Dalekie Krainy[Randil] Witamy w Piekle.

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

[Randil] Witamy w Piekle.

Post autor: Kimiko »

        Gdy zniknęli spod kamienicy, Kimiko nawet nie miała czasu się zastanowić nad słowami Dagona. Zrozumiała je dopiero, gdy rozpoznała pokój w zajeździe w Demarze. Nie odzywała się wtedy wiele, równie zszokowana, co Rika, ale o wiele lepiej sobie z tym radziła. Przejęła od Laufeya płaczącą dziewczynkę i zniknęła z nią w sypialni, pozwalając diabłu miotać się w spokoju. Próbowała uśpić niemowę, ale ta otwierała z paniką oczy, gdy tylko złodziejka próbowała wstać. Została więc z nią przez prawie godzinę, głaszcząc po głowie i czekając aż dziewczynka ukoi się płaczem do snu. Dopiero wtedy ostrożnie wstała i dołączyła do pijącego Laufeya w salonie. Ustalili tylko tyle, że do aukcji nie mają co pokazywać się w Nowej Aerii. Najlepiej będzie jeśli w ogóle rozdzielą się na jakiś czas i spotkają tutaj dopiero przed aukcją, bo Dagon i tak będzie pojawiał się i znikał. Złodziejka głównie słuchała, przysiadując na brzegu kanapy i pijąc drinka rozmyślała nad własnymi sprawami, przytakując w milczeniu. Nie przyznawała na głos, że jej też to odpowiadało. Musiała nabrać dystansu.
Chociaż zniknęli z miasta prawie nad ranem, w Demarze dopiero zapadł zmrok. Gdy Dagon mruknął, że o reszcie porozmawiają rano, pocałowała go tylko na dobranoc i wróciła do śpiącej Riki. Ułożyła się na moment obok dziewczynki, ale nie spała, rozmyślając wciąż nad wszystkim. Po dwóch godzinach po prostu wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy, gdy nagle drobna dłoń zacisnęła się na diablej koszuli. Kimiko spojrzała na Rikę, która z załzawionymi oczami kręciła przecząco głową.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. – Wysiliła się na uśmiech i przysiadła jeszcze na łóżku, ale młoda kucharka pokazywała na jej torbę. – Też potrzebuję trochę czasu, będziesz z Dagonem bezpieczna. – Puściła oko do szatynki i pogłaskała ją po głowie, przytulając mocno do siebie. Znalazła skrawek papieru i naskrobała na nim kilka słów, po czym wcisnęła Rice to ręki. Po pytającym spojrzeniu dziewczynka zajrzała do liściku, ale były tam tylko słowa „Wybacz, nie lubię pożegnań. Do zobaczenia.”
- Dasz mu rano? – zapytała, a Rika pokiwała głową, ale wciąż trzymała złodziejkę za koszulę. – Poleżę z tobą aż nie zaśniesz, dobrze? Rano będzie lepiej, obiecuję – mruczała, układając się z dziewczynką na wielkim łóżku. Gładząc ją powoli po włosach wsłuchiwała się w oddech Riki, a gdy była pewna, że ta zasnęła już głęboko, zabrała swoje rzeczy i po cichu wyszła z sypialni. Jarzące się w ciemności zielone ślepia odnalazły jeszcze sylwetkę śpiącego diabła i Kimiko uśmiechnęła się lekko pod nosem. Później bezszelestnie opuściła pokój.

        Po trzech tygodniach od tamtych wydarzeń Kimiko wylądowała w Randil. Jakoś tak wyszło. Gdzieś na początku podróży natknęła się na Setha, podczas nowiu oczywiście. Później się dupek przyczepił, a z czasem i dziewczyna przestała narzekać na towarzystwo. Do miasta trafili dwa dni temu i dzisiaj Kimiko miała zamiar ruszać w drogę powrotną do Demary, ale postanowiła jeszcze jeden wieczór świętować.
No i teraz była lekko wstawiona. Do bycia pijaną brakowało jej jeszcze dobrych paru godzin, ale miała zamiar dojść do tego etapu w najbliższym czasie, a wyjątkowo przyjazny barman pomagał jej w tym, konsekwentnie uzupełniając kieliszek.
- Ale czym się w sumie różni kotołak od panterołaka? – pytał dalej, opierając się z rozbawieniem o blat i spoglądając w błyszczące zielone ślepia. Uśmiechnął się szerzej, gdy dziewczyna prychnęła obruszona.
        Splecione od czubka głowy w gęsty warkocz włosy odrzucone były na plecy i tylko kilka pasm opadało na twarz, odsłaniając okrągłe uszka, które poruszały się lekko za źródłem dźwięku. Wesoła brunetka, z bujającym się nieustannie ogonem, zwracała uwagę chyba każdego mężczyzny w lokalu. Obcisłe czarne spodnie, z przywiązaną do paska bandycką chustą, i rozpięta skórzana kurtka, męska na dodatek, pod którą dziewczyna miała tylko nieco bardziej zabudowany pod mostkiem czarny biustonosz, nie pomagały nikomu w pilnowaniu własnego nosa. Złodziejka każdego jednak konsekwentnie spławiała, subtelnie i z miłym uśmiechem lub, w przypadku większych natrętów, kładąc uszy po sobie i pokazując kły (lub nóż), by później wrócić niezmiennie pogodna do rozmowy z nim.
- A, przepraszam bardzo, widziałeś kiedyś kota?
- Przecież nie urodziłem się wczoraj. Pałęta się to tałatajstwo po resztki każdego wieczoru.
- No. A widziałeś panterę?
- Hmm… w sumie nie, ale to taki większy kot, nie? – zapytał, ze złośliwym rozbawieniem drażniąc dumę dziewczyny, która wyprostowała się na stołku, ewidentnie nie mogąc pomieścić w sobie tyle oburzenia. Mruczała chwilę pod nosem, przyglądając się groźnie barmanowi, ale machnęła tylko ręką.
- Meh, nieważne, później ci pokażę. – Wyszczerzyła się i wychyliła kolejny kieliszek.

        Złodziejka siedziała w jednej z portowych knajp. Nawet nie najgorszej dziurze, ale całkiem przyzwoitej i klimatycznej nadmorskiej spelunie. Była też w całkiem niezłym humorze. Zrabowany niedawno towar opchnęła szybko w innym mieście i teraz mogła spokojnie się upić. Siedziała więc na wysokim stołku przy ladzie i gadała z barmanem, który okazał się wyjątkowo sympatycznym człowiekiem, gdy już pogodził się z dwiema nieudanymi próbami podrywu, a co najważniejsze, miał sporą wiedzę o mieście, wtajemniczając zainteresowaną okolicą dziewczynę.
        Ta teraz odwróciła lekko głowę, unosząc ją i poruszając płatkami nosa, co obserwował z zainteresowaniem właściwym ludziom, którzy nieczęsto mieli styczność ze zmiennokształtnymi. Później zaś za jej wzrokiem podążył w stronę wejścia do baru, gdzie pojawiła się dziewczyna. Zwróciła uwagę Kimiko nietypowym tutaj pięknym zapachem, subtelnym, na szczęście dla jej wrażliwego nosa, zazwyczaj nie tolerującego sztucznych pachnideł, ale w tym miejscu wybijającym się wyraźnie, jak zapalona w ciemnościach świeca. Sama przybyła była piękna niczym jutrzenka. Złotowłosa, o nieskazitelnej, jasnej cerze i różowych ustach, zaciśniętych teraz nerwowo, podczas gdy ciemnoniebieskie oczy rozglądały się trwożliwie po miejscu, do klimatu którego z pewnością nie była nawykła. Długa ciemnozielona suknia była skromna, ale gatunkowo bogata i idealnie dopasowana do drobnej, chudej niemalże sylwetki. Dziewczyna postąpiła niepewnie kilka kroków, kierując się do szynkwasu, a tam przysiadła na barowym stołku z taką ostrożnością, jakby bała się mieć kontakt z czymkolwiek wokół siebie. Nawet dłonie splotła na podołku, zamiast oprzeć je na drewnianej ladzie, na której beztrosko spoczywały łokcie złodziejki.
        Gdyby nie promieniejąca z blondynki niepewność, przypominałaby do złudzenia Lilię Moris. Ta jednak zamiast okręcać sobie kolejnych zaczepiających ją mężczyzn wokół palca, próbowała spławiać ich z przestraszonym spojrzeniem i uprzejmymi wciąż słowami. Póki co działało, ale nie trwało długo, nim wokół dziewczyny pojawiła się większa grupka, niemal przysłaniając na nią widok i Kimiko teraz tylko wyczuwała bijący od niej strach. Zsuwała się ze swojego stołka, gdy nagle na jej przedramieniu zacisnęła się ostrożnie dłoń barmana. Kimiko znacząco spojrzała na obejmujące jej rękę męskie palce, po czym powoli podniosła ostrzegawcze spojrzenie. Dłoń cofnęła się natychmiast.
- Nie wtrącaj się lepiej – powiedział tylko cicho, dolewając jej tequili.
- Bo co? – prychnęła, niemal uśmiechając się na nieświadomość mężczyzny, który zamiast ją powstrzymać tylko upewnił w przekonaniu, co do słuszności jej działań.
- Bo to ludzie lokalnego bossa. Ten teren jest jego.
- I co, mogą sobie jego chłopcy robić co chcą? – syknęła na dobre już rozdrażniona, ale barman uniósł lekko dłonie w pojednawczym geście, ale nawet słowem nie zaprotestował. Złodziejka uniosła brwi i wychyliła kieliszek. – Jeszcze czego – warknęła już pod nosem i ruszyła w stronę grupki, która powoli przechodziła z rozmów na „niewinne” nagabywanie dotykiem. Tu jeden trącił złote loki, drugi objął ramieniem. Dziewczyna zaś zdawała się na skraju płaczu.
        Złodziejka podeszła bezszelestnie za plecy największego z nich i ostentacyjnie popukała go palcem w plecy. Odwrócił się ze zirytowanym spojrzeniem, ale gdy padło ono na uśmiechniętą brunetkę, natychmiast odwzajemnił wesoły grymas.
- Tak? Mogę w czymś ci pomóc? – zapytał uprzejmym tonem i z uśmiechem znanym złodziejce aż za dobrze.
- Właściwie to tak. Bierz swoich kumpli i zostawcie ją w spokoju – powiedziała Kimiko pewnym siebie głosem.
        Nawet na moment nie straciła pogodnego wyrazu twarzy, co na chwilę zbiło bruneta z tropu, nim w pełni dotarły do niego jej słowa. Wtedy skrzywił się minimalnie, próbując zachować uśmiech na twarzy. Zwróciła już też na siebie uwagę jego ziomków, co przyjęła z ulgą, aż do momentu, gdy zorientowała się, że blondynka w opresji nie ucieka, mając do tego okazję. Dziewczyna jakby wrosła w taboret, spoglądając przestraszona na rozgrywającą się scenkę i Kimiko tylko westchnęła. Narobi sobie kłopotów, jak bum cyk.
- A dlaczego miałbym to robić? – zapytał drab, przeciągając gierkę. – My tylko dotrzymujemy panience towarzystwa, siedzi tak sama, toż to nie wypada. Ale… jeśli chcesz, możesz się dosiąść, pięknych pań nigdy zbyt wiele. Nazywam się Danny – ciągnął z uśmiechem, podchodząc krok bliżej do panterołaczki i obejmując ją w talii pod rozpiętą kurtką. Kimiko odwzajemniła uśmiech, z tym, że w pełni ukazując kły i błyszczące ostrzeżeniem zielone ślepia. Ogon śmignął, przecinając powietrze za jej plecami.
- Zabieraj łapę, Danny, bo ją stracisz – warknęła, a gdy wbrew jej słowom uścisk tylko się wzmocnił, przysunęła się bliżej i facet zamarł w bezruchu, czując ostrze noża wystarczająco mocno przyciśnięte do jego krocza, by nie warto było wykonywać gwałtownych ruchów. Darował sobie już też uśmiech i przez moment spozierał wściekle na panterołaczkę, która teraz była już pewna, że wpakowała się w tarapaty. Ale co tam, czym jest życie bez odrobiny emocji?
Nikt nie zauważył krótkiego impasu i po chwili para znów uśmiechała się do siebie, nieco sztucznie, ale wstawionym klientom w życiu by to nie przyszło na myśl. Brunet odsunął się i skinął na kolegów.
- Panie jednak nie życzą sobie naszego towarzystwa, nie będziemy się przecież narzucać – powiedział, chociaż ton jego głosu nie był w najmniejszym stopniu układny. Kimiko już teraz próbowała sobie przypomnieć na którą stronę portu wybiegało tylne wyjście.
        W końcu jednak faceci odeszli, a złodziejka spojrzała na przestraszoną blondynkę, siedzącą wciąż w tym samym miejscu. Westchnęła i schowała nóż do pochwy przy udzie, podchodząc do dziewczyny i wskakując na stołek obok niej. Panienka drgnęła na jej obecność i Kimiko przyjrzała jej się uważnie.
- Wiesz, gdyby nie te typy to dla śmiechu zapytałabym cię, co tak piękna dziewczyna robi w tak paskudnym miejscu – zażartowała gestem zamawiając sobie tequilę. – Zawsze chciałam to powiedzieć. Teraz jestem tylko ciekawa, czemu nie zwiałaś, jak nadstawiałam dla ciebie karku.
- Nie wiedziałam co robić – odezwała się blondynka słodkim głosem z tak pańskim akcentem, że złodziejka spojrzała na nią znów zaskoczona i podrapała się za uchem. Ale jaja.
- Mam na imię Kimiko.
- Alicja Raspberry Northon. – Szlachcianka niemal dygnęła na stołku, a Kimi parsknęła w swój kieliszek.
- Tak mi się właśnie wydawało. Co ty tu do cholery robisz? – zapytała już wprost, ignorując nawet drgnięcie niebieskookiej na, w jej mniemaniu zapewne, wulgaryzm.
- Miałam się tu z kimś spotkać – powiedziała niepewnie i jej rozmówczyni znowu uniosła wysoko brwi. Złodziejka miała wrażenie, że wpadła w środek jakiejś komicznej sztuki teatralnej.
- Ty? Tutaj? Z kim niby? Planujesz morderstwo męża i szukasz frajera do brudnej roboty? – parsknęła rozbawiona, znów ignorując drgnięcie dziewczyny, która aż się zarumieniła na podobne insynuacje.
- Z koleżankami, dla twojej wiedzy!
- Uhm, ładne mi koleżanki.
- Owszem! To miał być mój wieczór panieński. Jutro wychodzę za mąż. – Wyprostowała się dumnie i uśmiechnęła lekko, a spojrzenie jej złagodniało. Kimiko przyglądała się temu z zainteresowaniem, samej zastanawiając nad czymś chwilę. W końcu potrząsnęła lekko głową, odpędzając myśli.
- I kto wpadł na genialny pomysł zorganizowania ci go tutaj? Czy wy nie macie raczej jakichś bali z ciasteczkami w rezydencjach, a później w jedwabnych piżamkach bijecie się na poduszki?
- Noo… zazwyczaj to właśnie tak, ale Marcia stwierdziła, że powinnyśmy zrobić coś wyjątkowego.
- Marcia?
- Siostra Francisa, mojego narzeczonego i moja przyszła szwagierka. Bo wiesz, ja właściwie jestem z Rapsodii, przyjechałam tutaj, żeby wyjść za mąż. Trochę się obawiałam, ale Francis jest naprawdę cudowny! – westchnęła z uśmiechem, który udzielił się Kimiko, ale złodziejka nagle zamarła z kieliszkiem w połowie drogi do ust i zamrugała, gdy coś do niej dotarło.
- Zaraz, zaraz, moment, bo chyba się pogubiłam. – Potrząsnęła głową i spojrzała na Alicję. – Chcesz mi powiedzieć, że przyjechałaś tu taki kawał, żeby wyjść za faceta, którego nawet nie znałaś? – zapytała kpiąco, ale jej rozmówczyni jakby tego nie usłyszała i zwyczajnie pokiwała głową. Kimiko wciąż mrugała, szukając odpowiednich słów.
- Otrzymałam wcześniej jego portret! - Blondynka próbowała nieco jej wyjaśnić.
- Zgłupiałaś? – palnęła złodziejka, a Alicja aż się zapowietrzyła.
- Wypraszam sobie!
- Wyproś sobie Francisa do cholery, nie znasz faceta!
- Przyjechałam już trzy dni temu!
- Nie no, to świetnie, zapamiętałaś kolor jego oczu – zakpiła Kimiko, dopijając w końcu drinka i gestem wołając o następnego.
- Owszem, ma piękne, orzechowe oczy – wzdychała jej towarzyszka, a złodziejka przyglądała jej się, jak egzotycznemu zwierzątku. Właściwie trochę takim przecież była.
- Dobra, nieważne. Co to za Marcia i jej głupi pomysł spotkania się tutaj? Gdzie ona w ogóle jest? – Lekko już wstawiona Kimiko rozglądała się z przymrużonymi oczami, ale nie dostrzegła nigdzie nikogo równie absurdalnie niepasującego do tego wnętrza.
- No Marcia, czyli siostra Francisa i jej dwie przyjaciółki obiecały zorganizować mi cudowny wieczór panieński – zaczęła Alicja, obracając się w stronę Kimiko na stołku i opowiadając z przejęciem. Dłonie miała wciąż splecione na podołku, a plecy idealnie proste, chociaż jej rozmówczyni prawie leżała na blacie, podpierając czarnowłosą głowę na dłoni i z rozbawieniem przysłuchując się szlachciance, a ta perorowała dalej.
- Marcia jest od niego kilka lat młodsza, ale trochę starsza ode mnie, a jej przyjaciółki są w jego wieku, bo są córkami zaprzyjaźnionej z Northonami rodziny…
- Mówiłaś, że ty jesteś Northon – przerwała jej może lekko pijana, ale wciąż trzeźwa na umyśle brunetka.
- Noo… wiesz, już jutro będę Northon, to tak się przedstawiłam…
- Dobra, nieważne, kontynuuj.
- Tak więc, jak mówiłam, Marcia, jej przyjaciółka i przyjaciółka Francisa…
- Zaraz – przerwała jej znowu Kimiko. – To czyje te przyjaciółki są?
- No ich obojga, tylko jedna w wieku Marcii, więc jakoś się zawsze trzymały razem, a ta druga w wieku Francisa i oni się w sumie wychowywali razem. Ona tyle o nim wie! Dużo mi opowiadała, właściwie całe dnie potrafi o nim mówić, tak wiele się dzięki niej o nim dowiedziałam! Na początku chyba za mną nie przepadała, ale później wymyśliły z Marcią ten wieczór panieński i na pewno chce się pogodzić!
- No na bank… ech. Alicjo. Moja droga. Wydajesz się niezwykle sympatyczną osobą i przykro mi, że to ja ci to muszę mówić, ale ta twoja droga przyszła bratowa…
- Szwagierka.
- …jeden pies, zrobiła cię w jajo.
- Słucham? – dziewczyna zapytała uprzejmie, a Kimiko spojrzała w niewinne niebieskie oczy i znów podrapała się za panterzym uchem. Tam też przeniosło się spojrzenie szlachcianki. - Masz ładne kolczyki.
- Dziękuję.
- To białe złoto?
- Chyba tak.
- Bardzo ładne.
- Dzięki. Teraz słuchaj. Ta przyjaciółka Francisa się w nim kocha, a te dwie małpy jej kibicują, więc cała trójka wysłała cię w to zapomniane przez Prasmoka miejsce, żebyś zwyczajnie stąd nie wróciła, a jeśli by ci się udało to na pewno nie w stanie, w którym Francis by cię wziął… na żonę – odchrząknęła rozbawiona i gestem zawołała kelnera. – Co pijesz?
- Różowe wino, słodkie. Może być ciepłe… z czego się śmiejesz?
- Ach, z niczego. Lane, mój drogi, daruję ci grzechy, ale podaj nam dwie tequile.
- To nie jest dobry pomysł… - zaczęła protesty Alicja.
- Podobnie, jak przychodzenie tutaj – odparowała Kimiko, wbijając bystre spojrzenie w dziewczynę, która chyba wciąż nie przetrawiła informacji. Nie miała więcej niż szesnaście lat.
- To co ja mam zrobić? – zapytała, opierając w końcu łokcie na blacie i wzdychając ciężko.
- Nie mam pojęcia.
- No przecież skoro wiesz to wszystko, to powiedz mi co mam robić! – jęknęła Alicja, ale jej towarzyszka tylko parsknęła śmiechem.
- Po pierwsze, nikomu nie pozwalaj mówić ci, co masz robić – powiedziała poważniejąc i podsuwając blondynce kieliszek pod nos. – Po drugie, jak już musisz wychodzić za mąż to trudno, ale nigdy nie trać głowy dla faceta. Nie warto, uwierz mi. A po trzecie… napij się, skoro już tu jesteś – zakończyła pogodnym tonem i podała oszołomionej blondynce limonkę do ręki i posypała jej soli na dłoń. - Poliż, wypij, zagryź – poinstruowała, z uśmiechem przyglądając się jej pierwszej próbie, po czym parsknęła w głos, gdy dziewczyna się skrzywiła.
- Niedobre…
- Zagryź! – śmiała się panterołaczka, podtykając dziewczynie limonkę do ust i chichocząc bez opamiętania, gdy ta wciąż się krzywiła.
- Nadal niedobre…
- Po trzeciej ci zasmakuje. Lane! – Kimiko machnęła na kelnera.

        - Witam piękne panie. Pijesz beze mnie, kotku?
Seth pojawił się za jej plecami znienacka, zaraz obchodząc dziewczynę i kurtuazyjnie kłaniając się jej towarzyszce, której tequila zdążyła już dodać rumieńców na policzkach.
- Mało masz barów w okolicy? I mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywał.
- Tu podoba mi się towarzystwo. – Panterołak wyszczerzył zęby, puszczając mimo uszu kolejne pouczenie, podczas gdy złodziejka przewracała oczami. Sam musiał przedstawić się Alicji, która przyglądała mu się z zafascynowaniem, skacząc spojrzeniem od uszu dziewczyny do uszu jej towarzysza.
- Jesteście parą? – zapytała, zaraz znów strzelając skonsternowanym wzrokiem, gdy usłyszała dwie odpowiedzi na raz.
- Tak – wyszczerzył zęby panterołak.
- Nie – prychnęła złodziejka i Seth zaraz obrócił się w jej stronę, gotów do przekomarzania się.
- To czemu chodzisz w mojej kurtce?
- Bo mi się podoba...
- I niby tylko ona…?
- …a mój płaszcz spłonął. Poza tym ją ukradłam, więc jest moja – mruknęła butnie brunetka i tym razem ona uniknęła odpowiedzi, spoglądając nagle uważniej na Setha, jakby coś wpadło jej do głowy. Ten zaś zmarszczył brwi.
- Nie podoba mi się ten wzrok – westchnął już poważniej, wyczuwając kłopoty na staję.
- Seth, mój drogi…
- A to już w ogóle.
- …może odprowadzisz Alicję do domu?
- Ale ja się dopiero zaczynam dobrze bawić! – wtrąciła się pierwszy raz od dawna blondynka i czknęła cicho na potwierdzenie swoich słów, zaraz speszona zakrywając usta dłonią.
- No widzisz? A noc młoda… - Panterołak uśmiechnął się szelmowsko do blondynki i zaraz zgarnął kuksańca od złodziejki.
- Nawet o tym nie myśl. Ona ma jutro ślub, po prostu weź ją bezpiecznie odstaw do domu, co?
- A co ja będę z tego miał? – zamruczał kocur, przenosząc czujne ślepia na Kimiko. Dziewczyna wywróciła oczami.
- Dobry uczynek na koncie? – spróbowała, ale teraz to Seth już zaśmiał się w głos, spoglądając na nią z jawnym rozbawieniem i niedowierzaniem zarazem.
- Kotku, proszę cię, czy my się od wczoraj znamy?
- Jenyyy… widzisz jak ona wygląda? Na pewno są dziani. Odstaw ją do domu i powiedz, że uratowałeś ją z rąk bandytów. Będziesz bohaterem i na pewno coś ci się skapnie – wymyśliła na szybko i spojrzała na Alicję, która trzymała wciąż rękę przy ustach, chichocząc niepohamowanie. Kimiko westchnęła. – I powiedz, że ją odurzyli, czy coś…
- Mhm. Co ci tak zależy w ogóle?
- Jest milutka. A ja nigdy nie miałam koleżanki!
Złodziejka umyślnie wydęła smutno usta i zatrzepotała rzęsami, spoglądając na panterołaka, który na zmianę prychał i rechotał, kręcąc głową. W końcu jednak przetarł twarz dłońmi, zmierzwił nieco dłuższe już włosy i westchnął, co oznaczało zgodę i Kimiko mogła się już normalnie uśmiechnąć, ukazując swoje pełne zadowolenie.
- Nie szczerz się tak. Jesteś mi dłużna. I flaszką się nie wykpisz. A w ogóle to mogłaś sama ją odprowadzić, a nie siedzieć i upijać.
- Mam ogon – odpowiedziała Kimiko spokojnie, na dłużej przyciągając złote ślepia. Seth wciąż się uśmiechał, ale widziała, że spoważniał.
- Tych trzech cwaniaków? Gapią się na was odkąd przyszedłem, ale założyłem, że to twój tyłek ich tak zahipnotyzował.
- Boki zrywać.
- Poważnie mówię, masz...
- Dokończ to zdanie to ci walnę.
- No już, już, nie jeż się. Poradzisz sobie z nimi?
- Ta.
- Na pewno?
- A co, martwisz się o mnie? – Teraz to złodziejka wyszczerzyła się zaczepnie, otrzymując w zamian karcące spojrzenie złotych ślepi. Seth zaraz spojrzał na barmana, który pilnie udawał, że nie podsłuchuje i dopiero teraz zwrócił uwagę na klientów.
– Nie polewaj jej już, co?
- Idź już, tato – parsknęła Kimi, popychając kocura.
- Oby jej rodzinka faktycznie była dziana… – mruczał Seth pod nosem, pomagając Alicji. Blondynka zaraz zachwiała się i oparła na oplatającym ją ramieniu i drugim, które podpierało jej dłoń. Panterołak mruczał coś jeszcze pod nosem, ale skierował się do drzwi, pewnie podtrzymując dziewczynę i Kimiko odetchnęła z ulgą. Został jej tylko jeszcze jeden problem…

        Dopiła ostatniego drinka, polanego przez uczynnego barmana, który zaraz wskazał jej brodą na kogoś za nią. Właściwie trzech ktosiów. Kimiko odwróciła się z westchnieniem, a ten, z którym wcześniej zadarła, z uprzejmym uśmiechem wskazał jej tylne wyjście. Mruknęła coś pod nosem, ale że szybko ją otoczono, posłusznie opuściła bar.
Przyjemnie chłodne, chociaż nie najświeższe powietrze, otrzeźwiło ją nieco, gdy zamknęły się za nią drzwi. Idący za nią blondyn sięgnął do jej uda, by dziewczynę rozbroić, ale momentalnie dostał łokciem w nos, aż poszła pierwsza krew tego wieczoru. Wszyscy cofnęli się o krok, a Kimiko spoglądała po nich kolejno, jeszcze spokojnie bujając za sobą ogonem.
- Spodziewałem się, że skorzystasz z okazji i uciekniesz z kolegą. – Danny skupił na sobie kocie ślepia.
- Nie, nie. Jestem tą… no… - mruczała złodziejka i pstryknęła palcami, pokazując ząbki w uśmiechu, udając, że przypomniała sobie słowo. – Dywersją.
- Pewna siebie, hm? Nie rozumiem tylko dlaczego nie mogliśmy sobie kulturalnie wypić drinka w barze, czemu musiałaś dramatyzować?
- Pyta facet, który z dwoma kumplami wychodzi na zewnątrz za dziewczyną, która go spławiła – parsknęła Kimiko ze szczerym rozbawieniem, opuszczając lekko głowę, a gdy ją podniosła, dostała na odlew w twarz, co skutecznie zmyło uśmiech z jej ust.
- Już nie jest ci wesoło? – zapytał brunet, któremu odpowiedział posłuszny śmiech pozostałej dwójki.
– Ostatnie ostrzeżenie… - warknęła złodziejka, której rzeczywiście humor przeszedł jak ręką odjął.
- Ojej, i co wtedy, kicia? Pokażesz pazurki? – zaśmiał się inny z trójki, popychając ją na ścianę i szarpnięciem zabierając pochwę z nożem od opasającego udo paska.
- Ja tam lubię drapanie po plecach – mruknął dryblas, teraz dociskając złodziejkę do muru i z wrednym uśmiechem wpychając jej jedną rękę pod kurtkę, drugą zaś przeciągając po rzucającym się wściekle ogonie. Tego było już za wiele.
        Wściekły ryk rozdarł nocną ciszę, tylko o sekundy poprzedzając agonalny wrzask faceta, któremu pantera rozszarpała właśnie gardło. Danny zmarł jeszcze zanim upadł na ziemię, a i na to zmiennokształtna nie czekała, skacząc na następnego mądrego. Szarpnięta za ogon zdołała tylko zacisnąć kły na jego barku, nim puściła ofiarę, odwijając się wściekle, ale znów udało jej się jedynie wgryźć w udo kolejnego cwaniaka.
Dlatego nie lubiła przemieniać się w panterę pod wpływem alkoholu. W zwierzęcej formie regenerowała się szybciej, więc procenty ulatywały z niej z każdym oddechem, ale za to wyczulone zmysły były przez ten czas atakowane niczym nawałnicą. Pantera z rykiem zachwiała się na łapach i odskoczyła, starając się oddalić jak najbardziej. Nie chciała przecież nikogo zabijać, jeśli nie musiała, ale ciężko wyjść z szamotaniny z drapieżnikiem i nie mieć rozszarpanej żadnej głównej arterii. Kocica przesadziła chwiejnie kilka susów i odbiła od ściany. Niezadowolona potrząsnęła łbem i wróciła do ludzkiej postaci, łapiąc oddech i oglądając się przez ramię. Jeden już się nie podniesie, pozostali powoli zbierali się do pościgu. Rzuciła się pędem przed siebie, z każdym kolejnym krokiem odzyskując trzeźwość umysłu i równowagę.
        Nie musiała już spoglądać przez ramię, by wiedzieć, że jej nie dogonią. Zignorowała też nadchodzącego z naprzeciwka marynarza ze zwojem liny na ramieniu. Nawet jeśli pofatygowałby się na pomoc rannym, jej już dawno tu nie będzie. Nie przewidziała tylko, cholera jasna, że oni się znają.
- Clint! Zatrzymaj ją! – Usłyszała już za swoimi plecami i tylko przyspieszyła. Mowy nie ma, żeby ją dogonili. Zaniepokoił ją tylko świst liny, której fragment właśnie zobaczyła opadający z góry przed nią.
- Co do cholery… - mruknęła pod nosem, a po chwili krzyknęła odruchowo, gdy coś ciasno oplotło jej kostki, a ona z całym pędem runęła jak długa na bruk.
        Słyszała tupot nóg, ale już nawet nie chciało jej się wstawać. Była obolała jak diabli i coś ciągle ściskało ją mocno w kostkach. Co za wieczór, naprawdę… Odwróciła się z trudem na plecy i spojrzała na zbliżającego się marynarza, zwijającego linę na ramię. Pociągnęła zmęczonym spojrzeniem do jej końca, ciasno oplecionego wokół jej nóg.
- Niezła sztuczka – mruknęła ze szczerym uznaniem, podnosząc się z trudem na łokciach. Blondyn uśmiechnął się sympatycznie.
- Dziękuję. A co tu się właściwie dzieje?
- Zabiła Danny’ego, to się stało! – Kulejący oprych zdążył już do nich dokuśtykać, razem z tym, któremu ręka jakoś dziwnie zwisała. I ten właśnie próbował zamachnąć się, by kopnąć dziewczynę w głowę, ale marynarz go powstrzymał.
- Weź, leży związana. Co wam się do cholery stało?
- Ona się stała!
- Ostrzegałam – warknęła tylko złodziejka i odchyliła się, gdy znów zamierzono się na nią z buciorem. Tym razem dostała jednak w żołądek.
- Dobra, spokój, moment. Sorry, mała – mruknął Clint, przyklękając przy niej i przewracając dziewczynę na brzuch. Nim zdążyła się zorientować, sznur skrępował jej za plecami nadgarstki i marynarz dopiero wtedy rozwiązał jej nogi, prostując się z drugim końcem liny w ręku.
        Powstrzymała się od jęknięcia, słysząc nad sobą głosy i ostrożnie poruszyła rękami, usiłując poluźnić więzy. Nic z tego. Pieprzone portowe miasta z ich cholernymi marynarzami i piekielnymi węzłami. Za dawnych czasów Amarok nauczył ją kilku żeglarskich supłów, które potrafiła wykonać szybko i precyzyjnie, jednak małomówny, ale przyjazny elf zniknął z ich bandy, zanim zdążył nauczyć dziewczynę, jak z takiego cudu się wyplątać. Zakuta w metalowe kajdany mogłaby sobie wystawić kciuk i wysmyknąć dłoń, ale przy zaplecionej ciasno, grubej linie, nie miało to najmniejszego sensu. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak leżeć na bruku i słuchać.
- No i co teraz? Zabijemy ją czy co?
- Zgłupieliście do reszty? To tylko jedna dziewczyna. Puśćcie ją i już, nie wygląda na taką, co poleci na straż.
- A co powiemy szefowi? Że mi ramię samo wypadło ze stawu? Że Jim stracił kawałek uda, bo źle obstawił w kasynie? A Danny wkurzył zgraję portowych kotów, więc te rozszarpały mu gardło?!
- Szlag by to trafił. Zachciało mu się panienki…
- Bierzemy ją do szefa i powiemy, że pierwsza zaatakowała. Dostanie za Danny’ego i może ją jeszcze szef opchnie gdzieś.
- Nie licz, że ci coś z tego skapnie, durniu.
- Masz kuźwa lepszy pomysł!?
- A jak powie, jak było?
- A komu szef uwierzy? Nam czy jakiejś lalce?
- Decydujcie szybko, bo mi zaraz łapa odpadnie! Co robimy?
- Rozwiążcie mnie i won stąd, to was nie pozabijam – sapnęła z ziemi Kimiko, próbując podnieść się chociaż na kolana, ale dociśnięto ją butem do bruku. Durne cwele. Tyle dobrego, że już się tak nie cieszyli. Uśmiechnęła się krzywo pod nosem i jęknęła, gdy poderwano ją brutalnie na nogi. Szarpnęła się, próbując zarzucić sobie na bark opadającą z niego brązową kurtkę i spojrzała hardo na faceta przed nią. Wciąż miał jej sztylet.
- Mało ci? Zawsze możemy dokończyć zabawę – prychnął, spoglądając na dziewczynę, ale ta wciąż spoglądała na niego ze złośliwym uśmiechem, co najmniej jakby miała przewagę.
- Idź do diabła – powiedziała niemal uprzejmie, ale między nią, a krwawiącym brunetem pojawił się blondyn, najspokojniejszy chyba z nich wszystkich, chociaż już nie taki uśmiechnięty.
- Żebyś się nie zdziwiła… - mruknął do niej, wywołując błysk konsternacji w oczach dziewczyny. Obrócił ją i kładąc rękę na jej ramieniu poprowadził przed sobą.

        Przeszli w milczeniu kilka przecznic. Kimiko nie przerywała ciszy, próbując wciąż wysupłać dłonie z więzów, w miarę potajemnie, ale szło jej tak samo beznadziejnie, jak wcześniej. Z kolejnej ulicy przeszli do jakiegoś lokalu. Nie przodem, ale od zaplecza. Mnogość zapachów różnych ludzi i alkoholi biła po nozdrzach, ale Kimiko marszczyła brwi, wyczuwając coś jeszcze, coś znajomego, co trącało ją uporczywie, ale nie mogło wydrzeć się ponad wonny chaos. Gdzie do cholery idą? Jedne drzwi, korytarz, kolejne drzwi. Więcej głosów. Sami faceci. Na napastliwe spojrzenia tylko uniosła brodę, a gdy jeden złośliwie podstawił jej nogę, by się potknęła, posłusznie zahaczyła stopę, ale później szarpnęła, posyłając żartownisia na ziemię. Prawie wywołała tym bójkę w wąskim przejściu i Clint przyspieszył kroku, po drodze łapiąc coś ze stolika. Chwilę później czarny materiał przysłonił jej wzrok.
- Teraz? Jak już wiem, gdzie jesteśmy?
- To dla twojego dobra. Może jeszcze się z tego wyplączesz, więc lepiej, byś za dużo nie wiedziała.
- Ej, wszyscy marynarze umieją takie cuda z liną? – zapytała i usłyszała śmiech nad głową.
- Nie, wychowałem się na dalekim zachodzie, tam się tak łapie dzikie konie.
- No wiesz… I na dziewczynę z takimi sztuczkami – mruczała karcąco, uśmiechając się pod materiałem na jawne rozbawienie marynarza. W sumie sympatyczny gość. – Wybaczę ci, jak mnie tego nauczysz.
- Jak stąd wyjdziesz o własnych nogach to nauczę.
        Otworzyły się kolejne drzwi i Clint pchnął mocniej dziewczynę do przodu, chyba na pokaz. Postawiła kilka szybszych kroków, łapiąc równowagę i zadarła lekko głowę, przechylając ją jednocześnie na bok. Węszyła. Po chwili zaś zamarła, niedowierzając własnemu nosowi.
- Niemożliwe – zamruczała powoli, a spod materiału dobiegł stłumiony chichot.
Ktoś zdjął jej worek i dziewczyna potrząsnęła lekko głową, dmuchając w opadające na twarz kosmyki włosów. Lekko tylko rozczochrana, nawet nie nosiła większych śladów bójki poza lekkim ogólnym sponiewieraniem. Po posoce należącej do martwego i aktualnie cierpiących większych śladów na niej nie było, pantera skrupulatnie oblizała pysk. Teraz zielone ślepia błysnęły w nikłym świetle, a na widok znajomej twarzy złodziejka wyszczerzyła ząbki w zadziornym uśmiechu.
- Cześć, Dagon.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Życie prostego człowieka nie było łatwe. Brak trosk i sielanka były dla bogaczy i szlachty. Biedota, jak zwykli mówić członkowie tych bardziej prominentnych grup społecznych, musieli wypracować w pocie i trudzie każdą kromkę chleba, a każdy kolejny dzień okupować licznymi wyrzeczeniami. Brak dostatków i blichtru rekompensowała jedynie wzajemna troska i ciepło charakterystyczne dla domów gdzie jedyną stałą wartością byli bliscy. Tak przynajmniej było gdy mimo wszystko oszczędzono ci pełnego pecha i urodziłeś się w uczciwie pracującej rodzinie. Niektórzy nie mieli nawet tego szczęścia, Rika nie miała aż tyle farta.
Matkę kiedyś miała, w końcu jakąś musiała mieć, z niektórych słów ojca domyślała się, że rodzicielka zwyczajnie odeszła w siną dal. W sumie nawet się temu nie dziwiła. Gdyby mogła też by uciekła. Czemu nie zabrała ich ze sobą, szybko przestała pytać domyślając się przyczyny. Kto chciałby tak bezużyteczną córkę. Jako dziecko swojego ojca nie była dość dobra by się nią przejmować, zresztą razem z siostrą. Bo siostrę też miała, kilka lat starszą, którą przeciwnie do matki pamiętała, chociaż słabo.
Siostra spłaciła długi, gdy Rika miała może z pięć lat. Nie, nie własne, bo dziewczynki na swoje nieszczęście miały też ojca. Ten zaś z pracą rozmijał się częściej niż się jej poświęcał. Za to chętnie przegrywał lub przepijał posiadane pieniądze, a najchętniej robił jedno i drugie na raz, zaciągając niekończące się długi. Starsza siostra została zabrana przez jakiegoś suterena właśnie na poczet tych zaległości i Rika więcej jej już nie spotkała.
W takich chwilach pozostawała tylko wiara i Rika początkowo wierzyła gorliwie, że z niebios przybędzie anioł z przepięknymi białymi skrzydłami i ją uratuje jeśli tylko będzie grzeczną dziewczynką. Szczerze modliła się co wieczór o pomoc i starała się jak mogła by być dobrym człowiekiem godnym niebieskich obietnic. Grzecznie znosiła bicie i burczenie w brzuchu. Dbała o dom i zapitego ojca. Próbowała być najlepszą córką jaką tylko mógł sobie wymarzyć, tak jak nakazywał dobry bóg.
Czy wpierw przestała mówić czy wierzyć w ratunek, nigdy się nie zastanawiała, jedno i drugie zatarł pył codzienności. Później zamiast wiary gdy nadzieja na zmianę i ocalenie upadła, wciąż jeszcze pozostał lęk przed karą. Tej zaznała nieraz i jej istnienia była pewna, a spod rezygnacji zamiast rozgoryczenia przebijały się myśli, że musiała uczynić coś strasznego za co teraz czyniła pokutę. Nie chciała jej rodzona matka więc tym bardziej nie była godna niebiańskiego ratunku. I chociaż nie wiedziała co robiła źle, starała się dalej w towarzystwie przekonania iż poniesie konsekwencje swoich przewin.
        Miała dziesięć lat, chyba, nie obchodziła urodzin i miała jedynie mgliste pojęcie co do swojego wieku wynikające z mijających miesięcy. Aniołowie nie zjawili się nigdy z czym już dawno zdążyła się pogodzić, przybył za to diabeł.
Dostrzegła rogaty cień za elegancko odzianym mężczyzną, potem ze strachu zamknęła oczy. Czart na pewno był ubrany lepiej niż wszyscy poprzedni wierzyciele, ale przecież tak piekło zwodziło ludzi. Wpierw zabrano jej siostrę, teraz przyszła kolej na nią. Przez chwilę nawet zastanawiała się kto miał większego pecha, siostra, którą zabrał podejrzany typ, czy ona.
Z czasem zorientowała się, że to było najlepsze co spotkało ją w życiu. Ratunek, którego oczekiwała od boga, przyszedł z rąk piekieł.
Podczas pożaru ponownie była rozpaczliwie przekonana o swojej zgubie. Tego wieczora diabeł uratował ją po raz drugi i Rika drugi już raz uznała, że w takim razie chyba wolała piekło, bo tylko ono o niej nie zapomniało gdy zrobił to bóg. Podobno tak właśnie diabły kusiły słabych. Obiecywały wygodne życie i mamiły zmysły, i wychodziło im to doskonale, bo Rika w swoim krótkim życiu była szczęśliwa dopiero żyjąc w zamtuzie i jeśli to miało kosztować ją duszę, była gotowa zapłacić tę cenę i nie żałować. Chociaż i co do ceny zaczęła mieć wątpliwości. W końcu kto tak naprawdę był winien, pracująca dziewczyna, która zwykle nie miała innego wyjścia, ten który sprowadził na nią okrutny los czy może klienci domów uciech korzystający na ich nieszczęściu. Szef pewnie jako diabeł tak czy inaczej był potępiony, ale z drugiej strony dziewczynka dawno zweryfikowała i te poglądy. Jedyna dobroć jakiej doświadczyła pochodziła z czarcich łap, podobne rzeczy opowiadały inne, przecież znacznie bardziej doświadczone życiowo dziewczyny.
I chociaż bies długo budził jej lęk, teraz był dla dziewczynki jedyną ostoją bezpieczeństwa. Siedząc na przedramieniu mężczyzny mocniej zaplotła ręce wokół jego karku i wcisnęła zapłakaną buźkę w szyję czarta ani myśląc go puścić, gdy płomienie pochłaniały zamtuz.

        A Dagon trzymał dziewczynkę pozwalając jej łkać w swoją skórę. Starał się unikać nadmiernych zażyłości ze swoją własnością, ale chociaż każda z dziewczyn miała swoją historię, Rika była nietypowym nabytkiem, swojego rodzaju maskotką w burdelu.
        Laufey był wszechstronnym biznesmenem i nie przepuszczał żadnej szansy na zarobek. Wykupywanie weksli zatwardziałych dłużników należało do jednej z obiecujących dziedzin, gdyż czart jak nikt potrafił skłaniać opornych do hojności. Tego wieczora jednak nie poszło tak gładko jak powinno. Pamiętał tę transakcję jakby była wczoraj. Musiał pofatygować się osobiście, czego oczywiście bardzo nie lubił, gdy jego człowiek nie wiedział co czynić z jednym cwaniakiem. Łańcuchowy kundel byłby więcej wart niż córka, którą próbował im wcisnąć i pewnie też byłby mniej zawszony.
Spojrzał z góry na klęczące i błagające o litość ścierwo, które moment temu posłał na klepisko słusznie poirytowany faktem, że ktoś wciskał mu niezły bubel. Tyle, że pijak rzeczywiście nie miał dosłownie nic innego, poza własną skórą i nędznym życiem. Chałupa ledwie stała, trzymając się ostatkiem swoich sił. W środku nic nie przypominało wyposażenia. Pod jedną ze ścian, w zardzewiałym wiadrze stała resztka wody, ciężko powiedzieć czy przyniesiona czy może nałapana dziurami w dachu podczas ostatniego deszczu. Kilka potłuczonych skorup w kącie obok miało chyba robić za naczynia. W drugim kącie kałdun ze szmat obrzydliwych nawet na odległość najwyraźniej robił za siennik. Na nim zaś zwinięta w najżałośniejszy kłębek jaki kiedykolwiek widział, z kolanami ciasno pod brodą i plecami wciśniętymi w sypiący się mur, siedziała jedyna zapłata za weksel jaką mógł wymusić. Dlatego właśnie pracownik nie wiedział co robić. Ktokolwiek był tak durny by pozwolić menelowi na zaciąganie długów, teraz uczynił interes życia pozbywając się problemu robiąc z czarta frajera.
Kopnął zasrańca, chociaż szkoda mu było brudzić butów i podszedł do obrazu nędzy i rozpaczy w najczystszej czy raczej najbrudniejszej postaci. Dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej chociaż wydawało się to niemożliwe, jakby przygniótł ją cień piekielnika. Bez dalszych ceregieli bies złapał ją za kark i zniknął z rudery.
        W domu nalał sobie whisky i siadł z rozmachem na kanapie by lepiej przyjrzeć się nabytkowi. Chude, posiniaczone i dygoczące ze strachu nieszczęście bało się nawet uciekać. Czart zmrużył oczy masując nasadę nosa i westchnął ciężko. W żaden sposób nie przypominało to dziewczynki. Szatynka mocniej zadrżała, gdy ciemne spojrzenie biesa znów skupiło się na niej.
        - Umiesz gotować? - Tak gorliwe potakiwanie nie było częstym widokiem.
Dziecko okazało się pracowite i szybko stało się ulubienicą dziewczyn, przydając się mocniej niż diabeł mógłby przypuszczać.
        Poza tym jednak w ogólnym rozrachunku miał dość wygodne życie składające się z raczej udanych interesów, przynajmniej do czasu pojawienia się gada.

        Gdy znikali z Nowej Aerii plan był prosty, nie wychylać się. Szybko ustalili, że prościej będzie rozdzielić się, niż włóczyć się razem, tym bardziej, że Dagon nie planował siedzieć w miejscu, ale jeszcze nie wiedział co tak naprawdę chciał uczynić. A kocica nawet się nie pożegnała wymykając się chyłkiem gdy przysnął na chwilę. Uśmiechnął się jedynie pod nosem czytając liścik będący kwintesencją kociej natury. Podpalił nim cygaro czekając aż powoli dochodząca do siebie dziewczynka zje śniadanie. Potem opuścił Demarę.
Czart też nie cierpiał z powodu takiego rozwiązania, a że Kimiko wróci, nie miał wątpliwości. Jeśli nie tak po prostu z braku wrażeń i dreszczyku emocji to przecież wisiał jej kasę.

        Kolejne tygodnie upłynęły Dagonowi na tym w czym był najlepszy, na kombinowaniu i machlojkach. Nie zaszył się w Trytonii nie mając pewności jak przebiegło spotkanie jaszczurki i Scarlett. Zresztą w chwili gdy spłonął mu cały dom, jednocześnie zapragnął nowych wyzwań i świętego spokoju, co nijak nie szło w parze, więc w diablim umyśle toczyła się cała batalia pomysłów pomieszanych z wściekłością, bo przede wszystkim potrzebował ludzi. W końcu jedno pragnienie nie podlegało dyskusji - zemsta, bies szczerze pragnął gadziej krwi.
        Ostatecznie wylądował w Randill. Spodobała mu się sprawa z całym tym przemytem, a skoro tak się składało, że znał już jednego aroganckiego kapitana, przez minione dni sumiennie budował swoją małą społeczność. Po cichu zaczął kontrolować jedną z dzielnic miasta, a plan nowego biznesu krok po kroku zaczynał nabierać coraz wyraźniejszych kształtów, a to był dopiero początek. Bies coraz częściej i chętniej uznawał, że na dobre skończył z pozorami i legalnym biznesem.

        Właśnie omawiał szczegóły transportu, gdy do pokoju na zapleczu wpadło trzech jego ludzi ze związaną dziewczyną.
        - Co to za cyrk? - warknął diabeł, skupiając spojrzenie na przybyłych.
        - Zaatakowała nas i okaleczyła - zaczął jeden z rannych.
        - I do tego skrwawiła w alejce Dannego - dodał drugi, podczas gdy piekielnik do nich podszedł. Jedynie Clint milczał większą uwagę poświęcając podłodze, przeżuwając własne emocje.
Bies stanął naprzeciw dziewczyny i ze zmrużonymi oczami podniósł worek zasłaniający jej twarz.
        - Kimi... - wychrypiał przyglądając się złodziejce z nieodgadnionym wyrazem twarzy, co wywołało zmieszanie w szeregach oskarżycieli. Worek ponownie opadł na twarz panterołaczki, a rogaty okrążył brunetkę i stanął przed swoimi ludźmi.
        - Nie lubię się powtarzać - zaczął niskim tonem.
        - Ale to ona zaczęła - zaoponował jeden z poszkodowanych.
        - Nie lubię też głupoty - Laufey kontynuował w głębokim poważaniu mając wymówki swoich ludzi, a pewne siebie miny powoli były wypierane przez strach.
        - Nie sra się do swojego gniazda. Nie robi się brud na swoim terenie, szczególnie takich, których nie umie się wygrać i nie zostawia się niesprzątniętych trupów - skończył stając za Jimem, który głośno przełknął ślinę bojąc się odwrócić. To była ostatnia rzecz jaką zrobił. Potem rozległ się trzask kręgów i wiotkie ciało mężczyzny upadło na podłogę, a w pokoju zapanowała grobowa cisza. Drugi z rzezimieszków próbował nawet uciekać, był w połowie ni to kroku ni obrotu by spojrzeć na rogatego, gdy dołączył do towarzysza.
        - Kto umie dobierać sobie przeciwników dłużej żyje, a jeśli ktoś jeszcze nie potrafi we trzech chłopa pokonać jednej kobiety to niech ich nie zaczepia - wywarczał, chociaż obecni patrzyli na oblicze piekielnika raczej nierozumnie, dopiero trawiąc zdarzenie, którego byli świadkami.
        - Zamierzacie czekać aż Danny zmartwychwstanie i przylezie do dziupli na własnych nogach czy może aż znajdzie go straż miejska? - dopiero to pytanie otrzeźwiło mężczyzn, którzy z nowym zapałem ruszyli znaleźć nieboszczyka.
        - Szefie… - dopiero teraz odezwał się Clint, przyglądając się wydarzeniom z zaciekawieniem i nutką strachu. - A co z dziewczyną?
        - A interesuje cię to bo? - Czart zmrużył oczy.
        - Bo to chyba nie do końca jej wina - odpowiedział na tyle spokojnie na ile udało mu się opanować.
        - Weszła na teren jednego bossa z piekła rodem i narobiła bałaganu, podczas gdy miała trzymać głowę nisko i unikać kłopotów - wychrypiał łapiąc dziewczynę w pół i przerzucając ją sobie przez ramię.
        - Będzie musiała się wykupić - dokończył zabierając linę z rąk blondyna. Zaraz potem Dagon zniknął zostawiając marynarza samego z dwoma trupami. Ten westchnął splątany, skupiając się na tym co najważniejsze. Właśnie przypadło mu zadanie sprzątnięcia trucheł.

        Zmaterializował się w komnacie opuszczonego i zniszczonego zamczyska. Zapomniane ruiny stały w lesie porastającym nadbrzeżny klif. Większość budowli była zniszczona i powoli niknęła pochłaniana przez naturę. Jednak południowe skrzydło, a w zasadzie jakaś jego część oparła się czasowi i siłom przyrody, teraz stając się diablą kryjówką. Ocalone pomieszczenia zaś były już względnie doprowadzone do porządku i używalności.
Upuścił dziewczynę na materac obszernego łóżka. Klęknął nad nią, opierając się na rękach i dopiero ściągnął worek z głowy zmiennokształtnej.
        - I co teraz zrobisz panterko? - wychrypiał czarnymi oczami przyglądając się złodziejce. Niegdyś bez spinek nie ruszał się z domu. Teraz korzystał z nich raczej sporadycznie, ponieważ w nowych przedsięwzięciach rogaty wygląd stał się bardziej atutem niż przeszkodą.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Z zainteresowaniem, lekko okraszonym rozbawionym niedowierzaniem, przysłuchiwała się rozmowie Laufeya z jego ludźmi. Nie miała wątpliwości, że to on, nawet zanim jeszcze się odezwał. Niski głos gdzieś poza materiałem był tylko potwierdzeniem zapachu, który rozpozna już wszędzie. Swawolny grymas jednak szybko zszedł z jej ust, gdy usłyszała łgarstwa mężczyzn, ale że pamiętała też jak tę wersję ustalali, prychnęła tylko pogardliwie pod nosem, powstrzymując się od komentarza. Dopiero, gdy czarci palec zadarł worek, na moment uwalniając kocią głowę, przywitała się z uśmiechem, jak zawsze gdy widziała tę rogatą facjatę. Na swoje imię tylko przymrużyła zgodnie ślepia, przechylając lekko głowę i próbując dopatrzeć się czegoś więcej u znajomego, gdy nagle materiał worka na powrót przysłonił jej świat.
        - Hej!! – prychnęła, na diable szczęście oburzona tak, że na moment ją zapowietrzyło, a tym samym uciszyło. Później już tylko warknęła zwierzęco pod workiem, nieświadomie przyciągając krótkie ukradkowe spojrzenia, podczas gdy ogon smagał powietrze, okazując światu jawne niezadowolenie zmiennokształtnej. Co za bezczelny typ, naprawdę, że też ona ma do niego cierpliwość.
        Uspokoiła się szybko, jak zawsze, uznając że podsłuchanie wymiany zdań między biesem a jego ludźmi jest ważniejsze niż urażona duma. Już tylko lekko obrażona strzygła więc uchem, gdy Laufey wykładał podstawy przedsiębiorczości w światku przestępczym, a za chwilę zamarła zaskoczona, słysząc trzask kręgów. Obróciła lekko głowę, uspokajając ogon, a za chwilę dźwięk się powtórzył do wtóru kolejnego upadającego bezwładnie ciała i dziewczyna uniosła brwi. „No proszę, skala diablej tolerancji dość drastycznie spadła ostatnimi czasy”, pomyślała z mieszaniną fachowego uznania i bardziej osobistej już niepewności, jako że mimo wszystko ona również nieco podpadła, nawet jeśli niechcący.
Uśmiechnęła się jednak z zadowoleniem, słysząc że Clint mimo wszystko posunął się nawet do powiedzenia czegoś na jej obronę. Sympatyczny i odważny, proszę jaka przyjemna niespodzianka w czarcich szeregach. To, że przed chwilą jego dwóch kumpli odwróciło głowy o pełen obrót jakoś nie powstrzymało go od wyrażenia swojego zdania. Może jakoś dłużej się z Bajem znają?
        Na odpowiedź Laufeya tylko wywróciła oczami. „Trzymać głowę nisko i unikać kłopotów”, też coś. Przecież nie napadła na bank do cholery, tylko nie pozwoliła sobie spuścić łomotu!
- Aj! – pisnęła odruchowo, niespodziewanie złapana w pół. Nie nawykła do tego, że miała unieruchomione ręce, bardzo dawno nie udało się nikomu związać jej na dłużej. Teraz jeszcze ze skrępowanymi na plecach nadgarstkami została przerzucona przez czarcie ramię, nie mając żadnej możliwości manewru, ani nawet karcącego przywalenia bezczelnemu rogaczowi. Taki brak wpływu na własne poczucie równowagi znosiła wyjątkowo źle, a do tego dochodziło diable poczucie humoru. Wykupić się, dobre sobie…
- Chyba sobie jaja robisz! – warknęła, wierzgając nogami, ale wystarczyło, by bies zrobił jeden krok do przodu, a kocica znieruchomiała. Czarny ogon śmignął po łuku, owijając się wokół szyi Dagona i przylegając kurczowo do jego pleców, gdy Kimiko próbowała odnaleźć się w nietypowo dla niej bezbronnej pozycji.
        Raczej podświadomie wyczuła to, przed czym diabeł jej nie uprzedził i zdążyła pozbierać myśli. Znikną. Ciała zostaną sprzątnięte pod ich nieobecność. A ten martwy padalec ma jej nóż!
- Clint, mój nóż! – zdążyła tylko rzucić, nim coś szarpnęło ją znów w okolicach pępka.

        Nie wiedziała jednak nawet, czy blondyn ją usłyszał, bo miała wrażenie, że zdanie skończyła już gdzieś indziej. A gdzie… to osobna sprawa. Mimo zupełnie niegrzecznego przetransportowania jej, wstrzymała dalszy opieprz, podnosząc lekko głowę i węsząc przez worek. Pachniało starością, zimnem, kamieniem, morzem…
Znów pisnęła, czując, że spada i spięła się cała, usiłując powstrzymać odruch obrócenia się w locie. Szybko jednak wylądowała na czymś miękkim i po krótkiej chwili na rozeznanie rozluźniła się nieznacznie. Mruknęła coś, czując jak materac wokół niej się ugina, a nad nią pochyla się sylwetka. W końcu na dobre zdjęto jej worek i znów potrząsnęła głową, już mniej zadowolona, łypiąc na wiszącego nad nią Laufeya.
- Dobrze się bawisz? – fuknęła na niego, spoglądając w czarne ślepia i odruchowo przenosząc wzrok wyżej, na rogi. Na ochrypłe pytanie tylko zmrużyła oczy, znów wypuszczając powietrze przez nos.
        Zupełnie nie spodziewała się go spotkać w tym mieście, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Po głowie kołatało się wiele pytań z nimi związanych, ale w tej chwili musiały poczekać. Bajer znów próbował na niej swoich sztuczek, których zdążyła się już nauczyć o tyle, by nie dać się na nie nabrać, nawet jeśli przed chwilą była świadkiem dość znacznej zmiany w postępowaniu zachowawczego dotychczas biznesmena. Znudziły mu się czyste mankiety? Wciąż był wściekły o Nową Aerię? Ktoś mu wylał drinka? Tak czy siak, nie sądziła by zmieniło się coś znacznie w kwestii ich wzajemnego zaufania, więc zupełnie nie wyglądała na przejętą, a i niezadowolenie powoli jej przechodziło, przeradzając się w zwyczajowe stawianie się nazbyt pewnemu siebie rogatemu. Poza tym skoro już zna się trochę czyjeś zwyczaje, zawsze można zagrać mu na nosie i je uprzedzić.
        Złodziejka podniosła się lekko na łokciach, wyciągając szyję i sięgając twarzą do wiszącego nad nią biesa. Przysunęła nos i usta tak blisko jego skóry, że mógł czuć jej oddech i lekkie mrowienie, mimo że dziewczyna praktycznie go nie dotykała, z cichym pomrukiem obwąchując tylko okolicę diablich ust i policzka, i przyglądając mu się uważnie. W końcu opadła znów na materac, a usta wykrzywił jej zaczepny półuśmiech.
- Wiesz, stęskniłam się nawet i mogłabym przyciągnąć cię za krawat i pocałować tak, że by ci się rogi wyprostowały – zamruczała powoli, spoglądając na Laufeya spod rzęs, nim ślepia błysnęły ostrzej. – Ale po pierwsze w ogóle sobie na to nie zasłużyłeś, przerzucając mną, jak workiem z owsem – prychnęła, - a po drugie i tak mam związane ręce. Dosłownie. Więc, czy mógłbyś? – zapytała, unosząc lekko biodra i znacząco poruszając związanymi pod plecami rękami. – Ten twój Clint zna się na więzach, za cholerę się nie mogę z tego wyplątać – mruknęła już z przebijającym się przez obojętny ton niezadowoleniem, jak za każdym razem, gdy musiała się przyznać do porażki lub słabości, i kręcąc wciąż dłońmi, jakby mimo wszystko miała nadzieję, że jednak poradzi sobie sama.
– A rzuć mną raz jeszcze, to pożałujesz!
        Nie mogła powstrzymać się od ostatniej uwagi. Przez ramię to sobie wiejską dziewkę może przewiesić, ale kotem się nie rzuca! Zwłaszcza drapieżnym. Nie będzie związana w nieskończoność, więc niech sobie uważa, cwaniak.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Nowe schronienie było jeszcze lepszą kryjówką niż mieszkanie nad burdelem. W końcu kto szukałby bandyty i przemytnika w zapomnianym, opuszczonym zamczysku. Do tego jeszcze takiego zawsze eleganckiego i w odprasowanym gajerze. No może strzał nie wydawał się aż tak bezsensowny jeżeli nie zwracać większej uwagi na garderobę, o ile by o owym zamku wspomnieć. Wpierw jednak należało o nim wiedzieć. Natomiast o ruinach mało kto wiedział, a jeśli wiedział, to wolał ich unikać w związku z jakimiś lokalnymi legendami, więc bies czuł się raczej bezpiecznie niepodejrzewany o schronienie w tym miejscu. Na okoliczne bujdy i bajania nie zwracał większej uwagi, przecież mało co było gorsze niż diabeł. Z kolei z samej ciekawości wypytywać nie zamierzał, by niepotrzebnie nie ściągać niczyjej uwagi. Wpierw tylko na własną rękę upewnił się czy aby nie mieszka ze smokiem. Nie, nie z gadziną z Nowej Aerii ale takim prawdziwym, bo bądź co bądź taki pełnokrwisty gad plasował się w poprzednio napomnianej kategorii “mało co" równającej się, że "jednak czasem coś". Z grzeczności lepiej omińmy fakt, że niepełnokrwisty jak się okazało nie tak dawno, również w tę kategorię wchodził, chociaż bies pilnie pracował by ten drobiazg zmienić.
Gdy zaś okazało się, że żaden smok, bazyliszek ani inny demon tu nie gościł, piekielnik zaprzestał szukania dziury w całym i powitał nowe lokum z otwartymi ramionami. Ba, nawet widoki można było polubić.
        Jakoś się złożyło, że po drodze nie sprzedał Riki starając się nie dopuszczać do siebie myśli jakoby nagle przybyło mu sentymentów, co potem okazała się być całkiem rozsądną decyzją. Bez Zefir nie miał kto zajmować się czarcią garderobą. Do tego sprzątnięcie nowego domu również spadło z jego barków.
Dziewczynka zaś prawie doszła do siebie po ostatniej tragedii, ciesząc się z tego co dobrego niosło życie, które i tak wyglądało wręcz różowo w porównaniu z jej poprzednimi losami. Po zakupy chodziła pieszo, przyjemną, w niektórych miejscach sekretną leśną ścieżką. Tylko zamek trochę ją przerażał, więc trzymała się sprawdzonej części. I tak sobie wygodnie żyli, chociaż diabła częściej nie było niż był. Ale Rika na nudę nie narzekała, miała co robić na takiej powierzchni, a samotność była kwestią dość względną i nie doskwierała jej wręcz wcale, przeciwnie do poprzedniego życia jak czasem sama określała w myślach, u boku ojca. Ostatnio zaczęła nawet oswajać szczura, który za nic miał sobie nowych gości i bezczelnie buszował w okolicy zapasów. Zwierzątko było mądre i dość butne by Rika powoli zyskiwała przyjaciela. Zawsze chciała mieć zwierzaka, teraz wreszcie miała taką możliwość. W zamtuzie nie było miejsca na futrzaki.

        Dzisiaj Dagon sam nie wiedział czy ucieszył się na widok pantery, czy może poirytował z powodu niespodziewanego zawirowania. Ale patrząc w rozgniewane kocie oczyska, które ukazały się po zdjęciu worka, gdy już mógł ze spokojem się nad tym zastanowić, uznał, że chyba jednak to pierwsze. Uśmiechnął się kątem ust, gdy pantera uskuteczniała swoje powitanie, wybuchając rechotem gdy skończyła na połajance.
        - Yhm - mruknął z aprobatą, jak się okazało wobec Clinta. - Całkiem bystry facet i fakt, zna się na swojej robocie - przytaknął jakby zupełnie ignorując poprzednią część wypowiedzi. Dopiero po chwili jakby przypomniał sobie resztę zarzutów, z kolan przetoczył się na bok układając obok złodziejki.
        - To mówisz, że się stęskniłaś... - podłapał mrucząco, mrużąc z zadowoleniem czarne ślepia. - Ale skąd w ogóle pomysł, że taki pocałunek jest możliwy. Nie słyszałaś nigdy “Nie ucz ojca dzieci robić"? - drwił sobie dalej, nie spiesząc się z pomocą Kimiko.
        - I nie rzuciłem, upuściłem - podsumował z bezczelnym uśmiechem. Ostatecznie uznał chyba, że dla własnego rogatego dobra starczy żartów. Usiadł na brzegu łóżka, jednocześnie chwytając dziewczynę za ramię, jej również pomagając usiąść, by nie było, że tylko sobie kpił. Zza pleców wyciągnął nóż i rozciął kocie więzy, po czym wstał i skierował się w stronę komódki, która robiła za cóż by innego jeśli nie za barek.
        - Co ty tutaj robisz, Kimi? - zapytał całkiem wesoło, nalewając whisky do dwóch szklanek, jednocześnie przyglądając się złodziejce.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Laufey wydawał się przez cały czas wybitnie rozbawiony, co coraz bardziej drażniło złodziejkę i tylko nakręcało jej prychanie na niego. Będzie się szczerzył zamiast pomóc i jeszcze zadowolony. Gdy zaś na końcu zaczął z niej wręcz rechotać w głos, zmrużyła oczy i podkurczyła jedną nogę, ostrzegawczo napierając kolanem na męską dumę diabła. Cholera wie, czy by się odważyła, bo jeśli miałaby się potłuc z czartem to wolałaby jednak mieć wszystkie cztery łapy wolne, ale też nie byłaby sobą, gdyby drwiny odpuściła bez żadnych konsekwencji. Swojego chłopaka jeszcze pochwalił, zamiast złapać aluzję, ale przetoczył się już na bok, więc Kimiko mogła tylko łypnąć na niego gniewnie.
        Wypomniane jej stęsknienie, w połączeniu z zadowolonym spojrzeniem, które mogło oznaczać tylko fakt, iż znów napompowała diable ego, skomentowała wywróceniem oczami. Dopiero dalsza drwina sprawiła, że złodziejka spojrzała na diabła z mieszaniną rozbawienia, zaskoczenia i pobłażania, unosząc wysoko brwi. Musiała zacisnąć usta, których kąciki unosiły się do góry, by nie odpyskować od razu, bo powiedzenie znała inne, ale jemu by się nie spodobało. Pewnie i tak odwróciłby kota ogonem (ha), ale nie było co ryzykować. O ile zazwyczaj nie przejmowała się diablimi reakcjami, drocząc bezczelnie z Dagonem, to jednak na tyle dużo czasu spędziła w towarzystwie mężczyzn, by wiedzieć, że są tematy, z których kpić nie należy, a już na pewno nie zmuszać do obrony w tej materii. Wtedy nawet niewinna przepychanka słowna, może niekontrolowanie eskalować. Poza tym… wciąż jej wolność zależała od czarciej fanaberii, więc jeśli chciała się tych cholernych więzów pozbyć, to musiała chociaż przez chwilę być grzeczna.
- No teraz już się nie dowiemy – odpowiedziała więc tylko, uśmiechając się układnie i starając nie kopnąć Dagona za opieszałość w uwalnianiu jej. Nawet ratunkiem tego nazwać nie można, bo uwiązana była tylko i wyłącznie przez niekompetencję jego ludzi. Drapieżnik we wnykach, co za hańba…
        W końcu jednak wstał i podniósł ją za sobą do siadu, szybko rozcinając linę splatającą jej nadgarstki. Westchnęła z ulgi i wyciągnęła ręce przed siebie, rozgrzewając zastygłe mięśnie, do pleców odchodzącego Laufeya zaś strzeliła minę, korzystając z tego, że nie widzi. Może i dziecinne, ale poprawiło jej humor. Usiadła wygodniej, jedną nogę zostawiając na ziemi, drugą podkurczając na łóżku. Poprzeciągała się jeszcze, kręcąc na boki, a później rozcierając poranione nadgarstki, które już zaczynały się goić. Pantera była teraz w doskonałej formie i taka powierzchowna rana znikała dosłownie na oczach. Podniosła spojrzenie na Laufeya, słysząc pytanie i uśmiechnęła się. Przynajmniej wrócił miły ton.
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. Ale już słyszałam, że jesteś lokalnym bossem – powiedziała, z lekką drwiną przeciągając ostatnie słowa. – Ale te twoje nowe dziewczyny to takie średnio sprytne muszę powiedzieć. Poza Clintem to drugi bystry się nie znalazł. Jeszcze jakiś frajer podłożył mi nogę w korytarzu, sorry Bajer, ale trochę masz tu przedszkole – mruknęła, zanim zdążyła się ugryźć w język i chyba dopiero wtedy przypomniała sobie, że alkohol dopiero z niej ulatuje. Teraz mogła się tylko uśmiechnąć i szybko zmienić temat.
- Na stałe tu sobie gniazdo wijesz, czy tylko tymczasowo, aż smoka nie wykurzysz z Nowej Aerii? Bo domyślam się, że taki jest plan? – zapytała, przechylając lekko głowę, a za chwilę coś jej się przypomniało i wyprostowała się z tłumionym warknięciem.
- Mam nadzieję, że sukinkot będzie na tej aukcji, ciągle ma mój medalion – mruknęła z niezadowoleniem, dotykając nagiego dekoltu.
        Źle się czuła bez swojej ochrony. Pazurami i kłami mogła bronić się przed normalnymi atakami i napastnikami, ale w tej chwili była wobec magii kompletnie bezbronna i nawet by nie zauważyła momentu, w którym oberwała. A teraz jeszcze jej nóż został z trupem. Cholera, oby Clint ją słyszał albo chociaż faktycznie był taki bystry, jak Laufey mówi. Nie no, na pewno przeszuka trupa zanim go wywali, pytanie tylko czy o swoją własność będzie musiała się wykłócać czy nie. A nóż nożowi nie równy, musiała odzyskać ten konkretny.
- Dzięki. – Podniosła wzrok na Dagona, gdy podawał jej whisky, wyrywając się z zamyślenia.
        Zaraz też uśmiechnęła się słodko i nie opuszczając jeszcze szklanki, znacząco zapukała w szkło kolejno czterema palcami, którymi je obejmowała z jednej strony. Trzy bezgłośne dotknięcia opuszków i jedno stuknięcie, gdy metal zderzył się z kryształem, zwracając na siebie uwagę.
- Ach, no i możesz mi pogratulować – zamruczała z uśmiechem i wciąż trzymając szklankę zaprezentowała serdeczny palec z pierścionkiem zaręczynowym. Złota obrączka była cienka jak sznureczek, a w równie złotym gnieździe spoczywał niewielki, ale czysty i błyszczący szmaragd. Panterołaczka spojrzała z uczuciem na nową biżuterię.
- Normalnie polubiłam zielony przez tą sukienkę z Demary – uśmiechnęła się, podnosząc znów wzrok na diabła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Panterze fochy nie były diabłu straszne. Wręcz odnosiło się zupełnie odmienne wrażenie. Bies właśnie wyraźnie zaczynał się świetnie bawić. Droczenie się z kotką chociaż na chwilę, ale przyciągało bezpieczne, niemal nostalgiczne czasy beztroski gdy biznes szedł gładko a wyzwania stawiał sobie bardziej z nudy niż konieczności. Nie musiał też obawiać się o swoje plecy, które właśnie zrelaksowany odwrócił w stronę dziewczyny. To dopiero był rarytas i niecodzienny komfort, nawet w czasach dobrobytu.
Kąt diablich ust powędrował w górę, gdy w szkle odbiła się nieco zniekształcona, ale bezczelnie zwymyślająca go mina dziewczyny. Chociaż nie zamierzał się do tego przyznać bardziej niż to konieczne, też brakowało mu obecności złodziejki. Pomagała się odprężyć w nieszkodliwy sposób, na chwilę chociaż pozwalając nie myśleć o konsekwencjach i możliwych komplikacjach.
        Na wzmiankę o bossie, czart zasalutował pustą jeszcze szklanką, nie kryjąc pogardy malującej się na twarzy. Przy podwładnym celowo użył dość górnolotnego określenia. Traktuj siebie tak jak chcesz by inni cię traktowali. Nadmierna szczerość czy skromność nigdy nie były w cenie. Przynajmniej nie gdy chciałeś się wybić, wyrobić renomę czy zażądać posłuchu i szacunku. Mogły przynieść co najwyżej obiektywne i oceniające opinie. W końcu jeżeli sama zainteresowana osoba skupiała się na swoich brakach, niedociągnięciach czy wadach to musiały być one wyjątkowo istotne, czyż nie? Wtedy to one stawały się kwintesencją danej osoby, a raz odmalowanego wizerunku nie szło zmienić. Chociaż jednak diabeł był arogantem a jego poczuciu własnej wartości jeżeli czegoś brakowało to właśnie odrobiny krytycyzmu, to i on miewał umiar jak dziwnie by to nie brzmiało.
Boss, dobre sobie. Koło bossa chwilowo nawet nie stał, chociaż celowo tak siebie nazwał. O pretendowaniu do tego miana też raczej nie było co wspominać. Opanował jedną dzielnicę, nie mniej, ale niestety też nie więcej. Nawet ekipy nie miał porządnej, co zresztą również nie uszło kociej uwadze.
Niesmak wobec własnej osoby został wyparty przez gorzki uśmiech, który rozciągnął diable usta gdy nalewał trunek.
        - A mówią, że uroda nie idzie w parze z intelektem… - Zamiast bronić rzezimieszków, podchwycił niezbyt przychylną opinię, nawet nie komentując określenia bandy mężczyzn dziewczynami.
        - To potworna obelga. Dziewczyny…? - zaczął obruszony. - Jedna Minnie warta była dziesięciu - mruknął ostatecznie, wyjaśniając kogo ta obelga obrażała.
        - Ale nie mów mi, że podkładanie nogi nie jest w twoim stylu - odgryzł się złośliwie. Tak naprawdę miał tu gorzej niż w pieprzonym przedszkolu. Czuł się jakby prowadził przytułek dla niemot specjalnej troski. Ale pilnie prowadził wspomaganą selekcję naturalną. Na czymś budować musiał i sam całej roboty nie był w stanie wykonać. Nie potrzebował geniuszy, nawet nie wielkich zakapiorów, czasami wystarczał posłuszny motłoch, te wybitne jednostki zdarzały się przecież rzadko. Trzeba je było znaleźć niczym perły na dnie oceanu, a resztę kadry uzupełniało się bezwolnym mięsem armatnim. W końcu nie był już pośrednikiem bazującym jedynie na jednostkach kompetentnych, planował zostać no właśnie… kim… Tego jeszcze nie był pewien, ale jedno było niezmienne, organizacja taka czy inna miała swoje prawa. Opierała się na wielu pionkach, którymi to zarządzały ważniejsze figury. Wpierw potrzebował właśnie pionków. Figurą na dzień dzisiejszy był on. Dopiero w miarę rozwoju gry powinno przybywać lepszych graczy.
Wypełnił jedną szklankę i wziął się za drugą. Trunek nie był zły, miał potencjał, chociaż dopiero co zdążył wyleżeć swoje w beczce oddając anielską daninę, by w zeszłym miesiącu zostać uwięzionym w butelkach. Po degustacji zakupił całą skrzynkę, swoim zwyczajem jedną z butelek zostawiając by dojrzewała do specjalnej okazji. Jego nowy zamek miał jeszcze jedną zaletę - piwnicę doskonałą do przechowywania alkoholi, która niczym uśmiech od losu była w ocalałej części ruin. Oby tylko wyjątkową okazją nie był kolejny pożar całego jego dobytku.
        - Na pewno zamierzam zrobić z niego buty - warknął przyglądając się falującemu bursztynowi przypominające maleńkie morze zamknięte w kanciastym szkle.
        - Ale nie wiem czy chce mi się wracać do Aerii - kontynuował, zakorkowując butelkę.
        - Strasznie dużo z tym zachodu. Wielu się na mnie wypięło gdy tylko zrobiło im się cieplej koło dupy, drugie tyle sprzedałoby moją skórę za marne kilka ruenów. Złapać to tałatajstwo za mordę i ponownie ustawić do pionu, nie chce mi się i nie wiem czy warto… - wyjaśnił podając dziewczynie szklankę.
        - Będzie. I ma podobną nadzieję na ponowne spotkanie. Nie sądzę by przywykł do braku współpracy, również w zakresie umierania - odparł z pełną pewnością, siadając obok dziewczyny na łóżku. Zaraz potem spojrzenie Dagona zbystrzało, a w czerni oczu odbiła się zieleń klejnotu.
        - Nieładnie koteczku… - zamruczał, wolną ręką biorąc dłoń dziewczyny by lepiej przyjrzeć się pierścionkowi.
        - Upolowałaś jakiegoś chłopaczka i już chciałaś go zdradzać z dawnym znajomym… - zawiesił na moment głos przyglądając się Kimiko i jej pierścionkowi uważnie.
        - Czy może to mnie chciałaś brutalnie nęcić a potem porzucić by wrócić do ukochanego? - zakończył, powoli przyciągając dłoń dziewczyny bliżej.
        - Królowa łowców, mów co chcesz… - wychrypiał przenosząc wzrok z biżuterii na tęczówki brunetki. - Słuszny wybór, do twarzy ci, oddaje kolor oczu... niemalże - dodał całując wierzch palców dziewczyny. - Też mi ciebie brakowało panterko. - Uśmiechnął się, po raz pierwszy tego wieczora w pełni się rozluźniając i wychylił whisky. Zaraz potem wstał by uzupełnić szklanki.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Poza naturalnymi żartami, prychaniem i docinaniem sobie, Kimiko uważnie obserwowała Dagona, pierwszy raz kryjąc się przed nim z prawdziwymi intencjami. Nie spodziewała się spotkać go tutaj i nagle miała o wiele mniej czasu na wybadanie tematu i odpowiednie odniesienie się do niego. Okazało się jednak, że nie jest tak zielona w swojej robocie, jak czasem się przy nim czuła. Gdyby spotkali się planowo pewnie od razu przedstawiłaby sprawę, ale teraz ze zwykłego zaskoczenia i autentycznego zadowolenia z ujrzenia tej aroganckiej facjaty, pozwoliła sobie na chwilę grania na zwłokę, nim ich i tak dziwna relacja na dobre wróci do interesów.
Rzuciła kilka pytań, z ciekawością słuchając odpowiedzi i poznając diable plany i przemyślenia. Nie było idealnie, ale zdecydowanie mogła ze spokojem powiedzieć mu o wszystkim. Może nawet zmieni zdanie.
        Jednak jeszcze zanim to nastąpi, podrażniła się trochę ze starym znajomym, machając błyszczącym na palcu pierścionkiem. Uśmiechnęła się kątem ust słysząc „reprymendę”. Szklanką w jednej dłoni podparła lekko brodę i usta, nad szkłem zerkając na kradnącego jej dłoń diabła. Wesoły uśmiech panterołaczki zdradzał jej rozbawienie, chociaż buzię trzymała zamkniętą, nawet dając Bajerowi dokończyć nim rozpoczęła przepychankę.
- Nie gustuję w „chłopaczkach” – odpowiedziała cicho, w podobnym mu tonie, ale tylko na to jedno słowo położyła nacisk. Oddała dalej dłoń, upijając trochę whisky i znów się uśmiechając, nim przechyliła głowę, wbijając złośliwe spojrzenie w Laufeya i przygryzając krawędź szklanki.
- Widzisz Dagon, i to jest kolejna rzecz, której już się nie dowiemy – zamruczała niezmiennie rozbawiona i teraz już nawet zadowolona z obrotu rzeczy, skoro tylko mogła dzięki temu pokpić z diabła, nawet tak niewinnie.
Przymrużyła jednak ślepia, z przyjemnością przyjmując komplement i pocałunek, a słysząc ostatnie słowa diabła, uśmiechnęła się ciepło. Nawet, jeśli zielone ślepia wciąż zerkały czujnie na Laufeya. Gdy diabeł wyciągnął rękę po szklankę, dopiła whisky i oddała szkło, spoglądając za oddalającym się mężczyzną.
- Jesteś podejrzanie milutki – powiedziała wprost. Podciągnęła drugą nogę na łóżko i skrzyżowała je przed sobą, opierając się łokciami na kolanach i przechylając lekko głowę. – Przyjemne, ale podejrzane. Znowu chcesz, żeby coś dla ciebie ukraść? – dodała rozbawiona, ale raczej nie przejęta, myślami błądząc już przy innym temacie.

        Milczała przez chwilę po czym wstała, pierwszy raz porządnie rozglądając się po komnacie. Zbyt wiele tutaj nie było, na czym można by oko zawiesić. Wielkie, lekko podstarzałe łóżko z kontrastującą na nim nową pościelą. Robiąca za barek komódka i osmolona wnęka na kominek, którego rozmiary pozwalały na to, by panterołaczka mogła tam spokojnie wejść i przejść się parę kroków, jeśli by chciała. Poza tym nic, poza gołymi murami i świszczącym przez okna wiatrem, wywołującym gęsią skórkę na odsłoniętym brzuchu dziewczyny. Kimiko poruszyła znów nosem, czując morze.
- Gdzie właściwie jesteśmy? – zapytała zaintrygowana, podchodząc do okna, ale z góry widziała tylko gęsty las i morze, nawet nie widząc samego wybrzeża. Widok piękny, ale nieznajomy, więc nie umiała go docenić. Odwróciła się nagle od okna. – Błagam, powiedz, że wciąż chociaż w okolicach Randil! – jęknęła, spoglądając na biesa. – Zostawiłam rzeczy w mieście.
I jednego ogoniastego dupka”, dodała w myślach, ale tym się już nie dzieliła, opierając o parapet i odbierając kolejnego drinka. Nie napiła się jednak tylko kręciła trunkiem w szkle, pozwalając by upłynęła chwila i zbierając się do podjęcia w końcu najważniejszego tematu.
        - Właściwie to wiem, że Reed będzie na aukcji, kłamałam – powiedziała wprost, podnosząc wzrok. Złapała spojrzenie biesa i niezrażona mówiła dalej, odstawiając szkło za sobą i opierając się rękami o parapet z tyłu. Ogon bujał się za nią spokojnie, więc dziewczyna albo nauczyła się nad nim panować, albo mimo tego co chciała powiedzieć, wcale nie czuła się zagrożona.
- Jakiś czas temu znalazła mnie ta kobieta, która pracowała z Villainem. Nemorianka. Nazywa się Shoshanna, nazwiska nie podała. Chce się z tobą spotkać… Właściwie to ja nalegałam, żeby się z tobą spotkała, bo ona chciała omówić wszystko ze mną. Nie przepada za tobą – powiedziała i kącik jej ust drgnął mimowolnie.
        Gdyby miała być bardziej precyzyjna to powinna powiedzieć, że nemorianka ma zarówno smokołaka, jak i diabła, za „dwójkę napompowanych własnym ego samców, którym nie idzie przemówić do rozsądku, ani z nimi pracować, bo zachowują się jak zwierzęta w cyrku”. Panterołaczka uznała, że mówienie tego Dagonowi nie jest dobrym pomysłem z wieeelu różnych powodów. Z troski o własną skórę począwszy, na powodzeniu przedstawianego planu kończąc.
- Ja jednak na intrygach się nie wyznaję i jeśli to ma zadziałać to musicie pogadać. Twierdzi, że jest po naszej stronie – powiedziała, ale zaraz skrzywiła się i machnęła lekko głową, prostując własne myśli. – No nie po naszej stronie, ale ewidentnie Reed całkiem solidnie wyprowadził ją z równowagi. Ona i tak się z Aerii wynosi, więc jej wszystko jedno, co tam się stanie, dopóki Villain będzie już po drugiej stronie. Mówi, że mogła by go sama zabić, ale zwyczajnie „chce patrzeć, jak gad pełznie” – mruknęła panterołaczka, palcami przy głowie zaznaczając cytat.
        Kimiko przerwała na moment, jakby pozwalając, żeby Laufey poukładał sobie w głowie to, co powiedziała i pomyślał o wątpliwościach, które miała zamiar właśnie rozwiać. W międzyczasie napiła się whisky opróżniając szklankę i odepchnęła się z nią od parapetu, robiąc kilka kroków po komnacie i bawiąc się szkłem.
- Nie mówię, że jej wierzę i ufam, ale sama przyznała, że żadnego z was nie trawi, jednak ty chociaż próbowałeś zachować rozsądek. Jej samo ukatrupienie gada nie wystarczy i wygląda jakby chętnie poobserwowała jak on obrywa od tego, którego sam zaczepił – powiedziała i znacząco wskazała biesa szklanką. –Wygląda na znudzoną, wiesz? – dodała, jakby w zamyśleniu. Nie mogła powiedzieć, by doskonale wyznawała się na ludziach, ale też nemorianka nie kryła się specjalnie za żadną maską, wręcz z pogardliwą łatwością rzucając opcjami, które wcześniej były absolutnie poza zasięgiem złodziejki i diabła.
- Jeżeli mówi prawdę… mógłbyś zostać w Nowej Aerii. – Spojrzała znów na Dagona, tym razem przedstawiając już własne myśli. – Chyba lepiej by wyglądało, gdybyś odzyskał tę przewagę i władzę, którą straciłeś, „złapać tałatajstwo za pysk”, jak powiedziałeś, niż zaczynać gdzieś indziej od nowa. Myślę, że bardziej by cię szanowali – dodała, zakładając, że może sobie pozwolić na takie opinie. I tak byli sami.
- Ta nemorianka… – Złodziejka z jakiegoś powodu unikała mówienia jej po imieniu. Wciąż też nie wyglądała na zachwyconą z tego spotkania. – Zaprotestowała, gdy potraktowałam to jako gest dobrej woli z jej strony, znów tylko prychnęła, wzruszając ramionami… ale przyniosła jakieś twoje dwie księgi. Jedną tą, którą oglądaliśmy wcześniej, tę gadającą, i jakąś drugą. Nie otwierałam żadnej – mruknęła. Ciekawość ciekawością, ale do gadających ksiąg miała stosunek raczej ostrożny i zawinięte w płótno tomiszcza spoczywające na dnie jej torby raczej nie spędzały jej snu z powiek.
- Mówiła, że już tego wieczoru chciała do nas przyjść, ale już wszystko płonęło. Książki wzięła, bo się darły i też uznała, że szkoda by było gdyby spłonęły.
        Teraz chyba już ewidentnie dziewczyna skończyła mówić. A przynajmniej dała czas diabłu na reakcję. Do powiedzenia pewnie by coś się jeszcze znalazło, ale teraz nie przychodziło jej do głowy i wyjdzie pewnie w trakcie przesłuchania, które ją czeka. Zatrzymała się wyprostowana, kręcąc szklanką między dłońmi i spoglądając na Laufeya. To by było na tyle jeśli chodzi o miłe słówka.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon niemal na powrót odwykł od przebywania w czyimkolwiek towarzystwie w sposób inny niż związany z biznesem. Z jednej strony nie widzieli się tylko dwa tygodnie, z drugiej z kotem spędził znacznie krótszą część życia niż bez i teraz trochę jakby przypominał sobie tę ciekawą znajomość, której się nauczył i jej interakcje podczas gdy zostając samemu prawie jakby wracał do normalności.
Teraz powoli, wraz z kolejnymi przepychankami, uświadamiał sobie jak bardzo mu ich brakowało. Może właśnie dlatego tym chętniej pograł w koteczkową grę jednocześnie odpowiadając słodkimi słówkami. Na podejrzliwą sugestię co do zbyt miłego zachowania już nie odpowiedział. Musiałby się przyznać, że brakowało mu Kimiko, już po raz drugi tego wieczora. Co za dużo to nie zdrowo, przynajmniej w tej kwestii chociaż zwykle diabeł z umiaru nie słynął. Przytyk więc zbył zadowolonym uśmieszkiem, pozostawiając go dziewczynie do dowolnej interpretacji.
        Wzrok czarta odprowadził panterołaczkę w jej wędrówce do okna. Teraz dopiero dokładniej przyjrzał się jej sylwetce i zmianach jakie zaszły w brunetce. To już nie była ta sama złodziejka. Nigdy do potulnych nie należała, ale teraz przybyło jej pazura. Chyba najlepiej byłoby powiedzieć, że wydoroślała. Przestała być pyskatą dziewczynką, a zmieniła się w bezczelną, chociaż raczej wciąż pyskatą, kobietę. Prychnął cichym śmiechem słysząc zaniepokojony jęk. Nabrała więcej drapieżności ale uroku kociaka nie straciła.
        - Jestem dupkiem co już kiedyś ustaliliśmy, ale wciąż dżentelmenem, przecież nie każę ci wracać pieszo - bies zarechotał wywracając oczami. Gestu można się było tylko domyślić bazując na ruchu powiek i brwi, podczas gdy czerń ślepi nieznacznie błysnęła jedynie sugerując ruch.
        - Zresztą nie martw się, jesteśmy dostatecznie blisko, żebym mógł trzymać rękę na pulsie miasta i jednocześnie nie martwić się, że znowu mi ktoś zjara chałupę - doprecyzował, czyli jak zwykle nie powiedział ani jednego konkretu.

        Wesoły nastrój diabła ulotnił się jak ręką odjąć, gdy zmiennokształtna wspomniała imię Villaina i przyznała się do kłamstwa. Rogaty zmrużył oczy podłapując spojrzenie Kimiko, namacalnie skupiając się na każdym jej słowie, analizując je dokładnie. Przy zakończeniu zwieńczonym “kłamstwem” atmosfera dosłownie stężała, gdy piekielnik taksował każdy oddech złodziejki.
To nie był koniec i w miarę przybywania kolejnych słów czart skrzyżował ręce na piersi bawiąc się niedopitą whisky, a jego brew powoli uniosła się w niedowierzaniu. Koteczek nie próżnował.
Nawet miał wypomnieć i naprostować dziewczynę, że nie sądził by nemorianka była po jakiejkolwiek stronie poza własną, ale brunetka sama szybko się poprawiła najwyraźniej świadoma prawdopodobnej nadinterpretacji.
W międzyczasie trafny dobór określeń co do gada na moment uniósł kąt diablich ust, ale rozbawienie nie sięgnęło źrenic, które wciąż trąciły podejrzliwością. Pod koniec opowiadania znalazło się w nich też miejsce dla irytacji. Znalezienie ksiąg owszem zabrzmiało dobrze, ale nie widać było, żeby rogaty ucieszył się jakoś szczególnie. I chociaż po wysłuchaniu wszystkich nowinek czart odezwał się raczej spokojnym głosem, zwykle świadczyło to o dość odmiennym stanie bandyty. W tej sytuacji podobna diagnoza również wyglądała na wielce prawdopodobną.
        - Nie znam nemorian innych niż znudzeni i nie zamierzam być rozrywką jakiejś demonicy - wychrypiał na raz opróżniając szklankę. Sięgnął do butelki odstawionej niedawno na komodę, o którą się opierał, i wyjął korek. Początkowo chyba nie planował opróżniać całej flaszki jednego wieczora, ale najwyraźniej plany uległy zmianie. Dopiero ze znów pełną szklanką wznowił kontakt wzrokowy.
        - Kimi, lubię cię. Ufam ci. Masz więc więcej forów niż ktokolwiek kiedykolwiek miał i pewnie mieć będzie i tylko dlatego nie oskarżyłem cię jeszcze, że próbujesz mnie urabiać i brać pod włos - dokończył mrużąc ślepia nad szkła. Ogólny wydźwięk czy to z powodu chłodnego głosu, czy widocznie spiętej sylwetki czarta, w domyśle dziwnie powiązywał oskarżenia w diablim wydaniu z egzekucją dwóch podwładnych. Piekielnik ewidentnie również ewoluował podczas ich rozłąki. Ale jak już powiedział, kotka miała taryfę ulgową. Nie kłamał i powoli chociaż wciąż nastroszony chociaż chyba bardziej na sytuację niż brunetkę, kontynuował wywód i naświetlanie sprawy ze swojego punktu widzenia.
        - Aeria w tej chwili interesuje mnie mniej niż zdechły Whitaker. W dupie mam ich szacunek. Nawet to za wiele powiedziane, bo nie chce mi się pieprzyć ich wszystkich z gnidą Chrysem na czele. Jedyne co może mnie rozbawi to obserwowanie jak Nowa Aeria pogrąża się w pełnym chaosie - na koniec zamruczał złowrogo.
        - Ta pierdolona jaszczurka przejęła miasto niemal w białych rękawiczkach. Wkurwiająco, ale precyzyjnie i schludnie, nawet opornych mordował bez większej rzezi. Ledwie przechodzi mi to przez gardło, ale miał doskonały plan i zrealizował go z pełnym profesjonalizmem a teraz trzyma miasto krótko. Jednak jak zabraknie pana na włościach, kamienice zapłoną a ulice spłyną krwią, bo siłą utrzymywany syndykat rozpadnie się na mniejsze gangi czy jeszcze drobniejsze grupki, gdy poszczególni watażkowie rzucą się sobie do gardeł jak głodne kundle nie potrafiąc dogadać się między sobą. Może wtedy pojawię się na chwilę, żeby pocieszyć oczy i upiec szaszłyki przy jarającej się Chryzantemie - chrypiąc snuł obrazową wizję opróżniając kolejną szklankę. To nie był koniec monologu. Czart przelał końcową porcję alkoholu do szkła trzymanego w dłoni, czekając aż ostatnia kropla spadnie w kołyszący się bursztyn. W sumie spokojnie mógł pić z gwinta, ilość była ta sama, ale kulturalne zachowanie również mówiło co nieco o nastroju biesa, który miał trochę dni by przejść ze zwykłej wściekłości w bardziej uporządkowane kalkulacje.
        - Jedynie w związku z Villainem nie będę się stawiać. Istotnie zamierzam się do niego dobrać, tylko twoja znajoma nie wtajemniczyła cię w jedną kwestię, prędzej celowo rozgrywając jakąś własną gierkę, niż niechcący ze zwykłego roztargnienia - tłumaczył dalej.
        - Nawet nie można powiedzieć, że wystawiła gada, i gówno dają mi jej pragnienia. Jaszczurka pojawi się na aukcji dlatego, że jest ona w pełni bezpieczna. Takie miejsca i okazje z założenia są w pełni neutralne i nawet zaprzysiężeni wrogowie muszą przełknąć żółć, inaczej podobne interesy nie dałyby się prowadzić. Jeśli jakimś cudem zdążyłbym go chociażby trącić, to zostałbym wykluczony z biznesowego kręgu za złamanie podstawowej zasady. A bardziej prawdopodobne, że zdjęli by mnie zanim bym go w ogóle tknął choćby palcem. Dlatego sukinkot czuje się tak pewnie. Na zewnątrz zaś masz jak w Elkowym banku, że będzie czekała obstawa i może schlebia mi wasza wiara w moje siły, ale chuj mogę tak jak i wcześniej. Inaczej jaszczur już miałby doprawione zelówki i grzecznie wycierałbym nim bruk - warknął sfrustrowany osuszając szklankę. Chyba na ten wieczór jednej butelki mogło mu nie starczyć.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        „Oho, i humorek mu przeszedł”, pomyślała panterołaczka, wzdychając w duchu, ale przecież dokładnie tego się spodziewała. Szkoda, bo miała dzisiaj w planach zabawę, a nie poważne rozmowy biznesowe, do cholery (jakby kiedykolwiek na takie miała chęć…). Ale nie mogła ukrywać tego, czego się dowiedziała, i zachowywać się jak gdyby nigdy nic, a innego dnia przy okazji napomknąć, że kumpela jego zapiekłego wroga wpadła do niej w odwiedziny. Zresztą, im szybciej wszystko powie, tym lepiej, bo zrzuci z siebie ciężar odpowiedzialności. Nie nadawała się do intryg i nigdy tego nie ukrywała. Być może była zbyt gwałtowna, by realizować jakieś bardziej dalekosiężne plany, gdy ktoś wkurwiał ją już teraz. A może po prostu nie była taka bystra. Tak czy siak, od tego jest bajowa rogata głowa, by się tym zająć. Ona może jedynie mu w tym pomagać.
        Czarne oczy wbijały się w nią złowrogo, a jej znowu trudno było z nich czytać. Nigdy nie było łatwo, ale odzwyczaiła się od diabła i teraz na nowo z zainteresowaniem śledziła ruchy czarnych ślepi, by wiedzieć kiedy w ogóle Dagon na nią spogląda. To, czy zerka ze spokojem czy z żądzą mordu, pozostawało już niestety tajemnicą.
Milczała, przyglądając mu się, jak zirytowany opróżnia szklankę i chociaż kusiło ją, by przewrócić oczami, powstrzymała się. Zaraz rozrywką demonicy. I tak chce utłuc gada i tak, więc co za różnica czy komuś jeszcze to będzie na rękę. Zwłaszcza, jeśli ten ktoś może pomóc.
        Słysząc zdrobnienie, zastrzygła uchem i wróciła do diabla spojrzeniem, które w międzyczasie odpłynęło gdzieś na bok. O dziwo nie uśmiechnęła się na bezpośrednie wyznanie sympatii ani zaufania, bo od razu rzucało się w uszy, że zaraz nadejdzie jedno wielkie „ale”. Samo słowo niby nie padło, ale ostrzeżenie wisiało ciężko w powietrzu. Kimiko jednak odpowiedziała lekkim przechyleniem głowy i pobłażliwym spojrzeniem. Czasy, gdy bała się diablego gniewu minęły już dawno i nie bała się go zaczepiać nawet, gdy był wściekły, a co dopiero teraz, gdy nie miała nic na sumieniu.
        - I tak mi nigdy nie wychodziło. – Uśmiechnęła się w końcu kątem ust i puściła do Bajera oko. – To twoja broszka.
Taka prawda. Nawet jak próbowała go do czegoś podpuścić to diabeł tylko spoglądał na nią pobłażliwie, ostatecznie olewając sprawę. W ogóle miał raczej na wszystko wyjebane, co zdecydowanie utrudniało branie go pod włos.
        - Ale fajnie oficjalnie wiedzieć, że mam fory. – Wyszczerzyła się już łobuzersko, jakby zupełnie ignorując czarcią nerwowość i tylko nadstawiła szklankę, by załapać się na ostatniego drinka zanim zirytowany bies sam opróżni flaszkę.
To nie tak, że zły humor Dagona jej nie ruszał, po prostu w tej chwili raczej nie dało się go poprawić, jako że sama rzuciła ciężkim tematem. Poza tym było widać, że minione tygodnie nie były dla diabła łatwe. Poznała go, jako mającego wszystko głęboko w poważaniu, wyluzowanego cwaniaka, a teraz chodził spięty, jak jakiś normalny człowiek z problemami.

        W ciągu dalszej rozmowy już tylko powoli skinęła głową, przyjmując do wiadomości, że Laufey pogrzebał swój dawny dom razem z burdelem. Nie jej sprawa, wyraziła tylko swoją opinię, a szczegóły diablego interesu jej nie interesowały. Zwłaszcza, że już niedługo będzie miała z nim styczność.
        Gdy Dagon rozkręcał się w monologu ona przespacerowała się przez pomieszczenie, wracając znów na łóżko, które było prawdopodobnie jedynym przyjemnym miejscem w tym zamczysku, a pewnie i tak dopiero, gdy było wygrzane. Podwinęła nogi w butach na pościel i skrzyżowała je przed sobą, niespecjalnie przejmując się tym, że może ją ubrudzić. Oparła łokcie na kolanach i popijając drinka obserwowała znajomego, i słuchała o wydarzeniach w Nowej Aerii.
        W międzyczasie ziewnęła przeciągle, na kocią modłę nawet nie zasłaniając ust, ale odsłaniając kły i zawijając po kociemu język, nim mlasnęła cicho i spod półprzymkniętych powiek zerkała na Dagona. Nie zanudzał, absolutnie. Dobrze było czasem go posłuchać i dowiedzieć się nieco więcej o rzeczach, o których nie tylko do tej pory nie miała pojęcia, ale też wielce prawdopodobne było, że nigdy by się nawet o tym nie dowiedziała. Fakty znają tylko ci w temacie, dla reszty to po prostu niepokoje i zamieszki w mieście; mogą jedynie spekulować. Po prostu cholernie chciało jej się spać.
        - Czyli z Chrysem już nic nie naprawisz? – zapytała spokojnie i z czystej ciekawości. Może polubiła krasnoluda, ale nie znała go na tyle dobrze, by mu współczuć. Jej panterza lojalność potrafiła być bezlitosna. Jeśli jest po stronie Dagona, to każdy, kto jest przeciwko niemu, jest też przeciwko niej.
        Tak jak przewidywała, flaszka po chwili świeciła pustkami. Dopiła swojego drinka i odstawiła pustą szklankę na podłogę, bez problemu się do niej schylając. Później znów oparła się o kolana i z przechyloną lekko głową słuchała nowości, krzywiąc usta w zamyśleniu.
        - No ma to sens – mruknęła bardziej do siebie, niż do Laufeya. – Neutralny grunt, w ogóle o tym nie pomyślałam – fukała na siebie pod nosem, słuchając diabła już tylko jednym uchem, dopóki nie wpadła do niego kolejna wzmianka o przerobieniu Villaina na buty. Kimiko parsknęła śmiechem i szczerzyła się chwilę, wpatrując się w diabła przymrużonymi oczami.
        - Ej, elegancie, czy jest w ogóle coś, o co dbasz bardziej niż swój wygląd? I złą reputację? – zachichotała złośliwie, ukazując kły, po czym przeciągnęła się z kocim pomrukiem i przejechała łapą ręką po uchu.

        - Dobra Bajer, padam na pysk i jestem pijana – mruczała przecierając twarz, z niezadowoleniem zdając sobie sprawę, że zaraz będzie świtać. Nie zdążyła porządnie wytrzeźwieć po barze, a teraz znów w siebie wlała. Ale skoro już się spotkała z tym piekielnym pomiotem to nie musiała się wybierać do Demary, więc czekał ją caaały dzień spania. Póki co wstała i podeszła do diabła, opierając się o niego i bawiąc krawatem poluzowała lekko supeł.
        – Odstawisz mnie z powrotem do baru? – poprosiła ładnie, zerkając na diabła spod rzęs, chociaż rozbawionego spojrzenia nawet nie próbowała ukryć. Zaraz też jej wrócił jej normalny, lekko gardłowy, koci ton.
        – Muszę znaleźć tego twojego chłopaka, bo ma mój nóż. Później mam plan spać cały dzień, więc jak chcesz to możemy się spotkać wieczorem. Bo co jak co, ale ta nemoriańska menda by mnie nie szukała jakby to wszystko było bez sensu… - mruczała, znowu po prostu myśląc na głos. Gdyby jeszcze było chociaż trochę weselej to by się rozbudziła, ale na zaspany i lekko odurzony koci umysł, służbowe rozmowy działały jak kołysanka. Nie wiedziała, jak Dagon może się tym zajmować na co dzień. Ona chyba umarłaby z nudów albo w końcu kogoś zjadła.
        - Przyniosę ci wtedy książki – dodała jeszcze z uśmiechem, czekając na teleportację.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon dobrego humoru nie miał od pożaru, albo dłużej, na przemian będąc jedynie poważnym, zirytowanym lub śmiertelnie poważnym, czego przykładem było usunięcie mało bystrych jednostek ze zbieraniny, która w jakiejś możliwie nieodległej przyszłości miała zacząć przypominać użyteczną ekipę. Nic więc dziwnego, że nowiny z Nowej Aerii związane ze smokołakiem, do tego wplatające w grę kolejną figurę i to niekoniecznie pionka, nie wywołało czarciej euforii. Wręcz przeciwnie, bies niemal widocznie się nastroszył, podejrzliwie szukając pułapek.
        Na zły nastrój kot jednak zawsze okazywał się najlepszy. Teraz również. Tylko Kimiko potrafiła stąpać na granicy diablej irytacji, przeciągać strunę i jednocześnie rogatego uspokajać.
        Prychnął lekko, nie traktując panterzej wątpliwości we własną zdolność manipulacji poważnie i nalał dziewczynie alkoholu. Wychodziło jej to lepiej niż sądziła. Może obydwoje nieco inny efekt końcowy uznawali za urabianie zakończone sukcesem, ale czart wciąż sądził, że złodziejka jak zwykle zbyt słabo wierzyła we własne możliwości.
        Pytanie zmiennokształtnej dotyczące krasnoluda spotkało się z już trochę łagodniejszą reakcją czarta, szczególnie gdy obserwował jak dziewczyna powoli stawała się senna przy okazji będąc lekko wstawioną. Chcąc nie chcąc widok przyciągał relaksujące wspomnienia i rogaty nawet nie orientował się kiedy i jakim piekielnym cudem złość i napięcie może nie ustępowały, ale trochę opadały.
        - Nie zrozum mnie źle, to zawsze był tylko biznes i pomysł, że miałem do Chrysa zaufanie będzie przegięciem. Ale powiedzmy, że miał pewne przywileje. Sam uznał, że woli się wypiąć na lata współpracy. Nie mówię, że już nie zrobię z nim żadnego interesu, ale to będzie tylko biznes, oczywiście jeśli jego Chryzantema wciąż będzie istnieć - odpowiedział mrukliwie. Chociaż ciężko było nie dostrzec możliwej groźby, piekielnik mówił bardziej marudnie niż z pełną złością, kocia magia działała. Tymczasem dziewczyna powinna doskonale zrozumieć co miał na myśli. Przecież sama mu powiedziała by nie próbował zawieść jej zaufania. Sytuacja dość podobna. Obydwoje dawali tylko jedną szansę, przepraszanie nie miałoby sensu. Ktoś kto zdradził raz mógł to zrobić ponownie, zwykle w najmniej odpowiedniej chwili, nie warto było sprawdzać go po raz drugi.
        Potem ponownie poirytował się w związku z gadem. Dawno nikt nie wyprowadzał go tak z równowagi, przynajmniej nie z taką zajadłością. Niektórzy Laufeya drażnili, ale we względnie nieszkodliwy (dla diabła) sposób. Łuskowaty zmiennokształtny doprowadzał czarta dosłownie do białej gorączki. Ale zaraz prychnął rozbawiony, zerkając w polujące na niego zmrużone oczyska.
        - Bardziej? Chyba nie… Doskonałość wymaga wielkiego poświęcenia - wymruczał zaczepnie, napełniając szklankę alkoholem z nowo otwartej butelki. - Ale w zbliżony sposób, może o pewną Bestyjkę - dokończył przyglądając się złodziejce trochę już ululanej (na dwa sposoby).
        - Nie da się ukryć - zarechotał pod nosem, ślepiami śledząc przysuwającą się panterę na łowach. Zamruczał z zadowoleniem jak brunetka zaczęła majstrować mu przy kołnierzyku i ramieniem oplótł plecy dziewczyny.
        - Odstawić cię do baru bu jesteś pijana, ciekawa koncepcja... - wychrypiał swoją drwinę, przychylając głowę w stronę niższej dziewczyny, spoglądając na nią spod rogów. Resztę potwierdził chrapliwym pomrukiem wciąż przyglądając się dziewczynie z rozbawieniem.
        - Powiedzmy, że z korzyścią dla ciebie już w tej chwili mi po drodze, jeszcze dzisiaj muszę dokończyć plany więc nie musisz czekać do jutra, ale… - zawiesił głos odstawiając szklankę. Oswobodzona ręka, obok drugiej spoczęła na krzyżu dziewczyny.
        - To mówiłaś, że jak bardzo się stęskniłaś? - droczył się bies. Powrót do znajomych zaczepek był relaksujący. Nie zamierzał przedłużać przeniesienia czy faktycznie wymuszać opłaty, ale przyjemnie było widzieć drapieżny uśmiech i znajome oczy lśniące jak kamienie szlachetne, więc bawił się chwilą, czego nie miał okazji czynić od tak dawna.

        Znaleźli się tam gdzie zniknęli. W pomieszczeniu brakowało jednak trupów i pozostałych żywych ludzi, poza Clintem, który stał pod ścianą.
        - Tylko baw się grzecznie w mieście i nie morduj mi reszty chłopaków, mięso bitewne przydaje się tylko jeśli utrzymać je do właściwej chwili - szepnął, powoli wypuszczając dziewczynę, teraz już nie odpuszczając sobie pogłaskania ogona płynącego za nią. Potem wrócił do map. Bandzie trzeba było podać dokładne wskazówki niemalże mówiąc kiedy wolno im się wysrać, inaczej wszystko mogło się spieprzyć. Nawet dobrze, że dziewczyna chciała się wyspać. Zanudziłaby się tu na śmierć.

        - Czyli znasz szefa - zagadnął blondyn i podając dziewczynie nóż skierowany w jej stronę rękojeścią. W ostatniej chwili usłyszał prośbę brunetki i sprzątając truchła odebrał własność.
        - Najwyraźniej koty naprawdę spadają na cztery łapy albo mają dziewięć żyć - zażartował bez złośliwości, puszczając brunetkę w drzwiach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Spod półprzymkniętych powiek przyglądała się leniwie swojemu diabłu. Lubiła dupka, co poradzić. Zaśmiała się, słysząc o tym, ile potrzeba by osiągnąć czarcią doskonałość i zerknęła na niego z ukosa na wzmiankę o bestyjce. Posłusznie ukazała kiełki w uśmiechu, nawet nie wątpiąc czy to o nią chodzi. Innego zwierzaka by na nim wyczuła.
        Później sama podeszła do Laufeya, wiedząc, że inaczej się stąd nie wydostanie; nawet jeśli teleportacja po pijaku sprawiała, że futro wywracało jej się na lewą stronę. Uśmiechnęła się na znajome ochrypłe mruczenie, z zadowoleniem spoglądając w czarne ślepia. Ona ma szczęście, jasne. To on nie chciałby wiedzieć, jak bardzo może zdemolować zamczysko jeden niezadowolony kot. Czując drugą rękę na krzyżu, zostawiła w spokoju krawat i przesunęła ręce do góry, obejmując Dagona za szyję. Na pytanie zaśmiała się i wspięła na palce, ocierając lekko kącikiem o czarci polik. Z rozchylonych ust wydobywało się ciche mruczenie, które już nie ustało, barwiąc słowa na kocią modłę.
        - Mówiłam…, że już się tego nie dowiemy – odparła szeptem i zaczęła chichotać, urywając z niezadowolonym mruknięciem dopiero, gdy poczuła szarpnięcie.

        - Nigdy się nie przyzwyczaję – mruknęła sama do siebie, jeszcze chwilę trzymając głowę pod diablą brodą i wyprostowała się dopiero, gdy czarcia koszula i krawat przestały się kręcić. No i oburzyła się słowami diabła.
        - Oni zaczęli – fuknęła urażona, ale zaraz znowu spokorniała, czując głaskanie po ogonie. – Na razie, Dagon – uśmiechnęła się i skierowała w stronę wyjścia, po drodze dopiero przenosząc spojrzenie na Clinta.
        - O rany, dzięki. – Odebrała nóż, zerkając zaraz z ukosa na blondyna z łobuzerskim uśmiechem.
        - Uhm. A to oznacza, że wisisz mi lekcję tego… no, tego rzucania sznurem – odparła, do swoich wielu żyć już nie wracając. Ona miała już tylko osiem.
        - Tak jest, proszę pani – odparł marynarz, odprowadzając panterołaczkę wzrokiem i śmiejąc się pod nosem, gdy dziewczyna rozejrzała się po ulicy węsząc, po czym sama wskazała sobie nożem kierunek i ruszyła w tamtą stronę chwiejnym krokiem.

        Jako pantera wróciłaby do domu szybciej. Gdyby była trzeźwa. Ale że była pijana, jak marynarz, to spacer zajął jej prawie godzinę, nim w końcu wdrapała się po schodach do zajętego na waleta mieszkania w kamienicy. Na ślepo trafiła do łazienki, żeby się umyć, a później ziewając szeroko weszła do pokoju i stanęła jak wryta, przecierając oczy, czego zaraz pożałowała.
        - Seth, kurwa – jęknęła na widok rozwalonego na jej łóżku nagiego panterołaka i leżącej na nim, zamiast kołdry, blondynki. Chrapała jak niedźwiedź swoją drogą. Ale cholera jasna, umawiali się, że łóżko jest jej. Grali o to w papier i kamień, i ona wygrała. - Szlag by to, będziesz prał prześcieradło – syknęła, widząc podrygujące czarne ucho i zawróciła na pięcie do salonu, padając jak kłoda na sofę.

        Obudził ją jego zapach. Poza tym niewiele osób potrafiło się do niej zakraść, gdy spała. Zignorowała natręta, ale Seth i tak zorientował się, że już nie śpi.
        - Cześć, kotku – zamruczał.
        - Czego? – odmruknęła marudnie, nie otwierając oczu, ale była pewna, że kocur się uśmiecha.
        - Śniadanie – odpowiedział uprzejmie, co sprawiło, że zielone ślepia błysnęły zainteresowaniem spod powiek. Miała rację, szczerzył się jak głupi do sera. Kimiko przeciągnęła się, prężąc cała i wyciągając ręce nad głowę.
        - Nie gap się – fuknęła na Setha, który opierał się na łokciach o oparcie sofy i zadowolonym wzrokiem wodził po ciele dziewczyny. Kurtka spadła z niej w nocy i panterołaczka została w samym zabudowanym biustonoszu i spodniach. Skarcony nie przestawał się uśmiechać, ale uniósł dłonie w obronie i wycofał się, gdy Kimiko siadała, przecierając oczy i ziewając szeroko. Podniosła kurtkę, kładąc ją na podłokietniku. – Która godzina?
        - Zmierzcha – odpowiedział, a złodziejka spojrzała leniwie za okno.
        - Dziwna pora na śniadanie.
        - My też dopiero wstaliśmy.
        - No właśnie się miałam pytać, skąd masz zamiar wytrzasnąć śniadanie – zakpiła, zaraz krzywiąc się i mrucząc w proteście, gdy kocur przeskoczył oparcie, opadając na siedzisko obok niej, aż podskoczyła. Na ślepo odsunęła jego twarz, gdy pochylił się nagle, węsząc przy jej twarzy. Wciąż nie była dobudzona - nie drażni jej się wtedy, bo odda silniej niż by zamierzała. Poczuła jednak satysfakcję, gdy Sethowi zrzedła mina.
        - Laufey tu jest? – zapytał poważnie, a Kimi zerknęła na niego ze słodkim uśmiechem.
        - Uhm. Idę do niego niedługo, chcesz wpaść się przywitać? – zapytała, szczerząc kły, gdy brunet prychnął.
        - Zabawne.
        - Alicja dotarła do domu?
        - Wątpisz we mnie? – prychnął, a za chwilę jakby coś mu się przypomniało, bo złapał ręce Kimiko, oglądając dłonie. Na widok pierścionka parsknął śmiechem.
        - A ona biedna dramatyzowała, że zgubiła – rechotał.
        - Przynajmniej historyjka o bandytach była bardziej realistyczna – zamruczała brunetka, z zadowoleniem oglądając połyskujący na palcu kamień.

        - Czeeeść!
        Radosny głos przywędrował razem z dziewczyną, wchodzącą do salonu. Kimiko podniosła spojrzenie na znajomą blondynkę, dla odmiany w ubraniu. Oczy otworzyły jej się szerzej, a płatki nosa poruszyły, gdy zobaczyła, że ta niesie na rękach trzy talerze z jajecznicą i sztućce.
        - Cześć. Jesteś kelnerką? – zapytała, kukając w swój talerz, a dziewczyna zaśmiała się słodko.
        - Tak bardzo widać?
        - Uhm. Dzięki. Jestem Kimiko – mruczała po kolei, odbierając sztućce, zerkając w talerz z jedzeniem i spoglądając na dziewczynę.
        - Tak, twój brat mi mówił. Mam na imię Blair… ojej, wszystko w porządku? – zapytała blondynka podnosząc się niepewnie, gdy Kimiko zadławiła się jedzeniem.
        - Gorące – wykrztusiła tylko, zerkając na Setha, który drżał ze śmiechu, zasłaniając usta pięścią. Dowcipniś. – Przepraszam, miło mi cię poznać. – Uśmiechnęła się, gdy już doszła do siebie, a blondynka wręcz rozpromieniała, na nowo zajmując miejsce w fotelu.
        Śniadanie upłynęło im całkiem przyjemnie. Blair nie zamykała się buzia i prawie nie tknęła swojego jedzenia, ale jej świergot był całkiem przyjemny i nie raził uszu. Taka wesolutka i radosna. Zupełnie osobny gatunek. Gdy tylko zjedli, zabrała im talerze, nim Kimiko zdążyła się ruszyć, i poszła zmywać. Można wyjść z pracy, ale praca nie wychodzi z człowieka. Panterołaczka opadła na oparcie, łypiąc na bruneta.
        - Siostra? – prychnęła, a Seth parsknął śmiechem.
        - A co miałem powiedzieć? „Nie wystrasz się, jak w nocy wejdzie jakaś obca babka”? – kpił, rżąc nieustannie, za co za chwilę oberwał kilka razy. Nie żeby się przejął, ale Kimi było lepiej. Po chwili wróciła Blair, już w butach i w fartuszku. Seth wstał, podchodząc do niej.
        - Lecę do pracy, przyjdziesz jak skończę?
        - Jasne. Pa, Brenda – zamruczał, a blondynce zrzedła mina.
        - Blair – poprawiła go łamiącym się głosem, po czym odwróciła się zamaszyście i wyszła, trzaskając drzwiami. Kimiko wytrzeszczała oczy z otwartą buzią, nim Seth odetchnął głębiej, schował ręce w kieszenie i spojrzał na dziewczynę z łobuzerskim uśmiechem. Wtedy zacisnęła usta i zmrużyła ślepia.
        - Zrobiłeś to specjalnie – powiedziała, a kocur wzruszył ramionami.
        - Chrapała.
        - Świnia z ciebie! – syknęła, rzucając w niego poduszką. Uchylił się niedbale.
        - "Dla ciebie Pan Świnia!" – odparł rozbawiony, opadając znów na kanapę i kładąc nogi na stole. Kimiko prychnęła pogardliwie, kręcąc głową, ale też zapadła się w poduchach.
        - Ale dobrze gotowała.
        - No.
        - I Seth?
        - Hm?
        - Pierzesz prześcieradło.
        - Tak, słyszałem.
        - I wara od mojego łóżka.
        - Pogadamy jutro, kotku.

        Dobudzona i najedzona, zaczęła zbierać się do wyjścia. Zarzuciła jeszcze koszulkę bez rękawków pod kurtkę i znalazła w swojej torbie zawinięte w płótno diable księgi. Z nimi pod pachą powędrowała z powrotem do baru, wcześniej pytając Setha, czy na pewno nie chce z nią iść. Odpowiedział jej wyprostowany środkowy palec bruneta, który przysypiał na kanapie.
        Chwilę jej zajęło znalezienie lokalu, bo po pierwsze ledwie pamiętała jak wróciła stąd do domu, a po drugie wchodziła i wychodziła zapleczem, więc nie mogła sugerować się nawet nazwą lokalu. W końcu przymknęła oczy i kierując się zapachem dotarła pod jedne z drzwi, ciągnąc za klamkę i wchodząc, jak do siebie. Powitało ją kilka par spojrzeń znad stolika. Wcześniej nawet nie wiedziała, jak tu wygląda.
        - Dobry – przywitała się uprzejmie, mijając podnoszących się mężczyzn, jednak kilku i tak udało się zastąpić jej drogę.
        - Nie zgubiłaś się kotku? – zapytał jeden dryblas i Kimiko zadarła głowę, łypiąc na niego zielonymi ślepiami. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo zaraz pojawił się Clint.
        - Zostaw, ona do szefa – powiedział tylko, a niezadowolone mięśniaki zasiadły na nowo do kart. Kimi zaś uśmiechnęła się beztrosko do marynarza.
        - Cześć.
        - Cześć, szalona. Chodź. – Kiwnął na nią głową i ruszył korytarzem, a panterołaczka za nim. – Jest sam. I w średnim humorze – powiedział jeszcze i otworzył przed nią drzwi, zamykając zaraz, gdy czarny ogon przepłynął nad progiem.

        - Cześć, Bajer – powiedziała powoli na widok diabła. Faktycznie nie wyglądał na zadowolonego, delikatnie mówiąc. Rozejrzała się i zamrugała, kręcąc nosem, podrażniona przez dym tytoniowy, który wypełniał pokój do tego stopnia, że było aż biało. Nie było tu nawet okna, by je otworzyć. Laufey siedział na kanapie, jak zwykle z flaszką, ale dziwnie było widzieć go nad papierami. Kimiko zawahała się na moment, po czym beztrosko postawiła na nich zawiniątko z księgami i opadła na poduchę obok diabła, obracając się zaraz i przerzucając nogi przez jego kolana. Ramieniem objęła szyję Dagona, drugą dłonią obracając do siebie jego twarz, by go pocałować.
        - Wyglądasz fatalnie – zamruczała.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł, jak to Clint ujął, był w średnim humorze. Należało jednak wziąć pod uwagę fakt, że tutejsi znali trochę innego diabła niż tego z Nowej Aerii. Dagon z poprzedniego dżentelmena i biznesmena zostawił głównie garnitur. Nawet spinek do mankietów nie nosił poza szczególnymi okazjami. Pozostał jedynie piekielnik, żądny zemsty, zawzięty i nie stosujący półśrodków, którego humor zawsze daleki był od dobrego. Dlatego określenie Clinta znaczyło, że każdy wolał się z szefem nie spotkać, a tym bardziej nie wejść mu w drogę, bo był w wyraźnie gorszym nastroju niż zazwyczaj, a w dobrym nikt go jak na razie nie widywał. Jeśli ktoś miewał wątpliwości co do zasadności obaw, to wczorajszy pokaz braku tolerancji dla głupoty i niewykonywania poleceń był dostatecznie wymowny.
Tak więc wszyscy obecni chodzili na palcach i pod żadnym pozorem nie zamierzali otwierać drzwi biura ani komukolwiek na to pozwolić, gdy padło polecenie “nie przeszkadzać”. Nic więc dziwnego, że Kimiko szybko spróbowano zastąpić drogę.
Wyjątkiem był jeden Clint. "Prawa ręka" było zbyt mocnym określeniem, ale jednocześnie chwilowo był najbardziej zaufanym człowiekiem Laufeya i to on przekazywał wszystkie informacje, gdy szef nie miał ochoty się fatygować.
To właśnie marynarz uspokoił wykidajłów i zaprowadził panterołaczkę do diabła, samemu nie wychylając nawet nosa za drzwi skoro nie był potrzebny.

        Dagon zaś cały czas od momentu wyjścia Kimiko spędził nad mapami, na przemian planując pierwszy większy przemyt oraz rozważając, już teraz całkiem na chłodno, informacje jakie przekazała mu panterołaczka. Interesy z nemorianami zawsze były ryzykowne. Diabeł chętnie zaliczał ich do podobnej grupy jak wampiry. Nacjonalistyczne rasy, uciążliwe we współpracy, ale można było poznać ich motywacje. Najtrudniejszą z nich była nuda, sam coś o tym wiedział, do niedawna sam się nudził, ale nie nie do rozpracowania.
        Skoro nadarzała się okazja, nie zaszkodziło porozmawiać z kobietą pragnącą zdradzić swojego dawnego współpracownika. Jeśli będzie miał jakieś obiekcje, zrezygnuje z działań. Jeśli otrzyma coś ciekawego, spróbuje to wykorzystać. Natomiast tak samo jak tłumaczył złodziejce bezpieczeństwo smokołaka, w taki sam sposób bezpieczni na aukcji byli oni, więc o ile będzie postępował ostrożnie, nie mógł wiele stracić. Kwestia transportu nie była już tak prosta.
        Statek na dniach miał przybić do portu w Randil. Tu właśnie miał wkroczyć diabeł. Analizował wszystko od początku, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że sam siebie nie przeskoczy, gdy drzwi się otworzyły a pośród kłębów dymu pojawiła się znana rogatemu sylwetka.
        Dostrzegł zawahanie brunetki gdy zerkał na złodziejkę spod brwi, chociaż ciemne oczy skutecznie maskowały kierunek diablego spojrzenia. Wahanie było krótkie, ledwie zauważalne, zaraz potem kocica upuściła ciężkie zawiniątko na mapy. Dagon zgasił cygaro zostawiając niedopałek w pełnej popielnicy, akurat gdy pantera usiadła z rozpędem na kanapie. Zaraz potem zmiennokształtna umościła się jeszcze wygodniej. Czart zawinął ramię na plecach dziewczyny, wolną od cygara dłoń opierając na jej udzie. Zamruczał ochryple na wreszcie właściwe powitanie i zaraz prychnął szorstkim rechotem, słysząc kolejne słowa.
        - Dziękuję… nie ma to jak wieczorny komplement od pięknej kobiety - wychrypiał przyglądając się zielonym ślepiom.
        - Myślę jak wyjść z siebie i być w dwóch miejscach na raz, żeby dopilnować ludzi i interesu, bo jak już zauważyłaś strach zostawić ich samopas przy ważniejszym zadaniu, może masz jakiś pomysł - zamarudził czart.
        Miał zaufanego człowieka, Clinta, to był koniec listy. A Clint miał być na statku, którego zadaniem było przewieźć ładunek z Randil na niestrzeżone wybrzeże w zatoce Barbaas. Ktoś musiał skoordynować akcję na lądzie, pomiędzy przeładunkami.
        - W tym czasie mamy aukcję - sprecyzował piekielnik, wyjaśniając dlaczego nie mógł osobiście dopilnować biznesu.
        - To są książki? - dopytał, zerkając krótko na tobołek, jednocześnie głaszcząc plecy i ogon dziewczyny.
        - Ta dawna znajoma gada też będzie na aukcji, czy znajdzie nas w Nowej Aerii? - zadał kolejne pytanie, układając się wygodniej na kanapie. Bies zsunął się lekko, żeby ułożyć rogaty łeb na oparciu i zamknął na chwilę oczy.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Na diabli rechot panterołaczka wyszczerzyła kły w wesołym uśmiechu. O ile wkurzony diabeł był zabawny, a ten w dobrym humorze przyjemny, to zapracowany i nudno niezadowolony diabeł okazywał się zupełnie nieinteresujący. Cieszyła się więc, że chociaż trochę się rozpogodził, gdy przyszła; to właściwie było wyjątkowo miłe.
        - Nie ma za co – odparła niezmiennie rozbawiona. I nie musiała nawet pytać, co takiego go trapi, bo Dagon sam wyjaśnił powód swojego nastroju. No, mniej więcej w każdym razie.
        - Teleportuj się z miejsca na miejsce co chwila? – zaproponowała żartobliwie, ale ostatecznie pokiwała głową, rozumiejąc problem. A jakby tego było mało, zaraz okazało się, że nie tylko nie mógł pojawić się w dwóch miejscach na raz, co w ogóle nie mógł przypilnować „ludzi i interesu”.
        - Uhm – odparła zamyślona na pytanie o książki i przymrużyła lekko ślepia, czując głaskanie na plecach. Naprawdę jej tego czorta brakowało.
        - Hm, właściwie nie mówiła, że będzie na aukcji, ale skoro chciała zobaczyć, jak Villain idzie na dno, to pewnie się pofatyguje, bo innej okazji nie widzę. Ale chyba i tak musielibyście się wcześniej spotkać tutaj, chociażby żeby omówić, co ona dokładnie ma w planach. Obawiam się, że sama nas znajdzie. Albo mnie – zmitygowała się na końcu i spojrzała na układającego się wygodniej Dagona. Uniosła się nieco, by mógł się spokojnie poprawić, zaraz wracając na swoje miejsce, prawie kładąc się bokiem na czarcie. Wsparła łokieć o oparcie kanapy i złożyła głowę na dłoni, przyglądając się diablej twarzy i rogom.
        - Widzę, że już się nie kryjesz. Tak ci lepiej – powiedziała cicho, prawie mrucząc mu do ucha, nie przeszkadzając w odpoczynku. Dla pewności jednak, że zrozumie o co jej chodzi, trąciła delikatnie palcem jeden z rogów, uśmiechając się pod nosem.
        Kimiko przez chwilę milczała, też przymykając oczy i odpoczywając razem z Laufeyem. Ogon zawinęła do siebie, przytrzymując go ręką na udach i tylko jego końcówka poruszała się powoli i leniwie, niemal w rytm oddechu dziewczyny. Złodziejka zaś zastanawiała się na ile Dagon żartował, pytając ją o propozycje, a na ile naprawdę jest w dupie i przydałaby mu się pomocna dłoń. Lub łapa…
        Otworzyła leniwie ślepia i puściła ogon, wsuwając rękę pod marynarkę mężczyzny. Położyła mu dłoń na brzuchu, głaszcząc bezwiednie kciukiem przez koszulę.
        - Dagon – zaczepiła go cicho i poprawiła lekko głowę na dłoni. – Nadal jesteś zły na Setha o podbijanie ceny posążka? – zapytała, a na jej ustach mimowolnie pojawił się psotny uśmiech, gdy napotkała spojrzenie czarnych ślepi.
        - Jest w mieście. Mówię, bo możesz do niego zagadać, czy ci pomoże. Nie ręczę za niego, jakby co, po prostu rzucam propozycję – zaznaczyła. – Ufać mu za bardzo nie można, ale jak mu się dobrze zapłaci, to na pewno dopilnuje tego, co ma. A chyba się nudzi ostatnio – dodała już jawnie rozbawiona. To było niedopowiedzenie, panterołaka już naprawdę nosiło.
        Kimiko nagle poruszyła się niepewnie.
        - Tylko… kiedy dokładnie jest ta aukcja? I na kiedy go potrzebujesz? – zapytała, na razie nie chcąc wyjaśniać, dlaczego pyta, ale w końcu stwierdziła, że i tak będzie musiała wyjaśnić, co ma na myśli.
        - Zbliża się nów – powiedziała niechętnie, ale oczy jej błyszczały. Najgorsze były właśnie ostatnie dni przed tą fazą księżyca, kiedy z całą pewnością wiedziała, że narozrabia i jednocześnie się tym martwiła i nie mogła tego doczekać.
        - On może wtedy być... ymm... niedysponowany. Ja zresztą też – dodała, wciąż z objawami wewnętrznego rozdarcia. – Więc w razie czego na aukcję też chyba poszedłbyś sam.
        Nawet nie dodawała dlaczego. Laufey doskonale wiedział, że podczas nowiu dziewczyna jest zdolna niemal do wszystkiego i nawet groźba dekapitacji przez wkurzonego diabła nie jest w stanie powstrzymać jej przed wybrykami.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

         Dyskutowali spokojnie. Diabeł udzielał własnych wyjaśnień i słuchał odpowiedzi panterołaczki, a nastrój skłaniał do wygodniejszego ułożenia się na kanapie. Rozmawiali jak dobrzy współpracownicy, ale też przyjaciele... starzy kompani na pewno. Przerażające. Ale Kimiko dała już wyrazy swojej nieprzekupności, więc może nie będzie żałował. Jak na razie przynajmniej przy dziewczynie, chociaż na chwilę się uspokajał i relaksował. Może jak każdy żywy byt potrzebował czasami wytchnienia i nie daj zaraz kogoś bliskiego. Żenujące jak beznadziejny się stał. Czy się tym przejmował - chyba niespecjalnie. Ułożył się bardziej komfortowo, niemal leniwie. Gdy tylko Kimiko zaczepiła go o wygląd, mruknął zadowolony i uchylił powiekę, jednym ślepiem zerkając na zmiennokształtną. Czerń oka błysnęła na krótko i znów zniknęła, a bies wyszczerzył się zaczepnie półgębkiem.
        - Bo masz spaczony instynkt samozachowawczy i dużo farta - wychrypiał rozbawiony. Jak kocicy nie lubić, kiedy ona sama tak lubiła kłopoty? Na dobrą sprawę nie potrzebowali siebie nawzajem, nie mieli tego przymusu. Jedno nie chciało od drugiego niczego konkretnego i chyba właśnie dlatego tak swobodnie spędzali ze sobą czas. Z wyboru, nie z musu. Dla samej przyjemności własnego towarzystwa. To właśnie było kuszące.
        Ostrożny i mało żartobliwy wstęp sprawił, że czart mruknął pytająco, czekając dalszego ciągu. Zakładał, że pantera bada grunt albo ma mniej przyjemne wieści. Gdyby był zwierzęciem, pewnie zastrzygłby uchem nie wiedząc czy jeszcze jest ciekaw czy już zaczyna się wkurzać. Nie było tak źle.
        - Nie jestem zły za posążek - wymruczał spokojnie, otwierając czujniej oczy i spoglądając na kocicę. Pod "A" pewnie kryła się reszta alfabetu.
        - Kocur zwyczajnie mnie wkurwia, ale nie byłby jedynym. Błędem było przegięcie u Whitakera, ale się spłacił - odpowiedział uczynnie, wciąż nie będąc pewnym czy bał się dalszego ciągu, czy było mu ono na rękę.
        Mruknął ochryple, zastanawiając się przez moment. Nie żeby miał wiele alternatyw. Tak jak Kimi powiedziała, mało kto mógł za kota poręczyć, ona na pewno nie, i pewnie w różnym stopniu oboje mu nie ufali, ale kocur wciąż żył, a to znaczyło, że miał łeb na karku. Współpracować też się z nim dało, o ile ograniczyło się czas w jednym pomieszczeniu. Wszystko było niemal zabawne, ale czart szybko spoważniał. Nów, tak tego brakowało w całej rozpisce. Panterołak w nowiu, pilnujący transportu nielegalnych ziół. Materiał na komedię bo dowcip byłby zbyt krótki.
        - Aukcja jest mniej więcej za dwa dni, ale dokładna data i miejsce wciąż nie są ujawnione. Nie chcą, żeby nieproszone osoby się o niej dowiedziały. - Kiedy miał być nów... kalendarza księżycowego nie śledził, ale zapewne za chwilę się dowie.
        - Jakbyś mogła, daj kocurowi cynk, pogadamy - westchnął przymykając na nowo oczy. Rozciągnął się właśnie wygodnie i byłoby bardzo przyjemnie, gdyby nie szmery i hałasy, które zaczęły dochodzić zza drzwi. Diabeł powoli ponownie otworzył oczy, nasłuchując uważniej. Zaraz potem drzwi się otworzyły, a dokładniej zostały wyważone przez dwóch dryblasów z czarnymi chustami na szyjach. Dagon momentalnie był na nogach. I tak diabli wzięli jego plany. W przenośni i dosłownie. Rozeźlony piekielnik złapał stół razem z mapami i cisnął nim w drzwi, wysyłając nieproszonych gości skąd przyszli, razem z lecącymi pergaminami i drzazgami. W zasadzie jednego. Drugi niestety nie zmieścił się w przejściu i połowa stołu pchnęła go z impetem na ścianę.
        - Mam już tego kurwa naprawdę dość - warknął bies. Po pozbyciu się nieproszonej dwójki, mieli jednak chwilę, gdy pozostałe oprychy z dwóch rożnych grup zajęły się sobą nawzajem.
        - Daj znać kocurkowi i spotkamy się w dokach, dobrze? - mruknął do panterołaczki, podchodząc bliżej i obejmując ją w pasie. Jakoś się diabeł nie spieszył, chociaż nieustanne odgłosy walki sugerowałyby raźniejsze postępowanie.
        - A jakby nemorianka się odezwała, powiedz, że będę zaszczycony móc z nią porozmawiać - wymruczał tonem sugerującym Kimiko, że tak właśnie miała go zacytować. Chwilę później ukradł sobie buziaka na koniec trącając panterze ucho.
        - A ja pójdę trochę posprzątać ten bajzel, bo komuś się chyba w dupach poprzewracało i myśli, że zabawnie się kopie leżącego - wychrypiał i wyszedł z pokoju odrzucając na bok resztki stołu.

        Dość było gry na czas. Dość blefów i ostrożnego dobierania kart. Przyszła pora na podbicie sprawki i butne "sprawdzam". Czas było zebrać i wykorzystać te atuty co miał i ukatrupić smokołaka, a przynajmniej spróbować, bo jeśli dalej tak miało być, to zapowiadało się, że ciągle będzie uciekał. Nie po to ewakuował się z Piekła, żeby teraz musiał kryć się po Alaranii. Dagon zamierzał wszystko rzucić na jedną kartę i to w dniu aukcji.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Było jej wygodnie na diablich kolanach i pod jego ramieniem, więc jeszcze sobie stopą bujała w zadowoleniu. Błyskowi czarnego oka odpowiedziało zielone kocie ślepie i zaczepny uśmiecha, a na komentarz diabła Kimiko parsknęła pełnoprawnym śmiechem.
        - Za to mnie lubisz – zamruczała znowu, trącając go nosem w polik i niespodziewanie podgryzając w szczękę. Nów może i niedługo, ale nosiło ją już od paru dni.
        Temat Setha wyciągnęła sama niepewna własnej propozycji. Dagon jednak pytał o pomysły, a lepszy kiepski niż żaden. Problemem był właśnie tylko termin aukcji, który, z tego co dobrze liczyła, niemal idealnie pokrywał się z nowiem. Niedobrze.
        Potaknęła grzecznie i ułożyła się na nowo wygodnie, tylko jej ucho podrygiwało niespokojnie. Uniosła głowę, spoglądając zaciekawiona w stronę drzwi i przezornie zdjęła nogi z diablich ud. Nie zdążyła jednak uprzedzić towarzysza, gdy on sam usłyszał hałasy w korytarzu, a po chwili drzwi wleciały do środka wśród drzazg i tynku.
        - Upsi.
        Kimiko przesadziła susem kanapę, w ostatniej chwili umykając przed lecącym przez pokój stołem. Z psotnym uśmiechem obserwowała jak intruzi wypadają dokładnie tą samą drogą, którą przyszli, lub rozbijają się na ścianie. Bies otrzymał pełne podziwu spojrzenie kota, wracającego przez oparcie na kanapę, dzięki czemu znalazła się nieco wyżej, mogąc swobodnie objąć diabła za szyję.
        - Dobrze – zamruczała grzecznie i na moment pokazała kiełki, czując trącenie w ucho. Była w nastroju na zabawę, nie na pójście sobie do domu! Mruknęła jeszcze kilka razy na potwierdzenie, z jeszcze bardziej zadowolonym mruczeniem przyjmując buziaka, a później odprowadziła biesa spojrzeniem. Rogata sylwetka przeszła przez tumult jak rekin przez ławicę ryb. A, że Kimi rybki lubiła….
        Czarna pantera z rykiem wyskoczyła z gabinetu, wpadając do korytarza i łapiąc pierwszego typa z czarną chustą, jaki stanął jej na drodze. Będzie na obiad.

Kimiko – ciąg dalszy
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości