konkretne halucynacje. Ale gdy ponownie odważyła się spojrzeć, ta kobieta nadal tam była. Eugona. Tak się chyba nazywała ta rasa… Co ona tu robiła. I… Faer… Gdzie była Faer? O jeny, co się działo… Mniszkę zaczynała boleć głowa.
        - Faer… - wezwała słabym głosem hydrę, która nie mogła jej przecież usłyszeć, skoro nigdzie nie było jej widać. Pięknie. Została sama z jakąś ponętną nieznajomą, zdana na jej łaskę… Nie zamierzała uciekać, nie miała na to szans. Zresztą po co? Ale jednak chciała odnaleźć smoczyce. Niemożliwe, by ją zostawiły.
Awatar użytkownika
Faer
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Faer »

        Minęła dobra chwila nim pradawna doszła do siebie po szoku jakiego doznała, gdy zorientowała się, że zmieniły postać. Prawie zmieniły się w człowieka! Jeśli w pełni udałoby im się opanować tę umiejętność mogłyby z większą łatwością nawiązywać pozytywne kontakty z ludźmi mieszkającymi na bagnach. Nie były by dłużej potworem z bagien. Jeśli tylko by się nauczyły z łatwością zmieniać swoją postać... życie przestałoby mieć dla nich jakiekolwiek ograniczenia. W prawdzie nadal raczej nigdy nie będą w stanie oderwać się od ziemi i poszybować w przestworzach, jednakże mogły się bez tego obejść. Będąc ludzkich rozmiarów będą mogły w końcu odkryć te części swojego leża i ogólnie całego terytorium, które ze względu na naturalne gabaryty hydry były dla niej niedostępne. To... mało brakowało by się popłakały ze szczęścia.
        - Przestań w końcu! To łaskocze! - syknęła w smoczej mowie na Legę, która cały czas dokładnie sprawdzała ich nowe ciało. Wyrastający z lewej strony szyi kobiety zmniejszony łeb hydry zasyczał z niezadowoleniem, patrząc w wężowe oczy liderki. Wyglądało tak jakby zaraz miało dojść do jakiejś sprzeczki między nimi, jednakże zaraz odzyskały rezon, słysząc imię pradawnej padające ze strony ragarianki.
        - "Ciii. Odpoczywaj" - poleciła łagodnym tonem w umyśle towarzyszki, spoglądając na nią z lekkim zmartwieniem.
        - Nic jej nie będzie prawda? - spytała w smoczym narzeczu ze zmartwieniem głowa hydry wyrastająca z prawej strony zagięcia, w którym szyja łączyła się z barkami.
        Faer spojrzała na siostrę, a po tym znów na rogatą. Według niej ich własna trucizna zmieszana z czynnikami neutralizującymi z paproci i ich łuski powinny podziałać jak antidotum, zwłaszcza, że w miarę szybko zareagowały. Nie mogła mieć jednak stu procentowej pewności jak zareaguje na to wszystko organizm Firouzeh, była pierwszą ragarianką, którą poznały i której nie pożarły. Nie mówiąc już o tym, że w całym życiu hydry była pierwszą osobą, na której uratowaniu przed śmiercią im tak bardzo zależało.
        - Jeśli naprawdę zależy jej na odnalezieniu brata, to powinna się z tego wylizać - odparła kładąc się na brzuchu obok rogatej kobiety. Podłożyła sobie brudne od ziemi i błota ręce pod brodę, a po chwili oparły się o nie obie hydrze głowy. Wszystkie trzy pary gadzich ślepi utkwione były na wymęczonej przez toksynę ropucha towarzyszce.
        - Daję głowę, że będzie strasznie wściekła, jak już dojdzie do siebie i zorientuje się ile dala mu czasu na zwiększenie dystansu i zastawienie kolejnych pułapek - parsknęła ze złośliwym rozbawieniem Lega, szczerząc się paskudnie sama do siebie.
        - Bez wątpienia nasza podróż się przez to wydłuży - przyznała chłodno Faer, odwracając wzrok na Tavę, gdy poczuła, ocierające się o jej prawy policzek szorstkie łuski siostry.
        - I co? Zostawimy ją? - mruknęła smutno prawa hydra, patrząc w oczy liderki z cieniem nadziei.
        - To nie wchodzi w grę. Obiecałyśmy, że pomożemy doprowadzić ją do jej brata i co by się nie działo obietnicy dotrzymamy - odparła poważnie wężowa kobieta.
        Odetchnęła głęboko i przymknęła na moment oczy, odrobinę znużona wydarzeniami sprzed chwili. Szybko jednak zapadła w regeneracyjny sen, podczas którego wróciły do naturalnej postaci. Firouzeh miała wiele szczęścia, że hydra w swojej bardziej ludzkiej formie położyła się nieco dalej od niej, inaczej ragarianka mogłaby zostać przypadkowo zmiażdżona przez pradawną. Zwłaszcza, że smoczyca zwinęła się instynktownie, otaczając swoim łuskowatym ciałem rogatą. Jakby nieświadomie chciała ją odgrodzić od całego świata, aby Firouzeh mogła bezpiecznie powrócić do pełni sił.
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        Firouzeh nie umiała jednoznacznie określić czy było jej lepiej, czy gorzej. Bolała ją głowa i była niesamowicie zmęczona, ale wróciła jej ostrość widzenia i nawet czuła, że mogłaby mówić całkiem składnie. Jednak kto próbował kiedyś logicznie myśleć w napadzie migreny ten wie, że to wcale nie jest takie proste, a mniej więcej w takim stanie była teraz mniszka. Gapiła się więc tępo w piękną nieznajomą przed sobą, zastanawiając się czy te węże, które widzi na jej ramionach, są prawdziwe czy też stanowią jakąś halucynację… To… Tak bardzo przypominało Faer i jej siostry – trzy głowy, dwie nawet podobne, tylko reszta się nie zgadzała… Ogon…
        - Faer… - spróbowała po raz kolejny.
        ”Odpoczywaj”. Ten głos na pewno należał do hydry, więc może… Ragarianka rozejrzała się po okolicy na ile mogła, ale nadal jej nie widziała. Czy ta nieznajoma miała z tym coś wspólnego? Wróg, przyjaciółka? Firouzeh miała problem by to określić, ale wydawało jej się, że raczej to drugie. A te głowy coraz bardziej przypominały jej znajome smoczyce… Tylko jak to możliwe? Przecież ona się nie przemieniała, nie była w stanie, sama o tym wspominała.
        W końcu mniszka się poddała. Udręczona bólem i wyczerpaniem płynącym z walki organizmu z trucizną położyła się na ziemi pod przysuniętym jej kamieniem. Zamknęła oczy i skuliła się, otaczając głowę ramionami. Trudno stwierdzić czy zasnęła, czy straciła przytomność.

        Pobudka nastąpiła kilka godzin później, lecz gdy słońce stało jeszcze wysoko na niebie. Po rozłupującym czaszkę bólu pozostało jedynie ćmienie i pieczenie oczu, a zmęczenie nie było tak straszne i możliwe, że gdy Firouzeh wstanie i się porusza to się jej poprawi – mogła być zwyczajnie skostniała od spania na ziemi. Podniosła się więc do pozycji siedzącej i rozejrzała. Z pewną ulgą zobaczyła tuż obok siebie Faer w całej jej smoczej okazałości. Pogładziła z czułością jej łuskowaty bok, zauważając przy tym to jak brudną ma rękę – wtedy przypomniała sobie o zatruciu i opatrunku… I o wężowej kobiecie. To przyspieszyło jej krążenie krwi. Przyjrzała się jeszcze raz swojej dłoni – pod warstwą brudu dostrzegła niewielką czerwoną plamkę w miejscu, gdzie spadła na nią toksyczna wydzielina tamtego ropucha. Jednak teraz nic już jej nie było. To znaczy… że tamta kobieta jej pomogła? Chyba tak. Ale gdzie była wtedy Faer? I czemu teraz znowu była przy niej tylko hydra, a tamtej nieznajomej nie było nigdzie w zasięgu wzroku? Czy to było jakieś przywidzenie, halucynacje wywołane zatruciem? Ragariankę aż głowa zaczynała boleć od domysłów.
        Wstała. Mięśnie nóg miała zastane, ale podskoczyła parę razy w miejscu i już było w porządku. Wygramoliła się z opiekuńczych objęć Faer i rozejrzała się, choć nie wiedziała czego tak naprawdę wypatruje. Na próbę przeciągnęła się i wykonała kilka zamaszystych ruchów wszystkimi czterema kończynami. Podniosła wzrok ku niebu, ale nie była w stanie dojrzeć słońca, by zorientować się jaka jest pora dnia. Tak, pamiętała o pościgu. I była na siebie wściekła, że przez taką jedną plamkę trucizny straciła tyle czasu… A może i straciłaby coś więcej, gdyby nie uzyskała pomocy z zewnątrz. Frustrowało ją to jak słaba się okazała. Kropla trucizny… Ledwie kilka tygodni drogi od domu. Taka to z niej była wojowniczka – dobitnie widziała teraz, że dobrze się stało, że wyruszyła w drogę. Jaka byłaby z niej święta, gdyby tak łatwo byłoby ją zabić? Będzie musiała to zmienić.
        Gniew jednak znowu wywołał u niej migrenowy ból głowy. Ucisnęła skronie palcami i chwilę je masowała. Usiadła przy hydrze i poczekała aż jej przejdzie, po czym uznała, że nie będzie jej na razie budzić - najpierw się ogarnie.

        Może Faer obudził zapach dymu, a może czegoś smakowitego. Mogło to być też ciepło bijące od ognia albo nietypowe dźwięki. Albo po prostu się wyspała. W każdym razie gdy otworzyła oczy, mogła zobaczyć Firouzeh, która przy niewielkim ognisku przekładała dwoma patykami jakieś białe płachty na rozgrzanych kamieniach.
        - Hej - odezwała się cicho mniszka. - Wszystko w porządku?
        Klap! Firo rzuciła pieczony placek na stosik innych, które leżały na liściu obok jej nóg. Kolejny - surowy - zajął miejsce na rozgrzanym kamieniu i był pieczołowicie pilnowany przez Ragariankę, która najwyraźniej póki co nie tknęła żadnego ze swoich wypieków, bo całkiem sporo ich spoczywało na liściu.
Awatar użytkownika
Faer
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Faer »

        Umiejętność przybrania bardziej ludzkich kształtów i rozmiarów... To było jak spełnienie najskrytszych marzeń, które do tej pory były jedynie pięknym, niemożliwym do spełnienia snem. Słyszała kiedyś pogłoski o tym, że smoki potrafią zmieniać się w ludzi lub elfy, ale mogły być to wyłącznie wyssane z palca bujdy, jakich wiele rozsiewali między sobą ludzi. Z przedstawicielem swojej rasy nie miała przecież nigdy styczności, nie miała więc jak zweryfikować tych informacji. Nie było też nikogo kto mógłby ją tego nauczyć. A teraz... Ona sama... Choć nawet nie wiedziała tak to się stało. To było niesamowite przeżycie móc na kogoś spojrzeć z jego poziomu, a nie z góry. Faer była naprawdę szczęśliwa, że ludzkie plotki okazały się prawdą, że sama się przekonała, iż jest w stanie przybrać bardziej ludzką postać. Szkoda tylko, że nikt nawet nie wspomniał o tym, jak bardzo męczące jest przybranie innej formy. Może to kwestia nabrania wprawy i przyzwyczajenia się do przepływu energii w mniejszym ciele, nie mniej pradawna nie będzie chyba póki co nadużywała tej umiejętności. Z resztą nawet nie miała pojęcia jak to się stało, więc kolejna przemiana mogła zbyt prędko nie nastąpić. Z jednej strony szkoda, bo mając ludzkie rozmiary Faer mogłaby dokładnie odkryć miejsca, które były dla niej do tej pory nie dostępne, ale z drugiej może to i dobrze, jeśli po tym miałaby być taka wypompowana i z energii i z chęci życia.
        Siostry Faer natomiast nie podzielały zdania liderki, gdyż one wcale nie były tak wykończone jak środkowa głowa, mimo że dzieliły jedno ciało. Co prawda musiały się dogadywać i współpracować, by cokolwiek zdziałać, gdy Faer spała albo była nieprzytomna, a praca zespołowa ich dwóch akurat wołała o pomstę do Prasmoka, jednak zdarzały się "wyjątkowe" dni gdy akurat obie skrajne głowy się nie kłóciły, a nawet przysłowiowo mówiły jednym głosem. Czy jakoś tak...
        W każdym razie, gdy tylko niecodzienny zapach tak blisko nich i niesłyszane jak dotąd odgłosy dotarły do hydry, lewa głowa od razu zareagowała na dochodzące do niej bodźce. Nadal smacznie spała, ale widać było jak rusza nozdrzami, wychwytując z powietrza niesamowity aromat. Po tym przesunęła odrobinę pyskiem po ziemi mlasnęła dwa razy i zwróciła głowę w stronę ogniska i siedzącej przy nim Firouzeh. Chwilę jeszcze tak leżała, za nim w reszcie zaczęła otwierać oczy.
        - Mmm... lah ssse faa'aarrah? - zamruczała zaraz Tava również się rozbudzając, choć ona przed otworzeniem oczu i podniesieniem głowy z ziemi, rozdziawiła paszczę na całą szerokość i ziewnęła przeciągle, sycząc przy tym mimo woli.
        - "Firouzeh coś robi na ogniu" - odpowiedziała jej zaraz Lega telepatycznie, by ragarianka mogła rozwinąć czym było to "coś".
        Kiedy obie głowy się już rozbudziły wystarczająco, ciężko było im ukryć to jak bardzo są zaintrygowane tym, co rogata robiła, a szczególnie tym wspaniałym zapachem, którym obie w jednym czasie się zaciągnęły. Tava oblizała sobie ze smakiem pysk, a Lega wręcz nie była w stanie opanować ślinotoku, kapiąc bez wątpienia trująca wydzieliną z pyska praktycznie zaraz obok aromatycznych placków odkładanych przez Firouzeh.
        - "Co się dzieje?" - zapytała sennie Faer przebudzając się jakąś chwilę po swoich siostrach i z ledwością podnosząc głowę z ziemi, by odrobinę nabrać powietrza, jakby chciała ziewnąć, a nie mogła. Trzymając więc głowę bliżej ziemi przez brak siły by podnieść ją wyżej, sięgnęła jedną z łap do swojego pyska i przetarła sobie oczy grzbietem łuskowatej dłoni, by odegnać z nich resztki snu i zmęczenia.
        - "Głowa mi pęka, ale jest... dobrze. Poza tym to raczej my o to powinnyśmy zapytać" - powiedziała takim starając się na przyjęcie nieco karcącego tonu, ale przez to jak była zmęczona i rozespana, niezbyt jej się to udało. - "Jak się czujesz?"
        - "Co to takiego? To dla nas?"
        - "Chciałaś chyba spytać, Tava, czy to się je?" - syknęła lewa głowa na prawą, choć jak zahipnotyzowana razem z nią patrzyła na apetyczne placki, tak bezbronnie i bezpańsko leżące praktycznie tuż na wyciągnięcie łba.
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        Firouzeh krzątając się po okolicy nieustannie zerkała na smocze siostry, bo nie chciała ich obudzić wcześniej niż to będzie konieczne - niech odpoczywają póki jest okazja. Zresztą trochę chciała im zrobić miłą niespodziankę za te kłopoty, których im przysporzyła. Niespecjalnie, ale z tego co mgliście pamiętała, to dziewczyny najadły się strachu, gdy zaczęła się słaniać przez truciznę.
        Dopiero wyraźne mlaskanie zwróciło uwagę mniszki. Zerknęła na smoczyce i przyglądała im się chwilę, jednocześnie dźgając patykiem pieczony na kamieniu placek by się nie spalił. W głowie usłyszała głos Legi i domyśliła się, że to taka subtelna podpowiedź, że jeśli chce się podzielić z nimi informacją na temat swojego przedsięwzięcia to teraz jest na to doskonała okazja.
        - Piekę dla nas podpłomyki - wyjaśniła. - To nie jest co prawda to samo co chleb, ale daje w miarę pojęcie o tym jak może on smakować. No i są sycące - podkreśliła, choć zdawała sobie sprawę, że i tak nie byłaby w stanie nasycić Faer i jej sióstr tymi plackami, nawet jakby piekła je cały dzień.
        Gdy jednak Firouzeh patrzyła na te wygłodniałe spojrzenia i ślinę kapiącą z paszczy Legi, naszły ją wątpliwości, czy to co robi jest aby na pewno dobrym pomysłem. W końcu nie tak dawno widziała jak… Powiedzmy, że coś wymknęło się dziewczynom spod kontroli. Nie wiedziała co prawda czy byłyby w stanie ją pożreć w amoku, ale chyba wolała tego nie sprawdzać. Może powinna lepiej pilnować ich diety, póki jest przy nich? Tak aby nie kusić losu, ani nie prowokować, bo po co generować nowe problemy? Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić, bo zupełnie nie wiedziała jak wygląda taka “zdrowa” dla hydry dieta. Na pewno mogła wykluczyć z niej humanoidalne demony, pytanie co jeszcze. Chyba mąka jej nie zaszkodzi?
        Stan Faer, która się w międzyczasie przebudziła, zwrócił uwagę Firouzeh. Przyglądała jej się przez chwilę uważnie, odrobinę przekrzywiając głowę. Co też mogło ją tak wymęczyć? Może zatruła się tamtym ropuchem? Niby cała trójka go pożarła, ale jednak kto wie, czy skutków zatrucia nie odczuwała tylko jedna z nich…
        - Też mnie głowa boli, ale chyba mniej niż ciebie - odpowiedziała. - Na ciebie też podziałała toksyna tamtego stwora?
        Nie było jednak jak porozmawiać na poważniejsze tematy, bo pozostałe dwie smoczyce były absolutnie skupione na podpłomykach. Firouzeh nawet nie próbowała powstrzymać rozbawienia, które wywoływało w niej to skupienie na potencjalnych smakołykach. Prasmoku, spraw, żeby nie zawieść ich oczekiwań…
        - Są jadalne i są dla was - odpowiedziała jednocześnie na oba pytania. - Proszę, częstujcie się.
        Mniszka przesunęła w ich stronę liść, na którym leżał stosik podpłomyków i szybko wróciła na swoje miejsce. Tak… Na wszelki wypadek. Wyglądało na to, że sama sobie nic nie zostawiła, ale spokojnie, aż taką altruistką nie była, żeby oddawać swoją porcję, skoro i tak nie mogła ona w niczym pomóc współbiesiadnikom. Po prostu gdy aktualny podpłomyk się dopiekł, ona od razu wzięła go w zęby, nie zważając na to jaki gorący był. Nawet pasowało jej rozgrzanie się czymś tak gorącym.
        - I jak? - zapytała, gdy sama przełknęła pierwszy kęs i rzuciła kolejny surowy placek na kamień. Kucharką wybitną nie była, więc w sumie nie liczyła na oklaski, ot, to była taka drobna przyjemność dla hydry.
        - Możecie mi powiedzieć, co się działo gdy majaczyłam? - upewniła się. - Miałam takie widzenia, że nie wiem co było snem a co jawą. Widziałam… Nagą kobietę. I zanim powiecie coś na temat mojego celibatu to wiedzcie, że mnie nie dotyczy i nie mam przez kosmatych myśli - zastrzegła, bo sama pewnie coś takiego, by sobie pomyślała.
        - Czym mnie wyleczyłyście? - zapytała jeszcze po chwili. - Na pewno sama nie doszłam do siebie, ale co chwilę rozlewał mi się atrament na myśli i nie mam pojęcia co się działo. Widziałam… Krąg wyryty w ziemi. Powiedzcie, proszę, że niczego nie przyzwałam, bo jak go zobaczyłam był zamazany i nie mam pojęcia czy go dokończyłam.
Awatar użytkownika
Faer
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mędrzec , Badacz , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Faer »

        - "Podpłomyki?" - spytała zaciekawiona Tava, przekrzywiając mocno łeb, jak bardzo zaintrygowany, nową nieznaną rzeczą psiak.
        - "A nie raczej na-kamyki? Przecież to leży na kamieniu, a nie pod ogniem" - zauważyła Lega, jeszcze dla pewności zbliżając pysk do ogniska, gdzie piekł się kolejny, aby się lepiej przyjrzeć. Z paszczą na wysokości paleniska, zamrugała kilka razy i zasyczała cicho, mimowolnie wysuwając rozwidlony język przed siebie, było to przecież dla nich jak oddychanie. Zaryczała z bólem i gwałtownie cofnęła głowę, sycząc skomląco po tym jak jej język niekontrolowanie liznął jeden z płomieni, albo raczej to jeden z płomieni poparzył jej język.
        Tava próbowała powstrzymać rozbawienie, ale nie zbyt jej to wychodziło - jej chichotanie było słychać bardzo wyraźnie. Lega spiorunowała ją spojrzeniem, marszcząc noc i obnażając kły, gdy zawarczała, jednak na ten moment nie doszło między nimi do bójki. Zwłaszcza, że obudziła się Faer, ona zawsze psuła im zabawę.
        - "Przepraszam. Pewnie tak" - wyraziła swoją skruchę, gdy uświadomiła sobie, że praktycznie bez przyczyny fuknęła na towarzyszkę, a to nie było zbyt miłe. Odpowiedziała również krótko na jej pytanie odnośnie bólu głowy, choć nie rozumiała czemu ktoś miałby porównywać, że głowa bolała go bardziej lub mniej od drugiej osoby. I już nawet nie chodziło o to, że chyba nie istniały żadne zawody z tym związane, jak również to, że każdy miał inny próg bólu. Jak coś bolało to po prostu bolało, koniec kropka. Nie widziała sensu by się zastanawiać nad tym czy coś bolało ją bardziej, czy mniej.
        - "Hah, ja jestem chodzącą toksyną, moja droga" - prychnęła, patrząc na nią z jednym uniesionym łukiem brwiowym, zastanawiając się czy Firouzeh naprawdę ma czelność tak sobie z niej żartować. - "Od małego żywię się takimi, jak i gorszymi paskudami, nie ma na tych bagnach takiej toksyny, która byłaby w stanie mi zaszkodzić" - wyjaśniła, uznając, że może faktycznie rogata mogła tego nie wiedzieć, albo o tym zapomnieć.
        - "Naprawdę?!" - zapytały jednocześnie z entuzjazmem obie skrajne głowy.
        - "Nieee!" - krzyknęła Faer na Firouzeh by ją powstrzymać, ale było już za późno - Tava wyciągnęła pysk w stronę placków, a Lega ugryzła ją w głowę.
        - "Co ty niby wyprawiasz? To moje! Pierwsza je zauważyłam!" - zawarczała wściekle Lega, zaciskając paszczę na głowie Tavy.
        - "Firo mnie lubi najbardziej, więc wiadome, że to dla mnie. Poczekaj na swoją porcję!" - odwarknęła jej Tava i zadrapała lewe podgardle. Lega puściła ją z głośnym, groźnym rykiem i szczerząc kły, w gniewie zaczęła raz za razem wysuwać wężowy język z paszczy. Zgięła przy tym szyję, zbliżając głowę jak najbliżej do reszty ciała i napinając wszystkie mięśnie, gotowa wystrzelić w każdej każdej chwili i zaatakować błyskawicznie niczym jakaś kobra.
        - "Chyba śnisz, głupia żmijo! I tak już jesteś gruba!" - rzuciła w jej stronę lewa głowa, na co prawa również wyszczerzyła kły i przyjęła pozycję do ataku mierząc się groźnym wzrokiem z siostrą.
        - "To twój tępy łeb za zwyczaj musimy wyciągać, po tym jak utknie w jakiejś dziurze!" - odpłaciła się Tava, wymieniły się warknięciami i w mgnieniu oka rozgorzała między nimi krwawa bójka, której żadna nie zamierzała zakończyć ani odpuścić.
        - "Dość tego powiedziałam!" - zaryczała na całe gardło Faer, którą dwie skrajne głowy do tej pory skutecznie zagłuszały. Liderce skończyła się cierpliwość i całe ciało hydry zaczęło się szarpać wić i zawijać wokół siebie, przez moment przypominając wielki łuskowaty, szarpiący się supeł. Firouzeh dobrze postąpiła odsuwając się na bezpieczny dystans.
        Po chwili było po wszystkim. Głowa Faer jako jedyna pozostała w górze i warczała groźnie na dwie skrajne przygniecione do ziemi ogonem. Sięgnęła jedną łapą do stosu placków na liściu i delikatnie wydzieliła jedną i drugą połowę. Odsunięte od siebie na dość spore odległości. Dopiero wtedy puściła siostry spod ich wspólnego ogona, a te od razy wzięły się za pałaszowanie, nie zwracając uwagi na spływającą im po pyskach krew. Rany natychmiast zaczęły im się goić - gołym okiem było widać jak się zasklepiają, jak oderwana skóra się odbudowuje i odrasta nie zostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu czy blizny.
        - "Następnym razem wydzielaj proszę porcje, jak im coś dajesz" - westchnęła Faer z matczynym politowaniem i zmęczeniem.
        Nie skończyła jednak tego mówić, jak Tava i Lega oblizywały sobie ze smakiem pyski po skończonym posiłku. Nie trzeba było nawet pytać by widzieć, że im naprawdę smakowało. Albo raczej że były naprawdę zachwycone spróbowaniem czegoś innego. Nie była to nawet przekąska, nie mówiąc o zaspokojeniu w pełni głodu, ale były zadowolone. Nawet cicho liczyły na dokładkę, jakby przed chwilą w ogóle nie upuszczały sobie nawzajem krwi.
        - "Pycha!" - zasyczała promiennie Tava.
        - "Nie gadaj tylko daj jeszcze!" - rozkazała Lega, za co oberwało jej się jeszcze raz od Faer. - "Było dobre, chciałam powiedzieć" - mruknęła skamląco, gdy zęby Faer zaczęły jej dziurawić głowę.
        - "Tava panikowała. Jak zwykle" - rzuciła od razu złośliwie Lega.
        - "EJ!"
        - "Cóż, to była niecodzienna dla nas sytuacja, by komuś pomóc z zatruciem" - przyznała szczerze Faer. Chciała jeszcze coś dodać, ale z szacunku dała się wypowiedzieć Firouzeh do końca.
        - "Kobieta? Cały czas przy tobie byłyśmy i nikogo takiego nie widziałyśmy" - zdziwiła się liderka, przekrzywiając lekko głowę.
        - "Celibat jest niedobry. Piecze w język i szczypie w oczy jak się go powącha. Ale ma urocze włoski jak zostawi się go na słońcu" - zauważyła Lega drapiąc się po gojących ranach na głowie, zostawionych przez kły Faer.
        - "Mówisz o cebuli, nie cebi... Grrr... Celibacie!" - poprawiła ją z poirytowaniem Faer, bo sama się przez lewą głowę pomyliła.
        - "Myśli mogą mieć futro?" - dołączyła się do rozmowy Tava, zastanawiając się nad tym i dochodząc do wniosku, że kosmate myśli muszą być niezwykle urocze. Aż miała ochotę je przytulić, ale nie wiedziała jak przytulić myśli.
        - "Ugryzłyśmy cię w rękę, nasza trucizna zneutralizowała tę H'groga i na koniec oblepiłyśmy ci rękę błotem, by rana się nie zapaskudziła i by uchronić się przed dostaniem do niej jakiegoś innego świństwa" - wyjaśniła jej Faer i zaraz pokręciła głową. - "Spokojnie, nic nie wylazło z twoich rysunków."
Awatar użytkownika
Firouzeh
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Ragarianin
Profesje: Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Firouzeh »

        - Celne pytanie - przyznała Firouzeh. Nie zamierzała jednak udawać, że wie skąd wzięła się nazwa “podpłomyki”. Zakładała, że może piekło się je w jakiś dolnych partiach pieca albo w ogóle tuż obok ognia, ale tego nie wiedziała. Umiała je tylko piec w warunkach polowych.
        - Nie mam w sumie pojęcia, może poza tym, że normalnie to nie piecze się ich na pewno na kamieniu - rozwinęła myśl. - Po prostu jakoś trzeba sobie radzić… Ostrożnie!
        Za późno, biedaczka się poparzyła. Mniszkę naszła w tym momencie trochę szalona myśl: czy to możliwe, aby smoczyce nie miały do czynienia z ogniem? Nie, to nie możliwe. Fakt, żyły na bagnach, w dużej wilgotności i na pewno same nie rozpalały ognisk, ale strach przed ogniem był tak pierwotny we wszystkich stworzeniach, że na pewno podświadomie również zdawały sobie sprawy z tego, że niesie on ze sobą niebezpieczeństwo. To pewnie tylko gapiostwo spowodowane łakomstwem.

        Zresztą jak wielkie było to łakomstwo, Firouzeh miała się już wkrótce przekonać i to w naprawdę spektakularny sposób. Fakt, nie przemyślała tego z jakimi siłami igra. Myślała, że może gdy hydra nie poluje to zachowuje się… cywilizowanie. Że może będą przepychanki nad tą stertą placków, ale nie, że dojdzie do regularnej bitwy. Aż cofnęła się gwałtownie i to tak gwałtownie, że nie utrzymała równowagi i klapnęła na tyłek.
        - Spokojnie, przecież nie ma sensu bić się o jakieś placki, dziewczyny! - próbowała negocjować, ale nic to nie dało. Wstała więc, złapała za swój kij i tak śmiało podeszła do walczących głów, jakby zamierzała je nim zdzielić i kazać rozejść się do swoich pokoi. Faer jednak zareagowała szybciej. I dobrze, bo kto wie czy Ragarianka nie podzieliłaby przypadkiem losu podpłomyków, gdyby weszła między nie.
        - J-jasne - mruknęła Firouzeh, odsuwając się z powrotem w stronę ogniska i patrząc jak dwie spacyfikowane głowy zjadają swoje porcje placków. Bardziej jednak niż ich apetyt fascynowała ją ich regeneracja. W nocy nie miała okazji się temu przyjrzeć, bo w leżu było dość ciemno, a poza tym rany były pokryte opatrunkami z pajęczyny. Teraz miała wszystko jak na dłoni… Ależ im zazdrościła! Była ciekawa jak daleko to sięga. Czy gdyby straciły kończynę to by im odrosła?
        - Faer… - zwróciła się do ich przywódczyni, nie zadając jednak pytania o ich regenerację, a na wyciągniętej ręce podając jej kolejny stosik placków, mniejszy niż te dla jej sióstr, ale w tym przypadku była to i tak różnica między “malutko” a “tycio”. - Ty jeszcze nie miałaś okazji spróbować - wyjaśniła. Nie chciała, by środkowa głowa była jakoś poszkodowana w tej sytuacji i to w sumie przez jej głupotę.
        Gdy wróciła do smażenia porcji dla siebie, zadumała się nad słowami hydry. Nie było tu żadnej kobiety… To co ona widziała w takim razie? To mogła być halucynacja, ale w takim razie czuła się trochę poszkodowana, że zamiast kobiety nie zobaczyła pięknego młodzieńca o miękkich, bujnych włosach i alabastrowej cerze. Na wypadek gdyby miała od tego zdechnąć (a nie miała), byłoby to na pewno znacznie milsze pożegnanie z tym światem.
        - No dobrze - westchnęła z rezygnacją. - Tak się tylko mówi - wyjaśniła Tavie z tymi kosmatymi myślami, zbywając drążenie tematu lekceważącym machnięciem ręki.
        Firo spojrzała na swoją rękę. Nie mogła wyjść z podziwu, że taka niewielka kropla trucizny mogła doprowadzić ją do tego stanu… I jak dobrze zajęła się nią Faer. Że też wpadła na to, by klin wybić klinem, mogła przecież odciąć jej rękę.
        W międzyczasie mniszka sama trochę się posiliła, bo po odzyskaniu przytomności zrobiła się strasznie głodna - regenerujący się organizm dopominał się energii.
        - Tamten ropuch to była inteligentna istota? - zapytała z ciekawości. - Taka jak wy albo ja? Gdybym spotkała go sama, miałabym się czego obawiać czy wystarczyłoby minąć go szerokim łukiem?
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość